- Opowiadanie: Francis Bloodline - Opowieści z Damalen - Egzamin

Opowieści z Damalen - Egzamin

Stu­dent­ka imie­niem Susan pró­bu­ję na­uczyć się na eg­za­min z runów w ostat­niej chwi­li. Nie­za­li­cze­nie ko­lo­kwium może za­prze­pa­ścić dal­sze życie Ke­mo­no­mi­mi.  Czy jej się to uda i bę­dzie mogła kon­ty­nu­ować stu­dia?  

Oceny

Opowieści z Damalen - Egzamin

 

  ー siła ー run mocy, jeden z naj­po­pu­lar­niej­szych sym­bo­li po­wszech­nie sto­so­wa­nych w sztu­ce ma­gicz­nej. Naj­star­sze zna­le­zi­ska da­tu­ją po­wsta­nie daru Avan­ty na ośmio­ty­sięcz­ny rok przed wy­zwo­le­niem. Jak każdy run musi zo­stać na­peł­nio­ny mocą przez ka­mień ener­ge­tycz­ny. Przy za­sto­so­wa­niu ener­gii elek­trycz­nej po­wo­du­je wy­bu­chy, za­leż­ne od do­star­czo­nej mocy. Dla ener­gii ciepl­nej two­rzy po­ci­ski sa­mo­za­pa­la­ją­ce. Z po­wo­du swej pro­sto­ty i nie­za­wod­no­ści bywa czę­sto łą­czo­ny z in­ny­mi ru­na­mi. Przy­kła­do­wo po po­łą­cze­niu z runem ener­gii daje…

 

Czoło Susan z ło­sko­tem ude­rzy­ło o blat biur­ka. Za­strzy­gła sza­ry­mi li­si­mi usza­mi. Iden­tycz­ne­go ko­lo­ru ogon z białą koń­ców­ką opadł wzdłuż krze­sła, po­zba­wio­ny sił.

Ke­mo­no­mi­mi od ponad trzech go­dzin bez prze­rwy za­ku­wa­ła do eg­za­mi­nu z ru­no­lo­gi, który miał się odbyć na­stęp­ne­go dnia o ósmej. Po­praw­ka, którą mu­sia­ła bez­względ­nie zdać, by przejść na na­stęp­ny se­mestr. W gło­wie dziew­czy­ny szu­mia­ło od na­tło­ku wie­dzy, wy­rzu­tów su­mie­nia spo­wo­do­wa­nych za­le­gło­ścia­mi w nauce, oraz wspo­mnień wczo­raj­szej im­pre­zy i ku­flów piwa wy­pi­te­go do to­wa­rzy­stwa.

Susan wes­tchnę­ła i pod­nio­sła głowę. Au­to­mat cza­so­wy wy­po­sa­żo­ny w ża­ro­wy sys­tem wy­świe­tla­nia cyfr wska­zy­wał drugą w nocy. Cu­deń­ko ku­pio­ne za małą for­tu­nę, na­le­ża­ło do nie­licz­nych pry­wat­nych rze­czy stu­dent­ki.

Li­si­ca zmie­rzy­ła spoj­rze­niem wieże z pod­ręcz­ni­ków, które mu­sia­ła jesz­cze wykuć na pa­mięć do rana.

Ke­mo­no­mi­mi od­su­nę­ła książ­ki na bok, się­gnę­ła do szaf­ki i wy­ję­ła dłu­go­pis wraz z au­tor­ską na­kład­ką ukry­wa­ją­cą ścią­gi. Na­kład­ka po­sia­da­ła runy, które czy­ni­ły ją nie­wi­docz­ną z dal­szej od­le­gło­ści. Oczy­wi­ście, jeśli się nie za­po­mnia­ło na­ła­do­wać run ener­gią świetl­ną.

Susan spoj­rza­ła na wy­bla­kłe sym­bo­le, po czym zdję­ła na­szyj­nik z pię­cio­ma krwi­sty­mi ko­fa­na­mi. Prze­cho­wy­wa­ła w nich naj­czę­ściej uży­wa­ne ro­dza­je ener­gii: cie­pło, elek­trycz­ność, świa­tło, po­ten­cjał oraz dźwięk. Wy­bra­ła ka­mień od­po­wia­da­ją­cy za świa­tło i przy­ło­ży­ła go do run wi­zje­ra, chcąc na­ła­do­wać sym­bo­le ener­gią. Susan cze­ka­ła na roz­ża­rze­nie zna­ków, lecz nic się nie wy­da­rzy­ło.

Dziew­czy­na za­ma­cha­ła ogo­nem ze znie­cier­pli­wie­nia. Do­pie­ro po chwi­li zo­rien­to­wa­ła się, że ka­mień jest zu­peł­nie po­zba­wio­ny ener­gii.

Nie mając nawet siły prze­kli­nać, na czym ten świat stoi, po­sta­no­wi­ła przed eg­za­mi­nem do­ku­pić ener­gii, by na­ła­do­wać za­baw­kę.

Susan wy­ję­ła kart­kę z biur­ka i za­ję­ła się przy­go­to­wy­wa­niem ścią­gi, która mogła dać jej szan­se na za­li­cze­nie eg­za­mi­nu.

 

* * *

Tu­uuuuuuu!!!

Uszy Susan okla­pły, przy­wie­ra­jąc do głowy naj­moc­niej, jak to było moż­li­we. Ogon dziew­czy­ny po­ru­szał się nie­spo­koj­nie z miej­sca na miej­sce. Kit­su­ne uchy­li­ła po­wie­ki. Au­to­mat cza­so­wy stał na biur­ku na wprost dziew­czy­ny. U szczy­tu me­cha­ni­zmu wy­sta­wa­ła rurka z gwizd­kiem. Stru­mień pary wy­do­by­wał się z wnę­trza z taką pie­czo­ło­wi­to­ścią, że nie­je­den gwiz­dek od czaj­ni­ka byłby za­zdro­sny.

Susan wy­łą­czy­ła bu­dzik. Ubra­ła się, zja­dła szyb­kie śnia­da­nie, po­spiesz­nie ucze­sa­ła włosy oraz ogon. Wy­szczot­ko­wa­ła zęby i wpię­ła spin­kę do wło­sów, wy­ko­na­ną z zę­ba­tek, którą do­sta­ła na uro­dzi­ny od młod­sze­go brata.

Na­stęp­nie czym prę­dzej spa­ko­wa­ła książ­ki i ru­szy­ła na uni­wer­sy­tet.

Ulice Me­ra­vo w świe­tle wscho­dzą­ce­go słoń­ca wy­glą­da­ły ba­jecz­nie. Chod­ni­ki za­peł­nia­ły ko­bie­ty ubra­ne w suk­nie z fal­ban­ka­mi i męż­czyź­ni w wy­twor­nych ka­pe­lu­szach, spod któ­rych wy­sta­wa­ły wszel­kie­go ro­dza­ju uszy. Od szpi­cza­stych ko­cich po­kry­tych fu­ter­kiem do pa­pi­ru­so­wych za­głę­bień nie­to­pe­rzo­wych mał­żo­win ster­czą­cych nie­ru­cho­mo ni­czym an­te­ny. Pa­no­wie we fra­kach i wszech­obec­nych cy­lin­drach uchy­la­li ka­pe­lu­sze na widok co wy­twor­niej­szych ma­tron za­ła­twia­ją­cych spra­wun­ki na stra­ga­nach. Nie za­bra­kło też dzie­ci ubra­nych, w co po­pad­nie, bie­ga­ją­cych od me­cha­ni­zmu sprze­da­ją­ce­go do na­stęp­ne­go me­cha­ni­zmu wy­ku­pu­jąc wszel­kie do­stęp­ne prze­ką­ski. Po dro­gach kro­czy­ły mech­mo­bi­le, z któ­rych wnętrz­no­ści bu­chał nie­prze­rwa­ny stru­mień pary. Na ich po­kła­dach stały skrzy­nie wy­peł­nio­ne to­wa­ra­mi ode­bra­ny­mi z portu. Skle­pi­ka­rze pu­co­wa­li wi­try­ny, na któ­rych pię­trzy­ły się kal­ma­ry, tuń­czy­ki, wę­go­rze oraz słyn­ne na cały kon­ty­nent srebr­ne kraby. Można było tam zna­leźć wszyst­ko, co ofe­ro­wa­ła za­to­ka. Po­mię­dzy bu­dyn­ka­mi wiła się sieć rur o mie­dzia­nej bar­wie i gru­bo­ści mę­skie­go przed­ra­mie­nia. Każde z od­nó­ży do­star­cza­ło świe­żą parę do do­mostw, za­kła­dów pro­duk­cyj­nych oraz au­to­ma­tów, które po­trze­bo­wa­ły jej do pracy.

W po­wie­trzu uno­si­ły się tu­ma­ny pary, woń po­ran­ka i od­gło­sy pra­cu­ją­cych me­cha­ni­zmów.

ー Ga­ze­ta Po­ran­na naj­śwież­sze wy­da­nie! Tylko u nas re­la­cja z pierw­szej ręki z fe­sty­nu świe­że­go piwa. Wy­wiad ze świa­to­wą gwiaz­dą opery Gerem Win­soc­kim! Wszyst­ko to w cenie dwóch per! Nie prze­gap­cie oka­zji!

Susan rzu­ci­ła mo­ne­ty do czap­ki mło­de­go psie­go ke­mo­no­mi­mi i nie­mal wy­rwa­ła ga­ze­tę z rąk chło­pa­ka. Nie prze­sta­jąc iść, spa­ko­wa­ła ga­ze­tę do ple­ca­ka. 

Dziew­czy­na szła żwa­wy­mi, dłu­gi­mi kro­ka­mi, krą­żąc ulicz­ka­mi w kie­run­ku uczel­ni. Ro­bi­ła to tak zwin­nie i szyb­ko, że mało który prze­cho­dzień zwra­cał na nią uwagę, ani tym bar­dziej mu­siał ustę­po­wać li­si­cy miej­sca. 

ー Cho­le­ra, cho­le­ra, gdzie to jest? ー rze­kła Mi­rac­le, roz­glą­da­jąc się po ulicy w po­szu­ki­wa­niu me­cha­ni­zmu sprze­da­ją­ce­go ener­gię. Za­zwy­czaj w ra­mach stu­denc­kiej oszczęd­no­ści ła­do­wa­ła ko­fa­ny sa­mo­dziel­nie, co wy­ma­ga­ło dużej ilo­ści czasu. Znacz­nie więk­szej niż obec­nie po­sia­da­ła.

Dziew­czy­na wy­szła za rogu i w końcu zna­la­zła me­cha­nizm sprze­da­ją­cy.

Au­to­mat wiel­ko­ści do­ro­słe­go ke­mo­no­mi­mi stało na­prze­ciw­ko Susan za­bez­pie­czo­ne kratą przed zło­dzie­ja­mi. Za nią wid­nia­ła szyba, która skry­wa­ła pięt­na­ście iden­tycz­nie wy­glą­da­ją­cych ka­mie­ni ener­ge­tycz­nych. Każdy zaś był na­peł­nio­ny inną ener­gią sprze­da­wa­ną po róż­nych ce­nach.

Li­si­ca prze­su­nę­ła palec wzdłuż listy z do­stęp­ny­mi opcja­mi i za­trzy­ma­ła pa­zno­kieć na świe­tle. Za­klę­ła w duchu, wi­dząc za­wy­żo­ną cenę pro­duk­tu. Mimo tego na­ci­snę­ła przy­ci­ski obok nazwy i wy­cią­gnę­ła port­fel. Od­li­czy­ła jedną mirę i dwie pry, po czym wrzu­ci­ła mo­ne­ty do au­to­ma­tu i za­twier­dzi­ła wybór.

Ma­szy­na za­tur­ko­ta­ła. Kurki za­świ­sta­ły, wy­pusz­cza­ją parę w prze­strzeń. Ramię au­to­ma­tu drgnę­ło, prze­je­cha­ło nad trze­ci kofan od brze­gu, po czym za­ci­snę­ło od­nó­ża i chwy­ci­ło ka­mień. Ramię unio­sło się i wsa­dzi­ło czu­bek mi­ne­ra­łu do spe­cjal­ne­go otwo­ru trans­fe­ro­we­go do­stęp­ne­go z ze­wnątrz.

Znie­cier­pli­wio­na li­si­ca przy­ło­ży­ła od­po­wied­ni kofan z na­szyj­ni­ka, na­peł­nia­jąc go ener­gią. Gdy za­bra­ła ka­mień, ramie au­to­ma­tu odło­ży­ło więk­szy klej­not ener­ge­tycz­ny na miej­sce.

Li­si­ca spoj­rza­ła w górę, na wieżę ra­tu­szo­wą, by spraw­dzić go­dzi­nę. Prze­klę­ła, od­kry­wa­jąc, że zo­sta­ło je­dy­nie pięt­na­ście minut do roz­po­czę­cia eg­za­mi­nu. Czym prę­dzej za­ło­ży­ła na­szyj­nik i wy­bie­gła z ulicz­ki.

Susan prze­my­ka­ła mię­dzy prze­chod­nia­mi nie­zau­wa­że­nie ni­czym po­wiew wia­tru. Nogi li­si­cy ude­rza­ły w bruk z cha­rak­te­ry­stycz­nym stu­ko­tem. Dziew­czy­na po­ko­na­ła prze­czni­ce, wbie­gła na przej­ście dla pie­szych, i omal nie wpa­da­jąc pod stopy ma­chi­ny kro­czą­cej, prze­sko­czy­ła na drugą stro­nę. Skrę­ci­ła w lewo, po­trą­ca­jąc ogo­nem skle­pi­ka­rza prze­no­szą­ce­go to­wa­ry. Prze­bie­gła ostat­nie metry i zna­la­zła się na te­re­nie kam­pu­su. Na­stęp­nie czym prę­dzej wbie­gła do strze­li­ste­go bu­dyn­ku, w któ­rym miała za­ję­cia.

W po­śpie­chu zer­k­nę­ła na wła­sny ze­ga­rek na łań­cusz­ku – bra­ko­wa­ło dwóch minut do peł­nej go­dzi­ny.

Susan po­ko­na­ła w mi­nu­tę trzy pię­tra, dzię­ku­jąc w duchu El­do­wi, że nie jest le­niw­cem. Li­si­ca od­na­la­zła klasę i prze­kro­czy­ła próg, tuż za ple­ca­mi ostat­nie­go wcho­dzą­ce­go.

 

* * *

 We­wnątrz pa­no­wał chaos. Stu­den­ci prze­py­cha­li się, trą­ca­li i wpy­cha­li jeden na dru­gie­go, byle tylko zająć miej­sce jak naj­da­lej od pro­fe­so­ra. Naj­le­piej takie, które po­zwo­li w kom­for­to­wy spo­sób ko­rzy­stać z po­mo­cy na­uko­wych. Pro­wa­dzą­cy ob­da­ro­wy­wał każ­de­go uśmiesz­kiem za­do­wo­lo­ne­go star­sze­go pana, który świę­cie wie­rzy w swoją wyż­szość nad in­ny­mi.

Susan za­strzy­gła usza­mi. Spóź­nia­jąc się, nie miała szans na za­ję­cie naj­lep­szych miejsc. Li­si­ca wal­czy­ła o to, by nie tra­fić na to naj­gor­sze ー na­prze­ciw py­szał­ka w pierw­szej ławce.

Ke­mo­no­mi­mi prze­pchnę­ła się do trze­ciej ławki i usia­dła. Zdję­ła ple­cak i się­gnę­ła po dłu­go­pis za­wie­ra­ją­cy na­kład­kę wraz z po­mo­cą na­uko­wą, chcąc go ukrad­kiem na­ła­do­wać.

ー Pro­szę sia­dać, w co dru­gim miej­scu za­czy­na­jąc od okna.

Na dźwięk słów pro­wa­dzą­ce­go li­si­ca gwał­tow­nie od­su­nę­ła dłu­go­pis od szyi, nie na­ła­do­waw­szy na­kład­ki ani odro­bi­nę. Ro­zej­rza­ła się i wes­tchnę­ła, wie­dząc, że ina­czej być nie mogło. Jako je­dy­na w ławce sie­dzia­ła nie­wła­ści­wie.

Susan wsta­ła, chwy­ci­ła ple­cak oraz kart­kę, po czym prze­sia­dła się na ostat­nie wolne miej­sce wprost na­prze­ciw pro­wa­dzą­ce­go.

ー Skoro już wszy­scy sie­dzi­cie na miej­scach, pro­szę pod­pi­sać kart­ki swym imie­niem, na­zwi­skiem, nu­me­rem al­bu­mu oraz dzi­siej­szą datą. Pytań nie trze­ba prze­pi­sy­wać. Uczu­lam także, żeby pisać wy­raź­nie i czy­tel­nie. Prace, któ­rych nie będę umieć od­czy­tać, z au­to­ma­tu do­sta­ją ocenę nie­do­sta­tecz­ną. Macie czas do go­dzi­ny dzie­sią­tej. Życzę po­wo­dze­nia. 

Pro­fe­sor po­słał uśmie­szek w stro­nę zda­ją­cych. Pod­szedł do rzut­ni­ka bę­dą­ce­go me­cha­ni­zmem skła­da­ją­cym się z so­cze­wek za­si­la­nym ko­fa­nem, po czym po­ło­żył kart­kę z py­ta­nia­mi na pod­świe­tlacz.

Za­war­tość pa­pie­ru wy­świe­tli­ła się na ścia­nie na­prze­ciw li­si­cy.

Susan prze­czy­ta­ła pierw­sze py­ta­nie i miała pust­kę w gło­wie. Z dru­gim i trze­cim było go­rzej i nawet ich nie ro­zu­mia­ła. Czwar­te do­ty­czą­ce okre­śle­nia ro­dza­ju runu by­ło­by ba­nal­ne, gdyby rzut­nik wy­świe­tlał wszyst­ko wy­raź­nie, a tak li­si­ca nie miała pew­no­ści, czy cho­dzi o znak siły, czy też twar­do­ści. Ostat­nie zaś świad­czy­ło o za­mi­ło­wa­niu pro­fe­so­ra do stu­denc­kiej braci i do­ty­czy­ło pro­ble­mu łą­cze­nia run w licz­bie po­wy­żej pię­ciu, co sta­no­wi­ło pro­blem nie­roz­wią­za­ny aż od po­cząt­ków magii ru­nicz­nej.

Li­si­ca zer­k­nę­ła na pro­wa­dzą­ce­go, który spo­koj­nym kro­kiem prze­mie­rzał prze­strzeń mię­dzy ław­ka­mi. Na­stęp­nie nie mając wy­bo­ru, za­czę­ła ścią­gać.

Susan szczę­ście do­pi­sa­ło i zna­la­zła in­for­ma­cje, ja­kich po­trze­bo­wa­ła. Wtem na­sta­ła kom­plet­na cisza. Li­si­ca wie­dzia­ła, że to już ko­niec, jed­nak grała dalej nie­win­ną uczen­ni­cę pi­szą­cą eg­za­min.

ー Panno Susan Mi­rac­le, pro­szę prze­stać pisać pracę. 

Li­ścia strzy­gła usza­mi i po­wo­li pod­nio­sła głowę. Pro­fe­sor stał nad pracą, ob­da­rza­jąc stu­dent­kę ser­decz­nym uśmie­chem, przy­wo­dzą­cym na myśl minę dziec­ka, które za chwi­lę do­sta­nie pre­zent z oka­zji uro­dzin. Dłoń wy­cią­gnął w stro­nę dłu­go­pi­su.

ー Mogę zo­ba­czyć?

Stu­dent­ka wrę­czy­ła dłu­go­pis pro­fe­so­ro­wi. Pro­wa­dzą­cy uniósł pi­sa­dło tak, aby wszy­scy zda­ją­cy mogli do­brze je zo­ba­czyć. Na­stęp­nie zdjął na­kład­kę, pre­zen­tu­jąc pomoc na­uko­wą.

ー W tej chwi­li pani eg­za­min do­biegł końca. Pro­szę wy­cią­gnąć in­deks młoda damo.

Susan wy­ko­na­ła po­le­ce­nie pro­wa­dzą­ce­go i drżą­cą dło­nią po­da­ła ksią­żecz­kę z oce­na­mi pro­fe­so­ro­wi.

Bel­fer dłu­go­pi­sem li­si­cy wpi­sał ocenę nie­do­sta­tecz­ną, po czym pod­pi­sał się, na ko­niec po­twier­dza­jąc ca­łość pie­cząt­ką.

ー Do zo­ba­cze­nia w na­stęp­nym roku.

 

* * *

 Susan czknę­ła gło­śno, od­sta­wia­jąc kufel z piwem na bok. Była skoń­czo­na i do­sko­na­le o tym wie­dzia­ła. Ro­dzi­ce nie ze­chcą jej już dłu­żej utrzy­my­wać, a praca i jed­no­cze­sna nauka w naj­bar­dziej pre­sti­żo­wej uczel­ni w kraju na dłuż­szą metę była nie­moż­li­wa. Chyba że ktoś po­tra­fił­by się roz­dwo­ić lub obejść bez snu. Tym samym ma­rze­nia o zo­sta­niu kon­struk­to­rem au­to­ma­tów legły w gru­zach.

Li­si­ca po­cią­gnę­ła ko­lej­ny łyk, od­naj­du­jąc dno kufla. Uszy jej okla­pły, a ogon w po­wol­nych ru­chach za­mia­tał pod­ło­gę.

Wi­dząc au­to­mat roz­da­ją­cy trun­ki klien­tom baru, Susan pra­wie wy­buch­ne­ła pła­czem. Po­tra­fi­ła po wy­glą­dzie roz­po­znać cały me­cha­nizm. Wi­dząc smu­kłe, złote igły słu­żą­ce jako od­nó­ża, wie­dzia­ła, że ma do czy­nie­nia z au­to­ma­tem ge­ne­ra­cji trze­ciej. Po ku­li­stym rdze­niu i ogro­mie srebr­ne­go ko­lo­ru zę­ba­tek roz­po­zna­wa­ła kla­sycz­ny napęd sprę­ży­no­wo-ko­fa­no­wy. Prze­sta­rza­ły, jed­nak nie­za­wod­ny z po­wo­du pro­sto­ty. Ca­ło­ści do­peł­nia­ła taca wraz z ku­fla­mi za­mon­to­wa­na u szczy­tu kuli, która wy­glą­da­ła jak dzi­wacz­ny ka­pe­lusz. Susan w tym ele­men­cie roz­po­zna­ła in­wen­cję wła­sną wła­ści­cie­la lo­ka­lu.

Będąc pro­jek­tant­ką, wy­my­śli­ła­by spe­cjal­ny model do roz­no­sze­nia piwa. Jed­nak wie­dzia­ła, że nią nie zo­sta­nie. Co naj­wy­żej za­stą­pi po­dob­ny au­to­mat w ja­kiejś spe­lu­nie, za ty­siąc dwie­ście mir mie­sięcz­nie i to wtedy, gdy bę­dzie miała szczę­ście.

Li­si­ca opar­ła głowę o blat stołu.

ー Mogę się do­siąść?

ー Nie ー wark­nę­ła Susan.

Dziew­czy­na na dźwięk od­su­wa­ne­go krze­sła unio­sła głowę.

Przed nią sie­dział dzi­wacz­ny je­go­mość w bia­łym cy­lin­drze i długą kozią bród­ką. Nie po­sia­dał ogona, a za­miast fraka nosił kre­mo­wą ma­ry­nar­kę z czer­wo­nym kra­wa­tem. W dłoni trzy­mał ze­ga­rek na łań­cusz­ku, a przy nodze zo­sta­wił laskę za­koń­czo­ną mo­sięż­ną kulą. Błę­kit­ne oczy nie­zna­jo­me­go przy­po­mi­na­ły spoj­rze­nie pro­fe­so­ra nu­me­ro­lo­gi pod­czas eg­za­mi­nu, jed­nak bra­ko­wa­ło w nich zło­śli­wo­ści.

ー Tak czy­sto hi­po­te­tycz­nie. Co byś zro­bi­ła, gdy­byś mogła cof­nąć czas?

Susan unio­sła brew, uka­zu­jąc na twa­rzy pierw­sze ozna­ki upo­je­nia, na co nie­zna­jo­my za­śmiał się per­li­ście.

ー W sumie to nie moja spra­wa. Życzę miłej za­ba­wy.

Po tych sło­wach je­go­mość wstał i na od­chod­ne rzu­cił w stro­nę li­si­cy ze­ga­rek. 

 

 

Koniec

Komentarze

Nie mam wra­że­nia, że prze­czy­ta­łam opo­wia­da­nie, a za­le­d­wie frag­ment ja­kiejś dłuż­szej hi­sto­rii.

Przed­sta­wi­łeś po­krót­ce świat i dziew­czy­nę, jed­nak to nie po­zwo­li­ło mi zo­rien­to­wać się, co mia­łeś na­dzie­ję opo­wie­dzieć. W do­dat­ku urwa­ne za­koń­cze­nie jasno su­ge­ru­je, że to nie jest skoń­czo­ny tekst. Uwa­żam, że po­wi­nie­neś zmie­nić ozna­cze­nie na FRAG­MENT.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia.

 

Naj­star­sze zna­le­zi­ska da­tu­ją po­wsta­nie daru Avan­ty na osiem ty­sięcz­ny rok przed wy­zwo­le­niem. ―> Naj­star­sze zna­le­zi­ska da­tu­ją po­wsta­nie daru Avan­ty na ośmioty­sięcz­ny rok przed wy­zwo­le­niem.

 

Lisie, szare uszy za­strzy­gły. ―> Można za­strzyc usza­mi, ale uszy nie strzy­gą.

Pro­po­nu­ję: Za­strzy­gła sza­ry­mi li­si­mi usza­mi.

 

Li­si­ca zmie­rzy­ła spoj­rze­niem wieże z pod­ręcz­ni­ków… ―> Li­te­rów­ka.

 

że nie jeden gwiz­dek od czaj­ni­ka… ―> …że nie­je­den gwiz­dek od czaj­ni­ka

 

spa­ko­wa­ła książ­ki i ru­szy­ła na uczel­nie. ―> Li­te­rów­ka.

 

Chod­ni­ki za­peł­nia­ły ko­bie­ty ubra­ne w suk­nie z fal­ban­ka­mi, wy­twor­ny­mi ka­pe­lu­sza­mi… ―> Czy do­brze ro­zu­miem, że suk­nie, poza fal­ban­ka­mi, miały wy­twor­ne ka­pe­lu­sze?

A może miało być: Chod­ni­ki za­peł­nia­ły ko­bie­ty ubra­ne w suk­nie z fal­ban­ka­mi i wy­twor­ne ka­pe­lu­sze

 

Pa­no­wie we fra­kach i wszech­do­byl­skich cy­lin­drach… ―> Chyba miało być: Pa­no­wie we fra­kach i wszech­obec­nych cy­lin­drach

 

Po­mię­dzy bu­dyn­ka­mi wiła się sieć rur gru­bo­ści przed­ra­mie­nia o mie­dzia­nej bar­wie. ―> Czy ra­mio­na o mie­dzia­nej bar­wie miały jakąś spe­cy­ficz­ną gru­bość?

A może miało być: Po­mię­dzy bu­dyn­ka­mi wiła się sieć rur o mie­dzia­nej bar­wie i gru­bo­ści mę­skie­go przed­ra­mie­nia.

 

zna­la­zła me­cha­nizm sprze­da­ją­cy.

Me­cha­nicz­ne ustroj­stwo wiel­ko­ści… ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Ramię unio­sło się do góry… ―> Masło ma­śla­ne – czy coś może unieść się do dołu?

 

pięt­na­ście minut do roz­po­czę­cia eg­za­mi­ny. ―> Li­te­rów­ka.

 

Dziew­czy­na po­ko­na­ła prze­czni­ce… ―> Li­te­rów­ka.

 

W po­śpie­chu zer­k­nę­ła na wła­sny ze­ga­rek na łań­cu­chu, któ­re­mu bra­ko­wa­ło dwóch minut do peł­nej go­dzi­ny. ―> Czy do­brze ro­zu­miem, że łań­cu­cho­wi bra­ko­wa­ło dwóch minut?

Pro­po­nu­ję: W po­śpie­chu zer­k­nę­ła na wła­sny ze­ga­rek na łań­cu­szku – bra­ko­wa­ło dwóch minut do peł­nej go­dzi­ny.

 

Li­ścia wal­czy­ła o to, by nie tra­fić na to naj­gor­sze… ―> Pew­nie miało być: Li­sica wal­czy­ła o to, by nie tra­fić na to naj­gor­sze

 

Pro­fe­sor po­słał swój uśmie­szek w stro­nę zda­ją­cych. ―> Zbęd­ny za­imek – czy mógł po­słać cudzy uśmie­szek?

 

Ostat­nie zaś świad­czy­ło o za­mi­ło­wa­niu pro­fe­so­ra do stu­denc­kiej braci i do­ty­czy­ło pro­ble­mu łą­cze­nia run w licz­bie po­wy­żej pię­ciu, co sta­no­wi­ło pro­blem nie­roz­wią­za­ny aż od po­cząt­ków magii ru­nicz­nej. ―> Dla­cze­go py­ta­nie świad­czy­ło o za­mi­ło­wa­niu pro­fe­so­ra do stu­den­tów i na czym owo za­mi­ło­wa­nie po­le­ga­ło?

 

Susan pra­wie wy­bu­chła pła­czem. ―> …Susan pra­wie wy­bu­chnęła pła­czem.

 

Ca­łość do­peł­nia­ła taca wraz z ku­fla­mi… ―> Ca­łości do­peł­nia­ła taca wraz z ku­fla­mi

 

Li­si­ca po­ło­ży­ła głowę o blat stołu. ―> Li­si­ca opar­ła głowę o blat stołu. Lub: Li­si­ca po­ło­ży­ła głowę na bla­cie stołu.

 

Przed nią sie­dział dzi­wacz­ny je­go­mość w bia­łym cy­lin­drze z długą kozią bród­ką. ―> Cy­lin­der miał bród­kę?

Pro­po­nu­ję: Przed nią sie­dział dzi­wacz­ny je­go­mość w bia­łym cy­lin­drze i z długą kozią bród­ką.

 

Nie po­sia­dał ogona, a za­miast fraku nosił… ―> Nie po­sia­dał ogona, a za­miast fraka nosił

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję za wszel­kie uwagi. Błędy po­pra­wi­łem. Jeśli masz dla mnie ja­kieś po­ra­dy, to chęt­nie ich wy­słu­cham.

Fran­ci­sie, trud­no co­kol­wiek ra­dzić, jeśli nie zna się ani ca­łe­go utwo­ru, ani i opi­sy­wa­ne­go świa­ta. Dla­te­go wo­la­ła­bym, abyś, jeśli masz ja­kieś py­ta­nia, zadał je.

By­ła­bym też wdzięcz­na, gdy­byś ze­chciał po­wie­dzieć, czy dwa po­zo­sta­łe wczo­raj za­miesz­czo­ne tek­sty są także frag­men­ta­mi, czy sta­no­wią za­mknię­te opo­wia­da­nia?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Nowa Fantastyka