- Opowiadanie: Idaho - Na próżno

Na próżno

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

thargone, Finkla

Oceny

Na próżno

– Dla­cze­go? – za­py­ta­ła Sarah, przy­tu­la­jąc się mocno.

Obłok pary z ust żony znik­nął szyb­ko w ciem­no­ści. Za­skrzy­piał śnieg pod bu­ta­mi, choć sta­li­śmy prak­tycz­nie w bez­ru­chu. Zde­cy­do­wa­li­śmy, że nie bę­dzie­my bu­dzić dzie­ci. Do­tar­ło do mnie, że mi­łość ma ol­brzy­mią moc, tylko cza­sem jest zu­peł­nie bez­rad­na.

– Nie wiem – od­po­wie­dzia­łem, pa­trząc na da­le­ki ho­ry­zont. – Chwyć mnie za rękę.

*

Po pół­no­cy za­ob­ser­wo­wa­no pierw­szą ano­ma­lię. Wy­pa­trzył to przez przy­pa­dek jakiś ama­tor z Ka­na­dy, szu­ka­jąc w wol­nym cza­sie Ni­bi­ru – na­szej nie­uchron­nej za­gła­dy, we­dług stu już chyba prze­po­wied­ni. Spraw­dził to kilka razy, w końcu wrzu­cił zdję­cia na forum astro­no­mów i do sieci. Go­dzi­nę póź­niej wszyst­kie na­ziem­ne te­le­sko­py obu Ame­ryk skie­ro­wa­ne były w tamtą stro­nę nieba. Gdyby cho­dzi­ło o coś ma­łe­go, pew­nie jego wpisy prze­szły­by bez echa. Ale to zga­sła ga­lak­ty­ka IC 1101. Naj­więk­sza.

Po ko­lej­nym kwa­dran­sie za­czę­ły się po­ja­wiać wia­do­mo­ści w me­diach. Pierw­sze zdję­cia z Hub­ble’a i na­ziem­nych ob­ser­wa­to­riów oma­wia­li eks­per­ci, na­pręd­ce ścią­ga­ni do stu­diów w kra­jach, gdzie nie był to aku­rat śro­dek nocy. Mó­wi­li o rze­czach, na któ­rych się znali naj­le­piej, czyli o eks­plo­ra­cji, osią­gnię­ciach i wy­zwa­niach, eks­pre­syj­nie wy­ko­rzy­stu­jąc swoje pięć minut.

– To zdję­cie „sprzed” a to obraz „live”. – Tak jeden z pod­eks­cy­to­wa­nych na­ukow­ców tłu­ma­czył po­dzie­lo­ny na pół ekran, naj­wy­raź­niej uzna­jąc wi­dzów za pół­in­te­li­gen­tów. Prze­ko­ny­wał z po­czu­ciem wyż­szo­ści i cha­rak­te­ry­stycz­nym uśmie­chem znaw­cy wie­dzy ta­jem­nej, że to po pro­stu nowa ano­ma­lia, ale ludz­kość w końcu zna mi­liar­dy ga­lak­tyk, więc za­wsze może się zna­leźć coś no­we­go. Że to nic ta­kie­go. Ot, taka chwi­lo­wa sy­tu­acja, w któ­rej nie widać naj­dal­szych ga­lak­tyk. Ko­lej­na cie­ka­wost­ka astro­no­micz­na, do wy­ja­śnie­nia. Tro­chę się za­jąk­nął, gdy na pre­zen­to­wa­nym ob­ra­zie za­ciem­ni­ły się ko­lej­ne dwie, ozna­czo­ne jako znacz­nie bliż­sze. Po chwi­li cała gro­ma­da z Abel 2029 po pro­stu znik­nę­ła z ekra­nu, po­zo­sta­wia­jąc po sobie je­dy­nie czerń.

– Mamy obraz z in­ne­go źró­dła? – za­py­tał skon­ster­no­wa­ny. – Coś z Ata­ca­my?

Obraz z te­le­sko­pu optycz­ne­go E-ELT nie po­pra­wił jed­nak wi­docz­no­ści.

– Za duże po­więk­sze­nie, dla­te­go wi­dzi­my tylko czar­ny obraz – za­uwa­żył przy­tom­nie re­dak­tor pro­wa­dzą­cy roz­mo­wę w stu­dio.

W końcu zna­leź­li w necie jakiś prze­kaz z te­le­sko­pu ogar­nia­ją­ce­go więk­szą po­wierzch­nię, z wciąż do­sko­na­łą roz­dziel­czo­ścią. Co kilka minut gasł ko­lej­ny rój. Na­uko­wiec był już bez­rad­ny wobec tego fe­no­me­nu, wga­pia­jąc się wraz z in­ny­mi w ekran.

Naj­więk­sze sta­cje te­le­wi­zyj­ne za­czę­ły prze­ry­wać swoje pro­gra­my, aby po­ka­zy­wać obraz nieba. Ekipa z CNN do­je­cha­ła w mię­dzy­cza­sie do sie­dzi­by NASA w Wa­szyng­to­nie. Tro­chę trwa­ło, zanim zo­sta­li wpusz­cze­ni do środ­ka. W końcu po­łą­czy­li się na żywo. Prze­kaz ru­szył na cały świat.

– Czy coś nam grozi? – za­py­ta­ła od razu młoda re­por­ter­ka dy­rek­to­ra agen­cji, nie tra­cąc czasu na ety­kie­tę.

Stali w głów­nym holu, sala kon­fe­ren­cyj­na po pół­no­cy była oczy­wi­ście za­mknię­ta i nie­przy­go­to­wa­na na taki nagły na­jazd. Ochro­na pla­ców­ki zwar­ła szyki, wi­dząc jak do­bie­ga­ją też re­por­te­rzy z in­nych sta­cji, z wy­sta­wio­ny­mi przed sobą mi­kro­fo­na­mi, jakby to był klu­czo­wy atak pie­cho­ty na daw­nym fron­cie, z ba­gne­ta­mi za­ło­żo­ny­mi na lufy ka­ra­bi­nów. Jay Henn, Dy­rek­tor NASA spoj­rzał na lekko wy­stra­szo­ną re­por­ter­kę.

– Nie sądzę – od­parł spo­koj­nie. – To, co wi­dzi­my, to tylko obraz. Gdyby rze­czy­wi­ście szło ja­kieś ko­smicz­ne tsu­na­mi, po­chła­nia­ją­ce ko­lej­ne ga­lak­ty­ki, mu­sia­ło­by osią­gnąć pręd­kość mi­liar­dy razy więk­szą od pręd­ko­ści świa­tła. W na­szym wszech­świe­cie to fi­zycz­nie nie­moż­li­we.

– Ale to się dzie­je! Czy NASA nie jest w sta­nie wy­tłu­ma­czyć tego zja­wi­ska?

– Ludz­kość nie wie wielu rze­czy. Nawet tego, skąd się wziął nasz wszech­świat.

– Czyli nic nie wiemy? – za­py­tał ktoś z tyłu.

– Czy czeka nas za­gła­da? Jakie mamy szan­se? – Dzien­ni­ka­rze za­czę­li się prze­krzy­ki­wać.

Henn pod­niósł ręce pro­sząc o spo­kój.

– Pro­szę nie stra­szyć ludzi! – Uśmiech­nął się. – Nie będę od­po­wia­dał, jeśli nie bę­dzie ciszy. Naj­pierw pani. – Wska­zał na re­por­ter­kę CNN.

– Ile mamy czasu do ude­rze­nia? To na pewno pana agen­cja już ob­li­czy­ła – za­py­ta­ła, gdy się wszy­scy uci­szy­li.

Jej ka­me­rzy­sta znie­ru­cho­miał, jakby fil­mo­wał naj­bar­dziej pło­chli­we zwie­rzę świa­ta z bar­dzo bli­skiej od­le­gło­ści. Może nawet był świa­dom tego, że tak jak on, przed te­le­wi­zo­ra­mi za­mar­ło w bez­ru­chu ponad dwa mi­liar­dy ludzi. Świat wstrzy­mał od­dech.

Dy­rek­tor spoj­rzał na dzien­ni­kar­kę. Naj­pierw chciał ją zbyć, miał za­wsze przy­go­to­wa­ne kilka kwe­stii na takie ofen­syw­ne py­ta­nia. Było jed­nak coś w jej oczach, bar­dzo da­le­kie od na­pa­stli­wej re­to­ry­ki. Cie­ka­wość, za­ufa­nie, in­te­li­gen­cja. Za­tro­ska­nie. Wła­ści­wie nie miało to już zna­cze­nia.

– Około go­dzi­ny – po­wie­dział.

Ka­me­rzy­sta po­ru­szył się ner­wo­wo. Komuś spadł dyk­ta­fon na pod­ło­gę.

– Dla­cze­go więc nie je­dzie pan do swo­jej ro­dzi­ny? – Sko­rzy­sta­ła jesz­cze z szoku i ciszy. Li­czy­ła na ja­kieś wy­tłu­ma­cze­nie, że jed­nak to nic ta­kie­go.

Henn zer­k­nął w stro­nę obiek­ty­wu. Czer­wo­na dioda ja­rzy­ła się nad czar­nym szkłem, in­for­mu­jąc o wciąż ak­tyw­nym prze­ka­zie.

– Co­kol­wiek to jest, fala an­ty­ma­te­rii, gra­wi­ta­cji, nie­zna­nych czą­stek, po pro­stu re­se­tu­je wszech­świat. – Spoj­rzał znów na py­ta­ją­cą go dziew­czy­nę. – Nie zdążę.

Pa­trzy­li przez chwi­lę na sie­bie.

– Dzię­ku­ję – po­wie­dzia­ła dzien­ni­kar­ka i od­wró­ci­ła się po­wo­li do ka­me­ry.

Za­zwy­czaj do­po­wia­da­ła kilka zdań na za­koń­cze­nie re­la­cji. Wszyst­ko jed­nak nagle stra­ci­ło sens – wy­uczo­na ra­dość i opty­mizm, uda­wa­ne uśmie­chy bądź wzbu­rze­nie, w za­leż­no­ści od sy­tu­acji, mru­gnię­cia jed­nym okiem. Wokół niej wró­ci­ły krzy­ki. Har­mi­der i tak za­głu­szył­by jej ko­men­tarz.

– Czyli to ko­niec – po­wie­dzia­ła cicho i za­sło­ni­ła z emo­cji usta dło­nią.

Chcia­ła jesz­cze coś po­wie­dzieć, ale sta­cja prze­rwa­ła trans­mi­sję.

*

I tak sta­li­śmy przed świ­tem, trzy­ma­jąc się za ręce. Śnieg jesz­cze skrzył się w świe­tle księ­ży­ca, choć czer­wo­ne skrzy­dło już wsta­wa­ło, wy­pie­ra­jąc czerń znad da­le­kich gór Ju­ko­nu. Gwiazd było jakby mniej, i na­dziei. Świat za­chwy­cał su­ro­wym pięk­nem, przy­po­mi­na­jąc nam, czym je­ste­śmy. Cze­ka­li­śmy smut­ni, wpa­trze­ni w niebo, bez­sen­sow­nie wie­rząc, że za­uwa­ży­my tę chwi­lę. Na próż­no.

 

Koniec

Komentarze

Ot, taka chwi­lo­wa sy­tu­acja, w któ­rej widać naj­dal­szych ga­lak­tyk. – coś tu się w tym zda­niu po­sy­pa­ło, może cze­goś za­bra­kło

 

Naj­więk­sze sta­cje te­le­wi­zyj­ne za­czę­ły prze­ry­wać pro­gram – brzmi, jakby wiele sta­cji nada­wa­ło jeden pro­gram

 

Stali w głów­nym holu, sala kon­fe­ren­cyj­na po pół­no­cy była oczy­wi­ście za­mknię­ta i nie­przy­go­to­wa­na na taki wjazd. – jakoś dziw­nie mi to brzmi

 

Czuję nie­do­syt. Bra­ku­je mi ja­kiejś przy­czy­ny, ge­ne­zy zni­ka­nia ga­lak­tyk. Bra­ku­je mi emo­cji i kli­ma­tu. Tekst jest na nie za krót­ki i za szyb­ko wszyst­ko jest po­ka­za­ne.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Śnią­ca, dzię­ki!

W pierw­szym wspo­mnia­nym zda­niu za­bra­kło “nie”, po­pra­wi­łem. I dalej:

Pro­gram – swoje pro­gra­my, za­miast wjaz­du – “nagły na­jazd”.

Ogól­nie – wła­śnie nie chcia­łem wy­oślić tej przy­czy­ny. Tu istot­ny jest po­czą­tek i ko­niec – kim je­ste­śmy w skali wszech­świa­ta. Dla zwy­kłe­go czło­wie­ka nie ma zna­cze­nia czy za­bi­ją nas ja­kieś cząst­ki jesz­cze nie na­zwa­ne czy ja­kieś pro­mie­nio­wa­nie, czy też czar­na bądź szara ma­te­ria. O to cho­dzi­ło.

Po­zdra­wiam!

Tak się do­my­śla­łam, bo ina­czej po­czą­tek i koń­ców­ka w ze­sta­wie­niu z resz­tą nie mia­ły­by sensu. Ale tro­chę wła­śnie ten śro­dek zabił w moim od­czu­ciu to wra­że­nie. Ale to tylko mój od­biór.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Tekst fak­tycz­nie krót­ki ale nie uwa­żam tego za wadę. Moim zda­niem mo­żesz pójść w dwie (no może trzy stro­ny). Nie od­po­wia­dać na żadne py­ta­nia sta­wia­jąc ich jesz­cze wię­cej i po­przez za­cho­wa­nia, emo­cje bo­ha­te­rów skło­nić czy­tel­ni­ka do re­flek­sji. Inna opcją jest roz­bu­do­wa­nie, ro­bie­nie z tego opo­wia­da­nia akcji o smut­nym za­koń­cze­niu. Trze­cią opcją jest syn­te­za dwóch po­przed­nich (ale nie wiem czy to bę­dzie dobre).

Nie wiem co chcia­łeś osią­gnąć tym tek­stem. Re­flek­sję? Za mało kon­tek­stu. Wzru­sze­nie? Za mało emo­cji. Uka­za­nie bez­na­dziej­no­ści świa­ta i tego że czło­wiek jest bez­bron­ny wobec sił ko­smo­su? Za mało roz­bu­do­wa­ne.

To wszyst­ko nie ozna­cza jed­nak że tekst jest zły. Jest dla mnie po pro­stu za mało roz­bu­do­wa­ny.

Pisz to co chciał­byś czy­tać, czy­taj to o czym chcesz pisać

A mi z kolei zro­bi­ło się bar­dzo emo­cjo­nal­nie. Prze­mó­wi­ło do mnie. :) Nie­uchron­ność za­gła­dy i ta nie­wia­do­ma spo­tę­go­wa­ły efekt. I te śpią­ce dzie­ci, któ­rych nie chcie­li bu­dzić. Jak ma­wia­ją w me­mach: right in the feels. ;) 

 

Zapis po­do­bał mi się tro­chę mniej, ale nie prze­szko­dził w od­bio­rze:

 

Na po­czą­tek in­ter­punk­cja:

– Dla­cze­go? – za­py­ta­ła Sarah(,+) przy­tu­la­jąc się mocno.

– Za duże po­więk­sze­nie, dla­te­go wi­dzi­my tylko czar­ny obraz – za­uwa­żył przy­tom­nie re­dak­tor(,+) pro­wa­dzą­cy roz­mo­wę w stu­dio.

Tro­chę trwa­ło(,+) zanim zo­sta­li wpusz­cze­ni do środ­ka, w końcu po­łą­czy­li się na żywo.

To zda­nie le­piej by mi brzmia­ło, gdyby było roz­bi­te na dwa.

Gdyby rze­czy­wi­ście szło ja­kieś ko­smicz­ne tsu­na­mi(,+) po­chła­nia­ją­ce ko­lej­ne ga­lak­ty­ki, mu­sia­ło­by osią­gnąć pręd­kość mi­liar­dy razy więk­szą od pręd­ko­ści świa­tła.

Ochro­na pla­ców­ki zwar­ła szyki(,+) wi­dząc(,-) jak do­bie­ga­ją też re­por­te­rzy z in­nych sta­cji(,-) z wy­sta­wio­ny­mi przed sobą mi­kro­fo­na­mi, jakby to był klu­czo­wy atak pie­cho­ty na daw­nym fron­cie, z ba­gne­ta­mi za­ło­żo­ny­mi na lufy ka­ra­bi­nów.

Nie je­stem pe­wien, ale ja z in­ter­punk­cją bym za­mie­szał tak. :)

za­py­ta­ła młoda re­por­ter­ka dy­rek­to­ra agen­cji, nie tra­cąc czasu na ety­kie­tę.

Za­zna­czo­ny frag­ment jest dla mnie tro­chę nie­czy­tel­ny. Może tak: “Młoda re­por­ter­ka skie­ro­wa­ła py­ta­nie do dy­rek­to­ra agen­cji, nie tra­cąc czasu na ety­kie­tę.”?

– Ile mamy czasu do ude­rze­nia? To na pewno pana agen­cja już to ob­li­czy­ła – za­py­ta­ła, gdy się wszy­scy uci­szy­li.

Po­wtó­rze­nie się za­plą­ta­ło.

 

Ogól­nie short bar­dzo mi się po­do­bał. Po­zdra­wiam.

 

PS. No na­praw­dę dawno żaden tekst tak mnie nie po­ru­szył! :D

Naj­pierw pani – wska­zał na re­por­ter­kę CNN.

 

Jak dla mnie zły zapis dia­lo­gu. 

 

– Czy czeka nas za­gła­da? Jakie mamy szanse?– Dzien­ni­ka­rze za­czę­li się prze­krzy­ki­wać.

 

Brak spa­cji. 

 

Po­do­ba­ło mi się. Świat, który się re­se­tu­je, tro­chę jak pro­gram kom­pu­te­ro­wy, nie pa­trząc na to jakie mamy plany i ważne “spra­wy” do za­ła­twie­nia. 

 

 

Bar­dzo dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze i opi­nie (tu eKu­ba­139 no i Śnią­ca).

Do­dat­kow dla Fi­li­paPa­try­ka Mi­kul­skie­go za wy­ła­pa­ne błedy (po­wi­nie­nem wrzu­cić na betę…)

Po­zdra­wiam !!

Masz fa­bu­łę, ale za­bra­kło ci bo­ha­te­rów.

Roz­po­czy­nasz od scen­ki oso­bi­stej, i jak mi się zdaje, koń­czysz tą samą parą, to ładna klam­ra, ale bo­ha­te­rów wciąż przy­ma­ło. Do­ło­żył­bym ze dwie scen­ki z nimi, co wiąże się z tym, że opo­wia­da­nie bym roz­bu­do­wał. Ważne też, by za­gro­że­nie rosło. A wiesz, naj­le­piej się udaje, jak tra­fisz do emo­cji, trud­no kiedy wio­dą­cych bo­ha­te­rów co kot na­pła­kał.

A zatem:

1, część środ­ko­wą roz­bij na dwa frag­men­ty, w pierw­szym niech twoi wio­dą­cy bo­ha­te­ro­wie, któ­rzy na końcu pa­trzą w niebo, lek­ce­wa­żą za­gro­że­nie. Ot, cie­ka­wost­ka. Zer­k­ną na te­le­wi­zję, gdzie ko­men­ta­to­rzy mą­drzą się i błysz­czą w świe­tle kamer, oglą­da­ną przy­pad­kiem, on niech powie:

– Ko­cha­nie, gwiaz­dy gasną.

– Co ty po­wia­dasz?

– Na­praw­dę, po­słu­chaj.

I słu­cha­ją chwi­lę, ale bez wiel­kie­go na­pię­cia. Stop­niuj za­gro­że­nie.

A na ze­wnątrz dzie­ci się bawią, Dzie­ci za­wsze wzmac­nia­ją prze­kaz emo­cjo­nal­ny, więc niech na przy­kład znie­ru­cho­mie­ją i cały świat wokół nich. Po­nad­to to takie wpro­wa­dze­nie od­bior­cy w błąd, a po co ma wie­dzieć przed­wcze­śnie, że ko­niec świa­ta dla wszyst­kich, niech po­dej­rze­wa co in­ne­go.

W dru­gim frag­men­cie podaj ten ko­mu­ni­kat od NASA z moc­nym prze­ka­zem, że świat się koń­czy, ona chce iść do dzie­ci, by je przy­tu­lić, on niech powie, że le­piej, by spały, za­pew­ni, że zo­sta­nie z nią do końca.

2.drobiazgi, czyli, po­ro­zu­mie­wa­ją się bez słów, są do­pa­so­wa­ni, do­brze im ze sobą, więc taki kres świa­ta to dla nich krzyw­da.

3. Za­kończ jesz­cze moc­niej­szym oso­bi­stym prze­ka­zem.

czyli:

– Wiesz, że za­wsze cię ko­cha­łem.

– I ja cie­bie ko…

Takie urwa­nie wy­star­czy, wia­do­mo, co dalej.

Rzecz­ka nie­du­ża i nie­głę­bo­ka, choć prze­być ją łatwo, bo tu wszę­dzie same pły­ci­zny, to most na niej. A na mo­ście myt­nik z kil­ko­ma zbroj­ny­mi po­moc­ni­ka­mi.

Wszyst­ko o czym pi­szesz dzie­je się zbyt szyb­ko, zbyt nagle. Nim zdą­ży­ło do mnie do­trzeć, że świat ginie, już była ostat­nia krop­ka.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ja­stek Te­li­ca

Tak, masz pew­nie rację, da­ło­by się zro­bić z tego nor­mal­ne opo­wia­da­nie z więk­szym udzia­łem głów­nych bo­ha­te­rów. Faj­nie to po­ukła­da­łeś. Ja oso­bi­ście nie lubię jed­nak pa­to­su “ko­cham cię w ob­li­czu za­gła­dy”, no i za­rżnął­bym pewną me­lan­cho­lię. A ge­ne­za szor­ta jest taka, że naj­pierw mnie na­tchnę­ło z ostat­nim aka­pi­tem, a potem do­bu­do­wa­łem tło. Twój ko­men­tarz jed­nak jest bar­dzo celny, nie wi­dzia­łem tego z ta­kiej per­spek­ty­wy, będę o tym pa­mię­tał gdy mnie znowu na­tchnie.

re­gu­la­to­rzy

Nie­szczę­ścia czę­sto spa­da­ją jak grom z ja­sne­go nieba, nie chcia­łem tego roz­cią­gać. Tak jak pi­sa­łem po­wy­żej, naj­waż­niej­szy jest ostat­ni aka­pit, taka pro­por­cja mi od­po­wia­da­ła. Przy­kro mi, że się ogól­nie nie spodo­ba­ło, dzię­ku­ję za tę uwagę.

Po­zdra­wiam!!

Ależ, Idaho, to że od­nio­słam wra­że­nie ga­lo­pu­ją­ce­go tempa, wcale nie zna­czy, że szort mi się nie spodo­bał. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Też uwa­żam, że za krót­ko. 

W ogóle nie prze­pa­dam za szor­ta­mi, bo gdy nie ma miej­sca na zło­żo­ną fa­bu­łę, gdy bra­ku­je prze­strze­ni na po­rząd­ne roz­wi­nię­cie bo­ha­te­rów, a i na so­lid­ne zbu­do­wa­nie kli­ma­tu czasu nie za­wsze sta­nie, je­dy­nym, co czyni szort świet­nym i nie­za­po­mnia­nym jest (obok zna­ko­mi­te­go warsz­ta­tu oczy­wi­ście) jakiś klej­no­cik, bomba, ory­gi­nal­ny, zwa­la­ją­cy z nóg chwyt, albo wspa­nia­ły po­mysł. 

A tutaj jest tro­chę emo­cji, jest tro­chę na­stro­ju zbu­do­wa­ne­go na kon­fron­ta­cji z nie­unik­nio­nym, ale o ta­jem­ni­czej, nie­uchron­nej za­gła­dzie po­wsta­ło chyba wię­cej wsze­la­kich maści utwo­rów, niż wy­dru­ko­wa­nych eg­zem­pla­rzy Bi­blii. Trze­ba cze­goś na­praw­dę spe­cjal­ne­go, by za­chwy­cić (ba, nawet zwró­cić uwagę) czy­tel­ni­ka. "Na próż­no" tego nie ma, co wię­cej cier­pi na więk­szość szor­to­wych przy­pa­dło­ści, czyli po­śpiech, pro­sto­ta (choć ta nie za­wsze jest wadą) i zdaw­ko­wo po­trak­to­wa­ni bo­ha­te­ro­wie. 

Ale warsz­tat masz dobry, tekst jest po­rząd­nie na­pi­sa­ny, czy­ta­ło się bar­dzo do­brze. A i (nie)przy­jem­nej me­lan­cho­lii było tam sporo, zwłasz­cza, że taki ko­niec, w for­mie pro­ste­go wy­cią­gnie­cia wtycz­ki, dużo smut­niej­szy jest niż efek­tow­na, dra­ma­tycz­na apo­ka­lip­sa eks­plo­zji. 

I choć ja się nie za­chwy­cam, to innym tekst z pew­no­ścią może się po­do­bać. Na pewno za­słu­gu­je na bi­blio­te­kę. 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Ko­lej­na wa­ria­cja na temat “Gwiaz­dy” Her­ber­ta Geo­r­ge’a Wel­l­sa. Nie jest to wadą, w końcu nie ist­nie­ją w pełni ory­gi­nal­ne po­my­sły, ory­gi­nal­ne może być co naj­wy­żej ich uję­cie. Jed­nak po “Me­lan­cho­lii” Larsa von Trie­ra może być trud­no wy­wo­łać na­le­ży­te wra­że­nie tego ro­dza­ju te­ma­ty­ką. Ale na przy­kład Ar­thur C. Clar­ke w opo­wia­da­niu “Dzie­więć mi­liar­dów imion Boga” wy­szedł z po­dob­ne­go, co Wells, punk­tu – czyli od za­gra­ża­ją­cej Ziemi ko­smicz­nej ka­ta­stro­fy – tyle że ob­ró­cił to za­gad­nie­nie o 180 stop­ni. Opo­wia­da­nie Clar­ke’a też jest już wpraw­dzie le­ci­we, ale po­ka­zu­je, że jak się za­sta­no­wić, to nawet z ba­nal­ne­go te­ma­tu można wy­cią­gnąć coś ory­gi­nal­ne­go.

Thar­go­ne – dzię­ki za ko­men­tarz i bi­blio­te­kę. Po­śpiech w szor­cie wy­ni­kał z za­ło­że­nia, że cała akcja trwa max kilka go­dzin, a do­ty­czy­ła skali glo­bal­nej. Nie wi­dzia­łem jesz­cze szor­ta, za­łóż­my na jedną stro­nę tek­stu, z głę­bo­kim rysem psy­cho­lo­gicz­nym kilku głów­nych bo­ha­te­rów. Tak jak wielu uważa, ze mną zresz­tą włącz­nie, jest tyle opo­wia­dań na temat za­gła­dy, że czy­ta­nie ko­lej­ne­go by­ło­by ra­czej nudne. Dla­te­go taki krót­ki tekst. Bar­dziej cho­dzi­ło o na­strój z po­cząt­ku i końca niż opis tech­nicz­ny.

 

Mar­cin Ro­bert – rów­nież dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie. Wy­mie­niać można dalej i sze­rzej. Można, dla przy­kła­du, po­wo­łać się na film “Ostat­ni brzeg”, skoro wspo­mi­na­my von Trie­ra. Dla mnie w tam­tym fil­mie le­piej od­da­ny był na­strój ocze­ki­wa­nia na apo­ka­lip­sę, cho­ciaż z innej przy­czy­ny. Nie za­mie­rza­łem w tym szor­cie od­kry­wać Ame­ry­ki, nie szu­ka­łem ab­so­lut­nie no­wa­tor­skich po­my­słów od­no­śnie po­ten­cjal­nej za­gła­dy. Chcia­łem po­ka­zać na­strój chwi­li bez­rad­ne­go ocze­ki­wa­nia na “zdmuch­nię­cie”, mu­sia­łem więc choć krót­ko opi­sać przy­czy­nę.

 

Po­zdra­wiam!

Idaho, po­do­ba­ło mi się :-) uka­za­łeś kru­chość ludz­kie­go życia za­rów­no w skali glo­bal­nej jak i jed­nost­ko­wej. Po­zdra­wiam

Spraw­nie na­pi­sa­ne, ale chcia­ło­by się cze­goś wię­cej.

Ory­gi­nal­ne nie jest – “ty, ja i za­gła­da” to po­pu­lar­ny motyw.

Jeśli do­brze zro­zu­mia­łam, gasły gwiaz­dy z róż­nych stron, ob­ser­wo­wa­ne przez różne te­le­sko­py. A taka sy­tu­acja za­wsze stro­szy moje pióra – wra­ca­my do sta­re­go prze­ko­na­nia, że Zie­mia jest pęp­kiem Wszech­świa­ta. Strasz­nie zły i wiel­ki rekin okrą­ża bez­rad­ną bie­dacz­kę, po­ły­ka­jąc oko­licz­ne świe­ci­deł­ka. No, nie widzę uza­sad­nie­nia dla ta­kie­go za­gra­nia.

Co in­ne­go, gdyby jakaś amba zże­ra­ła gwiaz­dy po­czy­na­jąc od ja­kie­goś punk­tu. Na przy­kład od Ga­lak­ty­ki An­dro­me­dy. Na po­cząt­ku nikt nic nie za­uwa­ża. Potem astro­nom, potem ama­to­rzy w od­lud­nych miej­scach widzą czar­ne kółko bez gwiazd. Kółko po­wo­li ro­śnie. Wia­do­mo, że kiedy ogar­nie cały ho­ry­zont, przyj­dzie kolej także na nas…

Nie wy­ja­śniasz isto­ty zja­wi­ska, po­zo­sta­je ta­jem­ni­czym po­two­rem prze­bra­nym w szat­ki SF.

Ale ca­łość na­pi­sa­na na tyle do­brze, że można klik­nąć.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka