
Starożytny Rzym. Jak mogły by wyglądać podboje, gdyby...
Cytaty pochodzą z:
1) Gajusz Swetoniusz Trankwillus: Żywoty cezarów.
2) Gajusz Juliusz Cezar: O wojnie domowej
Starożytny Rzym. Jak mogły by wyglądać podboje, gdyby...
Cytaty pochodzą z:
1) Gajusz Swetoniusz Trankwillus: Żywoty cezarów.
2) Gajusz Juliusz Cezar: O wojnie domowej
– Gajuszu! – Matka jak zwykle pofatygowała się osobiście, żeby go zawołać. – Zagnaj gęsi do zagrody i chodź na kolację.
Chłopiec włożył do ust gwizdek i wydobył z niego przeciągły wysoki dźwięk, a po nim dwa krótkie i niskie. Skubiące leniwie trawę dorodne gęsi wyciągnęły długie szyje w górę i zaczęły energicznie machać skrzydłami, unosząc tumany kurzu i gęgając tak głośno, że matka musiała zakryć uszy.
– Przestań natychmiast! – skarciła go. – Przestań i zagnaj je do zagrody.
Wydobył z gwizdka trzy krótkie wysokie dźwięki. Gdy ptaki się uspokoiły, dał im sygnał do powrotu i spojrzał z dumą na matkę.
– Widziałaś, czego je nauczyłem?
– Tak, synu, widziałam. A czy ty widzisz, co zrobiły z moimi włosami? Będę je musiała jeszcze raz ułożyć przed kolacją.
Gajusz Juliusz miał sześć lat i uwielbiał tresować rodzinne stado gęsi. Każda patrycjuszowska rodzina trzymała takie na pamiątkę ocalenia Rzymu przed najazdem barbarzyńców. Hodowane i tresowane od stuleci, gęsi zwane kapitolińskimi, stanowiły wizytówkę każdego domu.
– Ale powiedz, dobrze się spisały? – drążył najważniejszy dla niego ostatnio temat. – Myślisz, że mam szansę wygrać? Powiedz, powiedz, mam szansę?
Matka kucnęła przed nim, spoglądając mu w oczy.
– Tak, masz szansę, bardzo dobrze je nauczyłeś, ale pamiętaj, że inne dzieci też to ćwiczą. Twoje stado musi to zrobić perfekcyjnie. A najlepiej, gdybyś wymyślił coś, czego nikt jeszcze nie próbował gęsi nauczyć.
– Ale jak mam wymyślić coś, co nie istnieje? – Gajuszowi łzy stanęły w oczach, gdyż zadanie wydawało się niewykonalne.
Matka ujęła go za ramiona. Chciała go przytulić, ale wiedziała, że pomyślałby wtedy, że traktuje go jak dziecko i że się nad nim lituje. Na pewno nie wziąłby wtedy jej rady na poważnie.
– Jak myślisz, czy one wszystkie muszą robić to samo?
***
Siedział na żerdzi ogrodzenia i obserwował stado młodych gęsi. Dzisiaj po raz pierwszy wypuścił wszystkie razem. Trzy stare ptaki dostojnie skubały trawę, rozglądając się co chwilę, czy to wypatrując zagrożeń, czy to obserwując swoje młode, które nieustająco wypróbowywały nowo nabytą umiejętność latania. Co jakiś czas trzy, cztery ptaki rozpoczynały bieg i trochę chaotycznie machając skrzydłami, zrywały się do lotu, aby wylądować dwadzieścia, trzydzieści kroków dalej. Co bardziej odważne, a może po prostu lepiej fruwające, wylatywały na chwilę poza ogrodzenie, zataczały krąg i lądowały w pobliżu starych, otrzymując w nagrodę kilka uderzeń dziobem.
– Aulus mówi, że młode gęsi są już gotowe do lotu. – Chłopiec spojrzał pytająco na ojca. – Mogę je dzisiaj wypuścić?
– Tak, Gajuszu, wydaje mi się, że w ten sposób godnie uczcisz swoje ósme urodziny. Które gęsiory wybierzesz na przewodników?
– Zeusa, Hermesa i Hefajstosa – wypalił bez namysłu. Od wielu już dni o tym myślał i odpowiedź miał gotową.
– Hefajstosa? Jesteś pewien? Wiesz że ma problemy ze startem.
– Ale jest najmądrzejszy. I bardzo dobrze fruwa.
– Dobrze, synu, idź, i niech młode dobrze się spiszą. Przyjdę później popatrzeć.
Gajusz zeskoczył z płotu i udał się do krytej zagrody, w której przebywała reszta stada. Wszedł do środka, poczekał chwilę, aż wzrok przyzwyczai się do półmroku, i zaczął wolnym krokiem przechadzać się wśród gęsi. Lubił te chwile, gdy zbiegały się do niego i wyciągając szyje, lekko trącały go dziobami w plecy i boki, a on głaskał je po głowach. Wypatrywał wybranych przez siebie gęsiorów. Zeus, niekwestionowany przywódca całego stada, od samego początku był przy nim. Chłopiec szturchnął go lekko w dziób na znak wyboru. To samo zrobił, gdy odnalazł pozostałe dwa. Gwizdnął sygnał do wyjścia i wytypowane gęsiory podążyły za nim na wybieg.
Patrzył, jak wybierają swoje gęsi – najpierw Zeus, potem Hermes, na końcu Hefajstos – i dzielą stado młodych na trzy grupy. Gwizdnął „przygotowanie do lotu”. Stare gęsi wyciągnęły szyje do góry i zaczęły machać skrzydłami. Młode powoli, jedno po drugim zaczęły naśladować krewnych. To było już ćwiczone w małych stadach, Gajusz nie oczekiwał niespodzianek – i rzeczywiście, po kilku chwilach całe stado pokazywało swoją gotowość. Dał sygnał do skoku. Wielokrotnie ćwiczony nie przysporzył większych problemów. Gęsiory, dobrze wyszkolone, sprawnie poprowadziły młode stado w trzech liniach, podrywając się na początku rozbiegu i lądując na końcu. Następne było koło w linii, również łatwe, a potem nieco trudniejsze koło w kolumnach – tutaj wiele zależało od gęsiorów, zataczając bowiem koło, zewnętrzny rząd gęsi musiał frunąć szybciej niż wewnętrzny. Chłopiec gwizdnął rozkaz i trzy rzędy ptaków poderwały się jednocześnie do lotu.
– Świetnie ci idzie, synu. Twoje gęsi są naprawdę dobrze wyszkolone. – Ojciec patrzył na ptaki zataczające wielki krąg. – Hermes coś nie trzyma tempa. – Zwrócił się do gęsiomistrza, który stał nieopodal: – Aulusie, trzeba będzie z nim popracować.
– Ojcze, ja mogę to zrobić. Ja nauczę Hermesa – wtrącił się Gajusz.
– Dobrze, synu. Aulus powie ci, co masz zrobić i w jaki sposób. Reszta zależy od ciebie. Za miesiąc masz mi pokazać idealny lot tego gęsiora.
– Dziękuję, ojcze – powiedział to tak spokojnie, jak potrafił, wewnątrz jednak fikał koziołki z radości. Wreszcie będzie mógł uczyć stare gęsiory.
– Skończyłeś już dzisiejsze szkolenie, Gajuszu?
– Nie, ojcze. Chciałem jeszcze przećwiczyć swobodny lot.
Ojciec spojrzał na chłopca, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował. Po chwili jednak rzekł:
– Dobrze, jeśli uważasz, że są gotowe, to niech lecą. Chodź, Aulusie. – Odwrócił się do gęsiomistrza. – Nie będziemy przeszkadzać gąskomistrzowi.
Ojciec z Aulusem zniknęli wśród zabudowań, gęsi wylądowały, kończąc swój lot, a Gajusz wywinął prawdziwego tym razem fikołka, z radości.
Gęsiory zagnały swoje stadka na koniec zagrody i ze względu na brak innych poleceń zaczęły leniwie skubać trawę. Gdy chłopiec tak na nie patrzył, przyszedł mu do głowy genialny pomysł. Powinien teraz wykonać sekwencję przygotowanie–swobodny lot. Postanowił ją udoskonalić, wprowadzając dodatkowy element. Najpierw nakaże gęsiom lot w koło, a gdy będą już w powietrzu, dopiero wtedy da komendę „swobodny lot”.
Ustawił się w połowie zagrody, aby mieć jak najlepszy widok, i gwizdnął „przygotowanie”, a chwilę później „koło”. Patrzył, jak trzy rzędy gęsi podrywają się do lotu, i nagle przyszła mu do głowy głupia myśl, że gęsiory mogą nie usłyszeć następnej komendy. Włożył gwizdek do ust i zaczął biec w tym samym co gęsi kierunku. Dwa długie wysokie, jeden krótki niski. Zaczął gwizdać komendę, lecz po dwóch długich wysokich dźwiękach potknął się i gwizdek wydał dźwięk o nieokreślonej wysokości i długości. Gęsiory prowadzące przeleciały rozpędem pewną odległość i zaczęły, z braku zrozumiałego polecenia, zataczać ciasne kręgi. Stare gęsi czyniły podobnie, a młode, słabo wprawione w locie, wolniej lub szybciej zaczęły lądować na ziemi.
Gajusz podniósł się i z przerażeniem obserwował, jak młode gęsi lądują na polu kuminu Marka Emilusza i najspokojniej w świecie zaczynają się na nim paść. Stare gęsi i gęsiory dołączają do nich po chwili.
„No to będzie awantura”, pomyślał Gajusz, widząc, w jakim tempie jego gęsi pochłaniają drogocenną przyprawę. Zagwizdał komendę „powrót”, na którą ptaki nie zareagowały. Próbował jeszcze innych – „przygotowanie”, „spokój” i znowu „powrót” – bez skutku. Zaczął biec do swoich gęsi, myśląc, że może zareagują na dźwięk dobiegający z mniejszej odległości. Po chwili spostrzegł nadzorcę, który śpieszył, aby przegnać gęsi z pola, i dzierżył w dłoniach pokaźnej wielkości laskę. Z zabudowań wybiegali również zwołani przez niego niewolnicy. Gajusz miał do gęsi najdalszą drogę; widział, jak nadzorca dobiega do stada i zaczyna okładać ptaki laską, próbując wypędzić je z pola. Gęsi jednak, zamiast uciekać od atakującego ich człowieka, poczęły wściekle go atakować. Stare co chwilę wznosiły się w powietrze, bijąc skrzydłami i zaciekle dziobiąc. Młode z wyciągniętymi szyjami zajadle kąsały go po nogach.
Gajusz stanął jak wryty, ze zdziwieniem obserwując niezwykłe zachowanie jego stada. Dlaczego atakowały ludzi? Gęsiory i stare gęsi były szkolone i nigdy tak się nie zachowywały wobec człowieka. Dlaczego więc teraz jest inaczej? Nadzorca pod naporem gęsi upadł, a te nie przestawały go kąsać i dziobać. Nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby na czas nie nadbiegli niewolnicy. Zdołali powstrzymać gęsi i odciągnąć nadzorcę. Gajusz też się ocknął i zaczął gwizdać sygnał do powrotu, na który gęsi znów nie odpowiedziały, ciągle atakując ludzi. Aż w pewnym momencie, bez żadnej przyczyny, przestały. Gajusz nadal gwizdał i wreszcie gęsiory zareagowały jako pierwsze, po nich stare gęsi, a w końcu i młode. Niewolnicy nadal, jakby nie zauważając zmiany, obijali ptaki kijami. Gajusz, ochłonąwszy trochę, zagwizdał sygnał do lotu i z przyjemnością patrzył, jak jego gęsi, jedna po drugiej, wzbijają się w powietrze.
***
Od zeszłego popołudnia, kiedy to wuj Lucjusz powrócił z dalekiej wyprawy, nikt się Gajuszem nie interesował. No, prawie nikt. O drugiej godzinie nocnej matka wysłała po niego niewolnicę, aby przypilnowała go podczas wieczornej toalety.
Gdy wstał tego ranka, dom był prawie pusty, a po wczorajszym zamieszaniu nie było śladu. Zajrzał do kuchni, by coś zjeść. Od krzątających się tam niewolnic dowiedział się, że szykują ucztę na dziesiątą. Potem, jak zwykle, poszedł na plac ćwiczeń, na którym tym razem nikogo nie zastał. Poćwiczył trochę drewnianym gladiusem, ale szybko go takie samotne ćwiczenia znudziły. Poszedł do zagrody i wypuścił stado gęsi na wybieg. Na przewodnika wybrał Posejdona, gęsiora, którego z jakichś powodów stado nie za bardzo chciało słuchać. Postanowił ćwiczyć podstawowe komendy tak długo, aż stado zacznie je wykonywać poprawnie.
– Gajuszu, to nie jest dobry czas na szkolenie Posejdona. – Usłyszał za sobą głos Sofroniusza.
Sofroniusz był Grekiem, niewolnikiem i nauczycielem, który próbował wpoić chłopcu zasady posługiwania się zarówno łaciną, jak i greką. Dodatkowo uczył go również historii.
– Za godzinę pojawią się goście i Lucjusz Juliusz będzie im pokazywał, co przywiózł z dalekiej krainy Sina. Myślę, że warto, abyś ty również to zobaczył.
Gajusz zagnał gęsi z powrotem do zagrody, wpadł jeszcze do kuchni, z której zabrał garść oliwek i kilka fig, po czym udał się na dziedziniec, na którym było już sporo ludzi. Ojciec stał pośrodku, rozmawiając z Tytusem Antoniuszem, otoczony przez kilku innych patrycjuszy. Wuj Lucjusz wyciągał coś z wypełnionego przeróżnymi pakunkami wozu. Gajusz bardzo chciał do niego podbiec i zobaczyć te wszystkie skarby, ale wiedział, że naraziłby się tym na gniew ojca. Stał więc na uboczu i obserwował przygotowania. Gdy wszyscy goście zasiedli na swoich miejscach, Lucjusz Juliusz rozpoczął opowieść o swojej podróży na wschód aż do miasta Sera Metropolis w krainie Sina.
Pokazał wtedy wiele dziwnych rzeczy. Niewolnicy wnieśli klatkę, w której siedział czarno-biały niedźwiedź obgryzający liście z gałązek nieznanego drzewa, leniwy jak przekarmiony kot. Z wozu wyciągnęli bele, na które nawinięte były nieskończone ilości lśniącej białej materii, od której kobiety nie potrafiły oderwać wzroku. Lucjusz przyniósł też naręcze cienkich drewnianych tyczek, tak długich, jak dwa albo trzy pila, które były zaś tak lekkie, że kobiety mogły unieść ich dziesięć albo i więcej.
I pokazał coś, co Gajusza zafascynowało najbardziej. Dziwny ptak. Był tak duży, jak największy z jego gęsiorów. Unosił się w wysoko i był posłuszny temu dziwnemu człowiekowi o płaskiej, lekko żółtawej twarzy, skośnych oczach i czarnych, zaplecionych w warkoczyk włosach. Chłopiec przegapił wprawdzie moment, w którym ów wyciągnął ptaka spośród innych rzeczy i wypuścił go w powietrze, ale od momentu, gdy wuj, opowiadając zwyczajach dalekiego ludu, wskazał na już unoszącego się w powietrzu ptaka, nie spuścił go już z oczu ani na jedną chwilę. Przyglądał się z rozdziawioną buzią, jak skośnooki człowiek, poruszając rękami, nakazywał ptakowi zataczać koła, wznosić się, opadać i wykonywać różne, jeszcze trudniejsze ewolucje. Na koniec przywołał go do siebie gestami przypominającymi przyciąganie liny, złapał go jakby za nogi i wtedy Gajusz zobaczył, że ten ptak był całkiem płaski, że nie miał nóg i nie mógł poruszałć skrzydłami.
Gdy Lucjusz zakończył swoją opowieść i pokazy, wszyscy goście udali się do triklinium na ucztę. Gajusz pozostał na dziedzińcu sam, nie licząc krzątających się przy sprzątaniu niewolników. Przykucnął w pobliżu wozu i wpatrywał się w wystające białe skrzydło ptaka. Długo zbierał się w sobie, zanim odważył się go dotknąć. Złapał za skrzydło i delikatnie pociągnął do siebie. Mało brakowało, a by go upuścił, nagle jednak uderzyły go spadające z góry przedmioty – kłębek nici i kunsztownie rzeźbiona figurka legionisty. Ptak zrobiony był z cienkich patyczków powiązanych ledwie widocznymi nićmi. Na nich przymocowany był ten dziwny lśniący materiał.
– Chcesz spróbować, Gajuszu? – Serce podskoczyło mu do gardła, gdy usłyszał głos Sofroniusza. – Pan Liu może ci pokazać, jak wypuścić latawiec. – Dopiero teraz zobaczył, że wraz z nauczycielem przyszedł skośnooki.
– Jak to możliwe, Sofroniuszu, że ten ptak fruwa? Nie jest żywy i nie porusza skrzydłami, a fruwa.
Sofroniusz wziął od niego ptaka.
– Jest bardzo lekki, prawie tak lekki, jak piórko, dlatego może unosić się na wietrze.
– A jak nie ma wiatru?
– To można go zrobić, biegnąc. Jak biegniesz, to wiatr rozwiewa ci włosy, mimo że nie wieje, gdy stoisz. Pan Liu mówi, że w górze zawsze jest wiatr. Popatrz, do ptaka przymocowana jest nić. Gdy ją uchwycisz i pobiegniesz, ptak uniesie się jak piórko na wietrze, a nić nie pozwoli mu uciec.
I wtedy właśnie Gajusz zapragnął, aby ten sztuczny ptak wzbił się w niebo razem z którymś z jego gęsiorów, Hefajstosem na przykład. Tylko kto będzie pilnował, aby ptak latawiec robił w powietrzu to, co trzeba?
Pan Liu pokazał mu, jak trzymać latawiec podczas biegu, jak sterować nim, gdy jest wysoko, i jak sprowadzić go na ziemię. Jego mowa była niezrozumiała, ale gestami potrafił przekazać wszystko. Gdy skończyli i Gajusz odłożył ptaka na wóz, Pan Liu złączył dłonie przed sobą i bardzo nisko się skłonił, mówiąc coś w swoim języku.
– Pan Liu podziwia twój talent, Gajuszu, mówi, że możesz stać się wielkim mistrzem.
Gajusz odpowiedział coś zdawkowo, jego myśli były już zupełnie gdzie indziej. Hefajstos poprowadzi ptaka. Przywiąże gęsiorowi linki do szyi i pod skrzydłami tak, żeby nie krępowały ruchów. A ptaka będzie pilnował mały rzymski legionista, którego przywiąże tymi cienkimi, mocnymi nićmi.
***
– Pan Gajusz być wielki Rzymianin. Pan Gajusz osiągnąć dużo, bo być mądry – perorował swoją śmieszną łaciną pan Liu, który po sześciu latach ponownie przybył do Rzymu. – Liu pokazać teraz wielki wynalazek.
Gajusz z zaciekawieniem patrzył, jak Chińczyk wyciąga z głębi swoich obszernych szat dość pokaźnych rozmiarów woreczek. Mężczyzna rozsupłał jedwabny sznurek i zaczerpnął z worka garść proszku.
– Pan Gajusz patrzy, ten proch zmieni kiedyś cały ten świat – powiedział i wrzucił całą garść do płonącego przed nimi ogniska. Płomień z głośnym sykiem wystrzelił w górę błękitnym światłem.
– Piękne – powiedział Gajusz – nazwę ten proszek „błękitny ogień”. Jaki z niego może być pożytek?
Pan Liu wzruszył ramionami.
– Jeszcze nie wiedzieć, ale na pewno być wielki.
– Panie Liu. – Gajusz przeszedł do najważniejszego dla siebie tematu. – Ja też chciałbym pokazać mój wynalazek i poprosić o pomoc w jego rozwinięciu. Chodźmy do zagrody – powiedział i ruszył przodem. Gdy doszli na miejsce, pokazał Chińczykowi skubiącego trawę dorodnego ptaka.
– To mój najlepszy i najbardziej inteligentny gęsior, zwę go Gromowładny. A to – rzekł i przywołał gestem niewolnika – największy latawiec, z którym Gromowładny potrafi polecieć.
Wziął od niewolnika latawiec wraz ze specjalną uprzężą skonstruowaną tak, aby łatwo ją było zakładać i jednocześnie nie przeszkadzała gęsiorowi w locie. Wytłumaczył panu Liu, jak ją nakłada Gromowładnemu, doczepił do latawca figurkę rzymskiego legionisty i podał go niewolnikowi. Włożył gwizdek do ust i wydobył z niego przeciągły wysoki dźwięk, a po nim dwa krótkie niskie. Gęsior wyciągnął szyję i zaczął machać skrzydłami, pokazując swoją gotowość do lotu. Zagwizdał komendę „lot kołowy”. Gęsior zaczął się rozpędzać, a za nim biegł niewolnik trzymający całą konstrukcję; jedwabna nić naprężyła się i po chwili oba ptaki wzbiły się w powietrze. Gajusz odwrócił się w stronę Chińczyka i powiedział:
– Panie Liu, widzi pan tę małą figurkę uczepioną pod latawcem? – Liu skinął głową. – Chciałbym, aby pan skonstruował latawiec, który uniesie w powietrze prawdziwego legionistę.
***
– Cezarze! – Głos wartownika oderwał go od spraw rzymskiej polityki opisywanej w liście przez Cecyliusza Metellusa. – Skrzydło Junony wraca.
Gajusz odłożył zwój i wyszedł na obozowe forum. Spojrzał w niebo i zobaczył nadlatujące od strony północnej trzy rzędy gęsi kapitolińskich ciągnących biały jedwabny latawiec, pod którym widniała sylwetka człowieka. Skrzydło Junony – długo zastanawiał się, jak nazwać tę konstrukcję. Dla Gajusza od początku był to ptak, jednak w trakcie powiększania konstrukcji trzeba było zrezygnować ze wszystkich wystających elementów i ostatecznie jej kształt stał się bardziej podobny do trójkąta niż do ptaka.
Energicznym krokiem ruszył w kierunku bramy północnej, za którą znajdował się wybieg dla gęsi. Stanął przy płocie i obserwował lądowanie. Ta skomplikowana operacja kosztowała życie pana Liu, który postanowił jako pierwszy wykonać lot. Twierdził, że wie o latawcach najwięcej i jemu najłatwiej będzie sterować wynalazkiem. Wszystko poszło wręcz idealnie. Wszystko oprócz lądowania. Szkoda pana Liu, miał tyle różnych pomysłów. Tuż przed tym niefortunnym lotem pokazywał Gajuszowi, jak można zapisywać liczby w inny niż tradycyjny rzymski sposób, opowiadał też o liczeniu dni, obserwacjach księżyca i porach roku.
Szum skrzydeł nadlatujących ptaków przerwał jego rozmyślania. Sterujący Skrzydłem Junony gęsiomistrz sprawnie wylądował i oddał delikatną konstrukcję skrzydła legionistom. Podszedł do Cezara i zasalutował.
– Mów co widziałeś, Maniliuszu.
– W lesie ukrytych jest jakieś pięć, sześć kohort lekkiej piechoty, trudno dokładnie policzyć, bo drzewa przesłaniają widok. Za lasem czeka w gotowości dziesięć tysięcy żołnierzy i jakiś tysiąc jazdy. Przeprawy przez rzekę, oprócz tej przed nami, są dwie. Jedna szeroka i łatwa do sforsowania jakieś dziesięć mil na zachód. Ich wojska będą tam szybciej od naszych, bo po drodze musimy sforsować dwa dopływy. Druga ponad dwadzieścia mil na wschód. Ta znowu jest wąska i łatwa do obrony.
– Dobra robota, Maniliuszu. Idź teraz odpocząć, masz być gotowy do lotu jutro o świcie.
– Nie możesz, Cezarze, poświęcić wszystkich świętych gęsi dla zwycięstwa w jednej bitwie. – Kapłan świętej Junony nie chciał się zgodzić na jego pomysł.
– A to dlaczego, Kwintyliuszu? – Gajusz twardym wzrokiem spojrzał na kapłana. – Dlaczego mam poświęcić moich legionistów, a nie mogę poświęcić ptaków, niechby nie wiem jak święte były?
– Rzymianie ci tego nie wybaczą. Gęsi kapitolińskie od wieków otaczane są najwyższą czcią.
– Wybaczą, kapłanie. Wybaczą, jeśli przyniosą one Rzymowi chwałę i zwycięstwo.
– To będzie rzeź, ani jedna gęś nie wyjdzie z tego ataku żywa, wiesz o tym.
– Wiem. – Gajusz jeszcze raz rozważył wszystkie argumenty. – Podjąłem już decyzję. – Począł wydawać swoim ludziom rozkazy. – Maniliuszu, wyruszasz skrzydłem Junony o świcie. Zabierzesz dziesięć funtów kuminu, który rozrzucisz równomiernie nad wrogimi wojskami na całej szerokości przeprawy. Emiliuszu, gdy skrzydło Junony odleci, wypuszczasz wszystkie gęsi. Mają wylądować po drugiej stronie przeprawy. Antoniuszu, będziesz miał ćwierć godziny, aby przeprawić się z całą jazdą na drugi brzeg i utrzymać przyczółek aż do przybycia legionistów. Będziesz się wycofywał, w miarę jak będą przybywać nasze centurie. – Gajusz zamyślił się na chwilę. – Kwintyliuszu, jutro chcę wiedzieć, czego potrzebujemy, aby na wiosnę mieć dwa razy więcej gęsi bojowych niż mamy teraz.
Dwa dni po bitwie nad rzeką Duero Gajusz powrócił do Gades. Cieszył się oczywiście ze zwycięstwa, ale szczególną dumą napawało go to, że odniósł je na niesprzyjającym terenie, prawie bez żadnych strat. Atakujące gęsi napełniły wrogów takim przerażeniem, że ci całkowicie zapomnieli o obronie przeprawy. I jeszcze Kwintyliusz srodze się pomylił – prawie połowa gęsi przeżyła atak.
Gdy zmierzał do swojej kwatery, zatrzymał się przy świątyni Herkulesa, przed którą stał pomnik Aleksandra Wielkiego. Spojrzał na jego dumną sylwetkę i pomyślał, że już niedługo będzie mógł rozmawiać z nim jak równy z równym.
– Ty w moim wieku miałeś u stóp cały świat. Ja wprawdzie niczego jeszcze nie dokonałem, ale mogę patrzeć na świat, nie stawiając na nim stopy.
***
– Gajuszu, jak zamierzasz dokonać tej inwazji? – zapytał Marek. – Skrzydła Junony nie przelecą przez morze. Nie będziesz miał zwiadu, a bez opanowania przyczółka gęsi nie wystartują. Masz jakiś plan?
– Nie mam, ale znasz sytuację. Senat włączył całą Galię do Republiki, zostawiając mi władzę tylko nad tym małym kawałkiem Galii Belgijskiej. Straciłem główne źródło dochodów, a hodowle gęsi pochłaniają fortunę. Muszę coś wymyślić. Musimy znaleźć sposób, jak zdobyć Brytanię.
Na chwilę nastała cisza.
– Brytanię dla Rzymu – kontynuował swój wywód Gajusz – a jej bogactwa dla Cezara. Jak tylko pogoda pozwoli, ładujemy wojska na okręty. Decyzje będę podejmował, gdy dopłyniemy do wybrzeży Brytanii.
Już dwa razy Gajusz był bliski wydania rozkazu do lądowania na wyspie. Za każdym razem powstrzymywała go wizja utraty reputacji i zaufania swoich legionistów, których już od dwunastu lat prowadził od zwycięstwa do zwycięstwa.
Brytowie mieli wystarczającą liczbę wojsk, aby obronić wszystkie możliwe miejsca desantu. Każde z nich obsadzili minimalną załogą. Pozostałe wojska podążały wzdłuż brzegu za flotą Cezara. Dopływali właśnie do kolejnej zatoki, gdy zza otaczających ją wzgórz wyłoniły się wojska Brytów. Gajusz, obserwujący do tej pory zatokę, zszedł z dziobu i nerwowym krokiem przemierzał pokład tam i z powrotem. W pewnym momencie stanął ze splecionym za plecami dłońmi, spojrzał na swoich oficerów i zapytał:
– Czy ktoś ma jakiś pomysł?
– Tak, Cezarze. – Głos dobiegł z tyłu. – Chyba wiem, co trzeba zrobić.
Gajusz odwrócił się i spojrzał prosto w oczy młodego Gajusza Oktawiusza, którego zabrał na wyprawę na prośbę jego matki a swojej siostrzenicy.
– Słucham, młody człowieku, mam nadzieję, że masz coś sensownego do powiedzenia.
Wydawało się, że nie może być zatoki łatwiejszej do obrony. Na niewielkim piaszczystym skrawku wybrzeża mogło się pomieścić nie więcej niż tysiąc żołnierzy. Dalej brzegi wznosiły się dość stromo w górę na jakieś sto kroków – idealne warunki dla łuczników. Rzymskie okręty zbliżały się jednak, nie zważając na ostrzegawczo wystrzeliwane przez Brytów strzały, które wbijały się w nadmorski piasek. Rzuciły kotwice tuż poza zasięgiem łuczników i rozpoczęły przygotowania. Dwie największe galery zbliżyły się burtami do siebie i zaczęły budować łączący je pomost. Na dwóch innych wyróżniających się długością penterach rozpoczęto budowę platform rozciągających się od rufy aż do dziobu.
Gajusz Juliusz stał na dziobie i obserwował przygotowania. Dwie olbrzymie balisty umieszczone na pomoście między galerami były już gotowe. Czekał jeszcze na znak gotowości od gęsiomistrzów przygotowujących ptaki do startu z platform. Powodzenie całej operacji zależało od koordynacji wszystkich elementów. Gdy wszystkie pociski z kuminem zostaną wystrzelone i pierwsze klucze gęsi rozpoczną atak, legioniści będą mieli ćwierć godziny, aby dopłynąć do brzegu i wspiąć się na otaczające go wzgórza.
***
Gajusz wydał ostatnie rozkazy i odprawił oficerów. Dzień był gorący jak na tę porę roku i mężczyzna czuł spływający po plecach pot. Poprzedniego dnia, trzy dni po przekroczeniu rzeki Viodros, zwiadowcy donieśli mu, że główna armia Wenetów znajduje się o dzień marszu i szykuje się do przyjęcia walnej bitwy. Do zachodu słońca pozostały trzy godziny, legiony rozpoczęły właśnie budowę obozu, a jego czekały jeszcze obowiązki sztabowe. W namiocie pozbył się zbroi i odprawił wszystkie sługi z wyjątkiem Paulusa, któremu kazał sprowadzić Antoniusza, tak szybko, jak to możliwe. Usiadł i zaczął przypominać sobie wydarzenia mijającego dnia.
– Trankwilu! – zawołał. – Przynieś zwoje i pisz.
Lucjusz Trankwilusz był konsularnym skrybą, który każdego wieczoru był gotów zapisywać wydarzenia dyktowane przez Gajusza. Zjawił się po chwili; niski i przygarbiony sprawiał wrażenie nieprzystosowanego do obozowego życia miejskiego słabeusza. Jednakże pod zbyt obszerną tuniką kryło się zadziwiająco silne i odporne na trudy ciało. Rozłożył nowy zwój, postawił zbiornik z sepią i obok ułożył kilka trzcinek i piór.
– Otrzymawszy poprzedniego dnia informację od zwiadowców, iż o dzień marszu od obozu natknęli się na główne siły wroga – podyktował Gajusz Juliusz – Cezar wydał rozkaz wymarszu wraz ze wschodem słońca. Dwa Skrzydła Junony oraz dwa oddziały konne wysłał na zwiady w celu znalezienia najlepszego miejsca na obóz. Legiony dziesiąty i dwunasty wyruszyły jako pierwsze i nie napotykając znaczącego oporu Germanów, dotarły do wyznaczonego miejsca. Legiony piętnasty, dwudziesty pierwszy i dwudziesty trzeci, wraz z jednostkami pomocniczymi, przybyły po dwóch godzinach i rozpoczęły przygotowywanie zagród. Pozostałe legiony dotarły godzinę przed zachodem słońca.
– Chciałeś mnie widzieć, Gajuszu. – Do kwatery wszedł Marek Antoniusz. Tylko on mógł odzywać się do Cezara po imieniu i wchodzić w trakcie dyktowania pamiętników.
– Kończymy na dzisiaj, Trankwilu – Gajusz odprawił skrybę i zwrócił się do przyjaciela: – Jutro bitwa, Marku. O zachodzie słońca odprawa. Mamy jeszcze czas, aby przedyskutować plany.
– Zwiadowcy szacują liczbę wojsk na pięćset tysięcy… – rozpoczął Antoniusz.
– …w tym tylko sto pięćdziesiąt tysięcy dobrze uzbrojonych wojów – przerwał mu Gajusz.
– W tym również czterdzieści tysięcy jazdy.
– Ale reszta to zbieranina bez dobrego uzbrojenia.
– Ta zbieranina jest bardziej waleczna od Swebów.
– Wiemy to wszystko od dawna, Marku. Wiemy, że nieprzyjaciel ma trzykrotną przewagę, wiemy też, że wyznaczy najlepsze dla siebie pole bitwy. – Gajusz zamilkł na chwilę. – Ale my mamy Legio Anseres.
Cezar stał na niewielkim pagórku, z którego roztaczał się dobry widok na pole bitwy, która miała odbyć się tego dnia. Główne siły wroga rozmieszczone były na dwóch ufortyfikowanych wzgórzach. Ich pierwszą linią obrony była niewielka, ale dość głęboka rzeka, do której właśnie zbliżały się główne siły Rzymian. Gdy legiony rozpoczęły przeprawę, wydawały się łatwym łupem dla łuczników wroga. Nie były. Na przeciwnym brzegu, z obu skrzydeł pojawiły się wysłane wcześniej oddziały jazdy i zmusiły wroga do odwrotu. Nie odniósł on wprawdzie wielkich strat, ale umożliwiło to rzymskim legionom ustawienie się w szyku bojowym i spokojną przeprawę jazdy i artylerii. W tym samym czasie na niebie pojawiły się Skrzydła Junony, wszystkie, którymi Gajusz dysponował. Majestatyczne białe latawce, każdy z nich ciągnięty przez trzy rzędy olbrzymich ptaków. Każdy z nich unoszący człowieka. Dziewięć nadlatywało z południa. Widział i słyszał przechodzące przez szeregi wroga poruszenie. Pięć innych nadlatywało od strony rzymskiego obozu. Po krótkim czasie za nimi zaczęły pojawiać się pierwsze klucze gęsi bojowych. Gajusz na ich wyhodowanie i wyszkolenie wydał całą fortunę, którą zdobył na podboju Brytanii i Germanii.
Jeden po drugim, klucz za kluczem, prowadzone przez pięć Skrzydeł Junony gęsi zbliżały się do wzgórz zajmowanych przez wroga. Dwieście tysięcy lecących nisko ptaków sprawiło, że na ziemię padł głęboki cień, a na wrogów głęboki lęk. Gdy pierwsze gęsi zaczęły atakować, dziobiąc wrogów po twarzach i po nogach, tylko nieliczni z nich podjęli skuteczną walkę.
Gajusz Juliusz Cezar stał na wzgórzu, obserwując swoich najlepszych żołnierzy – Legio Anseres.
***
Konsul Marek Klaudiusz Marcellus zażądał od senatu, aby wyznaczono następcę Cezarowi przed wygaśnięciem jego urzędowania, gdyż po zakończonej wojnie pokój zapanował i zwycięskie wojsko należy rozpuścić do domu, oraz żeby na zgromadzeniach wyborczych nie brano pod uwagę kandydatury nieobecnego Cezara, ponieważ nawet uchwałę ludową w tej sprawie Pompejusz później unieważnił.
Na wiadomość o tym Cezar przemawia do żołnierzy. Wspomina zniewagi, jakich doznał od swych nieprzyjaciół w różnych czasach, od ludzi, którzy uwiedli i na złe sprowadzili Pompejusza […]. Na koniec wzywa Cezar żołnierzy, by od nieprzyjaciół bronili czci i godności wodza, pod którym przez dziewięć lat szczęśliwie służyli państwu, wygrali wiele bitew, uśmierzyli Galię i Germanię.
Cezar wraz z Antoniuszem stali przed rozbitym pośpiesznie namiotem, obserwując szykujących obóz legionistów. Przed nimi w odległości jakichś stu metrów płynęła niewielka rzeczka stanowiąca granicę Italii – Rubikon. Dalej Gajusz powinien iść już bez swoich wojsk. Aby ubiegać się o konsulat, musiałby tutaj pozostawić swój Legio Anseres. „Niedoczekanie wasze”, pomyślał.
– Chodź, Marku – powiedział do przyjaciela i wszedł do namiotu. Na stole stały dwie pokaźnych rozmiarów skrzynie. – Mam nadzieję, że w ten sposób uda się załatwić wszystkie nasze sprawy w Rzymie.
Podszedł do stołu.
– To jest prezent dla Cycerona – rzekł, otwierając pierwszą skrzynię. Była wypełniona dużymi grudkami drogocennego bursztynu. – W zamian oczekuję, że senat ogłosi mnie dyktatorem i zezwoli na wejście do Rzymu wraz z wojskiem. To natomiast – kontynuował, otwierając drugą, pełną złota skrzynię – rozdysponujesz wedle swojego uznania w celu wyeliminowania Pompejusza z polityki. Gdy powrócę do Rzymu, Gnejusza ma tam nie być. Mogą go wysłać na wojnę, ogłosić królem Pontu, wtrącić do lochu albo… – zawiesił głos i spojrzał na Marka, wykonując charakterystyczny ruch ręką wzdłuż gardła.
Antoniusz zamknął obie skrzynie i uściskał Gajusza.
– Wyruszę jutro przed świtem. Oczekuj wieści, powinny nadejść szybko.
***
Marek Antoniusz do Gajusza Juliusza Cezara
Na dzisiejszym posiedzeniu senatu Lucjusz Kotta postawił wniosek o nadanie Gajuszowi Juliuszowi Cezarowi tytułu króla, gdyż w księgach wyrocznych jest powiedziane, że Partowie mogą być pokonani tylko przez króla. Wniosek ten gorąco poparł Marek Tulliusz Cyceron, a za nim co znamienitsi członkowie senatu. Sprzeciwili się temu się gwałtownie Marek Porcjusz Katon i Gnejusz Pompejusz, których za zakłócanie obrad senatu wtrącono do lochu.
Przygotuj sobie czerwony płaszcz, wysokie buty. I czym prędzej przybywaj do Rzymu.
Marek Antoniusz pozdrawia cię, królu Cezarze Wielki.
Dobra, rzuciłem okiem ponownie.
Jest zdecydowanie lepiej. Acz nie idealnie :P.
W pierwszym fragmencie aż osiem razy powtarzasz “gęsi”. Zmień ze dwa razy na “ptaki”.
I dalej:
– “ma problemy ze startem..” – tu ci brakuje jednej kropki; Reg wychwyci ;);
– “od chwili, gdy wuj, opowiadając zwyczajach dalekiego ludu, wskazał na już unoszącego się w powietrzu ptaka, nie spuścił go już z oczu ani na jedną chwilę” – zmień jedną chwilę na moment np.;
– najpierw masz “nie poruszał skrzydłami, bo też ich nie miał”, a potem “wpatrywał się w wystające białe skrzydło ptaka” – to miał ten latawiec skrzydła czy nie?;
Wyśrodkowałbyś też gwiazdki, bo tak ładniej wyglądają.
Aha, zapomniałem wcześniej spytać – czemu ten kumin tak te gęsi rozwściecza?
Powodzenia w konkursie!
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Aha, zapomniałem wcześniej spytać – czemu ten kumin tak te gęsi rozwściecza?
Z tego samego powodu, z którego koty dostają świra od waleriany :)
Edit – no i jest rzymski :)
Resztę już poprawiam, dzięki że wpadłeś ponownie.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Kumin = kmin rzymski
Z re-lekturą nowej wersji wrócę niedługo :)
http://altronapoleone.home.blog
Podobało mi się. Interesujący pomysł, lekko się czyta, wynalazek jest. Czegóż chcieć więcej? :D
A czy te gęsi zdołają później Cezara uratować?
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Nie wiem, co jest – lubię tematy antyczne, ale to opowiadanie zupełnie nie przypadło mi do gustu. Czytałam je z trudem i nie mogłam doczekać się końca. W najmniejszym stopniu nie zajęła mnie pierwsza część o Gajuszu trenującym gęsi, mocno znużyła druga, o wykorzystywaniu gęsi w boju. :(
Matka kucnęła przed nim, spoglądając mu w oczy. –> Czy oba zaimki są konieczne?
Powinien teraz wykonać sekwencję przygotowanie–swobodny lot. –> Brak spacji przed półpauza i po niej.
Stare gęsi i gęsiory dołączają do nich po chwili. –> Stare gęsi i gęsiory dołączyły do nich po chwili.
Gajusz stanął jak wryty, ze zdziwieniem obserwując niezwykłe zachowanie jego stada. –> Gajusz stanął jak wryty, ze zdziwieniem obserwując niezwykłe zachowanie swojego stada.
Od krzątających się tam niewolnic dowiedział się, że… –> Może: Od pracujących tam niewolnic dowiedział się, że…
Gdy wszyscy goście zasiedli na swoich miejscach, Lucjusz Juliusz rozpoczął opowieść o swojej podróży… –> Pierwszy zaimek zbędny.
Unosił się w wysoko i był posłuszny… –> Literówka.
…gdy wuj, opowiadając zwyczajach dalekiego ludu… –> Pewnie miało być: …gdy wuj, opowiadając o zwyczajach dalekiego ludu…
…nie mógł poruszałć skrzydłami. –> Literówka.
…jak nazwać tę konstrukcję. Dla Gajusza od początku był to ptak, jednak w trakcie powiększania konstrukcji trzeba… –> Powtórzenie.
Szum skrzydeł nadlatujących ptaków przerwał jego rozmyślania. Sterujący Skrzydłem Junony gęsiomistrz sprawnie wylądował i oddał delikatną konstrukcję skrzydła legionistom. –> Powtórzenia.
…po drugiej stronie przeprawy. Antoniuszu, będziesz miał ćwierć godziny, aby przeprawić się… –> Powtórzenie.
Dalej brzegi wznosiły się dość stromo w górę na jakieś sto kroków… –> Masło maślane. Czy coś może wznosić się w dół?
Dwie największe galery zbliżyły się burtami do siebie i zaczęły budować łączący je pomost. –> Czy dobrze rozumiem, że budowano pomost, który już łączył galery?
Proponuję: Dwie największe galery zbliżyły się burtami do siebie i zaczęły budować mający je połączyć pomost.
…rozpoczęto budowę platform rozciągających się od rufy aż do dziobu. –> …rozpoczęto budowę platform, które sięgną od rufy aż do dziobu.
Poprzedniego dnia, trzy dni po przekroczeniu rzeki Viodros, zwiadowcy donieśli mu, że główna armia Wenetów znajduje się o dzień marszu… –> Brzmi to nie najlepiej.
Legiony dziesiąty i dwunasty wyruszyły jako pierwsze i nie napotykając znaczącego oporu Germanów, dotarły do wyznaczonego miejsca. Legiony piętnasty, dwudziesty pierwszy i dwudziesty trzeci, wraz z jednostkami pomocniczymi, przybyły po dwóch godzinach i rozpoczęły przygotowywanie zagród. Pozostałe legiony dotarły godzinę przed zachodem słońca. –> Powtórzenia.
…aby wyznaczono następcę Cezarowi przed wygaśnięciem jego urzędowania… –>…aby wyznaczono następcę Cezara, przed wygaśnięciem jego urzędowania…
Przed nimi w odległości jakichś stu metrów płynęła niewielka rzeczka… –> Znano wtedy system metryczny???
…wykonując charakterystyczny ruch ręką wzdłuż gardła. –> Raczej: …wykonując charakterystyczny ruch ręką w poprzek gardła.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@Irka_Luz
Dzięki za miłe słowa.
A Cezar? No cóż, dzięki gęsiom został królem. :)
@Regulatorzy
Przykro mi, że się nie spodobało.
Tym większe dzięki za przeczytanie i uwagi. Wszystko poprawię jak będzie mi wolno.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
A Cezar? No cóż, dzięki gęsiom został królem. :)
To jest świetny wątek, zahaczony historycznie (w realu Cezar demonstracyjnie i wręcz teatralnie miał odmówić przyjęcia królewskiego diademu ofiarowanego mu przez Antoniusza – wszystko oczywiście przez rzymską niechęć do instytucji monarchii). I gdybyś kiedyś jeszcze przerabiał to opowiadanie, to sugerowałabym zrobienie rozróżnienia między rzymskim rex a greckim basileus – też nieco źle widziane w Rzymie (choć przy takim rozwoju wypadków Egipt ptolemejski ma szanse nie upaść – tylko czy Cezar tam pojedzie, skoro nie będzie ścigał Pompejusza?), ale jednak znacznie mniej obciążone niż rex.
W ogóle w tym opowiadaniu najbardziej mi się podoba zakończenie z pognębieniem wyjątkowo przeze mnie nielubianych kolesiów (z Katonem Młodszym na czele) oraz pokazaniem hipokryzji Cycerona.
Ale ogólnie pomysł uważam za ciekawy, choć nieco skrzywdzony pisaniem na ostatnią chwilę.
Klikam, bo widzę, że poprawki są, a ogólnie może nie jest to arcydzieło, ale tekst biblioteczny, choćby za pomysł, owszem.
http://altronapoleone.home.blog
Pomysł mogłem skrzywdzić albo pisząc na ostatnią chwilę, albo nie pisząc wcale – wybrałem mniejsze zło.
Dzięki Drakaino, zarówno za dobre słowo jak i za klika.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
I słusznie zrobiłeś :)
http://altronapoleone.home.blog
Zajrzałam, przeczytałam.
ninedin.home.blog
Melduję, że przeczytałam.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Ptasi motyw z początku wydał mi się komiczny, później absurdalny, a koniec końców poetycki. W miarę czytania zyskał w moich oczach wraz z całym opowiadaniem. To dobry tekst. Może nie wyjątkowy, ale dobry, czyta się bez większych potknięć, momentami skręcasz zbyt mocno w kierunek młodzieżowej, bezpłciowej przygodówki, jednak kiedy zrozumiałam, o kim czytam (trochę mi to zajęło, przyznaję się), to mogłam bezwstydnie wbić się klinem w historię i czerpać z niej przyjemność. Nieźle zrealizowałeś tematykę konkursu ;)
Dzięki Żongler.
Muszę przyznać, że poza tym iż miły, to również bardzo ciekawy komentarz. Fajnie opisałaś zmiany w odbiorze tekstu. Daj znać proszę który to fragment “skręca w kierunek młodzieżowej, bezpłciowej przygodówki” – będę musiał poćwiczyć to może jeszcze coś na tym moim pisaniu zarobię. :)
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Taką stereotypowość widzę we fragmencie z rozmową Gajusza z papą: młody protagonista zabiega o dumę wymagającego ojca; plus rutyna dnia Gajusza (ćwiczenia, jedzenie oliwek, szwendanie się, podglądanie, itd), bardzo to nijakie – wydaje mi się, że wszyscy młodzi potencjalni bohaterowie robią te rzeczy.
Przeczytałem.
https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/
Przeczytałem.
Veni, vidi, legi. Jakże to sformułowanie pasuje do tego tekstu ;)
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Bardzo mi się spodobał pomysł ze szkoleniem gęsi. I połączenie tego z gęsiami kapitolińskimi. Później już było mniej ciekawie, ale całość na plus.
Zabrakło mi wiadomości, jak skończyły się dziecięce pokazy Gajusza. Najpierw budujesz ten wątek, a potem porzucasz nieskończony.
Babska logika rządzi!
Dzięki Finkla za klika, cieszę się ,że pomysł się podobał.
Masz rację, że pierwszy wątek jest “porzucony”. Pomysł miałem taki, że widziałem już te 10 tys. znaków w pierwszej scenie (każda następna, zresztą straszyła podobnie). Starałem się więc pisać raczej streszczenia, niż przenosić na papier wszystko co miałem w głowie. Trochę zapasu zostało, ale niestety czasu brakło żeby coś dopisać.
Chociaż, gdybym miał dopisać te 10 tys. to wydaje mi się, że rozwijał bym raczej wątek pana Liu, niż dopowiadał pierwszą scenę.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Pomysł równie ciekawy, co ryzykowny. Co prawda to kolejny tekst, który koncentruje się wokół wojskowego znaczenia technologii, ale tym razem nie mamy do czynienia z maszynami – dla mnie to spory plus. Nie wiem tylko, czy wojskowe gęsi nie powinny zostać potraktowane z większym przymrużeniem oka, bardziej humorystycznie. Moim zdaniem koncepcja jest na tyle absurdalna, że jestem w stanie uwierzyć, że ktoś kiedyś, wieki temu, wpadł na taki pomysł.
Niestety, największym problemem tekstu jest jego fabuła. Miałem wrażenie, że czytam fabularyzowany dokument biograficzny. Poprzez „fabularyzowany” rozumiem ubieranie kolejnych zdarzeń w sceny. Zabrakło mi jednak tutaj konstrukcji charakterystycznej dla prozy. Brakuje jednej wyrazistej osi fabularnej. Opowiedziałeś historię Cezara od samego początku do końca, choć mogłeś wybrać wycinek i wokół niego osnuć opowiadanie. Innymi słowy: dostałem opisy zdarzeń, a chciałbym przeczytać opowieść z napięciem, emocjami. Nie wszystko trzeba szczegółowo relacjonować – tak jak Ty relacjonowałeś tresurę gęsi. Część rzeczy można zawrzeć w retrospekcjach, w dialogach bohaterów. Lepiej zostawić co nieco wyobraźni czytelników, a skupić się na tym, co najciekawsze i co niezbędne do pełnego przeżywania losów postaci.
Całość jednak na plus.
Doklikuję bibliotekę.
https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/
Ciekawy tekst, pokazujący losy Cezara od młodości do zostania królem Rzymu. Sceny rozplanowałeś dobrze, głównie pod kątem ukazania wynalazków, które umożliwiły mu zajęcie tronu. Zabrakło co prawda mocniejszego skupienia na samej postaci – jeśli ktoś nie zna historii, to może odczytać łatwo tylko to, co powierzchowne, a wiele smaczków mu umknie. No cóż, cena limitu i dzielenia opowiadania między dwa tematy.
Samo światotworzenie – tutaj coś mi zgrzyta. W sensie gęsi jako siła bojowa. Brakuje mi mocniejszego opisu ich działania, bo mam gdzieś w głowie, że mogą wprowadzić zawieruchę w pierwszych chwilach bitwy, ale potem już nie za bardzo. Aczkolwiek też wszystko zależy od wyszkolenia drugiej strony, synchronizacji no i samego dowódcy Rzymian – a "Julek" to jednak z lepszych lig mimo wszystko. Raczej więc ten zgrzyt widzę w za małej ilości opisów samego użycia gęsi, bym je od tak od razu kupił. Z kolei ze skrzydłem Junony nie mam problemów.
Technicznie już widzę sporo wygładzono, ale wykonanie jakoś nie porywa. Jest poprawnie.
Podsumowując: fajna "biografia" w formie krótkiego tekstu z interesującymi motywami militarnymi. Dobry koncert fajerwerków.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
@funthesystem
Dzięki za bibliotekę i garść niewątpliwie cennych uwag.
Niestety, największym problemem tekstu jest jego fabuła.
Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Będę się starał na ten element zwracać szczególną uwagę, bo to taki mój słaby punkt jest.
@NoWhereMan
Dzięki za uwagi, za te krytyczne przede wszystkim, ale pochwały też miłe. Cieszę się że wychwyciłeś “smaczki”, lubię takowe wplatać.
tutaj coś mi zgrzyta. W sensie gęsi jako siła bojowa. Brakuje mi mocniejszego opisu ich działania,
Pewnie że miałem pomysły, brakło czasu, aby je wkomponować. No i bałem się że takie opisy będą zbytnio przynudzać. Poniżej dwa przykłady “opisów działania” z moich notatek:
Gęsi atakują szóstkami. Trzy z ziemi i trzy z powietrza. Te na ziemi atakują łydki i kolana, te z powietrza twarz i szyję. Okutymi dziobami potrafią złamać piszczel, przebić mięsień, zerwać ścięgna w kolanie wyłupić oczy czy też zmiażdżyć grdykę.
Najważniejszą cechą gęsi bojowych jest ich szybkie rozmnażanie i krótki czas osiąganie zdolności bojowej. Gęsie wojsko wymaga rozbudowanej logistyki – przewóz, karma, tresura, aby związać walką 10 tys żołnierzy wroga, potrzeba było 60 tys gęsi.
I tak ogólnie, dzięki wszystkim, którym chciało się ten tekst przeczytać, a w szczególności betującym Staruchowi i Drakainie.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
No niby wszystko na swoim miejscu: połączenie Rzymu i gęsi trzyma się kupy, ale pociągnięcie tego pomysłu do granic absurdu – eskadry ptactwa domowego poszerzające granice Imperium dają efekt groteskowy, nie jestem pewien na ile zamierzony.
Trochę błędów kompozycyjnych – np. zgubione wątki (proch), a przede wszystkim złe rozplanowanie w ramach limitu. Do tego wyraźnie przyspieszona końcówka, rozwiązana przez zastąpienie fabuły słabym chwytem z wymianą listów.
No i ten kumin. Kumin mnie nie przekonuje ;)
Na koniec przywołał go do siebie gestami przypominającymi przyciąganie liny, złapał go jakby za nogi i wtedy Gajusz zobaczył, że ten ptak był całkiem płaski, że nie miał nóg i nie mógł poruszałć skrzydłami.
– Mów[+,] co widziałeś, Maniliuszu.
Fajne, podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Fajnie że ktoś szpera w takich archiwaliach. Dzięki Anet za miłe słowo.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Kilka miesięcy temu to jeszcze nie archiwalia… Anet czyta także teksty sprzed lat.
Babska logika rządzi!