
Chciałam dodać, że zainspirowało mnie optymistyczne opowiadanie “Pureva”, autorką którego jest MaaaaaadHatter. Tematycznie całkiem inne, ale też o przyjaźni, które znajduje się tu:
https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/24059
Chciałam dodać, że zainspirowało mnie optymistyczne opowiadanie “Pureva”, autorką którego jest MaaaaaadHatter. Tematycznie całkiem inne, ale też o przyjaźni, które znajduje się tu:
https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/24059
Z deski wyłoniło się najpierw oko. Czarne, intensywnie patrzące, z białym blikiem. Potem nos zbyt wychudzony i lekko siny.
– Tatku, a to kto?
– Święty Symeon.
– Hm.
Tatko pociągnął z flaszki dobry łyk i po pracowni rozszedł się odór bimbru. Chuchnął następnie na susło i szybko podniósł na kulce z chleba drżący płatek złota.
– Muszę przestać chlać. Ręka mi się trzęsie – mruknął.
Chłopak patrzył, jak ojciec złoci. Świetliste esy-floresy zaczęły pokrywać całe tło i nimb, i odzienie świętego. Tatko przyjrzał się wyleniałemu pędzelkowi krytycznie.
– Muszę złapać jakąś wiewiórkę.
– Po co?
– Z jej ogona zrobię przedni pędzel.
Grysza wyobraził sobie, jak tatko ogłusza biedną wiewiórkę i wyrywa jej włosy z ogona. Zdusił w sobie krzyk, wypadł przerażony z izby i oglądając się trwożnie pobiegł za stodołę. Tam ukryta wśród krzaków, w klatce zrobionej z łyka siedziała Warwara. Grysza najpierw sprawdził, czy nic jej nie jest, a potem dał orzechów i szyszek, które trzymał dla niej po kieszeniach. Miała cudowny biały ogon, białe futerko i bladoniebieskie oczka. Znalazł ją niedawno w olszynach, nie uciekała, tylko spokojnie na niego czekała. Wyciągnął niepewnie rękę, a ona usiadła mu na dłoni i dała się zanieść do domu. Był wtedy tak szczęśliwy, jak nigdy w życiu. Miał ogromne pragnienie, żeby teraz pogłaskać jej miękką srebrną sierść, ale wiedział, że nie może.
– Gryszka!
To ojciec. Stał w progu i krzyczał na całe podwórko. Grysza niechętnie oderwał się od swojej wiewiórki i powlókł ku chacie.
– Tak, tatku.
– Przyjedzie baciuszka z Siemiatycz, po ikonę, po Joana Priedtieczę, wiesz, ta co w rogu.
– Wiem, tatku.
– Powiesz dla niego, że w sumie za dwie się należy, bo jeszcze za Rożdżestwo, co to mu napisałem na święta.
– Powiem, tatku.
Ojciec poszedł do szynku, po, jak mówił, konieczne procenta, a Grysza odetchnął. Przyniósł wiewiórkę na ganek i przyglądał jej się z zachwytem, jak napycha sobie policzki nasionami.
– Hej, hej!
To przyszła Ida, koleżanka z klasy. Grysza uważał, że zadawanie się z dziewczynami to żenada, ale ponieważ nikogo w pobliżu nie było, więc łaskawie skinął jej głową.
– Co tam masz?
Chłopak po części jednak zadowolony, że może się komuś pochwalić, oświadczył nie bez dumy:
– To jest moja Warwara.
Sierść wiewiórki zaczęła opalizować, jakby na końcu każdego włoska zapaliło się mikroskopijne światełko, które co raz zmieniało kolor. Ida z zachwytu klasnęła w ręce.
– Ach! Jakie to cudne!
Grysza wypuścił wiewiórkę, a ta zaczęła hasać po podwórku, przybierając barwę to błękitną, to znowu cytrynową. Wspięła się na wiśnię, harcując po grubych konarach i rzucając w dzieci owocami i liśćmi, czym wzbudzała niepohamowane salwy śmiechu. Nagle pies sąsiadów głośno zaskowyczał, a Warwara spłoszona czmychnęła na dach, z dachu przez okno do izby, tylko mignął im jej ogon. Rzucili się za nią do środka. Zdenerwowana skakała po całej pracowni, na deski, po parapecie, po stole. Zgodzili się, że podejdą z dwóch stron i spróbują złapać ją do koszyka. Ida zaczaiła się przy sztaludze i zanim Grysza zdążył krzyknąć, wypuściła koszyk i chwyciła wiewiórkę w obie ręce. W tejże chwili rozległ się głuchy odgłos i oboje poczuli uderzający w nich ciepły podmuch. Powietrze, które stało się gęste i lepkie, uniosło ich pod powałę, a wraz z nimi wszystkie przedmioty w pracowni. Pływały w izbie szpachelki, podobrazia, słoiki, żółtka z jajek i wytarte pędzle. Cienką warstwą rozlały się olifa i werniksy, a pigmenty rozsypały proszkiem, tworząc różnokolorową zawiesinę. Brodzili jak w gęstej mazi, próbując dopłynąć do framugi i opuścić się na podłogę. Z trudem odsuwali złotnicze noże i szpongi dryfujące w tym małym kosmosie.
A oczy Warwary świeciły jak czerwone latarenki.
– Warwaro! Daj już z tym spokój! Nie ma się czego bać! – Chłopak przemówił do wiewiórki uspokajająco.
Jak nagle wszystko się podniosło, tak nagle opadło.
– Ojciec mnie zabije – jęknął Grysza, gdy lekko potłuczony wstał z ziemi.
To było istne pobojowisko. Każda rzecz została dokładnie pokryta warstwą oleju i szelaku, do których przylepiły się pigmenty, kreda i złoto. Najgorsze jednak były zniszczenia dokonane na ikonach. A ta dla baciuszki z Siemiatycz była w okropnym stanie. Nie można było rozpoznać, kogo przedstawia, bo obraz zginął pod warstwą tłustego ciasta ze sproszkowanych kamieni.
Ida złapała się za głowę.
– Aj! Co my teraz zrobimy?
Spojrzeli na Warwarę. Wiewiórka w klatce z łyka, ze swoimi zwykłymi błękitnymi oczkami, kiwała leniwie ogonem, a w środku niej coś cicho chrzęściło jak w zegarze.
Kiedy jako tako posprzątali, odskrobali z grubsza pokost, wyrzucili rozbite szkło, a ikonę do Siemiatycz schowali w komorze za workiem z mąką, Ida powiedziała:
– Dziwna ta twoja wiewiórka, ale strasznie milusia.
Grysza pokraśniał z zadowolenia. Był taki dumny ze swojej Warwary!
– Tylko jak się przestraszy, to robi rozpierduchę.
– Aaa, to fruwanie.
– Właśnie. Duchowo rozwala rzeczy i robią się lekkie jak pierze, i dlatego latają.
– Acha – powiedziała Ida.
Niestety zaraz na podwórko zajechał baciuszka z Siemiatycz. Grysza wyszedł na ganek i obgryzając paznokieć niewyraźnie się przywitał:
– Sława Isusu Christu…
– A gdzie to mój Priedtiecza?
– Nie skończony jeszcze. – Chłopak obłudnie się uśmiechnął.
– A, niedobrze. A ja taki szmat drogi… No, powiedz dla ojca, niech się weźmie do roboty zamiast po wsi za wódką łazić.
– Uhym.
Nagle przyszło mu coś do głowy.
– A baciuszka widział kiedy śnieżną wiewiórkę?
Pop się zaśmiał.
– Ja to nie, ale mój baćko, co to z Sybiru wrócił po wojnie z Kitajcami, mówił, że widział. Ba, nawet ją oswoił! Z bielutkim ogonem była i czarnymi ślepkami.
Chłopak pokiwał głową. A więc Warwara pochodziła z Syberii.
– Płochliwa podobno bardzo. Ale potem to już cały czas na ramieniu mu siedziała.
Baciuszka zawołał na sąsiada, żeby przyprowadził konia z wozem. Siedli obaj na koźle, woźnica cmoknął i gniady powoli ruszył. Grysza za nimi krzyknął:
– A co trzeba zrobić, żeby ją oswoić?
– Trzeba dawać jej zaczarowane orzechy. – Stary pop puścił do niego oko.
***
Siedzieli na stryszku wychyleni z okna, a pomiędzy nimi stała klatka z Warwarą.
– Słyszałem w radiu, że na Syberii spadł ostatnio meteoryt. Ja to w ogóle myślę, że ona też na Ziemię spadła jak meteoryt.
Grysza wycinał nożykiem w leszczynowym orzeszku literę „A”. Położył go na dłoni i przysunął do klatki, a wiewiórka chwyciła go chciwie i zaczęła próbować na nim swoich zębów.
– A ojciec cię nie zleje za rozpierduchę?
– Tatko? Jak rano się obudzi, to pomyśli, że sam tak narozrabiał.
Zabrał się za wycinanie literki „W”.
– Będziemy ją karmić zaczarowanymi orzechami. Nauczymy ją mówić i będzie naszą przyjaciółką – powiedział z dumą.
Ida oblawszy się rumieńcem, z trudem wydukała:
– My?
– Jasne, to będzie nasza tajemnica.
– Czy będę mogła ją pogłaskać?
Zbliżyła rękę, wpatrując się jak zahipnotyzowana w opalizujące futerko Warwary. Grysza ją powstrzymał.
– Nie, jeszcze nie teraz. Wpierw musi do nas przywyknąć.
Nic nie połykało światła gwiazd. Świeciły w czerni nieba intensywnie, jakby miały za chwilę opaść deszczem. Warwara spojrzała w noc oczami, które teraz przybrały mleczną barwę i mogłaby Ida przysiąc, że cicho westchnęła.
Milutkie i cieplutkie jak kita Warwary :) Przeczytałam na dobranoc i mam nadzieję, że mi się taka śnieżna wiewiórka przyśni…
Dużo tu magii i barwnych opisów. Bardzo mi się :)
Ode mnie kliczek i powodzenia w konkursie. Dobranoc :)
Trochę mam niedosyt po tym opowiadaniu :)
say what you mean, but don't say it mean
Dobre opowiadanie, czyta się lekko i przyjemnie. Wypowiedzi bohaterów brzmią bardzo naturalnie. Sam pomysł na wiewiórkę świetny, aż czuć magię. Jeden szczegół:
Powietrze, które stało się gęste i lepkie[+], uniosło ich pod powałę
Chyba tu brakuje przecinka.
Uwaga! Spoilery w komentarzach! Czytasz na własną odpowiedzialność
Dziękuję za przeczytanie i komentarze, przecinek naniesiony :)
Ciepłe, klimatyczne, stylizowane. Bogate słownictwo tematyczne. Ktoś tu dobre rzemiosło wykonał.
No, powiedz dla autora, że to mi się podoba.
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Mytrix
Dzięki!
Bardzo to ładne, choć miałam lekkie poczucie fabularnego niedosytu na końcu, brakło mi czegoś więcej o Warwarze. Przekonująco zbudowałeś/aś, Anonimie, świat i bohaterów :) Klik, oczywiście.
Po raz pierwszy zetknęłam się z formą Grysza, muszę przyznać.
Najgorsze jednak były zniszczenia[-,] dokonane na ikonach.
Warwara spojrzała w noc
swoimioczami, które teraz przybrały mleczną barwę i mogłaby Ida przysiąc, że cicho westchnęła.
Zaimek śmieć, zupełnie niepotrzebny.
http://altronapoleone.home.blog
drakaina
Anonim starał się niczego za dużo nie napisać o Warwarze, aby była tajemnicza. I żeby dało się snuć domysły.
Grysza oczywiście to zdrobnienie od Grzegorza, a raczej od Grigorija.
Zaimek już w śmietniku.
Dzięki!
Grysza oczywiście to zdrobnienie od Grzegorza, a raczej od Grigorija.
Chodziło mi o “y” – znam tylko formę Grisza :)
http://altronapoleone.home.blog
drakaina
Grysza w gwarach północnoukraińskich i białoruskich (w Polsce), Grisza to wersja rosyjska, tak myślę.
O, ciekawe :)
http://altronapoleone.home.blog
Ależ barwnie i plastycznie.
Pływały w izbie szpachelki, podobrazia, słoiki, żółtka z jajek i wytarte pędzle. Cienką warstwą rozlały się olifa i werniksy, a pigmenty rozsypały proszkiem, tworząc różnokolorową zawiesinę. Brodzili jak w gęstej mazi, próbując dopłynąć do framugi i opuścić się na podłogę. Z trudem odsuwali złotnicze noże i szpongi dryfujące w tym małym kosmosie.
Choć to zupełnie nie moje klimaty, to nie mogę nie docenić wykonania i przeniesienia mnie, poprzez język oraz szczegóły, do tego miejsca. Polubiłam bohaterów, dlatego cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło (choć w pewnym momencie miałam obawy:). Ciekawy pomysł na wiewiórkę. Ode mnie klik.
Powodzenia w konkursie :)
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Świetne opowiadanie, jak napisal grzelulukas, bardzo barwne i plastyczne, przytoczony fragment mnie urzekł. Chyba najlepsze z wiewiórczych. :)
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Ładny tekst, czuć tę wiewiórczą magię. :)
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
Cieszę się, że czytelnikom się spodobało! dziękuję za przeczytanie!
Chciałbym dodać, że to opowiadanie pokonało system i dzięki Duchowi Biblioteki anonim przestał być anonimowy. :D
Spokojnie. Tak naprawdę mnie tu nie ma.
Gekikara oj, niedobrze, anonimowość dawała jakieś szanse, również na przełamanie stereotypów czytelniczych, a tak nic z tego…
Bardzo ładny tekst, obrazowy w sposobie opisu, pomysłowy w podjęciu tematu. Zdecydowanie mi się podobało.
ninedin.home.blog
Zgrzebne,polskie,wiewiórcze
pozdrawiam wielbicieli gryzoni trzebionych przez hordy ukochanych kotków
Sympatyczne, ciepłe, magiczne. Przytulne wręcz. Podobało się, i to bardzo. :)
Sporo tu niedopowiedzeń, ale może dlatego opowiadanie jest takie magiczne. ;)
Niektóre zwroty i zdania brzmią dziwnie, np.: – Powiesz dla niego, że… ale rozumiem, że to taka stylizacja.
Chuchnął następnie na susło i szybko podniósł na kulce z chleba drżący płatek złota. –> Co to jest susło?
Zabrał się za wycinanie literki „W”. –> Zabrał się do wycinania literki „W”.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Podobało mi się :) “Kosmiczna” wiewiórka miała w sobie sporo kolorytu, ciekawy setting, ładne opisy przestrzeni roboczej artysty. Kompozycja otwarta, ale mi raczej nie zakłóciło to odbioru.
Sugestie poprawek:
Tatko pociągnął z flaszki dobry łyk i po pracowni rozszedł się odór bimbru. Chuchnął następnie na susło
Niejasny podmiot domyślny – chuchnął odór bimbru?
***
Siedzieli na stryszku wychyleni z okna, a pomiędzy nimi stała klatka z Warwarą.
Dodałbym pusty wiersz odstępu po gwiazdkach.
Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing
Bardzo miła opowiastka o kosmicznej wiewiórce. Udało Ci się, Anonimie, stworzyć fajny klimat i zaostrzyć apetyt na coś więcej.
Bardzo klimatyczny tekst. Zachwyciły mnie szczegółowe opisy pracowni malarskiej, jak również osadzenie opowieści w Rosji. Bohaterowie żywi i uroczy. Tekst działa na wyobraźnię i wciąga. Naprawdę nieźle Ci się to wszystko, Anonimie, udało.
Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.
Ładnie wykreowany świat, czuć rosyjskość (czy tam ukraińskość, mniejsza o szczegóły) i to nie współczesną, tylko starszą.
Trochę czuję się niedopieszczona fabularnie. Kosmiczna wiewiórka wystraszyła się i narozrabiała, ale żadnych skutków to nie miało.
Babska logika rządzi!
No nie wiem…
Ja jednak lubię, kiedy tekst jest o czymś. A tutaj to taka luźna impresja nieomal.
Podsumowując – autor rzuca kilka klocków, a ty sobie czytelniku zbuduj z tego, co chcesz. I czegoś takiego nie lubię!
Za to wykonanie pierwsza klasa!
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
– Tak, tatku.
W mojej głowie to zdanie było pytaniem.
Tekst bardzo lekki, przyjemny, malowniczy. Porządne wykonanie. Poczułem klimat, bardzo ładnie wykreowanego świata. Taki obrazek trochę, urywek – bo fabularnie czuję niedosyt.
Staruch
Oczywiście masz rację, fantastyka jest tu chyba pretekstowa, bo opowiadanie jest o przyjaźni, a może pierwszej miłości, która nie byłaby możliwa, gdyby nie wiewiórka. Może fabularnie kosmiczna wiewiórka jest otwarta i niedokończona, lecz temat przyjaźni jak najbardziej jest zamknięty. Czasami fajnie napisać coś o czymś małym.
Brak jatki, terminatorów i końca świata rzeczywiście może powodować niedosyt :)
Nie zdradzę, co to susło, bo to tajemnica.
Dziękuję wszystkim czytelnikom za przeczytanie!
Ładne, malownicze. Opis pływających po izbie przedmiotów pierwsza klasa. Brakuje mi trochę jakiejś historii.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Pięknie przerabiasz na akcję i pokazywanie, chociaż ten „nos wychudzony” mnie zatrzymał, no bo jaki to jest wychudzony, czy on się może zmniejszać, jego wygląd – tak, ale wielkość?
Kolejne opko związane z alkoholem, tę myśl jednak kasuję, gdyż winna jest moja kolejność czytania. Tutaj zalewanie robaka zdaje mi się naturalne, tj. cholernie pasujące do sytuacji.
Bardzo ładna historia. Podoba mi się! Te obrazy, ikony:)
Trochę pokasowałabym przymiotniki.
Jesteś już w biblio, też bym kliknęła:)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Urocze. Ładnie opisujesz świat przez pryzmat dziecka. Opis unoszenia się w pracowni i pewnej beztroski, z jaką całe to zdarzenie zostało przyjęte, świetny.
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Ujmujące, klimatyczne i świetnie napisane.
Rezolutne dzieciaki i ich autentyczne interakcje na plus. A zdanie:
Jak rano się obudzi, to pomyśli, że sam tak narozrabiał.
rozwaliło system.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Dziękuję wszystkim czytelnikom za odwiedziny i głosy i cieszę się, że spodobał się lekki klimat oraz ikonograficzno-podlaski anturaż.
Teraz mogę to napisać: gdyby nie deanonimizacja, dla mnie to opowiadanie byłoby podiumowe. Co najmniej na drugim miejscu mojego osobistego rankingu!
Bardzo, bardzo mi się podobało!
http://altronapoleone.home.blog
Mnie się też bardzo podobało, gratulacje!
ninedin.home.blog
drakaina
Bardzo się cieszę, że się spodobało. Dziękuję też za organizację fajnego konkursu i całą pracę. Ech, mam nadzieję, że już mi się nie odanonimizuje (jestem prawie pewna, że nie ma takiego słowa). Pozdrawiam wszystkich czytelników!
:) Mi ta deanonimizacja wyszła na dobre w sensie, że mogłam zagłosować na dwa pierwsze miejsca :D
Planuję raz za czas organizować takie mikro konkursiki z różnymi zwierzątkami.
A przy okazji, czy mogę zapytać o awatar, który od dawna w oczywisty sposób przyciąga mój wzrok (zważywszy, że mam siostrę w swoim) – czy jest on wyrazem bardziej konkretnych zainteresowań?
http://altronapoleone.home.blog
Co do obrazu: lubię sposób malowania Michałowskiego impasto, grubo, energicznie, a cesarza Francuzów też darzę ciepłymi uczuciami, przynajmniej od moich sztubackich lektur pana Makuszyńskiego, którego profesor historii Gąsowski, gdyby mógł, zakrzyknąłby gromko “Niech żyje cesarz!” i rzuciłby się za nim w wir walki.
No, to zaspokoiłam ciekawość :) Miło poza wszystkim, że ktoś jeszcze odważa się lubić Michałowskiego… Jak krótko studiowałam na krakowskiej historii sztuki, to było to dozwolone głównie ze względu na koneksje rodzinne jednego z profesorów ;) Pozdrawiam!
http://altronapoleone.home.blog
I ja gratuluję, piękne opowiadanie i klimat. :-)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
to było to dozwolone głównie ze względu na koneksje rodzinne jednego z profesorów
No nie, o tempora! Tym bardziej się cieszę, że mogę na portalu trochę go poreklamować ;)
Asylum
Dzięki, fajnie, że klimat Ci się spodobał!