- Opowiadanie: Klamysław - Odcienie ognia

Odcienie ognia

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Odcienie ognia

„Odcienie ognia”

 

 w 1345 roku kalendarza Bol'ien pecha mieli mieszkańcy położonego na zerath’ańskich równinach Aiden. Najpierw całą zimę, wbrew rozkazom wodza wojsk Armnan stacjonowała tam ich chorągiew. Nawet miała formalny zakaz wjeżdżania do miasta. Później wkroczyła tam kompania piechoty dewastująca mury obronne, następnie pojawił się cały regiment. Ten już miał asygnatę, ale tylko na "dach i wodę", czyli na kwatery. Na koniec przybyła dumnie chorągiew rycerska, która równie dumnie zrabowała żywność i paszę dla koni i jeszcze dumniej wypiła za darmo wszystek gorzałki w gospodach.

Nie długo po tych wydarzeniach do miasta przybyli Magnus wraz z Liriel. Mijał im czas na chadzaniu po rynku w Aiden, pomieszkiwaniu w "Nastroszonym Kocurze", graniu w karty, spijaniu tutejszych alkoholi. Lubiła zaszywać się w tutejszej bibliotece zaczytując się w opasłych, zakurzonych tomach.

Tego dnia skończyła przechadzkę przed południem. Wychodząc na bruk, zatrzymała się na chwilę, by poprawić odzienie. Ubrana zwykle była w oficerki koloru kasztana, spodnie i bluzkę z dekoltem barwy listowia. Na to, gdy bywało chłodniej zakładała ciemno-zielony płaszcz. Lubiła ten odcień. Zieleń kojarzyła się jej z Emm, którego krajobrazy w znacznie większej mierze stanowiły mieszane, nie przebrane lasy i bezkresne pastwiska. Po drodze, idąc aleją złotników słyszała opowiastkę jakiegoś mężczyzny uskarżającego się zebranej wokół niego kolorowej gawiedzi na wojskowych Armnan. Podobno wykradli z jego wsi całe zboże i zaszyli się w lasach by bimber pędzić. Jak się im skończył, to surowiec zabrali sobie z kolejnej wsi. Albo gdzie indziej żołnierze rozbili okna, a ołów z ram wykorzystali do robienia amunicji. Trwożyły ją te wieści. Marzyła o zakończeniu wojny by w końcu wrócić do Mannheim, do Emm. Armia jej ojca, księcia Dagoberta, została rozbita w bitwie pod Grimm, miasteczkiem w północnej części jej rodzinnych stron. Los samego miasta-stolicy bardzo ją frasował, czy wciąż się broni, jak w dniu kiedy uciekała z niego wraz z wynajętym przez jej rodziców Magnusem w trakcie oblężenia. Jednak to nowe życie, u boku najemnika, otwarło jej oczy na wiele spraw. Ujrzała jak się żyję za murami fortecy, gdy trzeba zadbać o siebie praktycznie samemu. Na szlaku, szczególnie z Nim…

– właśnie.

Przypomniała sobie że jest umówiona. Otarła dłonią twarz. Przyspieszając kroku poprawiała loki oglądając się wokół siebie. Wkrótce go zobaczyła. Jego krótkie czarne, lekko siwiejące włosy były nieco potargane. Jego czarna, skórzana zbroja i płaszcz sprawiały że przypominał hienę cmentarną. Podszedł do niej i cicho zapytał.

– Lil, musimy ruszać. Kojarzysz miejsce gdzie rośnie drzewo które zwą Guadalhalar ? Uśmiechnęła się. Patrząc mu w oczy chwyciła pukiel rudych włosów.

– wiem gdzie je można znaleźć, jeśli o to ci chodzi.

– dobrze, bo ja wiem mniej więcej. Przyda się Twoja wiedza. Musimy się tam udać po dalszą część koron od wysłannika twej familii. Kończą się nam a wino Ber’ron swoje kosztuję. Jedźmy…

 Poszli do stajni „Nastroszonego kocura”, nie wymieniając w trakcie drogi ku jej rozczarowaniu ani słowa. Dochodziło południe, gdy wyjeżdżali z południowej bramy Aiden, wielkich drewnianych wrót, nadgryzionych zębem czasu i wojną. Skierowali się traktem, przez Liriel zwanym pajęczym.

 Dużo się naczytała o życiu i losach pradawnych elfów z ksiąg które darowała jej kiedyś babka, księżna Inedd. Było w nich i o Guadalhalar, świętym miejscu dla minionych mieszkańców tych ziem, choć wielu jej współczesnych badaczy wkładało między bajki istnienie tej rasy. Po jakiś dwóch kwadransach rzekła.

– Magnus, czy ty myślisz elfy chodziły kiedyś po ziemi ?

– jedzie za nami trzech ludzi, nie teraz Lil. Cholera, za późno ich dostrzegłem.

Wziął głęboki oddech, pomyślał.

– jesteś z terenów republiki kupieckiej. Urodziłaś się i mieszkałaś w Hetz. Na te tereny przygnała Cię chęć niesienia pomocy ofiarom wojny. Znasz się przecież na lecznictwie nie ?

Wycedził nerwowo.

– ttakk, znaczy się tak. Spokojnie, ja to załatwię.

– uważaj, szykuję mi się robota, kurwa mać.

Po chwili dobiegło ich uszu.

– aa hoooj ludzie ! Zaczekajcie !

 Moment później spotkali się na trakcie. Jeden z nich, najbardziej wyróżniający się ubiorem, w czerwonym kontuszu, szablą u boku, krótkimi blond włosami, jasnym wąsie z blizną nad okiem przemówił pierwszy.

– hola ! muszę rzec, z daleka widzę bujny fryz, myślę jedzie panna jaka, a ciekawym był jak z bliska lico jej się prezentuję.

– pewnie się waszmość zawiódł okrutnie.

 Udawanym uśmiechem skwitowała Liriel.

– a niech Mnie z łuków ustrzelą panienko ! ja tak urodziwej panny nie widział w całym Armnan.

 Wydawał się szczerze zaskoczony. Gapił się na jej obfite piersi i linię ciała. Przełykając ślinę wycedził gromko.

– Borugą mnie zwą, z północnych rubieży Armnan się wywodzę. Chorążym jestem, ludzie moi koło Aiden stacjonują. Zabroniłem im do miasta wchodzić bo dosyć według Mnie gewałtu na okolicznych ludziach.  A o to moi przyboczni ! Jednooki, krukiem zwany, poczciwy to człek. Jak pies wierny a i drugi, Detlef, przewodnik nasz. Jadę z wiadomością od grafa Aiden do drugiej naszej chorągwi co koło Koziego Tyłka się zamelinowała. Treści panience zdradzić nie mogę, choć jak widzę nie jedno by mogła pani ode Mnie wydusić.

Roześmiał się głośno. Magnus trzymał swą dłoń na rękojeści Iskry. Nie podobał mu się ten Boruga.

 – potowarzyszę panience, niech się nie da prosić. W takim gronie i trudny podróży znikają.

Ukłonił się raz jeszcze Liriel.

– a któż to z panienką jedzie ?

 Już Magnus miał się odezwać lecz gestem ręki uciszyła go w tą chwilę.

– a to waszmość, sługa mój Rębajło, obeznany w fechtunku, przygłupi nieco, niemowa.

Ruszyli.

– język, jak i no wiecie…waszmościowie odjęto mu na wojaczce w niewoli.

 Patrzała syczącym wesołą złośliwością wzrokiem na jej wojownika.

– ach zgroza to, przyznaję. Smutne li to. Choć jak wiemy wojna jest nieubłagana. Znałem i ja takich przypadki. Jeden taki, ze kilka wiosen temu otrzymał dwa ciężkie postrzały, koledzy go ledwo z pola bitwy wynieśli. Rok później Emmijczycy ranili go w rękę a podczas najazdu na Zerath zabito mu pocztowego. Następnym razem postrzelono go w pacierze a kula wyszła z drugiej strony i zatrzymała się w zbroi. 

 Liriel zaczęła uważniej słuchać słów chorążego.

– razu pewnego, kilku moich po bitwie, dziecię żywe znalazło. Na pobojowisku ! uwierzysz panienko ? Siedziało koło końskiego truchła, przytulając się do psa. Koniuszkami palców, tam gdzie pies szarpał, gmerało paluszkami. Wyglądało na zdrowe. Dali mu moi kompani piwnej polewki. Trochę się napiło ale później szybko zmarło…tak,tak. Wojna waćpanno.

Jadąc, co rusz, kokietował Liriel Boruga. Cedził jej miłe słówka, próbował zabawiać, oczarowany jej urodą. A rubaszne miał myśli chorąży. Jeno Magnus, z beznadzieją na twarzy, musiał grać swoją rolę. Popołudniu dojechali do sioła.  Kozi tyłek był wsią na pograniczu dalekich od ich domu królestw Zerath. Idąc przeganiali stojące im na drodze kury. Jakaś kobieta niosła kosz bielizny trzymając jedną ręką ciekawie na nich łypiącego oczami malca. Szukali karczmy. Wśród zabitych strzechą chat dało się słyszeć ujadanie psów. Słońce paliło. Czuć było kwiatami polnymi. I różą…Tutejsi zaczęli nerwowo reagować na ich wizytę. Liriel rzekła do Borugi.

– jedźcie waćpanie do karczmy. Zaraz do was dołączę tylko wydam polecenie mojemu Rębajle.

– a choćby i rok minął, nie ruszę się stamtąd, czekając na panienkę !

 Boruga popatrzał wesoło na Liriel, obrócił się, zszedł z konia i ze swymi ludźmi skierował się w stronę większej chaty przy której kręcili się podpici chłopi. Rudowłosa też zeskoczyła z Kluski i podeszła do Pioruna chwytając go za uzdę i poklepując po pysku. Spojrzała na siedzącego na nim Magnusa i przemówiła.

– do Guadalhalar jedź sam.

– Lil – syknął.

-pojedziesz stąd dalej zachodnim traktem. Wszystkie okoliczne drogi prowadzą do świętego drzewa.

Patrzała na niego z wyrzutem, z miną która mówiła że nie tego wszystkiego oczekiwała kobieta od kogoś takiego jak on.

– Lil, nie mogę Cię tu zostawić.

– słuchaj, ja już za długo jestem sama na szlaku. Jedź, spotkasz Mnie w „Nastroszonym Kocurze” jeszcze tej nocy. Bywaj.

Poklepała po grzbiecie jego czarnego rumaka. Popatrzał na nią z wyrazem twarzy dziecka któremu zabrano ukochaną zabawkę. Czym prędzej się odwrócił i ruszył zachodnim klepiskiem.

Tymczasem Liriel siedząc w „Świńskim Ryjku” w towarzystwie Borugi i jego dwóch milczących kompanów popijała tutejsze wino z białych winogron. Chorąży, coraz bardziej rozweselony, karmiąc się kuflem marnej jakości piwa, uderzał do Liriel. Przyzwyczajona była do zalotów adresowanych do niej ale tym razem widziała w nim ciekawego, nieustraszonego mężczyznę, który w przeciwieństwie do Magnusa, gorąco okazywał jej zainteresowanie i względy.

– powiem waćpannie, że od rąbania wroga nie raz już ręce mdlały, choć widok ciał swoich kolegów zawsze mocno rusza.

 Tu głos mu przycichł.

– widziałem rzekę pełną trupów. A zmorą jest że po każdej większej ruchawce zaraz czeladź i okoliczni potrafią całą noc spędzić na obdzieraniu zwłok. Szukają kosztowności…

 Wybuchła jakaś kłótnia w oberży. Liriel patrząc w tamtym kierunku dostrzegła dwóch podpitych żołdaków kłócących się o córkę karczmarza. Boruga nie zwracał na to uwagi nadto przyzwyczajony do swawoli.

– …przeszukując kieszenie, zabierając z ciał ubrania i buty.

Jeden z awanturników kłócących się o kobietę wyjął samopała którego miał za paskiem od hajdałerów i wypalił nim w drugiego. Nie trafił. Na dźwięk strzału, chwycił Boruga za szablę. To była granica, jaką według niego przekroczyli.

– będzie tu kurważ mać spokój !? Czy mam się wami zająć !

– o kur…to chorąży Boruga.

Wybełkotał jeden z nich.

– mości chorąży, jak makiem zasiał.

Szturchnął drugiego.

– w rzeczy samej mości chorąży.

– Nnnooo !Pokiwał palcem groźnie. Wpuścił głośno powietrze odwracając się ponownie twarzą do Liriel, usiadł.

– ale przecież nie mogę być wszędzie.

 Pili alkohol jakiś czas w ciszy, podczas której wpatrywał się jej brązowe oczy. Już miał zaoferować pokrycie kosztu noclegu gdy wbiegł do zajazdu jakiś chłopina drąc się w niebogłosy…

– ludziska ! pali się stodoła cała ! jak nie uradzimy wieś spłonie ! 

– co robimy waćpanie ?

Mówiła szybkim nie pewnym głosem

– trza gasić ! Weź konia waćpanna i jedź poza budynki.

Wybiegł ze swoimi kompanami. Liriel słyszała szum ognia. Wzięła czym prędzej swoją torbę koloru ciemnej zieleni zarzucając ją na ramię i pobiegła po Kluskę. Gdy jechała poza obręb chat by przycumować wierzchowca do jakiegoś bezpiecznego miejsca paliło się już kilka zabudowań. Postanowiła wrócić by ratować mieszkańców Koziego Tyłka z ognia. Gdy wracała, płonęło już pół wsi. Sucha pora tego roku sprawiała że ogień bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Zaczęła chwytać dzieciaki za ręce i w pośpiechu wyprowadzać je dalej poza strzechy. Przez płomienie przebijał jej się obraz uwijającego się jak w ukropie Borugi pędzącego chłopstwo poza teren sioła. Ogień szalał. Trawił budynki jak zapałki. Po nie całym kwadransie płonęło już wszystko co własnymi rękami człowiek tu postawił. Wszyscy stali naokoło płacząc, stękając, przeklinając.

 Stała i patrzała na to wszystko dygocząc. Zza pleców wyrósł jej Boruga. Był osmolony, zgrzany, po czole płynęły mu stróżki potu.

– zwijajmy się stąd panno Liriel. Wysłałem Kruka by przysłał tu kogoś z prowiantem. Coś im wymyślą.  Pomimo tych trudnych okoliczności oferuję eskortę do miasta. Muszę zameldować grafowi Aiden to co się tu stało.

Zdruzgotana, oczadziała równie jak on, przyjęła jego propozycję, chcąc mieć ten dzień już za sobą. W trakcie drogi powrotnej Boruga pił. Dużo. Powoli tracił nad sobą kontrolę…

 

*****

 

– Magnus, miałeś ją pilnować !

Stali we dwóch obok ogromnego dębu, wyrastającego koroną znacznie wyżej poza dach lasu. Drzewo, według Magnusa, mogło mieć z tysiąc lat. Niższe partie gałęzi nachylały się ku ziemi.

– ją trudno upilnować. Została w Kozim Tyłku z niejakim Borugą i jego kompanami.

– znam ja temperament panienki Liriel ale jest jasne wytyczne od księżnej Mereth by panienki z oczu nie spuszczać.

– Liriel ma czekać na Mnie w „Nastroszonym Kocurze” w Aiden. Daj pan pieniądze i jadę od razu.

– nno…oby, oby…200 koron.

 Wysłannik, ubrany w czerń podał mu dużą sakiewkę.

– spotkamy się piątego dnia w okresie Berath. We wsi Słomiane Strzechy nie daleko Dirren, w Republice Kupieckiej. Bądźcie tam razem, koniecznie !

Magnus rozejrzał się ostrożnie naokoło. Poprawił skórzaną zbroję którą miał po ojcu w kolorze czerni. Wziął wdech. Wtrącił wysłannik.

– cosik by za fatygę dorzucił panie. Ja tu drogi tyle nadstawiałem.

Podał mu parę koron. Myślał o tym Borudze, poprawiając czarnego buta. Zatrzepotał płaszczem, też w kolorze czerni, strzepując igliwie i małe patyki. Poprawił Iskrę. Za każdym razem gdy miał jej rękojeść w ręku czuł się raźniej w tych niepewnych czasach. Doszedł do konia, chwycił za siodło poklepując po pysku Pioruna. Przelatywały mu przez myśli obrazy Liriel i Borugi. Wspiął się na wierzchowca. Klepnął pietami i krzyknął głośno.

– do zobaczenia mości panie. Bezpiecznej drogi. Omijaj Armnan !

Popędził zwierzę wzdłuż leśnej udeptanej ścieżki, która prowadziła do strumyka za którym godzinę drogi dalej znajdował się Kozi Tyłek. Gleba kurzyła pod kopytami spragniona deszczu. Spieszył się. Po drodze co rusz dostawał w twarz gałązkami drzew. Przerwał głową wielką pajęczynę, plując i ściągając ją stwardniałym naskórkiem dłoni z twarzy. Liriel opowiadała że w tych okolicznych lasach żyją pająki zwane czarcimi. Wielkie jak kury, żywiące się poza robactwem mniejszymi przedstawicielami tutejszej fauny. Podobno gryzły też ludzi, co kończyło się dla nich śmiercią w konwulsjach. Ból i zelżenie jadu można było osiągnąć spożywając wywar z korzenia górskiego mleczu. Tyle mu opowiadała. Przyzwyczaił się do niej. Tak długo nie zaznał już żadnej kobiety, a na pewno nie tak pięknej jak Liriel. Ot, było kilka dziwek na które ciągnął go jego brat Kastor w Covyrze ale w przeciwieństwie do nich rudowłosa nie dała mu nigdy znaku który pozwolił by mu założyć miłosne sidła.

 Z daleka dostrzegł dym. Tętno mu podskoczyło. Wiedział że dobiegał z Koziego Tyłka. Pognał Pioruna ile ten miał sił. Dojeżdżając, już z daleka widział że na miejscu zabudowań stoją sterczące czarne kikuty. Gdy dotarł na miejsce, ścisnęło mu serce. Myślał tylko o niej. Ujrzał lamentujące baby, chłopów grzebiących w pogorzelisku i przestraszone dzieci. Podjechał nerwowo do gromadki wieśniaków i krzyknął.

– Na bogów ! Co tu się stało! Złapaliście podpalacza ?!

 Jeden chłopina, zrezygnowaną miną rzekł.

– a no panie. Ktoś z samopału wystrzelił. Pocisk trafił do stodoły Jarymki, wnet się zajęła, a od niej cała wieś…co my poczniem panie. Był tu jegomość co nam wsparcie wojskowych obiecoł ale ani widu ich ani słychu…

 Magnus odliczył coś ze trzydzieści koron i wręczył chłopu. Przerwał lament człeka nerwowym pytaniem.

– była tu kobieta. Rudowłosa. Loki. Odzienie w kolorze zieleni. Z trzema typkami. Blondyn jeden, wąsiasty z blizną nad okiem ! Żyją ?! Gdzie pojechali ?!

– ano był panicku. Pomagali wyprowadzać z panną ludzi z ognia. Pojechali. Chyba w stronę Aiden panie.

 Odsapnął głęboko. Dyszał. Bał się o nią.

-bywajcie człowieku.

– dziękujem panie !

Mlaskał przez łzy głośno starzec. Magnus popędził konia szybko, nerwowo w stronę miasta.

 

******

Liriel zaczynała się bać. Gdy dojechali do „Nastroszonego kocura” wzięła kąpiel w bali na piętrze. Boruga pił z kompanami na dole w oberży. Nie widziała Magnusa od jakiegoś czasu a Boruga robił się w swych zalotach natrętny, gdy był pijany. Gdy wchodziła do swojego pokoju w drzwiach za nią stanął wypity chorąży. Gapił się na jej piersi.

– waćpan ciężki dzień przeszedł razem ze mną. Zobaczymy się jutro mości panie.

 Mówiła nerwowo Liriel.  

 – ukrywać przed słodką panią nie będę…lico śliczne, włos bujny w kasztana kolorze, oddech przez bogów chyba samych darowanyyy. Hejże nnoo panna. Bierzma się ! Ludzie moi zaczekają. Chwycił ją. Choć się mocno opierała, była słabsza od niego. Położył się na niej. Zaczęła krzyczeć. Krzyczeć najgłośniej jak mogła. Począł ślinić jej szyję. – ja zawsze mam to czego zechcę śliczności. NNo wpuść…  

Piszczała głośno. Warczała. Jeła wykrzykiwać.

– Magnuuus ! Magnuuus ! Do pokoju zaczął dochodzić tupot czyiś butów. Coraz bliżej.  

– ten Twój włóczykij ?! Nie krzycz dziewko bo go moje chłopy zaszlachtują – oderwał na chwilę usta od jej

gorsetu. Ktoś wydarł ryja. Drugi raz ktoś inny przed drzwiami. Jęki głośne. Ktoś kogoś zarzynał. Po chwili, po huku, po drzwiach, wbiegł do izby najemnik Liriel. Spocony. Zdyszany.  

– ccooo?!- wstał energicznie dobywając szabli Boruga.  – jeno włos mi z głowy spadnie, pan mój książe Godzimir herbu strzelec, kamienia na kamieniu z twego domu nie zostawi. Aaa Ciebie…  Cedził szybko dzysząc.  – na pal wbić karze. – syczał.

Liriel wlepiała przestraszone oczy błagalnie w Magnusa. On widząc ją na wpół nagą, zapłakaną wpadł w szał.

 – aj dziubree – stęknął w swym narzeczu, zapraszając do szabli wojownika. Zaczął się taniec ostrzy. Pół piruety. Zamaszyste cięcia. Hałas bitego żelaza. Mlask. Drugi. Świst. Padł cios głęboko tnący pierś Borugi. Ten upadł, zastękał głośno i stracił przytomność.  

– ccoo teraz?? – wypiszczała. Rozpłakała się. Magnus chwycił ją mocno . Obejrzał szybko. Odwrócił się odchodząc parę kroków.  – Lil,  – musimy się stąd wydostać. Jak najszybciej !

Szybko potaknęła kilka razy głową. Wybiegli. On trzymał ją za rękę. Wyprowadził ją z budynku nie znanym jej wcześniej wyjściem. Znaleźli się pośrodku alei złotników w Aiden. Na szczęście dla nich ruch był spory o tej porze dnia. Kolorowo ubrani handlarze targowali się z przechodniami. Ścisk. Hałas dudnił w uszach. Szli szybko. Gdy opuścili skwer i rynek na chwilę przystanęli pod drzewem. Korona dębu dawała ożywczy cień. Jakiś spacerowicz przyglądał się z dali skąpo ubranej Liriel. Widząc to Magnus zdjął płaszcz i okrył nim ją.  – ruszajmy po konie. Do zmroku musimy być daleko stąd. – poszli szybko. Kurz i piasek wypełniał ich nozdrza. Gdy dobyli koni, skierowali się traktem do Hertbergu. Na południe. Wiedział że żywa musi kiedyś być dostarczona do księstw Emm na dwór w Mannheim. Była za nią też nagroda. Wysoka . U króla Armnan. Ponoć większa razy ileś niż to co mu graf obiecał za życie córki. Ale dlaczego była tak cenna w królestwie, tego nie wiedział. Trząsł się na myśl o tym co mógł jej zrobić gdyby w porę się nie zjawił.

 

*****  

 

 Po kilku dniach wędrówki zatrzymali się w przydrożnym zajeździe którego nazwy nie znali. Wolna była tylko jedna izba więc Magnus zdecydował spać na kocu, na drewnianej podłodze. Siedzieli w wynajętym pokoju.

– po raz kolejny wyratowałeś Mnie z kłopotów cny rycerzu.

Zachichotała. Przemilczał to.

– tam wtedy…w Aiden, gdy pytałeś o drzewo Guadalhalar…

– nnoo ?

– wiesz…

 Siedział na krańcu łóżka odwrócony do niej plecami, na tkaninie z jedwabiu koloru ust. Ona opierała się o ścianę siedząc na łożu, przebierając palcami u stóp i bawiąc się lokami.

– bo pradawny zwyczaj elfów mówił…że do świętego drzewa udają się… czyści mężczyźni…

– czyści ??

– w sensie…którzy nie zaznali jeszcze…no wiesz…

 Podniosła się, zaczęła zbliżać się powoli do jego sylwetki na czworaka, wygięta jak kocica. Odwrócił głowę gdy jej wargi spotkały się z jego twarzą na odległości małego palca u ręki. Powolutku zaczęło do niego dochodzić, co może się za chwilę dziać. Z szyderczym uśmiechem rzekł cicho.

-aaa…w sensie kobiety…

– nnooo…według legendy…tuż po inicjacji…czyniło to jego partnerkę…dween…

– dween ??

Przyglądał się łapczywie jej atutom, czując że robi się czerwony niczym tyłek armnańskiego żołdaka po solidnym batożeniu.

– Lil…a ty chcesz zostać dween ?

Zaczęła muskać swymi ustami jego szyję, szepcąc mu do ucha.

– to zależy czy mój partner…jest czysty…

 Odchrząknął szybko po czym jął kłamać i wyrzucać słowa jak giermek na przysiędze swemu suzerenowi.

– tak, jeśli chodzi o Mnie to nie ma większego prawiczka od Costijskich stepów po tundry Armnańskie na północy !

 Zaczęła zdejmować powoli jego zbroję skórzaną…

– tak tak ! tam skąd pochodzę zwą Mnie królem cielesnej czystości ! księciem wstrzemięźliwości…

Zbroja zleciała tak samo jak jej bluzka w kolorze listowia. Wstała, ściągając spodnie koloru leśnego mchu. Jej piersi zatańczyły niczym rozbrykane koźlęta.

– arcykapłan cnoty !

– cicho już … – przerwała mu przytykając swój palec wskazujący do jego ust.

– …nie umiesz kłamać…

Popychając go na łoże wdrapała się na niego. Nadzy, rozpoczęli dziki taniec miłości. Ten sam do którego przyłączyły się psiaki na dworze. Ten sam, który radośnie powieliło ptactwo na drzewie, stojącym naprzeciw okna ich izby. Wszystko naokoło stękało, bzykało, ćwierkało. Słysząc hałasy na górze karczmarzowa baba puściła oko zalotnie do swojego chłopa. Dwaj podpici awanturnicy siedzący w rogu oberży stuknęli się radośnie kuflami złocistego chmielu.

– gorąco tam na u góry. A niech im na zdrowie !

– a niech im !

 

 

 

Koniec

Komentarze

Hejka!

 

Na to, gdy bywało chłodniej zakładała ciemno-zielony płaszcz.

→ ciemnozielony 

 

wiem gdzie je można znaleźć, jeśli o to ci chodzi.

dobrze, bo ja wiem mniej więcej. Przyda się Twoja wiedza. Musimy się tam udać po dalszą część koron od wysłannika twej familii.

→ Dialogi w całym opowiadaniu do poprawy. Zaczynamy je pisać dużą literą. Wszędzie ten sam błąd, więc zamieszczam tylko przykład. 

 

 

Na te tereny przygnała Cię chęć niesienia pomocy ofiarom wojny.

→ cię natomiast z całej litery – to nie list, a opowiadanie ;p

 

hola ! muszę rzec, z daleka widzę bujny fryz…

→ wykrzyknik powinien postawiony być bez spacji.

 

– a niech Mnie z łuków ustrzelą panienko ! 

→ A tutaj mix powyższych dwóch błędów.

 

Już Magnus miał się odezwać lecz gestem ręki uciszyła go w tą chwilę.

 

→ tę chwilę.

 

– nno…oby, oby…200 koron.

→ O dialogach, już była mowa, ale 200 – trzeba zapisać słownie – dwieście.

 

tak, jeśli chodzi o Mnie to nie ma większego prawiczka od Costijskich stepów po tundry Armnańskie na północy !

→ :D 

 

Ogólnie to tekst wymaga sporych poprawek. Nie jestem osobą, która czepia się byle przecinka, ale w tekście brakuje ich nawet przed takimi słowami jak: ale, a, by, który… 

Chociażby:

Przyzwyczajona była do zalotów adresowanych do niej (,)ale tym razem widziała w nim ciekawego,

 

No pod tym względem to słabiutko. Wykonanie jednak nieco wybija, aby skupić się na fabularnym aspekcie, jednak ten też do mnie nie przemówił. Zbytnio nie moje klimaty.

No nic, może uznasz uwagi za przydatne, przy kolejnym tekście. 

Na koniec polecę prosty, ale fajny poradnik co do poprawnego zapisu dialogów:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Poniedziałkowy dyżurny nawiedził i pozdrawia! 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

No, nie porwało mnie. Nie dość, że bardzo ciężko się czytało, głównie ze względu na źle zapisane dialogi – mała litera z początku, zaimki osobowe z dużej, za wiele trzykropków, brakujące przecinki – to jeszcze fabuła jakaś taka nijaka.

Dużo nazw własnych, jakby to było osadzone w jakimś uniwersum, ale tutaj po prostu zwiększa chaotyczność tekstu.

 

Poprawił skórzaną zbroję którą miał po ojcu w kolorze czerni

Ojciec był czarny?

 

 

Dzięki za komentarze i czytanie.

Niestety, nie udało mi się dokończyć tego opowiadania. Są w nim chyba wszystkie możliwe rodzaje błędów. Z najpoważniejszych – zaczynasz zdania małą literą. Nawet pierwsze zdanie opowiadanie. “Nie” z przymiotnikami piszemy łącznie. Dialogi są źle zapisane. Interpunkcja nie istnieje. Nie wiem, jak Ci się to udało, ale tekst nie jest wyjustowany, co chyba robi się tu automatycznie. W dialogach nie dajemy wielką literą zwrotów grzecznościowych (”Ty” “Twoje” “Ciebie” itp.)

Z rzeczy pozatechnicznych – w tak krótkim opowiadaniu nie ma sensu wprowadzać tak wielu nazw własnych krain, skoro i tak nie zostanie to rozwinięte. Dialogi (jak ten poniżej) skaczą po różnych tematach i trudno zrozumieć ich sens: 

– Magnus, czy ty myślisz elfy chodziły kiedyś po ziemi ?

– jedzie za nami trzech ludzi, nie teraz Lil. Cholera, za późno ich dostrzegłem.

Wziął głęboki oddech, pomyślał.

– jesteś z terenów republiki kupieckiej. Urodziłaś się i mieszkałaś w Hetz. Na te tereny przygnała Cię chęć niesienia pomocy ofiarom wojny. Znasz się przecież na lecznictwie nie ?

Wycedził nerwowo.

– ttakk, znaczy się tak. Spokojnie, ja to załatwię.

Nowa Fantastyka