Żaden z mijanych ludzi nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia kilka lat, ani na mniej niż jakieś osiemnaście. Szczupłe, choć umięśnione ciała, jędrna skóra, sprężysty krok. Eryk wcale się temu nie dziwił. Wiedział, że on i żona prezentują się równie dobrze. Niczym żywa ilustracja hasła z plakatu wiszącego na ścianie szerokiego, przeszklonego korytarza:
„Zero zmarszczek, świetna kondycja, długie życie. Biomastic. Sen stał się jawą”.
Kiedy Eryk otworzył szerokie drzwi, znaleźli się w przytulnej poczekalni z miękkimi kanapami i stojakami pełnymi kolorowych pisemek. W środku czekało już kilka osób, równie młodych, jak mijane wcześniej.
Razem z żoną usiedli na sofie. Ona wyciągnęła mindfon sterowany myślami, on zaczął dyskretnie przyglądać się ludziom. Ktoś miał rękę na temblaku, inny – opatrunek na policzku, ale i tak wyglądali nieźle.
Eryk sięgnął po magazyn o autach. Pośród opisów nowych modeli samochodów biły po oczach reklamy największych osiągnięć z użyciem mieszanek biomasticu:
„Całkowita remisja choroby nowotworowej”.
„Regeneracja zmiażdżonej kończyny”.
„Wyleczenie ciężkiej wady serca”.
Przewrócił stronę. Kolejna reklama, tym razem wczasów na Wyspach Kanaryjskich.
– Patrz, Lena, ale okazja! – powiedział do żony.
– Mhm. – Ledwie zerknęła.
– Przecież marzyłaś, żeby się tam wybrać. Zobacz, jaka promocja! Jedziemy?
– Jak chcesz.
Eryk miał zapytać, co się stało, ale ekran nad drzwiami wyświetlił numer ID Leny.
– Poczekam na ciebie! – zawołała i pobiegła.
Chwilę później nad innym wejściem pojawiło się jego ID.
Wszedł do niewielkiego gabinetu z mnóstwem szafek na ścianach.
– Proszę usiąść – powiedział młody mężczyzna w białym fartuchu. – Eryk Skalski, lat sto cztery?
– To ja.
– W przeszłości regeneracja wątroby, stawów kolanowych, cofnięcie zmian miażdżycowych. Wszystko w ramach ubezpieczenia – mruczał lekarz, patrząc na ekran komputera. – Najnowszy skan ciała sprzed tygodnia: prawidłowy. Badania krwi i moczu w normie. Coś panu dolega?
– Zęby, panie doktorze. Ukruszyły się, kiedy spadłem z roweru i bolą, szczególnie w nocy.
Lekarz założył jednorazowe rękawiczki.
– Proszę otworzyć usta. Tak, przyda się pełna regeneracja jedynek, łącznie z kanałami. Przy okazji zajmiemy się tą zmarszczką pod okiem.
Przygotował zastrzyk, wtłaczając do strzykawki płyn z małej ampułki. Eryk poczuł lekkie ukłucie jak po ugryzieniu komara.
Później lekarz wlał zawartość dwóch białych fiolek do opatrzonego elektronicznymi wyświetlaczami urządzenia w kształcie sześcianu. Zapiszczało, kiedy nowa ampułka była gotowa. Ukłucie w dziąsło. Kolejne. Moment przeszywającego bólu, potem ulga.
– Zmarszczka już zniknęła, a zęby powinny zregenerować się do jutra. Następna wizyta za trzy miesiące. Gdyby coś się działo, proszę dzwonić. – Usłyszał, zanim wyszedł.
*
Eryk uruchomił silnik sportowego samochodu, dotykając brelokiem stacyjki. Na wyświetlaczu kliknął lokalizację „dom”.
– Znów jesteśmy okazami zdrowia – powiedział do żony, włączając klimatyzację. – Pora na zmianę zawodu. Minęło trzydzieści lat, mam prawo do pełnego przekwalifikowania, łącznie ze studiami. Ty chyba też? Pamiętam, że myślałaś o prawie.
– Mhm – mruknęła Lena.
Auto sunęło sześciopasmową szosą, wzdłuż której wznosiły się rzędy przeszklonych drapaczy chmur. Minęli ogromny supermarket przypominający wielopoziomową rezydencję, przejechali obok centrum rozrywki z przestrzennym kinem i działem symulacji cyfrowych.
– Uruchomili już wyprawę na Marsa! Idziemy? – zapytał z nadzieją.
– Może innym razem – odparła.
Nie poznawał jej, zwykle uwielbiała takie atrakcje.
– Lena, co się dzieje?
– Nic – odpowiedziała, próbując się uśmiechnąć. – Po prostu zastanawiam się, do czego to wszystko zmierza. Ciągle jesteśmy młodzi, prawie nieśmiertelni, ale czy kiedyś będziemy mogli powiedzieć, że żyliśmy naprawdę?
– Nie rozumiem…
– Stop, czerwone światło! – zawołał elektroniczny pilot auta.
Eryk wcisnął hamulec, wiedząc, że samochód i tak zwolniłby, gdyby on tego nie zrobił.
Lena wpatrywała się w trójkę osób na przejściu dla pieszych. Mężczyzna i kobieta prowadzili za ręce małą dziewczynkę.
Zorientował się, że chodzi o coś więcej niż tylko niecodzienny widok. Jego żona dosłownie chłonęła oczami drobną sylwetkę z jasnym warkoczykiem. Kiedy mała przewróciła się, a kobieta wzięła ją na ręce, Lena zrobiła gest, jak gdyby chciała przytulić dziecko do piersi.
– Zgłosiłabym nas do losowania – powiedziała.
– Daj spokój, przecież możemy robić tyle innych rzeczy – zaprotestował. – Taki maluch to same obowiązki.
– Nie chcę robić nic innego – spojrzała smutno.
Wyobraził sobie jej milczenie po całych dniach i skapitulował.
„Szansa, że wylosujemy zgodę na dziecko, jest minimalna” – pomyślał.
– Skoro to dla ciebie takie ważne, kochanie…
Rzuciła mu się na szyję, niemal prowokując wypadek. Dobrze, że samochód automatycznie skorygował tor jazdy.
*
– To okrutne, że nie można mieć dzieci, kiedy i ile się chce – mówiła Lena, robiąc przerwę w przeglądaniu strony internetowej sklepu z wózkami i ubrankami dla niemowląt.
– Popatrz na to z innej strony – odparł Eryk. – Coraz mniej ludzi umiera, a żyjemy znacznie dłużej. Biomastic wyeliminował większość chorób, bezpieczne auta zmniejszyły liczbę wypadków. Gdyby rząd Unii Światowej nie regulował liczby urodzin, groziłoby nam przeludnienie. A tak, jeden zastrzyk i problem z głowy.
– Nic nie rozumiesz – prychnęła i wróciła do przeglądania śpioszków.
*
Eryk otworzył drzwi mieszkania, przygotowany na kolejną rozmowę o wyborze wózka. Kiedy wszedł do salonu pełnego mebli z ekologicznych materiałów, jego wzrok padł na stolik. Na blacie zobaczył białe butki, maleńkie jak dla lalki. Obok leżała sterta kolorowych ubranek, smoczki i gumowe zwierzątka.
„Zaczyna przesadzać” – pomyślał.
– Lena!
Usłyszał odgłos otwieranych drzwi od łazienki. Żona weszła do pokoju ubrana w elegancką, czarną sukienkę, którą tak bardzo lubił. Jej oczy błyszczały.
– Trafiliśmy los! – zawołała, szeroko się uśmiechając. – Od jutra przez tydzień będziemy jeździć na leczenie, a później postaramy się o dzidziusia.
– To… dobrze – powiedział, ale się przestraszył. Dowożenie do jedynej szkoły na drugim końcu miasta, płacz w nocy i kłopoty z zachowaniem, o których czytał w Internecie. Jak sobie poradzą?
*
Lena stała przed lustrem w samej bieliźnie.
– Myślisz, że już widać? – zapytała, dotykając brzucha.
– Ja wiem? Może trochę – powiedział, nie chcąc jej rozczarować. – Przeglądam stronę szpitala. Trochę daleko, sto kilometrów, ale mają tam jedyną porodówkę w okolicy.
– Pokaż!
Zaczęli razem oglądać serwis. Eryk poczuł, że coraz bardziej wciąga go nowa rola.
*
Kiedy Lena obudziła go w nocy, od razu czuł, że stało się coś złego.
– Eryk, mój brzuch! Strasznie boli!
Prędko ubrali się, odpalił auto i wiózł żonę do szpitala.
– Tak bardzo się boję! – szeptała blada.
– Będzie dobrze. Jesteśmy młodzi i zdrowi, a biomastic poradzi sobie ze wszystkim. W szpitalu na pewno nam pomogą – przekonywał Lenę, ale cieszył się, że włączył opcję automatycznego pilota, bo zupełnie nie mógł skupić się na drodze.
*
Siedzieli w domu, na eleganckiej sofie, w ciszy raniącej uszy. Lena kołysała w ramionach małe butki. Eryk pluł sobie w brodę, że nie wyniósł ich do piwnicy razem z resztą niemowlęcej wyprawki. Ogarniała go złość i niedowierzanie, kiedy wspominał słowa lekarza.
„Tym razem biomastic nie dał rady. Za późno, przykro mi”.
Spojrzał na żonę. Nawet nie płakała, tylko trwała w milczeniu, tuląc te butki, a to wydawało się o wiele gorsze.
– Kupię bilety na Wyspy Kanaryjskie, chcesz? A za miesiąc możesz zacząć przekwalifikowywać się na adwokata. Pamiętasz, marzyłaś o tym?
Wzruszyła ramionami.
– Za rok nowe losowanie – odezwała się schrypniętym głosem, jakby zza grobu.
Wiedział, że prawdopodobieństwo trafienia zgody na dziecko dwa razy z rzędu było mniejsze niż wygranej w totolotka. Nie potrafił odebrać jej nadziei.
– Rok szybko minie – powiedział i objął ją ramieniem. Z przerażeniem pomyślał, że czeka ich jeszcze bardzo wiele pustych lat.