
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Lekka mżawka zaznaczała swoją obecność na szybach. Pseudozamczysko mocno stało na nogach, nie dając się lekkim podmuchom wiatru.
-Niech to szlag!
Krzyk roznosił się powoli po całym pokoju, wędrując do co raz odleglejszych zakątków, aż w końcu uraczył uszy garbusa. Porażony piskliwym wołaniem, popędził co sił w nogach w stronę głosu. W planach miał gładkie zaliczenie schodów, ale plany z natury lubią się krzyżować…Będąc na pierwszych schodkach zahaczył łopatką o poręcze i zatańczył na nich niesamowite passodoble w kategorii solo. Gdyby nie był sługusem szalonej pani naukowiec, najprawdopodobniej zostałby kaskaderem.
Znajdując się już na dole, posiniaczony trochę bardziej niż zwykle, podniósł swoje ciało i ruszył żwawo w kierunku laboratorium.
-…Jeśli zdobędę świat, każę powybijać wszystkich prezenterów pogody! I kamerzystów! I ludzi od montażu!…
Krzyk był na tyle wyraźny, że niejeden rozsądny człowiek zacząłby rozważać opcje odmienne od podążania w jego kierunku. Zmiana pracodawcy, albo chociaż operacja plastyczna i nowe nazwisko. to nieduże wymagania, jak na kogoś, kto pół życia spędził w przyciasnej klitce i wysłuchiwał kolejnych genialnych planów.
Przekraczając próg i ledwie dysząc, wiedział, że nie było już odwrotu.
-Wiadełek! Co tak długo?! Co z Ciebie za sługa?! Na co Ci ta łopata?!
-eee…Moja Pani…Odsypiałem wczorajszą próbę ożywienia tego…no…krzaksztajna, czy jak mu tam.
-Badylsztajn kozi bobku! Tyle nad nim pracujemy, a Ty dalej nie możesz spamiętać…Ja się pytam, za co?!
Po tylu latach nie czuł ani kawałka urazy. Nawet go to bawiło. Patrząc na swoją wściekłą mentorkę, próbował powstrzymać uśmiech, ale nie potrafił. Właśnie teraz widać było, że jest równie symetryczny, jak krok degustatora wódki po ciężkim dniu pracy.
-…no skaranie boskie z tą pogodą…
Głowa, która nie chciała zbytnio chwalić się uśmiechem, próbowała zakryć go* gęstą porcją włosów. Na masywnym tulowiu spoczywały silne ramiona, które wyrzeźbiły ćwiczenia z łopatką i pokaźny garb, który wyrzeźbił ktoś z bardzo ekscentrycznym poczuciem humoru.
*Po samodzielnym planowaniu czupryny można wywnioskować, że nigdy nie była na randce z wodą.
***
-…Może chociaż paczka dojdzie szybko…
Zauważając, że bogini gniewu uśpiła swój wulkan, podjął próbę rozmowy. Czuł się jak saper.
Jeden nieostrożny ruch, lub nagłe kichnięcie mogły zmieść z powierzchni ziemi jego jakże barwnie opisane ciało i pół wsi.
-Moja droga krolowo zła…
Zaczął niepewnie, ale gdy paktujesz na moście znajdującym się między niebem a lawą, to najlepiej komplementować.
-…jakże demonicznie pięknie dzisiaj wyglądasz. Czy zechciałabyś poukręcać łebki okolicznemu ptactwu?
Jest zbyt ciepło na siedzenie w laboratorium, a ciągła praca Ci nie służy.
-Chyba masz rację. Dawno nie zabiłam żywego stworzenia w tak piękny dzień…Tylko te mikstury, kolejne monstra i ciągłe promieniowanie. Czy my w ogóle spełniamy wymogi BHP?
Wiadełek zatańczył radośnie widząc, że serce demonicznej doktor przechodzi fazę "odwilż". Nie była to pierwsza i ostatnia, ale cieszyła z tak samo wielką radością, jeśli nie większą.
-Nie Moja Pani, ale dzwonilem w tej sprawie do Urzędu Kontroli Geniuszy Zła i mają złożyć wizytę w ciągu tygodnia.
-Wspaniale! Już dawno powinniśmy zacząć knuć za plecami świata zgodnie z pewnymi normami prawnymi. Tak robią cywilizowani ludzie. A co z brakującą cześcią do "ożywiacza monstrów"?
-Zamówiłem na internetowym straganie Moja Pani. Przesyłka w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, a kubek z wizerunkiem ulubionego potwora gratis! Wybrałem oczywiście Hrabiego Draculę. Swoją drogą, co u niego?
-Słoneczna pogoda mu nie służy. od miesięcy siedzi w sarkofagu i wałkuje nową płytę "Hardkorowych Wysysaczy"
Rozmowa zaczynała schodzić na tematy bardzo poboczne, a atmosfera robiła się nazbyt miła. o dziwo żadna ze stron nie zauważyła tej odmiany i chwilę później dało się słyszeć wesołe krzyki Dr Mażeny, gdy wesoły garbus pozbawiał życia kolejną wronę swoją podręczną saperką.
Dzień zbliżał się ku końcowi, a los miał w planach zagrać kilka symfonii na cudzych nerwach.
Nie wiem czy chcę przeczytać część drugą. Jakoś do mnie nie przemawia.
Zaimków nie piszę się z dużej litery. Przecież to nie list miłosny.
Osobiście brakuje mi tu czegoś. Może gdybyś lepiej przedstawił postacie, żeby można się było więcej o nich dowiedzieć? Bo w takiej formie jest jakoś pusto.
Pozdrawiam serdecznie.
Przeczytałem, ale jakoś do mnie nie przemówiło za specjalnie.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.