- Opowiadanie: WitoldŻotkiewicz - kamień

kamień

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

kamień

Kapsuła leciała przed siebie. Już kilka dni temu pomimo ciągu jedynie 10% mocy skończył się gaz ksenonowy do silników jonowych. Reaktor się zepsuł i dryfował wyrzucony koło rakiety. Panele słoneczne lśniły w słabym świetle okolicznych gwiazd. Zdawało się, że ten zaawansowany wytwór ludzkiej inżynierii jest zupełnie martwy. Niezupełnie. Drzwi śluzy otworzyły się a ze środka wypłyną samotny astronauta. Czarny skafander taktyczny całkowicie wtopiłby się w tło kosmosu, ale był włączony w tryb pracy, więc wiele rurek wypełnionych neonem zaświeciło się i zaznaczyło kontury postaci oraz różnych części skafandra i ekwipunku. Astronauta popłynął w stronę dziobu i wyciągnął jedną z wielu fantazyjnie zakończonych rurek wystających z tyłu skafandra. To co zamierzał zrobić było najprawdopodobniej najbardziej ryzykownym manewrem w historii astronautyki. Z palnika zaczął się wydobywać strumień plazmy. Node pokręcił gałką i ustawił najcieńszy strumień jaki przewidywało urządzenie po czym dźgnął kadłub statku. Ultratwarda blacha stopiła się po kilku sekundach kontaktu z płomieniem plazmy. Powietrze wypłynęło z otworu pod gigantycznym ciśnieniem wyrzucając Nodowi palnik z ręki. Złapał go o poleciał do włazu. Nie ściągając hełmu przebiegł przez nią i chwycił zostawiony wcześniej na stole zawór. Błyskawicznie przyległ do ściany i zatkał nim otwór w powłoce i szybko go przyspawał. Statek się uszczelnił i astronauta zdjął hełm. Była to już ostatnia operacja tego typu którą wykonał. Na podłodze, suficie i drugiej ścianie widniały podobne konstrukcje. Teraz kapsuła była wzbogacona o prymitywny system silników RCS (do poprzednich skończyło się paliwo). Teraz być może uda się wejść na kurs kolizyjny z jakąś planetą lub innym okrętem. Node położył się na łóżku i zasnął.

Fregata marynarki wojennej „Imperialis III” * 192 godziny wcześniej * Orbita planety gazowej „Genre IV”

Konwój powoli orbitował wokół gazowego olbrzyma. Według marszruty mieli tu przeczekać przejście roju asteroid i to właśnie dlatego skierowano tu Imperialis III. Jej potężne działa były wstanie rozsadzić mały księżyc, więc kilka asteroid nie było dla niej żadnym wyzwaniem. Node właśnie skończył swoją wachtę w sterowni i wrócił do swojej kajuty. Dopiero co nakrył się kołdrą już zabuczała syrena. Node wstał z łóżka i począł powoli iść do sterówki. Nie traktował tego alarmu poważnie. Przed przyjęciem asteroid rozsądnym jest sprawdzenie gotowości załogi. Dopiero kiedy padł agregator sztucznej grawitacji, a cały statek zaczął się przechylać zrozumiał powagę sytuacji. Łapiąc się rurek płynął korytarzem, który przed chwilą pokonał bez najmniejszych trudności. Z głośników dobiegł komunikat o trajektorii kolizyjnej z okrętem „Faraon VIII”. Astronauta już był koło drzwi sterówki, kiedy okrętem zatrząsało. Odrzuciło go i poleciał w głąb korytarza. Coś uderzyło go w głowę. Zemdlał. Obudził się dopiero kiedy przenikliwy pisk alarmu dekompresyjnego wypełnił korytarze. Node wstał i rozejrzał się. Przez okno zobaczył coś okropnego i niesamowitego. Tuż obok dryfowała druga połowa statku. Najprawdopodobniej naruszone kolizją wsporniki nie wytrzymały odrzutu działa i pękły. Teraz nie było czasu o tym myśleć. Podryfował do swojej kajuty i szybko przebrał się w skafander taktyczny. Włączył tryb atmosferyczny, ponieważ powietrze na statku jeszcze nadawało się do oddychania. Poruszał się teraz szybciej dzięki napędowi skafandra, który wykorzystywał wydychany dwutlenek węgla jako paliwo RCS. Winda oczywiście nie działała, więc palnikiem wyciął otwór w dachu i wypłyną przez niego. Leciał w stronę górnego piętra statku, gdzie znajdowały się kapsuły ratunkowe. Musiał jeszcze przepalić się przez drzwi windy i był na miejscu. Podleciał do drzwi przedziału ewakuacyjnego i otworzył śluzę. Kiedy to zrobił reszta przedziału została wyrwana przez asteroidę. Uciekające powietrze wyrzuciło go ze statku. Skafander szybko zareagował hermetyzując się w ułamku sekundy. Komputer był zaprogramowany do ocalenia swojego właściciela. System RCS ustabilizował go w miejscu. Node zaczął skanowanie przedpola. Jedna z kapsuł wciąż działała. Uruchomił napęd i popędził w jej stronę. Kiedy już się jej złapał otworzył śluzę i wszedł do środka. Kapsuła wykryła obecność pasażera i uruchomiła się automatycznie. Zbiorniki powietrza wypełniły kapsułę, światło zapaliło się, a grzejniki zaczęły grzać. Astronauta zdjął hełm i usiadł na fotelu przed pulpitem sterowniczym. Asystent lotu natychmiast zapytał o destynację podróży.

– Na najbliższą zamieszkaną planetę.

– Najbliższa planeta zamieszkana: Kronos. Przy odpowiednich manewrach osiągniesz przelot w odległości 8.000 km. Czy chcesz kontynuować?

– A mam jakiś wybór?

– Algorytm pokazuje następujące opcje: Rozbicie się o Genre IV, rozbicie się o Genre, spalenie

– Przestań już. Lecimy na Kronos.

– Dobrze. Ustawiam kurs.

Reaktor ruszył, zawory gazu ksenonowego przepuściły pierwszą porcję gazu i statek zaczął powoli przyśpieszać.

Głęboka przestrzeń * obecnie

Node włożył skafander i przygotował się do manewru. Najpierw wyrzucił wszystko co było w kapsule, żeby ją odciążyć. Potem stanął w kapsule i przyczepił się magnesami w podeszwie to podłogi. Złapał za dwa górny i prawy zawór, po czym odkręcił oba. Powietrze zaczęło z sykiem wyciekać, a alarm o dekompresji wyłby teraz niemiłosiernie, gdyby nie to, że dryfował poza statkiem bez zasilania. Statek zaczął się przekrzywiać. Astronauta zakręcił zawory i czekał. Po kilku godzinach na horyzoncie widać już było zarysy planety. Nie bez powodu nazwano ją po okrutnym tytanie. Planeta była czarna i wypalona. Morza kwaśnej, skażonej wody pokrywały jej dużą część. Trująca atmosfera pokryta była niezdrowymi chmurami. Jedynym osiedlem na jej powierzchni był lokalny garnizon znajdujący się w większości pod ziemią. Połączony był z lokalnym schronem i ośrodkiem badawczym. Ponoć była tam też kopuła biosfery. Lepiej było nie ryzykować niepowodzenia, więc Node znowu odkręcił zawór, tym razem tylko prawy i pozostawił go odkręconym. Po kilku minutach było jasne, że mu się nie uda. Ze swojego doświadczenia wiedział, że jego trajektoria nie poprowadzi przez atmosferę. Musiał coś zrobić. Wyszedł przez śluzę i wystrzelił flarę radiową w kierunku planety. Być może ktoś wykryje sygnał. Potem podleciał do prawej burty i zaczął dźgać ją włączonym palnikiem. Kapsuła zaczęła szybko lecieć w lewo. Astronauta złapał się jej i zaczął ją pchać przy użyciu swojego napędu RCS. Teraz miał jakieś szanse. Na chwilę przestał pchać i wrócił do wnętrza pojazdu. Po chwili wrócił ze zbiornikami powietrza i dwutlenku węgla. Przyspawał je do burty i poodkręcał. Teraz na pewno wejdzie w atmosferę. Odpalił komputer na nadgarstku i wprowadził odpowiednie dane. Jego trajektoria prowadziła przez atmosferę. Powinien wyhamować i wylądować. Jedyny problem był taki, że musi zaraz wyłączyć swój barbarzyński napęd. Bez chwili zastanowienia wyjął miotacz i po odstrzeliwał przyspawane zbiorniki. Później włączył tryb zaklejania i uszczelnił kadłub. Teraz musiał rozwiązać ostatni problem. Odciążając rakietę wyrzucił spadochron. Komputer twierdził, że da się zmienić trajektorię tak, żeby wylądować w morzu, ale to było kwaśne i zatrute. Jedyną opcją było wejście w atmosferę w kapsule, a potem wyskoczyć z niej i otworzyć spadochron w skafandrze. To zdawało się być najlepszym wyjściem. Udało mu się jeszcze dostosować trajektorię tak, żeby przelecieć nad kolonią. Potem wszedł do kapsuły i czekał. Po kilku minutach zaczął wchodzić w górne warstwy atmosfery. Kapsułą trzęsło. Okna były lizane przez pierwsze języki ognia. Potem było już tylko gorzej. Okna były całe w ogniu. Kapsuła obracała się bez ładu. Szyby zaczęły powoli pękać. Plomby topiły się powoli. Node już myślał, że to koniec, że okna pękną a on spłonie, ale na szczęście już wyhamował kapsuła stygła i pędziła przez toksyczną atmosferę. Według komputera jest na 10.000 metrów i za pół minuty przeleci nad osiedlem, Według zasad fizyki, powinien skoczyć teraz. Drzwi śluzy się stopiły, więc musiał użyć palnika. Kiedy część kadłuba wyleciała za nim zobaczył Kronosa w całej okazałości. Spod zielono – szarej atmosfery widać było czarne kontynenty i zielone morza. Chmury przesłaniały część tego surowego piękna. Astronauta wyskoczył przez otwór. Szum powietrza słychać było nawet pod hełmem. Włączył tryb spadochroniarski. Ne ekranie pojawiły się wskaźniki wysokości, prędkości oraz przewidywany punkt lądowania. Nie daleko widać było dobrze oświetloną kopułę biosfery. Załadował drugą flarę i wystrzelił. Otworzył spadochron. Szarpnęło nim w górę i zaczął powoli opadać. Zdaje się, że w bazie go zauważono, ponieważ skierowano na niego kilka reflektorów. Kiedy wylądował od razu podbiegło do niego kilka postaci. Był ocalony.

 

 

Koniec

Komentarze

Witoldzie, dodawanie więcej niż jednego opowiadania tego samego dnia nie jest dobrym sposobem na zyskanie czytelników. Sugeruję, abyś poczekał na odzew pod pierwszym tekstem i kolejny zamieścił po jakimś tygodniu, może dziesięciu dniach.

Spraw też, aby powyższy tekst stał się łatwiejszy do czytania – podziel te wielkie zwarte bloki na mniejsze akapity, a ułatwisz życie ewentualnym czytelnikom.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witoldzie, wrzucanie jednego tekstu za drugim to nie jest dobra strategia. Daj ludziom pokomentować ten pierwszy (to zazwyczaj trwa kilka dni, zanim uzbiera Ci się zestaw sensownych komentarzy, bo wszyscy mamy swoje życie i dużo wpadających tekstów każdego dnia), wyciągnij wnioski z uwag i popraw następny tekst wg tego, co ludzie Ci wytkną.

Rozumiem, że chcesz na siebie zwrócić uwagę, ale pod tym względem znacznie lepiej działa altruizm wzajemny czyli komentowanie tekstów innych :)

 

Łap przydatny poradnik i powodzenia!

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

http://altronapoleone.home.blog

Podobny problem, jak w poprzednim opku, praktycznie nie ma historii. Mam wrażenie, że czytam fragmenty wyciągnięte z jakiejś większej całości. Wykonanie równie fatalnie, jak w poprzednim opku.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zatrzymałam się nawet nie w połowie. Tyle zagubionych przecinków, że nawet moje niewprawne oko zwróciło na to uwagę. Potem już było tylko gorzej się skoncentrować. Gwoździem do trumny było jednak przejście z jednego fragmentu do drugiego (z fregatą). Kiedy wkleja się tekst z edytora, warto poprawić detale. Wielkie bloki tekstu nie zachęcają do lektury i z góry można założyć, że są przydługim opisem i to męczącym. 

Nie powiedziałbym, żeby wykonanie było fatalne – na pewno bardzo dalekie od idealnego, a brak podziału na akapity faktycznie sprawia, że tekst jest mało elegancki i mało przystępny, ale przeczytałem go bez większych przeszkód.

Nie znam się na podróżach kosmicznych, natomiast tematyka “Kamienia” wydała mi się całkiem ciekawa. Za to fabuła w tym krótkim tekście jest bardzo szczątkowa. Historia bohatera z pewnością stałaby się bardziej emocjonująca, gdyby czytelnik mógł dowiedzieć się o nim nieco więcej.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

No, trochę mało i czytało się średnio.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka