- Opowiadanie: Monique.M - Złota klatka

Złota klatka

Izyda – Pekin 1420 rok. Wła­śnie skoń­czo­no bu­do­wę Za­ka­za­ne­go Mia­sta.

 

Bar­dzo dzię­ku­ję moim betom za po­świę­co­ny czas oraz za­an­ga­żo­wa­nie:)

 

Znak węzła Izydy: https://de.wikipedia.org/wiki/Isisknoten

 

Miłej lek­tu­ry:)

 

Edit: drob­ne po­praw­ki oraz zmia­na przy po­dar­kach dla ce­sa­rza (dzię­ku­ję oidrin za kon­sul­ta­cje w spra­wach Chin).

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Złota klatka

Mroź­ne, nocne po­wie­trze za­fa­lo­wa­ło, by po chwi­li przy­brać wę­żo­wą po­stać. Pełne za­do­wo­le­nia sy­cze­nie Apo­phi­sa mą­ci­ło ciszę. Nie­czę­sto zda­rza­ło się by los za­ska­ki­wał de­mo­na. Oto bo­wiem dawno za­gi­nio­ny w me­an­drach hi­sto­rii ar­te­fakt nagle zo­stał od­na­le­zio­ny i wraz z egip­skim po­sel­stwem zmie­rzał do nowej sto­li­cy Chin – Pe­ki­nu. Apo­phis za­cie­rał ręce na chaos, który mógł wy­nik­nąć z tego po­dar­ku. Ach, jak ża­ło­wał, że opa­trzo­ne ochron­ny­mi smo­ka­mi i chiń­ski­mi lwami mia­sto broni wej­ścia złym de­mo­nom. Mimo wszyst­ko jego wzrok biegł ku nie­po­zor­nej skrzy­necz­ce, wie­zio­nej przez szpie­ga, Mu­ham­ma­da. To wła­śnie jego ocza­mi wi­dział po­ma­rań­czo­wy wschód słoń­ca nad oka­za­łą Bramą Po­łu­dnio­wą.

 

Stu­kot koń­skich kopyt na drew­nia­nym most­ku od­bi­jał się echem od wy­so­kich murów. Wąska fosa z ja­sne­go ka­mie­nia wiła się wokół pa­ła­cu ni­czym rzeka. Po­są­gi chiń­skich lwów wpa­try­wa­ły się w przy­by­szów, go­to­we w każ­dej chwi­li za­ata­ko­wać. Nie­do­stęp­ne dla po­stron­nych za­ka­za­ne mia­sto otwo­rzy­ło bocz­ne wrota, wpusz­cza­jąc nie­licz­ną de­le­ga­cję. Nawet egip­ski demon mu­siał do­ce­nić kunszt chiń­skich bu­dow­ni­czych. Czer­wo­ne ko­lum­ny z drewna ce­dro­we­go pod­trzy­my­wa­ły żółte, spa­dzi­ste dachy, skrzą­ce się w pro­mie­niach słoń­ca ni­czym złoto. Wszech­obec­ne wę­żo­we smoki wiły się na pła­sko­rzeź­bach i ma­lun­kach ni­czym żywe, wraz z fe­nik­sa­mi dając ochro­nę pa­ła­co­wi. Ażu­ro­we ścia­ny do­da­wa­ły pa­wi­lo­nom lek­ko­ści, a de­ta­le za­chwy­ca­ły mi­ster­nym wy­ko­na­niem. Apo­phis, nawet z po­bli­skie­go wzgó­rza, czuł ema­nu­ją­cą z pa­ła­cu ener­gię yin i yang. Po prze­kro­cze­niu Bramy Naj­wyż­szej Har­mo­nii, wy­cho­dzi­ło się na przy­tła­cza­ją­cy swym ogro­mem plac. Każdy, kto tędy szedł, czuł się ni­czym nic nie­zna­czą­ca mrów­ka. Lecz dla Apo­phi­sa ce­sar­ski pałac nie mógł rów­nać się z mo­nu­men­tal­ną świą­ty­nią Re czy pi­ra­mi­da­mi.

Scho­dy z mar­mu­ro­wy­mi ba­lu­stra­da­mi prze­ci­na­ły trzy po­zio­my ta­ra­sów, pro­wa­dząc do Pa­wi­lo­nu Naj­wyż­szej Har­mo­nii, gdzie na zło­tym, smo­czym tro­nie cze­kał sę­dzi­wy ce­sarz. Prze­ni­kli­wym spoj­rze­niem nie­ustra­szo­ne­go wo­jow­ni­ka ob­ser­wo­wał przy­by­szów. Pię­ciu męż­czyzn skło­ni­ło się nisko przed obcym wład­cą, czu­jąc ema­nu­ją­cą ze­wsząd po­tę­gę i bo­gac­two.

– Pięk­ny pałac – po­wie­dział Has­san ła­ma­ną chińsz­czy­zną.

Sto­jąc na czele de­le­ga­cji nie wi­dział ce­sar­skich mi­ni­strów, spo­glą­da­ją­cych na sie­bie w nie­mym prze­ra­że­niu. Ce­sarz Yon­gle zda­wał się jed­nak nie przej­mo­wać tym po­gwał­ce­niem pro­to­ko­łu, nie kry­jąc sa­tys­fak­cji.

– Za­iste, to wspa­nia­łe dzie­ło. Dzie­więć ty­się­cy dzie­więć­set dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć kom­nat, ogrom­ne bloki ka­mie­nia trans­por­to­wa­no za­mar­z­nię­tą rzeką, a do bu­do­wy nie użyto ani jed­ne­go gwoź­dzia.

– Oby i nasze dary oka­za­ły się godne tego miej­sca. – Has­san dał znak współ­to­wa­rzy­szom, by po kolei pod­cho­dzi­li z po­dar­ka­mi.

Yon­gle po­ło­żył dło­nie na wy­dat­nym brzu­chu, spo­glą­da­jąc na po­da­run­ki.

– Glo­bus przed­sta­wia­ją­cy Zie­mię, jako kulę.

– Za­ska­ku­ją­cy wy­mysł – rzekł ce­sarz, dając do ro­zu­mie­nia, jak mało Ara­bo­wie wie­dzą o świe­cie.

Za­sko­czo­ny Has­san szyb­ko prze­szedł do na­stęp­nych darów.

– Pięk­nie wykonane szkar­łat­ne dy­wa­ny z utkanym złotą nicią mo­ty­wem ogro­du wio­sen­ne­go. Gra w sza­chy, która ćwi­czy umysł i umili zi­mo­we wie­czo­ry. Flet Izydy przy­gry­wa­ją­cy pod­czas po­świę­co­nych jej mi­ste­riów. Le­gen­da głosi, iż sama bo­gi­ni tań­czy­ła do jego me­lo­dii.

– Do­sko­na­le. Jedna z moich kon­ku­bin wy­cza­ro­wu­je pięk­ną mu­zy­kę. Wang, za­nieś flet Sun. Niech zagra na nim pod­czas wie­czor­nej uczty.

Mu­ham­mad z wy­mu­szo­nym spo­ko­jem na twa­rzy podał eu­nu­cho­wi fu­te­rał. Miał ocho­tę ze­rwać pa­lą­cy go me­da­lion Apo­phi­sa. Czuł, jak metal wy­pa­la pięt­no na jego pier­si. Has­san tym­cza­sem kon­ty­nu­ował.

– Na za­koń­cze­nie po­da­rek godny wo­jow­ni­ka, jakim jest wasza ce­sar­ska mość. Sza­bla wy­kuta ze stali da­ma­sceń­skiej.

Ce­sar­skie oczy bły­snę­ły w za­chwy­cie. Wy­ko­na­na z wiel­ką sta­ran­no­ścią broń, z or­na­men­ta­mi i klin­gą od­zna­cza­ją­cą się ciem­ny­mi pa­sma­mi, ro­bi­ła wra­że­nie. Yon­gle miał teraz pew­ność, że współ­pra­ca han­dlo­wa przy­nie­sie obo­pól­ną ko­rzyść.

 

Sun drep­ta­ła ma­ły­mi krocz­ka­mi w śnie­gu, nie zwa­ża­jąc na ból lo­to­so­wych stóp. We­szła po­wo­li do jed­ne­go z pa­wi­lo­nów, wska­za­ne­go przez sługę. Jesz­cze nie­pew­nie po­ru­sza­ła się po nowym kom­plek­sie pa­ła­co­wym. Znała je­dy­nie pałac prze­zna­czo­ny dla kon­ku­bin i ogród, któ­re­go urodę na razie skry­wa­ła zima.

Z na­dzie­ją spoj­rza­ła na drew­nia­ny fu­te­rał in­stru­men­tu. De­li­kat­nie po­gła­ska­ła wieko, wy­czu­wa­jąc pod opusz­ka­mi wy­rzeź­bio­ny sym­bol przy­po­mi­na­ją­cy węzeł. Z całą pew­no­ścią nie był chiń­ski, na tyle po­zna­ła pismo. Skąd więc po­cho­dził? Wez­bra­ła w niej złość, że wie­dza i cały świat skry­wa­ny jest przed ko­bie­ta­mi. Jed­nak tak szyb­ko jak się po­ja­wi­ła, tak znik­nę­ła. Z po­ko­rą opu­ści­ła głowę, wsty­dząc się przed samą sobą ta­kie­go wy­bu­chu. Nie tak ją wy­cho­wa­no.

Pasmo dłu­gich pro­stych wło­sów opa­dło na por­ce­la­no­wy po­li­czek. Sun nie­cier­pli­wym ru­chem od­gar­nę­ła je, po czym otwo­rzy­ła skrzy­necz­kę. Za­tę­chła woń nie przy­ćmi­ła podziwu nad fle­tem. Choć zło­ci­sta farba łusz­czy­ła się w kilku miej­scach, wciąż za­chwy­cał kunsz­tow­nym wy­ko­na­niem. Ostroż­nie wzię­ła go w szczu­płe dło­nie. Ostat­nia szan­sa, by po­wró­cić do łask ce­sa­rza. Przy­tknę­ła ust­nik do warg. Mu­sia­ła minąć chwi­la nim przy­zwy­cza­iła się do in­ne­go roz­sta­wu otwo­rów. Zde­ner­wo­wa­nie wzro­sło przy pierw­szych fał­szy­wych dźwię­kach. Kieł­ku­ją­cy strach rósł ni­czym dzi­kie pędy, za­pie­ra­jąc dech w pier­siach i ści­ska­jąc gar­dło. A co jeśli ce­sa­rzo­wi nie spodo­ba się jej gra? Wie­dzia­ła jaki bywa okrut­ny i mści­wy. Nie miała dokąd iść. Jej ro­dzi­na zmar­ła, a życie na ulicy nie było dla niej. Przy­zwy­cza­iła się do pa­ła­co­wych in­tryg i bez­względ­nej ry­wa­li­za­cji wśród kon­ku­bin. Za­ci­snę­ła czer­wo­ne ni­czym wi­śnia usta, pro­stu­jąc się dum­nie. Ode­tchnę­ła głę­bo­ko mroź­nym po­wie­trzem. Uśmiech­nę­ła się do mgli­ste­go wspo­mnie­nia przy­ja­cie­la z dzie­cię­cych lat. Li czę­sto przy­gry­wał jej na wy­stru­ga­nym przez sie­bie fle­cie. Plą­sa­jąc w rytm mu­zy­ki, ogrze­wa­li się w zimne wie­czo­ry. Za­to­pio­na w prze­szło­ści, pró­bo­wa­ła od­two­rzyć tę me­lo­dię. Naraz flet stał się jej przy­ja­cie­lem, wy­gry­wa­jąc każdy jej za­mysł.

 

Ni­cość, wię­żą­ca ją w oko­wach nie­pa­mię­ci, za­czy­na­ła ustę­po­wać jaźni. Naj­pierw po­ja­wi­ła się myśl – ja, a zaraz za nią ist­nie­nie. Senne otu­ma­nie­nie po­wo­li od­pły­wa­ło. Ni­cość na­bie­ra­ła ko­lo­rów, kształ­tów, słod­kich za­pa­chów i ra­do­snych brzmień. Ocię­ża­ła ręka pod­nio­sła się tuż przed oczy. Izyda z za­in­te­re­so­wa­niem ob­ser­wo­wa­ła ma­te­ria­li­zu­ją­cą się dłoń. Nagły chłód na całym ciele ocu­cił ją. Gdzie je­stem? W jej gło­wie hu­cza­ło py­ta­nie. Pró­bo­wa­ła się­gnąć pa­mię­cią do ostat­nich chwil. Hel­leń­skie Ateny… szu­ka­nie roz­rzu­co­nych przez Seta człon­ków Ozy­ry­sa… nie, to mi­ste­ria na jej cześć, lu­dzie od­gry­wa­ją­cy jej hi­sto­rię… opary ka­dzi­deł zmie­sza­ne z nar­ko­tycz­nym tań­cem wy­znaw­ców i ta me­lo­dia zło­te­go fletu. Mu­zy­kant z wę­żo­wym me­da­lio­nem po­rwał ją nawet do tańca. Po­wo­li za­tra­ca­ła się w mu­zy­ce…

– To on mnie uwię­ził! – rze­kła z całą mocą.

Ko­bie­cy krzyk uświa­do­mił Izy­dzie, że nie jest sama. Zwró­ci­ła się w stro­nę klę­czą­cej ko­bie­ty. Blade lico, suk­nia za­sła­nia­ją­ca całe ciało, obce rysy twa­rzy je­dy­nie po­twier­dza­ły, że jest w innym miej­scu, a może nawet cza­sie. Jej uwa­dze nie uszedł ten sam po­zła­ca­ny flet, trzy­ma­ny w drżą­cych dło­niach.

– Skąd masz in­stru­ment?! – za­grzmia­ła.

Sko­śno­oka ko­bie­ta ani drgnę­ła, zda­jąc się być w tran­sie.

– Jam jest bo­gi­ni Izyda i roz­ka­zu­ję ci od­po­wie­dzieć.

– Ce­sarz na­ka­zał mi za­grać na nim – szept był ledwo sły­szal­ny.

– Ce­sarz? – Izyda przy­mknę­ła po­wie­ki, szu­ka­jąc w jesz­cze cha­otycz­nych wspo­mnie­niach tego słowa. Naraz wy­kla­ro­wa­ła się pewna myśl.

– Je­stem w Chi­nach?

Ko­bie­ta ski­nę­ła głową.

– Jak więc flet do­tarł aż tutaj?

– Mój pan otrzy­mał go w darze od egip­skie­go po­sel­stwa. Mam za­grać na nim pod­czas wie­czor­nej uczty.

– Egip­skie­go, po­wia­dasz. To nie może być przy­pa­dek – szep­nę­ła bo­gi­ni, roz­glą­da­jąc się po sali. Jej myśli bie­gły ku prze­szło­ści, tak od­mien­nej od po­zo­sta­łych bogów z pan­te­onu. Kult Izydy roz­szedł się po hel­leń­skiej Gre­cji, a na­stęp­nie ce­sar­stwie rzym­skim, jesz­cze długo do­da­jąc jej mocy i po­zwa­la­jąc ist­nieć. Aż do tej prze­klę­tej nocy mi­ste­rium, od­twa­rza­ją­cej jej roz­pacz­li­we po­szu­ki­wa­nia człon­ków męża. Nawet dla niej, bo­gi­ni bie­głej w magii, przy­wró­ce­nie Ozy­ry­sa do ży­wych, wy­ma­ga­ło ogrom­nej wie­dzy oraz mocy.

Chłód do­ku­czał Izy­dzie coraz bar­dziej. Sta­now­czo wo­la­ła śród­ziem­no­mor­ski kli­mat. I ta ata­ku­ją­ca ją ze­wsząd ener­gia ob­cych bóstw, za­mknię­ta w licz­nych sym­bo­lach tego miej­sca. Nie­do­ce­nia­nie ich by­ło­by głu­po­tą. Czas, aby po­wró­cić do domu. Izyda przy­mknę­ła po­wie­ki, jed­no­cze­śnie wi­zu­ali­zu­jąc swoje pra­gnie­nie. Mróz jed­nak nadal szczy­pał jej skórę, a woń ka­dzi­deł była wy­czu­wal­na. Tak do­brze znany słod­ki, drzew­ny, choć lekko du­szą­cy aro­mat olej­ku san­da­ło­we­go zmie­sza­ny z ko­rzen­ną nutą goź­dzi­ków koił.

Izyda po­dwo­iła sta­ra­nia, lecz czuła, że więzi ją nie­wi­dzial­ny łań­cuch. Wy­czer­pa­na, przy­trzy­ma­ła się ko­lum­ny, by nie upaść. Nawet tląca się w niej furia nie zdo­ła­ła ogar­nąć jej całej. Pod­da­nie się emo­cjom nic nie da. Po­wol­ne, głę­bo­kie od­de­chy przy­wró­ci­ły po­zor­ny spo­kój. Izyda spoj­rza­ła na flet, wciąż trzy­ma­ny w rę­kach dziew­czy­ny. Po­chy­lo­na syl­wet­ka nie skry­ła ob­ser­wu­ją­cych by­stro oczu. Bo­gi­ni po­wol­nym kro­kiem obe­szła Sun, czy­ta­jąc w ko­bie­cie ni­czym w otwar­tej księ­dze. W tej małej, kru­chej isto­cie sza­la­ły sprzecz­no­ści nie do po­go­dze­nia. Pa­ra­li­żu­ją­cy lęk o wła­sne życie i gniew, że nie ma się swego losu w rę­kach. Ogrom­ne po­kła­dy am­bi­cji przy­kry­te po­zor­ną po­ko­rą, wpa­ja­ną od dzie­ciń­stwa.

Szu­kaj roz­wią­za­nia. Czy roz­trza­ska­nie tego fletu po­mo­że? I kto oka­zał się tak po­tęż­ny oraz próż­ny, by uwię­zić mnie w in­stru­men­cie? Się­gnę­ła po niego, lecz szyb­ko cof­nę­ła dłoń, czu­jąc do­brze znane wi­bra­cje. Apo­phis! Po tym wę­żo­wym na­sie­niu mogę spo­dzie­wać się wszyst­kie­go. A jeśli splótł nasze losy i znisz­cze­nie ar­te­fak­tu do­pro­wa­dzi i do mojej zguby? Ach! Gdy­bym miała wię­cej sił. I cóż, że byłam po­tęż­ną bo­gi­nią, skoro bez wy­znaw­ców i świą­tyń oka­zu­ję się słab­sza od ludz­kiej ko­bie­ty! Znów po­pa­trzy­ła na śmier­tel­nicz­kę, prze­wier­ca­jąc ją spoj­rze­niem na wskroś. Tak, ona może być klu­czem do roz­wią­za­nia. Wy­star­czy wy­ko­rzy­stać ludz­ką za­chłan­ność.

– Jak cię zwą?

– Sun, o pani. – Ko­bie­ta skło­ni­ła się jesz­cze niżej.

– Bez tej fał­szy­wej skrom­no­ści. Nie mam teraz na nią czasu. Je­stem ci jed­nak winna wdzięcz­ność za uwol­nie­nie. Mo­że­my sobie pomóc.

Usta Sun drgnę­ły, skry­wa­jąc uśmiech, lecz błysk w jej oczach mówił wszyst­ko.

– Mogę spra­wić byś zo­sta­ła ce­sa­rzo­wą. W za­mian po­mo­żesz mi po­wró­cić do Egip­tu.

– Ce­sa­rzo­wą?! To nie­moż­li­we. Mu­sia­ła­bym powić syna, na­stęp­cę tronu. A ce­sarz ostat­ni­mi czasy nie wzywa mnie do sie­bie.

Izyda zbyła pro­blem. Skoro jej samej udało się od­two­rzyć czło­nek męża, a na­stęp­nie spło­dzić z nim Ho­ru­sa, to i tu do­ko­na cudów.

– Ota­cza­ją nas afro­dy­zja­ki, któ­rym męż­czy­zna się nie oprze, choć­by ole­jek z drze­wa san­da­ło­we­go.

– To wiel­ce do­bro­dusz­ne, o bo­gi­ni, lecz mój pan jest już star­cem i nawet jeśli od­wie­dzę jego łoże, nie ma pew­no­ści co do owocu tej nocy.

– Spo­tkaj się więc z innym męż­czy­zną.

– Ota­cza­ją nas sami eu­nu­cho­wie. W pa­ła­cu nie może być ina­czej, jeśli ce­sarz ma mieć pew­ność co do po­cho­dze­nia dzie­ci.

– I z tym sobie po­ra­dzi­my – za­pew­ni­ła znie­cier­pli­wio­na Izyda. Sła­nia­jąc się, usia­dła na pod­ło­dze, by po­łą­czyć się ze swoją gwiaz­dą. Sy­riusz jesz­cze nigdy nie po­ską­pił jej sił, lecz i to mogło oka­zać się nie­wy­star­cza­ją­ce. – Teraz od­praw modły. To mnie wzmoc­ni po cza­sie uwię­zie­nia.

Oczy Sun roz­sze­rzy­ły się w nie­mym prze­stra­chu. Ukrad­kiem za­czę­ła roz­glą­dać się po pa­wi­lo­nie w po­szu­ki­wa­niu chiń­skich bóstw, tylko cze­ka­ją­cych na spo­pie­le­nie jej za bluź­nier­stwo.

– Spójrz tu – po­wie­dzia­ła Izyda, czu­jąc, że traci je­dy­ną so­jusz­nicz­kę. – Kogo wi­dzisz? Swoje wy­my­ślo­ne bó­stwa czy mnie? Kto ci re­al­nie po­mo­że? De­cy­duj.

Czuła, jak Sun wal­czy ze swym stra­chem. Roz­gnie­wa­nie nie­wi­dzial­nych bogów to jedno, lecz zdra­dę ka­ra­no śmier­cią w strasz­li­wych mę­czar­niach, włącz­nie ze stra­ce­niem całej ro­dzi­ny i przy­ja­ciół. Lecz czy trwa­nie w zło­tej klat­ce, kiedy ży­jesz po­śród nie­mą­drych gęsi, bez wła­dzy nad samą sobą, jest lep­sze? Czy choć odro­bi­na wol­no­ści nie jest warta ry­zy­ka? Wpa­tru­jąc się w hip­no­ty­zu­ją­ce oczy Izydy, kal­ku­lo­wa­ła cóż bar­dziej się opła­ci.

 

Ciszę za­kłó­cił brzdęk po­zła­ca­nej por­ce­la­no­wej mi­secz­ki o mi­secz­kę. Wy­star­czy­ło jedno spoj­rze­nie wład­cy, by nie­zręcz­ny sługa w po­kło­nach wy­co­fał się z pola wi­dze­nia, po­zo­sta­wia­jąc na stole na­czy­nie z kru­szo­nym lodem i świe­ży­mi owo­ca­mi po­la­ny­mi mio­dem – ce­sar­ski przy­smak.

– Przy­zna­ję, że do­tych­cza­so­wa wy­mia­na han­dlo­wa, choć rzad­ka, prze­bie­ga­ła w spo­sób po­myśl­ny. Cóż tym razem za­pra­gnął suł­tan?

Afry­kań­scy go­ście zer­k­nę­li na sie­bie po­ro­zu­mie­waw­czo, wie­dząc że muszą bar­dzo uwa­żać, by ni­czym nie ura­zić ce­sa­rza.

– Nasz pan, Al-Mu’ajjad Szajch, pra­gnie za­ku­pić je­dwab­ny ma­te­riał. Za­chwy­cił się jego de­li­kat­no­ścią, po­ły­skiem, a także ży­wo­ścią barw i kunsz­tem ma­lun­ków, któ­rych nie po­tra­fią pod­ro­bić eu­ro­pej­scy wy­twór­cy. Rów­nież por­ce­la­na przy­pa­dła mu do gustu. Ko­bal­to­we mo­ty­wy lo­to­su, mi­ster­nie od­two­rzo­ne pędz­lem mi­strza, zro­bi­ły na suł­ta­nie ogrom­ne wra­że­nie.

Yon­gle z za­do­wo­le­niem po­gła­dził się po bro­dzie.

– W takim razie na pewno po­ro­zu­mie­my się co do ceny. A tym­cza­sem wasz po­da­rek umili nam czas. – Za­kla­skał.

Echo od­bi­te od ścian i ka­se­to­no­we­go su­fi­tu przy­wo­ła­ło Sun. Po­wo­li mi­nę­ła wład­cę, ema­nu­jąc zmy­sło­wą sub­tel­no­ścią. Wy­star­czy­ło jedno jej nie­śmia­łe spoj­rze­nie, by ce­sarz zwró­cił na nią uwagę. Hanfu, ko­lo­ru zi­mo­we­go nieba tuż przed śnie­ży­cą, pięk­nie pod­kre­śla­ło fi­li­gra­no­wą fi­gu­rę. Yon­gle pełną pier­sią na­brał po­wie­trza prze­sy­co­ne­go silną wonią olej­ku san­da­ło­we­go. Za­krę­ci­ło mu się w gło­wie, a serce za­bi­ło szyb­ciej, kiedy przy­glą­dał się de­li­kat­nym rysom i kar­mi­no­wym ustecz­kom, do­ty­ka­ją­cym fletu. Su­ro­we ob­li­cze ce­sa­rza roz­po­go­dzi­ło się, kiedy z in­stru­men­tu po­pły­nę­ła spo­koj­na me­lo­dia, przy­wo­dzą­ca na myśl tę­sk­no­tę za gó­ra­mi, skry­ty­mi w mgli­stej za­sło­nie sza­re­go po­ran­ka z czar­notu­szo­wych ma­lun­ków shan shui. Mu­zy­ka koiła, roz­ta­cza­jąc me­lan­cho­lij­ny na­strój.

 

Za­słu­cha­ni nie zwró­ci­li uwagi na ćmę, któ­rej po­stać przy­bra­ła Izyda. Bo­gi­ni z uwagą przy­glą­da­ła się Mu­ham­ma­do­wi. Nie przy­po­mi­nał Egip­cja­ni­na. Jak i po­zo­sta­li człon­ko­wie po­sel­stwa. Dłu­gie włosy i bujna broda przy­wo­dzi­ły na myśl arab­ski lud. Serce za­mar­ło w bo­skiej pier­si. Czyż­by pa­no­wa­nie fa­ra­onów do­bie­gło końca? Jak bar­dzo zmie­nił się świat? Czy nadal mogę ist­nieć tu i teraz? Zaraz od­go­ni­ła te ab­sur­dal­ne myśli. Egipt nie­ustan­nie prze­obra­żał się na prze­strze­ni ty­siąc­le­ci. A bo­go­wie trwa­li i wpły­wa­li na ludz­kie losy. Skoro się prze­bu­dzi­ła, był ku temu powód.

Mu­ham­mad mocno po­tarł pierś, krzy­wiąc usta. Złoty me­da­lion z nie­wy­raź­nym wi­ze­run­kiem zwró­cił uwagę Izydy. Pod­le­cia­ła bli­żej. Apo­phis! Nie mogła się mylić. Aura cha­osu zbyt sil­nie biła od wi­sio­ra. Spoj­rza­ła po po­zo­sta­łych. Nie do­strze­gła u nich me­da­lio­nów. Bluź­nier­stwem jest nosić jego wi­ze­ru­nek. Czyż­by więc demon nadal ist­niał, wspie­ra­ny przez swo­ich wy­znaw­ców? Za­mknął mnie w tym prze­klę­tym fle­cie, a teraz uwol­nił dla swej ucie­chy?! Krew za­wrza­ła w ży­łach bo­gi­ni.

Tym­cza­sem me­lo­dia umil­kła. Ce­sarz na­gro­dził wy­stęp naj­gło­śniej­szy­mi okla­ska­mi.

 

Tej nocy eu­nuch za­niósł Sun do kom­na­ty sy­pial­nej wład­cy. Jej pra­gnie­nie wresz­cie się speł­ni­ło – do­sta­ła jesz­cze jedną szan­sę. Na dnie duszy scho­wa­ła po­czu­cie upo­ko­rze­nia i obrzy­dze­nie. Pod­da­ła się woli pana swo­je­go życia i śmier­ci.

Dłu­gie włosy opa­dły na twarz męż­czy­zny, ni­czym za­sło­na. Wcią­gnął w noz­drza osman­tu­so­wą nutę słod­kiej, doj­rza­łej mo­re­li. Od dawna nie po­dzi­wiał tego za­pa­chu. Ko­ja­rzył mu się z nie­po­kor­ną mło­do­ścią. Krew szyb­ciej po­pły­nę­ła w jego ży­łach, gdy miał przy sobie mło­dziut­ką Sun. Ce­sarz nie mógł się spo­dzie­wać, że zmy­sło­we usta ko­cha­ni­cy na­po­ją go elik­si­rem płod­no­ści.

 

Izyda wy­szła z cie­nia jed­nej z ko­lumn pa­wi­lo­nu. Prze­wier­ca­ła spoj­rze­niem wła­śnie przy­by­łą Sun. Dziew­czy­na dro­biąc, sta­nę­ła pośrod­ku sali z opusz­czo­ną głową i zło­żo­ny­mi dłoń­mi. Izyda zer­k­nę­ła prze­lot­nie na wy­eks­po­no­wa­ny na pod­wyż­sze­niu flet, pra­gnąc tylko jed­ne­go – znisz­czyć go. Po­wol­nym kro­kiem po­de­szła do za­ru­mie­nio­nej Sun.

– Noc z ce­sa­rzem się udała? Zro­bi­łaś wszyst­ko jak ci mó­wi­łam?

– Tak.

Izyda bez­ce­re­mo­nial­nie po­ło­ży­ła rękę na jej brzu­chu. Sun gwał­tow­nie wcią­gnę­ła po­wie­trze, lecz nie za­pro­te­sto­wa­ła.

– Jesz­cze za wcze­śnie, by coś orzec – za­wy­ro­ko­wa­ła bo­gi­ni. – Ale jest dla cie­bie dobry czas.

– Dzię­ku­ję, bo­gi­ni z da­le­kich stron.

Izyda zbyła po­dzię­ko­wa­nie mil­cze­niem. Jej myśli za­przą­ta­ły waż­niej­sze spra­wy. Je­dy­nie dzię­ki bie­gło­ści w magii, wie­rze Sun oraz swo­jej gwieź­dzie na­bra­ła sił, po­mi­mo blo­ku­ją­cej ochro­ny pa­ła­cu.

– Wczo­raj na uczcie wi­dzia­łam męż­czy­znę z wę­żo­wym me­da­lio­nem. Za­nieś flet do niego i ukryj w jego rze­czach. Tak po­wró­cę do domu.

– Lecz, o pani… po­sel­stwo dziś wy­jeż­dża.

– Więc masz na to mało czasu.

Sun na­chmu­rzy­ła się, ema­nu­jąc nie­za­do­wo­le­niem po­rów­ny­wal­nym z gnie­wem bo­gi­ni. Więc tak czują się lu­dzie, uwią­za­ni do swego mar­ne­go losu.

– Poślę po­sel­stwu po­czę­stu­nek, a słu­żą­ce­mu wrę­czę za­wi­nię­ty w sukno flet – za­pro­po­no­wa­ła Sun po dłuż­szym na­my­śle.

– Niech i tak bę­dzie – od­par­ła Izyda, wzru­sza­jąc ra­mio­na­mi. Nie­mal fi­zycz­nie czuła krę­pu­ją­ce ją więzy.

 

Izyda, pod po­sta­cią mo­ty­la, przy­sia­dła na ra­mie­niu sługi, nio­są­ce­go tacę z her­ba­tą. Bo­gi­ni z roz­ba­wie­niem do­strze­gła utrzy­mu­ją­ce się u eu­nu­cha za­uro­cze­nie Sun. Tak, męż­czyź­ni są wsta­nie zro­bić wszyst­ko, ule­ga­jąc na­sze­mu cza­ro­wi. Oraz kilku mo­ne­tom wię­cej w sa­kiew­ce.

Cel był już bli­sko, kiedy straż­ni­cy za­trzy­ma­li sługę nie­da­le­ko pa­wi­lo­nu, gdzie gosz­czo­no de­le­ga­cję.

– Nie ma przej­ścia – rzu­cił sucho jeden z nich. – Roz­kaz ce­sa­rza.

Motyl nie cze­kał na dal­szy roz­wój wy­pad­ków, ru­sza­jąc ku wej­ściu. W takim razie roz­mó­wię się z tym pa­dal­cem. Mając pod skrzy­dła­mi de­li­kat­ny wie­trzyk, Izyda ule­gła po­czu­ciu złud­nej wol­no­ści. Wle­cia­ła pod spa­dzi­sty dach, szy­ku­jąc się do po­wro­tu do swej po­sta­ci, kiedy nagle na­tra­fi­ła na nie­wi­dzial­ną ścia­nę. Moc fletu trzy­ma­ła ją na uwię­zi, ni­czym ja­kieś zwie­rzę. Wście­kłość spa­la­ła ją od środ­ka. Dość tego! Ko­niec z pół­środ­ka­mi.

 

Sługa w ukło­nach oddał za­wi­niąt­ko na ręce Sun, po czym wy­co­fał się bez­sze­lest­nie. Motyl na po­wrót prze­obra­ził się w ko­bie­tę.

– Nie udało się! – Ostry­mi pa­znok­cia­mi prze­je­cha­ła po ko­lum­nie, zo­sta­wia­jąc bruz­dy. – Masz za­brać flet na po­że­gna­nie de­le­ga­cji z wład­cą!

– Nie mogę po pro­stu tak przyjść do ce­sa­rza… – Sun nagle padła na ko­la­na w bła­gal­nym po­kło­nie. – Nie każ mi tego robić. To rów­na­ło­by się z moją śmier­cią.

Iry­ta­cja Izydy osią­ga­ła apo­geum. Z tru­dem po­wścią­gnę­ła chęć spo­pie­le­nia bez­u­ży­tecz­nej służ­ki. Nie mogła sobie jed­nak po­zwo­lić na po­zby­cie się jej. Ro­zej­rza­ła się po smo­czym su­fi­cie. Będąc na obcym te­re­nie nie­zna­nych bogów, osła­bio­na, nie na wiele mogła sobie po­zwo­lić. Na razie bó­stwa tkwi­ły uśpio­ne, nie wy­czu­wa­jąc za­gro­że­nia.

Drżą­ca i łka­ją­ca po­stać przed jej sto­pa­mi przy­po­mnia­ła o sobie. Izyda przy­klę­kła.

– Ko­bie­ty. Je­ste­ście ni­czym nic nie­zna­czą­ce mo­ty­le, które można roz­dep­tać. Pięk­ne ozdo­by do mę­skie­go pa­no­wa­nia. Lecz nie po to ob­da­rzo­no was prze­bie­głym umy­słem. – Izyda za­dzi­wia­ją­co de­li­kat­nie ujęła Sun pod brodę. – Mo­żesz po­wie­dzieć ce­sa­rzo­wi, że pra­gniesz po­że­gnać ich mu­zy­ką. Dzię­ki afro­dy­zja­kom nie od­mó­wi ci.

 

Cięż­kie od desz­czu chmu­ry gnały po­py­cha­ne przez wiatr. Prze­ni­kli­wy prze­ciąg upar­cie na­pra­szał się w Pa­wi­lo­nie. Yon­gle, roz­par­ty na tro­nie, szczel­niej okrył się szatą, wsłu­chu­jąc się w smut­ne tony fletu. Me­lo­dia za­iste pa­so­wa­ła do aury pa­nu­ją­cej na ze­wnątrz. Kiedy mu­zy­ka umil­kła, wszy­scy jesz­cze przez chwi­lę po­zo­sta­li w za­du­mie.

– Dość już tej ma­ska­ra­dy, po­mio­cie Apo­phi­sa – roz­legł się ze­wsząd ko­bie­cy głos.

Wszy­scy oprócz Sun roz­glą­da­li się po sali, w po­szu­ki­wa­niu źró­dła. Kiedy Izyda wy­szła zza ażu­ro­wej ścian­ki, Mu­ham­mad po­bladł.

– Kimże je­steś i jak śmiesz bez po­zwo­le­nia po­ja­wiać się przed mym ob­li­czem!

– Za­milcz star­cze! – Jeden gest Izydy wy­star­czył, by silny po­dmuch rzu­cił ce­sa­rza na tron. Pa­ła­co­wa straż na­tych­miast po­ja­wi­ła się z na­je­żo­ny­mi włócz­nia­mi, była jed­nak bez­sil­na wobec mocy, która zmio­tła ją z nóg, wy­rzu­ca­jąc z pa­wi­lo­nu. Bo­gi­ni tym­cza­sem nie od­ry­wa­ła oczu od prze­ra­żo­nej twa­rzy Mu­ham­ma­da.

– Prze­stań szep­tać mo­dli­twy do niego. Nie po­mo­gą ci. Teraz je­steś na mojej łasce. Mów, jak zdjąć czar z fletu!

– Nie wiem, przy­się­gam… Mia­łem je­dy­nie po­da­ro­wać go ce­sa­rzo­wi i ob­ser­wo­wać wy­da­rze­nia…

Izyda chwy­ci­ła go za gar­dło i pod­nio­sła. Męż­czy­zna mio­tał się i kopał po­wie­trze, jakby to mogło mu pomóc.

– Jak zdjąć klą­twę? – po­wtó­rzy­ła bo­gi­ni lo­do­wa­tym gło­sem.

Sku­pio­na na ofie­rze, nie od razu wy­czu­ła prze­bu­dza­ją­ce się bó­stwo opie­kuń­cze. Kiedy spoj­rza­ła na ce­sa­rza, było za późno. Nad Yon­gle uno­sił się smok. Jego po­tęż­ne, wę­żo­we ciel­sko ota­cza­ło całą kom­na­tę. Z noz­drzy wy­do­by­wa­ły się smugi dymu.

– Czemu na­ru­szasz mir mego do­mo­stwa? – wie­lo­to­no­wy głos ogłu­szał.

– To spra­wy mię­dzy mną, a tym oto czło­wie­kiem! – Izyda nie oka­za­ła stra­chu.

– Ata­ku­jesz mego na­miest­ni­ka na Ziemi. Brak sza­cun­ku jest su­ro­wo ka­ra­ny. – Be­stia wska­za­ła na bo­gi­nię jed­nym z pię­ciu pal­ców.

Nie­po­ko­ją­co spo­koj­ny Mu­ham­mad zwró­cił uwagę Izydy. Jego mar­twe ciało tkwi­ło w jej uści­sku, ni­czym w ima­dle. Ze wście­kło­ścią rzu­ci­ła tru­chło, świa­do­ma, że nie ma już szans, by uwol­nić się z oko­wów wię­zie­nia. Po­wie­trze gęst­nia­ło wokół bo­gi­ni, a jej po­stać rosła, do­się­ga­jąc su­fi­tu. Po­tęż­ny wy­buch ener­gii rzu­cił ko­bal­to­wym ciel­skiem smoka na ścia­ny. Lu­dzie ru­nę­li na po­sadz­kę ni­czym lalki. Egip­scy am­ba­sa­do­ro­wie, ko­rzy­sta­jąc z moż­li­wo­ści, ucie­kli chył­kiem z sali. Nikt nie za­uwa­żył prze­wró­co­ne­go pie­cy­ka, z któ­re­go wy­pa­dły ża­rzą­ce się węgle. Ogień w mgnie­niu oka ogar­nął drew­nia­ną salę. Ponad ryk pło­mie­ni wy­brzmiał suchy trzask. Izyda z nie­do­wie­rza­niem spoj­rza­ła na Sun, trzy­ma­ją­cą w dło­niach dwie czę­ści fletu.

– Cóżeś głu­pia uczy­ni­ła – wy­szep­ta­ła Izyda zbie­la­ły­mi war­ga­mi. Świat za­szedł mgłą, a mróz do­tkli­wiej niż do­tych­czas ata­ko­wał bo­skie ciało mi­lio­nem igie­łek. Lecz i ten ból z każdą chwi­lą nik­nął, roz­wie­wał się ni­czym sen, aż wid­mo­wa po­stać się roz­pły­nę­ła.

– Ura­to­wa­łam cię, panie! – wy­krzy­cza­ła Sun.

Yon­gle ski­nął głową, nim ścia­na ognia buch­nę­ła, roz­dzie­la­jąc ich i za­my­ka­jąc w pu­łap­kach. Roz­dzie­ra­ją­ce krzy­ki Sun spla­ta­ły się z gniew­ną me­lo­dią pło­mie­ni. Du­szą­cy dym od­bie­rał od­dech. Gorąco pa­rzyło, a na­dzie­ja gasła. Huk po­ża­ru za­głu­szał po­krzy­ki­wa­nia ga­szą­cych Pa­wi­lon. Woda na­bie­ra­na wia­dra­mi z pa­ła­co­wej fosy i ko­tłów prze­ciw­po­ża­ro­wych oka­zy­wa­ła się jed­nak nie­wy­star­cza­ją­ca.

– Nie lę­kaj­cie się! – Boski smok wzniósł się ponad dachy. Wę­żo­we ciel­sko pły­nę­ło na wietrz­nych prą­dach, aż do chmur.

Smo­cze bó­stwo krą­żąc coraz szyb­ciej ponad mia­stem, przy­wo­ła­ło zba­wien­ny deszcz.

 

Tak oto koń­czą bo­go­wie Egip­tu – wy­sy­czał z za­do­wo­le­niem Apo­phis.

Koniec

Komentarze

Hejka!

Co do technikaliów:

Ogólnie czytało mi się dobrze, jednak:

 

Słaniając się, usiadła na podłodze, by połączyć się ze swoją gwiazdą.

Zakręciło mu się w głowie, a serce zabiło szybciej, kiedy przyglądał się delikatnym rysom i karminowym usteczkom

Wpatrując się w hipnotyzujące oczy Izydy, kalkulowała cóż bardziej się opłaci.

 

Yongle, rozparty na tronie, szczelniej okrył się szatą, wsłuchując się w smutne tony fletu.

Lecz i ten ból z każdą chwilą niknął, rozwiewał się niczym sen, aż widmowa postać się rozpłynęła.

Trochę takich powtórzeń było. Poza tym, nie napotkałem się na jakieś bardziej rażące oko błędy. 

Fabularnie nawet ciekawie, z nieźle zrealizowanym pomysłem. 

Izyda – Pekin 1420 rok – może nie do końca moje klimaty, ale jednak myślę, że mogę zacytować klasyka, ostatecznie kończąc słowem → “fajne”. 

Z racji, że trochę się śpieszę, nie mogę napisać nic więcej, jednak myślę że biblioteczny klik trochę to zrekompensuje ;D 

Pozdrowionka i powodzenia w konkursie! 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Ale jesteś szybki:) Niedawno wstawiłam.

Dzięki za fajny pierwszy komentarz i klika:) Trochę mi ulżyło, że jest ok:) Nad powtórzeniami pochylę się, ale dopiero wieczorem.

Moje wrażenie z tekstu znasz, klimatyczny tekst, ładne opisy i ciekawie wykreowane postaci. Bardzo ładnie osadziłaś opowiadanie w realiach Chin. Widać, że zrobiłaś konkretny research. Idę postarać się o klika :)

Dziękuję bardzo :)

Zainteresowała mnie skomplikowana relacja dwóch kobiet, ich przyciąganie i walka, aluzja do wspólnego losu… Przyznam, że o wiele bardziej niż dalekowschodni anturaż i szczegóły pałacowego życia. Chętnie wycięłabym poboczne postacie i przeczytałabym więcej o bohaterkach. Myślę, że one są najsilniejszą stroną opowiadania.

 

– Jak zdjąć klątwę

– Czemu naruszasz mir mego domostwa

Chyba brakuje znaków zapytania.

 

To była przyjemna lektura. Pozdrawiam!

Bardzo dziękuję:) Bardzo się cieszę, że udało mi się tchnąć w nie życie i zaciekawić ich losami:)

Poprawione.

Aha, zgłoszę do biblioteki ;)

smiley

A na mnie z kolei zdecydowanie największe wrażenie sprawiły drobiazgowe opisy. Czułam piękno pałacu jak i “ciężkość” zakończenia. Sama fabuła i postacie też na plus. Zaciekawiło.

A tak odnośnie wszystkich tekstów – podoba mi się Twój styl pisania.

Oczywiście i tym razem klikam bibliotekę :)

O rany:) Ale miłe słowa na rozpoczęcie dnia:) Bardzo, bardzo dziękuję:) I cieszę się, że kilka rzeczy (opisy i postacie) wyszły mi w tym opowiadaniu.

Ja zawsze czekam na Twoje ilustracje do opowiadań, ponieważ masz niesamowity talent, który dopełnia opowieść:)

 

Mam taką rozdartą sosnę, co do tego tekstu. Fabularnie i stylizacyjnie jest naprawdę fajny, pokazuje interesującą dynamikę związku bogini i bohaterki i dylematy kobiety żyjącej w haremie. Pod tym względem bardzo dobrze się to czyta, choć powiązanie węża Apophisa ze smokiem z chińskiej mitologii jest trochę ryzykowne i chyba zasługiwałoby na małe rozwinięcie w zakończeniu, mimo że podoba mi się kierunek, w którym z tym idziesz.  

Co do realiów, niestety nie do końca mi grają, a że trochę się znam, to się wypowiem. Taka osobista audiencja u cesarza z poselstwem i to jeszcze w samym Zakazanym Mieście byłaby mało prawdopodobna ze względu na ceremoniał dworski i względy takie, jak choćby paranoja przed atakiem lub intrygą ze strony przeciwników politycznych. Pałaców jednak w Pekinie nie brakowało, spotkanie samo w sobie mogło mieć miejsce w jakimś innym, to nie jest tu największy problem zresztą.

Yongle owszem rozsyłał posłów i piratów jak słynny Zheng He od Brunei po Zatokę Perską, ale sam prawdopodobnie nie fatygował się rozmawiać z posłami nawet, by przyjąć ich dary. Po prostu miał od tego swoich profesjonalnych macaczy, oglądaczy i ministrów, którzy mieli się upewnić, że nikt nie przemyci jakiejś trucizny czy innego wirusa, by zgładzić syna niebios. Dynastia Ming, a przynajmniej jej początek to nie czasy Dynastii Tang, kiedy to Chińczycy byli na wyżynie otwartości na resztę świata, więc zaakceptowanie prezentu typu globus też byłoby troszeczkę dyskusyjne. Pozostaje fakt, że nie wiedząc o tych tam zaszłościach historycznych, nikt by się nie uczepił pewnie.

Są rzeczy, które bardzo trafnie oddałaś takie jak krępowanie stóp, opisy architektury, fryzur, strojów. Proszę cię tylko o poprawienie nieszczęsnej litrówki, bo akwarele z pejzażami to shan shui jak góry i rzeki.

Podsumowując, to całkiem zgrabny tekst i fajnie miesza motywy z obu kultur– egipskiej i chińskiej, niestety niektóre z wydarzeń byłyby w tych realiach historycznych troszeczkę zbyt naciągane. Sosna nadal rozdarta, nie wiem, czy się sklei. Pozdrawiam smiley

Fajnie, że wpadłaś:) Apophis łączy się z poprzednim opowiadaniem na zeszłoroczny konkurs mitologii. Chciałam pociągnąć ten wątek demona, chcącego namieszać.

Dziękuję za informacje, są bardzo ciekawe:). Wiele rzeczy starałam się sprawdzić i jak najwierniej oddać. Przede wszystkim zwrócić uwagę na problemy kobiet w tamtych czasach. Cieszę się, że w kilka rzeczy trafiłam. Gdzieś przeczytałam, że cesarz przyjmował posłów w Zakazanym Mieście, tylko chyba w innym pawilonie. Szukałam jakiś wzmianek o tamtejszym protokole i nie znalazłam, więc musiałam pozostać przy własnej kreacji, mając z tyłu głowy, że mogło tak nie być. Ale tak jak mówisz, osobom które nie są w temacie pewnie nie będzie to przeszkadzać. Uznajmy to za taką fikcje literacką ;).

No, dokładnie, uznajmy, że licencia poetica i tyle, bo wiem, że historia Chin to niezłe monstrum do opanowania i zrozumienia, a nie jest bardzo powszechnie znana. Nie zapominajmy, że my tu fantastykę mamy pisać, a nie epopeje historyczne. Męczyło mnie to jednak, więc musiałam.

Tak jako smaczek, który mógłby Ci przypaść do gustu, może dać pomysł na coś innego z podobnym motywem – w tym okresie świat muzułmański rozszerzał się aż po Indonezję i tam też zostało ciekawie przetworzone wiele motywów bliskowschodnich w połączenie z kulturą rdzenną i chińską, która się rozprzestrzeniała. Tak mówię, jakbyś chciała zrobić “Powrót Apophisa 3” smiley.

Interesujący sposób na przemycenie Izydy do Pekinu.

Nie znam się specjalnie na Chinach, więc przedstawione obrazy sprawiają wrażenie, że postarałaś się przy researchu. Z tymi okruchami, o których słyszałam, pasuje, więc dla mnie wszystko się zgadza.

Podoba mi się wątek feministyczny.

Aha, dlaczego tak eksponujesz w przedmowie węzeł Izydy? Wydaje mi się, że to tylko drobiazg, ornament na pudełku…

Nie docenianie ich byłoby głupotą.

Niedocenianie łącznie.

Krew zawrzała w żyłach bogini.

Ale jaka krew i jakie żyły, skoro ona w tym momencie była ćmą?

Babska logika rządzi!

Beta też zwróciła mi na to uwagę:) O ile krew mają, to żył rzeczywiście nie:) Ale tak ładnie mi oddawało jej stan ducha, że zostawiłam.

Dziękuję za ostatniego klika:)

Klimat opowiadania bardzo na plus. Fabularnie historia rozegrana też całkiem ciekawie. Przyjemnie mi się czytało Twój tekst.

Trochę zawiódł mnie wątek Muhammada. Szczerze powiedziawszy liczyłem, że ten medalion pomoże mu choć trochę i chłop stawi większy opór, zwłaszcza że Apophis słynął ze swych sprawczych mocy uzdrawiających. A tu taka śmierć bez echa.

Rozumiem jednak, że to historia silnych kobiet i na mocny, męski charakter nie było tu miejsca.

Dzięki, że wpadłeś:) Rzeczywiście chciałam postawić na kobiety, ale i limit mocno mnie spętał. Nie sądziłam, że historia tak się rozrośnie, iż będę na jego granicy. Ale masz rację, że jego wątek mógłby być ciekawy.

Update – Konfucjusz pochwala drobną zmianę w tekście i nie czochra już nad nią brody wink

:)

Co mi się podobało: ogólnie epoka, wybrane połączenie (lubię egipską i chińską mitologię, więc to w punkt), postać Sun i zakończenie (jestem wredna i wybaczcie SPOILER**************************** ale mam nadzieję, że spłonęła :D ********************** KONIEC SPOILERU).

Motywy feministyczne też na plus, choć w jednym momencie poczułam, że dostałam takowym bezceremonialnie w twarz – mianowicie wtedy, gdy Sun złościła się na ukrywanie wiedzy przed kobietami. Znaczy, ogólnie sama idea w porządku, ale na mój gust została zbytnio dosłownie wyłożona.

Czytało się miło. Trochę mnie nie satysfakcjonuje zasadniczo prosty przebieg fabuły. Jak już ktoś wspomniał, Muhammad służący Apophisowi wbrew temu, co mogło się wydawać na początku, nie odegrał większej roli. Ogólnie Izydzie bardzo łatwo poszło, choć na szczęście był ten fajny twist na końcu.

Przyjemny tekścik.

deviantart.com/sil-vah

Bardzo mi się podobało :) zarówno klimat, opowieść, jak i dwie główne kobiece postaci. Opisujesz je akurat na tyle, bym mogła sobie dobrze wyobrazić te kobiety, ale nie jest tego aż tak dużo, by mnie znudziły opisy. Troszkę tak miałam na początku, gdy opisywałaś pałac i drogę do niego, ale później mi przeszło, bo dzięki temu lepiej rozumiałam, gdzie jestem i jak to wszystko wygląda.

Najbardziej jednak ujęła mnie 'relacja' między kobietami, ale też to, że i jedna i druga próbują coś ugrać na tej znajomości. Izyda, jako bardziej doświadczona oczywiście lepiej sobie z tym radzi, ale młoda też szybko się uczy. A to:

Izyda z niedowierzaniem spojrzała na Sun, trzymającą w dłoniach dwie części fletu.

– Cóżeś głupia uczyniła – wyszeptała Izyda zbielałymi wargami. Świat zaszedł mgłą, a mróz dotkliwiej niż dotychczas atakował boskie ciało milionem igiełek. Lecz i ten ból z każdą chwilą niknął, rozwiewał się niczym sen, aż widmowa postać się rozpłynęła.

– Uratowałam cię, panie! – wykrzyczała Sun.

…było świetne. Dziewczyna nawet nie odpowiada bogini, doskonale wykorzystując sytuację do swoich celów. Zuch dziewucha! Choć chyba niedługo nacieszyła się tą swoją przebiegłością ;)

Relacja obu pań świetna, podobało mi się, jak ambitna Sun wykorzystała sytuację. W przeciwieństwie do Silvii mam nadzieję, że przeżyła, należało jej się ;)

Sposób, w jaki Izyda dotarła do Chin interesujący. Zastanawiam się tylko nad Apophisem. Egipt został zdobyty przez Arabów gdzieś w okolicach 650 roku, czyli minęło już jakieś 800 lat. Skąd u wysłannika memeluckiego sułtana pogański było nie było amulet i to z wiarą w demona do kompletu?

Poza tą wątpliwością mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Już nadrabiam zaległości:)

Na wstępnie bardzo dziękuję za tak pozytywny odbiór. Niezmiernie się cieszę, że relacja obu pań wyszła mi tak dobrze:)

Jak wcześnie pisałam, faktycznie Muhammad mógł odegrać większą rolę, ale do górnego limitu pozostały mi tylko trzy znaki:).

Już wyjaśniam Irko. To opowiadanie leciutko wiąże się z moim poprzednim – Bastet. Apophis w swój sprytny sposób potrafił zjednywać sobie ludzi, tworząc sobie coś w rodzaju sekty, która działała w jego imieniu przez kilka stuleci. To oczywiście jest już tylko moją kreacją i nie ma podstaw historycznych:). Ale misteria na cześć Izydy już są faktem.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

smiley

Bardzo zgrabnie napisane, z ładną ekspozycją miejsca i mitu. Samo w sobie też mitologiczne. No i fajne zakończenie!

Hail Discordia

Dziękuję za komentarz i odwiedziny:)

Dobrze się czyta, postacie mają swoje charaktery. Najbardziej podoba mi się przedstawiony obraz Chin, ładnie to wyszło. Zdecydowanie bardziej wolę chińską, niż egipską mitologię, nie wiem czemu ale jakoś nie umiem się w tych bogów wgryźć :D

“Ogród, którego urodę na razie skrywała zima.” → fajne :) 

“Nawet dla niej, bogini biegłej w magii, przywrócenie Ozyrysa do żywych, wymagało ogromnej wiedzy oraz mocy.” – a tu się zastanawiam czy można powiedzieć, że “wymagało dla niej?” A nie wymagało od niej?

Dzięki! :) 

Dziękuję za odwiedziny:) Cieszę się, że lektura okazała się przyjemna.

Z poprawką chyba masz rację. Jeszcze się w to wgryzę i poprawię po wynikach.

Nieźle opisałaś zwyczaje panując w pałacu cesarskim i umiejętnie pokazałaś na tym tle historię bogini Izydy i Sun, jednej z konkubin cesarza. Dobrze się czytało.

 

Czer­wo­ne ko­lum­ny z drze­wa ce­dro­we­go… -> Czer­wo­ne ko­lum­ny z dr­ewna ce­dro­we­go

 

– Pięk­nie tkane szkar­łat­ne dy­wa­ny z wy­szy­tym złotą nicią mo­ty­wem ogro­du wio­sen­ne­go. → Z tego co wiem, dywanów się nie wyszywa.

 

nie za­wa­ża­jąc na ból lo­to­so­wych stóp. → Literówka.

 

nie przy­ćmi­ła za­chwy­tu nad fle­tem. Choć zło­ci­sta farba łusz­czy­ła się w kilku miej­scach, wciąż za­chwy­cał kunsz­tow­nym… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– Ce­sarz na­ka­zał mi za­grać na nim.Szept był ledwo sły­szal­ny. → Zbędna kropka po wypowiedzi, didaskalia małą literą – szept, choć ledwie słyszalny, to też wypowiedź. Winno być: – Ce­sarz na­ka­zał mi za­grać na nim – szept był ledwo sły­szal­ny.

 

że trzy­ma ją nie­wi­dzial­ny łań­cuch. Wy­czer­pa­na, przy­trzy­ma­ła się ko­lum­ny… → Jak wyżej.

 

sza­re­go po­ran­ka z czar­no tu­szo­wych ma­lun­ków… → …sza­re­go po­ran­ka z czar­notu­szo­wych ma­lun­ków

 

sta­nę­ła po środ­ku sali z opusz­czo­ną głową… → …sta­nę­ła pośrod­ku sali z opusz­czo­ną głową

 

– Za­milcz star­cze! – jeden gest Izydy wy­star­czył… → – Za­milcz star­cze! – Jeden gest Izydy wy­star­czył

 

Gorąc pa­rzył, a na­dzie­ja gasła. →  Gorąco pa­rzyło, a na­dzie­ja gasła.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciesze się:). Szukanie informacji i szczegółów zajęło mi sporo czasu, tym bardziej się cieszę, że odzew czytelników jest pozytywny:). Oczywiście wprowadzę poprawki.

Miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawiłam :)

Dobrze mi się czytało. Wprawdzie sekundowałem Izydzie i Sun, ale nie można mieć wszystkiego. Zresztą byłoby mi żal smoka, gdyby coś mu się stało. :) Pozdrawiam Autorkę. :)

Również pozdrawiam :).

Nowa Fantastyka