
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Nan Talli wyszedł wieczorem do swego biura, gdyż nabyta z wiekiem skleroza spowodowała, iż zapomniał o bardzo ważnych papierach. Chłód północnego wiatru niejednego wprawił by w odrętwienie, starzec był jednak na tyle oswojony z lodowatym wichrem iż nie przejmował się nim zbytnio. Choć podmuchy targały jego siwą grzywę włosów, oraz krawędzie kruczego płaszcza, mężczyzna opierając się niczym stalowy czołg, brnął w stronę wieżowca korporacji Northic. Gdy dotarł do siedziby, na spotkanie wyszedł mu znajomy strażnik.
– Coś się stało panie Talli? – zagadnął Mart. – Czemu wychodzi pan w taką pogodę?
– Zapomniałem o pewnych papierach – odparł starzec. – Nie chciałem z tym czekać do rana. A pogoda nie jest wcale taka zła, przyzwyczaiłem się już do silnych wiatrów… w dodatku, to pobudza… wracaj do swojego zajęcia, idę na górę…
Poklepał strażnika po ramieniu, po czym wszedł do windy. Wcisnął złoty numer dziewięć. Poczuł minimalne przesunięcie w żołądku, winda ruszyła w górę.
W międzyczasie próbował przypomnieć sobie, gdzie kilka godzin temu pozostawił papiery. Biurko? A może sejf? Nie, nie, to było biurko. Szuflada po lewej stronie.
Dotarł na dziewiąte piętro. Gdy wszedł na korytarz, przy jego końcu znajdowała się sprzątaczka, młoda i zgrabna, z wielkimi słuchawkami na uszach. Przecierała szklane gabloty ze zdjęciami w rytm muzyki. Gdy dziewczyna zauważyła Tallina, skinęła lekko głową, ten zaś wykrzywił połowę twarzy, co miało uchodzić za uśmiech, a następnie udał do swego gabinetu. Jeszcze kilka dni temu pamiętał jak się nazywała. Pamięć coraz częściej go zawodziła.
Szedł długim, krętym korytarzem, wyłożonym nową, ciemno niebieską emalią. Zawsze idąc do biura, ogarniało go uczucie, którego nie potrafił określić. Było to jednak coś na pograniczu strachu i zarazem obawy. Zawsze oglądał się za siebie, niekiedy mając wrażenie, że ktoś porusza się za nim krętym korytarzem. Wrażenie to powróciło teraz, ze zdwojoną siłą. Odważnie odwrócił się za siebie. Zobaczył jedynie ścianę wyłożoną kafelkami i nic więcej. Przecież w pobliżu jest sprzątaczka. Nan, na starość głupiejesz.
Wrażenie jednak wciąż trwało. W końcu przyspieszył kroku, niczym spłoszone dziecko i po chwili znalazł się w swym gabinecie. Odetchnął. Naprawdę głupiejesz. Co ty wyprawiasz?. Dzieci by cię wyśmiały.
Zapalił światło i podszedł do biurka. Otworzył odpowiednią szufladę. Papiery były na swoim miejscu, w teczce barwy khaki, zapinanej na niewielki spinacz. Zabrał ją.
I wówczas jego uwagę przykuło złote pióro leżące na biurku, tuż obok zegarka, który otrzymał na pięćdziesiąte dziewiąte urodziny. Nie przypominał sobie, aby kupował wieczne pióro, doszedł więc do wniosku, że ktoś sprawił mu miły podarunek. Nie wiedział jednak, z jakiej okazji.
Sięgnął po pióro, chcąc je sprawdzić. Dobrze leżało w dłoni, było idealnie wyważone i połyskiwało w świetle lampy. Postanowił sprawdzić, jak pisze.
Obrzucił wzrokiem biurko, a gdy nie znalazł na nim nic odpowiedniego do pisania, otworzył jedną z szuflad. Wyciągnął ,,Nature’’ i zerknął na pierwszą stronę, na której znajdowało się zdjęcie starej, przygarbionej kobiety, wspartej o laskę. Napis pod spodem głosił: ,,Spalone na stosie – nałożnice diabła’’. Talli odwrócił na następną stronę, na której znajdował się spis treści. Tuż obok niego było nieco białego miejsca, tu też Nan chciał wypróbować pióro. Zanim jednak stalówka dotknęła śliskiej kartki, Talli wypuścił z dłoni pióro i złapał się za nadgarstek. Jego rękę przeszył silny prąd, który przebiegł od nadgarstka aż do ramienia i trwał w nim przez kilka chwil.
Wtem na oczach Nana pióro wyprostowało się i zaczęło sunąć po kartce papieru. Niewidzialna ręka nabazgrała pochyle:
,,Cokolwiek zapiszesz, wszystko się stanie
Weź mnie w dłoń i używaj Panie’’.
Talli zastanawiał się, czy znajduje się we śnie. Wciąż kurczowo trzymając się nadgarstka, poczuł w nim silne mrowienie. Jego prawa dłoń zaczęła bez jego woli sunąć w stronę stojącego pióra. W końcu chwycił je i wówczas mrowienie w ręce ustało. Poczuł niebywałą ulgę.
– Cokolwiek zapiszę…? – mruknął, wpatrując się w zagadkowe pióro.
Przewrócił drugą kartkę ,,Nature’’. Znalazł najjaśniejsze miejsce, czyli niebo na zdjęciu wielkiego kanionu, a następnie zapisał:
,,W wieżowcu, w którym się znajduję, sprzątaczka ma głośno krzyczeć przez dwie sekundy.’’
I wtem rozległ się wrzask młodej kobiety. Trwał dokładnie dwie sekundy.
Nan przeraził się lekko, czując jednocześnie narastające podniecenie. Dzierżył w dłoni coś tajemniczego i zarazem potwornego. Zdał sobie bowiem sprawę z tego, iż jest to broń silniejsza niż wszystkie inne. Broń nie z tego świata…
Schował pióro do kieszeni płaszcza i zabrał teczkę.
Gdy wracał krętym korytarzem, nie czuł już tego dziwnego przerażenia, jakie zwykle mu towarzyszyło. Czuł coś zupełnie innego – wielkość i zarazem poczucie boskości. Miał też lekkie obawy o to, że tajemnicza rzecz spełniająca życzenia może obrócić się przeciwko niemu. Czuł, że igra z czymś nieczystym.
Koło windy spotkał sprzątaczkę, która była wystraszona. Trzymała się piersi, oddychając głęboko.
– Coś się pani stało? – zapytał.
– Ja… – dziewczyna nie mogła dobrać odpowiednich słów. – krzyczałam… pająk…
– Widziała pani pająka?
– Wielki… – wskazała palcem na drzwi. – Znikł…
– To tylko pająk – odparł Talli. – Niech się pani nie boi. Pająk to pająk, nie zrobi nikomu krzywdy… miłego wieczoru…
– Mi… miłego…
Odszedł, po czym zjechał windą na dół. Czuł podekscytowanie. Uświadomił sobie, że nieznana, nieziemska siła spowodowała rzecz, która wpłynęła na inną rzecz. Pragnął po raz kolejny sprawdzić pióro.
Gdy znalazł się na dole, znów spotkał strażnika.
– Mart, możesz mi podsunąć jakąś czystą kartkę? – poprosił.
– Jasne szefie…
Po chwili podsunął Nanowi niewielką stronę z notatnika.
– Może być?
– Jasne.
Talli wyciągnął pióro i nabazgrał na kartce niewielkie zdanie:
,,Niech Mart zacznie tańczyć walca i niech tańczy przez minutę’’.
– Szefie, mówiłeś szefowi, że razem z Nori chodzimy na kurs walca? – zapytał strażnik, po czym zaczął tańczyć ów taniec z niewidzialną partnerką. Na twarzy Nana wymalował się wyraz głębokiego podniecenia i podekscytowania. Po raz kolejny umieścił pióro w kieszeni płaszcza.
– Do jutra Mart – odparł Talli. – Całkiem nieźle sobie radzisz, ale muszę już iść…
Podniósł kołnierz płaszcza i wyszedł na podwórze. Znów jego twarzy dotknął lodowaty powiew wiatru. Nan skierował się w stronę swego domu, wkładając dłoń do kieszeni płaszcza. Chciał mieć pióro jak najbliżej siebie.
Chciał sprawić, by uklękły przed nim narody.
Wiedział jednak, że nie może posunąć się za daleko. W drodze do domu zaplanował, co zmieni w swym życiu. Dzierżył w dłoni coś nieprawdopodobnego, lancę bożą, bądź diabelską. Jednak z każdą kolejną chwilą coraz mniej obchodziło go to, skąd pochodzi zagadkowe pióro, bardziej przejmował się tym, co za jego sposobem zmienić.
Kilka chwil później dotarł do swego apartamentu. Zanim przekroczył próg, domu, zerknął na zegarek. Wskazywał godzinę kwadrans po ósmej.
Wszedł do środka. Zdjął płaszcz i zabrał pióro. Postanowił wypróbować je po raz kolejny tym razem mając na myśli jakiś większy cel. Po chwili znalazł się w swoim gabinecie, odłożył teczkę, usiadł za biurkiem i wyrwał niewielką żółtą fiszkę. Napisał na niej:
,,Pragnę by obok mnie znalazło się sto tysięcy funtów brytyjskich.’’
Usłyszał stukanie do drzwi. Były to jednak tylne drzwi, prowadzące na ganek, jego gabinet znajdował się na parterze. Poruszony, powstał, nie odkładając jednak pióra. Podszedł do drzwi i otworzył je.
Pióro niemal wypadło mu z ręki. Dwumetrowy zakapturzony mężczyzna mierzył w niego z wielkiego pistoletu, dysząc ciężko.
– Właź do środka starcze – rzekł cicho zachrypniętym głosem.
Talli cofnął się kilka kroków do tyłu, a nieznajomy zamknął powoli drzwi. Nan zauważył, iż osobnik ściska pod pachą niewielką torbę.
– Teraz usiądź – wskazał Nanowi fotel za biurkiem. – I bez gwałtownych ruchów.
Starzec posłusznie usiadł, a w międzyczasie schował pióro pod rękaw i po kryjomu zgarnął z biurka zapisaną wcześniej fiszkę.
Nieznajomy poprawił torbę pod pachą oraz broń w dłoni. Usiadł na krześle pod ścianą.
– Kim pan jest i co robi w moim domu? – Nan czuł, że posunął się za daleko. Teraz już wiedział, że pióro może przysporzyć mu wielu innych kłopotów.
– Zamknij się starcze – odparł mężczyzna. – Będę tu siedział do rana. A potem sobie pójdę.
– Jest pan złodziejem?
– Jeśli się nie zamkniesz, zostanę też mordercą – zawiadomił nieznajomy. – Siedź cicho?
– Tak do rana?
– Do rana…
– Ale…
– Nie ma żadnego ale. Pamiętaj, że mam broń.
Przez krótką chwilę Talli wpatrywał się w ponury wzrok mężczyzny. Następnie spuścił lekko głowę po czym zaczął ogarniać wzrokiem pokój. Kątem oka dostrzegł, że nieznajomy również to uczynił, lecz podniósł też do góry rękę z bronią, po czym zaczął obracać ją na palcu wskazującym. Nan, korzystając więc z okazji, przewrócił fiszkę na drugą stronę i wspomagając się kolanem, nabazgrał piórem krótkie zdanie:
,,Pragnę by nieznajomy w tym pokoju zniknął.’’
I wówczas rozległ się potężny huk. Talli podskoczył na widok rozlatującej się na kawałki głowy nieznajomego. Kawałki skóry oraz czaszki poleciały na podłogę, mózg wylądował na ścianie a krew lała się obficie obryzgując meble. Pistolet zaś wciąż tkwił w dłoni mężczyzny, a z lufy uchodził cienki dymek.
Ubrudzony krwią Nan powstał, wciąż ściskając w dłoni diabelskie pióro. Przez dłuższy czas nie potrafił w to uwierzyć. Zabił człowieka. Jego własną bronią.
Nagle ocknął się z letargu dzięki wrzaskowi żony. Margarita stała w progu gabinetu, trzymając się za usta. Fetor dość szybko roznosił się po pomieszczeniu, jednak był tylko dodatkiem do obrazu mężczyzny pozbawionego głowy.
– Margarita… – Nan zwrócił na nią ociężały wzrok. – Wyjaśnię…
Wybiegła z pokoju. Nan zwrócił wzrok na swe zakrwawione dłonie. Morze. To rozsądna decyzja.
Wybiegł na ganek. Dom położony był nad bajeczną plażą, niedaleko zaś znajdowało się molo, po części rozbite przez bezlitosne fale. W samych skarpetach, Nan stąpał po kamienistym wybrzeżu. Zbliżył się do morza na tyle, że zimna woda pochłonęła jego stopy. Nie przejął się tym jednak, tylko wyprostował i energicznie odrzucił rękę z piórem do tyłu. Z dziwną ciężkością w sercu, wyrzucił je, wkładając w to jak najwięcej siły.
Złote pióro odbiło od siebie blask księżyca po czym zostało pochłonięte przez spienione fale.
wprawił by - wprawiłby
przed "iż" przecinek; przed "oraz" już nie.
Dwa zdania pod rząd zaczynasz od "gdy" i nie jest to usprawiedliwione budową klimatu
- Ja... - dziewczyna nie mogła dobrać odpowiednich słów. - krzyczałam... pająk... -> ...Dziewczyna nie....odpowiednich słów. - Krzyczałam...pająk...
Początek zniechęca. Za dużo stylu "po czym" co przypominami nudne szkolne streszczenia. Potem jest już lepiej, i choć nie ma żadnego super zaskoczenia, to i tak ładnie.
A, pytanie nie związane z tekstem. Skąd avek?
Pomysł wykorzystany już przez Stephena Kinga ("Edytor tekstu bogów") i zapewne wielu innych wcześniej, ale chyba prędzej czy później każdy pisarz na coś takiego wpada. Niestety, ta wersja nie wprowadza nic nowego, a do tego jest fabularnie nielogiczna i głupia (a raczej bohater głupi - po cholerę biegał z tym piórem wszędzie? Czemu nie napisał od razu czegoś w stylu "jestem bogiem"?).
> Mortycjan:
I był jeszcze taki serial "Zaczarowany Ołówek"!
do RheiDaoVan - z komiksu ,,Kruk'', nie pamiętam jednak czyjego autorstwa, być może samego O'barra
Faktycznie, jeśli chodzi o fabułę, to cieniutki ten tekst strasznie.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Łiii, uwielbiałem "Zaczarowany ołówek", więc sobie przeczytałem to opowiadanie. No, fakt. Cienkie jak zupa na gwoździu. Szkoda, bo nawet taki motyw, już wykorzystany, można było ugryźć z innej strony i - właśnie ze względu na to, iż "to już było" wykazać się pomysłowością, zamiast lecieć po najmniejszej linii oporu :)