- Opowiadanie: CharliseEileen - Przędła nici gospodyni

Przędła nici gospodyni

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Przędła nici gospodyni

Za­pa­dła głu­cha noc. Cięż­kie chmu­ry otu­li­ły niebo tak, że do uśpio­ne­go świa­ta ludzi nie do­cie­ra­ła ani mlecz­na po­świa­ta księ­ży­ca, ani per­ło­wy blask od­le­głych gwiazd. Wśród za­zie­le­nio­nych koron drzew nie igrał wiatr. Świersz­cze za­mil­kły jak za­klę­te, za­po­mi­na­jąc o swo­ich wie­czor­nych kon­cer­tach. Sowa za­mknę­ła swe prze­ni­kli­we oczy i rów­nież za­mar­ła w ocze­ki­wa­niu na przy­by­sza, który zja­wić miał się lada mo­ment.

Po­środ­ku nie­wiel­kiej po­la­ny stała chat­ka z bali, o bie­lo­nych ścia­nach i za­trza­śnię­tych okien­ni­cach zdo­bio­nych nie­bie­ski­mi ma­lo­wa­nia­mi. Przy­kry­ty strze­chą dach, już z da­le­ka pach­niał słomą prze­siąk­nię­tą do cna pro­mie­nia­mi sierp­nio­we­go słoń­ca. Na gli­nia­nym ganku o dwóch nad­kru­szo­nych stop­niach, opar­ta o drzwi, stała stara mio­tła z po­wy­krzy­wia­ny­mi wit­ka­mi oraz bla­sza­ne wia­dro o so­lid­nie po­wy­bi­ja­nych bo­kach.

Ciszę nie­spo­dzie­wa­nie prze­rwał de­li­kat­ny sze­lest na mięk­kiej ściół­ce boru. Sowa nie­znacz­nie uchy­li­ła po­wie­kę na od­głos szyb­kich, drob­nych kro­ków, w mo­men­cie gdy cień prze­mknął tuż obok drze­wa na któ­rym przy­cup­nę­ła. 

Ma­lut­ka, przy­gar­bio­na po­stać, oku­ta­na cia­sno w gę­stwi­ny wy­ple­cio­nych z szu­war chust i chro­po­wa­te­go mchu, kro­czy­ła ku chat­ce. Z przy­tłu­mio­nym przez kraj szaty po­mru­kiem gde­ra­ła sama do sie­bie słowa w le­śnym ję­zy­ku du­chów tam­tych stron:

 

Przę­dze, ko­ron­ki wsze­la­kie.

Tutaj bę­dzie do­brze na nie.

Tutaj ład­nie się uro­bią.

A za­bio­rę je ze sobą.

 

Tak to rze­kła stara ko­bie­ci­na o dłu­gim nosie i krza­cza­stych, przy­pró­szo­nych bielą brwiach, sta­jąc na progu drew­nia­ne­go domu. Wy­cią­gnę­ła przed sie­bie cie­niut­ką jak wierz­bo­wa ga­łąz­ka rękę o zgru­bia­łych sta­wach pal­ców, które za­koń­czo­ne miała sczer­nia­ły­mi ku­rzy­mi pa­zu­ra­mi. Pi­skli­wym gło­si­kiem za­rzę­zi­ła nieco gło­śniej:

 

A za­stu­kam ja do domu.

Przy­sta­nę przy ich go­ściń­cu.

Nie otwo­rzą, wejdę sama.

Gdyż ja jędza, a nie dama.

 

Za­chro­bo­ta­ła szpo­nem o drew­no domu, ryjąc na jego po­wierzch­ni głę­bo­ką bruz­dę. Zaraz potem ba­bu­leń­ka za­mio­tła li­ścia­ną spód­ni­cą oplą­ta­ną ba­dy­la­mi i pę­da­mi blusz­czy,

i prze­stą­pi­ła bosą stopą przez próg chat­ki.

 Z chłod­nej sieni ru­szy­ła dalej. Za­krę­ci­ła się po izbie gdzie w ka­mien­nym piecu ża­rzy­ła się reszt­ka ogni­ska. Otwo­rzy­ła jego mo­sięż­ne drzwicz­ki i rzu­ci­ła w po­pio­ły garść pia­sku z mo­czar. Wątłe pło­my­ki zo­sta­ły zdu­szo­ne przez muł, z ci­chym sy­kiem pa­ru­jąc cięż­kim smro­dem le­śne­go bagna.

Dalej in­truz­ka przez chwi­lę po­mysz­ko­wa­ła wkoło, przy mą­kach, przy żar­nach przy maśl­ni­cy. Po trosz­ku po­pró­bo­wa­ła serów, ugry­zła jabł­ka, syp­nę­ła ziar­na­mi po ką­tach, scho­wa­ła świe­że wia­necz­ki, które córki przy­nio­sły ma­tecz­ce z łąk.

Gdy już się na­ba­wi­ła, na­psu­ła ludz­kie­go mie­nia, prze­szła do dru­giej izby, gdzie chwy­ci­ła ob­fi­te na­rę­cze go­to­we­go do przę­dze­nia lnu i roz­sy­pa­ła stos ro­ślin tuż przy drew­nia­nym ko­ło­wrot­ku. Tak przy­go­to­wa­na z chrząk­nię­ciem za­do­wo­le­nia umo­ści­ła się w sze­ro­kim roz­kro­ku, wy­god­nie jak kwoka na grzę­dzie, przy roz­kle­ko­ta­nym kole ko­ło­wrot­ka.  

Sta­ru­cha pod­cią­gnę­ła fałdy mcho­wej spód­ni­cy aż po ko­ści­ste ko­la­na i za­tar­ła kro­gul­cze dło­nie. Za­chi­cho­ta­ła z ucie­chy na taką pracę i za­bra­ła się do robot, aż za­wrza­ło.

W spraw­nych dło­niach ba­bu­leń­ki len krę­cił się rów­nym ryt­mem. Jego nitki ci­chym sze­le­stem ocie­ra­ły się o suchą skórę ko­bie­ty, która cza­ro­wa­ła pal­ca­mi, na­wle­ka­jąc na igłę ko­lej­ne gar­ście ro­śli­ny. Nie­stru­dze­nie na­ci­ska­ła na pedał ko­ło­wrot­ka, na­pę­dza­jąc coraz szyb­ciej cały me­cha­nizm, który ję­czał pod jej za­grzy­bio­ną stopą, do­ma­ga­jąc się choć chwi­li wy­tchnie­nia. Ba­bu­leń­ka ani my­śla­ła przy­sta­wać do­pó­ty, do­pó­ki pierw­szy kur nie za­piał. 

Koło kle­ko­ta­ło i kle­ko­ta­ło, aż pięć­dzie­sią­ta szpu­la była go­to­wa, a noc chy­li­ła się ku koń­co­wi. Gdy mrok za­czę­ły roz­ja­śniać pierw­sze pro­my­ki słoń­ca, a na po­la­nę opa­dły mgły po­ran­ka, sta­rusz­ka od­stą­pi­ła od ko­ło­wrot­ka.

 

Czas na dzi­siaj koń­czyć tu.

Ale wrócę, szko­da snu.

Ki­ki­mo­ra z ba­gien, z mchu

Nie­raz wam na­przę­dzie lnu.

 

To mó­wiąc, wrzu­ci­ła w mcho­wy far­tuch so­lid­ną na­ręcz pę­ka­tych szpu­li z wy­ro­bio­nym lnem i ze świ­stem opu­ści­ła chatę, by znik­nąć w gąsz­czu boru. Gdy roz­pły­nę­ła się w wil­got­nej mgle, w ko­ro­nach drzew za­wiał rześ­ki wiatr, a sowa za­hu­ka­ła prze­cią­gle dwa razy.

Póź­niej wszyst­ko umil­kło, by znów ożyć wraz ze stłu­mio­nym okrzy­kiem za­sko­czo­nej go­spo­dy­ni, która w izbie przy ko­ło­wrot­ku zna­la­zła pięć­dzie­siąt rów­niut­kich szpu­li lśnią­cych nici lnu.

Koniec

Komentarze

Cześć. :-)

Oso­bi­ście nie je­stem zwo­len­ni­kiem ob­szer­nych opi­sów, ale nie­któ­rzy takie lubią, więc pew­nie są po­trzeb­ne.

Pro­blem mam w tym, że do­my­ślam się, że stara ko­bie­ta to ja­kieś lo­kal­ne dzi­wa­dło, ale po co to robi? Jakie kon­se­kwen­cje ma fakt, że w ma­gicz­ny spo­sób po­ja­wia­ją się szpu­le lnu, oprócz tego, że go­spo­dy­ni je ma. 

Prze­pra­szam ale nie widzę celu? 

Choć być może to wstęp cze­goś więk­sze­go, więc może warto za­zna­czyć, że to frag­ment.

 

PS. Prze­staw pro­szę tag z opo­wia­da­nie na szort. Z tego co się zo­rien­to­wa­łem, gra­ni­cą mię­dzy jed­nym a dru­gim jest tutaj 10k zzs.

Zaraz potem ba­bu­leń­ka za­mio­tła li­ścia­ną spód­ni­cą oplą­ta­ną ba­dy­la­mi i pę­da­mi blusz­czy,

i prze­stą­pi­ła bosą stopą przez próg chat­ki.

W tym zda­niu wpadł zbęd­ny enter.

Za­bra­kło mi roz­bu­do­wa­nia tej hi­sto­rii. Twoje opisy są ładne, na­stro­jo­we. Po­myśl nad jakąś fa­bu­łą, która bę­dzie roz­gry­wa­ła się w tym ba­śnio­wym oto­cze­niu, opisz bo­ha­te­rów, ich czyn­no­ści i mo­ty­wa­cję, prze­szko­dy w dro­dze do celu.

Je­stem.

 

Zga­dzam się z ANDO.

Szko­da że jest to tak krót­ka scen­ka bez żad­nej fa­bu­ły i mo­ty­wa­cji.

 

że stara ko­bie­ta to ja­kieś lo­kal­ne dzi­wa­dło, ale po co to robi?

Dobre py­ta­nie. Więk­szość stwo­rów ma jed­nak jakąś mo­ty­wa­cję 9cho­cio­aż­by zwy­kłą ze­mstę albo głód)

 

Opisy ładne ale jak wyżej brak kon­tek­stu co boli. Mimo wszyst­ko tekst na plus.

 

Po­zdra­wiam cie­plut­ko.

Pisz to co chciał­byś czy­tać, czy­taj to o czym chcesz pisać

Ma­ne­Te­kel­Fa­resaKu­ba­139,

Pro­blem mam w tym, że do­my­ślam się, że stara ko­bie­ta to ja­kieś lo­kal­ne dzi­wa­dło, ale po co to robi?

z tego co się orien­tu­ję, ki­ki­mo­ra przę­dła, bo po pro­stu lu­bi­ła. :) A dźwięk wrze­cio­na w nocy był zwia­stu­nem ja­kie­goś nie­szczę­ścia.

Zga­dzam się, że to ładny frag­ment i uka­za­nie po­sta­ci, ale jeśli ma być osob­ną ca­ło­ścią, to jakaś fa­bu­ła poza samą sceną by się rze­czy­wi­ście przy­da­ła.

You get what any­bo­dy gets - you get a li­fe­ti­me.

Cześć, Char­li­se­Eile­en. :-)

Przed­sta­wiać już się nie muszę, bo ko­men­to­wa­łam Hirpi So­la­ni i ringu bok­ser­ski. :-)

Tym razem szort fan­ta­sy. Zde­cy­do­wa­nie na plus bo­ha­ter­ka, że jest zło­śli­wą lecz i po­moc­ną sta­rusz­ką. Po­łą­cze­nie nie jest jed­no­znacz­ne, co mi się spodo­ba­ło. Fa­bu­ła, w za­sa­dzie jej nie ma, gdyż przed­sta­wiasz jedną scen­kę, w któ­rej po­zna­je­my bo­ha­ter­kę. 

Wy­raź­nie widać bu­do­wa­nie kli­ma­tu, dba­nie o pla­stycz­ność opisu. Moim zda­niem jest próbą udaną, cho­ciaż mogło by być jesz­cze le­piej. Na plus też, po­praw­ność za­pi­su.

CE, bio­rąc pod uwagę mój ko­men­tarz, zważ go, gdyż w przy­pad­ku fan­ta­sy je­stem bar­dzo wy­ma­ga­ją­ca, dużo w nim mojej su­biek­tyw­no­ści i pre­fe­ren­cji.

 

Za­trzy­ma­nia:

 

*dużo tego pięk­na, za­mie­ra­nia przy­ro­dy

W fan­ta­sy za­wsze mamy noc, jest pięk­nie, świersz­cze i sowy wy­da­ją od­gło­sy, a wszyst­ko za­mie­ra kiedy roz­po­czy­na się akcja. Spró­bo­wa­ła­bym po­wal­czyć z mniej­szą oczy­wi­sto­ścią albo przy­naj­mniej zróż­ni­co­wać rytm. Na przy­kład skró­ci­ła­bym po­niż­sze zda­nie usu­wa­jąc wy­bol­do­wa­ne.

Sowa za­mknę­ła swe prze­ni­kli­we oczy i rów­nież za­mar­ła w ocze­ki­wa­niu na przy­by­sza, który zja­wić miał się lada mo­ment.

 

*za­sta­na­wia­ła­bym się nad licz­bą ko­niecz­nych przy­miot­ni­ków

Jeśli któ­ryś wy­da­wał­by mi się nie­po­trzeb­ny – usu­wa­ła­bym. Za nie­po­trzeb­ny uwa­ża­ła­bym taki, który nic lub nie­wie­le wnosi do ro­zu­mie­nia tek­stu lub zbu­do­wa­nia wizji miej­sca, osoby. Na przy­kład nie wiem, czy ważne jest że po­la­na była nie­wiel­ka i co ozna­cza­ją nie­bie­skie ma­lo­wa­nia. W ko­lej­nym zda­niu usu­nę­ła­bym „do cna”.

Jed­nym sło­wem (no, dwoma :D) – kie­ro­wa­ła­bym się eko­no­mią tek­stu. Cza­ru­je się od­po­wied­nim sło­wem, a nie ich licz­bą. Taki jest mój po­gląd.

 

*zda­nia opi­su­ją­ce jeden ele­ment wie­lo­krot­nie zło­żo­ne

Róż­ni­co­wa­ła­bym ich dłu­gość i nie pi­sa­ła wszyst­kie­go po prze­cin­ku oraz rów­nież prze­my­śla­ła­bym spra­wę, czy wszyst­ko musi być krzy­we, po­wy­bi­ja­ne, suche, za­grzy­bio­ne itd. Na­gro­ma­dze­nie tylu okre­śleń dziwi i burzy na­strój.

Jed­nym sło­wem wy­bie­ra­ła­bym te ele­men­ty, które są/będą mi po­trzeb­ne.

Cza­sa­mi mia­łam od­no­si­łam wra­że­nie wy­li­czan­ki: opis chat­ki, ganku i mio­tły, ko­bie­ty i jej ręki. Po­dob­nie zresz­tą pro­wa­dzisz nar­ra­cję: opi­su­jesz nie­ja­ko po kolei za­rów­no oto­cze­nie, jak i za­cho­wa­nia sta­rusz­ki, po­zba­wia­jąc tym samym czy­tel­ni­ka za­sko­cze­nia.

 

*lo­gi­ka

Czy­tel­nik jest by­strym kotem i za­pa­mię­tu­je, więc jeśli pi­szesz o:

– ubio­rze sta­rusz­ki

‚oku­ta­na cia­sno w gę­stwi­ny wy­ple­cio­nych z szu­war chust i chro­po­wa­te­go mchu

,przez kraj szaty

,za­mio­tła li­ścia­ną spód­ni­cą oplą­ta­ną ba­dy­la­mi i pę­da­mi blusz­czy

,pod­cią­gnę­ła fałdy mcho­wej spód­ni­cy

,wrzu­ci­ła w mcho­wy far­tuch 

To już nie wie­dzia­łam co i jak wy­glą­da.

– pi­szesz, że sowa unio­sła po­wie­kę, gdy usły­sza­ła „szyb­kie, drob­ne krocz­ki”, w ko­lej­nym zda­niu „po­stać kro­czy­ła”

– szpu­le

Tu też mia­łam za­trzy­ma­nie, bo jeśli wrzu­ci­ła w far­tuch szpu­le i opu­ści­ła chatę, to dla­cze­go go­spo­dy­ni domu zna­la­zła je potem koło ko­ło­wrot­ka? Spraw­dzi­łam szyb­ko licz­bę – zro­bi­ła pięć­dzie­siąt, go­spo­dy­ni zna­la­zła pięć­dzie­siąt, czyli co wrzu­ci­ła sobie w far­tuch?

 

*ostat­nia rzecz to za­mien­ni­ki na bo­ha­te­ra lub głów­ne po­sta­ci

Uży­wasz ich wielu – ko­bie­ci­na, ba­bu­leń­ka, in­truz­ka, sta­ru­cha, sta­rusz­ka. Są nie­po­trzeb­ne i przy dłuż­szym tek­ście i więk­szej licz­bie po­sta­ci mo­gły­by zmy­lać czy­tel­ni­ka.

 

ser­decz­nie po­zdra­wiam :-)

piąt­ko­wa asy­lum ko­men­tu­ją­ca w nie­dzie­lę

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Przy­szła ba­bu­leń­ka do chat­ki, na­przę­dła pięć­dzie­siąt szpul nici i ode­szła, za­bie­ra­jąc je ze sobą. A ran­kiem w rze­czo­nej chat­ce, przy ko­ło­wrot­ku le­ża­ło pięć­dzie­siąt szpul nici. Magia, ani chybi…

Nie wiem, Char­li­se­Eile­en, co mia­łaś na­dzie­ję opo­wie­dzieć.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ma­ne­Te­kel­Fa­res sta­rusz­ka do sło­wiań­ska ki­ki­mo­ra, która lubi prząść na ko­ło­wrot­ku, tak jak wspo­mniał zresz­tą Mr Windy :). Nie chcia­łam po­da­wać tego wprost, ale tylko wła­śnie po­zwo­lić to wy­ła­pać fanom tych kli­ma­tów. 

Cześć, Asy­lum, no nie­źle! Fak­tycz­nie lo­gi­ka się tu po­sy­pa­ła, a ja nawet jak­bym prze­czy­ta­ła ten tekst sto razy, nie wy­ła­pa­ła­bym tyle, ile udało się Tobie. Dzię­ku­ję i obie­cu­ję, że do­sto­su­ję się do tych su­ge­stii w na­stęp­nych pra­cach (oby było le­piej! :)) Cie­plut­ko po­zdra­wiam! 

I ja po­zdra­wiam. Bądź ostroż­na z moimi su­ge­stia­mi, aby nie wylać dziec­ka z ką­pie­lą, tj. zmie­niaj pod wa­run­kiem, że Tobie też bę­dzie to pa­so­wa­ło. :-)

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Ładny, pla­stycz­ny opis. Choć mo­men­ta­mi mu­sia­łam przy­sto­po­wać, bo tro­chę prze­do­brzy­łaś, na przy­kład tu:

 

Ma­lut­ka, przy­gar­bio­na po­stać, oku­ta­na cia­sno w gę­stwi­ny wy­ple­cio­nych z szu­war chust i chro­po­wa­te­go mchu, kro­czy­ła ku chat­ce.

Nie je­stem pewna, czy war­stwy ubrań można na­zwać gę­stwi­ną:

gę­stwi­na, gę­stwa

1. «gęsty las, gęste za­ro­śla»

2. «stło­cze­nie ludzi lub przed­mio­tów»

 

Pro­blem w tym, że bra­ku­je tu ja­kiejś hi­sto­rii. Po­ka­zu­jesz scen­kę bez kon­tek­stu. To by­ło­by cał­kiem fajne w ja­kimś tek­ście o ki­ki­mo­rze albo miesz­ka­ją­cych w tym domku lu­dziach, ale sam opis się nie broni.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Tekst opi­sa­mi stoi. Wła­ści­wie to jedna wiel­ka wpraw­ka w nich. I od tej stro­ny pre­zen­tu­je się na­wet-na­wet. Cza­sem coś ję­zy­ko­wo po­chro­bo­cze, ale nie utrud­ni zro­zu­mie­nia tre­ści.

A ta to ra­czej wy­mów­ka dla opi­sów. Coś tu jest, ale ja do końca nie po­ją­łem co. I naj­pew­niej nie muszę – ten kon­cert fa­jer­wer­ków ko­lo­rem sztucz­nych ogni stoi :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

No, przy­da­ła­by się jakaś fa­bu­ła.

A czy len się w ogóle przę­dzie? My­śla­łam, że to są dość dłu­gie i grube nitki. W sumie, może warto je zwi­nąć w jesz­cze dłuż­szą… Nie wiem, nie znam się.

za­po­mi­na­jąc o swo­ich wie­czor­nych kon­cer­tach. Sowa za­mknę­ła swe prze­ni­kli­we oczy

Nad­miar swo­ja­ków.

wy­ple­cio­nych z szu­war chust

Czy z trzcin itp. da się zro­bić chu­s­ty? Mam wra­że­nie, że trzci­na po wy­schnię­ciu jest sztyw­na i kru­cha. BTW, IMO, szu­wa­ry i mo­cza­ry od­mie­nia­ją się ina­czej – jak su­cha­ry.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Sym­pa­tycz­na scen­ka :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka