- Opowiadanie: Żongler - Wyliniały

Wyliniały

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Wyliniały

Da­lew­ski od­pa­lił pa­pie­ro­sa, od­chy­lił głowę, ode­tchnął.

Prze­cze­kał wi­bra­cje te­le­fo­nu, palił w ich tem­pie, wście­ka­ło go, że nie po­tra­fi po­wstrzy­mać drże­nia łapy. Miał czas do jutra, żeby się tego na­uczyć, choć jutro było bli­sko: po­świa­ta znu­dzo­ne­go księ­ży­ca ze­śli­zgi­wa­ła się po pniu, za­glą­da­jąc przez dziu­ra­we li­ście. Da­lew­ski za­sta­no­wił się, czy drze­wo ule­ga­ło szkod­ni­kom, czy szkod­ni­kiem był on sam, strze­pu­jąc po­piół gdzie po­pad­nie. Jutro bę­dzie mu­siał gło­śno oznaj­mić, że nie, jest le­piej, czuje się wła­ści­wie świet­nie.

Ci­snął pa­pie­ro­sa gdzie po­pad­nie i wszedł do windy, li­cząc, że nie bę­dzie w niej za­się­gu.

Był.

– Da­lew­ski, słu­cham.

– Ja pier­do­lę, co z cie­bie za glina, skoro nie można się do cie­bie do­dzwo­nić? – Coś prze­bie­ra­ło nie­cier­pli­wie w słu­chaw­ce, tupot od­nó­ży po­tę­go­wał po­wa­gę spra­wy. – Je­steś po­trzeb­ny w Ogród­kach.

– Po­dob­no nie chce­cie moli w swo­ich apar­ta­men­tach.

– Po pro­stu przy­jedź! Czy ty mu­sisz za­wsze się żalić? Ja miesz­kam w do­słow­nym gów­nie, Da­lew­ski, a sły­szysz, żebym na­rze­kał?

– Słabo cię sły­szę.

– Gówno praw­da, ty rudy bobku – wark­nął Żu­czek, trza­śnię­cia wska­zy­wa­ły, że za­ci­snął żu­wacz­ki na słu­chaw­ce. – Mam tu trupa!

– Jadę.

Wy­szedł z dziu­pli, ro­zej­rzał się za naj­bliż­szą dmu­cha­wą do liści. Wy­pa­trzył taką zmie­rza­ją­cą w stro­nę Ogro­dów. Po dro­dze zdąży jesz­cze raz prze­ćwi­czyć łapę.

 

*

 

– Gdzie głowa?

Karm­nik był tak no­wo­cze­sny, że Da­lew­ski brzy­dził się w nim stać, ale z przy­jem­no­ścią wy­tarł łapy na bia­łej wy­kła­dzi­nie. Miesz­kał tu ary­sto­kra­ta, cho­ciaż za­duch był ple­bej­ski.

– A co ja je­stem, in­for­ma­cja? – Czoło Żucz­ka świe­ci­ło; albo bar­dzo się spo­cił, albo jego sko­ru­pa za­wsze była taka skrzą­ca. – Mó­wi­łem, że tak go zna­la­złem, ale ty nie słu­chasz. Nie po­wi­nie­neś tego za­pi­sy­wać? Dusz­no tu, słabo mi.

Bez­gło­wy trup My­si­kró­li­ka leżał ide­al­nie mię­dzy kuch­nią a sa­lo­nem, unie­moż­li­wia­jąc Żucz­ko­wi pój­ście po szklan­kę wody.

– Mo­żesz za­dzwo­nić do Skrze­ka?

– Do Ro­pu­cha? Po cho­le­rę chcesz…

– Mo­żesz, Żu­czek? Po­wiedz, że jadę po… miał­kie wy­ja­śnie­nia.

– Je­dziesz pić? To mam mu po­wie­dzieć? Wiesz co? Za­dzwo­nię. Za­dzwo­nię ze skar­gą, może w końcu wy­pier­do­li cię za kitę, zo­sta­nie ci tylko klat­ka, do niej się na­da­jesz, na futro pod strzy­kaw­ki…

Da­lew­ski go zła­pał. Tę ta­jem­ni­cę roz­wi­kłał na­tych­miast: to był pot, nie skrzą­ca się sko­ru­pa. Żu­czek się skur­czył, od­nó­ża mu zwiot­cza­ły.

– Mam klu­cze do dziu­pli w Ogro­dach. Może któ­rejś nocy twoje ja­jecz­ka roz­dep­cze wście­kły la­bo­ra­to­ryj­ny wie­wiór.

– Nie masz prawa mi gro­zić – wy­sa­pał Żu­czek. – Wy­pę­dzą cię… Jak zwy­kłe­go gry­zo­nia…

– Je­stem gry­zo­niem – wark­nął Da­lew­ski. Ci­śnię­ty Żu­czek zrzu­cił por­tre­ty w ład­nych ram­kach. – Skarż się.

– Z was dwóch – wy­ce­dził Żu­czek – ty za­wsze byłeś głup­szy.

Trza­snął okrą­gły­mi drzwia­mi, zo­sta­wia­jąc Da­lew­skie­go z tru­pem.

Król, jak kazał się ty­tu­ło­wać My­si­kró­lik, zo­stał roz­pru­ty od pier­si po głowę. Ta znik­nę­ła bez śladu. Apar­ta­ment nie ucier­piał, ale Da­lew­ski wie­dział, że oszczęd­no­ści znik­nę­ły – oko­licz­ne pro­sty­tut­ki dawno już roz­po­wie­dzia­ły, za ramą któ­re­go z por­tre­tów Król kryje sejf. Wła­sne­go, na­tu­ral­nie. To próż­ne, zbo­czo­ne pta­szy­sko le­ża­ło na wznak w swo­jej krwi, bez ko­ro­ny, bez sta­tu­su, bez sza­cun­ku. Da­lew­ski po­my­ślał… Czy to nie za pro­ste? Po­chy­la­jąc się nad szyją, zdał sobie spra­wę, jak ża­ło­snym jest de­tek­ty­wem, skoro zo­sta­wia­no mu tak bez­czel­ne wska­zów­ki.

 Z ki­ku­ta wy­sta­wał żo­łądź.

 

*

 

Już w za­uł­ku dało się sły­szeć kocią mu­zy­kę, po­brzę­ki­wa­nia i zgrzy­ty za­ostrzo­nych pod ba­so­we gi­ta­ry pa­zu­rów, dla Da­lew­skie­go ja­zgot, na­pi­sa­ny pod rytm rzy­ga­ją­cych na zmia­nę ko­cu­rów z ka­sy­na.

DZIE­SIĄ­TE ŻYCIE

ZA­DZIOR­NE DZIEW­CZY­NY + MU­ZY­KA NA ŻYWO

Da­lew­ski słu­chał kon­wul­sji sak­so­fo­nu, przy­glą­da­jąc się łapie. Pa­trzył na okrą­głą bli­znę, któ­rej nie chcia­ła po­ro­snąć sierść. Ni­czym styg­mat, gdyby tylko zwie­rzę­ta wie­rzy­ły w boga. W tym aspek­cie były bar­dziej kon­kret­ne od ludzi – łapa tylko drża­ła.

Brzy­dził się do­tknąć lep­kiej klam­ki, za­dy­mio­ny ko­ry­tarz cuch­nął starą rybą. Ta­pe­ta sła­nia­ła się albo ze zmę­cze­nia, albo mdlił ją za­pach, jej ru­lo­ny przy­sła­nia­ły wul­gar­ne neony.

Da­lew­ski wsu­nął pa­pie­ro­sa do pyska, a łapy do kie­sze­ni. Był cie­kaw, czy do­sta­nie ognia.

– Dokąd to, pu­cha­ty? – Bura jak cy­ga­ro­wy dym kotka po­ja­wi­ła się w jego opa­rach, zgod­nym z re­kla­mą uśmie­chem su­ge­ru­jąc, że te zęby du­si­ły już nie­jed­ne­go gry­zo­nia. – To mię­so­żer­ny lokal.

– Twój szef mnie za­pro­sił. – Da­lew­ski roz­chy­lił łok­ciem płaszcz, by za­brzę­czeć od­zna­ką. – Ubierz się, zanim wyj­dziesz, jest zimno.

Ru­szył ko­ry­ta­rzem. Kotka stuk­nę­ła ob­ca­sa­mi.

– Gdzie jest drugi? – za­wo­ła­ła. – Nie było was dwóch?

Było tu ciem­no i sen­nie: pod­pi­te świn­ki mor­skie grały w świ­nię; za­to­pio­ny w fo­te­lu jed­no­oki szczur pro­wa­dził oczko dla pary kocic ma­lu­ją­cych sobie wza­jem­nie rzęsy. Na po­de­ście zie­wa­li mu­zy­cy.

Miej­sce było smęt­ne i Da­lew­ski po­czuł się dziw­nie u sie­bie.

Mię­dzy sto­li­ka­mi ktoś szedł, kro­czą­ce­go dało się po­znać po po­stu­rze i sap­nię­ciach. Ogrom­ne brzu­szy­sko rzu­ca­ło wy­zwa­nie lo­jal­no­ści gu­zi­ków fio­le­to­we­go fraka, po­skro­mio­ne bry­lan­ty­ną wąsy za­wi­ja­ły się ku górze; ka­ry­ka­tu­ry do­peł­nia­ło cy­ga­ro, które kocur po­da­wał sobie ję­zo­rem od jed­ne­go zło­te­go zęba do dru­gie­go.

Mo­gli­by podać sobie łapy, ale tego nie zro­bi­li.

Głos ko­cu­ra mógł­by być gło­sem cy­ga­ra, gdyby cy­ga­ro umia­ło mówić.

– Dale – przy­wi­ta­ło go.

– Spa­ślak.

– Tro­chę mi­nę­ło, co? Bę­dzie ze trzy kocie życia. Pew­nie przy­szedł­byś wcze­śniej, ale po co roz­stra­jać sobie sen zi­mo­wy. Łatwo go spie­przyć, tak sły­sza­łem. Może nawet od cie­bie.

– Nie przy­po­mi­nam sobie.

– No tak. Wie­wiór­ki mają słabą pa­mięć. Bu­dzi­cie się i nie pa­mię­ta­cie, gdzie za­ko­pa­li­ście żo­łę­dzie.

Któ­raś ze świ­nek tro­chę zbyt gło­śno od­sta­wi­ła na blat kie­li­szek.

– Koty nie mogą na­rze­kać – od­parł Da­lew­ski. – Ty na pewno byś pa­mię­tał.

– Po cho­le­rę miał­bym cho­wać żo­łę­dzie? – Żółte śle­pia Spa­śla­ka świe­ci­ły. – Bę­dzie­my tak ster­czeć, czy wyj­dzie­my na ze­wnątrz za­pa­lić? Fajka ci więd­nie.

Z ka­sy­na nie trze­ba było wy­cho­dzić, żeby za­pa­lić, na ze­wnątrz nie by­wa­ło się rów­nież dla świe­że­go po­wie­trza czy ciszy. Da­lew­ski ob­ser­wo­wał łapy gra­ją­cych, ale po chwi­li stra­cił za­in­te­re­so­wa­nie.

– Za­mor­do­wa­no My­si­kró­li­ka – oświad­czył. – Je­że­li kto­kol­wiek coś wie, spo­wia­dam za śmiet­ni­kiem.

– Niech zdy­cha – po­wie­dział ktoś, naj­praw­do­po­dob­niej jed­no­oki szczur.

Kotki te­atral­nie za­sło­ni­ły pyszcz­ki.

– Bied­ny Król – wes­tchnę­ła biała. – Był taki pu­cha­ty.

– Był je­ba­ną ka­na­lią – od­burk­nął szczur, ci­ska­jąc kar­ta­mi. – Fał­szy­wy jak wy, wiecz­nie w rui, pusz­czal­skie suki!

– Tylko nie suki – syk­nę­ła czar­na. Wy­su­nę­ła pa­zu­ry, bro­ka­to­wo-zie­lo­ne.

Szczur miał skłon­no­ści sa­mo­bój­cze albo było mu wszyst­ko jedno. Spoj­rzał za­łza­wio­nym okiem na Da­lew­skie­go.

– Zrób z tym po­rzą­dek – za­żą­dał. – Dla Chipa.

Nie cze­kał; ob­szedł scenę, prze­wra­ca­jąc fu­te­ra­ły, trza­snął drzwia­mi. Da­lew­ski ru­szył za nim, chcąc stąd wyjść. Od­pro­wa­dzi­ło go sa­pa­nie Spa­śla­ka.

– Szczur prze­sa­dza z trut­ką – tłu­ma­czył kocur ga­wę­dziar­skim tonem. Wy­szli, chłód zmro­ził Da­lew­skie­go. Spa­ślak oparł się o śmiet­ni­ko­we biur­ko do prze­słu­chań i za­char­czał, jakby płuca miał wy­pcha­ne sier­ścią. – Nie… Nie po­wi­nien mówić o Chi­pie. Był z niego za­dzior, łeb­ski sku­ba­niec… Nie po­mo­gło, nie? Nie mogło pomóc, skoro to kie­row­ca za­wi­nił. Kie­row­ca w ha­waj­skiej ko­szu­li, za­wsze roz­trze­pa­ny. Miał taki śmiesz­ny, se­ple­nią­cy gło­sik. Uro­czy głup­ta­sek. – Jego chi­chot brzmiał jak okła­da­nie butem nie­do­pał­ka pa­pie­ro­sa. – Ale już nie je­steś taki, co, Dale? – Wy­cią­gnął za­pal­nicz­kę z szu­fla­dy biur­ka. – Je­steś po­nu­rym… zgorzk­nia­łym… skur­wy… – Nie chcia­ła za­pa­lić. – Co jest?

Da­lew­ski wy­szarp­nął ogry­zek cy­ga­ra spo­mię­dzy jego kłów.

– Zo­sta­wi­łeś po­piół przy tru­pie.

– To nie­praw­da – oznaj­mił za­chryp­nię­ty Spa­ślak.

Miał rację, ale jakie miało to zna­cze­nie? Dla Da­lew­skie­go, żadne.

– Czyż­by? – Po­czuł smród ko­cu­ra, przez mo­ment po­my­ślał o sobie jak o dra­pież­ni­ku, zła­pał kotka w pu­łap­kę. – Ro­puch już wie, Spa­ślak. Masz taką świet­ną pa­mięć. Opo­wiesz mu o każ­dym, kogo zna­la­złem roz­je­cha­ne­go na dro­dze albo uto­pio­ne­go w sa­dzaw­ce. Dzie­sięć je­ba­nych żyć… to bę­dzie parę pę­ka­tych se­gre­ga­to­rów.

– Nie mam nic wspól­ne­go z Kró­lem. Mó­wisz, po­piół… Król palił. Sam mógł strzep­nąć peta.

Da­lew­ski scho­wał ogry­zek cy­ga­ra do kie­sze­ni.

– Kró­lo­wi by­ło­by cięż­ko palić, nie mając głowy. Ty ku­pu­jesz to ścier­wo, Spa­ślak, ła­si­ce o tym wie­dzą. To po­etyc­kie. Za­bra­łeś sobie ko­ro­nę, żeby po­wie­sić w ka­sy­nie, czy ją ze­żar­łeś, po sta­re­mu, ty ża­ło­sny zwie­rza­ku?

Przez mo­ment nie wie­dział, czy mówi do ko­cu­ra, czy do sa­me­go sie­bie, za­po­mniał, kogo wła­ści­wie oskar­ża. Zo­rien­to­wał się, że trzy­ma Spa­śla­ka, miaż­dży w drżą­cych ła­pach, dyszy, sierść stoi mu dęba.

– Dale… Sprze­cza­li­śmy się, kie­dyś. Nie bądź głupi. Sły­sza­łem, że cho­dzisz na te­ra­pię. Po co to psuć? Co by po­wie­dział Chip, co? Dale, daj spo­kój. Daj…

Da­lew­ski dał, dał mu w mordę.

 

*

 

Stał na za­krwa­wio­nej wy­kła­dzi­nie, pa­trząc na po­ka­le­czo­ne knyk­cie, na łapę, pro­sto w blade oko bli­zny.

W Ogro­dach był byle jaki za­sięg.

– Da­lew­ski, słu­cham.

– Tu Ro­puch. Chcę, żebyś to prze­my­ślał. Spa­ślak ma nie tylko ka­sy­no, ma po­ło­wę mia­sta. – Od­bi­ja­ło mu się, jak za­wsze, gdy się stre­so­wał. – Pro­szę cię… Mo­głeś prze­oczyć to cy­ga­ro. Mogło wcale go nie być. Lada chwi­la wcho­dzi ekipa, mo­żesz za­brać to cho­ler­ne cy­ga­ro i…

Da­lew­ski trzy­mał go w łapie. Ob­ra­cał nim, tur­lał.

– Zo­sta­wię ją dla ekipy. Mogą oddać ją razem z cy­ga­rem.

– Ją?

– Od­zna­kę, Skrzek.

– O czym ty…

Roz­łą­czył się, ci­snął ogry­zek cy­ga­ra na wy­kła­dzi­nę, od­pa­lił wła­sne­go pa­pie­ro­sa, pa­trzył, jak się pali, jak po­piół wi­ru­je. Wie­dział, że ni­ko­go nie obej­dą szcze­gó­ły. Ekipa łasic nie­na­wi­dzi­ła ka­sy­na Spa­śla­ka. Tym aku­rat zwie­rzę­ta nie róż­ni­ły się od ludzi – wi­dzia­ły to, co chcia­ły zo­ba­czyć.

Dale uniósł łapę z od­pa­lo­nym pa­pie­ro­sem, za­trzy­mał ją w górze. Po­słu­cha­ła, po­ra­nio­na o kocią szczę­kę łapa o spuch­nię­tych knyk­ciach, z za­krze­płą krwią na szcze­ci­nie ru­de­go futra.

Nie drża­ła.

Było jutro, a on zdą­żył.

Koniec

Komentarze

on sam, strze­pu­jąc po­piół gdzie po­pad­nie. Jutro bę­dzie mu­siał gło­śno oznaj­mić, że nie, jest le­piej, czuje się wła­ści­wie świet­nie.

Ci­snął pa­pie­ro­sa gdzie po­pad­nie i wszedł do windy

Po­wtó­rze­nia zgrzy­ta­ją.

Za­po­wia­dał się eks­cy­tu­ją­cy kry­mi­nał, lecz tro­chę zbyt mało tego śledz­twa, żeby się nim na­cie­szyć.

Wy­da­je się, że by­ło­by dużo lep­sze, gdyby było odro­bi­nę dłuż­sze, a może w ogóle dłu­gie, bo takie in­te­re­su­ją­ce po­sta­cie tro­chę się tu nudzą, to zna­czy nie mają za wiele do ro­bo­ty.

Po­zdra­wiam!

Po­wtó­rze­nia ce­lo­we, po­sta­cie są po­ży­czo­ne. Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie.

A dla czego po­wtó­rze­nia ce­lo­we? Stoją w takim miej­scu w zda­niu, że nie są ak­cen­to­wa­ne, więc się za­sta­na­wiam, jakie mają mieć funk­cję :)

Takie fan­fi­ki to ja mogę czy­tać :) To drugi w kon­kur­sie czar­ny kry­mi­nał, drugi udany i efek­tow­nie na­pi­sa­ny :)

ninedin.home.blog

Jesz­cze mógł ci­snąć gdzie po­pad­nie, więc tak zro­bił – to pod­kre­śla jego na­strój, jest ko­niecz­ne. Ma to rów­nież zwią­zek z koń­ców­ką, gdzie dość ważny był po­piół i ci­ska­nie.

 

Ni­ne­din, ser­decz­nie dzię­ku­ję!

Mnie się po­do­ba­ło :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Po­do­ba­ło się, bar­dzo się po­do­ba­ło!

Świet­nie na­pi­sa­ne, z dba­ło­ścią o szcze­gó­ły, aż czuje się ten za­dy­mio­ny kli­mat ka­sy­na.

 

Da­ła­bym klika, gdy­bym mogła. :)

Bar­dzo czar­ny i nie­zły kry­mi­nał. Ża­łu­ję, że taki krót­ki, ale i tak czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję, dro­gie panie!

Rów­nież mi się po­do­ba­ło. Z po­cząt­ku trud­no było mi się przy­zwy­cza­ić do stylu tek­stu, ale kiedy już wsią­kłam, to na dobre. Fak­tycz­nie ge­nial­nie od­da­ny kli­mat ka­sy­na. Opis Spa­śla­ka też bar­dzo mi się po­do­bał. Widać było, że mia­łeś ten tekst po­rząd­nie prze­my­śla­ny. Do­dat­ko­wy plus za przy­po­mnie­nie mi pew­nej bajki z dzie­ciń­stwa, choć nie wiem, czy po­do­ba mi się, co zro­bi­łeś z bo­ha­te­ra­mi, Ano­ni­mie. ;)

Jak dla mnie, udany tekst. 

To­mor­row, and to­mor­row, and to­mor­row, Cre­eps in this petty pace from day to day, To the last syl­la­ble of re­cor­ded time; And all our yester­days have li­gh­ted fools The way to dusty death.

Hmmm. Nie prze­pa­dam za kry­mi­na­ła­mi noir, bo mało w nich śledz­twa w śledz­twie, wię­cej mor­do­bi­cia.

To ty­po­wy re­pre­zen­tant ga­tun­ku: po­sta­cie ga­da­ją szy­frem, de­tek­tyw rzuca okiem na miej­sce zbrod­ni i wie wszyst­ko, musi na­stra­szyć po­dej­rza­ne­go albo cho­ciaż świad­ka…

Ale na­pi­sa­ne przy­zwo­icie. Plus za wie­wiór­ko­wa­tość – to nie mogło być inne zwie­rzę, żadna ka­czusz­ka ani bor­suk.

jej ru­lo­ny przy­sła­nia­ły wul­gar­ne neony.

Czyli co było na wierz­chu? Dwu­znacz­na kon­struk­cja.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łem z przy­jem­no­ścią, ale w grun­cie rze­czy moim zda­niem, to bo­ha­ter nie ma tu prak­tycz­nie żad­ne­go wy­zwa­nia/prze­szko­dy do po­ko­na­nia, roz­gry­zie­nia. Jest prze­stęp­stwo – idzie­my po sznur­ku bez żad­nych pro­ble­mów, czy roz­wa­żań do spraw­cy, da­je­my mu w “mordę” – the end. 

Nie­zły kry­mi­na­łek, prze­czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią, mimo że ga­tu­nek nie na­le­ży do moich ulu­bio­nych… Ode mnie ostat­ni bi­blio­tecz­ny kli­czek :)

Zbu­do­wa­łeś Ano­ni­mie bar­dzo cie­ka­wy świat z barw­ny­mi po­sta­cia­mi yes

Po­do­bał mi się humor po­łą­czo­ny z iro­nią, uczło­wie­cze­nie zwie­rząt, a jed­no­cze­śnie od­wo­ły­wa­nie się do ich cech ga­tun­ko­wych, np. miesz­ka­nie Żucz­ka czy pa­zu­ry kocic. In­te­re­su­ją­ce żon­glo­wa­nie na­zwa­mi: Da­lew­ski – Dale, My­si­kró­lik – Król. Nie wiem, czy w tak krót­kim tek­ście można było wpro­wa­dzić wię­cej śledz­twa i za­ga­dek, ale opo­wia­da­nie broni się barw­no­ścią świa­ta.

Oooo, bar­dzo dobre!

Nie dość, że z po­my­słem, to widać, że Autor już nie­jed­no w życiu skrob­nął i ma ła­twość two­rze­nia nie­ba­nal­nych po­łą­czeń słów!

No brawo! Chciał­bym tak umieć…

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Mnie nie po­rwa­ło. Dużo na­wią­zań, zwie­rzę­cych po­sta­ci, które są bar­dzo cha­rak­te­ry­stycz­ne, lecz mi bra­ku­je hi­sto­rii. Z jed­nej stro­ny z przy­jem­no­ścią za­trzy­my­wa­łam się na sfor­mu­ło­wa­niach, wy­ra­że­niach, z dru­giej na­ra­sta­ło znie­cier­pli­wie­nie i py­ta­nie „no do­brze i co z tego wy­ni­ka”. Do­my­ślam się, że Ano­nim miał dużą fraj­dę z bu­do­wa­nia, wy­my­śla­nia coraz moc­niej­szych i bar­dziej od­je­cha­nych po­my­słów na za­cho­wa­nia zwie­rząt, pod­su­wał im pod pyski, mordy coraz bar­dziej wy­krzy­wia­ją­ce lu­stra, po czym prze­ra­biał je w pro­gra­mi­ku pod­krę­ca­jąc jesz­cze moc­niej. Znu­żył mnie ten ka­lej­do­skop z uwagi na licz­bę fa­jer­wer­ków, pod któ­ry­mi nie po­tra­fi­łam od­na­leźć ni­cze­go waż­ne­go, czego mo­gła­bym się uchwy­cić, za­trzy­mać jako czy­tel­nik. Prze­pa­lił mi się pro­ce­sor.

Je­dy­ny wątek z de­tek­ty­wem z de­tek­ty­wem Da­lew­skim cią­gle wta­pia się w tło, po­nie­waż na pierw­szym pla­nie trwa nie­usta­ją­ca za­ba­wa Au­to­ra ze sło­wa­mi. Szko­da, że tak po­wierz­chow­nie.

Ję­zy­ko­wo bar­dzo spraw­nie.

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

No, kon­kret­ny kry­mi­nał. Jest kli­mat, mięk­kie wpro­wa­dze­nie w świat przed­sta­wio­ny (z po­cząt­ku nie szło po­znać, że bo­ha­ter jest wie­wiór­ką), świet­na gra sło­wem. An­tro­po­mor­fi­za­cja wpro­wa­dzi­ła cie­ka­wy sznyt do tek­stu, humor, mo­men­ta­mi nieco ab­sur­dal­ny, rów­no­wa­żył mrocz­ną at­mos­fe­rę. Tylko Chip i Dale to nie wie­wiór­ki, a prę­gow­ce ame­ry­kań­skie, ale li­cen­tia po­eti­ca, uzna­ję to za al­ter­na­tyw­ne uni­wer­sum :)

 

Su­ge­stie po­pra­wek:

 

Ni­czym styg­mat, gdyby tylko zwie­rzę­ta wie­rzy­ły w boga.

Jako że styg­ma­ty su­ge­ru­ją re­li­gię mo­no­te­istycz­ną (chrze­ści­jań­stwo lub islam), za­pi­sał­bym Boga dużą li­te­rą.

 

jej ru­lo­ny przy­sła­nia­ły wul­gar­ne neony

Ten rym brzmi dziw­nie, usu­nął­bym go.

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

Dzię­ku­ję za opi­nie, miłe słowa i su­ge­stie :)

 

bra­ku­je hi­sto­rii

 

Spo­ile­ry!

W jakim sen­sie? Cza­so­wym? – mija pe­wien czas od śmier­ci Chipa w wy­pad­ku sa­mo­cho­do­wym, wy­star­cza­ją­co dużo, żeby Dale stał się Da­lew­skim; po­sta­cie ko­men­tu­ją to, pod­kre­śla­jąc róż­ni­ce. Fa­bu­lar­nym? – to Dale pro­wa­dził tam­ten sa­mo­chód. Po­czu­cie winy jest wła­ści­wie ją­drem ciem­no­ści tego tek­stu ;) Przez sku­mu­lo­wa­ne wy­da­rze­nia, de­tek­tyw zła­mał prawo; pod­rzu­cił cy­ga­ro ob­cią­ża­ją­ce Spa­śla­ka.

Tro­chę bar­dzo ten kry­mi­nał za­krę­co­ny i oba­wiam się, że przy­naj­mniej po­ło­wy smacz­ków nie byłem w sta­nie wy­ła­pać. Ale czy­ta­ło się świet­nie i w sumie nie mam na co na­rze­kać. Prze­zac­ne to uczu­cie, kiedy zro­zu­mia­łem, że bo­ha­ter to wie­wiór­ka, a póź­niej, że Dalewski. laugh

 

po­świa­ta znu­dzo­ne­go księ­ży­ca ze­śli­zgi­wa­ła się po pniu, za­glą­da­jąc przez dziu­ra­we li­ście

Ta­pe­ta sła­nia­ła się albo ze zmę­cze­nia, albo mdlił ją za­pach,

Ładne. Wiem, że już gdzieś, kie­dyś czy­ta­łem takie ładne zda­nia. smiley

Jeśli komuś się wy­da­je, że mnie tu nie ma, to spie­szę po­wia­do­mić, że mu się wy­da­je.

Bar­dzo do­brze się czy­ta­ło w takim kli­ma­cie noir. Dużo smacz­ków wy­sy­pa­nych, ale szko­da, że tak mało śledz­twa. Nie mia­łam po­czu­cia, że ono jest głów­nym mo­to­rem opo­wie­ści. 

Fajny kli­mat i przed­sta­wio­ny świat, jed­nak czy­ta­ło mi się śred­nio. Mam po­czu­cie, że autor bar­dziej sku­pił się na tym, aby tekst brzmiał ory­gi­nal­nie, żeby uży­wać ja­kichś ory­gi­nal­nych sfor­mu­ło­wań, a za mało na bo­ha­te­rze. Wszy­scy mówią szy­frem, co ty­po­we dla ga­tun­ku, tu jed­nak prze­szka­dza w skon­cen­tro­wa­niu się na hi­sto­rii. 

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Nie­źle na­pi­sa­ne, taki fol­wark zwie­rzę­cy spo­ty­ka­ją­cy czar­ny kry­mi­nał. Hi­sto­ryj­ka śred­nio mnie prze­ko­na­ło, ale do­ce­niam prze­pi­sa­nie pew­nych sche­ma­tów na zwie­rzę­cy świat.

http://altronapoleone.home.blog

Dzię­ku­ję ko­men­tu­ją­cym! Mogę tylko za­py­tać, czym jest te “mó­wie­nie szy­frem”? ;)

Mówią tak, że oni sie­bie na­wza­jem ro­zu­mie­ją, ale czy­tel­ni­cy mogą czuć się za­gu­bie­ni.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Pro­si­my o de­ano­ni­mi­za­cję!

http://altronapoleone.home.blog

Wooow. Ob­ra­zek wiel­ce ade­kwat­ny. 

ninedin.home.blog

Ło matko i córko!!!

Zro­zu­mia­łem coś, co na­pi­sa­ła Żon­gler­ka?!

Jed­nak świat się koń­czy…

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Nowa Fantastyka