
Na drzwiach poprawiła przekrzywioną tabliczkę „At Hena. Porady prawne, podatkowe. Windykacja. Coaching. Dzwonić dzwonkiem”. Rękawem spróbowała wytrzeć bazgroły. Nie schodziły. A jakże, mogłaby i wytrzeć w tym dziurę. Otoczenie przyprawiało o mdłości. Pety, smród, ale najgorsze były napisy. Sprayem. Z błędami. Ale co mogła poradzić? Wzruszyła ramionami, udając, że już się przyzwyczaiła i że nawet jej wszystko jedno.
Atena weszła do ciemnego wnętrza i usiłowała wpuścić trochę światła, odsuwając zasłony. Nałożyła bambosze i siadła za biurkiem zawalonym książkami i papierami. Była w pracy. Wyjęła z futerału okulary, założyła na nos i z namaszczeniem otworzyła laptop.
Co my tu dzisiaj mamy? Z przyjemnością zagłębiła się w facebooka. Dwa powiadomienia i trzy zaproszenia, no, no. W twojej okolicy odbędzie się wydarzenie – przeczytała. Interesujące.
Dzwonek do drzwi.
Klient? Tak wcześnie? A czegóż on chce? Bez entuzjazmu poszła otworzyć, szurając ciapami. Przed drzwiami stała kobieta w nieokreślonym wieku, taki wieczny wiek średni i nie najmądrzej spytała:
– A gdzie ja trafiłam? – w ręku miała grubą, urzędniczą teczkę, którą niecierpliwie potrząsała – Nadzorowanego poszukuję.
Atena pokazała palcem sąsiednie mieszkanie. Kobieta chyba się zastanawiała, czy ta tutaj też nie potrzebuje nadzoru, bo zrobiła podejrzliwą minę. Atena zamknęła drzwi i spojrzała w przedpokoju w lustro. Lewy profil, prawy profil. Nie-ska-zi-tel-na. Piękna i doskonała. No i mądra. Zawsze miała wyższe intelektualne ambicje, więc aktualne środowisko nizin i ignorancji społecznej stanowiło dla niej nie lada wyzwanie. Tym bardziej, że nie raz proponowano jej przeniesienie do lepszej dzielnicy. Została jednak tutaj, uważając że hart ducha i osobisty przykład też się liczy.
Zadowolona wróciła do przeglądania wiadomości.
Znów dzwonek. A teraz co?
– Pani Atena, pani nie wie, kiedy ci od gazu przyjadą? – to sąsiadka z góry. A, to ta, której syn wystaje w bramie z menelami, mąż uciekł, a teściowa sypia na podłodze w kuchni, przypomniała sobie Atena.
– Pani Antkowa, ja nawet nie dostałam żadnego papieru, przyjeżdżają kiedy chcą, a ty człowieku czekaj na nich cały dzień.
– Właśnie o to się rozchodzi. Czy ja jestem stróż, żeby warować do wieczora? – Sąsiadka postała jeszcze trochę, ale w końcu poszła.
Atena nawet nie zdążyła przeczytać najnowszych komentarzy pod swoim profilem. Znowu kogoś niesie. Dzwonek brzęczał długo i natarczywie. Tym razem był to nadzorowany.
– Pani mnie schowa przed kuratorką. Matka powiedziała jej, że jestem w szkole, no nie mogę jej teraz pod oczy wchodzić.
Wpuściła go do środka, bo postanowiła zachowywać stoicki spokój i byle czym się nie ekscytować. A przede wszystkim się nie wykłócać. Nadzorowany siadł w fotelu dla klientów, zapalił papierosa i zażądał popielniczki.
– Pani Atena, nie miałaby dla mnie jakiej roboty? – zaciągnął się.
– Do pracy chcesz iść?
– E tam, do pracy. Trochę grosza mi trza.
Błędy gramatyczne i jakaś lubartowska gwara. Tylko spokój, tylko spokój – starała się oddychać.
– A co ty umiesz robić?
– Co trzeba.
– Może będę mieć, jeśli trafi się dziś klient.
– Pani Atena, a to prawda, że przyjechała z tej wyspy, co to Niemcy kupili i te banki zbankrutowały? A ja słyszałem – tu zachichotał – że jest takie miasto jak pani. Atena się nazywa.
Nie zmieniła wyrazu twarzy. Apatheia, apatheia – powtarzała w myślach.
Nadzorowany wypił pół piwa, wypalił dwa papierosy i stwierdził, że ucieka, bo ma spotkanie na mieście. Wyjrzał ostrożnie na klatkę, a że było pusto, zbiegł dudniąc na dół, zatrzasnąwszy za sobą drzwi.
Błoga cisza.
* * *
Atena wróciła do pracy. „Masz dwie konwersacje” – brzmiało to zachęcająco. O! „wakacje marzeń – słoneczna Grecja. Relaks i kultura” – no proszę, a mówi się, że ten naród nie garnie się do kultury i wiedzy.
Dzwonek. Pojedynczy i niepewny.
Dlaczego wszyscy się uparli, żeby od rana się do mnie dobijać?! Otworzyła drzwi na oścież, mając zamiar powiedzieć do słuchu nadzorowanemu. Ale to był kto inny.
– Firma At Hena – porady?
Klient nie miał więcej jak osiemnaście lat. Kiedy pokazała mu fotel i podsunęła popielniczkę, chłopak się przedstawił:
– Jestem Ambroży. Ale nie Kleks, cha, cha – zaśmiał się wymuszenie.
Atena notowała: „nie-kleks”, co dalej?
Chłopak wpatrywał się w Atenę zachwycony.
– Pani jest taka piękna – wyszeptał. – Na pewno wszyscy to pani mówią, że wygląda pani jak bogini.
Atena skromnie spuściła oczy.
– Bogini, ależ skąd!
– Tak, tak!
Odchrząknęła zadowolona.
– Możesz do mnie mówić Ateno. Co cię do mnie sprowadza?
– Pani Ateno! Tylko w pani nadzieja! Tylko pani może nas uratować! Mnie i dzielnicę!
Atena skrupulatnie zanotowała: „Ambroży i dzielnica”.
– A konkretnie?
– Na dzielnicy zapadła się ziemia i jest to początek naszej, to znaczy mojej i społeczności, zguby!
Sprawa wyglądała na poważną.
– Otóż okazało się, że tę otchłań zamieszkują jakieś istoty, rdzenni mieszkańcy, którzy wydelegowali do rozmów swoich przedstawicieli i chcą autonomii oraz daleko idących przywilejów – wyjaśniał dalej Ambroży – między innymi oddania im prawa do handlu na Ruskiej, przejęcie edukacji gimnazjalnej i licealnej na Czwartku, bezpłatny dostęp do sieci i kontrybucje w kosmicznie wysokiej kwocie.
Atena w telefonie wyszukała „wiadomości z regionu” i ze zdziwieniem przeczytała, że faktycznie, na Lubartowskiej zapadła się jezdnia i zieje teraz bezdenną czeluścią. A do owej czeluści oraz innych przyległych ulic roszczą sobie prawo autochtoni.
– Nie wiem, jak miałabym pomóc – odezwała się – czy takimi przypadkami nie zajmują się odpowiednie służby?
Ambroży popatrzył z politowaniem.
– Pani, Ateno, to chyba z zagranicy przyjechała. A cóż służby wskórają, gdy mniejszość etniczna i religijna postawi żądania!
Rzeczywiście, postulaty poprawności politycznej nierzadko wiążą teraz ręce organom władzy, a też i opinii publicznej – myślała Atena.
– A dlaczego akurat ty z tym do mnie przychodzisz, czy nie jesteś, wybacz, na to za młody?
Ambroży lekko speszony spuścił oczy.
– Jestem… jestem przewodniczącym samorządu szkolnego i w wyniku głosowania podjęliśmy decyzję, że właśnie ja zajmę się zorganizowaniem pomocy prawnej.
Atena z aprobatą pokiwała głową. Tak, tradycje demokratyczne zasługują na najwyższą pochwałę!
– Zastanawiam się, czy nie dałoby się rozwiązać tego problemu na płaszczyźnie teoretycznej, przecież nie zawsze trzeba rozstrzygać konflikt siłą – zaproponowała.
– A to w ogóle jest możliwe? Ale jak?
– Hm, Sokrates zakładał, że każdemu da się przemówić do rozumu. Nawet największy osioł zrozumie, jeśli się to umiejętnie wyłoży.
– Pani Ateno, porozmawia pani z nimi, prawda? – Ambroży zapytał z nadzieją.
– Oczywiście, wykształcenie przecież do czegoś zobowiązuje. Zresztą, po to tu jestem. Nie obawiaj się – poklepała go pocieszająco po łopatce – obronię dzielnicę i przywrócę dotychczasowy ład.
Zaczęła przeglądać książki na półce.
– Gdzie ja to mam? W Politei Platon zrobił cały wykład na temat sprawiedliwości i ustroju.
Znalazła klasyka między Tukidydesem a Lukianem (przecież czasami można też przeczytać coś lekkiego dla rozrywki, prawda?). Przewertowała i zrobiła notatki. Tak, pojęcie sprawiedliwości nie jest taką prostą sprawą.
– No i pozostaje kwestia honorarium.
Ambroży wysupłał plik pieniędzy. Atena z zadowoleniem wrzuciła je do szuflady, szufladę zamknęła na kluczyk, a potem zajęła się rynsztunkiem. Wyjęła z szafy „zestaw nr 1”, który znajdował się w worku, z lekkim sapnięciem zarzuciła go sobie na ramię i stwierdziła, że mogą ruszać. W worku coś pobrzękiwało.
– Pani Ateno – odezwał się Ambroży – czy nie należałoby na taką ekspedycję lepiej się wyekwipować?
Atena z przyjemnością słuchała bogatego słownictwa Ambrożego.
– Nie martw się, mój drogi, mam tu wszystko, co potrzeba – pokazała worek.
* * *
Ulica Lubartowska zapadła się w całej swojej szerokości, odsłaniając ogromną, czarną jamę. Nad czeluścią zebrali się prawie wszyscy mieszkańcy z ulicy. Cywile z zainteresowaniem zaglądali w głąb dziury, głośno komentując całe zdarzenie, a niektórzy nawet rzucali tam niedopałki i opakowania po chipsach. Była też straż, policja i inne służby mundurowe, lecz oni trzymali się z daleka, rozłożywszy namioty i przyciągnąwszy prądotwórczy agregator. Wyraźnie szykowali się na kłopoty.
Atena zaczęła wyjmować z worka błyszczące, metalowe części i po kolei nakładać je na siebie, przypinając rzemieniami.
– Co to jest? – Ambroży spytał zdziwiony.
– Thoraks.
Thoraks wyglądał jak zbroja.
– Pani Atena! I pani tutaj? A cóż to za fartuch pani nałożyła? – Antkowa, która przyszła zorientować się w sytuacji, przyglądała się krytycznie Atenie w lśniącej zbroi.
– Obowiązki wzywają – odparła ta filozoficznie i zaczęła montować włócznię, która składała się z kilku elementów, dokręcanych na gwint.
Atena stanęła nad dziurą i zawołała:
– Hop, hop!
Jeden z uzurpatorów wylazł na górę i otrzepał się z miału. Miał lamelkową zbroję, okrągłą tarczę i obnażony miecz, zapewne dla postrachu. Rozpoczął przemowę, która, jak Atena oceniła, była całkiem dobrze skomponowana pod względem oratorskim. Zaczął od standardowego zdania:
– Każdy ma swoją ojczyznę!
Następnie mówił o wrastaniu młodego pokolenia we własną tożsamość narodową za pośrednictwem tradycji, języka, kultury, religii… Dalej by z przyjemnością analizowała ten krasomówczy popis, ale przypomniała sobie, że po co innego tu jest.
– Tak, tak. Jednak jak chcecie rozwiązać zaistniałą sytuację? Czy wasza postawa nie prowadzi z konieczności do eskalacji antagonizmów?
– Żądamy!
Tu następowała długa lista żądań, między innymi dotacji na unowocześnienie ich armii, pozwolenia na bezcłowy handel i uprawianie historii takiej, jaką chcą.
– No tak, bo historię piszą zwycięzcy – mruknęła – Absurdalnie wygórowane te żądania.
– Możemy się zgodzić na bezpłatne kursy języka i kultury polskiej, opiekę duszpasterską i prawo do swobody wypowiedzi – powiedziała stanowczo.
– Jak to?! – mieszkaniec wnętrza pieczary zapienił się – jakiś prozelityzm nam tu proponujecie?! Nigdy! – zawinął połę płaszcza i wskoczył do dziury.
Konfliktu zbrojnego nie da się uniknąć, pomyślała Atena ponuro.
Stan uzbrojenia autochtonów Atena oceniła na dobry. Zresztą tak samo jak zasób ich słownictwa.
– Ambroży, mój drogi – zwróciła się do przewodniczącego samorządu – odsuń gawiedź, nie daj bóg, niech nikt do dziury nie wpadnie albo nie plącze się gdzieś pod nogami.
Ambroży bardzo przejęty zaczął zaganiać ludzi na chodnik.
Atena skinęła palcem na nadzorowanego.
– Będziesz przynętą.
– Ja?
– Stajesz tu na krawędzi i rzucasz inwektywy.
– A gdzie one? – nadzorowany zaczął się rozglądać w poszukiwaniu inwektyw.
– Apatheia – mruczała Atena masując sobie skronie. – Nie, nie rzucaj niczym, po prostu mów, co o nich myślisz, a potem uciekaj, jakby cię kuratorka goniła.
– Nie ma sprawy – ucieszył się i poleciał pożyczyć megafon od strażaków.
* * *
Atena w spiżowym hełmie i napierśnikach, dzierżąc w jednaj ręce włócznię, a w drugiej tarczę stanęła po przeciwnej stronie czeluści. W miarę jak dźwięk wędrował na dół i odbijał się echem aż o dno pieczary, podnosił się stamtąd rwetes i tumult. Wojownicy wychodzili czwórkami, natężając mięśnie silnych ramion, podciągali się w górę i ustawiali w szeregu.
Atena gotowała się do walki. Stanęła pewnie w lekkim rozkroku. Podniosła wysoko włócznię, która zaczęła brzęczeć jednostajnie przepływającym prądem i rzucać błękitne błyski. Skierowała ją w stronę wrogów i osłoniła oczy tarczą. Włócznia wystrzeliła białym piorunem. Najpierw oślepiające światło, potem grom. Ziemia się zatrzęsła i drgała jeszcze długą chwilę. Pierwszy szereg rozbity, ranni i zabici leżeli na czarnym asfalcie, nienaturalnie powykręcani. Dowódca dał rozkaz do przegrupowania i powietrze wypełnił biały dym, który zakrył ruchy wojska. Od wrogów Atenę dzieliła czeluść, więc teraz zaczęła biec naokoło, aby jak najszybciej znaleźć się na polu bitwy. Jeszcze raz podniosła włócznię. Taki sam błysk i huk.
Powoli opadał kurz i rozwiewała się biała mgła.
Gdzie dotychczas stało wojsko autochtonów, teraz nie było nikogo. Zniknęły nawet trupy.
Nagle, co to? Atena wpatrywała się osłupiała w przeciwległą stronę ulicy. Nie wiedziała, jak ma rozumieć to, co teraz widzi: wszyscy wojownicy, ciasno poupychani jeden przy drugim, z rozpłaszczonymi nosami na szybach, siedzieli w samochodach zaparkowanych nieopodal.
– A cóż to jest, do licha?!
Atena próbowała jeszcze kilka razy dosięgnąć ich swoją śmiercionośną bronią, ale bezskutecznie.
– Klatka Faradaya – powiedział zdumiony Ambroży, podchodząc bliżej.
Atena wystukała w telefonie „klatka Faradaya”. Przeczytała: „we wnętrzu klatki, niezależnie od tego jak silnie jest ona naładowana, nie ma pola elektrycznego…” Ach, tak. No, no. Takiego fortelu się nie spodziewała! Zastanawiała się długo. Jeśli tradycyjne metody zawiodły, musi sięgnąć po bardziej skuteczne narzędzie. Wyszukała więc w sieci: „potrzeby socjologiczne mężczyzn w średnim wieku” i przez chwilę studiowała tekst, pokiwała głową, a następnie podeszła do czarnego suva. Zastukała w szybę. Szyba zjechała do połowy i wszyscy zobaczyli generała, który wodził naokoło hardym wzrokiem, nie tracąc jednak czujności.
Atena dała generałowi znak, że chce pertraktować.
– Proponujemy dla każdego weterana wojennego darmową „perłę” w piątki i spotkania kombatantów w klasach jeden – osiem. Dla żołnierzy operę, a potem bankiet. W maju grają „Wesele Figara”. Poza tym szanujemy i popieramy waszą kulturową odmienność i wspieramy was w dążeniu do własnej historycznej tożsamości.
Chociaż bitwę Atena niechlubnie przegrała, to jednak wojna zakończyła się victorią. Generał na warunki się zgodził, a jego żołnierze też wydawali się zadowoleni. Atena spojrzała na obywateli z zasłużoną dumą zwycięstwa. W błyszczącej zbroi wyglądała nieziemsko. Wszyscy z aprobatą kiwali głowami, a poniektórzy klaskali. Nad Lubartowską unosił się radosny nastrój, ludzie zaczęli rozstawiać grille i otwierać butelki z piwem. Zaczęli też wyciągać wojowników z samochodów i częstować trunkami. Ci najpierw się opierali, ale w końcu odkładali broń i dołączali do zabawy.
EPILOG
Oczywiście Ambroży był w Atenie zakochany, co jej nie dziwiło, była przecież i piękna, i mądra, no i doskonała.
– Pani, Ateno, jest moim bóstwem!
– Ach, od razu bóstwem – zaróżowiła się z zadowolenia.
– Pani moc jest nie do pokonania!
– Nie, nie – zamachała rękami w proteście – moja moc w porównaniu z większą mocą to nic.
– Jest jakaś większa siła?
– Sieć – odpowiedziała z namaszczeniem.
– Sieć?
– Połączone mózgi elektronowe, moc obliczeniowa, szybkość – zaczęła wyliczać z wyraźnym zachwytem.
– Aaa, internet! – Ambroży zrozumiał dopiero po chwili.
– Wystarczy przejść od strony do strony, aby znaleźć się w innym świecie.
– Eee… może – chłopak nie był przekonany.
– Ambroży, mój drogi, nie doceniasz siły swojego świata. Ludzie poszukują i marzą o nadludzkim świecie bogów, chcą panować nad żywiołami, ba, domagają się nieśmiertelności! A przecież wszystko, czego potrzebują już mają. Nawet powiem więcej, mają z naddatkiem. Mogliby nawet wiedzieć wszystko!
Chłopak uśmiechnął się trochę głupkowato, bo nie za bardzo wiedział, o czym Atena, jego bogini, mówi.
Opowiadanie humorystyczne. Lubię takie, więc chciałem polubić i to. Nie udało się.
Tytuł niezbyt zachęcający, ale to rzecz małej wagi. Gorzej, że czytałem, czytałem… i nic. Liczyłem, że się uśmiechnę, ale niestety humor nie do mnie nie trafił. Może z innymi się uda.
Z innych aspektów tekstu.
Fabuła jest dziwna. Jasne, to komedia, ale mimo wszystko chciałoby się, żeby historia dawała radę i bez gagów, a tu nie ma na to szans. Jest absurdalnie, ale nie dość, by ten absurd mnie bawił, za to dostatecznie, bym nie mógł cieszyć się opowieścią.
Atena jako postać zupełnie mnie nie ujęła. Nie wiem, czy miała być inteligentna i nie całkiem się udało, czy trzpiotowatość była zamierzona, tak czy siak, mnie drażniła. Nie wiem, czemu pod koniec zachowuje się, jakby internet był dla niej czymś nowym, skoro na początku siedzi na fejsbuczku.
Język poprawny, momentami nawet piękny. Tu nie mam żadnych zastrzeżeń.
Tekst przyjemny estetycznie, ale czyta się bez emocji.
Jeśli Atena jako postać drażni – to mimo wszystko jakieś emocje tekst wywołuje :)
Na poważnie – spróbuję coś dopisać do niej, żeby była sympatyczniejsza.
Przykro mi, ale nie zrozumiałam opowiadania. Nie pojęłam roli Ateny we współczesnym świecie. Nie wiem też, czemu służyło przedstawienie kilkorga jej sąsiadów. Nie pojęłam historii z dziurą w jezdni. Innymi słowy, Chalbarczyk, nie domyślam się co miałaś nadzieję opowiedzieć.
Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
Z przyjemnością zagłębiła się w facebooka. –> Z przyjemnością zagłębiła się w Facebooka.
– A gdzie ja trafiłam? – w ręku miała grubą, urzędniczą teczkę, którą niecierpliwie potrząsała – Nadzorowanego poszukuję. –> – A gdzie ja trafiłam? – W ręku miała grubą, urzędniczą teczkę, którą niecierpliwie potrząsała. – Nadzorowanego poszukuję.
Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html
Tym bardziej, że nie raz proponowano jej… –> Tym bardziej, że nieraz proponowano jej…
– Firma At Hena-porady? –> – Firma At Hena – porady?
Ulica Lubartowska zapadła się w całej swojej szerokości… –> Ulica Lubartowska zapadła się na całej swojej szerokości…
Cywile z zainteresowaniem zaglądali wgłąb dziury… –> Cywile z zainteresowaniem zaglądali w głąb dziury…
…ten krasomówczy popis , ale przypomniała sobie… –> Zbędna spacja przed przecinkiem.
…i uprawianie historii takiej, jaką chcą. –> Na czym polega uprawianie historii?
Atena w spiżowym hełmie i napierśnikach… –> Ile napierśników miała na sobie Atena?
W miarę jak dźwięk wędrował na dół i odbijał się echem aż o dno pieczary… –> Dziura w jezdni nie jest pieczarą.
Podniosła w górę włócznię… –> Masło maślane. Czy mogła podnieść włócznię w dół?
Szyba zjechała w dół… –> Masło maślane. Czy szyba mogła zjechać w górę?
…dla każde weterana wojennego darmową „Perłę”… –> …dla każde weterana wojennego darmową perłę…
Nazwę piwa piszemy małą literą. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745
…spotkania kombatantów w klasach jeden-osiem. –> …spotkania kombatantów w klasach jeden – osiem.
Atena spojrzała na obywateli z zasłużoną dumą zwycięstwa. –> Można być dumnym z czegoś, ale chyba nie czymś.
Proponuję: Atena spojrzała na obywateli, dumna z zasłużonego zwycięstwa.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za sprawdzenie i linki. Co do “dumy” – oczywiście można być dumnym czymś. Wprawdzie Słownik frazeologiczny języka polskiego St. Skorupki podaje tę formę jako przestarzałą, lecz wydaje się ona w tym akurat opowiadaniu na miejscu, skoro rzecz idzie o klasyczną Atenę i jej klasyczne wykształcenie.
Będę bronić pieczary! Jeśli zapadlisko odsłania j a k i e ś mieszkanie setki wojowników, to chyba może być tam pieczara, prawda?
Napierśniki Ateny np. http://obiezyswiat.org/show.php?photo=230894
ninedin.home.blog
Chalbarczyk, to Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami będzie napisane.
Moim zdaniem Atena ma na sobie jeden napierśnik, osłaniający biust/ obie piersi. Tak jak każda kobieta, choć ma dwie piersi, nosi jeden biustonosz. Ale to zapewne wiesz z własnego doświadczenia. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mi się postać Ateny podobała. Bez trudu wyobraziłam ją sobie w tych bamboszkach, a później jak zmienia strój. Niestety opowiadanie całościowo mnie nie urzekło, ale na twarzy pojawiał się uśmiech. :)
Pozdrawiam.
Mnie się podobało.
Jest lekko, zabawnie, trochę absurdalnie. Atena rzeczywiście nie sprawia wrażenia bardzo inteligentnej (chociaż powinna), zresztą nie wiem, widocznie tak ma być ;) Wszystko jest ładnie opowiedziane, czyta się bardzo dobrze.
Nie jest to może tekst do zapamiętania na długo, ale stanowi przyjemną rozrywkę :)
Przynoszę radość :)
Dziwne to!
Absurdalne, ze szczyptą humoru, napisane nad wyraz poprawnie, a jednak…
Czegós mi tu brakuje. Może sprecyzowania, kim byli mieszkańcy czeluści? Bo jakoś takie letnie jest to opowiadanie.
Ni ziębi, ni grzeje!
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Opowiadanie jest na temat, Atena radzi sobie we współczesnym świecie. I tutaj oczekiwałam więcej współczesnego świata, takiego przyziemnego, w którym „At Hena. Porady prawne, podatkowe. Windykacja. Coaching. Dzwonić dzwonkiem” rozwiązywałaby codzienne problemy, korzystając ze swej urody, inteligencji i doświadczenia nagromadzonego przez wieki.
Wyrwa w ulicy, jej mieszkańcy i ich postawa, jak rozumiem, miały być satyrą na aktualną sytuację międzynarodową, tyle że jakoś nie śmieszą. Nie wiem, czemu. Opowiadanie jest lekkie, łatwe do czytania, ale jakby zbytnio skoncentrowane na przekazaniu pewnych poglądów. Szkoda, bo ma potencjał, zarazem w umiejscowieniu akcji, jak i w sposobie wyrazu. Myślę, że o wiele lepiej by się prezentowało, gdyby rozszerzyć temat dzielnicy i jej mieszkańców, zamiast dziury w ziemi.
Bardzo przednie opowiadanie. Temat Mitologie inaczej jak najbardziej się komponuje z tekstem. Jest sympatycznie i komediowo. Humoreska bardzo fajna. Podobał mi się pomysł przedstawienia Ateny jako zwykłego szarego człowieka zmęczonego życiem codziennym i jego szarością. Według mnie w odróżnieniu od Regulatorzy uważam że przedstawienie sąsiadów miało ugruntować pozycję Ateny jako zwykłego człowieka nie bogini i jej zmęczenie szarością. Zadanie wykonane w punkt. No i kolejny aspekt który poruszyłaś to kwestia mniejszości etnicznej. Szkoda, że go nie rozwinęłaś, ale podejrzewam, że limity wymogły takie przedstawienie sprawy. Problemy mniejszości na tym świecie zaczynają być śmieszne i absurdalne. Powoli staje się tak, że to mniejszości zaczynają dyskryminować większość. W kraju o wyznaniu X większe prawa mają mniejszości o wyznaniu Y, a gdy jednostka wyznaniowa X jedzie do kraju Y musi się stosować do zasada Y bo wszyscy mają w du… jego X. To tylko przyklad ale tak samo jest z innymi mniejszościami.
Początek naprawdę ciekawy. Atena siedzi i szuka roboty jako współczesna awanturniczka do wynajęcia. Wprowadzasz trochę absurdu, próbujesz z humorem. Jednak z tym ostatnim jest różnie – humor raz trafia, raz mija mnie. Więcej razy to drugie.
Tempo utworu równe, pomysł z klatką Faradaya ciekawy. Generalnie są tu niezłe pomysły.
Wykonanie z lekka chrobocze, ale nie przeszkadza.
Podsumowując: niezły tekst, pierwszy akapit mi się bardzo podobał. Humor nie zawsze trafia. Koniec końców jestem jednak usatysfakcjonowany, toteż daję klika.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Jakoś mi nie spasiło. Przede wszystkim w twojej Atenie niewiele zostało z Ateny. Nie mogłam się nadziwić, że ludzie stale jej przeszkadzają i mimo tego wychodzą z jej gabinetu żywi i w jednym kawałku.
Poza tym, myślę, że masz tu dwa świetne pomysły. Po pierwsze Atena, która ma bzika na punkcie Facebooka i po drugie ludek, który wyłania się z tej dziury i domaga praw. Każdy z nich jest pomysłem na świetnego opka. Atena, która walczy nie dla zasad, nie dla ludzi, ale dla lajków byłaby świetna. A ludek z czeluści i jego żądania to doskonały materiał satyryczny. Jednak razem, po prostu mi nie pasują.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Atena walcząca dla lajków? Jakaż to byłaby degradacja szlachetnej wojowniczki i jej sprawiedliwości! To byłaby Atena Zdegradowana, Atena bez Kręgosłupa! A nawet – Atena Zwulgaryzowana!
Nie.
To nie jest dobry pomysł.
Tomasz R.Czarny – zastanawiałam się nawet, czy można to opowiadanie nazwać fantastycznym, przecież to samo życie, samo życie. Cieszę się, że ten krótki tekścik Ci się podobał i dziękuję za komentarz!
Fantastyki jako takiej gdyby nie stworzenia z dziury w ziemi mogłoby zabraknąć ale czyż nasze życie to nie fantastyka?
Niestety, muszę zapisać się do klubu czytelników zdezorientowanych. Po wstępie z biurem prawnym ( At Hena – bardzo fajna nazwa) i interakcjami z sąsiadami, spodziewałem się opowiadania w stylu Jessiki Jones, w którym Atena będzie rozwiązywać jakąś lokalną sprawę kryminalną, ewentualnie będzie pomagać mieszkańcom kamienicy jak w serialu z Figurą i Marią Seweryn ( zapomniałem tytułu). I do sceny z nadzorowanym było nieźle. Tymczasem od momentu wkroczenia Ambrożego (czy Atena korzystająca non stop z facebooka nie kojarzy pana Kleksa?) fabuła skręciła w stronę dość surrealistyczną i dalsza część opowiadania robi na mnie wrażenie pisanej w pośpiechu. Przydałby się chociaż pobieżny opis mieszkańców podziemi. I nie do końca zrozumiałem, czy chcą oni osiedlić się w Polsce, czy zostać w ojczyźnie pod ziemią i dostawać od nas dotacje.
A cóż służby wskórają, gdy mniejszość etniczna i religijna postawi żądania! – to zdanie genialne.
Seriali z Jessiką i Figurą nie widziałam, lecz nie żałuję. Skoro nie są jakimś wiekopomnym dziełem, to i inspiracją chyba nie będą zbyt wielką.
Czego żądają autochtoni? Otóż wszelkich możliwych przywilejów. I dotacji, i komunalnych mieszkań. Nie można się więc dziwić, że poszło na miecze, tak myślę :)
Dzięki za komentarz!
http://altronapoleone.home.blog
Sympatyczne opowiadanie. :-) Zawsze miałam słabość do Ateny, może dlatego.
Chętnie dowiedziałabym się więcej o tych tajemniczych autochtonach. Oczekiwałam różnych rzeczy – krasnoludy z kopalni, diabły, mieszkańcy Hadesu… A w końcu nie wiadomo.
Fajne zróżnicowanie stylistyczne Ambrożego i tego faceta pod kuratelą.
Babska logika rządzi!
Lekko i przyjemnie. Może nie wszystko zrozumiałam tak, jak zrozumieć powinnam, ale i tak mi się podobało. Ciekawe to nowe wcielenie Ateny :) I oczywiście absurd też na plus :) Ode mnie kliczek :)
Fajne, czytało się dobrze, pomysł na Atenę zupełnie inny, jest taka stopiona z samej siebie i współczesnej kultury, trendów. Gdybyż to jeszcze silniej podkreślić.
Też klik.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Cieszę się, że groteska i surrealizm nie odstraszyły, a nawet się podobało :) Dzięki za przeczytanie!
Pomysł na Atenę jako pół na pół bizneswoman, pół na pół samozwańczą kuratorkę, zupełnie nieźle dostosowaną do życia w naszym świecie, jest sam w sobie fajny, a i charakterystyka bogini z jej zaletami z jednej, a śmiesznostkami (próżność!) z drugiej strony całkiem zgrabna i przekonująca, a przy tym – sensownie, wbrew pozorom, mitologicznie umocowana. Niestety, tekst mnie rozczarował, gdy chodzi o fabułę. Wydał mi się chaotyczny i niespójny. Pomysł z autochtonami kojarzy mi się wielce mitologicznie i nie wydaje do końca niezrozumiały, ale w tym krótkim opowiadanku jest za dużo postaci i ich historii, za dużo kręcenia się w kółko i generalnie całość, moim zdaniem, się nie spina. Za bardzo chyba chcesz rozśmieszyć dowcipami językowymi i sytuacyjnymi, kosztem wewnętrznej logiki fabuły – a te dowcipy też IMHO aż tak doskonałe nie są, żeby ten brak logiki usprawiedliwić.
ninedin.home.blog
ninedin– jak mitologicznie kojarzy Ci się motyw z autochtonami? I jeśli możesz rozwinąć, gdzie logika fabuły zgrzyta? Chciałabym jeszcze raz przemyśleć to opowiadanie. Dzięki za przeczytanie i komentarz!
Masz u mnie plusa za ikonkę profilową, miałam ochotę napisać to już dawno :)
Natomiast opowiadanie mnie nie zachwyciło – nie bardzo zrozumiałam, co właściwie Atena robi we współczesnym świecie, poza tym, że się świetnie do niego dostosowała, co akurat jest zgodne z etosem tej bogini. Humor też nie rzucił mnie na kolana, a relacja Ambrożego do bogini pozostała dla mnie niejasna.
Co do napierśników (pomijając to, że lepiej było się w odnośniku powołać na jakąś starożytną rzeźbę), to na przedstawionym przez Ciebie zdjęciu jest jeden napierśnik. Choć dla porządku należałoby zwrócić uwagę, że wprawdzie Austriacy pomalowali ten kawałek posągu na złoto, jak hełm, co sugeruje wykonanie z metalu, nie jest to napierśnik. N. to część przednia zbroi, a ta rzeźba ma na sobie egidę z gorgonejonem w formie epiblemy czyli narzutki :P (Sorry, pisałam o takich rzeczach doktorat)
W kwestii napierśnika internety graficzne są zdominowane przez jeździectwo, ale w wikipedii można sobie obejrzeć, czym on jest. I nosi się zdecydowanie jeden, dwa albo więcej byłoby trudno nosić.
http://altronapoleone.home.blog