- Opowiadanie: Fladrif - Słownik Odczuć

Słownik Odczuć

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Słownik Odczuć

Za­tę­chła ulicz­ka, którą Bi­blio­te­karz wy­brał na miej­sce wy­mia­ny, pa­so­wa­ła do niego jak ulał, lecz Ko­lek­cjo­ner czuł się jak in­truz. Gdyby mu­siał przejść przez całą ulicę Brą­zo­wą, raz po raz oglą­dał­by się przez ramię w oba­wie, że z mroku wy­peł­znie jakaś ciem­na po­stać i rzuci się na niego. Nawet teraz, kiedy wszedł mię­dzy dwa rzędy po­chy­łych ka­mie­nic za­le­d­wie na kil­ka­na­ście me­trów, czuł na sobie czyjś cięż­ki wzrok. Miał wra­że­nie, że nie­zli­czo­ne pary oczu ob­ser­wu­ją go z czar­nych, po­zba­wio­nych szyb okien ni­czym nie­wi­dzial­na ława przy­się­głych. Skro­nie pul­so­wa­ły mu pod wpły­wem trud­ne­go do opi­sa­nia na­pię­cia.

Nie­mniej jed­nak Ko­lek­cjo­ner stał tam, na środ­ku ulicy Brą­zo­wej, punkt o trze­ciej w nocy. Bi­blio­te­karz go roz­po­znał i ru­szył w jego stro­nę. Do­szło do szyb­kiej wy­mia­ny, książ­ka za grubą ko­per­tę z pie­niędz­mi. Obyło się bez zbęd­nych słów, wszyst­kie zo­sta­ły wy­po­wie­dzia­ne już dawno temu, przez te­le­fon. Ko­lek­cjo­ner chciał za­pew­nić, że wy­wią­że się z umowy, ale głos uwiązł mu w gar­dle. Bi­blio­te­karz uznał, że spra­wa jest już za­ła­twio­na i po­spiesz­nie wró­cił tam, skąd przy­szedł.

Ko­lek­cjo­ner nie mógł się do­cze­kać mo­men­tu, gdy wróci do domu z nową zdo­by­czą. Szpo­nia­ste palce za­ci­snę­ły się na opa­ko­wa­nej w ba­weł­nia­ną torbę książ­ce. Cze­kał na nią przez tyle lat i chyba by zwa­rio­wał, gdyby jakiś oprych wy­rwał mu ją i uciekł w noc.

Po­wrót trwał wieki, ale warto było cze­kać do póź­nej nocy. Poza nim i kie­row­cą w au­to­bu­sie nie było ni­ko­go. Nikt nie wsia­dał, nikt nie cze­kał na przy­stan­kach na inny nocny. Nawet, gdy au­to­bus wje­chał w do­brze znane mu re­jo­ny, Ko­lek­cjo­ner wciąż nie mógł po­zbyć się uczu­cia nie­po­ko­ju, tak, jakby przez cały czas ktoś śle­dził jego po­czy­na­nia. By dać od­po­cząć my­ślom i dodać sobie otu­chy, od­wi­nął ba­weł­nia­ną torbę i do­tknął sztyw­nej, choć po­kie­re­szo­wa­nej okład­ki. Była chro­po­wa­ta i dziw­nie cie­pła, jak ludz­ka dłoń.  

*

Po wej­ściu do domu szyb­ko za­pa­lił świa­tła we wszyst­kich po­miesz­cze­niach, jakby w ciem­nych ką­tach miało czaić się coś, co boi się ja­sno­ści. Nie za­mie­rzał już kłaść się spać. Od­pa­ko­wał za­wi­niąt­ko i po­ło­żył książ­kę na sta­ro­świec­kim pul­pi­cie, na­stęp­nie włą­czył lamp­kę i usta­wił ją tak, by jak naj­le­piej oświe­tla­ła czar­ną jak noc okład­kę. Po­tarł kciu­kiem pra­wej dłoni ko­niusz­ki po­zo­sta­łych czte­rech pal­ców za­sta­na­wia­jąc się, czy po­wi­nien jej w ogóle do­ty­kać. Ce­lo­wo od­wle­kał ten mo­ment jak naj­dłu­żej, na­pa­wa­jąc się samym wi­do­kiem w oba­wie, że prze­wra­ca­nie kar­tek bę­dzie mniej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce, niż ocze­ki­wa­nie.

Gdy w końcu ode­rwał od niej wzrok, by na­sta­wić wodę na her­ba­tę, raz po raz zer­kał na pul­pit, jakby pod­świa­do­mie bał się, że książ­ka znik­nie, jeśli zbyt długo zo­sta­wi ją samą. Jesz­cze przez mo­ment bił się z samym sobą, jed­nak myśl, że miał­by oddać książ­kę Bi­blio­te­ka­rzo­wi bez prze­czy­ta­nia była po pro­stu nie­do­rzecz­na. Ko­lek­cjo­ner był już pe­wien, że wkrót­ce po­chło­nie cały Słow­nik Od­czuć, spi­ja­jąc hi­sto­rię z jego kar­tek ni­czym psz­czo­ła, która ostat­nie­go dnia lata tra­fi­ła na ocie­ka­ją­cy nek­ta­rem kwiat.

Pod­szedł do pul­pi­tu, szu­ra­jąc bam­bo­sza­mi po dy­wa­nie. Ner­wo­wo stuk­nął pal­ca­mi o blat, po czym otwo­rzył Słow­nik Od­czuć na pierw­szej stro­nie. Była pusta, nie li­cząc drob­ne­go na­pi­su „Pierw­sza let­nia burza” na górze stro­ny oraz setek od­ci­sków pal­ców, które do­kład­nie po­kry­wa­ły każdy skra­wek po­żół­kłej, de­li­kat­nej ni­czym bi­bu­ła kart­ki. Ko­lek­cjo­ner ode­tchnął głę­bo­ko, a na­stęp­nie po­ło­żył całą dłoń na kart­ce, ocze­ku­jąc nie­spo­dzie­wa­ne­go.

Od­czu­cia wy­peł­ni­ły go, wzię­ły we wła­da­nie ni­czym wzbu­rzo­na fala, mio­ta­ją­ca cia­łem roz­bit­ka na wszyst­kie stro­ny. Nie było sensu się opie­rać, więc dał się im po­nieść, mimo że w sercu eks­cy­ta­cja mie­sza­ła się ze stra­chem. Przez chwi­lę chciał ode­rwać dłoń od kart­ki i ci­snąć książ­kę w kąt po­ko­ju. Było jed­nak za późno, dotyk przy­pie­czę­to­wał umowę, którą za­warł z Bi­blio­te­ka­rzem, poza tym uczu­cie było wy­jąt­ko­wo ku­szą­ce.

Ogar­nę­ła go fala chło­du. Przy­po­mi­na­ła ulgę, którą ostat­nim razem czuł, gdy po­dej­rze­nia le­ka­rzy co do źró­dła uciąż­li­we­go uści­sku w jego płu­cach oka­za­ły się bez­pod­staw­ne. Na skó­rze skra­pla­ła się wil­goć, noz­drza wy­peł­nił zna­jo­my za­pach ozonu. Wszyst­kie do­zna­nia były wie­lo­krot­nie wzmoc­nio­ne i upa­ja­ją­ce. Pod za­mknię­ty­mi po­wie­ka­mi wi­dział bły­ski, które przy­po­mi­na­ły flesz, a w uszach za­dud­ni­ło mu od gro­mów, które prze­cież nie mogły być praw­dzi­we, nie w środ­ku zimy. W pew­nym mo­men­cie do­zna­nia prze­rwa­ło wycie gwizd­ka.

Ode­rwał dłoń od kart­ki, wszyst­ko znik­nę­ło tak, jakby ktoś nagle wy­cią­gnął z gniazd­ka wtycz­kę. Spo­glą­da­jąc ża­ło­śnie na książ­kę po­drep­tał do kuch­ni i drżą­cą dło­nią wlał wodę do szklan­ki. Był tak pod­eks­cy­to­wa­ny, że gdy wró­cił do Słow­ni­ka Od­czuć, o mało nie zalał ca­łe­go pul­pi­tu wrząt­kiem. Cze­ka­jąc, aż her­ba­ta nieco osty­gnie, za­czął kart­ko­wać książ­kę.

„Pierw­sza let­nia burza” była je­dy­nie wierz­choł­kiem góry lo­do­wej, pierw­szym od­ci­skiem wspo­mnie­nia ze­bra­nym przed wielu laty. Na set­kach kar­tek zna­lazł jesz­cze mnó­stwo bar­dziej i mniej pre­cy­zyj­nych od­czuć, choć nie każde z nich za­słu­gi­wa­ło na pełną stro­nę tego swo­iste­go kom­pen­dium. Nie­któ­re z nich spi­sy­wa­no po kilka na jed­nej stro­ni­cy, a przy­ło­że­nie do kart­ki całej dłoni nie wcho­dzi­ło w grę, bo miej­sca star­cza­ło na przy­tknię­cie jed­ne­go lub dwóch pal­ców.

Ich od­ci­ski stały się jego prze­wod­ni­ka­mi po Słow­ni­ku Od­czuć. Szyb­ko zo­rien­to­wał się, że im wię­cej śla­dów, tym rzad­sze i bar­dziej dro­go­cen­ne uczu­cie skry­wa karta. Kon­tem­plo­wał pierw­szy krzyk nowo na­ro­dzo­ne­go dziec­ka, do­zna­wał pierw­szych po­ca­łun­ków i za­ta­piał się w in­ten­syw­nym uczu­ciu szczę­ścia i bez­gra­nicz­nej mi­ło­ści. Jed­nym pal­cem od­wa­żył się przy­po­mnieć sobie ból ostat­nie­go po­że­gna­nia, po­now­nie czuł cier­pie­nie po stra­cie, przez dłuż­szą chwi­lę ce­le­bro­wał sa­mot­ność i usi­ło­wał zna­leźć w niej nowy sens. Od­czu­wał ulgę po dniu peł­nym pracy, czuł pew­ność sie­bie i od­wa­gę w star­ciu z nie­zna­nym, po­grą­żał się w bło­gim za­po­mnie­niu. Wi­siał roz­dar­ty mię­dzy prze­szło­ścią i te­raź­niej­szo­ścią, mię­dzy swo­imi, a cu­dzy­mi uczu­cia­mi.

To wszyst­ko sta­no­wi­ło jed­nak je­dy­nie pre­lu­dium do praw­dzi­wej roz­ko­szy, jaką sta­no­wi­ło spo­tka­nie z uko­cha­ną. Czuł za­pach jej wło­sów, w uszach sły­szał jej śmiech, wokół le­ni­wie cy­ka­ły świersz­cze, sły­chać było szum liści, a w od­da­li śpie­wał chór, któ­re­go głosy lata temu to­wa­rzy­szy­ły ich pierw­szej schadz­ce w cie­niu wierzb. Wie­dział, że to wspo­mnie­nie jest tak oso­bi­ste, że tylko jedna osoba na świe­cie mogła po do­tknię­ciu tej karty po­czuć to samo.

*

 Mi­ja­ły go­dzi­ny, her­ba­ta dawno już wy­sty­gła, a słoń­ce po­wo­li wy­ła­nia­ło się zza ho­ry­zon­tu. Gdy świa­tło dnia padło na zegar ścien­ny, Ko­lek­cjo­ner przy­po­mniał sobie o cenie, którą miał za­pła­cić za wy­po­ży­cze­nie Słow­ni­ka Od­czuć. Prze­wró­cił po­bież­nie po­zo­sta­łe kart­ki, aż do­tarł do ostat­niej stro­ny, która miała na­le­żeć do niego. Setki ob­cych uczuć za jedno na wskroś oso­bi­ste, któ­re­go nie można zna­leźć ni­g­dzie in­dziej. Cóż atrak­cyj­ne­go dla Bi­blio­te­ka­rza mógł mieć zgrzy­bia­ły sta­ru­szek? Czego mogło bra­ko­wać w tak ob­fi­tu­ją­cym w od­czu­cia kom­pen­dium?

Cichy gło­sik, który ode­zwał się w jego gło­wie, podał za­ska­ku­ją­co pro­stą od­po­wiedź.

*

Dni, które po­świę­cił na ba­da­nie Słow­ni­ka Od­czuć były jed­ny­mi z naj­przy­jem­niej­szych w jego życiu, a jed­no­cze­śnie czaił się w nich cierp­ki smu­tek. Wiele od­czuć prze­żył tylko raz, nie­któ­re sta­no­wi­ły ele­men­ty za­mknię­tej czę­ści jego życia, a prze­wa­ża­ją­cej więk­szo­ści nie za­znał ani razu. Mi­ja­ły ty­go­dnie, a on wciąż nie mógł zna­leźć ni­cze­go, co by­ło­by godne umiesz­cze­nia w księ­dze, cze­goś, co jesz­cze się w niej nie znaj­do­wa­ło. Aby za­po­mnieć o swoim obo­wiąz­ku, za­nu­rzał się coraz bar­dziej w Słow­ni­ku, nie ba­cząc na upływ czasu. Po­zna­wał na nowo stare uczu­cia, przy­po­mi­nał sobie dawno za­krze­płe wspo­mnie­nia i sta­rał się od­wle­kać to, co nie­unik­nio­ne.

Gdy do ter­mi­nu zwro­tu książ­ki zo­stał nie­ca­ły ty­dzień, nie mógł dłu­żej uda­wać, że wszyst­ko jest w po­rząd­ku. Spę­dzał przy Słow­ni­ku Od­czuć coraz wię­cej czasu, a pre­sja wciąż na­ra­sta­ła. Gdy tylko wy­da­wa­ło mu się, że jest coś, co może za­mie­ścić w księ­dze, jego palce same znaj­do­wa­ły od­po­wied­nie uczu­cie w słow­ni­ku. Był pełny, nie li­cząc jed­ne­go, je­dy­ne­go wpisu, który przy­szedł mu do głowy tej nocy, kiedy przy­niósł prze­klę­tą księ­gę do swo­je­go domu. Za każ­dym razem, gdy prze­wra­cał stro­nę czuł, jak sidła po­wo­li się za­trza­sku­ją, a cien­ka pętla coraz cia­śniej za­ci­ska się na szyi. Pod­świa­do­mie wie­dział, że nie ma już uciecz­ki.

*

Leżał w wan­nie, go­rą­ca woda się­ga­ła wą­tłej klat­ki pier­sio­wej. Otwar­ty na ostat­niej stro­nie Słow­nik Od­czuć spo­czy­wał na krze­śle tuż obok. Ko­lek­cjo­ner po­ło­żył na nim po­bla­dłą, wil­got­ną dłoń. Wszyst­ko było już prze­są­dzo­ne. Sto­ic­ki spo­kój, z jakim przyj­mo­wał to, co się z nim dzia­ło był zdu­mie­wa­ją­cy. Przy­jem­ne cie­pło koiło zmy­sły, nawet pa­lą­cy ból w pra­wym przed­ra­mie­niu nie­mal cał­kiem ustą­pił. Rana nie była głę­bo­ka, ale z pew­no­ścią śmier­tel­na. Bo­la­ło tylko wtedy, gdy roz­ci­nał żyły. Go­rą­ca woda zda­wa­ła się wpeł­zać do nich, mie­szać się z krwią, roz­rze­dzać ją i wy­peł­niać jego ciało. Dzię­ko­wał sobie w duchu za cie­pło, które go ota­cza­ło, gdyby było zimno, bałby się o wiele bar­dziej. Po­czuł się słaby, bar­dzo słaby, mu­siał choć na mo­ment od­po­cząć, przy­mknąć oczy i za­snąć tak mocno, by nie śnić już o ni­czym. By nie było już żad­nych od­czuć.

Słowa spi­sa­ne jego drżą­cą dło­nią na mo­ment za­bły­sły czer­wie­nią i zga­sły. Ręka zsu­nę­ła się z kart Słow­ni­ka, roz­sta­jąc się z nim na za­wsze.

Drzwi ła­zien­ki otwo­rzy­ły się bez­sze­lest­nie, do środ­ka wkro­czył Bi­blio­te­karz. Z ci­chym wes­tchnie­niem prze­szedł przez po­miesz­cze­nie i sta­nął nad bez­wład­nym cia­łem star­ca, któ­re­go puste oczy nie wy­ra­ża­ły stra­chu. Wy­glą­da­ły ra­czej tak, jakby Ko­lek­cjo­ner dawno po­go­dził się ze swoim prze­zna­cze­niem.

Blade, bar­dzo dłu­gie i sę­ka­te palce przy­by­sza spo­czę­ły na mo­ment na czole i oczach Ko­lek­cjo­ne­ra, a gdy męż­czy­zna je cof­nął, mar­twe po­wie­ki były już za­mknię­te. Tą samą dło­nią pod­niósł Słow­nik Od­czuć de­li­kat­nie, z na­masz­cze­niem i zbli­żył do oczu. Chuch­nął, a słowa „Słod­ki po­ca­łu­nek śmier­ci” wy­bla­kły, by po chwi­li roz­myć się nie­mal do cna.

– Głu­piec – szep­nął Bi­blio­te­karz zer­ka­jąc na kart­kę.

Napis był pra­wie nie­wi­docz­ny, choć jeśli ktoś wie­dział czego szu­kać, mógł do­strzec słaby zarys liter. Bra­ko­wa­ło jesz­cze kilku, może kil­ku­dzie­się­ciu ta­kich głup­ców jak Ko­lek­cjo­ner, by to od­czu­cie, naj­rzad­sze i naj­cen­niej­sze z od­czuć, wsią­kło na dobre. 

Koniec

Komentarze

Szpo­nia­ste palce za­ci­snę­ły się na opa­ko­wa­nej w ba­weł­nia­ną torbę książ­kę w oba­wie, że ktoś może mu ją ode­brać.

Owi­nął książ­kę ba­weł­nia­ną torbą? Dziw­ne. Szpo­nia­ste palce za­ci­snę­ły się na opa­ko­wa­nej w ba­weł­nia­ną torbę książ­ce, [jakby] w oba­wie, że ktoś może mu ją ode­brać.

 

Cze­kał na nią przez tyle lat i nie zniósł­by tego, że mogła gdyby mu się wy­śli­zgnąć wy­śli­zgnę­ła w takim mo­men­cie.

W jakim mo­men­cie? I w końcu bał się, że mu ją ktoś za­ju­ma, czy że ją upu­ści?

 

Spe­cjal­nie wy­brał na spo­tka­nie z Bi­blio­te­ka­rzem ciem­ny za­ułek tuż za rzeką, po dru­giej stro­nie mia­sta.

Naj­pierw do­sta­je­my in­for­ma­cję (po­wy­żej za­cy­to­wa­ną), że Ko­lek­cjo­ner oso­bi­ście wska­zał miej­sce spo­tka­nia, bo uznał je za wy­star­cza­ją­co od­le­głe od domu, dys­kret­ne i za­pew­nia­ją­ce ano­ni­mo­wość. Potem jed­nak oka­zu­je się co in­ne­go. Za­ułek był na­wie­dzo­ny, Ko­lek­cjo­ner świet­nie o tym wie­dział, więc po kiego grzy­ba się na­ra­żał? Co in­ne­go, gdyby miej­sce spo­tka­nia wy­zna­czył Bi­blio­te­karz. Wów­czas uwaga, że: Za­tę­chły za­ułek do­sko­na­le zda­wał się pa­so­wać do Bi­blio­te­ka­rza, choć lecz Ko­lek­cjo­ner czuł się w nim jak in­truz. mia­ła­by sens i uza­sad­nie­nie. Po­dob­nie jak póź­niej­sze dy­wa­ga­cje (po po­pra­wie oczy­wi­ście, bo się sypią sty­li­stycz­nie i gra­ma­tycz­nie) na temat obec­no­ści w rze­czo­nym za­uł­ku cze­goś po­dej­rza­nie ły­pią­ce­go ga­ła­mi.

Nie chciał, żeby Bi­blio­te­karz od­wie­dzał go we wła­snym domu, ani żeby tra­fił tam za nim.

Nie miał się czego oba­wiać! Żeby Bi­blio­te­karz od­wie­dził go w swoim wła­snym domu, Ko­lek­cjo­ner mu­siał­by pier­wej u niego za­miesz­kać. Oczy­wi­ście pod wa­run­kiem, że czynsz nie byłby zbyt wy­gó­ro­wa­ny, a Bi­blio­te­karz nie miał­by nic prze­ciw­ko sub­lo­ka­to­ro­wi. Na­to­miast dru­gie ży­cze­nie – żeby Bi­blio­te­karz nie tra­fił do wła­snej cha­łu­py – to już mrzon­ka zu­peł­na. No, chyba żeby się w trupa zalał i nie dał rady włą­czyć Go­ogle Maps.

Za­imek „wła­sny” wła­śnie cię po­ko­nał. A wy­star­czy­ło go nie wtry­niać do zda­nia.

 

Nie mam nic prze­ciw­ko za­kłó­ca­niu chro­no­lo­gii wy­da­rzeń, pod wa­run­kiem jed­nak, że za­bieg ten zo­stał wcze­śniej sta­ran­nie prze­my­śla­ny. Tobie się nie udał. Po­zna­je­my Ko­lek­cjo­ne­ra, gdy już wraca z książ­ką do domu i „trwa to wieki”, bo za­sto­so­wał ja­kieś tam środ­ki ostroż­no­ści. Potem wra­ca­my (my – czy­tel­ni­cy wraz z bo­ha­te­rem)  do po­dej­rza­ne­go za­uł­ka, w któ­rym teo­re­tycz­nie spo­ty­ka­my się z Bi­blio­te­ka­rzem (nota bene niby ten Bi­blio­te­karz tam był, ale tak ja­ko­by go nie było), na­stęp­nie stra­szysz pa­skud­nym wzro­kiem, po­now­nie wra­ca­my w za­ułek i do­ko­nu­je­my trans­ak­cji, znowu stra­szysz, tym razem ulicz­ką, znowu stra­szysz – w au­to­bu­sie, po­now­nie za­pew­niasz, że Ko­lek­cjo­ner na­ła­ził się jak głupi, żeby zgmy­lić trop i uznaw­szy, że stra­chu nigdy dość – po raz ko­lej­ny „do­stra­szasz”  wzro­kiem, tyle że dla od­mia­ny na­pa­stli­wym i oce­nia­ją­cym. I tak w koło Ma­cie­ju. To wszyst­ko po­win­no się w roz­bie­gów­ce zna­leźć, kon­cep­cja była OK, ale po­sprzą­taj tu tro­chę i te­ma­tycz­nie po­ukła­daj na pół­kach.

 

Po­tarł kciu­kiem pra­wej dłoni ko­niusz­ki po­zo­sta­łych pal­ców, nie mogąc do­cze­kać się lek­tu­ry.

Ko­niusz­ki po­zo­sta­łych pal­ców – czyli dzie­wię­ciu. Zro­bi­łam to. Naj­pierw po­tar­łam kciu­kiem czte­ry palce  pra­wej dłoni, a na­stęp­nie pięć lewej.  Wy­szło idio­tycz­nie i nie­wy­god­nie. Wiem, że nie o to ci cho­dzi­ło, ale prze­kaz w zda­niu brzmi jed­no­znacz­nie. I jest bez sensu.

Po per­ma­nent­nym „do­stra­sza­niu” we wstę­pie, a potem po pa­rze­niu her­ba­ty i po­cie­ra­niu opusz­ków, stra­ci­łam wiarę, że do­trwam do końca lek­tu­ry. Aż tu nagle po­czu­łam, jak­bym po prze­żu­ciu ka­wał­ka gu­mia­ste­go pącz­ka, nie da­ją­ce­go na­dziei, że jest w nim choć odro­bi­na na­dzie­nia, w końcu „do­gry­zła” się do ró­ża­nej kon­fi­tu­ry! Bo, Fla­dri­fie, za­sad­ni­cza część opo­wia­da­nia jest świet­na. Nie ide­al­na i nie­wy­ma­ga­ją­ca po­pra­wek, bo od stro­ny ję­zy­ko­wej nadal można do woli ba­bo­le kosić, choć i tak jest o niebo le­piej niż na wstę­pie. Jest świet­na jako po­mysł. Za­ska­ku­ją­ca, nie­spo­ty­ka­na i in­spi­ru­ją­ca. Temu opo­wia­da­niu po­wi­nie­neś po­świę­cić wię­cej czasu, do­szli­fo­wać go, wy­cy­ze­lo­wać, do­pie­ścić każdą frazę i każde słowo, bo ab­so­lut­nie jest tego warte. I, oczy­wi­ście, uda ci się to, bo pi­szesz do­brze, tylko jakoś tak nie­uważ­nie, po­bież­nie i bez kon­tro­li. Chcia­ła­bym prze­czy­tać :Słow­nik od­czuć”, gdy nadasz mu kształt ję­zy­ko­wy, który urodą do­rów­na jego kon­cep­cji. Pzdr.

 

 

Fla­dri­fie, mia­łeś bar­dzo dobry po­mysł, ale cóż z tego, skoro za­mor­do­wa­łeś go wy­ko­na­niem.

Po­czą­tek opo­wia­da­nia to chaos, by nie rzec, wiel­ki chaos. Potem jest nieco le­piej, ale wciąż po­ty­ka­łam się na licz­nych po­wtó­rze­niach, cza­sem nad­uży­wa­nych za­im­kach i nie­zgrab­nie zło­żo­nych zda­niach. In­ter­punk­cja mo­gła­by być lep­sza.

Su­ge­ru­ję abyś po­słu­chał rady W_ba­ske­rvil­le i po­sta­rał się do­pra­co­wać Słow­nik Od­czuć.

 

Szpo­nia­ste palce za­ci­snę­ły się na opa­ko­wa­nej w ba­weł­nia­ną torbę książ­kę… ―> Szpo­nia­ste palce za­ci­snę­ły się na opa­ko­wa­nej w ba­weł­nia­ną torbę książ­ce

 

Spe­cjal­nie wy­brał na spo­tka­nie z Bi­blio­te­ka­rzem ciem­ny za­ułek tuż za rzeką, po dru­giej stro­nie mia­sta. Nie chciał, żeby Bi­blio­te­karz od­wie­dzał go we wła­snym domu, ani żeby tra­fił tam za nim.

Za­tę­chły za­ułek do­sko­na­le zda­wał się pa­so­wać do Bi­blio­te­ka­rza… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nia?

 

nie mogąc do­cze­kać się lek­tu­ry. Mi­mo­wol­nie jed­nak od­wle­kał ten mo­ment jak naj­dłu­żej, na­pa­wa­jąc się samym ocze­ki­wa­niem w pło­chej oba­wie, że sam mo­ment prze­wra­ca­nia kar­tek bę­dzie mniej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy niż cze­ka­nie. ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Od­czu­cia wy­peł­ni­ły go, wzię­ły we wła­da­nie ni­czym wzbu­rzo­na fala, mio­ta­ją­ca cia­łem roz­bit­ka na wszyst­kie stro­ny. Nie było sensu się opie­rać, więc dał się jej po­nieść… ―> Ko­lek­cjo­ner dał się po­nieść uczu­ciom, nie fali, więc: …dał się im po­nieść

 

Przez chwi­lę po­czuł prze­moż­ną chęć ode­rwa­nia dłoni od kart­ki i ci­śnię­cia książ­ki w ciem­ny kąt. Było już jed­nak za późno, dotyk przy­pie­czę­to­wał umowę, którą za­warł z Bi­blio­te­ka­rzem, poza tym uczu­cie było wy­jąt­ko­wo ku­szą­ce. Po­czuł wszech­ogar­nia­ją­cą falę chło­du. Przy­po­mi­na­ła mu uczu­cie ulgi po­rów­ny­wal­ne z tym, które czuł, gdy po­dej­rze­nia le­ka­rzy co do źró­dła uciąż­li­we­go uści­sku w jego płu­cach oka­za­ły się bez­pod­staw­ne. Czuł na skó­rze… ―> Po­wtó­rze­nia.

 

Pod za­mknię­ty­mi ocza­mi wi­dział bły­ski… ―> Oba­wiam się, że pod ocza­mi chyba nic nie widać.

Pro­po­nu­ję: Pod za­mknię­ty­mi po­wie­ka­mi wi­dział bły­ski

 

drżą­cą dło­nią zalał her­ba­tę w szklan­ce. Był tak pod­eks­cy­to­wa­ny, że gdy wró­cił do Słow­ni­ka Od­czuć, o mało nie zalał ca­łe­go pul­pi­tu… ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Część pa­mię­tał je­dy­nie jako nie­wy­raź­ną mgieł­kę wspo­mnień, a teraz mógł je sobie przy­po­mnieć. ―> Brzmi to fa­tal­nie.

 

Mi­ja­ły ty­go­dnie, a on wciąż nie mógł zna­leźć cze­goś, co by­ło­by godne umiesz­cze­nia w księ­dze, cze­goś, co już się w niej nie znaj­do­wa­ło. ―> …cze­goś, co jesz­cze się w niej nie znaj­do­wa­ło.

 

woda się­ga­ła mu do pier­si. Otwar­ty na ostat­niej stro­nie Słow­nik Od­czuć spo­czy­wał na krze­śle tuż obok niego. Ko­lek­cjo­ner po­ło­żył na nim po­bla­dłą, wil­got­ną dłoń. Wszyst­ko było już prze­są­dzo­ne. Zdu­miał go spo­kój, z jakim przyj­mo­wał to, co się z nim dzie­je. Przy­jem­ne cie­pło koiło jego zmy­sły… ―> Nad­miar za­im­ków.

 

w progu sta­nął Bi­blio­te­karz. Z ci­chym wes­tchnie­niem prze­szedł przez po­miesz­cze­nie i sta­nął nad… ―> Po­wtó­rze­nie.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

w_ba­ske­rvil­le, re­gu­la­to­rzy

 

Dzię­ku­ję za cenne uwagi, po­sta­no­wi­łem prze­bu­do­wać cały wstęp i mam na­dzie­ję, że teraz wy­szło choć tro­chę le­piej. Uro­ni­łem przy tym kilka łez nad błę­da­mi. Bar­dzo się cie­szę, że sam po­mysł oka­zał się cał­kiem nie­zły

Ano, Fla­dri­fie, prze­czy­ta­my, oce­ni­my. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Fla­dri­fie, jest o wiele le­piej – opo­wia­da­nie stało się ja­śniej­sze i czy­ta­ło się je o wiele płyn­niej. Przed­tem widać było fajny po­mysł, a teraz na­praw­dę nie­złe opo­wia­da­nie. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Prze­czy­ta­łam to opo­wia­da­nie jesz­cze w pierw­szej wer­sji i ża­ło­wa­łam, że znik­nę­ło, zanim zdą­ży­łam je sko­men­to­wać. Już wtedy mi się spodo­ba­ło, a po zmia­nach jest jesz­cze le­piej. Mia­łeś cie­ka­wy po­mysł ze Słow­ni­kiem Od­czuć, a hi­sto­ria sta­rusz­ka ba­da­ją­ce­go emo­cje zo­sta­ła na­pi­sa­na li­rycz­nym ję­zy­kiem, pa­su­ją­cym do tre­ści. Od­ga­dłam, czego za­żą­da Bi­blio­te­karz, ale ab­so­lut­nie mi to nie prze­szka­dza­ło. Myślę, że tekst za­słu­gu­je na bi­blio­te­kę.

Mam jedną uwagę do pierw­szej czę­ści tek­stu, ale nie usu­waj ko­lej­ny raz opo­wia­da­nia. Można je po­pra­wiać “w locie”, ko­rzy­sta­jąc z funk­cji “edy­tuj”.

Naj­pierw pi­szesz:

Nie­mniej jed­nak Ko­lek­cjo­ner stał tam, na środ­ku ulicy Brą­zo­wej, punkt o trze­ciej w nocy.

Dwa aka­pi­ty dalej znów mamy wzmian­kę o ulicy Brą­zo­wej:

Po­wrót trwał wieki, ale Bi­blio­te­karz jasno za­ży­czył sobie, że mają spo­tkać się na Brą­zo­wej, po dru­giej stro­nie rzeki. Ko­lek­cjo­ner wolał to, niż za­pro­sze­nie po­dej­rza­ne­go typa do wła­sne­go domu. Poza nim i kie­row­cą w au­to­bu­sie nie było ni­ko­go.

Może warto prze­nieść pod­kre­ślo­ną część do pierw­sze­go frag­men­tu lub wy­rzu­cić, bo już wcze­śniej czy­tel­nik do­stał in­for­ma­cję, kto wy­zna­czył spo­tka­nie na Brą­zo­wej.

Świet­ny po­mysł i rów­nie dobre wy­ko­na­nie. 

 

Zu­peł­nie przy­pad­ko­wo mia­łem na słu­chaw­kach ten utwór i być może to wzmoc­ni­ło od­biór… w każ­dym razie opo­wia­da­nie zro­bi­ło na mnie duże wra­że­nie. Zde­cy­do­wa­nie bi­blio­te­ka.

Tak jak na­pi­sa­ła w_ba­ske­rvil­le, warto ten tekst do­pie­ścić zia­ren­ko po zia­ren­ku, nawet jeśli ma to zająć kil­ka­dzie­siąt rbh.

 

PS Jedna rzecz mi się rzu­ci­ła w oczy, to “raz po raz”, które po­ja­wi­ło się dwu­krot­nie sto­sun­ko­wo bli­sko sie­bie. Cho­ciaż może się cze­piam ;)

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło. Tekst jest efek­tow­ny, po­my­sło­wy, z nie­ba­nal­nym po­my­słem i cie­ka­wym twi­stem na ko­niec (świet­nie po­my­śla­ny kon­trakt – myśl, to­wa­rzy­szą­ca Ko­lek­cjo­ne­ro­wi, że jego od­czu­cia są uni­kal­ne i je­dy­ne, ze­sta­wio­na z cy­nicz­nym prak­ty­cy­zmem Bi­blio­te­ka­rza w ostat­nich zda­niach). Za naj­więk­szą za­le­tę tek­stu uwa­żam na­strój, wy­kre­owa­ny po czę­ści dzię­ki wia­ry­god­ne­mu i prze­ko­nu­ją­ce­mu wi­ze­run­ko­wi po­sta­ci Ko­lek­cjo­ne­ra. Mimo pew­nych sty­li­stycz­nie nie naj­lep­szych frag­men­tów – ode mnie klik do Bi­blio­te­ki.

ninedin.home.blog

O, jaki fajny tekst :) Na­praw­dę mi się spodo­ba­ło. I po­mysł i spo­sób przed­sta­wie­nia. I za­koń­cze­nie też na plus. W za­mian za miłą i cie­ka­wą lek­tu­rę ode mnie bi­blio­tecz­ny kli­czek :)

Ser­decz­nie dzię­ku­ję za po­zy­tyw­ne ko­men­ta­rze i uwagi do tre­ści. Spo­dzie­wa­łem się, że po la­tach bę­dzie to wy­glą­da­ło dużo go­rzej :)

 

ANDO fak­tycz­nie ta in­for­ma­cja w dru­gim aka­pi­cie była nie­po­trzeb­nie po­wtó­rzo­na, dzię­ku­ję za zwró­ce­nie uwagi

grze­lu­lu­kas nie mogę zna­leźć tego “raz po raz” – widzę je tylko w dwóch miej­scach, ale są od­da­lo­ne od sie­bie na kilka aka­pi­tów

Łoo… to jest na­praw­dę dobry tekst. 

Widzę, że prze­czy­ta­łam już po­pra­wio­ną wer­sję. 

Ładny kli­mat tutaj zbu­do­wa­łeś. Po­mysł zna­ko­mi­ty. W krót­kiej hi­sto­rii za­war­łeś wiele uczuć. Koń­ców­ka epic­ka, przej­mu­ją­ca i nie­ba­nal­na. 

 

@Fla­drif o te dwa wła­śnie mi cho­dzi, ale tak jak na­pi­sa­łem pew­nie się cze­piam – nie przej­muj się tym :)

Fla­drif, cie­szę się, że po­le­co­no mi Twoje opo­wia­da­nie (re­gu­la­to­rzy, dzię­ku­ję!) i że czy­tam je już po po­praw­kach, dzię­ki czemu mo­głam spo­koj­nie pły­nąć z tek­stem, a była to bar­dzo przy­jem­na po­dróż.

Lubię takie mię­si­ste, sen­su­al­ne opisy, a zda­nie "Wie­dział, że to wspo­mnie­nie było tak oso­bi­ste, że tylko jedna osoba na świe­cie mogła po do­tknię­ciu tej karty po­czuć to samo" urze­kło mnie zu­peł­nie.

Po­do­ba mi się Twój styl i po­my­sło­wość, z chę­cią prze­czy­tam wię­cej :)

 

Nie wni­kam jak było przed po­praw­ka­mi, po po­raw­kach warsz­ta­to­wo – jest do­brze, choć wciąż można by co nieco pod­szli­fo­wać. Ale nie są to ja­kieś po­tknię­cia, ino ciche zgrzy­ty kół zę­ba­tych, nie prze­szka­dza­ją­ce zbyt­nio w lek­tu­rze.

Sam po­mysł na opo­wia­da­nie z tych ma­gicz­nych, język do­pa­so­wa­ny do tre­ści, tak samo dłu­gość opo­wia­dan­ka. Na­praw­dę fajne! I za­koń­cze­nie też dobre. Dosyć wcze­śnie na­pro­wa­dzasz czy­tel­ni­ka na to, co ko­lek­cjo­ner doda do księ­gi na ostat­niej stro­nie i do­brze, bo w samej koń­ców­ce do­da­jesz jesz­cze tro­chę głębi.

W obec­nej for­mie kli­kał­bym bi­blio­te­kę. Za­sta­na­wia mnie tylko, jak wy­glą­dał pro­ces wpi­sy­wa­nia po­zo­sta­łych od­czuć :-)

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

To bar­dzo dobre py­ta­nie :) Po­dej­rze­wam, że trze­ba mieć przy sobie Słow­nik Od­czuć i świa­do­mie sku­pić się na tym, co się czuje w danej chwi­li. Pod­pis można pew­nie dać po prze­la­niu uczu­cia bo nie za­wsze wiemy albo nie mamy moż­li­wo­ści wpro­wa­dze­nia cze­goś w trak­cie od­czu­wa­nia. Tak tylko przy­pusz­czam

Cza­sa­mi mia­łam wra­że­nie, że w kilku zda­niach opi­su­jesz to samo, tylko w inny spo­sób i pew­nie trosz­kę da­ło­by się z tek­stu wy­ciąć. Ale może to tylko wina tego, że ostat­nio czy­ta­łam prak­tycz­nie same kon­kur­so­we-szor­to­we tek­sty i przy­wy­kłam do nar­ra­cyj­ne­go po­śpie­chu ;) nie­mniej jed­nak przez tekst pły­nę­ło mi się przy­jem­nie, mimo nie­któ­rych dłu­żą­cych się frag­men­tów tak na­praw­dę widać sporą spraw­ność ję­zy­ko­wą, bo­gac­two wy­obraź­ni i swo­bo­dę w prze­le­wa­niu swo­ich wizji na pa­pier.

Ale praw­dzi­wą siłą tego tek­stu jest po­mysł – na­praw­dę przed­ni, wcią­ga­ją­cy i po­ru­sza­ją­cy. Od razu sama za­czę­łam sobie wy­obra­żać, jakie od­czu­cia sama za­pi­sa­ła­bym w ta­kiej książ­ce. Prze­wrot­na koń­ców­ka, mimo tego, że spo­dzie­wa­łam się, jakie bę­dzie ostat­nie od­czu­cie, była za­ska­ku­ją­ca. Do­dat­ko­wo wy­bi­ło ją ze­sta­wie­nie mo­ty­wa­cji bo­ha­te­rów – ma­rzy­ciel­skie­go, po­etyc­kie­go Ko­lek­cjo­ne­ra i wy­ra­cho­wa­ne­go Bi­blio­te­ka­rza. Bar­dzo fajne!

Dzię­ku­ję za uwagi! Z po­cząt­kiem mia­łem naj­wię­cej kło­po­tu, skra­ca­łem go i skła­da­łem jak ori­ga­mi, ale cały czas coś mi tam zgrzy­ta­ło. Cie­szę się, że po­mysł przy­padł ci do gustu ;)

Po­mysł eks­tra. Po­czą­tek, choć cha­otycz­ny, za­rzu­ca świet­ny ha­czyk. Im dalej jed­nak w tekst, tym moc­niej za­czy­nasz się po­wta­rzać (bo oto ko­lej­ne uczu­cia po­chła­nia­ją­ce bo­ha­te­ra), co tro­chę może nu­dzić. Nad­ra­biasz na pewno po­my­sło­wym za­koń­cze­niem – dla mnie to naj­więk­szy plus, bo szort koń­czy się moc­nym ak­cen­tem.

Tech­nicz­nie chrzę­ści. Dla­te­go chwy­taj przy­dat­ne linki:

Dia­lo­gi – mini po­rad­nik Na­zgu­la: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dia­lo­gi – kla­sycz­ny po­rad­nik Mor­ty­cja­na: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Pod­sta­wo­we po­ra­dy por­ta­lo­we Se­le­ne: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o be­to­wa­niu au­tor­stwa Psy­cho­Fi­sha: Betuj bliź­nie­go swego jak sie­bie sa­me­go

Temat, gdzie można pytać się o pro­ble­my ję­zy­ko­we:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szu­kać spe­cja­li­stów do “ri­ser­czu” na wy­bra­ny temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Po­rad­nik łow­ców ko­men­ta­rzy au­tor­stwa Fin­kli, czyli co robić, by być ko­men­to­wa­nym i przez to zbie­rać duży więk­szy “fe­ed­back”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Po­rad­nik Is­san­de­ra, jak do­stać się do Bi­blio­te­ki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Po­wo­dze­nia!

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Dzię­ku­ję, bałem się że po­mysł bę­dzie nieco prze­kom­bi­no­wa­ny. Por­cja wie­dzy przy­da się przy dal­szych pró­bach, wie­czo­rem bę­dzie co czy­tać

Mia­łem szczę­ście prze­czy­tać tekst już po wpro­wa­dze­niu po­pra­wek. Z lek­tu­ry ko­men­ta­rzy wnio­sku­ję, że były one znacz­ne, a efekt z pew­no­ścią jest za­do­wa­la­ją­cy. Bo tekst jest nie­zły – cał­kiem przy­zwo­ity warsz­ta­to­wo, na­le­ży­cie i od­po­wied­nio do tre­ści cięż­ki, mrocz­ny i po­nu­ry. Roz­wi­nię­cie i za­koń­cze­nie po­my­słu na słow­nik od­czuć wydał mi się lo­gicz­ny i oczy­wi­sty. Nie w złym sen­sie, nie dla­te­go, że tekst był prze­wi­dy­wal­ny, ale dla­te­go, że sam do­kład­nie tak samo po­pro­wa­dził­bym ten po­mysł i go za­koń­czył :-) 

Ale naj­bar­dziej po­do­bał mi się na­strój – widzę że masz do tego smy­kał­kę. Fak­tycz­nie, rzecz mo­gła­by być krót­sza bez szko­dy dla tre­ści i kli­ma­tu, ale to nic. 

Po­zdra­wiam! 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Nad­ra­biam za­le­gło­ści ;)

 Za­tę­chły za­ułek

Hmm. Ali­te­ra­cja. Cho­ciaż…

 wszedł mię­dzy ciąg

No, nie wiem, czy można wejść "mię­dzy" ciąg. I to jesz­cze na ileś me­trów…

 Jego skro­nie pul­so­wa­ły pod wpły­wem trud­ne­go do opi­sa­nia na­pię­cia

Nie wie­szaj flagi na ta­kich rze­czach, co? Pul­so­wa­ły mu skro­nie. Albo: Tęt­ni­ły mu skro­nie. Albo: Czuł w skro­niach pul­so­wa­nie. Krop­ka.

 Do­szło do szyb­kiej wy­mia­ny,

W sumie mo­żesz to wy­ciąć – nie jest nie­po­praw­ne, ale nie­wie­le wnosi.

 nie mógł do­cze­kać się

Nie mógł się do­cze­kać – "się" w pol­sz­czyź­nie jest ru­cho­me.

 za­ci­snę­ły się na za­pa­ko­wa­nej

Ali­te­ra­cja. Może "opa­ko­wa­nej"? Owi­nię­tej?

 w oba­wie, że ktoś może mu ją ode­brać.

Nad­miar. Sami na to wpad­nie­my, zwłasz­cza w świe­tle na­stęp­ne­go zda­nia (które jest bar­dzo dobre).

 Po­wrót trwał wieki, ale było warto.

Nie widzę łącz­no­ści lo­gicz­nej?

 Nawet gdy

Nawet, gdy.

 tak jakby

Tak, jakby.

 skó­rza­nej okład­ki

Hmm. Niby po­praw­nie, ale…

 miało czaić się

Miało się czaić. Uwa­żaj na "się".

 Od­pa­ko­wał za­wi­niąt­ko

Roz­pa­ko­wał. Od­pa­ko­wu­je się za­war­tość pacz­ki.

 Mi­mo­wol­nie od­wle­kał ten mo­ment

Na pewno mi­mo­wol­nie?

 w pło­chej oba­wie, że prze­wra­ca­nie kar­tek bę­dzie mniej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce niż ocze­ki­wa­nie.

Czemu pło­chej? Przed "niż" prze­ci­nek.

 wsta­wić wodę

Na­sta­wić.

 zer­kał na pul­pit tak, jakby pod­świa­do­mie bał się

"Tak" bym wy­cię­ła, za­ciem­nia obraz.

 Po­drep­tał do pul­pi­tu, szu­ra­jąc

Drep­cząc jed­nak tro­chę się od­ry­wa stopy od pod­ło­ża.

 ocze­ku­jąc sam nie wie­dział czego.

Ocze­ku­jąc – sam nie wie­dział, czego.

 Było już jed­nak

"Już" zbęd­ne.

 bły­ski, które przy­po­mi­na­ły błysk

Nie jest to za­ska­ku­ją­ce, że bły­ski przy­po­mi­na­ły błysk.

 wycie gwizd­ka

Gwiz­dek gwiż­dże, choć może fak­tycz­nie w tej sy­tu­acji…

 ża­ło­snym wzro­kiem

Ża­ło­śnie. Nie an­tro­po­mor­fi­zuj wzro­ku i tym po­dob­nych.

 drżą­cą dło­nią wlał wodę

Samą dło­nią? Jedną?

 W ocze­ki­wa­niu na to, aż her­ba­ta nieco osty­gnie

Cze­ka­jąc, aż her­ba­ta nieco osty­gnie.

 wie­lo­ma laty

Po­praw­ne, ale moim zda­niem "wielu laty" brzmi le­piej, bar­dziej pły­nie. Taka luźna uwaga.

 gdyż prze­strze­ni star­cza­ło

Bo miej­sca star­cza­ło. “Gdyż” jest pre­ten­sjo­nal­ne, a prze­strzeń za­sad­ni­czo trój­wy­mia­ro­wa (poza ję­zy­kiem tech­nicz­nym ma­te­ma­ty­ki).

 dwóch pal­ców. Od­ci­ski pal­ców

Po­wtó­rze­nia mógł­byś unik­nąć, pi­sząc: Ich od­ci­ski…

dla niego

Zbęd­ne.

 że to wspo­mnie­nie było tak oso­bi­ste

Jest oso­bi­ste – w pol­sz­czyź­nie nie ma con­se­cu­tio tem­po­rum.

 prze­bi­ja­ło się przez ho­ry­zont

To nie jest spój­na me­ta­fo­ra.

 Cichy gło­sik, który ode­zwał się w jego gło­wie podał

Cichy gło­sik, który ode­zwał się w jego gło­wie, podał.

 nie mógł zna­leźć cze­goś

Skoro nie mógł zna­leźć, to ni­cze­go.

 do czasu zwro­tu

Do zwro­tu. Może być: do ter­mi­nu zwro­tu, jeśli chcesz.

 czu­jąc na­ra­sta­ją­cą de­spe­ra­cję

Hmm.

 spo­kój, z jakim przyj­mo­wał to, co się z nim dzie­je był

Wtrą­ce­nie: spo­kój, z jakim przyj­mo­wał to, co się z nim dzia­ło, był. (Tak, “dzia­ło” – to nie jest mowa za­leż­na!)

 ból w pra­wym przed­ra­mie­niu nie­mal cał­kiem ze­lżał

Ze­lżał – czyli stra­cił wy­ra­zi­stość. Nie cho­dzi­ło Ci o "ustą­pił"?

palce przy­by­sza, spo­czę­ły

Bez prze­cin­ka mię­dzy pod­mio­tem, a orze­cze­niem.

 męż­czy­zna cof­nął je

Je cof­nął – w pol­sz­czyź­nie sta­wia­nie tych krót­kich, syn­ka­te­go­re­ma­tycz­nych słów na końcu wy­pa­da nie­na­tu­ral­nie.

 z od­po­wied­nim na­masz­cze­niem

Wy­star­czy: z na­masz­cze­niem. Od­po­wied­niość jest już za­war­ta w tym sło­wie.

 od­czu­cie, naj­rzad­sze i naj­cen­niej­sze z od­czuć wsią­kło

Wtrą­ce­nie: od­czu­cie, naj­rzad­sze i naj­cen­niej­sze z od­czuć, wsią­kło.

 

Eee, spo­dzie­wa­łam się, że tym wy­jąt­ko­wym uczu­ciem bę­dzie jego ra­dość z ob­co­wa­nia ze Słow­ni­kiem… Twoje roz­wią­za­nie nie bar­dzo mi się po­do­ba. Nie wiem, czy mogę je na­zwać ba­nal­nym – choć w sumie, skoro nie cho­dzi o rze­czy­wi­stą osobę, chyba mogę. Wła­ści­wie dla­cze­go nikt dotąd na to nie wpadł? Po­mi­ja­jąc fakt, że każde od­czu­cie jest swoje wła­sne i wy­jąt­ko­we, cho­ciaż po­dob­ne do in­nych. Z dru­giej stro­ny, koń­ców­ka jest przy­jem­nie iro­nicz­na. No, i nie­źle grasz na emo­cjach.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Thar­go­ne po­praw­ki fak­tycz­nie były spore, po­czą­tek prak­tycz­nie na­pi­sa­łem od nowa. Szcze­rze mó­wiąc gdy usia­dłem do pi­sa­nia, nie mia­łem po­my­słu na za­koń­cze­nie, ale po­mysł wy­szedł w trak­cie. Cie­szę się, że na­strój przy­padł ci do gustu bo w po­przed­nich tek­stach mia­łem z tym pro­blem. Tar­ni­na dzię­ku­ję za skru­pu­lat­ną ko­rek­tę, zna­la­złem dwie lub trzy uwagi, które uzna­ję za dys­ku­syj­ne, ale więk­szość po­pra­wię zanim tekst znowu trafi do szu­fla­dy :) za­koń­cze­nie spra­wi­ło mi naj­wię­cej pro­ble­mu, ale uwa­żam je za naj­bar­dziej od­po­wied­nie dla wy­dźwię­ku szor­ta. W mojej in­ter­pre­ta­cji słow­nik spi­sy­wał po kilka uczuć dla każ­dej karty, dla­te­go po sa­mo­bój­stwie Ko­lek­cjo­ne­ra Bi­blio­te­karz stwier­dza, że jesz­cze kilka ''od­czuć śmier­ci'' i karta wsiąk­nie na dobre. Każda osoba przy­ty­ka­ją­ca dłoń do kart­ki z pierw­szą burzą czu­ła­by coś in­ne­go. Szko­da, że po­mysł nie wy­brzmiał do końca

Każda osoba przy­ty­ka­ją­ca dłoń do kart­ki z pierw­szą burzą czu­ła­by coś in­ne­go.

Ooo, super. Tylko, żeby to po­ka­zać, po­trze­bo­wał­byś kilku czy­tel­ni­ków Słow­ni­ka. Może kie­dyś roz­wi­niesz po­mysł?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmm… mam już po­mysł, w któ­rym Słow­nik się po­ja­wia, ale nie od­gry­wa już tak dużej roli. Może coś z tego wyj­dzie 

Po­mysł na “Słow­nik Od­czuć” po­do­bał mi się. Nie bar­dzo jed­nak ro­zu­miem, dla­cze­go nie można nor­mal­nie wy­po­ży­czyć go w bi­blio­te­ce i po co ko­lek­cjo­ner wła­ści­wie go wy­po­ży­czył? (Co on w ogóle ko­lek­cjo­no­wał?)

No cóż, słow­nik nie był nor­mal­ną książ­ką, a zna­jąc ten­den­cję nie­któ­rych do przy­własz­cza­nia sobie zbio­rów bi­blio­tecz­nych pew­nie szyb­ko by za­gi­nął :)

 

A Ko­lek­cjo­ner zbie­rał książ­ki. Nie chcia­łem pisać Ko­lek­cjo­ner Ksią­żek bo mo­gło­by się to mylić z Bi­blio­te­ka­rzem. A Bi­blio­te­karz wy­po­ży­czał lu­dziom książ­kę na pe­wien czas i w ten spo­sób sam ko­lek­cjo­no­wał uczu­cia in­nych. Tro­chę to po­gma­twa­łem

Bar­dzo lubię takie tek­sty – trak­tu­ją­ce o emo­cjach a przez to do­ty­ka­ją­ce ja­kiejś esen­cji życia.

Prze­szka­dza­ło mi nieco to, że szyb­ko się do­my­śli­łam, jakie od­czu­cie wy­brał Ko­lek­cjo­ner, by za­pła­cić swoją cenę. Dla mnie był to wybór pro­sty – nie z punk­tu wi­dze­nia bo­ha­te­ra oczy­wi­ście, ale au­to­ra. Z dru­giej stro­ny po­zwa­la to pew­nie uwy­dat­nić jakiś być może sto­ją­cy za tek­stem za­mysł, do­ty­czą­cy wła­śnie tego, jaką cenę i za co go­to­wi je­ste­śmy po­no­sić?

W każ­dym razie to dobry tekst. Gra­tu­lu­ję :)

We­rwe­na dzię­ku­ję :) za­le­ża­ło mi wła­śnie na tym, żeby po­ka­zać, że Ko­lek­cjo­ner wpadł w pu­łap­kę bo Bi­blio­te­karz do­sko­na­le wie­dział, ja­kie­go uczu­cia chce. A dla kogoś tak sen­ty­men­tal­ne­go jak Ko­lek­cjo­ner mie­siąc ob­co­wa­nia z daw­ny­mi od­czu­cia­mi był przy­naj­mniej nie­wiel­ką osło­dą końca

Ge­nial­ny po­mysł. Po­czą­tek mniej cie­ka­wy, ale resz­tę po­chło­nę­ła na wde­chu. Szko­da, że tytuł zdra­dza z jaką książ­ką Ko­lek­cjo­ner bę­dzie miał do czy­nie­nia. Mimo to, na­praw­dę świet­ne opo­wia­da­nie.

Świet­ny po­mysł na słow­nik. Koń­ców­ka też mocna. No, po­do­ba­ło mi się.

Ech, ja szłam w bar­dziej hu­ma­ni­tar­nym kie­run­ku – że po za­pi­sa­niu w słow­ni­ku dane od­czu­cie znika. Więc czło­wiek traci pa­mięć tego pierw­sze­go po­ca­łun­ku itd.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cie­szę się, że wam się po­do­ba­ło :) A ten po­mysł ze zni­ka­niem super, za­koń­cze­nie by­ło­by bar­dziej gorz­kie

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka