
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Las kusił…. Szumiał tajemniczo, a mlecznobiała mgła coraz śmielej oplatała zakamarki gęstwiny. Noc nakazała znaleźć schronienie wszystkiemu, co żywe. A kto nie usłuchał niemej przestrogi, musiał się strzec….
Niewiasta minęłaby knieję obojętnie, gdyby krótki, zduszony krzyk nie przerwał panującej wokół ciszy. Kobieta bez wahania weszła pomiędzy potężne, wykręcone wiekiem drzewa. Wyczuła wydeptaną powierzchnię ścieżki pod stopami, toteż podążyła nią w kierunku, skąd, jak sądziła, dobiegł jęk. Zamiast rannego ujrzała jednak jedynie rozgrzebane podłoże – ślad niedawnej walki. Nagle w pobliżu pękła z trzaskiem sucha gałąź. Rozległy się ciężkie kroki. Ktoś kogoś gonił.
Niewiasta słyszała jak delikatne pędy krzaków smagają ciała prześladowcy i jego ofiary. Poszycie leśne szeleściło, zdradzając każdy ruch tajemniczych postaci. Milczenie nocy ponownie rozdarł wrzask bólu i panicznego strachu. Tym razem jednak cierpienie drugiej istoty przeszywało na wskroś… Polowanie dobiegło końca.
Kobieta bez namysłu pobiegła w tamtym kierunku….
Ujrzała postać spowitą w czerń. Klęczała nad ofiarą, jedną dłonią trzymając ją za gardło. Blade światło księżyca odbiło się w srebrnym ostrzu sztyletu. Padł cios, poprzedzony jękiem i błaganiem o litość. Potem znów zapadła cisza.
Niewiasta poczuła niepowtarzalną woń krwi. Zwinnie niczym kot podkradła się do stygnącego ciała. Natychmiast odnalazła świeżą ranę, a w niej źródło życia. Ssała łapczywie gorącą, potem ciepłą krew… Kiedy oderwała się od trupa, bił od niego już tylko chłód śmierci.
Syta wampirzyca z zadowoleniem otarła wargi białą, koronkową chusteczką. Następnie wstała i otrzepała z liści długą, czarną, aksamitną suknię.
Wyczuła zdumienie istoty, stojącej obok z zakrwawionym sztyletem w ręku. Kobieta nie mogła dostrzec oblicza swego przypadkowego sojusznika, gdyż skrywał je kaptur. Po posturze stwierdziła jednak, iż najpewniej jest to mężczyzna. Nie padły żadne słowa.
Powietrze zapachniało nowym dniem. W oddali rozległy się nawoływania i ujadanie psów. Szukano kata i jego ofiary, a blask wschodzącego słońca powoli odpędzał mgłę…
Znajoma jaskinia była już niedaleko. Nieśmiertelna wskazała wzrokiem kierunek, a nieznajomy twierdząco skinął głową. Bezszelestnie udali się w tamtą stronę.
Niewielką grotę przepełniało wilgotne powietrze i odór zgnilizny. Za jedną ze ścian znajdował się wąski korytarz. Kobieta pewnie przemierzała pofałdowaną skalną dróżkę. Zrozumiała też, że jej kompan nie widzi w ciemnościach. Potykał się co chwila, mamrocząc pod nosem przekleństwa.
Niewiasta przystanęła.
– Daj rękę – powiedziała cicho.
W odpowiedzi mężczyzna parsknął wściekle, ale usłuchał. Od tego momentu szli spokojnie, a wampirzyca cierpliwie tłumaczyła drogę, informując o nierównościach i zakrętach.
Minęło dużo czasu, nim dotarli do niewielkich, drewnianych drzwi. Ustąpiły z oporem, wydając przeciągły jęk.
Dwoje wędrowców znalazło się w lochu.
Kobieta ze wstrętem odwróciła głowę od gnijących zwłok, zalegających jeden z narożników ciemnicy. Za to jej towarzysz zapaliła pochodnię i przyglądał się im z wyraźnym zachwytem i nieukrywaną fascynacją.
– Wybacz, ale dla mnie ten odór jest nie do zniesienia – stwierdziła, wstępując na pierwszy stopień schodów, prowadzących do mieszkalnej części zamku.
Niewiasta wyczuła, że twarz skrytą w cieniu kaptura wykrzywia upiorny uśmiech.
– Nie wiem, ile zwykłeś sypiać, ale ja potrzebuję odpoczynku. Pozwolisz więc, że wskażę ci twą komnatę – oznajmiła tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Odwróciła się i zaczęła iść na górę. Nie musiała zerkać za siebie, by słyszeć kroki nieznajomego.
Prowadziła go plątaniną zamkowych korytarzy, nie wypowiadając ani słowa. Omijała te, które nie posiadały sufitu, ściany czy fragmentu okna. Zatrzymała się przed wejściem wiodącym do jednej z wież.
– Tutaj zachowała się komnata w raczej dobrym stanie. Nie licz jednak na wygody – oznajmiła wampirzyca swemu towarzyszowi – Rozgościsz się sam – po tych słowach odwróciła się i odeszła.
Mężczyzna zdecydowanym ruchem pchnął na wpół przegniłe drzwi. Wszedł do środka.
Zachód słońca wyrwał z letargu czarnowłosą niewiastę. Opuściła trumnę z dziwnym niepokojem w martwym ciele. Każdy zmysł aż drżał w poczuciu niewyjaśnionego zagrożenia.
Miękko niczym kotka zbiegła na dół. Granatowe ciemności dopiero co zapadły. Kobieta przez jedno z okien dostrzegła zbliżającą się łunę ognia…. A to oznaczało tylko jedno: musiała opuścić ruiny, gdyż nie stanowiły już bezpiecznego schronienia.
Skierowała kroki do piwnic. Liczyła się każda chwila, bowiem podziemne przejście do lasu mogło zostać w każdej chwili odkryte.
Pośpiech nieco uśpił jej czujność. O mało nie krzyknęła, kiedy ktoś niespodziewanie chwycił ją za rękę.
– Szukałem cię – rzucił cierpko głos, który należał zapewne do jej niespodziewanego gościa – To mnie chcą dopaść. Wskaż mi drogę do lochów, a potem się ukryj. Pogoń odejdzie wraz ze mną.
– Ludzie znajdą moją trumnę! – parsknęła tylko.
Skinął głową; zrozumiał, że dla wampirzycy to także walka o przetrwanie. Wspólnie podążyli do podziemi. Tam otworzyli nieduże wrota i weszli w czarny mrok korytarza.
Jakiś czas później znaleźli się w lesie. Maszerowali w milczeniu. Zaczął padać deszcz, a niebo przecięła niebieska błyskawica. Rozległ się huk pioruna.
– Jestem głodna – oświadczyła nieśmiertelna.
– Ja również.
– Muszę znaleźć schronienie.
– Trumnę?
– Tak. I jakiś bezpieczny zakątek, by nikt nie zakłócał mego snu.
Mężczyzna tylko pokiwał głową.
– Chcesz iść do wioski? – zapytał.
– Nie mam wyjścia. Tam jest cmentarz, a przy nim kostnica.
– Tamci wiedzą już, że w okolicy jest wampir. Mogą na ciebie czekać i… Nie masz szans przeciwko tłumowi.
– Nie mam wyjścia – powtórzyła. – Noc nie trwa wiecznie.
Zaprzestał dalszych protestów. Rozstali się na skraju lasu.
Wampirzyca zakradła się w pobliże osady. Deszcz nadal siąpił, gasząc pochodnie i utrudniając tym samym poszukiwania. Mimo to między domami panowało niezwykłe, jak na tą porę doby, poruszenie. Ludzie chodzili niespokojnie, pokrzykując czasem coś do siebie. Płonęły niewielkie latarnie; kobieta dostrzegła też typowy dla zabobonnych czosnek. Oznaczało to tylko jedno: mieszkańcy zamierzali schwytać nieśmiertelnego.
Zadygotała ze złości. Marzyła, by teraz spokojnie, najedzona, wrócić do zamku i usiąść przy ognisku w jednej z nienaruszonych komnat…
Ostrożnie wyszła z gęstych zarośli. Cmentarz był już niedaleko; wiedziała o tym, gdyż polowała w tej okolicy od wielu lat, a nikt do tej pory nie odważył się zapuścić w las wokół ruin zamku… Wyczuwała wibracje śmierci, specyficzną atmosferę spokoju… Jednak w pobliżu znajdowało się coś, czy raczej ktoś jeszcze. Kobieta poczuła woń krwi…. Ktoś ranny leżał zapewne pod drzewami…. Żył jeszcze….
Głód szarpnął jej żyłami. Potrzebowała go zaspokoić, uciszyć na tą noc… Trumna mogła poczekać.
Nieśmiertelna lekko jak łania pobiegła w kierunku przeciwnym niż ogród śmierci. Każdym nerwem odbierała bicie serca, rozlegające się coraz bliżej i bliżej…
Ktoś siedział oparty o gruby pień dębu. Ciężko oddychał, nie miał siły wstać… Idealna ofiara. Wampirzyca uśmiechnęła się triumfująco. Błyskawicznie dopadła rannego, jednym szarpnięciem obnażając jego szyję. Zęby przebiły skórę i popłynął drogocenny płyn….
Niewiasta nie zdążyła jednak zasycić swego pragnienia, gdyż ręce ofiary chwyciły ją za ramiona, próbując za wszelką cenę odepchnąć.
– Przestań! To ja! – wycharczał znajomy głos.
Rozpoznała swojego niedawnego towarzysza. Czuła wewnętrzny opór przed unicestwieniem go… Ale jego krew smakowała tak cudownie…. Niewiasta zdołała jednak opanować swą potrzebę nasycenia. Powoli odsunęła się od mężczyzny.
– Przeszukali ruiny i zniszczyli część twierdzy; siedliska szatana, jak mówili między sobą… Znaleźli trumnę, ale tylko niektórzy wrócili do wioski, zanosząc tą nowinę… Reszta postanowiła przeszukać las… Ranili mnie…. – wyrzucał z siebie z wysiłkiem, wskazując na bok. Kobieta bez słowa oderwała fragment swej białej halki i obwiązała ranę.
– Dziękuję.
– Drobiazg. Musimy wrócić na zamek. Tam nie będę już szukać…. A w wiosce panuje za duże poruszenie, bym mogła przemknąć niezauważona – stwierdziła rzeczowo, zastanawiając się, jak mają dotrzeć do ruin – Dasz radę iść?
– Z trudem….Ile zostało do świtu?
– Niewiele – odparła, patrząc na niebo. – Znaleźli przejście do lasu w lochach? – spytała po chwili.
– Chyba nie… Odstraszył ich fetor…
– Czyli jeszcze na coś się przydały – mruknęła zadowolona – Musisz dojść chociaż do jaskini – oznajmiła głośno – Będziesz miał tam schronienie przynajmniej na jakiś czas. Jak nabierzesz sił, wrócisz do zamku… – urwała.
– Zobaczymy – stwierdził tylko.
Pomogła mu wstać, choć zapach krwi nęcąco kręcił w nosie. Kobieta zmusiła się, by skupić swe zainteresowanie na kolejnych krokach i czujnej obserwacji okolicy.
Z ulgą przyjęła widok groty. Dotarli do niej bez przeszkód, aczkolwiek często przystając na krótki odpoczynek.
Weszli do środka. Wampirzyca nie chciała ryzykować i od razu zaprowadziła towarzysza do podziemnego korytarza. Tutaj położył się na ziemi, a niewiasta dojrzała jego udręczone bólem oblicze. Nie usłyszała jednak ani słowa skargi.
– Przyjdę do ciebie, jak zapadnie zmrok – powiedziała tylko.
Skinął głową i zamknął oczy. Zasnął zdumiewająco szybko.
Ruiny były w gorszym stanie niż się spodziewała. Zniszczono komnatę nieśmiertelnej, ale druga wieża, w której spał gość, pozostała nienaruszona. Jednak zniknął labirynt korytarzy, niekompletne sale…. Wszystko zniszczono lub podpalono. Okazała niegdyś twierdza wyglądała teraz żałośnie na tle nocnego nieba.
Kobieta ze smutkiem spojrzała na przestrzeń dzielącą wejście do piwnicy i wspomnianą wieżę. Kiedyś zapewne wyrośnie tu piękna trawa. Mimo przygnębienia, szybko pomaszerowała do ocalałej komnaty. Świt zbliżał się już w zastraszającym tempie…
Otworzyła przegniłe drzwi i weszła do środka. Poczuła nowy, nie pasujący do tego miejsca zapach – bardzo delikatny, niemal nieuchwytny, ale jednak.
Ujrzała zwiniętą, czarną opończę, a obok niej… strzępy białych koronek. Niewiasta domyśliła się, że oprócz ich dwojga w zamku był ktoś jeszcze… Czy to ten ktoś był przyczyną zdemaskowania? Nie chciała teraz nad tym myśleć. Była zmęczona, głodna i w dodatku musiała spać bez trumny. Zerknęła na pelerynę. Owinęła się nią, po czym zapadła w wielogodzinny letarg.
Wczesnym wieczorem ponownie otworzyła oczy. Głód szarpał boleśnie, doprowadzając ją niemal do utraty zmysłów. Wampirzyca musiała się pożywić – potrzebowała mnóstwo krwi, gdyż jej organizm żądał jej dużo więcej niż zwykle. Ostatnie dwie noce nie dojadała, w dodatku straciła trumnę… To szkodziło bardziej niż sądziła. Czuła się słaba i otępiała, jak za najgorszych czasów człowieczeństwa. Mimo to wstała, zrzucając z siebie okrycie. Nasłuchiwała przez chwilę, lecz nie dotarły do niej żadne podejrzane wibracje.
Otworzyła drzwi wieży i wyszła w granatową noc. Niebo było czyste, gwiazdy skrzyły się chłodnym blaskiem. Powietrze pachniało słodko. Jednak nieśmiertelna nie poświęciła tej chwili ani jednej myśli. Natychmiast skierowała kroki do lochów, zapominając o pięknie wiecznego mroku.
W jaskini nie było nikogo, co zaniepokoiło kobietę. Czyżby ktoś niepożądany zajrzał tu przypadkiem i….zauważył korytarz? Tylko tego się dziś lękała.
Wyjrzała ostrożnie na zewnątrz, ale las trwał pogrążony w niezmąconej ciszy. Niewiasta odetchnęła z ulgą. Mogła zatem skupić się na poszukiwaniu jakiejś żywej istoty…
Niestety, tej nocy była zbyt wolna, toteż nie zdołała schwytać nic oprócz jakichś gryzoni. Jednak ich krew nie mogła równać się z ludzką… Pomogła jedynie nieznacznie odzyskać siły. Kobieta uznała, że musi zaryzykować i iść do wioski, bowiem obecnie żaden z mieszkańców nie odważyłby się pójść po ciemku do lasu…
Gęste zarośla były jej sprzymierzeńcami. Spoza nich obserwowała płonące pochodnie, duże krzyże obwieszone czosnkiem…
Wampirzyca miała szczęście. W każdej społeczności jest ktoś, kto na przekór przestrogom, nie zrezygnuje z przyzwyczajeń ani nie podporządkuje się niedorzecznym, w jego mniemaniu, nakazom.
Drzwi jednej z chat skrzypnęły. Ukazał się w nich chłop. Spojrzał na zabezpieczenia i uśmiechnął się pogardliwie, a potem wyszedł przed dom i skierował swe kroki między pobliskie drzewa.
Niewiasta bezszelestnie ruszyła za nim…
Wieśniak szedł, pogwizdując. Raptem zatrzymał się. Kobieta usłyszała dźwięk oddawanego moczu. Skrzywiła się w lekkim obrzydzeniu, ale wyczuwalne bicie zdrowego, silnego serca kazało zostać jej na miejscu. Żądza rosła w niej w zastraszającym tempie…
Zaatakowała, a mężczyzna nie wydał nawet najcichszego jęku, kiedy rozszarpała mu gardło, niemal oszalała z pragnienia….
Krótko potem ktoś postanowił poszukać nieostrożnego mężczyzny. Nawoływał go po imieniu, podążając jego śladem. Wargi niewiasty wykrzywił triumfujący uśmiech, gdy zaczaiła się ponownie…
Syta i zadowolona wróciła do lasu. Biegła lekko między drzewami aż ujrzała znajomą grotę. Wtedy też przypomniała sobie o rannym, który zniknął. Nie wiedziała, co o tym sądzić. Odszedł sam czy….? Jego krew mogła zwabić także inne dzieci nocy… On był tylko człowiekiem, nie miał wampirzej zdolności przenikania zwierzęcych dusz. A w tej okolicy często pojawiały się wilki…
Z zadumy wyrwał ją szelest pobliskich krzewów. Błyskawicznie zwróciła się w tamtą stronę, gotowa do skoku.
Poczuła niewielką ulgę, gdy ujrzała swego niesfornego znajomego. Szedł niemal na czworakach, a rana zaczęła ponownie krwawić, plamiąc bandaże i podłoże.
– Przechadzka, jak widzę – zadrwiła.
Posłał kobiecie mordercze spojrzenie. Widać było, iż rana bardzo mu dokucza.
– Muszę przecież jeść…choćby jagody…. – syknął – Nie raczyłaś mi nic zostawić.
– Och, wybacz, że nie obróciłam się w popiół, byle tylko spróbować zaspokoić twój głód – warknęła w odpowiedzi.
Milczeli, czekając emocje opadną. Ciemne oczy mężczyzny płonęły wściekłością, bólem i gorączką. Chciał ostrożnie usiąść na trawie, ale zamiast tego po prostu upadł.. Obie dłonie przyciskał do krwawiącego boku.
Kobieta przyklęknęła przy rannym.
– Pokaż – powiedziała, delikatnie ujmując jego ręce.
– A nie rzucisz mi się znów do gardła? – spytał podejrzliwie.
– Na razie możesz być spokojny.
Posłał jej jeszcze jedno, nieco niepewne spojrzenie, ale pozwolił obejrzeć ranę.
Poharatany bok nie wyglądał za dobrze. Należało go oczyścić i obłożyć ziołami, aby goił się prawidłowo.
– Dasz radę dotrzeć do jaskini? – spytała.
– Wolałbym zostać tutaj.
– Uważaj na wilki…. Ja niedługo wrócę. – zniknęła, nim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć.
Wampirzyca wrócił po godzinie, niosąc wodę w jakimś naczyniu, woreczek pełen świeżych ziół i dwie garście leśnych owoców.
Usiadła obok swego podopiecznego. Spojrzał na niewiastę podejrzliwie, lecz jego oblicze rozpogodziło się na widok tego, co przyniosła.
– Proszę – wysypała jagody, borówki, jeżyny i maliny na fragment swej sukni – Posil się, a potem zmienię opatrunek.
Kiwnął głową i natychmiast pochłonął przyniesione owoce. Był bardzo głodny.
– A teraz połóż się i podwiń koszulę – nakazała.
Posłusznie spełnił jej polecenie.
Kobieta poświęciła kolejny fragment swojej halki na bandaże, po czym ostrożnie przemyła brzegi rozerwanej skóry, mamrocząc pod nosem niezrozumiale, dziwaczne słowa.. Następnie porwała część ziół, a ich liście żuła, dopóki nie zmieniły się w jednolitą, zielonkawą masę. Wyjęła ją z ust i delikatnie obłożyła fragment rany. I tak kilka razy, aż całe obrażenie zniknęło pod zieloną powłoką. Okład przyjemnie chłodził obolałą skórę.
– Na razie nie powinieneś się ruszać – powiedziała – Potem obwiążę ranę i może nawet uda mi się doprowadzić cię do zamku.
– Szybko.
– To zasługa głównie ziół.
– Czyli mam nie pytać.
– Właśnie.
– W każdym razie….dziękuję ci za pomoc – wymamrotał.
– Tak wyszło – stwierdziła chłodno – Kim była kobieta, która zostawiła w komnacie to cudo? – spytała po chwili, wyciągając koronkowy drobiazg.
Nieśmiertelna dostrzegła, jak rysy na obliczu mężczyzny tężeją, a on sam nieco blednie.
– Nie pytam z pustej ciekawości, tylko chcę wiedzieć, kto jest odpowiedzialny za zniszczenie mojego zamku – powiedziała cicho, a w jej głosie zabrzmiał smutek.
– Nie mylisz się – odrzekł w końcu – Ufałem jej…. Inaczej nigdy nie pojawiłaby się w twoim zamku.
– Aha – stwierdziła tylko.
Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, co. Szczerość wyznania wytrąciła jej wszystkie argumenty z ręki poza bezmyślnością obojga. Jego – bo zaufał niewłaściwej kobiecie. Jej – bo przyjęła obcego pod swój dach. Mogła więc być wściekła tylko na samą siebie. Ale czy żałowała..?
Las leniwie szumiał wokół nich.
Wrota w piwnicy skrzypnęły godzinę przed świtem. Do lochów weszły dwie istoty nocy. Kobieta, dająca wsparcie rannemu mężczyźnie, któremu każdy krok sprawiał jeszcze ból. Przyjął pomoc niewiasty, choć jego duma cierpiała – przywykł radzić sobie sam.
– Trzeba coś z nimi zrobić – mruknęła wampirzyca, wskazując na stos zwłok.
– Jak tylko wydobrzeję, zajmę się „tym" – skwitował gość z uśmiechem, widząc obrzydzenie na twarzy nieśmiertelnej.
Odwzajemniła uśmiech i w milczeniu poprowadziła rannego do schodów, a dalej do ostatniej pozostałości ruin.
Mijały noce. Rana mężczyzny goiła się szybko, wkrótce też odzyskał pełnię sił. W podzięce za opiekę usunął zwłoki z lochów, a w komnacie ustawił nawet prowizoryczny sarkofag dla swej towarzyszki. Uszczelnił mchem też wszelkie pęknięcia w wieży. Panowały w niej teraz nieprzeniknione ciemności, które czasem rozświetlał blask ogniska…
Mieszkańcy rzadko bywali po zmroku w ruinach. Oboje wyruszali na polowanie – wampirzyca do wioski, a jej towarzysz do lasu. Mężczyzna, wzorem nieśmiertelnej, nauczył się nocnego trybu życia. Żadne z nich nie mogło ryzykować rozpoznania przez miejscowych, gdyż wtedy niechybnie zostaliby uśmierceni. Nadal bowiem za dnia pojedyncze grupki przeszukiwały okolice, często przechodząc obok sędziwej wieży…. Mężczyzna słyszał ich głosy i właśnie one utwierdzały go w przekonaniu, że jeszcze nie może opuścić schronienia zaoferowanego przez kobietę. Jednakże była to tylko część prawdy….
Pewnej nocy, kiedy wrócił z polowania, zastał komnatę skąpaną w poświacie ognia. Przed paleniskiem siedziały dwie istoty. Rozpoznał wampirzycę; zajmowała miejsce w swoim ulubionym fotelu. U jej stóp zaś klęczał mężczyzna; równie blady co ona. Przyciskał jej delikatną dłoń do swego policzka, szepcząc. Kobieta słuchała, ale nie udzielała odpowiedzi. Wydawał się być nieobecna duchem.
Przybycie człowieka zauważyli dopiero po chwili. Wampir wstał gwałtownie i uśmiechnął się, złowieszczo odsłaniając kły.
– Przestań, proszę. To przyjaciel – oznajmiła niespodziewanie niewiasta.
Zapadła przytłaczająca cisza. Mężczyźni mierzyli się wzrokiem, lecz żaden z nich nie przekroczył tej granicy. Wampirzyca zaś obserwowała skaczące po polanach iskry.
Upływały kolejne minuty. Wiatr na zewnątrz zawodził żałośnie, uderzając o kamienne mury.
– Nie dbasz o nią – warknął raptem nieśmiertelny. – Jest wychudzona, niedojada… Jej piękno niknie w oczach.
– Staram się, by miała wszystko, czego zapragnie – odparł mężczyzna chłodno.
Jednak, gdy spojrzał na oblicze niewiasty i porównał je z twarzą wampira, dostrzegł różnicę. Nie było już tak pełne blasku, delikatnie białe z odcieniem różu, lecz dziwnie woskowe, zmęczone. Oczy straciły dawną energię, włosy zmatowiały.
– Ona potrzebuje ludzkiej krwi – rzekł znowu nowoprzybyły.
– Przecież każdej nocy odwiedza wioskę…
– Ale nie zawsze trafi się jej ofiara. Ona słabnie, nie jest już tak szybka jak kiedyś…
– Skąd o tym wiesz?
– Byłem jej towarzyszem. Potrafię czytać w jej duszy; nie potrafi się już przede mną zamknąć. Nie chce się rozsmakować nadmiernie w ludzkiej krwi ze względu na ciebie – by nie zrobić ci krzywdy. Za to ja chcę, by do mnie wróciła; odeszła z zamku….
– Czy właśnie tego pragniesz? – mężczyzna zwrócił się wprost do wampirzycy. Czuł dziwny ucisk w piersi.
Kobieta powoli odwróciła głowę i spojrzała na niego. Jej oczy wyrażały jedynie przerażającą pustkę.
– Ona cierpi po stracie zamku…. Był dla niej wszystkim, a przez ciebie go zniszczono – syknął wampir.
– Chcę to usłyszeć od niej – powiedział cicho mężczyzna.
Obaj wpatrywali się w niewiastę – wyczekująco, pełni niepokoju.
– Potrzebuję ludzkiej krwi – stwierdziła tylko, patrząc w ogień – Nie wytrzymam dłużej, jeżeli nadal, każdego dnia, każdej nocy będę słyszeć bicie twojego zdrowego, silnego serca… Wciąż pamiętam tamten moment, gdy cię zaatakowałam…. Kiedy opatrywałam ranę, musiałam walczyć ze sobą jak jeszcze nigdy dotąd….
– Dlaczego zatem do tej pory nie uczyniłaś mi nic złego? – zapytał mężczyzna.
– Nie potrafię – odparła krótko.
– Jak mam to rozumieć?
– Nie wiem. Jesteś człowiekiem. Zapomniałam, jakie emocje targają ludźmi…
– Odejdziesz z nim?
– Nie mam zwyczaju wracać do przeszłości.
Po tych słowach wampir posłał kobiecie ostatnie spojrzenie, po czym opuścił komnatę. Kiedy trzasnęły drzwi, śmiertelnik zapytał:
– Czy to on cię stworzył?
– Nie. Gdyby tak było, nie mógłby czytać w moich myślach.
– A jakie one są?
Tym razem nie odpowiedziała. Pogrążyła się w zadumie, ignorując swego towarzysza.
– Jesteś syta?
– Nie. Całą noc nie opuszczałam komnaty.
– Jak to?!
– Nie mam dziś siły, by polować – odrzekła lakonicznie.
Mężczyzna bez zastanowienia uniósł wampirzycę z fotela. Obrócił głową, odsłaniając szyję.
– Pij.
– Ale…
– Potrzebujesz tego.
Wyczuł jej wahanie, drżące oczekiwanie. Słyszała bicie jego serca, szum krwi w żyłach…. Musiała ulec. Od jego bliskości zakręciło się jej w głowie.
Możliwie najdelikatniej przebiła zębami skórę mężczyzny. Ssała powoli, ostrożnie, nie chcąc uronić ani kropli.
Przyjaciel zaś stał cierpliwie, zaskoczony czułością i bolesną niemal rozkoszą….
Z trudem oderwała wargi od jego skóry. Płynącą nadal stróżkę krwi zebrała wargami, a potem sięgnęła po czysty gałganek i opatrzyła rany.
– Dziękuję – powiedziała, z wdzięcznością przytulając się do mężczyzny. Uścisk trwał nie dłużej niż moment, a mimo to śmiertelnik poczuł dziwną pustkę, kiedy kobieta się od niego odsunęła.
– Pewnie pragniesz jeszcze?
– Tak, ale ty….już tego nie wytrzymasz.
– Rozumiem – powiedział tylko i wyszedł w noc.
Zaskoczona wampirzyca miękko opadła na fotel.
Kilka godzin później usłyszała głosy. Brzmiały nieco bełkotliwie, a jeden z nich bez wątpienia należał do kobiety. Nieśmiertelna poczuła wściekłość. Po tym, co zrobił, nie powinien sprowadzać do wieży gości….
Drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadła dwójka objętych ludzi.
Twarz wampirzycy stężała. On z jakąś kobietą.
– O, nie mieszkasz sam! – zaświergotała śmiertelniczka. Miała na sobie mocno wydekoltowaną suknię, a z twarzy spływała zbyt gruba warstwa makijażu.
– Jak widzisz. – zaśmiał się cicho. Puścił kobietę, by zamknąć drzwi. – To moja przyjaciółka, która także bardzo lubi towarzystwo pań… – mrugnął porozumiewawczo do istoty nocy.
– Naprawdę? Cóż za ciekawymi ludźmi się otaczasz! – wykrzyknęła nowoprzybyła, z zainteresowaniem spoglądając na niewiastę. – Złotko, nie wyglądasz najlepiej…. – stwierdziła, podchodząc do niej.
– Już niedługo – odparła wampirzyca, wstając z miejsca.
Po wydarzeniach tej nocy przestali polować oddzielnie; zarówno na ludzi, jak i zwierzęta. Wampirzyca wybierała się na łowy do różnych wiosek, by nie wzbudzać podejrzeń.
Miesiące spokoju sprawiły, że wkrótce również ludzi z okolicy opuścił strach. Omijali jedynie pozostałości zamku; dawnego siedliska szatana, jak mawiano. Las po zmroku przestał budzić przerażenie. Co prawda kilkakrotnie w ciągu lat dochodziło do tajemniczych zniknięć albo też znajdowano zwłoki ze śladami zębów na szyi… Czasem wszystko wyglądało na śmierć od pchnięcia nożem…
Chodziły słuchy o dziwnej parze zabójców. Niektórzy twierdzili, że jednym z nich jest pewien arystokrata, który kiedyś zemścił się za swą krzywdę, zabijając dworskiego dostojnika…. Drugim miała być olśniewająco piękna kobieta, przypominająca leśną nimfę…. Paru młokosów widziało ją podczas pełni, gdy lekko biegała po leśnej polanie….
Gęstwina przez stulecia kusiła swym szeptem, przyciągała nierozsądnych urokiem mgły i poświaty księżyca…. Lecz kto zapuścił się po zmroku zbyt daleko, rzadko wracał do świata żywych…. Znajdowano go potem z rozszarpanym gardłem….
Problem polega na tym, że jednorazowy morderca nie będzie oglądał z fascynacją gnijących zwłok. Oczekiwałam raczej, że rten bohater jest jakimś seryjnym psychopatą... Wtedy to miałoby jakiś sens. A tak już powoli, powoli, podpada pod "Zmierzch", a co za tym idzie, jest słabe.
Niezgoda, ja się z tobą nie zgodzę. Mnie to opowiadanie czytało się przyjemnie i nie uważam go za słabe. Rewelacyjne też nie jest, ale napisane dobrze i nie nudno. Co prawda zakończenie mogło by być jakieś bardziej dramatyczne, żeby jego albo ją zaciukali, potem by się mścił i takie tam, no ale ok, mnie teraz fantazja ponosi.
A, Zmierzchu nie czytałem, więc porównania nie mam.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Kurde, niechcący w 6 trafiłem... (uprzedzam zawczasu, żeby nie wieszać psów na autorze). Może ktoś z admiralicji to cofnąć?
Chciałem dać 2. Opowiadanie jest, jakby to określić - naiwne. W dodatku znowu wampiry, w formie bardzo przeciętnej.
Znów wampiry, ale zostawmy to.
Nie rozumiem:
- dlaczego wampirzyca zabiera nieznajomego kolesia do swojej kryjówki (które to miejsce powinno być z założenia trzymane w tajemnicy przed wszystkimi - cóż prostszego jak załatwić wampira za dnia we śnie. Podstawowe względy bezpieczeństwa.) Szczególnie, że facet właśnie kogoś zabił w lesie?
- dlaczego nie wyssała go od razu, a już na pewno wtedy gdy był ranny w lesie, a ona na dodatek była głodna?
- po co go ratowała, opiekowała się nim i przygarnęła jak bezdomnego szczeniaka?
Generalnie związek bohaterów jest dla mnie zupełnie niezrozumiały i naciągany, nie oparty na żadnych logicznych podstawach - po prostu naiwny.
Totalnie przeciętne opowiadanie.