- Opowiadanie: Chrzuszczu - Egipski piesek

Egipski piesek

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy III, Finkla, Użytkownicy V

Oceny

Egipski piesek

Dzień w Mem­fis był upal­ny, lecz ry­ba­cy, nie­ustan­nie po­ła­wia­ją­cy na Nilu, pra­co­wa­li w cie­niu ol­brzy­miej świą­ty­ni, przy­sła­nia­ją­cej pa­lą­ce słoń­ce. Jeden z męż­czyzn pod­pły­nął bli­żej brze­gu, wkro­czył w chłod­ny nurt i za­głę­bia­jąc stopę w piasz­czy­stą pod­wa­li­nę, roz­po­czął trans­port zdo­by­czy z sieci do wi­kli­no­wych koszy, uło­żo­nych w rów­nych rzę­dach. Gdy wy­peł­nił wszyst­kie ple­cion­ki, prze­tarł spo­co­ne czoło i pod­niósł wzrok, przy­sła­nia­jąc dło­nią po­draż­nio­ne pro­mie­nia­mi oczy. Na wzgó­rzu, po­ro­śnię­tym licz­ny­mi krze­wa­mi, uj­rzał psa o ja­snej sier­ści i ni­skim wzro­ście. Łeb zwie­rzę­cia, za­koń­czo­ny dłu­gim py­skiem i wy­trzesz­czo­ny­mi śle­pia­mi, ob­ra­cał się raz w prawą, a raz w lewą stro­nę. Wzrok kun­dla świ­dro­wał za­sko­czo­ne­go po­ła­wia­cza, który nigdy wcze­śniej nie wi­dział tak cu­dacz­nej rasy. Gdy za­ak­cep­to­wał od­mien­ny wy­gląd czwo­ro­no­ga, za­czął wy­ma­chi­wać ku niemu rę­ka­mi, sta­ra­jąc się prze­go­nić go od świe­żo zdo­by­tych ryb. Mie­sza­niec nie uciekł prze­stra­szo­ny, lecz uniósł głowę, nad­sta­wił uszy i od­szedł spo­koj­nie, nik­nąc w za­ro­ślach.

Rze­mieśl­ni­cy, ha­ru­ją­cy w cen­trum mia­sta, uj­rze­li go kilka chwil póź­niej, od­ry­wa­jąc wzrok od swo­ich za­tło­czo­nych sto­isk. Więk­szość han­dla­rzy sprze­da­wa­ła lśnią­ce i cał­ko­wi­cie nie­prak­tycz­ne bły­skot­ki, które miały na celu je­dy­nie wspo­ma­ga­nie ni­skie­go po­czu­cia war­to­ści bied­niej­szych miesz­kań­ców. Go­rzej po­trak­to­wa­ni przez los wi­ta­li się ze swo­imi są­sia­da­mi, ści­ska­jąc im dło­nie dłuż­szy czas, uwi­dacz­nia­jąc bran­so­let­ki z tom­ba­ku, przy­po­mi­na­ją­ce­go ko­lo­rem złoto i fi­ku­śne rze­my­ki. Tym­cza­so­wo wcho­dzi­li w skórę kup­ców i rzą­dzą­cych, ko­lo­ru­jąc swoje szare życie, by póź­niej wró­cić od ru­ty­no­wej nędzy.

Cu­dacz­ne zwie­rzę prze­cha­dza­ło się po targu, otrzy­mu­jąc ka­wa­łek chle­ba od pie­ka­rza oraz wy­mu­sza­jąc gła­ska­nie na mi­strzu haftu. Wielu klien­tów brało psa za nie­wy­ro­śnię­tą świ­nię. Do­pie­ro po oswo­je­niu się z jego nie­ty­po­wym wy­glą­dem, krót­kie owło­sie­nie i wło­cha­ty, pro­sty ogon sy­gna­li­zo­wa­ły ze­bra­nej na rynku spo­łecz­no­ści przy­na­leż­ność do in­ne­go ga­tun­ku.

Kun­del wkro­czył na dzie­dzi­niec świą­ty­ni Ptaha, wcze­śniej uni­ka­jąc roz­dep­ta­nia przez koń­skie ko­py­ta, utrzy­mu­ją­ce brą­zo­we ciel­ska do­cze­pio­ne do ka­ra­wan. Usiadł przy wiel­kich, zło­tych drzwiach, jakby witał wcho­dzą­cych i cze­kał, ob­my­wa­jąc łapy.

– Mamo, mamo! – Jeden z dzie­cia­ków, trzy­ma­ją­cy do­ro­słą wier­ną za rękę, wska­zy­wał go pal­cem. – Mo­że­my za­brać go ze sobą?

– To dzi­kus – syk­nę­ła ro­dzi­ciel­ka. – Sam sobie po­ra­dzi.

Pies ob­li­zał pysk i wpa­try­wał się w chłop­ca, ma­cha­jąc ogo­nem. Gdy la­to­rośl znik­nę­ła we wro­tach przy­byt­ku, po­ło­żył się, przy­my­ka­jąc oczy.

Nie zo­rien­to­wał się, gdy na­stał wie­czór. Ude­rze­nie laską o grunt obu­dzi­ło go. Chłod­ne po­wie­trze było orzeź­wia­ją­ce. Na­pa­wał się ze­fi­rem i do­pie­ro po chwi­li skie­ro­wał wzrok na po­stać, sto­ją­cej przy jego ciele. Był to wy­so­ki męż­czy­zna o wy­jąt­ko­wo opa­lo­nej skó­rze. Dzier­żył kij z wie­lo­ma zdo­bie­nia­mi i przy­pa­try­wał się zwie­rzę­ciu.

– Tak długa po­dróż mu­sia­ła być wy­cień­cza­ją­ca – ode­zwał się ni­skim gło­sem. – Co cię spro­wa­dza, przy­ja­cie­lu?

– Macie tu pięk­ne mia­sto, przy­po­mi­na­ją­ce raj. – Pies wy­cią­gnął przed­nie koń­czy­ny i na­piął zmę­czo­ne ciało, długo się prze­cią­ga­jąc. – Kto nie chciał­by go od­wie­dzić?

– Nie mu­sisz być zbyt uprzej­my. – Oparł się o laskę. – Bó­stwa nigdy nie od­wie­dza­ją rów­nych sobie, aby dys­ku­to­wać o wy­kwint­no­ści de­ko­ra­cji.

Kun­del zmie­rzył go wzro­kiem i za­czął scho­dzić po scho­dach świą­ty­ni. Ptah ru­szył za nim. Pró­bo­wał na­dą­żyć wśród ba­za­ro­we­go tłoku, przy­po­mi­na­ją­ce­go iskry w ko­min­ku, to­czą­ce wiecz­ny, cha­otycz­ny po­je­dy­nek o to, które wy­sko­czy z pło­mie­nia naj­wy­żej. Mi­nę­li plac bu­do­wy, gdzie kilku ro­bot­ni­ków kru­szy­ło frag­men­ty gra­ni­to­we­go bloku, aby mógł kształ­tem wpa­so­wać się w po­zo­sta­łe czę­ści mi­ne­ra­łu. Czwo­ro­no­ga za­trzy­mał do­pie­ro brzeg Nilu, przy któ­rym roz­siadł się w cie­niu ro­ślin i cze­kał na egip­skie­go bożka. Ten do­go­nił go chwi­lę póź­niej, po­ru­sza­jąc się tak płyn­nie, jakby jego stopy nie do­ty­ka­ły ziemi. Uło­żył ciało na piasz­czy­stym grun­cie, wbi­ja­jąc obok laskę. Ar­te­fakt za­koń­czo­ny był zwie­rzę­cą głową, jed­nak trud­no było do­kład­nie usta­lić, jakie to stwo­rze­nie. Mocno znisz­czo­ne­mu ma­te­ria­ło­wi naj­bli­żej było, do wi­ze­run­ku ptaka z dłu­gim dzio­bem i wy­so­kim opie­rze­niem.

– Twoja kra­ina jest po­tęż­na. – Pies wy­sta­wił język i wziął kilka łyków, pro­sto z rzeki. – W moich stro­nach wszy­scy za­zdrosz­czą wam bo­gac­twa i cy­wi­li­za­cji. Ja jed­nak nie stoję z nimi w parze. Nie wie­rzę, że twoje me­to­dy po­zwo­lą tej sto­li­cy prze­trwać.

– Dla­te­go po­sta­no­wi­łeś po­świę­cić czas, aby przy­je­chać do Mem­fis i mnie ob­ra­zić? – Egip­cja­nin był zde­ner­wo­wa­ny, cho­ciaż nie pod­niósł głosu.

– Nie. – Zwie­rzę spoj­rza­ło na niego i przy­mknę­ło oczy. – Moi przy­ja­cie­le śmia­li się ze mnie, gdy usły­sze­li pro­po­zy­cję, jaką ci przed­sta­wię. Jako je­dy­ny od­wa­ży­łem się wkro­czyć do nie­po­ko­na­ne­go mia­sta i sta­wiać wła­sne wa­run­ki. Cho­ciaż dla­te­go po­wi­nie­neś obie­cać, że nie sta­nie mi się tu krzyw­da, nawet jeśli rze­czy nie będą szły po twej myśli.

– Je­stem po­tęż­ny i spra­wie­dli­wy. – Cheł­pli­wy ton Egip­cja­ni­na roz­śmie­szył zwie­rzę, które sta­ra­ło się to ukryć. – Obie­cu­ję nie uczy­nić ci rany, do­pó­ki ty nie uczy­nisz mi.

– Wie­rzę. – Ma­cha­jąc ogo­nem, wsko­czył do wody, de­lek­tu­jąc się chło­dem, opa­tu­la­ją­cym jego na­grza­ne ciało. – Moja pro­po­zy­cja za­czy­na się od pro­ste­go twier­dze­nia, które wy­gło­si­łem kilka lat temu. Uwa­żam, że to wcale nie ty je­steś źró­dłem po­stę­pu Mem­fis. Co wię­cej, psu­jesz to mia­sto do tego stop­nia, że nie prze­trwa do na­stęp­nych ty­siąc­le­ci.

Ptah nie od­po­wie­dział. Gdyby nie zło­żył obiet­ni­cy, za­pew­ne pies już skom­lał­by, bła­ga­jąc o jak naj­szyb­szą śmierć. Słu­chał cier­pli­wie dalej, po­grą­żo­ny w prze­su­wa­niu dłoni po wil­got­nym pia­sku z le­tar­gicz­nym wy­ra­zem twa­rzy.

– Co rok będę cię od­wie­dzać, przy­ja­cie­lu. – Wy­szedł z rzeki i otrze­pał się, sto­jąc w znacz­nej od­le­gło­ści od nowo po­zna­ne­go. – Co rok bę­dzie­my wrzu­cać jedną ob­ręcz, świad­czą­cą o za­nie­dba­niu, na twoją laskę lub na moją szyję. Ten, który jako pierw­szy ugnie się przed dru­gim, prze­gry­wa.

– Co zy­sku­je wy­gra­ny?

– Do­my­śli­łem się, że z góry za­ło­żysz o swoim zwy­cię­stwie. – Po­dra­pał się po uchu – Wy­gra­ny bę­dzie żyć w do­stat­ku, wraz ze swo­imi pod­da­ny­mi. Czego jesz­cze chcesz?

– Bę­dziesz mi słu­żyć przez wieki, No­den­sie.

– Je­że­li mam zde­cy­do­wać się na coś, co nigdy się nie wy­da­rzy, a po­zwo­li na sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce za­koń­cze­nie, to niech bę­dzie. – Pod­biegł do gę­stych krze­wów, z któ­rych wy­cią­gnął zę­bi­ska­mi worek. Pa­ku­nek brzę­czał bar­dzo gło­śno, a gdy pies rzu­cił go pod nogi Egip­cja­ni­na, wy­le­cia­ły z niego ob­rę­cze. Ptah pod­niósł jedną z nich i wrzu­cił na szyję za­sko­czo­ne­go psa.

– Za­czy­na­my od dzi­siaj. – Wy­so­ki męż­czy­zna pod­szedł, wy­cią­gnął rękę w kie­run­ku pyska zwie­rzę­cia i po­pra­wił ucho, na któ­rym za­wie­si­ła się me­ta­lo­wa ob­ro­ża.

Roz­sta­li się bez słowa. Ptah po­wró­cił do swej świą­ty­ni, przy­glą­da­jąc się wier­nym, a No­dens roz­po­czął długą po­dróż po­wrot­ną do Bry­ta­nii. Za dwa­na­ście mie­się­cy mieli spo­tkać się nad brze­giem Nilu, do nie­daw­na nie­po­ko­na­nej rzeki, którą wiel­cy oby­wa­te­le Mem­fis okieł­zna­li i do­sto­so­wa­li do swo­ich po­trzeb.

Los po­je­dyn­ku nie spę­dzał snu z po­wiek ulu­bień­ca Mem­fis, prze­ko­na­ne­go o bez­kom­pro­mi­so­wym zwy­cię­stwie. W rok świą­ty­nia, gdzie lo­kal­ni wier­ni spo­ty­ka­li się nie­mal co­dzien­nie, od­da­jąc mu cześć i wrę­cza­jąc dary, roz­ro­sła się do nie­zwy­kłych roz­mia­rów. Gi­gan­tycz­ne mury wy­ma­ga­ły rów­nież we­wnętrz­ne­go ude­ko­ro­wa­nia, nad czym Ptah spra­wo­wał oso­bi­stą kon­tro­lę i in­spi­ro­wał wy­rob­ni­ków ar­ty­stycz­nych.

Targ wy­brzmie­wał mu­zy­ką kup­ców i rze­mieśl­ni­ków, dzię­ki któ­rym rze­sze ludu z ca­łe­go kon­ty­nen­tu, jak i spoza niego, do­wia­dy­wa­li się o nie­zwy­kłych spo­so­bach ha­fto­wa­nia, przy­ozda­bia­nie wła­sne­go ciała bły­skot­ka­mi, od­kry­wa­li ta­jem­ni­ce rzeź­biar­stwa oraz wy­ko­ny­wa­nia broni. Gdy po umó­wio­nym ter­mi­nie pies wkro­czył w bramy lśnią­cej świą­ty­ni, brzę­cząc od wej­ścia za­wie­szo­ną na szyi ob­rę­czą, męż­czy­zna cze­kał na niego wśród po­są­gów, stwo­rzo­nych na wła­sne po­do­bień­stwo i dzier­żył ka­wa­łek me­ta­lu w dłoni. Za­ło­żył go czwo­ro­no­go­wi na szyję. Ten ski­nął twier­dzą­co łbem i od­szedł w swoją stro­nę, nie od­zy­wa­jąc się.

Trzy lata póź­niej, pies miał na sobie już pięć okrą­głych ozdób, które coraz bar­dziej prze­wa­ża­ły przód jego ciała. Dy­sząc i ki­wa­jąc ogo­nem, pod­biegł do ma­lu­ją­ce­go ko­lej­ne znaki na ścia­nie świą­ty­ni Ptaha. Ten od­wró­cił się i uśmiech­nął, kle­piąc No­den­sa po mo­krej gło­wie.

– Jesz­cze nigdy nie od­pu­ści­łeś sobie ką­pie­li w rzece. – Wy­tarł ręce w szatę.

– To je­dy­ne re­me­dium na zmę­cze­nie po­dró­żą. – Strzep­nął kro­ple na po­bli­skie ławy.

Gdy egip­ski bożek był gotów na wrzu­ce­nie ko­lej­nej, cięż­kiej ozdo­by, pies od­chy­lił głowę.

– Han­del nie idzie tu tak, jak wcze­śniej, drogi Ptahu. – Pod­biegł do wyj­ścia i przy­niósł w pysku swoją bły­skot­kę.

– Chwi­lo­wy triumf nie przy­sło­ni skali wiel­kie­go zwy­cię­stwa. – Trzy­ma­ją­cy roz­pa­da­ją­cą się laskę wyjął ob­ręcz spo­mię­dzy zębów kun­dla i prze­ło­żył przez wy­myśl­ny trzon wy­nisz­czo­ne­go kija, bę­dą­cy jego sym­bo­lem wła­dzy.

Szczek­nię­cie za­koń­czy­ło ich spo­tka­nie.

Wschod­nia część Bry­ta­nii kwi­tła, a oko­licz­na lud­ność de­lek­to­wa­ła się fa­so­lą i po­dró­żo­wa­ła na po­bli­skie targi z wor­ka­mi upraw. Dzie­ci bie­ga­ły po ży­znych po­lach, stra­sząc gęsi i owce. Ptak, le­cą­cy nad pół­noc­ną czę­ścią kra­iny, nie mógł na­dzi­wić się ja­sno­pur­pu­ro­wym bar­wom, które roz­cią­ga­ły się w sa­li­nach. To wła­śnie przez te ko­lo­ro­we te­re­ny prze­cho­dził pies, uda­jąc się do Egip­tu. Wy­czu­lo­nym nosem wdy­chał każdy za­pach pręż­nie za­go­spo­da­ro­wa­nej ziemi.

Na­stęp­ne spo­tka­nie od­by­ło się w stru­gach desz­czu na drob­nym wzgó­rzu, z któ­re­go widać było upraw­ne pola nie­da­le­ko Nilu. Nie­mal cała ich po­wierzch­nia była za­la­na, a wszel­kie na­rzę­dzia słu­żą­ce do re­gu­lo­wa­nia wy­le­wów roz­pa­da­ły się, przy­po­mi­na­jąc ka­wał­ki zgni­łe­go drew­na. Do sę­dzi­we­go i kasz­lą­ce­go Ptaha pod­szedł No­dens, otrze­pu­jąc się i zaj­mu­jąc miej­sce obok.

– Nie opie­ko­wa­łeś się rol­ni­ka­mi, wy­na­laz­ca­mi i rze­mieśl­ni­ka­mi – stwier­dził pies, pod­no­sząc z ziemi okrą­gły metal.

Ptah, który z tru­dem się­gnął po przed­miot, na­ło­żył go w umó­wio­ne miej­sce i pa­trzył szkli­sty­mi ocza­mi przed sie­bie.

– Da się coś zro­bić, przy­ja­cie­lu? – Prze­tarł kro­ple z czoła.

Czwo­ro­nóg zer­k­nął na niego, zbli­żył i sta­jąc wy­łącz­nie na tyl­nych ła­pach, po­li­zał po­marsz­czo­ną rękę star­ca. Od­szedł, dźwięcz­nie chla­piąc prze­mok­nię­tą zie­mią.

Przez na­stęp­ne lata Mem­fis nisz­cza­ło. Kupcy i wy­rob­ni­cy wszel­kiej maści ozdób wy­jeż­dża­li za pracą do po­bli­skich miej­sco­wo­ści, a o świą­ty­nie dbał wy­łącz­nie stary, scho­ro­wa­ny i ledwo po­ru­sza­ją­cy się męż­czy­zna. Rzeka za­la­ła nie­mal każdą, zdol­ną do upraw część ziem, a pi­ra­mi­dy, bę­dą­ce nie­gdyś miej­sca­mi czci po­le­głych fa­ra­onów, stały się je­dy­nie obiek­ta­mi, w któ­rych cie­niu sia­da­ły zwie­rzę­ta i lu­dzie, szu­ka­ją­cy uko­je­nia w upal­ne dni.

Po­tęż­ny dom Ptaha świe­cił pust­ka­mi, dzię­ki któ­rym echo tup­ta­nia drob­nych łap było ła­twiej­sze do wy­chwy­ce­nia. No­dens roz­glą­dał się po za­ku­rzo­nych ła­wach, po­dar­tych ha­ftach i star­tych hie­ro­gli­fach, dźwi­ga­jąc w pysku worek pełen me­ta­lu. Gdy zna­lazł sę­dzi­we­go przy­ja­cie­la, ście­ra­ją­ce­go dziw­ny osad na oł­ta­rzu do skła­da­nia ofiar, usiadł przed nim.

– Ile to już mi­nę­ło, drogi przy­błę­do? – Siwa broda cał­ko­wi­cie za­sła­nia­ła mu szyję.

– Trzy­dzie­ści.

– To mia­sto jest moim wy­two­rem. – Pod­parł się o ka­wa­łek roz­sy­pu­ją­ce­go się mar­mu­ru i sta­nął przed kun­dlem. – Za ty­siąc­le­cia ludz­kość bę­dzie pa­mię­tać o wiel­kiej świą­ty­ni Ptaha, bo­ga­tym rynku i po­tęż­nym mie­ście, które ujarz­mi­ło widmo wy­le­wa­ją­ce­go Nilu.

– Tak, przy­ja­cie­lu. Na pewno cię za­pa­mię­ta­ją.

No­dens rzu­cił przed le­ci­we­go czło­wie­ka pa­ku­nek, z któ­re­go wy­le­cia­ło trzy­dzie­ści brzę­czą­cych ka­wał­ków. Ostat­ni raz spoj­rzał na swo­je­go prze­ciw­ni­ka, pod­no­sząc łapę i opie­ra­jąc ją o chudą, pełną wy­sta­ją­cych żył nogę. Ptah na­kła­dał po kolei każdą ob­ręcz, nie spie­sząc się. Dy­szą­cy, jasny psiur przy­glą­dał się mu i cze­kał, aż wszyst­kie kółka spo­czną na lasce. Gdy tak się stało, opar­ty o drob­ną rzeź­bę wie­ko­wy Egip­cja­nin wstał i chwy­cił mocno swój atry­but.

– Gra­tu­lu­ję.

Po tych sło­wach dźwięk ła­ma­nych kości roz­legł się po pu­stym obiek­cie sa­kral­nym. Ptah leżał mar­twy przed dum­nym kun­dlem. Ten po­li­zał tru­chło po po­li­ku, zła­pał za laskę i strzą­snął me­ta­le. Póź­niej zro­bił to samo z rdza­wy­mi ozdo­ba­mi na swo­jej szyi. Usiadł przy ciele i cze­kał, aż po­ja­wią się ża­łob­ni­cy.

Pro­ce­sja po­grze­bo­wa ścią­gnę­ła tłumy z róż­nych stron świa­ta. Po­chód roz­cią­gał się na dłu­gość ca­łe­go Mem­fis i ostat­ni raz w hi­sto­rii, pi­ra­mi­dy i inne użyt­ko­we bu­dow­le, bę­dą­ce uoso­bie­niem trium­fu, jak i upad­ku wiel­kie­go mia­sta, wi­dzia­ły tak wielu ludzi.

Zgro­ma­dze­nie pro­wa­dził dumny, idący już na dwóch ła­pach człe­ko­po­dob­ny osob­nik, dzier­żą­cy w hu­ma­no­idal­nych ła­pach starą, wy­nisz­czo­ną cza­sem laskę. Ga­wiedź od­su­wa­ła się od niego, a on pa­trzył z po­li­to­wa­niem swo­imi wy­łu­pia­sty­mi ocza­mi, wy­cho­dzą­cy­mi z dłu­gie­go, ja­sne­go pyska.

– Lu­dzie ra­duj­cie się! – za­wo­łał. – Oto bo­wiem wasz dumny Pan, ogło­siw­szy swą śmierć, zwia­sto­wał praw­dzi­wy do­bro­byt!

Gdy miano za­my­kać sar­ko­fag, pies wrzu­cił do środ­ka jedną ob­ręcz.

– Na pa­miąt­kę, przy­ja­cie­lu.

Koniec

Komentarze

Z tego co pa­mię­tam upa­dek Mem­fis wią­zał się z wy­bu­do­wa­niem Kairu przez Ara­bów na długo po tym jak Ptah stra­cił wpły­wy ;)

 

Nie­mniej czy­ta­ło się do­brze.

 

In­te­re­su­ją­ce uję­cie te­ma­tu, cho­ciaż jest tro­chę po­tknięć w za­pi­sach dia­lo­gów, ale nic, czego do końca kon­kur­su nie można by wy­pro­sto­waćsmiley.

Co do re­aliów hi­sto­rycz­nych – nie wy­po­wiem się, bo nie mam w tym kie­run­ku wy­star­cza­ją­cej wie­dzy, ale kil­mat ba­za­ru i zmia­nę Mem­phis z mia­sta kwit­ną­ce­go w nieco pe­ry­fe­ryj­ne od­da­łeś bar­dzo ład­nie.

Bar­dzo dzię­ku­ję za opi­nię MPJ 78 i oidrin :) oidrin, po­sta­ram się przyj­rzeć się temu wszyst­kie­mu, jak tylko wrócę z pracy! :)

Prze­czy­ta­łem

 

wy­twa­rza­nie haftu 

Nie le­piej po pro­stu “ha­fto­wa­niem”?

 

Jesz­cze jedna rzecz. Jak się mieli spo­ty­kać co roku to jak to się nagle stało że do­wa­lił mu trzy­dzie­ści 

na raz a nie jedną co roku? (wy­bacz­cie może cze­goś nie za­ja­rzy­łem bo dla mnie już późna go­dzi­na)

 

Poza tym czy­ta­ło się bar­dzo przy­jem­nie.

 

Po­zdra­wiam.

Pisz to co chciał­byś czy­tać, czy­taj to o czym chcesz pisać

Ha­fto­wa­nie rze­czy­wi­ście le­piej pa­su­je, już po­pra­wio­ne! 

 

Z tymi ob­rę­cza­mi cho­dzi­ło mi bar­dziej o to, że No­dens wi­dząc umie­ra­ją­ce­go i tra­cą­ce­go zmy­sły Ptaha, do­peł­nił cał­ko­wi­cie za­kła­du, pie­czę­tu­jąc swoje zwy­cię­stwo. Bez wzglę­du na to, że minął rok. To bar­dzo bez­czel­ne za­gra­nie, ale jakoś mu­siał to pod­kre­ślić, a Egip­cja­nin na to przy­stał, bo wie­dział, że już nic nie na­pra­wi. 

 

Dzię­ki za uwagi! :) 

Cześć Chrzusz­czu,

Na po­czą­tek kilka rze­czy, które zwró­ci­ły moją uwagę:

Dzień w Mem­fis był upal­ny, lecz ry­ba­cy, nie­ustan­nie po­ła­wia­ją­cy nad Nilem, pra­co­wa­li w cie­niu ol­brzy­miej świą­ty­ni, przy­sła­nia­ją­cej pa­lą­ce słoń­ce. Jeden z męż­czyzn pod­pły­nął bli­żej brze­gu

Wy­da­je mi się, że po­ła­wia­li na Nilu, a nie nad Nilem – nad Nilem, to tak jakby stali na brze­gu.

Rze­mieśl­ni­cy, ha­ru­ją­cy w cen­trum mia­sta, uj­rze­li go kilka chwil póź­niej, od­ry­wa­jąc wzrok od swo­ich za­tło­czo­nych sto­isk. Więk­szość han­dla­rzy pro­du­ko­wa­ła lśnią­ce i cał­ko­wi­cie nie­prak­tycz­ne bły­skot­ki, które miały na celu je­dy­nie wspo­ma­ga­nie ni­skie­go po­czu­cia war­to­ści bied­niej­szych miesz­kań­ców. Go­rzej po­trak­to­wa­ni przez los wi­ta­li się ze swo­imi są­sia­da­mi, ści­ska­jąc im dło­nie dłuż­szy czas, uwi­dacz­nia­jąc złote bran­so­let­ki i fi­ku­śne rze­my­ki.

Raz, kłóci mi się okre­śle­nie „han­dla­rze pro­du­ku­ją­cy”. Han­dlarz w moim od­czu­ciu tylko sprze­da­je. Po dru­gie, skoro byli go­rzej po­trak­to­wa­ni przez los, to po­zwo­li­li­by sobie na złote bran­so­let­ki? Moim zda­niem nie bar­dzo.

Cu­dacz­ne zwie­rzę prze­cha­dza­ło się po targu, otrzy­mu­jąc ka­wa­łek mięsa od wy­twór­cy włócz­ni oraz wy­mu­sza­jąc gła­ska­nie na mi­strzu haftu.

Za­sta­na­wia mnie ten wy­twór­ca włócz­ni na targu. Ktoś taki miał­by swój stra­gan? Tuż obok miecz­ni­ka? :P Nie wiem, czy można było coś ta­kie­go do­stać na targu po pro­stu. Jeśli masz ja­kieś źró­dło, to chęt­nie spoj­rzę.

Ude­rze­nie laską o grunt obu­dzi­ły go. -> Ude­rze­nie laską o grunt obu­dzi­ło go.

– Wie­rzę – ma­cha­jąc ogo­nem, wsko­czył do wody, de­lek­tu­jąc się zim­nem, opa­tu­la­ją­cym jego na­grza­ne ciało.

Bar­dziej na­zwał­bym to chło­dem albo orzeź­wie­niem, bo zimno utoż­sa­miam z czymś o niż­szej tem­pe­ra­tu­rze.

za­pew­ne pies już skam­lał­by, -> a nie „skom­lał­by”?

Trzy lata póź­niej, pies miał na sobie już 5 okrą­głych ozdób, -> li­czeb­nik słow­nie

Rzeka za­la­ła nie­mal każdą, zdol­ną do upraw część ziem,

Jak się to zda­nie ma do tego, że Nil wy­le­wa okre­so­wo?

 

Sama hi­sto­ria jest dobra, w jakiś spo­sób po­czu­łem kli­mat Egip­tu, ale coś co było trud­ne w czy­ta­niu, to dużo opi­sów nar­ra­to­ra. Może to po pro­stu moja pre­fe­ren­cja ale dał­bym wię­cej dia­lo­gów i wię­cej opi­sów za­warł w wy­po­wie­dziach po­sta­ci. Coś czego mi za­bra­kło to tego, by mo­ment kul­mi­na­cyj­ny moc­niej wy­brzmiał.

Ogól­nie, to chęt­nie prze­czy­tam na­stęp­ne Twoje tek­sty, jeśli się ta­ko­we po­ja­wią. ;)

 

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Hej! Po­pra­wi­łem wszyst­ko, co mo­głem, wiel­kie dzię­ki! A co do resz­ty:

1. Bar­dziej mia­łem na myśli to, że po­zwa­la­li sobie oka­zjo­nal­nie. Wła­śnie po to, żeby cho­ciaż przez chwi­lę po­czuć się le­piej wśród bo­ga­tych miesz­kań­ców Mem­fis.

2. Gdzieś obiło mi się, że pie­cho­ta lu­bo­wa­ła się w mie­czach i włócz­niach, dla­te­go po pro­stu stwier­dzi­łem, że ktoś taki mógł ist­nieć. Jeśli się mylę, to też chęt­nie przy­gar­nę źró­dło :D

3. Za­pew­ne przez późną porę nie ro­zu­miem, o co cho­dzi z tym okre­so­wo wy­le­wa­ją­cym Nilem. Tu, bio­rąc pod uwagę ma­chi­ny, kon­tro­lu­ją­ce wy­le­wy i ilość, prze­ka­zy­wa­ną na pola, uzna­łem, że upa­dek ta­kiej pod­sta­wy tym bar­dziej pod­kre­śli to za­nie­dba­nie :D

Jesz­cze raz wiel­kie dzię­ki za uwagi! Wszyst­kie biorę pod uwagę i chęt­nie prze­czy­tam od­po­wiedź :D

Hejka!

– Jesz­cze nigdy nie od­pu­ści­łeś sobie ką­pie­li w rzece wytarł ręce w szatę.

→ Wy­tarł – z dużej i krop­ka po “rzece”.

 

– To je­dy­ne re­me­dium na zmę­cze­nie po­dró­żą strzep­nął kro­ple na po­bli­skie ławy.

→ To samo co wyżej. 

Strzep­nął z dużej, po po­dró­ży krop­ka.

 

– Han­del nie idzie tu tak, jak wcze­śniej, drogi Ptahu pod­biegł do wyj­ścia i przy­niósł w pysku swoją bły­skot­kę.

→ Pod­biegł z dużej, po Ptahu krop­ka. 

 

Tego typu błę­dów – tro­chę tutaj było. W skró­cie – zapis dia­lo­gów nieco ku­le­je. 

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Po­le­cił­bym ten po­rad­nik, bo oprócz za­pi­su dia­lo­gów więk­szych za­strze­żeń nie mam. Czy­ta­ło się cał­kiem spraw­nie. 

Po Egip­cie prę­dzej spo­dzie­wał­bym się kota niż psa, ale jak widać… tak też można. 

Fa­bu­lar­nie nie mam nic ne­ga­tyw­ne­go do po­wie­dze­nia. Tekst mnie za­cie­ka­wił i nawet mi się spodo­bał. 

Myślę, że mimo dia­lo­go­wych tech­ni­ka­liów (któ­rym mam na­dzie­ję się przyj­rzysz), tekst jak naj­bar­dziej jest wart bi­blio­te­ki. Przy­naj­mniej ode mnie w nie­dłu­gim cza­sie przy­le­ci klik. 

No to po­wo­dze­nia w kon­kur­sie i po­zdra­wiam! 

 

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Nie wiem, dalej mi się to kłóci. W sen­sie dla mnie, to do­me­na współ­cze­sno­ści, że nawet ktoś nieco bied­niej­szy cza­sem przy­osz­czę­dzi tro­chę gro­sza i się szarp­nie na coś. Czy w re­aliach bie­do­ty Egip­tu można by o czymś takim mówić? Złoto dla prze­cięt­ne­go czło­wie­ka ra­czej nie było osią­gal­ne.

No dobra, na pewno ist­niał wy­twór­ca włócz­ni czy też inny rze­mieśl­nik zaj­mu­ją­cy się pro­duk­cją broni. Tylko czy na targu? Bo to tak, jakby była swo­bo­da ku­pie­nia broni przez byle kogo.

Wiesz, lista za­ku­pów:

Dwa worki dak­ty­li, trzy ryby z Nilu na wę­dze­nie i dwie włócz­nie u Staś­ka Amona?

O ten zgrzyt mi cho­dzi xD

Zapewne przez późną porę nie rozumiem, o co chodzi z tym okresowo wylewającym Nilem. Tu, biorąc pod uwagę machiny, kontrolujące wylewy i ilość, przekazywaną na pola, uznałem, że upadek takiej podstawy tym bardziej podkreśli to zaniedbanie :D

 

Wła­śnie wspo­mnia­łeś o ma­chi­nach kon­tro­lu­ją­cych wy­le­wy o któ­rych nic nie było (chyba, ze późna pora i nie ogar­ną­łem?). Do­py­ta­łem, bo to zda­nie su­ge­ro­wa­ło trwa­łe za­la­nie te­re­nów rol­ni­czych (co na­stą­pi­ło w Twoim opo­wia­da­niu) tylko nie wie­dzia­łem, czy to ce­lo­wy za­bieg czy nie­do­pa­trze­nie faktu cy­klicz­nych wy­le­wów tej rzeki.

 

EDIT: do­czy­ta­łem, co to mia­ły­by być za ma­chi­ny? 

 

W wol­nej chwi­li prze­czy­tam inne opo­wia­da­nia. ;)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Sa­gitt, wy­bacz, źle to na­zwa­łem. To był sys­tem rowów i ka­na­łów, czy­sta iry­ga­cja, która, z tego co do­czy­ta­łem, była re­wo­lu­cją w sta­ro­żyt­no­ści, szcze­gól­nie w kwe­stii te­re­nów przy wy­le­wa­ją­cym Nilu. Gdy nikt tego nie kon­tro­lo­wał, to w opo­wia­da­niu do­pro­wa­dzi­ło to do za­la­nia więk­szo­ści pół. Wcze­śniej wspo­mi­nam o ujarz­mie­niu rzeki i my­sla­lem, ze to wy­brzmie­wa, ale może za­gu­bi­ło się w mno­gich opi­sach :D Wie­dzia­łem, że cy­klicz­nie wy­le­wa­ła, dla­te­go chcia­łem się na tym sku­pić, jako na naj­waż­niej­szym aspek­cie. 

Masz rację, zmie­ni­łem wy­twór­cę włócz­ni XD. Dzię­ki, to rze­czy­wi­ście bar­dzo zgrzy­ta. 

Tak samo do­pi­sa­łem, że bran­so­let­ki były wy­ko­na­ne z tom­ba­ku, czyli sztucz­ne­go i mało war­to­ścio­we­go su­row­ca, przy­po­mi­na­ją­ce­go złoto :D Z tym rów­nież się zga­dzam. 

 

 

Ne­ar­De­ath, po­pra­wi­łem to, co za­zna­czy­łeś i jutro za­sią­dę po­pra­wia­jąc wszyst­ko, bo dzi­siaj jest już za późno i pew­nie prze­oczył­bym sporo rze­czy. Wiel­kie dzię­ki, szcze­gól­nie za klik do bi­blio­te­ki! :) 

Dobra, teraz ro­zu­miem, do­cho­dzi­ło do nie­kon­tro­lo­wa­ne­go za­le­wa­nia co źle się prze­kła­da­ło na póź­niej­sze rol­nic­two.

Co do ta­kich rze­czy z włócz­nią czy zło­tem to po pro­stu moja opi­nia/od­biór da­ne­go ele­men­tu. Ale ten tom­bak już le­piej brzmi, bo bie­do­ta chcąc po­czuć się bar­dziej za­moż­na używa ta­nich za­mien­ni­ków, by­le­by wy­glą­da­ło. ;)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Cie­szę się. Wiem, że to Twoja opi­nia, ale bar­dzo prze­kła­da się na wy­dźwięk ca­ło­ści. Wiel­kie dzię­ki ;)

Cie­szę się, że mo­głem pomóc w jakiś spo­sób. ;)

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Ne­ar­De­ath, po­pra­wi­łem dia­lo­gi. Mam na­dzie­ję, że teraz wszyst­ko jest w po­rząd­ku ;).

Super. Teraz le­piej to wy­glą­da! 

 

Do góry głowa, co by się nie dzia­ło, wiedz, że każdą walkę mo­żesz wy­grać tu przez K.O - Chada

Dzię­ku­ję za klik!

Prze­czy­ta­łam i mam kilka uwag co do kon­struk­cji tek­stu. Na po­cząt­ku nar­ra­tor opi­su­je scenę nad Nilem z punk­tu wi­dze­nia ry­ba­ka/ro­bot­ni­ka i potem nagle prze­cho­dzi do nar­ra­cji pro­wa­dzo­nej z punk­tu wi­dze­nia psa (od słów “Nie zo­rien­to­wał się, gdy na­stał wie­czór”). Czy nar­ra­tor nagle zmie­nił stro­nę?

Pierw­sza część z dro­bia­zgo­wy­mi opi­sa­mi su­ge­ru­je pe­wien re­alizm, ale w środ­ku po­ja­wia się styl baśni, gdy czy­ta­my, że: w pierw­szym roku… dru­gie­go roku… itd., aby skoń­czyć znów aka­pi­tem nieco pa­te­tycz­ne­go opisu. Sło­wem, prze­szka­dza mi nie­rów­ność tego opo­wia­da­nia. Czy jest to wy­ni­kiem nie­zde­cy­do­wa­nia, jaką kon­wen­cję przy pi­sa­niu wy­brać, czy też pew­ne­go nie­do­pra­co­wa­nia?

Bra­ku­je tro­chę emo­cji w tak wy­kre­owa­nych bo­ha­te­rach. Nie­ste­ty ich za­kład (spór?) nie wzbu­dza za­in­te­re­so­wa­nia. Nie za bar­dzo wie­dzia­łam, o co tak na­praw­dę cho­dzi, a przed­sta­wie­nie wagi tego star­cia by­ło­by ważne, skoro obaj po­zo­sta­ją dla czy­tel­ni­ka tylko sza­blo­no­wy­mi, nie­po­głę­bio­ny­mi po­sta­cia­mi.

Po­zdra­wiam!

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Cie­ka­wy po­mysł na opi­sa­nie za­kła­du dwóch bóstw:). Faj­nie było od­wie­dzić Egipt i śle­dzić po­czy­na­nia Ptaha. I tu mam pro­blem, po­nie­waż dla mnie za mało było w opo­wie­ści No­den­sa. Czu­łam, że nie po­zna­łam go do­sta­tecz­nie, choć to co już stwo­rzy­łeś po­do­ba mi się.

 

Rzu­ci­ło mi się w oczy:

Pusty i po­tęż­ny dom Ptaha świe­cił pust­ka­mi, – Wy­rzu­ci­ła­bym pierw­szy pusty.

Nie je­stem fanką Egip­tu, a tu kli­mat mi się spodo­bał :) Czuć ten targ, czuć upał, czuć bło­go­sła­wień­stwo/prze­kleń­stwo uza­leż­nie­nia od Nilu. Szcze­gól­nie po­czą­tek dobry, gdy No­dens pa­łę­ta się jak takie psi­sko i węszy, szwę­da, daje się gła­skać itd. Fajne to! 

Nie wiem w sumie czemu No­dens wy­my­ślił za­kład, ale nie zmie­nia to faktu, że po­do­ba mi się przed­sta­wie­nie cy­klicz­no­ści jego po­wro­tów i to całe ob­ser­wo­wa­nie jak Mem­fis, a wraz z nim Ptah (do­słow­nie) chylą się ku upad­ko­wi.

Prze­ma­wia też do mnie spo­sób w jaki przed­sta­wi­łeś ry­wa­li­za­cję bóstw. Jest kon­ku­ren­cja, ale i swo­isty sza­cu­nek. Zwra­ca­ją się do sie­bie przy­ja­ciel­sko, god­nie, z uzna­niem.

Je­dy­nie parę razy mi zgrzy­tło ja­kieś zda­nie, jak tutaj, dla przy­kła­du:

Do­pie­ro po oswo­je­niu się z jego nie­ty­po­wym wy­glą­dem, krót­kie owło­sie­nie i wło­cha­ty, pro­sty ogon sy­gna­li­zo­wa­ły przy­na­leż­ność do in­ne­go ga­tun­ku.

Niby wiem, o co cho­dzi, ale coś mi tu nie brzmi, kto i komu sy­gna­li­zu­je, kto się oswo­ił? Bo brzmi jakby ogon po oswo­je­niu się coś sy­gna­li­zo­wał :D 

 

Ogól­nie faj­nie :) Fa­bu­ła gra i kli­mat jest. Dzię­ki!

 

http://altronapoleone.home.blog

Opo­wia­da­nie przy­po­mi­na mi przy­po­wieść, która miała za­koń­czyć się ja­kimś mo­ra­łem, cho­ciaż tu jest on ra­czej sym­bo­licz­ny. Ot prze­gra­ny za­kład, prze­gra­ny godzi się z losem. Nie­mniej jed­nak czy­ta­ło się przy­jem­nie, a opi­sa­ny przez cie­bie kli­mat Mem­fis jest fajny :)

Bar­dzo dzię­ku­ję wszyst­kim za uwagi! Po­pra­wi­łem wszyst­ko naj­le­piej, jak mo­głem. :)

Nie ku­pu­ję tego tekst, ale to też wy­ni­ka z mo­je­go sto­sun­ku do Egip­tu. Sta­ram się bywać czę­sto i zwie­dzać ile się da, ale ostat­ni­mi czasy tylko na po­łu­dniu. Już wieki nie byłam na pół­no­cy. 

 

https://www.ancient.eu/article/875/pets-in-ancient-egypt/ – praw­do­po­dob­ny sto­su­nek sta­ro­żyt­nych Egip­cjan do psów. Mo­żesz tam zo­ba­czyć ilu­stra­cję z róż­ny­mi psia­ka­mi, więc scena, że lu­dzie widzą dziw­ne­go kun­dla nie prze­ko­nu­je mnie. Gdyby miał jakąś “ma­gicz­ną” cechę jak np. al­bi­nos (tutaj zga­du­ję) no to da­ło­by się obro­nić. W końcu pi­szesz o cy­wi­li­za­cji, która miała znaną sła­bość do zwie­rza­ków do­mo­wych.

Nie widzę też od­nie­sień hi­sto­rycz­nych, ta­kich z praw­dzi­we­go zda­rze­nia, które umie­ści­ły­by opo­wia­da­nie w epoce. Data su­ge­ru­je ko­niec kon­tro­wer­syj­nej XVIII dy­na­stii, więc spo­dzie­wa­ła­bym się cze­goś w tym kie­run­ku. 

Ale po­dzi­wiam za zmie­rze­nie się z tak trud­ną lo­ka­li­za­cją :)

Spodo­bał mi się po­mysł na bo­skie za­wo­dy. Nie­ty­po­we i fajny spo­sób na ścią­gnię­cie No­den­sa do Egip­tu.

Go­rzej z wy­ko­na­niem. Nie żeby było źle, tylko na razie nie­wpraw­nie. Opisy przcięż­ka­we. Mam wra­że­nie, że to z po­wo­du nad­uży­wa­nia imie­sło­wów. IMO, zbyt czę­sto ktoś robi coś, ro­biąc przy tym coś jesz­cze. A cza­sa­mi tłu­ma­czysz zbęd­ne rze­czy, jak przy ro­bot­ni­kach ob­ra­bia­ją­cych ka­mien­ne bloki. No, prze­cież wia­do­mo, że nie robią tego z nudów, tylko żeby coś z nich zbu­do­wać.

Gdy po umó­wio­nym ter­mi­nie pies wkro­czył w bramy lśnią­cej świą­ty­ni, brzę­cząc od wej­ścia za­wie­szo­ną na szyi ob­rę­czą,

Czy po­je­dyn­cza ob­ręcz brzę­czy?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Opo­wia­da­nie kli­ma­tycz­ne, choć dość czę­sto coś mi zgrzy­ta­ło pod­czas lek­tu­ry. Ale lubię egip­skie kli­ma­ty, więc na to przy­mknę­łam oko. Idea za­kła­du cie­ka­wa, jed­nak, jak dla mnie, za­bra­kło jej od­po­wied­nich fun­da­men­tów. No bo tak: skoro No­dens rzuca wy­zwa­nie, to po pierw­sze, ma w tym jakiś cel, a po dru­gie, z ja­kie­goś po­wo­du jest pe­wien wy­gra­nej. Jed­nak z tek­stu nie wy­ni­ka ani jedno, ani dru­gie. Nie wiem, czy nie­uważ­nie czy­ta­łam, ale dla­cze­go Mem­fis pod­upa­dło? Czym za­wi­nił Ptah, że prze­grał za­kład – a może tak się po pro­stu zło­ży­ło?

deviantart.com/sil-vah

Cześć. Pod­ją­łeś się nie­ła­twe­go za­da­nia, jakim było prze­nie­sie­nie bó­stwa, o któ­rym nie­wie­le wiemy, w bar­dzo od­le­głe czasy. Sama hi­sto­ryj­ka się broni, do­brze ogra­łeś od­cho­dze­nie Ptaha, który rze­czy­wi­ście jest “wiel­kim za­po­mnia­nym” Egip­tu, wy­par­tym przez inne bó­stwa, choć za No­we­go Pań­stwa nie był jesz­cze tak cał­ko­wi­cie za­po­mnia­ny, a i Mem­fis jesz­cze nie upa­da­ło jako głów­ny ośro­dek kul­tu­ral­no-po­li­tycz­ny.

Nie­mniej tym, co mi tu bar­dziej za­zgrzy­ta­ło, był brak wczu­cia się w re­alia aku­rat sta­ro­żyt­ne­go Egip­tu. Jest to bar­dziej Egipt już z cza­sów arab­skich, z wie­lo­ma ele­men­ta­mi zna­ny­mi i dziś, a nie ten obcy, dzi­wacz­ny, niby znany, a tak na­praw­dę dla nas bar­dzo nie­zro­zu­mia­ły fa­ra­oń­ski. Ską­d­inąd w tym póź­nym Egip­cie od­cho­dze­nie sta­rych bogów by­ło­by bar­dziej uza­sad­nio­ne.

Szwan­ku­je też nieco stro­na ję­zy­ko­wo-sty­li­stycz­na i nar­ra­cyj­na – jest to wszyst­ko opo­wie­dzia­ne bar­dzo li­ne­ar­nie, tro­chę jak wy­pra­co­wa­nie.

 

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka