
Jestem typem, który nie umie pisać zwięzłych, krótkich historii. Dlatego postawiłem sobie za cel napisać wreszcie coś krótkiego, by wyjść ze swojej strefy komfortu i sprawdzić, czy podołam wyzwaniu.
Jestem typem, który nie umie pisać zwięzłych, krótkich historii. Dlatego postawiłem sobie za cel napisać wreszcie coś krótkiego, by wyjść ze swojej strefy komfortu i sprawdzić, czy podołam wyzwaniu.
– I znowu to samo. – Ciężkie westchnienie siedzącej w fotelu kobiety wybudziło Franka z transu.
Stał w gabinecie swojej żony, gdzie wciąż unosił się zapach jej perfum, trzymając otwarty album ze zdjęciami. Na starej fotografii młody jeszcze Frank jedną ręką obejmował roześmianą Rose a w drugiej trzymał odznakę, którą dumnie skierował w obiektyw. Zdjęcie wykonano zaraz po złożeniu przysięgi, ona miała czerwoną suknię, on policyjny mundur. Miał wrażenie, że minęły setki lat od tamtego momentu. Wtedy nie myślał, że nieopierzony krawężnik zamieni się w detektywa z wydziału zabójstw.
– Co? – mruknął nieco zdezorientowany.
– Uciekasz we wspomnienia, zamiast zająć się pracą, Frank.
Detektyw odwrócił się niechętnie, spoglądając na zwłoki siedzące na kanapie. Twarz denata zamieniła się w krwisty półmisek wypełniony strzępami mięsa w wyniku samobójczego strzału z policyjnej strzelby. Przynajmniej tak sądził Frank po wstępnych oględzinach. Mokra plama krwi na podziurawionym śrutem suficie i strzelba, wciąż spoczywająca między nogami denata, opowiadały oczywistą historię.
– Kim ty w ogóle jesteś? – zapytał Frank, przenosząc zamglone spojrzenie na nieznajomą kobietę. – Urzędasem z “wewnętrznego”?
Istotnie tak wyglądała. Czarny żakiet na białej bluzce zapiętej pod szyję, czarna spódnica sięgająca do kolan i czarne buty na obcasach. Wyglądała, jakby miała się za chwilę udać na pogrzeb, co podkreślała blada cera i mocno podkrążone, ale czujne oczy zamknięte w złotych oprawkach okularów wsuniętych wysoko na nos.
– Wyżej.
– Prokurator?
– Wyżej.
– Cholera – mruknął zmartwiony Frank. Jeżeli była z “federalnej”, wdepnął w gówno. W sumie sprawa wyglądała jak gówno. Trup policjanta w domu jego byłej żony, którego tożsamości mógł się tylko domyślać, choć odpowiedź nasuwała mu się sama.
Rose już dawno rozwiodła się z Frankiem, wymieniając go na młodszy model, którym okazał się Jake, jego (niegdyś) bliski przyjaciel. Razem uczęszczali do szkoły policyjnej, razem wystawiali mandaty za złe parkowanie i nieobyczajne zachowania. Byli dla siebie wsparciem w trudnych chwilach w życiu, ale jak się pewnego dnia okazało, Jake wspierał również żonę Franka, służąc czymś więcej niż tylko ramieniem, na którym mogła się wypłakać.
– Wiem, że źle to wygląda.
– Tu nie chodzi o to, jak to wygląda, Frank.
– Nie miałem z tym nic wspólnego, młoda – warknął Frank.
– Młoda? – Urzędniczka parsknęła z niedowierzaniem i poprawiła okulary. – Różnie mnie już nazywano, ale młoda? – dodała pod nosem.
– Czego ode mnie chcecie? – Frank odłożył album na swoje miejsce i podszedł bliżej trupa.
Na swój sposób wyglądał spokojnie. Siedział z głową (a raczej tym, co z niej zostało) skierowaną w sufit i z rękoma swobodnie spoczywającymi bo bokach. Wyglądał, jakby drzemał.
– Prawdy.
Detektyw spiorunował ją wzrokiem.
– Prawdy? Prawda jest taka, że poświęciłem wydziałowi całe swoje życie, małżeństwo i zdrowie. Myślicie, że zaryzykowałbym swoją karierę w tak głupi sposób? – wskazał dłonią na denata.
– Nie mnie to oceniać, Frank. I nie traktuj mnie jak wroga. Jestem tu, żeby ci pomóc.
Franka irytował jej formalny ton, słomiane włosy spięte w formalny kok, nogi obleczone w formalne pończochy i wreszcie jej prosta, sztywna i (a jakże) formalna pozycja w fotelu.
– Jasne – parsknął Frank rozglądając się po pomieszczeniu.
Rose trochę tu przemeblowała od czasów jego wyprowadzki, ale zmiany nie były wielkie. Przy drzwiach wciąż stała jego palma, która pięknie wyrosła pod czułą opieką byłej żony a z biblioteczki wciąż mógł wyciągnąć ulubione pozycje nie patrząc na grzbiet z tytułem. Zniknęło za to niewielkie biurko z IKEI, na którym miał zwyczaj rozkładać laptop i ślęczeć nocami nad aktami prowadzonych spraw. Stał tam teraz niewielki kufer zamykany na klucz.
– Jeżeli chcecie mnie oskarżyć, musicie zrobić to oficjalnie.
– Nikt nie chce cię o nic oskarżyć. Oczekuję jedynie szczerości z twojej strony.
– Czyli to nieoficjalne przesłuchanie.
Urzędniczka westchnęła, zamykając na chwilę zmęczone oczy i machnęła dłonią lekceważąco.
– Jeżeli chcesz tak to nazwać, proszę bardzo. Uwierz, że zależy mi na szybkim rozwiązaniu twojej sprawy.
– Nie ma żadnej “sprawy”, młoda. To było samobójstwo.
– A jednak wciąż tu jesteśmy. Wciąż stawiasz opór. – Urzędniczka pokręciła z niedowierzaniem głową. – Musisz wreszcie zrozumieć… Miałeś klucze, Frank…
– Od swojej byłej żony. Sama mi je dała – przerwał jej Frank, czując pełzające oskarżenie.
– I pojawiłeś się tu, w jej domu, w jej gabinecie. Po co?
– Nie można odwiedzić już starej miłości? – Tym razem Frank pozwolił sobie na okazanie lekceważenia, co podkreślił dodatkowo głupim uśmieszkiem. Poskutkowało, bo usta kobiety skrzywiły się gniewnie, ale szybko zmyła ten wyraz z twarzy.
– Wiedziałeś, że nie ma jej w domu o tej godzinie.
Uśmiech znikł natychmiast z twarzy Franka.
– Co to ma do rzeczy?
– Jak to co? – zdziwiła się szczerze urzędniczka. – Naprawdę muszę łączyć kropki za ciebie, Frank?
– Nie podoba mi się, dokąd to zmierza. Żądam adwokata.
– Ty jesteś swoim adwokatem.
– Nie igraj ze mną, młoda.
Kobieta wstała i, chwytając oprawki oburącz, zdjęła okulary, które odłożyła delikatnie na mahoniowy blat biurka. Bez okularów jej podkrążone oczy wydawały się jeszcze bardziej zmęczone. Zbliżyła się do Franka stukając obcasami o drewniane panele.
– Praca odcisnęła na tobie swoje piętno – powiedziała czule, gdy się do niego zbliżyła. – Rozumiem to. Widziałam to już setki razy.
Z tak bliska Frank mógł zobaczyć, jak anemicznie blada jest stojąca przed nim kobieta. Było w niej coś pociągającego. Nie wiedział, czy sprawił to jej głos, czy też brak okularów nieco ją uczłowieczył, jakby złote oprawki były zasłoną, którą na chwilę zrzuciła; maską skrywającą jej niepokojące piękno.
Nawet siedzący na kanapie trup nie potrafił zepsuć gęstniejącej atmosfery.
– Kochałem ją – powiedział nagle Frank. – Nadal kocham Rose, a Jake… – Głos nieco mu się załamał. – Jego zdrada bolała równie mocno, co jej. Ale to nie ich wina. Praca mnie pochłonęła. Wiedziałem, że dokonałem wyboru i pogodziłem się z tym.
– Na pewno?
– Jake powiedziałby wam to samo.
– Gdybyśmy mogli, na pewno byśmy go spytali.
– Bardzo śmieszne – burknął Frank.
Detektyw wbił spojrzenie w okno, za którym widać było oślepiający, ciepły blask. W zupełnej ciszy panującej w pokoju słyszał tylko swój ciężki oddech.
– Jedyne, co musisz zrobić, to przestać kręcić się w kółko. – Kobieta przerwała ciszę aksamitnym głosem. – Prawda cię wyzwoli. Obiecuję.
Twarz Franka tężała z każdą sekundą narastającego w nim gniewu. W końcu dał dwa szybkie kroki do przodu i chwycił młodą urzędniczkę za ramiona.
– Ile razy mam ci to powtarzać? – Jego palce zacisnęły się mocniej. – To było samobójstwo. Nie zabiłem go! Nie zabiłem Jake’a!
Mimo kobiecej kruchości Frank nie dostrzegł, by jakikolwiek grymas bólu czy przerażenia wykrzywił jej twarz.
– To nie jest Jake, Frank – powiedziała sucho.
– Co?
Kobieta spojrzała powoli na zwłoki, Frank po chwili wahania zrobił to samo. Złota odznaka splamiona krwią rysowała wyraźnie swe kontury w blasku ciepłego światła.
– Pięć, sześć, osiem, dwa – wymamrotał detektyw pod nosem.
Frank zwolnił chwyt i minął urzędniczkę, niemal doskakując z miejsca do biblioteczki, skąd natychmiast wyjął album.
– Frank? – Bezimienna urzędniczka zbliżyła się powoli do detektywa, który wpatrywał się tępo w swoje zdjęcie z dnia zaprzysiężenia.
– Pięć, sześć, osiem, dwa – mamrotał cicho, jak w transie.
– Frank? O Boże… – Bladolica usiadła zrezygnowana w fotelu. – I znowu to samo…
Folanie, kropka w tytule jest błędem, Usuń ją.
– Młoda? – urzędniczka parsknęła z niedowierzaniem i poprawiła okulary. ―> – Młoda? – Urzędniczka parsknęła z niedowierzaniem i poprawiła okulary.
Przyjrzyj się też dialogom. Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@Regulatorzy
Poprawione, tak jak i całość (mam nadzieję).
0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT
OK, Folanie. Niebawem przeczytam.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Zrozumiałam tylko, że tytułowe cyfry to numer odznaki policyjnej Franka, poza tym, przykro mi, Folanie, ale nie wiem, co tam się wydarzyło. Nic mi się kupy nie trzyma.
Czarny żakiet na białej koszuli zapiętej pod kołnierzyk… ―> Czarny żakiet na białej bluzce zapiętej pod szyję…
Kobiety – choć zdarza się, że przywdziewają koszule – noszą zazwyczaj bluzki.
Kołnierzyk, w zależności od głębokości dekoltu, wcale nie musi znajdować się pod szyją.
…w złotych oprawkach okularów zetkniętych wysoko na nos. ―> Co to znaczy, że oprawki okularów były zetknięte wysoko na nos?
Franka irytował jej formalny ton, jej słomiane włosy spięte w formalny kok, jej nogi obleczone w formalne pończochy i wreszcie jej prosta, sztywna i (a jakże) formalna pozycja w fotelu. ―> Domyślam się, że powtórzenia są celowe, ale czy konieczne są wszystkie zaimki?
Jaki kok nazywamy formalnym?
…mógł wyciągnąć ulubione tytuły nie patrząc na brzeg z tytułem. ―> Nie brzmi to najlepiej.
Może: …mógł wyciągnąć ulubione pozycje nie patrząc na grzbiet z tytułem.
Zniknęło za to jego niewielkie biurko z ikei… ―> Zniknęło za to jego niewielkie biurko z IKEI/ Ikei…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
> Co to znaczy, że oprawki okularów były zetknięte wysoko na nos?
Okulary można różnie ustawić na nosie – trochę niżej, żeby patrzeć znad oprawek, można je też je ułożyć jak najbliżej nasady nosa. Miało to podkreślić formalny charakter postaci.
Jaki kok nazywamy formalnym?
Taki, w którym brak jest wyrafinowania, gdzie włosy nie układają się w sposób ozdobny. Prosty, twardy, praktyczny, niesugestywny.
Resztę sugestie zastosowałem, bo wydały się odpowiednie.
nie wiem, co tam się wydarzyło. Nic mi się kupy nie trzyma.
Zabawne. Myślałem, że jestem zbyt dosłowny w przekazie i nawet usunąłem nieco treści, która brzmiała jak wciskana na siłę ekspozycja.
SPOLIERY! SPOLIERY! SPOLIERY!
Bardzo dużo podpowiedzi ukryłem w tekście. Blada, ubrana jak na pogrzeb urzędniczka reprezentuje śmierć. Gdy Frank pytał o to, kim jest, urzędniczka odpowiedziała, że postawiona jest wysoko, ale nie chciałem przeskoczyć pewnego progu, bo wtedy byłoby bardzo oczywiste, kim jest. Blada, wręcz chorobliwie blada i “ubrana jak na pogrzeb” było wystarczającą podpowiedzią w kontekście wydarzeń i więcej informacji podanych na tacy równałoby się obrazie inteligencji czytelnika. Już sam fakt, że siedzą w pokoju z trupem powinien wydać się dziwny, odrealniony. Dodajmy do tego brak użycia słowa “słońce” przy opisie światła, zupełną ciszę oraz pytania urzędniczki, które MIAŁY brzmieć jak przesłuchanie w sprawie śmierci ofiary, ale w praktyce były próbą uświadomienia Frankowi, co się z nim dzieje. W tekście pojawia się zarys charakteru Franka, który przekładał pracę nad żonę, ale jednocześnie wciąż ją kochał. Niby pogodził się ze zdradą (jej i przyjaciela), ale nie potrafił tak naprawdę nigdy się z tym pogodzić. Przyszedł do swojego starego domu i popełnił samobósjtwo w mundurze, który nosił w dniu zaprzysiężenia, gdy był szczęśliwy. Po śmierci jednak nie potrafi “przejśc dalej” – utkwił w pętli, co chyba dobrze pokazują początkowe i końcowe słowa urzędniczki.
Dodajmy do tego fakt, że Frank wybrał śmierć. Dlatego zasugerowałem, że wydała mu się w pewnym momencie pociągająca.
0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT
Okulary można różnie ustawić na nosie – trochę niżej, żeby patrzeć znad oprawek, można je też je ułożyć jak najbliżej nasady nosa. Miało to podkreślić formalny charakter postaci.
Folanie, jestem okularnicą od ponad pięćdziesięciu lat i wiem, że można nosić szkła, ale nie mam pojęcia, co to znaczy, że okulary były zetknięte wysoko na nos… Pierwszy raz zetknęłam się z takim określeniem i po prostu nie wiem, z czym one były zetknięte, ale dziękuję za wyjaśnienia.
Tak to jest, Folanie, kiedy czytelnik nie ma dostępu do myśli piszącego. To, co dla Ciebie jest jasne i oczywiste, mnie jawi się jako mało czytelne podanie treści. Cóż, przyjęłam, że w pokoju byli policjant i urzędniczka, w której w ogóle nie widziałam śmierci, a na kanapie trup. W ogóle nie przyszło mi do głowy, że Frank i trup są jednym. Po Twoich wyjaśnieniach dojrzałam, że z ciałka szorta wyłaniają się kikutki rączek i nóżek.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
(będą spoilery)
Na szczęście zdążyłam przeczytać tekst przed Twoim ostatnim komentarzem, Folanie, jako że podczas mojej lektury jeszcze go nie było – bo niewątpliwie jest to wielki spoiler, który odebrałby mi sporo przyjemności z lektury. Może warto to jakoś oznaczyć? Dla przykładu, ja lubię wpierw przejrzeć na szybko komentarze, zanim zacznę czytać, więc stosowny tag by mnie ostrzegł.
No to teraz do treści. Kobietę odczytałam jako kogoś w stylu urzędnika anielskiej biurokracji albo jakąś szaloną inkarnację św. Piotra, robiącą swoiste przesłuchanie umarłej duszy aby zdecydować, czy zasługuje na niebo, czy też należy skierować ją gdzieś niżej. Natomiast teraz, po przeczytaniu wyjaśnień muszę stwierdzić, że wcale nie odniosłam wrażenia, jakby kobieta starała się na cokolwiek naprowadzić bohatera. Ba, żądała od niego “prawdy”, której ten wyraźnie nie był świadom, więc czego oczekiwała? Nagłego olśnienia? A co do pętli – hm, nie wiem, jak Frankowi udawało się zapomnieć o własnym samobójstwie, gdy już się o nim dowiadywał.
Dodajmy do tego fakt, że Frank wybrał śmierć. Dlatego zasugerowałem, że wydała mu się w pewnym momencie pociągająca.
Daleki strzał. Nie skojarzyłabym tego w ten sposób.
deviantart.com/sil-vah
@regulatorzy
Pierwszy raz zetknęłam się z takim określeniem i po prostu nie wiem, z czym one były zetknięte, ale dziękuję za wyjaśnienia.
Żeby nie było – wciąż mam mieszane uczucia do tego słowa, ale naprawdę wolałem go użyć niż opisywać ich dokładną pozycję. Z określeniem tym spotkałem się parę razy, ale z jakiegoś powodu zapamiętałem je jako “zatknięte”. Dodatkowo wciąż myślę, czy nie powinno być “z(a/e)tknięte wysoko na nosie”. Niezbyt to mądre z mej strony stosować określeń, których sam do końca nie jestem pewny, ale kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije.
Ciężko mi znaleźć balans między ekspozycją, a pozostawieniem czytelnikowi pola do interpretacji.
0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT
@Silva
Może warto to jakoś oznaczyć?
Masz rację – zaznaczyłem.
wcale nie odniosłam wrażenia, jakby kobieta starała się na cokolwiek naprowadzić bohatera.
SPOLIERY! SPOLIERY! SPOLIERY!
Zrobiła to (w domyśle) całkiem bezpośrednio w jednej z pierwszych pętli. Wyszło jak wyszło i z każdą kolejną pętlą próbowała innego podejścia. Uwierz, że Śmierć (aczkolwiek twoje interpretacje postaci też są prawidłowe, bo Śmierć jest tu niejako tylko ideą) jest coraz bliżej celu. Kiedyś Frank zrozumie.
Ba, żądała od niego “prawdy”, której ten wyraźnie nie był świadom, więc czego oczekiwała?
Frank jest człowiekiem sprzeczności. Kocha pracę i przez nią stracił miłość swego życia. Niby się z tym pogodził, ale nie do końca, skoro coś mu do łba (nomen omen) strzeliło i się zabił. To samo ty się samobójstwa. Popełnił je, ale tak naprawdę nie wiedział do końca, czego chce. Prawdą, której oczekiwała Śmierć, był fakt, że a) Frank się zabił i że b) tak naprawdę tego nie chciał.
A co do pętli – hm, nie wiem, jak Frankowi udawało się zapomnieć o własnym samobójstwie, gdy już się o nim dowiadywał.
Jak wyżej – odrzucał tą “prawdę”, uciekał we wspomnienia.
0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT
Prawdę powiedziawszy, podejrzewałam literówkę, ale okulary zatknięte wysoko na nos też, moim zdaniem, wyglądają nie najlepiej.
A może: …w złotych oprawkach okularów wsuniętych wysoko na nos.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
A może: …w złotych oprawkach okularów wsuniętych wysoko na nos.
Przekonałaś mnie :).
0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT
Jak wyżej – odrzucał tą “prawdę”, uciekał we wspomnienia.
Rzeczywiście, na początku ogląda fotografię. Jakoś mi się to nie zazębiło, nie “kliknęło” od razu. Ogólnie szorciak przyzwoity, ale może rzeczywiście przydałyby się jakieś wyraźniejszy tropy, mocniej zaznaczona pętelka. Ale z tym poczekałabym na inne opinie. W końcu mogę być po prostu mało kumata ;D
deviantart.com/sil-vah
Hej,
kurde, no niby wszystkie klocki są na miejscu, ale ja też nie skumałem :P
Szorcik bardzo fajny, wszystko tutaj zagrało, niezły twist na końcu, naprawdę mi się podoba :)
Jeszcze drobiazg:
bo usta na twarzy kobiety skrzywiły się gniewnie, ale szybko zmyła ten wyraz z twarzy.
Powtórzenie, te “usta na twarzy” mnie rażą, może by zmienić?
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Przekonałaś mnie :).
Miło mi, Folanie. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Powtórzenie, te “usta na twarzy” mnie rażą, może by zmienić?
Oczywiście, poprawione.
0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT
Siema :)
Fajne. Gdzieś tak w momencie, kiedy pani powiedziała, że jest kimś wyżej, przyszło mi na myśl, że koleś nie żyje. A to podsunęło mi dalsze intrpretacje, których potwierdzenia szukałem w tekście i uśmiechałem się za każdym razem, kiedy takie potwierdzenie odnajdywałem. W momencie, w którym pani informuje, że trupem nie jest Jake, ogarnąłem, że to Frank i przyszło mi na myśl, że to miejsce może być czyśćcem. A skoro Frank jest w czyśćcu, to naturalną wydała mi się pętla na końcu, żeby nie było nielubianego happy endu i Frank dalej się męczył, zamiast zrozumieć swój błąd. I pętlę dostałem, nie rozczarowałeś mnie :)
Tyle, że moja czyśccowa interpretacja, w której Frank raz za razem przeżywa ten sam moment, aby w końcu dostrzec prawdę i wyzwolić się, nie współgra z Twoimi wyjaśnieniami w komentarzach :/ Tę panią bardziej widziałem jako anielską urzędniczkę (bladolica jest, c’nie?), doglądającą duszy w czyśćcu z rozkazu boskiego, aby naprowadzić ją na ścieżkę oświecenia (ciepłe światło za oknem, zwiastujące, że na zewnątrz [poza czyśćcem i pętlą], czeka coś cudownego i wystarczy wyjść) i przywrócić na łono niebios. A ten album ze zdjęciami jako punkt startowy pętli i słowa pani (O Boże… – Bladolica usiadła zrezygnowana w fotelu. – I znowu to samo…) zasugerowały mi, że Frank jest wyjątkowo oporny w dochodzeniu do prawdy i ona ma już dosyć bo wzywa imię pańskie :)
No, ale to moja interpretacja. Tak czy owak, polecam do biblioteki, bo szorciak ciekawy i dał mi frajdę w warstwie odnajdywania znaczeń :)
Poniżej garść uwag do rozważenia:
Przynajmniej tak sądził Frank po wstępnych oględzinach. Mokra plama krwi na podziurawionym śrutem suficie i strzelba, wciąż spoczywająca między nogami denata, opowiadały oczywistą
wręczhistorię.
Przekreślone usunąłbym.
Przy drzwiach wciąż stała jego palma, która pięknie wyrosła pod czułą opieką jego byłej żony a z biblioteczki wciąż mógł wyciągnąć ulubione pozycje nie patrząc na grzbiet z tytułem. Zniknęło za to jego niewielkie biurko z IKEI, na którym miał zwyczaj rozkładać laptop i ślęczeć nocami nad aktami prowadzonych spraw.
Pierwsze zostawiłbym, drugie usunąłbym, bo wiemy, że to jego była żona a nie pani urzędniczki. Trzecie też wywaliłbym, bo w dalszej części zdania dostatecznie oddajesz to, żeby czytelnik zrozumiał, że to biurko było jego, a nie jego byłej żony.
– Od
swojejbyłej żony. Sama mi je dała – przerwał jej Frank, czując pełzające oskarżenie.
Znów to samo. Wiemy, że to jego była zona. I co oznacza “czucie pełzającego oskarżenia”? A konkretnie to “pełzające” mi nie pasuje.
– Nie można odwiedzać już swojej starej miłości?
Jedno z pogrubionych usunąłbym. Choose wisely :)
Tym razem to Franka opuścił rozbawiony wyraz.
A to brzmi dziwnie. Niby wiemy, że chodzi o wyraz twarzy, ale jednak dziwnie…
Mimo kobiecej kruchości wyczuwalnej pod palcami, Frank nie dostrzegł, by jakikolwiek grymas bólu czy przerażenia wstąpił na jej twarz.
Zastanów się, czy to podkreślone jest Ci potrzebne. Ja bym wywalił. Zaś co do pogrubionego, to znów brzmi dziwnie. Jeszcze się nie spotkałem z “wstąpieniem emocji na czyjąś twarz”.
Kobieta skierowała wzrok na zwłoki, Frank podążył jej śladem.
Ale fajny tonguebreaker ;) Ale Frank wcale nie podążył jej śladem, a skierował jedynie wzrok, tam gdzie ona. To jest IMHO do przeróbki.
Pozdrawiam
Q
Known some call is air am
Wszystko poprawione.
Tyle, że moja czyśccowa interpretacja, w której Frank raz za razem przeżywa ten sam moment, aby w końcu dostrzec prawdę i wyzwolić się, nie współgra z Twoimi wyjaśnieniami w komentarzach :/
Jak najbardziej współgra. Ja nazwałem urzędniczkę Śmiercią, ale zwróć uwagę, że nie pada nigdy jej imię (dodatkowo specjalnie dałem jej wypowiedź: “Różnie mnie już nazywano, ale młoda?”), bo to miała być postać uniwersalna i przystępna dla wielu kultur i w praktyce może być każdym – haronem, św. Piotrem, duchem świętym – jak zwał tak zwał.
(ciepłe światło za oknem, zwiastujące, że na zewnątrz [poza czyśćcem i pętlą], czeka coś cudownego i wystarczy wyjść)
dokładnie to chciałem pokazać.
Frank utknął w jakimś miejscu między życiem a śmiercią, a raczej między śmiercią a dalszą drogą. Czyściec, limbo, brzeg styksu… Celowo starałem się unikać nazw sugerujących konkretne mitologie czy religię. Nawet odniesienie się do boga na nic nie wskazuje, bo bogów było wielu, natomiast Jezus był dość konkretną postacią i gdyby powiedziała “ O Jezu…”, byłby klops.
0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT
Jak najbardziej współgra.
A, to spoko :) Multi kulti dla niezawężania odbioru.
dokładnie to chciałem pokazać.
To się cieszę, że udało mi się rozgryźć zamysł autorski bez nadinterpretacji :)
Known some call is air am
Cześć!
Z początku nie zrozumiałem, bo starałem się znaleźć racjonalne wytłumaczenie, ale nic się nie kleiło. Dopiero po looknięciu na komentarze oświeciło mnie, że mamy tu wytłumaczenie bardziej nadprzyrodzone, i wtedy cos nie cos stało się jasne.
Napisane poprawnie, obrazowo przedstawiasz emocje bohatera, zmęczonego życiem detektywa rozwodnika, krok po kroku wprowadzając czytelnika w jego historię. Zakończenie smutne, ale i dające nadzieję.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Krarze, jaką nadzieję dostrzegasz w końcówce? Ja nie dostrzegam tego promyczka, niestety :/
Che mi sento di morir
Krarze, jaką nadzieję dostrzegasz w końcówce? Ja nie dostrzegam tego promyczka, niestety :/
Dołączam się do pytania. Nadzieja zawsze jest, pętla kiedyś może się przerwie, ale w tym utworze promyka nadziei nie zawarłem.
0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT
Nadziei jest tu sporo:
1.Po śmierci jest coś – jakaś rzeczywistość
2.Ta rzeczywistość nie wygląda tak źle, wszak facet palnął sobie w głowę a nadal po tym pokoju spaceruje, rozgląda się, myśli, no i ma głowę ;-)
3.Przybywa do niego ktoś ‘z góry’ (choć nie wiemy w jakim celu), czyli jakaś góra istnieje i ma do niego po śmierci jakąś sprawę, albo cos do zaoferowania
Przynajmniej te trzy elementy, choć może znajdzie się i więcej.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Bardzo ciekawa interpretacja :) Do przemyślenia, czy zawsze lepiej, żeby było coś, choćby nie wiem jak złe? Lepiej czuć coś niż niczego nie czuć?
Nie wiem, czy bohater jest w takiej dobrej sytuacji, w końcu z jakiegoś powodu palnął sobie w łeb, a zakładam, że zrobił to dlatego, żeby nie czuć bólu i poczucia marności swojego życia. A tymczasem, dalej jest w tym samym pokoju, w iluzji tego samego życia. Może kiedyś wyjdzie z tego pokoju, a może nie. Może po wyjściu coś dobrego go spotka, a może nie :)
Che mi sento di morir
No niestety, albo miałem kiepski dzień, albo starzeję się szybciej niż mi sie wydawało, bo ja też nie zrozumiałem po lekturze zamysłu Autora i dopiero spoilery w komentarzach wyjaśniły mi sens tekstu.
Pociesza mnie myśl, że nie jestem odosobnionym przypadkiem i w sumie, to również Autor powinien wyciągnąć z tego naukę – nawet dobry pomysł można skopać, jeśli nie sprzeda się go wystarczająco zrozumiale. Owszem, fajnie jest liczyć na inteligencję czytelnika i często Autorzy przeginają w drugą stronę, traktując odbiorców jak idiotów i wykładając za dużo kawy na ławę. Ale jednak w powyższym przypadku chyba po prostu nie wszystko zadziałało tak, jak życzył sobie Autor.
Owszem, po wyjaśnieniach zaczynamy dostrzegać wskazówki podrzucone w fabule, ale za Chiny nie widzimy ich w trakcie lektury (piszę my, bo imię tych zdezorientowanych, Legion). Owszem zaczyna się to wszystko od słów "Znowu to samo" ale tej pętli nie widzimy, bo jest chyba za bardzo okrojona na wejściu i na wyjściu. Nie dostrzegłem w bladej urzędniczce Śmierci (nawet o niej nie pomyślałem, bo to zdawało się pewnie moim zwojom mózgowym zbytnio oklepane) itd. Raczej podejrzewałem jakieś machloje z czasem i domyślałem się, że na fotelu siedzi jakaś inna wersja Franka, ale nie złożyłem tego w tak proste rozwiązanie, że to duch Franka patrzy na własne zwłoki (bo nie pamięta po śmierci co sobie zrobił?). Zmarłych, którzy nie wiedzieli, że nie żyją, widziałem już np. w "Innych" lub "Szóstym zmyśle", ale tutaj spodziewałem się bardziej jakiegoś motywu fantastycznego, a nie rodem z horroru.
Cóż, szkoda.
Warsztatowo jest dobrze i czytało się Twoje opowiadanie, Folanie, z przyjemnością, ale niestety czym bliżej byłem końca, tym z większym niepokojem spoglądałem ile tekstu zostało do finałowego twista, wyjaśniającego zamysł Autora. I zostałem jak ten głupi po napisie koniec z niepewnością i WTF wypisanym na twarzy. Może powinienem przeczytać raz jeszcze i dać drugą szansę swoim zwojom mózgowym, ale poszedłem na łatwiznę i przeczytałem komentarze. Ok. Jest tutaj pomysł (jak pisałem wyżej pomysł dosyć znany), jest nawet małe zaskoczenie itd., ale tekst traci niestety na za daleko posuniętej niejasności i niestety sama wiara Autora w klarowność fabuły nie wystarczy.
Może tak. Ja dam klika, Folanie (bo poza wspomnianym zgrzytem dobrze napisałeś tę historię), a Ty pomyślisz nad wstawieniem jakiegoś zdania lepiej naprowadzającego kolejnych czytelników na sens tekstu ;).
Po przeczytaniu spalić monitor.
Mnie też, niestety, w zrozumieniu pomogły komentarze… ale tak po za tym bardzo dobrze mi się czytało :) A kiedy już wszystko do mnie dotarło, zaczęłam spoglądać na Twój tekst jeszcze bardziej pozytywnie :) Podoba mi się pomysł, warsztat też na plus. Klikam bibliotekę :)
Naprawdę niezły szort. A gdybym go zrozumiał w całości od razu (co doczytałem w komentarzach) byłbym jeszcze bardziej ukontentowany. Niemniej jednak sprawnie poprowadzona historia, którą szybko i przyjemnie się czyta. Pomysł choć nienowy, to dobrze rozegrany, a jak doczyta się kilka smaczków które zawarłeś (np. że pociąga go urzędniczka bo wybrał to co wybrał) to jest jeszcze lepiej.
Jednak i ja dołączam się do opinii, że fajnie jakby dodać jedno lub dwa zdania naprowadzające. Tymczasem klikam.
W pierwszym momencie nie zrozumiałam, a ponieważ nie lubię nie rozumieć, to zaczęłam główkować. Wyszło mi, że facet z rozpieprzoną głową, to sam bohater, a to oznaczałoby, że urzędniczka to anioł, który ma go przenieść dalej. Trochę się co do niej pomyliłam, choć byłam blisko ;)
Problem w tym, że to IMO nie wynika z tekstu, to było raczej jedyne logiczne wyjaśnienie tego, co przeczytałam.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Dzięki wszystkim za komentarze. Z ich ogółu wynika, iż byłem za bardzo… kryptyczny i faktycznie wypadałoby dodać kilka zdań lepiej obrazujących sytuację. Jeżeli wyjaśnienie autora dopiero pomaga w ogóle zrozumieć historię, to nie jest dobrze.
Pozdrawiam!
0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT
Gdzie tam, wyjaśnienie autora? Toż Irka i ja napisaliśmy Ci, że dojść do pewnych wniosków można samemu. Choć rzeczywiście, przyjęcie pewnej hipotezy już na początku pomaga w odnajdywaniu kolejnych śladów później, wraz z czytaniem tekstu.
Problem w tym, że to IMO nie wynika z tekstu, to było raczej jedyne logiczne wyjaśnienie tego, co przeczytałam.
Czyli jednak w jakimś niewielkim, podyktowanym doszukiwaniem się logicznych rozwiązań, stopniu wynika :)
Known some call is air am
Czyli jednak w jakimś niewielkim, podyktowanym doszukiwaniem się logicznych rozwiązań, stopniu wynika :)
To raczej wiara w inteligencję autora, w to, że dokądś zmierza. Tym bardziej, że opko warsztatowo dobre.
Może gdyby poczarować coś przy tym fragmencie:
– Nie ma żadnej “sprawy”, młoda. To było samobójstwo.
– A jednak wciąż tu jesteśmy. Wciąż stawiasz opór. – Urzędniczka pokręciła z niedowierzaniem głową. – Musisz wreszcie zrozumieć… Miałeś klucze, Frank…
– Od swojej byłej żony. Sama mi je dała – przerwał jej Frank, czując pełzające oskarżenie.
– I pojawiłeś się tu, w jej domu, w jej gabinecie. Po co?
Tu jest wprost oskarżenie, zwraca uwagę czytelnika na bohatera jako sprawcę. Ale jeśli bohater nie jarzy, że to własne zwłoki ogląda, to właściwie powinien się zastanawiać skąd się tam wziął. Tymczasem on przyznaje, że przylazł i wygląda na to, że przed śledczymi. Można domniemywać, że sam zadzwonił po gliny.
Oczywistą rzeczą jest, że takiej sprawy nikt mu nie przydzieli, więc musiał usłyszeć przez radio, czy cuś. Nie pamięta, ale zwala na szok.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Hej.
Dobrze napisane, finał zrozumiałem, chociaż nie zaskoczył mnie ani pozytywnie, ani negatywnie. Zabrakło mi klimatu, ciężaru opowieści. Prowadzisz narrację bardzo zbliżoną do rzeczywistej. Z jednej strony to dobrze, z drugiej za mało, żeby wzbudzić większe emocje. Ciągłe naciski urzędniczki, by Frank powiedział prawdę bardziej irytują niż wzbudzają tajemnicę. Całościowo szort jest dopięty, tylko wiesz, to nie jest jakaś bomba. Być może w ogóle w takową nie celowałeś.
Pozdrawiam.
No, ja też nie rozkminiłam o własnych siłach.
To chyba dziwne, że facet nie pamięta o własnym samobójstwie. Rozumiem, że mógł się nie zorientować, jeśli zginął w wypadku, niespodziewanie… Ale kiedy sam pociągnął za spust?
Ale zgadzam się z przedpiścami, że napisane dobrze.
Babska logika rządzi!