Migoczące świetlówki generowały nieprzyjemne, drżące cienie. Zastygnięta poza technika wzbudzała niepokój. W końcu zabrał się do pracy. Kluczem metrycznym odkręcił śruby, zdjął obudowę maszyny, wyciągniętym z obszernej torby miernikiem sprawdził obwody, umieścił z powrotem osłony. Przeszedł do sąsiedniego urządzenia i cykl się powtórzył. Nie gasząc świateł opuścił pomieszczenie. Po chwili wrócił, raz jeszcze dokonał tych samych czynności, tym razem jednak po testach wpisał otrzymane wartości do przyczepionego do maszyny zbioru pożółkłych kartek. Przy dacie wzdrygnął się z obrzydzeniem. Wyszedł do tunelu łącznikowego.
― Starożytni Grecy budując Partenon celowo nie zachowali jednakowych wymiarów podstawy i kolumn. Była to budowla tak znacznych rozmiarów, że ― z powodu perspektywy ― bez tego triku wydawałaby się krzywa. Ten korytarz, na planie gigantycznego, idealnego okręgu…
― Nic nie. Nic nie może być. Być idealne. Z definicji.
― Zawróć. To część niebieska, wyznaczony ci rewir…
― Nie jestem w stanie. Fizycznie. Moje ciało. Nie zniosłoby tego.
― Bzdura, przecież gdyby ktoś zawiązał ci oczy, obrócił kilka razy, zdjął opaskę to poszedłbyś korytarzem, nawet nie wiedząc, czy kontynuujesz wędrówkę, czy zmierzasz w przeciwnym kierunku.
― Wyczułbym różnicę. Od razu. Przestań! W przeciwną stronę…
Technik szedł równym krokiem, nie przerywając wewnętrznego dialogu. Ścianę zaczęły znaczyć rzędy nierównych kresek, którymi ktoś zliczał mijające dni. W niektórych miejscach farba odpadła, nadając prymitywnemu kalendarzowi uroku wyszczerbionej paszczy. Nie zmieniając tempa przeszedł na drugą stronę korytarza. Miał dziwne wrażenie, że jego nogi to wydłużały się, to skracały, jakby sterował nimi jakiś sprytny Grek. Kolory miały nieprzyjemną, zimną barwę, detale przedstawiały się z nadrealną wyrazistością. Mrugał nerwowo, pod powiekami czuł ziarniste zgrubienia, potrzebował snu. W boczne drzwi, prowadzące do modułu sypialnego, wszedł, gdy od rzędu wydrapanych znaków dzieliło go równo sto jedenaście kroków.
Nie pamiętał momentu przebudzenia. Wezwanie wybiło go z monotonnego rytmu marszowego. W kilka minut dotarł na miejsce. Dwóch innych techników leniwie sprzeczało się nad sposobem naprawienia usterki. Skinął im głową i zabrał się do pracy. Magazyn części zamiennych świecił pustkami, nie mógł więc wymienić zepsutego modułu. Niezgodnie z procedurami, ale skutecznie i sprawnie obszedł wadliwy element. Na koniec wyłączył monitoring feralnego, redundantnego układu. Kiedy wychodził, technicy mocowali osłonę, nie przerywając rozwlekle prowadzonej dyskusji.
Strój mężczyzny był wysłużony, ale nie zaniedbany. W mocno zaciśniętej dłoni trzymał wymierzony w skroń rewolwer. Technik wiedział, że istnieją odpowiednie słowa, które powinien teraz wypowiedzieć, ale miał w głowie kompletną pustkę. Przetarł dłonią oczy, po czym rozłożył bezradnie ręce. Zdał sobie sprawę, że to nie broń, tylko przytknięty do głowy palec wskazujący, ze sterczącym pod kątem prostym kciukiem. Przytulił mężczyznę. Trzymał go mocno, drżąc razem z nim w niewygodnej pozycji. Nic nie mówiąc usiedli obok siebie. Nawet nie wiedział kiedy zasnął na zimnej podłodze.
Obudził go dźwięk, którego źródła nie potrafił zdefiniować. Był sam. Ruszył, rozprostowując zesztywniałe członki, otoczony wyblakłym błękitem ścian. Torba kołysała się miarowo. Kiedy uniósł głowę, napotkał wzrok kobiety o nieprawdopodobnie długich brwiach. Rozejrzał się. Świetlica. Na wyciszonych monitorach odtwarzane były w trybie ciągłym losowe pozycje z przepastnej biblioteki multimedialnej. Grali w warcaby. Sądząc po sytuacji na planszy, był bliski wygranej. Kobieta przyglądała mu się badawczo. Musiał mieć zdezorientowaną minę, bo roześmiała się suchym, szczekliwym głosem.
― Któreś z nas wysadzi cały ten interes w powietrze. Boże, niech to się skończy jaskrawymi fajerwerkami.
Wiedziony impulsem oczyścił stół. Napis był już ledwo widoczny, ale wciąż dał się odczytać. On sam niegdyś wyrył go w twardym blacie. „Co tak obiad wyje? Przyszli goście”. Pamiętał, że była to gra słów, lecz nie potrafił jej rozszyfrować. Kobieta mamrocząc o braku środków nasennych zaprowadziła go pod prysznic, a następnie do sypialni. Sufit upstrzony był siateczką drobnych pęknięć. Płytki oddech uwięził go w połowie drogi pomiędzy jawą a snem.
Ktoś szarpał go za ramię, ale nie mógł zrozumieć, czego od niego oczekiwano. Rozpoznawał pojedyncze sylaby, ale nie układały się w żaden komunikat. Pomimo tego udzielił mu się nastrój podekscytowania. Dołączył do nerwowo przestępujących z nogi na nogę ludzi.
― Jeden ze Zwiadowców przesłał wiadomość. Daleko poszli!
Przez monitory płynęły kolumny znaków surowej transmisji, ale jakiś przytomny łącznościowiec najistotniejsze, już zdekodowane informacje wrzucał na główne ekrany. Technik chciwie wpatrywał się w wyświetlane treści, nieświadomie wypowiadając na głos niektóre frazy. Podano ostateczną wersję. Zakręciło mu się w głowie, ale ustał. „Pół na pół”, mamrotał, porównując listę rozpoznanych statków z wysłanymi. Copernicus był tylko na drugiej. W absurdalnie nieracjonalnym odruchu przeszedł do lokalnego Centrum Operacyjnego, żeby ujrzeć to samo podsumowanie, tyle że prezentowane na większych monitorach.
Poczuł pod nogami drżenie. Wyłączył informujący o kolejnych awariach komunikator. Mógł sobie wyobrazić, jak padają wyeksploatowane do cna bloki aparatury. Ostatnie zadanie wykonane. To tyle, więcej już ze sprzętu nie byli w stanie wykrzesać. Gargantuicznym wydatkiem energetycznym przekazali garść otrzymanych informacji do rachitycznej sieci bliźniaczych Baz-Katapult, łamiąc limit prędkości światła. Czas się kończył. Nie wiedział, jak tamci się trzymali, i czy wieść o gorzkim sukcesie zmieni cokolwiek w ich sytuacji.
Nie pamiętał drogi na Wieżę. Platforma widokowa była pełna. Odruchowo skierował spojrzenie na roziskrzoną gwiazdami część nieba. Kątem oka obserwował parę, która trzymając się za ręce przekraczała bariery ochronne. Nikt ich nie powstrzymywał.
― Zawsze miałem problem z patrzeniem w nocne niebo. Takie tragiczne pomieszanie planów czasowych. Jakbyś zrobił zdjęcie klasie szkolnej. Oglądasz je, obok dzieciaków w pieluchach osoby w kwiecie wieku, reszta to pomarszczeni starcy, ktoś w trumnie.
Technik rozpoznał głos. Jeden z Wielkich, których intelektualny wysiłek stał za całym przedsięwzięciem. Tamten jakby odgadł tor jego myśli. Szerokim gestem objął ciągnące się po linię horyzontu zarysy skąpo oświetlonych budowli.
― My wiedzieliśmy co, wy wiedzieliście jak. Gigantyczna odpowiedź na gigantyczny problem. Za nami dopiero pierwszy etap. Przecież skok z Domu wydawał się cudem, a przy tym co osiągnęliśmy, to nawet nie była rozgrzewka. Jesteśmy niczym łożysko, z którego wyskoczyły Gwiezdne Dzieci. Mam wrażenie, że wyssaliśmy całą energię z tego Układu, żeby wypchnąć ich w drogę. Mają teraz lata, by dalej usprawniać proces, miniaturyzować, ograniczyć zapotrzebowanie na energię. Będą zakrzywiać i połykać przestrzeń, tak jak my jeździliśmy na rolkach. Szybciej niż światło… bo inaczej nie ma sensu.
Technik zdał sobie sprawę, że siedzi na balustradzie. Z dołu wzywała go słodka siła, której nie próbował przezwyciężyć.
― Moi. Wszyscy. Copernicus ― wyrzekł ― Nie sprzedawaj mi bajek o prawdopodobieństwie, że brak informacji nie jest tożsamy ze złymi informacjami. My. My wiemy. Po co. To wszystko. I czemu.
Odwrócił głowę w przeciwną stronę. Czerń była i d e a l n a, odbierając niebu głębi. Zdawała się już niemal na wyciągnięcie ręki, pochłonąwszy połowę widzialnego Kosmosu. Oczywiście nie było to miejsce, gdzie przestały świecić gwiazdy. To było proste do udowodnienia, choćby przez analogię do zdjęcia z opowieści Wielkiego. Żadna tajemnicza dłoń od miliardów lat nie gasiła gwiazd, w zsynchronizowanej akcji, by akurat tam, gdzie przebywali ludzie, bąbel Czerni znaczył coraz większą część nieba. Był to, powiększający się z prędkością światła obszar, wypełniony czymś nieznanym i groźnym, lub z brakiem czegoś, co stanowiło istotę znanego im Wszechświata. Nagle napięcie z niego zeszło. Chciało mu się śmiać. Gestem uciszył podawaną kojącym tonem, łagodnie płynącą przemowę Wielkiego.
― Mój rozum się cieszy. Nie sądziłem, że uda się ich wypchnąć aż tak daleko, ani że dostaniemy informację zwrotną. Wyobrażasz sobie tego zawieszonego w pustce Zwiadowcę, z rozciągniętymi ogromnymi ramionami anten, który łapie sygnał transponderów naszej floty? Prawie widzę, jak maszyna się spala, żeby każdą możliwą cząstkę energii zamienić w strumień informacji, którą nam przesłał. Raz jeszcze zadziałały magiczne czary-mary z zakrzywieniem przestrzeni. Dobrze to policzyliście, jajogłowcy. A ty zostałeś z nami, ha ha, jak upadły archanioł. Ojciec, który dogląda swej trzódki. Czymże teraz jesteśmy? Dinozaury na rolkach. Idź ratować innych, Nauczycielu, chwila słabości minęła. Oto przekładam stopy na twardy grunt. Żywot wiódł będę krótki a prosty, skupiony na przemianie materii.
Nie miał daru przemawiania swojego rozmówcy, więc po prostu pociągnął za sobą pierwszych napotkanych ludzi, kobietę i mężczyznę, bezwolnie dających się smagać porywom zimnego wiatru. „A gdybym był ośmiornicą, iluż bym mógł poprowadzić” ― pomyślał. Windy były zablokowane, więc wybrał schody. Z podświadomości sączyła się stara idea, którą zawsze tłumił, że Czerń to p r a w d z i w y Wszechświat, ich był tylko krótkim kaprysem, tym wszystkim, co rodzi się i umiera, gdy mrugasz, mniej trwałe niźli bańka mydlana. Kiedy daleko w dole zamigotała i zgasła żarówka, kobieta wyrwała mu się i pobiegła w górę. Nie miał siły ani motywacji protestować, nie był w stanie zawrócić. Nogi ciążyły mu tak bardzo, że dziwił się, że pod ich ciężarem stalowe schody nie pękły, rysując na odległej posadzce rój rozpłaszczonych, żałośnie małych sylwetek.
― Chciałbym się w końcu wyspać. Tak naprawdę ― powiedział do towarzyszącego mu mężczyzny.
― Zasnąć, zanim zgaśnie światło ― odparł tamten matowym głosem i zaraz zniknął uniesiony przypływem czasu, jak wszystko dokoła.
Ła, tam. Dawaj jak jest, nie ujawniaj, hi, hi. Ano widzisz jak jest, zaraziłam się tutaj tą “niezrozumiałością”. I muszę się jak najszybciej oduczyć, bo bardzo mnie blokuje.
srd
ヽ(° ͜>°)ノ*҉
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Po przeczytaniu spalić monitor.
@Asulum – cóż, wydarzyło się, teraz musisz z tym żyć ;)
I pamiętaj – każdej dziewczynie ładnie w ASCII Art!
Ukłony z mej strony.
–
~~~~~~^~~~~~
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
GaPa, jak to GaPa długie pauzy muszą być!
Napisane bardzo dobrze, czyta się płynnie, wciągająco i z przyjemnością. Dojrzały styl, skrupulatny dobór słów i nastrój kosmicznego niepokoju.
Jedyne co tu może, acz nie musi, przeszkadzać to trudność interpretacji. Niejako poczytuję to po trochu za zamiar, by błyo nie do końca jasno i jednozacznie, ale wciąż na tyle zrozumiale, by złożyć to sobie do kupy, przy okazji podziwiając widoki za oknem. Bo moim zdaniem jest co podziwiać i można odpłynąć do innego świata.
Nie będę tutaj konfrontował swojej interpretacji, czy jest zgodna z zamysłem autora, bo mi ona pasuje :-)
W każdym razie, naprawdę, przede wszystkim świetnie napisane. Emocje, myśli, opisy, wszystko tak precyzyjnie skomponowane. Och i ach z mojej strony.
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Tu są naprawdę fajne pomysły, ale powiem szczerze, mimo dwukrotnej lektury zgubiłam się w fabule…
ninedin.home.blog
Ktoś coś naprawiał, domyślam się, że w czasie dyżuru, no i cóż… niczego więcej się nie domyśliłam. :(
― Bzdura, przecież gdyby ktoś zawiązał Ci oczy… ―> ― Bzdura, przecież gdyby ktoś zawiązał ci oczy…
Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
Kolory miały nieprzyjemną, zimną barwę… ―> Kolor i barwa to synonimy.
Może: Kolory miały nieprzyjemne, zimne odcienie…
Musiał mieć zdezorientowaną minę… ―> Czy mina może być zdezorientowana?
― Moi. Wszyscy. Copernicus ― wyrzekł ― Nie sprzedawaj mi bajek… ―> Brak kropki po didaskaliach.
Czerń była i d e a l n a, odbierając niebu głębi. ―> Czerń była i d e a l n a, odbierając niebu głębię.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Albo jest już późno, dla mnie, albo załapałem tylko to, że są ładne zdania, bo są, ładne. Lubię niedopowiedzenia, ale będę to musiał przeczytać kiedyś jeszcze raz.
Kiedy Autor wpatruje się w rosnącą za oknem wierzbę, wpada w rodzaj transu. To jego słabość ― zagajony o cokolwiek w takim stanie, zawsze odpowiada szczerze. Więc zadaję stosowne pytanie.
Autor odgarnia widmowe, długie włosy (nigdy takich nie miał), które optyczną sztuczką maskują jego krzywy nos, i mówi transowym głosem:
― Jestem spokojnym gościem, ale czasem przestawia się jakaś zapadka, i wpadam w stosownie wyważony, ale szał. No więc gdy dowiedziałem się, że w konkursie ograniczono ilość znaków do dziesięciu tysięcy, w złości zgniotłem pustą łupinkę po mandarynce (zawsze staram się ją tak obierać, by zachowała ciągłość). A dodatkowe dziesięć procent w Tłusty Czwartek odebrałem jako policzek! Długo kombinowałem, aż wpadłem na pomysł. Zaraziłem wirusem ASCII Art obywatelkę Asylum, przy której tytułowa Disneyowska “Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” była wcieleniem zła. Mój pomysł był prosty ― stworzyć takie opowiadanie, żeby nakłonić odbiorcę do ponownego przeczytania, aby w pełni pojął treść fabuły. Rozumiesz? Jak ktoś przeczyta dwukrotnie, to robi się dwadzieścia tysięcy znaków, trzykrotnie trzydzieści i tak dalej. Obecność Asylum była kluczowa, bo nagromadził się w niej olbrzymi ładunek dobra, który po przekonwertowaniu na ciemną stronę eksplodował fontanną złowrogich pomysłów.
Kiedy kończy zeznanie, wychodzi z pokoju. Z mroku wyłania się postać, która zamyka za nim drzwi, przystawia palec do usta i robi taką minę, że wiemy, co czeka Autora. Za zło, które uczynił, za to, że pełnymi zachwytu oczami obserwował skryte w mgle szczyty wzgórz, zasypiające, próbujące kontynuować zabawę dzieci. Każdy pomysł z horroru, każda utkana ludzką dłonią ścieżka bólu zostanie na nim wypróbowana.
“Dobrze mu tak”, mruczy Asylum, zakładając czarny strój.
–
¯¯̿̿¯̿̿'̿̿̿̿̿̿̿'̿̿'̿̿̿̿̿'̿̿̿)͇̿̿)̿̿̿̿ '̿̿̿̿̿̿\̵͇̿̿\=(•̪̀●́)=o/̵͇̿̿/'̿̿ ̿ ̿̿
…
Wygasił wszystkie protokoły z rozmowy i przywołał ostatni. Równie dobrze mógł zacząć od początku.
– Okaleczyliście swoją planetę.
– Tak, ciągle jeszcze dokonujemy reperacji zniszczeń po Pierwszej Wojnie o Słowo.
– To była jeszcze Druga?
– Tak po Pierwszej. Druga dzięki wam była bezkrwawa. Nauczyliście nas jak żyć.
– Wojna trwa.
– Gdzie.
– Na planecie Ziemia.
– Nie rozumiem, jesteśmy na planecie Ziemia. Jest pokój.
– Pokój to pomieszczenie.
– Wróćmy do okaleczenia. Zdefiniuj.
– Nie umiem.
– Nic się nie dzieje, jest spokój i rozmawiamy.
– Nie o tym. Na czym polega marzenie?
– To stare słowo, nie mające dzisiaj zastosowania, oznacza kłamstwo.
– Kłamanie jest błędem.
– Tak. Podaję aneks: na kontinuum prawda-fałsz, marzenie to fałsz.
– Błąd to fałsz. Koniec przekazu.
I tak zapętlała się każda rozmowa z Obcymi, a przecież tłumaczenie było ponoć precyzyjne. Metody z Tarsu skanował równocześnie trzy interpretacje dołączone do rozmowy. Na szczęście, tym razem tylko trzy zamiast zwyczajowych sześciu, naturalnie sprzecznych ze sobą. Nauka zdecydowanie zeszła na psy. Coś umykało ale co? Nie chciało mu się czytać wypocin tych naukowców. Nawet nie pływali na powierzchni, lecz bujali w obłokach kasy, którą im płacił. Wszyscy zarabiali na uruchamianych przez niego projektach, realizowali swoje cele, a on siedział w czarnej dziurze. Równie dobrze można było nic nie robić, czekać lub działać według metody prób i błędów bądź rzucić monetą. Jego jelita skręcały się, kiedy zapoznawał się z kolejnymi, odkrywczymi konkluzjami. Jak tak dalej pójdzie, to będzie musiał zafundować sobie piąte nowe jelita, a kto wie czy nie czwarty żołądek, o wątrobie nie wspominając.
Bunt ciała ostrzegał, że otrzymywane raporty nie dotykały sedna sprawy.
ヾ(_ _。)(╥﹏╥) ‿( ́ ̵ _-`)‿(*^3^)
serdeczności:)
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Zaczęłam czytać i drżałam z emocji w oczekiwaniu na moment, w którym zacznę rozumieć to, co czytam. I końcu nadszedł. Rozumiem, co czytam – stwierdziłam. I trwałam tak, aż do mniej więcej trzech czwartych opowieści. Bo wtedy trafiłam na zdania, które bezczelnie sugerowały, że jednak nie rozumiem tego, co czytam. Pod sam koniec, przez ułamek sekundy wierzyłam, że jednak rozumiem, co czytam. Skończyłam i nie wiem, czy wiem, co przeczytałam.
To niezwykłe, jaką huśtawkę uczuć udało Ci się wywołać u czytelnika opka mającego 9999 znaków ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Bardzo interesujące i intrygujące opowiadanie. Opowiadanie, które dryfuje w stronę liryki, a może nawet nią już jest. Forma podporządkowana uczuciom, język, który zaczyna wyrażać tylko siebie… Tak, zdecydowanie to był wiersz.
Cześć, dzięki za odzew.
Nie sądziłem, że po przejściu “walca” konkursowego ktoś będzie jeszcze na siłach czytać i komentować, za co dziękuję.
pzdr
–
‿( ́ ̵ _-`)‿
Nie zrozumiałam :(
Przynoszę radość :)
Anet, niemożliwe??? Tak, nic a nic? Zupełnie
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
>Autora uprasza się o nieczytanie poniższego komentarza, bo laurkę wysmażyłam <
Obywatelce Asylum spodobało się to opko! Pewnie nie jest Twoim najlepszym, ale wystarczająco dobrym (jojczymy na limit wniebogłosy).
Powody:
– idea/pomysł, i że cholernie realistycznie przedstawiłeś,
– słowa, te ciągi zdań przenoszące znaczenia. Przestań czarować, ostrzegam po dobroci, bo nie opędzisz się od fanek i fanów i wtedy będzie klops, lawina, choć przed nią jeszcze można uciec lub w niej pływać, ale gdzie ukryć się przed tornadem, kiedy kryjówki brak :-),
– fabularnie bardzo dojrzałe, pisząc – pomykasz jak pstrągi w górskim strumieniu,
– zrozumiałe, żeby nie było (odchodzę od obu swoich opinii, właściwie zrobiłam to tuż po publikacji),
– za korytarze w Partenonie na gigantycznym okręgu, za gwiezdne dzieci. W sumie optymistyczne,
– prawdziwe i piękna wizja,
– dobra robota z tym dyżurem. :-)
A teraz, wnioskuję o klika do biblio i zgłaszam do nominowanych. Trzy razy przeczytałam, zanim zdecydowałam o tym drugim, bo pierwsze było jasne i zdziwionam, że tak długo tkwi w poczekalni, chociaż podejrzewam wyczerpanie maratonem tekstów do napisania, przeczytania i skomentowania. Nawet teraz, jeszcze kolejny raz przejrzałam, przypominając.
┏┫*`ー´┣━━━━━━━━━●)゚O゚).
pzd srd
a
Edytka: Usunęłam kilka zdań z komentarza, bo niepotrzebne.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
“Zapiski czytającego”
– Trochę się zatentego na początku.
– I dalej też nie jest bardziej zrozumiałe.
– „leniwie sprzeczało się nad sposobem” – równie dobrze może być błędem jak i intencjonalnym zabiegiem literackim. Stawiam na to drugie, ale mam wątpliwości.
– Strasznie to wszystko porwane, nieciągłe, niezrozumiałe.
– Niestety, nadal nic nie ogarniam.
Za głęboko zagmatwane w swej filozoficznej interpretacji. Być może coś mi umknęło, jest już 1am i mam prawo nie kontaktowć z rzeczywistościa.
Niestety nie zrozumiałem.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Patrzę: z jednej strony tylko dwa kliki, z drugiej głos (tylko jeden, ale dyżurny) w wątku z nominacjami. Zaciekawiła ta sytuacja, więc zaglądnąłem. No i powiem, ze choć nominować raczej nie będę (choć może się jeszcze zastanowię), to tekst wyszedł naprawdę ciekawie. Historia po historii, opowieść o wypalonym świecie, co?
Wyżerana pamięć, ciągłe przemęczenie, brak poczucia sensu, zagubienie. No solidnie wyszła ta eksploatacja wykończonego umysłu w wykończonym świecie.
Dobre, solidne, mocne. Szare i z odpadającą farbą ze ścian.
Obrazowe.
PS. I zachęciłeś do tego, żeby kiedyś zaglądnąć do Twoich wcześniejszych tekstów.
Dzięki za pozostawienie śladu, feedback – spoza i sprzed Godziny Duchów.
pzdr
–
(\/) (;,,;) (\/)
Nie jest łatwo i lekko, ale jest i niedopowiedzenie i jakaś taka niewymuszona liryka. To chyba jedno z tych opowiadań, w którym z każdą lekturą można odkryć jakieś nowe znaczenia. Zaciekawiłeś mnie, a nawet zaintrygowałeś.
Heh, dzięki za pozostawienie impresji.
pzdr
–
[●▪▪●]
Miałam wrażenie, że zaczęłam rozumieć gdzieś w dwóch trzecich, może połowie, potem straciłam je na samej końcówce. Niemniej, napisane bardzo dobrze, rzeczywiście wywołało to we mnie jakąś niepewność, a opisywane obrazy stały mi przed oczami.
Rzucę polecajką do biblioteki, bo warto, aby tekst się tam znalazł. ;)
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Heh, twój kamyk przechylił szalę ;)
pzdr
–
(òÓ,)_\,,/
Hmmm. Nie zrozumiałam. A mam za długą kolejkę, żeby czytać więcej razy.
Babska logika rządzi!
Hej Finkla, chyba miałaś długą kolejkę zaległości ;)
Brykaj zdrowa.
–
(╥﹏╥)
Cały czas mam długą. Ale zeszłam poniżej setki!
No, jeśli, nie liczyć tych tekstów “w pamięci”…
Babska logika rządzi!