- Opowiadanie: wkkg - O ignorancji w stylu niecodziennym

O ignorancji w stylu niecodziennym

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

fleurdelacour

Oceny

O ignorancji w stylu niecodziennym

O igno­ran­cji w stylu nie­co­dzien­nym

 

Znaj­du­ją­cy się na przo­dzie na­mio­tu płó­cien­ny ma­te­riał uniósł się, uka­zu­jąc ubra­ne­go w lek­kie odzie­nie gońca. Męż­czy­zna, albo wła­ści­wie chło­pa­czy­na – co bar­dziej do­świad­cze­ni zo­sta­li bez wy­jąt­ku wy­sła­ni na front – spoj­rzał py­ta­ją­co na ce­sa­rza. Ten chark­nął, po­de­rwał głowę, za­szczy­cił mło­dzień­ca spoj­rze­niem.

– Nie przy­wo­ła­łem cię tu, byś wpa­try­wał się we mnie bez słowa. Mówże.

– Wro­gów jest wię­cej, niż my­śle­li­śmy, panie – za­czął chło­pak, ner­wo­wo prze­stę­pu­jąc z nogi na nogę. – Znacz­nie wię­cej. Od lewej flan­ki idzie ich…

– Wiem. Po­wiedz mi coś no­we­go, czego nie usły­sza­łem od two­ich po­przed­ni­ków. Nie mar­nuj mo­je­go czasu.

– T-to nie tak, panie. – Bie­dak chwi­lo­wo spoj­rzał ce­sa­rzo­wi w oczy, chcąc pod­kre­ślić wagę wy­po­wia­da­nych słów. – Jest ich wię­cej niż wię­cej. Kiedy ostat­ni go­niec mówił ci, panie mój, o więk­szych si­łach wroga, nie miał na myśli aż ta­kiej po­tę­gi. Lewe skrzy­dło bez wspar­cia mo­men­tal­nie roz­pad­nie się w tył.

– Nie ty je­steś tu od prze­wi­dy­wa­nia wy­ni­ków starć, żoł­nie­rzu. Czy przy­cho­dzisz z czymś jesz­cze?

– Tak, panie. W sze­re­gach wroga do­pa­trzy­li­śmy się Cza­ro­dzie­jów. Od­no­to­wa­li­śmy dwóch, ale nie wy­klu­cza­my, że jest ich wię­cej.

Ce­sarz po­ru­szył się, nie zdo­ław­szy ukryć za­wo­du spo­wo­do­wa­ne­go tą in­for­ma­cją. Tyle ludów się od nich odłą­czy­ło, tyle ras zde­cy­do­wa­ło się po­wie­rzyć swój los w ręce wroga… Mimo to nigdy nie przy­szło­by mu do głowy, że wśród nich mogą być rów­nież Cza­ro­dzie­je. Prze­mknę­ło mu to co praw­da przez myśl, nie da­rzył bo­wiem sym­pa­tią tych aro­ganc­kich, prze­peł­nio­nych pychą sta­ru­chów, ale jakoś nigdy nie upa­try­wał tego w ka­te­go­rii cze­goś, czego można się było spo­dzie­wać. Tak szla­chet­ny ród, spo­jo­ny sys­te­mem Zasad, miał bro­nić stro­ny ja­snej do końca swo­ich dni…

Ob­ró­cił głowę w stro­nę sie­dzą­ce­go po jego pra­wej do­rad­cy. W jego oczach ma­lo­wał się ten sam szok, co w oczach wład­cy.

– Panie…

– Milcz, Ar­chi­bal­dzie. Nie po­są­dzam cię o nic. Cheł­pię się tylko tym, że mia­łem rację.

Wy­so­ki Cza­row­nik uśmiech­nął się kwa­śno, mach­nął zre­zy­gno­wa­nie ręką.

– Na twoim miej­scu, panie, nie cie­szył­bym się z tego.

– Ani myślę.

Od­wró­cił się do dru­gie­go, sie­dzą­ce­go po jego lewej do­rad­cy.

– Panie?

– Ge­ne­ra­le, skie­ruj wszyst­kie siły Błę­kit­nej Cho­rą­gwi na lewe skrzy­dło. Nie mo­że­my dać im szan­sy ode­bra­nia nam kon­tro­li nad Rzeką.

– Po­zo­sta­łe siły sporo na tym stra­cą.

– Zdaję sobie z tego spra­wę, ge­ne­ra­le. Dla­te­go Ar­chi­bald roz­sta­wi swo­ich cza­row­ni­ków po pra­wej i na fron­cie. Sam na­to­miast pój­dzie na lewo, aby oso­bi­ście osła­niać Błę­kit­nych przed sztucz­ka­mi ich ma­gi­ków. Zro­zu­mia­no?

– Tak jest.

– Wy­ko­nać.

Ge­ne­rał wy­szedł, po­zo­sta­wia­jąc w na­mio­cie je­dy­ne Cza­row­ni­ka, ce­sa­rza i posła.

– Ar­chi­bal­dzie, nie do­sły­sza­łeś roz­ka­zu?

Cza­row­nik spoj­rzał mu w oczy, sta­ra­jąc się przy­wo­łać na twa­rzy wyraz śmier­tel­nej po­wa­gi.

– Chciał­bym za­mie­nić z tobą parę słów, panie. Na osob­no­ści, jeśli łaska.

Ce­sarz zer­k­nął na mło­de­go gońca, sto­ją­ce­go już dłuż­szą chwi­lę w mil­cze­niu. Chło­pak zdo­łał w tym cza­sie za­uwa­żal­nie opa­no­wać zde­ner­wo­wa­nie – ręce mu już nie drża­ły, stał pew­nie i pro­sto, a wzrok nie błą­dził mu już po wszyst­kich ką­tach po­miesz­cze­nia, szu­ka­jąc nie wia­do­mo czego. Mo­gli­by być z niego lu­dzie.

– Dobra ro­bo­ta, żoł­nie­rzu – po­win­szo­wał ce­sarz. – Udaj się do któ­re­goś z na­mio­tów miesz­kal­nych, od­pocz­nij, prze­śpij się przez chwi­lę. Za­słu­ży­łeś sobie.

Go­niec skło­nił się nisko, od­wró­cił i już miał wy­cho­dzić, gdy za­trzy­mał go jesz­cze głos wład­cy:

– Jak się zwie­cie, żoł­nie­rzu?

– Alek­san­der, panie.

 

Alek­san­der, Alek­san­der…

 

***

 

– Alek­san­der!

Chło­pak pod­niósł głowę z biur­ka, spoj­rzał nie­przy­tom­nym wzro­kiem przed sie­bie. Wi­do­ko­wi zde­ner­wo­wa­nej na­uczy­ciel­ki to­wa­rzy­szy­ła salwa śmie­chu ko­le­gów.

Ko­bie­ta po­de­szła bli­żej, sta­nę­ła kil­ka­na­ście cen­ty­me­trów od niego. W skry­tych za okrą­gły­mi oku­la­ra­mi ocza­mi ja­wi­ła się iskier­ka wście­kło­ści.

– Alek­san­drze – syk­nę­ła. – Do­sta­łeś ko­lej­ną je­dyn­kę. W do­dat­ku z te­ma­tu ab­so­lut­nie pod­sta­wo­we­go, który nie po­wi­nien spra­wić ci więk­szych trud­no­ści. Jeśli nie opa­nu­jesz kwa­sów, póź­niej­sze lek­cje będą dla cie­bie nie­zro­zu­mia­łe.

Uczeń kiw­nął głową.

– Tak, pro­szę pani.

– Czy pa­mię­tasz, jaką za­war­li­śmy umowę, gdy ostat­ni raz taka sy­tu­acja miała miej­sce?

– Do­sko­na­le, pro­szę pani.

– Za­sto­su­ję się do niej. Nie jest jesz­cze za późno, ale jeśli nic się nie zmie­ni, oba­wiam się, że mo­żesz mieć pro­ble­my ze zda­niem do na­stęp­nej klasy. Dla­te­go też mam na­dzie­ję, że roz­mo­wa z two­imi ro­dzi­ca­mi wstrzyk­nie w cie­bie nową dawkę mo­ty­wa­cji.

Wrę­czyw­szy mu kart­kę z oceną, ode­szła od biur­ka i za­pi­sa­ła na ta­bli­cy ko­lej­ny temat.

– Dzi­siaj po­roz­ma­wia­my o so­lach. Sole mo­że­my za­kwa­li­fi­ko­wać jako…

Ale Alek­san­der przed ocza­mi miał już coś zu­peł­nie in­ne­go.

 

***

 

Go­niec wy­szedł z na­mio­tu, po­zo­sta­wia­jąc po sobie mocną woń potu.

– Nie próż­no­wał – ode­zwał się Cza­row­nik, rzu­ca­jąc ce­sa­rzo­wi po­waż­ne spoj­rze­nie. – Może po­wi­nie­neś po­my­śleć nad awan­so­wa­niem go na sta­łe­go gońca. O ile prze­ży­je bitwę, rzecz jasna.

– O ile my też prze­ży­je­my – wes­tchnął król. – Rzad­ko mie­li­śmy ostat­nio oka­zję, by swo­bod­nie po­roz­ma­wiać, Ar­chi­bal­dzie. Bez zbęd­nych ty­tu­łów i roz­dmu­cha­nych fra­ze­sów.

– I ja się cie­szę, że w końcu nada­rzy­ła się spo­sob­ność ku temu, przy­ja­cie­lu – uśmiech­nął się magik. – Kie­li­szek wina na uko­je­nie ner­wów?

Ce­sarz mach­nął ręką.

– Nie mamy czasu. Czego chcesz, Ar­chi­bal­dzie?

Cza­ro­dziej mimo to mach­nął ręką i wy­mam­ro­tał jakąś for­muł­kę. Po chwi­li na jego dłoni zma­te­ria­li­zo­wał się pu­char, wy­peł­nio­ny po brze­gi czer­wo­nym winem. Wi­dząc kar­cą­ce spoj­rze­nie ce­sa­rza, wzru­szył tylko ra­mio­na­mi i rzekł:

– Muszę sobie jakoś po­ra­dzić z tym, że ab­sol­wen­ci mo­je­go Brac­twa po­sta­no­wi­li okryć hańbą nasz ród. Wszyst­kie­go, czego uży­wać będą prze­ciw­ko nam, na­uczy­li się ode mnie. Ich elik­si­ry za­wie­ra­ją zioła z moich zbio­rów. Ich spra­wy prze­sta­wia­łem ponad swoje. A teraz spo­ty­ka mnie to.

Upił łyk wina, ob­li­zał blade wargi.

– Przy­kro mi – wy­znał szcze­rze ce­sarz.

Za­pa­dła nie­zręcz­na cisza.

– Ar­chi­bal­dzie… – ode­zwał się znów – nie chcę, żeby to py­ta­nie jak­kol­wiek cię ugo­dzi­ło, ale muszę ci je zadać. Gdy przyj­dzie co do czego… nie za­wa­hasz się zabić któ­re­goś ze swo­ich by­łych uczniów?

Cza­row­nik otwo­rzył sze­rzej oczy, uno­sząc przy tym pu­char. Wzniósł go i trzy­mał, jak gdyby w rę­kach dzier­żył tro­feum czy re­li­kwię. Stał tak przez chwi­lę, aż wresz­cie z całej siły ści­snął na­czy­nie. Dał się sły­szeć wy­so­ki dźwięk. Bla­cha ugię­ła się pod jego pal­ca­mi, jak gdyby trzy­mał w dłoni kart­kę pa­pie­ru.

– Nie za­wa­ham – wy­szep­tał. – Co wię­cej, zro­bię to z nie­skry­tą przy­jem­no­ścią.

 

***

 

Alek­san­der był już w po­ło­wie drogi do domu. Nie zba­czał na ra­żą­ce w oczy słoń­ce, nie sły­szał do­no­śne­go śpie­wu pta­ków, nie re­ago­wał na za­czep­ki rzu­ca­ne w jego stro­nę przez grup­kę nader wred­nych ko­le­gów z klasy. Był w innym świe­cie.

Czy po­wi­nie­nem po­zwo­lić Ar­chi­bal­do­wi umrzeć? A poza tym, jak roz­wią­zać kwe­stię wraż­li­wo­ści na ogień jego ro­ślin­nych cza­rów? Prze­ciw­ni cza­ro­dzie­je na pewno by to wy­ko­rzy­sta­li, trze­ba to sen­sow­nie wy­tłu­ma­czyć…

W jego gło­wie biły się je­dy­nie myśli tego typu.

 

***

 

Trup ście­lił się gęsto.

Le­gio­ny dwóch ce­sarstw star­ły się ze sobą, po­grą­ża­jąc się w fer­wo­rze dzi­kiej i nie­ustę­pli­wej walki.

Star­cie było wy­rów­na­ne. Nie­wiel­ka prze­wa­ga prze­cho­dzi­ła nie­ustan­nie z jed­nej stro­ny na drugą. Naj­bar­dziej wrza­ło lewe skrzy­dło, na któ­rym stan­dar­do­we woj­ska wro­gów wspie­ra­ne si­ła­mi Cza­ro­dzie­jów ście­ra­ły się z eli­tar­ną jazdą zwaną Błę­kit­ną Cho­rą­gwią i Wy­so­kim Cza­row­ni­kiem. Stęk stali brzę­czał w uszach, w po­wie­trzu co rusz mie­ni­ły się wszyst­ki­mi ko­lo­ra­mi za­klę­cia.

Ce­sarz wła­śnie pla­no­wał ko­lej­ne ruchy, gdy do na­mio­tu wpadł młody go­niec.

– Alek­san­drze?

– Ar­chi­bald prosi o wspar­cie – wy­dy­szał. – Wśród Cza­ro­dzie­jów wroga znaj­du­ją się Na­masz­cze­ni De­mo­na­mi, pró­bu­ją osie­dlić pro­wa­dzo­ne przez Błę­kit­nych konie. Poza tym wróg wy­ko­rzy­stu­je sła­bość magii na­sze­go Cza­row­ni­ka, blo­ku­jąc jego za­klę­cia serią ognia. Ar­chi­bald traci moc.

– Cho­le­ra – za­klął. – Wy­ślij­cie do niego tylu Cza­row­ni­ków, ile zdo­ła­cie.

– Chciał­bym, panie, ale wszy­scy, ja­kich mie­li­śmy, są obec­nie w środ­ku walki.

Ce­sarz mach­nął nie­cier­pli­wie ręką, za­klął tak, że go­niec nie ukrył ma­lu­ją­cej się na twa­rzy dez­apro­ba­ty.

– Po­zo­sta­je więc tylko jedno wyj­ście – mruk­nął ce­sarz do sie­bie.

– Co masz na myśli, panie?

Zmie­rzył go spoj­rze­niem od stóp do głów, przy­brał ofi­cjal­ną po­sta­wę.

– O tym, co się tutaj sta­nie, nie może do­wie­dzieć się nikt. Rę­czysz za to swoją głową. Zro­zu­mia­no?

Alek­san­der tak bar­dzo wy­stra­szył się nuty groź­by w gło­sie ce­sa­rza, że nie po­twier­dził ni nie za­prze­czył.

– A… a co wasza wy­so­kość za­mie­rza zro­bić? – spy­tał nie­pew­nie po chwi­li.

– Jeśli chcesz, to bacz­nie się przy­glą­daj. Tylko sta­raj się nie wrzesz­czeć.

Ce­sarz wy­ko­nał nie­okre­ślo­ny ruch ręką, za­czął mam­ro­tać coś pod nosem. Alek­san­der zo­rien­to­wał się po chwi­li, że brzmi to jak wy­uczo­ny na pa­mięć tekst, coś jakby pieśń, mo­dli­twa, albo… za­klę­cie.

Nim go­niec zdo­łał zo­rien­to­wać się, co to wszyst­ko ozna­cza, oczy ce­sa­rza na­bra­ły zło­to-srebr­ne­go ko­lo­ru.

– Panie… Czy to…

– Ar­chi­bald wspo­mi­nał coś o ma­gicz­nym wspar­ciu, tak? Za­pro­wadź mnie więc do niego.

 

***

 

– A więc ko­lej­na je­dyn­ka, tak?!

Alek­san­der nie od­po­wie­dział, wpa­tru­jąc się pu­stym wzro­kiem w ta­lerz z zupą.

– Chcia­ła­bym po­wie­dzieć, że ma to być ostat­ni raz, ale do­brze wiem, jak to się skoń­czy – kon­ty­nu­owa­ła jego mama. – Przy­no­sisz nam wstyd, Alek­san­drze. A wy­star­czy tro­chę chęci.

– To prze­ra­ża­ją­ce – stwier­dził oj­ciec – jak bar­dzo moje dziec­ko jest po­zba­wio­ne wy­obraź­ni, chęci i kre­atyw­no­ści. Wziął­byś się w końcu za sie­bie!

– Tak, ojcze – wy­mam­ro­tał tylko.

– Skoń­czysz jako nie­speł­nio­ny skle­pi­karz, nie bę­dzie cię stać na utrzy­ma­nie miesz­ka­nia! – Oj­ciec nie za­trzy­my­wał się. – Odłóż te swoje durne fan­ta­stycz­ne książ­ki i ko­mik­sy, sam wi­dzisz dokąd cię pro­wa­dzą! Przez mie­siąc ich nie do­tkniesz!

Za­bo­la­ło, ale nic nie po­wie­dział.

– Marsz do po­ko­ju – za­koń­czył oj­ciec. – Moje dziec­ko tak po­zba­wio­ne wy­obraź­ni…

 

Alek­san­der wziął ze­szyt i za­pi­sał ostat­nie zda­nie:

Ar­chi­bald i ce­sarz stuk­nę­li swymi kub­ka­mi, dając znak do roz­po­czę­cia zwy­cię­skiej uczty.

 

Koniec

Komentarze

Jeśli masz rze­czy­wi­ście 16 lat to na­pi­sa­ne cał­kiem zgrab­nie, choć oczy­wi­ście wiele jest też do po­pra­wy (piszę z te­le­fo­nu, może póź­niej wrzu­cę ja­kieś przy­kła­dy). Za­sta­na­wiam się, czy opi­sy­wa­ny przez Cie­bie bo­ha­ter jest Twoim od­bi­ciem. Ja też w szkol­nych cza­sach two­rzy­łem hi­sto­rie w gło­wie i za­pi­sy­wa­łem je w ze­szy­tach pod­czas lek­cji. I, o zgro­zo, zda­rzy­ło mi się nawet raz mieć za­gro­że­nie z chemi :D Za­war­łeś w opo­wia­da­niu nawet pewne prze­sła­nie, i świa­do­mie bądź nie, do­tkną­łeś kwe­stii pro­ble­mu dzi­siej­sze­go szkol­nic­twa. Pisz dalej, po­wo­dze­nia :)

Szko­da, że wszyst­ko, co fan­ta­stycz­ne, dzie­je się w gło­wie bo­ha­te­ra. Co do stylu, wy­po­wie­dzia­łam się pod dru­gim opkiem, więc nie będę się po­wta­rzać. W grun­cie rze­czy jest bar­dzo po­dob­ne do tam­te­go – ten sam motyw, oko­licz­no­ści i fan­ta­zja tro­chę inna. Po­dob­nie jak Re­aluc mam wra­że­nie, że tekst jest chyba dość oso­bi­sty. I w sumie do­brze, sztu­ka to też spo­sób na prze­two­rze­nie i po­ka­za­nie wła­snych do­świad­czeń.

Do­brze się za­po­wia­dasz, więc życzę po­wo­dze­nia przy dal­szych tek­stach.

deviantart.com/sil-vah

Nie­źle na­pi­sa­ne. Treść smut­na i praw­dzi­wa, nie­ste­ty. Jest to jakiś obraz sy­tu­acji, na­to­miast bra­ku­je mi więk­sze­go prze­ło­mu fa­bu­lar­ne­go.

... życie jest przy­pad­kiem sza­leń­stwa, wy­my­słem wa­ria­ta. Ist­nie­nie nie jest lo­gicz­ne. (Cla­ri­ce Li­spec­tor)

Hmmm. A gdzie tu jest fan­ta­sty­ka? Chło­pak nie słu­cha na lek­cjach, tylko myśli o swo­ich świa­tach. Niby można, ale nie­ła­two być bo­giem i warto znać cho­ciaż pod­sta­wy paru nauk, zanim za­cznie się two­rzyć uni­wer­sa. ;-)

Za­rzu­ty ojca tak bar­dzo nie­tra­fio­ne, że aż nie­re­ali­stycz­ne. Do przy­zwo­itych ocen z che­mii ra­czej nie trze­ba wy­obraź­ni i kre­atyw­no­ści.

Mimo to nigdy nie przy­szło­by mu do głowy, że wśród nich mogą być rów­nież Cza­ro­dzie­je. Prze­mknę­ło mu to co praw­da przez myśl,

No to prze­mknę­ło mu to przez myśl czy nie przy­szło do głowy?

Nie zba­czał na ra­żą­ce w oczy słoń­ce,

Na pewno zba­czał?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka