
Opowiastka, pewnego dnia z nudów napisana. Będę wdzięczny za wszelkie uwagi :)
Opowiastka, pewnego dnia z nudów napisana. Będę wdzięczny za wszelkie uwagi :)
W dolinie ponad górskimi szczytami. Gdzieś w chmurach, ale jeszcze pod oceanem żył Wafelek.
Każdego poranka buty czyścił istotom przeganiającym owce i tym wygrzebującym brudy z wulkanicznych odpadków. Wyciągał swoją ściereczkę, która błyszczała po stokroć jaśniej niżeli najczystszy diament, a miękkość jej równa była budyniowi, który wysychając u szczytu, tworzy słodką skorupę, na której gdyby stanąć, rozpłynąć by się można w miękkim podłożu.
Brał materiał w rękę, zaginał parę razy tak by stał się twardszy. Pastę specjalną nakładał i już czyścił buty na błysk. Ledwie klient usiadł, już musiał wstawać tak szybko się to działo.
Płacić nikt nie musiał, gdyż Wafelek o zapłatę nie prosił. Kiedyś, gdy był młodszy i doświadczenia zdobyć nie zdążył, poprosił pewnego grubego jegomościa o ewentualną zapłatę za wyjątkowo paskudnie ubłocone buty. O mało życiem tego nie przypłacił, gdy mężczyzna troszkę za duży w obwodzie złapał go za boczek i niemal ukruszył kawałek ciała.
Od tego czasu Wafelek zaprzestał takich wymogów i pracował całkowicie zaniechawszy zarobków. Mieszkańcy jednak, wdzięczni za jego uczynki, podarunki mu najróżniejsze składali. Jedzenie, narzędzia i wszystko co tylko mu do życia było potrzebne, co dzień lądowało u jego kruchych, bosych stóp.
Pewnego dnia, gdy czyścił buty wyjątkowo – nawet jak na siebie – sprawnie, gdy na uliczkę na której wykonywał swój zawód wjechał wielki powóz. Zaprzężony w dziewiętnaście rakiet i sześć małych gąsienic, tak aby zwrócić uwagę na środowiskowe problemy owadów. Zatrzymał się tuż przed siedzeniem Wafelka, który oczy swe karmelowe otwarte miał niczym drzwi do innego świata. Śledził pszennymi źrenicami wrota powozu przesuwające się ku górze i odsłaniające wnętrze pojazdu.
W środku była jedynie ciemność, przeplatana lekkimi pasemkami mroku. Zaraz sznurówka wysunęła się znad progu, wtem podeszwy kawałek ujrzeli. I wyszedł ociężale, wielki, brudny od błota i utartej marchwi. Umaczany w smarach i olejach wszelakich, z piachem pomiędzy szwami. Pachnący nie leciutko jak rumianek, mięta czy sosna. Cuchnął ciężko niczym kowal, który trzy dni uderzał młotem w kowadło.
Był to but. Wielki trzewik z brązowej skóry, pozszywany grubą nicią w kruczym kolorze. Wszelkie barwy jednakże przysłoniła warstwa nieczystości.
Stanął tuż przed Wafelkiem ukazując mu swoje obute oblicze.
– Wyczyści mnie pan? – spytał nad wyraz uprzejmie. – Odwiedziłem wielu pucybutów z całego świata, lecz żaden nie podołał wyzwaniu. Co najwyżej udało im się zeskrobać odrobinę błota, bądź polakierować aglet. Ale nie, proszę pana – w głosie zabrzmiał smutek – to nie to czego pragnę. Czystości nie zaznałem od kiedy pamiętam, a jest dla mnie tak ważna jak lot dla albatrosa.
Myśli jego odpłynęły na moment. Odkaszlnął i przybrał dostojną pozę.
– Muszę się też oczywiście odpowiednio prezentować na moim stanowisku.
Wafelek kiwnął głową i bez słowa otworzył torbę, przy okazji dając ręką znak butowi aby usiadł obok. Istoty zebrane wokół nie mogły się nadziwić cóż ten pucybut zamierza uczynić.
Wyjął spokojnie piękną, okrągłą ściereczkę. Do tego drugą zupełnie kwadratową. Przygotował pasty najróżniejsze. Melonowe, jabłkowe, z krowiego mleka i przede wszystkim; czekoladową by nadać smak, zapach i kolor.
Przywdział swój fartuch i przygotował jeszcze kilka narzędzi. Dłuto, młotek, wiertarkę, obcęgi. Wziął pędzelki i farby, płyny najróżniejsze. Wtem, nic nie mówiąc zabrał się do pracy.
Zaczął od dłuta. Wyrywał zasuszone od wieków warstwy błota. Czymś je polewał. Tu uderzył młotkiem, tam wiercił wiertarką. W jednym miejscu coś wytarł, gdzie indziej podmalował. Sznurówki wymienił, choć ze znalezieniem rozmiaru miał nie lada problem. I działał tak godziny, aż ludzie wokół się porozchodzili. Księżyc wzeszedł piękny, niczym parmezan bez skórki. Pachniał długim dojrzewaniem.
Kończył Wafelek już pracę, a but dziwił się ogromnie, że istnieje ktoś, kto potrafi czynić takie cuda i nie boi się wcale zadzierać z jego osobistością. I to był Wafelka błąd. Gdy dzieło swe ukończył, zabrany został do obuwniczego pałacu w dalekich krainach, gdzie aż po wieki, do śmierci usranej czyścił co dzień swego nowego władcę. Od tego czasu Wielki But nie miał już nigdy okruszka na swej podeszwie, ani pyłku na sznurówce, a jego królestwo rozrastało się niczym bluszcz na kamiennym murze.
Takim bez graffiti oczywiście.
Mawiają, że bluszcz nie chce rosnąć na ścianach sprayem pomalowanych.
W dolinie ponad górskimi szczytami.
Hmm, doliny znajdują się z reguły poniżej szczytów. A chmury nad oceanem.
Jest tu jeszcze parę bucików, które wymagają przetarcia, polakierowanie, bądź zwyczajnie wymiany, ale nie mam odwagi ich wskazać, ponieważ mam wrażenie, że szorcik ma być taki, jaki jest. I basta. Zrozumieć wiele nie zrozumiałam. Nie mam pojęcia, co autor chciał powiedzieć. Związków przyczynowo-skutkowych nie widzę. Wafelek – nie wiedzieć czemu – kojarzył mi się z Ciastkiem ze Shreka, Wielki But, z kolei z Wielkim Bratem. I to właściwie tyle, co mogę powiedzieć.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irka_Luz, dzięki wielkie za komentarz. :)
Tak. Reguły wskazują na takie położenie dolin i chmur, lecz w tym tekście chciałem spróbować właśnie obejść reguły i dodać do świata przedstawionego szczyptę (acz mogło mi się sypnąć zbyt dużo) surrealizmu.
No, sypnęło Ci się hojnie. ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Dość absurdalny szort, miejscami zabawny, ale widać, że, zgodnie z oświadczeniem w przedmowie, napisany ot tak, pod wpływem chwilowego kaprysu, więc i szczególnego przesłania się nie doszukiwałam.
Ciekawi mnie jednakowoż, z czego żył Wafelek, skoro czyścił buty za darmo?
Wykonanie mogłoby być lepsze.
W dolinie ponad górskimi szczytami. Gdzieś w chmurach, ale jeszcze pod oceanem żył Wafelek. –> Czy to celowe sprzeczności?
Swoją jedwabną ściereczkę wyciągał. –> Obawiam się, że jedwab nie nadaje się na ściereczki do czyszczenia. Stosowniejsza byłaby do tego celu np. flanela.
…miękkość jej równa była budyniowi, który wysychając u szczytu, tworzy słodką skorupę, na której gdyby stanąć, kości rozpłynęłyby się przyjemnie pod puszystym podłożem. –> Skąd kości w budyniu? Co jest puszystym podłożem budyniu?
Kiedyś, gdy był młodszy i doświadczenia uzyskać nie zdążył… –> Raczej: Kiedyś, gdy był młodszy i doświadczenia zdobyć nie zdążył…
– Wyczyści mnie pan? – rzekł nad wyraz uprzejmie – Odwiedziłem wielu pucybutów z całego świata, lecz żaden nie podołał wyzwaniu. Co najwyżej udało im się zeskrobać odrobinę błota, bądź polakierować aglet. Ale nie, proszę pana. – smutek w jego głosie wybrzmiewał – To nie to czego pragnę. Czystości nie zaznałem od kiedy pamiętam, a jest dla mnie tak ważna jak lot dla albatrosa. –> – Wyczyści mnie pan? – spytał nad wyraz uprzejmie. – Odwiedziłem wielu pucybutów z całego świata, lecz żaden nie podołał wyzwaniu. Co najwyżej udało im się zeskrobać odrobinę błota, bądź polakierować aglet. Ale nie, proszę pana – w głosie zabrzmiał smutek – to nie to, czego pragnę. Czystości nie zaznałem od kiedy pamiętam, a jest dla mnie tak ważna, jak lot dla albatrosa.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow
Wafelek kiwnął głową i bez słowa otworzył swoją torbę… –> Zbędny zaimek – czy otwierałby cudza torbę?
Przywdział swój fartuszek… –> Wafelek jest dorosły, więc: Przywdział fartuch…
…a but dziwił się nad dziwy… –> Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: …a but dziwił się nad wyraz… Lub: …a but dziwił się ogromnie…
…że istnieje ktoś, kto potrafi sprawować takie czyny… –> Czynów się nie sprawuje.
Proponuję: …że istnieje ktoś, kto potrafi czynić takie cuda…
…nie boi się wcale zadzierać z jego osobistością. –> Na czy polega osobistość buta?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Wyszło całkiem fajnie, jak na coś stworzonego w przypływie impulsu. Szkoda Wafelka, dobry chłopak był, dzień dobry mówił, buty czyścił, a taki los go spotkał ;). Podobała mi się płynność w twoim tekście, błędy zupełnie nie przeszkadzały w odbiorze. Czytało się przyjemnie, a chyba o to chodzi ;).
Regulatorzy, dzięki serdeczne za komentarz i bardzo dobre uwagi :)
Sprawa zarobków Wafelka i inne błędy poprawione.
Sprzeczności, o których piszesz były jak najbardziej celowe. Chciałem przedstawić świat w trochę surrealistyczny sposób.
A co do “osobistości” to but był wszak królem całego obuwniczego królestwa. Czyż to nie jest wystarczający powód by uznawać siebie za “osobistość”? ;)
Jagiellon, dzięki wielkie za komentarz.
Cieszę się, że opowieść o tym dobrym chłopaku co dzień dobry mówił Ci się spodobała ;)
Yakstou, dziękuję za wyjaśnienia i bardzo się cieszę, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Nie porwało mnie :(
Przynoszę radość :)
Opowiastka, pewnego dnia z nudów napisana. Będę wdzięczny za wszelkie uwagi :)
Wiem, wiem, późno. Ale lepiej późno, niż wcale :)
W dolinie ponad górskimi szczytami.
Reguła pierwsza. Zdanie powinno mieć orzeczenie. Ja po prostu połączyłabym tę frazę ze zdaniem, które następuje po niej. Ponadto – rozumiem, że Wafelek żyje w chmurach?
Gdzieś w chmurach, ale jeszcze pod oceanem
Czyli gdzie? Chodzi Ci o ocean gwiazd?
Każdego poranka buty czyścił istotom
Nie za dobrze się to parsuje. Czyścił buty istotom.
błyszczała po stokroć jaśniej niżeli najczystszy diament
Jaśniej, niż. "Niżeli" to chyba przesada.
miękkość jej równa była budyniowi, który wysychając u szczytu, tworzy słodką skorupę, na której gdyby stanąć, rozpłynąć by się można w miękkim podłożu.
Metafora purpurowa, wydumana i nijak się do rzeczy niemająca.
zaginał parę razy tak by stał się twardszy
Zaginał parę razy tak, by stał się twardszy. To po co mu taki miękki?
już musiał wstawać tak szybko się to działo.
Już musiał wstawać, tak szybko się to działo.
Płacić nikt nie musiał, gdyż Wafelek o zapłatę nie prosił.
Orzeczenia na końcu zwracają na siebie uwagę.
ewentualną zapłatę
https://sjp.pwn.pl/szukaj/ewentualny.html
gdy mężczyzna troszkę za duży w obwodzie złapał go za boczek i niemal ukruszył kawałek ciała
Hmm.
zaprzestał takich wymogów
Zaprzestaje się jakiejś czynności, na przykład stawiania wymagań, ale nie rzeczy (ani niczego nazwanego rzeczownikiem).
pracował całkowicie zaniechawszy zarobków
Archaizm, przed "całkowicie" potrzeba przecinka.
Mieszkańcy jednak, wdzięczni za jego uczynki, podarunki mu najróżniejsze składali.
Mieszkańcy czego? Uczynki-podarunki – rym.
wszystko co tylko mu do życia było potrzebne
Wszystko, co tylko mu do życia było potrzebne.
Pewnego dnia, gdy czyścił buty wyjątkowo – nawet jak na siebie – sprawnie, gdy na uliczkę na której wykonywał swój zawód wjechał wielki powóz.
Dwa "gdy", zupełnie nie wiem, po co (artefakt, zapewne). I rozdzielaj przecinkami czasowniki w zdaniu. A Wafelek nie pracował aby w chmurach? Tam są uliczki, jak mniemam?
który oczy swe karmelowe otwarte miał niczym drzwi do innego świata
Dlaczego?
wrota powozu
Wrota to drzwi raczej stacjonarne.
Wszelkie barwy jednakże przysłoniła warstwa nieczystości.
To skąd o nich wiadomo?
Stanął tuż przed Wafelkiem ukazując mu swoje obute oblicze.
Stanął tuż przed Wafelkiem, ukazując mu obute oblicze. "Obute" to odziane w buty, a czy but nosi buty? I to na obliczu?
wyzwaniu
Nadmiarowe.
to nie to czego pragnę
To nie to, czego pragnę.
Czystości nie zaznałem od kiedy pamiętam, a jest dla mnie tak ważna jak lot dla albatrosa.
Czystości nie zaznałem, od kiedy pamiętam, a jest dla mnie tak ważna, jak lot dla albatrosa. Cos wątpię w tę metaforę, ale przy ogólnym surrealizmie nie będę się czepiać.
Myśli jego odpłynęły na moment.
Hmm.
Muszę się też oczywiście odpowiednio prezentować
Wtrącenie: Muszę się też, oczywiście, odpowiednio prezentować.
przy okazji dając ręką znak butowi aby usiadł obok
Szyk: przy okazji dając butowi znak ręką, aby usiadł obok.
Istoty zebrane wokół nie mogły się nadziwić cóż ten pucybut zamierza uczynić.
Istoty zebrane wokół nie mogły się nadziwić, cóż ten pucybut zamierza uczynić. Hem?
drugą zupełnie kwadratową
Drugą, zupełnie kwadratową.
przede wszystkim; czekoladową by nadać smak
Przede wszystkim czekoladową, by nadać smak.
Wtem, nic nie mówiąc zabrał się do pracy.
Wtem – czyli nagle. "Nic nie mówiąc" to wtrącenie, musi mieć dwa przecinki.
Zaczął od dłuta. Wyrywał zasuszone od wieków warstwy błota.
Dłutem raczej odłupywał.
ze znalezieniem rozmiaru
W sensie, z ustaleniem rozmiaru, czy z dobraniem sznurówek na wymiar?
działał tak godziny
Godzinami, albo całe godziny.
aż ludzie wokół się porozchodzili
Ludzie, hmm?
Księżyc wzeszedł piękny, niczym parmezan bez skórki. Pachniał długim dojrzewaniem.
Kurka, ale fajne. Mam ochotę gwizdnąć :)
Kończył Wafelek już pracę
Dziwny szyk.
nie boi się wcale zadzierać z jego osobistością
Ale jak z nim zadarł? "Osobistość" to nie tyle osoba, co aura, która ją otacza – słowniki nie podają tego płaszczyka konotacji, ale tutaj to słowo nie pasuje.
Gdy dzieło swe ukończył
"Swe" zbędne.
do śmierci usranej
Wtrącenie, potrzeba przecinków.
Surrealistyczne, acz miłe. Ale nic poza tym.
Chciałem przedstawić świat w trochę surrealistyczny sposób.
Trochę? :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.