- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Wichry nocy

Wichry nocy

bez przed­mo­wy

Oceny

Wichry nocy

Roz­bi­te bramy plu­ga­we­go cmen­ta­rza dawno nie strze­gły gro­bow­ców przed licz­ny­mi ra­bu­sia­mi. Ciem­ne, mniej lub bar­dziej roz­dra­pa­ne przez różne isto­ty  be­to­no­we kwa­te­ry cią­gnę­ły się wiele mil nie zwa­ża­jąc na wy­sta­ją­ce skały i twar­dą po­pę­ka­ną zie­mię. Wszyst­kich, któ­rych nie miał kto po­cho­wać i któ­rzy ni­ko­go nie ob­cho­dzi­li znaj­do­wa­li swoje miej­sce w tym miej­scu prze­klę­tym przez licz­nych zna­nych jak i dawno za­po­mnia­nych Bogów. Nawet ro­ślin­ność bujna w in­nych czę­ściach rów­ni­ny tutaj nie kwa­pi­ła się do żad­nej we­ge­ta­cji. Nie­licz­ni, któ­rzy się tam za­pusz­cza­li nocą byli albo bar­dzo od­waż­ni albo bar­dzo głupi. Księ­życ rzu­cał upior­ny blask na twarz wy­so­kie­go męż­czy­zny od­po­czy­wa­ją­ce­go pod jedną z licz­nych skal­nych nie­cek. Jego ner­wo­we ręce lekko drża­ły od chło­du i od nie­daw­ne­go wy­sił­ku,  do któ­re­go nie był przy­zwy­cza­jo­ny. Po­pra­wił miecz przy pasie nie­pew­nym ru­chem ręki i po­pa­trzył z obawą w gęst­nie­ją­cy opar nocy. Mgła, która po­ja­wi­ła się nie wia­do­mo skąd po­wo­do­wa­ła że zro­bi­ło się jesz­cze ciem­niej a po­wie­trze można było kroić nożem. Czło­wiek ten nie wy­glą­dał jak jeden z tych któ­rzy roz­ko­py­wa­li świe­że groby żeby kraść cie­płe jesz­cze ciała w sobie tylko zna­nych ce­lach. Ner­wo­wość, którą oka­zy­wał świad­czy­ła nie tyle o stra­chu ale o pod­nie­ce­niu przed cze­ka­ją­cym go za­da­niem. Po­świę­cił wiele czasu i wy­sił­ku aby do­pro­wa­dzić tą spra­wę do końca. Był już tak bli­sko. I teraz on – Ke­frin po­ka­że ile jest wart.  Nie prze­szka­dza­ło mu, że stra­cił pra­wie cały wiel­ki ma­ją­tek po­zo­sta­wio­ny przez przed­się­bior­cze­go ojca na  po­szu­ki­wa­nia i ba­da­nie ta­jem­nej wie­dzy. Nie­któ­rzy brzy­dzi­li się nim jak każ­de­go kto pró­bo­wał za­ba­dać ta­jem­ni­cze siły na­tu­ry ale przy­bysz nie dbał o to zu­peł­nie. Cze­kał na tu­tej­sze­go prze­wod­ni­ka, które do­sko­na­le orien­to­wał się mimo po­zor­ne­go cha­osu gdzie szu­kać tego po co przy­był z tak da­le­ka. Do jego uszu do­szedł wresz­cie w końcu od­głos przy­tłu­mio­nych przez nocny wiatr kro­ków a na ścież­ce za­ma­ja­czy­ła po­stać przy­po­mi­na­ją­ca z da­le­ka niedź­wie­dzia. Czła­pał gło­śno i po­wo­li z po­chod­nią w ręku nie przej­mu­jąc się że był wi­docz­ny z od­le­gło­ści ćwierć mili. Wiel­kie ciel­sko po­de­szło do czło­wie­ka, który mógł do­brze za­pła­cić za wska­za­nie gro­bow­ca. Smród, który temu to­wa­rzy­szył był trud­ny do wy­trzy­ma­nia. Ke­frin przyj­rzał się ze wstrę­tem sto­ją­ce­mu przed nim mon­strum, które za dnia mu­sia­ło być jesz­cze brzyd­sze. Kom­plet­nie łysa wiel­ka głowa na­po­ty­ka­ła na swoje dro­dze małe ka­pra­we oczka, świń­ski nos i wiel­kie otwór gę­bo­wy. Masy ciel­ska po­ni­żej nie po­wsty­dził­by się za­pa­śnik na kró­lew­skim dwo­rze.

– Panie – ode­zwa­ło się mon­strum nie­spo­dzie­wa­nie pi­skli­wym gło­sem nijak nie pa­su­ją­cym do wiel­kie­go ka­dłu­ba – zgod­nie z umową chce do­stać teraz po­ło­wę złota !

Ke­frin rzu­cił sa­kiew­ką bez słowa, którą gru­bas z nie­spo­dzie­wa­ną szyb­ko­ścią zła­pał w locie. Otwo­rzył i uśmiech­nął się chci­wie uka­zu­jąc dzią­sła jak tylko nikły blask księ­ży­ca odbił się na zło­cie. Kiw­nął głową z apro­ba­tą i wy­cią­gnął mały ko­ścia­ny gwiz­dek, który ukry­wał pod przy­le­pio­ną do gu­mia­ste­go ciała ko­szu­lą. Gwizd­nął cicho i spo­mię­dzy skał wy­biegł jakiś kształt z da­le­ka przy­po­mi­na­ją­cy psa. Ke­frin spoj­rzał ze stra­chem za bie­gną­cym zwie­rzem, które wi­docz­nie re­ago­wa­ło na gwiz­dy swo­je­go Pana. Gdyby nie kil­ka­krot­nie wię­cej par od­nó­ży można by go rze­czy­wi­ście wziąć za zwie­rzę znane cy­wi­li­zo­wa­ne­mu czło­wie­ko­wi. Ke­frin wzdry­gnął się i spoj­rzał z wy­cze­ki­wa­niem na gru­ba­sa.

– Panie – pro­szę za mną – po­wie­dział przy­mil­nie tłu­ścioch ob­ser­wu­jąc z ukosa przy­by­sza po czym po­wlókł się za swoim tru­pio bia­łym prze­wod­ni­kiem mkną­cym mię­dzy roz­bi­ty­mi na­grob­ka­mi z nosem przy ziemi jakby wę­sząc sobie tylko znany trop . Ke­frin chcąc nie chcą szedł po­wo­li na­słu­chu­jąc od­gło­sów nocy a zimny wiatr wie­ją­cy znad morza tar­gał jego ciem­nym płasz­czem po­wo­du­jąc, że z da­le­ka wy­glą­dał jak sam Lord Tlo­lu­vlin. W końcu po krót­kim mar­szu za­trzy­ma­li się przed małą świą­ty­nią z wą­skim wej­ściem po bo­kach któ­re­go stały roz­bi­te po­są­gi dziw­nych stwo­rów przy­po­mia­ją­cy­cych ośmior­ni­ce. W upior­nym świe­tle księ­ży­ca Ke­fri­no­wi wy­da­wa­ło się, że po­są­gi ożyły i ich dłu­gie ra­mio­na po­ru­sza­ją się nie­znacz­nie fa­lu­jąc w ciem­nym po­wie­trzu. Ro­zej­rzał się do­oko­ła i spo­strzegł po­żą­dli­we spoj­rze­nie prze­wod­ni­ka na swoim pasie gdzie miał przy­tro­czo­ne po­zo­sta­łe miesz­ki. Złoto – przy­po­mniał sobie.

– Dalej pójdę sam – stwier­dził nie­po­trzeb­nie. Od­piął od pasa drugą sakwę i rzu­cił gru­ba­so­wi, które i tym razem spraw­nie zła­pał  cię­żar le­cą­cy w po­wie­trzu. Krót­ki uśmiech po­ja­wia­ją­cy się na tłu­stej twa­rzy ozna­czał za­do­wo­le­nie i jed­no­cze­śnie ko­niec trans­ak­cji.

Panie, to nie­bez­piecz­ne miej­sce, radzę Ci uwa­żać – dodał jesz­cze nie­po­trzeb­nie ale nie wi­dząc re­ak­cji po­szu­ki­wa­cza po­sta­no­wił pil­no­wać swo­ich in­te­re­sów. Od­wró­cił się na­pię­cie bez słowa  i kiw­nął ręką na swo­je­go prze­wod­ni­ka, który wa­ro­wał kilka kro­ków dalej roz­ko­pu­jąc ryjem mały grób. W końcu pod­niósł szpi­cza­sty łeb, wark­nął i po­biegł nie­śpiesz­nie za swoim panem. Ke­frin ro­zej­rzał się ner­wo­wo a jego pod­nie­ce­nie osią­gnę­ło szczyt. Po tylu la­tach wresz­cie mógł do­pro­wa­dzić swój plan do końca.  Się­gnął pod płaszcz i wyjął ka­mie­nie, które były po­moc­ne przy zła­ma­niu ba­rie­ry bro­nią­cej mau­zo­leum. Nie za­koń­czył  pracy nawet gdy z ciem­ne­go nieba za­czę­ły padać pierw­sze drob­ne kro­ple desz­czu. Nie mógł jed­nak prze­rwać in­kan­ta­cji, która po­zwo­li mu wejść do środ­ka i za­brać po co tu przy­szedł. Sto­jąc w okrę­gu z pia­sku wy­ma­wiał za­klę­cia w dawno za­po­mnia­nym ję­zy­ku pierw­szych miesz­kań­ców Ziemi, któ­rzy wy­mar­li  na długo przed po­ja­wie­niem się czło­wie­ka. W końcu ba­rie­ra padła i wokół mau­zo­leum na krót­ką chwi­lę po­ja­wi­ło się jasne świa­tło, które stop­nio­wo przy­ga­sło. Ke­frin wy­szedł z kręgu i po­wo­li wszedł do środ­ka. Za­czął scho­dzić do dawno za­po­mnia­nej kryp­ty gdzie we­dług za­pi­sów po­win­no znaj­do­wać się to czego tak długo szu­kał

Moja kró­lo­wo – wy­szep­tał z czu­ło­ścią i znik­nął w ciem­nym wnę­trzu za­trza­sku­jąc za sobą ko­lej­ne  cięż­kie  drzwi.

Koniec

Komentarze

Ano­ni­mie, przede wszyst­kim in­ter­punk­cja. Gdy­bym miała wska­zać każdy brak prze­cin­ka, mu­sia­ła­bym prze­ko­pio­wać do ko­men­ta­rza pół opo­wia­da­nia, po­zwól więc, że przy­to­czę kilka przy­kła­dów, które mogą po­słu­żyć Ci do zna­le­zie­nia wszyst­kich błę­dów.

 

“Nawet ro­ślin­ność, bujna w in­nych czę­ściach rów­ni­ny, tutaj nie kwa­pi­ła się do żad­nej we­ge­ta­cji.” – Wtrą­ce­nia od­dzie­la­my prze­cin­ka­mi z obu stron.

 

“Nie­licz­ni, któ­rzy za­pusz­cza­li się tam nocą, byli albo bar­dzo od­waż­ni, albo bar­dzo głupi.” – Przy uży­ciu kon­struk­cji z ro­dza­ju al­bo-al­bo, ani-ani i tym po­dob­nych, przed po­wtó­rze­niem tych słów rów­nież sta­wia­my prze­ci­nek. Do­dat­ko­wo zmie­ni­ła­bym też szyk zda­nia, na taki jak ten.

 

“Mgła, która po­ja­wi­ła się nie wia­do­mo skąd po­wo­do­wa­ła, że zro­bi­ło się jesz­cze ciem­niej, a po­wie­trze można było kroić nożem. Czło­wiek ten nie wy­glą­dał jak jeden z tych, któ­rzy roz­ko­py­wa­li świe­że groby, żeby kraść cie­płe jesz­cze ciała w sobie tylko zna­nych ce­lach.” – Przy oka­zji tego frag­men­tu, zwróć też uwagę, jak czę­sto uży­wasz słowa “który” w róż­nych od­mia­nach. Robi się od niego aż gęsto, przez co tekst czyta się mało płyn­nie.

 

“Nie­któ­rzy brzy­dzi­li się nim jak każ­de­go każ­dym, kto pró­bo­wał zabadać ta­jem­ni­cze siły na­tu­ry, ale przy­bysz nie dbał o to zu­peł­nie.” – Poza in­ter­punk­cją, zna­la­zła się rów­nież li­te­rów­ka oraz zła od­mia­na każdy.

 

“chce do­stać teraz po­ło­wę złota !” – Nie sta­wia się spa­cji przed zna­ka­mi ta­ki­mi jak krop­ka, wy­krzyk­nik, znak za­py­ta­nia, prze­ci­nek.

 

“– Panie – pro­szę za mną” – W tym miej­scu za­miast dru­gie­go myśl­ni­ka, le­piej spraw­dził­by się prze­ci­nek.

 

“przed małą świą­ty­nią z wą­skim wej­ściem, po bo­kach któ­re­go stały roz­bi­te po­są­gi”

 

“rzu­cił gru­ba­so­wi, które który i tym razem spraw­nie zła­pał  cię­żar le­cą­cy w po­wie­trzu.” – Tym razem nie in­ter­punk­cja. Ro­zu­miem, że chcia­łeś unik­nąć po­wtó­rze­nia słowa sakwa, ale cię­żar zu­peł­nie tu nie pa­su­je. Pro­po­nu­ję za­miast tego: Od­piął od pasa drugą sakwę i rzu­cił gru­ba­so­wi, który i tym razem spraw­nie ją zła­pał.

 

Panie, to nie­bez­piecz­ne miej­sce, radzę Ci uwa­żać – dodał jesz­cze nie­po­trzeb­nie, ale nie wi­dząc re­ak­cji po­szu­ki­wa­cza po­sta­no­wił pil­no­wać swo­ich in­te­re­sów.” – Zgu­bił się pierw­szy myśl­nik przed wy­po­wie­dzią prze­wod­ni­ka. Su­ge­ro­wa­ła­bym rów­nież wy­rzu­cić słowo “nie­po­trzeb­nie”, po­nie­waż jest, cóż, nie­po­trzeb­ne.

 

“Od­wró­cił się na­pię­cie bez słowa” – Po­dej­rze­wam, że cho­dzi­ło o “na pię­cie”.

 

“Ke­frin wy­szedł z kręgu i po­wo­li wszedł do środ­ka.” – Po­wtó­rze­nie.

 

“znaj­do­wa­li swoje miej­sce w tym miej­scu prze­klę­tym” – Po­wtó­rze­nie.

 

A jeśli cho­dzi ge­ne­ral­nie o tekst – two­rzysz w nim zarys cie­ka­wej lo­ka­li­za­cji, choć na razie sam świat nie­szcze­gól­nie się wy­róż­nia. Ot, śre­dnio­wie­cze i nie lubią ludzi pa­ra­ją­cych się magią. Co do bo­ha­te­ra, od po­cząt­ku zdra­dzasz, że ma jakiś duży i po­waż­ny cel, jed­nak do­pie­ro na sam ko­niec da­jesz po­czuć, że rze­czy­wi­ście jest to pod­szy­te sil­ny­mi emo­cja­mi.

Ro­zu­miem jed­nak, że to frag­ment, więc być może w ko­lej­nych czę­ściach po­ka­żesz coś bar­dziej in­te­re­su­ją­ce­go. Do­ra­dzi­ła­bym też po­dzie­le­nie aka­pi­tów na krót­sze, bo takie zwar­te bloki cię­żej się czyta.

 

Nowa Fantastyka