Mijał już piąty dzień, a wraz z nim mijała ostatnia nadzieja na powrót Gudrata. Cała starszyzna zebrała się w domu narad, obserwując w milczeniu zachodzące słońce. Na wschód, w kierunku leśnego traktu, patrzyła tylko jedna osoba. Nie należała do starszych, była młodą kobietą, miała na imię Zuhla i była żoną Gudrata. Do końca wierzyła, że lada chwila jej mąż wyłoni się z lasu.
Gdy ostatni rąbek słońca schował się za horyzontem, na środek pomieszczenia wyszedł najstarszy Shivarad, wzniósł ręce nad głowę, tworząc z dłoni piramidę i zaintonował plemienną pieśń dla tych, którzy odeszli.
– Pożegnajmy Gudrata, który odszedł.
– Żegnamy Gudrata, który odszedł – odpowiedzieli zgromadzeni, rozpoczynając obrzęd, który zgodnie z tradycją miał trwać całą dobę.
***
Siedziała w pozycji lotosu, patrząc na wschodzące słońce. Wspominała swojego męża tak, jak nakazywała tradycja: poczynając od pierwszego zapamiętanego spotkania, przez wspólne dziecięce gry i zabawy, młodzieńcze rywalizacje, pocałunki wprowadzające w dorosłość i pierwsze miłosne uniesienia małżonków.
– Zuhla, Zuhla! – Hasni, jak mały pocisk energii, przemknął przed nią w tę i z powrotem. – Wiem, gdzie jest Gudrat.
Złapała go za rękę i posadziła na kolanach.
– Skąd wiesz? – zapytała. – I gdzie jest? – Dodała po chwili.
***
Zbliżało się południe, gdy stanęła w wejściu do domu narad.
– Nie godzi się, by Mushulkarzy żegnali tego, który nie odszedł – odezwała się głośno, gdy wybrzmiały ostatnie słowa kolejnej pieśni.
Wśród starszyzny przebiegł szmer zdziwienia, który szybko zmienił się w pomruk oburzenia. Shivarad wyciągnął rękę i uciszył tłum.
– Minęło sześć dni, odkąd Gudrat wyruszył po psie ziele. – Najstarszy zwrócił się do Zuhli. – Żaden Mushulkar nie przeżyje nocy na zewnątrz. Żaden Mushulkar nie przeżyje w kokonie dłużej niż cztery dni. Gudrat odszedł; dlaczego twierdzisz, że on jest ciągle z nami?
Nie mogła powiedzieć prawdy. Słowom dziecka mogła uwierzyć tylko kobieta i tylko jeśli tym dzieckiem był jej młodszy brat.
– Czuję głęboką więź z Gudratem i wiem, że jego serce wciąż bije – odpowiedziała. – Nie musicie mi wierzyć, o starsi, proszę tylko o pozwolenie na wyprawę po psie ziele, aby wszyscy Mushulkarzy mogli przetrwać Ayoz. Chcę wyruszyć natychmiast.
***
Hasni powiercił się trochę na jej kolanach, aż w końcu wtulił głowę w jej piersi i powiedział:
– Gudrat prosił, żeby ci przekazać, że przetrwa jeszcze jedną noc.
Tysiące pytań cisnęły się jej do głowy. Z trudem zapanowała nad myślami i głosem.
– Hasni… Rozmawiałeś z Gudratem? – zapytała ze ściśniętym gardłem.
– Ja nie, Jabulani.
Odsunęła go od piersi i spojrzała pytająco.
– Jabulani rozmawiał z Gudratem.
Wydawało się jej, że emocje zaraz ją rozsadzą. Opanowała się z trudem i zapytała spokojnie:
– Kim jest Jabulani?
***
W miarę zbliżania się do granicy trakt zwężał się, przechodząc w ledwie wydeptaną ścieżkę. Dotarli do skraju lasu i ukryci w krzakach oczekiwali na południowy patrol Izinji.
– Są – szepnęła Zuhla. – Właź na drzewo.
Hasni bez ociągania wspiął się na wcześniej upatrzoną gałąź. Zuhla zaczekała chwilę i wdrapała się za nim. Usadowiła się wygodnie obok brata. Byli tu bezpieczni, gdyż Izinja nigdy nie patrzyli w górę. Coś jednak poszło nie tak. Hasni przesunął się do przodu, a gałąź, na której siedział, zatrzeszczała złowrogo i pękła. Nie zdążyła go przytrzymać. Spadał, odbijając się od gałęzi, które rozpaczliwie próbował łapać. W ostatniej chwili przed upadkiem zwinął się w kłębek i przetoczył przez grzbiet, lądując bez szwanku na ziemi.
Spojrzała w kierunku, z którego nadchodzili Izinja. Oni już zobaczyli Hasniego i pędzili swoim charakterystycznym długim, płynnym krokiem. Wiedziała, że nie ma szans na ucieczkę, skoczyła w dół i roztoczyła kokon. Kilka chwil później dopadli ich i zaczęli dźgać ochronny kokon bojowymi włóczniami. Byli bardzo młodzi, ubrani w skórzane spodnie z rozszerzanymi nogawkami i płócienne, wyszywane kolorowymi nićmi bluzy. Wiedzieli, że nie są w stanie nic im zrobić. Ich zawziętość po krótkiej chwili zmieniła się w rytualny taniec wrogości. Jeden z nich zaintonował pieśń dla wrogów, po czym odprawili rytuał i odeszli do miasta, nie spoglądając za siebie.
***
Gdy zwiadowcy Izinja zniknęli za pobliskimi wzgórzami, Zuhla zwinęła kokon i ukryła się z Hasnim w lesie. Miała do wyboru albo podążać za zwiadowcami na południe albo, nakładając drogi, iść skrajem lasu na zachód, by potem zawrócić na wschód i dotrzeć prawie do samych przedmieść. Analizowała ryzyko związane z każdą z tych opcji. Idąc przez wzgórza, ryzykowała, że ją zauważą, zanim dotrze do miasta. Idąc wzdłuż lasu, ryzykowała, że braknie jej czasu, aby wrócić przed nocą do Mush.
– Braciszku. – Chwyciła Hasniego za ręce. – Dalej muszę iść sama. Pójdę wzdłuż lasu, dotrę do Izi, odnajdę Gudrata i odciągnę pilnujących go Izinja. Jeśli będziemy wracać przez wzgórza, dotrzemy tu na jedną wartę przed zachodem słońca. Wrócisz teraz do Mush i powiadomisz starszych o wszystkim, co wiesz.
Uścisnęła mocniej jego dłonie i patrząc mu w oczy, zapytała:
– Zrozumiałeś?
Pokiwał głową. Widziała kręcące się w kącikach jego oczu łzy.
– Wrócimy, braciszku – wyszeptała.
Przytuliła go mocno, wstała i pobiegła wzdłuż skraju lasu. Gdy dotarła do małego pagórka, zorientowała się, że biegnie zbyt szybko. Skróciła krok i wyrównała oddech.
***
– Kim jest Jabulani? – zapytała ponownie.
– Jabulani jest fajny, gonimy razem kuropatwy i zające.
– Czy Jabulani jest Izinja?
W odpowiedzi Hasni pokiwał tylko głową. Wiedział, że siostra będzie zła, naprawdę zła.
– Wiesz, że nie wolno ci spotykać się z Izinja. – Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
Ponownie pokiwał głową.
– Ale on jest fajny. Gonimy razem kuro… I rozmawiał z Gudratem.
Cała złość przeszła jej momentalnie.
– Gdzie jest Gudrat?
– W centralnym parku Izi. Jabulani był tam z ojcem.
***
Jęzor lasu podchodził na sto kroków do pierwszych zabudowań. Zuhla odpoczywała, wpatrując się w kanciaste kształty budynków wznoszących się nawet na trzy piętra. Izinja budowali swoje domy z kawałków wypalanej w ogniu gliny. Były czerwone, kanciaste i bardzo się Zuhli nie podobały. Za nic nie chciałaby w czymś takim mieszkać. Okolica wydawała się wyludniona. Zuhla przemieszczała się od jednego narożnika do drugiego, aż dotarła do parku w środku miasta. Kwadraty zieleni tworzyły szachownicę wytyczoną przez wąskie czerwone ścieżki. W jednym z takich kwadratów zobaczyła Gudrata pilnowanego przez czterech wojowników gotowych do natychmiastowego użycia włóczni.
Żył. Nie wiadomo, jakim cudem, ale jej mąż przeżył czwartą noc. Wierzyła przecież Hasniemu, a jednak poczuła się zaskoczona. Pod emocjonalną wiarą czaiła się racjonalna niewiara, która teraz doznała jakiegoś szoku. Starając się zapanować nad sytuacją, Zuhla zaczęła planować. Musi odciągnąć przynajmniej dwóch z czterech pilnujących Gudrata strażników.
***
Hasni patrzył na szybko oddalającą się Zuhlę. Nie powiedział jej tego, ale bardzo się bał. Co będzie, jak zaraz przyjdą następni zwiadowcy? Jest jeszcze dzieckiem i nie potrafi skryć się w kokonie. Wiedział, że powinien natychmiast wracać do wioski, ale nie mógł oderwać oczu od pleców biegnącej siostry. Bardzo chciał, żeby był z nim teraz Jabulani. Nie, nie miał ochoty na zabawę, ale mógłby opowiedzieć mu o jeżu, którego Zuhla wyciągnęła wczoraj z zagrody, ratując przed zadeptaniem przez stado owiec. Albo o nowej procy, którą wuj podarował mu przed tą nieszczęsną wyprawą. Sylwetka Zuhli była już ledwo widoczna na tle ciemnego lasu.
„Czas wracać” – pomyślał, rozglądając się dookoła.
***
Postanowiła zaatakować po zmianie warty. Miała nadzieję, że trudniej będzie im zmobilizować dodatkowy patrol i w ten sposób opóźni pościg. Udało jej się znaleźć kryjówkę; stamtąd miała strażników w zasięgu strzału. Wyjęła procę i wybrała trzy najlepsze pociski. Następnie w poprzek drogi pościgu przeciągnęła cienką, prawie niewidoczną linkę. Powinno dać jej to dodatkową przewagę nad ścigającymi. Trafienie jednego ze strażników w skroń powinno go wyeliminować z poszukiwań.
Naciągnęła procę, przymierzyła dokładnie i wypuściła pocisk. Nie trafiła. Czy dla tego, że Izinja się poruszył, czy przez to, że jej zadrżała ręka, nie miało już znaczenia. Szybko wystrzeliła pozostałe dwa pociski, mając bardzo nikłą szansę na trafienie, i rzuciła się do ucieczki.
***
„Czas wracać” – pomyślał Hasni po raz kolejny, ale nie był w stanie się poruszyć. Bał się, że Izinja go złapią, ale jeszcze bardziej bał się, że złapią Zuhlę. Nogi same poniosły go w kierunku wzgórz, w kierunku Izi, dokąd udała się Zuhla. Myślał o tym, dlaczego Izinja walczyli z Mushulkarami. Wiele razy rozmawiali o tym z Jabulanim i nie mogli tego zrozumieć. Jabulani pytał swojego ojca, Hasni swoją siostrę. Nikt im nie wytłumaczył, otrzymywali tylko zakazy. „Nie wolno ci wchodzić na ich teren, bo na otwartej przestrzeni jesteśmy bezbronni” – słyszał Hasni. Jabulaniemu ojciec tłumaczył, że nie wolno mu wchodzić na ich teren, bo wśród drzew są bezbronni. Hasni i Jabulani gonili zające w lesie i kuropatwy na łące – i nie czuli się bezbronni, no chyba że zauważyli patrol.
***
Zuhli nie udało się wyeliminować jednego ze strażników, ale sytuacja nie wyglądała źle. Dwóch z nich rzuciło się w jej kierunku, pozostali wszczęli alarm i wzywając posiłki, zaczęli zawzięcie atakować włóczniami kokon Gudrata. Uśmiechnęła się w myślach, przypominając sobie stare przysłowie Mushulkarów: „Wystarczą dwie strony, aby uciec”. Zrywając się do biegu, zobaczyła jeszcze kątem oka, że Gudrat zrobił to samo. Kamień spadł jej z serca, wywalczyła dla niego następne pięć dni. Jeśli zdołają się wydostać za miasto, ich szanse na przeżycie znacznie wzrosną. Ucieczkę ułatwiała Zuhli struktura Izi – wysokie, stojące blisko siebie domy ograniczały widoczność ścigającym, tupot ich nóg był coraz słabiej słyszalny. Widziała już granicę miasta i wznoszące się w dali wzgórza. Gdy do nich dotrze, powinna być bezpieczna; nawet jak już ją dogonią i będzie musiała schować się w kokonie, to nie zostawią tam straży na noc.
„Nie będą musieli” – pomyślała, widząc czterech Izinja zamykających jej drogę ucieczki tuż na skraju miasta. Rozejrzała się w poszukiwaniu innych dróg. Zobaczyła dwie uliczki w prawo i jedną w lewo – wybrała lewą. Gdy tylko w nią wbiegła, wiedziała już, że to zły wybór. Uliczka była krótka i skręcała ponownie w lewo. Zuhla biegła dalej, nie chciała wracać; powrót to mała porażka. Uliczka ponownie skręciła w lewo, a tam już na nią czekali. Nie miała innego wyjścia, jak tylko otoczyć się kokonem i przez cztery doby przeżyć raz jeszcze całe swoje życie.
***
Na jednym ze wzgórz znaleźli z Jabulanim kryjówkę, z której mogli niezauważeni obserwować wszystko, co się działo w mieście. Hasni patrzył, jak kolejne patrole wybiegają czwórkami z dużego budynku. Na zmianę: jeden patrol kierował się na wschód, następny na zachód. Ustawiali się przy każdym wyjściu z miasta. Hasni czuł, że to, co widzi, ma jakiś związek z Zuhlą, i bał się jeszcze bardziej. Ucieszył się na widok postaci, która wybiegła z miasta, podążając w kierunku wzgórz. W jego kierunku.
***
– Jak masz na imię? – Zuhla rozejrzała się, nie mogąc zidentyfikować źródła głosu. W otoczeniu nic się nie zmieniło: czterech zwiadowców Izinja stało dookoła niej z włóczniami gotowymi do użycia, na wypadek gdyby jednak spróbowała ucieczki. Żaden z nich nie wyglądał na zadającego pytanie.
– Mam na imię Jabulani, stoję przy studni.
Rozejrzała się raz jeszcze i dostrzegła wpatrującego się w nią chłopca.
– Jak masz na imię? – powtórzył pytanie. Widziała, że porusza ustami, ale głos usłyszała w głowie. Przypomniała sobie wszystko, co opowiadał jej Hasni. To Jabulani przekazał wiadomość od Gudrata.
– Jestem Zuhla. Znasz Hasniego? Widziałeś Gudrata? – Nie mogła się powstrzymać od zadawania pytań.
***
Trzy kobiety weszły do pokoju Mandli. Środkowa z nich niosła małą miseczkę, którą delikatnie postawiła na stole.
– Dwadzieścia sześć – powiedziała ze smutkiem.
Mandla wstał i spojrzał do miski na rozdeptane owoce kocich jagód. Wzdrygnął się tak, jakby zobaczył rozdeptane ciała Izinja.
– Złapali go?
– Złapali, na samym skraju miasta – odpowiedziała kobieta. – Jego towarzyszkę też.
– Jeszcze raz się pojawią i część plemienia nie przetrwa Ishitwa – powiedział Mandla bardziej do siebie niż do kobiet.
***
– Dlaczego Zuhla tu przyszła? – zapytał smutno Jabulani.
– Przyszła ratować Gudrata, bardzo go kocha – odpowiedział Hasni. – Dlaczego jesteś smutny?
– Gudrat zniszczył kocie jagody, ojciec jest na niego zły, wszyscy Izinja są na niego źli. Ojciec mówi, że niektórzy z nas mogą nie przetrwać czasu Ishitwa.
– Ayoz – wyszeptał Hasni.
– Po co Gudrat tu przyszedł? Wszystko zepsuł – dodał po chwili Jabulani.
– Po psie ziele. Zuhla mówiła, że bez niego nie wszyscy Mushulkarzy przetrwają Ayoz.
***
Mandla zwołał Radę, gdy tylko udało im się unieruchomić obu Mushulkarów.
– To już drugi i trzeci Mushulkar złapany tego roku. Jeśli pojawią się następni, zniszczenia mogą być tak wielkie, że nie wszyscy będą w stanie przeżyć czas Ishitwa. – Rozejrzał się wokoło, patrząc wszystkim prosto w oczy – Radźcie, co czynić.
– Podwoić straże.
– Zwiększyć liczbę patroli.
– Spalić Mush.
Mandla westchnął głęboko. Nie mieli żadnej rady.
Rozejrzał się raz jeszcze i zobaczył stojącego w drzwiach Jabulaniego.
– A ty, synu, co byś radził? – zapytał, chcąc upokorzyć wodzów, którzy nie byli w stanie zaproponować nic sensownego.
– Dałbym Mushulkarom to – powiedział Jabulani, wyciągając w stronę ojca pęk chwastów zwanych psim zielem.