- Opowiadanie: Outta Sewer - Transsfer

Transsfer

Dal­sza część przy­gód mało sym­pa­tycz­ne­go Lu­cy­fe­ra z opo­wia­da­nia “Wiara war­to­ści”, tym razem na­przy­krza­ją­ce­go się bó­stwu nor­dyc­kie­mu. Mniej mo­ra­li­zo­wa­nia, wię­cej hu­mo­ru i ab­sur­du.

Po­dzię­ko­wa­nia dla Ol­ciat­ki i Ma­ne­Te­kel­Fa­res za be­to­wa­nie. High five!

 

Po­ni­żej link. Można klik­nąc teraz, można do­pie­ro po prze­czy­ta­niu :)

*Bad­ger! Mu­sh­ro­om! Snake!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Transsfer

– Ależ tu jest baj­zel!  – wy­krzyk­nął mło­dzian w stro­ju ma­gi­ka, z wy­so­kim cy­lin­drem na gło­wie i la­secz­ką w dłoni. Prze­dzie­rał się przez zwały gruzu za­le­ga­ją­ce wszę­dzie jak okiem się­gnąć. As­gard był w ru­inie. Cały.

Męż­czy­zna prze­czoł­gał się pod zwa­lo­nym po­mni­kiem któ­re­goś z bogów i za­trzy­mał na rynku przed ogrom­nym ru­mo­wi­skiem. Na środ­ku placu stał złoty tron, wy­cią­gnię­ty z kupy ka­mie­ni, która nie­gdyś była pa­ła­cem Odyna. Złote sie­dzi­sko króla Asów było rów­nie zruj­no­wa­ne jak cała kra­ina, spa­lo­na, nad­to­pio­na i znisz­czo­na kil­ka­set lat temu, w dniu Ra­gna­ro­ku. Sie­dział na nim nie­ru­cho­my He­im­dall, w fu­trza­nym płasz­czu, srebr­nej zbroi i ro­ga­tym heł­mie – je­dy­ny, który zdo­łał prze­trwać  schy­łek nor­dyc­kiej wiary.

– Ej! Jest tam kto!? – Magik pod­szedł bli­żej i za­ma­chał ręką przed po­zba­wio­ny­mi źre­nic ocza­mi bó­stwa. Nie było od­po­wie­dzi. Cof­nął się o krok, ścią­gnął cy­lin­der i się­gnął do wnę­trza po coś, co we­dług niego po­win­no wy­rwać boga ze stu­po­ru.

– Nie­mi­ło cię wi­dzieć, Lu­cy­fe­rze – za­dud­nił He­im­dall ba­so­wo. – Nawet nie pró­buj wy­cią­gać tego pu­zo­nu.

Zdzi­wio­ny dia­beł uniósł głowę i za­py­tał:

– Skąd wie­dzia­łeś, co chcę wy­cią­gnąć?

– Widzę wszyst­ko, co chcę wi­dzieć. Mogę pa­trzeć na cie­bie, a wi­dzieć dwój­kę de­mo­nów, które przy­szły tu z tobą. – Na ustach He­im­dal­la po­ja­wił się cień uśmie­chu, kiedy sza­tan ro­zej­rzał się za­sko­czo­ny. – Nie. Nie ma ich tu. Nadal stoją na styku świa­tów, gdzie ka­za­łeś im cze­kać.

– Faj­nie. Mo­głeś tę umie­jęt­ność udo­stęp­nić lu­dziom, gdy jesz­cze ko­cha­li te wasze Thory, Freye i inne Her­mo­dy. Może wów­czas nie prze­sta­li­by wie­rzyć, bo znacz­nie uła­twi­ło­by im to życie. Po­myśl – spe­ku­lo­wał Lu­cy­fer. – Żona chce z tobą oglą­dać jakąś ko­me­dię ro­man­tycz­ną, niby pa­trzysz, a na­praw­dę oglą­dasz Ligę Mi­strzów. Ge­nial­ne! – Sza­tan zma­te­ria­li­zo­wał wokół szyi sza­lik Man­che­ste­ru Uni­ted.

– Przy­sze­dłeś tutaj, żeby gadać o ludz­kich roz­ryw­kach, czy może chcesz tylko po­ła­zić wśród szcząt­ków? Jak te skrzy­dla­te szczu­ry, które muszę stąd prze­ga­niać.

– Go­łę­bie? Nie wie­dzia­łem, że po­tra­fią prze­miesz­czać się mię­dzy świa­ta­mi.

– Za­po­mnia­łem jaki po­tra­fisz być iry­tu­ją­cy. Do­brze wiesz, że cho­dzi mi o anio­ły.

– Wiem. Ale wcale się nie dzi­wię, że tu cza­sem przy­la­tu­ją. U nich pa­nu­je to­tal­na anar­chia, nie to co u mnie. Bóg po­zwa­la du­szom zmar­łych cho­dzić gdzie chcą, po całym nie­bie, oczy­wi­ście oprócz jego pry­wat­nej chmur­ki, gdzie nawet skrzy­dla­ci nie mogą się po­ja­wić bez spe­cjal­ne­go za­pro­sze­nia. No i wy­obraź sobie, że je­steś, na przy­kład, Ar­cha­nio­łem Ga­bry­siem. Pin­kasz ra­do­śnie na har­fie, a tu jakiś na­tręt przy­ła­zi i pyta czy za­grasz coś z re­per­tu­aru tego bia­ła­sa, Mi­cha­ela Jack­so­na. Nie do znie­sie­nia. Dla­te­go szu­ka­ją ja­kichś miejsc, w któ­rych nikt im nie za­wra­ca pióra.

– Jack­son jest czar­ny. – He­im­dall zi­gno­ro­wał wy­ja­śnie­nia Lu­cy­fe­ra.

– Jest biały.

– Jest czar­ny.

– Je­je­je – uciął nie­po­trzeb­ny spór sza­tan. – Nie­waż­ne. Przy­cho­dzę do cie­bie z pro­po­zy­cją współ­pra­cy. – Umilkł, ocze­ku­jąc re­ak­cji ze stro­ny bó­stwa, jed­nak żad­nej się nie do­cze­kał.

– Je­steś tam, He­im­dal­lu? A może oglą­dasz wła­śnie Ligę Mi­strzów? – nie­cier­pli­wił się dia­beł.

– Oglą­dam na­ro­dzi­ny gwiaz­dy.

– Słaba, łzawa szmi­ra. Na końcu pijak się za­bi­ja.

– Nie wiem o czym mó­wisz. Co zna­czy „pijak się za­bi­ja” w od­nie­sie­niu do łą­czą­cej się ma­te­rii?

– Nie­waż­ne. Przejdź­my do biz­ne­sów. – Lu­cy­fer wy­cza­ro­wał krze­sło, usiadł i za­ło­żył nogę na nogę. – Prze­rwij mi, jeśli się mylę: prze­trwa­łeś Ra­gna­rok, bo udało ci się stąd uciec, kiedy wszyst­ko się sy­pa­ło. Uży­łeś bi­fro­stu, który kon­tro­lu­jesz. A w za­sa­dzie tę­czo­wy most jest czę­ścią two­jej isto­ty i dzię­ki niemu mo­żesz prze­no­sić co chcesz, gdzie chcesz, na­tych­mia­sto­wo. Nie­ogra­ni­czo­ny trans­fer o dużym za­się­gu, re­ali­zo­wa­ny w cza­sie rze­czy­wi­stym. Wła­śnie o tym chcę po­ga­dać.  

He­im­dall nie prze­rwał, dia­beł uznał więc swoje in­for­ma­cje za pewne. To, że nor­dyc­kie bó­stwo nie pró­bo­wa­ło go jesz­cze prze­go­nić też było dobrą wróż­bą.

– Na ziemi coraz wię­cej ludzi od­wra­ca się od wiary. Nie­wie­rzą­cy idą oczy­wi­ście do pie­kła, gdzie przyj­mu­je­my ich z na­le­ży­tym bra­kiem sza­cun­ku. Co cie­ka­we, spo­łe­czeń­stwa wy­so­ko roz­wi­nię­te są mniej skore pie­lę­gno­wać wiarę w Boga. Jed­nak tam, gdzie jest bieda a lud ciem­ny, stwo­rzy­ciel ma nadal wielu fanów. Ro­zu­miesz? Za­kła­dam, że tak. Co zro­bić, żeby ten lud od­ciem­nić i pchnąć w stro­nę ate­izmu? Zna­czy, do mnie? – Lu­cy­fer za­py­tał He­im­dal­la, który nadal nie dawał znaku, że co­kol­wiek do niego tra­fia.

Zi­ry­to­wa­ny bra­kiem re­ak­cji sza­tan wtał i pod­niósł ka­wa­łek gruzu, pod­rzu­cił go kilka razy. Przy­mknął oko, przy­mie­rza­jąc się do rzutu. Ci­śnię­ty z dia­bel­ską siłą ka­mień świ­snął po­mię­dzy ro­ga­mi hełmu bó­stwa i znik­nął w od­da­li.

– Masz szczę­ście, że nie tra­fi­łeś, Lu­cy­fe­rze.

– Tra­fi­łem. Ale nie ce­lo­wa­łem w cie­bie. – Dia­beł uśmiech­nął się zło­śli­wie.

– Hah, teraz widzę. Znasz tego anio­ła?

– Nie.

– Pró­bu­je od­le­cieć, ale skrzy­dła nie bar­dzo chcą go słu­chać. Haha! Prze­ko­micz­ne.

– Nie ma za co. A teraz słu­chaj, He­im­dal­lu, bo prze­cho­dzi­my do kon­kre­tów. – Sza­tan od­chrząk­nął i za­mie­nił strój ma­gi­ka w ubiór okre­śla­ny na ziemi jako biz­nes ca­su­al. – Po­wszech­ny do­stęp do in­for­ma­cji wspo­ma­ga roz­wój. Plan jest taki: dać lu­dziom na­rzę­dzie, dzię­ki któ­re­mu każdy czło­wiek bę­dzie mógł pod­łą­czyć się do glo­bal­nej sieci. A to nie jest takie pro­ste z tymi ich LTE, 5G i po­zo­sta­ły­mi tech­no­lo­gia­mi, które są zbyt wolne i ogra­ni­czo­ne. Ale… Gdy­by­śmy wy­ko­rzy­sta­li twój bi­frost, na jego bazie stwo­rzy­li pro­to­ko­ły trans­fe­ru o glo­bal­nym za­się­gu i po­zwo­li­li na nie­ogra­ni­czo­ny, dar­mo­wy do­stęp?

Puste oczy nor­dyc­kie­go boga nagle zy­ska­ły źre­ni­ce, kiedy po­chy­lił się do przo­du, oparł dło­nie o ko­la­na i prze­wier­cił sza­ta­na wzro­kiem.

– Ro­zu­miem za­mysł. Ale widzę dwa po­waż­ne pro­ble­my. Jeśli zgo­dzę się na twój sza­lo­ny po­mysł, jak chcesz po­łą­czyć ludz­ką tech­ni­kę z boską na­tu­rą tę­czo­we­go mostu? To pierw­szy z nich.

Lu­cy­fer pod­niósł wzrok i roz­pro­mie­nił się w przy­ja­znym uśmie­chu, któ­re­go po­zaz­dro­ści­ła­by mu nawet kuoka – skoro He­im­dall za­czął za­da­wać py­ta­nia, trze­ba było roz­waż­nie udzie­lać od­po­wie­dzi, by jego za­in­te­re­so­wa­nie nie umknę­ło.

– O to się nie martw. Dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć pro­cent in­for­ma­ty­ków tra­fia na dół. Bóg ich nie lubi, od kiedy zo­rien­to­wał się że są w sta­nie two­rzyć cał­kiem udane dzie­ła, dążąc do stwo­rze­nia my­ślą­cej ma­szy­ny. Wia­do­mo, że nie wszy­scy, ale On już tak ma, że ge­ne­ra­li­zu­je. Cho­ciaż­by sy­tu­acja z So­do­mą i Go­mo­rą niech po­słu­ży za przy­kład. – Stuk­nął la­secz­ką dla pod­kre­śle­nia swo­ich słów i wró­cił do po­przed­nie­go stro­ju. – Moje po­tę­pio­ne du­szycz­ki sobie po­ra­dzą. Jeśli nie wie­rzysz, mo­żesz wpaść do pie­kła i zo­ba­czyć, co tam teraz mamy, nikt nie bawi się w ana­lo­go­we wpi­sy­wa­nie imion przy­by­wa­ją­cych do ja­kiejś opa­słej księ­gi. Po pro­stu wcho­dzą przez bram­ki, jak na lot­ni­sku, ska­ne­ry sczy­tu­ją ich wzor­ce, do bazy da­nych leci info o grze­chach oraz prze­wi­nach, potem ich czi­pu­je­my i wy­sy­ła­my do od­po­wied­nie­go miej­sca, żeby mogli sobie cier­pieć. Idzie­my z du­chem czasu. Żeby nie być go­ło­słow­nym… Po­patrz na to.

Lu­cy­fer się­gnął w za­na­drze fraka i wy­cią­gnął z we­wnętrz­nej kie­sze­ni przed­miot. Pła­ski, pro­sto­kąt­ny, wiel­ko­ści dłoni. Pod szyb­ką, zaj­mu­ją­cą pra­wie całą przed­nią po­wierzch­nię, wid­niał napis: DIE­pho­ne, zaś na środ­ku tyl­nej czę­ści znaj­do­wa­ło się czer­wo­ne logo, w po­sta­ci nad­gry­zio­ne­go pen­ta­gra­mu.

– Nie­zły bajer, nie? – Za­do­wo­lo­ny dia­beł ob­ra­cał przed­miot w ręce, jakby nie po­tra­fił się na niego na­pa­trzeć. – Robią je dusze po­tę­pio­nych Azja­tów w Fak­to­riach Bez­na­dziei na trze­cim po­zio­mie pie­kieł. Ma­so­wa pro­duk­cja. Wszyst­kie de­mo­ny już takie mają, bo te cu­deń­ka znacz­nie uła­twia­ją ro­bo­tę. Kiedy trze­ba zna­leźć jakąś duszę od­pa­lasz apkę Kon­tro­li Zło­dzi­ciel­skiej, wpi­su­jesz dane i HPS pro­wa­dzi cię pro­sto jak po sznur­ku.

– Jest jesz­cze drugi pro­blem. Po­waż­niej­szy. – He­im­dall prze­rwał Lu­cy­fe­ro­wi, bo ten, jak zwy­kle, ga­dał­by i gadał. – Jak za­mie­rzasz prze­ko­nać  mnie do udzie­le­nia ci po­mo­cy?

– Ob­ser­wu­jesz nie tylko na­ro­dzi­ny gwiazd, praw­da? – Sza­tan spo­waż­niał i spra­wił, że te­le­fon znik­nął. – Pod­glą­dasz ludzi, ale oprócz ob­ser­wo­wa­nia nie mo­żesz nic wię­cej. A gdy­bym ci dał moż­li­wość in­te­rak­cji? Prze­cież tę­sk­nisz za kon­tak­tem i nawet anio­ły, które prze­ga­niasz, cię cie­szą. Zresz­tą moja wi­zy­ta rów­nież. Dzię­ki niej mo­żesz być nie tylko wiecz­nym od­bior­cą, ale także nadaw­cą. Co ty na to?

– Wiesz do­brze, że nie mogę opu­ścić tej kra­iny. Tutaj gonię skrzy­dla­tych, bo nic mi nie mogą zro­bić, na mocy sta­rych umów. – Z wy­ra­zu twa­rzy i spo­so­bu w jaki He­im­dall ce­dził słowa, można było wnio­sko­wać, że jest na gra­ni­cy wy­bu­chu. A gniew nie wró­żył do­brze pla­nom sza­ta­na. – Ale gdy tylko po­sta­wię stopę poza As­gard, te szczu­ry mnie opad­ną i za­gry­zą. Kpisz ze mnie, Lu­cy­fe­rze!?

– Spo­koj­nie, przy­ja­cie­lu! – Dia­beł uniósł la­secz­kę w obron­nym ge­ście, oba­wia­jąc się ataku wście­kłe­go bó­stwa. – Kto po­wie­dział, że bę­dziesz mu­siał się gdzieś ru­szać poza to pięk­ne gru­zo­wi­sko? Wiesz co to In­ter­net? Na pewno wiesz, prze­cież stal­ku­jesz ludzi. Bi­frost po­słu­ży do trans­fe­ru wła­śnie w ra­mach In­ter­ne­tu. A bi­frost to ty. Bę­dziesz mógł się kon­tak­to­wać z ludź­mi, gadać z nimi, kłó­cić się i dys­ku­to­wać. – He­im­dall stał się jakby mniej wście­kły, za­czął oka­zy­wać za­in­te­re­so­wa­nie. Sza­tan nie chciał pu­ścić tej nitki i spró­bo­wał do­trzeć po niej do kłęb­ka. – Wszyst­kie in­for­ma­cje, do­słow­nie wszyst­ko, co lu­dzie prze­sy­ła­ją, bę­dzie mu­sia­ło przejść przez cie­bie. Do­sta­niesz moż­li­wość wy­bie­rania tre­ści, He­im­dal­lu. W po­nie­dzia­łek po­kłó­cisz się z kimś o jakąś pier­do­łę, we wto­rek bę­dziesz do­ra­dzał w kwe­stii, w któ­rej sam nie masz bla­de­go po­ję­cia, w środę po­prze­glą­dasz memy. I tak dalej. Pełny kon­takt! Zero nudy!

Gniew znik­nął z ob­li­cza bó­stwa, któ­re­go oczy znów stały się puste. He­im­dall roz­parł się na zło­tym tro­nie, lecz nie wy­rzekł ani słowa. Lu­cy­fer wy­cią­gnął z rę­ka­wa zu­ży­tą talię kart i cier­pli­wie ją ta­so­wał, prze­rzu­ca­jąc po jed­nej z ręki do ręki.

– Mo­że­my spró­bo­wać – ode­zwał się w końcu bóg.

Sza­tan ski­nął głową i spoj­rzał na ostat­nią kartę: walet kier, tak jak się spo­dzie­wał. Dupek słu­cha­ją­cy głosu serca.

***

Lu­cy­fer żwa­wym kro­kiem ma­sze­ro­wał przez od­gru­zo­wa­ny rynek. Nie­sio­ne przez niego krysz­ta­ło­we kie­lisz­ki po­dzwa­nia­ły we­so­ło, obi­ja­jąc się o gli­nia­ną, wy­glą­da­ją­cą na bar­dzo starą, bu­tel­kę.

Sta­nął przed zło­tym tro­nem i przyj­rzał się sie­dzą­ce­mu na nim He­im­dal­lo­wi, teraz po­zba­wio­ne­mu ro­ga­te­go hełmu. Za­miast niego miał na gło­wie przy­po­mi­na­ją­ce dursz­lak urzą­dze­nie, do któ­re­go pod­pię­te były dzie­siąt­ki kabli. Grube wiąz­ki prze­wo­dów spły­wa­ły wzdłuż opar­cia i zni­ka­ły gdzieś pod płyt­ami dzie­dziń­ca.

– Pełen suk­ces! – wy­krzyk­nął dia­beł. – Mija drugi ty­dzień od kiedy wpro­wa­dzi­li­śmy tech­no­lo­gię BiTE i mo­że­my śmia­ło stwier­dzić, że efekt jest zgod­ny z ocze­ki­wa­nym. Trze­ba za to wypić, przy­ja­cie­lu! – Po­sta­wił kie­lisz­ki na po­rę­czy tronu, od­kor­ko­wał bu­tel­kę i nalał do nich wina. – Jedna z ostat­nich bu­te­lek trun­ku, w który na­za­rej­czyk prze­mie­nił wodę. Dobry rocz­nik. Wy­pij­my za suk­ces!

– Dzię­ku­ję. Nie chcę. Je­stem za­ję­ty. – Oka­blo­wa­ny bóg wy­po­wie­dział te słowa w dziw­ny, me­cha­nicz­ny spo­sób.

– Jak nie, to nie. – Lu­cy­fer uniósł brew i jed­nym hau­stem opróż­nił kie­li­szek. – Jest jesz­cze kilka miejsc, gdzie sy­gnał nie do­cie­ra, ale Be­lial z Ba­alem wła­śnie koń­czą mon­to­wać wzmac­niacz w ko­ro­nie Yg­g­dra­si­la. Przy oka­zji: nie wspo­mnia­łeś, że oprócz cie­bie Ra­gna­rok prze­żył jesz­cze Ra­ta­tosk. Po­gryzł Be­lia­la.

– Nie. Nie je­stem. Ostat­ni. Je­stem. Za­ję­ty. Roz­ma­wiam.

– Nie byłeś ostat­ni.  – spro­sto­wał sza­tan, nie zwra­ca­jąc uwagi na nie­co­dzien­ny ton bó­stwa. – Mu­sie­li­śmy uniesz­ko­dli­wić tę wstręt­ną wie­wiór­kę, uwierz mi, ina­czej się nie dało. Pró­bo­wa­li­śmy nawet prze­ku­pić ją orze­cha­mi, ale bez skut­ku. Nie je­steś zły, co?

– Skąd. Wzię­li­ście. Orze­chy?

– Czyli nie je­steś  – skwi­to­wał z za­do­wo­le­niem Sza­tan, dopił pro­sto z szyj­ki resz­tę za­war­tości, roz­bił bu­tel­kę o zie­mię i spoj­rzał krzy­wo na za­ab­sor­bo­wa­ne­go in­ter­ne­to­wą roz­mo­wą boga, któ­re­go oczy były bar­dziej puste niż za­zwy­czaj. Od­wró­cił się na pię­cie i od­szedł bez po­że­gna­nia, przy­sta­nął jed­nak na kra­wę­dzi rynku, a dło­nią za­czął kre­ślić w po­wie­trzu ta­jem­ne wzory.

– Ser­wer jest za­ję­ty, czas po­sta­wić za­bez­pie­cze­nia. – Mach­nął ostat­ni raz ręką, stuk­nął laską o bruk i stwo­rzył wokół placu ścia­ny pie­kiel­nych pło­mie­ni. – Na po­czą­tek fi­re­wall po­wi­nien wy­star­czyć.

***

Tym razem Lu­cy­fer pę­dził przez zruj­no­wa­ny As­gard, jakby go anioł gonił. Do­tarł do He­im­dal­lo­we­go pla­cy­ku, ode­tchnął z ulgą na widok wciąż obec­nej za­po­ry z pie­kiel­ne­go ognia i bez wa­ha­nia wszedł w po­ma­rań­czo­we ję­zo­ry pło­mie­ni.

– He­im­dal­lu!? Nic ci nie jest? – Pod­szedł do nor­dyc­kie­go bó­stwa i przy­gląd­nął się mu uważ­nie. – Była kil­ku­na­sto­mi­nu­to­wa prze­rwa w trans­fe­rze. Bałem się, że coś ci się stało.

– Mu­sisz biec, lecz wiesz, że wiesz. To za mało jest. Oni cie­bie do­ga­nia­ją, lecz… – od­po­wie­dział He­im­dall za­gad­ko­wo.

– Erm? Na pewno wszyst­ko w po­rząd­ku? – za­fra­po­wał się sza­tan.

– Sa­dzić! Palić! Za­le­ga­li­zo­wać!

Bó­stwo wy­dar­ło się tak gło­śno, że Lu­cy­fer aż pod­sko­czył. Chciał zadać ko­lej­ne py­ta­nie, lecz prze­rwa­ła mu roz­brzmie­wa­ją­ca spod fraka me­lo­dia „Show me the me­aning of being lo­ne­ly” Back­stre­et Boy­sów. Się­gnął do kie­sze­ni po DIE­pho­ne’a.

To Bóg dzwo­nił.

– Zaraz do cie­bie wrócę, przy­ja­cie­lu, ale teraz chyba muszę ode­brać – po­wie­dział sza­tan z krzy­wym uśmiesz­kiem na ustach. Na­brał po­wie­trza w płuca, przy­mknął oczy i prze­su­nął na ekra­nie wy­świe­tla­cza drga­ją­cy, zie­lo­ny pik­to­gram koź­lej głowy. Przy­ło­żył słu­chaw­kę do ucha.

– Biuro Ob­słu­gi Klien­ta. Jeśli chcesz się do­wie­dzieć o naj­now­szych pro­mo­cjach, wci­śnij…

– Lu­cy­fe­rze! – wy­krzyk­nął grom­ko Bóg, prze­ry­wa­jąc mu wy­głu­py. – Wiem, cóżeś uczy­nił! Dałeś lu­dziom tech­no­lo­gię, któ­rej do­stać nie po­win­ni!

– OK. Dobra – przy­znał sza­tan. – Mogę wie­dzieć, kto mnie pod­ka­blo­wał? Ten dwu­li­co­wy dureń Ba­la­am? Na­dę­ty Asmo­de­usz? Ba­pho­met?

– Żaden z two­ich mier­nych słu­gu­sów! Anioł, w któ­re­goś rzu­cił ka­mie­niem!

– Ah, no tak. Mo­głem rzu­cić moc­niej.

– W tych szcze­pion­kach to zwy­kła kra­nó­wa jest! I abor­to­wa­ne płody! – roz­darł się He­im­dall.

– Ja tu roz­ma­wiam, więc mógł­byś się za­mknąć? – zru­gał bó­stwo Lu­cy­fer, któ­re­go humor wy­da­wał się teraz wy­jąt­ko­wo zwa­rzo­ny.

– Sza­ta­nie! Ostrze­gam: albo na­pra­wisz cożeś uczy­nił, albo roz­pocz­nę Dzień Sądu!

– Po­słu­chaj i się nie unoś: lu­dzie nie­dłu­go stwo­rzy­li­by tech­no­lo­gię rów­nie wy­daj­ną jak ta, którą im dałem. Nie ma się co wście­kać i znowu stra­szyć Apo­ka­lip­są.

– Mnie nie o ludz­kość cho­dzi! – za­grzmiał Wszech­mo­gą­cy. – Ta tech­no­lo­gia prze­ni­ka przez kur­ty­nę po­mię­dzy do­me­ną czło­wie­ka a świa­ta­mi ukry­ty­mi przed ludz­kim wzro­kiem! Sy­gnał do­cie­ra nawet do sa­mych nie­bios! Anio­ły, gdy się zo­rien­to­wa­ły, wy­ku­pi­ły na ziemi urzą­dze­nia, ja­kieś aj­fo­ny! Miast śpie­wać psal­my i wiel­bić moją chwa­łę, zaj­mu­ją się jeno tymi dia­bel­ski­mi pu­de­łecz­ka­mi!

– Aj­fo­ny? – Lu­cy­fer za­sta­na­wiał się gło­śno. – W sumie, co in­ne­go mogła kupić banda skrzy­dla­tych hip­ste­rów? Rze­czy­wi­ście, sprze­daż Apple’a ostat­nio pod­sko­czy­ła. Cie­ka­we jak to się od­bi­je…

– Bad­ger! Bad­ger! Bad­ger!* – krzy­ki He­im­dal­la prze­rwa­ły sza­tań­skie dy­wa­ga­cje.

– Roz­ma­wiam! – Ob­li­cze dia­bła gwał­tow­nie zmie­ni­ło się w prze­ra­ża­ją­cą, ro­ga­tą maskę wście­kło­ści, kiedy od­su­nął słu­chaw­kę od ucha i po raz drugi upo­mniał nor­dyc­kie­go boga. – Po­wie­dzia­łem, że masz…

– Mam horom curke! – wy­dar­ło się bó­stwo pro­sto w twarz Lu­cy­fe­ro­wi, do któ­re­go do­pie­ro teraz do­tar­ło, że z jego żywym ser­we­rem naj­wy­raź­niej jest coś nie w po­rząd­ku. Po­ja­wił się pro­blem, któ­re­go roz­wią­za­nie było waż­niej­sze niż roz­mo­wa z Bo­giem.

– Eeee, Boże, nie mogę gadać teraz. Prze­ka­żę wszyst­kim, że naj­wyż­szy czas oprzy­tom­nieć, a poza tym, wjeż­dża­my do tu­ne­lu, czy coś… kszzz… chrup­chrup! – Sza­tan roz­łą­czył się i scho­wał DIE­pho­ne’a do kie­sze­ni. Oparł la­secz­kę o złoty tron, po czym sil­nie spo­licz­ko­wał sie­dzą­ce na nim bó­stwo. – Ej! Obudź się! Coś ty zro­bił? Przy­swo­iłeś cały in­ter­net?

Z jego kie­sze­ni roz­legł się dźwięk, jaki wy­da­je ku­chen­ka mi­kro­fa­lo­wa, kiedy koń­czy pracę. Dia­beł wy­cią­gnął te­le­fon i wy­świe­tlił ode­bra­ne­go maila.

 

From: god@allmighty.hvn

To: D14BL0_666@bite.hl

Topic: Apo­ca­lyp­se Now!

 

Sza­ta­nie!

Nie wy­krę­cisz się od od­po­wie­dzial­no­ści, za to coś uczy­nił! (…)

 

– Oznacz jako spam. I… Usuń. – Dia­beł nie zadał sobie trudu od­czy­tać całej wia­do­mo­ści.

– Mu­shro­om! Mu­shro­om!* – He­im­dall darł się jak opę­ta­ny.

Kiedy Lu­cy­fer cho­wał te­le­fon, usły­szał cha­rak­te­ry­stycz­ny dźwięk przy­cho­dzą­ce­go twe­eta, jed­nak urzą­dze­nie nie za­wi­bro­wa­ło a ekran po­zo­stał czar­ny. Zdzi­wio­ny przyj­rzał się swo­je­mu cacku, kiedy tuż nad jego głową śmi­gnę­ła biała go­łę­bi­ca. Z pa­zur­ków wy­pu­ści­ła nie­wiel­ką kar­tecz­kę, która opa­dła na szkla­ną taflę wy­świe­tla­cza.

 

Bóg Wszech­mo­gą­cy

@Go­dAl­l­mi­gh­ty­Of­fi­cial

Ostrze­ga­łem! Pierw­sza!

 

Z od­da­li uszu dia­bła do­biegł dźwięk pierw­szej trąby. Zre­zy­gno­wa­ny Lu­cy­fer zde­ma­te­ria­li­zo­wał te­le­fon.

– Znowu? – Wes­tchnął cięż­ko, zła­pał laskę i wy­ce­lo­wał ją w bó­stwo na tro­nie. – Przy­kro mi, przy­ja­cie­lu. Takie plany mie­li­śmy, takie per­spek­ty­wy, tyle do­bre­go mo­gli­śmy zro­bić… Zna­czy złego w sumie. Ale nie­waż­ne. Przy­kro mi, ale chyba czas zwi­nąć in­te­res w po­dob­ny spo­sób co ostat­nio.

Z końca laski wy­su­nę­ło się trzy­dzie­sto­cen­ty­me­tro­we ostrze. Z me­lan­cho­lij­nym pół­u­śmiesz­kiem sza­tan przy­glą­dał się jesz­cze przez chwi­lę swo­je­mu za­śle­pio­ne­mu obiet­ni­ca­mi i In­ter­ne­tem wspól­ni­ko­wi. Wresz­cie uśmiech znik­nął z jego twa­rzy a rysy stę­ża­ły, kiedy zro­bił szyb­ki krok w kie­run­ku He­im­dal­la i pchnął go pro­sto w serce.

Zanim bó­stwo umar­ło, z jego ust zdą­ży­ło się dobyć ury­wa­ne za­wo­dze­nie:

– Snake! Snake! *

Koniec

Komentarze

Opo­wia­da­nie jest bar­dzo do­brze na­pi­sa­ne, szyb­ko wcią­gnę­ło i ba­wi­ło do końca. Szcze­gól­nie cenię po­czu­cie hu­mo­ru :) to na­praw­dę fajny, lekki tekst z sym­pa­tycz­ną nutką ab­sur­du, cho­ciaż motyw in­te­rak­cji bóstw jest już nieco wy­eks­plo­ato­wa­ny ;) miło też zo­ba­czyć po­wrót do ko­rze­ni i bez­po­śred­nie od­nie­sie­nie do mi­to­lo­gii ger­mań­skiej. Tylko sy­tu­acja z anio­łem była zbyt oczy­wi­sta.

Że­gnaj! Życzę Ci po­wo­dze­nia, do­kąd­kol­wiek za­nie­sie Cię los!

…Weebl’s Stuff w pol­skiej fan­ta­sty­ce. What a time to be alive. Szko­da, że do Na­rwa­li nie do­tarł… albo do głęb­szych otchn­ła­ni Teh In­ter­web­zów.

Czyta się bar­dzo do­brze, lekko i przy­jem­nie – do­kład­nie jak opi­sał to przed­mów­ca. Chyba zaraz wezmę się za pre­qu­el :)

Przy­jem­ny i lekki po­pra­wiacz hu­mo­ru, do­ce­niam kre­atyw­ne uży­cie 5G i azja­tyc­kie pie­kło fa­brycz­ne. Bra­kło mi tro­chę wię­cej mi­to­lo­gicz­ne­go tła, ale w sumie skoro ko­niec świa­ta się już zda­rzył, może i sko­rup do ze­bra­nia po nim było nie­wie­le? Do­brze od­da­jesz akcję w la­ko­nicz­nych opi­sach i roz­bu­do­wa­nych dia­lo­gach. Nie wiem, czy przez więk­szą sym­pa­tię do nor­dyc­kie­go pan­te­onu czy inne mo­ty­wy, ta przy­go­da Lucka po­do­ba mi się tro­chę bar­dziej od po­przed­niej. Cho­ciaż może one są zu­peł­nie ina­czej zro­bio­ne? Tak, to chyba to. W każ­dym razie, dobre to!

 

Hej :)

 

@Bos­man­Mat

 

cho­ciaż motyw in­te­rak­cji bóstw jest już nieco wy­eks­plo­ato­wa­ny ;) miło też zo­ba­czyć po­wrót do ko­rze­ni i bez­po­śred­nie od­nie­sie­nie do mi­to­lo­gii ger­mań­skiej. Tylko sy­tu­acja z anio­łem była zbyt oczy­wi­sta.

No tak. Wy­eks­plo­ato­wa­ny :) Tro­chę to jest kalka z “Wiary war­to­ści” jeśli cho­dzi o formę i mia­łem nieco wąt­pli­wo­ści, czy nie zmę­czę czy­tel­ni­ka. A sy­tu­acja z anio­łem, po­wia­dasz, oczy­wi­sta? Może i tak, choć do­da­łem od­nie­sie­nie do niej w roz­mo­wie z Bo­giem na samym końcu, to jest, kiedy tekst był w za­sa­dzie skoń­czo­ny. Wcze­śniej miała być tylko takim wtrą­ce­niem bez im­pli­ka­cji dla fa­bu­ły. Faj­nie, że się po­do­ba­ło i dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie i sko­men­to­wa­nie :)

 

@A­straph

 

…Weebl’s Stuff w pol­skiej fan­ta­sty­ce. What a time to be alive. Szko­da, że do Na­rwa­li nie do­tarł… albo do głęb­szych otchn­ła­ni Teh In­ter­web­zów.

Weebl’s lubię od bar­dzo dawna. Mój numer jeden to “Big bag of crabs”, zaś moje dzie­ci uwiel­bia­ją wspo­mnia­ne przez Cie­bie “Na­rwhals”. Cho­ciaż rów­nie czę­sto od­pa­la­ją sobie chyba “Fat la­bra­dor”, “Ar­ma­dil­lo” i “Kenya” :)

 

Czyta się bar­dzo do­brze, lekko i przy­jem­nie – do­kład­nie jak opi­sał to przed­mów­ca. Chyba zaraz wezmę się za pre­qu­el :)

Cie­szę się, że przy­pa­dło Ci do gustu :) A pre­qu­el jest nieco bar­dziej mo­ra­li­za­tor­ski, choć nie­po­zba­wio­ny lek­kie­go hu­mo­ru. Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i zo­sta­wie­nie śladu po sobie :)

 

@o­idrin

do­ce­niam kre­atyw­ne uży­cie 5G i azja­tyc­kie pie­kło fa­brycz­ne.

No, nie są to “Klu­ski nan­kiń­skie i ko­niec Asgar… tfu… Exce­la”, ale ja­kieś od­nie­sie­nie do fa­brycz­ne­go pie­kła mu­sia­łem dać :)

 

Bra­kło mi tro­chę wię­cej mi­to­lo­gicz­ne­go tła, ale w sumie skoro ko­niec świa­ta się już zda­rzył, może i sko­rup do ze­bra­nia po nim było nie­wie­le?

Mi­to­lo­gicz­ne­go tła nie­wie­le, bo wła­śnie tłem miało być je­dy­nie.

 

Nie wiem, czy przez więk­szą sym­pa­tię do nor­dyc­kie­go pan­te­onu czy inne mo­ty­wy, ta przy­go­da Lucka po­do­ba mi się tro­chę bar­dziej od po­przed­niej. Cho­ciaż może one są zu­peł­nie ina­czej zro­bio­ne? Tak, to chyba to. W każ­dym razie, dobre to!

Ta jest bar­dziej ab­sur­dal­na, ale zro­bio­ne są bar­dzo po­dob­nie. Więc chyba za­wa­ży­ła Twoja sym­pa­tia dla Asów :)

 

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i sko­men­to­wa­nie :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

 

PS. oidrin, ra­po­wy track o fa­brycz­nym pie­kle spe­cjal­nie dla Cie­bie: Jedi Mind Tricks

Strasz­nie mnie ten ka­wa­łek rusza.

Known some call is air am

In­te­re­su­ją­ca i roz­ryw­ko­wa hi­sto­ria. Ład­nie po­łą­czy­łeś świat nor­dyc­kich bogów z chrze­ści­jań­ki­mi wie­rze­nia­mi i z tech­no­lo­gią, która do spół­ki z in­ter­ne­tem, są jakąś taką współ­cze­sną re­li­gią, czy też jej za­prze­cze­niem, a pew­nie po tro­sze i jed­nym i dru­gim.

Mam pro­blem z koń­ców­ką, szko­da mi He­im­dal­la, taka ta śmierć wy­da­je mi się bez­sen­sow­na i wcale nie­śmiesz­na :(

 

Jesz­cze parę uwag do tek­stu:

 

– Go­łę­bie? Nie wie­dzia­łem, że po­tra­fią się prze­miesz­czać mię­dzy świa­ta­mi.

– Za­po­mnia­łem, jaki po­tra­fisz być iry­tu­ją­cy. Do­brze wiesz, że cho­dzi mi o anio­ły.

 

hehe, no pięk­ny żar­cik :D

 

– Oglą­dam na­ro­dzi­ny gwiaz­dy.

– Słaba, łzawa szmi­ra. Na końcu pijak się za­bi­ja.

 

– spo­iler alert!

 

Prze­rwij mi, jeśli się mylę: prze­trwa­łeś Ra­gna­rok, bo udało ci się stąd uciec[+,] kiedy wszyst­ko się sy­pa­ło

 

Mach­nął ostat­ni raz ręką, stuk­nął laską o bruk i stwo­rzył wokół placu ścia­ny pie­kiel­nych pło­mie­ni. – Na po­czą­tek fi­re­wall po­wi­nien wy­star­czyć.

– to bar­dziej pa­su­je do bo­skie­go dzie­ła, to Bóg po­sta­wił anio­ła z ogni­stym mie­czem, żeby bro­nił wstę­pu do raju, je­że­li do­brze pa­mię­tam.

 

 

Anio­ły, gdy się zo­rien­to­wa­ły, wy­ku­pi­ły na ziemi urzą­dze­nia, które na­zy­wa­ją aj­fo­na­mi! Miast śpie­wać psal­my i wiel­bić moją chwa­łę, zaj­mu­ją się jeno tymi dia­bel­ski­mi pu­de­łecz­ka­mi!

 

– a nie mogły anio­ły sobie wy­my­ślić cze­goś swo­je­go? Może jakiś glo­ry­pho­ne? :D

Che mi sento di morir

Cześć BK, faj­nie że wpa­dłeś :)

 

Mam pro­blem z koń­ców­ką, szko­da mi He­im­dal­la, taka ta śmierć wy­da­je mi się bez­sen­sow­na i wcale nie­śmiesz­na :(

No mnie też go szko­da, ale Lu­cy­fer to strasz­na menda jest i ina­czej za­my­kać biz­ne­sów nie po­tra­fi.

 

– spo­iler alert!

Prze­pra­szam za to. Ale jakoś mi tak do głowy przy­szło, bo mnie żona zmu­si­ła do obej­rze­nia tego filmu.

 

to bar­dziej pa­su­je do bo­skie­go dzie­ła, to Bóg po­sta­wił anio­ła z ogni­stym mie­czem, żeby bro­nił wstę­pu do raju, je­że­li do­brze pa­mię­tam.

No niby tak, ale to jest sa­ta­ni­stycz­ny fi­re­wall, który nie broni do­stę­pu do raju, tylko za­bez­pie­cza He­im­dal­lo­wo– Lu­cy­fe­ro­we dzie­ło.

 

– a nie mogły anio­ły sobie wy­my­ślić cze­goś swo­je­go? Może jakiś glo­ry­pho­ne? :D

Chyba Glo­ry­Ho­le :P

A serio, to nie bar­dzo mogły wy­my­ślić, bo nie mają tam w nie­bie moż­li­wo­ści i Bóg nie po­zwa­la. A poza tym przy­tyk w stro­nę Apple’a by nie wy­szedł ;)

 

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz

Q

Known some call is air am

Wie­dzia­łem, że glo­ry­pho­ne sią­dzie :D

 

A je­że­li już o fir­mie z jabł­kiem mó­wi­my – może coś z Ada­mem, Ewą i wężem? Po­myśl ;)

Che mi sento di morir

Po­mysł po­dob­ny do tego z Wiary war­to­ści i przed­sta­wie­nie spra­wy rów­nież. Tylko mi­to­lo­gia inna, ale roz­ba­wia­ją­cy cha­rak­ter opo­wia­da­nia po­zo­stał. ;)

Czy­ta­ło się cał­kiem faj­nie, a by­ło­by jesz­cze le­piej, gdy­byś za­dbał o na­le­ży­te wy­ko­na­nie.

 

– Ale tu jest baj­zel!  – Wy­krzyk­nął mło­dzian w stro­ju ma­gi­ka… ―> – Ale tu jest baj­zel!  – wy­krzyk­nął mło­dzian w stro­ju ma­gi­ka

Su­ge­ru­ję po­now­ną lek­tu­rę po­rad­ni­ka o za­pi­sie dia­lo­gów: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

cza­sem przy­ła­żą. U nich pa­nu­je to­tal­na anar­chia, nie to co u mnie. Bóg po­zwa­la du­szom zmar­łych łazić gdzie chcą, po całym nie­bie. Oczy­wi­ście oprócz jego pry­wat­nej chmur­ki, gdzie nawet skrzy­dla­ci nie mogą wła­zić bez za­pro­sze­nia. No i wy­obraź sobie, że je­steś, na przy­kład, Ar­cha­nio­łem Ga­bry­siem. Pin­kasz sobie na har­fie, a tu jakiś na­tręt przy­ła­zi i pyta… ―> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nia?

 

– Nie ma za co. A teraz słu­chaj, He­im­dal­lu… ―> Do czego od­no­szą się słowa: – Nie ma za co?

 

Lu­cy­fer się­gnął pod poły fraka i wy­cią­gnął z we­wnętrz­nej kie­sze­ni przed­miot. ―> Poły fraka nie maja kie­sze­ni.

Pew­nie miało być: Lu­cy­fer się­gnął w zan­drze fraka i wy­cią­gnął z we­wnętrz­nej kie­sze­ni przed­miot.

 

bo ten jak zwy­kle gadał by i gadał. ―> …bo ten, jak zwy­kle, ga­dał­by i gadał.

 

Po­sta­wił kie­lisz­ki na po­rę­czy tronu, od­kor­ko­wał bu­tel­kę i roz­lał do nich wina. ―> …nalał do nich wina. Lub: …i roz­lał do nich wino.

 

Lu­dzie i tak kie­dyś, pew­nie za nie­dłu­go, stwo­rzy­li­by tech­no­lo­gię… ―> Lu­dzie i tak kie­dyś, pew­nie nie­dłu­go/ nie­za­dłu­go, stwo­rzy­li­by tech­no­lo­gię

 

Pró­bo­wał uspo­ko­ić za­gnie­wa­ne­go Boga dia­beł. ―> Dia­beł pró­bo­wał uspo­ko­ić za­gnie­wa­ne­go Boga.

 

– Mnie nie o ludz­kość cho­dzi! – Za­grzmiał Wszech­mo­gą­cy. ―> – Mnie nie o ludz­kość cho­dzi! – za­grzmiał Wszech­mo­gą­cy.

 

– Bad­ger! Bad­ger! Bad­ger!* – Krzy­ki He­im­dal­la prze­rwa­ły sza­tań­skie dy­wa­ga­cje. ―> – Bad­ger! Bad­ger! Bad­ger!* – krzy­ki He­im­dal­la prze­rwa­ły sza­tań­skie dy­wa­ga­cje.

 

Wes­tchnął cięż­ko, zła­pał za laskę i wy­ce­lo­wał ją w bó­stwo na tro­nie. ―> Wes­tchnął cięż­ko, zła­pał laskę i wy­ce­lo­wał ją w bó­stwo na tro­nie.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć. Fajne lek­kie opko (He­re­zja zna­czy się ;-) ), czuć ducha “Wiary war­to­ści”, choć jest tu znacz­nie mniej fi­lo­zo­fii, a znacz­nie wię­cej hu­mo­ru. Bad­ger! Bad­ger! Bad­ger! Mu­schro­om! Cu­deń­ko nor­mal­nie. Ser­wer się wziął i się za­wie­sił. Pro­sta scena mówi wię­cej, niż ty­siąc słów.

Forma przy­stęp­na, do­brze się czyta, a jed­no­cze­śnie skła­nia do re­flek­sji nad tym, dokąd nas in­for­ma­ty­za­cja do­pro­wa­dzi. Re­flek­sje z tek­stu zo­sta­ną mi w gło­wie na dłu­żej (mam na­dzie­ję…)

Snake!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Hej :)

 

Ba­se­ment­Key – hmmm, może ja­kieś drab­ble kie­dyś, ale nie tutaj, w tym tek­ście.

 

Reg, zo­ba­cze­nie Two­je­go ko­men­ta­rza pod swoim tek­stem, jest jak na­ro­dzi­ny pierw­sze­go dziec­ka: cie­szysz się jak cho­le­ra, a jed­no­cze­śnie oba­wiasz co to teraz bę­dzie ;) A po jego prze­czy­ta­niu (ko­men­ta­rza, nie dziec­ka ;)) wiesz, że jest tym na co się li­czy­ło; co wnieść do tek­stu może tylko wiele do­bre­go :)

 

Po­mysł po­dob­ny do tego z Wiary war­to­ści i przed­sta­wie­nie spra­wy rów­nież. Tylko mi­to­lo­gia inna, ale roz­ba­wia­ją­cy cha­rak­ter opo­wia­da­nia po­zo­stał.

Tak. To w za­sa­dzie kalka po­my­słu z tam­te­go opo­wia­da­nia, tyle, że tym razem nie chcia­łem ni­cze­go spe­cjal­ne­go prze­ka­zy­wać, a głów­nie do­brze się bawić i dodać wię­cej hu­mo­ru.

 

Czy­ta­ło się cał­kiem faj­nie, a by­ło­by jesz­cze le­piej, gdy­byś za­dbał o na­le­ży­te wy­ko­na­nie.

Sta­ram się, Reg, sta­ram jak mogę. Cza­sem coś nie wyj­dzie, co zresz­tą ład­nie wy­punk­to­wa­łaś, ale (chyba) ja­kieś po­stę­py czy­nię.

 

Su­ge­ru­ję po­now­ną lek­tu­rę po­rad­ni­ka o za­pi­sie dia­lo­gów:

OK. To bę­dzie już któ­raś z kolei. Chyba jed­nak za wolno się uczę, albo za mało za­pa­mię­tu­ję z tego po­rad­ni­ka. No nic, trze­ba za­siąść ko­lej­ny raz.

Do czego od­no­szą się słowa: – Nie ma za co?

He­im­dall wcze­śniej wspo­mi­na, że musi prze­ga­niać z As­gar­du anio­ły. Tego jed­nak nie mu­siał, bo to sza­tan go prze­go­nił. “Nie ma za co” to iro­nia, bo He­im­dall nie mu­siał się ru­szać z tronu, anioł zo­stał prze­pę­dzo­ny a sza­tan nie usły­szał “Dzię­ku­ję”.

Poły fraka nie maja kie­sze­ni.

Dzię­ki za in­for­ma­cję do za­pa­mię­ta­nia na przy­szłość.

I w ogóle dzię­ki za prze­czy­ta­nie opka i po­zo­sta­wie­nie po­ucza­ją­ce­go ko­men­ta­rza. Po raz ko­lej­ny :)

 

kra­r85 – cześć, miło że wpa­dłeś :)

 Bad­ger! Bad­ger! Bad­ger! Mu­schro­om! Cu­deń­ko nor­mal­nie. Ser­wer się wziął i się za­wie­sił.

Ten Bad­ger! to przy­pad­kiem wpadł do tek­stu, wcze­śniej He­im­dall wy­krzy­ki­wał ja­kieś głu­po­ty o pła­skiej ziemi i in­nych bzdur­kach, któ­rych pełno w in­ter­ne­tach. Na umiesz­cze­nie tego w tek­ście za­wa­żył Snake! :)

Re­flek­sje z tek­stu zo­sta­ną mi w gło­wie na dłu­żej (mam na­dzie­ję…)

Cie­szę się bar­dzo i dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz :)

PS. Jak tam Twoje “Ko­lej­ne brzyd­kie ka­cząt­ko”? Jak już po­na­no­sisz po­praw­ki, ko­niecz­nie daj znać.

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

Outto Se­we­rze, nie­ste­ty, nie pojmę od­czuć, ja­kich do­zna­jesz na widok mo­je­go ko­men­ta­rza, a to dla­te­go, że nigdy nie mia­łam dzie­ci i nigdy nie na­pi­sa­łam tek­stu, pod któ­rym mo­gła­bym spo­dzie­wać się choć­by słowa ode mnie. ;)

Od­czu­wam na­to­miast głę­bo­ką sa­tys­fak­cję, że mój ko­men­tarz speł­nia Twoje ocze­ki­wa­nia. Po­zo­sta­ję też pełna na­dziei i wiary, w coraz lep­szą ja­kość Two­ich przy­szłych dzieł. ;)

Ogrom­nie się cie­szę, że mo­głam się przy­dać i bar­dzo dzię­ku­ję za wy­ja­śnie­nia. Teraz obec­ność słów – Nie ma za co, jest jasna.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cie­szę się, że Ty się cie­szysz ;)

A ko­men­tarz ta­kiej szy­chy (to, że je­steś szy­chą, co­kol­wiek to zna­czy, usta­li­li­śmy już jakiś czas temu w ko­men­ta­rzach pod czy­imś opo­wia­da­niem, więc kru­szyć kopii o ten tytuł już nie mam za­mia­ru:)) jak Ty, za­wsze jest przy­dat­ny :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

 

 

Known some call is air am

Ro­zu­miem, dzię­ku­ję i ode mnie ser­decz­no­ści. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Outta Sewer, jak dla mnie to ten Bad­ger! to świet­ny ele­ment. Ot nor­dyc­kie bó­stwo za­wie­si­ło się na YT. Cie­ka­wa (choć ba­nal­na) wizja Ra­gna­ro­ku jako zmierz­chu czasu wie­rzeń nor­dyc­kich, wy­par­tych przez inne wie­rze­nia. I ten dia­beł kro­czą­cy po­śród ruin…

Swoje po­pchnę jakoś w week­end i zde­cy­do­wa­nie dam znać. W ty­go­dniu nie­ste­ty na­tłok wszyst­kie­go in­ne­go robi swoje – ot proza życia.

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Sym­pa­tycz­ny utwo­rek, z lekka za­baw­ny. Cho­ciaż za słabo kumam In­ter­net i współ­cze­sną tech­no­lo­gię, żeby wszyst­ko za­ła­pać.

Dla­cze­go Nor­dyk krzy­czy mu­sh­ro­om przez ch?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@kra­r85 – no to dzia­łaj i dawaj znać :)

@Fin­kla – dzię­ki za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz. A nord krzy­czy o grzy­bach przez “ch” bo nie umie po an­giel­sku ;) A tak serio, to li­te­rów­ka, która czę­sto mi się zda­rza, kiedy piszę w tym ję­zy­ku, bo palce jakoś same po kla­wia­tu­rze błą­dzą w po­szu­ki­wa­niu tego “c” przed na­pi­sa­niem “h”. Już po­pra­wiam :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Lekko, przy­jem­nie, za­baw­nie :) Dużo od­nie­sień do współ­cze­snych “bo­lą­czek”. A do tego jesz­cze od­wo­ła­nie do nor­dyc­kiej mi­to­lo­gii. Jeśli cho­dzi o warsz­tat – też na plus; do­brze się czy­ta­ło :) Tak więc ode mnie ko­lej­ny bi­blio­tecz­ny kli­czek :)

Kur­czę, aku­rat Wiara war­to­ści jest chyba je­dy­nym Twoim opkiem, któ­re­go nie czy­ta­łam ;)

Ten wy­stęp ma­gi­ka bar­dzo mi się po­do­bał :) Co wła­ści­wie za­wdzię­cza­my dia­błu, in­ter­net jako taki, czy też jakąś kon­kret­ną jego część. Bo apo­ka­lip­sa wy­da­je mi się w tym wy­pad­ku wy­le­wa­niem dziec­ka z ką­pie­lą ;) Co praw­da też słabo znam się na no­wych tech­no­lo­giach, ale tutaj aku­rat nie mia­łam pro­ble­mu ze zro­zu­mie­niem, a to, czego nie ro­zu­mia­łam, po­ka­za­łeś w po­da­nym we wstę­pie linku. Mi­to­lo­gię nor­dyc­ką bar­dzo lubię i tro­chę żach­nę­łam się na wy­ko­rzy­sta­nie w tak nie­cny spo­sób przed­sta­wi­cie­la (ostat­nie­go!) tegoż pan­te­onu ;) Ale dobra, niech Ci bę­dzie.

Ge­ne­ral­nie mi się :)

Klicz­ka po­trze­bu­jesz? Zaraz zer­k­nę, jeśli tak to masz oczy­wi­ście :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Sze­lest, sze­lest, sze­lest, sss… Masz Ci babo pla­cek, Lucek za­ła­twił na­stęp­ne­go boga. Który na­stęp­ny w ko­lej­ce? Ma kło­po­ty, więc bę­dzie szu­kał roz­wią­za­nia.

Lekko się czy­ta­ło, sporo od­nie­sień do współ­cze­sno­ści i ład­nie wy­ko­rzy­sta­ne. Przy oka­zji o o tym He­im­dal­lu do­czy­ta­łam i tę­czo­wym mo­ście, kto­re­go strzegł. Jest humor, tylko ostat­ni sztych zbił mnie z tropu. Nie go­dzi­ło się tego robić, choć ro­zu­miem, że Lu­cy­fer nie był w sta­nie prze­rwać po­łą­cze­nia.

I ja po­skar­żę do bi­blio.

Po­ni­żej, za­uwa­żo­ne po dro­dze dro­bia­zgi:

,Jeśli nie wie­rzysz, mo­żesz wpaść do pie­kła i zo­ba­czyć(+,?) co tam teraz mamy.

,Jest jesz­cze kilka miejsc(+,) gdzie sy­gnał nie do­cie­ra, ale Be­lial z Ba­alem wła­śnie koń­czą mon­to­wać wzmac­niacz w ko­ro­nie Yg­g­dra­si­la.

,Mu­sisz biec(+,) lecz wiesz, że wiesz. To za mało jest. Oni cie­bie do­ga­nia­ją(+,) lecz… – od­po­wie­dział He­im­dall za­gad­ko­wo.

,Anioł(+,) w któ­re­goś rzu­cił ka­mie­niem!

,Ale urzą­dze­nie nie za­wi­bro­wa­ło(+,) a ekran po­zo­stał czar­ny.

srd :-)

a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Asy­lum, tekst już jest w Bi­blio­te­ce, nie ma co skar­żyć.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

“Dal­sza część”

– można czy­tać nie­za­leż­nie, czy wy­so­ce wska­za­ne jest by robić to po kolei?

 

Nie, nie jest wska­za­ne. Ob­szer­niej­sze od­po­wie­dzi póź­niej, bo wódka ;)

Known some call is air am

Oki – doki, czyli nie skar­żę, Fin­klo! :DDD

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Jest humor, tylko ostat­ni sztych zbił mnie z tropu. Nie go­dzi­ło się tego robić […]

No wła­śnie, Asy­lum, mnie to też roz­cza­ro­wa­ło :( 

 

Outta, czy ja do­brze ro­zu­miem, że spo­ży­wasz dziś wy­so­ko­pro­cen­to­wy al­ko­hol?

Che mi sento di morir

Aye, moja być pi­ja­na i pisać głu­po­ty :)

Known some call is air am

Od razu spo­ży­wa… A może tylko pędzi i śpie­szy się, by zdą­żyć na czas? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Pędzi, Fin­klo? W sen­sie sa­mo­gon? :D

Che mi sento di morir

Dwu­znacz­ność za­mie­rzo­na. :-D

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Che mi sento di morir

Cześć :)

 

@ka­tia­72 – cie­szę się, że się po­do­ba­ło :) Dzię­ki za czas po­świę­co­ny na czy­ta­nie i sko­men­to­wa­nie :) No i za klika :)

 

@Irka – dzię­ki :) Jeśli cho­dzi o tech­no­lo­gię, to in­ter­net za­wdzię­cza­my lu­dziom, któ­rzy go wy­na­leź­li :P Sza­tan je­dy­nie chciał roz­sze­rzyć jego za­sięg po­przez wy­ko­rzy­sta­nie bi­fro­stu. He­im­dal­la też mi było szko­da, ale Lucek już tak ma, że pali za sobą mosty i wy­bi­ja ostat­nich przed­sta­wi­cie­li in­nych pan­te­onów, unie­moż­li­wia­jąc mi na­pi­sa­nie ko­lej­ne­go tek­stu o jego kno­wa­niach, z wy­ko­rzy­sta­niem tych­że ;) Gdzieś tam kieł­ku­je po­mysł na wej­ście z bu­ta­mi w pan­te­on egip­ski, ale na razie od­sta­wiam sza­ta­na na awa­ryj­ny tor i łapię się za inne po­my­sły. RA­Port mniej­szo­ści to teraz prio­ry­tet, bo je­stem jed­nym z or­ga­ni­za­to­rów i bę­dzie wstyd, jak ni­cze­go nie na­pi­szę na ten kon­kurs. Na razie jed­nak ri­sercz, żeby wszyst­ko się kle­iło jak rymy z bitem :)

 

@A­sy­lum – miło Cię wi­dzieć pod moim tek­stem, jak za­wsze zresz­tą :) He­im­dall mu­siał zgi­nąć, dla­cze­go, py­taj­cie Lucka. Uster­ki zaraz po­pra­wię.

 

@Wilk – po­przed­nie opo­wia­da­nie o Lu­cy­fe­rze jest sa­mo­dziel­ną opo­wie­ścią, ta w za­sa­dzie też, choć przy końcu jest kilka od­wo­łań do wze­śniej­szej. Nie po­win­ny jed­nak wpły­wać na przej­rzy­stość fa­bu­ły.

 

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny i zo­sta­wie­nie po sobie śladu

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

Known some call is air am

Na ziemi coraz wię­cej ludzi od­wra­ca się od wiary. Nie­wie­rzą­cy idą oczy­wi­ście do pie­kła, gdzie przyj­mu­je­my ich z na­le­ży­tym bra­kiem sza­cun­ku

 

To zda­nie zro­bi­ło mi dzień :)

 

I teraz tak: pierw­sze wra­że­nie – opo­wia­da­nie jest równe w całej swej ob­ję­to­ści. A to bar­dzo ważne. Nie ma, po mo­je­mu, pusz­czo­nych frag­men­tów, nie ma luk emo­cjo­nal­no-po­znaw­czych, w cza­sie któ­rych czy­tel­ni­ko­wi się ode­chcie­wa, bo wy­da­je mu się, że się Autor za­wie­sił. ;)

To nie­za­prze­czal­ne plusy.

Po­dob­nie jak po­czu­cie hu­mo­ru. Tego typu te­ma­ty­ka by­ła­by ab­so­lut­nie bez hu­mo­ru nie­straw­na. Ale jest , i to sporo. I pełni kon­kret­ną funk­cję, nie robi za bez­re­flek­syj­ny roz­ba­wiacz, ale nie­ja­ko – stało się sma­rem, po któ­rym czy­tel­nik pły­nie z po­wo­dze­niem do fi­na­łu.

Do­brze to wróży na przy­szłość, bo to co wy­mie­ni­łem ozna­cza, że masz na czym i czym bu­do­wać. Sło­wem – że Ci się bu­dow­la nie roz­sy­pu­je w trak­cie pi­sa­nia – a to wcale nie takie oczy­wi­ste. I wcale nie łatwe.

Teraz plusy i za­ra­zem mi­nu­sy. Te­ma­ty­ka jest po­twor­nie nie­bez­piecz­na dla au­to­ra. Można się prze­je­chać w kilka se­kund. Ale wy­bra­łeś spraw­dzo­ne roz­wią­za­nie – i Twoi bo­ha­te­ro­wie są… ludz­cy. Mają nie­źle za­ry­so­wa­ne cha­rak­te­ry, są przy tym nie­kie­dy nawet sym­pa­tycz­ni, acz u Lucka co pe­wien czas wy­ła­nia się jego praw­dzi­wa na­tu­ra. Nie wiem, w jakim stop­niu przy­czy­ni­ły się do tego “Wiel­kie kon­flik­ty” GF Dar­win, ale… czyż­bym traf­nie wy­czu­wał to po­dej­ście i tę po­ety­kę? Czy­ta­łem i wi­dzia­łem dwóch ak­to­rów z GF Dar­win w swych kul­to­wych ro­lach, po­waż­nie.

No i pora na (jak dla mnie) minus, ale to wy­ni­ka zwy­czaj­nie z ró­zni­cy po­ko­le­nio­wej – dla mnie Sieć to na­rzę­dzia do pracy. Wy­szu­ki­war­ka – to owych na­rzę­dzi naj­wyż­sza ema­na­cja ;). U Cie­bie widać głów­nie inną rolę Sieci – fun. Co okra­szo­ne grep­sa­mi dość her­me­tycz­ny­mi dla mego po­ko­le­nia – sta­wia mnie w po­czu­ciu lek­kiej bez­rad­no­ści, po­głę­bia­nej wro­dzo­nym le­ni­stwem. :D

Za to widzę wy­raź­ne ostrze­że­nie – Sieć w roli no­we­go bó­stwa, bę­dą­ce­go za­gro­że­niem dla Naj­wyż­sze­go. Czyli wprost na­wią­za­nie do pod­sta­wo­we­go Przy­ka­za­nia – Nie bę­dziesz miał bogów cu­dzych przede mną….

Nie­źleś to prze­my­cił. Spraw­nie i nie­ja­ko przy oka­zji.

Sło­wem – po­do­ba­lo się. Może bym o ja­kieś 5 pro­cent skró­cił, ale nie jest to wa­ru­nek sine qua non. Z pew­no­ścią za to prze­cze­sał­bym to opo­wia­da­nie pod kątem po­wtó­rzeń. Sam mam z nimi pro­ble­my, a skoro widzę je u Cie­bie, to zna­czy, że one są i jest ich tro­chę ;).

p.s.

Wa­le­nie do anio­łów z bam­bul­ca… Nie­złe :D. Na­praw­dę nie­zle…

p.s.2 – Ża­łu­ję, że nie prze­czy­ta­łem wcze­śniej. Też bym wnio­sko­wał o bi­blio­te­kę.

p.s.3 – obej­rza­łem bor­su­ki… Hmm….. psy­cho­de­licz­ne. ;)

pozdr.

P.

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Cześć rry­ba­ku, miło Cię wi­dzieć pod moim tek­stem :)

 

Dzię­ki za miłe słowa, a za kry­ty­kę tym bar­dziej. Cały czas się sta­ram uczyć i szli­fo­wać moją pi­sa­ni­nę, choć piszę coś in­ne­go, niż to, czego w fan­ta­sty­ce szu­kam. Wy­ni­ka to ze świa­do­mo­ści, że jesz­cze za słaby je­stem w te kloc­ki. Ale może pew­ne­go dnia to się zmie­ni, kiedy wię­cej się na­uczę i porwę się na coś głęb­sze­go.

 

Nie wiem, w jakim stop­niu przy­czy­ni­ły się do tego “Wiel­kie kon­flik­ty” GF Dar­win, ale… czyż­bym traf­nie wy­czu­wał to po­dej­ście i tę po­ety­kę? Czy­ta­łem i wi­dzia­łem dwóch ak­to­rów z GF Dar­win w swych kul­to­wych ro­lach, po­waż­nie.

GF Dar­win? Wi­dzia­łem tylko jakiś jeden ich, nie wiem, skecz? Ten o Gan­dal­fie, ale to było dawno temu i nie­spe­cjal­nie ko­ja­rzę tę grupę. Ja po pro­stu mam pry­wat­nie takie po­dej­ście – nie­zbyt po­waż­ne ga­da­nie o rze­czach po­waż­nych.

 

No i pora na (jak dla mnie) minus, ale to wy­ni­ka zwy­czaj­nie z ró­zni­cy po­ko­le­nio­wej – dla mnie Sieć to na­rzę­dzia do pracy. Wy­szu­ki­war­ka – to owych na­rzę­dzi naj­wyż­sza ema­na­cja ;). U Cie­bie widać głów­nie inną rolę Sieci – fun. Co okra­szo­ne grep­sa­mi dość her­me­tycz­ny­mi dla mego po­ko­le­nia – sta­wia mnie w po­czu­ciu lek­kiej bez­rad­no­ści, po­głę­bia­nej wro­dzo­nym le­ni­stwem. :D

Róż­ni­ca w po­strze­ga­niu jest na pewno, moż­li­we nawet, że wy­ni­ka ona z racji przy­na­le­że­nia do róż­nych po­ko­leń. Ty pew­nie trak­tu­jesz in­ter­net jak, hmm, ka­ra­bin snaj­per­ski – ma ści­słe prze­zna­cze­nie, po­szu­ku­jesz celu, przy­mie­rzasz i po­cią­gasz za spust pre­cy­zyj­nie tra­fia­jąc. Dla mnie in­ter­net to bar­dziej Ga­tling gun, roz­py­lacz – tra­fiam w cel, ale rów­nie czę­sto obok, uży­wam go do po­kry­cia więk­sze­go ob­sza­ru (praca, za­ba­wa, nauka, ko­mu­ni­ka­cja). Choć kilka lat temu zre­zy­gno­wa­łem z uży­wa­nia me­diów spo­łecz­no­ścio­wych typu fa­ce­bo­ok. Nie wiem co to di­scord, nie ro­zu­miem snap­cha­tów i tik­to­ków a in­sta­gram to dla mnie nazwa cze­goś, z czego w in­ter­ne­tach się śmie­ją :)

 

Z pew­no­ścią za to prze­cze­sał­bym to opo­wia­da­nie pod kątem po­wtó­rzeń. Sam mam z nimi pro­ble­my, a skoro widzę je u Cie­bie, to zna­czy, że one są i jest ich tro­chę ;).

To tylko jeden z pro­ble­mów, obok in­ter­punk­cji, bu­do­wy zdań i jesz­cze kilku. No, ale mam na­dzie­ję, że będą te pro­ble­my ule­gać re­duk­cji, wraz z do­świad­cze­niem.

 

p.s.3 – obej­rza­łem bor­su­ki… Hmm….. psy­cho­de­licz­ne. ;)

Mocno :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

 

Known some call is air am

A to Ci gf dar­win szcze­rze po­le­cam. Za­cznij od klipu Orki z Ma­jor­ki ;). A potem Wiel­kie Kon­flik­ty – cykl z Bo­giem, Luc­kiem i Je­zu­sem:)

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Cześć Outta:-)

co zna­czy mało sym­pa­tycz­ne­go Lu­cy­fe­ra? Uwa­żam, że jest prze­uro­czy!:-) 

Wiesz, że po­do­ba mi się Twój styl i po­czu­cie hu­mo­ru. 

 

po­zdra­wiam:-)

Spraw­dzę sobie rry­ba­ku, bo te Orki z Ma­jor­ki to też gdzieś już sły­sza­łem :)

 

Siema Ol­ciat­ko :)

Dla jed­nych sym­pa­tycz­ny, dla in­nych nie (Fin­kla go nie lubi :))

Known some call is air am

Ja nie lubię Lucka? Za­le­ży, jaki eg­zem­plarz się trafi.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ja nie lubię Lucka, mam do niego żal za za­bi­cie He­im­dal­la. Albo do Cie­bie Outta, że go do tego zmu­si­łeś :P

Che mi sento di morir

Nie czy­ta­łem pierw­szej czę­ści, ale wrzu­cę ją do ko­lej­ki, bo to opo­wia­da­nie bar­dzo mi się po­do­ba­ło i szcze­rze mnie roz­ba­wi­ło. Fraj­da z czy­ta­nia nie­sa­mo­wi­ta! Aż za­czą­łem roz­my­ślać nad spe­cy­fi­ką pió­rek, bo do­sta­ją je za­zwy­czaj tek­sty am­bit­ne, a jeśli nawet nie am­bit­ne, to pi­sa­ne na serio, a prze­cież i pół-se­rio można stwo­rzyć coś świet­ne­go! 

Żarty bar­dzo w moim gu­ście, fajne sło­wo­twór­stwo, a to z in­for­ma­ty­ka­mi to po pro­stu złoto. 

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

Dzię­ki Ge­ki­ka­ra za od­wie­dzi­ny i po­chleb­ny ko­men­tarz :)

 

Cie­szę się, że Ci się po­do­ba­ło i że humor przy­padł Ci do gustu. Pierw­sza część jest kon­struk­cyj­nie bar­dzo po­dob­na do tej, ale mniej w niej hu­mo­ru, choć kilka żar­ci­ków też się tra­fia :)

 

Known some call is air am

Eeee, Geki, je­steś w myl­nym błę­dzie :). Moje “Sowy” były prze­cież w grun­cie rze­czy dra­stycz­ną sa­ty­rą na dzi­siej­szą Pol­skę… Ja­dą­cą głów­nie na hu­mo­rze i na­wią­za­niach po­pkul­tu­ro­wych.

Zwró­cić piór­ko Sowom i Skow­ron­kom z Ke­ple­ra!

Mu­sisz biec, lecz wiesz, że wiesz. To za mało jest. 

Bez sensu. To jest jedno zda­nie prze­cież.

Ale czy­ta­ło się przy­jem­nie :)

 

Przy­no­szę ra­dość :)

Outta Sewer – wpa­dłam tutaj jako śro­do­wa dy­żur­na i bar­dzo ża­łu­ję… że nie zro­bi­łam tego wcze­śniej!

Bar­dzo, bar­dzo mi się po­do­ba­ło!

Fajny po­mysł na opo­wia­da­nie, a re­we­la­cyj­ny na po­stać głów­ne­go Lucy… zna­czy bo­ha­te­ra :) Na­ma­lo­wa­łeś go sło­wa­mi tak pięk­nie, że nie tylko go wi­dzia­łam, ale też od­bie­ra­łam jako w pełni do­pra­co­wa­ną po­stać. He­im­dall i Bóg też dali radę, w koń­ców­ce mia­łam trosz­kę sko­ja­rze­nia z ka­ba­re­tem Neo-Nów­ka i ich ske­czem o Bogu :D A w mo­men­cie po­ja­wie­nia się dia­bel­skiej twa­rzy nie­mal wi­dzia­łam Jen z IT­Crowds (od­ci­nek z przy­jaz­dem Ciot­ki :D) :D :D :D

W ogóle w tek­ście jest tyle faj­nych smacz­ków, krucz­ków, niu­an­sów, że nie­mal obu­dzi­łam synka, bo tak się śmia­łam :D Dzię­ki :D Jutro muszę sobie z gło­sem te ba­dże­ry obej­rzeć, bo nie ma ta­kie­go efek­tu teraz :D

Ko­niecz­nie, ale to ko­niecz­nie pisz dalej w tym kli­ma­cie, a Lucka wy­ko­rzy­stuj ile wle­zie, bo fajny Ci wy­szedł.

 

P.S. Też bym jakoś ina­czej roz­wią­za­ła kwe­stię z He­im­dal­lem, koń­ców­ka jest odro­bin­kę słab­sza, niż resz­ta tek­stu, no ale ze wzglę­du na ma­gicz­ny urok Lu­cy­fe­ra je­stem skłon­na Ci wy­ba­czyć :D

 

Świet­na ro­bo­ta!

Hej :)

Dzię­ki Ilu­zjo za miłe słowa. Cie­szę się nie­zmier­nie, że moje opo­wia­da­nie przy­pa­dło Ci do gustu. Lucek po­wstał przy oka­zji wcze­śniej­sze­go opka, do któ­re­go lin­ku­ję w opi­sie. Na razie Lucek musi po­cze­kać, bo sku­piam się na dwóch in­nych tek­stach, które muszę na­pi­sać na kon­kur­sy, ale mam na­dzie­ję jesz­cze po­wró­cić do jego przy­gód.

Wszel­kie sko­ja­rze­nia z po­pkul­tu­rą jak naj­bar­dziej na miej­scu, bo Lucek jest tutaj umiesz­cza­ny w pul­po­wej kon­wen­cji. Choć aku­rat IT Crowd słabo ko­ja­rzę, wi­dzia­łem je­dy­nie kilka od­cin­ków.

 

@Anet – jakoś prze­ga­pi­łem Twój ko­men­tarz. Wy­bacz. Dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz. A co do wy­po­wia­da­ne­go przez He­im­dal­la zda­nia, do któ­re­go masz za­strze­że­nia, to… Ya know grl, wie­dzia­łem, że bę­dziesz jedną z tych osób, które roz­gry­zą skąd ta cy­ta­ta ;)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

Known some call is air am

Hej, nie­źle uba­wi­łam się, czy­ta­jąc twój tekst :) Czy­ta­łam z nie­słab­ną­cym za­in­te­re­so­wa­niem, po­sta­ci są wy­ra­zi­ste, cie­ka­we i bar­dzo ład­nie na­kre­ślo­ne. W ogóle bar­dzo fajny po­mysł z po­łą­cze­niem mi­to­lo­gii i wi­ra­ry ;)

Lu­cy­fer mniej sko­ja­rzył mi się z ma­gi­kiem, a bar­dziej z tym go­ściem. W razie więk­szej ilo­ści wol­ne­go czasu po­le­cam obej­rzeć na Youtu­be tą ani­ma­cję (wła­ści­wie serie fa­now­skich ani­ma­cji) do mu­zy­ki Au­re­lio Vol­ta­ire. Bar­dzo spe­cy­ficz­ny kli­mat (np. “Zom­bie Pro­sti­tu­te”), ale bar­dzo ład­nie kom­po­nu­je się z kli­ma­tem two­je­go opo­wia­da­nia… opo­wia­dań, bo mam na­dzie­je, że będą ko­lej­ne (poza tymi dwoma).

Pod szyb­ką, zaj­mu­ją­cą pra­wie całą przed­nią po­wierzch­nię, wid­niał napis: DIE­pho­ne. Na środ­ku tyl­nej czę­ści znaj­do­wa­ło się czer­wo­ne logo, w po­sta­ci nad­gry­zio­ne­go pen­ta­gra­mu.

Ooo, jakie to jest dobre. To nad­gry­zio­ne jabł…pen­ta­gram jest taki su­ge­styw­ny.

Dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć pro­cent in­for­ma­ty­ków tra­fia na dół.

No to jest świet­ne :) Sama in­for­ma­ty­kiem nie je­stem (ale bli­sko) i cały czas czu­łam, że to się dla mnie do­brze nie skoń­czy.

Cześć kasjo :)

 

Cie­szę się, że Ci się po­do­ba­ło. A co do po­sta­ci Lucka, to ta z lin­ko­wa­ne­go ob­raz­ka zbli­żo­na do tego, jak ja go widzę :)

Ko­lej­ne przy­go­dy może będą, ale fa­bu­ła się musi wy­kla­ro­wać ;)

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

Zo­sta­łam tu wy­sła­na, bo po­dob­no tekst dobry.

Po­twier­dzam ;)

Za­pra­szam na stro­nę au­tor­ską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szu­ma­cher

Cześć Ce­te­ra­ri :)

 

Cie­szę się, że tekst uwa­żasz za dobry i dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny. I po­dzię­kuj ode mnie oso­bie, która Cię tutaj przy­sła­ła :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

You're we­lco­me ;)

A więc to Ty, Ilu­zjo, na­ga­niasz mi czy­tel­ni­ków? Dzię­ku­ję ser­decz­nie, po­sta­ram się od­wdzię­czyć tym samym :)

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

To prze­ko­naj mnie Outta, żebym prze­czy­ta­ła opka Ilu­zji:-)

Prze­cież już to zro­bi­łem. Twój ko­men­tarz Ol­ciat­ko świad­czy o tym, że masz za­miar prze­czy­tać opo­wia­da­nie Ilu­zji, a asump­tem który Cię do tego za­mia­ru pchnął jest mój po­przed­ni ko­men­tarz. Ten z kolei to wy­łącz­nie za­pal­nik, ma­ją­cy przy­spie­szyć uru­cho­mie­nie się Two­je­go po­czu­cia obo­wiąz­ku i chęci bycia fair wzglę­dem ko­le­żan­ki Ilu­zji, która prze­cież czyta te ko­men­ta­rze i teraz za­pew­ne liczy na naszą wi­zy­tę pod, hmmm, niech bę­dzie, że jej ostat­nim opkiem. Uczyń­my więc za­dość i klik­nij­my wspól­nie “Lek­cje”.

 

Na trzy? ;)

Known some call is air am

Prze­ko­na­łeś mnie:-)

Ha­ha­ha, oj, dzię­ku­ję, ko­cha­ni je­ste­ście :) Cho­ciaż oba­wiam się, że aku­rat ten ostat­ni tekst nie jest dla mnie zbyt ty­po­wy :P Ale i tak ser­decz­nie za­pra­szam :) Ale nie of­fto­puj­my już.

Outta, bierz się za ko­lej­ne­go Lucka, na­ro­bi­łeś mi ape­ty­tu na coś roz­we­se­la­ją­ce­go :)

Karma wraca… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dla mnie oso­bi­ście o wiele lep­sze, niż Wiara War­to­ści – która i tak była dobra, jed­nak kon­ty­nu­acja prze­mó­wi­ła do mnie bar­dziej. Humor jest tutaj na­praw­dę za­baw­ny, a ab­surd wy­glą­da na­praw­dę do­brze, nic nie jest wy­mu­szo­ne. Po­stać Lu­cy­fe­ra jest wręcz ’’boska’’.

Ba­wi­łem się świet­nie od po­cząt­ku do końca. Mia­łem rację, nie za­wio­dłem się.

Po­zdra­wiam ;)

,,Celuj w księ­życ, bo nawet jeśli nie tra­fisz, bę­dziesz mię­dzy gwiaz­da­mi,, ~ Pa­trick Süskind

Dzię­ki za miłe słowa, Da­nie­lu.

A ja już po lek­tu­rze Two­je­go tek­stu, jed­nak na ko­men­tarz mu­sisz po­cze­kać do jutra :)

Known some call is air am

 Wy­jąt­ko­wo zaj­rza­łem do ko­men­ta­rzy i tra­fi­łem na rry­ba­ko­wy. W pełni się z nim zga­dzam. Zga­dzam się też z kli­ka­ją­cy­mi do Bi­blio­te­ki. Po­zdro­wie­nia :)

Dzię­ku­ję, Koalo, za prze­czy­ta­nie tego za­po­mnia­ne­go tek­stu :) Cie­szę się, że przy­padł Ci do gustu, bo ostat­nio się prze­ko­nu­ję, że tek­sty w któ­rych za­wie­ram humor są le­piej od­bie­ra­ne, niż te, w któ­rych pró­bu­ję prze­ka­zać coś na po­waż­nie :)

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

Dobre, humor ab­sur­dal­ny. Czyta się ŁLP(łatwo, lekko i przy­jem­nie)

Nowa Fantastyka