
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Krew mnie zawsze fascynowała. Już jako dziecko bawiłem się strzykawkami, wyobrażałem sobie pobieranie krwi, zabiegi. W ogóle nie myślałem, że mógłbym być w życiu kimś innym.
W szkole byłem szczęśliwy. Może dlatego, że byłem nieszczęśliwy w miłości?
Na lekcjach biologii oglądałem umieszczone w gablotach narządy wewnętrzne różnych zwierząt, tasiemce, pająki i motyle. W domu, w oczekiwaniu na zajęcia z biologii, sam przekłuwałem szpilką muchy i motyle. Robiłem sekcje żuków i ślimaków. Nadmuchiwałem żaby. Czasem trafił się jakiś inny, drobny zwierz, wdzięcznie rozchylający trzewia pod skalpelem.
Naprawdę, mówię Pani, początki nie były łatwe. W szkole pielęgniarskiej ciągle robiło mi się niedobrze od ssania. Kiedyś nawet zemdlałem przy badaniach. A koleżanki nikczemnie wykorzystywały, kiedy byłem pijany, moje skłonności. Fuj! Nauczyciel kazał – w trosce o mnie – nawet przemyśleć mój wybór.
No i te zęby. Niby nikt nie ma idealnych, ale…. Mam fatalny zgryz, o widzi pani? Zachodzą, jeden na drugiego. Jak krzyże przy drodze, albo pod Pałacem Namiestnikowskim.
Dlatego krew ciągle kapała mi po brodzie na pacjenta. Zanim doszedłem do laboratorium połowa była na ubraniu albo na podłodze. Much było pełno.
Koledzy się ze mnie wyśmiewali. Krzywousty, tak na mnie wołali. Jak zły byłem na nich, to nie ssałem. I z tej złości egzaminy na piątki pozdawałem, żeby nie było, ze tylko do ssania nadaję się.
Teoria – teorią. Ale z wykonywaniem wyuczonego zawodu w praktyce było gorzej. Bo nikt nie chciał mi praktyk zaliczyć: trzeba było pobierać po dwa razy! No i gryźć, co najmniej, dwa razy. Pacjenci unikali mnie, bo nie dość, ze bali się bólu kilkukrotnego gryzienia, to nie zdarzyło się, żeby pacjent wyszedł czysty. Ja zresztą musiałem też zacząć nosić czerwony kitel i czyścić zęby po każdym pacjencie. To zresztą też niewiele pomagało, bo zacieki na ubraniu zostawały. Krew się cholernie ciężko spiera. No i kły zaczynały odbarwiać się.
Zarzuciłem pilęgniarkę i poszedłem na studia. Na prawo, bo tam nie trzeba za dużo myśleć. Potem trochę pracowałem jako prawnik w zakładach mięsnych, gdzie robili kaszankę. Nie mogłem wyzwolić się z pragnień młodzieńczych i chciałem uzbierać na aparat. Wyprostować te nieszczęsne zęby. Wie Pani jaki aparat? Taki, jak teraz co drugi nosi.
Ale papierkowa robota to nie dla mnie. Nie mogłem wytrzymać za biurkiem, uciekłem po dwóch miesiącach: zapach kaszanki wciąż nęcił i nęcił, a dekoncentrował. No i zaczęli robić to głupie dochodzenie w sprawie nocnych pogryzień. A bo to ja je zapraszałem do mnie? Same pod kieł wchodziły, napalone.
Zgłosiłem się do pogotowia na sanitariusza. Pomyślałem sobie, że może u nich mi się uda. Wiadomo, praca ciężka, kiepskie zarobki, to mało chętnych. No i w czasie akcji może nie będą tak bardzo zwracać uwagi na tę higienę. No i okazuje się, że miałem rację. Daję radę. Chłopaki mnie lubią, bo chociaż zęby krzywe, to prosty ze mnie gość. A ludzie, co ich ratuję, to w ogóle nie zwracają uwagi na te plamy. Są szczęśliwi, że żyją. Co tam brudne ubranie, nieświeży oddech, czy brudny ząb! No bo, czy czystość jest w życiu najważniejsza? Nie! Najważniejsze to robić to, co się lubi. I nie zwracać uwagi na tych, którzy mówią, że się do tego nie nadajesz.
A teraz proszę usiąść wygodnie, rozpiąć górne guziki bluzki.
Proszę się nie wyrywać, sama Pani tu przylazła! Może dam Pani jakąś chusteczkę, nie martwi się pani, że się pobrudzi? A ty suko, gryziesz?! Poczekaj, ja Ci zaraz pokażę, jak się gryzie!
Myślisz, że jak mam krzywe, to nie potrafię? Nie taką jak Ty obsługiwałem i była zadowolona.
No naprawdę…. Proszę się przez chwilę nie wyrywać, będzie ukłucie.
A chyba oboje nie chcemy, żebym źle trafił?.
Treści nie oceniam, bo jej najzwyczajniej nie zrozumiałem. Motyle się powtarzają. Kończenie zdania, a tym bardziej akapitu "się", wygląda niefajnie. A u Ciebie dzieje się tak dwa razy pod rząd. To jest opowiadanie, a nie list, więc pan, pani piszemy z małej litery. Na plus motyw z koleżankami.
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Łącznie sześć zdań zaczyna się od "No i". Rozumiem, że to może być specyficzny zwrot bohatera, ale w dwóch zdaniach pod rząd? To monolog bohatera, więc ciężko byłoby wprowadzać dodatkową narrację, ale przez to sama końcówka wydaje się zbyt szybka. Ode mnie chyba tyle.
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Mi się względnie podobało (tak na 3.7-4.3) :P Za wampirami nie przepadam ani za tymi klimatami, ale opowiadanie przynajmniej śmieszne. Uwielnia kolega "być". Ja tam powtórzeń nie wyłapałam, jak tekst jest dobry to się ich za bardzo nie widzi.
Ponadto jedna uwaga: krew spiera się wyjątkowo łatwo, nawet mocno zaschniętą (naprawdę nigdy kolega nie prał rzeczy wybabranych krwią?). Po prostu wrzuca się rzeczy do zimnej wody i się czeka. Po jakimś czasie krew się rozpuszcza i nie trzeba do tego nawet proszku do prania...
" Mam fatalny zgryz, o widzi pani?" - najpierw "pani" z dużej, teraz z małej... trzeba się zdecydować.
"Jak zły byłem na nich, to nie ssałem. I z tej złości egzaminy na piątki pozdawałem, żeby nie było, ze tylko do ssania nadaję się." - nieco dziwaczna inwersja w tych dwu zdaniach.
"bo nie dość, ze bali się " - literówka.
"No naprawdę...." - wielokropek ma trzy kropki ;)
"A chyba oboje nie chcemy, żebym źle trafił?." - ta kropka bez sensu.
Cóż, łapankę zrobiłem. Jak na tak krótki tekst jest tego całkiem sporo. Pomysł fajny, wampir-pielęgniarz opowiadający historię jednej ze swoich pacjentek. Gorzej z wykonaniem. Styl momentami koszmarny, chodzi tutaj już o wspomnianą przeze mnie dziwaczną inwersję, "się" na końcu itd. Zakończenie mnie rozczarowało. Spodziewałem się czegoś bardziej wyszukanego. Do teog, czytając, miałem wrażenie, że przed wysłaniem, nie sprawdziłeś dokładnie opka. Wynikiem czego są te kropki po pytajniku, brak kropki nad "żet"... Czytelnicy na ogół nie lubią niedbalstwa. Ja się do tych zaliczam.
P.S. - Katy, ja również zawsze myślałem, że krew się trudno spiera, tu mnie zaskoczyłaś. Stereotypy są złe ;)
Aha, i chyba nie rozumiem tytułu... jaki Sam? Chodzi o imię? Jeśli tak, przed "Sam" powinien być przecinek...
Akurat inwersji i "się" na końcu wyrazu bym się nie czepiła, a może nasz bohater jest spod Zamościa albo z Kresów??? To nadaje mu fajny rys (no chyba że rzeczywiście to błąd, a ja głupia, bronię ;))
Tytuł powinien być chyba "Ugryź mnie jeszcze raz, Sam", bo "gryź" to czasownik niedokonany, a czynności niedokonanej nie można zrobić jeszcze raz ;) I zgadzam się z Voltharem co do interpunkcji - tekst wymaga kolejnego, uważnego przeczytania i poprawienia literówek.
Grosz do dyskusji: Krew spiera się łatwo, jeżeli jest świeża, jeżeli nie, bywa trudniej :P
@Dreammy - to Twoja krew ma jakieś specjalne właściwości (no dobra, krew z ropą to trudniejsza sprawa), bo moje własne doświadczenia mówią, że w większości przypadków wystarcza tylko zimna woda... byle czekać długo.
Katy - możliwe. Bo ja jestem niecierpliwym wampirem, który nie lubi długo czekać, aż mu się plamy z krwi ofiar spiorą :P
Ja tego opowiadania nie kapuję za bardzo...
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.