- Opowiadanie: dawidiq150 - Więzień

Więzień

Bardzo dziękuję Bellatrix, której jestem niezwykle wdzięczny, bo naprawdę bez jej pomocy tekst byłby beznadziejny!

 

Liczę na dużo komentarzy :)))))

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Więzień

Mężczyzna ocknął się nic nie pamiętając. W pomieszczeniu panował półmrok. Jedyne światło wpadało przez dziurę znajdującą się wysoko nad nim. Spróbował sobie cokolwiek przypomnieć, lecz nie pamiętał nawet swojego imienia. Rozejrzał się dookoła. Znajdował się w jakiejś jaskini o wielkości na oko dwadzieścia, na dziesięć metrów. Był nieco obolały. Na głowie wyczuł wielkiego guza, oblepionego zaschniętą krwią. Gorsze jednak było to, że miał złamaną nogę i po obmacaniu jej zrozumiał, że było to złamanie otwarte. Z jego lewej nogi wystawała ostra kość. Spojrzał na zegarek. Była czternasta dwadzieścia jeden, lecz ta informacja do niczego mu się nie przydała. Coś tu strasznie śmierdziało, pociągnął parę razy nosem, nie mógł jednak określić co to było. Zaczął się zastanawiać co tu robi i kto go tu uwięził? Walcząc z sennością, zauważył, że światło wpadające przez dziurę nad nim zacznie blednąć. Dziwne, bo o godzinie piętnastej zrobiło się całkiem ciemno. Teraz, widział fragment nieba, na którym świeciły gwiazdy. Usnął.

 

Gdy się obudził, znowu do pomieszczenia wpadało trochę światła. Próbował sobie coś przypomnieć, jednak w głowie miał pustkę. Zaczął doskwierać mu głód i pragnienie. Na najbliższej ze ścian już wcześniej zauważył jakąś dziwną roślinę. Miała zielone owoce w kształcie niedużych kulek. Jej pnącza wiły się po ścianie obrastając jej część. Przywlókł się do niej i zerwał kilka sztuk owocu. Ściana tutaj była wilgotna. Włożył jeden z owoców do ust i zgryzł. W środku nie było dużo miąższu, tylko słodki sok. Gdy zaspokoił głód i pragnienie, mając lekki niesmak w ustach, zaczął wlokąc złamaną nogę badać swoje więzienie, szukając wyjścia. Robił to systematycznie, jednocześnie poczuł, że zbliża się do źródła smrodu, który wyczuł wcześniej i już trochę się do niego przyzwyczaił. W pewnym momencie, jego ręka natrafiła na dziurę. Stąd wydostawał się ów smród. Zaczął badać z nadzieją jej szerokość. Nagle coś, co ukryte było wewnątrz, chwyciło jego rękę i zaczęło go wciągać. Próbował walczyć, lecz nadaremnie. Gdy został całkiem wciągnięty, w jego brzuch wbił się jakiś szpikulec, sprawiając ogromny ból. Mężczyzna stracił przytomność.

 

Gdy się ocknął, rozpoznał, że znowu znajduje się w tej samej jaskini, blisko miejsca, gdzie coś go wciągnęło. Przestało śmierdzieć. Kręciło mu się w głowie i był pewny, że ma gorączkę. W ogóle źle się czuł. Leżał całymi godzinami a jego ciałem targały dreszcze, aż zasnął. Gdy się obudził, było nadzwyczaj jasno. Nic go już nie bolało i czuł się wspaniale. Ściany były wyraźnie widoczne, lecz gdy spojrzał przez dziurę u góry, bardzo się zdziwił bo ujrzał gwieździste niebo. Noga mu się zrosła, co prawda krzywo, ale to nie miało teraz znaczenia.

 

„Co się ze mną stało, czuję się tak bardzo inaczej?” – pomyślał. A gdy spojrzał na swoje dłonie, przeżył szok. Jego place wydłużyły się i wyrosły z nich czarne pazury, o długości dziesięciu centymetrów.

 

„To jakiś eksperyment. Jestem królikiem doświadczalnym” – zastanawiał się zrozpaczony.

 

– Wypuście mnie stąd!!!! – zaczął głośno krzyczeć. Jednak nie było żadnej reakcji, więc po kilku minutach przestał. Usiadł na podłodze i znowu spróbował sobie coś przypomnieć. Niestety nadaremnie.

 

Z jaskini nie było żadnego wyjścia. Teraz widział to wyraźnie. Od szczeliny gdzie coś go wciągnęło wolał trzymać się daleko. Widział też ścianę obrośniętą przez roślinę z owocami, którymi się wcześniej pożywił. Po pewnym czasie zrozumiał coś, co go przeraziło. Jego zdolności intelektualne znacznie się zmniejszyły. Patrząc co jakiś czas na zegarek od momentu kiedy się znalazł w jaskini, liczył ile godzin spał. Gdy teraz chciał to obliczyć przyszło mu to z trudem, a przecież było to zwykłe odejmowanie. Zaczął podejrzewać, że zmienia się w jakieś zwierzę. Przypatrując się swoim długim pazurom, zdecydował sprawdzić ich twardość. Podszedł więc do ściany i przejechał po kamieniu. Okazało się, że są wyjątkowo twarde, jakby stworzone do tego by drążyć tunele. To też zaczął robić, gdy zrozumiał, że inaczej się stąd nie wydostanie. Miał tylko nadzieję, że drąży w dobrym kierunku.

 

Praca szła mu zadziwiająco łatwo. Z każdą godziną efekt był coraz bardziej widoczny, a on o dziwo nie odczuwał zmęczenia. W pewnym momencie dotarł do skały, która miała dziurki, w których żyły jakieś malutkie, żółte larwy. Ta odmiana skały była twardsza. To go jednak nie powstrzymało.

 

Minęły trzy doby. Przez ten czas żywił się sokiem i miąższem owoców, które zauważył na początku. Ogarnęła go wielka radość, gdy w końcu przekopał się do innego pomieszczenia. Wyprostował się i rozejrzał. Pomieszczenie nie miało świetlika u góry i zrozumiał teraz, że doskonale widzi w ciemności. Jaskinia była dużo większa od tej, w której był wcześniej. Niedaleko jednej ściany zobaczył dziwne zwierzę. Przypominało ogromnego ślimaka. Miało pół metra długości i było oślizgłe. Podszedł do niego z zamiarem zabicia i zjedzenia. Przypomniał sobie teraz jak bardzo był głodny. Wielki ślimak nagle zaczął się poruszać w taki sposób, jakby oddychał. Gdy mężczyzna był już blisko niego i chciał go uśmiercić, bo brzydził się zjedzeniem żywego organizmu. Zwierz wysunął kolce. Wyglądał teraz jak podłużny jeż. Zaskoczyło to mężczyznę i przez chwilę zastanawiał się, co teraz ma zrobić. W końcu wsunął pazury pod ślimako – jeża i przewrócił go do góry nogami. Okazało się, że pod spodem nie ma kolców jedynie dziesiątki małych wypustek. Jego skóra była tu tak cienka, że widział prześwitujące małe żyłki. Wbił więc pazury w jego ciało. Po chwili zwierze przestało „oddychać”, a on zaczął odrywać po kawałku i wyjmując kolce jeść. Mięso było lekko słonawe i smakowało wyśmienicie. Gdy zjadł do połowy, poczuł się najedzony. Zauważył, że pod tym dziwnym, uzbrojonym w kolce ślimakiem, było niewielkie wgłębienie, gdzie zbierała się woda. Nabrał jej dłońmi i napił się. Teraz czuł się wyśmienicie, ale tylko fizycznie, gdyż martwił się jak jego okropna przygoda się skończy. W jaskini nie było już nic ciekawego, tak myślał do momentu, jak zauważył wejście niedaleko tunelu, które wydrążył. Było wysokie na mniej więcej trzy metry i szerokie na cztery. Nie była to naturalna formacja skalna. Musiało być wydrążone przez ludzi, gdyż tworzyło równy prostokąt. „Czyli jestem w jakiejś kopalni” – ucieszył się – „Teraz tylko iść przed siebie i na pewno uzyskam pomoc i wydostanę się stąd”.

 

Wszedł więc dalej i znalazł się w tunelu. Zauważył tutaj dwie nowe rzeczy. Jedna to, że na suficie znajdowały się co kilka metrów prostokątne klocki, które lekko raziły go, gdy na nie patrzył. Druga, że po gruncie ciągnęła się szyna. To go utwierdziło w przekonaniu, że jest w kopalni. Ruszył dalej tunelem. Szedł przez około dziesięć minut, aż natrafił na inny tunel prostopadły do tego, w którym się znajdował. Miał dylemat gdzie teraz skręcić. Po chwili namysłu zdecydował się iść w prawo. Nie było tu nic nowego. Tym razem szedł ponad godzinę, jednak się tym nie przejmował bo musiał gdzieś w końcu dojść. Może do wyjścia? A jak nie, to zawróci. W końcu tunel się skończył, a przed nim ukazała się ogromna przestrzeń. Zrozumiał, że tutaj miało miejsce wydobycie. Jakiego surowca? Nie wiedział. Szyna na gruncie rozwidlała się w trzy strony. Ujrzał kilka wózków a jakieś sto metrów przed nim stała średniej wielkości machina. Wiedział już, że wybrał zły kierunek, jednak chciał przyjrzeć się nieznanej, ale jak mu się wydawało przestarzałej technologii. Podszedł do maszyny i zajrzał do środka. Znajdował się tam pusty fotel i konsola z kilkunastoma przyciskami, a także czterema dużymi dźwigniami. Maszyna z przodu posiadała dwa świdry różnych rozmiarów, a także dźwig z platformą. Wszystko było porośnięte mchem, co znaczyło, że zostało dawno porzucone. Wyglądało jednak bardzo ciekawie, gdyż mężczyzna nigdy czegoś takiego nie widział. Chodząc po wielkiej jaskini natknął się na jakieś narzędzia do ręcznej pracy, wyglądające na spalinowe świdry. Gdzieniegdzie leżały też strzępy ubrania, jakieś rękawice i kaski.

 

W pewnym momencie, poczuł ogromny ból w tylnej części nogi. Odwrócił głowę i ujrzał duże zwierzę o jasnej sierści, które wbiło swoje ostre zęby w jego udo. Było długie na dobre dwa metry i posiadało trzy pary nóg. Osobnik zachowywał się niezwykle agresywnie, wbił dwie łapy zakończone pazurami w jego nogę i z ogromną siłą oderwał kawał mięsa i materiału. Mężczyzna wrzasnął. Nie czuł nigdy takiego bólu. Zachował się teraz instynktownie. Dwoma rękami chwycił dziwaczne zwierzę za głowę, zatapiając pazury w jego szyi. Nie podejrzewając nawet, że zdolny jest do takiej siły, zgniótł zwierzęciu czaszkę. W rękach trzymał teraz mieszankę krwi, sierści i mózgu. Został jednak poważnie zraniony. Na nodze w rozerwanej pokrwawionej nogawce dresowych spodni widać było kość. Obawiając się kolejnych ataków podobnych zwierząt, ukrył się w kabinie maszyny, którą przed chwilą oglądał. Będąc w bezpiecznym miejscu, popatrzył w stronę skąd nagle zaatakował go sześcionogi gigantyczny pies. Ujrzał tam gniazdo z mchu i roślin, w którym wierciły się młode pieski. „Matka broniąca swoich dzieci.” – pomyślał – „Muszę w przyszłości na coś takiego uważać”.

 

Mężczyzna zdjął koszulę, w którą był ubrany i rozdarł ją. W ten sposób uzyskał prowizoryczny bandaż. Następnie owinął ranę powstrzymując krwawienie. Ogromny ból uniemożliwiał chodzenie. Zdecydował się zostać tu jakiś czas i odpocząć. Zamknął oczy by znowu zastanowić się nad swoją sytuacją. „Kto wrzucił go do tej jaskini? Czemu wszystko tu jest takie dziwne? A może postradał zmysły, albo jest pod wpływem narkotyków?” W końcu zasnął. Śnił jakieś dziwne rzeczy, a gdy się obudził, trudno było mu odróżnić sen od jawy. Po chwili doszedł do siebie. Noga pulsowała bólem, jednak był to już znośny, lżejszy ból. Przestała też krwawić. Normalnie z taką raną każdy lekarz kazałby mu leżeć w łóżku, jednak on chciał jak najszybciej opuścić tę przeklętą kopalnię. Wyszedł z maszyny i miał już udać się tam, skąd przyszedł. Nagle jednak przypomniał sobie o młodych szczeniętach. Był głodny, a pokusa posiłku była zbyt duża. Zbliżył się więc do gniazda i wyciągnął jednego z ciepłych maluchów. Uśmiercił go, obdarł z niego skórę i zjadł ze smakiem. To samo zrobił z drugim szczeniaczkiem. Następnie udał się w drogę powrotną. Z powodu rany na nodze poruszał się dużo wolniej. Doszedł do korytarza i szedł nim, potem skręcił i ostatecznie po długiej wędrówce znalazł się z powrotem w miejscu, gdzie zjadł slimakojeża. Tutaj zaspokoił pragnienie pijąc wodę ze źródełka, które wcześniej odkrył.

 

Nie tracąc czasu, pewny siebie udał się w jak mniemał stronę gdzie było wyjście z kopalni. Szedł przez kilkanaście minut i jego oczom ukazał się szyb windowy. Na rozsuwanych drzwiach zrobionych z pionowych i poziomych prętów

znajdowała się prostokątna mała konsola w której był duży czerwony przycisk. Nacisnął go i zrozumiał, że mechanizm nie działa. Poczuł zawód, smutek i żal. „Co teraz?” – pomyślał.

 

Było tylko jedno rozwiązanie tej sytuacji; wykopać tunel. Pytanie tylko gdzie zacząć i w którą stronę się kierować. Po krótkim namyśle zdecydował się wrócić do pomieszczenia, gdzie to wszystko się zaczęło. Gdy się tam znalazł, wybrał jedną ze ścian i rozpoczął drążenie.

 

Minął dzień, potem drugi. Mężczyzna przerywał pracę jedynie na sen i posiłek. Minął tydzień. Napotkał podziurkowaną skałę, w której trudniej było drążyć. Minęły dwa miesiące, skała skończyła się a zastąpiła ją ziemia.

 

Zrozumiał, że jest już blisko. Zaczął kopać jak oszalały. Ujrzał w końcu promyki światła. Było bardzo jasne i na początku go bardzo oślepiło. W pośpiechu wyszedł na zewnątrz. Wzruszenie sprawiło, że zaczął płakać. Oczy powoli przyzwyczajały się po bardzo długim okresie przebywania w ciemnościach. Stał na stoku góry, a przed nim rozpościerał się niezwykły widok. Ujrzał dziwne miasto. Było oddalone, ale wyraźnie widział strzeliste niczym stalagmity budynki koloru srebra. Miały różne rozmiary. Koło budynków kręcili się ludzie. Jak sięgnąć okiem, za granicami miasta ciągnęły się pustkowia czerwonego koloru, na których piaszczystej powierzchni nic nie rosło. Natomiast na obszarze metropolii rosła zielona trawa. Daleko w oddali widać było morze. Ujrzał też krążące nad srebrnymi budynkami ptaki.

 

Spojrzał w górę. Na niebie ujrzał dwa księżyce. Jednak ujrzał też coś co sprawiło, że nagle zakręciło mu się w głowie i wróciły szczątki wspomnień. Momentalnie, zaczęły układać się w całość. Jakieś trzydzieści metrów wyżej, znajdował się rozbity statek. Pamiętał teraz jak lecąc nad Bornoxem wysiadł mu napęd. Zaczął spadać i się rozbił. Mocno uderzył się w głowę a gdy wyszedł oszołomiony ze statku potknął się i wpadł do jaskini.

 

Ruszył w stronę wraku z nadzieją, że radio będzie działało i wezwie pomoc. Gdy był już blisko, ujrzał w nieco pogiętej ścianie statku, która była pokryta Talletem swoje odbicie. Nogi się pod nim ugięły. Był pół człowiekiem, pół potworem. Jego oczy były teraz dwoma wielkimi, wyłupiastymi gulami całkiem zielonymi bez źrenic i tęczówek. Ręce i nogi miał nienaturalnie długie, grube i umięśnione. Z palców wyrastały pazury. Zza jego pleców natomiast wychylały się cztery długie ramiona zakończone szpikulcami. Nie chciał już wzywać pomocy. Zamiast tego, odchylając pogiętą ścianę statku wszedł do środka. Gdy znalazł się w swojej kajucie z szafki wyjął zapalniczkę. Następnie przeszedł do magazynu, gdzie znajdował się bak z paliwem. Podszedł do niego i wydrążył pazurem dziurkę. Podpalił lejącą się ciecz. Nastąpiła ogromna eksplozja.

Koniec

Komentarze

Niedaleko jednej ściany zobaczył dziwne zwierze

-> zwierzę

W jaskini nie było już nic ciekawego, tak myślał do momentu, jak zauważył wejście niedaleko tunelu, który wydrążył.

→ które

Odwrócił głowę i ujrzał duże zwierze o jasnej sierści, które wbiło swoje ostre zęby w jego udo.

→ zwierzę

Normalnie z taką raną każdy lekarz kazałby mu leżeć w łóżku, jednak on chciał jak najszybciej opuścićprzeklętą kopalnię.

→ tę

 

Szerszej łapanki nie robiłem, ale to opowiadanie uważam za jedno z Twoich słabszych. Jak dla mnie zbyt dziwacznie i mało interesująco. Ślimako-jeże? No niezbyt moje klimaty. 

Mam nadzieję i wierzę, że następnym razem będzie lepiej ;p 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Dzięki NearDeath to był stary pomysł i może dlatego :)

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Przecinkologia miejscami trochę kuleje.

Hmm… Z tego co kojarzę, Dawidzie, zrobiłeś w ostatnim czasie spore postępy. Może tekst, który napisałeś, nie jest szczególnie wybitny, ale uważam, że sam pomysł, mimo swojej dziwności, miał pewien potencjał. Mnie ślimako-jeże kojarzą się z kinem klasy D. Gdyby zastosować inne słowa, nadać opowiadaniu mocniejszego klimatu, powstałoby coś naprawdę ciekawego i absurdalnego.

Musisz ćwiczyć warsztat. Może spróbuj opisywać to, co widzisz na różne sposoby? Baw się stylem i trochę kombinuj, a będzie tylko lepiej.

Powodzenia!

 

Dzięki Rossa. Tak jak napisałem wcześniej pomysł był bardzo stary, i może dlatego :)

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Problemem tekstu jest to, że zasadniczo bohater nie przeżywa wydarzeń (w sensie faktycznego doświadczania), a jedynie czytam suchą relację narratora z wydarzeń. I to tak suchą, jakby chodziło o prognozę pogody. Ot, złamał nogę, ot, wystawała mu kość, ot, spojrzał na zegarek… Żadnych w tym emocji, a skoro tak, to niestety, u mnie zainteresowania o los bohatera nie wzbudziło.

deviantart.com/sil-vah

Dzięki Silva, czyli popełniam jeszcze takie proste błędy. A czy mogłabyś dla przykładu napisać jak powinno według ciebie być poprawnie? Tak, żebym bardziej zrozumiał i sobie utrwalił.

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, to tylko wyrywkowe fragmenty, które może ułatwią Ci pisanie w przyszłości:

 

Teraz czuł się wyśmienicie, ale tylko fizycznie, gdyż martwił się jak jego okropna przygoda się skończy.

Zgadzam się z Silvą. To sucha relacja pozbawiona emocji.

 

Wielki ślimak nagle zaczął się poruszać w taki sposób, jakby oddychał.

Czyli jak? Poważnie pytam :)

 

Normalnie z taką raną każdy lekarz kazałby mu leżeć w łóżku, jednak on chciał jak najszybciej opuścić tę przeklętą kopalnię.

Myślę, że każdy w jego sytuacji wolałby jak najszybciej opuścić tę kopalnie zamiast leżeć w łóżku :)

 

Ujrzał też krążące nad srebrnymi budynkami ptaki.

Spojrzał w górę. Na niebie ujrzał dwa księżyce. Jednak ujrzał też coś co sprawiło

Uważaj na powtórzenia.

 

Jakieś trzydzieści metrów wyżej, znajdował się rozbity statek. Pamiętał teraz jak lecąc nad Bornoxem wysiadł mu napęd. Zaczął spadać i się rozbił. Mocno uderzył się w głowę a gdy wyszedł oszołomiony ze statku potknął się i wpadł do jaskini.

Sugerujesz, że gość kopał 2 miesiące super pazurami i wyszedł zaraz obok statku, przy którym wpadł do jaskini?

 

Dawidzie, szału nie ma. Sucha narracja, nie najlepsze zdania, często brakuje logiki. Pomysł jest, jak to u Ciebie. Ale nadal brakuje niestety wszystkiego tego, co by go ładnie wyeksponowało. Pracuj dalej, trzymam kciuki :)

Pozdrawiam, dO.ob

Dzięki Realuc marzę by kiedyś był dla mnie ważny tylko pomysł. Bo chyba tak mają prawdziwi pisarze. Z tym ślimakiem to chodziło mi, że się bał… :)

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka