- Opowiadanie: Flapjack123 - Paprocie

Paprocie

Mój de­biu­tanc­ki szor­cik! :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Paprocie

Odkąd się­ga­ła pa­mię­cią, od lat pysz­ni­ła się sta­rym ma­glem po­rzu­co­nym na stry­chu. Nie­gdyś prze­ka­zy­wa­no go z domu do domu; roz­po­czę­to od głu­che­go nie­miec­kie­go żoł­nie­rza przez  le­ka­rzy, aż w końcu do­tarł w stro­ny ro­dzin­ne ko­bie­ty.

Ma­szy­na z cza­sem zmie­nia­ła swoje za­bar­wie­nie. Wcze­śniej wy­ra­zi­sta biel, przy­bie­ra­ła po­stać po­ma­rań­czo­wo-brą­zo­wej rdzy. Po­nad­to jedna z bocz­nych ścia­nek stop­nio­wo się odła­my­wa­ła, a dolną na­sa­dę do pra­so­wa­nia po­kry­wa­ły pa­ję­czy­ny i pa­ją­ki, które w zimę cho­wa­ły się po ką­tach domu. Zresz­tą był sty­czeń, mie­siąc w któ­rym każdy po­go­dził się z fak­tem, że zła­mał przy­ka­za­nia no­wo­rocz­ne, a burze śnież­ne i in­ten­syw­ne opady śnie­gu, prze­ga­nia­ły wsze­la­kie stwo­rze­nia w cie­płe domy. I tak wła­śnie prócz pa­ją­ków, po maglu bie­ga­ły wło­cha­te szczu­ry i inne pa­skudz­twa, któ­rych każdy się brzy­dził.

Każ­de­go wie­czo­ra ko­bie­ta czy­ści­ła ma­giel. Zresz­tą w tam­tych cza­sach, kiedy pierw­sze ply­mo­uthy jeź­dzi­ły po uli­cach, a stare lawn­boy’e do­ty­ka­ły ko­niusz­ka­mi pal­ców trzy­dziest­ki na karku, ma­giel był bar­dzo drogi. Dla­te­go ów ko­bie­ta miała powód, by co­dzien­nie przy­cho­dzić na strych i czy­ścić sprzęt z sza­rych kłę­bów kurzu wy­glą­da­ją­cych jak desz­czo­we chmu­ry i in­nych pa­pro­chów, które być może zo­sta­wia­ły tu zwie­rzę­ta.

Mycie za­czy­na­ło się tak samo – mokra ście­ra i że­la­zne wia­dro, nie­gdyś sto­ją­ce na polu, wy­peł­nio­ne zimną wodą z kranu, aby zwie­rzę­ta far­me­ra miały co pić. Za każ­dym razem ko­bie­ta klę­ka­ła przed ma­szy­ną i do­kład­nie ją szo­ro­wa­ła, nawet do tego stop­nia, że cała biała ma­try­ca ścia­ny ru­nę­ła i roz­sy­pa­ła się, jak mi­lion odłam­ków  szkła. Jed­nak nie ma tego złego, co by na dobre nie wy­szło, ko­bie­ta na nowo od­ma­lo­wa­ła ma­szy­nę i po­sta­no­wi­ła ją użyt­ko­wać.

Pew­ne­go wietrz­ne­go wie­czo­ra, kiedy za oknem pa­no­wa­ła wi­chu­ra, a śnieg się­gał już dwu­dzie­stu trzech cen­ty­me­trów wy­so­ko­ści  ko­bie­ta sprzą­ta­ła na stry­chu. Ku jej zdzi­wie­niu świe­żo po­ma­lo­wa­ny ma­giel, a w rze­czy­wi­sto­ści świe­żo po­ma­lo­wa­na ma­try­ca ścia­ny, za­czę­ła od­cho­dzić. W miej­scu czar­nych dziur po pęk­nię­ciu, wy­glą­da­ją­cych jak do­brze roz­bu­do­wa­na sieć pa­ją­ka, uj­rza­ła zie­lo­ny liść.

Co się…? – za­da­ła sobie py­ta­nie w gło­wie, jed­nak do­brze wie­dzia­ła, że od­po­wie­dzi nie znaj­dzie tak szyb­ko.

Ko­bie­ta chwy­ci­ła za mło­tek i jego obu­chem zdra­pa­ła grubą war­stwę farby. Do­pie­ro wtedy zdała sobie spra­wę, że z tą ma­szy­ną jest coś nie tak. Bo­wiem w środ­ku za­rdze­wia­łe­go me­ta­lu kieł­ko­wa­ła zie­lo­no-list­na pa­proć. Jej li­ście zgrab­nie wy­glą­da­ły na po­wierzch­nię ścia­ny, po­ły­sku­jąc z świa­tłem księ­ży­ca. Ten kolor był strasz­nie wy­ra­zi­sty, ale za­ra­zem de­li­kat­ny jak sa­ren­ka. Pa­proć pre­zen­to­wa­ła się w iście kró­lew­skim stylu; tak jakby miała być wrę­czo­na kró­lo­wi, bądź za­nie­sio­na do zamku.

Nie wie­dząc czemu, pa­proć nie po­zo­sta­wi­ła ko­bie­cie wy­bo­ru. Jesz­cze tego sa­me­go wie­czo­ra, kiedy wiatr sza­lał jak opę­ta­ny, a śnieg zgrab­nie do­bi­jał pół metra, pa­proć zo­sta­ła ścię­ta i wy­rzu­co­na.

Po uda­nym za­bie­gu, ko­bie­ta ze­szła na dół ta­necz­nym kro­kiem wraz z igra­ją­cym na twa­rzy uśmie­chem. Nie in­te­re­so­wa­ło jej, skąd w ma­szy­nie wy­ro­sła ro­śli­na – o nie, nie. Tu cho­dzi­ło kom­plet­nie o coś in­ne­go. O pie­nią­dze. O pie­nią­dze, które uzy­ska po sprze­da­niu magla.

Tam­tej nocy dla upew­nie­nia udała się na strych. Za­sta­ła pięk­nie wy­po­le­ro­wa­ną ma­szy­nę i ciem­ne po­miesz­cze­nie, co wy­wo­ła­ło jesz­cze więk­szy uśmiech na jej twa­rzy.

Na­to­miast nie­zwy­kle mroź­ne­go po­ran­ka, któ­re­mu nie po­ma­ga­ło nawet wy­cho­dzą­ce zza chmur słoń­ce, na ma­szy­nie znów kwi­tły pa­pro­cie. Ten sam jędr­ny kolor, te same ło­dy­gi i ta sama ro­śli­na. Ko­bie­ta nie mając in­ne­go wyj­ścia, po­now­nie po­ko­na­ła pa­proć i wy­rzu­ci­ła ją za okno, jed­nak­że sy­tu­acja się po­wta­rza­ła. W po­nie­dzia­łek na jej maglu wy­ro­sły trzy pa­pro­cie, we wto­rek było ich pięć, a w środę rosły nawet na pa­ra­pe­tach i skrzyn­kach.

W pew­nym mo­men­cie ko­bie­ta uwie­rzy­ła, że to wszyst­ko musi być spo­wo­do­wa­ne tą ma­szy­ną. I tak samo, jak sym­pa­tia do sprzę­tu szyb­ko przy­szła, tak samo mi­nę­ła, a ma­giel stra­cił w oczach jego wła­ści­ciel­ki. Na­stęp­ne­go dnia; czy­sty, schlud­ny, wy­po­le­ro­wa­ny ma­giel tra­fił do stud­ni, gdzie wraz z śnie­giem zmie­nił się w kupę złomu, po­zba­wio­ne­go ja­kie­go­kol­wiek kształ­tu i wa­lo­ru.

Mimo, że magla nie było, pa­pro­cie wciąż kwi­tły na stry­chu ko­bie­ty i kwit­ną do dziś. Nie­ste­ty po­wo­dy tej nie­co­dzien­nej sy­tu­acji są nie­zna­ne, jed­nak wia­do­mo, że nie była to wina ma­szy­ny, którą ko­bie­ta sprze­dać mogła za dobrą sumę. Teraz roz­kła­da­ła się w stud­ni, pod war­stwą śnie­gu i pia­chu, ela­stycz­nie roz­ło­żo­ne­go na śred­ni­cy górki. Po­mi­mo tego wszyst­kie­go, ko­bie­ta do­szła do wnio­sku, że przede wszyst­kim naj­pierw się myśli, a potem robi – bo w przy­szło­ści może to wszyst­kich zgu­bić, tak jak tą ko­bie­tę, która zo­sta­ła i bez pie­nię­dzy i bez ma­szy­ny.

Koniec

Komentarze

Ko­cham te­ma­ty nad­przy­ro­dzo­ne!

@Ka­ne­ki­123512 Jest mi nie­zmier­nie miło :)

Mój de­biu­tanc­ki szor­cik! :)

Fla­pjac­ku­123, czy to na pewno de­biut? Prze­cież pierw­szy tekst za­mie­ści­łeś w stycz­niu tego roku.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Przy­jem­ne i fajny, lekko ba­śnio­wy kli­mat. Za­cho­wa­nie ko­bie­ty jest jed­nak dla mnie tro­chę nie­zro­zu­mia­łe. 

  1. Dlaczego ścinała paprocie, zamiast zastanowić się skąd się wzięły i sprawdzić co się stanie jeśli je pozostawi?
  2. Dlaczego po wycięciu paproci nie sprzedała magla, tak jak planowała tylko wrzuciła go do studni.?

W pierw­szy aka­pi­cie jest mowa o tym, że ma­giel po­kry­wa­ły pa­ję­czy­ny i pa­ją­ki. W dru­gim na­to­miast, że ko­bie­ta czy­ści­ła go każ­de­go wie­czo­ru. Do­strze­gam tu pewną nie­ści­słość. Chyba, że te pa­ję­czy­ny rów­nież były ja­kimś ele­men­tem magii magla. 

“No a czary, jak wia­do­mo, skoro raz się za­czną, to nic już ich nie po­wstrzy­ma.”

@re­gu­la­to­rzy To mu­sia­ło mi się coś po­my­lić :c To jed­nak nie de­biut hahha

@re­gu­la­to­rzy A co sądzi pani o tek­ście?

 

@e­ster_ Dzię­ku­ję. Nie umiem od­po­wie­dzieć na to py­ta­nie, acz­kol­wiek (bez urazy) ko­bie­ty są nie­zro­zu­mia­łe – oczy­wi­ście żar­tu­ję. Co do nie­ści­sło­ści, pierw­szy aka­pit opi­su­ję zanim za­in­te­re­so­wa­ła się starą ma­szy­ną. Po­zdra­wiam!

@re­gu­la­to­rzy A co sądzi pani o tek­ście?

Fla­pjac­ku, Na tej stro­nie nie ma ani pań, ani panów. Wszy­scy je­ste­śmy ze sobą na ty.

No i wykaż nieco cier­pli­wo­ści. Za­spo­ko­ję Twoją cie­ka­wość, kiedy prze­czy­tam tekst. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

@re­gu­la­to­rzy Haha! Do­brze!

No cóż, Fla­pjac­ku, może i mia­łeś po­mysł na ty­tu­ło­we Pa­pro­cie, jed­nak ich ma­riaż z ma­glow­ni­cą oka­zał się tak ab­sur­dal­ny, że nie udało mi się pojąć, co też mia­łeś na­dzie­ję opo­wie­dzieć.

Wy­ko­na­nie, co stwier­dzam ze smut­kiem, po­zo­sta­wia bar­dzo wiele do ży­cze­nia. :(

 

Odkąd się­ga­ła pa­mię­cią, od lat pysz­ni­ła się sta­rym ma­glem po­rzu­co­nym na stry­chu. –> Odkąd się­ga­ła pa­mię­cią, za­wsze pysz­ni­ła się sta­rym ma­glem po­rzu­co­nym na stry­chu.

 

Nie­gdyś prze­ka­zy­wa­no go z domu do domu; roz­po­czę­to od głu­che­go nie­miec­kie­go żoł­nie­rza przez  le­ka­rzy, aż w końcu do­tarł w stro­ny ro­dzin­ne ko­bie­ty. –> Nie ro­zu­miem tego zda­nia – co to zna­czy, że ma­giel był prze­ka­zy­wa­ny? Co roz­po­czę­to od głu­che­go żoł­nie­rza? Czy żoł­nierz był głu­chy przez le­ka­rzy?

 

pa­ją­ki, które w zimę cho­wa­ły się po ką­tach domu. –> …pa­ją­ki, które zimą cho­wa­ły się po ką­tach domu.

 

opady śnie­gu, prze­ga­nia­ły wsze­la­kie stwo­rze­nia w cie­płe domy. –> …opady śnie­gu prze­ga­nia­ły wsze­l­kie stwo­rze­nia do cie­płych domów.

 

stare lawn­boy’e do­ty­ka­ły ko­niusz­ka­mi pal­ców trzy­dziest­ki na karku… –> Nie wiem, co Autor chciał po­wie­dzieć?

 

Dla­te­go ów ko­bie­ta miała powód… –> Dla­te­go owa ko­bie­ta miała powód

 

Ko­bie­ta chwy­ci­ła za mło­tek i jego obu­chem zdra­pa­ła grubą war­stwę farby.  –> Ko­bie­ta chwy­ci­ła mło­tek

Nie wy­da­je mi się, aby mło­tek nada­wał się do zdra­py­wa­nia farby z cze­go­kol­wiek.

 

kieł­ko­wa­ła zie­lo­no-list­na pa­proć. –> …kieł­ko­wa­ła zie­lo­nolist­na pa­proć.

Czy by­wa­ją pa­pro­cie o li­ściach in­nych niż zie­lo­ne?

 

po­ły­sku­jąc z świa­tłem księ­ży­ca. –> …po­ły­sku­jąc w świe­tle księ­ży­ca.

 

Ten kolor był strasz­nie wy­ra­zi­sty, ale za­ra­zem de­li­kat­ny jak sa­ren­ka. –> Nijak nie po­tra­fię sobie wy­obra­zić, jak kolor, jed­no­cze­śnie wy­ra­zi­sty i de­li­kat­ny, może ko­ja­rzyć się z sa­ren­ką.

 

Po uda­nym za­bie­gu, ko­bie­ta ze­szła na dół ta­necz­nym kro­kiem wraz z igra­ją­cym na twa­rzy uśmie­chem. –> Czy to zna­czy, że w in­nych oko­licz­no­ściach ko­bie­ta i uśmiech scho­dzi­li od­dziel­nie?

 

Nie in­te­re­so­wa­ło jej, skąd w ma­szy­nie wy­ro­sła ro­śli­na… –> Nie in­te­re­so­wa­ło , dla­cze­go w ma­szy­nie wy­ro­sła ro­śli­na

 

na ma­szy­nie znów kwi­tły pa­pro­cie. –> Do­my­ślam się, że kwit­ną­ce pa­pro­cie są ele­men­tem fan­ta­stycz­nym.

 

Ten sam jędr­ny kolor… –> Jędr­ny to ina­czej twar­dy, sprę­ży­sty. Nie wy­da­je mi się, aby taki mógł być kolor.

Pro­po­nu­ję: Ten sam in­ten­syw­ny kolor

 

tra­fił do stud­ni, gdzie wraz z śnie­giem zmie­nił się w kupę złomu… –> Czy to zna­czy, że śnieg też zmie­nił się w kupę złomu?

 

Mimo, że magla nie było, pa­pro­cie wciąż kwi­tły na stry­chu ko­bie­ty i kwit­ną do dziś. –> Kwi­tły, jak mnie­mam, fan­ta­stycz­nie.

 

Teraz roz­kła­da­ła się w stud­ni, pod war­stwą śnie­gu i pia­chu, ela­stycz­nie roz­ło­żo­ne­go na śred­ni­cy górki. –> Na czym po­le­ga ela­stycz­ne roz­ło­żenie śnie­gu i pia­chu na śred­ni­cy górki?

 

tak jak ko­bie­tę… –> …tak jak ko­bie­tę

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

@re­gu­la­to­rzy Dzię­ku­ję za swoją opi­nię, błędy po­pra­wię w wol­nej chwi­li

Cześć. Nawet mnie za­in­try­go­wa­ło. Póź­niej – tro­chę mój czy­tel­ni­czy zapał ostygł. Bo oka­za­ło się, że ta hi­sto­ria pro­wa­dzi do­ni­kąd. Lub nie zła­pa­łem, dokąd pro­wa­dzi. Fajne tło i na­strój, hi­sto­ria na­to­miast, ja­kich wiele. Po­zdra­wiam.

@re­gu­la­to­rzy Dzię­ku­ję za swoją opi­nię…

Fla­pjac­ku, nie przy­pusz­cza­łam, że mamy po­dob­ne opi­nie o na­pi­sa­nych przez Cie­bie Pa­pro­ciach. Jed­na­ko­woż po­zwo­lę sobie nad­mie­nić, że za­mie­ści­łam moją opi­nię, Two­jej nie zna­łam. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

@re­gu­la­to­rzy Wkradł się błąd – twoją opi­nię :)

@Ło­sioł Dzię­ku­ję za opi­nię :)

Wiem, Fla­pjac­ku, że wkradł się błąd. Mu­sisz sta­rać się pisać uważ­niej, a by­ło­by do­brze, gdy­byś jesz­cze czy­tał to, co na­pi­sa­łeś – taki np. Ło­siot to ktoś zu­peł­nie inny niż Ło­sioł. :(

 

Fla­pjac­ku, nie ma po­trze­by do­da­wać kilku ko­men­ta­rzy w ciągu jed­nej mi­nu­ty; można to wszyst­ko na­pi­sać w jed­nym. Ko­men­ta­rze można edy­to­wać.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka