- Opowiadanie: FabrizzioSangvini - Śmierć Wojownika

Śmierć Wojownika

Opo­wia­da­nie o prze­mia­nie i w pew­nym sen­sie o oświe­ce­niu.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Śmierć Wojownika

Ra­gnor nie pa­mię­tał już kiedy prze­stał się sta­rzeć albo od ja­kie­go po­ko­na­ne­go prze­ciw­ni­ka prze­jął moc re­ge­ne­ra­cji. Tym bar­dziej nie pa­mię­tał kiedy po­sta­no­wił zre­ali­zo­wać swój am­bit­ny plan by stać się nie­po­ko­na­nym. Odkąd się­gał pa­mię­cią, za­bi­jał wszyst­kich któ­rzy sta­nie­li na jego dro­dze, bądź mu się sprze­ci­wi­li. Nigdy nie za­wie­rał so­ju­szy, nie przy­łą­czał się do ni­ko­go i ni­ko­mu nie po­zwo­lił przy­łą­czyć się do sie­bie. Sa­mot­nie sta­wał na­prze­ciw tych któ­rzy nie chcie­li uznać jego wyż­szo­ści. Pod­bi­jał szcze­py, wio­ski, kró­le­stwa, pań­stwa i na­ro­dy. Od dłuż­sze­go jed­nak czasu nie po­ja­wił się żaden godny opo­nent a wraz z bra­kiem prze­ciw­ni­ków rosła w nim fru­stra­cja i agre­sja. W kra­inach które pod­bi­jał, albo nisz­czył wszyst­ko do­szczęt­nie, albo upo­ka­rzał ich miesz­kań­ców w bru­tal­ny spo­sób oznaj­mia­jąc swoją do­mi­na­cję. Nie mie­szał się do po­li­ty­ki, nie in­te­re­so­wa­ło go rzą­dze­nie in­ny­mi. Chciał je­dy­nie czuć, że stoi ponad wszyst­kim i wszyst­ki­mi.  Uczu­cie li­to­ści nie po­ja­wia­ło się w nim nigdy. Gdy ktoś o nią pro­sił, bu­dził w nim je­dy­nie złość i po­gar­dę. Umysł zaś pod­rzu­cał mu ma­ka­brycz­ne spo­so­by uka­ra­nia bła­ga­ją­ce­go nędz­ni­ka .

Brak prze­ciw­ni­ków oraz nuda któ­rej nie mógł prze­móc nawet tor­tu­ra­mi, zmu­sza­ły go do od­kry­wa­nia no­wych te­ry­to­riów. Tam miał na­dzie­ję zna­leźć god­ne­go sie­bie prze­ciw­ni­ka, wy­zwa­nie które nada jego życiu sens a może nawet śmierć, która uko­iła­by jego złość i cier­pie­nie.

Pew­ne­go dnia, prze­byw­szy nie­zmie­rzo­ną wodę, tra­fił na wyspę pełną wy­so­kich istot. Ich pro­ste do­mo­stwa przy­po­mi­na­ją­ce wi­szą­ce pta­sie gniaz­da, har­mo­nij­nie wpla­ta­ły się w ota­cza­ją­cą przy­ro­dę, która wy­da­wa­ła się dzie­wi­cza i nie zmie­nio­na ich rę­ka­mi. Jej smu­kli, po­ru­sza­ją­cych się z gra­cją miesz­kań­cy o sza­rym ko­lo­rze skóry, przy­glą­da­li mu się z za­cie­ka­wie­niem. Ra­gnor wi­dział już po­dob­ne kra­iny i z po­cząt­ku nie zro­bi­ła ona na nim żad­ne­go wra­że­nia.

Kiedy wkro­czył na po­la­nę wy­peł­nia­ną  tam­tej­szy­mi miesz­kań­ca­mi jego ogrom­na po­stać okuta w zbro­ję, dzier­żą­ca topór i ema­nu­ją­ca siłą i agre­sją nie wy­wo­ła­ła pa­ni­ki jak to zwy­kle by­wa­ło. Ta pierw­sza  róż­ni­ca w re­ak­cji zdzi­wi­ła Ra­gno­ra, który z ra­do­ścią przy­jął tą od­mia­nę. Z aro­ganc­kim uśmiesz­kiem pod­szedł do naj­bliż­szej po­sta­ci i chwy­cił ją wolną ręką za gar­dło. Gdyby chciał, mógł­by z ła­two­ścią ode­rwać głowę od resz­ty jej ciała, ale Ra­gnor lubił de­lek­to­wać się mor­dem. Szcze­gól­nie lubił wpa­try­wać się w prze­ra­że­nie w oczach swych ofiar. Tym razem jed­nak nie do­strzegł stra­chu. Za­miast tego w jej ła­god­nym spoj­rze­niu do­strzegł coś czego nie umiał na­zwać a twarz i usta wy­ra­ża­ły coś jakby za­do­wo­le­nie. Du­szo­na po­stać nie pró­bo­wa­ła się wy­ry­wać ani krzy­czeć.  Dłoń, którą po­ło­ży­ła na ręce Ra­gna­ra, nie pró­bo­wa­ła roz­luź­nić uści­sku na jej szyi lecz de­li­kat­nie do­ty­ka­ła jego skóry jak gdyby nie­ru­cho­mo głasz­cząc jej po­wierzch­nię. Nikt inny z ze­bra­nych na po­la­nie nie za­czął krzy­czeć ani ucie­kać. Wszy­scy spo­koj­nie przy­glą­da­li się temu co ma na­stą­pić.

To dziw­ne za­cho­wa­nie tu­tej­szych miesz­kań­ców skon­ster­no­wa­ło Ra­gno­ra. Przez chwi­lę za­sta­na­wiał się, co się tutaj dzie­je? Wa­ha­nie, które uwa­żał za ozna­kę sła­bo­ści, wy­wo­ła­ło w nim po­czu­cie wsty­du. To z kolei prze­ro­dzi­ło się we wście­kłość na sa­me­go sie­bie. Wście­kłość zaś w ułam­ku se­kun­dy przy­wró­ci­ła mu pier­wot­ny stan ducha. Wszyst­ko stało się jasne i pewne, jak to że tu­tej­si miesz­kań­cy są po pro­stu głupi i to że z tej kra­iny nie zo­sta­nie nic prócz zglisz­czy i masy tru­pów.

Ra­gnor za­ci­snął pięść uśmier­ca­jąc pierw­szą tego dnia ofia­rę. Rzu­cił nią o zie­mię ni­czym szma­cia­ną lalką i ru­szył na wprost ku ko­lej­nej. Na­stęp­na upa­trzo­na ofia­ra nie ucie­ka­ła, cze­ka­ła cier­pli­wie aż Ra­gnor do niej doj­dzie, lecz inna po­stać sto­ją­ca tro­chę z boku za­stą­pi­ła Ra­gna­ro­wi drogę. Sta­nę­ła z takim samym wy­ra­zem bło­gie­go spo­ko­ju i cze­goś nie­okre­ślo­ne­go w oczach i twa­rzy. Ra­gnor wbił ją w zie­mię ude­rze­niem pię­ści, ni­czym mło­tek wbija gwóźdź. Ko­lej­ną ofia­rą była ta do któ­rej po­dą­żał. Za nią usta­wia­ła się już ko­lej­ka in­nych osób ze­bra­nych na po­la­nie jakby chcia­ły uła­twić Ra­gno­ro­wi ro­bo­tę.

Ta ko­lej­na nie­zro­zu­mia­ła re­ak­cja znowu nim za­chwia­ła i znowu wy­wo­ła­ła złość i po­czu­cie sła­bo­ści w tym nie­po­ko­na­nym wo­jow­ni­ku. Wście­kły na sie­bie i cały świat za­czął ma­chać to­po­rem prze­po­ła­wia­jąc ko­lej­nych tu­byl­ców. Ci Wy­sta­wia­li tylko ręce jak by chcąc go po­gła­skać czy po­cie­szyć i cią­gle wpa­try­wa­li się w niego tym bło­gim nie­zna­nym mu spoj­rze­niem.

Ra­gnor był przy­zwy­cza­jo­ny do wy­sił­ku jaki trze­ba wło­żyć w roz­gro­mie­nie wie­lo­ty­sięcz­nej armii, jed­nak znu­że­nie spo­wo­do­wa­ne bra­kiem sprze­ci­wu na za­da­wa­ną śmierć było gor­sze od zmę­cze­nia. W końcu prze­rwał rzeź a w jego gło­wie kłę­bi­ły się py­ta­nia bez od­po­wie­dzi. Po­stać sto­ją­ca jako pierw­sza w ko­lej­ce cały czas pa­trzy­ła na niego tym dziw­nym spoj­rze­niem i gdy on pró­bo­wał coś z tego zro­zu­mieć ona de­li­kat­nie po­ło­ży­ła swoją dłoń na jego za­krwa­wio­nej, za­ci­śnię­tej na to­po­rze pię­ści. Znowu się za­chwiał, tym razem jed­nak jesz­cze moc­niej. I znowu wpadł w złość. Ko­lej­na fala nie­na­wi­ści za­bra­ła morze ist­nień. W końcu jed­nak złość opa­dła a wraz z nią za­trzy­ma­ła się rzeź, wró­ci­ło za­kło­po­ta­nie i nie­pew­ność co teraz.

Ko­lej­na po­stać wy­ko­na­ła ten sam gest, kła­dąc swoją dłoń na jego. Tym razem nie za­re­ago­wał tak gwał­tow­nie. Po pro­stu wy­rwał się i za­mach­ną dla prze­stra­chu. To jed­nak nie wy­wo­ła­ło żad­ne­go skut­ku na sto­ją­cej przed nim po­sta­ci, która po raz ko­lej­ny spró­bo­wa­ła do­tknąć jego ręki.

Zbity z tropu, nie mogąc pojąć co się tutaj dzie­je od­wró­cił się bo­kiem i za­czął zbie­rać nie­upo­rząd­ko­wa­ne myśli. Po chwi­li spo­strzegł że sto­ją­ca obok niego po­stać cią­gle do­ty­ka jego dłoni. Za­czął przy­glą­dać się jej jak ja­kie­muś nie­zro­zu­mia­ne­mu zja­wi­sku. Nie mógł pojąć o co im cho­dzi? Czemu chcą go do­ty­kać a nie ude­rzać? Czemu nie ucie­ka­ją? Czemu wciąż na niego tak pa­trzą? Po­czuł cie­pło bi­ją­ce z tej dłoni i spoj­rzał py­ta­ją­co w oczy tego kto go do­ty­kał. Po­stać nie ode­zwa­ła się tylko cią­gle pa­trzy­ła tym dziw­nym, mięk­kim spoj­rze­niem. Ra­gnor chciał coś po­wie­dzieć ale z jego ust wy­do­był się tylko jakiś beł­ko­tli­wy dźwięk. Od­wró­cił się zre­zy­gno­wa­ny i za­czął od­cho­dzić. Wtedy ko­lej­ni osob­ni­cy za­czę­li do niego pod­cho­dzić kła­dąc mu dło­nie na ra­mio­nach i ple­cach, jakby chcie­li go za­trzy­mać. Znowu od­wró­cił się bo­kiem.

 

Czego oni od niego chcą?– brzmia­ło py­ta­nie w jego gło­wie. 

 

Czego chce­cie?! – wy­krzy­czał na głos.

 

Wtedy jeden z nich wy­sta­wił palec wska­zu­ją­cy i do­tknął naj­pierw swego czoła a potem spró­bo­wał do­tknąć czoła Ra­gno­ra. Ten jed­nak cof­nął się o krok. Był to pierw­szy raz od stu­le­ci gdy Ra­gnor się przed kimś cof­nął. Już miała go znowu opa­no­wać złość ale sam w duchu za­śmiał się tylko z sie­bie i przy­znał że ta­kie­go prze­ciw­ni­ka się nie spo­dzie­wał. Osob­nik z wy­cią­gnię­tym w górę pal­cem kiw­nął de­li­kat­nie głową na znak za­chę­ce­nia, jego twarz nadal wy­ra­ża­ła to nie­zna­ne Ra­gno­ro­wi uczu­cie. Ra­gnor po­my­ślał że może to jakaś gra i że w ten spo­sób po­ko­na ten dziw­ny lud. Po­zwo­lił się do­tknąć i w mo­men­cie gdy palec nie­zna­jo­me­go do­tknął środ­ka jego czoła po­czuł jak po­tęż­na fala nie­zna­ne­go mu uczu­cia po­ry­wa go i owła­da­nia całe jego ciało.

Co się z nim dzia­ło i jak długo to trwa­ło nie umiał­by po­wie­dzieć. Ni­g­dzie się nie prze­niósł ani nie miał żad­nych wizji. Ogar­nął go po raz pierw­szy w życiu spo­kój, otu­li­ło po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa i ak­cep­ta­cji. Nie umiał­by tego wy­tłu­ma­czyć, prze­ło­żyć na język. To wy­my­ka­ło się lo­gi­ce,  nie mie­ści­ło mu się w gło­wie. Całym jego cia­łem wstrzą­sał dreszcz. Dreszcz który prze­ro­dził się w szlo­cha­nie, potem w płacz a na ko­niec w eks­ta­zę. Nie czuł smut­ku, był szczę­śli­wy, jakby od­na­lazł dom po la­tach błą­dze­nia i tu­łacz­ki. Od­rzu­cił topór, upadł na ko­la­na i ro­niąc łzy de­lek­to­wał się fa­la­mi bez­kre­snej mi­ło­ści ko­ły­szą­cy­mi go, prze­ni­ka­ją­cy­mi go na wskroś.

Tak skoń­czy­ła się wę­drów­ka naj­po­tęż­niej­sze­go wo­jow­ni­ka wszech­cza­sów. W końcu od­na­lazł swoje prze­zna­cze­nie. Nie po­legł w walce lecz uległ sile two­rzą­cej świat. Wraz z jego śmier­cią na­ro­dził się uczeń, cięż­ko pra­cu­ją­cy by w swym sercu strach i nie­na­wiść za­stą­pić mi­ło­ścią.

Koniec

Komentarze

Tym bar­dziej nie pa­mię­tał

Czemu “tym bar­dziej”?

za­bi­jał wszyst­kich(+,) któ­rzy sta­nie­li na jego dro­dze(+,) bądź mu się sprze­ci­wi­li

Świat się koń­czy. Ja po­pra­wiam prze­cin­ki.

na­prze­ciw tum któ­rzy

tym, któ­rzy

nie po­ja­wił się żaden godny jego opo­nent

Jego? Za­czy­nam się trosz­kę iry­to­wać

Chciał je­dy­nie czuć(+,) że stoi

Tam,(-,) miał na­dzie­ję zna­leźć

W końcu prze­rwał żeś a w jego gło­wie

rzeź

 

Prze­sta­łem już zwra­cać uwagę na te wszyst­kie błędy i po­sta­ra­łem się do­czy­tać do końca, bo­wiem po­mi­mo fa­tal­ne­go wy­ko­na­nia, było coś w tre­ści co pro­si­ło o do­czy­ta­nie do końca. 

Pod­su­mo­wa­nie:

Wy­ko­na­nie – dys­kwa­li­fi­ku­ją­ce. Ty sam au­to­rze, nie po­fa­ty­go­wa­łeś się, aby ten “utwór” ( a ra­czej po­twór) cho­ciaż raz prze­czy­tać po na­pi­sa­niu.

Nar­ra­cja – dla mnie to­por­na i mało prze­ko­nu­ją­ca. Cho­dzi mi głów­nie o kon­struk­cje typu: 

Na­stęp­na upa­trzo­na ofia­ra nie ucie­ka­ła

Ci Wy­sta­wia­li tylko ręce

Po­mysł – cał­kiem cie­ka­wy. I może warto go na­pi­sać raz jesz­cze. Może z dia­lo­ga­mi? Z jakąś akcją?

Jeśli komuś się wy­da­je, że mnie tu nie ma, to spie­szę po­wia­do­mić, że mu się wy­da­je.

Dzię­ku­ję za wska­zów­ki, zaraz wezmę się do po­pra­wia­nia tek­stu.

 

 

 

 

Lubię takie mo­ty­wy, za­wsze się łapię na hi­sto­rie o na­wró­ce­niu na dobrą ścież­kę. Więc po­pie­ram przed­mów­cę – w lep­szym wy­ko­na­niu mo­gło­by to wyjść na­praw­dę faj­nie.

deviantart.com/sil-vah

Przyj­mu­ję do wia­do­mo­ści, że Ra­gnor się zmie­nił, ale kom­plet­nie nie poj­mu­ję bier­no­ści ludu o sza­rej skó­rze.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia bar­dzo wiele do ży­cze­nia.

 

Ra­gnor nie pa­mię­tał już kiedy prze­stał się sta­rzeć albo od ja­kie­go po­ko­na­ne­go prze­ciw­ni­ka prze­jął moc re­ge­ne­ra­cji. Tym bar­dziej nie pa­mię­tał kiedy po­sta­no­wił zre­ali­zo­wać swój am­bit­ny plan by stać się nie­po­ko­na­nym. Odkąd się­gał pa­mię­cią… ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

w bru­tal­ny spo­sób oznaj­mia­jąc swoją do­mi­na­cję. ―> Czy na pewno oznaj­miał?

 

uka­ra­nia bła­ga­ją­ce­go nędz­ni­ka . ―> Zbęd­na spa­cja przed krop­ką.

 

wy­da­wa­ła się dzie­wi­cza i nie zmie­nio­na ich rę­ka­mi. ―> …wy­da­wa­ła się dzie­wi­cza i niezmie­nio­na ich rę­ka­mi.

 

z ra­do­ścią przy­jął od­mia­nę. ―> …z ra­do­ścią przy­jął od­mia­nę.

 

Ci Wy­sta­wia­li tylko ręce jak by chcąc go… ―>  Ci wy­sta­wia­li tylko ręce, jakby chcąc go

 

wy­rwał się i za­mach­ną dla prze­stra­chu. ―> …wy­rwał się i za­mach­nął dla prze­stra­chu.

 

Czego oni od niego chcą?– brzmia­ło py­ta­nie w jego gło­wie. ―> Brak spa­cji po py­taj­ni­ku.

Winno być: Czego oni ode mnie chcą? – brzmia­ło py­ta­nie w jego gło­wie.

 

Czego chce­cie?! – wy­krzy­czał na głos. ―> Brak pół­pau­zy roz­po­czy­na­ją­cej wy­po­wiedź. Winno być: Czego chce­cie?! – wy­krzy­czał na głos.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

do­tknął środ­ka jego czoła po­czuł jak po­tęż­na fala nie­zna­ne­go mu uczu­cia po­ry­wa goowła­da­nia całe jego ciało. ―> Nad­miar za­im­ków. Miej­sca­mi nad­uży­wasz za­im­ków.

Pro­po­nu­ję: …do­tknął środ­ka jego czoła, po­czuł jak po­tęż­na fala nie­zna­ne­go uczu­cia po­ry­wa go, by za­wład­nąć całym cia­łem.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

To wy­glą­da bar­dziej jak szkic po­my­słu, niż go­to­we opo­wia­da­nie.

W opo­wia­da­niu hi­sto­rii, a do ta­kiej ka­te­go­rii za­li­cza­my pi­sa­nie opo­wia­dań, jedną z naj­waż­niej­szych zasad jest “show, don’t tell” – za­miast mówić o tym, co się dzia­ło, mu­sisz to po­ka­zać. Nie mó­wisz że “Ra­gnor był naj­po­tęż­niej­szy i bez­li­to­sny” tylko po­ka­zu­jesz nam scenę, dzię­ki któ­rej to zro­zu­mie­my. Np. jakąś bitwę, w któ­rej Ra­gnor w po­je­dyn­ku ma­sa­kru­je ja­kie­goś szla­chet­ne­go ry­ce­rza – obroń­cę mia­sta, a potem na­bi­ja jego głowę na włócz­nię i trzy­ma­jąc ją w jed­nej ręce, drugą ręką mor­du­je ko­bie­ty i dzie­ci które chro­nił jego prze­ciw­nik. W ten spo­sób czy­tel­nik może sam się prze­ko­nać, kim jest Ra­gnor, a nie tylko musi uwie­rzyć ci na słowo.

Dru­gim pro­ble­mem jest sam Ra­gnor. Ro­zu­miem, że się nie sta­rze­je i jest po­tęż­nym wo­jow­ni­kiem. Ale nie po­ka­zu­jesz nam ni­cze­go, co może uza­sad­nić to, że sam wy­rzy­na całe armie i kró­le­stwa. Kim on jest? Jakie ma moce? Po pro­stu do­brze macha to­po­rem? Ila czasu za­ję­ło mu wła­sno­ręcz­ne ścię­cie całej armii? Toć nawet jak nikt nie może go po­ko­nać, to sa­my­mi tru­pa­mi by go na­kry­li żeby się udu­sił. Z jed­nej stro­ny przy­da­ło­by się jakoś nadać mu moce – jakiś pół­bóg albo coś w tym stylu. Z dru­giej – jed­nak dać ja­kieś li­mi­ty tych mocy, czy­ta­nie o ar­cy­po­tęż­nych po­sta­ciach jest po pro­stu nudne. Cią­gle może się nie sta­rzeć i być naj­wspa­nial­szym wo­jow­ni­kiem, z któ­rym nikt nie może się rów­nać, ale niech to bę­dzie wło­żo­ne w ja­kie­kol­wiek ramy re­ali­zmu. W to miej­sce mo­żesz dodać mu armię po­plecz­ni­ków, która po­dą­ża za nim i bie­rze udział w jego pod­bo­jach. Jasne, nie za­wie­rał żad­nych so­ju­szy i tak dalej, ale po­tęż­ni lu­dzie za­wsze przy­cią­ga­ją in­nych. Może nimi po­gar­dzać, wy­sy­łać ich na rzeź, sa­me­mu ich mor­do­wać i tak dalej, ale i tak będą za nim po­dą­żać, bo lep­sza taka na­miast­ka wła­dzy w jego cie­niu niż sta­nąć z nim do walki i umrzeć. Do tego ten motyw po­zwo­lił­by ci na cie­ka­wą kon­fron­ta­cję w ewen­tu­al­nym ciągu dal­szym – Ra­gnor się prze­mie­nił, od­rzu­cił prze­moc i wie­dzie spo­koj­ne życie, ale jakiś czas póź­niej kra­inę na­jeż­dża­ją jego byli po­plecz­ni­cy. 

Do­my­ślam się, że ab­so­lut­na bier­ność sza­rych istot wy­ni­ka z tego, że to ab­so­lut­ni pa­cy­fi­ści, któ­rzy nie tylko brzy­dzą się prze­mo­cą, ale nawet nie chcą jej prze­ciw­dzia­łać? 

Wy­ko­na­nie, jak już ci pi­sa­no, jest na­praw­dę słabe, roi się od błę­dów. 

A co w tym tek­ście było na­praw­dę faj­ne­go? No sam ko­niec w po­łą­cze­niu z ty­tu­łem, me­ta­fo­rycz­na śmierć wo­jow­ni­ka i na­ro­dzi­ny ako­li­ty – to na­praw­dę faj­nie można by ro­ze­grać. 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Rację mają po­przed­ni­cy, któ­rzy widzą tutaj le­d­wie szkic, zarys opo­wia­da­nia. Nawet opo­wiast­kę z mo­ra­łem/prze­sła­niem można opo­wie­dzieć w cie­kaw­szej for­mie niż ciąg opi­sów. Jak za­uwa­żył Anu­bis, po­ka­zy­wa­nie za­miast opo­wia­da­nia to Graal pi­sa­rza, za­wsze ak­tu­al­ny.

Cięż­ko oce­niać ten tekst od stro­ny warsz­ta­to­wej i tech­nicz­nej. Niby w miarę spraw­nie po­słu­gu­jesz się ję­zy­kiem, a jed­nak jest to język pro­sty, bar­dzo opi­so­wy i mało li­te­rac­ki. Obok płyn­nych frag­men­tów, masz frag­men­ty zgrzy­ta­ją­ce, a ca­łość do­pra­wi­łeś masą błę­dów gra­ma­tycz­nych i in­ter­punk­cyj­nych, o za­pi­sie dia­lo­gów nie wspo­mi­na­jąc.

Fa­bu­ła. Hmm. To nie jest opo­wia­da­nie fa­bu­lar­nie za­ska­ku­ją­ce i żadna to uczta dla duszy i umy­słu, ale jakiś pro­sty po­mysł mia­łeś. Prze­mia­na bo­ha­te­ra za­cho­dzą­ca pod wpły­wem prze­ja­wów ab­so­lut­nej mi­ło­ści, która jak wia­do­mo prze­zwy­cię­ża wszyst­ko, to jed­nak nie­wie­le. Tro­chę na­iw­ne to wszyst­ko i na­iw­nie i mało prze­ko­ny­wu­ją­co przed­sta­wio­ne (zwłasz­cza idący na rzeź, bier­ni "sza­rzy pa­cy­fi­ści" przy­po­mi­na­ją­cy ja­kieś na­ćpa­ne dzie­ci kwia­ty – i żeby nie było nie­po­ro­zu­mień, sam je­stem umiar­ko­wa­nym pa­cy­fi­stą). Kom­po­zy­cyj­nie też mo­głeś się bar­dziej po­sta­rać, bo opis za­cho­wa­nia owych owie­czek, ata­ków i roz­te­rek Ra­gno­ra dłuży się strasz­nie i w kółko po­wta­rzasz w nim to samo. Po pew­nym cza­sie po­gu­bi­łem się, kto tam sta­wał w ko­lej­ce, kogo zabił pierw­sze­go, a kogo miał za­miar zabić itd.).

Po­stać Ra­gno­ra zu­peł­nie nie­rze­czy­wi­sta, ro­zu­miem, że to umow­na przy­po­wieść, ale jed­nak wy­szedł jakiś taki ko­mik­so­wy. Po czę­ści Lobo, po czę­ści Tha­nos czy jakiś inny Ronan z Ma­rve­la. Z po­cząt­ku przy­po­mi­nał mi także po­stać z opo­wia­da­nia por­ta­lo­we­go Gary’go Jo­ine­ra o fa­ce­cie, który za­bi­ja wszyst­ko co się rusza, by z że­la­za za­war­te­go w krwi ofiar wykuć sobie miecz. Potem jed­nak oka­za­ło się, że Ty po­sze­dłeś w inną stro­nę i chcia­łeś po­ka­zać prze­mia­nę bo­ha­te­ra, za­pew­ne nie­ko­cha­ne­go i nie tu­lo­ne­go w dzie­ciń­stwie ;), który nie za­znał nigdy praw­dzi­wej mi­ło­ści i dla­te­go po­sta­no­wił znisz­czyć oraz pod­bić wszyst­ko oso­bi­ście (co samo w sobie jest ab­sur­dal­ne) ;).

I tutaj wra­ca­my do punk­tu wyj­ścia. Nie po­ka­za­łeś, tylko nas o tym wszyst­kim po­in­for­mo­wa­łeś. Nie­wie­le uza­sad­nia­jąc w tek­ście, nie bar­dzo uatrak­cyj­nia­jąc akcję i nie wy­cho­dząc poza sztam­pę. Można się było bar­dziej po­sta­rać.

Ps. Nie będę wy­szu­ki­wał i wy­ty­kał błę­dów, bo tych, które zgło­si­li inni (nie­któ­re po­ra­ża­ją­ce), nawet nie ra­czy­łeś do tej pory po­pra­wić.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Ależ moż­na­by z tego wy­krę­cić stu­dium prze­mia­ny… No ale przy ta­kiej for­mie i za­sob­no­ści nie wiele udało się wy­cza­ro­wać ;) Po­zdra­wiam Czwart­ko­wy Dy­żur­ny :)

Nie po­rwa­ło mnie :(

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka