
Betonowe lasy,
szepcząc mi do ucha,
szeleszcząc w moich myślach,
każą mi uciekać.
Uciekać przed ludźmi,
przed pieprzonymi chodnikami,
przed każdą kroplą krwi,
czy przed sobą samym.
Każda kropla krwi
na zabrudzonym chodniku
jest jak każda kropla potu na moim ciele,
gdy budzę się z krzykiem.
Tyle razy już próbowałem uciec
przed pieprzonymi chodnikami,
przed każdą kroplą krwi,
czy przed sobą samym.
Karykaturalne tło obrazu,
który widzę co dnia,
uspokajającego słonecznego poranka,
który jest tak samo sztuczny od lat.
Zalany łzami,
proszę Boga bym mógł uciec.
Każdego wieczora oni powracają,
robiąc ze mnie kałużę krwi.
Betonowe lasy
szepcząc mi do ucha,
szeleszcząc w moich myślach,
każą mi cierpieć dalej.
I jeszcze raz
swe usta zatopią
w moich sinych wargach,
obejmą mnie w złym pocałunku.
Czy to o czym myślę
nie jest zbyt okrutne ?
By tak po prostu pozbyć się bólu.
Okrutne wobec moich myśli czy mojego ciała?
Nie zrozumiałam. Myślałam, że może betonowe lasy to metafora bloków/ ewentualnie miasta, ale nawet jeśli, to nie łapię, o co chodzi z krwią i chodnikami, nagle pojawiają się jacyś oni…
It's ok not to.
Nie wiem, Mateuszu, co miałeś nadzieję wyrazić trzydziestoma sześcioma linijkami powyższego tekstu. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tu jest trochę lepiej – nieoczywiste to, niełopatologiczne, zastanowić się można (niekoniecznie zrozumieć, ale to pal sześć) a i widać, że próbowałeś nadać tekstowi jakąś konkretną formę. Wciąż co prawda uważam, że napisanie takiego wiersza (tak, niech będzie – wiersza, choć specjaliści od poezji z pewnością będą kręcić nosem na takie określenie) to pójście na łatwiznę w stosunku do stworzenia przyzwoitego opowiadania opartego na owych przemyśleniach.
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!