- Opowiadanie: Darcon - Oni

Oni

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Oni

Kayla leżała na wznak, patrząc w niebo. Każdej nocy przyglądała się gwiazdom, obserwując, jak mienią się i świecą, jak znikają za płynącymi po niebie chmurami, a później pojawiają się ponownie. Przypominały światła latarni morskich ukazujących się wędrowcom, którzy po wzburzonym morzu zmierzali do domu. Co noc tworzyły nowy, fascynujący i niepowtarzalny spektakl. Miała fotograficzną pamięć, więc pamiętała wszystkie. A było ich już ponad tysiąc, od kiedy tu trafiła.

 

Nachodził świt, a wraz z nim nowy dzień. Może przyniesie coś niespodziewanego? Może coś w końcu się wydarzy? I chociaż dni nie były tak piękne jak noce, to promienie słoneczne, które zalewały wszystko feerią barw, przedzierając się przez dziurawy w wielu miejscach sufit, trochę przypominały rozgwieżdżone niebo. A ono zawsze napawało ją nadzieją.

 

*

 

– Cześć, Kayla!

– Cześć, Ben. – Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła na powitanie.

– Jak tam dzisiejsza noc? Pogoda dopisała? Jak niebo? – zapytał z ciekawością wysoki, przystojny chłopak.

– Tak, Ben – Kayla westchnęła. – Było przepiękne.

Pokiwał głową i usiadł obok niej.

– Coś ci przynieść? Może coś do jedzenia?

Zaśmiała się głośno.

– Oj, Ben! – Klepnęła go przyjacielsko po udzie, żeby rozwiać tę poważną minę. – Zawsze potrafisz mnie rozbawić… Nie, nic nie potrzebuję, ale dziękuję, że pytasz.

– A może gdzieś cię zanieść? – Ożywił się. – Ułożyć w innym miejscu? Mogę to zrobić, jeśli chcesz.

– Nie, dziękuję. – Złapała go za dłoń i ścisnęła. – Tu jest mi dobrze. Wiesz, przyzwyczaiłam się już.

Przytaknął, jakby rozumiał, ale Kayla domyśliła się, że zrobił to odruchowo.

 

Położył się obok niej i przez godzinę lub dwie spoglądali w niebo. Oboje zagłębieni we własnych myślach. Nasłuchiwali, ale docierał do nich tylko szum wiatru, sporadycznie przerywany przypadkowymi dźwiękami.

– Myślisz, że oni przybędą? – zapytała w końcu.

– Oj, Kayla. – Ben uniósł się i podparł na łokciach. – Nie wiem, raczej nie. Już dawno ich nie było.

Jednak gdy zobaczył posmutniałą twarz dziewczyny, szybko się zreflektował.

– Ale wiesz, nigdy nic nie wiadomo.

– Prawda?

Popatrzyli znowu w niebo.

 

– Może jednak gdzieś cię przeniosę?

 

*

 

– Ruszymy dzisiaj gdzieś dalej. – Mężczyzna położył rękę na ramieniu chłopca.

– Co masz na myśli, mówiąc dalej? – Kilkulatek spojrzał w górę. – Chcesz wyjść z ula?

– Jeszcze dalej, za miasto.

– Za miasto? – powtórzył wystraszony chłopiec.

 

*

 

Kolejna noc. Tym razem Ben został razem z nią. Starał się nie odzywać zbyt często, choć widziała kątem oka, jak co kilka minut otwierał i zamykał usta.

– Cudnie. – Przysunął się bliżej i złapał ją za rękę. – Naprawdę znasz wszystkie konstelacje?

– Tak, ale to nic wielkiego. – Wzruszyła ramionami. – To tylko geometryczny rzut gwiazd na niebie. W większości przypadków nie mają nic ze sobą wspólnego.

– Dlaczego co noc je obserwujesz?

Milczała przez chwilę.

– Chciałabym kiedyś tam polecieć, do gwiazd.

W jej głosie Ben rozpoznał tęsknotę, nadzieję i coś jeszcze, coś ulotnego, czego nie potrafił zidentyfikować.

– Myślisz o nich? Chciałabyś, żeby cię zabrali, prawda? – Chłopak uniósł się, by spojrzeć na Kaylę.

– Nie, wcale nie – zaprzeczyła słowami, choć oczy wyrażały coś zupełnie innego.

 

*

 

Transporter zatrzymał się, wzbijając tumany kurzu. Dysze napędowe wyłączyły się, ale pasażerowie wysiedli dopiero po dobrej chwili, gdy kurz opadł już na ziemię.

– Dzień dobry, dzień dobry! – zawołał do nich niski, łysiejący mężczyzna z widoczną nadwagą. – Czym mogę panom służyć?

Ruszył żwawo w kierunku pojazdu. Powiedział „panom”, chociaż miał przed sobą czterdziestolatka i kilkuletniego smarka. Klienta trzeba zdobywać od pierwszej chwili, a ludzie z miasta nic tak nie lubią, jak poczucia wyższości nad innymi.

– Szukamy czegoś ciekawego w przystępnej cenie – odpowiedział starszy z nich. – Podobno ma pan najniższe ceny w całej Strefie.

– To prawda, to prawda! – Grubas pokłonił się, ale nie za nisko. Chciał ich zachęcić, a nie zniesmaczyć. – A co panów dokładnie interesuje?

– Nic konkretnego. – Mężczyzna rozejrzał się, ale teren nie wzbudził w nim większego zainteresowania. – Coś do testów.

– To prawdziwa pustynia, tato! – Chłopiec spoglądał przez założone gogle ochronne. – Normalnie koniec świata!

– Och, jesteśmy na przedmieściach, proszę panów. – Niski mężczyzna złożył dłonie jak do modlitwy.

– Miasto, to jest tam! – Przyjezdny wskazał ręką za siebie, gdzie na granicy widnokręgu kłębiły się setki budynków i wieżowców sięgających chmur. – W jednym ulu potrafi mieszkać sto tysięcy osób. To jest miasto. Megaglomeracja!

– Tak, oczywiście. – Grubas zaczynał się niecierpliwić. – Zapraszam panów do mojego skromnego królestwa! To największy punkt w tej części Strefy. Na pewno znajdziecie coś dla siebie!

 

*

 

– Oni, oni przybyli! – Ben wpadł do niej jak burza. – Miałaś rację! Wiesz, tak naprawdę to tylko tak mówiłem, żeby cię pocieszyć, ale nie sądziłem…

– Poprawisz mi włosy? – Kayla przerwała mu, unosząc się na łokciach.

– Tak, tak, pewnie. – Ben kucnął i upiął je w sposób, jaki lubiła najbardziej.

– Już idą! – Teraz także ona ich zobaczyła. – Za późno, żeby mnie gdzieś przenieść…

Bała się, że nie będzie wyglądać wystarczająco korzystnie, ale nic już nie mogła na to poradzić.

 

*

 

– O, tam stoi jeden całkowicie sprawny! – Właściciel ucieszył się, że nie musiał daleko szukać. Te głąby często rozchodziły się po całym złomowisku. – To model B.E.N., w bardzo dobrym stanie!

– O rany, tato! – Mały wykrzywił usta, niezadowolony. – To zabytek! Słabomyślący.

Chłopak podszedł szybkim krokiem do androida, wyciągnął teleskopową pałkę z czarną, magnesową kulką na końcu i przeciągnął nią wzdłuż jego ciała. Kulka przylgnęła do klatki piersiowej. B.E.N. popatrzył, zdziwiony.

– I to jedna z pierwszych serii! Ma jeszcze stalowy korpus. – Dzieciak oderwał pałkę rozeźlony. – Do niczego się nie nadaje.

– A może ona? – Właściciel wbiegł na stertę części i złapał pod pachy kolejnego androida. – To znacznie nowszy model, K.A.Y.L.A.

– Całkiem ładna – powiedział mężczyzna, w ten szczególny sposób, którego małe dzieci jeszcze nie rozumieją. – Za ile?

– Poczekaj, tato. – Chłopak wbiegł na górę obok grubasa. – Ha, ha! Ona nie ma nóg!

– Ale jest sprawna! – zaznaczył właściciel.

– Co pan mi tu pokazuje? Na tym złomowisku rzeczywiście jest sam złom! – Mężczyzna ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia. – Ma pan coś jeszcze?

Dzieciak pobiegł za nim, a grubas chcąc nie chcąc też.

 

– I to naprawdę wszystko?! – Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi. – Czy ty wiesz, człowieku, ile bitcoinów musiałem wydać na wynajęcie transportera? A ty mi pokazujesz same graty!

– Jaka cena, taki towar. – Grubas wzruszył ramionami.

Mieszczuch machnął ręką, zrezygnowany. Złapał syna i pociągnął bez słowa do pojazdu.

Właściciel obserwował ich jeszcze przez chwilę.

– Nazwał mnie człowiekiem – powiedział android model B.R.U.N.O., w wersji indywidualnej. – I kto tu jest słabomyślący?

 

*

 

– Wiesz, oni pewnie jeszcze kiedyś przybędą, Kayla. – Ben pogładził ją po włosach. – Nie wszyscy są tacy. W końcu większość z nas jest przez nich używana.

– Wiem, Ben, wiem. – Kayla odwróciła głowę, chcąc ukryć twarz. – Może jednak gdzieś mnie przeniesiesz?

– Tak? – Chłopak wstał, wyraźnie uradowany.

 

Rozumiała to. Była przecież ułomną, nie w pełni sprawną, kaleką.

 

Koniec

Komentarze

Taaaa… Androidy bardziej ludzkie od ludzkich mrówek.

W sumie dlaczego nie?

Dobrze wymyślone i równie dobrze napisane.

Podobało mi się.

Klik.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Podoba mi się, ciekawa wizja. Ładnie prowadzone dialogi. Prawie nie ma opisów miejsca, a wyobraziłem sobie bez problemu taki świat. Tylko pozazdrościć warsztatu ;)

Tylko do jednego szczegółu mam wątpliwości, dziwnie mi to brzmi:

w ten szczególny sposób, który małe dzieci jeszcze nie rozumieją

“Który”, czy “którego”? 

Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność

Wizja odmienna od terminatora. Androidy czekające na okruch czułości ludzkiej. Przypomina mi się A.I. Stevena Spielberga, ale to nie jest zarzut, a raczej pochwała.

Ciekawe. “Oni” tak bardzo zakodowali mi się w pamięci jako obcy, że z początku spodziewałem się przylotu kosmitów lub tego, że Ben i Kayla okażą się ludźmi pozostałymi na Ziemi oczekującymi na powrót kolonistów.

Skoro Ben i Kayla mieszkali na złomowisku, to nie mogli znaleźć czegoś, z czego dałoby się zrobić choćby prowizoryczne protezy lub jakieś urządzenie ułatwiające przemieszczanie się dla Kayli? Chociaż trochę tłumaczę to sobie tym, że może nie było tam nikogo, kto wiedziałby, jak skonstruować takie rzeczy. Całość traktuję jako refleksję nad konsumpcjonizmem (ciągłe kupowanie nowych rzeczy i porzucanie starych, nienaprawionych), ludzką buńczucznością.

Tematycznie może nie nowe, ale całkiem fajnie napisane (zwłaszcza fragmenty o gwiazdach).

 

Sugestie poprawek:

 

były tak piękne, jak noce

 

Chociaż formalnie nie jest to błąd (przecinek można postawić lub nie), to osobiście pozbyłbym się tego przecinka, bo tu raczej nie ma przerwy oddechowej. Wyszukiwanie w korpusie języka polskiego pokazuje, że przecinek w wyrażeniach o podobnej konstrukcji (tak piękne jak X) pojawia się raczej rzadko.

 

 

łysiejący mężczyzna z lekką nadwagą. […] Grubas zaczynał się niecierpliwić.

Według mnie między lekką nadwagą a byciem grubasem jest dość znacząca różnica. Chyba, że ta “lekka” nadwaga miała być ironiczna, wtedy zaznaczyłbym to cudzysłowem albo kursywą.

 

 

Wiesz, tak naprawdę[-,] to tylko tak mówiłem, żeby cię pocieszyć, ale nie sądziłem

 

Zbędny przecinek, wyrażenia “tak naprawdę”raczej nie wydziela się od reszty zdania, tutaj jest ono elementem drugiego zdania składowego (orzeczenia zaznaczone podkreśleniem).

 

Poprawisz mi włosy?– Kayla przerwała mu

Brakująca spacja między znakiem zapytania a półpauzą.

 

– O, tam stoi jeden całkowicie sprawy!

Literówka – “sprawny”.

 

magnezową kulką na końcu i przeciągnął nią wzdłuż jego ciała. Kulka przylgnęła do klatki piersiowej. B.E.N. popatrzył, zdziwiony.

– I to jedna z pierwszych serii! Ma jeszcze stalowy korpus.

Powinno być “magnesową”. Magnez jako pierwiastek jest paramagnetykiem i nie będzie przyciągał stali.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Rrybaku, dzięki.

 

Herox002, tak, “którego”, prawdopodobnie gdy poprawiałem powtórzenia, to coś zmieniłem i zostało źle. Cieszę się, że jesteś zadowolony.

 

Homar, AI widziałem, fajny. Dzięki za komplement.

 

Wicked, poprawki naniosłem. Gdzieś w głowie pamiętałem zasady, które przytoczyłeś, ale po rocznej przerwie w pisaniu chyba trochę wypadłem z formy. Jeśli fajne, to dobrze.

“Oni” tak bardzo zakodowali mi się w pamięci jako obcy, że z początku spodziewałem się przylotu kosmitów lub tego, że Ben i Kayla okażą się ludźmi pozostałymi na Ziemi oczekującymi na powrót kolonistów.

Tak miał zadziałać ten zabieg. ;)

 

Ładny i klimatyczny tekst z niespodziewanym zakończeniem. Androidy wydawały się w Twoim opowiadaniu bardziej ludzkie od właściciela złomowiska. Podobało się, szczególnie opis chmur, ale też sposób ujęcia problemów Kayli. Zgłaszam do biblioteki. :)

 

Edit. Faktycznie, Bruno też jest androidem. Moim zdaniem, mniej ludzkim od bohaterów.

Dodam, że ładnie ujęty został w tekście problem niepełnosprawnych.

Androidy wydawały się w Twoim opowiadaniu bardziej ludzkie od właściciela złomowiska.

ANDO, właściciel złomowiska też okazuje się androidem :)

 

Ciekawe podejście do tematu, Darconie. Bezpańskie, czekające na dobrego człowieka androidy skojarzyły mi się z psiakami ze schroniska. Smutny jest świat, zarówno współczesny, jak i ten z twojej wizji.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Niestety, Darconie, nie jestem fanką robotów bardziej ludzkich niż ludzie, ale tym się nie zrażaj ;) Opis nieba i gwiazd moim zdaniem był po prostu dobrze napisany, jednak mdły. Nie dawałabym go na początek, bo mnie osobiście nie zachęcał do dalszej lektury. Ale przeczytałam i nie żałuję. 

Również miałam wrażenie, że po Kaylę mają przybyć kosmici xD Nie byłam też do końca pewna, czym lub kim ona tak właściwie jest. Dlatego stopniowe odkrywanie tej tajemnicy i płynność tekstu sprawiają, że po lekko nużącym początku, opowiadanie wciąga. 

Trochę mi się ta scena na złomowisku skojarzyła z jedną scen z Gwiezdnych Wojen (wybacz, nie pamiętam, która to była część), kiedy to dwójka blaszanych bohaterów trafia na pustynię.

Szorcik ok. Dobrze się czytało, ale jak już zaznaczyłam na początku, wszystkie teksty z maszynami o ludzkich cechach nieco mnie irytują. ;)

 

Zaznaczam, że moja opinia to po prostu kwestia gustu. :)

Niedawno miałem przyjemność czytać “Teatr Mistrza Tramonte”, a teraz jestem tutaj i poznałem historię “Oni”. Widzę podobieństwo w tych tekstach i muszę powiedzieć, że bardzo polubiłem autorki rys, który kreślisz, pisząc o istnieniu i tym wewnętrznym doświadczaniu egzystencji. Jest w tym urok połamanego romantyka, wzbudzającego senne marzenie podczas długiego koszmaru – i ja to bardzo doceniam ;)

Co prawda brakuje pełniejszego obrazu świata, ale mając taki limit postanowiłeś przedstawić historię Bena i Kayli – to zrozumiałe. Nie wiem, czy wybrzmiał tutaj motyw konkursowy, ale wątpię, aby martwiła cię ta sprawa podczas zapisu opowiadania. W sumie szkoda tego limitu znaków, bo z chęcią poznałbym więcej z tej historii.

 

Nominację do BiB mogę dać dopiero w okolicach marca, ale jestem pewien, że uprzedzą mnie inni.

Pozdrawiam :)

I ja miałam wrażenie, że obserwująca gwiazdy Kayla wypatruje kosmitów, a okazało się, że wystarczyliby ludzie, którzy zechcieliby zabrać stare androidy. No cóż, widać złomowisko było miejscem niespełnionych nadziei, tak androidów, jak i ludzi.

Zastanawiam się, dlaczego B.R.U.N.O. był grubasem – komu i do czego był potrzebny otyły android…?

 

coś ulot­ne­go, co nie po­tra­fił zi­den­ty­fi­ko­wać. ―> …coś ulot­ne­go, czego nie po­tra­fił zi­den­ty­fi­ko­wać.

 

Męż­czy­zna skrzy­żo­wał ręce na pier­siach. ―> Męż­czy­zna skrzy­żo­wał ręce na pier­si.

 

Była prze­cież ułom­ną, nie w pełni spraw­ną, ka­le­ką. ―> Zbędne dopowiedzenia – kaleka z definicji jest ułomny i nie w pełni sprawny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ando, cieszy mnie, że się podobało. Tak, oprócz właściwych moralnie zachowań androidów chciałem też poruszyć kwestię niepełnosprawności. Czy w przyszłości android będzie zepsuty, czy ułomny?

I tak, B.R.U.N.O. jest androidem, który posiada “funkcje” obyczajowe zbliżone do ludzkich, akurat tutaj te niewłaściwe. Chciałem odejść od stereotypu: źli ludzie, dobre androidy. Nie dzielić świata na czarno biały, ale pokazać kilka kolorów szarości, jak to w życiu…

 

Sy, ja często piszę o smutnych światach, jeśli nie zawsze. Musiałabyś zajrzeć do starszych szortów, są jeszcze smutniejsze.

 

Hej, SaraWinter, moje androidy nie są bardziej ludzkie, niż ludzie. ;) Ben chciał karmić Kaylę, więc gdzieś zgubił ludzkie myślenie. To, że są dobrzy, nie znaczy równocześnie, że bardziej ludzcy. :) Co do chmur, lubię takie wstępy. Dzięki za wizytę.

 

Mersayake, bardzo lubię pisać pojedyncze sceny/szorty. Mam ich kilka na portalu, na przykład To nie ja, czy Gadające głowy, ale są znacznie mroczniejsze. Tak, często poruszam tematy egzystencjalne i wewnętrzne dramaty człowieka. Dzięki za miłe słowa.

 

Reg, poprawiłem “co”, “piersiach” zostawiłem, a trzy, praktycznie jednoznaczne określenia na końcu są celowe. Moja, moja i tylko moja wina.

Zastanawiam się, dlaczego B.R.U.N.O. był grubasem – komu i do czego był potrzebny otyły android…?

Kilka przykładów z brzegu: żeby ktoś nie wiedział, że to android, żeby nie był piękniejszy od właściciela, bo ktoś ma takie upodobania seksualne. Dzięki za wizytę. :)

 

poprawiłem “co”, “piersiach” zostawiłem

Darconie, mężczyzna ma jedną pierś.

Za SJP PWN: pierś 1. «u ludzi i niektórych zwierząt: przednia, górna część tułowia» 2. «u kobiet: jeden z dwóch gruczołów znajdujących się w przedniej, górnej części tułowia»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Ja tu widzę dwie piersi, ale co tam, przekonałaś mnie. ;)

 

Znów mała wariacja na temat poszukiwania samoakceptacji. I podobne jak w “Mistrzu Tramonte” motywy – kalectwo, postać mężczyzny podparta małym chłopcem. Fajne, choć po czasie zacząłem się zastanawiać, czy zamiast robotów wykazujących się w godzinie próby iście wschodnią biernością, nie wolałbym robotów wykazujących się pomysłowością murzyńskiego chłopca, gotowego stanąć na uszach w poszukiwaniu popartej groszem uwagi białego pana, przechodzącego ulicą czarnego getta. W sumie nie wiem i w sumie to rozważania na inny tekst, ale roboty to nie kiełbasa, mogłyby “dopomóc się sprzedać”, jeśli tak im na tym zależy.

Pozdrawiam!

Tutaj odpowiem już szybciej, niż przy Mistrzu. :) To tak nie do końca, że tu i tam kalectwo… Tak, tutaj chciałem to podkreślić i w ogóle zadać pytanie, czy to kalectwo, czy uszkodzenie? A tam chodziło mi bardziej o “inność”, często w sztuce, która tak samo często potrafi być niezrozumiana.

Dzięki za regularne wizyty. :)

 

No tak, miałem na myśli takie kalectwo “kalectwo” – pewna formę ułomności/odmienności itp. Szczególnie w przypadku maszyn to bardzo ciekawy temat, wart szerszego tekstu.

 

Postaram się regularność wizyt utrzymać, bo warto:)

Szczególnie w przypadku maszyn to bardzo ciekawy temat, wart szerszego tekstu.

Zgadzam się, myślę nad czymś takim, ale to już pomysł na mini powieść, czyli na opko za duże, na powieść za małe. :)

Ładnie napisane, nastrojowe, plot twist jest plot twistem, na początku lektury miałam wrażenie obcowania z miliardową iteracją SF kosmicznego, miło mnie zaskoczyłeś.

Przekaz wart poddania dyskusji. Elementarne pytanie – czy android to już odrębna istota równa ludzkiej, czy wciąż produkt prowadzący procesy kognitywne? Z jednej strony ładnie pokazujesz znieczulicę, którą można przełożyć na traktowanie starych rzeczy (nakręcające konsumpcjonizm) oraz podejście do Braci Mniejszych, z drugiej – właściwie jeżeli android to produkt technologiczny, to dlaczego człowiek nie miałby używać go zgodnie z przeznaczeniem, a uszkodzonego wyrzucić?

Podnosi się argumenty posiadania przez potencjalnego androida duszy, ale moim zdaniem trafniejsze jest odniesienie do zdolności odczuwania cierpienia, a B.E.N. i K.A.Y.L.A. cierpią.

Niezłe, ale sądzę, że gdyby nie limit, tekst mógłby być lepszy. Napisane bardzo ładnie i schludnie, ale zabrakło mi jakiegoś trzaśnięcia metaforyką po kablach, podbicia nastroju środkiem stylistycznym i formą – temat do tego jak znalazł.

Życzę IM powodzenia w konkursie!

Wiktorio, miło, że wpadłaś. Znalazłaś ciekawe elementy, więc autor jest zadowolony.

 Napisane bardzo ładnie i schludnie, ale zabrakło mi jakiegoś trzaśnięcia metaforyką po kablach, podbicia nastroju środkiem stylistycznym i formą – temat do tego jak znalazł.

 Zastanawiałem się nad tym, ale zrezygnowałem z dwóch powodów. Jeden to dosyć frustrujące dyskusje pod szortami To nie ja i Gadające głowy, czy chociażby Teatrem Mistrza Tramonte. Z drugiej strony, mam ostatnio nieodpartą chęć pisania rzeczy “prostych i jasnych” w przekazie. Żeby wciągać ludzi w opowieść jak w film, a nie wzbudzać “ochy” formą, ale formę lubię, więc prędzej czy później będzie. ;)

Była to jedynie moja skromna subiektywna uwaga, poparta preferencjami własnymi – jako że z reguły nie mam większych trudności w przyswajaniu sobie przekazywanej idei, wybitnie lubię, kiedy ta idea jest jeszcze opakowana w ładnie szeleszczące pozłotko, opowieść wówczas wciąga mnie jak diabli. Mówiąc obrazowo – zjawisko “Rozumiem, co powiedziałeś” vs. zjawisko “Rozumiem, co powiedziałeś, ale – o Panie – JAK to powiedziałeś!”.

Czekam na coś, przy czym, prócz docenienia treści, będę jeszcze pod stołem tupać nóżkami nad realizacją. ;) 

Buziaki.

Mam “coś” takiego rozgrzebane, w końcu ktoś musi podjąć rękawicę, którą porzuciła Katia i Count,  ale potrzebuję do skończenia smutniejszego okresu w życiu. Ech, to chyba nie zabrzmiało zbyt dobrze… To nie znaczy, że mam teraz wesoły, takiego już pewnie nie będzie, ale pochłonął mnie “projekt” nie związany z pisaniem, więc “coś” musi na razie poczekać.

Ale obserwuję Twój profil. ;) Choć wolę te opka nie na wesoło.

Siemanko Darconie,

Dobrze widzieć Twój tekst na portalu :)

Gdybyś wrzucił to jako anonim, chyba i tak rozpoznałbym Twoją robotę. Masz ten swój niepowtarzalny klimat i częstotliwość emocjonalną. Jakościowo tekst stoi dobrze, jednak uwiera mnie otwarcie go opisem nieba (gwiazdy, chmury), który sam w sobie jest OK, ale, dla mnie, tylko OK (w nim z kolei, uwiera mnie “feeria barw”, nie umiem powiedzieć, dlaczego).

Bardzo mi się tutaj podoba podniesienie kwestii człowieczeństwa. Jak widać w komentarzach, nie tylko ja zacząłem się zastanawiać nad tym, czy Twoje androidy są ludzkie, czy może własnie nie, może raczej są takie, jakimi chcielibyśmy, żeby byli ludzie. I jeszcze, fajnie Ci wyszło tutaj zbudowanie świata. Mimo srogiego limitu nie dość, że zmieściła Ci się fabuła, to jeszcze sugestywne pokazanie miejsca akcji. 

No fajne, no :)

Łosiotrze, chciałem nostalgicznego otwarcia, częściowo dzięki piosence z przedmowy, ale przyznaję też, że nie byłem ze wstępu całkowicie zadowolony. Widzę, że łatwo przychodzi Ci “wyłapywanie” u mnie trudności lub dobrego flow. :) Świat, jak widzę, większości się podoba, ale miałem od razu pełną scenkę w głowie, więc może dzięki temu wyszło w miarę wiarygodnie.

Dotrę do Twojego opka, bo chcę głosować, ale jest jeszcze kilka innych przed nim.

Tekst w Twoim stylu, pasujący do tego, co często piszesz w komentarzach o samym pisaniu. Widzę, że tworzysz to, co chcesz tworzyć.

Fantastyka jest tu taka “retro”, bo nie ciągniesz żadnego wyraźnego wątku współczesnego (wydaje mi się, że obecnie świat zmierza wyraźniej w nieco innych kierunkach niż humanoidalne roboty). Uderzasz przy tym w emocjonalne, ponadczasowe tony, choć czasem nieco zbyt ckliwie i momentami nawet kiczowato:

Nachodził świt, a wraz z nim nowy dzień.

które zalewały wszystko feerią barw

“Feeria barw” wydaje mi się jednym z tych zużytych zwrotów jak np. “martwa cisza”. 

Z technicznych rzeczy radziłbym nie nadużywać imiesłowów. Jak na mój gust jest ich za dużo choćby tu:

Kayla leżała na wznak, patrząc w niebo. Każdej nocy przyglądała się gwiazdom, obserwując, jak mienią się i świecą, jak znikają za płynącymi po niebie chmurami, a później pojawiają się ponownie. Przypominały światła latarni morskich ukazujących się wędrowcom, którzy po wzburzonym morzu zmierzali do domu. Co noc tworzyły nowy, fascynujący i niepowtarzalny spektakl.

Ogólnie szort na plus. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Hej, Fun.

Tekst w Twoim stylu, pasujący do tego, co często piszesz w komentarzach o samym pisaniu.

Tak? Będę musiał sprawdzić, co piszę.

Fantastyka jest tu taka “retro”, bo nie ciągniesz żadnego wyraźnego wątku współczesnego

No tak. Pasuje ten kawałek z przedmowy? Przyznaję, że praktycznie zapętliłem go przy pisaniu. ;)

Ale nie tylko ja, jest jeszcze Westworld.

choć czasem nieco zbyt ckliwie i momentami nawet kiczowato:

To mnie nie pocieszyłeś.

 

Feeria owszem, zgadzam się, ale czyż właśnie nie pasuje do retro? Imiesłowy tak mnie nie bolą, zobaczę, czy ktoś to jeszcze wspomni.

 

Fajnie, że wpadłeś, ale za olanie startu w słuchowisku to jesteś jeszcze na czarnej przez dziewięć lat. Sumarycznie dziesięć, ale rok już minął. ;)

 

Feeria owszem, zgadzam się, ale czyż właśnie nie pasuje do retro?

Nie pasuje, bo to nie pastisz ani stylizacja. 

Fajnie, że wpadłeś, ale za olanie startu w słuchowisku to jesteś jeszcze na czarnej przez dziewięć lat.

:(

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Temat nienowy, ale fajnie go opisałeś.

Obserwowanie nieba chyba dobrze zrobiło tekstowi. Taki niestandardowy element, który jednocześnie pomaga zmylić przeciwnika. ;-)

Babska logika rządzi!

Po pierwsze bardzo fajnie po tak długiej przerwie przeczytać coś Twojego, po drugie fajnie przeczytać coś dobrego, a Twój tekst z pewnością do dobrych, hm, bardzo dobrych należy :) Ciekawy pomysł, dużo emocji, element zaskoczenia, ale przede wszystkim sposób opowiedzenia całej historii robi wrażenie. Wyjątkowo satysfakcjonująca lektura. Powodzenia w konkursie :) 

 Feeria barw jako pastisz, ech, poczekam, aż przeczyta to ktoś dojrzały wiekiem. To bardzo ładne i niesłusznie zapomniane określenie.

 

Finkla, której podobało się moje opowiadanie. :) Nie, że IMHO, albo nie podeszło, albo jest jakiś pomysł, tylko fajne. Muszę zrobić printscreena. Dzięki.

 

Katia, mam poczucie, że ostatnio nie słodzę Ci w komentarzach, ale wiesz, co lubię. Tym bardziej się cieszę, że jakoś udało się trafić w Twoje gusta.

 

Mój komentarz pewnie będzie wydawał się ostry, ale myślę, że zwyczajnie nie jestem targetem takich historii i takiej fantastyki. Moim zdaniem za bardzo się nie przejmuj, Darconie, i przepuść moje słowa przez bibułkę. Zważ lepiej na to, ilu masz zadowolonych czytelników. 

"– Cześć, Kayla!

– Cześć, Ben. – Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła na powitanie.

– Jak tam dzisiejsza noc? Pogoda dopisała? Jak niebo? – zapytał z ciekawością wysoki, przystojny chłopak.

– Tak, Ben – Kayla westchnęła. – Było przepiękne.

Pokiwał głową i usiadł obok niej.

– Coś ci przynieść? Może coś do jedzenia?

Zaśmiała się głośno.

– Oj, Ben! – Klepnęła go przyjacielsko po udzie, żeby rozwiać tę poważną minę. – Zawsze potrafisz mnie rozbawić… Nie, nic nie potrzebuję, ale dziękuję, że pytasz."

Przeczytałem powyższy fragment i w pierwszy chwili pomyślałem, że tak pewnie wyglądały opowiastki dla młodzieży w Bravo Girl. Serio. Wiem, że lubisz obyczajówki i wiem, że lubisz romantyczne klimaty. Ja nie lubię. Gdybym lubił bywałbym zapewne na zupełnie innych portalach. No i rodzi się pytanie, jakie obyczajówki i romanse czytasz, bo powyższy fragment budzi moje obawy.

Podobnie zresztą jak słodko-ckliwy wstęp:

"Nachodził świt, a wraz z nim nowy dzień. Może przyniesie coś niespodziewanego? Może coś w końcu się wydarzy? I chociaż dni nie były tak piękne jak noce, to promienie słoneczne, które zalewały wszystko feerią barw, przedzierając się przez dziurawy w wielu miejscach sufit, trochę przypominały rozgwieżdżone niebo. A ono zawsze napawało ją nadzieją."

 

Wciąż nie opuszczało mnie wrażenie, że czytam opowiadanie dla nastolatek. Dalej nie było lepiej:

 

"Położył się obok niej i przez godzinę lub dwie spoglądali w niebo. Oboje zagłębieni we własnych myślach. Nasłuchiwali, ale docierał do nich tylko szum wiatru, sporadycznie przerywany przypadkowymi dźwiękami."

 

Apogeum mamy jednak w finale tekstu:

"Ale można przecież marzyć, prawda?"

Hmm. Pytanie retoryczne o marzenia jako podsumowanie szorta? Nawet znając Twoje preferencje literackie, nie spodziewałam się tego po Tobie, Darconie. Toż to dokładnie ten banał i kicz, o którym nieśmiało wspomniał Fun. Na dodatek wg mnie brzmi infantylnie jak na dorosłego faceta. Ona, on, marzenia i gwiazdy na niebie. To wszystko zdało mi się nieco naiwne i jakby młodzieńcze.

Gdy wreszcie porzucasz "harlequina dla androidów" i przechodzisz do bardziej konkretnej fantastyki niestety też niewiele oferujesz. Jak zauważył Fun, to co proponujesz, to taka fantastyka bardzo retro. I nie chodzi nawet o te androidy i ogólnie sztampowy sztafaż i entourage rodem z czasów Złotego Wieku s-f (roboty/androidy, miasto-ul, transportery itd.), ale głównie o "problemy" jakie stawiasz w tekście.

Napisano o tym miliony słów i nakręcono miliony kadrów. Rozwijano i wałkowanie temat na miliony sposobów. Człowieczeństwo maszyn wobec bezduszności ludzi? Naprawdę nie pytasz o nic nowego. Że niby takie ludzkie w tych ckliwych pozach pod gwiazdami? I takie poszkodowane przez człowieka? Zapomniane? Niechciane?

Czy tym obrazkiem rodem z domu dziecka albo schroniska dla zwierząt (wybacz, takie naszły mnie skojarzenia, inne skojarzenie dotyczyło "Gwiezdnych wojen" i wizyty Luke'a z wujem na wyprzedaży u Jawów) miałem się wzruszyć? A może tym, że android nie ma nóg? Że źli ludzie uznali czujące roboty za złom? Więc pytam po raz kolejny, co w tym nowego i interesującego? Moim zdaniem absolutnie nic. Mało tego, próbuję znaleźć te wspomniane w komentarzach poważne zagadnienia poruszone w tekście i wciąż ich nie widzę. Bo jakie tu niby padają wielkie lub odkrywcze pytania o kondycję ludzkości, o człowieczeństwo?

Czy para sztampowych jej przedstawicieli: próżny tata i zblazowany gówniarz, to naprawdę ma być jakiś wielki i uniwersalny symbol upadku człowieczeństwa? A obdarzone emocjami i w pełni zantropomorfizowane androidy na wysypisku to niby symbol czego? Wszystkich pokrzywdzonych istot? Ale co w tym nowego? Co proponujesz nam oryginalnego i od siebie? Moim zdaniem niewiele lub nic. Za to dokręcasz melodramatyczną śrubę pozbawiając sztuczną kobietę nóg.

Ja mam ogólnie wrażenie, że największą frajdę sprawiło Ci nie tworzenie dramatu z przesłaniem tylko pisanie o parze świergolącej pod gwiazdami. A to zdecydowanie nie moja działka.

Wracając do maszyn bardziej ludzkich od ludzi. Przyznam, że w tym temacie wolę pytania, jakie stawiają (i sposób, w jakie je stawiają) twórcy "Blade Runnera", "Ex Machiny", "Automaty", "A.I." a nawet "Ja, Robota". O autorach s-f, jak Bacigalupi, Asimov, Simmons czy Dick nie wspominając. Powiem więcej, w konkursowym szorcie na 2 tys. znaków Syf poszedł w temacie człowiek-maszyna tysiąc kroków do przodu w porównaniu z "problematyką" jaką Ty poruszasz tutaj.

 

Kompozycyjnie jest dobrze. Historia klasycznie otwiera się przed czytelnikiem, rozwija i zamyka. Ale też bez żadnych zaskoczeń w fabule.

Technicznie jest po prostu dobrze. To takie pisanie poprawne, trochę sztywne, literacko bardzo proste. Tylko dialogi czasem szeleszczą jakby były nakrochmalone. Brakuje kilku przecinków.

W podsumowaniu mógłbym właściwie przepisać to, co napisałem pod tekstem Sy na ten sam konkurs:

"Piszesz sprawnie, zdania są zazwyczaj gładkie, bez fajerwerków, nie rozkwitają literacko, ale ja akurat jestem zwolennikiem pisania fantastyki przejrzyście, a nawet przezroczyście. Najlepsze opowiadanie z tego gatunku, jakie czytałem po prostu opowiadały zajebistą historię opartą na świetnym pomyśle, bez ozdobników, rokokoko i językowo/stylistycznych wygibasów. Myślę jednak, że nawet pisząc prostymi i jasnymi zdaniami można pokusić się o jakieś mocno brzmiące sentencje, ciekawe porównania, więcej chwytów literackich. Tego mi tutaj ewidentnie zabrakło."

Ale opowiadanie Sy wydało mi się jednak ciekawsze i lepiej napisane.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Finkla, której podobało się moje opowiadanie. :) Nie, że IMHO, albo nie podeszło, albo jest jakiś pomysł, tylko fajne. Muszę zrobić printscreena. Dzięki.

Widzisz, jeśli mi się nie podoba jakiś Twój tekst, to nie ma w tym nic osobistego. Tylko niezgodność gustów, ale raz zrobiłeś kroczek w moją stronę i wystarczyło. :-)

Babska logika rządzi!

Marasie, dziękuję Ci za tak obszerny komentarz, doceniam to, a jednocześnie cieszę, że wywołał u Ciebie tyle emocji, chociaż nie do końca o takie mi chodziło. :) Wiem jednak, dlaczego tak się stało. Zupełnie bowiem nie pochwyciłeś drugiego dna.

przeczytałem powyższy fragment i w pierwszy chwili pomyślałem, że tak pewnie wyglądały opowiastki dla młodzieży w Bravo Girl. (…)

Ona, on, marzenia i gwiazdy na niebie. To wszystko zdało mi się nieco naiwne i jakby młodzieńcze.

Ależ dokładnie tak miało być! Nawet imiona starałem się nadać takie, które będą przypominać Barbie i Kena, ale nie mogłem iść w to tak dosłownie. Myślę bowiem, że pierwsze androidy właśnie takie będą, ładne (jak spodziewa się Reg ;), wrócę jeszcze do tego) i trochę naiwne, bo nie sposób będzie zbudować od razu tak złożonej psychiki, jaką jest ludzka. 

Ostatni zaś fragment, wraz z tym naiwnym pytaniem, które piętnujesz, jest przecież z perspektywy Kayli, więc taki powinien, wręcz musi być, żeby utrzymać wiarygodność i konsekwencję szorta.

 

Pominąłeś za to zupełnie fragmenty z ludźmi i bardzo istotnym trzecim androidem (którego Reg przynajmniej zauważyła, ale też nie zrozumiała jego znaczenia), który jest kluczem tej historii, i który jak Barbie już zupełnie nie brzmi. Myślę bowiem, że ludzkość szybko przekona się, że androidy piękne i naiwne nie sprawdzą się. Poprawią się moduły SI, a produkcja sukcesywnie przejdzie w takie serie jak B.R.U.N.O. Zaś ludzie szybko oswoją się ze sztuczną inteligencją i będą mieli w dupie czy cierpią, czują itd. Stąd taka postawa ojca i syna. To my teraz nad tym się zastanawiamy, myślimy etycznie. W przyszłości nikt o tym myślał nie będzie, jeśli produkcja będzie szła w tysiącach, albo i milionach. Takie jest moje spojrzenie na przyszły świat. 

 

Przyznaję, że najpierw trochę mnie ubodło, że masz mnie za głupka naiwniaka, który pasjonuje się Bravo Girl, ale później zdałem sobie sprawę, że w tym samym komentarzu odpowiedziałeś mi, dlaczego tak się zadziało.

Gdybym lubił bywałbym zapewne na zupełnie innych portalach.

Widzisz, ja nie wchodzę na portal NF szukając czegoś konkretnego, nie szukam tu nawet fantastyki. Interesuje mnie tylko i wyłącznie dobry tekst, który mnie wciągnie, kupi, który oderwie mnie na kilkadziesiąt minut od rzeczywistości. Nie ma dla mnie znaczenia gatunek, styl czy poruszana tematyka. Gdyby tak było nie zaglądałbym cały czas na profil Finkli, Cobolda, czy NWMa, którzy w większości przypadków piszą teksty, które mnie nie pasjonują, ale zdarzają się takie, które bardzo, bardzo mi się podobają. I myślę, że widać to po moich nominacjach piórkowych, które są różnorodne w gatunkach i poruszanych tematach, ale niezmiennie bardzo dobre.

Pozdrawiam.

 

Finklo, nie miałem na myśli nic osobistego, ale poruszaną tematykę. ;)

 

Początek wzbudza czujność. :)

Wzbudza czujność, bo gdzieś tam w tych pierwszych dialogach czuje się, że coś kombinujesz. :)

Że “oni”, tak pozornie oczywiści, to jednak jakaś zmyłka. Kosmici nasuwają się w sposób tak wyraźny, że… aż byłem właściwie pewien, iż chodzi o kogoś innego. Inna rzecz, że nie rozważałem jakoś dokładniej, o kogo konkretnie może chodzić. Wolałem skupić się na frajdzie z lektury. A o tym, dlaczego lektura sprawiła mi frajdę, napiszę za chwilę.

Temat, jak wspominano, nienowy. Bardzo nienowy. Przerabiany po wielokroć. Ta pewna, dość mocna przyznaję, wtórność konceptu budzi wątpliwości właściwie od początku. Bo też pojawia się w sumie oczywiste pytanie: dlaczego tak? Skąd pomysł, by umieścić w tekście tak wiele motywów znanych, powszechnych. Widać, że robisz to konsekwentnie. Odpowiedź znalazłem w sumie w Twoim odniesieniu do opinii Marasa. Spiszę Ci więc tylko, jakie miałem “podejrzewania” po przeczytaniu szorta.

Koncepcje nasunęły mi się dwie. Pierwsza była taka, że skoro tak ewidentnie powielasz motywy, to jest w tym ukryty pewien głębszy sens, który gdzieś mi umyka. Swoją drogą, trochę żałuję, że nie zdążyłem wpaść przed Marasem, bo teraz ta moja opinia wygląda trochę tak, jakbym nie chciał się jako czytelnik na niczym wyłożyć. Zwłaszcza na jakieś swojej ignorancji czy “interpretacyjnej ślepocie” (czytaj: nie zrozumieniu zamysłu Autora).

Był to więc pierwszy koncept i niejako przyznaję się, że ten szerszy zamysł Autora mi uciekł. Natomiast druga koncepcja była taka, że, dość mocno ograniczony limitem znaków, stawiasz zwyczajnie na inne elementy i akcenty.

No i tu dochodzimy w końcu do odpowiedzi na pytanie: dlaczego ten szort mi się spodobał? Bo widzisz, jest w tym Twoim pisaniu, tym stylu, który znam, “coś” szalenie przyciągającego. Może to być uwaga trochę na wyrost. Czytałem w końcu ledwie dwa Twoje opowiadania. Tym nie mniej pamiętam do dzisiaj ten charakterystyczny klimat z “Teatru Mistrza Tramonte”. I gdzieś przy okazji lektury Twojego szorta ten klimat jakby wrócił. Tak samo, jak wspomnienie tamtego tekstu. Klimat ten, jak się zdaje, jest integralną częścią Twojego stylu pisania. A może lepiej napisać: spodziewanym i prawdopodobnym efektem tego stylu. 

Owo “coś” jest szalenie trudne do nazwania. Nie podejmuję się próby zdefiniowania. Dla mnie pozostanie nieokreślonym, tajemniczym “cosiem”. Inna rzecz, że nie czuję nawet jakiejś silnej potrzeby definiowania “cosia”. Dla mnie ważne przede wszystkim to, czy dany element działa na czytelnika. Mniej, czy jestem w stanie wytłumaczyć: dlaczego?

“Coś” więc pozostanie niezdefiniowany. I z pewnością nie będzie działał na każdego. Jak wszystko. Nie ma w literaturze motywów ani elementów uniwersalnych. Natomiast dla mnie, jako jednego konkretnego czytelnika, ten element, nazywany uparcie “cosiem” (bo to chyba jednak trochę bardziej złożone niż sam klimat; myślę, że mocno haczy o styl pisania, koncept na pisanie i być może nawet o podejście do literatury) jest szalenie przyciągający. I właściwie gwarantujący pewien poziom zadowolenia z lektury, niezależnie od innych części składowych opowiadania.

A pisząc już tak zupełnie wprost:

Czy w tym opowiadaniu jest jakiś szalenie intrygujący koncept? Nie ma. Albo jest, ale jako czytelnik nie potrafiłem go dostrzec. Czy tekst opowiada o czymś nowym, nieoczywistym? Znów nie. Raczej budzi taki poczucie: To już było. Nieraz.

A zatem czy opowiadanie mi się podobało? Bardzo. :-) Chociaż argumentów, jak wskazałem powyżej, miało zasadniczo niewiele.

A kulawą próbę zdefiniowania dlaczego się spodobało, dostajesz powyżej. Dokładniej ani czytelniej nie potrafię. :-)

Pozdrawiam.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Nie no, nie róbmy ze mnie niekumatego nieogara. Oczywiście, że widzę, co chciałeś "pokazać/przekazać" tymi infantylnymi i ckliwymi fragmentami, postaciami, opisami itd. Tylko że te zabiegi na niewiele się zdają i dominują tekst. Jego styl i narrację.

Chodzi mniej więcej o to, że gdy Tarantino kręci film w estetyce kiczu, to jest to zabawa konwencją ogrywającą ten kicz i w efekcie mamy dzieło, wartość naddaną. Ale gdy Ty w powyższym tekście używasz przejaskrawionych elementów ocierających się o romansidło, niczego naddanego nie otrzymuję, żadne drugie dno mnie nie porywa, bo całość jest mało oryginalna w przesłaniu, fabule czy świecie przedstawionym oraz bardzo prosta w formie. Żadnego WOW nie ma. A wszystko to już było i to ciekawiej podane. Za to ja muszę brnąć podczas lektury przez ckliwe opisy i dialogi, od których zgrzytają zęby. I nie ratuje niestety tego ukryty plan Autora.

Oczywiście to moje odrębne zdanie. Faceta, który wypatruje dobrego portalowego s-f jak kania dżdżu.

Po przeczytaniu spalić monitor.

CMie, Twoja opinia jest dla mnie podwójnie cenna. :)

Po pierwsze nigdy nie miałem ambicji pisania jak Simmons czy Herbert, choć zazdrośnie patrzę na ich umiejętności. Ale to omnibusy, geniusze, którzy oprócz dużej wiedzy, mieli jeszcze umiejętności przelania jej na papier. Maras jest człowiekiem bardzo oczytanym, stąd też ma wysokie wymagania, i ja to rozumiem. Tyczy się to praktycznie całego portalu NF, tutejsi użytkownicy to nie jest przeciętna grupa czytelnicza, to nie jest wskaźnik średniej krajowej, ale poziom znacznie wyższy. Ja zaś nie chcę pisać skomplikowanych i górnolotnych historii, zwyczajnie tego nie umiem i nie celuję w taki target.

I tu pojawia się po drugie. Czuję bowiem duża satysfakcję, że wśród tego specyficznego/ wymagającego środowiska udało mi się zdobyć piórko właśnie za takie opowiadanie, jakim jest Teatr Mistrza Tramonte. Mam też przeczucie, że pamięta je większość czytelników, która je czytała. Bo na tym przede wszystkim mi zależy. Zapaś w pamięci czytelnika. Dosłownie kilka dni temu nazwałem siebie pod jakimś opowiadaniem Bardem Smutnikiem, a później naszła mnie refleksja, że to trochę nieładnie samemu nadawać sobie tytuły. Ale słowo się napisało. I wtedy przychodzisz Ty, ze swoim komentarzem. :)

Pozostaje mi tylko podziękować Ci za miłe słowa. Liczę, że kolejne moje teksty nie zawiodą Twoich oczekiwań.

 

Ps. Marasie, dla mnie Tarantino stworzył tylko jedno dzieło, Pulp Fiction, a resztę dziełami nazwać nie można, ale to tylko potwierdza nasze różne spojrzenia na sztukę.

Kiedy ja właśnie "Pulp fiction" miałem na myśli ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Uf, to znaczy, że przy piwie nie siedzielibyśmy w kompletnej ciszy. ;)

Z pewnością byłoby głośno ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Jak ja nie znoszę, jak mi autor podsuwa swoją muzykę. No pasaran! Chcę sam sobie swoją wybrać! A Sinatrę lubię ;-)

 

Ładny, udany zabieg na “Onych” – jak ja lubię dobrą zmyłkę, nawet, jeśli wyczuwam podstęp. Właściwie mógłbym powtórzyć komentarz homara z jedną dodatkową uwagą: nihil novi, choć sprawnie przedstawione.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Czytam, nie zwracam uwagi na tagi, ani nawet na tytuły. I w pierwszym momencie myślałam, że to lalki. Porzucone na strychu zabawki, które jeszcze mają nadzieję, że ktoś je zechce. Nawet imiona mi pasowały, no i ten trochę infantylny styl ich rozmowy.

Z jednej strony więc mnie zaskoczyłeś, ale z drugiej w sumie… to mogłyby być lalki. Oczywiście w przypadku maszyn, możemy się zastanawiać nad ich człowieczeństwem, a w przypadku kawałka plastiku już trudniej. Twoje androidy wydają się bardziej ludzkie niż ludzie, a przynajmniej bardziej takie, jak chcielibyśmy, aby byli ludzie. Człowieczeństwo bowiem brzmi bardzo dumnie, a w sumie jesteśmy tylko egoistycznymi zwierzakami, które nie widzą nic poza końcem własnego nosa.

Tutaj jednak ważniejszy wydaje mi się nasz stosunek do rzeczy, przedmiotów, przynajmniej w kontekście tematu konkursowego, bo ten nasz bezmyślny konsumpcjonizm będzie miał, już ma, wpływ na przyszłość Ziemi. Kupujemy, a po krótkim czasie bezmyślnie porzucamy. I z tego punktu widzenia to mogłyby być lalki.

Generalnie nie napisałeś nic nowego, ale spodobało mi się Twoje ujęcie tematu. Potrafisz wywołać uczucia w czytelniku. To już nie: smutne to, ale smutno mi i za to plusik. Podobnie, jak za gwiazdy. Mam jednak wrażenie, że nie do końca wykorzystałeś to, co sam zbudowałeś.

 

Rozumiała doskonale ich decyzję. Była przecież ułomną, nie w pełni sprawną, kaleką. Byłaby dla wszystkich tylko ciężarem. Nie mogli postąpić inaczej.

Wiesz, ludzie raczej mają na odwrót. Mówią na głos takie rzeczy, a w duchu krzyczą, że to nieprawda. I to jest coś, co mogłeś wykorzystać. A Ty, IMO, poszedłeś trochę w banał.

Można marzyć, ale jako zakończenie to trochę… trywialne.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

PsychoFishu, dlatego jest tylko tytuł piosenki, bez żadnego zaproszenia. ;) Ot, bardziej jako ciekawostka, co słuchał autor. Jeśli znalazłeś coś pozytywnego, to się cieszę. Rzeczywiście w swoich opowiadaniach bazuję na znanych konceptach.

Irka_Luz, konsumpcjonizm jest na porządku dziennym, niby się mówi, że be, ale mam wrażenie, że nic za tym nie idzie. Znaczy ludzie lubią mówić, że jest be, bo to na czasie, eko i cool, ale robią niewiele. Dam Ci przykład. Hipermarkety mają teraz specjalne magazyny tylko na wodę (!), i ludzie kupują ją litrami, w plastikowych butelkach, które rozkładać się będą 400 lat. Pomijam zupełnie fakt, ile trzeba benzyny i energii spalić, żeby wodę zabutelkować, przetransportować i postawić w sklepie. A każdy ma przecież wodę w kranie. Można pić taką, jest zdatna, albo przegotować, czy kupić zwykły filtr… Nasi pradziadkowie by tego nie zrozumieli.

Cieszy mnie, że wywołałem u Ciebie emocje. :) A co do finału, właśnie nie chciałem iść w tę stronę, którą sugerujesz. Chciałem pokazać, że androidy właśnie czymś się różnią.

Pozdrawiam.

Mam kłopot, ponieważ dobrze napisany i pomyślany, zwłaszcza pisarski slapstic na temat  androidów, wywołujący poruszenie serca. Moje też. 

Przeciwiam się temu, nuży mnie już eksploatacja problemu SI w ten sposób. Pod opkiem Wickeda obroniłam się, widząc tytuł „Hipermancer”, bo za nim popłynęły skojarzenia i tylko przeskanowałam, u Ciebie nie zdołałam tego zrobić, więc piszę komentarz. Naprawdę odpuściłabym już uczłowieczanie blaszanych ludzi, gdyby chociaż był ”bio” – uwierzyłabym. Bez połączenia z żywym nic z tego nie będzie, ale to moja opinia. Poza tym przewiduję większe problemy z SI niż jej, potocznie ujmując, zhumanizowanie. Nie cierpię Heidegera, ale dzisiaj usłyszałam (niestety) rzecz, która mnie zastanowiła. Popełnił pewien esej o humanizmie, od zarania do jego czasów. W skrócie główne przesłanie – humanizm wg niego ustawił człowieka w centrum, dał mu prawo do „czynienia sobie tej ziemi poddaną”. Eh, ciagle o tym myślę. Jak zwykle skonstatował (inteligencji odmówić mu nie można), a co robił, to robił.

pzd srd:)

a

Ps. Opko dobre, ale nie dla mnie. W biblio już  jesteś, więc skarżyć nie muszę:)

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

A wiesz, że nie planowałem takiego opowiadania. To chyba wyszło pod wpływem muzyki, na pewno ostatnim katalizatorem był kawałek z przedmowy. Dlatego nie zastanawiałem się ile powstało już opowiadań o androidach. Tak sobie myślę, że w ogóle nie zastanawiam się, czy ktoś już to napisał itd. Bo napisał na pewno. ;)

Dziękuję za wizytę. Widzę, że skłonił do krótkich przemyśleń, choć nie w pełni pozytywnych, to mi to wystarczy.

I dobrze, że nie myślisz o tym, co kto napisał:), bo nie warto!

Bardziej chodziło mi o to, że ze wszystkich znaków na niebie i ziemi wynika niemożność (bariery) samoświadomości na tym materiale i zasobach, które mamy.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Tekst na swój sposób przypomina mi “Toy Story”. W wersji robotycznej, rzecz jasna ;)

To jakaś cecha Twoich tekstów, bo najwięcej z nich pamiętam własnie takich “romantycznych” opisów, emocji i uniesień bohaterów. Nie inaczej jest tutaj – mamy porzucone roboty czekające na nowego właściciela i nie tracące nadziei. Odkrycie ich tożsamości wypada jednak dosyć mało zaskakująco. Zabrakło mi tu jakiegoś napięcia przed tym wydarzeniem – takiego WOW. Jest jednak wykonane poprawnie, więc nie uznaję to za jakąś wadę.

Językowo jest okej, przyzwoity tekst.

Tak więc koncert fajerwerków na plus. Taki idealny do obiadu ;)

 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Wcześnie jesz obiad. ;)

Dobrze, że widzisz jakieś plusy. Dzięki za wizytę.

NWM je obiad od świtu do nocy. Dużo przy tym czyta, więc wolno to idzie. ;-)

Babska logika rządzi!

Dobrze, że widzisz jakieś plusy.

Plusów tu całkiem dużo, bo i sam “Toy Story” lubię. Zwłaszcza pierwszą (z nostalgii) oraz czwartą (za piękne domknięcie. Wstydzić się więc nie masz czego ;)

NWM je obiad od świtu do nocy. Dużo przy tym czyta, więc wolno to idzie. ;-)

Zawsze hołdowałem zasadzie “tyle wiesz, ile zjesz” :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przyjemnie się czytało. Za dużo jak dla mnie tej ckliwości, ale rozumiem, że takie było Twoje założenie, Darconie. Ciężko jest też wyciągnąć coś nowego z tematu androidów, kiedy mamy tak dużo książek czy filmów. W Twoim wypadku wydaje mi się, że wybrałeś klimat nad konceptem. Trochę szkoda, bo motyw androida podobnego do człowieka i konsekwencje stworzenia “nowej istoty” fascynują mnie. Ale przynajmniej szybko i sprawnie się czytało. 

Mnie również, Deirdriu, ale nie na taką ilość znaków. Może następnym razem. Dzięki za opinię.

Pozdrawiam.

Ten szort porusza we mnie czułą nutę, bo Rasmus i Włóczęga to jedna z moich ulubionych powieści z dzieciństwa, a nie umiem uciec od tego skojarzenia, czytając Twój tekst. Dlatego mimo jego wtórności, bardzo cieszę się, że go przeczytałem. Zwłaszcza, że jest napisany bardzo ładnie, szczególnie doceniam dialogi między Benem i Kaylą. Takie zwyczajne i takie ciepłe.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Hej, Klapucjuszu. Nie znam tej powieści, czytałem tylko Dzieci z Bullerbyn, pewnie tak jak wielu z nas. Jeśli udało mi się napisać naturalne dialogi, to tylko się cieszyć, nie zawsze mi się to udawało.

Fajnie, Anet. :)

Dzięki za wizyty.

Dobry tekst, poruszający, nostalgiczny, nastrajający. Mieści się w nim dosłownie to wszystko. Czytając początek zupełnie nie spodziewałam się, w którą stronę podąży historia, że głównymi bohaterami są roboty. Klimatem zabrałeś mnie do filmów sci-fi z dawnych lat i nie zgodzę się, aby momentami było kiczowato. Nie przepadam za ckliwością, chyba że jest dobrze przedstawiona, z wyczuciem i odpowiednim balansem. Wydaje mi się, że spełniłeś te kryteria.

 

Udało Ci się, złapać i mnie, Darconie, na ‘onych’ – fajny zabieg. Człowiek spodziewa się kosmitów, a tu proszę, ludzie. Nastrojowy tekst. Końcówka sprawia, że chce się zapytać, ‘czy androidy marzą o elektrycznych owcach?’ :)

Arya, chciałem napisać tekst nawiązujący do retro fantastyki, jak zauważył to Fun, Ty i kilka osób. Może dla nie których jest zbyt ckliwy, ale fajnie, że reszcie się podoba, również Tobie. :)

Bella, ktoś tam się szybko połapał, a ja sam pisząc zastanawiałem się, czy nie przeszarżuję z trikiem, ale jak widać udało się. Dzięki za wizytę.

Podobał mi się sposób i tempo pokazywania i wyjaśniania tego świata i zależności pomiędzy ludźmi i androidami. Dobrze wymyślone, dobrze napisane, szkoda, że nie do końca pojąłem motywację ludzi – po co przybyli na złomowisko.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Dziękuję za opinię, Fizyku.

Fajnie ująłeś dość znany już temat. Płynnie poprowadziłeś fabułę i relacje, jeśli mogę to tak nazwać – pomiędzy androidami, ale też pomiędzy androidami a ludźmi. Podobało mi się.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cieszę się, że przypadło do gustu.

Pozdrawiam.

 Ładne.

Spodziewałem się raczej postludzi i zdegenerowanych zwykłych ludzi, co zresztą, paradoksalnie, wydaje mi się oryginalniejszym rozwiązaniem.

Zawiesiłem się przy Brunonie, jakieś niezgrabne to przejście.

Zrezygnowałbym z dwu ostatnich akapitów.

Ale gwiazdy, gwiazdy bym zostawił.

Przejście do Brunona miało drastycznie zmienić klimat, może to wpływ właśnie tego.

Ostatnimi akapitami chciałem podkreślić perspektywę Kayli i uzasadnić ten “ckliwy” klimat. Całkiem możliwe, że nie do końca się udało, kilka osób nie widziało ku temu uzasadnienia, zwłaszcza Maras. Przychylam się do tych i Twojej opinii, po konkursie zredaguję ostatnie zdania.

Pozdrawiam.

To nie są całkiem moje klimaty, w sensie – niekoniecznie mój ulubiony typ fantastyki i pisania w ogóle – ale czytało mi się nieźle. Doceniam sprawną realizację (trochę mi się to czytało jako scenariusz takiego nostalgicznego krótkiego filmu animowanego).  

ninedin.home.blog

Nooo i nic mnie tak nie wzrusza jak los wszystkiego, co nie jest człowiekiem. Człowiek nie wzrusza mnie wcale. Dobre! 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dzięki za opinię, Ninedin. Gdy zobaczyłem Twój komentarz, Naz, stawiałem, że będziesz na nie. Życie ciągle mnie zaskakuje.

Nowa Fantastyka