To musi być to, czego szukamy – powiedział leniwie Schandakar, Sular Mynn, stojąc na krawędzi urwiska i wskazując w dół ostrymi ruchami prawej dolnej reki; a lewą ręką podtrzymywał się o dębowej lasce. Dotarli na szczyt wzgórza. Skaliste podłoże było tu bardziej pokruszone, tak że szlak, którym podążali, kończył się łachą ostrego, oliwkowatego żwiru. Dalej był tylko mocno ostry spadek w gęsto zarośniętą dolinę. – Warownia Smoczego Kła, tuż pod nami! Co to może być, jeśli nie kryjówka rebeliantów? A o tej porze roku łatwo ją będzie podpalić, zwłaszcza że od ostatnich paru miesięcy wcale nie padało.
– Niech no popatrzę – powiedział Tris’ziymi – Mam lepsze oczy niż ty. – Ochoczo sięgnął po lunetę, którą Sular Mynn niósł w torbie z tak wielką ochotą.
To był błąd. Sular Mynn lubił podpuszczać Tris’ziymia, a teraz dziewczyna dała mu kolejną okazję. Wielki Schandakar, wyższy od niej o dobre trzy stopy, wyszarpał lunetę z jej zasięgu, przełożył do ręki i wesoło machał jej nad głową. Uśmiechnął się nieładnie, odsłaniając nieco krzywe zęby.
– Skacz! Dalej, skacz!
Tris’ziymi poczuła, że rumieni się z wściekłości.
– Niech cię! Po prostu mi ją daj, ty skretyniały bękarcie!
– Coś powiedziała? Bękart? Jestem bękartem? Powtórz! – pomarszczona twarz Schandakara pociemniała. Trzymał teraz lunetę jakby była bronią i groźnie kiwał nią na boki. – Tak. Powtórz to, a wtedy uderzę cię tak, że dolecisz aż do Mrocznych Wrzosowisk.
Triz’ziymi spojrzała na niego wściekle.
– Bękart! Bękart! No dalej, uderz mnie, jeśli potrafisz!
Wachu, nie bardzo rozumiem cel publikowania tak krótkiej scenki, która jest fragmentem większej całości i totalnie nic z niej nie wynika. Jeśli masz gotowe całe opowiadanie, wrzuć całość; jeśli nie masz – skończ i opublikuj ;) Jeśli chcesz mieć wcześniej opinie i pomoc, wypróbuj Betalistę.
Na dodatek scenka ta jest napisana niedbale – dla bohaterki używasz form męskich (czasownik i sposób odmiany imienia), część zdań się nie klei, są powtórzenia.
Powodzenia i łap przydatny portalowy poradnik:
https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676
http://altronapoleone.home.blog
Scenka niby krótka, ale wystarczająco długa, by wyłapać sporo błędów:
Powtórzenia:
To musi być to, czego szukamy – powiedział leniwie Schandakar, Sular Mynn, stojąc na krawędzi urwiska i wskazując w dół ostrymi ruchami prawej dolnej reki; a lewą ręką podtrzymywał się o dębowej lasce. Dotarli na szczyt wzgórza. Skaliste podłoże było tu bardziej pokruszone, tak że szlak, którym podążali, kończył się łachą ostrego, oliwkowatego żwiru. Dalej był tylko mocno ostry spadek w gęsto zarośniętą dolinę.
Dziwne opisy:
wskazując w dół ostrymi ruchami prawej dolnej reki
podtrzymywał się o dębowej lasce.
mocno ostry spadek
Błędy logiczne:
po lunetę, którą Sular Mynn niósł w torbie z tak wielką ochotą
wyszarpał lunetę z jej zasięgu, przełożył do ręki
Nagła zmiana płci:
powiedział Tris’ziymi
Tris’ziymi poczuła
Nagła zmiana imienia:
Tris’ziymi
Triz’ziymi
Krótka, acz urokliwa scena :) Brakuje mi celu i zakończenia.
Kojarzy mi się jako skrzyżowanie Mulan i Star Wars (pewnie przez tych rebeliantów)…
– Warownia Smoczego Kła, tuż pod nami! Co to może być, jeśli nie kryjówka rebeliantów? A o tej porze roku łatwo ją będzie podpalić, zwłaszcza że od ostatnich paru miesięcy wcale nie padało.
To chyba od nowego akapitu?
Powtórz! – pomarszczona twarz Schandakara pociemniała.
Pomarszczona
Strasznie krótkie. Czy to jest część jakiej większej całości czy tylko cutscene?
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski