- Opowiadanie: Mroczna_Wilczyca - Cienie emocji

Cienie emocji

To mój pierwszy raz na portalu i w sumie nie chciałam wylatywać z niczym ambitniejszym, ale pomyślałam, że przydałoby się napisać coś zupełnie nowego i nieodgrzewanego niczym kotlet w mikrofali.

W końcu na „wielkie” projekty przyjdzie czas :)

Tymczasem witam serdecznie i życzę miłej lektury :3

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Cienie emocji

Istnienie cieni odkrył, gdy był kilkuletnim chłopcem, ale wtedy jedynie stały się pretekstem do dobrej zabawy bez głębszego zastanawiania się nad ich naturą. Zjawiały się pod postacią różnokolorowych plam, tańczących na brukowych kostkach tuż za plecami właścicieli. Obserwował uważnie każdy i skakał razem z nimi, uważając, aby nie nastąpić na linie odgradzające poszczególne kostki. Taka normalna, dziecięca zabawa.

Stan błogiej nieświadomości trwał latami, nazywanymi dzieciństwem, gdy mógł spełniać najskrytsze marzenia – zostać kapitanem tonącego statku, dowódcą pola bitwy pluszowych misiów bądź dyktatorem własnego pokoju. Pośród tego wszystkiego przemykał pojedynczy cień, widoczny tylko wtedy, gdy obrócił nieznacznie głowę do tyłu. Jednak był jakiś niewyraźny, a kontury rozmazywały się. Pomimo tego wciąż żywo błyskający kolorami.

Pewnego dnia podczas rytualnego spaceru po parku, który rozrastał się bez kontroli pomiędzy betonowymi blokami, postanowił spytać ojca o dziwne zjawisko. Szli koło siebie – Bartek raz na czas wylatywał daleko do przodu, aby gonić ptaki, jednak zaraz wracał do ciepłej i bezpiecznej dłoni ojca.

– Tato – szepnął cicho, chcąc obrócić go do tyłu, gdzie zauważył ciemny, pozbawiony kolorów cień. – Zobacz. Widzisz to?

Mężczyzna obejrzał się przez ramię i zmarszczył brwi.

– Co tam widzisz, smyku?

– Cienie. O, zobacz!

Piotr potrząsnął głową.

– Przykro mi, ale naprawdę nic nie widzę.

– Tutaj! – zawołał maluch, skacząc w miejscu, gdzie, jak się zdawało, była cienista głowa. – Rusza się, rusza!

– Bartusiu tam nic nie ma. Zwykły chodnik. Przestań skakać i chodź, bo zwichniesz sobie kostkę i tyle dobrego z tego będzie.

– Dlaczego ich nie widzisz? – zawołał ze złością. – Dlaczego?!

Mężczyzna nie odpowiedział. Długo stał i wpatrywał się w syna z ledwo tłumionym smutkiem.

– Każdy z nas z czasem staje się ślepy na pewne rzeczy, mały. – Uśmiechnął się blado. – Prawdziwą sztuką jest zachować umiejętność widzenia i wierzenia w to, co się zobaczyło.

Bartek nie zrozumiał co dokładnie pragnął przekazać mu rodziciel. Złość wyparowała w momencie, a wkrótce małe zdarzenie stało się zaledwie mętnym wspomnieniem, zagubionym w zakamarkach pamięci.

 

Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy doroślał. Rósł, nabierał krzepy, ale zachodziły również zmiany, których nie można zobaczyć gołym okiem. Wraz z upływającymi latami zmieniał się też światopogląd młodzieńca, który zatracił cienie. Stały się ledwo widocznym obłokiem na tle miliona chodników, które mijał każdego dnia, tygodnia, miesiąca. Nie zdawał sobie sprawy, ale przez ten czas traciły na walorach – kolory stawały się coraz bledsze, bledsze… i bledsze. Nie zauważał tego, bo nie zwracał uwagi. Coś innego stało się ważniejsze. Przysłoniło wszystko, a podkopana wiara w dzieciństwie nie pomogła w przeciwstawieniu się wszystkim kłodom rzucanym mu pod nogi.

 

– Bartek! – wołali ze śmiechem koledzy. – Chodź! Jeszcze jedna rundka!

– Dawaj! – krzyczeli zza pleców inni. – Komu zaszkodziło jedno piwo więcej?

Wahał się pomiędzy jednymi a drugimi, chociaż każdy oferował to samo. Musiał uciec. Nie była to świadoma myśl, co spowodowało zupełnie świadomy przebieg wypadków.

Jakiś staruszek szturchnął go w ramię, gdy koledzy już poszli, zniechęceni ciągłym namawianiem Bartka. Uważali, że skoro nie chciał iść, to będzie zdany sam na siebie. Chłopak obejrzał się i zmrużył oczy, spoglądając z obrzydzeniem na obrośniętego i niechlujnego dziadka, który zapewne ostatni prysznic brał dwa miesiące temu.

– Chcesz? – zaproponował, wyciągając drżącą rękę. – Pierwsza próbka za darmo.

– Co to jest? – Bartek przyjrzał się uważniej pełnej strzykawce. Był zupełnie zielony w tych sprawach. – Amfetamina?

Narkoman potrząsnął głową.

– Nie. Cień.

Chłopak podniósł głowę, wbijając zaskoczone spojrzenie w naznaczoną bruzdami twarz.

– Słucham?

– Cień. Tak się nazywa. To co? – Zniecierpliwił się, machając mu przed nosem. – Chcesz czy nie?

Wahał się tylko przez moment. W zakamarkach pamięci mignęło wspomnienie o ojcu, kręcącym ze smutkiem głową i mówiącym, że nie widzi żadnych kolorów na chodniku. Przez tyle lat Bartek okłamywał samego siebie, wierząc, że cienie istnieją. To było kłamstwo.

Sięgnął po strzykawkę i uśmiechnął się. Oto nowy on.

 

Tymczasem w najmroczniejszej uliczce zbierały się mroczne kształty. Mamrotały niewyraźnie, szeptały coś i jęczały. Cała ta kakofonia przypominała niewdzięczną pieśń szpitala psychiatrycznego, ale śmiech, który rozbrzmiewał w niezwykle wąskim przejściu nie był szalony. O nie.

Jeśli panowała jakakolwiek hierarchia podczas tego zgromadzenia, to dawno o niej zapomniano. Takie samo prawo obejmowało każdy cień, jednak na czoło wybił się ten najbardziej upiorny, mający swój udział w niezliczonej rzeszy klęsk. Zwali go Królem.

– Słuchajcie, hołoto! – zagrzmiał. – Za niedługo dołączy do nas nowa dusza! Już dawno taka sytuacja nie miała miejsca. Coraz więcej tych słabych istot zaczyna wierzyć w naszych jasnych plugawych braci! Chcecie wiedzieć co dalej?

– Tak! – zawył zgodny chór.

– Powiem wam! To właśnie ta dusza pomoże nam zwojować świat!

– Tak! – wywrzeszczał podekscytowany zbór.

– Jedyne czego potrzebujemy, to pokazać im, że można przestać wierzyć!

– Przestać!

Król wzniósł ramiona.

– Dziecięce marzenia ulegają degradacji aż w końcu znajdują miejsce na śmietniku pogardy!

– Degradacji! – jęczał chór.

Powiew wiatru na moment wyrwał wszystkich z podniosłego nastroju. Cienie skuliły się. Pierwsze promienie wyjrzały zza ciemnych chmur. Skupione zbiorowisko zmieniło się w bezkształtną masę paniki i agonalnego kwilenia.

 

Bartek tymczasem stawał się szarą sylwetką. Bezpłciową i pozbawioną znaczenia. Przemieniał się w to czym tak bardzo gardził. I znowu przypomniał sobie ojca, kręcącego głową.

– Dlaczego? Dlaczego tego nie zobaczyłeś? – załkał bezradnie, kuląc się ze zimna pod jedną ze ścian brudnego budynku. – Dlaczego?

Gdzieś pomiędzy jednym snem a drugim, podczas zdobywania jedzenia i towaru, rozmyślał o tym jak bardzo się stoczył. Nie obwiniał o to siebie. Jeszcze nie. Póki co mógł zarzucać wyrzutami ojca i obarczać go winą za to, co się z nim stało.

Wokół zbierały się podobne sylwetki, których życie zostało pozbawione celu i znaczenia. Co mieli do stracenia? Mogli się dobić właśnie pod tą ścianą.

 

Rozumienie nadchodziło powoli. Wraz z kolejnymi dawkami Cienia, otępiającymi mózg. Wymiotami. Walką o życie. Pobytem w szpitalu. Niewiele więcej miało znaczenie niż to, że zaczynał na nowo odkrywać fakt istnienia bezkształtnych odwzorowań ludzi.

Na haju widział je nieustannie. Czasami nawet miał wrażenie, że mijał niektóre podczas spacerów do ośrodka dla bezdomnych. Kiwały głowami ze zrozumieniem i mówiły:

– Jesteśmy cieniem emocji. Nie musisz się nas pozbywać. Nie rób tego. Wpadniesz w ręce naszych mrocznych braci.

Rzeczywistość zacierała się. Nie miał już pojęcia co jest prawdziwe, a co nie. Cieszył się więc jak mały chłopiec z latających jednorożców, pirackich statków i ogromnych, puszystych misiów, tulących wszystkich na każdym kroku. W tym i jego.

W pewnym momencie dobra passa się skończyła. Obudził się na oddziale intensywnej terapii. Zrozumiał. Och, jakim był ślepcem i głupcem.

Rozejrzał się trwożliwie dookoła i zadrżał, bojąc się czyhających mrocznych cieni, ale żadnego z nich nie ujrzał. Zobaczył za to inne – kolorowe, lśniące i wesołe.

– Witaj – mruknęły rozbawione. – Odzyskałeś wzrok. Uwierzyłeś. Na nowo.

– Ja – zawahał się i uśmiechnął nieśmiało. – chyba tak.

Przez moment patrzyli na siebie w lekkim zdziwieniu. A potem dostał zaproszenie do nowego świata. Lepszego świata.

 

Drzwi sali otworzyły się z hukiem, a zaniepokojony Piotr poderwał się z krzesła.

– C-co – zająknął się. – co się stało?!

Dwie pielęgniarki pchały łóżko.

– Proszę zaczekać – powiedział łagodnie lekarz, idący za całym korowodem. – Jeszcze nic nie jest stracone.

I zostawił osłupiałego ze zdumienia mężczyznę na środku korytarza.

Gdzieś daleko za zbiorowiskiem białych kitli mignęły wszystkie kolory tęczy. To cienie przyszły pożegnać mrocznych braci.

Koniec

Komentarze

Chyba nie jestem targetem tego opowiadania. Nie piszę, że mi się nie podobało, bo jest napisane całkiem sprawnie i czyta się je płynnie. Ale nie kupuję motywacji głownego bohatera, żeby sięgnąć po dragi. Bo mu ojciec naście lat wcześniej powiedział, że nie widzi cieni, czy kolorów na chodniku? Kaman, to tak nie może działać.

Na końcu miałem mały zonk. Kim jest te, oczekujący na krześle, mężczyzna? To jego ojciec? Chyba tak. I gdzie pielęgniarki pchały to łóżko z pacjentem, który nie dawał oznak życia? Trzecia ten defibrylator niosła i sobie go uruchamiała? Lekarz powiedział łagodnie, że nic nie jest stracone, idąc za odpalającymi defibrylator pielęgniarkami. To wygląda tak, jakby miał głęboko w poważaniu, że mu pacjent schodzi. Ostatni akapit jest do poprawy.

 

Ps. To pytanie o to, czy w strzykawce jest amfetamina, wynika z niewiedzy postaci, która pyta? Bo Ty chyba wiesz, że amfę się wciąga? :)

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Dziękuję bardzo Outta Sewer ;)

Zwrócę uwagę na szczegóły, bo jednak znowu dopadły :3

Pogubiłam się przy zakończeniu. I o co chodzi tak naprawdę z cieniami? Mam wrażenie, że brakuje paru elementów, aby wyjaśnić co z czym się je w tym opowiadaniu. Trzeba zrewidować detale ;)

 

Outta Sewer

Kaman, to tak nie może działać.

Pretensje i żale do rodziców to standard, więc może tak być. Oczywiście, to sygnał głębszych problemów. Zwalanie winy na ojca jest formą wymówki, dość słabą w dorosłym życiu. 

Nie ma za co Pani Wilczyco :)

 

@Deirdriu

No w sumie racja. Ale w tekście tylko stoi tylko żal o to, że tych cieni nie zauważył. Żadnej innej wzmianki o jakichś problemach na linii ojciec-syn.

Known some call is air am

Hejka!

No przyznam, że tekst czytałem dwa razy i odczucia mam podobne do poprzedników. 

Stylistycznie jest dobrze, ale miałem pewien problem pod względem fabularnym. Zwłaszcza jeśli chodzi o zakończenie. No właśnie, kim jest pan siedzący na krześle? No wydaje mi się, że można było to jakoś rozwinąć, bo czytelnik się gubi, a tak pozostają tylko domysły. 

– załkał bezradnie, kuląc się ze zimna pod jedną ze ścian brudnego budynku. – Dlaczego?

→ Dla mnie dziwnie to brzmi. Z zimna według mnie lepiej by wyglądało. 

 

Więc ogólnie mieszane uczucia. Jestem przychylny tekstom dotyczącym uzależnieniom(ajć, życie trochę nauczyło), ale tutaj według mnie mamy za dużo niedopowiedzeń. 

– Dziecięce marzenia ulegają degradacji(,) aż w końcu znajdują miejsce na śmietniku pogardy!

→ W tekście czasami gubią się przecinki, ale to już pierdółka. 

 

Tak więc z jednej strony mi się podobało, a z drugiej nie, bo miałem odczucie dezorientacji w momentach: Rozmowy tego Króla z innymi duszyczkami, czy przy zakończeniu. Ale zinterpretowałem sobie Twój tekst na swój sposób, więc mimo wszystko uznam to za ciekawy pomysł, ale wart rozwinięcia. 

Pozdro! 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Bartek raz na czas 

Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim wyrażeniem :) 

Ogólnie to mam mieszane uczucia, niby ciekawa koncepcja, ale taka zagmatwana, płytka (jeśli chodzi o wykonanie) i z zakończeniem, które też do końca mnie nie satysfakcjonuje. Wydaje mi się, że powinnaś po prostu rozwinąć i dopracować fabułę, a na pewno wyszło by z tego coś o wiele lepszego! :) 

Przykro mi to pisać, Mroczna Wilczyco, ale nie wiem, co miałaś nadzieję opowiedzieć.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

do­wód­cą pola bitwy plu­szo­wych mi­siów… ―> Można dowodzić na polu bitwy, można dowodzić bitwą, ale nie można być dowódcą pola bitwy.

 

Bar­tek raz na czas wy­la­ty­wał da­le­ko do przo­du… ―> Bar­tek raz na jakiś czas wybiegał da­le­ko do przo­du

 

Złość wy­pa­ro­wa­ła w mo­men­cie… ―> Złość wy­pa­ro­wa­ła po chwili

 

Mam­ro­ta­ły nie­wy­raź­nie, szep­ta­ły coś i ję­cza­ły. ―> Masło maślane – mamrotanie  jest niewyraźne z definicji.

 

Cała ka­ko­fo­nia przy­po­mi­na­ła nie­wdzięcz­ną pieśń szpi­ta­la psy­chia­trycz­ne­go… ―> Co to jest nie­wdzięcz­na pieśń szpi­ta­la psy­chia­trycz­ne­go?

 

To wła­śnie ta dusza po­mo­że nam zwo­jo­wać świat! ―> Czy tu aby nie miało być: To wła­śnie ta dusza po­mo­że nam zawo­jo­wać świat!

 

– Tak! – wy­wrzesz­czał pod­eks­cy­to­wa­ny zbór. ―> Czy to na pewno był zbór?

 

kuląc się ze zimna… ―> …kuląc się z zimna

 

– Ja – za­wa­hał się i uśmiech­nął nie­śmia­ło. – chyba tak. ―> – JaZa­wa­hał się i uśmiech­nął nie­śmia­ło. – Chyba tak.

 

Przez mo­ment pa­trzy­li na sie­bie w lek­kim zdzi­wie­niu. ―> Przez mo­ment pa­trzy­li na sie­bie lek­ko zdzi­wie­ni/ z lekkim zdziwieniem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze!

Jak już raz zwrócono mi uwagę, chyba zapominam w tym wszystkim o Czytelniku.

Z pokorą przyjmuję wszystkie uwagi i wezmę tekst na warsztat. Dziękuję :D

Mam nadzieję, Mroczna Wilczyco, że Twoje przyszłe opowiadania będą bardziej czytelne, ciekawsze i znacznie lepiej napisane. ;)

Powodzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytało się całkiem nieźle, nawet pomimo chrobotań :) Sam tekst klimatyczny, fajnie budujesz z początku klimat czegoś utraconego – w tym wypadku cieni, które odebrałem jako dziecięcą wyobraźnię. Trochę gorzej za to jest, gdy już odkrywasz karty i zdradzasz, z czym teoretycznie mamy do czynienia. “Teoretycznie”, bo końcówka znowu tym wstrząsa i każe patrzeć na wydarzenia symbolicznie. Tylko że wtedy ja, czytelnik, już się lekko pogubiłem w tych woltach. Trochę więc zbyt mocno przekombinowane.

Jednak nie martw się, pierwsze koty za płoty :) Chwytaj przydatne linki, pomogą Ci szlifować teksty:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Intrygujące opowiadanie, tak bym to określiła. Pierwsze zdania zaciekawiły mnie, gorzej jednak z rozwinięciem, w którym łatwo było się zgubić. Historia życia Bartka wydaje mi się całkiem ciekawa, nie rozumiem jednak, dlaczego uzależnił się od Cienia, skoro narkotyk nie przynosił mu tego, czego szukał, a jedynie poczucie beznadziejności.

Nie wspominasz też nic o rodzicach chłopaka w kontekście jego uzależnienia – czy próbowali mu pomóc wykaraskać się z tego? Ojciec pojawia się w dzieciństwie, a potem dopiero na etapie zakończenia. Myślę, że większe uporządkowanie w fabule i rozwinięcie pewnych myśli zadziałałoby na korzyść opowiadania.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka