
Mało fantastyczne krótkie opowiadanie osadzone w fantastycznym uniwersum z mojego kawałka rumskiej antologii “Magia i cała reszta”.
Dziękuję Teyami za pomocne uwagi.
Mało fantastyczne krótkie opowiadanie osadzone w fantastycznym uniwersum z mojego kawałka rumskiej antologii “Magia i cała reszta”.
Dziękuję Teyami za pomocne uwagi.
Pasterze z Doliny Martwych Monarchów zawsze radzili, by schodząc z gór we mgle uważnie trzymać się drogi. Jeśli widoczność nie pozwala iść dalej, lepiej przeczekać w pasterskim szałasie albo pod półką skalną. Nersed cenił mądrość górali, ale nie mógł sobie pozwolić na wolniejszy marsz. Niósł w kapłańskiej sakwie ważne pisma z Cesarstwa. Skórzana torba ze zwojami pergaminu nie ciążyłaby mu bardziej, gdyby zamiast tego była wypełniona ołowiem.
Brodził w chmurach przeszywającej zimnem wilgoci. Nosił strój z dobrej wełny i porządne buty, w których szedł śmiało, nie zważając na niewygody. Na którychś rozdrożach musiał jednak uchwycić się złego szlaku. Minęło kilka godzin forsownej wędrówki, nim zorientował się, że trafił do bocznej doliny. Mgła rozrzedziła się, gdy wchodził do miasteczka zbudowanego z kamiennych domostw. Dobrze pamiętał osady, które mijał, podróżując w przeciwnym kierunku, i wiedział, że w tej znalazł się pierwszy raz.
Słońce chowało się już za górami, a chmury zakrywały księżyc, nie pozwalając iść dalej. Poza tym był zmęczony. Oparł kij o ścianę najbliższego budynku. Zacisnął pięści, próbując wykrzesać ze swojego ciała ukryte resztki energii. Nie zdołał. Postanowił tylko, że wyruszy o brzasku, by jak najszybciej powrócić na właściwą drogę. Rozczarowany słabością, pokręcił głową i ruszył poszukać miejsca na spoczynek.
Dopiero wtedy dotarło do niego, że z miasteczkiem coś było nie w porządku. Nastała późna pora, pogoda sparszywiała. Zrozumiałe, że mieszkańcy nie mieli ochoty wałęsać się po ulicach bez konkretnego powodu. A jednak… Nieprzenikniona cisza budziła niepokój, a kapłan nigdzie nie widział nawet wątłego promienia światła. Osiedle opustoszało.
Zastukał do drzwi pierwszej napotkanej chaty. Nikt nie otworzył. Spróbował z kolejną. Ciszę przerywało tylko stukanie kołatki. Przy trzeciej nie wahał się długo i sam otworzył. Prosty zamek zaskrzypiał i skrzydło ustąpiło. W izbie było ciemno, musiał wydobyć oliwną lampę, by móc się choć trochę rozejrzeć.
Rozpalił ją zziębniętymi palcami i w świetle dostrzegł kilka sierpów zwisających z belki stropowej. Obok rozpościerała się zasłona z pęków suszonych traw i jagód jałowca. Odgarnął ją i przeszedł do kolejnego pomieszczenia. Centralne miejsce zajmowało łoże, w którym ktoś leżał, przykryty kilkoma grubymi kocami. Nersed, przełamując opory, zbliżył się ostrożnie i odgarnął pledy. Wejrzał w duże, czarne oczy. Posłanie zajmowała kukła. Długa może na pięć stóp, z włosami z czarnej przędzy i ustami z klonowych skrzydlaków. Przy słabszym świetle mógłby wziąć ją za odpoczywającego podrostka.
Następny dom należał do kowala. Podróżnik wszedł przez kuźnię. Piec zdążył pokryć się już pajęczyną. A w izbie czekała kolejna lalka, dziewczynka w skórzanym fartuchu. Sama obecność tych niecodziennych mieszkańców nie wzbudzałaby w przybyszu strachu, ale w połączeniu z brakiem jakichkolwiek żywych ludzi wokół, napawała trudnym do zrozumienia niepokojem.
Przeczuwał, że w każdym kolejnym domostwie czeka go podobne doświadczenie. Postanowił powrócić do miejsca, gdzie znalazł wełniane koce – nawet bez mgły chłód dawał o sobie znać. Po drodze zaczerpnął z obudowanego źródła, które nie przestawało dzielić się życiodajną wodą z wymarłym miasteczkiem. Już w izbie rozebrał się, obmył dłonie i twarz, czując lodowate orzeźwienie. Potem przetarł zęby korzeniem miętnika, przestudiował mapę na tyle dokładnie, na ile pozwalało mu słabe światło oliwnej lampy. Na koniec odmówił modlitwy i wślizgnął się pomiędzy warstwy wełny. Pledy nie były przyjemne dla skóry, ale dawały błogie ciepło, które wnet wprawiło go w sen.
Gdy o poranku wychodził z domostwa, wydawało mu się, że z belki stropowej ubyło traw i sierpów. Nie był jednak pewien, świadom zmęczenia, jakie odczuwał poprzedniego wieczoru. Przed wyruszeniem w dalszą drogę postanowił jeszcze odnaleźć miejscowy chram i odkryć, jakiemu bóstwu go poświęcono. W górskich dolinach pogranicza łatwo było przeżyć w tym względzie zaskoczenie. Przy głównym placu wznosiła się nieco tylko górująca nad resztą budowli świątynia Ukrytego Boga. Drabina o siedmiu szczeblach zdobiąca fasadę nie pozostawiała miejsca na wątpliwości. Uśmiechnął się, czując duchową więź z ludźmi, którzy niegdyś zamieszkiwali osiedle. Fundamenty wykonano z kamienia, a wyżej budowano już z drewna, wieńcząc konstrukcję niewysoką, wieloboczną kopułą – podobne Nersed widywał w Holdavarze i miasteczkach zachodniej Zurei.
Wszedł jeszcze na cmentarz, by choć odrobinę zaspokoić palącą ciekawość tajemnicy zaginionych mieszkańców. Mogiły oznaczono drewnianymi tablicami na modłę zurejską. Niektóre z inskrypcji trudno już było odczytać, niemniej szybko zorientował się, że najlepiej zachowane nagrobki znajdują się w sąsiadujących ze sobą kwaterach, okolonych białymi ostrokrzewami. Rośliny te sadzono przy mogiłach usypanych przedwcześnie. Zapisy na tablicach potwierdzały, że i ten zwyczaj w wiosce górali nie odbiegał od przyjętego w Zurei. Wiek w chwili śmierci u żadnego ze zmarłych nie przekraczał kilkunastu lat.
Nersed zacisnął usta. Musiał spieszyć dalej, ale żądza rozwikłania tajemnicy na moment przesłoniła mu nawet poczucie obowiązku. Szybkim krokiem pośpieszył w stronę świątyni. Postanowił sobie, że poświęci jeszcze dwie miarki świecy na przejrzenie dokumentów, jeśli jakieś odnajdzie, a potem wyruszy w dalszą drogę i będzie szedł aż do zmierzchu. Albo dłużej, jeśli pozwoli na to księżycowa poświata.
Z łatwością odnalazł się w kapłańskiej izbie. Wewnątrz nie ostało się nic wartościowego. Wszystko, co służyło do sprawowania kultu, wraz ze świętymi pismami, najpewniej zostało zabrane przez wychodźców – a przynajmniej tak rozumował. W drewnianej skrzyni pozostała jedna księga. Pozbawiona wszelkich zdobień i tak ciężka, że podróżowanie z nią po górskich ścieżkach nastręczałoby trudności. Porzucona, jak cała osada, której portret kreśliła. Język był na tyle podobny do zurejskiego, że Nersed bez trudu zrozumiał, że ma przed sobą kronikę wspólnoty.
Zaczął przeglądać ją od końca. Niezapisana pozostawała mniej niż szósta część. Kapłan energicznie cofał strony, aż trafił na ostatnie zdanie. „I prosiliśmy Stwórcę, by bezpiecznie wyprowadził nas z Otavy”. Otava. A więc tak nazywa się to miejsce. Nersed przewrócił jeszcze kilkanaście kart wstecz. „Wkrótce po powrocie z podróży Dabor zachorował i umarł. Kilka dni później choroba owładnęła córką kowala. Na ciele dziewczyny pojawiły się opuchlizny, które szybko zaczęły ciemnieć. Zielarz podawał jej napar uśmierzający ból, ale nie zdołał zwalczyć moru”. Dalsze wpisy dotyczyły już tylko kolejnych mieszkańców Otavy ulegających zarazie. Była mowa o dorosłych – cieśli, garncarce, garbarzu. Znacznie częściej jednak stawiane drżącą ręką litery utrwalały fakt następujących po sobie śmierci dzieci. „Gdy syn i córka krawcowej odeszli tego samego dnia, nieszczęsna kobieta odmówiła modlitwy i nie chciała opuścić swojej izby przez kilka dni. Kiedy w końcu wyszła do ludzi, okazało się, że uszyła kukły na kształt swoich potomków”. Nersed się wzdrygnął. Poprzedniej nocy widział dwie lalki – czy to mogły być nowe dzieci oszalałej krawcowej?
„Do końca próbowałem przekonać wiernych, że nie powinniśmy pozwolić zarazie rozprzestrzenić się poza dolinę, jednak kiedy Mariza przyszła do kowala podarować mu kukłę, która miała zastąpić jego zmarłą córkę, w ludziach coś pękło. Opowiadali o klątwie, wzajemnie szukając u siebie winy. Mąż Marizy opuścił Otavę jako pierwszy, nie mogąc znieść wstydu, potem umarło jeszcze kilkanaścioro dzieci i wszyscy postanowili odejść, choćby i do pasterskich szałasów, byle dalej od nieszczęsnego cmentarzyska. A krawcowa wciąż szyła nowe kukły”.
Nersed pomodlił się, prosząc Ukrytego o zrozumienie i dziękując, że nie dane mu było zaznać straty, jakiej doświadczyli otavianie. Obchodząc świątynię i cmentarz, dostrzegł najeżony skałami wąwóz, którym płynął niewielki potok. Na prostej ławie siedziała nieruchoma postać. Kolejna kukła – pomyślał ze smutkiem Nersed. Twarz miała zasłoniętą kapturem, a suknia poruszała się od podmuchów wiatru. Kapłan zbliżył się powoli. Tak, to była kukła. Tym razem o włosach z jasnych traw, ze sznurem czerwonych korali wokół szyi. Dotknął jej ręki. Szew był niewyczuwalny. Krawiecki kunszt Marizy z górskiego odludzia zawstydziłby niejedną mistrzynię tego rzemiosła z królewskich miast w rodzinnym kraju Nerseda.
– Zostaw ją. Nie dotykaj. – Kobiecy głos za plecami kapłana był zimny, pozbawiony cienia sympatii. Naznaczony piętnem długich wieczorów samotnego płaczu.
– Spokojnie, siostro, jestem kapłanem Ukrytego.
– Nie nosisz kapłańskiej szaty! – zauważyła, podchodząc bliżej.
– Jestem od wielu dni w podróży, Marizo. Trafiłem tu, zbłądziwszy na szlaku.
– Nawet, gdybyś naprawdę był sługą bożym, niewiele by to zmieniło – odparła z goryczą. – Żaden bóg nie kiwnął palcem, aby ocalić moje dzieci. Wycierpiałam swoje, dając im życie, wycierpiałam, pielęgnując je. A potem ktoś mi je odebrał. A nasz kapłan mówił, że mamy ufać bogu. Ja już nie zaufam. I niczego więcej nie dam sobie odebrać.
– Nikt z nas nie ma pełni wiedzy, siostro. Twoim dzieciom może być lepiej tam, gdzie teraz są. – Próbował ją pocieszyć.
– W ziemi – wycedziła przez zęby.
– Z ich Stwórcą. A on, jak każdy stwórca, dba o los swoich dzieci. Przecież i ciebie obdarzył wyjątkowym talentem. Nigdy nie widziałem tak pięknej lalki – powiedział, wskazując głową kukłę.
– Nie bój się. – Mariza nie mówiła do Nerseda, tylko do lalki. Stawiała drobniutkie kroki, coraz bliżej kapłana. Kiedy z ukrycia wydobyła błyszczący sierp i skoczyła na niego, nie zdołał się uchylić. Ostrze przecięło podróżną szatę i wbiło się w skórę. Nersed instynktownie odepchnął od siebie kobietę. Była lekka jak strach na wróble, niemal eteryczna. A on był młodym mężczyzną, w pełni sił. Niewiele wystarczyło, by krawcowa stoczyła się w dół wąwozu.
– Mariza! – krzyknął za nią, trzymając się za krwawiące ramię.
Ciało kobiety leżało wśród kamieni powykrzywiane, bez ruchu. Nersed wpatrywał się w nie jeszcze przez chwilę. Pierwszy raz w życiu naprawdę pragnął usłyszeć okrzyk bólu, ujrzeć jakikolwiek znak, świadczący o tym, że Mariza żyje. Kapłan nie ujrzał jednak znaku. Wiedział zaś, że jeśli nie zapewni lalkarce pochówku, zwłokami zajmą się dzikie zwierzęta. Przeklął w duchu swoją ciekawość i westchnął do Ukrytego w poczuciu winy. Gdyby nie zaniedbał swojego obowiązku, nie musiałby teraz rozważać, co jest właściwe. Miał przecież misję do wykonania. A jednak ruszył w kierunku ciała. Gdyby nie zaniedbał swojego obowiązku, Mariza wciąż by żyła. Wiodłaby istnienie dziwne i mroczne, ale miałaby swój czas, by przygotować się na spotkanie ze Stwórcą.
Przynajmniej jej ciało nie było dla niego ciężarem. Pochował lalkarkę przy świątyni, w płytkim grobie. Imię i datę wyrył na pobliskim nagrobku. Głośno odmówił modlitwę i już bez oglądania się, ruszył w dalszą podróż. Opuszczając Otavę, zauważył znaki ostrzegające przed zarazą. Nie widział ich wcześniej, zagubiony we mgle. Nie minie kilka lat, a okoliczni górale przestaną obawiać się klątw i na powrót zaludnią stare siedlisko – pomyślał.
Zaintrygował mnie początek. Szczególnie spodobało mi się to zdanie o zwojach i ołowiu. Potem tekst wciągnął jeszcze mocniej, gdy zaczęła być nakreślana tajemnica wioski i pojawiło się pierwsze nietypowe znalezisko. I jeszcze ta wzmianka po przebudzeniu o sierpach i trawie – wprowadziło do całości lekki dreszczyk. Fajne, naprawdę fajne.
Później atmosfera trochę siadła, gdy doszło do sceny nad wąwozem. Opadła ta niesamowita zasłona tajemnicy, a prawda okazała się, cóż… mniej ciekawa. Na dodatek sprawa rozwiązała się tak szybko, że nie zdążyłam się przejąć zdarzeniami.
Czytało się bardzo dobrze, trudno mi jednak oprzeć się wrażeniu, że przeczytałam fragment, a nie “samostojące” – że tak to ujmę – opowiadanie.
deviantart.com/sil-vah
Cześć, Nevaz!
To opowiadanie, które urzeka bardziej atmosferą i stylem, niż pełną zwrotów konstrukcją fabularną. Niewiele jest tak krótkich tekstów osadzonych w bardzo konkretnym świecie, które mimo braku wiedzy od A do Z na jego temat, czyta się dobrze, ale tu imho tak jest. Może nie podajesz wszystkiego na tacy, ale pozostawiasz pole dla wyobraźni i zaciekawiasz na tyle, że sięgnęłabym po więcej. Innymi słowy: wiem, że to część czegoś większego, ale nie psuje mi absolutnie odbioru, raczej zachęca, żeby sięgnąć po więcej.
musiał jednak uchwycić się złego szlaku
Taka drobnostka, która trochę razi. Może po prostu: musiał zboczyć ze szlaku?
Pozdrawiam!
Ale numer!
Podobny wątek jak w moim opowiadaniu, które nota bene opublikowałem tego samego dnia!
Szczególny przypadek!
Bardzo fajne, klimatyczne opowiadanie. Czyta się jednym tchem, chce się dowiedzieć, co było dalej. Styl i atmosfera na plus. Tak, jak napisała Oidrin, widać, że cały świat jest przemyślany, nawet po krótkich napomknięciach czuć, że stoi za nimi coś więcej.
Pozdrowienia,
K.
www.popetersburgu.pl
Bardzo dziękuję za lekturę.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Piękne, klimatyczne opowiadanie, ale trochę zaskoczyła mnie końcówka. Spodziewałam się chyba czegoś więcej. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania.
Opisana historia, mimo że dość krótka i sprowadzająca się do zajmującego epizodu, jaki stał się udziałem posłańca zbłąkanego na drodze, którą podążał, okazała się niezwykle intrygująca. Ukazanie wyludnionego miasta i osobliwych rezydentów opuszczonych domostw wprowadziło stosowny klimat i sprawiło, że, ku memu zadowoleniu, powiało horrorem.
Podróżnik wszedł warsztatem. ―> A może: Podróżnik wszedł przez kuźnię.
Niektóre z inskrypcji ciężko już było odczytać… ―> Niektóre z inskrypcji trudno już było odczytać…
…w sąsiadujących ze sobą kwaterach, okalanych białymi ostrokrzewami. ―> …w sąsiadujących ze sobą kwaterach, okolonych białymi ostrokrzewami.
Nersed przesunął jeszcze kilkanaście stron wstecz. ―> Czy strony księgi można przesuwać?
Może: Nersed przewrócił jeszcze kilkanaście kart wstecz.
Kolejna kukła - pomyślał ze smutkiem Nersed. ―> Zamiast dywizu powinna być półpauza.
…a poły sukni poruszały się od podmuchów wiatru. ―> Jeśli postać była ubrana w suknię, to ta raczej nie miała pół.
Proponuję: …a fałdy sukni poruszały się od podmuchów wiatru.
Za SJP PWN: poła «dolny fragment jednej z dwóch części ubioru rozpinającego się z przodu»
…ze sznurem z czerwonych korali wokół szyi. ―> …ze sznurem czerwonych korali wokół szyi.
…i już bez oglądania się wstecz… ―> A czy można oglądać się w przód?
Proponuję: …i już nie patrząc wstecz…
…i na powrót zasiedlą stare siedlisko – pomyślał. ―> Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: …i na powrót zaludnią stare siedlisko – pomyślał.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Oidrin, dobra uwaga, przemyślałem ją i zdecydowałem się zostawić “uchwycić”, rzut okiem do słownika nie utwierdził mnie w tym przekonaniu, ale wydaje mi się, że fragment jest zrozumiały i podkreśla sens i emocje, które chciałem wyrazić. Znalazłem w książkach dosłownie pojedyncze przykłady podobnego zastosowania (ale jednak ;) ).
Kitty, dziękuję za lekturę.
Reg, słuszne sugestie, zdecydowana większość znalazła się w poprawionej wersji tekstu.
Miło, że się tu pojawiłyście : ).
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Całkiem niezła historia, dobrze napisana. Zgadzam się z przedmówcami, że w pierwszej części opowieści atmosfera jest znacznie lepiej wyczuwalna, a potem, gdy kapłan spotyka Marizę, stopniowo słabnie. Akcja nad wąwozem robi się gwałtowna i tą prędkością niezbyt pasuje do reszty tekstu. Szalona lalkarka to przepis na niezły horrorek, tutaj jednak zakończenie nieco rozczarowuje.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Fajne, może jeszcze nie horror, ale grozą na pewno powiało ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Dziękuję za lekturę.
Nie myślałem o horrorze. Ładnych parę lat temu natknąłem się na historię japońskiej wioski Nagoro, zamieszkałej przez lalki dawnych mieszkańców. Ten obraz na tyle mocno odcisnął mi się w wyobraźni, że prędzej czy później musiałem po niego sięgnąć. Tekst byłby pewnie ciekawszy i bardziej na czasie, gdyby opowiadał o jakiejś przyszłej pandemii, która doprowadzi do zastąpienia dzieci robotami – ale to już temat na inną opowieść (wcale bym się nie zdziwił, gdyby ktoś już coś takiego napisał : ) ).
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Ciekawy tekst. Jest tu element horroru – może nie na pierwszym planie i nie wyeksploatowany do końca, ale jednak – który ładnie zazębia się z tajemnicą miejsca. I generalnie to ta tajemnica gra pierwsze skrzypce – nawet przed bohaterem, którego oczami narracja śledzi to zapomniane miejsce.
Tempo narzucasz opowiadaniu ostre i czasem miałem wrażenie, że nazbyt ostre. Nuty strachu i niepokoju nie zdążyły wybrzmieć, gdy już czytałem księgę “parafialną” i wraz z nią poznałem tajemnicę miejsca. Potem spotkanie z lalkarką – szybkie, a jeszcze raz potem równie szybki bieg do końcowych wniosków.
Bohater ok, ale jak pisałem – jest raczej tłem dla tajemnicy. Świat podobnie, ale zaciekawia. Generalnie koncert fajerwerków na plus :)
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Dzięki za kliknięcie i twoje uwagi NWM.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Klimatyczne, przyjemne opowiadanie.
Faktycznie, fantastyki mało.
Czuć, że to część większego świata i widać, że ten świat jest bogaty – języki, bogowie, mody na urządzanie cmentarzy…
Te lalki w opuszczonej wiosce przemawiają do wyobraźni.
Babska logika rządzi!
Witaj, Nevaz!
Wstydem jest to, że komentuję dopiero teraz opowiadanie „sąsiada z dołu” z poczekalni.
Mimo iż fabuła jest prosta i krótka, tajemnica i klimat tworzą tutaj niezwykły obraz. Elementy grozy budują jeszcze lepszy wydźwięk całości, zwieńczony spotkaniem z lalkarką. Postać kapłana jest w porządku, jednak tutaj dla mnie pierwsze skrzypce grały opisy i budowa klimatu.
Masz niezwykle lekkie i przyjemne pióro, opisy i narracja są na bardzo wysokim poziomie, czytałem be potknięć. Jest to na prawdę godne podziwu. Gratuluję i zazdroszczę ;)
Jak tylko będę miał dostęp do komputera, zgłoszę do biblioteki, może reszta również się znajdzie.
Pozdrawiam i powodzenia!
,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind
Dobre opowiadanie i zajawka świata. Dla mnie jest fantasy i piękna, dziwna tajemnica i dramat. Podobnie jak Silvie wydaje mi się fragmentem z większego kawałka, ale może po prostu chciałabym przeczytać o tym świecie więcej. :-:
Dobrze napisane.
Skarżę do biblio!
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Bardzo dziękuję, za krzepiące komentarze : ).
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
uważnie trzymać się drogi
Hmmm.
Jeśli widoczność nie pozwala iść dalej
Techniczne. Prawie, jak zalecenia GOPR.
gdyby zamiast tego była wypełniona ołowiem.
Wycięłabym "zamiast tego", nic nie dodaje.
Brodził w chmurach przeszywającej zimnem wilgoci.
Sama nie wiem. Niby obrazowe, ale coś tu się nie parsuje.
Nosił strój z dobrej wełny
Miał na sobie.
w których szedł śmiało, nie zważając na niewygody
Najpierw przez ponad akapit tłumaczysz, że było mu niewygodnie, a teraz nagle dorzucasz, że to nie miało znaczenia. Ładnie to tak?
musiał jednak uchwycić się złego szlaku
Anglicyzm ("musiał") i – uchwycić? Jesteś pewien? Nie spotkałam się z takim zastosowaniem.
trafił do bocznej doliny
Hmm. Skonsultuj się z Chrościskiem co do geologii.
Słońce chowało się już za górami
Zaraz, przecież facet szedł we mgle? Jasne, zauważy, że słońce już zaszło, bo jest ciemno, ale nie zobaczy, że się schowało za góry, bo nie widzi samego słońca. Prawda?
Zacisnął pięści, próbując wykrzesać ze swojego ciała ukryte resztki energii.
Ekhm? Poza purpurą – to coś nadprzyrodzonego? Czy gość się zbiera, ale nie wychodzi? Bo jeśli to drugie, to raczej nie.
Rozczarowany słabością
Rozczarowany własną słabością.
że z miasteczkiem coś było nie w porządku
C.t. – coś jest nie w porządku.
Nieprzenikniona cisza budziła niepokój
A może opisz tę ciszę? Całe zdanie przedzieliłabym na dwa.
Prosty zamek zaskrzypiał
Zamek – czy zawiasy? Zamek jest po to, żeby ktoś z zewnątrz nie mógł otworzyć. Był znany już w Starożytności: spójrz tutaj: https://www.buildingconservation.com/articles/locks/locks.htm
W izbie było ciemno, musiał wydobyć oliwną lampę, by móc się choć trochę rozejrzeć.
Trochę nienaturalny ten szyk. Lampy oliwnej raczej się nie nosi przy sobie – oliwa mogłaby się wychlapać. Oczekiwałabym raczej lampy wiszącej koło drzwi.
rozpościerała się zasłona z pęków suszonych traw i jagód jałowca
Jagód? Nie gałęzi z jagodami? Nie jestem przekonana do "rozpościerania się" – ta zasłona zwisa, tak?
przełamując opory
Albo bym to wycięła, albo pokazała.
Wejrzał w duże, czarne oczy.
Hmm.
Piec zdążył pokryć się już pajęczyną.
Szyk: Piec zdążył już się pokryć pajęczyną. Albo: już pokryć się.
Sama obecność tych niecodziennych mieszkańców nie wzbudzałaby w przybyszu strachu, ale w połączeniu z brakiem jakichkolwiek żywych ludzi wokół, napawała trudnym do zrozumienia niepokojem.
Zapewniasz. Drugi przecinek wytnij.
Przeczuwał, że w każdym kolejnym domostwie czeka go podobne doświadczenie.
Mało to naturalne.
Postanowił powrócić
Aliteracja.
Po drodze zaczerpnął z obudowanego źródła, które nie przestawało dzielić się życiodajną wodą z wymarłym miasteczkiem.
Trochę to purpurowe.
czując lodowate orzeźwienie
No, doprawdy. I jeszcze imiesłów…
na ile pozwalało mu słabe światło
"Mu" zbędne.
Pledy nie były przyjemne dla skóry
Czemu tego nie pokażesz?
Nie był jednak pewien, świadom zmęczenia, jakie odczuwał poprzedniego wieczoru.
Nie jest to naturalne.
W górskich dolinach pogranicza łatwo było przeżyć w tym względzie zaskoczenie
Jak wyżej.
Przy głównym placu wznosiła się nieco tylko górująca nad resztą budowli świątynia
Potrzeba przecinków, żeby się dobrze parsowało: Przy głównym placu wznosiła się, nieco tylko górująca nad resztą budowli, świątynia.
by choć odrobinę zaspokoić palącą ciekawość tajemnicy zaginionych mieszkańców
To też jest nienaturalne, tak okrągłe, że nie ma za co chwycić.
nagrobki znajdują się
Powtórzone "się". Może: leżą?
przy mogiłach usypanych przedwcześnie
Czyli przed zgonem? Bo jeśli miałeś na myśli mogiły przedwcześnie zmarłych, to nie to samo.
ten zwyczaj w wiosce górali nie odbiegał od przyjętego w Zurei
Chyba jednak: że i tym obyczajem górale nie różnili się od zurejczyków.
Wiek w chwili śmierci u żadnego ze zmarłych nie przekraczał kilkunastu lat.
Bardzo techniczne. Żadne ze zmarłych nie dożyło dwudziestki.
ale żądza rozwikłania tajemnicy na moment przesłoniła mu nawet poczucie obowiązku
Hmm.
Szybkim krokiem pośpieszył
Masło maślane.
odnalazł się
Przed chwilą było "odnajdzie".
osada, której portret kreśliła
Hmm.
Zaczął przeglądać ją od końca
Ją przeglądać.
Nersed przewrócił jeszcze kilkanaście kart wstecz.
"Wstecz" dziwnie tu wygląda. Zresztą wiemy, że posuwał się wstecz, bo przed chwilą to powiedziałeś.
choroba owładnęła córką
https://sjp.pwn.pl/szukaj/owładnąć.html
pojawiły się opuchlizny, które szybko zaczęły ciemnieć
?
Zielarz podawał jej napar uśmierzający ból, ale nie zdołał zwalczyć moru
Medycyna nie zamyka się w podawaniu środków przeciwbólowych. Sorry, ale trochę mnie wkurza, kiedy ludzie tak piszą.
utrwalały fakt następujących po sobie śmierci dzieci
Mało to naturalne.
krawcowej
W zapadłej wiosce w górach – krawcowa? Nie po prostu szwaczka?
Kiedy w końcu wyszła do ludzi, okazało się, że uszyła kukły na kształt swoich potomków”.
Hmm.
nie powinniśmy pozwolić zarazie rozprzestrzenić się poza dolinę
Hmm. Niezbyt naturalne.
Opowiadali o klątwie, wzajemnie szukając u siebie winy.
Hmm.
doświadczyli Otavianie
https://sjp.pwn.pl/zasady/124-20-25-Nazwy-mieszkancow-miast-osiedli-i-wsi;629446.html
Naznaczony piętnem długich wieczorów samotnego płaczu.
Hmm. Purpurowe.
– Spokojnie, siostro, jestem kapłanem Ukrytego.
Brzmi jakoś mało przekonująco.
– Próbował ją pocieszyć.
To wynika z wypowiedzi.
Niewiele wystarczyło, by krawcowa stoczyła się w dół wąwozu.
Jasne, skoro ją pchnął w tamtą stronę.
Ciało kobiety leżało wśród kamieni powykrzywiane, bez ruchu.
Hmm.
Kapłan nie ujrzał jednak znaku.
Rozumiem celowość tego powtórzenia, ale nie jestem przekonana, że to dobry pomysł.
westchnął do Ukrytego w poczuciu winy
Zapewniasz.
nie musiałby teraz rozważać, co jest właściwe
Taaak, bo życie ma być proste i bez trudności.
Wiodła by
Łącznie.
jej ciało nie było dla niego ciężarem
To wyrażenie idiomatyczne, sugeruje chyba nie to, co chcesz powiedzieć. A może?
Imię i datę wyrył na pobliskim nagrobku.
Cudzym?
Głośno odmówił modlitwę i już bez oglądania się, ruszył w dalszą podróż.
Wtrącenie: Głośno odmówił modlitwę i, już bez oglądania się, ruszył w dalszą podróż.
Nie minie kilka lat, a okoliczni górale przestaną obawiać się klątw i na powrót zaludnią stare siedlisko – pomyślał.
Mhm. Albo i nie.
Bardzo nastrojowe, choć poza tym niewiele. Mam wrażenie, że sam nie wierzysz w wyjaśnienia kapłana (chociaż może nic dziwnego, bo one są mocno "dla dzieci", a dzieci też by się połapały, że to kit) – w każdym razie warstwa filozoficzna wydała mi się blada. Końcówka ciut rozczarowująca, chciałoby się iść z bohaterem dalej – zgadzam się z Silvą, że w sumie to jest fragment, i że najlepsza w nim jest ta część, w której nie wiemy, co się stało i mogło się stać wszystko. Horror. Nie zdziwiłabym się, gdyby na przykład Nersed zachorował w dalszej drodze…
zdecydowałem się zostawić “uchwycić”, rzut okiem do słownika nie utwierdził mnie w tym przekonaniu, ale wydaje mi się, że fragment jest zrozumiały i podkreśla sens i emocje, które chciałem wyrazić. Znalazłem w książkach dosłownie pojedyncze przykłady podobnego zastosowania (ale jednak ;) ).
"Uchwycić się" w takim kontekście oznaczałoby raczej, że zboczył ze szlaku i miał wprawdzie wątpliwości, ale uparcie je odganiał i szedł dalej. O to chodziło?
Czuć, że to część większego świata i widać, że ten świat jest bogaty – języki, bogowie, mody na urządzanie cmentarzy…
Tak, to zaleta, ale też podkreśla tę fragmentaryczność. Każdy miecz ma dwa ostrza ;)
Te lalki w opuszczonej wiosce przemawiają do wyobraźni.
Oj, tak. Szkoda, że tak szybko się rozwiązały…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dziękuję za lekturę. Otavianie faktycznie powinni być małą literą, dzięki : ).
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Aż chciałoby się przeczytać nieco więcej o kapłanie i otaczającym go świecie. Muszę się zgodzić, że to klimat opowiadania odpowiada za sukces tego tekstu. Nie ma wielkich zwrotów akcji, ale miło było przeczytać, coś lekkiego, ale wciągającego. Podobało mi się. :)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Dziękuję za lekturę i komentarz Morgiano.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Przyjemnie się czytało :)
Przynoszę radość :)
Miło mi.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Nastrojowe, klimatyczne, intrygujące. Po prostu dobre. Specjaliści znajdą miejsca do poprawy. Misiowi się podobało.
Bardzo dobrze mi się czytało, a tajemnicę wprost wyczuwałam palcami;)
Poruszające i intrygujące.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dziękuję za lekturę.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem