
Informacja dla daltonistów: humor trochę czarny, trochę niebieski.
Informacja dla daltonistów: humor trochę czarny, trochę niebieski.
– Sylwia dzwoniła, wiesz?
Wzrok Romana z trudem zrywał więzi z ekranem peceta.
– Która Sylwia?
– Jak to która? – W głosie Eli dało się wyczuć utajoną nerwowość, jak zawsze gdy indagowała męża zanurzonego w wirtualnym świecie. – Ile Sylwii znamy?
– Policzmy – mruknął Roman wciąż merdając myszką. – Twoja koleżanka z liceum to raz, ta podstarzała damulka, co ją poznaliśmy na wczasach w Bułgarii to dwa, wychowawczyni Agaty z gimnazjum to trzy, wreszcie teściowa Dawida. Cztery – podsumował z tryumfem.
– Ale kontakty utrzymujemy tylko z tą ostatnią.
– Ty utrzymujesz. I nie tylko z ostatnią. Miesiąc temu gaduliłaś z tą z liceum ponad dwie godziny. Nie pamiętasz jak się wpieklałem, że telefon wciąż zajęty?
– Ojej, będziesz mi to wypominał z dziesięć lat chyba. Omawiałyśmy organizację spotkania klasowego na trzydziestolecie.
– Mogłaś dzwonić z komórki.
– Dopiero byś się wpieklał jaka to rozrzutna jestem. W stacjonarnym mamy darmowe minuty. Zresztą mniejsza z tym. Więc dzwoniła teściowa naszego synalka. Jest ciężko chora – zdiagnozowali u niej raka piersi.
– Przykre.
– Żal mi jej, taka była przybita… Przecież to jeszcze młoda kobieta!
– Mówisz, jakby już stała nad grobem. Przecież dzisiaj rak piersi to nie wyrok. Zaraz ci pokażę – Roman obrócił się do komputera i klikał z wprawą. – O, masz, tutaj są statystyki: w Polsce wyleczalność wszystkich nowotworów złośliwych piersi wynosi 40%, a stosunek umieralności do zachorowalności 50% – przeczytał z ekranu.
– Statystyki, statystyki. Pan i pies mają średnio po trzy nogi. Łatwo tak mówić, dopóki nie dotknie cię to osobiście. Jakbyś zobaczył w swojej perspektywie smutną panią z kosą, inaczej byś śpiewał. Nie masz za grosz empatii.
– Każdy z nas umrze. Prędzej czy później.
– Owszem, ale lepiej byłoby później, prawda? Lepiej byłoby jeszcze troszkę pożyć. Zresztą… co to u ciebie za życie! Całymi dniami trzymasz ten łeb w internecie. Myślisz, że tam znajdziesz wieczność? Jak w grach, gdzie bohater ma trzy życia albo i więcej? I jakby tego było mało – po „Game Over” robisz restart i grasz dalej.
Pewnie gderałaby tak bez końca, gdyby nie przyzywający dzwonek komórki. Pobiegła jej szukać, a Roman odetchnął i ponownie zanurzył się w wirtualnym świecie. Wcale nie grał, jak mu to imputowała małżonka. Prowadził diabelnie wciągającą dyskusję na ulubionym portalu „Nieznane-nieokiełznane”. Znaleźli tę boską cząstkę czy nie?
Z kuchni dobiegały strzępy rozmowy żony.
– Tak, to ja…
……
– Nie, nie słyszałam o tym…
……
– Ale skąd pani ma numer mojej komórki?
……
– Tak, znam oczywiście.
……
– No nie wiem, musiałabym naradzić się z mężem.
……
– Jutro i pojutrze wykluczone.
……
– W czwartek tak. Ale raczej wieczorem.
……
– Ulica Dobromira piętnaście mieszkania dwadzieścia dwa.
……
– Tak, przy Rondzie Wyspiańskiego skręci pani na światłach w lewo i to jest drugi z kolei blok.
……
– Koło siedemnastej? Może być.
……
Do zobaczenia.
„Znów dała się na coś naciągnąć” – pomyślał Roman ze złością. Ileż to już razy perswadował jej, że powinna być bardziej asertywna w tym świecie przepełnionym nachalnymi akwizytorami agitującymi na wszelkie możliwe sposoby.
– Kochanie, będziemy mieli gości w czwartek – głos Eli zdradzał nerwowe napięcie.
– Gości? Kto dzwonił?
– Taka jedna pani, która prowadzi z mężem prezentacje.
– Prezentacje? – Roman poczuł narastającą wściekłość.
– Tak, jakiejś zdrowej pościeli.
– Elu, ile razy ci mówiłem, żebyś nie umawiała się z naciągaczami?
– Skąd wiesz, że to naciągacze?
– Bo dotyczy to większości handlujących w ten sposób. Ale dobrze. Porozmawiajmy spokojnie i rzeczowo. Co to za firma?
– N… nie wiem.
– Nawet nie spytałaś??
– Jakoś nie pomyślałam…
– Jezu…
– No co? Kobieta powoływała się na moją koleżankę z liceum…
– Wandę?
– Akurat nie Wandę, ale Beatę. Też z mojej klasy.
– I od tej koleżanki dostała numer twojej komórki?
– Tak.
– To zadzwoń do niej teraz i spytaj o tę firmę.
– Nie mam numeru do Beaty.
– Nie masz numeru? Beztrosko rozdajesz numer swojej komórki na lewo i prawo, a ta Beatka, która nie raczyła ci nawet przekazać swojego numeru, równie beztrosko dysponuje twoim, bez wiedzy i zgody właścicielki? Dodatkowo, jak dosłyszałem, podałaś tym naciągaczom nasz adres! Elu, tym razem już przeginasz z tą swoją naiwnością!
– A ty masz zero zaufania do ludzi. Pewnie najchętniej żyłbyś w twierdzy z fosą i ogrodzeniem pod napięciem. Skoro umawiam się z nimi na prezentację, muszę im podać adres!
– Mogłaś się umówić w ich siedzibie na przykład.
– Ale oni robią prezentacje po domach! Na dodatek dla wszystkich domowników! Ty też masz być obecny.
– Wybacz, nie interesuje mnie to.
– Nie możesz mi tego zrobić! Pani mówiła, że twoja obecność jest nieodzowna!
– W takim razie zadzwoń do niej i zgłoś rezygnację. Ja stanowczo odmawiam!
– Nie, no co za nieużyty drań! Nie obawiaj się, nie musimy niczego kupować!
– W takim razie po co się zgodziłaś?
– Bo pani powiedziała, że ta moja koleżanka będzie miała z tego tytułu jakiś bonus.
– No wspaniale! Święty Franciszek w spódnicy! Zreasumujmy: twoja kumpela, którą hojnie poczęstowałaś numerem komórki nie biorąc jej numeru w zamian, napuściła na nas akwizytorów jakiejś firmy, a ty, nie znając ani jej nazwy ani ich nazwisk, usłużnie podałaś im nasz adres i beztrosko zaprosiłaś, nawet nie pytając mnie o zdanie. Dość już tego! Dzwoń i odmawiaj!
Ela westchnęła z dezaprobatą, wyciągnęła komórkę, weszła w menu „ostatnio odebrane”.
– Nie mogę oddzwonić – powiedziała z rezygnacją. – Numer zastrzeżony.
***
Gdy usłyszał dzwonek domofonu, wybiegł aby osobiście odprawić naciągaczy, lecz nie zdążył. Żona właśnie wcisnęła guzik zamka drzwi do klatki schodowej. Wściekły odwrócił się i wracając do swojego pokoju warknął:
– Nie ma mnie. Nie ma, rozumiesz?
Zatrzasnął drzwi i usiadł przy komputerze. Ręce mu się trzęsły jak temu staruszkowi, który od czasu do czasu przychodził po jakiś datek lub jedzenie. Tyle że z całkiem innych powodów. Zaczął pisać komentarz na portalu, lecz nie mógł się skupić. Z pokoju gościnnego dobiegały stłumione odgłosy rozmowy. Słyszał głęboki, aksamitny głos kobiety i skrzypiący baryton mężczyzny, ale nie był w stanie zrozumieć poszczególnych słów. Ostrożnie uchylił nieco drzwi swojego gabineciku i wyjrzał przez szczelinę.
– Tak, mąż w domu, ale nie jest zainteresowany prezentacją.
– Proszę pani, przecież mówiłam, że jego obecność jest konieczna! – odezwała się kobieta.
– Sens naszego pokazu jest w pełni widoczny tylko przy obecności wszystkich domowników. Mają państwo dzieci? – spytał mężczyzna.
– Tak, ale są już dorosłe, mają własne mieszkania – odpowiedziała żona. Jej sztuczny, drewniany głos zdradzał onieśmielenie, może nawet lęk.
– W takim razie musi pani namówić męża, żeby do nas dołączył – rzekł apodyktycznie mężczyzna.
Roman zaniepokoił się. Akwizytorzy z reguły byli uniżenie grzeczni. Przecież przechodzą specjalne szkolenia PR-owskie, gdzie ich uczą, że nachalność, tupet i agresja zrażają potencjalnych klientów.
– Ależ mąż ma dużo pracy no i mówiłam, że nie jest zainteresowany! – odparowała żona z desperacją.
– Na pewno go pani przekona – powiedziała miękko kobieta, próbując złagodzić nieoczekiwanie ostry klimat rozmowy.
– Mogę w tym pani pomóc, mam niezły dar argumentacji. – Mężczyzna zaczął powoli podnosić się z fotela.
„No nie, tego już za wiele!” – pomyślał Roman. Wstał i energicznie otwierając drzwi wkroczył do salonu.
– Drodzy państwo, co to ma znaczyć? – spytał zimno. – Skąd ta nachalność? Czy żona nie dość wyraźnie powiedziała wam, że nie jestem zainteresowany waszą ofertą?
– A oto i małżonek – tryumfalnie wykrzyknął mężczyzna, siadając na powrót w fotelu. Roman zlustrował go dyskretnie.
„Nie jest źle, raczej cherlak” – pomyślał pokrzepiony.
– Nie jest pan zainteresowany? A skąd pan wie, co oferujemy? Być może, gdyby pan tę ofertę poznał, znalazłoby się to zainteresowanie – powiedziała z lekko wyczuwalnym sarkazmem kobieta.
– Szanowna pani, sądzę, że znam siebie wystarczająco, w każdym razie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, czym mogę, a czym nie mogę być zainteresowany – odparł.
– Proszę powiedzieć, czemu nie chce nam pan poświęcić tych drobnych dwudziestu minut? – spytała niezrażona kobieta.
– Nie widzę powodu, żeby się przed wami tłumaczyć! – wyrzucił z siebie podniesionym tonem.
– Ależ Romanie, spokojnie – próbowała się wtrącić Ela, widząc, że klimat znów gęstnieje.
– Nie jest pan zbyt uprzejmy dla gości, a mówią, że Polacy to gościnny naród – ironicznie zauważył mężczyzna.
– Nie są państwo dla mnie żadnymi gośćmi! – krzyknął rozzłoszczony Roman. – Proszę natychmiast opuścić mój dom!
– Może dla pana nie, ale zaprosiła nas pańska żona, która także tu mieszka; sądzę, że na równych prawach? – mężczyzna nadal ironizował. Jego tupet, pewność siebie, ale także logika argumentacji irytowały Romana coraz bardziej. Stracił panowanie nad nerwami.
– Proszę natychmiast wyjść! – powtórzył. – W przeciwnym wypadku dzwonię na policję!
– Roman co ty! – krzyknęła Ela płaczliwie. – Usiądź, porozmawiamy spokojnie, przecież nic się nie stało!
– Ale zaraz się stanie – mruknął Roman i podszedł w kierunku telefonu.
Zdarzenia rozegrały się błyskawicznie. Mężczyzna zerwał się i rzucił w kierunku Romana. Widząc nóż w jego dłoni, Ela krzyknęła „Roman uważaj” i zerwała się z fotela, aby zabiec drogę mężczyźnie. W tej samej chwili siedząca kobieta podstawiła jej nogę i Ela upadając, nadziała się na błyszczące ostrze. Roman patrzył z rozdziawioną gębą jak tryskająca krew zrasza obrus na ławie. Ruszył w kierunku mężczyzny, atakując go z furią. Ten jednak zrobił zgrabny unik i zatopił ostrze zakrwawionego już noża w szyi przeciwnika. Świat Romana rozmywał się powoli jak w zwolnionym filmie, po czym sczezł.
***
Świat pojawił się na nowo, rozedrgany i rozfalowany. Roman widział swój pokój z perspektywy sufitu. Obok ławy z poplamionym krwią obrusem leżały dwa ciała, również zakrwawione. Mężczyzna i kobieta uwijali się w salonie, wypróżniając szuflady i szafki.
Nie czuł bólu. W ogóle niewiele czuł. Błogość? No, może troszkę.
Spojrzał w górę. W suficie ziała dziura. Delikatny przeciąg wsysał go powoli do środka.
„No tak, tunel ze światełkiem, jakżeby inaczej” – pomyślał.
Poruszał się coraz szybciej, lecz światełka nie było. Za to im dalej, tym bardziej świeciły subtelną luminescencją ściany tunelu. Mrowiły jak „fortyfikacje” przy zwiastunie migreny. Widok ten skojarzył mu się z reklamą jakiegoś środka przeczyszczającego, w której tabletka wędruje wzdłuż przewodów układu pokarmowego.
Znów spojrzał przed siebie szukając światełka. Zamiast niego dojrzał białą plamę. Zbliżył się do niej samą wolą myśli. To była Ela. Płynęła majestatycznie jak Skylab po orbicie.
Nagle oślepił go krótki błysk. Zaskoczony przymknął powieki. Gdy je otworzył, obok mignął jakiś ciemny przedmiot w kształcie słupa. Obejrzał się i oniemiał. To był przydrożny fotoradar!
– Ela! Ela! – zawołał głośno. Biała postać obejrzała się.
– To ty Roman? O Boże, całe szczęście – westchnęła.
– Zwolnij trochę! Właśnie radar zrobił ci zdjęcie! – krzyknął, zanosząc się śmiechem.
Dogonił ją i ujął za rękę.
– Widzisz? Jesteśmy u siebie. Jeszcze pożyjemy!
Humoru widzę tu niewiele, chociaż końcówka z radarem całkiem pozytywna. Generalnie opowiadanie zaskakująco brutalne, ale w sumie… może i prawdopodobne. Trochę to prosta historyjka, a trochę przestroga dla naiwnych.
Mam tylko drobny problem z dialogami – kiedy sam próbuję coś napisać, robię niemal to samo, więc może dlatego łatwo mi to wychwycić u innych. Mianowicie, postacie rozmawiają ze sobą zbyt składnie, zbyt poprawnie. Przekazują trafne spostrzeżenia, ale brzmi to tak jak wystudiowana, wyuczona wypowiedź, a nie swobodna rozmowa. Zupełnie tak, jakby “ktoś” im to napisał ;) Nie mówię jednak, że to jest wada, pewnie źle czytałoby się dialogi nazbyt “ludzkie”, z pauzami, błędami gramatycznymi i potknięciami. Czuć jednak, że jest to minimalnie sztuczne, chociaż sprawdza się dobrze w celu przekazania poglądów.
Jeszcze tylko jeden zgrzyt – wiek bohaterów. Koleżanka z liceum, gdzie ochodzone jest dwudziestolecie? Czyli Ela ma jakieś 38 lat, tak? I co najmniej dwójkę dzieci, które zdążyły się już wyprowadzić z domu? Coś tu nie pasuje. Proponuję zwiększyć jubileusz klasowy o co najmniej pięć lat, chociaż i 40-50 lat działałoby dobrze, dodatkowo wskazywałoby wtedy na problem naiwności i nadmiernej ufności wśród sporej części osób starszych.
Dziękuję. Uwaga z wiekiem zasadna – poprawiłem. A z dialogami już tak jest jak piszesz: dogodzisz jednym, sarkać będą drudzy :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Gdzieś mi umknął niestety humor, niezależnie od koloru. Zdziwiła mnie cała akcja ze złodziejami-mordercami. Wbijać się tak do mieszkania i zabijać, ryzykując choćby, że usłyszą ich sąsiedzi zamordowanych. No nie wiem, chyba że potraktować tekst bardziej w kategoriach groteski…
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
No chyba że groteski. Chociaż obserwując trendy, rzeczywistość u nas coraz bardziej groteskę przypomina :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Przykro mi, ale nie podeszło. Tekst mnie nie rozbawił, nie zainteresował, nie wciągnął.
Fabuła niewiele więcej niż pretekstowa. Krwawy finał nie zaskoczył szczególnie, choć spodziewałem się raczej napaści rabunkowej.
Postacie co do jednej niesympatyczne. Zapewne w sposób zamierzony – niemniej dodatkowo zmniejszało to przyjemność z lektury.
No i jeżeli jest tu jakiś humor, to mi umknął.
Bardzo fajnie prowadzisz narrację, po tekście płynie się z dużą przyjemnością, dialogi bardzo naturalne, niosą treść nienachalnie, opowiadają o bohaterach więcej, niż trzy akapity szczegółów, po prostu czysta przyjemność czytania. Niestety gdzieś bliżej końca naszła mnie obawa, czy to wszystko aby zgra się w finale i cóż, końcówka pokazała, że nie zagra to ni diabła. Tekst leży na poziomie struktury. Historyjkę da się streścić w haśle: “zobacz Helena, nasi tu byli, jak oni żyli to i my jeszcze pożyjemy”, a to wszystko, co tak fajnie podawałaś (bo chyba mamy tu do czynienia z autorką) po drodze, te wszystkie Sylwie, wkrętka Romana w internety, urocza naiwność Eli i nawet sama “prezentacja” w zasadzie niczemu nie służą. Czyta się to świetnie, tylko po co?
Szkoda. Czuć, że stać Cię na więcej.
Dziękuję Michale za ten komentarz! Tak się dobrze zapowiadał, a tak fatalnie skończył… zupełnie jak to moje opowiadanie prawda?
Powiadasz, że to wszystko w zasadzie niczemu nie służy? No czemuś tam służy! Np. temu, by wzbudzić refleksję, że życie jest jak to opowiadanie: tyle zachodu, a koniec nagły i do niczego! Miało być niebo, a jest radar!
A skoro pytasz
tylko po co?
to odpowiadam: dla suspensu, który miał rozbawić. Nie rozbawił – no i moja strata
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Gra stereotypami jest pożywką wielu kabaretów, umiejętnie podkreślane a niewyolbrzymiane, potrafią być naprawdę śmieszne. Bardzo sprawnie, w nieustającym dialogu bawisz się tą konwencją a ja się uśmiecham i dopasowuje do znanych mi postaci i sytuacji. I nagle pojawia się nóż, rach ciach i są dwa trupy. No dobrze, ostrzegałeś anonimie o czarnym a nawet niebieskim humorze, przełknąłem. Niestety w ostatnim rozdziale dobił mnie “przedmiot w kształcie słupa”. Tak jakoś to wszystko za szybko się na końcu dzieje i nie trzyma konwencji. Może gdyby autor pociągnął wątek tunelu, dołożył jeszcze, no nie wiem, może anioły albo św. Piotra, zamiast tego nieszczęsnego słupa? Może wtedy było by trochę śmieszniej?
Bardzo fajnie mi się czytało, sprawnie napisane, dialogi zgrabne, ale niestety końcówka rozczarowująca.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
O to mi właśnie chodziło, żeby potraktować czytelnika tak jak bohaterów: rach ciach suspensem! To trochę tak jak jedziesz autostradą, upajasz się prędkością bo auto sunie bezgłośnie po gładkim asfalcie, a tu nagle pachołek i łup!
No i nie wyszło. Nikomu się nie podoba. Słusznie, bo kto to lubi?
Ale widzisz, jak to mówią ryzyk-fizyk! Czytasz na własną odpowiedzialność! :)
Pozdrawiam!
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Jakoś tak bez emocji czytałam, choć Ela zachowywała się w sposób co najmniej irytujący. Nie rozumiem roli prezenterów – czy to byli złodzieje-mordercy, czy Elę i Romana położyli trupem niejako przypadkiem i przy okazji?
W opowiadaniu nie dopatrzyłam się niczego szczególnie zabawnego, nic mnie nie rozśmieszyło.
Wykonanie mogłoby być lepsze.
– O, masz, tutaj są statystyki: w Polsce wyleczalność wszystkich nowotworów raka piersi wynosi 40%, a stosunek umieralności do zachorowalności 50% – przeczytał z ekranu. –> – O, masz, tutaj są statystyki: w Polsce wyleczalność wszystkich nowotworów raka piersi wynosi czterdzieści procent, a stosunek umieralności do zachorowalności pięćdziesiąt procent – przeczytał z ekranu.
Liczebniki zapisujemy słownie i nie używamy symboli, zwłaszcza w dialogach.
– Ulica Dobromira 15 mieszkania 22. –> – Ulica Dobromira piętnaście mieszkania dwadzieścia dwa.
– Tak, przy Rondzie Wyspiańskiego skręci Pani na światłach… –> – Tak, przy Rondzie Wyspiańskiego skręci pani na światłach…
Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
– N.. nie wiem. –> – N… nie wiem. Lub: – N-nie wiem.
Wielokropek ma zawsze trzy kropki!
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać jąkanie: https://poradnia-jezykowa.uni.lodz.pl/faq/zapis-jakania-sie/
– Akurat nie Wandę, ale Beatę – też z mojej klasy. –> – Akurat nie Wandę, ale Beatę, też z mojej klasy.
Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach, bo czynią je mniej czytelnymi.
Pani mówiła, że Twoja obecność jest nieodzowna! –> Pani mówiła, że twoja obecność jest nieodzowna!
– Proszę Pani, przecież mówiłam… –> – Proszę pani, przecież mówiłam…
– Mogę w tym pani pomóc, mam niezły dar argumentacji – mężczyzna zaczął powoli podnosić się z fotela. –> – Mogę w tym pani pomóc, mam niezły dar argumentacji. – Mężczyzna zaczął powoli podnosić się z fotela.
Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow
Być może, gdyby Pan tę ofertę poznał… –> Być może, gdyby pan tę ofertę poznał…
…spytała nie zrażona kobieta. –> …spytała niezrażona kobieta.
– Może dla Pana nie… –> – Może dla pana nie…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Poprawki wprowadzone.
Nie rozumiem roli prezenterów.
Przecież to oczywiste, że był to napad rabunkowy. Tak jak są oszustwa “na wnuczka”, tak ten napad był “na prezenterów”.
W opowiadaniu nie dopatrzyłam się niczego szczególnie zabawnego, nic mnie nie rozśmieszyło
Czarny humor nie zawsze jest śmieszny, nawet jeśli zawiera domieszkę niebieskiego :)
A w ogóle problem humoru skomplikowany jest. Bywa, że jedni mają wybujałe poczucie humoru, inni są go w ogóle pozbawieni. A bywa też tak, że niektórzy ludzie śmieją się z dowcipów, choć nie potrafią wyjaśnić, co właściwie jest w nich śmiesznego, bo, jak wiadomo, teoria humoru to trudny orzech do zgryzienia. (S. Lem, Summa Technologiae).
A None w dyskusji na Let's Have Fun! pisze, że
Wygląda na to, że humor to nie taka łatwa sprawa.
Też mi odkrycie :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Anonimie, dziękuję za wyjaśnienia. ;)
O wyłudzaniu “na wnuczka” słyszałam, o napadach “na prezenterów”, nie. :(
A co do poczucia humoru – no cóż, każdy ma własne…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
o napadach “na prezenterów”, nie. :(
Nie słyszałaś, bo ta metoda została wymyślona na potrzeby tego opowiadania. W końcu to fantastyka czyli fikcja :) I całe szczęście! Mam nadzieję, że nikt tego nie będzie próbował wcielać w czyn :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Nie no, nie chciałem żeby mój komentarz kończył się fatalnie! Mimo wszystko tekst czyta się bardzo dobrze:)
Powiadasz, że to wszystko w zasadzie niczemu nie służy? No czemuś tam służy! Np. temu, by wzbudzić refleksję, że życie jest jak to opowiadanie: tyle zachodu, a koniec nagły i do niczego! Miało być niebo, a jest radar!
A takie myśli to akurat mi do głowy nie przyszły:) Jakby chcieć opowiedzieć coś takiego to może przez pryzmat dorobkiewicza, który całe życie podporządkował karierze i robieniu kasy, a wali mu się to na łeb przez jakąś śmieszną błahostkę, która ustawia go w kolejce do zaświatów razem z tymi wszystkimi obibokami od lewych zasiłków i amatorami popijania Arizony pod sklepikiem na popegeerowskiej wsi. Kurde, pomysł na niezobowiązujące opowiadania jak malowanie;)
Tak na marginesie, kiedyś pracowałem na telefonach i umawiałem takie prezentacje. Naprawdę istnieje taki gatunek człowieka, dla którego te pokazy garnków czy innego badziewia stanowi atrakcję:) A te opowieści o numerze telefonu przekazanym przez jakąś tam znajomą to real story:)
w kolejce do zaświatów
Akurat opowiadanie o stojących w kolejce do zaświatów mam na sumieniu i planuję go kiedyś tu wrzucić, tyle, że opko raczej humorystyczne nie jest :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Niestety nie podeszło. Humoru nie zauważyłem (okej, gusta, może po prostu typ humoru był tu tak różny od mojego, że nie byłem w stanie go dostrzec, jak Płaszczak trzeciego wymiaru). Fabularnie też nie chwyciło. Zaczyna się fajnie – człowiek spodziewa się zabawy stereotypami ciągniętej przez niezłe dialogi, ale potem jeb, sru, przedziwny napad (rabunek? Psychopaci jacyś raczej…) i nieco absurdalna puenta. Trochę tak, jakby motyw radaru był puentą jakiegoś krótkiego dowcipu, a cała reszta została dopisana, by z kilkuzdaniowego żartu zrobić opowiadanie.
Szkoda, zwłaszcza że widać, iż pisać umiesz, a wykonanie nienajgorsze.
Pozdrawiam!
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Dziękuję za komentarz! Kiedyś, w erze bigbitu był taki zespół Niebiesko-Czarni, publika go kupiła. Niestety, mojego humoru niebiesko-czarnego nikt kupić nie chcę, chyba się pochlastam :)
Pozdrawiam wzajemnie!
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Przeczytawszy.
Finkla
lozanf@fantastyka.pl
Zdaje się, że jeszcze mnie tu nie było.
Cholera, trudne do oceny opowiadanie. Napisane sprawnie, czyta się dobrze, nawet wciąga. Tyle że na końcu ani nie wywołuje emocji, ani nie potrafi rozbawić, a i puenta nie robi chyba takiego wrażenia, jak powinna. Inna rzecz, że ja z tych, którzy lubią mieć podane wszystko na tacy, więc może należało poszukać tych brakujących ogniw nieco głębiej.
Daruj krótki komentarz, ale chciałem w końcu zostawić jakiś ślad (czytałem w dniu publikacji), a czasu jak brakowało, tak brakuje.
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Tak czy owak dziękuję za komentarz. No cóż, czarny humor jest specyficzny, a co dopiero niebiesko-czarny :) Po komentarzach widzę, że mój strzał mocno chybiony, ale cóż: Polacy nic się nie stało! Przecież to tylko zabawa :)
Pozdrawiam!
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Rozmowy bardzo fajne, irytująco realistyczne. Sama scena akcji (jako scena, nie część opowiadania) mi się podoba. Reszta raczej średnia i raczej pozbawiona humoru. Koniec końców więc rozminąłeś się z oczekiwaniami i niestety koncert fajerwerków nie podszedł.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
NoWhereMan, podobny wniosek przedstawiam w komentarzu poprzednim.
Przepraszam, że spytam: co rozumiesz przez “koncert fajerwerków”?
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
“Koncert fajerwerków” to znak rozpoznawczy NWM. Sygnalizuje w ten sposób, czy Mu się tekst podobał.
Babska logika rządzi!
To raczej nie jest fun. Bardziej mnie przeraziło niż rozśmieszyło.
Cóż, czarny humor raczej nie rozśmiesza. Ale przecież happy end jest to skąd to przerażenie? :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
O jej, mi też nie przypadło do gustu. Strasznie przegadane. I nie rozumiem, dlaczego naciągacze zabili Elę i Romana.
Mężczyzna i kobieta uwijali się w salonie, wypróżniając szuflady i szafki.
Wypróżniali szafki? Czy tylko ja skojarzyłam to z pewną czynnością fizjologiczną?
Nie, no co za nieużyty drań!
Ale w sensie, że jaki? :D
Po doborze niektórych słów w tekście byłbym skłonny obstawić, że to napisała kobieta. Lub ktoś, komu żona suszy głowę :D
Przedstawiłeś, anonimie, taką naszą rzeczywistość z typowymi domowymi problemami, chociaż mam wrażenie, że takie akwizytorstwo i prezentacje trochę obumarły w XXI wieku. Trochę, bo nie całkiem. Szkoda, że nie dowiadujemy się niczego o motywacji rabusiów?/morderców.
Niestesty nie ubawiło, ani nie wciągnęło zbytnio. Braknie jakiejś głębi, lub jeżei to groteskowa scenka, to lepszego humoru.
Świat Romana rozmywał się powoli jak w zwolnionym filmie, po czym sczezł.
Dlaczego to świat sczezł, a nie Roman?
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
SaraWinter:
nie rozumiem, dlaczego naciągacze zabili Elę i Romana
w celach rabunkowych, to chyba oczywiste uwzględniwszy kontekst
Synonimy słowa wypróżniać: bebeszyć, oczyszczać, ogołacać, opróżniać, rozładowywać, rozpakowywać, wybebeszać, wyładowywać, wyprzątać, defekować
nieużyty pot. «niechętny do pomagania komuś»
tu są także przykłady użycia tego słowa:
https://sjp.pwn.pl/slowniki/nieu%C5%BCyty.html
Mytrix:
Dlaczego to świat sczezł, a nie Roman?
Skrót myślowy. Pełne zdanie brzmiałoby:
Świat widziany przez Romana rozmywał się powoli jak w zwolnionym filmie, po czym sczezł.
Roman nie sczezł skoro chwilę później obserwuje świat z powrotem, lecz już jako duch.
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
w celach rabunkowych, to chyba oczywiste uwzględniwszy kontekst
Ok, rozumiem, ale jakoś ten motyw mnie nie przekonał.
Co do wypróżniania, to po prostu było, ot takie moje, pierwsze skojarzenie, ale wiadomo, o co chodzi.
Dziękuję
Napiszę tak – dialogi niezłe, rzeczywistość złapana w sidła. Niestety fantastyki i zabawności nie za wiele.
Trochę z dialogów można jeszcze odjąć, np.
– Sylwia dzwoniła, wiesz?
Wzrok Romana z trudem zrywał więzi z ekranem peceta.
– Która Sylwia?
– Jak to która? – W głosie Eli dało się wyczuć utajoną nerwowość, jak zawsze gdy indagowała męża zanurzonego w wirtualnym świecie.
– Ile Sylwii znamy?
– Policzmy – mruknął Roman wciąż merdając myszką. – Twoja koleżanka z liceum to raz, ta podstarzała damulka, co ją poznaliśmy na wczasach w Bułgarii to dwa, wychowawczyni Agaty z gimnazjum to trzy, wreszcie teściowa Dawida. Cztery – podsumował z tryumfem.
Wyboldowane, moim zdaniem niepotrzebne.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Też nie widzę tu humoru, nawet czarnego, sorry. Nie bardzo widzę też fantastykę. I ogólnie nie bardzo podeszło, takoż sorry.
I babolek:
nowotworów raka piersi
źle to brzmi i jest niepoprawne – masz chyba na myśli przypadki. Nowotwór to chora tkanka, podobnie jak rak (tyle że każdy rak jest nowotworem, a nie każdy nowotwór rakiem). Ewentualnie “wyleczalność nowotworów piersi” albo “wyleczalność raka piersi” (skądinąd w obu przypadkach dane powinny być różne, bo patrz poprzedni nawias).
http://altronapoleone.home.blog
Cały epizod końcowy jest fantastyką. (Za Wikipedią: Fantastyka – gatunek literacki, a także filmowy, komiksowy, gier a niekiedy i malarstwa. Polega ona na kreowaniu świata przedstawionego, który w całości, lub w części różni się od rzeczywistości, na przykład przez dodanie elementów nadnaturalnych, lub stworzonej przez autora technologii.)
nowotworów raka piersi – istotnie niepoprawne. Poprawiam.
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Zgadzam się z Drakainą, że tekst mało przekonujący, średnio ciekawy (strasznie stereotypowa ta żona…), a fantastyki w tym co kot napłakał. Humoru, moim zdaniem, zresztą też. Zdecydowanie nie przekonało.
ninedin.home.blog
Cały epizod końcowy jest fantastyką.
Nie, jest co najwyżej wizją zaświatów, a to niekoniecznie fantastyka – jeśli to opiszesz jako element wierzeń (powszechnych lub indywidualnych) to w ogóle nie fantastyka. Na dodatek ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną mówią o tych tunelach, co skądinąd nijak nie jest dowodem na istnienie zaświatów – a więc końcówka wcale fantastyczna być nie musi. Oraz: napisałam “nie bardzo widzę” (czyli jest jej tyle, co kot napłakał), a nie “nie widzę” :P
A cytowanie wikipediowej definicji na tym forum jest śmieszniejsze od tekstu. Skądinąd, gdyby się trzymać tej definicji plus założenia, że gram elementu nierzeczywistego wystarcza, to “Lalka” Prusa jest fantastyką.
http://altronapoleone.home.blog
A cytowanie wikipediowej definicji na tym forum jest śmieszniejsze od tekstu.
Drakaino, znacznie śmieszniejszy jest Twój argument. Sugerujesz tu jakieś absurdalne kryteria pomiaru “masy” (a może wręcz masy, bo nie ujęłaś słowa “gram” w cudzysłów :) ) elementów fantastyki zawartej w tekście, lecz nie podajesz, ile tych “gramów” potrzeba, by utwór uznać za fantastyczny. Logicznie patrząc, wynika z tego, że utwór par excellence fantastyczny musi zawierać wyłącznie elementy nierzeczywiste. Tymczasem definicja mówi wyraźnie “który w całości, lub w części różni się od rzeczywistości”. Zatem “Lalka” po prostu zawiera elementy fantastyczne. Czy wobec tego jest utworem fantastycznym? Żeby to stwierdzić, nie trzeba wagi, przecież jest kryterium na “fantastyczność” – to "Brzytwa Lema" – jeśli można usunąć z utworu wszystkie elementy fantastyczne bez szkody dla treści, to utwór nie jest prawdziwą fantastyką. Znajduje się ona w zestawie reguł konkursu i moim zdaniem opowiadanie spełnia to kryterium, bo usunięcie zeń końcówki w ogóle zabiera mu sens ergo wyrządza szkodę. A końcówka zawiera elementy nadnaturalne bez względu na to, czy są one przedmiotem wiary czy nie. Chcesz utrzymywać, że rewelacje ludzi którzy przeżyli śmierć kliniczną są DOWODEM na istnienie zaświatów i od tego momentu owe zaświaty tracą walor nadnaturalności???
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Hmm, zawsze mi się wydawało, że złodzieje to wolą raczej, jak nikogo nie ma w domu. Ewentualnie jakaś staruszka, którą można tak zagadać, że nawet się nie zorientuje, co jest grane. A tutaj przestępcy żądają, żeby wszyscy byli w domu, dziwne to jakieś i nieprawdopodobne. Skoro tak się starali zgromadzić wszystkich na miejscu, z góry zakładali, że rodzinę zabiją. To oznacza planowanie zabicia wielu osób, a to się równa premedytacji, a to z kolei równa się wyższemu wyrokowi. Wybacz, ale złodzieje nie są głupi, prawo znają i dobrze kalkulują.
Fantastyki w tym niewiele, a zakończenie… eee… no, zaskoczyło.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Zakładasz, że złodzieje zachowują się tak samo. A ja myślę, że zachowują się bardzo różnie. Nawet ci sami różnie mogą reagować w zależności od rozwoju sytuacji. Niekoniecznie musieli działać z premedytacją. Nie wiem skąd wniosek, że Skoro tak się starali zgromadzić wszystkich na miejscu, z góry zakładali, że rodzinę zabiją. Ja powiedziałbym że wręcz na odwrót: dążyli do szerszego pola oddziaływania – zwłaszcza dzieci są tu bezcenne, łatwiej je oczarować i stają się naturalnymi sprzymierzeńcami (to nie zmyślenie, tylko wiedza jaką mam od znajomego akwizytora). Tu dzieci nie było, ale skoro nadarzyła się sposobność, skorzystali z rozwiązania ekstremalnego. bardzo skoro facet chciał dzwonić na policję, a oni mieli coś za uszami – to taka reakcja jest jak najbardziej prawdopodobna. Już bym sie bardziej czepiał tego, że zachowali zimną krew – zamiast uciekać, splądrowali mieszkanie.
Fantastyki w tym niewiele
Niewiele ale wystarczy na spełnienie kryterium na brzytwę Lema narzuconego w regulaminie konkursu.
Zresztą tak sobie polemizujemy dla zabawy, bo wedle przytłaczającej większości komentatorów jest tu zero humoru, czyli w konkursie tekst nie ma szans.
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Dobre dialogi, podoba mi się też realizm przedstawianych scen, warsztat też ok. Chyba trochę bym poskracała i popracowała nad warstwą fabularną.
Dziękuję, ale sądzę, że nie ma sensu inwestować w to opowiadanko :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
No pięknie! Dałbym się pokroić, że to pisała kobieta! Ta lekkość w dialogach i takie to swoiste ciepełko pomiędzy bohaterami… No naprawdę, tsole, zniszczyłeś system!
Jeszcze tak słowem uzupełnienia: mimo że tekst posypał się w finale, to przyjemność z lektury tej pierwszej scenki ze mną została. To było naprawdę dobre.
Dałbym się pokroić, że to pisała kobieta!
Całe szczęście, że mnie nie podrywałeś, Michale
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Hmmm. Właściwie to najzabawniejszy był fotoradar.
Ja tu widzę obyczajówkę o naiwnej żonie, z doczepioną końcówką o mocno ogranej podróży przez tunel. Czy wątek z Sylwią naprawdę był potrzebny?
Fabuła jest. Szkoda, że w większości obyczajowa.
Z oryginalnych rzeczy to chyba tylko ten fotoradar.
Bohaterowie są, ale schematyczni. On nijak nie zainteresowany żoną, żona głupia i robiąca nieprzemyślane zakupy. Cóż, mnie nigdy nie kręciły słodkie idiotki. Omijałam z daleka, widać słusznie.
Przynajmniej warsztat całkiem przyzwoity, nic mi się w oczy nie rzuciło.
Babska logika rządzi!
Finkla:
Czy wątek z Sylwią naprawdę był potrzebny?
Owszem, jest silnie związany z tym, co się dzieje na na końcu.
Jakoś nikt nie chciał zauważyć, że tekst jest satyrą (wiki: Satyra – gatunek literacki lub publicystyczny łączący w sobie epikę, lirykę i dramat (także inne formy wypowiedzi), który ośmiesza i piętnuje ukazywane w niej zjawiska, obyczaje, politykę, grupy lub stosunki społeczne. Prezentuje świat poprzez komiczne wyolbrzymienie, ale nie proponuje żadnych rozwiązań pozytywnych. Cechą charakterystyczną satyry jest karykaturalne ukazanie postaci. Istotą satyry jest krytyczna postawa autora wobec rzeczywistości, ukazywanie jej w krzywym zwierciadle.)
Albo po prostu satyra nikogo tutaj nie śmieszy. Czarny humor też nie. OK, wziąłem to na klatę i nie skatiowałem :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię