- Opowiadanie: Folan - Pięć, sześć, osiem, dwa

Pięć, sześć, osiem, dwa

Je­stem typem, który nie umie pisać zwię­złych, krót­kich hi­sto­rii. Dla­te­go po­sta­wi­łem sobie za cel na­pi­sać wresz­cie coś krót­kie­go, by wyjść ze swo­jej stre­fy kom­for­tu i spraw­dzić, czy po­do­łam wy­zwa­niu.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Pięć, sześć, osiem, dwa

– I znowu to samo. – Cięż­kie wes­tchnie­nie sie­dzą­cej w fo­te­lu ko­bie­ty wy­bu­dzi­ło Fran­ka z transu. 

Stał w ga­bi­ne­cie swo­jej żony, gdzie wciąż uno­sił się za­pach jej per­fum, trzy­ma­jąc otwar­ty album ze zdję­cia­mi. Na sta­rej fo­to­gra­fii młody jesz­cze Frank jedną ręką obej­mo­wał ro­ze­śmia­ną Rose a w dru­giej trzy­mał od­zna­kę, którą dum­nie skie­ro­wał w obiek­tyw. Zdję­cie wy­ko­na­no zaraz po zło­że­niu przy­się­gi, ona miała czer­wo­ną suk­nię, on po­li­cyj­ny mun­dur. Miał wra­że­nie, że mi­nę­ły setki lat od tam­te­go mo­men­tu. Wtedy nie my­ślał, że nie­opie­rzo­ny kra­węż­nik za­mie­ni się w de­tek­ty­wa z wy­dzia­łu za­bójstw.

– Co? – mruk­nął nieco zdez­o­rien­to­wa­ny.

– Ucie­kasz we wspo­mnie­nia, za­miast zająć się pracą, Frank.

De­tek­tyw od­wró­cił się nie­chęt­nie, spo­glą­da­jąc na zwło­ki sie­dzą­ce na ka­na­pie. Twarz de­na­ta za­mie­ni­ła się w krwi­sty pół­mi­sek wy­peł­nio­ny strzę­pa­mi mięsa w wy­ni­ku sa­mo­bój­cze­go strza­łu z po­li­cyj­nej strzel­by. Przy­naj­mniej tak są­dził Frank po wstęp­nych oglę­dzi­nach. Mokra plama krwi na po­dziu­ra­wio­nym śru­tem su­fi­cie i strzel­ba, wciąż spo­czy­wa­ją­ca mię­dzy no­ga­mi de­na­ta, opo­wia­da­ły oczy­wi­stą hi­sto­rię. 

– Kim ty w ogóle je­steś? – za­py­tał Frank, prze­no­sząc za­mglo­ne spoj­rze­nie na nie­zna­jo­mą ko­bie­tę. – Urzę­da­sem z “we­wnętrz­ne­go”?

Istot­nie tak wy­glą­da­ła. Czar­ny ża­kiet na bia­łej bluz­ce za­pię­tej pod szyję, czar­na spód­ni­ca się­ga­ją­ca do kolan i czar­ne buty na ob­ca­sach. Wy­glą­da­ła, jakby miała się za chwi­lę udać na po­grzeb, co pod­kre­śla­ła blada cera i mocno pod­krą­żo­ne, ale czuj­ne oczy za­mknię­te w zło­tych opraw­kach oku­la­rów wsu­nię­tych wy­so­ko na nos.

– Wyżej.

– Pro­ku­ra­tor?

– Wyżej.

– Cho­le­ra – mruk­nął zmar­twio­ny Frank. Je­że­li była z “fe­de­ral­nej”, wdep­nął w gówno. W sumie spra­wa wy­glą­da­ła jak gówno. Trup po­li­cjan­ta w domu jego byłej żony, któ­re­go toż­sa­mo­ści mógł się tylko do­my­ślać, choć od­po­wiedź na­su­wa­ła mu się sama. 

Rose już dawno roz­wio­dła się z Fran­kiem, wy­mie­nia­jąc go na młod­szy model, któ­rym oka­zał się Jake, jego (nie­gdyś) bli­ski przy­ja­ciel. Razem uczęsz­cza­li do szko­ły po­li­cyj­nej, razem wy­sta­wia­li man­da­ty za złe par­ko­wa­nie i nie­oby­czaj­ne za­cho­wa­nia. Byli dla sie­bie wspar­ciem w trud­nych chwi­lach w życiu, ale jak się pew­ne­go dnia oka­za­ło, Jake wspie­rał rów­nież żonę Fran­ka, słu­żąc czymś wię­cej niż tylko ra­mie­niem, na któ­rym mogła się wy­pła­kać.

– Wiem, że źle to wy­glą­da.

– Tu nie cho­dzi o to, jak to wy­glą­da, Frank.

– Nie mia­łem z tym nic wspól­ne­go, młoda – wark­nął Frank.

– Młoda? – Urzęd­nicz­ka par­sk­nę­ła z nie­do­wie­rza­niem i po­pra­wi­ła oku­la­ry. – Róż­nie mnie już na­zy­wa­no, ale młoda? – do­da­ła pod nosem.

– Czego ode mnie chce­cie? – Frank odło­żył album na swoje miej­sce i pod­szedł bli­żej trupa. 

Na swój spo­sób wy­glą­dał spo­koj­nie. Sie­dział z głową (a ra­czej tym, co z niej zo­sta­ło) skie­ro­wa­ną w sufit i z rę­ko­ma swo­bod­nie spo­czy­wa­ją­cy­mi bo bo­kach. Wy­glą­dał, jakby drze­mał. 

– Praw­dy. 

De­tek­tyw spio­ru­no­wał ją wzro­kiem.

– Praw­dy? Praw­da jest taka, że po­świę­ci­łem wy­dzia­ło­wi całe swoje życie, mał­żeń­stwo i zdro­wie. My­śli­cie, że za­ry­zy­ko­wał­bym swoją ka­rie­rę w tak głupi spo­sób? – wska­zał dło­nią na de­na­ta.

– Nie mnie to oce­niać, Frank. I nie trak­tuj mnie jak wroga. Je­stem tu, żeby ci pomóc.

Fran­ka iry­to­wał jej for­mal­ny ton, sło­mia­ne włosy spię­te w for­mal­ny kok, nogi ob­le­czo­ne w for­mal­ne poń­czo­chy i wresz­cie jej pro­sta, sztyw­na i (a jakże) for­mal­na po­zy­cja w fo­te­lu. 

– Jasne – par­sk­nął Frank roz­glą­da­jąc się po po­miesz­cze­niu. 

Rose tro­chę tu prze­me­blo­wa­ła od cza­sów jego wy­pro­wadz­ki, ale zmia­ny nie były wiel­kie. Przy drzwiach wciąż stała jego palma, która pięk­nie wy­ro­sła pod czułą opie­ką byłej żony a z bi­blio­tecz­ki wciąż mógł wy­cią­gnąć ulu­bio­ne po­zy­cje nie pa­trząc na grzbiet z ty­tu­łem. Znik­nę­ło za to nie­wiel­kie biur­ko z IKEI, na któ­rym miał zwy­czaj roz­kła­dać lap­top i ślę­czeć no­ca­mi nad ak­ta­mi pro­wa­dzo­nych spraw. Stał tam teraz nie­wiel­ki kufer za­my­ka­ny na klucz.

– Je­że­li chce­cie mnie oskar­żyć, mu­si­cie zro­bić to ofi­cjal­nie.

– Nikt nie chce cię o nic oskar­żyć. Ocze­ku­ję je­dy­nie szcze­ro­ści z two­jej stro­ny.

– Czyli to nie­ofi­cjal­ne prze­słu­cha­nie.

Urzęd­nicz­ka wes­tchnę­ła, za­my­ka­jąc na chwi­lę zmę­czo­ne oczy i mach­nę­ła dło­nią lek­ce­wa­żą­co.

– Je­że­li chcesz tak to na­zwać, pro­szę bar­dzo. Uwierz, że za­le­ży mi na szyb­kim roz­wią­za­niu two­jej spra­wy.

– Nie ma żad­nej “spra­wy”, młoda. To było sa­mo­bój­stwo.

– A jed­nak wciąż tu je­ste­śmy. Wciąż sta­wiasz opór. – Urzęd­nicz­ka po­krę­ci­ła z nie­do­wie­rza­niem głową. – Mu­sisz wresz­cie zro­zu­mieć… Mia­łeś klu­cze, Frank…

– Od swo­jej byłej żony. Sama mi je dała – prze­rwał jej Frank, czu­jąc peł­za­ją­ce oskar­że­nie. 

– I po­ja­wi­łeś się tu, w jej domu, w jej ga­bi­ne­cie. Po co?

– Nie można od­wie­dzić już sta­rej mi­ło­ści? – Tym razem Frank po­zwo­lił sobie na oka­za­nie lek­ce­wa­że­nia, co pod­kre­ślił do­dat­ko­wo głu­pim uśmiesz­kiem. Po­skut­ko­wa­ło, bo usta ko­bie­ty skrzy­wi­ły się gniew­nie, ale szyb­ko zmyła ten wyraz z twa­rzy.

– Wie­dzia­łeś, że nie ma jej w domu o tej go­dzi­nie.

Uśmiech znikł na­tych­miast z twa­rzy Fran­ka.

– Co to ma do rze­czy?

– Jak to co? – zdzi­wi­ła się szcze­rze urzęd­nicz­ka. – Na­praw­dę muszę łą­czyć krop­ki za cie­bie, Frank? 

– Nie po­do­ba mi się, dokąd to zmie­rza. Żądam ad­wo­ka­ta.

– Ty je­steś swoim ad­wo­ka­tem.

– Nie igraj ze mną, młoda.

Ko­bie­ta wsta­ła i, chwy­ta­jąc opraw­ki obu­rącz, zdję­ła oku­la­ry, które odło­ży­ła de­li­kat­nie na ma­ho­nio­wy blat biur­ka. Bez oku­la­rów jej pod­krą­żo­ne oczy wy­da­wa­ły się jesz­cze bar­dziej zmę­czo­ne. Zbli­ży­ła się do Fran­ka stu­ka­jąc ob­ca­sa­mi o drew­nia­ne pa­ne­le.

– Praca od­ci­snę­ła na tobie swoje pięt­no – po­wie­dzia­ła czule, gdy się do niego zbli­ży­ła. – Ro­zu­miem to. Wi­dzia­łam to już setki razy.

Z tak bli­ska Frank mógł zo­ba­czyć, jak ane­micz­nie blada jest sto­ją­ca przed nim ko­bie­ta. Było w niej coś po­cią­ga­ją­ce­go. Nie wie­dział, czy spra­wił to jej głos, czy też brak oku­la­rów nieco ją uczło­wie­czył, jakby złote opraw­ki były za­sło­ną, którą na chwi­lę zrzu­ci­ła; maską skry­wa­ją­cą jej nie­po­ko­ją­ce pięk­no. 

Nawet sie­dzą­cy na ka­na­pie trup nie po­tra­fił ze­psuć gęst­nie­ją­cej at­mos­fe­ry.

– Ko­cha­łem ją – po­wie­dział nagle Frank. – Nadal ko­cham Rose, a Jake… – Głos nieco mu się za­ła­mał. – Jego zdra­da bo­la­ła rów­nie mocno, co jej. Ale to nie ich wina. Praca mnie po­chło­nę­ła. Wie­dzia­łem, że do­ko­na­łem wy­bo­ru i po­go­dzi­łem się z tym. 

– Na pewno?

– Jake po­wie­dział­by wam to samo. 

– Gdy­by­śmy mogli, na pewno byśmy go spy­ta­li. 

– Bar­dzo śmiesz­ne – burk­nął Frank.

De­tek­tyw wbił spoj­rze­nie w okno, za któ­rym widać było ośle­pia­ją­cy, cie­pły blask. W zu­peł­nej ciszy pa­nu­ją­cej w po­ko­ju sły­szał tylko swój cięż­ki od­dech.

– Je­dy­ne, co mu­sisz zro­bić, to prze­stać krę­cić się w kółko. – Ko­bie­ta prze­rwa­ła ciszę ak­sa­mit­nym gło­sem. – Praw­da cię wy­zwo­li. Obie­cu­ję. 

Twarz Fran­ka tę­ża­ła z każdą se­kun­dą na­ra­sta­ją­ce­go w nim gnie­wu. W końcu dał dwa szyb­kie kroki do przo­du i chwy­cił młodą urzęd­nicz­kę za ra­mio­na.

– Ile razy mam ci to po­wta­rzać? – Jego palce za­ci­snę­ły się moc­niej. – To było sa­mo­bój­stwo. Nie za­bi­łem go! Nie za­bi­łem Jake’a!

Mimo ko­bie­cej kru­cho­ści Frank nie do­strzegł, by ja­ki­kol­wiek gry­mas bólu czy prze­ra­że­nia wy­krzy­wił jej twarz. 

– To nie jest Jake, Frank – po­wie­dzia­ła sucho.

– Co?

Ko­bie­ta spoj­rza­ła po­wo­li na zwło­ki, Frank po chwi­li wa­ha­nia zro­bił to samo. Złota od­zna­ka spla­mio­na krwią ry­so­wa­ła wy­raź­nie swe kon­tu­ry w bla­sku cie­płe­go świa­tła.

– Pięć, sześć, osiem, dwa – wy­mam­ro­tał de­tek­tyw pod nosem.

Frank zwol­nił chwyt i minął urzęd­nicz­kę, nie­mal do­ska­ku­jąc z miej­sca do bi­blio­tecz­ki, skąd na­tych­miast wyjął album. 

– Frank? – Bez­i­mien­na urzęd­nicz­ka zbli­ży­ła się po­wo­li do de­tek­ty­wa, który wpa­try­wał się tępo w swoje zdję­cie z dnia za­przy­się­że­nia.

– Pięć, sześć, osiem, dwa – mam­ro­tał cicho, jak w tran­sie.

– Frank? O Boże… – Bla­do­li­ca usia­dła zre­zy­gno­wa­na w fo­te­lu. – I znowu to samo…

Koniec

Komentarze

  Fo­la­nie, krop­ka w ty­tu­le jest błę­dem, Usuń ją.

 

– Młoda? – urzęd­nicz­ka par­sk­nę­ła z nie­do­wie­rza­niem i po­pra­wi­ła oku­la­ry. ―> – Młoda? – Urzęd­nicz­ka par­sk­nę­ła z nie­do­wie­rza­niem i po­pra­wi­ła oku­la­ry.

Przyj­rzyj się też dia­lo­gom. Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak po­praw­nie za­pi­sy­wać dia­lo­gi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

@Re­gu­la­to­rzy

 

Po­pra­wio­ne, tak jak i ca­łość (mam na­dzie­ję).

0-3 WARSZ­TAT | 0-3 NAR­RA­CJA | 0-3 FA­BU­ŁA | 0-3 DIA­LO­GI | 0-3 PO­STA­CI | 0-3 KLI­MAT

OK, Fo­la­nie. Nie­ba­wem prze­czy­tam. 

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Zro­zu­mia­łam tylko, że ty­tu­ło­we cyfry to numer od­zna­ki po­li­cyj­nej Fran­ka, poza tym, przy­kro mi, Fo­la­nie, ale nie wiem, co tam się wy­da­rzy­ło. Nic mi się kupy nie trzy­ma.

 

Czar­ny ża­kiet na bia­łej ko­szu­li za­pię­tej pod koł­nie­rzyk… ―> Czar­ny ża­kiet na bia­łej bluz­ce za­pię­tej pod szyję

Ko­bie­ty – choć zda­rza się, że przy­wdzie­wa­ją ko­szu­le – noszą za­zwy­czaj bluz­ki.

Koł­nie­rzyk, w za­leż­no­ści od głę­bo­ko­ści de­kol­tu, wcale nie musi znaj­do­wać się pod szyją.

 

w zło­tych opraw­kach oku­la­rów ze­tknię­tych wy­so­ko na nos. ―> Co to zna­czy, że opraw­ki oku­la­rów były ze­tknię­te wy­so­ko na nos?

 

Fran­ka iry­to­wał jej for­mal­ny ton, jej sło­mia­ne włosy spię­te w for­mal­ny kok, jej nogi ob­le­czo­ne w for­mal­ne poń­czo­chy i wresz­cie jej pro­sta, sztyw­na i (a jakże) for­mal­na po­zy­cja w fo­te­lu. ―> Do­my­ślam się, że po­wtó­rze­nia są ce­lo­we, ale czy ko­niecz­ne są wszyst­kie za­im­ki?

Jaki kok na­zy­wa­my for­mal­nym?

 

mógł wy­cią­gnąć ulu­bio­ne ty­tu­ły nie pa­trząc na brzeg z ty­tu­łem. ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

Może: …mógł wy­cią­gnąć ulu­bio­ne po­zy­cje nie pa­trząc na grzbiet z ty­tu­łem.

 

Znik­nę­ło za to jego nie­wiel­kie biur­ko z ikei… ―> Znik­nę­ło za to jego nie­wiel­kie biur­ko z IKEI/ Ikei

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

> Co to zna­czy, że opraw­ki oku­la­rów były ze­tknię­te wy­so­ko na nos?

Oku­la­ry można róż­nie usta­wić na nosie – tro­chę niżej, żeby pa­trzeć znad opra­wek, można je też je uło­żyć jak naj­bli­żej na­sa­dy nosa. Miało to pod­kre­ślić for­mal­ny cha­rak­ter po­sta­ci.

Jaki kok na­zy­wa­my for­mal­nym?

Taki, w któ­rym brak jest wy­ra­fi­no­wa­nia, gdzie włosy nie ukła­da­ją się w spo­sób ozdob­ny. Pro­sty, twar­dy, prak­tycz­ny, nie­su­ge­styw­ny.

 

Resz­tę su­ge­stie za­sto­so­wa­łem, bo wy­da­ły się od­po­wied­nie.

nie wiem, co tam się wy­da­rzy­ło. Nic mi się kupy nie trzy­ma.

Za­baw­ne. My­śla­łem, że je­stem zbyt do­słow­ny w prze­ka­zie i nawet usu­ną­łem nieco tre­ści, która brzmia­ła jak wci­ska­na na siłę eks­po­zy­cja.

 

SPO­LIE­RY! SPO­LIE­RY! SPO­LIE­RY!

 

Bar­dzo dużo pod­po­wie­dzi ukry­łem w tek­ście. Blada, ubra­na jak na po­grzeb urzęd­nicz­ka re­pre­zen­tu­je śmierć. Gdy Frank pytał o to, kim jest, urzęd­nicz­ka od­po­wie­dzia­ła, że po­sta­wio­na jest wy­so­ko, ale nie chcia­łem prze­sko­czyć pew­ne­go progu, bo wtedy by­ło­by bar­dzo oczy­wi­ste, kim jest. Blada, wręcz cho­ro­bli­wie blada i “ubra­na jak na po­grzeb” było wy­star­cza­ją­cą pod­po­wie­dzią w kon­tek­ście wy­da­rzeń i wię­cej in­for­ma­cji po­da­nych na tacy rów­na­ło­by się ob­ra­zie in­te­li­gen­cji czy­tel­ni­ka. Już sam fakt, że sie­dzą w po­ko­ju z tru­pem po­wi­nien wydać się dziw­ny, od­re­al­nio­ny. Do­daj­my do tego brak uży­cia słowa “słoń­ce” przy opi­sie świa­tła, zu­peł­ną ciszę oraz py­ta­nia urzęd­nicz­ki, które MIAŁY brzmieć jak prze­słu­cha­nie w spra­wie śmier­ci ofia­ry, ale w prak­ty­ce były próbą uświa­do­mie­nia Fran­ko­wi, co się z nim dzie­je. W tek­ście po­ja­wia się zarys cha­rak­te­ru Fran­ka, który prze­kła­dał pracę nad żonę, ale jed­no­cze­śnie wciąż ją ko­chał. Niby po­go­dził się ze zdra­dą (jej i przy­ja­cie­la), ale nie po­tra­fił tak na­praw­dę nigdy się z tym po­go­dzić. Przy­szedł do swo­je­go sta­re­go domu i po­peł­nił sa­mo­bó­sj­two w mun­du­rze, który nosił w dniu za­przy­się­że­nia, gdy był szczę­śli­wy. Po śmier­ci jed­nak nie po­tra­fi “przejśc dalej” – utkwił w pętli, co chyba do­brze po­ka­zu­ją po­cząt­ko­we i koń­co­we słowa urzęd­nicz­ki.

 

Do­daj­my do tego fakt, że Frank wy­brał śmierć. Dla­te­go za­su­ge­ro­wa­łem, że wy­da­ła mu się w pew­nym mo­men­cie po­cią­ga­ją­ca. 

 

0-3 WARSZ­TAT | 0-3 NAR­RA­CJA | 0-3 FA­BU­ŁA | 0-3 DIA­LO­GI | 0-3 PO­STA­CI | 0-3 KLI­MAT

Oku­la­ry można róż­nie usta­wić na nosie – tro­chę niżej, żeby pa­trzeć znad opra­wek, można je też je uło­żyć jak naj­bli­żej na­sa­dy nosa. Miało to pod­kre­ślić for­mal­ny cha­rak­ter po­sta­ci.

Fo­la­nie, je­stem oku­lar­ni­cą od ponad pięć­dzie­się­ciu lat i wiem, że można nosić szkła, ale nie mam po­ję­cia, co to zna­czy, że  oku­la­ry były ze­tknię­te wy­so­ko na nos… Pierw­szy raz ze­tknę­łam się z takim okre­śle­niem i po pro­stu nie wiem, z czym one były ze­tknię­te, ale dzię­ku­ję za wy­ja­śnie­nia.

 

Tak to jest, Fo­la­nie, kiedy czy­tel­nik nie ma do­stę­pu do myśli pi­szą­ce­go. To, co dla Cie­bie jest jasne i oczy­wi­ste, mnie jawi się jako mało czy­tel­ne po­da­nie tre­ści. Cóż, przy­ję­łam, że w po­ko­ju byli po­li­cjant i urzęd­nicz­ka, w któ­rej w ogóle nie wi­dzia­łam śmier­ci, a na ka­na­pie trup. W ogóle nie przy­szło mi do głowy, że Frank i trup są jed­nym. Po Two­ich wy­ja­śnie­niach doj­rza­łam, że z ciał­ka szor­ta wy­ła­nia­ją się ki­kut­ki rą­czek i nóżek.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

(będą spo­ile­ry)

 

Na szczę­ście zdą­ży­łam prze­czy­tać tekst przed Twoim ostat­nim ko­men­ta­rzem, Fo­la­nie, jako że pod­czas mojej lek­tu­ry jesz­cze go nie było – bo nie­wąt­pli­wie jest to wiel­ki spo­iler, który ode­brał­by mi sporo przy­jem­no­ści z lek­tu­ry. Może warto to jakoś ozna­czyć? Dla przy­kła­du, ja lubię wpierw przej­rzeć na szyb­ko ko­men­ta­rze, zanim za­cznę czy­tać, więc sto­sow­ny tag by mnie ostrzegł.

No to teraz do tre­ści. Ko­bie­tę od­czy­ta­łam jako kogoś w stylu urzęd­ni­ka aniel­skiej biu­ro­kra­cji albo jakąś sza­lo­ną in­kar­na­cję św. Pio­tra, ro­bią­cą swo­iste prze­słu­cha­nie umar­łej duszy aby zde­cy­do­wać, czy za­słu­gu­je na niebo, czy też na­le­ży skie­ro­wać ją gdzieś niżej. Na­to­miast teraz, po prze­czy­ta­niu wy­ja­śnień muszę stwier­dzić, że wcale nie od­nio­słam wra­że­nia, jakby ko­bie­ta sta­ra­ła się na co­kol­wiek na­pro­wa­dzić bo­ha­te­ra. Ba, żą­da­ła od niego “praw­dy”, któ­rej ten wy­raź­nie nie był świa­dom, więc czego ocze­ki­wa­ła? Na­głe­go olśnie­nia? A co do pętli – hm, nie wiem, jak Fran­ko­wi uda­wa­ło się za­po­mnieć o wła­snym sa­mo­bój­stwie, gdy już się o nim do­wia­dy­wał.

Do­daj­my do tego fakt, że Frank wy­brał śmierć. Dla­te­go za­su­ge­ro­wa­łem, że wy­da­ła mu się w pew­nym mo­men­cie po­cią­ga­ją­ca. 

Da­le­ki strzał. Nie sko­ja­rzy­ła­bym tego w ten spo­sób.

deviantart.com/sil-vah

@re­gu­la­to­rzy

Pierw­szy raz ze­tknę­łam się z takim okre­śle­niem i po pro­stu nie wiem, z czym one były ze­tknię­te, ale dzię­ku­ję za wy­ja­śnie­nia.

Żeby nie było – wciąż mam mie­sza­ne uczu­cia do tego słowa, ale na­praw­dę wo­la­łem go użyć niż opi­sy­wać ich do­kład­ną po­zy­cję. Z okre­śle­niem tym spo­tka­łem się parę razy, ale z ja­kie­goś po­wo­du za­pa­mię­ta­łem je jako “zatknię­te”. Do­dat­ko­wo wciąż myślę, czy nie po­win­no być “z(a/e)tknię­te wy­so­ko na nosie”. Nie­zbyt to mądre z mej stro­ny sto­so­wać okre­śleń, któ­rych sam do końca nie je­stem pewny, ale kto nie ry­zy­ku­je, ten szam­pa­na nie pije.

 

Cięż­ko mi zna­leźć ba­lans mię­dzy eks­po­zy­cją, a po­zo­sta­wie­niem czy­tel­ni­ko­wi pola do in­ter­pre­ta­cji.

0-3 WARSZ­TAT | 0-3 NAR­RA­CJA | 0-3 FA­BU­ŁA | 0-3 DIA­LO­GI | 0-3 PO­STA­CI | 0-3 KLI­MAT

@Si­lva

Może warto to jakoś ozna­czyć?

Masz rację – za­zna­czy­łem.

wcale nie od­nio­słam wra­że­nia, jakby ko­bie­ta sta­ra­ła się na co­kol­wiek na­pro­wa­dzić bo­ha­te­ra.

SPO­LIE­RY! SPO­LIE­RY! SPO­LIE­RY!

 

Zro­bi­ła to (w do­my­śle) cał­kiem bez­po­śred­nio w jed­nej z pierw­szych pętli. Wy­szło jak wy­szło i z każdą ko­lej­ną pętlą pró­bo­wa­ła in­ne­go po­dej­ścia. Uwierz, że Śmierć (acz­kol­wiek twoje in­ter­pre­ta­cje po­sta­ci też są pra­wi­dło­we, bo Śmierć jest tu nie­ja­ko tylko ideą) jest coraz bli­żej celu. Kie­dyś Frank zro­zu­mie.

Ba, żą­da­ła od niego “praw­dy”, któ­rej ten wy­raź­nie nie był świa­dom, więc czego ocze­ki­wa­ła?

Frank jest czło­wie­kiem sprzecz­no­ści. Kocha pracę i przez nią stra­cił mi­łość swego życia. Niby się z tym po­go­dził, ale nie do końca, skoro coś mu do łba (nomen omen) strze­li­ło i się zabił. To samo ty się sa­mo­bój­stwa. Po­peł­nił je, ale tak na­praw­dę nie wie­dział do końca, czego chce. Praw­dą, któ­rej ocze­ki­wa­ła Śmierć, był fakt, że a) Frank się zabił i że b) tak na­praw­dę tego nie chciał. 

A co do pętli – hm, nie wiem, jak Fran­ko­wi uda­wa­ło się za­po­mnieć o wła­snym sa­mo­bój­stwie, gdy już się o nim do­wia­dy­wał.

Jak wyżej – od­rzu­cał tą “praw­dę”, ucie­kał we wspo­mnie­nia.

0-3 WARSZ­TAT | 0-3 NAR­RA­CJA | 0-3 FA­BU­ŁA | 0-3 DIA­LO­GI | 0-3 PO­STA­CI | 0-3 KLI­MAT

Praw­dę po­wie­dziaw­szy, po­dej­rze­wa­łam li­te­rów­kę, ale oku­la­ry za­tknię­te wy­so­ko na nos też, moim zda­niem, wy­glą­da­ją nie naj­le­piej.

A może: …w zło­tych opraw­kach oku­la­rów wsu­nię­tych wy­so­ko na nos.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

A może: …w zło­tych opraw­kach oku­la­rów wsu­nię­tych wy­so­ko na nos.

Prze­ko­na­łaś mnie :).

0-3 WARSZ­TAT | 0-3 NAR­RA­CJA | 0-3 FA­BU­ŁA | 0-3 DIA­LO­GI | 0-3 PO­STA­CI | 0-3 KLI­MAT

Jak wyżej – od­rzu­cał tą “praw­dę”, ucie­kał we wspo­mnie­nia.

Rze­czy­wi­ście, na po­cząt­ku oglą­da fo­to­gra­fię. Jakoś mi się to nie za­zę­bi­ło, nie “klik­nę­ło” od razu. Ogól­nie szor­ciak przy­zwo­ity, ale może rze­czy­wi­ście przy­da­ły­by się ja­kieś wy­raź­niej­szy tropy, moc­niej za­zna­czo­na pę­tel­ka. Ale z tym po­cze­ka­ła­bym na inne opi­nie. W końcu mogę być po pro­stu mało ku­ma­ta ;D

deviantart.com/sil-vah

Hej,

 

kurde, no niby wszyst­kie kloc­ki są na miej­scu, ale ja też nie sku­ma­łem :P

 

Szor­cik bar­dzo fajny, wszyst­ko tutaj za­gra­ło, nie­zły twist na końcu, na­praw­dę mi się po­do­ba :)

 

Jesz­cze dro­biazg:

bo usta na twa­rzy ko­bie­ty skrzy­wi­ły się gniew­nie, ale szyb­ko zmyła ten wyraz z twa­rzy.

Po­wtó­rze­nie, te “usta na twa­rzy” mnie rażą, może by zmie­nić?

 

Po­zdra­wiam!

Che mi sento di morir

Prze­ko­na­łaś mnie :).

Miło mi, Fo­la­nie. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Po­wtó­rze­nie, te “usta na twa­rzy” mnie rażą, może by zmie­nić?

Oczy­wi­ście, po­pra­wio­ne.

0-3 WARSZ­TAT | 0-3 NAR­RA­CJA | 0-3 FA­BU­ŁA | 0-3 DIA­LO­GI | 0-3 PO­STA­CI | 0-3 KLI­MAT

Siema :)

 

Fajne. Gdzieś tak w mo­men­cie, kiedy pani po­wie­dzia­ła, że jest kimś wyżej, przy­szło mi na myśl, że koleś nie żyje. A to pod­su­nę­ło mi dal­sze in­tr­pre­ta­cje, któ­rych po­twier­dze­nia szu­ka­łem w tek­ście i uśmie­cha­łem się za każ­dym razem, kiedy takie po­twier­dze­nie od­naj­dy­wa­łem. W mo­men­cie, w któ­rym pani in­for­mu­je, że tru­pem nie jest Jake, ogar­ną­łem, że to Frank i przy­szło mi na myśl, że to miej­sce może być czyść­cem. A skoro Frank jest w czyść­cu, to na­tu­ral­ną wy­da­ła mi się pętla na końcu, żeby nie było nie­lu­bia­ne­go happy endu i Frank dalej się mę­czył, za­miast zro­zu­mieć swój błąd. I pętlę do­sta­łem, nie roz­cza­ro­wa­łeś mnie :)

Tyle, że moja czy­śc­co­wa in­ter­pre­ta­cja, w któ­rej Frank raz za razem prze­ży­wa ten sam mo­ment, aby w końcu do­strzec praw­dę i wy­zwo­lić się, nie współ­gra z Two­imi wy­ja­śnie­nia­mi w ko­men­ta­rzach :/ Tę panią bar­dziej wi­dzia­łem jako aniel­ską urzęd­nicz­kę (bla­do­li­ca jest, c’nie?), do­glą­da­ją­cą duszy w czyść­cu z roz­ka­zu bo­skie­go, aby na­pro­wa­dzić ją na ścież­kę oświe­ce­nia (cie­płe świa­tło za oknem, zwia­stu­ją­ce, że na ze­wnątrz [poza czyść­cem i pętlą], czeka coś cu­dow­ne­go i wy­star­czy wyjść) i przy­wró­cić na łono nie­bios. A ten album ze zdję­cia­mi jako punkt star­to­wy pętli i słowa pani (O Boże… – Bla­do­li­ca usia­dła zre­zy­gno­wa­na w fo­te­lu. – I znowu to samo…) za­su­ge­ro­wa­ły mi, że Frank jest wy­jąt­ko­wo opor­ny w do­cho­dze­niu do praw­dy i ona ma już dosyć bo wzywa imię pań­skie :)

No, ale to moja in­ter­pre­ta­cja. Tak czy owak, po­le­cam do bi­blio­te­ki, bo szor­ciak cie­ka­wy i dał mi fraj­dę w war­stwie od­naj­dy­wa­nia zna­czeń :)

 

Po­ni­żej garść uwag do roz­wa­że­nia:

 

Przy­naj­mniej tak są­dził Frank po wstęp­nych oglę­dzi­nach. Mokra plama krwi na po­dziu­ra­wio­nym śru­tem su­fi­cie i strzel­ba, wciąż spo­czy­wa­ją­ca mię­dzy no­ga­mi de­na­ta, opo­wia­da­ły oczy­wi­stą wręcz hi­sto­rię. 

Prze­kre­ślo­ne usu­nął­bym.

 

Przy drzwiach wciąż stała jego palma, która pięk­nie wy­ro­sła pod czułą opie­ką jego byłej żony a z bi­blio­tecz­ki wciąż mógł wy­cią­gnąć ulu­bio­ne po­zy­cje nie pa­trząc na grzbiet z ty­tu­łem. Znik­nę­ło za to jego nie­wiel­kie biur­ko z IKEI, na któ­rym miał zwy­czaj roz­kła­dać lap­top i ślę­czeć no­ca­mi nad ak­ta­mi pro­wa­dzo­nych spraw.

Pierw­sze zo­sta­wił­bym, dru­gie usu­nął­bym, bo wiemy, że to jego była żona a nie pani urzęd­nicz­ki. Trze­cie też wy­wa­lił­bym, bo w dal­szej czę­ści zda­nia do­sta­tecz­nie od­da­jesz to, żeby czy­tel­nik zro­zu­miał, że to biur­ko było jego, a nie jego byłej żony.

 

 

– Od swo­jej byłej żony. Sama mi je dała – prze­rwał jej Frank, czu­jąc peł­za­ją­ce oskar­że­nie. 

 

Znów to samo. Wiemy, że to jego była zona. I co ozna­cza “czu­cie peł­za­ją­ce­go oskar­że­nia”? A kon­kret­nie to “peł­za­ją­ce” mi nie pa­su­je.

 

– Nie można od­wie­dzać już swo­jej sta­rej mi­ło­ści?

Jedno z po­gru­bio­nych usu­nął­bym. Cho­ose wi­se­ly :)

 

Tym razem to Fran­ka opu­ścił roz­ba­wio­ny wyraz.

A to brzmi dziw­nie. Niby wiemy, że cho­dzi o wyraz twa­rzy, ale jed­nak dziw­nie…

 

Mimo ko­bie­cej kru­cho­ści wy­czu­wal­nej pod pal­ca­mi, Frank nie do­strzegł, by ja­ki­kol­wiek gry­mas bólu czy prze­ra­że­nia wstą­pił na jej twarz. 

Za­sta­nów się, czy to pod­kre­ślo­ne jest Ci po­trzeb­ne. Ja bym wy­wa­lił. Zaś co do po­gru­bio­ne­go, to znów brzmi dziw­nie. Jesz­cze się nie spo­tka­łem z “wstą­pie­niem emo­cji na czy­jąś twarz”.

 

Ko­bie­ta skie­ro­wa­ła wzrok na zwło­ki, Frank po­dą­żył jej śla­dem.

Ale fajny ton­gu­ebre­aker ;) Ale Frank wcale nie po­dą­żył jej śla­dem, a skie­ro­wał je­dy­nie wzrok, tam gdzie ona. To jest IMHO do prze­rób­ki.

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

Wszyst­ko po­pra­wio­ne.

Tyle, że moja czy­śc­co­wa in­ter­pre­ta­cja, w któ­rej Frank raz za razem prze­ży­wa ten sam mo­ment, aby w końcu do­strzec praw­dę i wy­zwo­lić się, nie współ­gra z Two­imi wy­ja­śnie­nia­mi w ko­men­ta­rzach :/

Jak naj­bar­dziej współ­gra. Ja na­zwa­łem urzęd­nicz­kę Śmier­cią, ale zwróć uwagę, że nie pada nigdy jej imię (do­dat­ko­wo spe­cjal­nie dałem jej wy­po­wiedź: “Róż­nie mnie już na­zy­wa­no, ale młoda?”), bo to miała być po­stać uni­wer­sal­na i przy­stęp­na dla wielu kul­tur i w prak­ty­ce może być każ­dym – ha­ro­nem, św. Pio­trem, du­chem świę­tym – jak zwał tak zwał.

(cie­płe świa­tło za oknem, zwia­stu­ją­ce, że na ze­wnątrz [poza czyść­cem i pętlą], czeka coś cu­dow­ne­go i wy­star­czy wyjść)

do­kład­nie to chcia­łem po­ka­zać.

 

Frank utknął w ja­kimś miej­scu mię­dzy ży­ciem a śmier­cią, a ra­czej mię­dzy śmier­cią a dal­szą drogą. Czy­ściec, limbo, brzeg styk­su… Ce­lo­wo sta­ra­łem się uni­kać nazw su­ge­ru­ją­cych kon­kret­ne mi­to­lo­gie czy re­li­gię. Nawet od­nie­sie­nie się do boga na nic nie wska­zu­je, bo bogów było wielu, na­to­miast Jezus był dość kon­kret­ną po­sta­cią i gdyby po­wie­dzia­ła “ O Jezu…”, byłby klops.

0-3 WARSZ­TAT | 0-3 NAR­RA­CJA | 0-3 FA­BU­ŁA | 0-3 DIA­LO­GI | 0-3 PO­STA­CI | 0-3 KLI­MAT

Jak naj­bar­dziej współ­gra.

A, to spoko :) Multi kulti dla nie­za­wę­ża­nia od­bio­ru.

 

do­kład­nie to chcia­łem po­ka­zać.

To się cie­szę, że udało mi się roz­gryźć za­mysł au­tor­ski bez nad­in­ter­pre­ta­cji :)

Known some call is air am

Cześć!

Z po­cząt­ku nie zro­zu­mia­łem, bo sta­ra­łem się zna­leźć ra­cjo­nal­ne wy­tłu­ma­cze­nie, ale nic się nie kle­iło. Do­pie­ro po lo­ok­nię­ciu na ko­men­ta­rze oświe­ci­ło mnie, że mamy tu wy­tłu­ma­cze­nie bar­dziej nad­przy­ro­dzo­ne, i wtedy cos nie cos stało się jasne.

Na­pi­sa­ne po­praw­nie, ob­ra­zo­wo przed­sta­wiasz emo­cje bo­ha­te­ra, zmę­czo­ne­go ży­ciem de­tek­ty­wa roz­wod­ni­ka, krok po kroku wpro­wa­dza­jąc czy­tel­ni­ka w jego hi­sto­rię. Za­koń­cze­nie smut­ne, ale i da­ją­ce na­dzie­ję.

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Kra­rze, jaką na­dzie­ję do­strze­gasz w koń­ców­ce? Ja nie do­strze­gam tego pro­mycz­ka, nie­ste­ty :/

Che mi sento di morir

Kra­rze, jaką na­dzie­ję do­strze­gasz w koń­ców­ce? Ja nie do­strze­gam tego pro­mycz­ka, nie­ste­ty :/

Do­łą­czam się do py­ta­nia. Na­dzie­ja za­wsze jest, pętla kie­dyś może się prze­rwie, ale w tym utwo­rze pro­my­ka na­dziei nie za­war­łem.

0-3 WARSZ­TAT | 0-3 NAR­RA­CJA | 0-3 FA­BU­ŁA | 0-3 DIA­LO­GI | 0-3 PO­STA­CI | 0-3 KLI­MAT

Na­dziei jest tu sporo:

 

1.Po śmier­ci jest coś – jakaś rze­czy­wi­stość

2.Ta rze­czy­wi­stość nie wy­glą­da tak źle, wszak facet pal­nął sobie w głowę a nadal po tym po­ko­ju spa­ce­ru­je, roz­glą­da się, myśli, no i ma głowę ;-)

3.Przybywa do niego ktoś ‘z góry’ (choć nie wiemy w jakim celu), czyli jakaś góra ist­nie­je i ma do niego po śmier­ci jakąś spra­wę, albo cos do za­ofe­ro­wa­nia

 

Przy­naj­mniej te trzy ele­men­ty, choć może znaj­dzie się i wię­cej.

Po­zdra­wiam!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Bar­dzo cie­ka­wa in­ter­pre­ta­cja :) Do prze­my­śle­nia, czy za­wsze le­piej, żeby było coś, choć­by nie wiem jak złe? Le­piej czuć coś niż ni­cze­go nie czuć?

Nie wiem, czy bo­ha­ter jest w ta­kiej do­brej sy­tu­acji, w końcu z ja­kie­goś po­wo­du pal­nął sobie w łeb, a za­kła­dam, że zro­bił to dla­te­go, żeby nie czuć bólu i po­czu­cia mar­no­ści swo­je­go życia. A tym­cza­sem, dalej jest w tym samym po­ko­ju, w ilu­zji tego sa­me­go życia. Może kie­dyś wyj­dzie z tego po­ko­ju, a może nie. Może po wyj­ściu coś do­bre­go go spo­tka, a może nie :)

Che mi sento di morir

No nie­ste­ty, albo mia­łem kiep­ski dzień, albo sta­rze­ję się szyb­ciej niż mi sie wy­da­wa­ło, bo ja też nie zro­zu­mia­łem po lek­tu­rze za­my­słu Au­to­ra i do­pie­ro spo­ile­ry w ko­men­ta­rzach wy­ja­śni­ły mi sens tek­stu.

Po­cie­sza mnie myśl, że nie je­stem od­osob­nio­nym przy­pad­kiem i w sumie, to rów­nież Autor po­wi­nien wy­cią­gnąć z tego naukę – nawet dobry po­mysł można sko­pać, jeśli nie sprze­da się go wy­star­cza­ją­co zro­zu­mia­le. Ow­szem, faj­nie jest li­czyć na in­te­li­gen­cję czy­tel­ni­ka i czę­sto Au­to­rzy prze­gi­na­ją w drugą stro­nę, trak­tu­jąc od­bior­ców jak idio­tów i wy­kła­da­jąc za dużo kawy na ławę. Ale jed­nak w po­wyż­szym przy­pad­ku chyba po pro­stu nie wszyst­ko za­dzia­ła­ło tak, jak ży­czył sobie Autor.

Ow­szem, po wy­ja­śnie­niach za­czy­na­my do­strze­gać wska­zów­ki pod­rzu­co­ne w fa­bu­le, ale za Chiny nie wi­dzi­my ich w trak­cie lek­tu­ry (piszę my, bo imię tych zdez­o­rien­to­wa­nych, Le­gion). Ow­szem za­czy­na się to wszyst­ko od słów "Znowu to samo" ale tej pętli nie wi­dzi­my, bo jest chyba za bar­dzo okro­jo­na na wej­ściu i na wyj­ściu. Nie do­strze­głem w bla­dej urzęd­nicz­ce Śmier­ci (nawet o niej nie po­my­śla­łem, bo to zda­wa­ło się pew­nie moim zwo­jom mó­zgo­wym zbyt­nio okle­pa­ne) itd. Ra­czej po­dej­rze­wa­łem ja­kieś ma­chlo­je z cza­sem i do­my­śla­łem się, że na fo­te­lu sie­dzi jakaś inna wer­sja Fran­ka, ale nie zło­ży­łem tego w tak pro­ste roz­wią­za­nie, że to duch Fran­ka pa­trzy na wła­sne zwło­ki (bo nie pa­mię­ta po śmier­ci co sobie zro­bił?). Zmar­łych, któ­rzy nie wie­dzie­li, że nie żyją, wi­dzia­łem już np. w "In­nych" lub "Szó­stym zmy­śle", ale tutaj spo­dzie­wa­łem się bar­dziej ja­kie­goś mo­ty­wu fan­ta­stycz­ne­go, a nie rodem z hor­ro­ru.

Cóż, szko­da.

Warsz­ta­to­wo jest do­brze i czy­ta­ło się Twoje opo­wia­da­nie, Fo­la­nie, z przy­jem­no­ścią, ale nie­ste­ty czym bli­żej byłem końca, tym z więk­szym nie­po­ko­jem spo­glą­da­łem ile tek­stu zo­sta­ło do fi­na­ło­we­go twi­sta, wy­ja­śnia­ją­ce­go za­mysł Au­to­ra. I zo­sta­łem jak ten głupi po na­pi­sie ko­niec z nie­pew­no­ścią i WTF wy­pi­sa­nym na twa­rzy. Może po­wi­nie­nem prze­czy­tać raz jesz­cze i dać drugą szan­sę swoim zwo­jom mó­zgo­wym, ale po­sze­dłem na ła­twi­znę i prze­czy­ta­łem ko­men­ta­rze. Ok. Jest tutaj po­mysł (jak pi­sa­łem wyżej po­mysł dosyć znany), jest nawet małe za­sko­cze­nie itd., ale tekst traci nie­ste­ty na za da­le­ko po­su­nię­tej nie­ja­sno­ści i nie­ste­ty sama wiara Au­to­ra w kla­row­ność fa­bu­ły nie wy­star­czy.

Może tak. Ja dam klika, Fo­la­nie (bo poza wspo­mnia­nym zgrzy­tem do­brze na­pi­sa­łeś tę hi­sto­rię), a Ty po­my­ślisz nad wsta­wie­niem ja­kie­goś zda­nia le­piej na­pro­wa­dza­ją­ce­go ko­lej­nych czy­tel­ni­ków na sens tek­stu ;).

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Mnie też, nie­ste­ty, w zro­zu­mie­niu po­mo­gły ko­men­ta­rze… ale tak po za tym bar­dzo do­brze mi się czy­ta­ło :) A kiedy już wszyst­ko do mnie do­tar­ło, za­czę­łam spo­glą­dać na Twój tekst jesz­cze bar­dziej po­zy­tyw­nie :) Po­do­ba mi się po­mysł, warsz­tat też na plus. Kli­kam bi­blio­te­kę :)

Na­praw­dę nie­zły szort. A gdy­bym go zro­zu­miał w ca­ło­ści od razu (co do­czy­ta­łem w ko­men­ta­rzach) był­bym jesz­cze bar­dziej ukon­ten­to­wa­ny. Nie­mniej jed­nak spraw­nie po­pro­wa­dzo­na hi­sto­ria, którą szyb­ko i przy­jem­nie się czyta. Po­mysł choć nie­no­wy, to do­brze ro­ze­gra­ny, a jak do­czy­ta się kilka smacz­ków które za­war­łeś (np. że po­cią­ga go urzęd­nicz­ka bo wy­brał to co wy­brał) to jest jesz­cze le­piej.

Jed­nak i ja do­łą­czam się do opi­nii, że faj­nie jakby dodać jedno lub dwa zda­nia na­pro­wa­dza­ją­ce. Tym­cza­sem kli­kam.

W pierw­szym mo­men­cie nie zro­zu­mia­łam, a po­nie­waż nie lubię nie ro­zu­mieć, to za­czę­łam głów­ko­wać. Wy­szło mi, że facet z roz­pie­przo­ną głową, to sam bo­ha­ter, a to ozna­cza­ło­by, że urzęd­nicz­ka to anioł, który ma go prze­nieść dalej. Tro­chę się co do niej po­my­li­łam, choć byłam bli­sko ;)

Pro­blem w tym, że to IMO nie wy­ni­ka z tek­stu, to było ra­czej je­dy­ne lo­gicz­ne wy­ja­śnie­nie tego, co prze­czy­ta­łam.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Dzię­ki wszyst­kim za ko­men­ta­rze. Z ich ogółu wy­ni­ka, iż byłem za bar­dzo… kryp­tycz­ny i fak­tycz­nie wy­pa­da­ło­by dodać kilka zdań le­piej ob­ra­zu­ją­cych sy­tu­ację. Je­że­li wy­ja­śnie­nie au­to­ra do­pie­ro po­ma­ga w ogóle zro­zu­mieć hi­sto­rię, to nie jest do­brze.

 

Po­zdra­wiam!

0-3 WARSZ­TAT | 0-3 NAR­RA­CJA | 0-3 FA­BU­ŁA | 0-3 DIA­LO­GI | 0-3 PO­STA­CI | 0-3 KLI­MAT

Gdzie tam, wy­ja­śnie­nie au­to­ra? Toż Irka i ja na­pi­sa­li­śmy Ci, że dojść do pew­nych wnio­sków można sa­me­mu. Choć rze­czy­wi­ście, przy­ję­cie pew­nej hi­po­te­zy już na po­cząt­ku po­ma­ga w od­naj­dy­wa­niu ko­lej­nych śla­dów póź­niej, wraz z czy­ta­niem tek­stu.

 

Pro­blem w tym, że to IMO nie wy­ni­ka z tek­stu, to było ra­czej je­dy­ne lo­gicz­ne wy­ja­śnie­nie tego, co prze­czy­ta­łam.

Czyli jed­nak w ja­kimś nie­wiel­kim, po­dyk­to­wa­nym do­szu­ki­wa­niem się lo­gicz­nych roz­wią­zań, stop­niu wy­ni­ka :)

Known some call is air am

Czyli jed­nak w ja­kimś nie­wiel­kim, po­dyk­to­wa­nym do­szu­ki­wa­niem się lo­gicz­nych roz­wią­zań, stop­niu wy­ni­ka :)

To ra­czej wiara w in­te­li­gen­cję au­to­ra, w to, że do­kądś zmie­rza. Tym bar­dziej, że opko warsz­ta­to­wo dobre.

 

Może gdyby po­cza­ro­wać coś przy tym frag­men­cie:

– Nie ma żad­nej “spra­wy”, młoda. To było sa­mo­bój­stwo.

– A jed­nak wciąż tu je­ste­śmy. Wciąż sta­wiasz opór. – Urzęd­nicz­ka po­krę­ci­ła z nie­do­wie­rza­niem głową. – Mu­sisz wresz­cie zro­zu­mieć… Mia­łeś klu­cze, Frank…

– Od swo­jej byłej żony. Sama mi je dała – prze­rwał jej Frank, czu­jąc peł­za­ją­ce oskar­że­nie. 

– I po­ja­wi­łeś się tu, w jej domu, w jej ga­bi­ne­cie. Po co?

Tu jest wprost oskar­że­nie, zwra­ca uwagę czy­tel­ni­ka na bo­ha­te­ra jako spraw­cę. Ale jeśli bo­ha­ter nie jarzy, że to wła­sne zwło­ki oglą­da, to wła­ści­wie po­wi­nien się za­sta­na­wiać skąd się tam wziął. Tym­cza­sem on przy­zna­je, że przy­lazł i wy­glą­da na to, że przed śled­czy­mi. Można do­mnie­my­wać, że sam za­dzwo­nił po gliny.

Oczy­wi­stą rze­czą jest, że ta­kiej spra­wy nikt mu nie przy­dzie­li, więc mu­siał usły­szeć przez radio, czy cuś. Nie pa­mię­ta, ale zwala na szok.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hej.

Do­brze na­pi­sa­ne, finał zro­zu­mia­łem, cho­ciaż nie za­sko­czył mnie ani po­zy­tyw­nie, ani ne­ga­tyw­nie. Za­bra­kło mi kli­ma­tu, cię­ża­ru opo­wie­ści. Pro­wa­dzisz nar­ra­cję bar­dzo zbli­żo­ną do rze­czy­wi­stej. Z jed­nej stro­ny to do­brze, z dru­giej za mało, żeby wzbu­dzić więk­sze emo­cje. Cią­głe na­ci­ski urzęd­nicz­ki, by Frank po­wie­dział praw­dę bar­dziej iry­tu­ją niż wzbu­dza­ją ta­jem­ni­cę. Ca­ło­ścio­wo szort jest do­pię­ty, tylko wiesz, to nie jest jakaś bomba. Być może w ogóle w ta­ko­wą nie ce­lo­wa­łeś.

Po­zdra­wiam.

No, ja też nie roz­k­mi­ni­łam o wła­snych si­łach.

To chyba dziw­ne, że facet nie pa­mię­ta o wła­snym sa­mo­bój­stwie. Ro­zu­miem, że mógł się nie zo­rien­to­wać, jeśli zgi­nął w wy­pad­ku, nie­spo­dzie­wa­nie… Ale kiedy sam po­cią­gnął za spust?

Ale zga­dzam się z przed­pi­ś­ca­mi, że na­pi­sa­ne do­brze.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka