Ciekawość, może Cię zaprowadzić nie tam, gdzie rosną fiołki.
Ciekawość, może Cię zaprowadzić nie tam, gdzie rosną fiołki.
Mówili, że ta kobieta jest czarownicą. Nuda w połączeniu z ciekawością, skutkuje przyklejonym nosem do szyby, a w ekstremalnych przypadkach, okiem patrzącym przez dziurę w płocie.
Tadek lubił wiedzieć, co się dzieje za oknem. Nie miał przyjaciół i mieszkał sam. Nie przeszkadzało mu to, zdążył się przyzwyczaić. Teraz dłubał w nosie, czekając na zagotowanie się wody. Uwielbiał niesłodzoną kawę. Cukier odstawił w niepamięć dwa lata temu .
Sapnął, podnosząc się z trudem z krzesła; miał sporą nadwagę. Podszedł do okna i odsłonił firankę. Późne popołudnie, nic się nie dzieje. Za chwilę dzieciaki będą wracać ze szkoły. Po czym można to poznać? Po ich wrzaskach i piskach. Tadek nie znosił dzieci.
– Pomyśleć tylko, że kiedyś sam taki byłem – westchnął.
Podszedł do czajnika i zalał kawę. Zamieszał łyżeczką kilka razy. Zamyślił się na chwilę, po czym pierdnął i zaśmiał się.
Na stole stało radio. Patrzył na nie smętnym wzrokiem.
– Włączyć czy nie? – Zastanawiał się.
Czekał na starą wiedźmę. Chciał zobaczyć, czy dziś też wybierze się na ,,zakupy,,. Wiedział, że kobieta wychodzi z domu regularnie co dwa dni, nie wcześniej, nie później, tylko dokładnie co dwa dni. Już od dłuższego czasu gnębiło go, dlaczego baba wychodzi z pustym workiem i przychodzi z pełnym. Nie byłoby w tym nic dziwnego, mogła przecież wychodzić do sklepu. W wiosce był tylko jeden, w którym nigdy jej nie widywano, więc co mogło znajdować się w worku?
– Cholera – zaklął. – Muszę się tego dowiedzieć.
Jego nalana twarz wyrażała zmęczenie i rozczarowanie. Początek jego życia na emeryturze dawał mu jedynie za dużo wolnego czasu. Kiedy chodził do roboty, przynajmniej miał zapełniony dzień, czasem noc, zależy jaką miał zmianę. A teraz? Wszystko się spieprzyło. Bez rodziny, samotny stary pierdziel.
Z tą rodziną nie do końca było tak, jak każdemu opowiadał; oczywiście miał rodzinę. Mówił że nie ma, tylko dlatego, że skłócił siostrę z sobą i nie widział jej od szesnastu lat. Rozeszło się o spadek. Tadek uważał, że został oszukany. A prawda była taka, że był zawsze pazerny; więc, czy chodziło o pieniądze, czy cokolwiek innego, on musiał mieć rację, i jemu miała się należeć większość, jak nie wszystko.
Przez większość życia czuł się pokrzywdzony. Jeśli coś mu nie wychodziło, nie obwiniał siebie, tylko całą resztę. Zawsze ta ,,cała reszta,, przeszkadzała. A była to właśnie siostra, wujkowie, ciotki. Bywało że zastanawiał się, dlaczego jest sam. Ale nigdy nie doszedł do wniosku, że to on może być przyczyną problemu. Już jako dzieciak, kiedy wybił okno w domu (oczywiście niechcący), to też nie była jego wina, tylko przeciągu. To, że wybiegł z pokoju i nie zamknął za sobą drzwi, podczas, kiedy okno było uchylone, to też drobiazg – trzynastoletni chłopak nie skojarzył, że powstanie przeciąg, i nie przewidział, że okno może się rozbić.
Także nigdy wina nie leżała po jego stronie, ale racja już tak. To on miał rację we wszystkim, nawet jak się na czymś nie znał, i choć skutki często bywały opłakane, nie docierało do niego, żeby zmienić swoje postępowanie.
Skosztował kawy.
– Idealna – mruknął sam do siebie.
Wyciągnął z kieszeni pogniecione bletki. Poszukał w szufladzie tytoniu. Na dnie leżały jakieś resztki. Pozbierał je i zrobił sobie skręta.
– Koniecznie muszę kupić tytoń – pomyślał.
Od dawna planował rzucić palenie, ale za bardzo to lubił. Kiedy rano siadał na krześle, a do jego nosa unosił się zapach kawy, musiał zapalić. Bywały dni, że nie palił, ale czuł się wtedy źle, był nerwowy, często agresywny. Tylko z tą używką miał problemy. Z alkoholem nigdy nie przesadzał. Zbyt wielu ludzi, których znał, skończyło marnie, a on był tego świadkiem. Często odmawiał znajomym z roboty, wymawiał się tym, że nie ma czasu, i że czeka na niego robota w domu, co oczywiście było bzdurą. Nigdy nie wymawiał się na zaś, jeśli coś mu nie pasowało, stosował zasadę krótkiej piłki. Mówił nie, jeśli uważał, że to wystarczy. Jak nie pomagało zwykłe ,,nie,, – wtedy wchodziła na plan dobra historyjka, a jeśli to nie skutkowało, i dalej był nagabywany, mówił prosto z mostu ,, spieprzaj,,.
Czy był lubiany przez innych? To już go nie interesowało. Najważniejsze było, że on sam czuł się ze sobą dobrze, i na tym poprzestawał.
W czasach, kiedy wszyscy dokoła stawali przed ołtarze, on o tym nie myślał. I tak minął czas na dobre ułożenie sobie życia z jakąś miłą kobietą.
Płeć piękną traktował zdawkowo, co nie oznaczało, że nie rzucił okiem tu i tam. Rzucał, i to może za często niż by wypadało. Miał świadomość, że dobrze byłoby się ustatkować , ale kiedy zastanawiał się nad tym dłużej, dochodził do wniosku, że to nie dla niego. Za dużo problemów w przyszłości. I tak na zastanawianiu się minęło wiele lat. Teraz było już za późno.
Podszedł do okna, ciągnąc za sobą krzesło. Odsłonił firankę, i czekał na staruchę. Jak dotąd się nie pokazała. Papieros powoli się kończył.
Na ścianie w kuchni wisiał stary zegar w kształcie słonia, odliczał sekundy.
Po godzinie spędzonej na krześle, dały znać o sobie pośladki. Wstając zorientował się, że gacie ma mokre.
– Szlag by to trafił – syknął.
Założył kapcie (dotąd chodził tylko w skarpetkach, często zdarzało mu się gubić pantofle), i poszedł do pokoju. Na telewizorze leżały krzyżówki, wziął je ze sobą. Wrócił z nimi do kuchni. Zaczął rozwiązywać na stojąco, ale za chwilę usiadł. Po piętnastu minutach dał za wygraną i rzucił je w kąt. Oparł głowę na ręce. Poskrobał się po brodzie. Stwierdził, ze musi się ogolić. Może nie przeoczy powrotu staruchy.
Golił się powoli. Pomyślał sobie, że jeśli baba będzie miała wrócić, a on tego nie zobaczy, nic straconego – przecież pojutrze też jest dzień.
Nalał na dłoń odrobinę płynu po goleniu . Patrzył przez chwilę na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnął się do siebie i uderzył dłońmi w twarz. Spokojnie wmasowywał płyn w policzki, usiane siatką podskórnych naczyń krwionośnych.
– Ssssssss – wydał z siebie odgłos przypominający uciekające powietrze z dętki. Nie lubił pieczenia po goleniu.
Wrócił i usiadł przed oknem.
– Nie ma jej. Pewnie przegapiłem moment.
Dryyyyńńńń – dzwonek do drzwi.
– Cholera jasna! Kto to? . Listonosz był wczoraj. Jeśli to ci pieprzeni domokrążcy, niech lepiej zaczną się modlić do swojego boga domokrążców.
Otworzył energicznie drzwi, już mając na ustach wiązankę dla intruza.
Jego zdziwienie, kiedy zobaczył przed sobą małą staruszkę, trzymającą kurczowo w żylastych dłoniach worek, odebrało mu mowę.
– Wypatrywałeś mnie? – Kobieta uśmiechnęła się, odsłaniając bezzębną szczękę.
Zgarbiona staruszka patrzyła na Tadka hipnotyzującym wzrokiem. Jej wizyta zaskoczyła go tak bardzo, że stał jak wryty; patrzył na nią, a ona na niego.
– Dlaczego mnie obserwujesz? – Zapytała.
– Nikogo nie obserwuję. Musiało się pani pomylić.
– Może i jestem stara, ale nie ślepa. – Kobieta zaczęła nerwowo zaciskać kościstą dłoń, w której trzymała worek. Musiało się w nim znajdować coś ciężkiego; świadczyły o tym napięte starcze mięśnie, oplecione sinymi żyłami.
– To bardzo nieładnie z twojej strony, młody człowieku. – Staruszka cmoknęła niezadowolona.
Przez chwilę miał ochotę zatrzasnąć jej drzwi przed nosem; pozbyć się tej wrednej baby. Wiedział, że musi zachować spokój i być dla niej uprzejmym, bo inaczej może się to źle skończyć. Kto wie, co starej przyjdzie do głowy. Takiej babci wszyscy uwierzą, kiedy zacznie rozgłaszać wszem i wobec, że ten a ten, bawi się w podglądacza. Nie miał najmniejszej ochoty tłumaczyć się policji, dlaczego nęka biedną starowinkę.
– Bądź tak miły chłopcze, i zaproś mnie do środka. Moje stare nogi muszą odpocząć.
W pierwszej chwili nie wiedział co odpowiedzieć.
Ostatecznie mogę ją wpuścić do domu – pomyślał. Jeśli odmówię, może się to skończyć o wiele gorzej, niż dwudziestominutowa pogawędka przy kawie.
– Proszę, niech pani wejdzie. – Opuścił rękę, którą trzymał drzwi.
Kobieta przeszła przez próg, ostrożnie stawiając każdy krok.
Jak skarcony chłopiec szedł za staruszką – z pochyloną głową, patrząc na worek obijający się o jej chude łydki.
Nagle się zatrzymała, i niezwykle szybko jak na swój wiek, obróciła w jego stronę.
– Teraz usiądę, a ty chłopcze, idź i zaparz kawę – powiedziała, po czym klapnęła na fotel jak zdechła mucha. W powietrze uniosły się drobinki kurzu.
Pamiętaj, bądź dla niej uprzejmy. – Powtarzał w myślach.
Poszedł do kuchni. Wyjął z szafki dwie szklanki, i wsypał do nich kawę. Kilkakrotnie wychylał głowę, obserwując kobietę, czy czasem nie szwenda się po pokoju, zaglądając do szuflad.
Nie wygląda na złodziejkę. – Powiedział do siebie.
Kiedy czekał na zagotowanie się wody, usłyszał:
– Długo jeszcze?
Wyjrzał zza ściany. Wyglądała jak posąg – nieruchoma, z oczami utkwionymi w jeden punkt, znajdujący się gdzieś w kuchni.
– Jeszcze momencik proszę pani. – Odpowiedział grzecznie.
Czajnik odezwał się cichym ,,pstryk,,. Tadek szybkim ruchem zalał dwie szklanki.
– Posłodzić?
– Ochłodzić?! – Odkrzyknęła.
– Nie proszę pani. Pytam czy posłodzić pani kawę? – Powiedział głośniej.
– Cztery łyżeczki. – Usłyszał z pokoju.
– Ma zdrowie starucha.
– Żebyś wiedział.
Chyba się przesłyszałem – pomyślał.
Kiedy wchodził do pokoju, o mały włos, a rozlałby kawę. Na stole stała czarna figura, przedstawiająca pokraczne zwierzę o trzech nogach, i wielkim zdeformowanym łbie. Pysk potwora szczerzył się do niego rekinimi zębami.
W jednej chwili zapomniał, że trzyma w rękach kawę.
,,Clapppp’’
I wylałem – przemknęło mu przez myśl.
Starając się, żeby nie rozlać kawy do reszty, przeszedł spokojnie między stołem a fotelem, postawił szklankę przed kobietą, po czym delikatnie usiadł.
Pfffsyyyyt – westchnął fotel. W powietrze uniósł się kurz.
– Tyle ile chciałam? – zapytała staruszka. Świdrowała go wzrokiem. Czuł się źle z jej spojrzeniem, które wdzierało się, wwiercało w jego mózg tępym ostrzem.
– Przepraszam, ale nie rozumiem – powiedział.
– Cukier. Posłodziłeś tyle ile chciałam?
– Tak. Cztery
Przestała na niego patrzeć. Zainteresowała się kawą, sięgnęła po szklankę. Jej ręka wyglądała jak powyginany konar, który wyciąga się przez lata w stronę światła.
Trwało to dość długo. Tadek zastanawiał się, czy jej nie pomóc, ale w ostatniej chwili się rozmyślił.
Wygiętymi, szponiastymi palcami złapała za ucho, i zaczęła przysuwać ją do siebie. Tadek patrzył, nie mogąc się doczekać, aż się to wszystko skończy.
Czas w jakim szklanka zbliżała się do jej wąskich ust, wydawał się trwać wieki.
– Niech pani uważa. Jest gorąca – wypalił. Zdążył tego pożałować już po sekundzie, kiedy dłoń kobiety zastygła w połowie drogi.
Nie powiedziała ani słowa. Te kilka sekund wydawało się przeciągać w nieskończoność. Zegar stojący na telewizorze odmierzał czas. Czerwona wskazówka sekundnika zaczynała go drażnić, co nigdy wcześniej nie miało miejsca.
Oderwał wzrok od zegara i popatrzył na kobietę. Szklankę z kawą dzieliły od jej ust centymetry.
Myślał, że zwariuje. Prędkość z jaką starucha się poruszała, sprawiała, że jego nerwy zaczynały się kończyć. Oczami wyobraźni zobaczył siebie, jak wydziera jej jednym szybkim ruchem szklankę z dłoni, i rzuca ją w stronę ściany w kuchni. Szklanka wprawiona w rotację, uderza o białą ścianę i rozsypuje się na setki małych kawałków; kawa spływa łzami na płytki. To ściana wydaje się płakać, potraktowana tak bezlitośnie.
– Mieszane?! – Krzyk kobiety podziałał na niego jak kubeł zimnej wody, wylany niespodziewanie na głowę.
– Tak proszę pani – odpowiedział spokojnie, choć wcale tak nie było.
To dziwne, bo do tej pory zapomniał o figurze, stojącej przed nim. Popatrzył na nią, ale w chwili, kiedy jego wzrok spotkał się z czarnymi ślepiami potwora, szybko uciekł w inną stronę. Ciemne zasłony były dobrym miejscem, żeby zawiesić na nich spojrzenie. Nie chciał dać znać po sobie, że obecność tego czegoś, działa na niego w ten sposób.
– Wyciągnęłam go z worka, bo nie chcę, żeby pozostawał długo w mroku.
Już miał odpowiedzieć, że to przecież martwy przedmiot – nie widzi, nie czuje, więc jakie to ma znaczenie, czy jest w ciemności czy w świetle.
Zaczęła głośno siorbać kawę. Na jej górnej wardze pozostał ślad kawy. Kołyszącym ruchem odstawiła szklankę na stół. Powoli wróciła do pozycji wyjściowej, zanurzając się w fotelu. Wyglądała jak karzeł siedzący na tronie.
Brakuje jeszcze tylko błazna skaczącego przed starą królową, znudzoną wszystkim i wszystkimi. Może zrobić fikołka – pomyślał.
– Ściąć go! – Krzyknęła starucha.
Przez kilka sekund Tadek widział siebie, odprowadzanego przez straż królowej, szarpiącego się i wrzeszczącego:
– Zostawcie mnie! Nic nie zrobiłem!
Wrócił do rzeczywistości.
– Rozumiem. Troszczy się pani o swojego pupila – powiedział.
– Jesteś niemiły.
Brwi kobiety zeszły się ze sobą, tworząc wąską kreskę nad oczami, które przez ułamek sekundy wydawały się nienaturalnie wielkie. Utkwione na nim, jak oczy martwej lalki.
Teraz cię przechylę, albo położę do łóżeczka, i zamkną się twoje powieki. – Przypomniał sobie śmieszne laleczki z dzieciństwa, i siebie, kiedy robiąc na złość innym dzieciakom, przekręcał ich główki o sto osiemdziesiąt stopni, i zaklejał oczy taśmą. Pamiętał, jak bardzo nie znosił ich błyszczących ślepek; zamrożonego spojrzenia bez wyrazu. Czasem wydawało mu się, że lalki śmieją się z niego, bo jako jedyny, nie potrafił ładnie pisać, podczas kiedy inne dzieciaki, chwalone przez dorosłych, patrzyły na niego wyniośle.
Zatracenie poczucia czasu często mu się zdarzało, ale nie mógł uwierzyć w to, że za oknem zaczyna być coraz ciemniej.
– Przecież nie mogło minąć więcej jak dwadzieścia minut – pomyślał. Chciał w to wierzyć, bo cała ta sytuacja, zaczynała wydawać mu się coraz bardziej dziwna.
Posąg stojący na stole, wydawał się zmieniać. Nie tylko miejsce w którym stał wcześniej się zmieniło. Wydawał się być większy, i bardziej połyskliwy, jakby pokrywał go rybi śluz.
Powietrze w pokoju stawało się nie do zniesienia. Przypominało parne dni przed burzą. Gdzieś na zewnątrz jechała ciężarówka, warkot jej silnika, skojarzył się Tadkowi z grzmotem.
– A teraz powiedz mi, dlaczego mnie śledzisz – powiedziała. Starczy palec prawej dłoni wskazał na posąg. – Lepiej się postaraj. Czasu zostało niewiele.
Słońce krwawiło. Pomarańczowe światło przeszło w czerwień. Zasłony, wybrzuszane przez wiatr, przywodziły na myśl płuca, zajęte przez raka.
Patrzyła na zegar. Zupełnie tak samo jak jego babka, której bał się panicznie w dzieciństwie; tylko usta miała inne.
Jej twarz skojarzyła mu się z maską pośmiertną; poważna, nieruchoma – śmierć zastała ją z otwartymi oczami.
– Która godzina? – zapytała.
Popatrzył na zegar.
– Czwarta pię…
Stała przed nim, palcem wskazującym kreśląc w powietrzu koła.
Cichy głos w jego głowie podpowiadał mu, żeby nie patrzył jej w oczy.
– Jesteście jak wszy. – Syknęła. – Nigdy nie macie dość. Wścibscy, zaglądnęlibyście wszędzie, gdzie tylko można.
Wirujący palec zatrzymał się. Powoli opuszczała dłoń. Wskazała na okno.
Nie mógł się poruszyć. Od głowy w dół nie czuł nic. To uczucie nie było mu obce. Wielokrotnie zasypiał przed telewizorem z głową na ręce.
– Tam jest wasz świat – powiedziała. – Widziałam już wszystko. Nigdy się nie zmienicie. Będziecie mrzeć jak muchy, nieświadome własnego istnienia.
Nie miał pojęcia, o czym ona gada. Teraz to było najmniej ważne.
Stał się warzywem, i to był problem. Gdyby tylko mógł się ruszyć, złapałby staruchę za bety, i wyrzucił za drzwi.
– Paranoja– wybełkotał, jak po znieczuleniu u dentysty. Kołek zamiast języka wypełniał mu usta.
Podeszła do okna. Jak w filmie poklatkowym kroki zrywały się, przeskakiwały. Żylastą dłonią złapała za klamkę.
Zamknął oczy na kilka sekund. Miał nadzieję, że kiedy je otworzy, to wszystko okaże się być przywidzeniem. Wynikiem wczorajszej, zbyt obfitej kolacji.
Otworzył oczy. Wcześniejsze pobożne życzenie nie ziściło się. Było jeszcze gorzej.
Okno, telewizor, kanapa, stół, fotele – wszystko zniknęło. Został on, starucha, i posąg zawieszony w powietrzu.
TO COŚ ŻYŁO
Brzuch stworzenia unosił się, i opadał rytmicznie.
– Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła – powiedziała. Głos otaczał go ze wszystkich stron.
TO ONA STAŁA SIĘ CIEMNOŚCIĄ
Stwór wyłaniał się powoli z mroku, był coraz bliżej. Płynął w jego stronę jak statek widmo.
Poczuł mdlący odór zgnilizny, przemieszany z fetorem śniętych, rozkładających się ryb.
Sparaliżowany, słyszał jeszcze przez moment trzask łamanych kości.
Swoich kości.
Pozwoliłem sobie wkleić zdjęcie jednego z moich rysunków, który powstał 3 lata przed opowiadaniem, bo w 2007 roku. Odbiega on od treści tekstu, ale pojawia się w nim motyw okna, dlatego pomyślałem, że może umieszczę go tutaj.
Heskecie, dodanie trzech opowiadań w ciągu czterech dni to nie jest dobry pomysł – im częściej będziesz wrzucał swoje dzieła, tym mniej znajdą one czytelników. :(
Kropki w tytule są błędem. Proponuję:
Nie patrz przez okno
Pierwszy stopień do piekła, mój chłopcze
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
e skłócił siostrę z sobą – poklocil sie z siostra?
Po godzinie spędzonej na krześle, dały znać o sobie pośladki. Wstając zorientował się, że gacie ma mokre. – nie zalapalem, zsikal sie posladkami. Dalej gaci nie przebral wiec co za roznica?
jakosciowo fajne, podobaja mi sie opisy, nawet ten swiat zyje, ale horro imho z tego zaden. W sensie nie poczulem nawet dreszczu, a chcialem. Ogolnie spoko, duzo opisu starosci i otylosci (za duzo?).
regulatorzy, próbowałem tytuł rozmieścić tak, jak mi doradzasz. Ale kombinuję jak mogę, i wychodzi w jednej linii. Nie wiem jak to zrobić. Masz rację, zbyt często wrzucam teksty :)
pawełek, dzięki za poprawkę. U nas na Podkarpaciu w mowie potocznej tak się mówi, ale masz rację, słabo to wygląda w tej formie.
Jeśli chodzi o te gacie… Siedział godzinę, spocił się :) Tzn. poślady się mu spociły. No i tak, masz rację, nie przebrał się :D
Kobieta stara, co tu więcej dodawać. On jest gruby, też niewiele można dodać. Ale chciałem jakoś ,,bujnąć’’ ten materiał. Wyszło jak wyszło.
Napisałem to opowiadanie kilka lat temu, i myślę, że moje możliwości specjalnie nie wzrosły, ale będę próbował dalej.
Pozdrawiam
Heskecie, przykro mi, ale też nie wiem, jak to się robi – ja tu tylko komentuję. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Co do tytułu – można dać kropkę w środku tytułu, nie wydaje mi się to błędem, co innego na końcu. Czyli:
Nie patrz przez okno. Pierwszy stopień do piekła, mój chłopcze
http://altronapoleone.home.blog
Opowiadanie nie najgorsze ale tak jak pawelek nie bałem się.
Ciut za dużo opisów jak na opowiadanie (jeśli byłby to fragment książki to okey ale tak to za mało akcji jak na mnie)
Poza tym czytało się całkiem nieźle.
Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać
A htmlowy <br/> nie dziala?
aKuba139, dzięki za komentarz :)
pawelek, próbowałem, nie działa.
Obawiam się, że chyba nie zrozumiałam opowiadania. Nie wiem, dlaczego staruszka czuła się podglądana, podczas kiedy Tadek na nią tylko patrzył… Nie wiem, czym/ kim był stwór przyniesiony w worku… Nie wiem, co tam się wydarzyło…
Dość zagadkowa historyjka, ale nie powiedziałabym, że to horror, a już na pewno nie bizarro.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
…skutkuje przyklejonym nosem do szyby… ―> …skutkuje nosem przyklejonym do szyby…
Cukier odstawił w niepamięć dwa lata temu . ―> Zbędna spacja przed kropką.
– Włączyć czy nie? – Zastanawiał się. ―> Skoro zastanawiał się, to myślał. Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/
Chciał zobaczyć, czy dziś też wybierze się na ,,zakupy,,. ―> Tak wygląda słowo ujęte w cudzysłów: Chciał zobaczyć, czy dziś też wybierze się na „zakupy”.
…kobieta wychodzi z domu regularnie co dwa dni, nie wcześniej, nie później, tylko dokładnie co dwa dni. Już od dłuższego czasu gnębiło go, dlaczego baba wychodzi z pustym workiem i przychodzi z pełnym. Nie byłoby w tym nic dziwnego, mogła przecież wychodzić do sklepu. ―> Powtórzenia.
Jego nalana twarz wyrażała zmęczenie i rozczarowanie. Początek jego życia na emeryturze dawał mu jedynie… ―> Czy wszystkie zaimki są konieczne?
…przynajmniej miał zapełniony dzień, czasem noc, zależy jaką miał zmianę. ―> Nie brzmi to najlepiej.
Rozeszło się o spadek. ―> Poszło o spadek.
…miała się należeć większość, jak nie wszystko.
Przez większość życia… ―> Powtórzenie.
Także nigdy wina nie leżała po jego stronie, ale racja już tak. ―> Tak że nigdy wina nie leżała po jego stronie, ale racja już tak.
…a do jego nosa unosił się zapach kawy… ―> Zapach kawy nie unosi się w jednym kierunku.
Proponuję: …a do jego nosa docierał zapach kawy…
…mówił prosto z mostu ,, spieprzaj,,. ―> Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu.
W czasach, kiedy wszyscy dokoła stawali przed ołtarze… ―> W czasach, kiedy wszyscy dokoła stawali przed ołtarzem…
Płeć piękną traktował zdawkowo… ―> Można zdawkowo odpowiedzieć na czyjeś pytanie, ale nie wydaje mi się, aby można zdawkowo traktować kogoś.
Za SJP PWN: zdawkowy «o wypowiedziach i gestach: oszczędny, wynikający z grzeczności lub konieczności»
Rzucał, i to może za często niż by wypadało. ―> Rzucał, i to może częściej, niżby wypadało.
…dobrze byłoby się ustatkować , ale… ―> Zbędna spacja przed przecinkiem.
Odsłonił firankę, i czekał na staruchę. ―> Czy firanka była czymś zasłonięta? A może miało być: Odsunął/ Odchylił firankę i czekał na staruchę.
Nalał na dłoń odrobinę płynu po goleniu . ―> Zbędna spacja przed kropką.
– Cholera jasna! Kto to? . ―> Po pytajniku nie stawia się kropki, a już na pewno nie po spacji.
– Dlaczego mnie obserwujesz? – Zapytała. ―> – Dlaczego mnie obserwujesz? – zapytała.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow
Tadek szybkim ruchem zalał dwie szklanki. ―> Nie przypuszczam, aby Tadek zalał szklanki, raczej: Tadek szybkim ruchem napełnił obie szklanki.
…jego nerwy zaczynały się kończyć. ―> Co to znaczy, że kończą się nerwy?
A może miało być: …jego cierpliwość/ wytrzymałość zaczynała się kończyć.
…mu się coraz bardziej dziwna. Posąg stojący na stole, wydawał się zmieniać. Nie tylko miejsce w którym stał wcześniej się zmieniło. Wydawał się być… ―> Siękoza.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję regulatorzy za prześledzenie tekstu. Tak, wiem, robię mnóstwo błędów. Postaram się nie popełniać ich w przyszłości. Pisząc to opowiadanie kila lat temu, nie pomyślałem, że może znajdować się w nim tak wiele błędów. Dobrze, że są osoby, które chętnie pokażą, co jest nie tak.
Pozdrawiam
Hesket
Bardzo proszę, Heskecie. Cieszę się, że mogłam pomóc. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hesket
Mi się podobało. Staruszka nie jest zwykłą starowinką i ma ciekawe umiejętności, oraz potworka na usługach.
Jak dla mnie fajny pomysł.
Tylko to pierdzenie Mi nie pasowało.
Agunia, dziękuję
Jak to mówili starsi: ,,Gdyby nie ten dech, to by człowiek zdechł’’
:D
Pozdrawiam
Hesket
Ciekawe opowiadanie, fajny klimat i postacie, ale moim zdaniem parę rzeczy mógłbyś dopracować (interpunkcja, wykonanie, dużo niezręczności językowych – większość z nich wypisała już regulatorzy).
Oprócz tego rzuciły mi się w oczy przede wszystkim:
Jak nie pomagało zwykłe ,,nie,, – wtedy wchodziła na plan dobra historyjka, a jeśli to nie skutkowało, i dalej był nagabywany, mówił prosto z mostu ,, spieprzaj,,.
^Niepoprawnie zapisane cudzysłowia
Przeszkadzały też m.in. ekstra spacje przed znakami przestankowymi, albo brak znaków, tam gdzie były potrzebne. Plus powtórzenia i zaimki (jego, swoje itp). Więc główny problem nie jest z treścią tylko z zapisem :)
Jako czytelnik nie jestem usatysfakcjonowana, bo fajna historia została popsuta mnóstwem błędów. Jak je poprawisz to opowiadanie będzie całkiem czytable! Jestem ciekawa, jak będzie się prezentowało po liftingu :D
hamburgerek_aga, dziękuję za ,,nalot’’ i przeczytanie. Naprawdę chcę poprawić to opowiadanie, ale nie mam już siły, czytać je enty raz. Może trzeba czasu, żebym dojrzał do tego.
Pozdrawiam
Hesket
Rozumiem calkowicie :) czasami trzeba dac polezakowac tekstowi pare tygodni. Powodzenia :)
Mówili, że ta kobieta jest czarownicą. Nuda w połączeniu z ciekawością, skutkuje przyklejonym nosem do szyby, a w ekstremalnych przypadkach, okiem patrzącym przez dziurę w płocie.
Rozbiłbym te dwa zdania enterem, bo teraz wyglądają, jakby bezpośrednio jedno wynikało z drugiego, a tak nie jest.
Cukier odstawił w niepamięć dwa lata temu .
Niepotrzebna spacja przed kropką.
,,zakupy,,
Czemu nie zwykły cudzysłów, tylko mnóstwo przecinków?
Wiedział, że kobieta wychodzi z domu regularnie co dwa dni, nie wcześniej, nie później, tylko dokładnie co dwa dni.
Zdecydowanie bardziej pasuje:
"Wiedział, że kobieta wychodzi z domu regularnie co dwa dni, nie częściej, nie rzadziej, tylko dokładnie co dwa dni."
Chociaż najlepiej w ogóle odpuścić dobie drugą część zdania, bo nie ma potrzeby podkreślać częstotliwości jej wychodzenia.
"Wiedział, że kobieta wychodzi z domu regularnie co dwa dni."
Nie byłoby w tym nic dziwnego, mogła przecież wychodzić do sklepu. W wiosce był tylko jeden, w którym nigdy jej nie widywano, więc co mogło znajdować się w worku?
Trochę zmienić interpunkcję i będzie zgrabniej:
"Nie byłoby w tym nic dziwnego. Mogła przecież wychodzić dotyczą sklepu, ale w wiosce był tylko jeden, w którym nigdy jej nie widywano. Więc co mogło znajdować się w worku?"
Jego nalana twarz wyrażała zmęczenie i rozczarowanie. Początek jego życia na emeryturze dawał mu jedynie za dużo wolnego czasu.
Niepotrzebne powtórzenie.
Kiedy chodził do roboty, przynajmniej miał zapełniony dzień, czasem noc, zależy jaką miał zmianę.
Też, ale nie tak wyraźne.
Mówił że nie ma, tylko dlatego, że skłócił siostrę z sobą i nie widział jej od szesnastu lat.
Z tego wynika, że za jego sprawą siostra pokłóciła się sama ze sobą. Lepiej:
"Mówił, że nie ma, tylko dlatego, że pokłócił się z siostrą i nie widział jej od szesnastu lat."
,,cała reszta,,
Znowu ten niby cudzysłów. Być może nie masz z jakichś powodów możliwości wklepania normalnego, ale te przecinki wyglądają paskudnie.
Kiedy rano siadał na krześle, a do jego nosa unosił się zapach kawy, musiał zapalić.
Lepiej "docierał", niż "unosił się".
Nigdy nie wymawiał się na zaś, jeśli coś mu nie pasowało, stosował zasadę krótkiej piłki.
Tego nie rozumiem. To znaczy nie wiem co to znaczy "wymawianie się na zaś". Wszystkie paru innych miejscach też stosujesz kolokwializmy, które niekoniecznie są szeroko rozumiane.
,,nie,,
,, spieprzaj,,.
Recydywa normalnie.
Odsłonił firankę, i czekał na staruchę.
Wolałbym "odsunął firankę", bo odsłonić można na przykład okno. Choć to trochę czepialstwo :-) Poza tym niepotrzebny przecinek przed i. Przecinki przed i można stawiać, ale rzadko, w szczególnych przypadkach. Ty to robisz za często.
Pomyślał sobie, że jeśli baba będzie miała wrócić, a on tego nie zobaczy, nic straconego – przecież pojutrze też jest dzień.
Dziwna konstrukcja: "będzie miała wrócić". Lepiej: "jeśli baba wróci"
Nalał na dłoń odrobinę płynu po goleniu .
Znów niepotrzebna spacja przed kropką.
usiane siatką podskórnych naczyń krwionośnych.
"usiane siatką" kiepsko brzmi. Może lepiej "poznaczone siatką" albo "poprzecinane siatką"
– Ssssssss – wydał z siebie odgłos przypominający uciekające powietrze z dętki. Nie lubił pieczenia po goleniu.
To dźwiękonaśladowstwo brzmi… bo jak wiem… infantylnie. Lepiej bez tego "sssssss". Na przykład:
"Syknął jak dziurawa dętka. Nie lubił pieczenia po goleniu."
To oczywiście w sytuacji, gdy uprzesz się przy tym dętkowym porównaniu, które jest, według mnie, niezręczne. Nie bardzo też sobie wyobrażam, jak takie syknięcie z bólu miałoby przypominać odgłos powietrza uchodzącego z przebitej dętki.
– Cholera jasna! Kto to? . Listonosz był wczoraj. Jeśli to ci pieprzeni domokrążcy, niech lepiej zaczną się modlić do swojego boga domokrążców.
Niepotrzebna kropka po znaku zapytania.
Jego zdziwienie, kiedy zobaczył przed sobą małą staruszkę, trzymającą kurczowo w żylastych dłoniach worek, odebrało mu mowę.
Niepotrzebne "Jego".
Chyba się przesłyszałem – pomyślał.
W momentach, gdy Tadek coś sobie myśli, raz stawiasz kropkę przed myślnikiem, raz nie. Warto się zdecydować. Zresztą ja bym kropki nie dawał.
,,Clapppp’’
O, a jednak można z cudzysłowem ;-)
Pfffsyyyyt – westchnął fotel.
Nie wiem dlaczego tak lubisz te wyrazy dźwiękonaśladowcze. Nie twierdzę, że to błędy, ale zupełnie niepotrzebnie dorzucają do tekstu klimacik jak z opowieści dla dzieci.
– Tak. Cztery
Brakująca kropka.
Wygiętymi, szponiastymi palcami złapała za ucho, i zaczęła przysuwać ją do siebie.
Zamiast "ją" powinno być "szklankę" albo "kawę" czy coś podobnego.
– Ściąć go! – Krzyknęła starucha.
Małą literą "krzyknęła".
Zaczęła głośno siorbać kawę. Na jej górnej wardze pozostał ślad kawy.
Niepotrzebne powtórzenie "kawy". Lepiej użyć "napoju" na przykład.
– Jesteście jak wszy. – Syknęła – Nigdy nie macie dość. Wścibscy, zaglądnęlibyście wszędzie, gdzie tylko można.
Kiedy po myślniku następuje określenie "odgłosu paszczą" – powiedział, mruknął, krzyknął, syknęła – nie stawia się kropki i używa małej litery.
To tak w charakterze wstępu :-)
Wpis na końcu pokazuje, że tekst jest stary. Sprawia wrażenie, jakbyś wrzucił go tu w oryginalnej formie, bez poprawek, bez szlifierki. A szkoda, bo po iluśtam latach jesteś z pewnością autorem bardziej wyrobionym i porządna autoredakcja wymiotłaby większość błędów i niezręczności, co z kolei znacznie uprzyjemniłoby lekturę.
Bo sam pomysł i fabuła nie powodują niestety, że tekst ma do zaoferowania coś, co wynagradza niespecjalne wykonanie. Wydaje mi się, że opowiadanie jest niezmiernie rozwleczone – większość tekstu to długi i szczegółowy opis przeciętnego i nieciekawego Tadka. Dowiadujemy się mnóstwa i jego życiu, rodzinie, charakterze, zdrowiu, nałogach, a nawet tego, w jaki sposób zwykł odmawiać kolegom, zapraszającym go na wódkę. Dalej czytelnik musi przebrnąć przez równie detalistyczne opisy wykonywanych przez Tadka czynności – tu usiadł, tu wstał, tam pierdnął, poszedł po krzyżówki, rozwiązywał krzyżówki, odłożył krzyżówki, golił się, piekło go, nie lubił, gdy go piecze… To wszystko może byłoby potrzebne, gdybyś pisał powieść – horror obyczajowy z Tadkiem, jako głównym bohaterem, ale w przypadku krótkiego tekstu o znikomej, prościutkiej fabule zupełnie nie ma sensu. Wystarczy cztery, pięć zdań, żeby czytelnik przekonał się, że Tadek to stary, samotny, skłócony ze światem pierdziel, którego ulubioną rozrywką jest gapienie się na ludzi przez okno.
Nawet kiedy przychodzi staruszka, skupiasz się na niemal poklatkowym opisie przygotowywania kawy, przez co fajna atmosfera narastającego zagrożenia i "weird" jest ledwie wyczuwalna.
Nieźle robi się dopiero od momentu: "Słońce krwawiło…" Zarówno jeśli chodzi o akcję, o klimat, jak i styl, taki jakiś wyraznie lepszy i dojrzalszy, niż cała reszta tekstu. Jakbyś końcówkę dopisał po latach ;-)
No ale na długo nie wystarczyło – tych parę akapitów nie robi tekstu, potwornie poza tym przegadanego. Rach ciach, baba poplotła od rzeczy, paskuda zeżarła Tadka, nie wiada na co, jak i dlaczego. A dowiedzieć się chciałbym.
Słowem – za dużo ględzenia o Tadku, za mało treści. I nienajlepsze wykonanie.
Aha, interpunkcji w zasadzie nie ruszałem, bo sam kiepsko się na tym znam, ale widać, że cierpisz na przecinkowe rozwolnienie i pakujesz je gdzie popadnie. Jest ich przynajmniej o jedną trzecią za dużo.
Ale ciekaw jestem, jak wyglądają Twoje nowe teksty. Jeśli już jakieś tu puściłeś, to zajrzę. Jeśli nie, to czekam.
Pozdrawiam!
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Zgadzam się z Thargonem. Jest jakiś pomysł, ale traktujesz go po łebkach, rozwodząc się nad zwyczajnymi, więc niespecjalnie ciekawymi szczegółami. Wolałabym dowiedzieć się więcej o staruszce, niż czytać, że facetowi zwilgotniały gacie.
Czemu tak dziwnie zapisujesz cudzysłów?
Babska logika rządzi!
Nie porwało, ale nie czytało się źle ;)
Przynoszę radość :)