
W zasadzie nie było tylko wiadomo jak i kiedy nastąpi koniec ludzkości. Bo że nastąpi, było wiadomo od dawna. Obyło się bez fajerwerków, lądowania obcych, asteroidy czy trzeciej wojny światowej. Wystarczyła mała mutacja wirusa u jakiejś afrykańskiej małpki, głupia amerykańska turystka, która małpkę tuliła i całowała, a potem kichała, kaszlała i pluła na pasażerów na kilku międzynarodowych lotniskach… Pandemia była błyskawiczna i bezwzględna. Wirus zabijał w ciągu czterdziestu ośmiu godzin z beztroską koreańskiego dyktatora, docierał pod każdą szerokość geograficzną, nie powstrzymały go syberyjskie mrozy i saharyjskie upały.
Co sprawiło, że przeżyłem? Nie mam bladego pojęcia. To mogła być polska wódka wypita w nadmiarze w dniu infekcji, może wrodzona odporność, ewentualnie konserwanty w śmieciowych parówkach… Dość, że kiedy ocknąłem się po kilku dniach gorączki, miałem do dyspozycji cały świat – bez ludzi.
Po kilku tygodniach bezowocnych poszukiwań, prób wysyłania radiowych komunikatów, sygnałów świetlnych w nocy i dymnych w dzień zrozumiałem, że najprawdopodobniej jestem ostatnim przedstawicielem homo sapiens. I postanowiłem poświęcić się własnym przyjemnościom. Nie powiem, zabawa była niezła – wchodzić do opustoszałych delikatesów i zapijać szampanem trufle, strzelać z każdej broni, jaką udało mi się znaleźć, zapalać cygara zwitkami bezużytecznych banknotów… Po prostu czysty hedonizm w świecie obfitości. Jeździłem po Europie, zwiedzałem ciekawe miejsca, jednym słowem sprawiałem sobie przyjemności, o których w poprzednim życiu mógłbym tylko marzyć. Jedynym zgrzytem był brak towarzystwa. Najlepiej płci, bądź co bądź, przeciwnej…
Przełom nastąpił gdzieś na autostradzie miedzy Monachium a Norymbergą. Głuche od miesięcy radio zaskrzeczało nagle! I to głosem kobiety!!! Powtarzający się po niemiecku i angielsku, zapętlony komunikat informował, że ocalona z zarazy codziennie w południe czeka na stacji benzynowej w miasteczku koło Ingolstadt na tych, którzy również przeżyli. Nie sposób opisać mojego podniecenia – samochód prawie unosił się nad drogą, opony piszczały na zakrętach, a ja obiecywałem sobie, że nawet jeśli będzie wredną grubą jędzą, to stanę na głowie żeby nie być dłużej samotnym. Rozpalona wyobraźnia podsuwała mi już pomysły na ratunek dla ludzkiej rasy. Gromadka dzieci, rozległa komputerowa baza dla przyszłych pokoleń, która umożliwi odbudowanie cywilizacji w ciągu kilkuset lat… Czułem się jak Adam przed pierwszą randką z Ewą.
Z zaciśniętym gardłem i łzami w oczach wpadłem do Manching. Było już sporo po dwunastej. Stacja benzynowa przy zjeździe z autostrady była pusta, zacząłem więc krążyć po ulicach bez przerwy trąbiąc klaksonem. I kiedy już myślałem, że przyjdzie mi czekać do następnego dnia, zobaczyłem wybiegającą zza budynku zgrabną sylwetkę dziewczyny. Kątem oka zarejestrowałem rozwiane blond włosy, niezły biust i radosny uśmiech na pięknej twarzy. Zobaczyłem jak biegnie w kierunku pasów na jezdni.
I oczywiście musiała wleźć mi prosto pod koła!
I co, pewnie to jeszcze wina dziewczyny?
Skoro już ją zobaczył, a ona z pewnością go słyszała, to dlaczego pędził tak, że nie zdołał zahamować? Ech, mężczyźni… ;)
Wykonanie mogłoby być nieco lepsze.
…na kilku międzynarodowych lotniskach…. –> Po wielokropku nie stawia się kropki.
Co sprawiło, ze przeżyłem? –> Literówka.
To mogła być polska wódka wypita w nadmiarze w dniu infekcji, może wrodzona odporność, to mogły być konserwanty… –> Czy to celowe powtórzenie?
…miałem do dyspozycji cały świat– bez ludzi. –> Brak spacji przed półpauzą.
…podpalać cygara zwitkami bezużytecznych banknotów… –> Cygara się chyba zapala, a nie podpala.
Jeździłem sobie po Europie zwiedzałem ciekawe miejsca, jednym słowem sprawiałem sobie przyjemności… –> Czy oba zaimki są konieczne?
Nie sposób opisać mojego podniecenia– samochód… –> Brak spacji przed półpauzą.
Było już sporo po 12. –> Było już sporo po dwunastej.
Liczebniki zapisujemy słownie.
…zobaczyłem wybiegającą z za budynku… –> …zobaczyłem wybiegającą zza budynku…
…rozwiane blond włosy , niezły biust… –> Zbędna spacja przed przecinkiem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Całkiem zabawne. :) Takie postapokaliptyczne wizje opustoszałego świata zawsze mi się podobają. Średnio tylko odpowiada mi konstrukcja graficzna ostatniego zdania, to wzmocnienie “musiała” mogłoby po prostu być zaznaczone wytłuszczeniem tekstu, a wykrzykniki w takiej ilości też są chyba zbędne.
Niemniej, krótkie, treściwe, z pomysłem. Oczywiście, krótka forma zakłada pewne uproszczenia, więc nie dowiem się jak autor wymyślił rozwiązanie kwestii braku lub obecności dzikich zwierząt, zasobów odnawialnych i tak dalej. Sam początek i kwestia epidemii bardzo, ale to bardzo przypominają mi książkę Hidden Empire autorstwa Orsona Scotta Carda. Czytałeś może?
Niezłe. Co prawda, sam motyw jedynego ocalałego multiplikowany tysiące razy nie jest czymś szczególnym, podobnie jak hedonistyczne początki owej samotności (patrz chocby “Wielkie solo Antona L. ”, ale zakończenie – mniam :)
I tylko dlatego do zapamiętania.
Regulatorzy– dziękuję za poprawki korekcyjne, wieczorem poprawię. Niestety, pomimo wielokrotnego sprawdzania i kilkunastu poprawek pozostałe błędy przegapiłem. :(
Gromick– wydawało mi się, że czytałem wszystko Carda, ale tego nie mogę znaleźć ani w moim księgozbiorze, ani w pamięci. I jak słusznie zauważyłeś, to tylko krótki żarcik, nie planowałem nowego “dnia tryfidów”, ot, tak mi się napisało.
Rybak– oczywiście, “Wielkie solo Antona L” to klasyka , z której ( pewnie podświadomie, bo czytałem to ze trzydzieści lat temu i dopiero Ty mi przypomniałeś) zapewne zaczerpnąłem. Ale cieszę się, że pomysł końcowego żartu przypadł Ci do gustu.
Dooshek
Bardzo proszę, DooShku. Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Doo$hek, z tym Cardem jest taki problem, że spora część nie jest przetłumaczona na język polski. Akurat Empire i Hidden Empire są dostępne tylko w oryginale, kiedyś upolowałem na brytyjskim amazonie po funcie za sztukę, plus trzy funty za wysyłkę. ;) Jeśli nie straszne Ci czytanie po angielsku, to szczerze polecam, choćby w jakimś e-booku na Kindle.
Regulatorzy– już poprawione, raz jeszcze dziękuję. I pomyśleć, że w otoczeniu to ja mam opinię “grammar nazi” ;) . Zapomniałem o pierwszej uwadze. Oczywiście, to była wina trójstronna: dziewczyny, nieziemsko podnieconego bohatera i kosmicznego przypadku, który steruje losami naszej planetki ;)
Gromick– dziękuję, właśnie się wybieram na dwa tygodnie na morze i ładuję Kindla lekturami. Zaraz zaatakuję Amazona :)
Dooshek
Oczywiście, to była wina trójstronna: dziewczyny, nieziemsko podnieconego bohatera i kosmicznego przypadku, który steruje losami naszej planetki ;)
Nie inaczej, DooShku, nie inaczej. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Niezłe :) Szczególnie końcówka. Hedonistyczny koniec świata. Ogólnie mi się podobało. Kliczek :)
Dziękuję :)
Dooshek
Po pierwsze, ten świat nie do końca się “trzyma kupy”. Po kilku tygodniach nic już by raczej nie działało z powodu braku energii elektrycznej. Główny problem to żywność, jasne że konserwy i słoiki pozwalały by przeżyć – ale hedonizm na konserwach?
Po drugie, zakończenie. Niby jest jeden, krótki akapit, ale blondi powinna wpaść pod koła szybko i znienacka. A tu bohater: myślałem, zobaczyłem, zarejestrowałem, zobaczyłem – w tym czasie powinien się trzy razy zatrzymać.
Pandemia była błyskawiczna i bezwzględna
jakoś mi to nie pasuje, może rozprzestrzeniała się błyskawicznie?
Nie mam bladego pojęcia.
potoczne, do użycia w dialogu.
I postanowiłem poświęcić się własnym przyjemnościom.
to jest całe zdanie – nie brzmi dobrze.
Najlepiej płci, bądź co bądź, przeciwnej
moim zdaniem użycie frazy “bądź co bądź” jest w tym kontekście nieprawidłowe (mogę się mylić)
W sumie pomysł był, nie bardzo jednak oryginalny w związku z czym, zepsuty epilog położył całość.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Zaskakujące zakończenie robi tekst, bo opowiadań o apokalipsie i samotnym bohaterze było już mrowie a mrowie.
Babska logika rządzi!
Fizyk111– humorystyczny short z założenia, IMHO, jest tylko formą opowiadania dowcipu. Więc nie doszukiwałbym się w nim totalnej logiki. Tę rezerwuję do ewentualnych publikacji fachowych. Ale oczywiście z przyjemnością zawsze podyskutuję.
Dooshek
Finkla, miło mi, ze zakończenie Ci się podoba, taki był cel :)
Dooshek
OK, Doo$hek, rozumiem. Moje opko jest najmojsze a logikę rezerwujemy do publikacji naukowych.
Pozostał mi tylko rumieniec za wytknięcie “płci, bądź co bądź, przeciwnej”.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Wróciłam do tekstu po czasie i w głowie pozostała mi zaskakująca puenta. No tego nie przewidziałam :) fajne przełamanie jakże wytartej konwencji ostatniego człowieka na ziemi. Właśnie dzięki całej tej sztampowości początku i środka, końcówka mogła dobrze wybrzmieć. Całkiem przyjemna lektura!
O, proszę, przepowiadacz przyszłości! No, pandemia już jest, to rozumiem, że czekamy na wymarcie ludzkości ;)
Sympatyczne, dobrze się czytało :)
Przynoszę radość :)