
Obudził się nagle i otworzył oczy, bo dopadło go dziwne przeczucie. Już wiedział, co ono znaczy, ale mimo to musiał wyjść na zewnątrz, żeby się przekonać. W oddali słońce ledwie rozświetlało czarne niebo i jeszcze nikt nie nazwałby tego zjawiska świtem, mimo to w nikłym blasku i tak bez trudu można było dostrzec srebrzyste płatki śniegu. Dostrzec i poczuć. Zimny i mokry spadł mu na nos, pierwszy tej zimy. Chcąc delikatnie opaść na ziemię wirował setki metrów w dół z wysokiej ciemnej chmury, aby dołączyć do swoich kolegów tworzących pierzynkę na ziemi, a tymczasem zakończył swój żywot na ciepłym nosie i się roztopił. Śmiałek uśmiechnięty wyciągnął rękę po więcej.
– Kosmatko – zawołał. – Zima, zima wreszcie wróciła!
Nie chciał nikogo budzić, ale radość ma swoje prawa. Ruszył przed siebie lekkim truchtem i zaczął tańcować pośród płatków śniegu, wciąż nieco szarych o tej porze poranka i jakby pozbawionych magii. Nie zauważył nawet, jak Kosmatka, wciąż zaspana, stanęła niedaleko i patrzyła na niego z lekkim politowaniem. W końcu na Śnieżce śnieg leży średnio od października do maja. To nieodłączny element ich krainy i egzystencji, który spowszedniał jej tak bardzo, że nie potrafi się nim cieszyć tak jak Śmiałek. Dla niego jednak to jest najlepszy czas. Uwielbia biegać po białym puchu, uwielbia jak niczym niezmącony błyszczy w świetle słońca jak srebrzysty koc, uwielbia też, jak wiatr tworzy ze śniegu przeróżne formy, malując piękne krajobrazy.
– Śnieżku mój drogi, jak długo z nami zostaniesz? – Śmiałek złapał w locie płatek śniegu na rękę, ale wiatr szybko porwał go dalej i dalej, aż wirując spadł w końcu na śpiący listek.
Jeszcze zanim odleciał, Śmiałek usłyszał cichutki głos, brzmiący jak malutki dzwonek „do wiosny”. Ucieszył się jeszcze bardziej. Trolle, czy jak kto woli, gnomy, krasnale albo skrzaty, mają niesamowity kontakt z naturą, o którym ludzie mogą tylko pomarzyć. Potrafią rozmawiać ze słońcem, śniegiem i wiatrem, doskonale rozumieją górskie strumyki, a wszystkie krzewinki, które są ich domem, są także ich przyjaciółmi. Śmiałek wiele razy zastanawiał się, co by zrobili ludzie, gdyby tylko mogli usłyszeć naturę, a nie jedynie ją zobaczyć. Czy nadal zrywaliby listki? Chowali się przed wiatrem do schroniska, zamiast wsłuchać się w muzykę, którą wygrywa? Ubierali kurtki przeciwdeszczowe, zamiast poczuć ciepło kropli deszczu na swojej twarzy? Czy też biegaliby na bosaka po kamieniach, goniąc pierwsze płatki śniegu pytając je, jak długo zostaną?
Śmiałek pochylił się nad swoim nowym kolegą, który opadł na listek, i szeroko do niego uśmiechnął. Bardzo lubił zimę, miała w sobie sporo uroku, a przy tym załatwiała kluczowy dla niego problem – ograniczała ruch turystyczny. Niektóre szlaki wyłączano z ruchu, inne były zdecydowane rzadziej odwiedzane, a dzięki temu Śmiałek kompletnie niezauważony mógł sobie biegać niemal wszędzie, gdzie tylko chciał. Zbiec na dół o świcie i podglądać narciarzy na parkingu, by zaraz potem wbiec z powrotem na górę rozmawiając po drodze z choinkami i popijając zimną wodę z Łomnicy. Czasem wolał pobiec środkiem lasu razem z lisami, czasem skakał z kamienia na kamień między ludźmi. Być może nie było to ostrożne, ale Śmiałek lubił nieco igrać z losem. Wiedział z doświadczenia, że nawet jeśli ktoś go zobaczy, to pomyśli, że to tylko przywidzenie, ewentualnie jakaś mała myszka. Ludzie już tak dawno przestali wierzyć w magię, że nie dostrzegają jej nawet, jak przeskoczy im pod nosem. Dosłownie.
– Śmiałku, wracaj! – usłyszał głos Kosmatki, zanim oddalił się na dobre. Ale chciał jeszcze trochę pobiegać i poczuć na skórze mróz poranka, więc udał, że już jej nie słyszy.
– Witaj, Świstek – zawołał do góry. Kto jak kto, ale tylko Śmiałkowi wiatr pozwalał się tak zdrobniale nazywać. O wiele bardziej wolał dostojną nazwę Pochwist, która oddawała jego potęgę i moc. A moc miał ogromną i lubił się nią popisywać.
– Co dzisiaj tak wcześnie wstałeś, Śmiałku? – spytał wiatr i zawył między drzewami.
– Już w środku nocy poczułem, że zima wraca i nie mogłem się doczekać wschodu słońca, żeby przekonać się, że to prawda – zawołał Śmiałek i obrócił się trzy razy wokół siebie. – Tak się cieszę, nawet jeśli dzisiaj jesteś taki chłodny!
– Oj jestem, dzisiaj to sobie polatam, nie mogę się doczekać – odparł wiatr i zadął jeszcze bardziej, jakby chciał udowodnić Śmiałkowi, że z nim nie ma żartów. Nie musiał mu jednak o tym przypominać, kto mógł wiedzieć o tym lepiej niż Śmiałek, mieszkaniec gór, których Pochwist jest symbolem i gdzie jego magia jest najmocniejsza?
– Oszczędź tylko nasz domek, Kosmatka denerwuje się, gdy zagłuszasz Wieczorne Opowieści. – Śmiałek mrugnął okiem, biegnąc coraz bardziej w dół. Dom został daleko w tyle, a niebo robiło się coraz jaśniejsze. To znaczy robiłoby się, gdyby nie szara czapa padająca z nieba.
– Przeproś Kosmatkę, czasem się zapominam – przyznał Pochwist ze wstydem. – Widzę, że biegniesz na dół, ja tymczasem udam się na górę zawirować trochę pierwszym śniegiem dla zabawy!
Dopiero wtedy Śmiałek zdał sobie sprawę, jak bardzo zbiegł na dół. Był już prawie przy budce, w której turyści kupowali bilety wstępu do parku narodowego, na szczęście było jeszcze za wcześnie, by ktokolwiek się tam pojawił. Śmiałek zwolnił i rozejrzał się po okolicy. Wokół strumyka płynącego bokiem już wczoraj wieczorem porobiły się sopelki lodu, a woda uderzając w nie pluskała zupełnie innym dźwiękiem niż latem, jakby wiedząc, że to jej ostatnie chwile wolności i wkrótce zniknie pod grubą skorupą lodu. Śmiałek nie chciał przerywać tego koncertu, tak dobrze słyszanego, od kiedy Pochwist poleciał do góry. Przykucnął przy strumyku i zamknął oczy, wsłuchując się w kropelki wydzwaniające piękną melodię, jedna za drugą. Woda nigdy nie odzywa się jednym głosem, każda kropla ma swoją opowieść i trzeba dobrze nastawić uszu, żeby wyłuskać z wielu historii tę najdźwięczniejszą. Śmiałek uwielbia to robić.
Słuchanie wody to nie jest bułka z masłem, jednak opanował tę sztukę już za młodu. Trzeba po prostu otworzyć się całym sobą na dźwięki, na to, żeby nawet lekki szum zaczął brzmieć tak głośno, jak melodia grana na fortepianie, a plusk wody jak dzwon na wieży. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie, gdy zaczynasz rozmowę z dźwięcznymi kropelkami. Kiedy w tej ciszy, która zaczyna rozbrzmiewać jak koncert w filharmonii, ktoś nagle zacznie wydawać zwykłe odgłosy, brzmi to prawie jak wybuch. Trzask! Śmiałek aż zatkał uszy z bólu. Na nowo znalazł się w cichym lesie bez wiatru, w którym słychać było tylko lekkie plumkanie małego strumyka. Ale i coś jeszcze. Straszliwy hałas na dole. Ludzie. Tak wcześnie? Co oni tutaj robią? Jest mróz, słońce jeszcze nawet nie wstało do końca, dlaczego tu przyjechali? Śmiałek poczuł, jak zalewa go złość. Jego pierwszy dzień zimy i względnej wolności został właśnie zniszczony. Drzewa zaszumiały złowrogo, wyczuwając jego nastrój.
– … no ja nie wiem, czy to nie będzie trochę za dużo? – usłyszał głosy z dołu.
– Zawsze możemy zatrzymać się potem w schronisku i ogrzać ciepłą herbatą.
– Albo grzańcem.
– No to już chyba, co kto woli.
Śmiech. Ale nie Śmiałka. Poirytowany postanowił zejść niżej i zobaczyć, kto śmiał przerwać mu poranną degustację początku okresu zimowego, nadal nie dowierzając, że ludzie mogli pojawić się tutaj tak wcześnie rano. Zbiegł między choinkami tak, że już tylko kilka kroków dzieliło go od miejsca, w którym ludzie zazwyczaj zostawiali swoje samochody i wyruszali pieszo do samej góry, lub jednak częściej – tylko do wyciągu na Kopę. Schowany za konarem drzewa, dostrzegł trzy osoby zbyt lekko ubrane jak na zimowe wyprawy i już wiedział, że to są biegacze. Przez wiele lat obecności w górach nauczył się odróżniać spacerowiczów od biegaczy i szczerze mówiąc, większą sympatią pałał do tej drugiej grupy. W górach przebywali zdecydowanie krócej, niż pozostali turyści, a po drugie sam przecież ciągle biegał w górę i dół, i kochał góry, czuł więc pewną nić porozumienia z ludźmi, którzy robili dokładnie to samo. Co wcale nie znaczy, że teraz ucieszył się na ich widok i uśmiechnął pod nosem, o nie. Nadał był zły.
Biegacze z hałasem pakowali się do małych plecaków. Jeden z nich, najwyższy i najchudszy, wyjaśnił, jaką trasą będą biegli i Śmiałek w myślach nazwał go „przewodnikiem”. Drugi biegacz był również szczupły, choć nieco niższy, a trzecim biegaczem była dziewczyna w jaskrawej koszulce. Śmiałek zastanawiał się, jakim cudem to chucherko może wbiec na Śnieżkę, nogi miała jak patyczki i przypominała bardziej jedną z tych turystek, które wolą skorzystać z wyciągu. Dodatkowo irytowała go ta jaskrawa koszulka, postanowił więc trochę za nimi poganiać, żeby się przekonać, jak ludziom wychodzi to całe bieganie. Wiadomo, że byli od niego w tej dziedzinie o wiele gorsi, jednak czasem zdarzyły się jednostki, które wzbudzały podziw Śmiałka. Były to jednak rzadkie przypadki, ale w końcu ludzie nie biegają i nigdy nie będą biegać tak, jak małe i zwinne trolle.
Pobiegł do góry szybciej niż oni i znowu schował się za konarem, obserwując biegaczy. Oni tymczasem truchcikiem minęli wciąż zamkniętą budkę, w której powinni kupić bilety do parku narodowego, i ruszyli w górę, opowiadając o śniegu, śmiejąc się i robiąc hałas.
– Co oni tak wcześnie? – mruknął cicho Pochwist, lekko szumiąc tuż nad uchem Śmiałka. – Może zmiotę ich na przełęczy?
– Też jestem zdziwiony, zobaczymy co to za cwaniaki – powiedział Śmiałek i przebiegł środkiem szlaku chowając się po drugiej stronie.
Schowany za kamieniem obserwował biegaczy zapatrzonych w swoje buty. Zawsze zastanawiał się, jak można biegać w taki sposób, żeby patrzeć tylko pod nogi? Ten Niski to chyba ani razu nie podniósł głowy do góry, pewnie też bał się, że śnieg mu wpadnie w oczy. Tylko Jaskrawa Koszulka rozglądała się dookoła, ona jedna wyglądała jakby cieszyła się z tego, gdzie się właśnie znajduje. Nawet podniosła oczy do nieba, być może podziwiając wirujące płatki śniegu, przez co zaraz się potknęła. Śmiałek parsknął.
– Słyszeliście to? – zapytała.
– Co?
– No, jakby śmiech?… – powiedziała Jaskrawa Koszulka, ale ostatnie słowo prawie wyszeptała, uzmysławiając sobie absurdalność swojego zdania.
Śmiałek zdrętwiał. Czyżby go usłyszała? Przecież to niemożliwe. Ludzie nie wierzą w magię, więc jej nie dostrzegają. Śmiałek, choć Starszyzna nieoficjalnie tego zabrania, wielokrotnie przebiegał tuż pod nogami ludzi i jakoś nigdy go nie widzieli. Trochę inaczej było z dziećmi, w ich przypadku trzeba było naprawdę uważać. Raz zdarzyło się, że wypatrzył go mały chłopiec, ale kiedy zaczął mówić wszystkim dorosłym o krasnoludku, jakoś nikt mu nie uwierzył. Dla Śmiałka jest niezrozumiałe, dlaczego ludzie dorośli traktują małych ludzi, jakby ci mali nic nie widzieli o świecie, kiedy było dokładnie na odwrót. Zdaniem Śmiałka, żaden z dorosłych nie potrafi dostrzegać naokoło siebie pięknych rzeczy tak, jak dziecko.
Śmiałek przeskoczył na drugi kamień i wbiegł nieco w las, śledząc biegaczy pomiędzy drzewami i podsłuchując ich rozmowy. Okazało się, że mimo swoich chudych nóg Jaskrawa Koszulka dotrzymuje tempa chłopakom, tylko miała nieco większą zadyszkę i po pięciu minutach już się prawie nie odzywała. Ku zdziwieniu Śmiałka, nadal rozglądała się na boki, patrzyła na drzewa, na góry, znowu przez to się potknęła, ale jakoś nie przestała podziwiać przyrody. Podziwiać. Śmiałek był pewien, że to robi, widać to było w jej oczach. Całą radość, którą można mieć w sobie przebywając na łonie natury, Jaskrawa Koszulka zebrała w swoich niebieskich źrenicach i błyszczały przez to inaczej niż oczy turystów, których Śmiałek dotychczas miał okazję podglądać. Złość nieco mu minęła, ustępując miejsca ciekawości. Może nawet poczuł do niej ciut sympatii?
– Zobaczcie, jak jest pięknie! – zakrzyknęła do kolegów, gdy minęli punkt informujący, że właśnie znaleźli się na wysokości 1000 metrów nad poziomem morza. Rozciągała się stąd piękna panorama, obecnie mniej widoczna z uwagi na gęstniejący śnieg, ale mimo to wciąż dało się podziwiać zarys gór i lasu.
– Może i jest, ale ten śnieg to nas chyba zaraz zasypie – roześmiał się Niski. Śmiałek dał mu za to w głowie minusa.
– Ja uwielbiam pierwszy śnieg – powiedziała Jaskrawa Koszulka, złapała oddech i pobiegli dalej.
Jak to, uwielbia pierwszy śnieg? Myślał, że ludzie nie lubią śniegu, bo zimno, mokro, ślisko, że jedyny śnieg jaki lubią, to ten z armatek na stokach. A Jaskrawa Koszulka właśnie powiedziała coś, co wprawiło go w osłupienie. „Uwielbiam pierwszy śnieg” to są słowa Śmiałka, to są słowa Dzwonka, Macierzanki, takie słowa wypowiada Przetacznik rozpoczynając Wieczorne Opowieści oraz inne trolle, które zamieszkują góry. Te słowa to zaklęcie, bo przecież wiadomo, że w górach jest cała magia, a trolle starają się ją tylko okiełznać. Powiedz płatkowi śniegu, że go uwielbiasz, a przestanie być chłodny niczym lód i delikatnie położy się pierzynką na ziemi, zamiast wirować smagany Pochwistem z prawa do lewa. Śmiałek poczuł, że tak jak i on, tak zdziwiły się wszystkie płatki śniegu, nie bardzo wiedząc, czy reagować na to zaklęcie; bądź co bądź wypowiedział je człowiek. Przez moment jakby zawisły w powietrzu nie wiedząc co robić, po chwili jednak Pochwist poderwał je do góry wyjąc „nie ufajcie człowiekowi” i poleciał do góry, wyprzedzając biegaczy i zostawiając ich zmrożonych.
– Ale wieje – powiedział Przewodnik. – Nie wiem, czy to wejście na Śnieżkę nam się uda, ale mam nadzieję, że tak. Jeśli nie, to najwyżej zatrzymamy się w Domu Śląskim na chwilę, a potem pobiegniemy szlakiem w dół do Samotni, co wy na to?
– Jak to, być pod Śnieżką i nie wejść na Śnieżkę? – powiedziała Jaskrawa Koszulka z uśmiechem.
– Warunki, że tak powiem, nie do końca zostały przeze mnie przewidziane. Nie sądziłem, że będzie tak wiało.
Biegacze zatrzymali się na rozdrożu, otworzyli jakieś batoniki i zaczęli je jeść. Śmiałek miał tylko nadzieję, że nie zostawią papierków, a korzystając z ich nieuwagi, postanowił sobie przebiec środkiem szlaku za drogowskaz i potem już świeżo spadłym śniegiem do góry, zostawiając ich losowi i być może czekając na nich pod Domem Śląskim. Skoro wielokrotnie przebiegał pod nogami turystów, widzących w górach nic poza czubkiem swojego nosa lub ewentualnie buta, to nie czuł żadnego strachu. Wybiegł zza drzewa i śmiało ruszył przed siebie. Trolle nie są większe niż wiewiórka, ale mają bardzo silne nogi. W niektórych opowiadaniach wyobraża się je jako zielone zwierzątka, tak jest bowiem im łatwiej ukryć się w trawie. Jednak te górskie, w tym zamieszkujące Śnieżkę, mają białą skórę i prawdę mówiąc, ciężko byłoby je dostrzec na śniegu, nawet jeśli by się w nie wierzyło. Jedyne co je wyróżnia, to zielone oczy, które potrafią lśnić niczym szlachetne kamienie na dnie jeziora i kiedy zapada noc, gasną światła, a magia idzie spać, te oczy świecą spod krzewów niczym gwiazdy na niebie.
Śmiałek nie patrzył na biegaczy, tylko szybko przebierał nogami, kiedy tknęło go dziwne przeczucie. Przeczucie o wiele silniejsze niż to, które obudziło go rano jeszcze przed wschodem słońca. Niemal na sto procent wiedział, że jest obserwowany. Więc kiedy mijał niebieskie buty, nie mógł się powstrzymać i spojrzał do góry. Jaskrawa Koszulka patrzyła prosto w jego twarz.
Spanikował. Opuścił głowę i zamknął oczy, żeby wtopić się w śnieżne tło, po czym włożył wszystkie swoje siły w to, żeby jak najszybciej znaleźć się za pierwszym lepszym drzewem. Schował się za pniem i zaczął ciężko dyszeć, jednak nagle zdał sobie sprawę, że Jaskrawa Koszulka może go usłyszeć i zasłonił usta ręką. Poczuł, jak płatki śniegu przyglądają mu się przestraszone zadając pytania, których nie mógł usłyszeć, bo serce biło mu za głośno. Gdzie był Pochwist, kiedy go potrzebował? Dlaczego choinki wciąż spały, skoro słońce już prawie wstało? Dlaczego nie posłuchał Kosmatki i zbiegł na sam dół? Biegacze dalej prowadzili rozmowy i szeleścili papierkami, pomyślał więc, że być może tylko mu się to przywidziało. Nie ma takiego człowieka, który dostrzegłby trolla, a tym bardziej na śniegu (no, poza tym jednym chłopcem dawno temu). Śmiałek starał się uspokoić, ale żadne tłumaczenia do niego nie trafiały. Dopiero, kiedy usłyszał oddalające się kroki, i zapadła cisza, postanowił wyjrzeć zza drzewa.
Spojrzał w lewo i dostrzegł już tylko buty Przewodnika, jak znikają za drzewami. Spojrzał w dół na miejsce, w którym jeszcze niedawno stali biegacze i z ulgą stwierdził, że nie zostawili za sobą żadnych papierków. Jednak to ciężkie jak belka na barkach przeczucie znowu go dopadło i zdrętwiały spojrzał w prawo. Jaskrawa Koszulka klęczała przy drzewie i niebieskimi, jak letnie niebo oczami, patrzyła się wprost w oczy Śmiałka.
– Hej – powiedziała cicho, jakby nagle zdała sobie sprawę, że Śmiałek jest zbyt mały, żeby mówić do niego z taką samą ilością decybeli, jaką zwraca się do innych ludzi.
Śmiałek zdrętwiał, po raz pierwszy w życiu nie potrafił się ruszyć. Zazwyczaj w chwili zagrożenia uciekał tak, że nawet sarna nie potrafiła go dogonić, tym razem jednak po prostu stał nieruchomo, jakby te niebieskie oczy rzuciły na niego jakiś urok. Ale to w końcu tylko człowiek, a nie żaden czarodziej. Ludzie nie znają się kompletnie na magii, nawet jeśli, podobnie jak Jaskrawa Koszulka, zdarza im się zupełnie nieświadomie wypowiedzieć jakieś zaklęcie.
– Nie bój się, nic ci nie zrobię – szepnęła Jaskrawa Koszulka.
Jej twarz przypominała mu nizinne trolle. Skóra była ciepłego koloru, jak oświetlony słońcem piasek nad jeziorem, usta czerwone niczym maliny, a oczy koloru nieba i tliła się w nich ledwie widoczna iskierka. Gdyby ją zmniejszyć, jedyne co by ją odróżniło od trolli, to te chude nogi. Choć pamiętał, co Pochwist wygwizdał jeszcze nie tak dawno, „nie ufaj człowiekowi”, to jednak ta iskierka w jej oczach sprawiała, że im dłużej w nie patrzył, tym mniej obawiał się Jaskrawej Koszulki. A im dłużej tak klęczała przy drzewie, tym bardziej przysypywał ją śnieg i tym mniej wydawała się groźna.
– Mam na imię Kasia, a ty? – powiedziała Jaskrawa Koszulka.
– Kasia? – zagwizdał Pochwist i dmuchnął tak, że cały śnieg z pleców Jaskrawej koszulki poszybował chaotycznie w górę. Jaskrawa Koszulka zmrużyła oczy.
– Twój kolega chyba lubi poszaleć, ale ja nie ubrałam się za dobrze – uśmiechnęła się i skuliła z zimna. – Zaraz muszę uciekać do kolegów, powiedziałam im tylko, że potrzebuję się zatrzymać za potrzebą – roześmiała się.
Nie wiedzieć czemu, wszystkie płatki śniegu roześmiały się razem z nią i w powietrzu zabrzmiał piękny koncert, jakby obudziło się tysiące małych dzwoneczków. A tysiące małych dzwoneczków obudziło wszystkie choinki, które wydawały się zginać swoje gałęzie w stronę Jaskrawej Koszulki. Chyląc się w dół szepnęły do Pochwista, żeby się uspokoił, bo chcą zobaczyć, co to za czary, które potrafią doprowadzić naturę do takiego wrzenia. Pochwist nadal nie wierzył w te brednie, mimo to schował się za jednym z drzew i obserwował w ciszy bieg wydarzeń. W jednej chwili wszystko się uspokoiło, Śmiałek patrzył na to wszystko ze zdumieniem, wciąż nie potrafiąc się ruszyć z miejsca.
– Czy ty jesteś Śmiałek ? – szepnęła Jaskrawa Koszulka, przyglądając mu się bacznie. Zdrętwiały skinął głową na tak. – Mam coś dla ciebie.
Śmiałek zesztywniał, gdy Jaskrawa Koszulka sięgnęła do kieszeni kurtki. Pochwist zaalarmowany gwizdnął przeciągle, aż śnieg zawirował między gałęziami, jakby chciał związać choinki srebrnymi nitkami. Jednak przeczucie mówiło mu, że nie ma się czego obawiać, więc ręką uspokoił wszystkie żywioły i w tym samym momencie, na dłoni Jaskrawej Koszulki, którą wyciągnęła z kieszeni i wysunęła przed siebie, błyszcząc lekkim zielonym blaskiem, pojawił się uśmiechnięty Wawrzynek. Król Ślęży.
*
– Śmiałku, wszystko w twoich rękach – zakończył swoją opowieść.
W małej jaskini, na szczycie drewnianego stołu, siedział Król Śnieżki, Biedrzeniec, w otoczeniu Starszyzny. Po jego prawej stronie, będąc gościem, usiadł Wawrzynek, Król Ślęży, a na samym końcu stołu stał zaskoczony Śmiałek, trzymając kurczowo Kosmatkę za rękę. Nie wiedział, co powiedzieć. Wawrzynek był jego wujkiem, stąd pewnie ta poufałość, ale powierzać mu takie zadanie? Był tylko zwykłym trollem, lubiącym sobie pobiegać wokół Śnieżki, powspinać na Słonecznik, zobaczyć co słychać w Małym Stawie, powygłupiać z Pochwistem i tyle. Kosmatka miała o wiele więcej mocy do podejmowania się ciężkich zadań, w końcu to ją Starszyzna wybrała na prowadzącą Wieczorne Opowieści. Codzienny rytuał, który miał opanować wszelkie żywioły i całą szalejącą magię, zagonić do nocnego odpoczynku i zapobiec wszelkim kataklizmom, które mogą przytrafić się w górach, gdy tylko któryś z żywiołów rozbucha się za bardzo. Dlaczego więc to on powinien, zdaniem Wawrzynka, udać się na Śnieżnik, a dodatkowo przekonać jego królową, Ostróżkę, że to on jest tą osobą, która może jej pomóc ujarzmić uwolnione na Trójmorskim Wierchu chochliki? Jak niby miały w ogóle tego dokonać? I kim była Jaskrawa Koszulka? Tyle pytań kłębiło mu się w głowie, że nie wiedział, od czego zacząć.
– Śmiałku – powiedział Biedrzeniec. – Widzę twoje przerażenie i zwątpienie. Jednak nie obarczalibyśmy ciebie zadaniem, gdybyśmy sądzili, że nie zdołasz go wykonać.
– Wiesz dobrze, synku, że kto jak kto, ale tylko ty się do tego nadajesz – dodał Wawrzynek. – Ja nie rozumiem się ze strumykami tak jak ty. Przecież wiesz, że u mnie są tylko niezbyt wartkie, spokojne rzeki, którym żadne szaleństwa w głowie. Panujący tu szlachetnie Biedrzeniec nie może natomiast zostawić Śnieżki samej teraz, kiedy zaczyna się wasz najgorętszy w sezonie okres, i kiedy trzeba zapanować nad wszystkim, zwłaszcza nad Pochwistem. Zostajesz tylko ty, a wszyscy dobrze wiemy, jak świetnie rozumiesz się z każdym ruczajem, jak potrafisz się weń wsłuchać, zrozumieć jego potrzeby i być może je zaspokoić, uspokoić i uratować w gruncie rzeczy sporą część naszego świata.
– Trójmorski Wierch to w końcu jedyne miejsce w Polsce, gdzie zbiegają się zlewiska trzech mórz, Bałtyckiego, Północnego i Czarnego – wyjaśnił Biedrzeniec. – Nie możemy sobie pozwolić na to, by Chochliki robiły tam co chciały! Jest to zbyt duże zagrożenie dla nas wszystkich, także trolli nizinnych, już nie mówiąc o ludziach, których zainteresowanie zjawiskiem skutkować będzie napływem ciekawskich tłumów, dewastowaniem naszego środowiska i na długi czas zagoni trolle głęboko poza ludzki zasięg, jeśli nie pod krzaki na wieczne czasy, to nawet i do pieczar i nor. Jeśli zaś okaże się, że wysychają źródła górskie, pomyśl, co się stanie na nizinach. Raz uwolniona z gór magia jest nie do zatrzymania, to dlatego tak pieczołowicie, co noc, tym samym rytuałem odprawianym na każdej górze, staramy się ją uspokoić i wyciszyć. W trakcie Wieczornych Opowieści. Co prawda, Wawrzynek na Ślęży ma nieco więcej roboty, w końcu to góra magiczna i o dziwo, nawet ludzie tak o niej mówią, jednak każdy z nas, mieszkańców Trójkąta, ma tu swoją robotę do wykonania każdego wieczoru.
– Ktoś musiał popełnić błąd, nie wsłuchawszy się w melodię źródła, a uwolnione teraz Chochliki rozrabiają i Ostróżka nie potrafi nad nimi zapanować – Wawrzynek zwiesił głowę w dół. – Tymczasem ja pamiętam, jak będąc jeszcze małym chłopcem rozmawiałeś z Czarną Wodą doskonale rozumiejąc jej przesłanie, kiedy my musieliśmy wytężać słuch o wiele bardziej, żeby dowiedzieć się, co do nas mówi. Jesteś po prostu do tego stworzony. Do zapanowania nad Chochlikami na Trójmorskim Wierchu.
Śmiałek spojrzał na Kosmatkę. Jej błyszczące zielone oczy nie wyglądały jak radość i nadzieja, mimo to wyczuł w nich siłę i wsparcie. Chyba jednak nie do końca miał wybór, skoro i tak wszyscy już postanowili, że to właśnie on nadaje się do tego najbardziej. Mało tego, przekonali nawet ludzką istotę, żeby pomogła im się ze Śmiałkiem skontaktować. To wszystko przytłoczyło małego trolla, który choć wierzył w magię, umiał ją opanować i okiełznać żywioły, jakoś wciąż nie potrafił przetrawić, o co proszą go Królowie Trzech Gór, a popiera Starszyzna.
Trzy Góry – Śnieżka, Ślęża i Śnieżnik, nieprzypadkowo zaczynające się tą samą literą, tworzące Trójkąt Sudecki, to jedno z bardziej magicznych miejsc na ziemi. Choć w pamięci ludzi jedynie Ślęża zachowała się jako miejsce kultu, to zapewne tylko dlatego, że pozostałe góry przez wieki pozostawały niezbadane i niezdobyte. Tymczasem cały Trójkąt Sudecki to wyjątkowe miejsce – pełne różnorodnych skał, minerałów i pozostałości aktywności wulkanicznej, pełne wód mineralnych i uzdrowiskowych, zaś pasmo Karkonoszy należy do najbardziej wietrznych gór na naszym kontynencie. To dlatego tak silne moce mają trzy żywioły zamieszkujące w tym regionie – ziemia, woda i powietrze, i to dlatego panowanie nad nimi i ich wzajemna równowaga jest tak istotna dla świata. Ludzie przez wiele lat mniemali, że góry zamieszkują ponadnaturalne istoty i przez stulecia pozwalali tym istotom niepodzielnie w górach rządzić. Dopiero kilkaset lat temu przestali wierzyć w magię, a wszystkie rytuały zaczęli traktować jak zabobony, przystąpili więc do zdobywania gór. Naturalna, panująca od lat równowaga, została zachwiana. To wtedy społeczność trolli zmuszona została do przeorganizowania się i obarczono ją zadaniem zapanowania nad zdenerwowaną bądź co bądź naturą.
Wielu ludzi mówi o niej Matka Natura, ale zapomina, że tak jak każda matka, Natura również potrafi być surowa i wymierzać srogie kary. Uspokojenie jej, opanowanie żywiołów, to zadania, których trolle uczą się od dziecka, najczęściej w zakresie swojej specjalizacji. Trolle Śnieżki od lat uważa się za władców powietrza i wiatru, Trolle Śnieżnika za władców wody, a trolle Ślęży – władców ziemi. Niektórzy z nich jednak wykazują ponadprzeciętne zdolności komunikacji z żywiołami spoza zakresu owego władztwa. Taki był Śmiałek od urodzenia. Wszystko co mokre, co płynie, co zamarza i rozmarza, od zawsze potrafił się z tym porozumieć jak nikt inny. Potrafił przesiadywać przy źródełkach ślężańskich całe dnie i jakoś nigdy nie nawiązał z ziemią takiego porozumienia, jak z wodą. To właśnie dlatego Wawrzynek wysłał go pod opiekę Kosmatki na Śnieżkę, aby rozwijał swoje zdolności w bardziej sprzyjającym środowisku, pełnym źródeł, rzek, deszczu, śniegu i topniejącego śniegu, a jednocześnie wspomógł w Wieczornych Opowieściach trolli Śnieżki, którzy bądź co bądź najlepiej jednak dogadywali się z wiatrem. A teraz, Królowe postanowili powierzyć mu misję, z którą nie radzą sobie trolle Śnieżnika. Śmiałek powinien czuć się doceniony i dumny, a jednak odczuwał strach. Wiedział, że z magią nie ma żartów, a uwolnione chochliki potrafią wyrządzić wiele zła dla czystej zabawy. Z tego strachu znowu zapragnął być małym dzieckiem, które samotnie rozmawia ze ślężańskim źródełkiem i kiedy nikt nie prosi go o takie heroiczne wyczyny.
– Jak niby miałbym się dostać na Śnieżnik? – zapytał rozsądnie.
– W taki sam sposób, w jaki ja dostałem się tutaj – odpowiedział Wawrzynek z uśmiechem.
– Trolle nigdy nie korzystali z pomocy ludzi… – zaczął niepewnie Śmiałek, myśląc, że może to sprowadzić na nich jakąś klątwę.
– To nie do końca prawda, Śmiałku – wtrąciła się Macierzanka, członek Starszyzny. Macierzanka była doświadczonym, starym trollem, tak starym, że blask i kolor jej oczu przygasł, czyniąc je niemal białymi. Wszyscy spojrzeli na nią z zaciekawieniem – W naszej historii zdarzały się przypadki, kiedy musieliśmy korzystać z pomocy ludzi. Ludzi, którzy wierzyli w magię i siły nadprzyrodzone, którzy nie wątpili w moce i siły natury. Tych przypadków nie było wiele, a przytoczyć można choćby zamieranie lasu kilkadziesiąt lat temu – wszyscy słuchacze nastawili uszu. – Pamiętacie te kwaśne deszcze? I powstałe wskutek nich toksyczne środowisko dla przyrody, dla drzew, które osłabione stanowiły dobrą pożywkę dla wszystkich szkodników i ostatecznie, umierały. Umierały porosty, mszaki, umierała flora, niemal czterokrotnie zmniejszyło się zagęszczenie ptaków. Ledwie kilkanaście lat temu proces deforestacji udało się nieco zatrzymać, i to tylko właśnie z pomocą ludzi.
– Skoro ludzie potrafią tak wiele, to niech sobie sami radzą! – oburzył się Śmiałek. Wiele lat uczono go, że ludziom nie można ufać, słowa Macierzanki brzmiały jak bluźnierstwo.
– Ludzie radzą sobie ze zwykłymi, ludzkimi rzeczami, ale nie z potęgą natury i magii – Macierzanka spojrzała na Śmiałka groźnie – Przypomnij sobie Śmiałku, wielki huragan w Karkonoszach, który przez kilka dni łamał drzewa jak zapałki, skręcał je i wyrywał z korzeniami, i który zniszczył drzewostan świerkowy, ogałacając z szaty leśnej ogromne powierzchnie górskie. To był Szalony Fen, nieokiełznany w trakcie jednych z Wieczornych Opowieści. Zniszczył nie tylko całe połacie lasu, ale także negatywnie wpłynął na wiele lat na przyrodę, na trolle i na ludzi. Czy wiecie, że podczas występowania fenów czy wiatru halnego, obserwuje się wzrost liczby konfliktów, wypadków, a nawet zbrodni? Nie bez racji pozostaje zatem powiedzenie ludowe: „wieje jakoby się kto powiesił”. Mówię to tylko dlatego, żeby uzmysłowić wszystkim, jak wielkie szkody przynoszą żywioły na wolności – nam, lasom, zwierzętom, ludziom, wszystkim naokoło. Tak wiele zrobił Szalony Fen, Śmiałku, co będzie, gdy pozwolimy śnieżnickim Chochlikom Lipkovskim na zabawę?
Śmiałek słuchał z przejęciem, w końcu historię Szalonego Fena trolle opowiadają między sobą ku przestrodze już od lat. Na co dzień dość spokojny brat Pochwista, został zapomniany w trakcie jednej z Wieczornych Opowieści i gdy wszyscy poszli spać, Fen rósł w siłę szalejąc coraz bardziej, aż osiągnął apogeum, stając się nie do opanowania i zdobywając przydomek Szalony. Któż mógł wiedzieć, że takie szkody wyrządzi ciepły jesienny wiaterek, kiedy tylko mu się na to pozwoli? Królowie Trójkąta musieli połączyć swoje siły, a Biedrzeniec wykazać niesamowitą siłą i odwagą, aby Fen znalazł ukojenie, jednak szkody, które wyrządził na wolności, dobitnie świadczyły o tym, jaka moc drzemie w naturze, jaki ciężar spoczywa na barkach trolli i jak bardzo ludzie są tego nieświadomi. A teraz? Teraz ten ciężar miał spocząć na barkach Śmiałka. Czuł, jak wszyscy naokoło wbijają w niego wzrok, zwłaszcza wujek, który jako pierwszy dostrzegł w nim talent do komunikacji ze wszystkim, co potrafi pluskać.
– Śmiałku, nie zostaniesz z tym sam – powiedział Wawrzynek, jakby czytał w jego myślach. Śmiałek od zawsze wierzył, że Król Ślęży to potrafi, jednak tak dawno się nie widzieli, że całkiem o tym zapomniał.
Po raz pierwszy od długiego czasu, poczuł spokój na duszy i nieznaczne uśmiechnął się. Znał Chochliki Lipkovskie ze słyszenia, wiedział, że daleko im do mocy Szalonego Fena, z którym zresztą miło gawędził o poranku nie dalej jak kilka dni temu. Wiedział, że rzeczywiście wystarczy, aby uważnie wsłuchał się w opowieść chochlików i wplótł ją w Wieczorne Opowieści raz, góra dwa razy, aby te uspokoiły swoje zapędy i wróciły do szeregu, zapewniając równowagę w świecie i trolli i ludzi. Uwierzył w to, że jest w stanie zrobić wszystko, czego Królowie od niego oczekują i kto wie, być może będą kiedyś powtarzać o nim historię tak samo, jak opowiadają o Biedrzeńcu w przypadku historii o Szalonym Fenie? Dostąpi zaszczytu spotkania Królowej Śnieżnika, ale co bardziej go nęciło, to Jaskrawa Koszulka i perspektywa jej poznania. Może dowiedziałby się, jak można tak dobrze biegać na takich chudych nóżkach i skąd ta iskra w jej oku? Od zawsze był ciekawy świata, chce wiedzieć i zrozumieć wszystko, nie bez powodu również nosi imię Śmiałek. Niestraszne mu żywioły ani ludzie, kto mógłby się lepiej nadawać do wykonania tego zadania?
– Dobrze, zrobię to – powiedział cicho, lecz wyraźnie.
Starszyzna odetchnęła z ulgą, a krople wody drążące jaskinię, w której przebywali, poniosły tę wieść jak plotkę daleko, daleko przed siebie.
Kuleje nieco zapis dialogów, radziłam rzucić okiem na linki zamieszczone tutaj https://www.fantastyka.pl/loza/14
Przykładowo w tym miejscu powinna się znaleźć kropka:
“– Kosmatko – zawołał. – Zima, zima wreszcie wróciła!”
A tutaj jest coś pomieszane z szykiem zdania:
“– Już w środku nocy poczułem, że zima wraca i nie mogłem się doczekać wschodu słońca, żeby przekonać się, że to prawda – zawołał Śmiałek zawołał i obrócił się trzy razy wokół siebie. – Tak się cieszę, nawet jeśli dzisiaj jesteś taki chłodny!”
“Wielkoobszarowe zamieranie lasu w Sudetach miało miejsce na przełomie lat 70tych i 80tych i spowodowało wylesienie 39 tysięcy hektarów, a to głównie przez immisje przemysłowe.” – Poczułam się nieco jakbym czytała fragment encyklopedii, więc wygooglowałam to zdanie. Wiele się nie myliłam, bo znalazłam te same sformułowania tutaj: http://www.pzits.not.pl/docs/ksiazki/Ekotoks_2008/Jadczyk%20139-146.pdf
Moim zdaniem korzystanie ze źródeł jest niezwykle ważne, ale nagłe podawanie takich suchych faktów w opowiadaniu zupełnie do niego nie pasuje i psuje klimat.
Co do całości, czytało mi się tę bajeczkę całkiem przyjemnie, ale brzmi ona dla mnie nieco jak wstęp do czegoś większego. Historia urywa się właściwie w momencie, w którym zaczęło się coś dziać.
Przeczytane. :) Ehh, te nieznośne chochliki, zawsze były z nimi kłopoty.
Zbędna gwiazdka przed początkiem opowiadania.
W pierwszym akapicie gubi się podmiot zdania.
Śmiałek uśmiechnięty wyciągnął rękę po więcej.
w języku polskim przymiotnik, poza paroma wyjątkami, zawsze stoi przed rzeczownikiem
nawet, jak Kosmatka
tak, jak Śmiałek.
zbędne przecinki
Uwielbia biegać
jeśli całe opowiadanie piszesz w czasie przeszłym, to trzymaj się tego
zakończył swoja opowieść.
swoją
pomyśl [+,]co się stanie na nizinach
dwa orzeczenia zawsze rozdziela przecinek
– Ktoś musiał popełnić błąd, nie wsłuchawszy się w melodię źródła, a uwolnione teraz Chochliki rozrabiają i Ostróżka nie potrafi nad nimi zapanować[+.] – Wawrzynek zwiesił głowę w dół[+.] – Tymczasem ja pamiętam
Błędny zapis dialogów, nie tylko tutaj. Zapoznaj się z poradnikiem i sprawdź pozostałe dialogi.
Wielu ludzi mówi o miej Matka Natura
niej
Uspokojenie jej, opanowanie żywiołów, to zadanie, którego trolle uczą się od dziecka,
czy zadania można się uczyć? zbędny przecinek, zła liczba rzeczownika.
Proponuję: Uspokojenie jej i opanowanie żywiołów to zadania, które trolle wykonują od dziecka,
miało miejsce na przełomie lat 70tych i 80tych i spowodowało wylesienie 39 tysięcy hektarów
Liczby w tekście zapisujemy słownie!
wiejąc z prędkością do 200 km na godzinę
zdumiewające, jak technologicznie zaawansowane są trolle! Ciekawe, czym to zmierzyły :)
Błędów jest bardzo dużo, nie wypisałam nawet części z nich. Sugeruję ponowne przejrzenie tekstu.
Szerszy komentarz po zakończeniu konkursu.
Dziękuję za wszystkie komentarze. Niestety, nie jestem polonistą, kropki, przecinki, poprawiam wszystko, ale kiedy przymiotnik powinien stać za czy przed rzeczownikiem, a kiedy jest od tego wyjątek to przepraszam, nie ogarniam. Tak więc przyjmijmy, że jeśli chodzi o szyk zdań, jest on zamierzony. Jeśli chodzi o źródła, to owszem, korzystam :)
Uwielbia biegać
jeśli całe opowiadanie piszesz w czasie przeszłym, to trzymaj się tego”
Tego akurat nie rozumiem.
“Co do całości, czytało mi się tę bajeczkę całkiem przyjemnie, ale brzmi ona dla mnie nieco jak wstęp do czegoś większego. Historia urywa się właściwie w momencie, w którym zaczęło się coś dziać”
Limit znaków, ale to chyba znaczy, że było ciekawie, ale resztę już musi dopowiedzieć własna wyobraźnia :)
To nieodłączny element ich krainy i egzystencji, który spowszedniał jej tak bardzo, że nie potrafiła się nim cieszyć tak jak Śmiałek. Dla niego jednak to jest najlepszy czas. Uwielbia biegać po białym puchu, uwielbia jak niczym niezmącony błyszczy w świetle słońca jak srebrzysty koc, uwielbia też, jak wiatr tworzy ze śniegu przeróżne formy, malując piękne krajobrazy.
W pierwszym zdaniu, podobnie jak w całym opku masz czas przeszły, w drugim znienacka przechodzisz na czas teraźniejszy. To wytrąca czytelnika z rytmu. Tak się po prostu nie pisze. Albo historia rozgrywa się teraz, albo kiedyś, nie da się zjeść ciasteczka i mieć ciasteczka.
– Oszczędź tylko nasz domek, Kosmatka denerwuje się, gdy zagłuszasz Wieczorne Opowieści (+.)– Śmiałek mrugnął okiem, biegnąc coraz bardziej w dół. Dom został daleko w tyle, a niebo robiło się coraz jaśniejsze. To znaczy robiłoby się, gdyby nie szara czapa padająca z nieba.
Błędny zapis dialogu, brakuje kropki. W ogóle wyrzuciłabym myślnik i zaczęła od nowego akapitu.
Tych przypadków nie było wiele, a przytoczyć można choćby deforestację Sudetów wskutek kwaśnych deszczy – wszyscy słuchacze nastawili uszy. – Wielkoobszarowe zamieranie lasu w Sudetach miało miejsce od początku lat osiemdziesiątych i spowodowało wylesienie prawie czterdzieści tysięcy hektarów, a to głównie przez immisje przemysłowe. Wskutek tego powstało toksyczne środowisko dla przyrody, dla drzew, które osłabione stanowiły dobrą pożywkę dla wszystkich szkodników i ostatecznie, umierały. Umierały porosty, mszaki, umierała flora, niemal czterokrotnie zmniejszyło się zagęszczenie ptaków. Ledwie kilkanaście lat temu proces deforestacji udało się nieco zatrzymać, i to tylko właśnie z pomocą ludzi.
Rany trolle gadają jak encyklopedia. To tu po prostu nie pasuje w żaden sposób. Nawet zakładając, że Macierzanka jest stara i mądra, to wie przecież do kogo mówi.
Za Wikipedią:
Immisja – działanie właściciela nieruchomości na własnym gruncie, którego skutki odczuwalne są na gruncie sąsiedzkim. Wyróżnia się:
immisję pośrednią (dźwięk, cień), materialną (zapach, dźwięk) i niematerialną (wpływają na odczucia sąsiada, np. gromadzenie materiałów wybuchowych)
immisję bezpośrednią (np. porzucenie nieczystości).
Czy o to Ci chodziło?
Opko urywa się w najciekawszym momencie. Właściwie to nie wiem, czy to jeszcze opowiadanie, czy już fragment. A szkoda, bo jestem ciekawa, co dokładnie miał zrobić bohater i co z tego wynikło.
Hm z tym czasem przeszłym i teraźniejszym, Kosmatce śnieg już dawno spowszedniał, a Śmiałek go nadal uwielbia. Historia rozgrywa się teraz, ale nawet teraz nie da się o wszystkim opowiadać, jakby było teraz, bo czasem opowiadamy o tym, co było. Poprawiłam to “nie potrafiła” i zapis dialogu.
Moje Trolle są mądre ;)
Tak, immisje to są te wszystkie dokuczliwe rzeczy z sąsiedniego gruntu, dokładnie o to chodziło.
Dziękuję za uwagi i cieszę się, że historia zaciekawiła :) Celowo została tak urwana, można się oczywiście rozpisać na całą książkę, ale myślę, że to, co zostało powiedziane, podpowiada, co stało się później :) Pozdrawiam!
Szczerze mówiąc, podobało mi się i przeczytałam z przyjemnością. Mówię o tym dlatego, że zaraz zacznę narzekać na detale, a nie chciałabym, żeby ta dalsza część zrobiła wrażenie, że nic mi w tym tekście nie przypadło do gustu.
Zgadzam się z Irką_Luz w kwestii czasu – serio, to przeszkadza czytelnikowi. Podobnie jak Irka sugeruję też wyrzucenie tych wikipediowych kawałków – zwłaszcza tych o huraganie, z wyliczeniem ilości metrów sześciennych drewna. Naprawdę, do niczego to nie jest potrzebne (z pierwszych zdań tego kawałka już wiemy, że to był BARDZO GROŹNY HURAGAN, cytowanie rocznika statystycznego nie powiększy tego poczucia!), a ten fachowy język bardzo rozbija baśniowy nastrój opowieści.
Zakończenie. Też jestem rozczarowana. Nie, nie to jest tak, że się można domyślić, co będzie dalej – to znaczy można, pewnie, b o takie baśniowe fabuły mają swoje stałe zasady, ale literatura chyba nie do końca tak działa. Dajesz nam, Anonimie, chochliki w tytule, a potem je, mówiąc brzydko, olewasz, nie rozwiązując akcji.
Natomiast sam początek tekstu – dokładnie do momentu ujawnienia, że bohater ma misję do wykonania – jest IMHO przeuroczy, bardzo sympatyczny i naprawdę dobrze się sprawdza jako baśń dla raczej młodego czytelnika. Postacie mają określone charaktery, świat magii-przyrody opisujesz z sercem i z wyobraźnią, masz pomysł na jego funkcjonowanie… Tę część tekstu przeczytałam naprawdę z dużą przyjemnością.
Dziękuję za komentarz. Szczerze mówiąc, plan przewidywał pociągnięcie tematu chochlików dalej, jednak ze względu na limit znaków ten utwór musiał zakończyć się w taki, a nie inny sposób. A dokładnie w taki, żeby każdy chciał wiedzieć, co będzie dalej, chciał otworzyć następny rozdział, był ciekawy, a nie jedynie spełniony. Wydaje mi się jednak, że czytelnikowi udaje się poznać Śmiałka na tyle, że sam może dopisać zakończenie. Jeśli zaś chodzi o fachowy język, to zaraz go nieco wygładzę ;) Pozdrawiam
A może już pozakonkursowo napiszesz kontynuację? Osobne opowiadanie o tym samym świecie i postaciach? Ja bym z wielką przyjemnością przeczytała.
Zimny i mokry spadł mu na nos, pierwszy tej zimy.
To ile nosów tej zimy będzie miał?
Rozbawiło mnie to zdanie.
Czytało się przyjemnie :)
Bardzo mi się podobało!:)
Opko jest niewymuszone, prawdziwe i kocha przyrodę, to czuć. Bieganie też czuć, chodzenie po górach i kochanie – też:))) Skojarzyło mi się z Muminkami i z moim własnym pierwszym wejściem na Śnieżkę. Również, w Domu Śląskim kilku zrezygnowało, chociaż było niedaleko i czasu mieliśmy dość.
Piękne dźwięki są w tym opowiadaniu:) Kocham takie postaci:) Naprawdę myślę, że istnieją :DDD
Jest jakiś kłopot z czasem teraźniejszym i przeszłym, mijają się zbyt blisko, kilka przykładów znajdziesz poniżej, nie wszystkie wypisałam. Druga rzecz – jeszcze kilka słów bym pousuwała, ale to pewnie ja.
Opowieść jest bardzo urokliwa.
A tutaj, wypisałam niektóre zatrzymania:
Nie musiał mu jednak o tym przypominać, kto przecież mógł wiedzieć o tym lepiej jak nie Śmiałek
Tu chyba coś lekko chrobocze? Może podmienić kto na któż (lecz wtedy być może będzie jakaś aliteracja z przecież – nie znam się na tym), albo dać „niż” zamiast „jak nie”.
trochę z tym biegnięciem na dół, w dół– polikwidowałabym, ale jestem szalona, zdaje się pod tym względem.
biegał w górę i dół (+,) i kochał góry
tu, chyba przed drugim „i” dałabym przecinek. Jeśli coś, powtarzasz, dajesz przecinek, ale pewna na sto procent nie jestem, bo może są wyjątki.
Dla Śmiałka jest niezrozumiałe, dlaczego ludzie dorośli traktują małych ludzi, jakby ci mali nic nie widzieli o świecie
Tu, najłatwiej byłoby pójść w mpz, tj. zacząć od „Niezrozumiałe” lub chyba? użyć „było”, a drugie było zamienić na „jest”, ale nie wiem, za mało wiem. Kolejne zdanie też dałabym w czasie przeszłym.
których nie mógł słyszeć
usłyszeć?
tylko mu się to przywidziało.
to, chyba niepotrzebne, zobacz?
z taką sama ilością
literówka
trzymając kurczliwie Kosmatkę
kurczowo? albo po prostu mocno
że to on jest tą osobą, która może jej pomóc ujarzmić
żeby uniknąć powtórzenia „on” i uprościć, podmieniłabym na „że jest tym, który pomoże jej…”
obarczalibyśmy się zadaniem
cię, ciebie?
Raz uwolniona z gór magia jest nie do zatrzymania, to dlaczego tak pieczołowicie, co noc, tym samym rytuałem odprawianym na każdej górze, staramy się ją uspokoić i wyciszyć. W trakcie Wieczornych Opowieści.
dlatego?; chyba bez kropki
to właśnie od nadaje się do tego najbardziej
on, literówka
To wszystko przytłaczało małego trolla, który choć wierzył w magię, umiał ją opanować i okiełznać żywioły, jakoś wciąż nie potrafił przetrawić
chyba konsekwentnie w narracji stosowałabym czas przeszły, więc „przytłoczyło”
Klikam, znaczy skarżę się w wątku:)
pzd srd:)
a
Staruch tu był!
Pierwszy kawałek – przesympatyczny i uroczy. Od pojawienia się biegaczy nastrój nieco spada, ale jest nadal nieźle, do spotkania z Koszulką. Potem niestety dostajemy streszczenie problemu i to momentami brzmiące jak przepisywane z wikipedii czy innych stron i lekko jedynie stylizowane na naturalną wypowiedź. Podejrzewam, że zawinił tu limit – po dość długim wstępie Anonim uznał, że nie zmieści historii z Chochlikami w pozostałej mu/jej liczbie znaków, więc streścił. A tymczasem gdyby wyciąć infodumpy i nieco skrócić część pierwszą, można by całą historię opowiedzieć.
Tak że – po wielce obiecującym wprowadzeniu baśniowym nastąpiło pewne rozczarowanie, choć sam pomysł ma potencjał. Klik na zachętę.
Co do kwestii bardziej technicznych. Zacznę od kwestii czasu w inkryminowanym fragmencie – nie zgadzam się bowiem z przedpiśczyniami. Mamy tu do czynienia z mową pozornie zależną, te wypowiedzi w czasie teraźniejszym to nie są obiektywne stwierdzenia, ale de facto myśli Kosmatki, więc wtręt w czasie teraźniejszym jest jak najbardziej uzasadniony. Nie jest natomiast w innym miejscu:
“Przykucnął przy strumyku i zamknął oczy, wsłuchując się w kropelki wydzwaniające piękną melodię, jedna za drugą. Woda nigdy nie odzywa się jednym głosem, każda kropla ma swoją opowieść i trzeba dobrze nastawić uszy, żeby wyłuskać z wielu historii tę najdźwięczniejszą. Śmiałek uwielbia to robić.”
Tu uwagi o wodzie są przemyśleniami Śmiałka i czas teraźniejszy jest ok, natomiast potem wraca zwykła narracja i nic nie uzasadnia czasu teraźniejszego.
Ubierali kurtki przeciwdeszczowe, zamiast poczuć ciepło kropli deszczu na swojej twarzy?
Kurtka średnio chroni akurat twarz… Już pomijam fakt, że silna grupa łódzka zaraz Ci wypomni, że ubrań się nie ubiera, choć ja oczywiście jako krakowianka popieram ich ubieranie ;) Jeśli tak się mówi na Dolnym Śląsku, to bym zostawiła, jeśli nie – nie.
Słuchanie wody to nie jest bułka z masłem, jednak opanował tę sztukę już za młodu. Trzeba po prostu otworzyć się całym sobą na dźwięki, na to, żeby nawet lekki szum zaczął brzmieć tak głośno, jak melodia grana na fortepianie, a plusk wody jak dzwon na wieży. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie, gdy zaczynasz rozmowę z dźwięcznymi kropelkami. Kiedy w tej ciszy, która zaczyna rozbrzmiewać jak koncert w filharmonii, ktoś nagle zacznie wydawać zwykłe odgłosy, brzmi to prawie jak wybuch.
Porównania wydały mi się tu nieco zbyt “ludzkie”, zwłaszcza to o filharmonii, bo skąd trolle mają to wiedzieć? Chyba że to celowo narrator wszechwiedzący, bajkowy?
Śmiech. Ale nie Śmiałka. Poirytowany postanowił zejść niżej i zobaczyć, kto śmiał
Średnio to wygląda.
Oni tymczasem truchcikiem minęli wciąż zamkniętą budkę, w której powinni kupić bilety do parku narodowego[+,] i ruszyli w górę, opowiadając o śniegu, śmiejąc się i robiąc hałas.
w Domu Ślaskim
→ Śląskim (literówka)
Biegacze zatrzymali się na rozdrożu, otworzyli
jakieśbatoniki i zaczęlicośjeść.
Zaimki-śmieci. No i nie wiem, czy batoniki się otwiera?
– Trójmorski Wierch to w końcu jedyne miejsce w Polsce, gdzie zbiegają się zlewiska trzech mórz, Bałtyckiego, Północnego i Czarnego
Trolle myślą w kategoriach współczesnych granic? Sprawdziłam, że tak stoi w wikipedii, ale postawiłabym na drugą zawartą tam informację: jedno z sześciu w Europie, a w ogóle to dała “jedno z sześciu”, bo poza Europą nie ma szans na takie miejsce
Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi, na poprawki chyba już za późno, więc pozostaje mi tylko przeprosić za błędy, literówki, niejasności, nieścisłości, zaimki śmieci lub jeśli coś średnio wygląda. Czasem coś gra w duszy i musi wylecieć, mój błąd, że nie poprawiłam/poprawiłem tego, co wyleciało. Drakaina masz trochę racji, leciało, leciało i ups, limit, ale jednak był to pewien zamysł, zwrot akcji, lubię piękne baśniowe rzeczy, ale więcej emocji wprowadza “trudna sytuacja” niż baśniowy świat. Wydaje mi się, że bez pierwszej części druga nie byłaby taka … dramatyczna, a bez drugiej części pierwsza byłaby tylko mdła. Dziękuję Ninedin za chęć doczytania kontynuacji pozakonkursowo, to najmilsze co można powiedzieć Rozważę tę propozycję, choć nieco obawiam się teraz sprostać wymaganiom! Pozdrawiam wszystkich!
Ja też chętnie bym przeczytała dalszy ciąg opowieści o trollach :) Bo niestety infodumpy pochłonęły historyjkę…
Poprawki będzie wolno znów wprowadzać po ogłoszeniu wyników, ale akurat w kwestii fabularnej lepiej napisać kontynuację :)
Dziękuję Drakaina, to bardzo miłe! To chyba znaczy, że choć jedno mi się udało – zaciekawić :) Postaram się spełnić wasze oczekiwania.
No cóż, Anonimie, przykro mi to pisać, ale opowiadanie, niestety, nie przypadło mi do gustu. Z trudem przebrnęłam przez pierwsza część, która okazała się niezbyt ciekawa, w dodatku przegadana i rozwleczona ponad miarę. Ile można czytać o trollu biegającym z góry na dół tudzież w tę i we w tę i zachwycającym się śniegiem… Natomiast część druga – garść wiadomości przemyconych w przemówieniach Starszyzny, zdała mi się opowiadaniem o sprawach, które powinny być dobrze znane zgromadzonym trollom.
Szkoda, że wątek trojga biegaczy, skoro już się pojawił, urwał się nagle i bezpowrotnie.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
…uwielbia też, jak wiatr tworzy ze śniegu przeróżne formy, malując piękne krajobrazy. ―> Wiatr, moim zdaniem, raczej rzeźbi, nie maluje.
…brzmiący jak malutki dzwonek „do wiosny”. ―> Albo cudzysłów, albo kursywa.
Ubierali kurtki przeciwdeszczowe… ―> W co ubierali kurtki? Kurtek się nie ubiera!
Winno być: Ubierali się w kurtki przeciwdeszczowe… Lub: Wkładali kurtki przeciwdeszczowe…
…mógł sobie biegać niemal wszędzie, gdzie tylko chciał. Zbiec na dół o świcie i podglądać narciarzy na parkingu, by zaraz potem wbiec z powrotem na górę rozmawiając po drodze z choinkami i popijając zimną wodę z Łomnicy. Czasem wolał pobiec środkiem lasu… ―> Czy to celowe powtórzenia?
– Witaj, Świstek – zawołał do góry. ―> – Witaj, Świstku! – zawołał do góry.
Choć zdaję sobie sprawę, że Śmiałek może nie wrażać się zbyt poprawnie.
…i trzeba dobrze nastawić uszy… ―> …i trzeba dobrze nastawić uszu…
– … no ja nie wiem… ―> Zbędna spacja po wielokropku.
…kto śmiał przerwać mu poranną degustację początku okresu zimowego… ―> Obawiam się, że to nie była degustacja.
Proponuję: …kto śmiał przerwać mu poranną kontemplację początku okresu zimowego…
…ludzie nie biegają i nigdy nie będą biegać tak, jak małe i zwinne trolle.
Pobiegł do góry szybciej niż oni i znowu schował się za konarem, obserwując biegaczy. ―> Nie brzmi to najlepiej.
…przebiegł środkiem szlaku chowając się po drugiej stronie.
Schowany za kamieniem… ―> Powtórzenie.
Może w drugim zdaniu: Ukryty za kamieniem…
…ani razu nie podniósł głowy do góry… ―> Masło maślane – czy można podnieść głowę do dołu?
Wystarczy: …ani razu nie podniósł głowy… Lub: …ani razu nie spojrzał wyżej…
…uzmysławiając sobie absurdalność swojego zdania. ―> Czy oba zaimki są konieczne?
Całą radość, którą można mieć w sobie przebywając na łonie natury, Jaskrawa Koszulka zebrała w swoich niebieskich źrenicach… ―> Od kiedy źrenice są niebieskie?
Czy oba zaimki są konieczne?
…na wysokości 1000 metrów nad poziomem morza. ―> …na wysokości tysiąca metrów nad poziomem morza.
Liczebniki zapisujemy słownie.
…wyjąc „nie ufajcie człowiekowi” i poleciał do góry… ―> Albo cudzysłów, albo kursywa.
…przebiegał pod nogami turystów, widzących w górach nic poza czubkiem swojego nosa… ―> Pewnie miało być: …przebiegał pod nogami turystów, niewidzących w górach nic poza czubkiem swojego nosa…
…prawdę mówiąc, ciężko byłoby je dostrzec na śniegu… ―> …prawdę mówiąc, trudno byłoby je dostrzec na śniegu…
…zielone oczy, które potrafią lśnić niczym szlachetne kamienie na dnie jeziora… ―> A kto widział szlachetne kamienie na dnie jeziora?
…patrzyła się wprost w oczy Śmiałka. ―> …patrzyła wprost w oczy Śmiałka.
…mówić do niego z taką sam,ą ilością decybeli… ―> Co tu robi przecinek?
…wygwizdał jeszcze nie tak dawno, „nie ufaj człowiekowi”… ―> Albo cudzysłów, albo kursywa.
– Zaraz muszę uciekać do kolegów, powiedziałam im tylko, że potrzebuję się zatrzymać za potrzebą – roześmiała się. ―> Brzmi to fatalnie.
Proponuję: – Zaraz uciekam do kolegów, powiedziałam im, że muszę się zatrzymać za potrzebą – roześmiała się.
W jednej chwili wszystko się uspokoiło, Śmiałek patrzył na to wszystko ze zdumieniem… ―> Powtórzenie.
Wystarczy: W jednej chwili wszystko się uspokoiło, Śmiałek patrzył na to ze zdumieniem…
– Czy ty jesteś Śmiałek ? ―> Zbędna spacja przed pytajnikiem.
Skąd dziewczyna wiedziała, jak troll ma na imię?
Jednak przeczucie mówiło mu, że nie ma się co obawiać… ―> Jednak przeczucie mówiło mu, że nie ma się czego obawiać…
W małe jaskini, na szczycie drewnianego stołu… ―> W małe jaskini, u szczytu drewnianego stołu…
…trzymając kurczliwie Kosmatkę za rękę. ―> Poznaj znaczenie słowa kurczliwy.
Kosmatka miała o wiele więcej mocy do podejmowania się ciężkich zadań… ―> Kosmatka miała o wiele więcej mocy do podejmowania się trudnych zadań…
Panujący tu szlachetnie Biedrzeniec… ―> Czy tu aby nie miało być: Panujący tu szlachetny Biedrzeniec…
Wawrzynek zwiesił głowę w dół. ―> Masło maślane – czy mógł zwiesić głowę w górę?
Wystarczy: Wawrzynek zwiesił głowę.
…przekonali nawet ludzka istotę… ―> Literówka.
A teraz, Królowe postanowili powierzyć mu misję… ―> Literówka.
– Trolle nigdy nie korzystali z pomocy ludzi… ―> Troll jest rodzaju męskozwierzęcego, więc: – Trolle nigdy nie korzystały z pomocy ludzi…
…wszyscy słuchacze nastawili uszy. ―> …wszyscy słuchacze nastawili uszu.
Nie straszne mu żywioły ani ludzie… ―> Niestraszne mu żywioły ani ludzie…
Cóż chyba na szczęście każdy na tym świecie ma różny gust i podoba mu się zupełnie coś innego. Mnie osobiście moje opowiadanie nie wydaje się przegadane i rozwleczone, a bardziej rażą te mnie opowiadania i książki, gdzie opisane są tylko suche fakty i dialogi, jakby to był tylko scenariusz filmowy. Z wyobraźni trzeba korzystać. Dlatego też zastrzeżenia takie jak:
zielone oczy, które potrafią lśnić niczym szlachetne kamienie na dnie jeziora… ―> A kto widział szlachetne kamienie na dnie jeziora?
mają ją właśnie poruszyć. Czytelnik powinien wyobrazić sobie szlachetne kamienie na dnie jeziora, a nie zastanawiać się, w którym jeziorze widział kamienie, tak jak nie zastanawia się, czy trolle w ogóle istnieją. Kiedy ruszy się swoją wyobraźnią, wtedy historia układa się w całość – nie zawsze trzeba wszystko powiedzieć, czasem można czytelnikowi zostawić pole do popisu.
– Czy ty jesteś Śmiałek ? ―> Zbędna spacja przed pytajnikiem.
Skąd dziewczyna wiedziała, jak troll ma na imię?
Skąd więc dziewczyna wiedziała, jak troll na na imię? Hm. Może dlatego, że przyszła do niego z Wawrzynkiem. A może Pochwist wyszeptał jej to do ucha? A może od wielu wielu lat przyjaźni się z trollami i dlatego właśnie chciała im pomóc, a o Śmiałku ze Śnieżki słyszała wiele razy od innych trolli? Najlepsza historia to taka, w którą można też włożyć coś od siebie. I za każdym razem udowadnia to każda ekranizacja którejkolwiek z książek – nie wiem czy znajdzie się osoba, która powie “Ojej, dokładnie tak to wszystko widziałam w swojej głowie”, zazwyczaj film nie oddaje tego, co widzieliśmy, czytając książkę. Właśnie dlatego, że gdy czytamy, to głowa tworzy własne obrazy i dopowiada to, co nie wynika wprost z historii, i to jest dla mnie w czytaniu NAJPIĘKNIEJSZE.
…kto śmiał przerwać mu poranną degustację początku okresu zimowego… ―> Obawiam się, że to nie była degustacja.
Proponuję: …kto śmiał przerwać mu poranną kontemplację początku okresu zimowego…
Tutaj również upieram się przy degustacji, ponieważ Śmiałek, jako troll, zupełnie inaczej odczuwa przyrodę niż ludzie, potrafi rozmawiać z wodą, wiatrem, czuje zapach śniegu nosem, dla niego przyroda ma i smak i zapach i nie tylko ją “kontempluje” jak obraz na ścianie.
Za dostrzeżenie literówek bardzo dziękuję i pozdrawiam :)
Czytelnik powinien wyobrazić sobie szlachetne kamienie na dnie jeziora, a nie zastanawiać się, w którym jeziorze widział kamienie…
Bardzo nie lubię, Anonimie, kiedy Autor mówi mi, co mam sobie wyobrażać, podczas lektury jego tekstu. Wyobraźnia jest moja i absolutnie niezależna od woli Autora. A na dnie jeziora to mogę sobie wyobrazić co najwyżej warstwę mułu, ale nie drogie kamienie.
Skąd więc dziewczyna wiedziała, jak troll na na imię? Hm. Może dlatego, że przyszła do niego z Wawrzynkiem. A może […] to głowa tworzy własne obrazy i dopowiada to, co nie wynika wprost z historii, i to jest dla mnie w czytaniu NAJPIĘKNIEJSZE.
Miło, Anonimie, że zaznaczyłeś, co dla Ciebie jest najpiękniejsze w czytaniu, ale nie wymagaj, żeby moje oczekiwania wobec lektury były tożsame z Twoimi.
Tutaj również upieram się przy degustacji…
Cóż, zrobisz jak zechcesz, Anonimie. To w końcu Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jakimi słowami będzie napisane.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego jedna osoba może wyrazić swoje zdanie, a inna nie?
Ja napisałem/napisałam tylko, jakie opowiadania lubię i dlaczego i wcale nie mówię ci, co masz sobie wyobrażać na jeziora. Jak również, napisałem/napisałam, co jest dla mnie najlepsze w czytaniu i wcale nie wymagam, żeby inni podzielali moje zdanie. Nie wiem, skąd to oburzenie, a dodam, że a) to ty skrytykowałeś mój tekst, a nie ja ciebie b) a ja ucieszyłem/ucieszyłam się, że na szczęście każdy ma inny gust na tym świecie.
Ja napisałem/napisałam tylko, jakie opowiadania lubię i dlaczego i wcale nie mówię ci, co masz sobie wyobrażać na jeziora.
Twoje słowa (podkreślenie moje): „Czytelnik powinien wyobrazić sobie szlachetne kamienie na dnie jeziora, a nie zastanawiać się, w którym jeziorze widział kamienie…” – świadczą o czymś innym. Jasno mówisz, co powinien czytelnik.
…i wcale nie wymagam, żeby inni podzielali moje zdanie.
No to kamień z serca.
Nie wiem, skąd to oburzenie…
Oburzenie??? A gdzież Ty je dostrzegłeś, Anonimie, skoro mnie nawet w głowie nie postało, aby się na cokolwiek oburzać?
Dokładnie. Moim zdaniem czytelnik powinien użyć wyobraźni i autor powinien mu stworzyć do tego warunki. Takie jest właśnie moje zdanie. Nie było nigdzie powiedziane, że ty musisz to czy tamto. Moim zdaniem ludzie powinni się do siebie uśmiechać, ale czy to znaczy, że każę ci to robić? Rób co uważasz, ale zostaw również te swobodę innym.
Wytknąłeś mi błędy i brzydkie opowiadanie, a kiedy ja nie zgodziłem/zgodziłam się z tą opinią, to dokładnie to wyczytałem/wyczytałam – oburzenie, że można mieć inne zdanie. Ale nie będę tu przytaczać słowa po słowie, bo chwytanie za pojedyncze słówka bardziej pasuje mi do forum internetowego niskich lotów.
A kiedy dorzucasz sarkazm pt. “No to kamień z serca”, sam udowadniasz, że jednak coś cię w mojej wypowiedzi zabolało ;) Pozdrawiam.
Cholipciuś, Reg, Anonimie. Spieracie się, a to dobrze i źle. Rozsądzić nie potrafię, bo sprawa za trudna oraz ja na to patrzę inaczej.
Czasami uwagi dotyczące poprawności/realizmu mają sens, ale nie zawsze, gdyż Autor musi podążać swoją drogą. Równoczesna praca nad indywidualnym stylem i pilnowanie poprawności, zrozumiałości jest cholernie trudne. Czasami poprawność może utrudniać Autorowi budowanie kolejnych wizji, obrazów, usztywniać w gorsecie pisania jak wszyscy. W skrajnym przypadku idziemy w kierunku czytelnej instrukcji, a nie o to chodzi, ponieważ wtedy znika czar, magia, opowieść.
Reg, z większością uwag się zgadzam ze swojego czytelniczego widzenia, a z innymi polemizowałabym. Chyba najbardziej jestem na “nie” z bieganiem Śmiałka “tam i z powrotem”. W końcu Hobbit też był w gruncie rzeczy “tam i z powrotem”. Wiem, nie ta opowieść, ale…
Z kolei z kamieniami – racja, lepiej byłoby podrzucić czytelnikowi jakieś szmaragdy, albo inne.
Co do Śmiałka – dla mnie było zrozumiałe, podobnie z degustacją – to inna istota i smakuje góry.
Anonimie, we mnie masz czytelnika! Rozumiem Twoje opowieści, mają dla mnie duży urok i czar. Sama nie wiem – dlaczego. Nie, sprostuję, domyślam się dlaczego, ale rozpisywania w tym momencie nie będzie.
W opku zdarzyły się kiksy i jest lekkie przegadanie, ale o nie strasznie łatwo przy tej długości i szybkości oraz samotności pisania. Na każdy tekst patrzę niejako potencjalnie, czy iskra została wskrzeszona. W Twoich tekstach to znajduję.
Jeśli przydałoby się oko zewnętrzne, które lubiłoby ten rodzaj tekstu, pisze się:D Po wielokroć przekonałam się, że nie sposób samemu. W każdym razie, łatwiej z kimś drogę przemierzać. Pisz, a ja z chęcią podumam, daj mi na betę. Błędów interpunkcyjnych z pewnością nie wskażę, wiele rzeczy ujdzie mojej uwagi, ale pokombinujemy wspólnie. Są różne preferencje. Zawsze czytałam to, co mi w ręce wpadło, instrukcje przez wielce poważną literaturę, potem zagadki matematyczne i quizy oraz baśniowe alegorie. Dziwak. Opisywana przez Ciebie rzeczywistość pulsuje, bawi i przenosi przekaz mimowolnie:)
Dobrze, to by było tyle.
Pozdrawiam srd, obie strony:)
a
Anonimie, bardzo proszę – pozostań przy swoim zdaniu, miej własne wyobrażenie o mnie, pisz co chcesz, a nawet trwaj w przekonaniu, że Twoja twórczość powinna podobać się wszystkim.
Chciałabym móc złożyć obietnicę, że w przyszłości powstrzymam się od komentowania napisanych przez Ciebie opowiadań, ale dopóki pozostajesz anonimowa/ anonimowy, niczego nie mogę przyrzec.
Miło się z Tobą gawędziło, Anonimie, ale cóż, dalsza wymiana zdań zdaje się nie mieć sensu.
Asylum, to ładnie z Twojej strony, że podejmujesz się roli „rozjemczyni”, ale powiedziałam Anonimowi już wszystko i nie zamierzam mówić nic więcej.
Ciągle jeszcze, dobry wieczór:)
No dobrze, jak się powiedziało A, to jeszcze B. Dalej już ciągnąć nie będę.
Wiem, Reg:), musicie się ułożyć, po swojemu. Dadzą czas i przestrzeń – bogowie – to się uda.
Jeśli nie, trudno, pewnie nie ten czas, moment. Równoległe wymiary. Jesteś uczciwa, piszesz wprost i to jest bezcenne. Ja już wiem, że nic nikomu nie narzucasz, tylko dzielisz się swoją wiedzą, pytaniami, doświadczeniem tysięcy tysięcy przeczytanych tekstów.
Sorry, za hiperbolizację z “bezcennym”, ponieważ domyślam się, że nie przepadasz za takimi słowami w określonym kontekście, ale tak sądzę i nawet, gdy “nadmiarowe” to nic na to nie poradzę – odczucie, w dodatku silne, a za praca na NF – tytaniczna. Tak, wiem, kolejne – niepotrzebne i już z tym kończę:)
Myślę sobie, że same litery mogą “zmylać” intencję, a ponieważ “tłukę się” z tym “dzeń w dzeń” i doświadczam tego, że tak może być. Jednak nigdy jeszcze, nie zaangażowałam się (tak silnie) w jednym zmyśle – wzrok. To dla mnie nowość – tylko przez znaki.
Wiem, no raczej domyślam się, dumam, Anonimie:), musicie ułożyć się po swojemu. Nic tu po mnie w gruncie rzeczy.
Rzekłabym – tak, musisz pozostać sobą i to jest nienegocjowalne. Część poprawiasz i zmieniasz, a część nie. Ja, jeszcze chyba nie potrafię tego w wystarczającym stopniu, dlatego nie wstawiłam opowiadań na bieżące konkursy. Lustro osób, które znają Ciebie tylko z liter jest ważne, bo próbka. Zgoda, nie reprezentatywna, ale dialog. Zderzaj się, bo odbiór jest różny i wybieraj. Mi tam zależy na tym, aby Ciebie czytać, a na portalu, o niebo łatwiej!
PS. Przepraszam za offtopy i wtrącanie się w obiadowy jadłospis: przekąska, zupa, danie główne i deser.
Dobrej nocy:)
a
Dzisiaj znajomi przesłali mi zdjęcie zorzy z okolic Tromsø. Była – dowodem są fotki, chociaż nie powinna, bo prognozy – 2% podawały. Kiedy przyjadą, wypytam:)
Dziękuję Asylum. Za miłe słowa i za spojrzenie z boku na moje przekomarzanki z Regulatorzy. Osobiście, nie czuję, żebym był/była z kimkolwiek w jakimkolwiek sporze, nie chowam żadnej urazy i na pewno nie trwam w przekonaniu, że moja twórczość powinna podobać się wszystkim, przecież od początku pisałem/pisałam coś innego – że każdy ma swój gust na szczęście. Jedni lubią kolor czerwony, inni zielony, ale gdyby zmieszać te dwie barwy, żeby dogodzić wszystkim, to by wyszedł sraczkowaty ;) Wymiana myśli to tylko wymiana myśli, a nie koniec świata i naprawdę, dziękuję ci Regulatorzy, że pokazałaś inny punkt widzenia. Pozwoliłam się z tym nie zgodzić, ale nie uznaję tego za spór, który trzeba rozstrzygać czy się godzić :)
Asylum, obiecałam Ninedin i Drakainie dalszy ciąg, więc z wielką chęcią mogę przemierzyć z Tobą te drogę :) Dziękuję.
Odniosę się do kamieni szlachetnych na dnie jeziora. Otóż potrafię sobie je wyobrazić, szczególnie, gdy patrzę oczmi trolla z podnóża Śnieżki. Bo jakie jeziora może znać taki troll? Ano górskie, polodowcowe z krystalicznie czystą wodą, gdzie nie ma mułu, są za to skalne głazy w których owszem, mogą tkwić kolorowe minerały. Nie zmienia to faktu, jak wspomniała Reg, że w typowych jeziorach zwykle mamy tylko muł i piach, a o kamienie szlachetne tam niezwykle trudno.
Jeśli chodzi o te szlachetne kamienie na dnie jeziora, to tak naprawdę nie chodzi o to, czy na dnie jeziora są szlachetne kamienie czy muł. Tj. nie chodzi o fakt, a o efekt. Szlachetne kamienie błyszczą pięknie i jednolicie, ale to miał być po prostu inny blask. Może łatwiej będzie z monetą – taki blask, jak moneta w sadzawce, niby jest, niby tam sobie błyszczy, ale widać to tylko pod pewnym kątem, kiedy zaświeci słońce, wiatr poruszy taflą itd. Dokładnie tak miały błyszczeć oczy trolla – “potrafią lśnić niczym szlachetne kamienie na dnie jeziora” – nie stałym zielonym porażającym oczy blaskiem, nie jak diament, ale właśnie jakby ktoś wrzucił ten szlachetny kamień na dno jeziora, jakbyśmy patrzyli na niego przez metry czystej wody i widzieli tylko żywą zieleń, ale pod pewnym kątem, przy załamaniu promieni, dopiero wtedy dostrzegali błysk. I w nocy, kiedy świeci księżyc i odbija się od tafli, cichnie wiatr, te kamienie na dnie jeziora migoczą jak małe ledwie widoczne na niebie gwiazdki. Taki był zamysł na kolor oczu trolli :) To po prostu miał być wyjątkowy kolor, nie zwykły zielony (bo zero w nim magii), ani nadzwyczaj błyszczący zielony (bo przecież wtedy łatwiej byłoby je dostrzec), tylko coś pomiędzy (dlatego postanowiłam ten blask przykryć warstwą wody).
Co do zasady, wszelkie porównania i opisy zastosowane w opowiadaniu to nie jest zbiór przypadkowych nielogicznych słów, a mam wrażenie, że właśnie to zostało mi przypisane. Ogólnie, rozumiem zastrzeżenia co do literówek, przecinków, form gramatycznych, ale zarzuty odnośnie treści powinny zostać pominięte, ponieważ są subiektywne i każdy ma swój gust i lubi co innego. To pewnie dlatego w jury jest kilka osób, aby te gusta się wymieszały i wyłoniły opowiadanie, które uderza w każdą strunę, a nie tylko jedną. Ja jednak, jak dobrze dostrzegłeś, Chrościsko, jestem osobą spoza portalu i chyba nie do końca zrozumiałem/am, co jest tutaj do zaakceptowania, a co nie, czy na krytykę trzeba reagować miło, czy się bronić, czy opowiadanie poprawiać w nieskończoność pod naporem uwag, czy też nie. Nie znam stąd nikogo i nie znam zasad, które tu panują. Postanowiłem/am wziąć udział w konkursie, ponieważ temat bardzo mi się spodobał i odpowiednia historia sama powstała w mojej głowie. Nigdy nie myślałem/am, że cokolwiek wygram, ale po trochu liczyłem/am na krytykę konstruktywną. Dlatego niektóre z ostrych słów, niepotrzebnych, nieuzasadnionych, bardzo mnie zabolały, tak jak wytykanie słówek, których czyimś zdaniem nie powinienem/powinnam użyć, bo nie. Mimo to, jestem wdzięczny/na za wszystkie uwagi, te dla mnie może niemiłe i te wszystkie pozostałe, i wszystkie je wziąłem/wzięłam pod uwagę, ale ostatecznie postanowiłem/am pozostawić to tak, jak powstało w mojej głowie, z całym szacunkiem dla wszystkich na portalu. I życzę powodzenia wszystkim uczestnikom :) Pozdrawiam.
To Twój tekst i tylko od Ciebie zależy jego ostateczny kształt :) Masz prawo się nie zgadzać z komentującymi, masz prawo bronić swojej wizji i swojwgo zdania. Chyba o to wlaśnie tutaj chodzi. Ostatecznie komentarze to tylko niezależne opinie czytelników, subiektywne i napewno nie nieomylne. Co nie zmienia faktu, że wiele osób ma tu olbrzymie doświadczenie i warto nad ich uwagami się pochylić, nawet jak się z nimi nie zgadzamy. :)
Bardzo młody tekst, rozkoszny urokiem świeżo wyklutego pisklaka, który nie bardzo jeszcze wie, co się robi łapką, a co dziobkiem. Konstrukcja leży: na początku budujesz fabułę wokół pączkującej przyjaźni Śmiałka z Kasią, a potem porzucasz ten wątek i posyłasz Śmiałka na ratowanie świata, ale i to robisz w pośpiechu, bo przecież limit. A wspólna wyprawa trolla i człowieka – to by mogło być coś! Heroizm udało Ci się tylko zapowiedzieć, bo przecież limit. Kurczę, chciałabym poczytać dla odmiany coś o ratowaniu świata… Język jest niezręczny. Widać, że fajnie Ci się pisało, ale poprawiać już się nie chciało.
Jeśli interesują Cię szczegóły, proszę o adres na priv.
Fabuła:
Super tytuł. Kojarzy się z Rumcajsem ;).
Co do fabuły, to jest to piękna bajka, ale ma bardzo poważny szkopuł. Zakończenie, którego właściwie nie ma, bo urywasz historię w połowie. Dlaczego?
Początek również mógłby być lepszy. Pierwsze zdanie jest słabe. Jednak po kilku akapitach ten z pozoru nieporadny styl z nadmiernie złożonymi zdaniami przestaje przeszkadzać, staje się spójny z opowieścią i płynie się przez opowiadanie z niekłamaną przyjemnością. Środkowa część naprawdę mnie urzekła i w tym momencie ten tekst był już wśród moich faworytów. A potem to urwane zakończenie i niedowierzanie, jak można tak fajną opowieść zostawić w takim momencie. No jak? Przecież miałeś, autorze, jeszcze kilka tysięcy znaków zapasu, co więcej, śmiało można było kilka akapitów wyciąć bez straty dla tekstu, bo gdzieniegdzie zdążają się przydługie opisy.
Szkoda, wielka szkoda, bo tekst w porównaniu do konkurentów oryginalny, z bardzo pięknym, bajkowym klimatem, subtelny, pogodny i urokliwy.
Styl i język:
Styl dopasowany do gatunku. To co normalnie by mi przeszkadzało, czyli złożone zdania, długie opisy, powoli tocząca się akcja, tutaj sprawdza się znakomicie. Oddaje osobowość trolli, ich pojmowanie świata, ich spójność z naturą. Wszystko to pięknie gra.
Problemem są infodumpy, które brzmią jak wycinki z Wikipedii.
Wielkoobszarowe zamieranie lasu w Sudetach miało miejsce na przełomie lat 70tych i 80tych i spowodowało wylesienie 39 tysięcy hektarów, a to głównie przez immisje przemysłowe. Wskutek tego powstało toksyczne środowisko dla przyrody, dla drzew, które osłabione stanowiły dobrą pożywkę dla wszystkich szkodników i ostatecznie, umierały. Umierały porosty, mszaki, umierała flora, niemal czterokrotnie zmniejszyło się zagęszczenie ptaków. Ledwie kilkanaście lat temu proces deforestacji udało się nieco zatrzymać, i to tylko właśnie z pomocą ludzi.
Raz, że to zbyt szczegółowe, dwa, zawierające słownictwo nie pasujące do bajki i do trolli. Czy troll, nawet stary, wie co to hektar, czy wie co do deforestacja? To język ludzki i do tego język naukowo-techniczny. Psuje opowieść. Wybija z rytmu. Brzmi nienaturalnie, szczególnie w porównaniu z bardzo naturalnymi opisami przyrody, malowanymi jakby oczami dziecka.
Nadużywasz też słowa „biegacze”. Warto by zastosować czasem zamiennik, choćby „ludzie”, bo głównie nimi są dla naszego trolla.
Tematyka:
Tekst zgodny z tematem. Są góry, wszystkie trzy, jest fantastyka, jest pokazane ich piękno. Heroizm również. Tutaj nie mam obiekcji.
Potencjał motywacyjny:
Niewielki. Tekst jest delikatny i raczej wzruszający, niż pobudzający do działania.
Efekt wzruszenia:
Twoja bajka miejscami wzrusza. Dużo miejsca poświęciłeś, autorze, na przedstawienie wrażliwości oraz emocji Śmiałka i zrobiłaś to tak, że choć jest stworkiem wyimaginowanym, to staje się wiarygodny. Wiarygodność zaś sprawia, że jako czytelnik spoglądam na świat jego oczami, cieszę się tym, czym on się cieszy, smuci mnie to samo co i jego, oraz wzruszam się, gdy sytuacja ku temu sprzyja. Mocny element opowiadania.
Ps. Skąd ten tytuł? Szukałem Lipkova w Masywie Śnieżnika i nie znalazłem.
Moja punktacja konkursowa: Top10 (3.5)
Ocena portalowa: 4.9/6
PS. Przyznam się, że odrobinkę przeszacowałem tę ocenę, ale nie mogłem inaczej. Zdajesz się być początkująca, a zarazem w Twoim pisaniu jest zalążek wielkiego talentu. Szlifuj ten diament, nie zniechęcaj się krytyką, doceniaj ją, bo choć boli, to daje więcej niż tysiące pochwał. Bardzo bym nie chciał, by ten konkurs w jakikolwiek sposób zniechęcił Cię do pisania. Byłaby to wielka strata.
W konkursie, w ocenie zbiorczej, zajęłaś 11 miejsce. Było bardzo, bardzo blisko. Gdyby tylko ta kompozycja była w bardziej domknięta. Nieco wyraźniejsze zakończenie. Szkoda.
"Ludzie nie znają się kompletnie na magii, nawet jeśli, podobnie jak Jaskrawa Koszulka, zdarza im się zupełnie nieświadomie wypowiedzieć jakieś zaklęcie."
– Jaskrawej Koszulce
"wiejąc z prędkością do dwieście km na godzinę"
– do dwustu kilometrów
Głównym atutem opowiadania jest jego niesamowita lekkość, ale tez to, że udało się połączyć wątek biegaczy z czymś, co jest od tego wątku kompletnie odmienne. Czytając tekst nabrałem oczekiwań co do wrażeń końcowych, a tu nagle, ni z tego, niż owego, starszyzna skrzatów wygłasza wykład niezbyt skrzatowym językiem. Po chwili okazuje się, że wykład się ciągnie, a skrzaty reagują na ten język formalny jak na wciągającą opowieść. Rozumiem, że intencją było przemycić do opowiadania trochę wiedzy i historii i to jest ok, wręcz bardzo fajne. Gorzej niestety z wykonaniem – wypadałoby jednak trochę zmienić język na bardziej skrzatowy. Czy ten wykład starszyzny był pisany na podstawie Jadczyka?
Potem kończy się wykład i… okazuje się, że opowiadanie balansuje na krawędzi między czymś, co jest jednocześnie „samodzielnym tekstem i równocześnie fragmentem”, a właśnie samym tylko fragmentem. Czy może prequelem? Szkoda. Że limit znaków? Można było albo bardziej skompresować albo wykorzystać pomysł w pełnej formie poza konkursem.
Trochę ociężała forma ścierała się z lekkością treści – nad tym zdecydowanie warto popracować.
Podobał mi się wątek pokazania różnego podejścia biegaczy – jedni słuchający własnego organizmu, inni obserwujący przyrodę dookoła.
Przyznam, że z punktu widzenia jurorskiego mam dylemat z tym tekstem. Z jednej strony jak wspomniałem to bardziej prequel czegoś, żeby nie powiedzieć fragment. Z drugiej – w porównaniu z pozostałymi tekstami wprowadza zupełnie inny klimat…
Anonimie, będzie jakaś kontynuacja?
A do początkowych scen może pasować taka ścieżka dźwiękowa:
https://www.youtube.com/watch?v=sfmvNYx4ckQ
Macie całkowitą rację z zakończeniem, chyba jest nieco “ciosany”, choć niezależnie od limitu znaków ta historia miała się urwać. Miły wstęp, zbudowanie napięcia i pozostawienie czytelnika z “ach, co miało być dalej”. Nooo.. jak widać, nie wyszło to zbyt zręcznie. Mój błąd. Przelewanie myśli i uczuć na papier też jak widać trzeba porządkować, więc dziękuję za wszystkie uwagi, bo bardzo mi pomogły, zwłaszcza na przyszłość. Nawet jeśli nie poprawiałam za wiele w tekście (poza literówkami, błędami gramatycznymi), to nie z czystego lenistwa, ale … uważam, że byłoby to trochę nie fair, wrzucić coś swojego pod ocenę, a następnie zmieniać formę opisy, użyte sformułowania.. trochę jakby nauczyciel kazał już oddać kartkówkę, a ja bym jeszcze poprawiała zerkając, co ma kolega obok w ławce.
Aha, wyjaśniam pochodzenie nazwy Lipkovskie Chochliki. Chochliki mieszkały na Trójmorskim Wierzchu w Masywie Śnieżnika, gdzie swoje źródła mają : Nysa Kłodzka, dopływ Odry w zlewisku Morza Bałtyckiego, Lipkovski potok jako dopływ Cichej Orlicy, dorzecze Łaby, w zlewisku Morza Północnego i Morava, dopływ Dunaju w zlewisku Morza Czarnego.
Jeśli chodzi o kontynuację, to obiecałam, że będzie, jednak tymczasem Śmiałek gdzieś się schował i nie chce wrócić :( Pożyjemy, zobaczymy. Pozdrawiam :)
A, Anonimie, wyniki już są, więc można już się odanonimizować :-)
Zapomniałam na śmierć, a miałam wytknąć – co to za niepolskie litery, hmm? To “v”? Bracia Czesi przywieźli? :)
Wstęp obowiązkowy!
“Niestety mało czasu u mnie ostatnio. Toteż moje komentarze będą krótkie, kilkuzdaniowe. Zaręczam jednak, że teksty przeczytałem z taką uwagą i starannością, na jaką było mnie stać!”
Kto jest podmiotem w pierwszym akapicie? Dalej też problemy z podmiotami.
Skąd skrzat wiedział, co słychać w filharmonii?
Czepialstwo:
– “gdyby nie szara czapa padająca z nieba” – dopiero po spadnięciu czapa jest czapą;
– “dziewczyna w jaskrawej koszulce” – zima była?;
– “znowu schował się za konarem” – schować to się można za pniem; za konarem tylko podczas lewitacji;
– “swoich niebieskich źrenicach” – źrenice są czarne, bo to otwory są;
– “w Domu Ślaskim” – literówka;
– “otworzyli jakieś batoniki i zaczęli coś jeść” – nie coś, tylko właśnie baroniki;
– “widzących w górach nic poza czubkiem swojego nosa” – w tym wyrażeniu: “własnego nosa”;
– “ W niektórych opowiadaniach wyobraża się je” – raczej: są przedstawiane;
– “na szczycie drewnianego stołu” – u szczytu, ale to i tak kulawo brzmi;
– “proces deforestacji” – chochliki się tym zargonem posługują??
Za dużo infodumpów i fachowego słownictwa. Tekst kończy się tam, gdzie właściwie powinien się zacząć. Ale poza tym – bardzo fajna bajka, którą się dobrze czytało :)!
Jeden z fajniejszych tekstów w konkursie!
A czy zamiast się odanimizować, mogę to usunąć?
Ale dlaczego chcesz usunąć? Trafiłaś do tutejszej bibioteki, jest to wyróżnienie dla tekstu, tym bardziej cenne, że debiutanckiego. Miej też na uwadze, że jak to opowiadanie usuniesz, to stracisz wszystkie komentarze. Nie szkoda by Ci było? Nawet te krytyczne są przejawem tego, że ktoś bezinteresownie poświecił swój czas. :)
My tylko tak groźnie wyglądamy :D naprawdę jesteśmy słodcy i puchaci i lubimy czekoladę z pianką.
Prawo do usuwania jest zawsze, choć możesz też zwyczajnie przestawić z “opublikowane” na “kopia robocza” i wtedy mozesz potem przywrócić razem z komentarzami.
ALE
To przeciez nadal sympatyczne opowiadanie, które przyciągnęło trochę czytelników. W dodatku jest to też trochę czasu i wysiłku komentujących, którzy przecież mogliby nie dzielić się uwagami, a jednak poświęcili czas i rozpisali się (tak jak np. Regulatorzy, Ninedin, Drakaina, czy Asylum) – jak usuniesz tekst, to trochę jakbyś dała im do zrozumienia, że komentarze były niepotrzebne. Zobacz, ile tekstów tu pozostało :)
Wszystko, co mogłabym powiedzieć, powiedział już wilk, więc na fali listy przebojów wkleję tylko przebój. I – hej. Głowa do góry.
Usuwać coś fajnego?
Jakaś masochistyczna nowa tradycja czy cuś?
Nie usuwaj! Zostaw!
Dla mnie nie ma znaczenia, czy w pierwszej dziesiątce, czy poza nią. Chropowatość mi nie przeszkadza. Pisz dalej o Śmiałku bądź o kimś innym.
pzd srd:)
a
– sporym orzeźwieniem jest opowiadanie, które nie mówi o mężczyźnie w średnim wieku biegającym po górach i rozmyślającym o przeszłości; przyznaję punkty za oryginalność
– tekst zawiera mnóstwo błędów gramatycznych i interpunkcyjnych; pomijając ogólną poprawność, tekst napisany jest chaotycznie i w nienaturalny sposób (np. „Jej błyszczące zielone oczy nie wyglądały jak radość i nadzieja” – a jak wyglądają radość i nadzieja? Jak można wyglądać jak coś, co nie ma wyglądu? albo „Jest to zbyt duże zagrożenie dla nas wszystkich” zamiast prostego „zagrażają nam”), co utrudnia lekturę
– dużo infodumpów i opisywania, zamiast pokazywania (show; don’t tell)
– jednostki miary, których trolle raczej nie powinny znać; solidny research, ale podany w nieakceptowalny sposób
– opowiadanie jest prologiem do historii; rozmową poprzedzającą ciekawą akcję – szkoda, że ta nie następuje. To ryzykowne, urywać tekst w miejscu, w którym powinien się zaczynać, jako że pozostawia czytelników z niedosytem
– spełnienie warunków konkursowych jest, mamy góry, jest solidny research, istnienie heroizmu kwestionowałabym
– ogólnie przyjemna historia, wydaje mi się, że autor stawia dopiero pierwsze kroki – życzę powodzenia i mam nadzieję, że dodasz na forum niedługo kolejne opowiadanie :)
Pod wieloma względami zgadzam się z przedpiścami: sympatyczne opowiadanie, ale konstrukcja zachwiana – początek nieśpieszny i szczegółowy, a potem po łebkach. Co się stało z Kasią? Na plus walory edukacyjne, szkoda, że zostały podane w formie ciężko przyswajalnego infodumpu.
Ubierali kurtki przeciwdeszczowe,
No i czemu kurtki nadal ubrane? Przecież ostrzegali przed desantem z Łodzi, że się będzie czepiał. ;-)
Przy wszystkich niedostatkach (infodump , urwana historia, inne) opowiadanie sympatyczne, dobre na początek dnia albo na koniec. Rozbudować o dalszy ciąg, trochę przygód Śmiałka i Kasi, info edukacyjne w drobniejszych kawałkach. Będzie super bajka , lepsza od wszelkich Supermenów. Powodzenia. :) (Jakbyś nie był/była Anonimem, chętnie sięgnąłbym do innych Twoich opowiadań i do tego zmienionego. Tak mało jest opowiadań w NF bez krwi, trupów, horrorów i postapo. :( )