- Opowiadanie: tomaszg - Dzieciaczki

Dzieciaczki

Krót­ka wa­ria­cja na temat sie­dze­nia w domu i hasła “in­te­li­gent­na in­wer­sja”. Pi­sa­ne dosyć szyb­ko i wrzu­cił­bym do bety, gdyby była pu­blicz­na (pew­nie będę po­pra­wiał w ko­lej­nych dniach).

 

Upda­te: Tekst w naj­now­szej wer­sji zna­lazł się w książ­ce "Jest do­brze" (e-bo­ok za darmo: https://ridero.eu/pl/books/jest_dobrze/ )

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Dzieciaczki

– To co dzi­siaj jemy? – za­py­ta­łem z en­tu­zja­zmem w gło­sie, trzy­ma­jąc w lewej ręce kon­ser­wę z tuń­czy­kiem w oleju, a w pra­wej kon­ser­wę też z tuń­czy­kiem, ale w sosie wła­snym.

– No weź tato. – Mi­chał i Ma­ciek spoj­rze­li zde­gu­sto­wa­ni, a ja uśmiech­ną­łem się pod nosem.

Ta cała sy­tu­acja dużo ich na­uczy­ła.

Pierw­sze­go dnia wy­szły wszyst­kie lody. Trze­ba było je ra­to­wać, bo wy­łą­czo­no nam prąd. Prze­je­dli­śmy się i potem od­cho­ro­wy­wa­li­śmy to dwa dni.

Po lo­dach na­sta­ła era chip­sów i coli. Mogły one długo leżeć, ale moje nie­za­wod­ne dzie­ci zna­la­zły ty­siąc i jeden spo­so­bów na pod­ja­da­nie i ukry­wa­nie tego przede mną, co rów­nież skoń­czy­ło się ogól­ny­mi nie­straw­no­ścia­mi i sen­sa­cja­mi żo­łąd­ko­wy­mi.

Ko­lej­ne były sa­łat­ki, po­mi­do­ry i wszyst­ko, co miało krót­ki okres waż­no­ści.

Na końcu na­stą­pi­ły dni z tuń­czy­kiem, w ka­wał­kach i w ca­ło­ści, z ryżem, ma­ka­ro­nem czy plac­ka­mi. Wszy­scy mie­li­śmy dosyć tego cho­ler­stwa, ale teraz nie dało się nic wię­cej zro­bić.

Sie­dzie­li­śmy w trój­kę w skrom­nym stu­me­tro­wym miesz­ka­niu bez żony i mu­sie­li­śmy sobie ra­dzić, jak na praw­dzi­wych męż­czyzn przy­sta­ło.

– No chło­pa­ki, ciach, ciach. Wpierw zro­bi­my plac­ki ziem­nia­cza­ne. Ma­ciek, przy­nieś no ze czte­ry duże ziem­nia­ki.

– Tak.

Za­czę­li­śmy naszą co­dzien­ną roz­ryw­kę. Wie­dzia­łem, że nie mamy wiel­kie­go wy­bo­ru, ale było to dobre, bo nasza ro­dzi­na mogła spę­dzać bez ogra­ni­czeń czas ze sobą.

– No chło­pa­ki, do szko­ły – po­wie­dzia­łem. – Wkrót­ce za­cznie się jeden z pro­gra­mów edu­ka­cyj­nych.

– Tato, tato, ale stro­ny znów nie dzia­ła­ją.

– Który wy­piął kabel?

– Nikt. – Spoj­rze­li po sobie i jak jeden mąż za­prze­czy­li.

– Mam spraw­dzić i za­brać te­le­fo­ny?

– No weź tato. – Młod­szy tylko się uśmiech­nął.

– No to już. Do ro­bo­ty. Będę wszyst­ko słu­chał.

Oni usie­dli do lap­to­pów w od­dziel­nych po­ko­jach, a ja po­sze­dłem na wa­ka­cje do ła­zien­ki.

Roz­po­czy­nał się ko­lej­ny opty­mi­stycz­ny dzień, ale po­nie­waż było dosyć chłod­no, to mu­sia­łem spo­cząć z te­le­fo­nem w ręku na tro­nie.

Za­czą­łem prze­glą­dać newsy, które nie na­pa­wa­ły opty­mi­zmem. Lu­dzie umie­ra­li, a ja, choć opty­mi­stycz­ny na ze­wnątrz, w głębi byłem prze­ra­żo­ny.

Bal trwał w naj­lep­sze i nikt się tym nie przej­mo­wał, pró­bu­jąc ra­to­wać stary po­rzą­dek i uda­jąc, że Ti­ta­nic nie tonie.

– Ta–Ta! – Do rze­czy­wi­sto­ści przy­wo­łał mnie głos Mi­cha­ła.

– Zaraz!

Ogar­ną­łem się, wy­sze­dłem i za­py­ta­łem groź­nie:

– Co jest?

– Tato, tato, a Ma­ciek zro­bił mi kupę. W moje gacie.

– Jak to zro­bił? Jak to w twoje?

– No tak to. – Mój syn bez za­że­no­wa­nia wydał od­głos nor­mal­nie nie­sły­sza­ny na sa­lo­nach. – Prrrr.

– A nie mie­li­ście się uczyć?

– Prze­rwa na pół go­dzi­ny.

– No to idź­cie ry­so­wać czy coś.

Szcze­rze mó­wiąc mia­łem tego ser­decz­nie dosyć, ale za nic ich nie ga­ni­łem, bo mło­dość od za­wsze mu­sia­ła się wy­szu­mieć.

– A on mi zga­pił ży­ra­fę. – Ma­ciek już po mi­nu­cie naj­wy­raź­niej chciał wsz­cząć kłót­nię, więc go ostu­dzi­łem:

– Chło­pa­ki, zaj­mij­cie się sobą i daj­cie mi go­dzi­nę.

W mojej gło­wie aż ki­pia­ło.

Nie­któ­rzy wiesz­czy­li, że na­de­szła trze­cia wojna świa­to­wa. To była racja. Każdy stał się bro­nią, ter­ro­ry­sta, który nie wie o swo­jej nisz­czy­ciel­skiej sile i może za­ra­żać setki nie­świa­do­mych za­gro­że­nia ludzi.

Na­stał czas zmia­ny po­rząd­ku na świe­cie, który zo­stał usta­no­wio­ny po dru­giej woj­nie świa­to­wej. To było coś znacz­nie gor­sze­go niż sy­tu­acja po osiem­dzie­sią­tym dzie­wią­tym, gdy na­de­szło od­prę­że­nie. Wtedy też wal­czo­no, ale broń było widać i zda­rza­ły się sekty, mi­kro­by i gazy, ale te za­bi­ja­ły sto­sun­ko­wo szyb­ko.

Ktoś po­sta­no­wił to zmie­nić i do­pro­wa­dzić do tego, żeby do­bro­byt w Eu­ro­pie i Sta­nach de­fi­ni­tyw­nie prze­szedł na kogoś in­ne­go. Nie wy­star­czy­ło znisz­cze­nie Syrii, za mało spro­wa­dzo­no emi­gran­tów. Tym razem po­su­nię­to się znacz­nie dalej i na razie nie było końca widać.

Ktoś prze­sa­dził i na od­wrot­ne­go ża­łu­je.

Mocno w to wie­rzy­łem, ufa­jąc, że jakoś to bę­dzie.

Naj­bar­dziej żal mi było sta­rusz­ków, któ­rzy gaśli sa­mot­nie w umie­ral­niach opie­ki, zwa­nych nie­słusz­nie do­ma­mi. Żal mi było tego, że od­bie­ra­no im prawo do życia. Bogu ducha win­nych od­ci­na­no od re­spi­ra­to­rów, a wszyst­ko dzia­ło się w imię ra­to­wa­nia im­pre­zo­wi­czów, któ­rzy mieli swoje chal­len­ge’e z li­za­niem kibli.

Bied­ni lu­dzie za­wsze byli w środ­ku tsu­na­mi. To samo dzia­ło się rów­nież teraz i słowo tra­ge­dia tak wielu od­mie­nia­ło przez wszyst­kie moż­li­we przy­pad­ki. Ho­te­la­rze, skle­pi­ka­rze, ko­sme­tycz­ki, fry­zje­rzy, pra­cow­ni­cy warsz­ta­tów, in­flu­en­ce­rzy i ce­le­bry­ci. Wi­sia­ło nam nimi widmo braku je­dze­nia i opie­ki me­dycz­nej, i była to tylko kwe­stia czasu, gdy wyjdą na ulice.

Wi­dzia­łem, kto po­tra­fił się zor­ga­ni­zo­wać. Wy­cho­dzi­ły na wierzch wszel­kie za­kła­ma­nia i wie­lo­let­nie za­nie­dba­nia. Dało się za­uwa­żyć, kto chciał być pierw­szy, i przo­do­wał nawet w nie­chlub­nym ran­kin­gu ilo­ści za­ka­żo­nych. De­mo­ny, głu­po­ta i plany znie­wo­le­nia ob­ję­ły pa­no­wa­nie nad świa­tem.

Je­dy­ną dobrą stro­ną tego kry­zy­su, że lu­dzie nagle za­czę­li być kre­atyw­ni i za­sta­na­wia­li się nad wszyst­kim.

Masy li­czy­ły pie­nią­dze i nie rzu­ca­ły się na nie­ade­kwat­nie dro­gie Sam­sun­gi S20, pró­bo­wa­ły dru­ko­wać dro­gie czę­ści na ta­nich dru­kar­kach 3D i roz­sy­łać leki i żyw­ność dro­na­mi. Pro­pa­go­wa­no e–le­ar­ning, a osiem go­dzin zdal­nej pracy odtąd zna­czy­ło osiem go­dzin i ani mi­nu­ty wię­cej.

Nie mia­łem złu­dzeń, że wszyst­ko bę­dzie jak wcze­śniej – jak ktoś się przy­zwy­czai, że nie musi ku­po­wać te­le­fo­nu co rok, to potem nie bę­dzie tego robić.

Sta­ra­łem się trzy­mać ze swo­imi bom­bel­ka­mi jak naj­da­lej od ca­łe­go tego syfu. Na Net­fli­xie nie mia­łem już co oglą­dać, po­dob­nie na Ama­zo­nie i dla­te­go dla uspo­ko­je­nia sko­ła­ta­nych ner­wów włą­czy­łem YouTu­be:

– Pro­szę księ­dza, bo oglą­da­łem film w wer­sji demo bez ogra­ni­czeń wer­sji demo.

– Tor­ren­ty?

– Uhm.

Oglą­da­łem Hej­te­rów HR, pa­trzy­łem na Mo­to­Bie­dę, Ac­can­tus i filmy od golf­char­lie­232. Za­sta­na­wia­łem się, jak to by było, gdyby ktoś nagle od­ciął wtycz­kę.

Ile kul­tu­ry by wtedy znik­nę­ło? I jak łatwo by­ło­by zma­ni­pu­lo­wać całe spo­łe­czeń­stwa, gdyby zmie­nić te filmy z uży­ciem deep–fake?

– Tata, tata, bo Ma­ciek po­wie­dział… – usły­sza­łem nagle nad głową i od­ru­cho­wo scho­wa­łem to, co oglą­da­łem przed chwi­lą.

– Daj­cie mi spo­kój. Tata pra­cu­je.

– Oglą­da YouTu­be?

– Lek­cje zro­bio­ne gów­nia­rzu? – Prze­sze­dłem do ataku.

– No weź tata. – Mina zrze­dła mojej la­to­ro­śli, ale nie od­pu­ści­łem:

– Pokaż.

Przy­szłość na­ro­du wy­cią­gnę­ła ze­szyt, w któ­rym za­czę­ła czy­tać za­sa­dę za­cho­wa­nia ener­gii:

– Siły od­dzia­ły­wa­nia wza­jem­ne­go dwóch ciał są równe i prze­ciw­nie skie­ro­wa­ne.

– Dla­cze­go tutaj źle pi­sa­łeś? Kar­czy­cho? – po­ka­za­łem ż za­miast rz w sło­wie prze­ciw­nie.

Chło­pak po­pra­wił, a ja za­py­ta­łem:

– To o co tu cho­dzi?

– Na każdą akcję jest prze­ciw­na le­ak­cja.

– Do­brze – za­uwa­ży­łem i po­my­śla­łem sobie, że na­tu­ra ma in­te­li­gent­ną od­po­wiedź na wszyst­ko.

In­te­li­gent­na in­wer­sja. Czło­wiek im­por­to­wał czo­snek z Chin sa­mo­lo­tem, to świat się od­wdzię­czył. Nic tego już nie za­trzy­ma. FED może do­dru­ko­wy­wać bank­no­ty, Intel wy­pusz­czać ko­lej­ne ko­tle­ty, par­tia do­brej zmia­ny prze­gło­so­wać ty­sią­ce po­pra­wek o zdal­nym gło­so­wa­niu, ale nawet to za mało. Mleko się roz­la­ło i teraz to ten, kto pierw­szy sta­nie na nogi, bę­dzie roz­da­wać karty na świe­cie.

– Ta–taaaa! – Z roz­my­ślań wy­rwał mnie Ma­ciek. – A mnie się chce jeść.

– Jesz­cze go­dzi­na chło­pa­ki, na razie daj­cie mi spo­kój.

– Mi­chał, a tata ma nas dosyć.

– Yeeee!

Uda­łem, że ich nie sły­szę, i włą­czy­łem Ostat­ni dzwo­nek z osiem­dzie­sią­te­go dzie­wią­te­go.

– Panie dy­rek­to­rze, pa­pier już roz­dzie­li­łam. – Pa­trzy­łem z szo­kiem na pa­pier to­a­le­to­wy na ekra­nie.

Pew­nie rze­czy się nie zmie­nia­ją.

Przy­po­mnia­ły mi się dan­tej­skie sceny z ostat­nich dni z ca­łe­go świa­ta, gdy wielu bie­da­ków tło­czy­ło się, byle tylko kupić jak naj­wię­cej naj­waż­niej­sze­go to­wa­ru pierw­szej po­trze­by. Nikt, ale to nikt, nie zwra­cał uwagi na to, że może zła­pać wi­ru­sa, waż­niej­sze było, żeby mieć czym po­de­trzeć dupę.

Lu­dzie nie są tacy głupi jak nam się wy­da­je, są dużo głup­si. – Lis miał zde­cy­do­wa­nie rację.

Znów od­pa­li­łem YouTu­be. Tym razem mia­łem ocho­tę na Lo­uisa Ros­sman­na, który pro­wa­dził ser­wis w Nowym Yorku i po­ka­zy­wał, jak mi­lio­ny wy­znaw­ców nowej re­li­gii ro­bio­ne są w wała.

Przy­po­mniał mi się po­grzeb, na któ­rym byłem ja­kieś dwa­dzie­ścia lat wcze­śniej. Ode­szła nasza pro­fe­sor, a jeden ze sta­rych ludzi zła­pał się wtedy na cmen­ta­rzu za serce.

– Nic panu nie jest? – Pod­sze­dłem i za­py­ta­łem.

– Nie, nie, dziec­ko, dzię­ku­ję. – Sta­ru­szek od­parł, a mną coś wstrzą­snę­ło. – Wzią­łem leki, zaraz bę­dzie le­piej.

– Kto to? – za­py­ta­łem chwi­lę póź­niej na stro­nie jed­nej z na­uczy­cie­lek, swoją drogą przy­ja­ciół­ki ro­dzi­ny i rów­nej babki.

– To stary Grzesz­czak. Kie­dyś to był dobry pe­da­gog, ale teraz…

– Czego uczy?

– Hi­sto­rii.

Kilka dni póź­niej spo­tka­łem go w szko­le:

– Panie pro­fe­so­rze.

– Tak.

– Wszyst­ko do­brze?

– A to ty. – Spoj­rzał i uśmiech­nął się. – Do­bro­czyń­ca z cmen­ta­rza. Cie­ka­we, że się py­tasz. Mo­żesz przyj­dziesz w czwar­tek na spo­tka­nia koła?

– Nie, no nie wiem.

– Zrób­my tak. O czwar­tej w trzy­sta sie­dem. Przyjdź, zo­bacz i zde­cy­duj.

Tam­te­go dnia nie mia­łem co robić, więc po­sze­dłem, a tam na te­le­wi­zo­rze Otake le­ciał jakiś film z VHS.

– Od nie­na­wi­ści broń mnie Boże. – Młody chło­pak grał na gi­ta­rze.

Pro­fe­sor jakby do­pie­ro po chwi­li mnie za­uwa­żył, zro­bił wtedy pauzę pi­lo­tem i po­wie­dział:

– Słabe czasy two­rzą moc­nych męż­czyzn. Mocni męż­czyź­ni two­rzą słabe czasy. In­te­li­gent­na in­wer­sja Dla­te­go uwa­żam, że PRL nie był taki zły. Stwo­rzył mą­drych, a przy­naj­mniej za­rad­nych, ludzi. Po nich przy­szło to, co teraz. Hi­sto­ria kołem się toczy.

Za­wsze mia­łem to przed ocza­mi, gdy wi­dzia­łem filmy Ros­sman­na. Przez lata na­pra­wa elek­tro­ni­ki była nie­mod­na. Za­chły­śnię­ci zgni­łym za­cho­dem wo­le­li­śmy ku­po­wać, ku­po­wać, i jesz­cze raz ku­po­wać. Czas za­sa­dy plan­ned ob­so­len­ce to czas upad­ku, w końcu jed­nak wy­szło to nam tak mocno bo­kiem, że przy­szli oni. Da­niel Ra­ko­wiec­ki. Wa­vePC. Maj­ste­rek. Ros­smann. Oni i ty­sią­ce in­nych zna­leź­li spo­sób na do­tar­cie do klien­tów.

– Ta–to, ta–to, ite­ra­cję mam pod łóż­kiem. – Usły­sza­łem przy uchu.

– A wiesz, co to jest ite­ra­cja?

– To, co mam pod łóż­kiem.

– Oj, daj mi spo­kój. Prze­śpię się.

– Mi­chał, a tata chce spo­ko­ju!

– Yeeee!

Po­ło­ży­łem się na łóżku i za­czą­łem przy­sy­piać my­śląc o tym, że za­sa­da in­te­li­gent­nej in­wer­sji zo­sta­ła tak głę­bo­ko wbu­do­wa­na we wszech­świat. Akcja. Re­ak­cja. Przy­czy­na. Sku­tek. Jak je­steś dobry, to lu­dzie cię utrą­ca­ją. Nikt nie mówi praw­dy, bo to się wiąże z kon­se­kwen­cja­mi. Jak się po­sta­wisz w pracy, to mo­żesz wy­le­cieć. Zro­bisz re­wo­lu­cję, to ona cię pożre. Zbu­du­jesz coś do­sko­na­łe­go, to nie bę­dziesz po­trzeb­ny. Idziesz do sądu, to sta­rasz przy­po­do­bać się sę­dzie­mu. Gdy uczest­ni­czysz w kon­kur­sach, mu­sisz tra­fić w gusta loży.

Nie warto być zbyt do­brym i zbyt złym… a naj­le­piej być dziec­kiem.

Synku, wy­sze­dłeś na ludzi. A już się bałam, że bę­dziesz… inny niż wszy­scy. – Mia­łem wra­że­nie, że za­sy­pia­jąc sły­szę swoją ma­tu­lę, która nigdy nie była zwo­len­ni­kiem dzie­cię­cej ra­do­ści.

Koniec

Komentarze

To­ma­szu, trzy tek­sty jed­ne­go dnia to o dwa za dużo. :(

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć, To­ma­szug.

W przed­mo­wie pi­szesz, że w naj­bliż­szych kilku dniach bę­dziesz po­pra­wiał. W takim razie moje czy­ta­nie po­zba­wio­ne jest więk­sze­go sensu. Wspo­mi­nasz rów­nież o pu­blicz­nej becie. Hmm, nie ro­zu­miem. Trak­tu­jesz forum jak ze­szyt, a użyt­kow­ni­ków jak au­to­ma­tycz­na ko­rek­tę?

 

Do opka. 

Skła­da się ze scen­ki z chłop­ca­mi i kilku prze­my­śleń głów­ne­go bo­ha­te­ra. Spę­dza­nie czasu z dzieć­mi przy­jem­nie opi­sa­ne, co zdra­dza wpra­wę w pi­sa­niu. Za­pew­ne zda­jesz sobie spra­wę z po­wie­la­nia ste­reo­ty­pów i sche­ma­tów?

Fan­ta­sty­ki – brak, a ka­te­go­ria jest.

Fa­bu­ła – nie ma. Hi­sto­rii ni­ja­kiej też nie.

Dia­lo­gi – są. Na­tu­ral­ne i po­do­ba­ją mi się, jed­nak zwróć uwagę na prze­cią­gnię­cie ich, każdy ko­lej­ny coraz mniej wnosi.

Po­praw­ność – o oczko le­piej niż w po­przed­nim.

piąt­ko­wa asy­lum.

 

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Taki ko­men­tarz na temat bie­żą­cych wy­da­rzeń i spe­ku­la­cja do­ty­czą­ca tego, co może się wy­da­rzyć. Cał­kiem cie­ka­wie się czy­ta­ło, tylko wy­da­je mi się, że jeśli mia­ło­by dzia­łać jako opo­wia­da­nie, wy­pa­da­ło­by tro­chę wy­czy­ścić wątki nie­zwią­za­ne bez­po­śred­nio z sy­tu­acją “oj­ciec i dwóch ma­łych synów w domu pod­czas kwa­ran­tan­ny” i re­flek­sją na temat “in­te­li­gent­nej in­wer­sji”. Na przy­kład ten star­szy na­uczy­ciel po­ja­wia­ją­cy się na cmen­ta­rzu spra­wia jak dla mnie wra­że­nie nie­po­trzeb­ne­go. A przy­naj­mniej można, by go bar­dziej skró­to­wo umie­ścić, jeśli uwa­żasz, że jego aka­pit o “sil­nych męż­czy­znach i sła­bych cza­sach” jest ważny.

Do tego może gdyby roz­wi­nąć opis tej sy­tu­acji: co się stało z żoną bo­ha­te­ra, ja­kieś szcze­gó­ły wi­zu­al­ne, takie rze­czy, po­zwo­li­ło­by to czy­tel­ni­ko­wi bar­dziej się wczuć.

Dzię­ku­ję wam za po­świę­ce­nie czasu i uwagi. Wszyst­ko no­tu­ję, przy od­po­wied­nim sta­nie pew­nie będę uzu­peł­niał.

 

Asy­lum – prze­pra­szam, je­że­li od­nio­słaś wra­że­nie, że (cy­tu­ję) “Trak­tu­jesz forum jak ze­szyt, a użyt­kow­ni­ków jak au­to­ma­tycz­na ko­rek­tę”.

Chciał­bym dzie­lić się róż­ny­mi prze­my­śle­nia­mi. Chciał­bym pu­bli­ko­wać ko­lej­ne wer­sje tek­stów. Robić rze­czy coraz do­sko­nal­sze i lep­sze.

Pi­sa­łem tylko, że nie można wrzu­cić tu tek­stu pu­blicz­nie z ozna­cze­niem beta. Nic wię­cej – gdyby to był mój ze­szyt, to na pewno tek­sty by miały znacz­nie wię­cej błę­dów. Sta­ram się tego unik­nąć i czy­tam je wie­lo­krot­nie.

Jeśli chcesz be­to­wać, wrzuć na betę, a wtedy można na spo­koj­nie po­roz­ma­wiać. 

Ale, ale, pa­mię­taj, że tra­fi­łeś do Kra­iny Wza­jem­no­ści, czyli obie stro­ny pra­cu­ją, co ozna­cza… zgad­nij kotku? 

Pod­po­wia­dam: ko­men­to­wa­nie opo­wia­dań in­nych osób i jako taki wkład. Faj­nie, że od­po­wia­dasz pod swoim opo­wia­da­niem, to jest już coś. :-)

 

Link do jed­ne­go z licz­nych po­moc­ni­ków, autor Fin­kla, do­ty­czy zbie­ra­nia ko­men­ta­rzy. Inne linki wklei Ci NWM, kiedy do­trze (też piąt­ko­wy).

http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

No dobra, a gdzie tu jest fan­ta­sty­ka?

Jak na fa­ce­ta, który się cie­szy ze spę­dza­nia czasu z dzieć­mi, to po­dej­rza­nie czę­sto zbywa synów byle czym, aby się tylko od­cze­pi­li i dali mu świę­ty spo­kój, żeby mógł sobie filmy oglą­dać.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka