- Opowiadanie: Serginho - Pewnego razu przy ognisku... (FANTASY)

Pewnego razu przy ognisku... (FANTASY)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pewnego razu przy ognisku... (FANTASY)

Zgrabna, czarnowłosa kobieta siedziała przy ognisku, nucąc pod nosem wesołą melodię. W czarnym kociołku, zawieszonym na prowizorycznym ruszcie, złożonym z trzech gałęzi, bulgotała jakaś strawa. Obok postaci leżała torba podróżna, a ona sama swoją miłą aparycją zdradzała kogoś, kto najprawdopodobniej zgubił się wśród pokrętnych dróg Księżycowego Lasu i był zmuszony pozostać na noc wśród nieprzyjemnego poszycia mrocznej puszczy. Ubrana w lekką skórznię, przylegające do nóg skórzane spodnie i jeździeckie buty przypominała szlachciankę, zwłaszcza, gdy zwróciło się uwagę na misternie wykonany miecz przy pasie. Kobieta była sama wśród otaczającego ją lasu, ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało, bo wciąż nuciła tę samą melodię.

 

Podniosła się nagle z pieńka, na którym siedziała i zerknęła w głąb kociołka, wciągając do nozdrzy wspaniały zapach strawy. W świetle rozświetlających mrok płomieni można było dostrzec jej piękną, pociągłą twarz, a lekki wiatr, rozwiewający średniej długości włosy, zwracał uwagę na nieco szpiczaste uszy kobiety. Twarz półelfki zdradzała zadziorność i wyniosłość, niespotykaną raczej wśród ludzkich kobiet.

Zamieszała gulasz w kociołku i nabrała trochę na łyżkę, by spróbować. Nie zdążyła, gdy usłyszała za sobą męski głos.

– Pięknie pachnie, pani.

 

Odwróciła się, dostrzegając potężnie zbudowanego mężczyznę kilka metrów za sobą. Jego stwierdzenie nie było ani trochę przyjazne. Kobieta dobyła miecza. Wstała, ustawiając się w pozycji bojowej i zasłoniła sobą gotującą się na palenisku strawę.

– Och, nie ma powodu do niepokoju. – Nieznajomy machnął ręką, a zza nocnej zasłony lasu wyłoniło się kolejnych pięciu mężczyzn. Jeden z nich miał łuk, pozostali uzbrojeni byli w miecze i topory. Wiedziała już, co to oznacza i przeniosła wzrok na barczystego zbira, który pojawił się w obozie jako pierwszy. Dopiero teraz zwróciła uwagę, że mężczyzna ma na sobie długą kolczugę, a przy jego pasie spoczywa okuta pałka.

– Czego chcecie? – zapytała spokojnie półelfka, wodząc wzrokiem po obliczach wszystkich mężczyzn, wciąż wracając do największego z nich. – Jeśli tylko zjeść ciepły gulasz – zapraszam. Jeśli jednak coś więcej, odejdźcie, nim komuś stanie się krzywda.

 

Na chwilę zapanowała cisza, a następnie rozległ się gromki śmiech nieznajomych mężczyzn. Kobieta zauważyła, że tylko największy, zapewne herszt bandy, nie roześmiał się na jej słowa.

– Słyszałeś to, sierżancie? Ona nam chce zrobić krzywdę. – Tyczkowaty, przypominający z twarzy pysk szczura banita, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

– Zamknij się, idioto – warknął dowódca. – I nie nazywaj mnie pieprzonym sierżantem…

Półelfka dostrzegła, jak tamten nagle zmizerniał i jakby skulił się w sobie.

– Nie powinnaś podróżować sama po tak niebezpiecznych terenach, pani. Zwłaszcza nocą. To może się źle skończyć. – Zaznaczył z groźbą w głosie, zerkając na nią.

– Dla któregoś z was z pewnością. – Półelfka wciąż stała w pozycji bojowej. – Odejdźcie, albo nigdy nie opuścicie tego lasu.

Powiedziała to z takim spokojem, że barczysty bandzior warknął jakieś przekleństwo pod nosem i zbliżył się o krok. Kobieta zrobiła to samo, zataczając w powietrzu efektowny młynek swoim mieczem. Wyglądało na to, że oprócz tego, że był wspaniale zdobiony, to i należycie wyważony. Przede wszystkim jednak – zabójczy, a ona wiedziała, jak się nim odpowiednio posłużyć.

– Dosyć tego – mruknął zbir niecierpliwie. – Oddaj nam to, co masz przy sobie, a nie stanie ci się krzywda. Obiecuję.

– Prędzej wolałabym zaufać szczurowi, niż tobie – odparła półelfka. – Zbliż się jeszcze choćby o krok, a oddzielę twój bebech od reszty twojego obleśnego cielska.

– Odważnie sobie poczynasz, kobieto, zwłaszcza mając przed sobą kilku zbrojnych mężczyzn – rzucił herszt. – Naprawdę nie chcemy cię zabić… weźmiemy co się nam należy, a potem odejdziemy i już nas więcej nie zobaczysz.

Przejechała wzrokiem po twarzach jego kompanów. Nie trzeba było być mędrcem, by stwierdzić, że patrzą na nią, jak na chodzące mięso, z którym można się odpowiednio zabawić. Przeklęła w myślach Kellena. Gdzie on się do cholery podziewał, przecież poszedł tylko po chrust, by ognisko tliło się długo w noc. Mogła grać na czas, ale jeśli przyjdzie co do czego, z sześcioma zbrojnymi na pewno sobie nie poradzi.

– Tak jak mówiłam… choćby o krok. – Ton jej głosu nie zdradzał niepokoju, raczej niesamowitą pewność swych umiejętności. Odkąd pamiętała, była dobrą aktorką, teraz jednak zaczynała się martwić. Zwłaszcza, że zbiry powoli traciły cierpliwość tą gadką.

– No cóż, starałem się być miły i rozwiązać sprawę pokojowo, ale widzę, że się nie da – stwierdził herszt. – Andres, zastrzel ją.

 

Półelfka zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że zanim zdąży wykonać jakąś paradę, oddalony o kilka metrów mężczyzna, napinający właśnie łuk, zdąży ją trafić, nim do niego dopadnie. To nie miało sensu powodzenia, dlatego cofnęła się i zastawiła mieczem. Musiała liczyć na swoją szybkość, skoro Kellena nigdzie nie było widać.

Gdy wydawało się, że walka potoczy się na niekorzyść kobiety, nagle wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał, a na pewno nie przeciwnicy. Zobaczyła jedynie wielki, biały kształt wyskakujący spośród skąpanych w mroku drzew, który powalił na ziemię łucznika. Ten zdążył wypuścić strzałę, jednak ta, zupełnie nieprecyzyjna, minęła półelfkę w znacznej odległości, nie czyniąc jej krzywdy. Dopiero po chwili kobieta dostrzegła, że to Haran, chowaniec Kellena. Potężny, biały tygrys wgryzł się w szyję łucznika i targał nim we wszystkie strony, niczym szmacianą lalką.

Wojowniczka nie miała czasu obserwować, co się dzieje z ofiarą chowańca, gdyż z prawej strony doskoczył do niej jeden z łotrów, celując mieczem w jej twarz. Bez najmniejszego problemu odbiła pchnięcie w górę i nim adwersarz zdołał złapać równowagę, cięła przez brzuch otwierając go, niczym usta wykrzykujące jakąś obelgę. Widziała wypływające wnętrzności, gdy zbir zwalił się ciężko na twardą ziemię. Herszt bandy warknął jakieś przekleństwo i oddalił się, dobywając okutej pałki.

 

Parując cios kolejnego banity, półelfka dostrzegła kątem oka, jak z cienia drzew wyłonił się wysoki mężczyzna o białych włosach. Z mieczem w dłoni poruszał się gibko niczym własny chowaniec, siejąc spustoszenie w szeregach przeciwników. Odetchnęła z ulgą, widząc skupione oblicze Kellena, który uchylił się przed opadającym toporem i ciął kolejnego zbira przez gardło. Buchnęła krew i mężczyzna padł martwy zalewając się własną posoką.

Czarnowłosa, pozbawiając życia kolejnego ze zbirów, rzuciła się w stronę herszta, który widząc ją uniósł pałkę i ustawił się w bojowej pozycji, przypominającą raczej akcję desperata, niż wojownika.

– I co teraz, panie? – zażartowała. – Już nie czujesz się tak pewny swego? Czyżby wszystko potoczyło się inaczej, niż zakładałeś? Mówiłam, żebyś odszedł, gdy był na to czas…

 

Nie czekając na jego odpowiedź, w kakofonii agonalnych dźwięków wydawanych przez ofiary Harana, ruszyła na wielkiego mężczyznę, by pozbawić go tchnienia. Przywódca bandy zamachnął się z góry swoją pałką, jednak chyba nie przewidział, że kobieta może być szybsza od jego uderzenia. Ona natomiast z gracją kota wyminęła atak i natarła swym mieczem, przebijając zbira na wylot. Gdy zsuwał się po zakrwawionym ostrzu, widziała strach i ból w jego oczach. Próbował nieudolnie łapać powietrze do płuc, jednak szybko oddał ostatni oddech, uderzając o zimny grunt.

Rozejrzała się po obozie. Banici zostali pokonani, jednak kilku z nich wciąż jęczało z bólu. Kellen machnął dłonią, wydając bezgłośne polecenie swemu chowańcowi, a potężny kot podchodził po kolei do konających mężczyzn, ujmował ich głowy w wielki pysk i skręcał kark, niczym zaprogramowana maszyna. Półelfka nie chciała na to patrzeć.

 

– Miło, że wreszcie zaszczyciłeś mnie swoją obecnością – kobieta mruknęła z wyrzutem, wycierając ostrze miecza w jakąś szmatkę.

– Miło? Odkąd pamiętam mówiłaś, że zwykłe zbiry to dla ciebie nie problem, Kaya – zażartował Kellen. – To było cholernie proste, nawet nie musiałem się męczyć z czarami.

– Bo zrobiłeś to z zaskoczenia, a te szczury zesrały się na miejscu, widząc Harana.

Na dźwięk swego imienia, potężny tygrys podszedł do kobiety i otarł się o jej nogę, wchodząc pyskiem pod zwieszoną dłoń.

– Może i z zaskoczenia, ale obserwowałem całą sytuację od momentu, gdy się pojawili. – Na twarzy półdrowa wykwitł szeroki, zadziorny uśmiech. – Chciałem zobaczyć, jak sobie poradzisz. Byłaś naprawdę twarda. – Ostatnie słowa pełne były radości.

– Spieprzaj, Kellen – odparła, siadając ciężko na pieńku. – Nie cierpię, kiedy sobie żartujesz w taki sposób. Mogłam zginąć przez ciebie.

– Przestań, jesteś ze mną. Nic ci się nie stanie, moja droga siostro – powiedział to w taki sposób, jakby chodziło o plamę na spodniach. Podszedł do paleniska, na którym gotowała się kolacja i powąchał. – Chyba już się zrobiło, kochanie.

– Jesteś niemożliwy… czasami mam ochotę cię zabić – burknęła Kaya.

– Też cię kocham, a teraz nakładaj.

Kellen w jednej chwili przywołał Harana i rozejrzał się po pobojowisku.

– Nie jest tak źle, spójrz na to z drugiej strony – dziś łowcy stali się zwierzyną.

 

Zaklinacz drapał wielkiego tygrysa za uchem, a Kaya zerkając na bulgoczący w kociołku gulasz, nie mogła zaprzeczyć ostatnim słowom półdrowa.

 

END
Koniec

Komentarze

Bardzo podobną rzecz napisałam w pierwszej połowie siódmej klasy. Tylko postacie nazwałam inaczej. Może dlatego, że pies sąsiadów miał na imię Kaja :(.

Ale w życiu nie wpadłabym na to, żeby to opowiadanie tutaj umieszczać...

Natomiast mnie sie podoba nastrój opowiadania. Dlatego nie pasuje mi słowo "spieprzaj" do tego klimatu(zesrały się...obleci ). A może dlatego, że mam przesyt tego typu slów tutaj :). Trochę za krótkie...bo rozumiem, że jest to opis jednej sceny, ale może warto zrobić z tego jakąś większa opowieść z fabułą? I to zdanie "Nie jest tak źle, spójrz na to z drugiej strony - dziś łowcy stali się zwierzyną." - daj coś więcej o tych łowcach, żeby było uzasadnione odniesienie tego zdania do  nich. Czyli jednym słowem, jak dla mnie, rozbuduj, bo z ciekawością bym poczytała :)

Nie najgorsze opowiadanko. Ma pewien klimat. Potrafisz pobudzić wyobraźnię. Brakuje mi jedynie samego pomysłu, który jest jakoś mało rozwinięty. Ogólne wrażenie jest jednak dość dobre. Daję 3.
Pozdrawiam serdecznie.

@ niezgoda.b: gratuluję talentu, też bym chciał pisać takie opowiadania jak to powyżej w siódmej klasie podstawówki :D. Niestety, wtedy pisałem jedynie krótkie fan-ficki o He-Manie, Yatta-Manie i Mortal Kombat do szkolnej gazetki  ;). I z pewnością nie nadawałyby się do publikacji na stronie NF po tylu latach :P.

@ agazgaga: dokładnie, to jest jedynie opis sceny, która powstała "w przypływie chwili", że się tak wyrażę - chciało mi się napisać coś krótkiego, ukazującego tę dwójkę i tak też uczyniłem. Generalnie obie postaci to bohaterowie sesji RPG - Kaya jest postacią mojej Żony, Kellena stworzyłem ja. A ci "łowcy, którzy stali się zwierzyną" to właśnie zbiry leżące bez życia wokół obozu. Choć w sumie mogłem to jakoś wyjaśnić na końcu tekstu, by nie było to zbyt niezrozumiałe (jeśli to tak wygląda ofc, bo jako autor tego "czegoś" nie mogę obiektywnie ocenić swojej roboty). Jeśli chodzi o Kellena i Kayę, to przeżyli już tyle różnych przygód, że ciężko byłoby to spisać, więc póki co, to co powyżej pozostanie one-shotem. Dzięki za poświęcony czas i komentarz :).

@ Redil: Dzięki wielkie za ocenę i opinię. Co do pomysłu, to nie miało być tutaj nic odkrywczego - po prostu kolejna noc na trakcie w świecie fantasy, gdzie może zdarzyć się dosłownie wszystko. Banitów można by zastąpić na przykład wygłodniałą bestią, albo jakąś błąkającą się zjawą nie mogącą zaznać spokoju i pewnie efekt byłby lepszy, ale ja piszę generalnie z serca i "co mi ślina na język duszy przyniesie", więc jest tak, a nie inaczej :). Tak jak słusznie zauważyła agazgaga, mogło by to być rozwinięte w coś większego, ale że moją głowę zaprzątają różne inne pomysły po prostu zostało w takiej formie w jakiej Wam to oddałem. Cieszę się, że mimo wszystko, w mniejszym bądź większym stopniu się to podobało i również pozdrawiam serdecznie!

Serginho...to, że łowcy to zbiry leżące bez zycia wokół obozu, to ja zrozumiałam. Chodziło mi o to, żeby ich bardziej wyeksponować , coś więcej o nich. Zeby było więcej o nich jako łowcach. To, że napadli i zginęli to ja zrozumiałam ;)
pozdrawiam

Aga, ale to zwykłe zbiry z lasu, więc nie ma sensu się rozpisywać o nich nie wiadomo w jakich kategoriach. Gdyby to był jakiś "główny ZŁY", to wiadomo, że trzeba poświęcić mu trochę uwagi, ale skoro to normalni banici, których pełno na szlaku, to zostali potraktowani tak, jak to zwykle w książkach bywa. Czyli nie żyją :P
Pozdrawiam!

PS.  A co do "spieprzaj, Kellen", to ten zwrot stał się u mnie w domu kultowy. Jak zajdę Żonie za skórę, to właśnie tak ładnie do mnie mówi :D. W tekście pojawiło się tylko po to, żeby pokazać, że Kaya nie przepada za swoim kompanem i że działa jej na nerwy :).

Serqinho, czyli masz "charakterną" żonkę :D. To się ceni! Co do zbirów, to myślałam, że chciałeś (gdzieś w zamyśle) właśnie z nich uczynić jakiś wątek...jeśli nie główny, to spory i dlatego tak napisałam o tym zdaniu.
Pzdr :)

Odwróciła się, dostrzegając potężnie zbudowanego mężczyznę kilka metrów za sobą. Jego stwierdzenie nie było ani trochę przyjazne. – nie rozumiem zwrotu „jego stwierdzenie”. Jakie stwierdzenie?

 

Ten zdążył wypuścić strzałę, jednak ta, zupełnie nieprecyzyjna, minęła półelfkę w znacznej odległości, nie czyniąc jej krzywdy. – nie precyzyjny mógł być strzał, nie strzała.

Tyle znalazłem i pare powtórzeń. Ogólnie to nawet fajnie napisana scenka, podejrzewam, że z d&d, bo te półdrowy i chowańce :P Ode mnie 4, lubie takie klimaty, a ten tekścik jest ok.

 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

@ agazgaga: Żonka jest bardzo charakterna, przy niej nawet nasi przyjaciele i znajomi chodzą jak w przysłowiowym "szajcarskim zegarku" :P. A wracając do meritum, to jeśli chodzi o zbirów, to tak jak napisałem gdzieś wyżej - jest to one-shot umiejscowiony gdzieś na szlaku, więc nie było moim zamierzeniem robić z tego czegoś większego, a już tym bardziej ze zwykłymi banitami ;).

@ Fasoletti: Dziękówa za ocenę i komentarz :). Tak, to uniwersum DnD - gwoli ścisłości Kaya i Kellen to przyrodnie rodzeństwo (półdrow i półelfka - zbyt długa historia, żeby teraz to roztrząsać :P), niedawno powstał nawet pomysł, żeby wspólnie z Żoną napisać jakieś grubsze opowiadanie z tą dwójką i pewnie coś z tego wyjdzie wkrótce (tak, moja Żona też pisuje różne rzeczy "do szuflady", czy jak kto woli "na dysk" i ma dużo lepszy styl ode mnie). A tak z innej beki, mam nadzieję, Fasoletti, że w końcu doczekam się jakiejś konkretnej oceny "Strasznego Dworu". W końcu zapowiedziałeś się, że przeczytasz, więc liczę na Twoje zdanie (zwłaszcza, że moim zdaniem jesteś obiektywnym gośćiem - potrafisz wychwycić jakieś rzeczy z d... ale i też pochwalić - bez cukru to piszę :D). Czwarta część właśnie się pisze (miały być trzy a chyba będzie pięć xD, ale tak to jest, jak siedzisz i piszesz i piszesz i piszesz... i nie możesz przestać :P).

Pozdrawiam wszystkich, którzy poświęcili swój czas, żeby przeczytać powżyszy tekst :) 

Ja wiem czy z dupy? Z tekstu. No wiem, jestem szczególarz czasami, ale taki już mój charakter :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti, chyba źle coś ująłem i się nie zrozumieliśmy :D. "Z d..." chodziło mi o błędy, które Ty wychwytujesz w tekście, a nie że wychwytujesz błędy "z d..." wzięte xD. W sensie takim, że pokazujesz ludziom, co źle napisali i co trzeba poprawić. Lubię, gdy pod moim opowiadaniem mam jakąś notkę od Ciebie, bo zawsze są to konkretne rzeczy i konstruktywna krytyka. Bardzo sobie cenię takie uwagi, gdyż dzięki nim mogę nadal nad sobą pracować i rozwijać rzemiosło. Co mi przyjedzie z: "Nie podoba mi się, bo nie"? ;) Wziąłem sobie do serca uwagę o dialogach i chyba udało mi się je choć trochę poprawić...

Pozdrawiam, do napisania! :)

Wiem o co ci chodziło z tą dupą, spoko. Takie mam już poczucie humoru, czasem trudno żart wyłapać :P Cieszę się że moja opinie są choć trochę pomocne.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka