- Opowiadanie: kam_mod - Ostatnia

Ostatnia

Tekst po­wstał spon­ta­nicz­nie w ciągu ostat­nich kilku go­dzin jako re­flek­sja na opo­wia­da­nia kon­kur­so­we. Miłej lek­tu­ry.

 

By unik­nąć nie­po­ro­zu­mień – jest to tekst oby­cza­jo­wy, nie fan­ta­stycz­ny.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Ostatnia

1.

Przy­ci­szo­na roz­mo­wa wy­ry­wa mnie z za­my­śle­nia. Zer­kam na otwar­ty do­ku­ment; za­czy­na się opi­sem Ślęży, ale słowa nie brzmią wcale zna­jo­mo. Po­pra­wiam oku­la­ry i spo­glą­dam raz jesz­cze.

To bę­dzie ostat­nia książ­ka w moim życiu, po­sta­no­wi­łam. O gó­rach. Pierw­szy roz­dział na­pi­szę o Ślęży.

Tam wszyst­ko się za­czę­ło.

Kak mnogo! – wy­krzy­ku­je Na­ta­sza.

Ela opro­wa­dza ją po domu. Stoją w ko­ry­ta­rzu przed moimi drzwia­mi. Ten ko­ry­tarz za­wsze po­do­bał się go­ściom, bo jest pełen szczę­ścia z na­szej prze­szło­ści. Prze­pra­szam, gadam jak pi­sar­ka.

Jest ob­wie­szo­ny sta­ry­mi zdję­cia­mi.

Wsta­ję z fo­te­la i za­czy­nam cho­dzić po po­ko­ju. Nie­daw­no świę­to­wa­łam pięć­dzie­sią­te piąte uro­dzi­ny i coraz czę­ściej łupie mnie w krzy­żu. Prze­cią­gam się.

– To nasza ro­dzi­na – opo­wia­da Elż­bie­ta. – To z ostat­nich uro­dzin ta­tu­sia.

– A tu?

– Bar­tek. Naj­młod­szy.

– A oni? Pa­cho­ży­je! Bli­znie­cy?

– Nie, Pio­trek był naj­pierw – cichy stu­kot pa­znok­cia – a potem Paweł. A potem ja.

Szep­czą jesz­cze chwi­lę. Wy­glą­dam przez okno. Ku­pi­li­śmy ten dom z Wła­dy­sła­wem na sta­rość. Rok przed jego ostat­ni­mi uro­dzi­na­mi. Dom za Ko­mo­ro­wi­ca­mi, z wi­do­kiem na Ślężę.

Kra­si­wy­je – uzna­je Tasza. – Nu nie pa­ni­ma­ju, gdzie oni?

– Góry za­bra­ły – od­po­wia­da Elż­bie­ta.

 

2.

Na­kry­wa­my do ko­la­cji. Ela jest pra­co­wi­tą stu­dent­ką i tylko cza­sa­mi bywa w domu wie­czo­rem. Nie mie­szam się w to, nie wolno. Każdy sta­no­wi o sobie. Ja tylko ją uro­dzi­łam.

– Tasza bę­dzie z nami jadła – mówi moja córka, kła­dąc na stole trze­ci ta­lerz. – Jest po pro­stu sło­dziut­ka, po­lu­bisz ją, mamo.

Otwie­ram okno na oścież i pa­trzę na Ślężę. Nie­daw­no spadł deszcz i w po­wie­trzu czuć za­pach wio­sny, kwit­ną­cych ro­ślin oraz życia. Góra skry­wa się za mgłą, nie widzę szczy­tu. Bar­dzo do­brze; nie­na­wi­dzę jej.

Gdy sia­dam do stołu, Elż­bie­ta za­my­ka okno.

– Za­zię­bisz się – tłu­ma­czy mi jak dziec­ku.

Stół, przy któ­rym sie­dzi­my, jest duży, na sześć osób, z drew­na dę­bo­we­go. Na ob­ru­sie leżą ta­le­rze z ja­sno­nie­bie­skiej por­ce­la­ny z Bo­le­sław­ca, ręcz­nie ma­lo­wa­ne w drob­ne kwia­ty. Ser­wis dla gości, od świę­ta, na ważne dni.

Odkąd za­czę­łam umie­rać, każdy dzień jest ważny. Nie pa­mię­tam tylko…

Tasza do­łą­cza do nas; dziew­czy­na o sze­ro­kim uśmie­chu i wy­dat­nej szczę­ce; musi być w wieku Eli. Stu­ko­cze sztuć­ca­mi i wy­krę­ca prawy nad­gar­stek w zna­jo­mym ge­ście. Co ona tu robi?

– Nie przej­muj się, mama nie czuje się naj­le­piej – szep­cze Ela.

Uno­szę wzrok. Mru­gam z za­sko­cze­niem i się­gam po miskę z gnie­cio­ny­mi ziem­nia­ka­mi.

– Wy­star­czy po­wtó­rzyć, nie je­stem głu­cha – iry­tu­ję się. – Jak je­stem star­sza to już za­my­ślić się nie mogę, co? Dziś jest ważny dzień, Ela, skocz do piw­nicz­ki. Bę­dzie­my świę­to­wać.

– Co bę­dzie­my świę­to­wać? – do­py­tu­je Tasza, a ja za­sta­na­wiam się, co robi w na­szym domu. Jest sprzą­tacz­ką? Są­siad­ką?

Pew­nie ko­le­żan­ką Eli ze szko­ły.

Gdy moja córka wraca i roz­le­wa czer­wo­ne wino do trzech kie­lisz­ków, wzno­szę toast.

– Dziś za­czę­łam pisać nową książ­kę. Ostat­nią.

Pa­trzę na nie z trium­fem. Ela wie, ile wy­ma­ga­ło ode mnie po­rzu­ce­nie li­te­ra­tu­ry. Pi­sa­rze pra­cu­ją do śmier­ci. Nie prze­cho­dzą na eme­ry­tu­rę.

Na twa­rzy Elż­bie­ty nie widzę jed­nak spo­dzie­wa­nej ra­do­ści. W mil­cze­niu spusz­cza wzrok i ko­ły­sze winem w kie­lisz­ku.

– Na­praw­dę – za­pew­niam ją.

 Uśmie­cha się grzecz­nie.

– Do­brze, mamo.

 

3.

Po ko­la­cji pró­bu­ję na­pi­sać jesz­cze kilka zdań, ale mi nie idzie. Zmierz­cha już, gdy za­kła­dam kurt­kę i wy­cho­dzę na spa­cer.

Idę tak, że Ślężę mam za ple­ca­mi. Nie chcę na nią pa­trzeć. Wy­star­czy, że ona widzi mnie. Zło­dziej­ka.

Po­wie­trze jest mokre i cięż­kie od życia. Roz­ko­szu­ję się jego sma­kiem, sma­ku­ję za­pach, wdy­cham wio­sen­ną roz­kosz. Księ­życ jest już wy­so­ko na nie­bie, gdy od­naj­du­je mnie Na­ta­sza.

– Tu pani jest! Nie­lza tak zni­kać!

Prze­wra­cam ocza­mi.

Tasza wy­cią­ga pa­ra­sol­kę, znów ukła­da­jąc nad­gar­stek zna­jo­mo. Chwy­tam ją za prze­gub i pusz­czam zaraz, nie zna­la­zł­szy tego, czego szu­ka­łam.

– Wi­dzia­łaś mo­je­go męża?

Mil­czy.

– Nie ma go w domu, wiem, że go nie ma. Ślęża go za­bra­ła. Wła­dy­sław ko­chał ją bar­dziej niż mnie, choć ni­ko­mu nie po­wiem tego wprost. Wi­dzia­łaś Wła­dy­sła­wa? Po­zna­ła­byś go na pewno. Czar­ny wąsik, buty gór­skie za kost­kę, ja­sno­brą­zo­we, wiecz­nie opo­wia­da o gó­rach. Wi­dzia­łaś?

Tasza bie­rze mnie pod rękę. Idzie­my w stro­nę domu, a Ślężę mamy przed oczy­ma. Gó­ru­je nad nami, pa­no­szy się, trium­fu­je. Dziw­ka.

– Wy­krę­casz nad­gar­stek tak samo jak on, od­wrot­nie niż wszy­scy – wy­ja­śniam. – My­śla­łam, że zo­ba­czy­łaś to u niego.

– Nie cho­lod­no? – do­py­tu­je Tasza.

Myślę sobie teraz, że jest w zmo­wie ze Ślężą. Myślę całą drogę do domu, a gdy po­now­nie pytam o Wła­dy­sła­wa, dziew­czy­na mówi:

– Pani mąż zmarł na atak serca osiem­na­ście lat temu. Pa­mię­ta pani?

– Oczy­wi­ście, że pa­mię­tam – ob­ru­szam się – jak mo­gła­bym za­po­mnieć?

 

4.

Drzwi bal­ko­no­we otwie­ra­ją się ze skrzyp­nię­ciem. Wcho­dzi­my do sa­lo­nu. Elż­bie­ta śpi na ka­na­pie, wy­cią­gnię­ta w nie­wy­god­nej po­zy­cji, z ręką zwi­sa­ją­cą przy pod­ło­dze. W po­miesz­cze­niu pa­nu­je pół­mrok, a je­dy­nym źró­dłem świa­tła jest otwar­ty lap­top na ławie. Zimne, nie­bie­ska­we świa­tło pada na twarz mojej córki. Jest pięk­na.

Tasza włą­cza kin­kiet i znika cho­ro­bli­wa si­ność cery śpią­cej kró­lew­ny. Ela jest pięk­na, ale nie jest ładna – ma małe oczka, nos po Wła­dy­sła­wie i jego wy­so­kie czoło, i ten gry­mas cza­ją­cy się w pra­wym ką­ci­ku ust, wszyst­kie moje dzie­ci go miały.

Nie, Elż­bie­ta nie jest ładną dziew­czy­ną, jest jed­nak naj­pięk­niej­szym stwo­rze­niem, jakie wi­dzia­łam. Twarz roz­ja­śnia mi uśmiech. Ko­cha­łam moich chłop­ców z ca­łe­go serca, ale odkąd je­ste­śmy tylko we dwie, Elż­bie­ta stała się moim skar­bem.

Ostat­nim okru­chem szczę­ścia, myślę dra­ma­tycz­nie, bo prze­cież mi wolno. Je­stem pi­sar­ką.

Po­chy­lam się, by przy­kryć jej ciało kocem i wtedy widzę: na mo­ni­to­rze otwar­ta mapa. Od­chy­lam kom­pu­ter, by przyj­rzeć się do­kład­niej. Elż­bie­ta spraw­dza­ła, jak do­je­chać z Ko­mo­ro­wic na Śnież­kę.

Śnież­ka za­bra­ła mi Bart­ka.

Wrzask, krzyk, za­wo­dze­nie; nie mogę znieść tego dźwię­ku, niech ją ktoś uci­szy, kto drze mordę, kto za­wo­dzi? Wrzask, wrzask, wrzask, co za płuca! Niech jej ktoś przy­wa­li, hi­ste­rycz­ka!

Za­kry­wam uszy, by nie sły­szeć sko­wy­tu.

Do­pie­ro, gdy rumor za­mie­nia się w ciche po­ję­ki­wa­nie, opusz­czam dło­nie i otwie­ram oczy. Tasza i Elż­bie­ta pa­trzą na mnie prze­ra­żo­ne.

Za­my­kam usta i dźwięk urywa się.

 

5.

Na­stęp­ny dzień przy­no­si uko­je­nie. Słoń­ce przy­grze­wa moje plecy od rana, a ja roz­ko­szu­ję się pro­mie­nia­mi złota na skó­rze, sma­kiem roz­cień­czo­nej mle­kiem kawy i wi­do­kiem Ślęży. Zer­kam na nią od czasu do czasu, jakby mogła za­glą­dać mi przez ramię i czy­tać, co o niej piszę. Piszę dużo, dzie­sięć stron z rana i trzy ko­lej­ne po krót­kiej prze­rwie. Prze­ry­wam w po­ło­wie scenę za­rę­czyn Wła­dy­sła­wa i Mag­da­le­ny na szczy­cie Ślęży (zgro­ma­dze­ni tu­ry­ści wła­śnie uno­szą dło­nie do okla­sków), gdy z ko­ry­ta­rza do­bie­ga mnie dźwięk tłu­czo­ne­go szkła.

Brzdęk!

Pod­ry­wam się od kom­pu­te­ra i otwie­ram drzwi na oścież. Dwa kroki od mo­je­go po­ko­ju Tasza klę­czy, a na pod­ło­dze przed nią leży jeden z ob­raz­ków ze ścia­ny. Szkło sięga moich stóp. Dziew­czy­na chwy­ta jeden z odłam­ków, a w chwi­lę póź­niej po­ja­wia­ją się na nim czer­wo­ne smugi.

Głup­tas!

– Idź, opatrz to i wróć z szu­fel­ką.

Dziew­czy­na od­bie­ga, po­zo­sta­wia­jąc mnie ze zdję­ciem. Nie­do­brze. Sta­ram się nie pa­trzeć na nie, przez ko­ry­tarz zwy­kle cho­dzę ze spusz­czo­nym wzro­kiem. Pew­ne­go razu za­wie­si­łam wszyst­kie fo­to­gra­fie przo­dem do ścia­ny, ale Elż­bie­ta je od­wró­ci­ła. Uzna­ła to za jedno z moich dzi­wactw.

Zdję­cie jed­nak przy­zy­wa. Sy­re­ni głos nie po­zwa­la mi wró­cić do po­ko­ju. Gdy Tasza pod­cho­dzi ze zmiot­ką, trzy­mam je w ob­ję­ciach jak dziec­ko i po­cią­gam nosem. Moi chłop­cy.

– Piotr i Paweł? – za­ga­du­je dziew­czy­na, zmia­ta­jąc okru­chy szkła. – Kak apo­sto­ly?

Pry­cham.

– Piotr, Paweł, Elż­bie­ta… Bar­tek? Bar­tek nie.

– Ow­szem, Bar­tło­miej.

– I Mag­da­le­na. – Tasza spo­glą­da na mnie. – Re­li­gij­na ro­dzi­na.

– Nie. Już nie.

Dziew­czy­na wy­cią­ga z moich objęć fo­to­gra­fię i przez chwi­lę wpa­tru­je­my się w nią bez słowa.

Chłop­cy mieli wtedy może po pięt­na­ście lat; Wła­dy­sław od dziec­ka opo­wia­dał im o gó­rach. Mówił o na­szych za­rę­czy­nach na Ślęży, ale oni wo­le­li słu­chać o bo­ha­ter­skich wę­drów­kach ich ojca. Taka jest za­sa­da: chłop­cy do­ko­nu­ją he­ro­icz­nych czy­nów, dziew­czyn­ki sie­dzą w domu.

Głup­cy!

Wtedy tak nie uwa­ża­łam, ale ostat­nio za­czę­łam my­śleć, że to dziew­czę­ce sie­dze­nie w domu jest trud­niej­sze niż wę­drów­ka po gó­rach. Brak wie­ści, czar­ne sce­na­riu­sze w gło­wie, łzy bez­sil­no­ści. Od śmier­ci Wła­dy­sła­wa każda wy­pra­wa moich synów kosz­to­wa­ła mnie kilka lat życia. Po­dob­no nie­któ­rzy mają prze­czu­cia, gdy ich bli­scy umie­ra­ją, ale ja nic nie czu­łam. W cza­sie, gdy się za nich mo­dli­łam, le­że­li już mar­twi.

Teraz już się nie modlę. On nie ma mi nic do za­ofe­ro­wa­nia.

 Piotr, nasz pier­wo­rod­ny, był star­szy od Pawła tylko o dwa lata, ale od dziec­ka prze­wyż­szał brata o głowę. Wła­dy­sław zmarł, gdy star­szy z nich nie skoń­czył jesz­cze pod­sta­wów­ki. Zdą­żył ich za­truć mi­ło­ścią do gór.

– To zdję­cie z ich pierw­sze­go obozu – wy­ja­śniam Taszy. – Ty­dzień w Cze­chach. We­szli wtedy na Śnież­nik.

A Śnież­nik ich zabił, ale to za­cho­wu­ję dla sie­bie. Dziew­czy­na jed­nak słu­cha­ła uważ­nie opo­wie­ści Elż­bie­ty. Jej oczy roz­sze­rza­ją się w zdzi­wie­niu, usta roz­chy­la­ją. Chce coś po­wie­dzieć, ale mil­czy.

Głup­tas!

– Byłam tam na miej­scu – po­wie­dzia­łam. – Za­dzwo­ni­li po mnie ich zna­jo­mi, któ­rzy je­cha­li dru­gim sa­mo­cho­dem. Ktoś zna­lazł w rowie te­le­fon.

– Mamo, nie roz­pa­mię­tuj. – Sły­szę bła­gal­ny głos i uno­szę wzrok. Wy­da­wa­ło mi się, że to Elż­bie­ta, ale nikt nie stoi w progu.

Tasza wy­kru­sza resz­tę szkła i za­wie­sza fo­to­gra­fię z po­wro­tem na ścia­nie.

– Kie­row­ca był pi­ja­ny – cią­gnę. – Wszy­scy byli. Wy­na­ję­li domek pod Śnież­ni­kiem na syl­we­stra, ale skoń­czył im się al­ko­hol. Sa­mo­chód za­wi­nął się na drze­wie.

Głup­ta­sy!

 

6.

Znam swoją córkę i wiem, kiedy ma mi do po­wie­dze­nia coś, czego nie chcę usły­szeć.

Elż­bie­ta ob­li­zu­je górną wargę, zerka co jakiś czas, bie­rze wdech, by wy­rzu­cić to z sie­bie i spusz­cza ra­mio­na, cze­ka­jąc na ko­lej­ny dobry mo­ment.

Całą ko­la­cję roz­ma­wiam z Taszą, ob­ser­wu­jąc moją córkę kątem oka. Tasza jest rze­czy­wi­ście uro­cza i cza­sem nawet ro­zu­miem, o co mnie pyta. Roz­ma­wia­my o książ­kach, które na­pi­sa­łam do tej pory. Po­ka­zu­ję jej ga­blot­kę.

Kak mnogo – za­chwy­ca się.

Gdy roz­mo­wa urywa się gwał­tow­nie, spo­glą­dam na córkę. Elż­bie­ta ma za­ró­żo­wio­ne po­licz­ki, oczy jej błysz­czą. By ukryć pod­eks­cy­to­wa­nie, unika mo­je­go wzro­ku. Dłu­bie w su­rów­ce.

– Wy­du­sisz to z sie­bie wresz­cie? – pytam.

– Jadę w góry.

 

7.

– Jadę w góry – mówi Bar­tek.

– Znowu? – dziwi się Piotr. – Do­pie­ro co byłeś w Su­de­tach, skąd ty masz na to hajs?

Nie lubię słowa „hajs”. Mil­czę. Sie­dzi­my całą piąt­ką przy stole, jest nie­dzie­la, a w tle gra Fa­mi­lia­da. Na obiad miały być scha­bo­we, ale Piotr, który wró­cił do domu po kilku mie­sią­cach w Ho­lan­dii, po­pro­sił o chłod­nik.

Łyżki stu­ka­ją o od­święt­ne ta­le­rze w kwie­ci­sty wzo­rek.

– Bo ja… No, mamo, bo ja ci nie mó­wi­łem – ru­mie­ni się Bar­tek i wy­glą­da przez chwi­lę tak jak jego sio­stra osiem lat póź­niej – bo… bo ja cały rok jeź­dzi­łem na spo­tka­nia hi­ma­la­istów. I pra­co­wa­łem w week­en­dy. I od­kła­da­łem.

– Wiem – mówię, nie wie­rząc jesz­cze w to, co zaraz usły­szę.

Prze­cież to bez sensu. Hi­ma­la­iści są w te­le­wi­zji i tam jest ich miej­sce. Zwy­kłe chło­pa­ki nie jeż­dżą w Hi­ma­la­je. Udaję, że nie wiem, o co mu cho­dzi, do­pó­ki nie wy­ło­ży kawy na ławę.

– Całą grupą je­dzie­my zdo­by­wać Czo Oju – wy­ja­śnia Bar­tek. – Za­osz­czę­dzi­łem wy­star­cza­ją­co hajsu.

Przy stole za­pa­da cisza.

Drżą mi ręce, więc opusz­czam je na ko­la­na i za­ci­skam na ser­wet­ce. Mój syn spo­glą­da na mnie wy­cze­ku­ją­co. Przy­gry­za dolną wargę. Zaraz się za­cznie, mówią jego oczy. Zaraz się na­słu­cham.

Uśmie­cham się do niego.

– Mu­sisz nam zaraz wszyst­ko opo­wie­dzieć.

Co in­ne­go mogę zro­bić? To nie ja je­stem tutaj bo­ha­ter­ką.

 

8.

Po Czo Oju, tym naj­ła­twiej­szym, przy­szła pora na Dhau­la­gi­ri, a po nim Lhot­se. Lhot­se bałam się naj­bar­dziej, bo Ku­kucz­ka uczy­nił ten szczyt sław­nym w Pol­sce. Ale prze­cież to nie ja mia­łam się bać, to Bar­tek się bał, to on marzł i prze­zwy­cię­żał wła­sne sła­bo­ści. Ja nie mia­łam prawa.

Z każ­dej wy­pra­wy wra­cał po­waż­niej­szy i star­szy, a ja nie mo­głam prze­stać się dzi­wić, że wy­szedł kie­dyś spo­mię­dzy moich nóg.

Czo Oju go nie zabił, Dhau­la­gi­ri go nie zabił i nie zabił go Lhot­se.

Za­bi­ła go Śnież­ka.

– Mamo?

Nie, je­stem wobec niej nie­spra­wie­dli­wa. Za­bi­ła go wła­sna głu­po­ta. Śnież­ka wa­dzi­ła mi tylko tym, że tam była. Była świad­kiem jego śmier­ci. Wi­dzia­ła jego ostat­ni od­dech.

A ja nie. Nic nie po­czu­łam. Spa­łam jak suseł.

Od­ry­wam wzrok od dłoni za­ci­śnię­tych na ser­wet­ce. Przez chwi­lę prze­szłość mie­sza mi się z tym, co dzie­je się teraz. Mru­gam i po­zwa­lam chłop­com zwol­nić miej­sca przy stole. Roz­pły­wa­ją się. Znowu je­ste­śmy tylko my trzy. Dziew­czy­ny, nie bo­ha­ter­ki.

Elż­bie­ta wy­bie­ra się w góry.

A więc może dwie dziew­czy­ny i jedna bo­ha­ter­ka. Muszę być z niej dumna.

Gdy uno­szę wzrok, twarz mam ide­al­nie spo­koj­ną. Uśmie­cham się.

– Dokąd? Na jak długo? Z chłop­cem?

 

9.

Piszę całą noc. Świt za­sta­je mnie z trzy­dzie­sto­ma stro­na­mi książ­ki, roz­czo­chra­ną, w szla­fro­ku Wła­dy­sła­wa. Wresz­cie mam siłę, by mówić o gó­rach i na­pi­szę o nich całą praw­dę.

O siód­mej rano dru­ku­ję cały plik (pierw­szych sześć roz­dzia­łów) i z kub­kiem kawy sia­dam przy oknie. Ślęża uśmie­cha się do mnie.

Dzi­siaj je­ste­śmy w ko­mi­ty­wie.

Się­gam po czer­wo­ny dłu­go­pis, ale nie znaj­du­ję go tam, gdzie po­wi­nien leżeć. Wzdy­cham i od­kła­dam pa­pie­ry. Trze­ba po­wie­dzieć Taszy, by nie ru­sza­ła moich rze­czy.

Pod­cho­dzę do sto­li­ka, na któ­rym stoi ko­lej­na fo­to­gra­fia ro­dzin­na – na tej Bar­tek nie miał rocz­ku, a ja – ani jed­nej zmarszcz­ki. Elż­bie­ta sie­dzia­ła na ko­la­nach ojca, ro­ze­śmia­na. Pio­trek zaraz uszczyp­nie ją w plecy, już za mo­ment, tylko…

– Mamo? Nie spa­łaś?

Do­ro­sła Elż­bie­ta pod­cho­dzi do mnie. W dło­niach trzy­mam już gruby plik kar­tek, który wy­cią­gnę­łam spod ramki. Marsz­czę brwi. Zda­nia wy­glą­da­ją zna­jo­mo. To po­czą­tek książ­ki o Ślęży.

Od­ry­wam od niej wzrok i pa­trzę na plik, który wy­dru­ko­wa­łam dziś rano.

– Mamo, źle się czu­jesz? – do­py­tu­je Ela. Po­chy­la się nad kart­ka­mi. – Och, to twoja książ­ka.

Uno­szę brwi.

– Skąd wiesz? Ni­ko­mu jej nie po­ka­zy­wa­łam.

– Och, mamo.

Elż­bie­ta po­zwa­la mi do­my­ślić się praw­dy, co rodzi we mnie po­dej­rze­nie, że roz­ma­wia­my o tym nie pierw­szy raz.

W sto­sie pa­pie­rów od­naj­du­ję kil­ka­na­ście pierw­szych roz­dzia­łów mojej książ­ki – wszyst­kie są o Ślęży, każdy po swo­je­mu opo­wia­da hi­sto­rię za­rę­czyn Mag­da­le­ny i Wła­dy­sła­wa. Ela bez słowa wy­cią­ga z kre­den­su blok pa­pie­ru. Prze­glą­dam go.

– Ile lat to piszę? – pytam.

Jest wcze­sny ranek i wszyst­ko staje się jasne.

Słoń­ce wpada do po­ko­ju i roz­świe­tla jego ścia­ny; prze­śli­zgu­je się po ramce na zdję­cie i pięk­nej twa­rzy mojej córki. Za­glą­da do mojej głowy.

– Pięć – mówi Ela.

– Za­czę­łam, kiedy byłaś na stu­diach – przy­po­mi­nam sobie. – W chwi­lę po tym, jak mnie zdia­gno­zo­wa­li. Na­praw­dę mi się nie udało jej skoń­czyć? Szko­da. Całe życie chcia­łam na­pi­sać książ­kę o gó­rach.

– Wiem.

My, pi­sa­rze, nie prze­cho­dzi­my na eme­ry­tu­rę. Otrzą­sam się z gro­bo­we­go na­stro­ju i wra­cam do ży­wych.

– Na­praw­dę je­dziesz w góry? – za­ga­du­ję.

– Tak, wziąć udział w ma­ra­to­nie. Nic mi się nie sta­nie, nie martw się. Góry nie są takie strasz­ne. Te tutaj są prze­cież cał­kiem ni­ziut­kie. To nie wina Śnież­ni­ka, że chłop­cy je­cha­li pi­ja­ni, ani Ślęży, że tatuś do­stał za­wa­łu, ani Śnież­ki, że Bar­tek się wy­głu­piał i po­śli­zgnął. Wiesz, jaki był. Po Hi­ma­la­jach my­ślał, że jest nie­zwy­cię­żo­ny. Bo­ha­ter.

Od­naj­du­ję jej dłoń i za­ci­skam palce. Uśmie­cha się do mnie. Ro­zu­mie mnie! Wiem, że mnie ro­zu­mie. Nie muszę nic wy­ja­śniać.

– Pew­ne­go dnia za­po­mnę, wiesz? – mówię. – Za­po­mnę o nich. Cze­kam na ten dzień.

Elż­bie­ta drży. Dzień, który przy­nie­sie mi wy­ba­wie­nie, bę­dzie po­cząt­kiem jej pie­kła.

Już pa­mię­tam, co w na­szym domu robi Tasza.

 

10.

Elż­bie­ta wrzu­ca na tylne sie­dze­nie pas­sa­ta dwu­dzie­sto­li­tro­wy ple­cak, wy­peł­nio­ny za­le­d­wie do po­ło­wy. Ma na sobie spor­to­wy dres, buty ja­sno­brą­zo­we za kost­kę i opa­skę we wło­sach. Ten strój spra­wia, że wy­da­je się pra­wie ładna.

Ści­ska mnie na do wi­dze­nia, a w chwi­lę póź­niej sa­mo­chód rusza z pod­jaz­du. Cze­kam, aż znik­nie za za­krę­tem, a wtedy wra­cam do domu. Zo­sta­łam ostat­nia, ostat­nia z na­szej ro­dzi­ny. Elę prę­dzej czy póź­niej za­bio­rą mi góry; wiem to. Okrop­nie są sa­mo­lub­ne.

Lu­dzie mają cał­ko­wi­tą do­wol­ność w umie­ra­niu, sta­ram się sobie wy­tłu­ma­czyć. Nie mogę na­rzu­cać mojej woli Elż­bie­cie. Mogę trwać przy niej. Być jej opar­ciem.

Do­pó­ki wiem, kim jest.

Nie­na­wi­dzę tego, że po­zwo­li­łam Elż­bie­cie je­chać w góry. Je­stem tchó­rzem. Po­win­nam była zro­bić awan­tu­rę i po­sta­wić na swoim.

Za­czy­nam po­wo­li iść w stro­nę domu. Mam za­miar po­pra­co­wać nad swoją książ­ką.

To bę­dzie ostat­nia książ­ka w moim życiu, po­sta­no­wi­łam. O gó­rach. Pierw­szy roz­dział na­pi­szę o Ślęży.

Tam wszyst­ko się za­czę­ło.

Za­trzy­mu­ję się w progu i od­wra­cam się za sie­bie. Ślęża i ja mie­rzy­my się wzro­kiem. Mój wróg, moja mi­łość.

Wy­da­je mi się, że widzę na zbo­czu góry zna­jo­mą syl­wet­kę. Macha, zna­jo­mo kręci nad­garst­kiem. Nie wie­rzę wła­snym oczom.

– Mamo!

Bar­tek wy­pa­da z domu i przy­tu­la się do mnie. Jest dwa­kroć mo­je­go wzro­stu, sze­ro­ki jak niedź­wiedź, ale twarz ma ma­łe­go chłop­ca. Wy­bu­cham śmie­chem i obej­mu­ję go. Moje dło­nie wpa­da­ją w zna­jo­me miej­sca. Pa­mię­ta­ją, gdzie się za­ci­snąć.

– Mamo? Gdzie je­ste­ście? – pyta zna­jo­my głos.

Piotr i Paweł pod­cho­dzą do nas.

– A ty ile masz lat, że do mamy się le­pisz – pry­cha ten ostat­ni na nasz widok.

– Zo­staw go – pro­te­stu­ję. – Dziś wszyst­ko mu wolno. Gdzie wasz oj­ciec?

Sy­no­wie roz­stę­pu­ją się na boki, a ja widzę Wła­dy­sła­wa w tych jego bu­tach za kost­kę i z czar­nym wą­si­kiem. Nic się nie zmie­nił przez tych dwa­dzie­ścia lat. Oczy mu świe­cą mi­ło­ścią.

Dziś po­zwa­lam górom od­ku­pić swoje winy.

Koniec

Komentarze

Wow, to jest na­praw­dę mocne. Po­ru­sza te­ma­ty bar­dzo ży­cio­we – śmierć bli­skich, Al­zhe­imer. Koń­ców­ka skła­nia do re­flek­sji. Mało jesz­cze opo­wia­dań prze­czy­ta­łam w tym kon­kur­sie, ale widzę tu na­wią­za­nia do nie­któ­rych i za­sta­na­wiam się, czy są przy­pad­ko­we, czy może to są na­wią­za­nia do opo­wia­dań z wy­so­ką oceną, a może w ogóle nie ma tu na­wią­zań do kon­kret­nych opo­wia­dań, tylko ja mam ja­kieś schi­zy.

Na pewno jest na­wią­za­nie do ogółu, bo z tego, co za­uwa­ży­łam, miaż­dżą­ca więk­szość (jeśli nie wszyst­kie, nie wiem, nie spraw­dza­łam jesz­cze wszyst­kich) he­ro­icz­nych opo­wia­dań była o fa­ce­tach, a tutaj po­ka­za­ny jest ko­bie­cy he­ro­izm – ro­dze­nie dzie­ci, cze­ka­nie w domu w stre­sie i za­mar­twia­nie się o uko­cha­ną osobę, pewna go­rycz, że to prze­cież nie ja, jako ko­bie­ta, je­stem bo­ha­ter­ką, bo się nie męczę do­słow­nie, tylko sie­dzę w domu. Ale Ka­mi­lo (bo sądzę, że to Twoje), może dla­te­go było tak mało opo­wia­dań o ko­bie­cym he­ro­izmie, bo ko­bie­ty są tak he­ro­icz­ne, że nie trze­ba tego udo­wad­niać opo­wia­da­nia­mi?

No i ten inny he­ro­izm ko­bie­ty też jest, w oso­bie Elż­bie­ty – też ko­bie­ty mogą sobie je­chać w góry i do­ko­ny­wać he­ro­icz­nych czy­nów, a co!

Je­stem pod wra­że­niem, że w tak krót­kim cza­sie udało Ci się na­pi­sać tak po­praw­ne ję­zy­ko­wo i ładne tech­nicz­nie opo­wia­da­nie, cho­ciaż jest późno, to może pew­nych rze­czy nie za­uwa­ży­łam.

Opo­wia­da­nie oczy­wi­ście za­słu­gu­je na klika.

Noooo.

Szko­da, że to ju­ror­skie, bo IMHO bar­dzo, bar­dzo dobre, i gdy­bym to ja ju­ro­ro­wa­ła, to bym na­gro­dzi­ła. Za to, że jest o sta­rej ko­bie­cie, a nie o mło­dym męż­czyź­nie, i że ona musi zmie­rzyć się z górą w inny, zu­peł­nie inny niż oni spo­sób (przy czym nie umniej­szam war­to­ści tek­stów, które są o tym pierw­szym – po pro­stu bar­dzo się cie­szę, że i taki się w oko­ło­kon­kur­so­wej puli zna­lazł).

Kupił mnie ten tekst te­ma­tem i jego uję­ciem, kupił tą inną wizją he­ro­izmu, tu otwar­cie zresz­tą wy­punk­to­wa­ną, kupił wy­bo­rem trud­nej bo­ha­ter­ki-nar­ra­tor­ki i jej kon­se­kwent­nym po­pro­wa­dze­niem. Klik ode mnie.

ninedin.home.blog

Dzię­ku­ję ano­ni­mo­we­mu ju­ro­ro­wi, że zro­bił coś, co chcia­łam zro­bić, ale się nie wy­ro­bi­łam. Chcia­łam na­pi­sać nie­bio­rą­ce udzia­łu w kon­kur­sie opo­wia­da­nie o nie­mło­dej ko­bie­cie mie­rzą­cej się z górą i ma­ją­cej różne pro­ble­my ży­cio­we. Chcia­łam po­pro­sić jury o moż­li­wość za­miesz­cze­nia go (po ter­mi­nie) ano­ni­mo­wo i z ta­giem kon­kur­so­wym, ale za­zna­cze­niem, że to jest po­za­kon­kur­so­we. Jakże miło, że ktoś wpadł na po­dob­ny po­mysł, a jak­kol­wiek bo­ha­ter­ka jest bar­dzo od­mien­na od mojej i jej pro­ble­my też inne niż te, w które pla­no­wa­łam za­opa­trzyć bo­ha­ter­kę – dzię­ku­ję za ten tekst :)

http://altronapoleone.home.blog

Do­sko­na­łe! Po­diu­mo­we. Do­pra­co­wa­ne na błysk! Tro­chę mnie za­wsty­dzi­ło: po­ka­za­ło wzo­rzec:). Mam na­dzie­ję, że w an­to­lo­gii bę­dzie! Klik! P.s. I niech kto powie, że Góry nie łączą Ludzi. Łączą, i to jak!:). P.s.2: Tar­ni­na. Wg mnie na­pi­sa­ła Tar­ni­na. P.s.3 Tar­ni­na ma czy­tać, więc nie Ona. No to Kam, albo Chro;)

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Ryb­ciu, prze­czy­tam, ale nie muszę oce­niać. Nie masz po­ję­cia, jak się cie­szę XD

Dra­ka­ino, nic stra­co­ne­go :) Za­wsze mo­żesz na­pi­sać w przy­szło­ści (całe moje pi­sa­nie od­by­wa się w przy­szło­ści, teraz tylko tam dojść).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pięk­ny tekst! I po­wstał w kilka go­dzin… Hmmm… Cha­pe­aux bas!

Ujął mnie fakt, że nar­ra­to­rem jest osoba cier­pią­ca na Al­zhe­ime­ra. Jest to tak na­pi­sa­ne, że splą­ta­nie i za­pę­tle­nie bo­ha­ter­ki, jej błą­dze­nie w cza­sie, wcale nie spra­wia, że czy­tel­nik nie mógł­by się z nią utoż­sa­mić. Wręcz prze­ciw­nie, czy­ta­ją­cy staje po jej stro­nie i po­strze­ga ją jako po­stać zin­te­gro­wa­ną – to ona cały czas jest sobą i kro­czy pro­stą ścież­ką zwra­ca­jąc uwagę na rze­czy ważne, a nie­istot­ne (co? gdzie? kiedy? w ja­kiej ko­lej­no­ści?) oce­nia jako nie­istot­ne. 

Po­zwo­lę sobie wy­tknąć jeden ma­lut­ki błę­dzik:

widzę Wła­dy­sła­wa w swo­ich bu­tach za kost­kę…

widzę Wła­dy­sła­wa w jego bu­tach za kost­kę…

 

 Dzię­ku­ję za tekst.

 

Po­zdra­wiam smiley

Pięć­dzie­siąt pięć lat, to jesz­cze nie sta­rość, ni­ne­din :)

Neu­ro­lo­gu, to bo­ha­ter­ka mówi, że nie­daw­no ob­cho­dzi­ła pięć­dzie­sią­te piąte uro­dzi­ny, ale w jakim na­praw­dę jest wieku, nie wia­do­mo. Przy­naj­mniej ja tak zro­zu­mia­łam, a też zwró­ci­łam uwagę na ten sto­sun­ko­wo młody wiek ;).

To też na­wią­za­nie;)

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Na­wią­za­nie do czego?

I misię!:)

Nar­ra­cja po­pro­wa­dzo­na z że­la­zną kon­se­kwen­cją. Bo­ha­ter­ka przy­po­mnia­ła mi film „Iris”, który swego czasu zro­bił na mnie bar­dzo duże wra­że­nie, oraz koń­czo­ną wła­śnie książ­kę o Iwasz­kie­wi­czu. Wszyst­kie mo­ty­wy sple­cio­ne w pięk­ny war­kocz. Po­dob­nie wy­obra­żam sobie – Ją, z war­ko­czem.

Faj­nie, że już w bi­blio.

PS. Fan­ta­sty­ki nie za wiele, ale opa­no­wa­nie tre­ści – bar­dzo dobre.

PS.2 Zgła­szam do piór­ka.

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Dla osoby z ze­spo­łem al­zhe­imo­row­skim wiek nie jest ważny. Może mieć pięć­dzie­siąt i rów­nie do­brze osiem­dzie­siąt lat. Na pew­nym eta­pie nie jest w sta­nie okre­ślić swego wieku i daty uro­dze­nia.

Cho­dzi tylko o sfor­mu­ło­wa­nie “stara ko­bie­ta” wobec pani, która po­ten­cjal­nie liczy sobie pięć­dzie­siąt pięć lat. To dy­so­nans. Dla nie­któ­rych dro­biazg :)

To ona pa­mię­ta, że nie­daw­no miała 55. Ale przcież jej pa­mięć nie dzia­ła jak na­le­ży. To "nie­daw­no" może mieć ok. 20 lat…

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Swoją drogą, za­czy­nam się za­sta­na­wiać, dla­cze­go okre­śle­nie “stara ko­bie­ta” wzbu­dzi­ło tak oży­wio­ną dys­ku­sję… Ro­zu­miem, Neu­ro­lo­gu, że cho­dzi­ło Ci o błąd rze­czo­wy, gdy roz­po­czą­łeś ten wątek?

Pytam, po­nie­waż od­nio­słam wra­że­nie, że sfor­mu­ło­wa­nie “stara ko­bie­ta” od­bie­rasz (od­bie­ra­my?) jako uwła­cza­ją­ce/pe­jo­ra­tyw­ne. Może to być wra­że­nie mylne :).

Kawał do­brej li­te­ra­tu­ry! Świet­nie, wzru­sza­ją­co ujęty temat he­ro­izmu. Co praw­da fan­ta­sty­ki nie­wie­le, ale nie uj­mu­je to tek­sto­wi w żaden spo­sób. Prze­czy­ta­łam z nie­ma­łą przy­jem­no­ścią.

 

Sta­wiam, że au­tor­ką jest kam :3

Uży­wa­nie po­praw­nej pol­sz­czy­zny jest bar­dzo sek­sow­ne

@Neu­ro­lo­g1: ja sama mam czter­dzie­ści osiem, do­sko­na­le wiem, że to nie sta­rość :D ; nie zmie­nia to jed­nak faktu, że moim zda­niem bo­ha­ter­ka tego opo­wia­da­nia _jest_ starą ko­bie­tą: jest od lat wdową, ma do­ro­słe dzie­ci, ba – miała dzie­ci, które były mniej wię­cej do­ro­słe, kiedy jakiś czas temu stra­ci­ły życie; ma dłu­gie lata ka­rie­ry za sobą, co wię­cej – sama się po­strze­ga jako star­szą osobę., u kresu życia, z dużym ba­ga­żem do­świad­czeń. Te jej “55 uro­dzi­ny” mogły być rów­nie “nie­daw­no”, co de­cy­zja, że wła­śnie za­czy­na ostat­nią książ­kę: ona sądzi, że le­d­wie co to po­sta­no­wi­ła, córka mówi, że pisze ją od pię­ciu lat.

W ogóle tu jest tak, że jedną z IMHO naj­więk­szych zalet tego opo­wia­da­nia jest kon­se­kwent­nie nie­wia­ry­god­na nar­ra­tor­ka, ży­ją­ca jed­no­cze­śnie w róż­nych frag­men­tach swo­je­go czasu, z po­wo­du cho­ro­by, która ją do­tknę­ła. My jako czy­tel­ni­cy mu­si­my wy­grze­bać z jej słów to, co się kiedy na­praw­dę mogło zda­rzyć. IMHO ona ma co naj­mniej – mi­ni­mum – sześć­dzie­siąt lat, może nie aż tak wiele wię­cej. Od pię­ciu lat pisze ostat­nią książ­kę, z jej słów wy­ni­ka­ło­by, że mniej wię­cej wtedy zdia­gno­zo­wa­no u niej cho­ro­bę. Córka była wtedy na stu­diach. Mąż umarł osiem­na­ście albo dwa­dzie­ścia lat przed po­cząt­kiem akcji, kiedy chłop­cy, któ­rzy potem zgi­nę­li, byli pod ko­niec pod­sta­wów­ki; w mo­men­cie akcji mie­li­by pew­nie plus minus koło trzy­dzie­stu paru lat; sta­ty­stycz­nie naj­więk­sze szan­se są, że nar­ra­tor­ka ma koło sześć­dzie­siąt­ki. Nie jest zgrzy­bia­łą sta­rusz­ką, ale jest nie­wąt­pli­wie nie­mło­da.

 

PS. Okre­śle­nie “stara ko­bie­ta” w tym kon­kret­nym kon­tek­ście – gra­da­cji wieku fik­cyj­nej li­te­rac­kiej po­sta­ci – jest dla mnie aku­rat rów­nie neu­tral­ne, jak “młody męż­czy­zna” czy “małe dziec­ko”, ale je­że­li ktoś woli, mogę je za­stą­pić “se­nior­ką”.

ninedin.home.blog

Se­nior­ka???!

To był żart, ni­ne­din?

Sorki, ale na­praw­dę nie warto psuć bar­dzo do­bre­go opo­wia­da­nia no­wo­mo­wą!

pozdr.

 

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Rry­ba­ku, okre­śle­nie “stara ko­bie­ta” nie wy­stę­pu­je w opo­wia­da­niu, Ni­ne­din miała na myśli swój ko­men­tarz smiley

Ale “se­nior­ka” fak­tycz­nie jest pa­skud­na. Mnie się ko­ja­rzy z “ju­nior­ka­mi” – wią­za­ny­mi bu­ci­ka­mi dla dzie­ci, z cza­sów słusz­nie mi­nio­nych.

Fak­tycz­nie :). A już my­śla­łem że się Ano­nim oda­no­ni­mo­wał.

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Ładne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Tekst doj­rza­ły, wy­bit­nie na­stro­jo­wy, na­pi­sa­ny przez fa­chow­ca, który bar­dzo pewną ręką dzier­ży język i zmu­sza go do ro­bie­nia do­kład­nie tego, czego sobie życzy. Widać in­spi­ra­cję tek­sta­mi kon­kur­so­wy­mi – w ro­zu­mie­niu takim, że “Ostat­nią” od­bie­ram ra­czej jako li­te­rac­ką re­flek­sję i sze­ro­ko za­kro­jo­ny ko­men­tarz do wszyst­kie­go, co autor pod szyl­dem “Trój­ką­ta” prze­czy­tał.

Nie­mniej nawet jako sa­mo­dziel­ny utwór jest to li­te­ra­tu­ra wy­so­kich lotów, godna no­mi­na­cji i chwi­li za­sta­no­wie­nia. Co też uczy­nię.

Dobry tekst oby­cza­jo­wy. Po­ru­sza­ją­cy tre­ścią i prze­ży­cia­mi bo­ha­ter­ki. Cie­ka­we jest przed­sta­wie­nie zwłasz­cza cho­ro­by, na która cier­pi. Udała się sztu­ka przed­sta­wie­nia mie­sza­ją­cych się wspo­mnień w spo­sób nie­cha­otycz­ny – jako czy­tel­nik nie po­gu­bi­łem się ani razu.

Tech­nicz­nie jest też do­brze.

Tak więc kon­cert fa­jer­wer­ków na plus.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Bar­dzo udany wi­ze­ru­nek star­szej pani tkwią­cej w prze­szło­ści i z tru­dem od­naj­du­ją­cej się w te­raź­niej­szo­ści. Wia­ry­god­nie zo­sta­ły przed­sta­wio­ne za­pa­mię­ta­ne sceny i wy­da­rze­nia z daw­nych lat, i nie­zwy­kle tak­tow­nie opi­sa­ne sy­tu­acje ak­tu­al­ne, kiedy to Mag­da­le­nie zdaje się, że pa­nu­je nad wszyst­kim, a co oka­zu­je się złu­dze­niem. Nie dziwi mnie wcale spe­cy­ficz­ny sto­su­nek bo­ha­ter­ki do gór, o któ­rych mnie­ma, że ode­bra­ły jej naj­bliż­szych, ale i nie dziwi też, że do de­cy­zji córki pod­cho­dzi ze zro­zu­mie­niem.

Czy do­brze się do­my­ślam, że Na­ta­sza jest part­ner­ką Elż­bie­ty?

Przy oka­zji dodam, że wy­jąt­ko­wo nie po­do­ba mi się na­zy­wa­nie Na­ta­szy Taszą, bo wraz z tym mia­nem staje mi przed ocza­mi wy­pa­ko­wa­na torba, na którą Ślą­za­cy mówią tasza. ;)

 

Stół, przy któ­rym sie­dzi­my, jest ob­szer­ny, na sześć osób, z drze­wa dę­bo­we­go. ―> O stole nie po­wie­dzia­ła­bym, że jest ob­szer­ny, zwłasz­cza że stół sze­ścio­oso­bo­wy wcale nie jest czymś nad­zwy­czaj­nym. 

Stół, przy któ­rym sie­dzi­my, jest duży, na sześć osób, z drew­na dę­bo­we­go.

Za SJP PWN: ob­szer­ny  1. «zaj­mu­ją­cy duży ob­szar, ma­ją­cy dużo miej­sca we­wnątrz» 2. «o ubra­niu: duży i luźny» 3. «o tek­ście: długi, szcze­gó­ło­wy» 4. «za­kro­jo­ny na sze­ro­ką skalę, ma­ją­cy duży za­sięg»

 

Słoń­ce przy­grze­wa moje plecy od rana, a ja roz­ko­szu­ję się pro­mie­nia­mi na mojej skó­rze… ―> Czy wszyst­kie za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

Sy­re­ni głos nie po­zwa­la mi wró­cić do po­ko­ju. Gdy Tasza wraca, trzy­mam… ―> Po­wtó­rze­nie.

 

– Bo ja… No, mamo, bo ja ci nie mó­wi­łem – ru­mie­ni się Bar­tek i wy­glą­da… ―> – Bo ja… No, mamo, bo ja ci nie mó­wi­łem  – Bar­tek ru­mie­ni się i wy­glą­da

 

Drżą mi ręce, więc opusz­czam je na ko­la­na i za­ci­skam na ma­te­ria­le ser­wet­ki. ―> A nie można zwy­czaj­nie: …i za­ci­skam na ser­wet­ce.

 

a ja nie mo­głam wyjść ze zdzi­wie­nia, że wy­szedł kie­dyś… ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

No do­brze, chcia­ło się być cicho, ale tu tyle mi­łych i cie­ka­wych rze­czy piszą, że aż palce świerz­bią, by od­po­wie­dzieć.

 

@So­na­to,

 

Dzię­ku­ję ci bar­dzo za jakże ładny i po­chleb­ny ko­men­tarz!

 

Co praw­da bo­ha­ter­ką opo­wia­da­nia jest ko­bie­ta, ale nie było moim za­mia­rem wpro­wa­dza­nie po­dzia­łu na he­ro­izm dam­ski i męski. Widzę za to wy­raź­ny po­dział na he­ro­izm ak­tyw­ny i bier­ny – i ten ostat­ni jest trud­niej­szy do po­ka­za­nia w li­te­ra­tu­rze, bo mniej wi­do­wi­sko­wy. Spójrz­my na Mag­da­le­nę: przez treść opo­wia­da­nia spa­ce­ru­je, sie­dzi przed kom­pu­te­rem i je obiad. Trze­ba było się tro­chę na­gim­na­sty­ko­wać, by tej odro­bi­ny akcji wy­star­czy­ło na cały tekst, jed­no­cze­śnie nie za­nu­dza­jąc czy­tel­ni­ka.

Rzecz tyczy się nie tylko he­ro­izmu: li­te­ra­tu­ra nie lubi bier­no­ści.

 

może dla­te­go było tak mało opo­wia­dań o ko­bie­cym he­ro­izmie, bo ko­bie­ty są tak he­ro­icz­ne, że nie trze­ba tego udo­wad­niać opo­wia­da­nia­mi?

Nie uwa­żam, by li­te­ra­tu­ra słu­ży­ła jako po­twier­dze­nie rze­czy­wi­sto­ści – jest od życia znacz­nie cie­kaw­sza, faj­niej­sza, bar­dziej kom­plet­na. Li­te­ra­tu­ra jest cie­ka­wą fan­ta­zją ma­ją­cą swoje źró­dło w rze­czy­wi­sto­ści. Na­to­miast zga­dzam się, że za mało mówi się o tym he­ro­izmie bier­nym, który zjada czło­wie­ka od środ­ka, a i wy­ma­ga ner­wów ze stali.

 

Py­tasz o na­wią­za­nia w tek­ście do po­zo­sta­łych opo­wia­dań – nie są świa­do­me, na­to­miast mie­siąc czy­ta­nia o gó­rach spra­wia, że w gło­wie po­zo­sta­je nie­wie­le prócz tre­ści opo­wia­dań, więc nie dziwi mnie, jeśli są.

 

Jesz­cze raz dzię­ku­ję – ogrom­na przy­jem­ność do­stać taki ko­men­tarz jak twój.

 

 

@Ni­ne­din,

 

Dzię­ku­ję za miłe słowa i no­mi­na­cję, wiele to dla mnie zna­czy. Szcze­gól­nie cie­szy, że Mag­da­le­na oka­za­ła się prze­ko­nu­ją­cą bo­ha­ter­ką – autor mar­twił się, że nie bę­dzie w sta­nie prze­ko­nu­ją­co na­pi­sać bo­ha­ter­ki, z którą ma tak nie­wie­le wspól­ne­go.

 

@Dra­ka­ino,

 

Co praw­da z two­je­go ko­men­ta­rza nie wy­ni­ka jed­no­znacz­nie, czy prze­czy­ta­łaś opo­wia­da­nie, ale po­zwo­lę sobie wy­su­nąć po­dej­rze­nie, że tak – a więc dzię­ku­ję za lek­tu­rę i cie­szę się, że twoje pra­gnie­nie zo­sta­ło speł­nio­ne. Na zdro­wie.

 

 

@R­ry­ba­ku,

 

Oj, taki ko­men­tarz od tak uda­ne­go au­to­ra! Kła­niam się i do zo­ba­cze­nia pod twoim opo­wia­da­niem.

 

 

@Fa­cies,

Wspo­mi­nasz, że tekst po­wstał w tak krót­kim cza­sie – myślę, że po­ka­zu­je to, jak ważne jest, by autor sia­da­jąc przed kom­pu­te­rem wie­dział, co chce po­wie­dzieć. Nie samą hi­sto­rię scena po sce­nie, ale to, o czym na­praw­dę jest opo­wia­da­nie.

 

"Ostat­nia" jest kry­ty­ką okre­ślo­ne­go spo­so­bu my­śle­nia, ale także prze­la­niem uczuć au­to­ra wobec gór i bez­sil­no­ści – pro­ce­su ak­cep­ta­cji tego, na co nie mamy wpły­wu. Jest też wy­ra­że­niem stra­chu au­to­ra przed umie­ra­niem za życia.

 

Bar­dzo Ci dzię­ku­ję za twój ko­men­tarz, spra­wił mi wiele przy­jem­no­ści.

 

 

@A­sy­lum oraz @sy,

 

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz i no­mi­na­cję! Bar­dzo się cie­szę, że Mag­da­le­na przy­pa­dła Wam do gustu.

 

 

@Anet,

Dzię­ku­ję!

 

 

@Wik­tor Or­łow­ski,

 

Bar­dzo miło czyta się ko­men­tarz z któ­re­go wy­ni­ka, że opo­wia­da­nie zo­sta­ło zro­zu­mia­ne do­kład­nie tak, jak autor sobie za­pla­no­wał. 

 

“Ostat­nią” od­bie­ram ra­czej jako li­te­rac­ką re­flek­sję i sze­ro­ko za­kro­jo­ny ko­men­tarz do wszyst­kie­go, co autor pod szyl­dem “Trój­ką­ta” prze­czy­tał.

Tak wła­śnie miało być. Dzię­ku­ję za ko­men­tarz i no­mi­na­cję.

 

@No­Whe­re­Man,

Dzię­ku­ję za lek­tu­rę i no­mi­na­cję! Bar­dzo się cie­szę, że udało mi się Cie­bie po­ru­szyć – przy­zna­ję z lek­kim za­wsty­dze­niem, że i mnie jedna łezka spły­nę­ła przy pi­sa­niu za­koń­cze­nia.

 

 

@Re­gu­la­to­rzy,

 

Twój ko­men­tarz spra­wił mi ogrom­ną ra­dość. Na twoją opi­nię cze­ka­ło mi się z naj­więk­szym nie­po­ko­jem, bo będąc w wieku Mag­da­le­ny naj­ła­twiej wy­ła­pa­ła­byś fałsz czy słabą bu­do­wę tej po­sta­ci.

 

Jeśli cho­dzi o Na­ta­szę i Elż­bie­tę – co praw­da nie było to moim za­my­słem (to istot­ne, kiedy Mag­da­le­na mówi, że już wie, co w ich domu robi Na­ta­sza – zaraz po uświa­do­mie­niu sobie, że jest chora) – na­to­miast jest to także miłą in­ter­pre­ta­cją i złego słowa nie po­wiem. Bar­dzo mnie cie­ka­wi, jak rolę Na­ta­szy ode­bra­li po­zo­sta­li czy­tel­ni­cy.

 

To dla mnie no­wość, że na ślą­sku słowo tasza ma zu­peł­nie inne zna­cze­nie. Na wszel­ki wy­pa­dek jed­nak za­pew­nię, że Tasza to na wscho­dzie bar­dzo po­pu­lar­ne zdrob­nie­nie od Na­ta­szy.

 

Dzię­ku­ję Ci bar­dzo za lek­tu­rę! Po­praw­ki wpro­wa­dzo­ne.

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Ano­ni­mie, i ja się cie­szę, że mój po­de­szły wiek mógł oka­zać się atu­tem, utwier­dza­ją­cym Cię w prze­ko­na­niu o wła­ści­wie na­kre­ślo­nej po­sta­ci. Co praw­da nie mogę w pełni utoż­sa­mić się z bo­ha­ter­ką, bo choć tra­pią mnie różne do­le­gli­wo­ści, to Al­zhe­imer, jak do tej pory, ła­ska­wie omija. Nie wiem też, jak to jest stra­cić męża i synów, bo męża cią­gle mam, za to dzie­ci nie mia­łam nigdy. Do­my­ślam się jed­nak, że takie prze­ży­cia od­ci­ska­ją trwa­ły ślad w psy­chi­ce i to­wa­rzy­szą ko­bie­cie po kres jej dni.  

Cie­szę się, że uwagi oka­za­ły się przy­dat­ne. ;)  

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

I ja ta­kich do­świad­czeń nie mam, więc próba wy­obra­że­nia sobie co prze­ży­wa osoba tak do­świad­czo­na przez los mogła za­koń­czyć się nie­prze­ko­nu­ją­cą bo­ha­ter­ką i przez to kiep­ską lek­tu­rą. Cie­szy więc, że za­cho­wa­nie Mag­da­le­ny nie gry­zie.

Obyś nigdy nie mogła w pełni utoż­sa­mić się z Mag­da­le­ną, re­gu­la­to­rzy ;) 

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Ano­ni­mie, mimo braku rze­czo­nych do­świad­czeń spi­sa­łaś/eś się świet­nie, a po­stać Mag­da­le­ny jest nad wyraz prze­ko­nu­ją­ca, a jej za­cho­wa­nie, rzecz jasna, nie gry­zie. ;)

Oby dla Cie­bie, Ano­ni­mie, do­świad­cze­nia, które były udzia­łem Mag­da­le­ny, na za­wsze zo­sta­ły terra in­co­gni­ta.

 

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ja tylko wtrą­cę, że imo Na­ta­sza była Ukra­in­ką za­trud­nio­ną do opie­ki nad chorą Mag­da­le­ną i to wła­śnie M. sobie uświa­do­mi­ła – że jest chora i po­trze­bu­je opie­ki. A opo­wia­da­nie dobre, de­li­kat­ne, wy­wa­żo­ne i zgrab­nie po­ka­zu­je za­rów­no los samej bo­ha­ter­ki jak i trud­ny obo­wią­zek, jaki spadł na Elż­bie­tę. Co praw­da, zna­łam po­dob­ny przy­pa­dek (cio­cia chora na Al­zhe­ime­ra, mąż nie żył, syn po­peł­nił sa­mo­bój­stwo, opie­ko­wa­ła się nią córka) i w rze­czy­wi­sto­ści wy­glą­da to dużo go­rzej, ale nie prze­szka­dza mi to w do­ce­nie­niu Two­je­go por­tre­tu cho­ro­by.

Pod­czas lek­tu­ry przy­po­mi­nał mi się jeden z od­cin­ków se­ria­lu "Ca­stle Rock" (opar­te­go na całej twór­czo­ści S. Kinga) za­ty­tu­ło­wa­ny "The Queen", w któ­rym chora na Al­zhe­ime­ra po­stać (re­we­la­cyj­nie za­gra­na przez Sissy Spa­cek) wę­dru­je… albo nie, nie będę spo­ile­ro­wal, to trze­ba zo­ba­czyć (po­dob­nie jak cały se­rial). Po­wiem tylko, że wspo­mnia­ny epi­zod jest po pro­stu zna­ko­mi­ty i jesz­cze cze­goś ta­kie­go w tv nie wi­dzia­łem.

No i nie­ste­ty chyba to pod­świa­do­me po­rów­ny­wa­nie do tak świet­ne­go uję­cia te­ma­tu (sy­pią­cy się świat star­szej ko­bie­ty cier­pią­cej na de­men­cję) prze­wa­ży­ło za moim NIE. Prze­wa­ży­ło ale nie za­de­cy­do­wa­ło.

Za­cznę jed­nak od zalet. Na pewno le­piej i bar­dziej po­wścią­gli­wie daw­ku­jesz emo­cje od wielu nad­wraż­liw­ców por­ta­lo­wych. Nad­mier­ne epa­to­wa­nie emo­cja­mi było moim głów­nym za­rzu­tem m.in. wobec in­ne­go, po­dob­nie prze­sy­co­ne­go uczu­cia­mi kon­kur­so­we­go tek­stu ("Wie­lo­ry­by…"). Tutaj jest to bar­dziej sto­no­wa­ne, ła­god­niej­sze, wy­wa­żo­ne. Nie­ste­ty, za to jesz­cze moc­niej gry­zie mnie sama pod­sta­wa emo­cjo­nal­na tek­stu, czyli sy­tu­acja wyj­ścio­wa. W tam­tym opo­wia­da­niu była "tylko" roz­dmu­cha­na trau­ma z dzie­ciń­stwa i cho­ro­ba ojca, tutaj mamy Al­zhe­ime­ra nar­ra­tor­ki, do tego tra­gicz­ną śmierć nie­mal całej jej ro­dzi­ny i nie­ja­ko za­po­wie­dzia­ną śmierć córki – to wg mnie bar­dzo cięż­kie ar­ma­ty. Przy­znam szcze­rze, że nie lubię, gdy Autor epa­tu­je ta­ki­mi sku­mu­lo­wa­ny­mi dra­ma­ta­mi w fa­bu­le. Gdy bie­rze mnie za za­kład­ni­ka uczuć już od pierw­szych aka­pi­tów, sta­wia­jąc bo­ha­te­ra w eks­tre­mal­nie do­łu­ją­cej sy­tu­acji (edit. poza tym jak mam się na­praw­dę prze­jąć skoro nie po­zna­łem bo­ha­ter­ki wcze­śniej, nie po­lu­bi­łem i do­pie­ro wtedy nie prze­ży­łem z nią tej tra­ge­dii, tylko od razu je­stem po­sta­wio­ny przed ową tra­ge­dią w tek­ście?). W po­wyż­szym opo­wia­da­niu robi się nie­mal jakiś su­dec­ki "Sze­re­go­wiec Ryan" ;) , w któ­rym matce osta­je się tylko jeden syn z czte­rech i warto po­świę­cić pół plu­to­nu, żeby go spraw­dzić do domu (tyle że to jed­nak była wojna i żoł­nie­rze wal­czą­cy w Nor­man­dii, a nie mi­ło­śni­cy wy­praw w nie­wy­so­kie, pol­skie góry).

Od stro­ny tech­nicz­nej trud­no się cze­goś przy­cze­pić. Wy­ko­na­nie jest bar­dzo dobre, za­rów­no w war­stwie ję­zy­ko­wej, jak i warsz­ta­to­wej. Może tylko w pew­nych punk­tach wy­da­je mi się na­zbyt "efek­ciar­skie" i jakby ob­li­czo­ne na wy­wo­ła­nie emo­cji ni­czym w ame­ry­kań­skim fil­mie krę­co­nym pod Aka­de­mię Fil­mo­wą. 

Duży plus za nie­ty­po­wą i cha­rak­te­ry­stycz­ną po­stać głów­ną. Także za tytuł, pro­sty, ale wie­lo­znacz­ny w kon­tek­ście opo­wia­da­nej hi­sto­rii (ostat­nia książ­ka/dziec­ko/czło­nek ro­dzi­ny).

I na ko­niec naj­więk­szy… minus. Za ab­so­lut­ny brak fan­ta­sty­ki. Autor nawet nie udaje, że pró­bu­je prze­my­cić w tek­ście ja­kie­kol­wiek ele­men­ty fan­ta­stycz­ne. Dla mnie to opo­wia­da­nie, to naj­zwy­czaj­niej­sza oby­cza­jów­ka. 

A to, jak można po­ru­sza­ją­co opo­wie­dzieć o Al­zhe­ime­rze w kon­wen­cji fan­ta­stycz­nej, warto zo­ba­czyć we wspo­mnia­nym na wstę­pie se­ria­lu.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło. To zde­cy­do­wa­nie naj­lep­szy Twój tekst, jaki czy­ta­łem. Taki już o półkę wyżej od wcze­śniej­szych. Bar­dzo doj­rza­ły, za­rów­no na po­zio­mie ludz­kim, jak i li­te­rac­kim. Taki, w któ­rym każdy ele­ment jest sto­so­wa­ny z pełną świa­do­mo­ścią tego, w jaki spo­sób ma na czy­tel­ni­ka wpły­nąć, i tak wła­śnie wpły­wa. Zwo­dzisz czy­tel­ni­ka gó­ra­mi, które oka­zu­ją się je­dy­nie za­sło­ną dymną do pro­ble­mu dużo waż­niej­sze­go. Co wię­cej, to końca nie wia­do­mo, co osta­tecz­nie jest praw­dą, a co wy­obra­że­niem. Bo prze­cież w koń­ców­ce, w sce­nie gdy za­rów­no sy­no­wie, jak i mąż, przy­cho­dzą do domu, wcale nie jest oczy­wi­ste, że to tylko wspo­mnie­nia. Rów­nie do­brze mogą wciąż żyć, a gór­skie trau­my to je­dy­nie cho­ro­bo­we ob­ja­wy. Ca­łość jest nie­jed­no­znacz­na i po­zo­sta­wia wiele moż­li­wo­ści in­ter­pre­ta­cyj­nych, ale jedno po­zo­sta­je nie­zmien­ne. Ko­bie­ta cier­pi i to jej cier­pie­nie jest od­czu­wal­ne, bez wzglę­du na to, jaka jest rze­czy­wi­stość.

Fakt, że ktoś za­su­ge­ro­wał moje au­tor­stwo tego opo­wia­da­nia trak­tu­ję jako kom­ple­ment. :)

Gdyby brało ono udział w kon­kur­sie, zna­la­zło­by się w mojej pierw­szej piąt­ce. Ale że nie bie­rze, to po­zwo­lę sobie je­dy­nie no­mi­no­wać do piór­ka.

Moja ocena: 5.25/6.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Dzień dobry!

Nie wiem, czy kogoś za­sko­czy moje au­tor­stwo, ale po­zwo­lę sobie dra­ma­tycz­nie zrzu­cić maskę ;) Kar­mel­ki dla wszyst­kich, któ­rzy po­praw­nie zga­dli :)

 

 

Bello, do­brze od­czy­ta­łaś moje in­ten­cje. Ale wer­sja Reg też nie jest mi nie­mi­ła :))) Może zresz­tą jedna i druga są praw­dzi­we? :)

Tak, opo­wia­dam brzyd­ką hi­sto­rię w ładny spo­sób – tro­chę tu oszu­ku­ję. Gdyby nar­ra­tor­ką była Elż­bie­ta, by­ło­by dużo bar­dziej po­nu­ro i gorz­ko. Mag­da­le­na dry­fu­je sobie ra­do­śnie na swo­jej chmur­ce, nie­świa­do­ma tego, jak rani ludzi wokół, po­chło­nię­ta swoją książ­ką – ty­po­wa pi­sar­ka.

Dzię­ku­ję za lek­tu­rę!

 

 

Ma­ra­sie, na twój ko­men­tarz od­po­wiem za kilka dni.

 

 

Chru­ści­ku, dzię­ki, dzię­ki, dzię­ki :) Sza­le­nie mi miło. Twoja in­ter­pre­ta­cja jest za­ska­ku­ją­ca, ale też cie­szy mnie, że tekst można od­czy­ty­wać na tyle spo­so­bów, a wszyst­kie mają ręce i nogi. No i za­wsze faj­nie, jak czy­tel­nik widzi w tek­ście wię­cej niż autor :)

 

Gdyby brało ono udział w kon­kur­sie, zna­la­zło­by się w mojej pierw­szej piąt­ce. Ale że nie bie­rze, to po­zwo­lę sobie je­dy­nie no­mi­no­wać do piór­ka.

A to bar­dzo wy­so­ko jak na tekst, który nie speł­nia jed­ne­go z wa­run­ków kon­kur­so­wych (nie jest opo­wia­da­niem fan­ta­stycz­nym) :) Bar­dzo się cie­szę!

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Zer­kam na otwar­ty do­ku­ment;

Czy ten frag­ment to takie mru­gnię­cie okiem do tego, co pi­sa­łem w wątku ju­ror­skim o wy­jąt­ko­wej po­pu­lar­no­ści śred­ni­ków w tek­stach? ;P 

 

Ja tak w ostat­niej chwi­li… Mnie też się bar­dzo po­do­ba­ło i też po­pie­ram piór­ko. In­ter­su­ją­cy i moim zda­niem trud­ny do na­psia­nia tekst, co czyni go jesz­cze bar­dziej war­to­ścio­wym.

Ład­nie wy­ko­rzy­sta­łaś tu motyw gór, by uka­zać dra­mat bo­ha­ter­ki. Ja też nie do końca wiem, gdzie leży praw­da, ale przez to opo­wi­da­nie jesz­cze bar­dziej daje mi do my­śle­nia.

Poza tym re­we­la­cyj­ny warsz­tat i świet­na nar­ra­cja. Wy­jąt­ko­wo sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca lek­trua. Gra­tu­lu­ję.

Czy ten frag­ment to takie mru­gnię­cie okiem do tego, co pi­sa­łem w wątku ju­ror­skim o wy­jąt­ko­wej po­pu­lar­no­ści śred­ni­ków w tek­stach? ;P 

Jeśli py­tasz na po­waż­nie, wilku, to od­po­wiedź brzmi nie. Szcze­rze mó­wiąc nie za­uwa­ży­łam tego nad­mia­ru śred­ni­ków, może dla­te­go, że sama też ich czę­sto uży­wam.

 

 

Katio, faj­nie, że wpa­dłaś! Wy­jąt­ko­wo sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca, ojej :D Co za miłe słowa, dumna je­stem! Bar­dzo się cie­szę, że ci się po­do­ba­ło – dzię­ku­ję <3 

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Opo­wia­da­nie typu: dźgnij wraż­li­wość czy­tel­ni­ka. I cze­kaj, aż się obu­dzi. ;)

Pierw­sza rzecz na którą zwró­ci­łem uwagę to dłu­gość opo­wia­da­nia. Ono, zwłasz­cza jak na ten kon­kurs, jest sto­sun­ko­wo krót­kie. Spra­wa po­zor­nie błaha, ale już na dzień dobry po­ka­zu­je spraw­ny warsz­tat i dość spore po­ję­cie o pi­sa­niu. Bo nagle oka­zu­je się, że nie trze­ba jed­nak tych trzy­dzie­stu ty­się­cy zna­ków ze spo­rym ha­kiem, by opo­wie­dzieć pewną hi­sto­rię, upchnąć w niej temat kon­kur­su, jego za­ło­że­nia i wy­ma­ga­nia. I zro­bić to wszyst­ko bez szko­dy dla tek­stu, bądź na­gro­ma­dze­nia wąt­pli­wo­ści i nie­do­po­wie­dzeń.

Druga rzecz, na którą zwró­ci­łem uwagę, to że w tym Twoim opo­wia­da­niu… nic się nie dzie­je. Uwa­żam, że warto to pod­kre­ślić, bo też, jak się oka­zu­je, w opo­wia­da­niu nie musi się wiele dziać, żeby było dla czy­tel­ni­ka atrak­cyj­ne.

Jeśli spoj­rzeć na tekst pod kątem akcji, dzie­je się tu tyle, co w in­struk­cji do od­ku­rza­cza. Albo i mniej. Nie­mal wszyst­ko roz­gry­wa się w domu, a tak na­praw­dę w gło­wie bo­ha­ter­ki. Te sie­dem­na­ście ty­się­cy zna­ków opie­ra się na jej tra­ge­dii, bez­rad­no­ści, cho­ro­bie. W sumie nie­wie­le. Bar­dzo nie­wie­le. Ale czy opo­wia­da­nie jest nudne? Nie, prze­ciw­nie. Cie­ka­we. Zaj­mu­ją­ce. Dla­te­go i tę po­zor­ną nudę warto pod­kre­ślić, bo wcią­gnąć czy­tel­ni­ka w tekst o ta­kiej cha­rak­te­ry­sty­ce nie jest łatwo. Tobie się udało.

Za­li­czy­łem Twój tekst do grupy: dźgnij wraż­li­wość czy­tel­ni­ka i cze­kaj, aż się obu­dzi. Ja, co już nie­raz pi­sa­łem, nie je­stem fanem przej­mo­wa­nia się lo­sa­mi fik­cyj­nych bo­ha­te­rów. Sło­wem, nie ten od­bior­ca. Tym nie mniej opo­wia­da­nie nawet z per­spek­ty­wy ta­kie­go czy­tel­ni­ka po­tra­fi być in­te­re­su­ją­ce. Głów­nie przez wzgląd na kre­ację głów­nej bo­ha­ter­ki.

Głów­na bo­ha­ter­ka jest bar­dzo bo­ha­ter­sko… nie­bo­ha­ter­ska. ;)

Jej he­ro­izm jest mocny, ale i wy­mu­szo­ny. Wy­bie­rasz tro­chę nie­kon­wen­cjo­nal­ną pre­zen­ta­cję he­ro­izmu i to zde­cy­do­wa­nie na plus. Na­to­miast w tej hi­sto­rii Mag­da­le­ny wy­cho­dzą pewne ogra­ni­cze­nia kon­kur­so­we, które nieco ude­rzy­ły i w Cie­bie, choć pi­szesz tekst poza kon­kur­sem. Ten przy­mus “wci­śnię­cia” w tekst trzech gór moim zda­niem Two­je­mu tek­sto­wi nie po­mógł. Z dwóch po­wo­dów.

Pierw­szy jest taki, że jako czy­tel­nik już na dzień dobry wiem, że te trzy góry muszą się po­ja­wić. Wi­dząc kon­wen­cję opo­wia­da­nie łatwo się do­my­ślić, że te trzy góry będą spraw­cą wszel­kich moż­li­wych nie­szczęść, więc i w pew­nie spo­sób (a może tylko na pew­nym po­zio­mie) nie­któ­re ele­men­ty tek­stu stają się prze­wi­dy­wal­ne. Wie­dząc o tych gó­rach, jako czy­tel­nik cze­kasz tak na­praw­dę, co każda z nich w życiu tej bied­nej ko­bie­ty spie­przy. Bo że spie­przy wiesz nie­ja­ko od sa­me­go po­cząt­ku.

Te pierw­szy powód spo­koj­nie można za­li­czyć do cze­pów na siłę, bo też nie wpły­nął on w jakiś zna­czą­cy spo­sób na od­biór tek­stu. Z dru­gim już jest go­rzej. Ko­niecz­ność uwzględ­nie­nia w tek­ście trzech gór, przy­naj­mniej w ta­kiej kon­wen­cji, jaką sobie wy­bra­łaś, spra­wia, że he­ro­izm Mag­da­le­ny zdaje się już lekko prze­ry­so­wa­ny. Albo może le­piej: za­zna­czo­ny na­zbyt mocno. Na­tło­kiem nie­szczęść można tu ob­dzie­lić i kilka opo­wia­dań. Tłu­czesz tę swoją bo­ha­ter­ką tra­ge­dia­mi bez li­to­ści. Jedno na­to­miast trze­ba Ci przy­znać. Na pod­sta­wie losów Mag­da­le­ny śmia­ło mogę przy­znać, że Twoja mi­łość na­praw­dę jest cięż­ka. Zwłasz­cza wobec bo­ha­te­rów Two­ich opo­wia­dań. ;-)

Ta bied­na Mag­da­le­na zbie­ra w tym swoim życiu tyle, że spo­koj­nie mo­gła­by się zgło­sić do ja­kie­goś Po­go­to­wia dla Ofiar Prze­mo­cy ze stro­ny bez­względ­nych au­to­rów i au­to­rek.

Sło­wem, le­piej wy­brzmia­ła­by dla mnie jedna, mocna, kon­kret­na tra­ge­dia, niż obi­ja­nie bo­ha­ter­ki w ra­tach.

He­ro­izm jest więc mocno za­zna­czo­ny, acz jest też w tym Twoim opo­wia­da­niu he­ro­izm ukry­ty. Ta bidna ko­bi­ta dźwi­ga na swo­ich bar­kach cały tekst. :-)

Dźwi­ga cały tekst i to z po­wo­dze­niem, bo też nie ma co ukry­wać, że jej kre­acja jest naj­więk­szą za­le­tą i war­to­ścią tego opo­wia­da­nia. Po­zwa­lasz czy­tel­ni­ko­wi po­znać od­czu­cia cho­rej ko­bie­ty, spoj­rzeć na świat z jej per­spek­ty­wy. I ro­bisz to w spo­sób tak au­ten­tycz­ny, że już tylko dla tego jed­ne­go ele­men­tu warto to opo­wia­da­nie prze­czy­tać. Nie będę się nad tym moc­niej roz­wo­dził, bo i tak ten ko­men­tarz zro­bił się nu­żą­co długi, tym nie mniej spo­sób w jaki pre­zen­tu­jesz jej hi­sto­rię, pewna ła­twość, z jaką czy­tel­nik może pa­trzeć na świat z jej per­spek­ty­wy, na­praw­dę robi wra­że­nie. Zwłasz­cza pa­trząc na jej cho­ro­bę i pro­ble­my, którą nie są prze­cież łatwe do za­pre­zen­to­wa­nia.

Tyle o znę­ca­niu się nad bo­ha­te­ra­mi. Jesz­cze słowo o fan­ta­sty­ce. Fan­ta­sty­ka nie sta­no­wi war­to­ści do­da­nej tek­stu…

…bo jej nie ma. ;)

Wiem, że wspo­mi­nasz o tym w przed­mo­wie, ale wiesz, mieć oka­zję, żeby po­ma­ru­dzić i z niej nie sko­rzy­stać to zwy­kłe mar­no­traw­stwo. Zwłasz­cza, że i tak dużo ele­men­tów tu po­chwa­li­łem, więc dla rów­no­wa­gi wy­pa­da tro­chę po­ję­czeć.

Pod­su­mo­wu­jąc.

Bar­dzo dobry tekst, kom­plet­nie nie w moim typie, który jed­nak czy­ta­łem z dużym za­in­te­re­so­wa­niem ze wzglę­du na jego ja­kość.

Tyle.

Po­zdra­wiam.

P.S. Warsz­ta­tu Ci szcze­rze za­zdrosz­czę tym nie mniej jedno zda­nie mi nie po­de­szło:

Pi­sa­rze piszą do śmier­ci.

To “pi­sa­rze piszą” jakoś mi prze­szka­dza­ło. Takie to na­pi­sa­ne po linii naj­mniej­sze­go oporu. Żeby choć” pi­sa­rze two­rzą…”.

Co­kol­wiek są­dzisz o wy­mą­drza­niu się gra­fo­ma­na pod tek­stem pi­sar­ki, pa­mię­taj, że jako nie­ofi­cjal­ny czło­nek Sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków mam do tego pełne prawo…

…które sam sobie nada­łem. ;-)

P.S. 2 Daruj ewen­tu­al­ne li­te­rów­ki w ko­men­ta­rzu, ale tak się roz­pi­sa­łem, że aż… nie chcę mi się przez to brnąć. ;-)

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Bar­dzo, bar­dzo dobre!

@Chro­ści­sko – za­sta­nów się nad włą­cze­niem tego tek­stu do pro­mo­cji po­kon­kur­so­wej, bo to spo­koj­nie by­ło­by po­dium tego kon­kur­su.

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Trze­ci z no­mi­no­wa­nych tek­stów, który czy­tam i trze­ci pod rząd, któ­re­mu chciał­bym dać piór­ko :-) Albo jakiś nie­by­wa­ły wysyp zna­ko­mi­to­ści w tym mie­sią­cu na­stą­pił, albo na sta­rość mięk­nę i do­świad­czam ata­ków ostrej do­bro­dusz­no­ści. 

Tekst jawi mi się per­fek­cyj­nie do­pra­co­wa­nym w każ­dym wła­ści­wie szcze­gó­le. Prze­my­śla­ny, zna­ko­mi­cie skom­po­no­wa­ny, bar­dzo dobry sty­li­stycz­nie i ję­zy­ko­wo, wolny od wpa­dek i zgrzy­ci­ków… Aż się nie chce wie­rzyć, że to owoc im­pul­su, po­wsta­ły w kilka go­dzin. Ha, może to tro­chę dzie­ło przy­pad­ku, iż wy­szło tak do­brze, ale to tak jak z tra­fie­niem do kosza rzu­tem przez całe bo­isko – rzad­ko wy­cho­dzi, wła­ści­wie przy­pad­ko­wo, i trud­no coś ta­kie­go po­wtó­rzyć, ale trze­ba być praw­dzi­wym mi­strzem, żeby mieć ja­ką­kol­wiek szan­sę na po­wo­dze­nie :-) 

A tym przy­pad­ku po­wo­dze­nie z pew­no­ścią miało miej­sce. Świet­na rzecz. Wzor­co­wo bu­du­jesz na­pię­cie, i to w dość sta­tycz­nej opo­wie­ści o cho­ro­bie, gdzie nie ma wart­kiej akcji, ta­jem­ni­cy, fa­bu­lar­nych zwro­tów, czy dra­ma­tycz­nych mo­men­tów. Od razu wia­do­mo o co cho­dzi, ale stan, w jakim znaj­du­je się bo­ha­ter­ka, sto­pień znisz­cze­nia jej umy­słu od­kry­wasz po­wo­li, krok po kroku, aż do kul­mi­na­cyj­ne­go, zna­ko­mi­te­go mo­men­tu prze­bły­sku, kiedy nar­ra­tor­ka orien­tu­je się, że od pię­ciu lat pisze wciąż ten sam pierw­szy roz­dział jej ostat­niej po­wie­ści. Ufff. To taka chwi­la, gdy czy­tel­nik mówi: "O, ja pier­dzie­lę!" 

Oczy­wi­ście, cięż­ka ar­ty­le­ria emo­cjo­nal­na jest tu wy­to­czo­na. Jed­nak pre­cy­zja, takt i (sorki za od­je­cha­ne okre­śle­nie) wy­czu­cie uczuć w stylu, w jakim opo­wia­da­ne na­pi­sa­łaś, po­wo­du­je, że nie jest to emo­cjo­nal­ny od­po­wied­nik ar­ty­le­ryj­skie­go przy­go­to­wa­nia pod Ver­dun, a ra­czej chi­rur­gicz­ny ostrzał po­ci­ska­mi ma­new­ru­ją­cy­mi. Pro­sto w serce nie­przy­ja­cie­la. Prze­pra­szam, czy­tel­ni­ka. 

Wszyst­ko zszy­te jest tam ide­al­nie, każde zda­nie jest na miej­scu, ani ich za dużo, ani za mało. Sty­li­stycz­nych fa­jer­wer­ków nie­wie­le, bo są tam nie­po­trzeb­ne, a te które się zna­la­zły, kwi­tu­jesz "pi­sar­skim my­śle­niem nar­ra­tor­ki" co tylko do­da­je nar­ra­cji au­ten­tycz­no­ści. Serio, to tak w ciągu kilku go­dzin? 

Oczy­wi­ście nie ma tu fan­ta­sty­ki, co w za­sa­dzie po­win­no być spo­rym mi­nu­sem. Ale coś nie po­zwa­la mi na skry­ty­ko­wa­nie tek­stu tylko z tego po­wo­du. Jest po pro­stu za dobry. W tek­stach o mi­ne­ral­nych wa­le­niach i su­dec­kim Rambo (które też są świet­ne) fan­ta­sty­ka była, ale jako do­da­tek, or­na­ment, który choć zna­ko­mi­ty, nie był nie­zbęd­ny. W Twoim tek­ście byłby po­trzeb­ny jesz­cze mniej. Nie mogę więc po­wie­dzieć z czy­stym su­mie­niem, że TAKa nie dam, bo fan­ta­sty­ki brak, nawet jeśli to prze­cież por­tal fan­ta­stycz­ny. Zwłasz­cza, że in­nych po­wo­dów brak. 

Na ko­niec jedna rzecz:

Cza­sa­mi sty­li­zu­jesz wy­po­wie­dzi Taszy na ukra­iń­ski, cza­sem ona mówi cał­ko­wi­cie po pol­sku, bez ani jed­ne­go ukra­iń­skie­go słowa. Wiem, że w realu Ukra­iń­cy, któ­rzy nie­źle mówią po pol­sku tak robią – uży­wa­ją ukra­iń­skich wy­ra­zów albo nawet ca­łych kon­struk­cji w sy­tu­acji, gdy wie­dzą, że zo­sta­ną zro­zu­mia­ni, prze­cho­dząc na­to­miast na po­praw­ny gra­ma­tycz­nie pol­ski, gdy trze­ba po­wie­dzieć coś bar­dziej zło­żo­ne­go (swoją drogą znam czesz­kę, która mówi to­tal­nie fan­ta­stycz­ną mie­szan­ką pol­skie­go i cze­skie­go. Tego się nie da ani za­pi­sać, ani nawet po­wtó­rzyć :-)) 

W tek­ście jed­nak nie wy­glą­da to do­brze – le­piej by­ło­by wrzu­cać ele­men­ty sty­li­za­cji do każ­dej kwe­stii Taszy, jeśli już od ta­ko­wych za­czy­nasz, bo potem mo­men­ty za­pi­sa­ne zu­peł­nie po pol­sku zgrzy­ta­ją – po­trze­ba chwil­ki na za­sko­cze­nie kto to wła­ści­wie mówi. 

Ale co ja tam o pier­do­łach. To zna­ko­mi­ty tekst, wie­lo­wy­mia­ro­wy (cho­ro­ba, śmierć, pi­sar­stwo, spe­cy­ficz­ne, po­da­ne z róż­nych punk­tów wi­dze­nia po­dej­ście do he­ro­izmu… sporo tego) plus nar­ra­tor­ka cier­pią­ca na Al­zhe­ime­ra – na­praw­dę je­stem pod wra­że­niem. 

Po­waż­nie, to tak pod wpły­wem im­pul­su? W kilka go­dzin? 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

@Chro­ści­sko – za­sta­nów się nad włą­cze­niem tego tek­stu do pro­mo­cji po­kon­kur­so­wej, bo to spo­koj­nie by­ło­by po­dium tego kon­kur­su.

My­śla­łem o tym zaraz po prze­czy­ta­niu, ale coś mi się zdaje, że mógł­bym tylko dro­giej au­tor­ce zro­bić niedź­wie­dzią przy­słu­gę, bo ja tu czuję piór­ko, więc chyba nie warto po­zba­wiać jej szan­sy na por­ta­lo­wą an­to­lo­gię.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

W tek­ście bra­ku­je fan­ta­sty­ki, nie ro­zu­miem dla­cze­go zo­stał wy­bra­ny do na­gro­dy w por­ta­lu fan­ta­stycz­nym. Re­se­arch ku­le­je. Jak ktoś miał ro­dzi­ca z Al­zhe­ime­rem wie że ta cho­ro­ba wy­glą­da kom­plet­nie ina­czej. Za­koń­cze­nie ty­po­we dla 99% tek­stów o sta­rych lu­dziach. Z ww. po­wo­dów nie przy­łą­czam się do za­chwy­tów.

Mam mie­sza­ne od­czu­cia co do tego tek­stu. Za­cznę od wąt­pli­wo­ści i zgrzy­tów.

 

Przed­sta­wie­nie cho­ro­by Al­zhe­ime­ra – mam wra­że­nie, że wy­bra­łaś wy­god­ną li­te­rac­ko wer­sję soft. Taką, która wy­star­cza­ją­co po­ru­szy, bę­dzie w pełni zro­zu­mia­ła i jed­no­cze­śnie lek­ko­straw­na dla czy­tel­ni­ka. Tro­chę za lek­ko­straw­na jak dla mnie, bio­rąc pod uwagę, czym ta cho­ro­ba jest i z czym się wiąże – tak dla cho­re­go, jak i jego bli­skich.

 

Roz­róż­nie­nie na he­ro­izm dam­ski i męski – zdaję sobie spra­wę, że ist­nie­je i bar­dzo faj­nie, że po­ru­szasz tę kwe­stię, a bo­ha­ter­ką jest stara ko­bie­ta, ale… po któ­rejś łyżce mia­łam dość; na tak krót­ki tekst po­wta­rzasz to zbyt czę­sto i w re­zul­ta­cie mia­łam po­czu­cie ja­kiejś au­tor­skiej na­chal­no­ści, co za­wsze budzi mój czy­tel­ni­czy opór.

 

Teraz plusy.

 

Re­la­cja bo­ha­ter­ki z gó­ra­mi – do­sad­na, oso­bi­sta, uczło­wie­cza­ją­ca góry, wia­ry­god­na – re­we­la­cja po pro­stu.

 

Iro­nia losu do­ty­czą­ca śmier­ci męż­czyzn – śmier­ci ba­nal­nych, nie­he­ro­icz­nych, przy­ziem­nych, wy­ni­ka­ją­cych z bra­wu­ry czy też głu­po­ty. Bar­dzo gorz­ka wer­sja “he­ro­izmu” gór­skie­go, i mam wra­że­nie, że li­te­rac­ko świe­ża. Po­szłaś tutaj w bar­dzo faj­nym kie­run­ku.

 

Obec­ność ko­biet vs. nie­obec­ność męż­czyzn.

 

Wątek córki, czy ra­czej sto­sun­ku matki do niej – jest to tylko de­li­kat­nie za­zna­czo­ne, ale faj­nie po­ka­zu­jesz pewną gra­da­cję mi­ło­ści – córka staje się oczkiem w gło­wie matki do­pie­ro po śmier­ci synów. Spodo­bał mi się też spo­sób, w jaki matka opi­su­je wy­gląd córki.

 

Na­pi­sa­ne pro­fe­sjo­nal­nie :-).

It's ok not to.

Aż mi głu­pio jed­nym zda­niem od­pi­sy­wać na tak pięk­ne ko­men­ta­rze :) Lu­dzie ko­men­tu­ją­cy na tym forum są po pro­stu naj­lep­si na świe­cie.

 

 

CM,

kur­czę, do­sta­wać takie ko­men­ta­rze to jest ra­dość. Kry­ty­ku­jesz tak, że śmie­ję się pod nosem (in­struk­cja od­ku­rza­cza, no tego jesz­cze nie grali :D) i zwra­casz uwagę na de­ta­le, które wy­da­wa­ły mi się zu­peł­nie nie­zna­czą­ce.

 

Cie­ka­we, że zwró­ci­łeś uwagę na dłu­gość tek­stu. W kon­kur­sie prak­tycz­nie wszyst­kie tek­sty miały około 36 kafli, a rzad­ko się zda­rza, by hi­sto­rię można było skro­ić tak ide­al­nie pod limit. Wielu au­to­rom mo­głam za­rzu­cić roz­py­cha­nie scen do wy­peł­nie­nia li­mi­tu lub też po­wol­ne roz­krę­ca­nie akcji, orien­to­wa­nie się, że to już trzy­dzie­sty któ­ryś ty­siąc i gwał­tow­ne ści­na­nie za­koń­cze­nia, by zmie­ścić się w li­mi­cie. Dro­dzy au­to­rzy – TO WIDAĆ. ;)

 

Sło­wem, le­piej wy­brzmia­ła­by dla mnie jedna, mocna, kon­kret­na tra­ge­dia, niż obi­ja­nie bo­ha­ter­ki w ra­tach.

To lo­gicz­niej­sze roz­wią­za­nie i tak bym po­stą­pi­ła, gdy­bym pi­sa­ła to opo­wia­da­nie dla sie­bie… Nie, chwi­la, wtedy prze­cież to opo­wia­da­nie by nie po­wsta­ło. Po­wią­za­nie tru­pów z gó­ra­mi było za­bie­giem, który po­zwo­lił mi na utrzy­ma­nie na­pię­cia w po­zba­wio­nej na­pię­cia hi­sto­rii – jako czy­tel­nik bu­jasz się od góry do góry, od trupa do trupa, jak sam pi­szesz – cze­kasz, by do­wie­dzieć się, jak ubi­łam ko­lej­nych bo­ha­te­rów. Podła ma­ni­pu­la­cja z mojej stro­ny, by zmu­sić czy­tel­ni­ka do wy­sie­dze­nia do końca ;)

 

Też się za­sta­na­wia­łam, czy uzna­cie to za re­ali­stycz­ne, że jedną bo­ha­ter­kę spo­ty­ka tyle nie­szczęść. Mia­łam na­dzie­ję zba­lan­so­wać nieco dra­ma­tyzm głu­po­tą tru­pów, bo jak de­bi­le umie­ra­ją przez wła­sną głu­po­tę to jakoś trud­niej ich ża­ło­wać, więc i ła­du­nek emo­cjo­nal­ny nieco lżej­szy.

 

Na pod­sta­wie losów Mag­da­le­ny śmia­ło mogę przy­znać, że Twoja mi­łość na­praw­dę jest cięż­ka.

:> :> :>

Tak to bywa z tymi ar­ty­sta­mi…

 

Warsz­ta­tu Ci szcze­rze za­zdrosz­czę

:o

 

Co­kol­wiek są­dzisz o wy­mą­drza­niu się gra­fo­ma­na pod tek­stem pi­sar­ki

No weź, chło­pie, no. My tu wszy­scy gra­fo­ma­ni.

 

Pi­sa­rze pi­szą­cy po­pra­wie­ni :))

 

Jesz­cze raz dzię­ku­ję Ci bar­dzo za prze­czy­ta­nie i ślicz­ny ko­men­tarz, CM :)

 

 

 

Sta­rusz­ku – dzię­ku­ję!

 

 

 

Thar­go­nie,

Jej, ten twój ko­men­tarz… Wła­śnie kła­dłam się spać, gdy go zo­sta­wi­łeś, no i spę­dzi­łam chyba pół go­dzi­ny czy­ta­jąc go w kółko. Nie wiem, trze­ba bę­dzie wy­dru­ko­wać i w ramki wsta­wić chyba… ;)

Serio, to tak w ciągu kilku go­dzin? 

Przej­rza­łeś mnie. Jeśli mam być szcze­ra…

To tak.

No, kil­ku­na­stu. Całe po­po­łu­dnie czy­ta­łam opo­wia­da­nia kon­kur­so­we i w pew­nym mo­men­cie w mojej gło­wie za­czę­ły się ukła­dać ko­lej­ne ka­fel­ki star­szej pani w oto­cze­niu zdjęć. Koło dwu­dzie­stej stwier­dzi­łam, że walić czy­ta­nie i walić lo­gi­kę, na­pi­szę bez sensu opo­wia­da­nie kon­kur­so­we poza kon­kur­sem.

 

Zwró­ci­łeś uwagę na to, jak zgrab­nie to wszyst­ko uło­ży­łam. Dużo czy­tam, dużo piszę, myślę, że warsz­tat wy­pra­co­wa­łam sobie cał­kiem nie­zły – a tu mia­łam szczę­ście do do­brej hi­sto­rii. Nawet jeśli nigdy wię­cej nie po­wtó­rzę tak ład­nie zmaj­stro­wa­nej po­zy­tyw­ki, to będę mieć sa­tys­fak­cję, że raz mi się udało :)

 

Jeśli cho­dzi o Taszę, masz rację, że sty­li­za­cja jest nie­jed­no­rod­na. Po­sta­no­wi­łam uży­wać ro­syj­skich słów tam, gdzie od­po­wied­nik był wy­star­cza­ją­co zbli­żo­ny do pol­skie­go, by czy­tel­nik nie mu­siał łamać sobie nad nim głowy. Je­dy­nym wy­jąt­kiem dla tej re­gu­ły jest zda­nie:

Pani mąż zmarł na atak serca osiem­na­ście lat temu. Pa­mię­ta pani?

Bo ono miało cel­nie i ostro ryp­nąć czy­tel­ni­ka w łeb. Do­my­śla­nie się, o co cho­dzi, od­ga­dy­wa­nie zna­cze­nia słów spo­wol­ni­ło­by pro­ces i pif paf by nie wy­szło :> Ro­zu­miem jed­nak twoje ar­gu­men­ty i w wol­nej chwi­li przej­rzę jesz­cze raz tekst, sta­ra­jąc się wy­sty­li­zo­wać mowę Na­ta­szy nieco moc­niej.

Dzię­ku­ję ci bar­dzo za lek­tu­rę, Thar­go­ne. Przez mie­siąc nie będę sło­dzić her­ba­ty :)

 

 

 

Chro­ści­sko,

 

My­śla­łem o tym zaraz po prze­czy­ta­niu, ale coś mi się zdaje, że mógł­bym tylko dro­giej au­tor­ce zro­bić niedź­wie­dzią przy­słu­gę, bo ja tu czuję piór­ko, więc chyba nie warto po­zba­wiać jej szan­sy na por­ta­lo­wą an­to­lo­gię.

 

Opo­wia­da­nie nie­fan­ta­stycz­ne w an­to­lo­gii na­zwa­nej "Fan­ta­stycz­ne Pióra"? Oj, już sły­szę tę kry­ty­kę w re­cen­zjach ;) Jeśli mogę tu wy­ra­zić swoją opi­nię, to myślę, że Ostat­nia bar­dziej pa­su­je po­śród in­nych opo­wia­dań o gó­rach i he­ro­izmie.

Kto by zresz­tą uwie­rzył w tyle tru­pów ;)

 

 

Black­Snow,

 

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i po­świę­co­ny czas. Masz rację, że re­se­arch po­wi­nien być po­rząd­niej­szy i ro­zu­miem, że ładna li­te­rac­ko wer­sja nie prze­ko­na ni­ko­go, kto miał z tą cho­ro­bą do czy­nie­nia – jak wspo­mi­na­łam wyżej, ta sama hi­sto­ria z punk­tu wi­dze­nia Elż­bie­ty by­ła­by dużo brzyd­sza i bar­dziej gorz­ka.

 

Na­to­miast jeśli cho­dzi o brak fan­ta­sty­ki – zde­cy­do­wa­łam się na pu­bli­ka­cję tutaj z dwóch po­wo­dów. Po pierw­sze, nie ma dru­gie­go miej­sca w in­ter­ne­cie, gdzie mo­gła­bym otrzy­mać tak róż­no­rod­ny, pro­fe­sjo­nal­ny fe­ed­back od tak róż­nych czy­tel­ni­ków. Po dru­gie – to opo­wia­da­nie te­ma­tycz­nie jest po­wią­za­ne z kon­kur­sem, w któ­rym je­stem ju­ror­ką. Jego miej­sce jest tutaj, by po­zo­sta­li uczest­ni­cy kon­kur­su mogli się z nim za­po­znać.

 

Piór­ka nie mają wy­mo­gu fan­ta­sty­ki (patrz re­gu­la­min). Zda­rzy­ło się już wcze­śniej, że piór­kiem na­gro­dzo­ne zo­sta­ło opo­wia­da­nie oby­cza­jo­we (Cer­leg, A jed­nak bę­dzie) choć oczy­wi­ście są to wy­jąt­ki.

 

Cóż mogę po­wie­dzieć? Za­sie­dzia­łam się tu, a wielu fo­ru­mo­wi­czów to pry­wat­nie moi przy­ja­cie­le. Jak mi coś wyj­dzie, to chcę im to po­ka­zać :)

Po­zdra­wiam cię ser­decz­nie!

 

 

Dogs <3

 

Lubię my­śleć, że u Mag­da­le­ny cho­ro­ba prze­bie­ga­ła ła­god­nie (czy­ta­łam swego czasu ba­da­nia do­ty­czą­ce tego, jak czy­ta­nie ksią­żek i nauka ję­zy­ków ob­cych spo­wal­nia­ją pro­gres cho­ro­by – to jest im­po­nu­ją­ce, pra­wie za­czę­łam się uczyć szó­ste­go ję­zy­ka ob­ce­go na wszel­ki wy­pa­dek). Masz jed­nak rację, że wy­bra­łam ładną stro­nę cho­ro­by. W ogóle chyba po­win­nam po­pra­co­wać nad te­ma­ty­ką opo­wia­dań, bo zbyt czę­sto za­my­kam się w ład­nych hi­sto­riach.

 

Za wy­mie­nio­ne plusy dzię­ku­ję ślicz­nie. Bar­dzo lubię twoje ko­men­ta­rze, za­wsze po­tra­fisz za­uwa­żyć rze­czy, któ­rych nikt wcze­śniej nie do­strzegł. Dzię­ki za wi­zy­tę <3

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Twoja wizja nie ma nic wspól­ne­go z Al­zhe­ime­rem. Ani 1%.Sche­ma­tycz­ne za­koń­cze­nie ty­po­we dla 99% tek­stów o sta­rych lu­dziach. Serio, tekst do wy­róż­nie­nia? Chyba nie chcesz po­wie­dzieć au­tor­ko, że po­sia­da­nie przy­ja­ciół w por­ta­lu daje ci spe­cjal­ne prawa. Pod tek­sta­mi po­cząt­ku­ją­cych kry­ty­ku­je­cie bez li­to­ści brak fan­ta­sty­ki i prze­wi­dy­wal­ne za­koń­cze­nia.

No więc skry­ty­ko­wa­łeś mnie bez li­to­ści, a ja ci po­dzię­ko­wa­łam za po­świę­co­ny czas – co jesz­cze chcesz usły­szeć?

 

Opo­wia­da­nie zo­sta­ło opu­bli­ko­wa­ne ano­ni­mo­wo i jako ano­ni­mo­wy utwór zdo­by­ło no­mi­na­cję za­rów­no ju­ror­ską, jak i użyt­kow­ni­ków, więc od­po­wia­da­jąc na twoje py­ta­nie – nie, nie przy­słu­gu­ją mi żadne spe­cjal­ne prawa. Różni użyt­kow­ni­cy, różne gusta :)

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Ej, cza­ru­jesz. Serio, nie do­my­śla­li się? Sorki jeśli wi­dzisz brak li­to­ści. Dzi­wią mnie me­cha­ni­zmy. Nic per­so­nal­ne­go.

Hmm, Black­snow.

Od­nio­sę się tylko do kwe­stii cho­ro­by Al­zhe­ime­ra. Nie wiem, jakie masz do­świad­cze­nia oso­bi­ste bądź ile wiesz na temat tej cho­ro­by (po­cząt­ku, prze­bie­gu, roz­wo­ju, le­cze­nia). Cho­ro­ba nie­ule­czal­na, naj­czę­ściej dia­gno­zo­wa­na późno, stan cho­re­go i tempo de­gra­da­cji przez cho­ro­bę za­le­ży od po­zio­mu wyj­ścio­we­go i mor­der­czej pracy o utrzy­ma­nie jak naj­dłu­żej funk­cji po­znaw­czych: orien­ta­cji w cza­sie, prze­strze­ni, zna­cze­niach, silny od­czyn psy­chicz­ny (gwał­tow­ne zmia­ny na­stro­ju, apa­tia, pa­nicz­ny lęk, uro­je­nia, ha­lu­cy­na­cje). Pierw­sza „wy­pa­da” pa­mięć świe­ża. Nie masz racji, pi­sząc o nie­wia­ry­god­no­ści opo­wia­da­nia w konk­tek­ście tej cho­ro­by.

W ra­mach <tu wstaw słów­ko> re­ko­men­du­ję obej­rze­nie trzech fil­mów: „Iris”, „Pa­mięt­nik” (N.Sparks, tytuł ten sam), „Still Alice” (na pod­sta­wie książ­ki „Motyl” L. Ge­no­va). Ostat­nia pro­po­zy­cja – z punk­tu wi­dze­nia bo­ha­ter­ki, więc naj­bliż­sza opo­wia­da­niu kam_mod. 

Od razu chcę uprze­dzić ewen­tu­al­ne wąt­pli­wo­ści, że to tylko filmy, po­wie­ści. Tak, ale „ostro” (w zna­cze­niu, po­waż­nie zwe­ry­fi­ko­wa­ne w dro­bia­zgach) kon­sul­to­wa­ne na eta­pie po­wsta­wa­nia, a i licz­nie ko­men­to­wa­ne przez spe­cja­li­stów po wej­ściu do obie­gu.

Mi­łe­go oglą­da­nia tych fil­mów, są na­praw­dę dobre :)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Ja tak na chwil­kę tylko – o ile czy­ta­łem wy­star­cza­ją­co uważ­nie, to w tek­ście ani razu nie padło, że cho­dzi o cho­ro­bę Al­zhe­ime­ra. Myśmy to w ko­men­ta­rzach za­ło­ży­li, ja zresz­tą też. Mo­gło­by to być ja­kieś inne za­bu­rze­nie, cho­ro­ba, dys­funk­cja, co tam jesz­cze. 

Poza tym li­te­rac­ka wizja nie musi do końca od­po­wia­dać rze­czy­wi­sto­ści. Zwłasz­cza, że nar­ra­tor­ką jest do­tknię­ta cho­ro­bą osoba, która nie widzi świa­ta takim, jaki jest na­praw­dę. Co in­ne­go, jak ktoś za­uwa­żył, gdyby tekst był z punk­tu wi­dze­nia Elż­bie­ty. 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Kurde, Kam, jak uwa­żam, że do­brze pi­szesz i jak jedno z Two­ich opo­wia­dań mnie wręcz za­chwy­ci­ło (Serce Żmii), tak tutaj jed­nak to nie to. I to nawet nie cho­dzi o to, że tekst jest „nie z mojej bajki” (no nie jest), ale o to, że zde­cy­do­wa­nie zna­jąc Twoje wcze­śniej­sze tek­sty, uwa­żam, ze by­ła­byś w sta­nie wy­raź­niej za­zna­czyć tę tę­sk­no­tę i ukry­ty dra­mat, jakie są w tym tek­ście.

 

Na pewno jest tu, hm, nawet nie na­stro­jo­wość, a… jakiś dziw­ny ro­dzaj ma­low­ni­czo­ści. Ale jed­no­cze­śnie tekst dłu­żył mi się już w jed­nej czwar­tej swo­jej dłu­go­ści. No nie­ste­ty. Może zwy­czaj­nie tek­sty oby­cza­jo­we do mnie nie prze­ma­wia­ją?

 

Za to tytuł pa­ra­dok­sal­nie mocny. No i trze­ba jasno po­wie­dzieć, że pod wzglę­dem tech­nicz­nym też tekst jest spraw­nie na­pi­sa­ny.

 

" Uśmie­cha się grzecz­nie."

– nad­mia­ro­wa spa­cja na po­cząt­ku linii.

Gdzieś dalej prze­wi­nę­ła się jesz­cze jedna taka spa­cja.

 

"Po­wie­trze jest mokre i cięż­kie od życia."

Cie­ka­wie brzmią­ce zda­nie.

 

Ja tak na chwil­kę tylko – o ile czy­ta­łem wy­star­cza­ją­co uważ­nie, to w tek­ście ani razu nie padło, że cho­dzi o cho­ro­bę Al­zhe­ime­ra. Myśmy to w ko­men­ta­rzach za­ło­ży­li, ja zresz­tą też. Mo­gło­by to być ja­kieś inne za­bu­rze­nie, cho­ro­ba, dys­funk­cja, co tam jesz­cze. 

Ale wy­kra­ka­łeś, thar­go­ne… Nie pla­no­wa­łam wcze­śniej tego mówić, bo nie było to istot­ne, ale mia­łeś tu nie­złe­go nosa – w moim za­my­śle Mag­da­le­na cho­ro­wa­ła na de­men­cję, a wie­dzę na ten temat czer­pa­łam z prak­ty­ki: przez jakiś czas miesz­ka­łam po są­siedz­ku z panem wła­snie na to cier­pią­cym i wpa­da­łam do niego cza­sem na kawę. Drugą, so­lid­ną por­cję cha­rak­te­ru Mag­da­le­na do­sta­ła od mojej li­czą­cej sobie wiele lat krew­nej, którą od­wie­dzam re­gu­lar­nie i z roku na rok widzę, jak się zmie­nia.

Po­są­dze­nia o Al­zhe­ime­ra nie prze­szka­dza­ły mi spe­cjal­nie, bo nie mam wie­dzy, by de­cy­do­wać, czy Mag­da­le­na brzmi bar­dziej na jedno czy na dru­gie. Tak długo, jak czy­tel­ni­cy byli za­do­wo­le­ni z tego, co wy­czy­ta­li – ja też byłam.

Co nie zmie­nia faktu, że Black­Snow ma rację i re­se­arch dla tak po­waż­ne­go te­ma­tu po­win­nam po­trak­to­wać po­waż­niej, opie­ra­jąc się nie tylko na wła­snym do­świad­cze­niu, ale też na wie­dzy książ­ko­wej.

 

 

Wilku :D

jak jedno z Two­ich opo­wia­dań mnie wręcz za­chwy­ci­ło (Serce Żmii)

Ale weź ty mi chło­pie nawet nie za­czy­naj z tą Żmiją, naj­pierw mi sko­pie sa­mo­oce­nę, a potem śmie chwa­lić, no nie!

 

 

zna­jąc Twoje wcze­śniej­sze tek­sty, uwa­żam, ze by­ła­byś w sta­nie

 

To bar­dzo za­ska­ku­ją­ca uwaga! W ciągu ostat­nie­go roku przy­by­ło mi z dzie­sięć lat do­świad­cze­nia ży­cio­we­go; li­te­rac­ko – na­pi­sa­łam łącz­nie ponad mi­lion zna­ków (trzy książ­ki i kilka opo­wia­dań, plus kil­ka­dzie­siąt tek­stów na blogu). Nigdy w życiu nie od­no­to­wa­łam ta­kie­go skoku umie­jęt­no­ści – gdy czy­tam swoje tek­sty sprzed roku (albo i now­sze), mam wra­że­nie, że pisał je jakiś przed­szko­lak i mam ocho­tę spu­ścić je w to­a­le­cie. Na­praw­dę mnie za­sko­czy­łeś.

 

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i mam na­dzie­ję, że na­stęp­nym razem przy­pad­nie ci bar­dziej do gustu :)

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

A bo wi­dzisz, do­świad­cze­nie cza­sem nie tylko bu­du­je umie­jęt­no­ści, ale też zmie­nia spo­sób ich wy­ko­rzy­sty­wa­nia. Cza­sem za­czy­na być tak, że pisze się dla zu­peł­nie in­ne­go grona od­bior­ców, cza­sem czło­wiek za­czy­na się bar­dziej przej­mo­wać czy dany po­mysł bę­dzie straw­ny dla czy­tel­ni­ków, co ma i plusy i mi­nu­sy. To się na­zy­wa ewo­lu­cja :-)

Nie ma spe­cjal­ne­go zna­cze­nia, o ja­kiej cho­ro­bie my­śla­łaś, Kam. De­men­cję od Al­zhe­ime­ra słabo się róż­ni­cu­je. Opo­wia­da­nie jest doj­rza­łe i dobre li­te­rac­ko:) Misię wła­śnie ta li­te­rac­kość i spraw­ność po­łą­czo­na z em­pa­tią spodo­ba­ła. 

Za­cie­ka­wi­li­ście mnie, jest jakaś “…Żmija”

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Żadna tam “jakaś”!

Sorry, Win­ne­tou, ale je­stem na NIE.

Bo prak­tycz­nie nie ma fan­ta­sty­ki. Wpraw­dzie koń­ców­kę można in­ter­pre­to­wać jako życie po życiu, ale nie trze­ba. A nawet wtedy – to tekst o schył­ko­wym okre­sie życia cho­rej wdowy i ta ewen­tu­al­na fan­ta­sty­ka by­ła­by przy­kle­jo­na na gumę do żucia.

Niech oby­cza­jów­ki zgar­nia­ją sobie noble i nike, a hugo, ne­bu­le i piór­ka po­win­ny być dla fan­ta­sty­ki.

Do­strze­gam tu rów­nież plusy – żeby nie było.

Ory­gi­nal­ne po­dej­ście do te­ma­tu kon­kur­so­we­go. Bo­ha­ter wcale nie musi wdra­py­wać się na trzy szczy­ty po kolei, jest bo­ha­ter­ką, a nie bo­ha­te­rem i sie­dzi w domu, nie kocha gór, tylko nie­na­wi­dzi. To od­wró­ce­nie ról, zna­ków i sche­ma­tów jest bar­dzo fajne.

I gdyby jesz­cze fan­ta­sty­ka była…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie po takie tek­sty za­glą­dam na Fan­ta­sty­kę. I do­brze, że jed­nak się zmu­si­łem. Do­brze, że zlek­ce­wa­ży­łem ostrze­że­nie, że to oby­cza­jów­ka. Tre­ści tu dużo, dużo emo­cji. A nie jest na­chal­nie, jest sub­tel­nie i z klasą. 

Smacz­ki, typu:

Ten ko­ry­tarz za­wsze po­do­bał się go­ściom, bo jest pełen szczę­ścia z na­szej prze­szło­ści. Prze­pra­szam, gadam jak pi­sar­ka.

Jest ob­wie­szo­ny sta­ry­mi zdję­cia­mi.

…są ge­nial­ne. 

 

Emo­cje, na ja­kich tu grasz są mi obce, a tekst jest zna­ko­mi­tą oka­zją, żeby się do nich zbli­żyć i choć tro­chę zro­zu­mieć. Sporo jest chyba na Por­ta­lu opo­wia­dań o stra­cie. Czę­sto budzą we mnie cichy pro­test, bo pach­ną wy­ci­ska­niem łez, cza­sem są zbyt płyt­kie, wy­da­ją się nie­au­ten­tycz­ne. Tutaj nie mam ta­kich “ale”.

Tu ka­me­ra jest wciąż bar­dzo bli­sko, ja wiem, są de­ta­le, jest sce­no­gra­fia. Ale jest bar­dzo bli­sko bo­ha­ter­ki, jej emo­cji i tra­gicz­nej pętli, w jaką wcią­gnę­ła ją cho­ro­ba (?)/de­men­cja?

 

Prze­bi­ło się to opo­wia­da­nie przez moją sko­rup­kę, za­pa­mię­tam je na długo. 

 

Wilku :)

 

A bo wi­dzisz, do­świad­cze­nie cza­sem nie tylko bu­du­je umie­jęt­no­ści, ale też zmie­nia spo­sób ich wy­ko­rzy­sty­wa­nia.

 

Tak jak mó­wisz, roz­wi­nę­łam się w kie­run­ku, który nie przy­padł ci do gustu – zde­cy­do­wa­nie wię­cej in­for­ma­cji je­stem w sta­nie prze­ka­zać nie mó­wiąc ich wprost, pod­czas gdy mam wra­że­nie, że ty je­steś typem pre­fe­ru­ją­cym kawę na ławę (zer­k­nę­łam na twoje ko­men­ta­rze pod opo­wia­da­nia­mi kon­kur­so­wy­mi).

No nie­ste­ty, zda­rza się :)

 

Asy­lum,

 

Za­cie­ka­wi­li­ście mnie, jest jakaś “…Żmija”

Żmija to opo­wia­da­nie, które swego czasu pięk­nie stor­pe­do­wa­ło moją pew­ność sie­bie, gdy w sen­nym kon­kur­sie wilka było chyba jed­nym z pię­ciu opo­wia­dań na trzy­dzie­ści, które od­rzu­cił ;)

Póź­niej pew­ność sie­bie tro­chę wró­ci­ła, bo to samo opo­wia­da­nie za­ję­ło trze­cie miej­sce w Krysz­ta­ło­wych smo­kach. Po­dob­no ma wyjść w przy­szłym roku w po­kon­kur­so­wej an­to­lo­gii Fan­ta­zma­tów, więc oczy­wi­ście się po­le­cam :)

 

Fin­klo – cóż mogę po­wie­dzieć. Twoje prawo, by mieć swoje pre­fe­ren­cje ga­tun­ko­we i szko­da tylko, że naj­więk­szym za­rzu­tem wobec Ostat­niej jest to, czym nie jest.

 

Niech oby­cza­jów­ki zgar­nia­ją sobie noble i nike, a hugo, ne­bu­le i piór­ka po­win­ny być dla fan­ta­sty­ki.

Wtf? Bez sensu to ze­sta­wie­nie. Piór­ka nie stoją obok hugo i ne­bu­li, a je­dy­ną opcją al­ter­na­ty­wą dla mnie było… w sumie nie wiem, wat­t­pad, stro­na z fan­fic­tion dla na­sto­la­tek? Li­ter­ka, gdzie pię­ciu użyt­kow­ni­ków sło­dzi sobie na­wza­jem pod swo­imi tek­sta­mi? A tekst ko­re­spon­du­je prze­cież z kon­kur­sem.

 

Oczy­wi­ście sza­nu­ję twoją de­cy­zję – choć wo­la­ła­bym, żeby Ostat­nia do­sta­ła NIE za słabą kon­struk­cję, nie­prze­ko­nu­ją­cych bo­ha­te­rów czy kiep­skie gra­nie na emo­cjach – rze­czy, nad któ­ry­mi mo­gła­bym pra­co­wać w przy­szło­ści :)

 

Dzię­ku­ję za lek­tu­rę.

 

Ło­siot,

 

Hu hu, dzię­ki, ko­le­go, dzię­ki :D Sza­le­nie miło coś ta­kie­go usły­szeć. A mnie się wy­da­je, że emo­cje ro­zu­miesz bar­dzo do­brze (nawet te, które są ci obce), bo twoje opo­wia­da­nia też są nimi na­pa­ko­wa­ne :) Przy czym opo­wia­da­nie o po­czu­ciu za­gu­bie­nia czy utra­cie sie­bie to coś, co spo­ty­ka nas wszyst­kich.

No bar­dzo miły ten twój ko­men­tarz. Dzię­ku­ję za lek­tu­rę :)

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Kam, ale jak mogę oce­niać oby­cza­jów­kę, na któ­rej się nie znam, któ­rej pra­wie nie czy­tam (jeśli już, to kla­sy­ków, bo są kla­sy­ka­mi)? No, grasz na emo­cjach, nie lubię tego i od­ru­cho­wo się otor­biam.

Wy­obraź sobie, że nie cier­pisz ja­kiejś po­tra­wy (za­łóż­my, że zupy mlecz­nej), a tu ktoś pró­bu­je wro­bić Cię w ju­ro­ro­wa­nie w kon­kur­sie na naj­lep­szą zupę mlecz­ną. I uczest­ni­cy będą się do­py­ty­wać, czy dobra, nie za słod­ka, czy klu­ski nie roz­go­to­wa­ne… A te zupy sma­ku­ją ohyd­nie. Zgo­dzisz się na oce­nia­nie? Po­wiesz każ­de­mu kilka cie­płych słów?

Czy gdy­bym wy­raź­niej na­pi­sa­ła, że NIE jest za słaby po­mysł fan­ta­stycz­ny, po­czu­ła­byś się le­piej?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łam chyba wszyst­kie opo­wia­da­nia kon­kur­so­we i Twoje czy­ta­łam rze­czy­wi­ście jako ostat­nie. I za­do­wo­lo­na z lek­tu­ry byłam po­dwój­nie. Po pierw­sze mia­łam świet­ny ko­men­tarz do nie­mal wszyst­kich tek­stów, które czy­ta­łam wcze­śniej, po­ja­wi­ły się w nim także wąt­pli­wo­ści i prze­my­śle­nia, które mnie przy­szły do głowy.

Po dru­gie mia­łam świet­ną hi­sto­rię, pięk­nie na­pi­sa­ną, z bo­ha­ter­ką, która mnie ujęła. Opko pełne jest wy­wa­żo­nych emo­cji, nie ma tu ni­cze­go ani za dużo, ani za mało. Opis cho­ro­by, choć to chyba ra­czej de­men­cja niż Al­ze­imer, wy­da­wał mi się prze­ko­nu­ją­cy, a tro­chę ta­kich ludzi już spo­tka­łam.

No, i bo­ha­ter­stwo, takie ciche, po­le­ga­ją­ce na tym, by po­zwo­lić innym iść swoją drogą, mimo że ta droga się nie po­do­ba, ba prze­ra­ża nawet. Pięk­nie to opi­sa­łaś :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Fin­klo :)

jak mogę oce­niać oby­cza­jów­kę, na któ­rej się nie znam, któ­rej pra­wie nie czy­tam

A jak trzy­na­sto­let­nia fanka Zmierz­chu może zo­sta­wiać ko­men­ta­rze, że “Edward lep­szy niż w ory­gi­na­le”, “scena seksu za­je­bi­sta”, “nie ro­zu­miem o co cho­dzi Ja­co­bo­wi”? Je­steś oczy­ta­nym, in­te­li­gent­nym czło­wie­kiem. To na­tu­ral­ne, że po­sia­dasz opi­nie czy wra­że­nia :) Twoja uwaga, że przy­gi­nam z uczu­cia­mi i od­ru­cho­wo się od nich uchy­lasz dał mi wię­cej do my­śle­nia niż “nie, bo fan­ta­sty­ka”.

 

Czy gdy­bym wy­raź­niej na­pi­sa­ła, że NIE jest za słaby po­mysł fan­ta­stycz­ny, po­czu­ła­byś się le­piej?

Nie­spe­cjal­nie, bo ja nie pla­no­wa­łam pisać fan­ta­sty­ki, więc bar­dzo lo­gicz­ne, że po­my­słu fan­ta­stycz­ne­go tu nie było.

 

I na­praw­dę sza­nu­ję fakt, że nie lu­bisz oby­cza­jów­ki i nie chcesz jej oce­niać. Po­ru­szy­łaś przy tym jed­nak kilka cie­ka­wych kwe­stii, dla­te­go chcia­łam się wy­po­wie­dzieć :)

 

Ir­ko­_Luz,

 

O rety, tyle mi­łych słów! Dzię­ku­ję ci bar­dzo za prze­czy­ta­nie i tak miły ko­men­tarz. Jakie to jest nie­wia­ry­god­nie fajne uczu­cie, jak każdy czy­tel­nik od­naj­du­je w tek­ście swoją in­ter­pre­ta­cję :>

 

I gra­tu­lu­ję prze­czy­ta­nia wszyst­kich tek­stów kon­kur­so­wych! Było tego tro­chę :D

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Opo­wia­da­nie z sa­me­go za­ło­że­nia na­wią­zy­wa­ło (i Au­tor­ka jasno to za­po­wie­dzia­ła we wstę­pie) do co lep­szych i su­ge­styw­niej­szych tek­stów fan­ta­stycz­nych w kon­kur­sie Chro­ści­ska. Mnie takie na­wią­za­nie do fan­ta­sty­ki w zu­peł­no­ści wy­star­czy.

Piór­ko IMO za­słu­żo­ne.

A zupa mlecz­na, zwłasz­cza kasza manna z praw­dzi­wym so­kiem ma­li­no­wym – jest prze­pysz­na! :)

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

A jak trzy­na­sto­let­nia fanka Zmierz­chu może zo­sta­wiać ko­men­ta­rze, że “Edward lep­szy niż w ory­gi­na­le”, “scena seksu za­je­bi­sta”, “nie ro­zu­miem o co cho­dzi Ja­co­bo­wi”?

Fanka czy­ta­ła ory­gi­nał i po­rów­nu­je z nim. I od jej ko­men­ta­rza nie­wie­le za­le­ży.

A z czym ja mogę po­rów­nać takie oby­cza­jo­we opo­wia­da­nie? Z “Wojną i po­ko­jem” – Twoje jest cie­kaw­sze. “Z ka­rie­rą Ni­ko­de­ma Dyzmy” – Twoje jest nud­niej­sze. Ale to nie bar­dzo spra­wie­dli­we – po­rów­ny­wać po­wie­ści do krót­kie­go opo­wia­da­nia. A opo­wia­dań oby­cza­jo­wych po pro­stu nie znam. Może by się zna­la­zło coś hi­sto­rycz­ne­go – no, ale to są hi­sto­rycz­ne, czy­tam tro­chę dla po­zna­nia ów­cze­snych re­aliów.

I tu wy­pły­wa jeden z po­wo­dów, dla któ­rych nie lubię ro­man­sów i oby­cza­jó­wek – takie tek­sty są nie­cie­ka­we, bo do ni­cze­go ich nie mogę wy­ko­rzy­stać. Być może Ik­siń­ski po­de­rwał żonę, za­pra­sza­jąc ją na spływ ka­ja­ko­wy. Ale wąt­pię, że to po­mo­że mi po­de­rwać fa­ce­ta. OK, Igre­kow­ski strasz­nie cier­piał, kiedy w jego ro­dzi­nie wy­da­rzy­ło się ja­kieś nie­szczę­ście. Czy ta wie­dza co­kol­wiek mi daje w ra­dze­niu sobie z nie­szczę­ścia­mi w mojej ro­dzi­nie? Nie bar­dzo – to pro­blem bar­dzo wą­skiej grupy, poza tą grupą roz­wią­za­nia pro­ble­mów naj­praw­do­po­dob­niej będą inne.

No i wyżej wy­mie­nio­ne po­wie­ści w dużym stop­niu za­ha­cza­ją o spra­wy in­te­re­su­ją­ce dla ca­łe­go spo­łe­czeń­stwa – wojna, wybór pre­mie­ra. Pod tym wzglę­dem opo­wia­da­nie musi prze­grać.

Je­steś oczy­ta­nym, in­te­li­gent­nym czło­wie­kiem. To na­tu­ral­ne, że po­sia­dasz opi­nie czy wra­że­nia :)

Twoja uwaga, że przy­gi­nam z uczu­cia­mi i od­ru­cho­wo się od nich uchy­lasz dał mi wię­cej do my­śle­nia niż “nie, bo fan­ta­sty­ka”.

Oba­wiam się, że mnie prze­ce­niasz. OK, dużo czy­tam, ale naj­wy­raź­niej inne rze­czy niż Ty. Nie po­win­naś się przej­mo­wać moją opi­nią na temat oby­cza­jó­wek, bo nie je­stem re­pre­zen­ta­tyw­nym przed­sta­wi­cie­lem ani spo­łe­czeń­stwa w ogóle, ani czy­tel­ni­ków ma­in­stre­amu. No, rów­nie do­brze mo­gła­byś dys­ku­to­wać z Wil­kiem Zi­mo­wym, jaki sos bę­dzie naj­lep­szy do kar­ków­ki z gril­la, i na pod­sta­wie jego opi­nii szy­ko­wać przy­ję­cie dla zna­jo­mych.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Black­Snow:

 

Serio, tekst do wy­róż­nie­nia? Chyba nie chcesz po­wie­dzieć au­tor­ko, że po­sia­da­nie przy­ja­ciół w por­ta­lu daje ci spe­cjal­ne prawa. Pod tek­sta­mi po­cząt­ku­ją­cych kry­ty­ku­je­cie bez li­to­ści brak fan­ta­sty­ki i prze­wi­dy­wal­ne za­koń­cze­nia.

 

Ej, cza­ru­jesz. Serio, nie do­my­śla­li się? Sorki jeśli wi­dzisz brak li­to­ści. Dzi­wią mnie me­cha­ni­zmy. Nic per­so­nal­ne­go.

Ro­zu­miem, że mo­żesz nie zga­dzać się z wy­róż­nie­niem tego tek­stu, ale nie upraw­nia Cię to do za­rzu­ca­nia innym ko­le­sio­stwa, które po­mo­gło tek­sto­wi do­stać no­mi­na­cję. Twoje słowa są krzyw­dzą­ce w sto­sun­ku do au­tor­ki oraz całej Loży. Loża nie wy­bie­ra się sama, a jej człon­ko­wie czę­sto pre­zen­tu­ją zu­peł­nie od­mien­ne po­glą­dy na temat opo­wia­dań. Nie trak­tuj jej jako mo­no­li­tu i nie mie­szaj wy­po­wie­dzi jed­nych człon­ków Loży z oce­na­mi in­nych. Dodam tylko, że gdyby los piór­ka dla tego tek­stu za­le­żał tylko od Loży, to ni­niej­sze opo­wia­da­nie by go nie do­sta­ło – de­cy­du­ją­cy był tutaj głos Dy­żur­ne­go. Pro­po­nu­ję na­stęp­nym razem roz­sąd­niej do­bie­rać słowa i nie for­mu­ło­wać tego typu za­rzu­tów bez żad­nych pod­staw.

Ad­mi­ni­stra­tor por­ta­lu Nowej Fan­ta­sty­ki. Masz ja­kieś py­ta­nia, uwagi, a może coś nie dzia­ła tak, jak po­win­no? Na­pisz do mnie! :)

jest pełen szczę­ścia z na­szej prze­szło­ści. Prze­pra­szam, gadam jak pi­sar­ka.

Albo gra­fo­man­ka :)

 Odkąd za­czę­łam umie­rać, każdy dzień jest ważny.

heart

 Jak je­stem star­sza to już

Jak je­stem star­sza, to już… Pa­mię­taj: tak, jak.

 Po­wie­trze jest mokre i cięż­kie od życia.

heart

ukła­da­jąc nad­gar­stek zna­jo­mo

Hmm.

 my­śleć, że to dziew­czę­ce sie­dze­nie w domu jest trud­niej­sze niż wę­drów­ka po gó­rach

heart

 Nie lubię słowa „hajs”.

Kur­czę, teraz zo­ba­czy­łam w niej sie­bie…

 Ale prze­cież to nie ja mia­łam się bać, to Bar­tek się bał, to on marzł i prze­zwy­cię­żał wła­sne sła­bo­ści. Ja nie mia­łam prawa.

heart Per­fect. To – to jest he­ro­izm życia co­dzien­ne­go. Taki praw­dzi­wy, który nie szuka po­kla­sku i nie unosi się pychą.

 Była świad­kiem jego śmier­ci. Wi­dzia­ła jego ostat­ni od­dech. A ja nie. Nic nie po­czu­łam. Spa­łam jak suseł.

heart

Rany, kam… chcia­łam do­pi­sać do mo­je­go sła­wet­ne­go już ar­ty­ku­łu masę zgryź­li­wo­ści o de­mi­to­lo­gi­zo­wa­niu pi­sar­stwa, ale już tego nie zro­bię (dzi­siaj). To jest po pro­stu pięk­ne, i tyle. Pięk­ne i mądre im­pre­sjo­ni­stycz­ne opo­wia­da­nie. W życiu nic ta­kie­go nie na­pi­szę. Wy­gra­ła­byś w cu­glach :)

 ale w jakim na­praw­dę jest wieku, nie wia­do­mo. Przy­naj­mniej ja tak zro­zu­mia­łam

Tak, ja też.

 PS. Okre­śle­nie “stara ko­bie­ta” w tym kon­kret­nym kon­tek­ście – gra­da­cji wieku fik­cyj­nej li­te­rac­kiej po­sta­ci – jest dla mnie aku­rat rów­nie neu­tral­ne, jak “młody męż­czy­zna” czy “małe dziec­ko”,

Dla mnie też, nie ma co go za­stę­po­wać.

Bar­dzo mnie cie­ka­wi, jak rolę Na­ta­szy ode­bra­li po­zo­sta­li czy­tel­ni­cy.

Ja po­my­śla­łam, że to pie­lę­gniar­ka – ale też je­stem naj­młod­sza w zgrzy­bia­łej ro­dzi­nie (mój brat, jako nie­sa­mo­dziel­ny, się nie liczy) i zdało mi się to dość na­tu­ral­ne.

 to istot­ne, kiedy Mag­da­le­na mówi, że już wie, co w ich domu robi Na­ta­sza – zaraz po uświa­do­mie­niu sobie, że jest chora

To też na­pro­wa­dza na pie­lę­gniar­kę.

 w rze­czy­wi­sto­ści wy­glą­da to dużo go­rzej, ale nie prze­szka­dza mi to w do­ce­nie­niu Two­je­go por­tre­tu cho­ro­by

Tak, bo por­tret nie jest rze­czy­wi­sto­ścią, i wcale nie ma nią być.

 to w tek­ście ani razu nie padło, że cho­dzi o cho­ro­bę Al­zhe­ime­ra. Myśmy to w ko­men­ta­rzach za­ło­ży­li, ja zresz­tą też

Tak, wła­śnie. Bo tu nie cho­dzi o opis cho­ro­by – od tego są pod­ręcz­ni­ki me­dy­cy­ny – ale o coś ogól­niej­sze­go.

 Nigdy w życiu nie od­no­to­wa­łam ta­kie­go skoku umie­jęt­no­ści – gdy czy­tam swoje tek­sty sprzed roku (albo i now­sze), mam wra­że­nie, że pisał je jakiś przed­szko­lak i mam ocho­tę spu­ścić je w to­a­le­cie.

Każdy tak ma :) a jak nie ma, to wła­śnie jest gra­fo­ma­nem.

 Nie po­win­naś się przej­mo­wać moją opi­nią na temat oby­cza­jó­wek, bo nie je­stem re­pre­zen­ta­tyw­nym przed­sta­wi­cie­lem ani spo­łe­czeń­stwa w ogóle, ani czy­tel­ni­ków ma­in­stre­amu.

Fin­klo, mogę to ukraść kie­dyś? <tu by­ła­by emot­ka "przy­bi­cie piąt­ki", gdy­by­śmy ją mieli>

Tak czy siak, kam: heart https://www.youtube.com/watch?v=uMZTxrwmp6I

 

A, żeby nie było za słod­ko:

 Serio, tekst do wy­róż­nie­nia? Chyba nie chcesz po­wie­dzieć au­tor­ko, że po­sia­da­nie przy­ja­ciół w por­ta­lu daje ci spe­cjal­ne prawa.

Kam nie za­su­ge­ro­wa­ła, że chce wy­róż­nie­nia, ani, że po­win­na je do­stać. Po­wie­dzia­ła tylko, że tek­sty bez fan­ta­sty­ki ta­ko­we do­sta­wa­ły, ergo – były przez spo­łecz­ność uzna­wa­ne za peł­no­praw­ne. Dixi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fin­klo, mogę to ukraść kie­dyś?

Bierz i niech Ci idzie na zdro­wie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Gra­cias!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fin­klo,

 

A z czym ja mogę po­rów­nać takie oby­cza­jo­we opo­wia­da­nie? Z “Wojną i po­ko­jem” – Twoje jest cie­kaw­sze. “Z ka­rie­rą Ni­ko­de­ma Dyzmy” – Twoje jest nud­niej­sze. Ale to nie bar­dzo spra­wie­dli­we – po­rów­ny­wać po­wie­ści do krót­kie­go opo­wia­da­nia.

 

No wła­śnie nie nie ro­zu­miem tej po­trze­by po­rów­ny­wa­nia i nie uwa­żam, by w ogóle trze­ba było rze­czy po­rów­ny­wać, by wy­ro­bić sobie na ich temat opi­nię. Czy gdy pierw­szy raz pró­bu­jesz no­we­go je­dze­nia, po­wiedz­my sushi, też po­rów­ny­wa­ła­byś je do zu­peł­nie in­nych, rów­nie ja­dal­nych rze­czy?

Teo­re­tycz­nie można po­rów­ny­wać rze­czy po­dob­ne do sie­bie (Zmierzch i jego fan­fic­tion albo moje opo­wia­da­nie z in­ny­mi kon­kur­so­wy­mi), cho­ciaż i od tego oso­bi­ście bym się wstrzy­my­wa­ła. A po­rów­ny­wa­nie książ­ki hi­sto­rycz­nej z opo­wia­da­niem współ­cze­snym czy też książ­ki sen­sa­cyj­nej to moim zda­niem stra­ta czasu i ener­gii.

 

I tu wy­pły­wa jeden z po­wo­dów, dla któ­rych nie lubię ro­man­sów i oby­cza­jó­wek – takie tek­sty są nie­cie­ka­we, bo do ni­cze­go ich nie mogę wy­ko­rzy­stać.

 

A to bar­dzo cie­ka­we! :) Do czego wy­ko­rzy­stu­jesz fan­ta­sty­kę? Czego uczysz się z sci-fi w ko­smo­sie albo śre­dnio­wiecz­ne­go fan­ta­sy?

 

Tar­ni­no,

Do­stać tak krót­ki ko­men­tarz od cie­bie to dla mnie ogrom­na przy­jem­ność. Wi­dzisz, tak mnie wy­tłu­kłaś przy książ­ce, że wresz­cie wbi­łam sobie do głowy wszyst­kie błędy :D

 

Pięk­ne i mądre im­pre­sjo­ni­stycz­ne opo­wia­da­nie. W życiu nic ta­kie­go nie na­pi­szę. Wy­gra­ła­byś w cu­glach :)

Pi­sa­nie to nie ry­wa­li­za­cja, można pisać do­brze na ty­siąc róż­nych spo­so­bów, a to, czego nam brak, z re­gu­ły naj­bar­dziej nam się po­do­ba u in­nych.

 

Dzię­ku­ję heart

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

A jak mam orzec, czy opo­wia­da­nie jest dobre, bez po­rów­ny­wa­nia go z in­ny­mi, w tej samej kla­sie? Czy za­wod­nik prze­by­wa­ją­cy jakiś tam dy­stans w cza­sie pół mi­nu­ty za­słu­gu­je na złoto czy bę­dzie przed­ostat­ni?

Sushi mia­łam z czym po­rów­nać – wcze­śniej ja­dłam ryż, rybę, wa­rzy­wa… Nori sta­no­wi­ło nowy ele­ment. OK, sos so­jo­wy, imbir i wa­sa­bi też. Ale do dzi­siaj nie od­róż­niam sosów so­jo­wych róż­nych firm – słone i tyle, nie po­tra­fię usta­lić, który lep­szy.

Oby­cza­jów­kę trak­tu­ję po­dob­nie – nudne i tyle, nie ma co się wgłę­biać w szcze­gó­ły. Jako przy­pra­wa sto­so­wa­na z umia­rem – może pod­nieść wa­lo­ry tek­stów. Ale w czy­stej for­mie nie­ja­dal­na.

Do czego wy­ko­rzy­stu­jesz fan­ta­sty­kę? Czego uczysz się z sci-fi w ko­smo­sie albo śre­dnio­wiecz­ne­go fan­ta­sy?

OMG, te­mat-rze­ka. Z do­bre­go SF do­wie­dzia­łam się mnó­stwo rze­czy. O Ko­smo­sie, o fi­zy­ce, o klo­no­wa­niu, ge­ne­ty­ce… Z “Ka­ta­ru” Lema na­uczy­łam się pod­staw praw­do­po­do­bień­stwa. A prze­czy­ta­łam na tyle wcze­śnie, że w szko­le jesz­cze go nie prze­ra­bia­li­śmy. Potem mnie lekko dzi­wi­ło, że inni nie ro­zu­mie­ją ta­kich pro­stych rze­czy.

Fan­ta­sy trak­tu­ję bar­dziej roz­ryw­ko­wo, ale też daje ja­kieś po­ję­cie o życiu w śre­dnio­wie­czu, o za­leż­no­ściach hi­sto­rycz­nych, roli re­li­gii w życiu… Tu chyba do­cho­dzą do głosu nauki hu­ma­ni­stycz­ne.

Od­bi­ję pi­łecz­kę – w jaki spo­sób li­te­ra­tu­ra oby­cza­jo­wa wpły­nę­ła na Twoje życie?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wtrą­cam siem >:P

Fin­klo, twier­dzisz, że nie masz na­rzę­dzi do oceny tego tek­stu, jed­nak się tej oceny pod­ję­łaś (a nie np. wstrzy­ma­łaś od głosu). Prze­cież będąc w loży, mu­sisz li­czyć się z tym, że przyj­dzie ci oce­niać tek­sty nijak nie miesz­czą­ce się w two­ich li­te­rac­kich upodo­ba­niach, a co za tym idzie, nie bę­dziesz miała punk­tów od­nie­sie­nia do ich oceny (przy­naj­mniej ze­wnętrz­nych).

A li­te­ra­tu­ra oby­cza­jo­wa nie musi ide­al­nie od­zwier­cie­dlać sy­tu­acji czy­tel­ni­ka, żeby ten z niej coś wy­cią­gnął/ utoż­sa­mił się z bo­ha­te­rem. Jak czy­tam takie po­gar­dli­we twier­dze­nia, że coś jest nudne i nie­cie­ka­we, bo “mnie” nie in­te­re­su­je, to zwy­czaj­nie przy­kro mi się robi. Ale może po pro­stu nu­dzia­ra ze mnie :P

It's ok not to.

Dogs, wstrzy­mać się od głosu można wy­łącz­nie przy wła­snym tek­ście. Nie­raz oce­nia­łam tek­sty, które leżą poza moim ulu­bio­nym po­let­kiem. By­wa­ło, że na tak.

Uwa­żam, że oby­cza­jów­kom nie na­le­żą się na­gro­dy fan­ta­stycz­ne. I do ich oce­nia­nia nigdy się nie zgła­sza­łam. Je­ste­śmy na por­ta­lu fan­ta­stycz­nym.

Nie chce­cie znać mojej opi­nii o oby­cza­jów­kach, to nie wał­kuj­cie tego te­ma­tu.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No wor­ries, wy­ża­li­łam się i nie za­mie­rzam kon­ty­nu­ować te­ma­tu wink

It's ok not to.

A jak mam orzec, czy opo­wia­da­nie jest dobre, bez po­rów­ny­wa­nia go z in­ny­mi, w tej samej kla­sie? Czy za­wod­nik prze­by­wa­ją­cy jakiś tam dy­stans w cza­sie pół mi­nu­ty za­słu­gu­je na złoto czy bę­dzie przed­ostat­ni?

To jed­nak­że jest nie wy­ścig, a sztu­ka, a ry­wa­li­zu­ją nie na­ma­cal­ne osią­gnię­cia, a wra­że­nia z lek­tu­ry.

 

Od­bi­ję pi­łecz­kę – w jaki spo­sób li­te­ra­tu­ra oby­cza­jo­wa wpły­nę­ła na Twoje życie?

Dobre py­ta­nie.

Do czasu Pa­mięt­nej Awan­tu­ry o Piór­ko Ostat­niej nie są­dzi­łam, że lu­dzie czy­ta­ją ga­tun­ka­mi – ja od za­wsze po­chła­nia­łam wszyst­ko bez­ga­tun­ko­wo, więc i na to py­ta­nie od­po­wiem ogól­nie – bo w przy­pad­ku fan­ta­sty­ki i oby­cza­jów­ki od­po­wiedź jest taka sama.

 

Czy­tam, by prze­ży­wać przy­go­dy, na które w realu nie mam szans. By po­zna­wać wy­da­rze­nia, uczyć się, od­kry­wać nowe lądy, ob­ser­wo­wać cie­ka­wych ludzi i bawić się razem z nimi. Równą eg­zo­ty­ką jest dla mnie wi­zy­ta na stat­ku ko­smicz­nym, co zwie­dza­nie No­we­go Jorku lat dwu­dzie­stych (Gats­by); czy­ta­nie o Au­stra­lij­czy­kach za­kła­da­ją­cych farmę (Ptaki cier­ni­stych krze­wów), słu­cha­nie do­kład­ne­go prze­bie­gu wojny do­mo­wej (Prze­mi­nę­ło z wia­trem), zu­peł­nie fan­ta­stycz­na scena wskrze­sza­nia pi­sar­ki na oczach Na­zi­stów (wiersz Ko­bie­ta Ła­zarz Sy­lvii Plath), bio­gra­fia LMM, bo cu­dow­nie zo­ba­czyć Wyspę Księ­cia Edwar­da sto lat temu, kiedy lu­dzie byli inni i ina­czej wy­glą­da­ło ich życie, a fakt, że ta dwu­dzie­sto­lat­ka pi­szą­ca opo­wia­da­nia pod oknem na fa­cjat­ce żyła kie­dyś na­praw­dę jesz­cze do­da­je wszyst­kie­mu smaku. Albo obec­nie czy­ta­ny Asy­stent Cza­ro­dziej­ki – do­brze się bawię pa­trząc, jak cza­ro­dzie­je uży­wa­ją ma­te­ma­ty­ki do rzu­ca­nia magii. Ro­man­se też czy­tu­ję od świę­ta, choć tu rze­czy­wi­ście trud­niej, bo dużo z nich po­pa­da w po­dob­ny sche­mat i nie wnosi nic no­we­go.

 

Nie wiem, ja pro­sty czło­wiek je­stem, ja w li­te­ra­tu­rze chcę fajne przy­go­dy i żeby dzia­ło się coś cie­ka­we­go. A coś cie­ka­we­go może być i fan­ta­stycz­ne i oby­cza­jo­we. Tyle :3

 

 

Dzię­ku­ję ci za tę roz­mo­wę, Fin­klo. Bar­dzo się cie­szę, że po­świę­casz czas na tę dys­ku­sję, a ja mogę po­znać twój punkt wi­dze­nia :)

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

No, jak już tak mnie bie­rzesz pod włos, to wy­pa­da pod­trzy­my­wać dys­ku­sję. ;-)

Czy­tam, by prze­ży­wać przy­go­dy, na które w realu nie mam szans.

OK, je­stem skłon­na pod­pi­sać się pod tą wy­po­wie­dzią. Tylko w oby­cza­jów­ce (wąsko de­fi­nio­wa­nej) przy­gód nie ma. “Mam horom curke” to nie przy­go­da. “Kum­pel ma doła, bo dziew­czy­na go rzu­ci­ła”, “mąż wraca z pracy zmor­do­wa­ny i wście­kły” – też nie.

By po­zna­wać wy­da­rze­nia, uczyć się, od­kry­wać nowe lądy, ob­ser­wo­wać cie­ka­wych ludzi i bawić się razem z nimi.

Uczyć się – tak. Z cie­ka­wy­mi ludź­mi pro­blem, bo jed­nost­ki na ogół mnie nie cie­ka­wią. Za­wsze wo­la­łam spoj­rze­nie makro. Czyli na przy­kład me­cha­ni­zmy pro­wa­dzą­ce do re­wo­lu­cji są in­te­re­su­ją­ce, ale bio­gra­fia Ro­be­spier­re'a czy Troc­kie­go ra­czej nie. Cza­sa­mi po­dej­rze­wam, że je­stem psy­cho­pat­ką. Wy­ją­tek sta­no­wią jed­nost­ki wy­bit­ne – lu­dzie po­kro­ju Da Vin­cie­go.

Równą eg­zo­ty­ką jest dla mnie wi­zy­ta na stat­ku ko­smicz­nym, co zwie­dza­nie No­we­go Jorku lat dwu­dzie­stych (Gats­by);

No, a dla mnie nie. NY nie jest eg­zo­tycz­ny, cho­ciaż nigdy tam nie byłam i pew­nie nie będę. Ale gdy­bym była bar­dzo cie­ka­wa, mogę sobie obej­rzeć jakiś film. Przy stat­ku ko­smicz­nym – mam szan­sę na po­dzi­wia­nie wy­obraź­ni i wie­dzy au­to­ra.

“Wiel­kie­go Gats­by’ego” aku­rat czy­ta­łam i uwa­żam, że nasza “Lalka” jest lep­sza (co nie zna­czy, że mi się jakoś bar­dzo po­do­ba­ła) – bo­gat­sza o rys hi­sto­rycz­ny.

słu­cha­nie do­kład­ne­go prze­bie­gu wojny do­mo­wej (Prze­mi­nę­ło z wia­trem),

To też było dla mnie cie­ka­we, wręcz na gra­ni­cy szo­ku­ją­ce­go. Ode­bra­łam tę książ­kę jako ma­ni­fest po­sia­da­czy nie­wol­ni­ków i ra­si­stów. Długo zbie­ra­łam szczę­kę z pod­ło­gi, że coś ta­kie­go jest le­gal­ne, a nawet ra­czej pro­mo­wa­ne jako kla­sy­ka. Życie uczu­cio­we Scar­lett po­trak­to­wa­łam jak zło/tło ko­niecz­ne.

Resz­ty nie znam.

Ro­man­se też czy­tu­ję od świę­ta, choć tu rze­czy­wi­ście trud­niej, bo dużo z nich po­pa­da w po­dob­ny sche­mat i nie wnosi nic no­we­go.

No, to ja bym do tego worka wrzu­ci­ła całą oby­cza­jów­kę – nie wnosi nic no­we­go, bo po­dob­ne pro­ble­my ma prak­tycz­nie każdy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

ja od za­wsze po­chła­nia­łam wszyst­ko bez­ga­tun­ko­wo

Ja też, zatem: kotek.

 

BTW, teraz czy­tam “Mill on the Floss”. Ulu­bio­na­_e­mot­ka­_Ba­ila.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Po­wo­li nad­ra­biam ko­lej­kę, więc przy­wio­dło mnie i tutaj. ;)

Dobre opo­wia­da­nie, wzru­sza­ją­ce. Spraw­nie opi­su­jesz czło­wie­ka cier­pią­ce­go na, jak się do­my­ślam, Al­zhe­ime­ra – Mag­da­le­na jest bar­dzo prze­ko­nu­ją­ca, jej córka zresz­tą też. Fan­ta­sty­ki fak­tycz­nie nie ma, ale uprze­dzasz o tym w przed­mo­wie, więc wszyst­ko pod tym kątem gra. Po­do­ba­ło mi się, mimo że to nie mój typ li­te­ra­tu­ry i dłuż­szych tek­stów oby­cza­jo­wych za bar­dzo nie lubię. 

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Mia­łam taką długą od­po­wiedź na­pi­sa­ną do Fin­kli, ale stro­na wzię­ła i mi się sama od­świe­ży­ła… (Czy ktoś jesz­cze tak ma w chro­me że jak nie za­glą­da do za­kład­ki przez dłuż­szy czas to potem stro­na ła­du­je mu się od nowa? Okrop­ność!).

 

Fin­klo – dzię­ku­ję za dys­ku­sję. Może kie­dyś w Łodzi na piwie bę­dzie moż­li­wość po­ga­da­nia dłu­żej :)

 

Tar­ni­na

BTW, teraz czy­tam “Mill on the Floss”.

Prop­su­ję tę lek­tu­rę!

 

Verus, no siema :)

Bar­dzo się cie­szę, że wpa­dłaś i lek­tu­ra ci się spodo­ba­ła, mimo że oby­cza­jów­ka. Uści­ski!

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Ech, kiedy znowu bę­dzie można pójść na piwo… :-(

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie wiem, ale wy­pa­tru­ję tego mo­men­tu z rów­nie za­par­tym tchem co mo­je­go po­wro­tu do Pol­ski! :D

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Dobry tekst. Na­pi­sa­ny ład­nie, z pa­ro­ma pe­reł­ka­mi (to o tych zdję­ciach na ścia­nie!), do tego po­ru­sza­ją­cy ważne te­ma­ty i po­ru­sza­ją­cy – po­nie­kąd – czy­tel­ni­ka. Bo jak­kol­wiek spo­tka­nie z bli­ski­mi po śmier­ci jest okle­pa­ne, tak mnie to wzru­sza (o ile do­brze ro­ze­gra­ne) i tutaj też wzru­szy­ło. Więc warsz­ta­to­wo przy­zwo­icie, doj­rza­le, świa­do­mie. Mógł­bym na tym po­prze­stać, ale za­sta­na­wiam się, skąd brak mo­je­go en­tu­zja­zmu – po ko­men­ta­rzach widzę, że innym bar­dziej się spodo­ba­ło, no i pod “Ewą” (którą już czy­ta­łem i zaraz sko­men­tu­ję) mó­wi­łaś chyba Dar­co­no­wi, że “Ostat­nia” jest lep­sza. 

Widzę dwa po­wo­dy, dla któ­rych mogę nie być za­chwy­co­ny, a je­dy­nie za­do­wo­lo­ny. Po pierw­sze, tro­chę wstyd, ale nie czy­ta­łem in­nych opo­wia­dań z kon­kur­su, więc może umyka mi jakiś szer­szy kon­tekst, może po opo­wia­da­niach z mło­dy­mi męż­czy­zna­mi w ro­lach głów­nych ten był jak ożyw­cza bryza. Dla­te­go nie oce­niam go na tle in­nych. A jako sa­mo­dziel­ne opo­wia­da­nie mam dosyć pro­stą, bo krót­ką, oby­cza­jo­wą hi­sto­rię. I tu po­ja­wia się powód drugi. Sta­ram się czy­tać wszyst­kie­go po tro­chu, tak samo z oglą­da­niem i ogól­nym kon­su­mo­wa­niem kul­tu­ry. Fan­ta­sty­ki czy­tam za­pew­ne mniej niż więk­szość por­ta­lo­wi­czów, a moż­li­we, że wię­cej tzw. oby­cza­jó­wek (nie lubię tego okre­śle­nia, któ­rym fan­ta­ści zwy­kli okre­ślać to, co nie jest fan­ta­sty­ką/kry­mi­na­łem). Twój tekst jest po­rząd­ny, spo­koj­nie mógł­by się zna­leźć w dru­ko­wa­nej an­to­lo­gii, ale oba­wiam się, że go nie za­pa­mię­tam, że nie wy­bi­ja się wy­star­cza­ją­co ponad inne po­dob­ne. Bra­ku­je tu ja­kie­goś ele­men­tu cha­rak­te­ry­stycz­ne­go. Jeśli chcesz przy­kła­du świet­nych oby­cza­jo­wych opo­wia­dań, to gdyby w Twoje ręce tra­fi­ła new­swe­eko­wa an­to­lo­gia “Oj­ciec”, to po­le­cam opo­wia­da­nia Ma­łec­kie­go, En­gel­kin­ga, a przede wszyst­kim chyba naj­bar­dziej wzru­sza­ją­ce opo­wia­da­nie jakie czy­ta­łem – “List” Wita Szo­sta­ka. 

Ale to wszyst­ko nie zmie­nia faktu, że jeśli Kam pisze takie opo­wia­da­nia w parę go­dzin, to wiedz, że coś się dzie­je ;) Dawno nie czy­ta­łem nic Two­je­go, ale tu już widzę praw­dzi­wą pi­sar­kę, która ob­ja­wi swoje moż­li­wo­ści (część moż­li­wo­ści?) w ko­lej­nym opo­wia­da­niu. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Hej funie,

 

To jesz­cze raz tutaj – dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz heart Super, że wpa­dłeś i bar­dzo się cie­szę, że do­strze­gasz skok umie­jęt­no­ści :>

 

Ostat­nią uwa­żam za lep­szą, Ewa zde­cy­do­wa­nie moc­niej po­la­ry­zu­je czy­tel­ni­ków :D

 

A tę an­to­lo­gię chęt­nie bym prze­czy­ta­ła, do­da­ję do listy. Ma­łec­kie­go ko­cham nad życie.

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Szo­sta­ka warto po­czy­tać. 

 

Takie to na­pi­sa­ne po naj­mniej­szej linii oporu.

CM, palnę cie przez ogon i przez łeb. Linia naj­mniej­sze­go oporu. 

 

Co do tek­stu:

 

Al­zhe­imer to to nie jest. Al­zhe­imer jest strasz­ny, zwłasz­cza, jeśli oglą­da­ny ocza­mi dziec­ka, a je­dy­nym opie­ku­nem jest druga star­sza osoba. De­men­cja? Chyba po­cząt­ko­we i ła­god­ne sta­dium. Potem jest coraz go­rzej i bywa tro­chę strasz­no, tro­chę śmiesz­no i trze­ba mieć okrop­nie szyb­ki re­fleks. De­men­cja też prze­ra­ża, nawet oglą­da­na ocza­mi do­ro­słe­go, który już wie, że tak musi być i po­stę­pu­je prze­waż­nie dość szyb­ko. A jest strasz­na, bo trze­ba ją wy­tłu­ma­czyć dziec­ku, które nie ro­zu­mie i przez to nie­ro­zu­mie­nie tro­chę się boi.

 

Scho­rze­nie pod­po­rząd­ko­wa­łaś tek­sto­wi – po­tra­fię zro­zu­mieć, ale jest to de­li­kat­na wer­sja tego, co się dzie­je z cho­ry­mi. Cał­kiem uda­nie po­ka­zu­jesz prze­bły­ski świa­do­mo­ści (Tasza – tak, zro­zu­mia­łem, że jako opie­kun­ka; ślą­ska tasza od niem. die Ta­sche – torba), ale są one li­te­rac­kie, czę­sto spój­niej­sze niż mo­gły­by być w rze­czy­wi­sto­ści.

 

I to jest mój głów­ny pro­blem z “Ostat­nią”, takie ła­god­ne, ma­ło­pro­ble­mo­we po­ka­za­nie cho­ro­by.

 

Bo poza tym – palce lizać. Pięk­nie, kli­ma­tycz­nie i gra­ją­co na emo­cjach po­ka­za­nie oso­bli­wej re­la­cji z gó­ra­mi matki i żony, jej żalu, gnie­wu i peł­nej re­zy­gna­cji ak­cep­ta­cji. Nie­stan­dar­do­wy punkt wi­dze­nia, po­dej­ście do te­ma­tu od stro­ny “tych co cze­ka­ją” – prze­zac­ne. Język i kom­po­zy­cja – in plus. “Je­stem nie­śmier­tel­ny”, pi­ja­ny syl­we­ster – o tak, od­brą­zo­wie­nie na ca­łe­go, ale takie nie po­zba­wio­ne cie­pła i zro­zu­mie­nia. Koń­co­we spo­tka­nie z ro­dzi­ną nieco prze­sła­dza wy­dźwięk tek­stu jak dla mnie, ale mimo braku fan­ta­sty­ki – czy­ta­łem z ogrom­ną przy­jem­no­ścią.

 

 

 

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

No to jesz­cze raz.

 

Dzię­ki, Świ­ry­bie, za nie­spo­dzie­wa­ną wi­zy­tę heart Super, że zaj­rza­łeś!

Szko­da tylko, że kosz­tem swo­je­go snu ;)

 

Bar­dzo mi przy­kro, jeśli masz z cho­ro­bą oso­bi­ste do­świad­cze­nia.

 

Do­świad­cze­nia z de­men­cją opie­ra­łam na spo­tka­niach z żywą osobą, ła­god­ność – zda­rza się, szcze­gól­nie, jak mó­wisz, w po­cząt­kach cho­ro­by. A spój­no­ści li­te­rac­kiej jed­nak tekst wy­ma­ga, bo nikt nie lubi czy­tać po­szar­pa­nych frag­men­tów nie pro­wa­dzą­cych do ni­cze­go.

 

Bar­dzo mi miło, że mimo tego czy­ta­łeś z przy­jem­no­ścią <3 Ład­nie mnie po­dra­pa­łeś za uszkiem, dzię­ku­ję!

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Będę bro­nić kam (kam pro­szo­na o przy­wdzia­nie bia­łej su­kien­ki i wian­ka ru­cia­ne­go) – po pierw­sze, opo­wia­da­nie to nie jest pod­ręcz­nik me­dy­cy­ny. Nie ma na celu opisu cze­goś, co można opi­sać me­to­da­mi na­uko­wy­mi.

Po dru­gie:

nikt nie lubi czy­tać po­szar­pa­nych frag­men­tów nie pro­wa­dzą­cych do ni­cze­go.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A broń­cie sobie, oby­wa­tel­ko, ile chce­cie. I ja wam wtedy jebs: po­stać nie­wia­ry­god­na przez nie­wia­ry­god­nie po­wol­ny roz­wój cho­ro­by w mgli­ście za­su­ge­ro­wa­nym cza­sie, nie­wia­ry­god­nie przed­sta­wio­ny gar­ni­tur za­cho­wań zwią­za­ny ze scho­rze­niem → ri­sercz do bani! Gran­da!

 

;-)

 

Nie ro­zu­miem ob­ra­nia­nia cze­go­kol­wiek. Ja po pro­stu daję znać, jak ode­bra­łem i dla­cze­go. Tu nie ma ataku, więc ta obro­na to taka tro­chę na wy­rost, c’nie?

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

A my­śla­łam, że to mnie po­czu­cie hu­mo­ru wy­gni­ło i wy­pły­nę­ło usza­mi… XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Skoro tak mó­wisz, Tar­ni­no, to pew­nie tak jest ;-) Nie za­wa­ham się tego użyć!

 

po­szar­pa­nych frag­men­tów, nie pro­wa­dzą­cych do ni­cze­go

Jest tak da­le­kie od praw­dy i moż­li­wo­ści nie-cu­kier­ko­we­go przed­sta­wie­nia do­wol­ne­go z tych scho­rzeń, jak Su­wał­ki od Miami, jak roz­są­dek od Wiej­skiej i jak Tar­ni­na od nie­zgni­łe­go po­czu­cia hu­mo­ru ;-)

Nie chcę po pro­stu roz­pę­ty­wać dys­ku­sji na ten temat. Do puli scho­rzeń można do­rzu­cić np. utra­tę więk­szo­ści pa­mię­ci dłu­go­trwa­łej po­czy­na­jąc od ja­kie­goś okre­su, spo­ty­ka­ne np. po wy­le­wie w wy­ni­ku uszko­dze­nia mózgu. Czło­wiek spraw­ny, mówi w miarę, czuje, ro­zu­mu­je – ale np. nie roz­po­zna­je bli­skich lub nie pa­mię­ta ostat­nich dwu­dzie­stu lat… Niby ła­god­ne, pro­ste, a jed­nak nie. Uwie­ra mnie takie baj­ko­we, jed­no­stron­ne przed­sta­wie­nie, mimo, że ro­zu­miem, że aku­rat w tym tek­ście au­tor­ce tak pa­so­wa­ło. No nie po­ra­dzisz.

 

P.S. Co nie zmie­nia faktu, że to jest po pro­stu dobry tekst, no!

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Prze­pra­szam, czy tu biją?

 

Czy mogę komuś za­ser­wo­wać ser­dusz­ko?

heart

Po­dzie­li­cie się jed­nym, czy mam do­nieść na­stęp­ne?

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Ja po­pro­szę jesz­cze tar­nin­kę na ostro, a tej pani podać fugu ;-)

Nikt nie bije, przty­ka­my się ra­do­śnie, ob­rzu­ca­jąc się nie­świe­żym po­czu­ciem hu­mo­ru ;-) 

No chyba, że kam chce klap­sa ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ty to wiesz, jak mówić do ko­bie­ty heart

 

To baw­cie się tu do­brze, dzie­cia­ki, ja nie prze­szka­dzam :>

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

 

Czło­wiek spraw­ny, mówi w miarę, czuje, ro­zu­mu­je – ale np. nie roz­po­zna­je bli­skich lub nie pa­mię­ta ostat­nich dwu­dzie­stu lat… Niby ła­god­ne, pro­ste, a jed­nak nie. Uwie­ra mnie takie baj­ko­we, jed­no­stron­ne przed­sta­wie­nie,

Oj, to chyba za mało się tego ostat­nio na­oglą­da­łam, bo mnie nie.

mimo, że ro­zu­miem, że aku­rat w tym tek­ście au­tor­ce tak pa­so­wa­ło

Czyli jest od­po­wied­nie ar­ty­stycz­nie? No, jest.

No nie po­ra­dzisz.

Ulu­bio­na­_e­mot­ka­_Ba­ila. Jeden lubi jazz, drugi lubi hip-hop :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kufa, mu­siał mieć ten ku­cha­rzy­na farta kro­jąc to fugu… ;-)

 

Czy jest od­po­wied­nie ar­ty­stycz­nie? Rzekł­bym pro­wo­ka­cyj­nie: w tym aspek­cie to jest ar­ty­stycz­ne pój­ście na skró­ty. Ścina na za­krę­cie. Linia naj­mniej­sze­go oporu. (Po­wta­rzam, bo CM się nie od­zy­wa, ale może przy­po­mni sobie tu zaj­rzeć;-) )

 

P.S.

Ar­nu­bis!

Krzy­czę na cię! Jest za­mó­wie­nie na cia­sto!

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Linia naj­mniej­sze­go oporu. (Po­wta­rzam, bo CM się nie od­zy­wa, ale może przy­po­mni sobie tu zaj­rzeć;-) )

Już sobie przy­po­mniał, po­ka­jał się i po­pra­wił. ;-)

Sa­mo­zwań­czy Lotny Dy­żur­ny-Par­ty­zant; Nie­ofi­cjal­ny czło­nek sto­wa­rzy­sze­nia Mal­kon­ten­tów i Hi­po­chon­dry­ków

Sza­cu­ken!

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Co tu dużo pisać, to po pro­stu świet­ny tekst. Mimo oby­cza­jo­we­go cha­rak­te­ru prze­czy­ta­łem jed­nym tchem. Bar­dzo umie­jęt­nie prze­pla­ta­łaś wątek te­raź­niej­szo­ści z prze­szło­ścią i moim zda­niem do­brze przed­sta­wi­łaś wcze­sne sta­dium cho­ro­by z per­spek­ty­wy cho­rej osoby.

Warsz­ta­to­wo bar­dzo do­brze, a jeśli na­pi­sa­ne w kilka go­dzin to w ogóle je­stem pod wiel­kim wra­że­niem. 

Było wię­cej do­brych zdań, ale czy­ta­łem tak szyb­ko że zdą­ży­łem za­pi­sać tylko to do przy­to­cze­nia:

Lu­dzie mają cał­ko­wi­tą do­wol­ność w umie­ra­niu

A w tych dwóch tro­szecz­kę nie spa­so­wał mi szyk, ale to oczy­wi­ście luźna su­ge­stia i in­dy­wi­du­al­na pre­fe­ren­cja, więc spo­koj­nie może zo­stać tak jak jest:

Za­my­kam usta i dźwięk urywa się.

Za­my­kam usta i dźwięk się urywa.

 

Wy­bu­cham śmie­chem i obej­mu­ję go.

Wy­bu­cham śmie­chem i go obej­mu­ję.

Edwar­dzie, z dużym po­śli­zgiem, ale dzię­ku­ję, że wpa­dłeś i zo­sta­wi­łeś uwagi <3

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Nowa Fantastyka