
Kiedy się odbędzie następna „Grafomania”? Czuję nieziemski przypływ mocy! ;-)
Kiedy się odbędzie następna „Grafomania”? Czuję nieziemski przypływ mocy! ;-)
Rycerz Yk szczególnego szczęścia do gry w kości nie miał. A to z gospody wracał bez sakiewki, a to bez rzędu, a to bez nogawic. Oddawał się jednak temu zajęciu z pasją, zwłaszcza gdy oczy mu wypity miód zalepił, nadając światu słodko-bursztynowego kolorytu. Ze swymi niepowodzeniami już się zbratał, a że uwielbiał chwilę, w której kości toczą się po stole, nie narzekał specjalnie na ponoszone straty.
Tego wieczoru siedział sobie rycerz Yk i popijał samotnie w karczmie „Pocieszka”. Humor miał jakiś taki lichy. Już miał się zbierać do oberży „Wesoła”, by sprawdzić, czy tam wczoraj jego dobry nastrój się nie ostał, gdy do wnętrza wszedł cudzoziemiec. Mówił z twardym akcentem ludzi, których chłopi przezywali „niemymi”, bo nijak nie mogli pojąć, o czym tamci prawią, gdy gadali po swojemu. Przybysz był znać majętny, bo poprosił o wino i to cały antałek. A trzeba wiedzieć, że winorośli w tych okolicach nie uprawiano, więc takie rarytasy sprawozdane z daleka miały swoją cenę. Rozejrzał się po wnętrzu, wypełnionym przez podróżnych różnego autoramentu, głównie kupców. Wreszcie wzrok jego spoczął na naszym bohaterze. Przecisnął się przez ciżbę i po skinieniu głową, zagadnął:
– Herr rycerzu, czy ława na wprost ciebie wolną jest? Bo jeśli tak, to pozwolisz, że zasiądę.
Rycerz Yk, który właśnie pochłaniał ostatni łyk miodku, skinął licho głową i jął się przybyłemu przyglądać. Tak tedy gapili się na siebie nawzajem. Gość zmrużył ślepia tak, że wyglądały jak dwa muśnięcia pędzelkiem tak cienkim, że nie znajdziesz dość drobnego włosia, by taki sobie sprawić. Cudzoziemiec wreszcie ziewnął szeroko, jakby się gapieniem na woja znużył i jął się znów rozglądać po karczmie. Ponieważ nic innego się nie działo, zaproszenie do biesiadowania z ust przybysza nie padło, a miód rycerz Yk wysączył do cna, już miał się zbierać, gdy tamten zagadnął:
– Nocujesz tu, Herr panie?
– Nie.
– A spieszno ci gdzie, Herr panie?
– Nie.
– Masz co przeciwko osuszeniu ze mną tego oto antałka, Herr panie?
– Nie.
– A przeciwko pogawędce, Herr panie?
– Nie.
– To i grą w kości pewnie nie pogardzisz?
– Nie.
Rycerz Yk kręcił przy tym gorliwie głową. Był według swego mniemania człekiem obytym. Poznał już ongiś przychodnia rodem z obcej ziemi. Barczysty nordyk przysiadł się doń kiedyś po pijaku i zaczął się żalić w swym barbarzyńskim języku, którego nasz bohater nie znał nawet z widzenia. Nastrój opowieści wnioskował więc z poczerwieniałej od trunków twarzy wojownika, a gdy ten spojrzał w jego stronę, jakby oczekując potwierdzenia dla swoich słów, wykonywał gest głową, który mógł oznaczać wszystko i wydawał dwa paradźwięki na przemian. Raz było to „ouih”, a raz „myhy”. Tak konwersowali całą noc, a nad ranem potężnie zbudowany cudzoziemiec wyściskał swego rozmówcę, zapewnił o dozgonnej wdzięczności swojej i swoich potomków do siódmego pokolenia, czego rycerz Yk zresztą nie zrozumiał. Nordyk, wziąwszy topór, ruszył chwiejnym krokiem w dalszą drogę. Był szczęśliwy. Zdawało mu się bowiem, że nikt go dotąd tak dobrze nie zrozumiał. Nie spotkał też w swoim mniemaniu człowieka, który tak potrafił słuchać! A opowiadał o tym, że chciał się wylegiwać po wyprawie łupieskiej, a potem połasować należycie, nic z tego jednak nie wyszło. Zapowiadającą się sielankę przerwała jego białogłowa, która wysłała go po nową krowę, bo stara przestała dawać mleko. Chcąc nie chcąc ruszył w świat, obszedł morze całe i dotarł aż dotąd. Teraz pokrzepiony nocną rozmową, pognał w drogę powrotną. Obiecał sobie przy tym, że krowę znajdzie dopiero po drugiej stronie wielkiej wody, żeby jej za długo nie dźwigać, bo to męczące. Rycerz Yk też czuł się szczęśliwy. Oto napawający strachem zwalisty wojownik, który przez całą noc nie pozwolił mu się ruszyć od stołu i poił bez umiaru, wreszcie sobie poszedł. Nasz bohater bez zwłoki pognał w krzaki, by oddać naturze to, co ciało przyjęło. Dość jednak o tym! Wróćmy do tego szczególnego wieczoru.
Kości potoczyły się po stole. Cudzoziemiec przedstawił się wcześniej jako: Smatk, Smetk, czy Smytk. Rycerz Yk nie bardzo zrozumiał, ot, coś krótkiego, trudnego do wymówienia i zaczynające się na „s” to ów gość. Zapatrzył się nasz bohater w kosteczki i cały oddał grze. Starcie było takie, że legendy by o nim można opowiadać! Raz tamten brał górę i wśród zdobyczy miał już nie tylko kształtnie wyprofilowaną na odstający brzuszek zbroję naszego bohatera, ale nawet nogawice. To znów rycerz Yk wygrywał i odkładał trofea na skrzynię stojącą obok. Wśród zdobyczy znalazły się między innymi: czarne pióra nieznanego ptaka, amulety z kości i trójrożny kapelusz. Wreszcie, gdy świt się już zbliżał, tamten, spojrzawszy wprzódy przez okno, rzekł, że musi się zbierać. Akurat był remis, więc każdy siedział w swojej dzieży i nie siał zgorszenia. Rycerz Yk zaproponował ostatni rzut. Rywal jednak z początku się opierał, ba, zdawało się, że nie chciał o tym nawet słyszeć. Nasz bohater powiedział więc, że postawi całą zbroję i konia z rzędem, a wszystko do zdobycia w jednym tylko rzucie. Przybyszowi błysnęły przekrwione od wina i braku snu ślepia. Wyszedł, a po powrocie położył na stole worek z czarnego aksamitu. Rycerz Yk zapytał: „co to”? Na to tamten odrzekł, że: „coś wspaniałego”. To wystarczyło, by podjąć wyzwanie. W końcu taka już jest natura ludzka, że każdy chce posiąść „coś wspaniałego”. Kości kolejny raz potoczyły się po stole. Rycerz Yk wygrał, a tamten z lipnie udawanym żalem oddał mu słusznie należny łup i poszedł, zaśmiewając się przy tym nie wiedzieć z czego.
Rycerz Yk też się spieszył. Białogłowa o wdzięcznym mianie Wopałach (o takich imionach uczony onomastyk rzekłby pewnie: imię mówiące) czekała na niego w domostwie, a wiedzieć należy, że dała mu wychodne tylko do pierwszego piania koguta. Zarzucił więc nasz bohater łup na plecy, dosiadł ogiera i pognał do domu. Pędził ile sił w końskich nogach. Już, już widział swoje włości, gdy spostrzegł, że kogut wskakuje na ogrodzenie, by dać poranny koncert. Rycerz Yk pomyślał, że gdyby miał kuszę, byłby go uśmiercił, nim wyda pierwszy dźwięk, albo przerobił na kapłona i wtedy może białogłowa Wopałach by się nie zorientowała, że tak cienkim głosikiem to ich kogut pieje. W potrzebnie i rozpaczy zajrzał do zdobycznego wora, a tam łuk! W zasadzie: łuczek – malutki taki i bez strzały. Rycerz Yk zeskoczył z siodła, schwycił pierwszy lepszy patyk i napiął cięciwę. W tym czasie kogut nabrał tyle powietrza, że wydawało się, iż za wszelką cenę chce białogłowę Wopałach zbudzić. Nie mając chwili do stracenia, nasz bohater puścił namiastkę strzały. Huk wydobył się wówczas tak potężny, że w murowanym kasztelu szklane gomółki popękały w oknach, kogut padł zemdlony ze strachu, a psy zaczęły wyć przeraźliwie. Rycerz Yk nie wiedział, że w jego ręce dostał się łuk-huk, bo i skąd mógł to wiedzieć? Była to psotna zabawka, którą można było dostać tylko na tajnym jarmarku dla wiedźm, bab-zielach i magów, który odbywał się raz do roku na polanie zwanej Łysą Górą. Wiele tam i innych przedmiotów można było nabyć, które służyły do szkodzenia gatunkowi człeczemu: łyżki, przez które przeciekała strawa, niedające się naostrzyć sztylety, garnki, w których kasza zawsze się przypalała, czy też pawęże niechroniące od ciosu. Wróćmy jednak do naszego koguta.
Białogłowa Wopałach była niewiastą łagodnego usposobienia, więc wybiegła z chałupy uzbrojona jedynie w tasak do rąbania chabaniny i tęgą pałę do dobijania wieprzy i krzyknęła ostrzegawczo takim głosem, że i psy pomdlały. Spojrzała na spokojną okolicę i już, już nabrałaby przekonania, że to jakiś grom z jasnego nieba tyle hałasu narobił, gdyby nie dostrzegła swego wybranka. Stał biedaczyna obok również stojącego konia, dziwnie skruszony z podejrzanym uśmiechem i łuczkiem w ręku. O, aż za dobrze znała tę minę, zwiastującą niezawodnie, że jej luby coś przeskrobał! Uniosła brwi i już miała zapytać swym biblijnym głosem, przypominającym trąby jerychońskie: „co to znaczy, do stada krasnali, którym smród pięty powykręcał, hę”?! Gdy nadjechał królewski posłaniec i rzucił wici, po czym pogalopował dalej, nie wdając się w czcze rozmowy. Rycerz Yk odetchnął z ulgą. Wiedział bowiem, że niezwłocznie musi udać się na wojnę i być może polec walecznie w obronie swojego władcy, krainy, rzek, jezior i wzgórz, białogłowy Wopałach oraz obu karczm: „Pocieszki” i „Wesołej”. Jego luba, podejmując wyzwanie i nie zważając na doczesne nieporozumienia w stadle rodzinnym, nasoliła mu mięsa na drogę i dała bukłak z wodą przyprawioną wonnymi ziołami. W drodze rycerz Yk wypił płyn tak szybko, jak tylko mógł, by napełnić skórzany wór trunkiem, który, jak powszechnie wiadomo, lepiej się sprawdza w podróży, niż cokolwiek innego. Wśród czułych pożegnań i ogólnego zamieszania nasz bohater przypadkiem wziął ze sobą i aksamitny worek z łuczkiem bez strzał. Łuk-huk mógłby narobić wiele zamieszania w szeregach wrogów, a może i we własnych, gdyby nie fakt, że był zabawką-psotką jednorazowego użytku. O tym jednak rycerz Yk nie wiedział, bo i skąd mógł to wiedzieć?
Gdy następnym razem usłyszysz huk straszliwy, rozejrzyj się bacznie. Może bowiem znowu kto łuk-huk od czarta wygrał i nieopatrzenie użył?
Kiedy się odbędzie następna „Grafomania”?
Jeśli się odbędzie, Wilku, to chyba nie wcześniej niż 18.01.2020 roku. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za informację! Oby mi do tej pory nie nastąpił odpływ grafomańskiej mocy! :-D
Z pozdrowieniem,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Wilku, pisz już, póki czujesz moc, potem będzie jak znalazł. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Rozważę! :-)
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Rycerz Yk, który właśnie pochłaniał ostatni łyk miodku, skinął licho głową i ją się przybyłemu przyglądać. – Yk-łyk – zamierzone te słowa tak blisko siebie? :) I chyba jął się miało być jak już :)
Nas bohater powiedział więc, że postawi całą zbroję… – literóweczka :)
Przeleciałem po tekście i lubię takie klimaty więc wrócę i na spokojnie przeczytam, pozdrówka :)
Zapraszam! „ykanie” i „Ykanie” zamierzone, ale literówka już nie. :-D Piękne dzięki za zwrócenie uwagi!
Z pozdrowieniem,
Wilk
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Historyjka to wielce zabawna, a i opisująca z humorem spędzenie czasu przez rycerza Yka w gospodzie, gzie oddawał się przychodniu zza granicy we wspólnym rzucaniu kości, choć nie rozumiejąc się obopólnie, ze względu na różny autorament, nie umieli się dogadać, bo nie znali się nawzajem nawet z widzenia, to i języków nie mogli wymienić.
Bardzo dobrze wpływającym na urozmaicenie treści jest wzmiankowanie w trakcie się jej dziania, że rycerz Yk już kiedyś miał okoliczność, w podobnych warunkach poznać nordyckiego osiłka szukającego krowy, ale nim ją znalazł dla swojej połowicy, to też się nagadał z rycerzem Ykiem w obcym dla niego języku i był ogromnie zadowolony w swoim mniemaniu, choć ze strony rycerza Yka, też bez zrozumienia.
Ostatni fragment, kiedy rycerz Yk pędzi koniem jak strzała do domostwa swojego, by uniknąć pretensji i reprymend swojej białki Wopałach jest zabawny, bo się okazuje tam niezbicie, jakież to coś wspaniałego stało się własnością rycerza Yka i on o tym nie wiedział, choć może powinien.
Na koniec konkludując résumé Twojego opisania przygody rycerza Yka, muszę wyznać, że rozbawiłeś mnie jak umiałeś, czyli przednio, a w dodatku obudziłeś we mnie czułą strunę, jaką jest moje uwielbienie, dla coraz rzadszej w naszej portalowej rzeczywistości, prawdziwej grafomanii. ;D
…i po skinieniu głową, zagadną: –> …i po skinieniu głową, zagadnął:
…i ją się znów rozglądać po karczmie. –> …i jął się znów rozglądać po karczmie.
– Nocujesz tu, herr panie? –> Czy aby nie powinno być: – Nocujesz tu, Herr panie?
Ten błąd pojawia się kilkakrotnie.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pięknie dziękuję za uwagi! Nic tak nie cieszy, jak zamierzonego rozbawienia uzyskanie! ;-)
Pamiętam, jak poległem na którejś Grafomani, bo moje opowiadanka uznano za zbyt mało grafomańskie. :-D
Z serdecznymi pozdrowieniami,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Rozbawiłeś, Wilku, rozbawiłeś nie tylko świadomie, ale, jak już ponadmieniałam w tamtejszym poście, skutecznie. ;D
Mam też nadzieję, że do czasu ewentualnego ogłoszenia kolejnej edycji Grafomanii, zdołasz wspiąć się na własne szczyty osobistych i grafomańskich umiejętności i już nie będziesz przez nikogo zarzucany pretensjami o wątłość warsztatu w tym szczególnym konkursie. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Już czuję smak grafomańskiego sukcesu! :-D
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Cóż, teraz wszystko zależy od Beryla. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zgroza! <miejsce na emotikonkę z włosami stojącymi dęba na głowie> ;-)
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Całkiem przyjemne opowiadanie.
“Uniosła brwi i już miała zapytać swym biblijnym głosem, przypominającym trąby jerychońskie: „co to znaczy, do stada krasnali, którym smród pięty powykręcał, hę”?!”
Uśmiałam się. :)
Dziękuję za dobre słowo! Mam nadzieję, że powód do uśmiechu znalazł się niejeden. :-)
Z pozdrowieniem,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Fajne, zabwne, podobało mi się. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Cieszę się! Historyjka miała bawić. Miło, że się w te roli sprawdza. :-)
Z pozdrowieniem,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Całkiem zabawne. A najbardziej urzekł mnie Nordyk.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Nordycy są urzekający! To u nich wrodzone! :-D
Dzięki za dobre słowo! :-) Wygląda na to, że pospieszyłem się z publikacją. Nie wyczułem, że Finkla ogłosi konkurs „funtastyczny”. ;-)
Z pozdrowieniem,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Czas… wibbly-wobbly, timey-wimey :)
Oddawał się jednak temu zajęciu z pasją
Wracaniu z gospody, znaczy?
zwłaszcza gdy oczy mu wypity miód zalepił
Zwłaszcza, gdy wypity miód zalepił mu oczy.
wypełnionym przez podróżnych
A czym podróżni je wypełnili, hmm?
po skinieniu głową
Zdaje mi się, żeś chciał napisać "skinąwszy głową", co i stylu by przydało i wyglądałoby lepiej.
Yk, który właśnie pochłaniał ostatni łyk miodku
Rym. I czy ten ostatni łyk można jeszcze pochłaniać?
skinął licho głową
Jak to "licho"?
Cudzoziemiec wreszcie ziewnął
Dałabym "wreszcie" na początek.
przychodnia rodem z obcej ziemi
Oj, no nie wiem.
paradźwięki
A co to za cudo znowu?
Nie spotkał też w swoim mniemaniu
Albo "w swoim mniemaniu" to wtrącenie, albo dziwne waść czynisz rzeczy abstraktom.
A opowiadał o tym
A skąd Yk może wiedzieć, o czym, skoro nic nie pojął? Czy to Rule of Funny?
Chcąc nie chcąc ruszył
Chcąc nie chcąc, ruszył.
jako: Smatk
Obejdzie się bez dwukropka.
to ów gość
Co to jest i co to tu robi?
siedział w swojej dzieży
zaproponował ostatni rzut
Może: jeszcze jeden? Bo gdyby propozycja nie została przyjęta, to ostatnim byłby poprzedni.
błysnęły przekrwione od wina i braku snu ślepia
Po łacinie waść nie piszesz, składnią taką zatem racz nie katować czytelnika.
Na to tamten odrzekł, że: „coś wspaniałego”.
Skróciłabym: Na to tamten: „coś wspaniałego”.
To wystarczyło, by podjąć wyzwanie.
Ale to Yk chciał jeszcze grać…
lipnie udawanym żalem
"Lipnie"? Hę?
przy tym nie wiedzieć z czego
Przy tym, nie wiedzieć z czego.
Pędził ile sił
Pędził, ile sił.
nim wyda pierwszy dźwięk
Wydał.
potrzebnie
Litrówka.
że wydawało się, iż za wszelką cenę chce białogłowę Wopałach zbudzić
Coś tu nie zagrało, mym zdaniem.
Huk wydobył się
Z czego?
skruszony z podejrzanym uśmiechem
Skruszony, z podejrzanym uśmiechem.
biblijnym głosem
Znaczy się?
Gdy nadjechał
A czemu on dopiero w następnym zdaniu nadjechał?
podejmując wyzwanie
A co to, reklama jaka?
Hej, uciesznie'm te pół godzinki nad Twoją bajędą spędziła, uciesznie i mile. Obyż Ci śmiechowy ten talent dalej dopisywał, hej!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnina, ja Ci bardzo serdecznie życzę zdrowia i zdrowia Ci oczywiście gratuluję! :-D Piękne dzięki za bogaty zestaw uwag. Obiecuję, że się doń odniosę! Choć to nieliche wyzwanie. :-)
Z pozdrowieniem,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Dzięki! :-) Takie właśnie miało być! :-)
Z pozdrowieniem,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)