
Stworzenie bez serca to istota bez miłości, a stwór nieumiejący kochać to bestia.
Stworzenie bez serca to istota bez miłości, a stwór nieumiejący kochać to bestia.
Jechali traktem na północ, śnieg prószył i pokrywał ich czarne płaszcze. Wiedzieli, że muszą uciekać. Dowodził nimi Leville – młody chłopak, syn podobno jakiegoś wielmoża z południa i karczemnej dziewki, niedawno zaprzysiężony, mógł mieć może siedemnaście wiosen. W żadnej armii świata nie powierzono by mu ludzi. Ale nie byli w armii. Byli Ludźmi bez serc. Wielu lordów i panów zwało ich Czarnymi, Bezsercowcami, a niektórzy po prostu najemnikami. Obok młodego dowódcy jechali Ygritt Trzyręki – zwalisty starszy mężczyzna, niegdyś najsławniejszy z Czarnych oraz Urhaus – syn pana na zamku Iuen, na północy. Był to jednak trzeci syn ów Pana i dlatego został najemnikiem.
Pierwszy syn, wziął se młyn. Drugi syn, w klasztorze był. Trzeci syn, w rowie zgnił – zanucił sobie Leville. Może lepiej było zgnić w rowie niż zostać najemnikiem?
– I po co uciekamy? – zapytał Urhaus – przecież to nie nasza wojna. Nie walczymy po żadnej stronie, nic nas nie obchodzą ich spory, granice ani trony. Co najwyżej ich złoto – zaśmiał się pod nosem, sam ze swojego żartu.
– A czyja jest wojna, co młody? Chłopów, którzy myślą o tym, żeby wykarmić rodzinę? Kobiet, które raz zgwałci ta, a raz inna armia? Wojna jest królów, ale walczą wszyscy. Zapamiętaj. A my może i nie walczymy dla nikogo, a może i dla wszystkich. Kto wie?
W końcu przelewamy krew – odparł Trzyręki.
Zatrzymali konie. Tutaj droga przechodziła w dwie ścieżki. W którą, co? – spytał Urhaus, jak zawsze niecierpliwy i naciągnął kaptur na twarz.
– W żadną, i w lewo, i w prawo – rzekł Leville. Zrozumieli. Pojechali najpierw w lewo, następnie wrócili między drzewami, pokłusowali w prawo, i ponownie wrócili. Stanęli znów na rozstajach. Zeskoczyli z siodeł, uwiązali swoje wierzchowce do drzew dwieście metrów od rozwidlenia. Wrócili żeby obserwować jeźdźców, którzy za nimi podążali. Ślady trzech koni wiodły teraz w kilku kierunkach, nieznajomi musieli tu przystanąć.
Nadjechali. Rycerze z długimi stalowymi mieczami, pięknymi zbrojami oraz hełmami. Na ich tarczach widniał czarny orzeł, herb rodu królewskiego. Za nimi wyłoniły się jednak setki ludzi – wieśniaków, mieszczan, a nawet gdzieniegdzie niewolników, wszyscy ci ludzie byli jednak przemieszani ze sobą – koło siebie szedł wieśniak, rycerz, były niewolnik i krasnolud.
– Witajcie – zawołał Leville, postanowili się ujawnić. To nie mógł być pościg za nimi, co najwyżej ludzie uciekający z jakiegoś splądrowanego i spalonego miasta.
Przybysze wzdrygnęli się. Rycerze na czele pochodu z mapami w dłoniach zastanawiali się głośno, którą ścieżkę wybrać, kiedy usłyszeli ich przywitanie. Czarni wyszli na drogę. Trzech mężczyzn z maskami na twarzach, w czarnych płaszczach i kapturach, z ostrzami w obu rękach. Czerwono-czarna stal, tworzona przez starożytnych kowali, połyskiwała na mrozie.
– Czego chcecie i gdzie jedziecie? – zapytał Trzyręki. Mimo że to Leville dowodził, to w takich sytuacjach zwykle przemawiał Ygritt – patrząc na niego nie dało się nie odczuć respektu. Jego ciemne, świdrujące oczy budziły lęk i szacunek w obcych, a spod długiej siwej brody ledwo było widać usta, które prawie się nie poruszały mimowolnie zmuszając do opuszczenia wzroku.
– Po czyjej jesteście stronie? Którego króla i których bogów? Dla kogo walczycie? – odpowiedział pytaniami na pytania najstarszy z rycerzy.
– Każdego i nikogo. Nas drogi panie wojna nie interesuje – uśmiechnął się spod brody Ygritt – i jest nas tylko trzech. Poza tym dobrze wiesz kim jesteśmy.
To była prawda. Nawet wieśniacy wiedzieli kim są Czarni. Historiami o nich straszono dzieci. Nie bądź niegrzeczny, bo przyjdzie Czarny i wydłubie ci serce. Świetna nauka dla małego dziecka – pomyślał Ygritt.
– A dokąd wy zmierzacie? – zapytał dowódcę.
– Odbić nasze rodziny, naszych synów i córki. Idzie rewolucja dobry panie, ale nie rozmawiajmy w taki sposób – odwrócił się i krzyknął. Nakazał popas. Cały kolumna ludzi zatrzymała się, a obóz rozbito na całym trakcie, zastawiając przejazd wszystkim podróżnym, nie dało się przemknąć obok, nie można się było też schować. Oni naprawdę musieli się nie bać niczego.
************************************************************************************
Weszli do namiotu. Wnętrze urządzone było skromnie. Za stołem siedział rycerz, z którym wcześniej rozmawiali. Teraz ściągnął hełm i mogli dostrzec jego krótko ostrzyżone czarne włosy i wychudłą twarz. Rozmawiał z niską, brodatą postacią, gestykulując żywiołowo. Krasnolud wydawał się jednak niewzruszony. Przy wejściu czekało dwóch strażników, na posłaniu siedział jeszcze jeden z rycerzy, a pod ścianą namiotu na harfie grał elf i cicho podśpiewywał:
Po co umierają dzieci?
Milczały mogiły
Biorę Cię dziś za rękę
Razem znosimy trud
Serce twe krzyczy: śmierć!
Dusza twa krzyczy: śmierć!
Ją ci niosę na rękach
Już idzie po schodach
Idzie, idzie, woła duszę
Już idzie: usiadła na tronie
Ona teraz rządzi
Przed nią stoimy, porządni
Królu! Rzeknij słowo, aby odeszła śmierć!
Z tobą razem ją, królu, zostawiam
Serce twoje niechaj ciebie sądzi
Gdy dowódca spostrzegł Czarnych rzekł:
– Dokończymy później naszą rozmowę Dwerful. A Ty Myken przestań na chwilę grać te pieśni żałobne. Lepiej skomponuj jakąś pieśń dla armii albo coś miłego do słuchania po karczmach.
– A niech cię, Jorah. Niech cię wezmą i powieszą – odpowiedział Dwerful i wyszedł. Elf tylko westchnął, pociągnął za dwie struny i zanucił zanim ucichł:
Królowi poddani łeb ścięli
I wszyscy się uśmiechnęli
– Może zdejmiecie maski, hę? – zapytał rycerz – jestem ser Jorah Turgenn.
Zdjęli maski. Jorah spojrzał uważnie na wysypujące się spod kaptura czerwonokrwiste włosy Leville’a. Obserwował go przez dłuższą chwilę. Czarny był do tego przyzwyczajony, nie wyglądał zwyczajnie, a ludzie lubili się mu przyglądać. Włosy średniej długości w kolorze krwi uzupełniały bowiem wielkie zielone oczy oraz szrama idąca przez pół policzka. Niewiele osób miało okazję przyjrzeć się odkrytej twarzy tych najemników z bliska.
– Ten chłopczyk, któremu się tak przyglądasz to Leville, tamten tam to Urhaus – rzekł Ygritt wskazując na młodzieńca – a ja jestem Ygritt. Więc o co chodzi z tą rewolucją, panie? Gdzie zmierzacie?
– Do stolicy. Zabić króla, zakończyć niesprawiedliwość – rzekł poważnie rycerz.
Wszyscy trzej Bezsercowcy uśmiechnęli się i spojrzeli po sobie. To była mrzonka, króla na śnieżnym tronie nie sposób było zabić.
– Zabijałem już wielu ludzi, ale króla jeszcze nigdy. Po co tyle tych starań? Twoja głowa nie jest ci miła rycerzu? Na moje, to ona całkiem pasuje do karku – rzekł uśmiechnięty Ygritt – a nawet jak się uda Ci ją zachować to co? Zmieni się król i dalej będzie to samo. Wszyscy jesteśmy tacy sami. A dziewka w pałacu ma to samo między nogami co córka ze wsi, jeśli po to tam zmierzasz, gwarantuję – zarechotał Trzyręki.
– Wy nie rozumiecie. Koniec z królem, koniec z wyzyskiem. Miarka się przebrała pod rządami Aetena. Zwą go teraz krwawym. Dziedzictwem tych rządów nie są pełne spichlerze i żyzne ziemie, tylko ludzie pokroju królewskiego kata Itenna. Każda czynność rodzi swoich poetów i artystów, którzy wykonują ją z zamiłowaniem. Itenn jest poetą katowskiego rzemiosła. Uwielbia czuć swą władzę nad sercami, widzieć ból i rozpacz na twarzach. Ale wiecie co jest najgorsze? On nie jest żadnym potworem. Mamy po prostu takie czasy… On jest dzieckiem czasów, płodem tej zarazy. Powstawanie takich ludzi, gdy jest to jedna z dróg kariery, jest nieuniknione. On po prostu przechodzi ostatnio swój liryczny okres. Tworzy sztukę, tyle że okrutną. Wiesza ludzi bez powodu. Eksterminuje elfów, bo są elfami, wiesza krasnoludów albo obcina nogi centaurom. Bo są inną rasą, ludzi zresztą też tak traktują. Mój syn podobno krzywo spojrzał na jednego z rycerzy króla – Jorah wykrzywił twarz w złym grymasie – najpierw wydłubali mu jedno oko, potem drugie… Zresztą nieważne, pokój jego duszy. Ale ci ludzie i ja też, mamy tego dość. Nigdy nie było tak okrutnego króla – rzekł Jorah.
Nie odpowiedzieli, a on ciągnął dalej – zawsze czułem to samo: nie należy pozostawiać władzy nad życiem i śmiercią, nad myślą i przyszłością ludu w ręku jednego człowieka. Winien jest każdy kto na to przyzwala, wy również jeśli przejdziecie obojętnie będziecie mieć krew na rękach.
Do środka weszła kobieta. Mogła mieć około dwudziestu lat, odziana była w chusty, miała długie czarne włosy, a w jej oczach połyskiwały iskierki zdenerwowania i młodzieńczej fantazji. Kazała im wyjść przed namiot i zaczęła krzyczeć:
– Nie rozumiecie? Ja już zawsze będę tym czym jestem: kobietą, którą bił jej mąż. Nie! Nie jej mąż! Jej pan! Jej właściciel! Kobietą, która łapała się kurczowo jego rąk, nóg i stóp, i całowała te ohydne, obrosłe włosem kończyny, całowała, i błagała, i skomlała żeby lał trochę lżej. Otulałam tymi ramionami jego obrzydliwy kark, piłam z jego ust. Byłam obita, zdeptana, a on miał mnie całą, pokonaną, bezsilną. Czy to rozumiecie? Tego się nie da zapomnieć. To jest moja krew, moja ja. To jestem ja. Ale teraz się tego nie wstydzę. Ale powiem wam jedno: nie wolno nigdy samego siebie czynić niewolnikiem. Nie wolno. Te wszystkie kobiety i ludzie mają tego dość. Jest ich więcej. To oni wszystkich żywią, to oni pracują, a nie ten król, który wydaje wyroki i obżera się na ucztach. Póki choć jeden człowiek ginie, póki choć jedno życie jest deptane, nie można żyć spokojnie i nie warto żyć spokojnie. Czyż nie? My jesteśmy głosem krwi. I przywrócimy prawa, które panowały za dobrych władców ze smoczych rodów. Możemy sami sobie wybrać króla. Każdy człowiek napisze na papierze imię nowego króla, potem się to przeliczy i da władzę temu kogo imię zostało wypisane najwięcej razy. Czyż nie?
Wokół niej zebrał się tłum. Wieśniacy, rycerze, elfy i krasnoludy, starzy, i młodzi wszyscy krzyczeli razem o równości, o szacunku, o godności, i śmierci dla króla.
Czarni popatrzyli po sobie. Wiedzieli, że niesprawiedliwość na świecie istnieje, ale dla nich był to pewien porządek rzeczy. Co prawda kiedyś, gdy ludzie przybyli zza morza panowały tutaj dobre prawa, gdy rządzili nimi panowie ze smoczych rodów. Wszyscy, krasnoludy, centaury, elfy, a nawet orki żyły w zgodzie pod panowaniem władców z rodu Kargeynan, niestety ta dynastia wygasła. Ale ten porządek rzeczy był Bezsercowcom obojętny, stworzono ich tak, żeby im był. Byli maszynami do zabijania. Podczas szkolenia pozostawiono im emocje, ale nie uczucia. Emocje mogły pomagać w walce, uczucia tylko przeszkadzały.
– To prawda co o was mówią? Bezsercowcy? Nie macie serca i dlatego z taką łatwością zabijacie? Czy może nazywają was tak dlatego, że tak łatwo wydzieracie serca wrogom? Obojętne wam to wszystko? – zagaiła kobieta kiedy tłum już lekko się rozszedł.
– Nie mieszamy się do polityki dobra pani, mamy swoją przysięgę i zasady, których musimy strzec – odparli ostrożnie.
– Wszyscy mają jakieś przysięgi. Rycerze przysięgają bronić słabszych, kobiet, a jednocześnie służyć królowi. To się wyklucza. Nie da się dochować wierności wszystkim ślubom. Trzeba wybierać.
– A jak niby chciałbyś zabić tego króla? – spytał Leville ser Joraha. Wiedział, że ma do czynienia z szaleńcami, kobieta najprawdopodobniej miała poruszyć ich sumienia i przeciągnąć na stronę rewolucjonistów. W takich czasach każdy chciał mieć po swojej stronie trzech wyrafinowanych zabójców.
– Pójdę z nim rozmawiać i rzeknę: kładę przed tobą broń. Pomówimy ze sobą, my dwaj, w obliczu śmierci, która będzie między nami tańczyć. Z komnaty wyjdzie tylko jeden. Jeżeli sumienie jemu powie, że ja się mylę, a on myśli słusznie przyznam mu rację. Wezmę ostrze i przebiję sobie serce. Jeżeli nie – to sumienie wyda na niego wyrok. Jeżeli będzie to niemożliwe, to zatańczymy nie z jednym, a z dwoma ostrzami – na polu bitwy. Bo będą nam musieli ją wydać, gdy skończy się im jedzenie. Jest nas już kilkaset tysięcy. Skończyły się dostawy żywności, skończyły się podatki. Idzie lud na zamek! – krzyknął Jorah.
– Kilkaset tysięcy, a tylko nasze królestwo liczy kilka milionów osób. Wielu odpowiada status quo – rzekł Urhaus, który do tej pory nie mówił nic – każdy ma jakieś miejsce w tym świecie i powinien je zaakceptować albo starać się pracować i je zmienić. Zostałem Czarnym, a gdybym urodził się parę lat wcześniej byłbym panem na zamku. Ale nie mam zamiaru mordować z tego powodu ludzi, bo zło… zawsze będzie rodzić zło.
– Widzisz zabójstwo całego miasta, a nazywasz złem zabójstwo jednego człowieka, które to wszystko przerwie? Słyszysz płacz miliona dzieci, a nazywasz złem jęk tyrana. Tylko śmierć za te wszystkie nieszczęścia to uczciwy wyrok – odpowiedziała kobieta.
– A co z przeciwnikami, którzy was nie poprą, co z wojną, co z tysiącami ofiar? Skąd wniosek, że potem będzie dobrze i sprawiedliwie? – rzekł coraz bardziej zirytowany Urhaus – nie myślicie o tym, chcecie tylko dorwać tron dla siebie.
– Widzisz, drogi najemniku. Nie miałem pewności aż do dzisiaj, nikt z naszych ludzi nie miał. Ba! Nawet godzinę temu nie miałem. A potem zobaczyłem go – ser Jorah wskazał palcem na Leville’a.
Leville popatrzył na nich zdziwiony, nie wiedział o co chodzi.
– Stoi przed wami potomek rodu Kargeynan, w jego żyłach płynie smocza krew. Myślę, że nawet te wasze przemiany i czary nie są w stanie zmienić krwi – oznajmił uroczyście Jorah padając na kolana i pochylając głowę.
Ygritt spojrzał na niego smutno. On wiedział.
***************************************************************************
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
To pierwsze co tutaj i gdziekolwiek zamieszczam. Proszę o jakieś rady od bardziej doświadczonych użytkowników. Często jestem zachwycony Waszym piórem i stylem pisania, którego sam nie mam; ale jednak kiedyś przychodzi ten moment (kiedy czytasz i czytasz masowo opowiadania innych i się zachwycasz), że trzeba się sprawdzić i zobaczyć czy to naprawdę takie trudne.
Heartlessie, jeśli to tylko część pierwsza, a nie skończone opowiadanie, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na fragment.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ale to w zamierzeniu miała być przygoda w realiach fantazy, czy popularyzowanie lewicowych idei w owym świecie? Pierwsze wrażenia, bez analizy szczegółowej. Trójka czarnych bezsercowców ucieka przed wojenną zawieruchą. Spotykają rewolucjonistów, którzy uwielbiają przydługie moralizatorskie monologi w stylu socjalistycznym. Potem okazuje się, że czarni najemnicy przeszli trening podobny do wiedźmińskiego, a jeden z nich jest wybawcą ludu pracującego miast i wsi. Tak to odebrałem i tak przeciętny czytelnik zrozumie. Nazwa "bezsercowi" jest niezgrabna. Poćwicz warsztat na krótszych jednowątkowych opowiadaniach, a do tego pomysłu wróć, jak będziesz lepiej panował nad opowiadaną historią. Nie zniechęcaj się. Pozdrawiam
Poprawiłem na fragment. Rzeczywiście jest tutaj sporo wątków jak na krótkie opowiadanie, będę pracować nad tym, żeby jakoś zgrabniej to ujmować. Dziękuję bardzo za uwagi:). Pozdrawiam.
Całkiem fajny prolog do dłuższej historii. Czarni dosyć mocno przypominają wiedźminów, ale to w końcu jeden z wzorców bohatera fantasy. Ciekawy pomysł z tym zrywem ludowym, choć trochę dziwnie to wygląda w połączeniu z ostatnią sceną, kiedy to jeden z pionierów pada na kolana przed potomkiem wymarłej dynastii. Błędów rzucających się w oczy nie widzę.
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Stworzenie bez serca to istota bez miłości, a stwór nieumiejący kochać to bestia.
Jechali traktem na północ, śnieg prószył i pokrywał ich czarne płaszcze. Wiedzieli, że muszą uciekać. Dowodził nimi Leville – młody chłopak
Brakuje łączności między tymi zdaniami: najpierw chłopcy (kim oni są?) tak sobie jadą w śniegu, potem ni stąd, ni zowąd muszą uciekać, a potem dowiadujemy się imienia i proweniencji dowódcy. Gdyby chociaż na początku galopowali, gdyby coś wskazywało na to uciekanie…
syn podobno jakiegoś wielmoża
Podobno syn jakiegoś wielmoży.
Ale nie byli w armii.
Hmm.
Ludźmi bez serc
Jesteś pewien tych dużych liter? Jeśli to nazwa formacji, grupy, czego tam, to: Ludźmi Bez Serc.
Wielu lordów i panów zwało ich Czarnymi, Bezsercowcami, a niektórzy po prostu najemnikami.
Hmm. Mało to zgrabne.
Obok młodego dowódcy jechali Ygritt Trzyręki – zwalisty starszy mężczyzna, niegdyś najsławniejszy z Czarnych oraz Urhaus – syn pana na zamku Iuen, na północy.
Wtrącasz opis. "Pana zamku" – "na" psuje fonetykę i nie jest niezbędne.
Był to jednak trzeci syn ów Pana
Był to jednak trzeci syn owego pana. "Ów" się odmienia, "pan" pisze się dużą literą tylko w listach i w odniesieniu do Boga.
Pierwszy syn, wziął se młyn. Drugi syn, w klasztorze był. Trzeci syn, w rowie zgnił
Przecinki niepotrzebne.
Może lepiej było zgnić w rowie niż zostać najemnikiem?
Może lepiej było zgnić w rowie, niż zostać najemnikiem?
– I po co uciekamy? – zapytał Urhaus – przecież to nie nasza wojna.
Uwaga – powiedziałeś mi właśnie, że wojny w tym świecie rozgrywają się między jasno sprecyzowanymi stronami, zapewne w sposób dość zrytualizowany. Dobrze. Ale będę Cię z tego rozliczać dalej.
Nie walczymy po żadnej stronie
Trochę zbyt kolokwialne na tle tego, co dotąd.
zaśmiał się pod nosem, sam ze swojego żartu
Dziwny szyk.
co młody
Wołacz oddzielamy: co, młody?
A my może i nie walczymy dla nikogo, a może i dla wszystkich.
Wut? Ponadto – jeśli uciekają, to przed czymś. A jeśli są najemnikami, to podejmują jednak ryzyko zawodowe.
Tutaj droga przechodziła w dwie ścieżki.
Po polsku mówimy, że droga się rozgałęziała.
W którą, co? – spytał Urhaus, jak zawsze niecierpliwy i naciągnął kaptur na twarz.
Kwestię dialogową zaczynamy od nowego akapitu i od myślnika. Poza tym – wtrącenie: spytał Urhaus, jak zawsze niecierpliwy, i naciągnął kaptur na twarz.
– W żadną, i w lewo, i w prawo – rzekł Leville. Zrozumieli. Pojechali najpierw w lewo, następnie wrócili między drzewami, pokłusowali w prawo, i ponownie wrócili.
Ale uciekają, tak? Mylą ślady? Ale skoro uciekają, to ktoś ich chyba goni, więc nie boją się, że dogoni?
dwieście metrów od rozwidlenia
Poza tym, że metry są wytworem rewolucji francuskiej, przypominam anegdotę: W jakiej odległości od miejsca zdarzenia świadek się znajdował? Osiem arszynów i piętnaście werszków. A skąd świadek to wie tak dokładnie? Wiedziałem, że jakiś idiota zapyta, więc zmierzyłem.
Wrócili żeby obserwować
Wrócili, żeby obserwować.
Ślady trzech koni wiodły teraz w kilku kierunkach
Zaraz, to ich jest tylko trzech? Myślałam, że cały oddział…
Rycerze z długimi stalowymi mieczami, pięknymi zbrojami oraz hełmami.
Miecze powinny być w pochwach, ale mniejsza. Ważniejsze, że zbroje i hełmy rycerze mają na sobie: Rycerze w pięknych zbrojach i hełmach.
Za nimi wyłoniły się jednak setki ludzi
Dlaczego "jednak"? Skąd się wyłonili? I kto całym wojskiem ściga trzech najemników? Zimą, kiedy to działań bojowych raczej się nie prowadzi?
nawet gdzieniegdzie niewolników
To już niewolników, którzy nie mogą się wypiąć i powiedzieć, że nigdzie nie idą, spodziewałabym się bardziej… I po czym widać, że to niewolnicy?
wszyscy ci ludzie byli jednak przemieszani ze sobą – koło siebie szedł wieśniak, rycerz, były niewolnik i krasnolud.
Niezręczne. Cały opis mało obrazowy.
zawołał Leville, postanowili się ujawnić
Zeugma. Zresztą zdanie podrzędne jest zbędne, opisuje to, co już pokazujesz.
Przybysze wzdrygnęli się. Rycerze na czele pochodu z mapami w dłoniach zastanawiali się głośno, którą ścieżkę wybrać, kiedy usłyszeli ich przywitanie.
Primo – czyje przywitanie? Przybyszów? Bo tak wynika ze struktury zdań. "Z mapami w dłoniach" to wtrącenie, wydziel – chociaż całe zdanie zapewnia, zamiast pokazywać.
z ostrzami w obu rękach
Niepraktycznie tak cały czas latać z nożem, nie?
Czerwono-czarna stal, tworzona
Stal się wykuwa lub wytapia. "Tworzyć" można poezję i inne rzeczy niematerialne. O ile czernienie stali stosowano dość powszechnie, czerwona stal jest raczej tknięta korozją (ewentualnie okrwawiona).
gdzie jedziecie
Dokąd jedziecie.
Mimo że to Leville dowodził, to w takich sytuacjach zwykle przemawiał Ygritt – patrząc na niego nie dało się nie odczuć respektu.
Choć to Leville dowodził, w takich sytuacjach zwykle przemawiał Ygritt – patrząc na niego, nie dało się nie odczuć respektu. Ale nie czyta się tych zdań lekko, o, nie.
które prawie się nie poruszały mimowolnie zmuszając do opuszczenia wzroku
Co dokładnie chciałeś powiedzieć?
Nas drogi panie wojna nie interesuje
Wołacz: Nas, drogi panie, wojna nie interesuje. Ekhm. Powiedział najemnik. Czyli taki facet, który żyje z wojny… Jasne, może kłamać, i tak to interpretuję – ale jest to kłamstwo grubymi nićmi szyte. Co oznacza brak szacunku wobec interlokutora…
dobrze wiesz kim jesteśmy
Dobrze wiesz, kim jesteśmy.
Nawet wieśniacy wiedzieli kim są Czarni.
Nawet wieśniacy wiedzieli, kim są Czarni.
Świetna nauka dla małego dziecka – pomyślał Ygritt.
A propos czego?
Idzie rewolucja dobry panie, ale nie rozmawiajmy w taki sposób
Znów brak przecinków oraz łączności logicznej.
krzyknął. Nakazał popas.
Nie lepiej to dać kwestią dialogową?
nie można się było też schować
"Się" jest ruchome: nie można się też było schować
Oni naprawdę musieli się nie bać niczego.
Anglicyzmy: "naprawdę", "musieli", consecutio temporum. Ja dałabym: Jasne było, że nie boją się niczego.
Wnętrze urządzone było skromnie.
Naprawdę nie wyobrażałam sobie, że to namiot z Harry'ego Pottera. Trochę wiary w czytelnika. Przecież to oczywiste, że nie wożą się po drogach z pałacem. Zwłaszcza, że wyprawa jest (tak powiedziałeś!) ad hoc.
Rozmawiał z niską, brodatą postacią
Nie, nie rozmawiał z postacią. "Postać" to taka niewyraźna sylwetka we mgle, a tu jest krasnolud z krwi i kości.
pod ścianą namiotu na harfie grał elf
Który pojawił się teraz w tym spartańskim namiocie? Opisy zaczynamy od tego, co pierwsze się rzuca w oczy, uszy i inne narządy zmysłów. Fonetycznie zdanie nieładne. Piosenka elfa zdaje mi się bez sensu.
Biorę Cię dziś za rękę
"Cię" małą, to nie list.
Gdy dowódca spostrzegł Czarnych rzekł
Gdy dowódca spostrzegł Czarnych, rzekł. Rozdzielamy czasowniki w zdaniu.
Dokończymy później naszą rozmowę Dwerful. A Ty Myken przestań na chwilę grać te pieśni żałobne.
Przecinki: Dokończymy później naszą rozmowę, Dwerful. A ty, Myken, przestań na chwilę grać te pieśni żałobne.
pociągnął za dwie struny
Struny się chyba szarpie?
zanucił zanim ucichł
Rym, brak przecinka.
– Może zdejmiecie maski, hę? – zapytał rycerz – jestem ser Jorah Turgenn.
– Może zdejmiecie maski, hę? – zaproponował rycerz. – Jestem ser Jorah Turgenn.
czerwonokrwiste włosy
… https://sjp.pwn.pl/slowniki/krwistoczerwony.html
Czarny był do tego przyzwyczajony, nie wyglądał zwyczajnie, a ludzie lubili się mu przyglądać.
Przeskakujesz z głowy do głowy. Czemu? Ponadto – mało naturalne zdanie.
Włosy średniej długości w kolorze krwi uzupełniały bowiem wielkie zielone oczy oraz szrama idąca przez pół policzka.
Jak, u licha, włosy uzupełniają oczy? Co to znaczy?
przyjrzeć się odkrytej twarzy tych najemników z bliska
Najemnicy nie mają wspólnej twarzy: przyjrzeć się z bliska odkrytym twarzom tych najemników.
Ten chłopczyk, któremu się tak przyglądasz to Leville
Ten chłopczyk, któremu się tak przyglądasz, to Leville. I co w związku z tym? Ygritt próbuje nawiązać relację?
Gdzie zmierzacie?
Dokąd.
To była mrzonka, króla na śnieżnym tronie nie sposób było zabić.
"Inspiracja" Kresem, co?
Po co tyle tych starań?
Jakich starań? Żadnych jeszcze nie widziałam.
Twoja głowa nie jest ci miła rycerzu? Na moje, to ona całkiem pasuje do karku
Niestylistyczne, angielsko brzmiący nadmiar zaimków: Głowa ci niemiła, rycerzu? Po mojemu, to niezgorzej pasuje do karku.
a nawet jak się uda Ci ją zachować to co?
Jak wyżej, anglicyzmy: a nawet, jak tam zostanie, to co?
Zmieni się król i dalej będzie to samo.
Zaraz, to ten król nie jest jakiś nadnaturalny? W takim razie wybacz, ale rycerz jest idiotą. Chce rozpirzyć istniejący porządek i, jak słusznie zauważył Ygritt, co dalej? Wydaje mu się, że wyjdzie na jego?
ma to samo między nogami co córka ze wsi
Ma to samo między nogami, co córka ze wsi. Czyja córka? I co to ma do rzeczy?
Koniec z królem, koniec z wyzyskiem.
A kto temu królowi pomaga, co? Sam tak gania po królestwie i uciska?
Zwą go teraz krwawym.
Przydomki dużą literą.
Ale wiecie co jest najgorsze?
Ale wiecie, co jest najgorsze? Cała przemowa mało wiarygodna.
Powstawanie takich ludzi, gdy jest to jedna z dróg kariery, jest nieuniknione.
Ludzie powstają, ekhm, w wyniku zetknięcia się części oznaczonych kółkiem. Całe zdanie bardzo nowoczesne w słownictwie ("droga kariery" w fantasy?) i nienaturalne.
On po prostu przechodzi ostatnio swój liryczny okres.
https://sjp.pwn.pl/szukaj/liryczny.html
Bo są inną rasą, ludzi zresztą też tak traktują.
Anglicyzm. Mało to logiczne, ale też opisujesz nielogiczne zachowania.
ciągnął dalej
Masło maślane.
zawsze czułem to samo
Nowa wypowiedź dużą literą. Fraza jest anglicyzmem.
nie należy pozostawiać władzy nad życiem i śmiercią, nad myślą i przyszłością ludu w ręku jednego człowieka
Niełatwo mi uwierzyć w anarchodemokratę w świecie z rycerzami i niewolnikami…
Winien jest każdy kto na to przyzwala, wy również jeśli przejdziecie obojętnie będziecie mieć krew na rękach.
Brak przecinków: Winien jest każdy, kto na to przyzwala, wy również, jeśli przejdziecie obojętnie, będziecie mieć krew na rękach.
odziana była w chusty
Ale że tylko?
w jej oczach połyskiwały iskierki zdenerwowania i młodzieńczej fantazji
Zeugma. Zresztą, pokaż mi tę dziewczynę, a nie zapewniaj, że z oczu jej patrzy… no, właśnie, jak?
Kazała im wyjść przed namiot
I posłuchali? Czemu?
Ja już zawsze będę tym czym jestem
Ja już zawsze będę tym, czym jestem. Nie mam pojęcia, skąd ona się tu wzięła.
obrosłe włosem kończyny
Co właściwie chcesz osiągnąć tą przemową? O co chodzi? Czy to się trzyma kupy w świecie przedstawionym? Czy po prostu wykładasz swoje poglądy?
skomlała żeby
Skomlała, żeby.
kobiety i ludzie
A myślałam, że jesteś feministą…
nie ten król, który wydaje wyroki i obżera się na ucztach
Sorry, nie jestem specem od historii Średniowiecza, ale nawet ja wiem, że myślenie polityczne nie tak wtedy wyglądało. I myślenie praktyczne w ogóle.
Każdy człowiek napisze na papierze imię nowego króla
A niepiśmienni?
da władzę temu kogo imię
Da władzę temu, czyje imię.
Wokół niej zebrał się tłum.
Tak nagle?
Wieśniacy, rycerze, elfy i krasnoludy, starzy, i młodzi wszyscy krzyczeli razem o równości
Wieśniacy, rycerze, elfy i krasnoludy, starzy i młodzi, wszyscy krzyczeli razem o równości.
Wiedzieli, że niesprawiedliwość na świecie istnieje, ale dla nich był to pewien porządek rzeczy.
Mało naturalne.
Co prawda kiedyś, gdy ludzie przybyli zza morza panowały tutaj dobre prawa, gdy rządzili nimi panowie ze smoczych rodów.
Nienaturalne, da "gdy", brakuje przecinka po wtrąceniu ("gdy ludzie przybyli zza morza").
nawet orki żyły w zgodzie pod panowaniem władców z rodu Kargeynan, niestety ta dynastia wygasła
Orkowie – bo traktujemy ich jak lud. Zdanie podrzędne mocno zapewniające, wycięłabym.
Ale ten porządek rzeczy był Bezsercowcom obojętny, stworzono ich tak, żeby im był.
Nie stworzono, stwarza się ex nihilo. Ludzi można szkolić, wychowywać itp.
pozostawiono im emocje, ale nie uczucia
https://sjp.pwn.pl/szukaj/emocje.html Już nie pytam, jak kogoś oduczyć uczuć…
Emocje mogły pomagać w walce, uczucia tylko przeszkadzały.
Mogą, przeszkadzają. To zdania mówiące o rzeczach ogólnych.
To prawda co o was mówią?
To prawda, co o was mówią?
zagaiła kobieta kiedy tłum już lekko się rozszedł.
Zagaiła kobieta, kiedy tłum. Nie można się rozejść "lekko", tłum mógłby się rozejść częściowo, zacząć się rozchodzić.
Nie mieszamy się do polityki dobra pani, mamy swoją przysięgę i zasady, których musimy strzec
Nie mieszamy się do polityki, dobra pani, mamy swoją przysięgę i zasady, których musimy strzec. Sztywne. I – to są maszynami do zabijania, to paladynami, a ja nadal nie wiem, co tu robią i o co chodzi.
odparli ostrożnie
Dziwnie to brzmi.
Nie da się dochować wierności wszystkim ślubom.
Da się, jeśli się ich nie składa na wiatr. Oni (kto?) właśnie zadeklarowali wierność ślubom, które złożyli. Więc są w porządku.
Wiedział, że ma do czynienia z szaleńcami, kobieta najprawdopodobniej miała poruszyć ich sumienia i przeciągnąć na stronę rewolucjonistów.
A nie mogłeś tego pokazać? Bo to wygląda na przypadek ergotyzmu.
trzech wyrafinowanych zabójców
https://sjp.pwn.pl/szukaj/wyrafinowany.html
Pójdę z nim rozmawiać
I mnie wpuszczą… co to za Don Kichote?
Jeżeli sumienie jemu powie, że ja się mylę, a on myśli słusznie przyznam mu rację.
Jeżeli sumienie jemu powie, że ja się mylę, a on myśli słusznie, przyznam mu rację. Jorah czyta w cudzych sumieniach? Jego wypowiedź jest purpurowa.
Bo będą nam musieli ją wydać, gdy skończy się im jedzenie.
Mhm. Bo was nie zmasakrują od razu…
Idzie lud na zamek!
Dziwny szyk.
nasze królestwo liczy kilka milionów osób
Nie królestwo, ale jego ludność.
każdy ma jakieś miejsce w tym świecie i powinien je zaakceptować albo starać się pracować i je zmienić
Powiedziałabym – smrodek dydaktyczny, ale cały tekst jest takowym.
gdybym urodził się parę lat wcześniej byłbym panem na zamku
Gdybym urodził się parę lat wcześniej, byłbym panem na zamku.
Ale nie mam zamiaru mordować z tego powodu ludzi
Zaraz, ale jest (powiedziałeś to ze trzy razy) zawodowym mordercą, najemnikiem, maszyną do zabijania. Jak to pogodzisz?
zło… zawsze będzie rodzić zło
Jasne, tylko jak ten pogląd się ma do bycia najemnikiem?
Tylko śmierć za te wszystkie nieszczęścia to uczciwy wyrok
Źle się to parsuje.
z przeciwnikami, którzy was nie poprą
Na tym polegają przeciwnicy, nie?
Skąd wniosek, że potem będzie dobrze i sprawiedliwie? – rzekł coraz bardziej zirytowany Urhaus – nie myślicie o tym, chcecie tylko dorwać tron dla siebie.
Jasne, tylko piszesz opowiadanie, a wychodzi rozmowa o polityce. I to niezbyt świeża. Ale już prawie koniec, nie ma co się nad Tobą pastwić.
zobaczyłem go
Zobaczyłem jego. Na miejscu akcentowanym – długa forma zaimka.
Leville popatrzył na nich zdziwiony, nie wiedział o co chodzi.
Leville popatrzył na nich, zdziwiony. Kropka. Wiemy, co to jest zdziwienie.
Stoi przed wami potomek rodu Kargeynan, w jego żyłach płynie smocza krew.
Po czym to widać? Po czerwonych włosach? I nikt się dotąd nie połapał?
Myślę, że nawet te wasze przemiany i czary nie są w stanie zmienić krwi
A co ma krew do umiejętności sprawiedliwego rządzenia?
oznajmił uroczyście Jorah padając na kolana
Oznajmił uroczyście Jorah, padając na kolana. Jednocześnie?
Masz problem z organizacją opisów – niewiele zdołałam sobie wyobrazić. Nie mam pojęcia, o czym chcesz mi opowiedzieć, ale nie tylko ze względu na opisy – zdarzenia są niewiarygodne, to się po prostu nie trzyma kupy, nic z niczego nie wynika. Niewiasta, raczej niebogata, wpadająca do namiotu i odstawiająca histerie znajduje posłuch wśród rycerzy? Rycerze chcą zburzyć system, który ich żywi? I nieprawdopodobny dowódca mało prawdopodobnych najemników okazuje się potomkiem wymarłego królewskiego rodu? Wykładasz, chyba, swoje poglądy na świat, dość młode i naiwne. Nic w tym złego – z młodości wyrośniesz, ale wykładać wypadałoby się nauczyć niego sprawniej i mniej kopiować popularne dzieła fantasy. Pióro masz bardzo sztywne, zapewniasz, zamiast pokazywać, postacie wydały mi się nijakie. Nie mają w sobie życia, tylko wygłaszają przemowy, bo autor tak chce.
A teraz – głęboki wdech. I do roboty. Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Raz się przewróciłeś, teraz wiesz, gdzie są przynajmniej niektóre dziury. Lanied dobrze mówi – zacznij od rzeczy małych. I – powodzenia.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.