
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Pośród powodzi rachunków , reklam i ponagleń znalazł się list. Ręcznie zaadresowany pozbawiony adresu zwrotnego, leżał na moim stoliku i wyglądał cudnie. Dlaczego cudnie? Od lat nie widziałem listu przesłanego pocztą. Już mało kto wysyłał prawdziwy list z najprawdziwszym znaczkiem, dlatego też wpatrywałem się w ten właśnie znaczek , ważąc jednocześnie w ręku kopertę wraz z zawartością. – Od kogóż mógłby by być ten list? – Zastanawiałem się, delikatnie odrywając rant koperty. Nikt jednak nie przyszedł mi na myśl. – A jeśli to zwolnienie z pracy? – serce zaczęło mi walić jak młot. Lubiłem moją pracę. Od zawsze marzyłem , by zostać dziennikarzem, a dziennikarzem tropiącym duchy, jak mówiła moja świętej pamięci matka, było urealnieniem moich snów. Po prawdzie mama przesadzała, tropiłem zjawiska paranormalne, czyli zajmowałem się ezoteryką, astrologią i kryptozoologią, czyli wszelkiej maści niewyjaśnionymi zagadkami, które uwielbiałem obalać , w poszukiwaniu prawdy oczywiście. List był zapisany drobnym maczkiem na kilku kartkach papieru, obejrzałem go z każdej strony. Zauważyłem , że autor nie jest wolny od natręctw , co wynikało z dokładnego zapisania niemal każdego miejsca na kartce. Miałem więc do czynienia prawdopodobnie z wariatem. Nie ucieszyło mnie to , nalałem sobie wody do kubka i rozparłem się wygodnie w fotelu.
Szanowny Panie, myślę, że potrafi Pan to co napiszę odpowiednio wykorzystać.
Stało się. Separacja przeszła bez bólu , tylko ta głupia płakała jakby ją to bolało. Oczywiście pokazałem, że jestem ponad tym. Chciałaś to masz. Nie podobał Ci się mój brak romantyzmu? Nie mogłaś znieść tego, że Cię nie rozumiem? No to masz. Piętnaście lat wyzysku skończyło się. Byłem szczęśliwy. I żałowałem, że nie zrobiliśmy tego wcześniej. Szkoda tylko Jasia, bo bardzo to przeżywa, bo jest jeszcze mały. Konflikt z żoną rósł od dnia ślubu, była apodyktyczna i wyniosła, wszystko musiała wiedzieć i o wszystkim decydować. Nie mogłem wychodzić i nikt nie mógł bywać u mnie, straciłem znajomych. Dostałem nowych – jej. Wracaliśmy z Sądu tramwajem. Starszy syn Marek się nie odzywał, wyprowadziliśmy się obaj zostawiając jej mieszkanie i auto, jechaliśmy więc tym cholernym przecinakiem, patrzyłem na niego zastanawiając się , czy nie żałuje samochodu, czy nie żałuje, że jakiś czas będziemy poruszać się środkami lokomocji. Niby separacja to nie rozwód, ale mieszkać daje nie ma sensu. Nawet w czasie separacji spodziewam się jej telefonów z pytaniami , gdzie jestem, i dlaczego jeszcze czegoś tam nie zrobiłem.
Napiłem się wody i spojrzałem na zegar zamontowany w DVD , miałem jeszcze dwie godziny do audycji radiowej, a tu jakiś gość , myląc zapewne adresy, pisze mi opowiadanie, lub też relację nie przeznaczoną dla mnie. Może to pismo do mecenasa? I chodzi o zwrot tego auta? – przemknęło mi przez głowę. Takie pomyłki to jak podglądanie sąsiadki. Paskudne, ale jakże zabawne i wciągające.
W pracy Maciek bez słowa podał mi rękę i wręczył puszkę z piwem.
– Pij – powiedział – Jesteś kawalerem i nikt nie będzie Cię już kontrolował. Zresztą mamy dziś tylko jedno zgłoszenie. I to dość zabawne, bo Pani która dzwoniła, oprócz o uszkodzonej lodówce, wspomniała, abyś zabrał parasol. Westchnąłem ciężko, a On myśląc, że przeżywam rozstanie klepnął mnie serdecznie po plecach. Lubiłem Maćka, On i jego żona Danka to wspaniali ludzie, szkoda, że przez te wszystkie lata mojego małżeństwa nigdy nie byli przyjaciółmi domu, cóż Jola nie pozwoliła. Bo Maciek to plebs. To jedyne zgłoszenie to była willa kilka przecznic od warsztatu, zabrałem torbę narzędziami i wsiadłem na rower, był ładny dzień , wiosna, nowe budzące się życie i takie tam. Na Poziomkową dojechałem w kilkanaście minut, obdrapana brama, chyba nigdy nie otwierana, mimo , że w ogrodzie widać było wolnostojący garaż. Na furtce był dzwonek, a pod nim karteczka. "Wróżka Marianna".
Zachłysnąłem się nową porcją wody, czyżby ten list był jednak skierowany do mnie? Słowo klucz Wróżka podziałało na mnie stymulująco, poprawiłem swą coraz bardziej niedbałą pozycję w fotelu, czując , że zaczynam być w pracy.
Była stara, no może nie bardzo stara, bo otworzyła drzwi dość szybko i raźno przebiegła do salonu, z uśmiechem oczekując tam na mnie. Minąłem długi przedpokój z wypchaną sową, i kilkoma krzesłami jak w poczekalni. Pomiędzy moje nogi dostał się kot, oczywiście czarny i jął się łasić, spoglądając jednocześnie do góry, na mnie.
– Jaki ładny kotek – powiedziałem, walcząc jednocześnie z sobą, aby go nie odepchnąć nogą. Nie cierpiałem kotów, od zawsze. Za to Jola uwielbiała. Wróżka zaśmiała się głośno i pogroziła mi palcem. Nie powiedziała jednak nic, tylko szerokim gestem zaprosiła do siebie. W pokoju, który kiedyś był salonem, pomiędzy różnymi meblami stała lodówka.
– Rozumiem, że to ten sprzęt Pani szanownej nawalił? – zapytałem rozglądając się jednocześnie po kątach.
– Tak, nie działa, a Pan wie bez lodówki żyć trudno. Jeszcze jakby zima była, to sam Pan wie.
Skinąłem głową, że wiem. I pochyliłem się na sprzętem, Starsza Pani wyszła pozostawiając mnie sam na sam z kotem. Nie przytulał się na całe jego szczęście, ale przyglądał się. Nie lubię jak mi się patrzy na ręce w robocie, nawet jeśli to jest kot. Gdy tylko pomyślałem, o kocie, pani Marianna wywołała go do kuchni. Poszedł bez ociągania, więc i mi robota poszła szybciej. Niestety , nie do końca, usterka nie była wielka, ale nie miałem potrzebnej części, wściekły zakląłem pod nosem.
– Nie da rady zrobić? – usłyszałem głos za sobą – A to szkoda, miałam nadzieję. Proszę oto herbata dla Pana. – postawiła szklankę na blacie lodówki.
– Ja nie…
– Nic nie szkodzi, robiłam dla nas to i o Panu pomyślałam. Przecież Pan kawy nie pija?
Skinąłem głową, jednocześnie zastanawiając się dla kogo jeszcze mogła robić herbatę. Do salonu wszedł kot, wyraźnie oblizywał się językiem.
– Wie Pan, ze jestem wróżką? – zapytała, i nie czekając na odpowiedź rzekła. – Znam się na ludziach, i widzę , że jest Pan w dołku. Jaki to problem? Zawahałem się. Aby to ukryć umoczyłem usta w herbacie. Była gorąca, kot szelma widać lubił gorącą.
– To chyba Śnieżka ? – stwierdziłem bardziej , niż zapytałem, aby odciągnąć ją od moich problemów,
– Tak, chyba ma Pan rację, nazwa już dawno odpadła z drzwi, a ja ją mam ponad trzydzieści lat.
– Czy nie lepiej kupić sobie nową? Teraz lodówki są naprawdę bardzo tanie i dużo mniej energiożerne.
– Wie Pan , panie Jurku mogę tak do Pana mówić ?
– Ach tak , oczywiście – odpowiedziałem zaskoczony, zastanawiając się w którym momencie się przedstawiłem.
– Więc ja tak jak i pan jestem sentymentalna , Zaśmiałem się głośno, staruszka miło się uśmiechała , umilkłem po chwili , rozejrzałem się ponownie po pokoju pełnym sentymentalnych wspomnień.
– Aż tak nie jestem sentymentalny , gdybym był taki jak Pani pewnie musiałbym wciąż jadać z mojego dziecinnego małego talerzyka z obdrapaną biedronką i pić z kubeczka z ułamanym uszkiem, – ponownie się roześmiałem, ale znacznie cieplej , w głowie zaszumiały wspomnienia.
– Jeden ma sentyment do starych rzeczy które mu coś przypominają, a drugi do starych dawno niewidzianych znajomych, którzy mu się śnią. Drgnąłem. Od dłuższego czasu co noc miałem jeden sen. Wciąż powracający. Śniła mi się Ona. Nie , nie Jola. Ona to dziewczyna z mojej młodości, która dziwnym trafem , zrządzeniem losu, a tak naprawdę zrządzeniem mojej głupoty stała się mi niedostępna i obca. A miała być mi żoną. Co rano zastanawiałem się co znaczą te sny, nie miałem z Weroniką kontaktu od kilkunastu lat, tak zresztą jak z resztą mojego kawalerskiego towarzystwa, i mimo, że o niej nigdy nie zapomniałem, to dopiero teraz zaczęła mi się śnić. Spojrzałem na staruszkę, której uśmiech nie schodził z twarzy.
– To bardzo ważna część. I nie wiem , czy do zdobycia. – zmieniłem ponownie temat
– Jak się bardzo chce to wszystko można – odpowiedziała – Rozumie Pan? Wszystko.
Spojrzałem na zegarek, niby nadal miałem sporo czasu do wyjścia, ale ani się jeszcze nie goliłem , ani nie kąpałem. Przetarłem włosy ręką. Niestety były tłuste, a już miałem nadzieję, że odpadnie mi przynajmniej suszenie głowy. Nie lubiłem dźwięku suszarki. Za późno już jednak było, aby liczyć , że zdążą mi wyschnąć. Odłożyłem list i skierowałem się do łazienki. Kąpiel była przyjemna, zwłaszcza podmrożonym od podłogi stopom sprawiłem ulgę. Kurcze jak ja lubiłem kąpać się z Ewką. Specjalnie do tego przebudowałem natrysk. A Ona oczywiście nic nie zrozumiała, egoistka. Szlak by ją trafił. Nie ta będzie inna. Dobrze, że moją żoną nie została, a było tak blisko. Na wspomnienie bliskości ceremonii zaślubin uśmiechnąłem się, wlałem sobie silny strumień wody do ust i zabulgotałem z radością. Wyszedłem z łazienki znacząc mokre ślady stóp na terakocie. Zatrzymałem się patrząc na te ślady z zadowoleniem. – Wolność stwarza nowe możliwości artystyczne. – powiedziałem na głos. W końcu przedpokoju wisiało zdjęcie Ewy, nie potrafiłem go jakoś usunąć. Ten jej zniewalający uśmiech witał mnie za każdym razem, gdy wracałem z pracy, i był namiastką jej całej. – Niech tak pozostanie – pstryknąłem w nos na zdjęciu. List zabrałem z sobą do pracy.
Dopiero w czasie przerwy, kiedy zamówiłem sobie fasolkę po bretońsku wróciłem do lektury. Odsunąłem talerz z gorącym , parującym posiłkiem i wróciłem do Jurka w poszukiwaniu tego co miało mnie zaciekawić.
To co mówiła ta kobieta było bardzo interesujące. Pozwoliłem więc sobie poprosić o kolejny kubek herbaty i poszedłem za nią do kuchni. Usiadłem na taborecie wyściełanym ceratą i wpatrywałem jak się krząta po pomieszczeniu.
– Mogłaby mi Pani powiedzieć, co miała na myśli? – zapytałem.
Postawiła czajnik na gazie i zaświeciła płomień. Usiadła koło mnie przy kuchennym stoliku, bawiąc się resztami cukru nie wiadomo od kiedy tam się znajdującymi.
– Jestem wróżką, i mimo, że Pan w to nie wierzy, to czytam w Panu. Może nie wszystko widzę, ale z czasem zobaczę.
I wtedy mnie nagle olśniło. Jolka była miłośniczką czarów, to znaczy wróżenia, runów i kamieni szczęścia.
– Moja żona. Moja prawie była żona – poprawiłem się – bywała u Pani? To taki chwyt, nieprawdaż? Miała mnie Pani zwabić i wpłynąć w jakiś sposób na mnie? Tylko nie pojmuję, co Ona chce jeszcze osiągnąć.
Wróżka Marianna zaśmiała się głośno, śmiała się długo, a ja z każdą chwilą byłem coraz bardziej przekonany, że to co powiedziałem to totalna bzdura.
– Jest Pan w sytuacji, która Pana przeraża. Proszę nie zaprzeczać. Przeraża. Cały czas myśli Pan , gdzie popełniłem błąd. I czy gdybym to mógł cofnąć.
– Ja, błąd? – żachnąłem się – Zgodzę się, ze oboje z żoną go popełniliśmy.
– Jest sposób ,aby temu zaradzić. I naprawić to co się stało.
– Tak rozumiem, mam zrozumieć kobietę i zacząć ją adorować, bo kobiety to lubią i wszystko wróci do normy. – pokręciłem przecząco głową – Nie z moją żoną, kochana Pani.
– Nie o tym mówię , mam sposób jak temu zaradzić, jak … – wróżka zamknęła oczy – naprawić błędy przeszłości.
– Moje, czy mojej żony ? – spytałem lekko ironicznie
– Twoje błędy , są przecież takie , może byś chciał naprawić błędy, które zrobiłeś dawno nawet przed małżeństwem . – położyła swoją rękę na mojej – pomyśl o tym masz czas , aż nie zdobędziesz tej części.
– Rodzaj hipnozy ? – zrobiłem przy tym ruch ręką , naśladujący mieszanie
– Powiedzmy , że to rodzaj hipnozy – uśmiechnęła się szeroko – tak zdecydowanie to rodzaj hipnozy. Nigdy tak o tym nie myślałam , ale zapewniam Cię , że bardzo skuteczny.
Szedłem prowadząc rower koło siebie , oglądając się co chwilę na domek wróżki , aż do czasu, gdy zniknął między blokami . Na głowę spadły mi pierwsze krople deszczu. Hipnoza to ciekawa rzecz nigdy się temu nie poddawałem, ale może to być interesujące i odkrywcze , bo że nie pomoże to nie miałem najmniejszych złudzeń. Ale ta myśl co bym chciał zmienić gdzie w jakim punkcie mego życia zmienić ścieżkę , gdzie źle skręciłem. Reasumując szczęśliwym ten kto dobrą ścieżką podąża , to dobre muszę sobie to zapamiętać , ale by to znaczyło , że nawet ten który jest szczęśliwy mógłby być bardziej zadowolony z życia, ale skoro mu to wystarcza to dlatego, że tego nie szuka , nie myśli tylko pławi się w tym połowicznym szczęściu , ale czy gdyby wiedział , że może mieć go więcej to chciałby ? I odwracając sytuację, Ci którzy uważają się za nieszczęśliwych zawsze mogą mieć gorzej. Wzdrygnąłem się. Dość tego , te wynurzenia są tylko wynurzeniami pokracznego wioskowego filozofa, i to uciskanego przez swego bogatego , przystojnego pana. Splunąłem i zagwizdałem , dało to mi namiastkę swobody. Deszcz rozszalał się na całego. Oczywiście parasola nie zabrałem. To był kolejny powód, aby bliżej się przyjrzeć praktykom czarownicy.
Odłożyłem na bok list, spojrzałem na wystygłą fasolkę. Obok siedział Stefan i wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem.
– Mówiłeś , że jesteś głodny. A tu proszę fasolka stoi , a Ty czytasz. Ładna chociaż?
– Kto?
– No ta co Ci list wysłała. Pewnie piękna i romantyczna, skoro listy pisze. Albo zacofana i bez pieniędzy. – wciągnął nosem powietrze. – UU prowincją mi tu jedzie. Gadaj , gdzie ją dorwałeś? Rozumiem, że tym razem już tak daleko się nie zapędzisz jak z Ewą?
– Przestań. – przysunąłem sobie talerz i zanurzyłem w nim łyżkę. Fasolkę zawsze należy jeść łyżką.
– Dobra , dobra. – powiedział odwracając się jednocześnie w stronę sali.
– Panowie, nasz kolega kolejną do ołtarza ma zamiar poprowadzić! Oby znów nie zrejterował w dzień ślubu.
Przebywający w bufecie ryknęli śmiechem, ci zaś którzy nie wiedzieli o co chodzi natychmiast byli informowani przez sąsiadów. I już po chwili wszyscy patrzyli na mnie z rozbawieniem. Niektóre kobiety ze wstrętem. Żeby tak Ewka wiedziała, że mi też nie jest lekko.
– Uspokój się. – warknąłem na Stefana – To nie żadna baba, ale normalna robota. Opis dziwnego zjawiska, muszę je rozgryźć.
Stefan był wyraźnie niezadowolony. Wsadził w mój talerz łyżeczkę do cukru i ją następnie oblizał.
– Ewa gotowała lepiej. – powiedział wstając
– Ewka wszystko robiła najlepiej – powiedziałem i obaj spojrzeliśmy na siebie tak jakoś inaczej.
Następnego dnia wyszedłem z domu w majowe przedpołudnie, drzewa soczyście obsypane liśćmi zacieniły alejkę, którą co rano podążałem do pracy. Nabrałem tego rześkiego wiosennego powietrza w płuca, nic tak nie raduje jak wiosna. Wiosna przed latem , to taka sobota przed niedzielą tylko , że dłużej trwa. Chyba nie ma nikogo na ziemi kto by nie lubił wiosny , a poeci to aż dyszą zimą z tęsknoty. No może oprócz alergików. Najgorsze co takiemu uczulonemu na pyłki może się przydarzyć to być poetą, nie wie biedny czy ma się cieszyć z wiosny jako z długo oczekiwanego natchnienia, czy też ma się skichać . Dylemat na miarę rozważań filozoficznych przy piwie. Maćka zobaczyłem już z daleka jak stał przed warsztatem i wystawiał twarz ku słońcu.
– Cześć ! – wrzasnąłem klepiąc go czule po plecach
– Cześć – odpowiedział na chwilę tylko otwierając oczy jakby niedowierzając , że drugi dzień z rzędu się nie spóźniam.
– Widzę , że się opalasz.
– Namiastka wakacji – odpowiedział bez żalu .
Wiedziałem, że nie ma pieniędzy , gdyż wszystko pakował w dom, który krok po kroku stawiali pod miastem, odmawiali sobie wielu rzeczy, ale strasznie im tego zazdrościłem. Zazdrościłem im tego , że potrafili się wspólnie dogadać , i wspólnie znieść wiele wyrzeczeń. Zresztą ogólnie było to wzorowe małżeństwo, i tego też im zazdrościłem. Wszedłem do środka mrużąc oczy , i potknąłem się o leżącą w wejściu szczotkę .
– Ej Maciejka, czy Ty nie masz już gdzie szczotki kłaść ?
– Ja zawsze kładę na miejsce . – odpowiedział beznamiętnie Maciek.
W drzwiach zaplecza pojawiła się Danka, z wiadrem pełnym wody z mydlinami. Ubrana w czerwony fartuszek z białymi grochami , uśmiechnęła się do mnie całą swoją osobą.
– Jurek uważaj tam przy wejściu jest szczotka , żebyś na nią nie wszedł.
– Dzięki za przestrogę , będę uważał – nie potrafiłem się na nią gniewać.
– Uparła się , że posprząta nam dzisiaj warsztat, nie oponowałem bo dzięki temu może znajdziemy zaginiony dawno temu cholerny programator do "Wiatki"– Maciek pojawił się w drzwiach kończąc zapewne poranną część kąpieli słonecznych.
– Idź do sklepu po płyn do mycia glazury – powiedziała do męża, gdy tylko go zobaczyła.
– Jaki ma być ? – zapytał
– Jaki będzie złotko i może kup chleb i jakiś ser zrobię Wam kanapki .
Maciek uśmiechnął się do Danki i wyszedł na dwór, zostaliśmy sami . Podszedłem do biurka starając się przepatrzeć papiery i te ważne uchronić przed koszem , wszystkie wydały mi się ważne nawet te z pizzerii informujące o dodatkach do pizzy gratis . Zebrałem wszystkie te bardzo ważne dokumenty i zsunąłem je do otwartej szuflady , która i tak pełna była niezwykle ważnych dokumentów. Danka próbowała doczyścić zlew, kiedyś też próbowałem .
– Danusiu – zapytałem – czy wiesz co zrobiłaś źle w przeszłości ?
Przerwała na chwilę czyszczenie a szmatka zawisła w powietrzu, odwróciła się powoli do mnie patrząc z troską .
– Znów się Ciebie czepia?
Pokręciłem przecząco głową
– Nie to nie to , choć może jest to związane .
Ponownie podjęła się mycia zlewu. Odpowiedziała mi jednak po chwili.
– Chyba mogłam być jeszcze lepsza dla Maćka, gdy kiedyś szukał pracy , a tak się bałam , że nie spłacimy kredytów i zachowywałam się naprawdę strasznie.
– Tak wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, znałem tą historię i wydawała mi się strasznie infantylna w porównaniu z pretensjami mojej małżonki. Dla Danki była to jednak poważna sprawa.
– Ale może jest coś takiego co zaważyło na Twoim życiu , może jest coś takiego co gdybyś kiedyś zrobiła to dziś byś była bardziej szczęśliwa ?
– Bardziej szczęśliwa ? – zapytała bardzo zdziwiona – A co mnie więcej potrzebne do szczęścia , mam mojego Maciusia , On ma mnie , budujemy dom o którym i On i ja zawsze marzyliśmy , choć nie jest to w miejscu, które ja bym chciała, ale tam działki były za drogie więc czasami trzeba iść na kompromis.
– O właśnie kompromis , potrafisz pójść na kompromis .
– Wszystko to Jurek dla wyższych racji , gdybym chciała, aby mój mąż i cały świat był taki jak sobie zawsze marzyłam to musiałabym żyć jako królowa Brunei . Czy wiesz , że sułtan Brunei jest podobno najbogatszy na świecie?
Nie odpowiedziałem na pytanie , a i Ona nie potrafi odpowiedzieć na moje , jak osoba szczęśliwa ma się zastanawiać, czy mogłaby być jeszcze szczęśliwsza, a jeszcze szczęśliwsza, być jeszcze bardziej szczęśliwsza. Szczęścia nie można stopniować. Usiadłem i położyłem nogi na biurku. Zamknąłem oczy i począłem szukać miejsca w którym pozostawiłem ścieżkę szczęścia za sobą, miejsca gdzie zszedłem ze szlaku. Może powinienem nie ulegać tak Jolce tylko przy pierwszej jej próbie wywarcia na mnie presji walnąć mocno pięścią w stół , albo gdy nie miała czasu chodzić z małym Markiem na spacery , to postawić sprawę tak , że i ja nie będę chodził z nim na spacery, nich dziecko kiśnie w domu. Ale czy to by coś pomogło ? Pewnie już dziś bym był dawno po rozwodzie i jako ten zły tatuś, co nas opuścił oglądałbym dziecko przez szparę w drzwiach, a Jasia by nawet nie było. Poczułem jego rączki zaciskające się na mojej szyi i delikatny pocałunek w policzek, i te oczka przysłonięte zasłoną z rzęs. Czyli gdzie zgubiłem swoje szczęście ? Wieczorem zasnąłem przed telewizorem, bez puszki z piwem i bez włączonego meczu , jak standardowo ponoć wygląda śpiący facet przed telewizorem. Ot zwykłą drzemka po cieniutkim obiedzie z torebek. Dobrze , że podbudowa była w postaci kanapek Danki. Marek był u kolegi wiec miałem w domu ciszę i spokój. I pewnie dlatego znów mi się śniła. Nie Danka oczywiście, ale Weronika. Jej piękne długie kasztanowe włosy schylały się nad moim odkrytym torsem , muskając mnie delikatnie, – zaraz mnie pocałuje – przemknęło we śnie i zamknąłem oczy, aby to przeżyć odpowiednio namiętnie. W tym momencie zadźwięczał telefon. Zerwałem się, zrzucając z siebie opadłą narzutę z frędzelkami. Dzwoniła wróżka.
– Czy ma już Pan dla mnie tą część?– zapytała po przedstawieniu się
– Nie, nie mam , może jutro.
– To może lepiej za trzy dni. – odpowiedziała – W piątek dopiero wracam, bo trafił mi się wyjazd
-Pewnie na Łysą Górę – pomyślałem, wściekły na babę
– I tu Pan nie zgadł – usłyszałem w słuchawce, jadę do Poznania. Jak wrócę dam znać ,ale ma Pan dodatkowe trzy dni. Czy myśli Pan o tych rozstajach? – Pani wybaczy, ale nie rozumiem. O jakie rozstaje chodzi? – w głowie plątały mi się kasztanowe włosy i polna wysadzana wierzbami droga, tylko, że prosta.
– Pytam, czy już Pan wie, gdzie popełnił błąd.
– Ach tak, no tak. Myślę o tym. Ale będę wiedział.
Przez kolejne dni szukałem tego cholernego duperela do tej lodówki. Nikt tego nie produkował, wiec jedyną szansą był Internet albo złomowisko. Ale na złomowisku też już dawno nie widzieli takiej pralki. Gdyby nie obietnica pomocy, i wiara ( tak wierzyłem jej) w zdolności wróżki, po prostu nie wykonałbym tego zlecenia i już. Szukałem więc dalej. W dniu przyjazdu Marianny z Poznania, Maciek wrócił z wiadomością , że na śmietniku niedaleko warsztatu stoi Śnieżka. Nie tylko więc babcia miała zamiłowanie do antyków, było takich kolekcjonerów więcej. Szczęście mnie nie opuszczało, lodówka była i miała potrzebny moduł. Mogłem więc udać się na Poziomkową.
Po pracy wsiadłem w samochód i ruszyłem do domu. Jednak nie ujechałem daleko. Zatrzymałem się i wyciągnąłem plan miasta. Poziomkowa była na Starym Mokotowie, więc aż tak bardzo nie musiałem nadrabiać drogi. Ciekawość mną wiodła i nic więcej. Jako zawodowy poszukiwacz prawdy , musiałem znaleźć ten punkt, aby wyrobić sobie opinię na temat tego listu. Nie jechałem długo. Ulica jak ulica, z tym , że wąska i jednokierunkowa, zasypana jesiennymi liśćmi. Wysiadłem z auta i ruszyłem przed siebie, przechodząc od posesji do posesji, szczęściem ulica nie była długa. Odnalazłem dom , zanim przeczytałem napis u furtki. Zarośnięty ogród z wiekowymi orzechami straszył gąszczem, w oknach nie paliło się żadne światło. Nawet lampa uliczna w tym miejscu nie świeciła. W świetle komórki napis nad dzwonkiem był właśnie taki jak w opisie Wróżka Marianna , zawróciłem do auta, zbliżała się pora meczu i sąsiad miał wpaść z piwem. Obaj byliśmy wolni jak taczanki na stepie. Piwo szumiało mi lekko w głowie, nasi wygrywali , więc szumiało mi wesoło. Sąsiad beknął i odstawił pustą puszkę.
– Fajna laska – powiedział wskazując zdjęcie Ewy w przedpokoju.
Podążyłem za jego wzrokiem i skinąłem potwierdzająco głową.
– Fajna – odpowiedziałem, ale już nie moja. – Dodałem aby wiedział, że kiedyś moją była.
– Patrz sąsiad jak to się plecie. Znalazła innego?
Wzruszyłem ramionami, gdyż od tamtego dnia nie miałem od niej wiadomości. A ostatnie jej słowa były -Ty pieprzony dzieciuchu.
– Pewnie znalazła – odpowiedziałem beznamiętnie, ale wcale tak nie czułem. Zazdrość wybuchła w mojej głowie. Myśl, że jakiś inny facet ma ją teraz rozgrzała mi twarz, a ręce zacisnęły się na puszce. Piwo strzeliło w górę , kaskadą zalewając moje spodnie, podkoszulek z orzełkiem i podłogę. Na podłogę czniam, ale podkoszulek?
– Spokojnie sąsiad, nie ta będzie inna. Mało to tego towaru chodzi po świecie? Jak chcesz to poznam Cię z fajną laską z mojej pracy. Jest wolna, i tylko do ślubu ciągnie, trzeba uważać.
Fala gorąca odeszła. Pominąłem milczeniem fragment o lasce z pracy, i zapytałem.
– Powiedz mi , czy są kobiety z którymi można żyć? Takie na całe życie. Znałeś taką?
Sąsiad zamyślił się i spojrzał rozmarzonymi oczami gdzieś w dal, a konkretnie na wolny wykonywany przez przeciwnika. Chwilę milczał.
– Była taka jedna, ale jakoś tak głupio wyszło. Dla tamtej to nawet może i do ołtarza bym poszedł. – zaśmiał się głośno i sięgnął po browar. – Ale śledzę jak jej się wiedzie. Tylko cyt. – przycisnął palce do ust – To tajemnica.
– Jasne , jasne – powiedziałem , lecz myślami byłem już gdzie indziej
– Jak pan widzi , Panie Jurku oto jest moje miejsce pracy – powiedziała wróżka Marianna ukazując mi kolejny, zagracony jak poprzedni, pokój.
– To gdzie popełnił Pan błąd? – zapytała filuternie mrużąc oczy
– Myślę, ze dzień w którym odrzuciłem Weronikę, to było dzień przed wspólnym wyjazdem na wakacje. Ale wie Pani , Ona pojechała sama na te wakacje i w pociągu poznała chłopaka, który został jej mężem, długo żałowałem, że ten jeden dzień nie wystarczył mi na ochłonięcie. Mogłem iść na ten pociąg i na pewno wszystko by się inaczej potoczyło.
– Zapewne – odpowiedziała i przywiodła mnie do stojącego na środku pokoju krzesła. Krzesło zwrócone było w stronę starego , bardzo nawet starego telewizora, który okrywała zrobiona na szydełku biała serwetka, w kształcie koła.
– Proszę usiąść i się wpatrywać w ekran, ja jestem za Panem.
Obejrzałem się nerwowo, zastanawiając się, czy czasem nie kpi. Telewizor co zdążyłem zauważyć nie był podłączony do prądu.
– Spokojnie , proszę wpatrywać się w ekran i myśleć o tym jak Pan idzie na ten pociąg. Proszę pamiętać, to Pan steruje tym co się będzie działo. Tylko Pan decyduje jak ma być.
Poprawiłem się na krześle i odchrząknąłem. Z początku obraz był zimny i ciemny, jednak po chwili zauważyłem , że robi się coraz bardziej jasny , a ja… Trudno to pojąć, ale niemal wszedłem w to co widziałem. Byłem w drodze na dworzec, plecak objuczony ciuchami dyndał mi się na plecach. Biegłem. I czułem się niesamowicie. Nie , nie dlatego, że wtedy jeszcze mogłem biegać nie męcząc się tak szybko, ale dlatego, ze czułem tę chwilę, podniecenie przeprosinami. I ta radość , że ją zobaczę.
Oczy mi już łzawiły. Zegarek pokazywał północ. – Świetna pora na czary i historie z mchu i paproci – mruknąłem do siebie. Jednak nie tylko o tym myślałem. Natrętnie prześladowała mnie myśl, że chciałbym mieć taki telewizor. Wtedy parę błędów dałoby się naprawić. I może do Grecji bym wyruszył dwa lata temu, z koleżeństwem, mówili, że było świetnie. Szybko umyłem zęby , aby jak najspieszniej powrócić do listu. Wiedziałem , że zabiorę się za tę sprawę, zbadam i niestety jak zwykle wykryję fałszerstwo. Umytą szczoteczkę odłożyłem do kubka, obok szczoteczki Ewy. Jakież to głupie pomyślałem, ale nie ruszyłem jej z miejsca. Kurna to sentyment. Idiotyczny mało męski sentyment. Ale skoro nie boli , niech będzie. Zawsze mogę ją wyrzucić. Nie robię tego , z czystego lenistwa. Tak, czyste lenistwo brzmi zdecydowanie bardziej męsko , niż sentyment.
Jak zwykle w ostatniej chwili wpadłem na peron, wsiadłem do pierwszego z wagonów. Przez myśl mi przeszło, ze przecież nie wygenerowałem sobie wspomnienia z kupowaniem biletu, ale co tam , było już raczej za późno. Pociąg ruszył, a ja byłem sparaliżowany tym co ma się stać. Nie łatwo po latach podejść do kogoś kogo się znało i powiedzieć słuchaj ja przepraszam. Nadto Ona, jej widok częściowo zapomniany, być może zatarty, czy to będzie to samo co zapamiętałem. Ruszyłem z werwą, gdy minęliśmy Warszawę, serce mi waliło, a tłum utrudniał przejście. Zapomniałem, zupełnie zapomniałem, że kiedyś pociągi były zapchane, zwłaszcza w wakacje. Mozolnie przedzierałem się przez rozwrzeszczaną młodzież. Parę razy miałem ochotę zwrócić jednemu z drugim uwagę, na słownictwo, z trudem pohamowałem się, na szczęście, jak nic wzięli by mnie za człowieka z Oazy , gorzej jak by dali w mordę. Znalazłem ją. Siedział zwrócona do jakiegoś chłopaka i żywo dyskutowali. Widziałem ją, miałem na wyciągnięcie rękę, na jedno szarpnięcie drzwi. A ja Patrzyłem. Nie proszę nie myśleć , że patrzyłem na nią. Raczej patrzyłem za nią. Czy też za nami.
Tekst się nagle urwał, choć przyrzekłbym, że widziałem go znacznie więcej. Obejrzałem po kolei kartki, nie brakowało żadnej. Czyli przewidzenie, no cóż parę piw dziś zdoiłem z sąsiadem, a i pora późna. Ewidentnie brakowało zakończenia. A z taką myślą trudno się śpi. Jak dobrze by było kogoś teraz zapytać, co o tym myśli. Ocena racjonalisty, by się przydała. Otworzyłem terminarzyk z telefonami w poszukiwaniu osoby zdrowo rozsądkowej, niestety takiej nie było. No oprócz Ewy. Ale do niej nie mogłem zadzwonić.
Wstałem wcześnie, zadzwoniłem do radia i poinformowałem , że mogę się trochę spóźnić, szef się zżymał , ale w końcu poprzestał na tym , że muszę wpaść choć na ostatnie chwile kolegium. Pojechałem na Poziomkową, drzwi otworzyła mi staruszka.
– Dzień dobry Pani, znajomy polecił Panią.
Otworzyła szerzej drzwi , a ja wszedłem do znanego mi holu.
– Z ręki, czy z kart? – zapytała , gdy znaleźliśmy się w pokoju z telewizorem
– Z tego, – pokazałem ręką w kierunku odbiornika, a widząc przedziwną zmianę na twarzy gospodyni , zrozumiałem, że zostałem najnormalniej wkręcony.
– A więc o to chodzi. Że też nie zauważyłam. Chyba Pan się wciąż waha?
Odetchnąłem z ulgą. Nie byłem wkręcony. Podszedłem do grata i potarłem palcem po fornirze, na palcu pozostał mi kurz.
– Dawno nie używany, staram się go nie eksploatować. Wie Pan ma swoje lata.
– Może zaczniemy? – zapytałem, pamiętając o kolegium redakcyjnym.
– Rozumiem, że znajomy poinformował Pana już o tym co można osiągnąć za pomocą tego urządzenia?
– Tak. – odpowiedziałem, w myślach jednak tłumaczyłem sobie, ze jeśli się nie uda to nie będę rozpaczał, gdyż przybyłem tu tylko po to , aby rozpracować to diabelstwo.
– Proszę usiąść wygodnie i się nie martwić, na pewno się uda. Jestem za Panem, proszę pamiętać , że to Pan decyduje o wszystkim, co Pan zobaczy.
Od dłuższej chwili wpatrywałem się, naukowo oczywiście, w szklany ekran . I wybuchło, w mojej głowie koło mnie , byłem w środku. Stało się to tak nagle, ze niemal się przewróciłem opierając się o szafę w domu, dotknąłem wiszącego na niej garnituru, Ewa wybierała go sama, co trzeba przyznać, miała gust. Założyłem go , nic mnie nie sparaliżowało, nie bałem się. Nie bałem się odpowiedzialności, nie bałem się wspólnego rozwiązywania problemów, nie bałem się życia koło kogoś , na zawsze.
Wychodząc, gdy tylko zapłaciłem i to wcale nie mało , za wizytę, nie mogłem się powstrzymać, aby nie zapytać.
– Ten mój znajomy, Jurek. Nie wie pani jak się zakończyła jego historia?
Wróżka Marianna, rozłożyła ręce jak do modlitwy.
– On zawrócił. Wysiadł z pociągu.
– Ale czemu? Przecież z tego co wiem to ta jego żona, separacja. Ogólnie paskudne życie miał za sobą.
– A dzieci ? Nie pomyślał Pan o dzieciach. Zresztą już nie są w separacji. Do pewnych rzeczy można lub trzeba przywyknąć, niewiadome mami i łudzi nadzieją.
Wróciłem do domu pachnącego obiadem. Ewa krzątała się w kuchni , przesyłając mi całusa, gdy wszedłem.
– Nie jesteś w pracy zapytała?
Machnąłem lekceważąco ręką, i usiadłem szczęśliwy na krześle. Na stole leżał świeżo rozpieczętowany list.
– Kochanie , nie wiesz gdzie jest ulica Poziomkowa? – zapytała
Zajebiste! Ogólnie genialne zwroty akcji, super sie czytalo, czekam w napieciu na twój nastepny tekst!
Szkoda, że mój komentarz jest pierwszy mimo, że opowiadanie już jakiś czas istnieje na "nowej fantastyce" czyżbym tylko ja to przeczytał? tym gorzej dla reszty:D
Piękna i romantyczna nie, to pewnie muszę być zacofana i biedna :D
Bardzo miłe opowiadanie.
tropiłem zjawiska paranormalne, czyli zajmowałem się ezoteryką, astrologią i kryptozoologią,
Za coś takiego powinienem postawić 1... Ale jest 3. Technicznie dość poprawnie, choć styl nie zachęca, a list - stanowiący ze 3/4 opowiadania - jest kompletnie sztuczny i nie różni się niczym od narracji.