
TOBIASZ I SARA v. 2.0
1. Rozbitkowie ze statku-misji ratunkowej trafiają na satelitę niewolniczą, gdzie znajdują azyl. W przeddzień narodzin Vegety – córki Tatuna i Mamuny (Tobiasza i Sary). Jednak bio-inżynierowie zapomnieli najważniejszym wśród nowych składników w genetyce. W nowych pokoleniach głównym składnikiem pokarmowym jest H²O, wskazanym dla dzieci jest przebywanie w środowisku tropikalnym i odżywianie się dzięki fotosyntezie. Rodzice zdecydowali się na poczęcie dziecka celem zachowania populacji i pozwolili na kontynuowanie eksperymentów genmoinżynieryjnych celem wyeliminowania głodu na Ziemi. Ludzkość a raczej polityczne głowy ukrywały technologię napędu nadświetlnego. Wykorzystując planetę Ziemię do jałowej magmy – ludzie wraz ze swym zepsuciem rozproszyli się po całej Drodze mlecznej tworząc szybko upadające kolonie. Rodzinka (Tobiasza i Sary) znalazła się na planecie straceńców. Sara okrywała wszelką tajemnicą, woalami, kocami i folią spożywczą swą córkę Vegetę. Do momentu gdy ostry odłamek skalny zadał ich córce ranę na kciuku. Nikt tego nie zauważył, oprócz robotów sprzątających. Pobrały one próbkę tej żywiczej krwi dziewczynki. Następnego dnia roboty nie pozwoliły nikomu oprócz Tobiaszowi wyjście z domu – celi. Bystry facet od razu zorganizował ucieczkę dla swojej rodziny oraz chłopca przybłędy, będącego podobnym eksperymentem na naturze – chłopcu mrówce. Jego skóra nie marszczyła się, była niczym pancerz, oczy nigdy nie spały, potrzebował specjalnych okularów do snu. Tysiące małych oczu nie spało nigdy. Komunikował się za pomocą czułków na głowie, obijając nimi o pancerz głowy nadawał słowa w języku morsa. Robił to jedynie kiedy już musiał się zatrzymać i porozmawiać, przeważnie cały czas pracował. Bez pytania wykonywał trudne prace na planecie więźniów. Utrzymywał kontakt z Tobiaszem, tylko dzięki uprzejmości szefostwa „Drabiny Kariery”, to tam Tatun odpracowywał dniówki klepiąc dokumenty, to z stamtąd pobrał stary egzemplarz reklamowy do nauki tego dzwoniąco-tłuczącego się języka.Tym sposobem chłopiec Zsaile podzielił los wygnańców. Młodzieniec znał się na ciężkiej pracy, potrafił wytworzyć proste narzędzia pracy. Z braku wody, cukru i słońca R-1Ms dotarli do planety Twój Świetlny Strzał. Na tej planecie żyli dopóki Mamuna nie zachorowała na przejażdżkę w Space Surf. Była to misternie uknuta maszyna mająca na celu zwabić bogatych mieszkańców planety ułudą windsurfingu, zaś jedynym ryzykiem było opadnięcie w dół ku najstarszym i pierwotnym częściom planety. Tobiasz od razu wezwał na pomoc Zsaila by odciągnął z Vegetą Sarę od przepaści. Tatun wykopał kamerę zabezpieczającą i szykował rodzinkę w dalszą podróż. Kiedy Tobiasz ustawiał kurs na planetę której ziemia była spalona słońcem i wysuszona wiatrem, dotarł do tajnych informacji o współrzędnych istniejącej pod ukryciem oazy-kryjówce ostatnich uciekinierów z ziemi. Od tego momentu wszystkich ogarnął błogi spokój, w trakcie którego antropomorf zdecydował się zapłodnić -podstępnie zwiedzioną– córkę Tatuna i Mamuny. Niestety stało się to czego nikt nie przewidział Zsaile był skonstruowany do pracy a nie do rozmnażania i jego ciało zaczęło się powoli złuszczać do suchych kości. Będąc już w kabinie hiperprzestrzennej, jego nogi odmawiały posłuszeństwa i cały stał w pionie tylko dzięki pasom asekuracji. Dolatując po kilku tygodniach do planetoidy wygnańców Rodzinka opłakiwała Zsaile’a. Ostatnią rzeczą którą mógł zrobić umierający Zsaile’y to -drastyczne wobec wszystkich– wyjął z siebie „Płomień Nocy” który nie wyblaknie dopóki na Ziemi nie powróci „Prawdziwe Światło”. To były ostatnie wybełkotane żuwaczkami słowa antropomorfa. Na planetoidzie nie brakowało Nowych (Kłopotów), kolonia wygnańców była na wymarci, z racji zakazu rozmnażania kolonialistów. Zaś maszyna produkująca roboty i androidy zaprzestała odpowiadać na komendy już 3 dnia po odlocie z Ziemi. Tatun nawet nie chciał się w to angażować, gdyż miał już swoje dwa, jak nie trzy problemy. Był o tym przekonany, wiedział że we wnętrzu Vegi rosło już nowe życie. Tymbardziej niebezpieczeństwo było większe gdyż na Ziemi już dawno zakazano współkopulacji antropomorfów i fitohumanoidów. Nikt z obecnych wygnańców, ani Tatun, tymbardziej mamuna nie wiedzieli co wyniknie z takiej mieszanki genów. Wiadomo było jedno…… To nie mógłby być zwykły antropomorf, fitohumanoid, ani nawet człowiek. Wiele godzin Mamuna tłumczyła jak opiekować się nowymrodkiem, pomagały również kobiety które 60 lat temu miały na planecie pełnić rolę astro-położnych. Tobiasz za namową Sary, ze starego złomu, zużytych skafandrów kl.1 i skór syntetycznych, stworzył coś na modłę kołyski z lat 80 XX wieku. Niedojrzała jeszcze do macierzyństwa 9 letnia Vegeta przyglądała się kamieniowi i znalazła w nim ujście i wejście, niczym w wydmuszce. Przyłożyła więc tam usta i zrozumiała że ten miąższ jest jadalny i wysoko energetyczny. Mamuna podbiegła i wytrąciła ten kamień z rąk i ust Vegi, która z powodu dużego naenergetyzowania upadła i wyskoczył z jej ananasowatej głowy, bardzo mały, nagi lecz niewstydzący się swej nagości mały dorosły brodaty mężczyzna. Szybko podbiegł i wyłuskał z kamienia nakrycie głowy które przy najmniejszym jego ruchu dawało tyle światła co pradawne latarnie morskie. Tobiasz i Sara wiedzieli Kto To Jest. Od dawna wiedzieli że miłość zakazana przez człowieka nie przyniesie zwykłego owocu, lecz niezbadany dotąd CUD. Opiekunowie młodego człowieka w koronie zastanawiali się z czego uszyją mu szaty gdyż wiedzieli, przeczuwając że malec rośnie i dojrzewa na ich oczach. Czyżby to był ten moment Triumfu gdy Tobiasz i Sara modląc się o potomstwo którego nie spodziewali się w tym życiu otrzymali jako zadatek ? CZY TO TEN KTÓRY PRZYJDZIE W CHWALE SWOJEGO JESTESTWA?
2. 3:59……………………………………………… ostatnie sekundy prze resztce żarzącego się Płomienia Światła. Nic się nie dzieje. Ale Tobiasz wykonuje nieudolnie gest zakazany pod groźbą więzienia, wzywa Tego którego Imienia wzywać znaczy prosić się o śmierć. Rozmawia z Tym o którym zapomniano na lata. „Bożey Mojł…” z bełkotu myśli pojawia się wezwanie istoty tak wielkiej , że aby usłyszała potrzeba „drabiny Atlasa” by mieć pewność że ta zohydzona poaństwowo modlitwa trafia bezpośrednio do uszu Boga……………………………………………………… …………………………………………………………… …………………………………………………………… …………………………………………………………… Światła same zapalają się na zapomnianym żaglowcu wygnańców i migoczą czerwonym światłem niczym płomienie świec. Przy oknie z którego widać Pustkę Wszechrzeczy wysuwa się trzeszczący na złotym, prawym ramieniu pulpit. -Что ты хочешь мужик? Никто тебя не учил? – zatrzeszczał ekran. -Я не говорю по русски– z pamięci wydukał Tobiasz. – Откуда твоя мама? – zagrzmiał ekran. – Я из польши. -Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa… -zatrzeszczał ekran, głośnik się zachwiał, a złote ramię radośnie pomachało Tobiaszowi w geście powitania.– Gdzieś ty Tobiaszu z Sarą się schowaliście, gdzie wasze dzieci, zdrowiście są? Czemu tak dawno nie dzwoniliście? Siadaj, opowiadaj, ja słuchać Ciebie dziecko moje pragnę. Siadaj…. Z kasetonu przy oknie wysunął się wyściełany syntetycznie podnóżek, a tuż na linii okna wysunął się podłokietnik. -… No to zapraszam siadaj. Co u Ciebie? – zazgrzytała dawno nie używająca translatorowego przejścia na polski maszyna. Tobiasz zląkł się bardzo, upadł na podkolannik, zaś ręce oprał o blat. Czuł się niczym dziecko. Samotne – lecz słyszy Głos po raz pierwszy od dawna znikąd, może pierwszy i jedyny raz. Widzi pustkę ale słyszy głos, kogoś kto go dobrze… zinfiltrował? -O, BOŻE !!! –krzyczy Tobiasz. -Nie drzyj się, przecież słyszę. – dociera do jego ucha głos. – Przepraszam – szepce Tobiasz. –Nic się nie stało, lubię jak tak do mnie wołacie, ale nie nadużywaliście tego ostatnio. Spokojnie nie będę się tym gniewał. Mów, słucham.– zatrzeszczał białym światłem ekran, przy pulpicie. – Cóż mogę powiedzieć Bogu Mój. Jesteśmy z Sarą i Vege w d… – wystrzelił Tobiasz, ale Głos go uprzedził. – Wiem dziecko, wiem. Nie lękaj się z twoją pomocą naprawimy co tylko się da, jeśli nie wszystko. Zacznijmy od Ciebie moje dziecko …………………………………………………………… …………………………………………………………… …
3. ---EPOH FO NAMUH-– Nieznana nikomu postać wkracza na mostek, a raczej jego improwizację. Dwa fotele dla pilotów typu ZP-02 ze starymi pasami areo-żywicznymi. Warstwą kosmicznego pyłu były pokryte nieużywane klawisze i dźwignie. Istota wizięła potwornie wielki haust powietrza, w jeśli to można nazwać płucami – bo kto by wytrzymał taką ilość powietrza w sobie?) i dmuchnął na cały ten kurz. Ostatkiem sił wydła komendy o rozszczelnieniu kokpitu oraz wyrównaniu ciśnienia w kabinie pilotów przez sygnał z przycisku na siedzeniu. Teraz mógł bez przeszkód ustawić kurs na Ziemię. Statek zaczynał swój astro-taniec, niczym tancerka pragnąca przypodobać się jury we wszechświecie. Noty za styl dowolny w sterowaniu taką maszyną wystawiły odległe gwiazdy, rozpalając się do jaskrawej bieli i milknąc w pomarańczu. Postać niczym Król wydała komendę. -Dwa machy z głównych silników i spróbój tylko zmienić kurs.– wygrzmiał głos z ust ludzkich, brzmieniem nie znającym nieposłuszeństwa. – Terra domus vobis. – wyrwało się niczym pradawne zaklęcie. Zamknął oczy i zamilkł. Upewnił się tylko, że prędkość nadana została przyjęta przez komputer pokłądowy. – Nie próbój bo pożałujesz. – powiedział na koniec, zdejmując swą rękę z dźwigni prędkości. Tak oto, przez ułamek sekundy prze zniknięciem ręki, można było zauważyć żywą ranę w miejscu nadgarstka. Fałdy purpury i bieli ukryły ręce. Zaś cała postać zapadła się w powietrzu. Czy to dziwne że jedynie w celu odtańczenia statkiem kilku pętli i ustawienia statku oraz prędkości, była ona niezbędna, na i tak nieodwiedzanym mostku – kokpicie kapitańskim? Dziwne. Teraz 2 fotele lśniły w dyskotekowe odblaski migających kontrolek… Czekając na ? No właśnie…..
4. Vega przebudziła się w jaśniejącej światłami sufitu kabinie. Byli przy niej Tatun i Mamuna. Vega czuła się dziwnie, cała zabandażowana i chyba…. Tak ; większa i pełniejsza. A przede wszystkim inna. Prawdziwie kobieca, zupełnie ludzka i piękna. Mięśnie twarzy ukryte pod wspaniałą gładką i lśniącą skórą, veritas – a raczej veritate mulier. Do jej uszu doszedł szmer silników robotów i miarowy krok androidów. Nawet jeden zaglądnął do kabiny i oddał – chyba w jej kierunku – pokłon. Nie mogła wstać sama. Tobiasz i Sara wytłumaczyli jej na migi, że musi poczekać, że wszystko będzie dobrze. Jakiś mężczyzna pomoże dźwignąć się jej z kosmo-hamaku przypominającym kojec.
5. Skrzyżowanie przejść na głównym magazynie – pojawia się – znowu nasz tajemniczy Łindeszift, który niczym wiatr schodząc z kabiny pilotów staje na skrzyżowaniu dla sług – robotów i androidów. Wszelki ruch, chrobot, tupanie – dźwięki – zamierają. Zaś soczewki kamer i sztucznych oczu zwracają się niczym w hipnozie i ustalają swe pozycje frontem w kierunki Tego który teraz jest TU. Władca wypowiada komendy w języku znanym tylko pierwszym linguo-programistom robotów i androidów. – Ellei mena aetuh terra – dało się tylko wyłuskać z długiego monologu wypowiedzianego do maszyn. Sam autor tych słów nie wie co one do końca znaczą. Wie jedno, że ziemia pierwotnie należała do Boga. 6. „Przestrzeń wiecznie śpiących”, tak nazwali to miejsce wygnańcy z Ziemi. Skonstruowali je z szacunku do Pradawnego Malarza. Wierzyli, że ich ciała kiedyś powrócą do dawnych sił. Niczym przez przezroczyste wydmuszki widać było ich twarze razem z nieśmiertelnikami, włożonymi tam gdyby mięli na nowo poznać znaczenie własnych imion. Na każdej z kapsuł wypisany był napis CNV, poniżej ledwie wyczuwalny alfabetem braila napis Christum Nazaeretum Victoriousus. Król Pelikan, bo tak można nazwać ten gest. Włożył rękę pod szatę przy piersi i dwoma palcami dotknął rurek żywiących śpiących wiecznie.
7. Gdy dotarli do wyschniętego doku kosmicznego, nikt ich nie przywitał. Łindeszift zawołał donośnie. -Quo abdo frateris? Cisza… -QUO ABDO FRATERIS? – zagrzmiałponownie Krół. Coś mignęło. -Ecoutez mon coeur, n’hestier pas a aller avec moi a’la main. Światło pada na twarz Łindeszifta, nie oślepia Go, lecz prowadzi do maszyny skupiającej i odbijającej lusterkiem światło. Cała społęczność wypadowa doszła do bunkra dzięki kablowi obracającemu światło latarni na środku pustkowia.
8. W Ruinach Parafialnego kościoła pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa dawne osiedle Teatralne (wstawić znacznik osiedla PRL) znaleziono zdeformowany kielich i przełamaną monstrancję, której pilnuje „nieumarły do końca” kościelny. Po przywołaniu do porządku przez Łindeszifta w ledwożywych językach zaczyna opowiadać słuchaczom od kiedy parafia zaczęła się zmieniać i stawiać opór modzie na wygodne kościoły. Proboszcz nakazał szukanie świętych, ale znalazł tylko jednego bożego szlaeńca, co podobno wystraszył klan wykradający Konsekrowane Hostie. Ale on zmarł na skutek leków, które z przymusu lekarzy przyjmował w szpitalu. Łinduszift natychmiast wysłał po informacje, gdzie spoczywa jego ziemskie ciało.
Ammebezerze, piszesz o sobie jak o mężczyźnie, a w profilu jak wół stoi, że jesteś kobietą…
edycja
Tekst mający ponad 14000 znaków to już nie szort, więc bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To nie jest szort, ale nieważne.
Kiedy wspomniałeś termin “fantastyka eschatologiczna” to nawet się tym zainteresowałem. Tymczasem nie widzę w tym nic niezwykłego, niecodziennego, czego już nie widzieliśmy w fantastyce. Zwłaszcza polskiej :) . Oczywiście to nie oznacza, że rozwinięty na bazie tego schematu utwór będzie zły, ale na wszelki wypadek spróbuj potworzyć na tym forum, pisząc opowiadania.
I wywal imię Vegeta, bo się kojarzy z przyprawą.
Dlatego.
trafiają na satelitę niewolniczą,
To jest ten satelita. Rodzaj męski. I nie słyszałam dotąd o wolnych satelitach.
narodzin Vegety
głównym składnikiem pokarmowym jest H²O
Ta dwójka idzie w indeks dolny. Ale, co ważniejsze, samą wodą autotrofy też nie przeżyją. Zachowanie materii i energii, i takie tam.
odżywianie się dzięki fotosyntezie
zdecydowali się na poczęcie dziecka celem zachowania populacji
Postępowi.
eksperymentów genmoinżynieryjnych celem wyeliminowania głodu na Ziemi
Cokolwiek by to nie było. Fotosyntetyzujących ludzi opisywał już Zajdel (satyrycznie).
ukrywały technologię napędu nadświetlnego. Wykorzystując planetę Ziemię do jałowej magmy – ludzie wraz ze swym zepsuciem rozproszyli się po całej Drodze mlecznej
Jak, skoro nie mieli napędu nadświetlnego?
na planecie straceńców.
Oh my God.
Sara okrywała wszelką tajemnicą, woalami, kocami i folią spożywczą swą córkę Vegetę.
Nie, teraz to już wiem, że się wygłupiasz.
ostry odłamek skalny zadał ich córce ranę na kciuku
Tak wyskoczył zza węgła i zadał.
żywiczej krwi
No, tak, była przecież roślinką.
eksperymentem na naturze – chłopcu mrówce
Chłopiec – mrówka był naturą?
oczy nigdy nie spały
Patrz, moje też nie śpią.
Nie, wiesz, co, to jest po prostu bez sensu. Out, peace.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dziękuję za komentarze, jak pisałem jest to szkic, gdyż nie znalazłem czasu by po urlopie dopisać resztę, albo popracować nad warsztatem.
Przyjmę wszystkie komentarze i chętnie wprowadzę poprawki, ale sam nie mam na to czasu na wyrobienie warsztatu, dlatego pisałem czy ktoś nie szedłby na duet.
Ja dostaję pomysły tak ze 3 w ciągu dnia, ale brakuje mi doby na dopisanie i rozwinięcie wątków.
Piszę tutaj, bo szukam odważnych którzy wkręciliby się w pomysł i weszli w nowe buty.
Mam także pomysł na kolejny tom, przynajmniej drugi.
Chętnie podjadę do kogoś w okolicach Małopolski, ewentualnie opłacę bilet by wyjaśnić zawiłość wątków które są podjęte w tym szkicu, oraz pokazał następne.
Yyyyyy…. odpadłem. Ja bym nie próbował z tym pomysłem nawet w vanity… Poważnie poważnie.
To mi się najbardziej spodobało (jeszcze więcej tego fioletowego proszę!;):
“Komunikował się za pomocą czułków na głowie, obijając nimi o pancerz głowy nadawał słowa w języku morsa.”
Jako mors (zimowe kąpiele w Bałtyku od czasu do czasu) – zdecydowanie popieram, nawet nie posiadając pancerza głowy i czułków.
Pozdr.
Ja odpadam.
Nie napisałem tego by któremuś z użytkowników się przypodobać ale ok, chcecie to przyjmę wszelkie nawet mało wyszukane komentarze. Rozumiem że piszecie sami dla siebie, pod wewnętrzne konkursy. To też ciekawa opcja popracowania nad warsztatem, ale ja sam nie zdążę przy pracy 5/7, wyjazdowych weekendach i planach powiększenia rodziny tego poszerzyć by jak napisali regulatorzy przerobić to na opowiadanie. Ja chcę to z kimś wydać jako książkę.
Wiem, brzmi śmiesznie i szalenie ale dzięki za uwagi.
W tym przypadku Rodzina ważniejsza. Poważnie, Piotrze (jak mniemam po stylu) :D
Ok, po pierwsze to nie jest short, bo shorty mają nie więcej niż tysiąc znaków. W ogóle nie wiem, co to jest. Być może jakaś nowa, awangardowa technika pisania opków w punktach. Jeśli tak – mnie się nie podoba. Gramatycznie, stylistycznie i ortograficznie to jedna wielka katastrofa, błąd na błędzie, błędem poganiany. Próbowałam się tu doszukać choćby zalążka jakiejś historii, niestety bez skutku. Wybacz, ale to jest po prostu bełkot. :(
Sara okrywała wszelką tajemnicą, woalami, kocami i folią spożywczą swą córkę Vegetę.
Vegeta w folii spożywczej?! Odkrywcze.
tej żywiczej krwi dziewczynki
A skąd w jej krwi wzięła się żywica?
Tysiące małych oczu nie spało nigdy. Komunikował się za pomocą czułków na głowie, obijając nimi o pancerz głowy nadawał słowa w języku morsa.
Ty tak na powżnie, czy jaja sobie robisz?
Była to misternie uknuta maszyna
Uknuta może być intryga, al nie maszyna.
Od tego momentu wszystkich ogarnął błogi spokój, w trakcie którego antropomorf zdecydował się zapłodnić -podstępnie zwiedzioną– córkę Tatuna i Mamuny. Niestety stało się to czego nikt nie przewidział Zsaile był skonstruowany do pracy a nie do rozmnażania i jego ciało zaczęło się powoli złuszczać do suchych kości.
Cz ty opisujesz skutek uboczny seksu?!
Wiele godzin Mamuna tłumczyła jak opiekować się nowymrodkiem
Raczej noworodkiem.
Niedojrzała jeszcze do macierzyństwa 9 letnia Vegeta przyglądała się kamieniowi i znalazła w nim ujście i wejście, niczym w wydmuszce. Przyłożyła więc tam usta i zrozumiała że ten miąższ jest jadalny i wysoko energetyczny. Mamuna podbiegła i wytrąciła ten kamień z rąk i ust Vegi, która z powodu dużego naenergetyzowania upadła i wyskoczył z jej ananasowatej głowy, bardzo mały, nagi lecz niewstydzący się swej nagości mały dorosły brodaty mężczyzna.
Eeee?!
Przy oknie z którego widać Pustkę Wszechrzeczy wysuwa się trzeszczący na złotym, prawym ramieniu pulpit. -Что ты хочешь мужик? Никто тебя не учил? – zatrzeszczał ekran
Czy to Bóg gada z Tobiaszem? A jeśli tak to czemu po rusku?
Ostatkiem sił wydła komendy o rozszczelnieniu kokpitu
To znaczy rozhermetyzowała kabinę? Ej, to chyba nie jest dobry pomysł.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Ja dostaję pomysły tak ze 3 w ciągu dnia, ale brakuje mi doby na dopisanie i rozwinięcie wątków.
Ammebezerze, a próbowałeś z dyktafonem?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorze, kiedy przy rozwijającej się ciężkiej sytuacji w pracy, raczkującym pomyśle o 3 dziecku, i wiecznym byciu zajętym mogę chodzić z dyktafonem ?
Ale dzięki za pomysł.
Reg, ostrzegaj może… ;D
Uwaga, Rybaku! Ostrzegam!
Regulatorze, kiedy przy rozwijającej się ciężkiej sytuacji w pracy, raczkującym pomyśle o 3 dziecku, i wiecznym byciu zajętym mogę chodzić z dyktafonem ?
Ammebezerze, a możesz chodzić z telefonem?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Teraz ja ostrzegam:
Obawiam się, że w tym przypadku żaden Twój coup de grace nie trafi w miękkie ;)
Nie, kolega wyraźnie szuka murzyna skrzata domowego, żeby czytał mu w myślach i odwalał robotę, bo mu nie zależy. Nam ma zależeć na jego nieprzeciętnym geniuszu. Bo jesteśmy niskimi istotami, których smętne, żałosne życie dopiero wtedy stanie się pełne, kiedy je poświęcimy dekodowaniu tego dzieła.
Ten post sponsoruje śledziona Tarniny.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ja dostaję pomysły tak ze 3 w ciągu dnia, ale brakuje mi doby na dopisanie i rozwinięcie wątków.
Problem w tym, że ta ilość nijak nie przekłada się na jakość.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Obawiam się, że w tym przypadku żaden Twój coup de grace nie trafi w miękkie ;)
Wiem, Rybaku, że nie trafi, ale też nie tam starałam się trafić. Próbowałam celować znacznie wyżej, tam gdzie wszystko osłania twardy czerep… ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Okej. Nie odzywałem się podczas tej akcji promocyjnej na szautboksie, bo po pierwsze – wielu ludzi jest przyzwyczajonych do tego, że w Internecie trzeba tupać i wymachiwać szabelką, by w ogóle zwrócić na siebie uwagę. Na tym forum panują inne zasady, ale nie każdy musi o tym wiedzieć. Czekałem więc na Twój pomysł, bo pomyślałem sobie – dobra, facet ma jakąś wizję, może niezbyt fortunnie zaczął, ale kto wie, jego pomysł może być wart uwagi. Zdaję sobie sprawę z nikłości szans powodzenia takiego projektu, ale gdybym… Gdyby ktoś dysponował nadmiarem wolnego czasu, to czemu nie? Wszak poza owym czasem i jakimś tam wysiłkiem niczego nie poświęca.
Niestety przedstawiony szkic sprowadził mnie na ziemię. Wybacz, ale w tym ciągu zdarzeń nie dopatrzyłem się koncepcji, przesłania, sensu nawet. Pojęcia nie mam co chciałeś opowiedzieć, a cały szkic przypomina mi jednogarnkową potrawę, do której sszalony kucharz wrzuca wszystko, co akurat znajdzie pod ręką, kompletnie nie dbając o to, jak rzecz będzie smakować. Zapewne dałoby się z tego chaosu coś ukuć, ale byłaby to robota na miesiące, z Twojego oryginalnego pomysłu zostałoby bardzo niewiele, a i tak trudno wyrokować, czy efekt byłby oryginalny i interesujący na tyle, by trudzić się jego wydaniem.
Sorki, ale ja potencjału w tym nie widzę. Oczywiście, nad tekstem można (i w zasadzie trzeba, bo najważniejszy jest zapał) pracować. Problem w tym, że chyba wszyscy na tym forum nie narzekają na nadmiar wolnego czasu, więc niewielkie są szanse, że znajdziesz kogoś, kto chciałby podjąć się tak tytanicznej roboty.
Tak czy owak – powodzenia!
Pozdrawiam!
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Miałem dobre chęci, chciałem zrobić egzegezę tekstu ale obaliłem się już na
H²O
;)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Poważnie, Piotrze (jak mniemam po stylu) :D
Zaprzeczam, jakobym był użytkownikiem Ammebezer.
Piotrze: Ufff. I tu mnie ucieszyłeś. Poważnie.
W takim razie ukłony i odszczekuję :)
Dodam jeszcze, że jest to zły dział dla tego tworu.
Tekst nie jest wierszem, szortem, opowiadaniem, ani nawet fragmentem czegoś większego. To po prostu szkic, który autor tworzy na swoje potrzeby i nikomu nie pokazuje (przynajmniej nie powinien). Sam wypisuję we własnych szkicach różne cuda, z których tylko część trafi do gotowego tekstu.
Co się stało z enterem na klawiaturze autora?
Bronię pomysłu na szałtboksie, zaglądam tutaj, a tu nawet podziału na akapity nie ma :/
No właśnie:/
Wilku, sorry, ale zanim zaczniesz bronić dziewicy, sprawdź, czy jest uciśniona. I czy jest kobietą :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie no, broniłem autora ze względu na koncepcję, która z miejsca została zakrzyczana “bo tak”. Samo miejsce pomysłu dobre, ino przygotowanie materiałów dodatkowych powinno być dokładniejsze. Na dobrą sprawę jestem, w stanie uznać, ze ktoś ma dobre pomysły i kiepski warsztat. No ale konspekt też trzeba jakoś czytać, a taki ogromny blok tekstu jest nie do przebrnięcia.
Ammebezerze, piszesz o sobie jak o mężczyźnie, a w profilu jak wół stoi, że jesteś kobietą…
Casus Wiktora, ale w drugą stronę? :P
Nie no, tutaj sprawa jest jasna. Przy rejestracji jest pole wyboru płci. Jak ktoś nie lubi wypełniać wszystkiego jak leci w formularzach, może założyć, ze jak nie ruszy tego pola, to nic nie wskoczy, a wskakuje pole domyślne.
Przeczytaj dokładniej shoutbox, a może zrewidujesz powyższe twierdzenie…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Które? Pierwsze opiera się o shoutboks (i moja wypowiedź na shoutboksie odnosi się do mojego zdania), drugie z shoutboksem nie ma nic wspólnego i lektura shoutboksa nie ma na nie wpływu.
Pierwsze. I – cały shoutbox od 21.08.19, g. 09:25.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Podtrzymuje co napisałem powyżej – do pierwszego ustosunkowałem się na shoutboksie. Sorry, ale ja żeby kogoś z miejsca gonić potrzebuje powodów. Takich powodów na shoutboksie nie było.
Zdarzyło mi się czepiać ludzi za bezczelny marketing szemrany, zdarzyło mi się za ewidentne multikonto. Tutaj byłem sceptyczny, ale bez przesady.
Natomiast opowiadanie powyżej – tak, to już pokazuje, że ewentualne szkice będą nieczytelne z powodu braku formatowania.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Taaaak. Musiałam wyjść i porzucić portal, zanim ten tekst tu wpadł. A teraz siedzę znów przed kompem i nie bardzo wiem, co napisać. Po pierwsze spodziewałam się jakiegoś szorta, co to gdzieś miał siedzieć, a nie streszczenia powieści. Tej z projektu, jak rozumiem.
Po drugie nie spodziewałam się wprawdzie genialnego pomysłu, ale to, co przeczytałam, przekroczyło moje najśmielsze wyobrażenia. Nie mówię z góry, że inne wyskakujące na Ciebie trzy czy ile tam razy dziennie pomysły są złe, ale ten jest zły. Składa się niestety z elementów oklepanych i mało oryginalnych (te inne planety, jakiś rodzaj postapo), elementów, które są nie tylko odrażające, ale i biologicznie nieprawdopodobne (ta zgwałcona przez wielką mrówkę dziewięciolatka – szanse, że zajdzie w ciążę są zerowe, nie ten wiek), oraz ledwie maskowanej religijno-biblijnej alegorii (też już skądinąd bywało) i kompletnie od czapy pomysłów jak imię Vegeta. Imię Eliasz po polsku na odwrót też średnio się sprawdza.
Jakoś nie widzę tych tłumów wydawnictw i czytelników dla tego dzieła, chyba że zdołasz podkupić do współautorstwa Sapkowskiego albo Pilipiuka, a w sumie może jeszcze lepiej Blankę Lipińską albo Katarzynę Bondę – one wprawdzie fatalnie piszą, ale i tak sprzedają setki tysięcy egzemplarzy książek.
Część błędów językowych już Ci wytknięto, więc nie będę się powtarzać. Pozostaje mi tylko poradzić Ci po raz kolejny: napisz opowiadanie (zamknięte opowiadanie, z fabułą itede) i poddaj je dyskusji na forum, jeśli chcesz się nauczyć pisać.
Rozumiem że piszecie sami dla siebie, pod wewnętrzne konkursy.
Źle rozumiesz. Większość tekstów na portalu jest pozakonkursowa. A część z nas pisze również po to, żeby wydawać. I wydaje.
Będę z waszego forum korzystał jako redakcji
Ale my nie jesteśmy darmową redakcją. Działamy społecznie, ale z poszanowaniem przede wszystkim zasady altruizmu wzajemnego. Nie lubimy być wykorzystywani – co zasadniczo jest dość normalne.
http://altronapoleone.home.blog
O, ale niezależnie od dyskusji na shoutboksie, to cytaty z komentarzy z TEGO wątku, te przytoczone przez Drakainę, to już inna bajka… To chyba wyczerpuje temat.
Skoro to jest szkic, to proszę nie oznaczać na przyszłość tekstu jako “szort”. Bardziej odpowiednia – jeśli już – będzie kategoria “fragment” – i tak też zostało to przeze mnie oznaczone. Niezależnie od tego, nasz portal nie jest szkicownikiem.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)