- Opowiadanie: Ślimak Zagłady - Marat w wannie

Marat w wannie

Wiersz jest inspirowany utworem Karela Kryla “Marat ve vaně”, z którym można zapoznać się między innymi na stronie https://www.youtube.com/watch?v=-bBsi2wV14w. Właściwie jest to więcej niż inspiracja, chociaż nie dosłowny przekład (jak i zresztą żaden przekład poetycki nie bywa dosłowny). Jestem jeszcze świeżo upieczonym użytkownikiem i nie wiem, czy takie teksty są tutaj dopuszczalne – nie widziałem podobnych, ale w regulaminie brakuje jasnej wzmianki na ten temat. Jeżeli okaże się, że nie są, oczywiście usunę. Jako element fantastyczny traktuję obecność zantropomorfizowanej Śmierci.

Dyżurni:

brak

Oceny

Marat w wannie

Pozycja dziejowa danej osobistości zależy w praktyce od tego, czy rzeczonej osobistości chciało się umrzeć lub zginąć wcześniej, niż miałaby okazję wyrzec się swoich poglądów.

 

Wydana już praca, Kopernik w sutannie,

Śmierć czule obraca Marata wzdłuż w wannie,

piec dymi w dni postów, mnich Koniáš zaklaska,

Gogh leży wśród ostów, Śmierć bywa kolczasta,

Gogh leży wśród ostów, Śmierć bywa kolczasta,

Śmierć bywa kolczasta.

 

Życzliwy półmrok wam przykryje twarz z grobową miną,

dłoń ciepła za chwilę stężeje bezczynnie w martwy ołów,

na nic już pióro oraz dziennik, zważ, iż Muzy zginą,

a Śmierć krotochwile tłumaczy jedynie dla aniołów.

 

Piosneczka, Śmierć przy niej, już nowa dostawa,

przy wrotach świątyni zobaczysz Wacława,

kołatka o szóstej, grabarza już suszy,

odejdźcie od luster, bo płacz jej nie wzruszy,

odejdźcie od luster, bo płacz jej nie wzruszy,

bo płacz jej nie wzruszy.

 

Ma Cromwell suchoty, Hus stoi pod palem,

Śmierć muska swój złoty pierścionek z koralem,

krzyż stawi Chrystowi, Spartakus bez miecza,

od krwi purpurowi, to dola człowiecza,

od krwi purpurowi, to dola człowiecza,

to dola człowiecza.

 

Życzliwy półmrok wam przykryje twarz z grobową miną,

dłoń ciepła za chwilę stężeje bezczynnie w martwy ołów,

na nic już pióro oraz dziennik, zważ, iż Muzy zginą,

a Śmierć krotochwile tłumaczy jedynie dla aniołów.

 

Joasię siekają nie kaci, a księża,

pachołcy bekają, stal w ogniu się stęża,

pan Lincoln w teatrze dostaje kurtynę,

Śmierć w loży nań patrzy odziana w satynę,

Śmierć w loży nań patrzy odziana w satynę,

odziana w satynę.

 

Jesienin poprawia węzełek na plecach,

gdy Puszkin się skrwawia, Tyl pisze przy świecach,

braciszek Filippo krwią spluwa do farby,

Gerarda Philipe’a Śmierć bierze już w karby,

Gerarda Philipe’a Śmierć bierze już w karby,

Śmierć bierze już w karby.

 

Życzliwy półmrok wam przykryje twarz z grobową miną,

dłoń ciepła za chwilę stężeje bezczynnie w martwy ołów,

na nic już pióro oraz dziennik, zważ, iż Muzy zginą,

a Śmierć krotochwile tłumaczy jedynie dla aniołów.

 

Z siedzenia Kennedy już tłumom nie macha,

gdy ścichną pogrzeby, wypatruj Palacha,

hmmm…

 

CO NIEZBĘDNIEJSZE PRZYPISY BIOGRAFICZNE

Jean-Paul Marat (1743–1793) – jeden z przywódców rewolucji francuskiej, zasztyletowany w kąpieli.

Antonín Koniáš (1691–1760) – jezuita, jeden z najskuteczniejszych palaczy ksiąg w historii.

Wacław I Święty (około 911–935) – król Czech, zamordowany pod kościołem przez własnego brata.

Joanna d’Arc (1412–1431) – francuska pastuszka, zapewne znana Czytelnikowi skądinąd.

Siergiej Jesienin (1895–1925) – poeta rosyjski, w zależności od źródła powiesił się samodzielnie lub ze wsparciem radzieckich służb specjalnych.

Josef Kajetán Tyl (1808–1856) – dramatopisarz, autor hymnu czeskiego.

Fra Filippo Lippi (1406–1469) – malarz, karmelita, przypuszczalnie otruty przez rodzinę kochanki.

Gerard Philipe (1922–1959) – aktor francuski, zmarł na raka wątroby.

Jan Palach (1948–1969) – czeski student, dokonał samospalenia w proteście przeciw inwazji.

Koniec

Komentarze

Och, wchodząc na stronę myślałem o Krylu i patrzę, a tu taki zbieg okoliczności! Dlatego poczułem się w pewnym sensie w obowiązku skomentować, choć niczego mądrego raczej nie mam do powiedzenia…

 

Ale przynajmniej dla mnie jest to dobrze zrobione, trzyma się rytmu, trzyma się sensu (pewnie język oryginału w tym trochę pomógł…)

Na Twoim miejscu bym się pobawił w oryginalny tekst w tym stylu (o czym też notabene kiedyś myślałem).

 

A no i nie wiem, czy to jest dopuszczalne, ale ja tam się nie znam…

 

Ukłony

[...] chleb [...] ~ Honoriusz Balzac

Ja się nie wypowiem na temat tego tekstu, bo poezja nie dla mnie. Chociaż całkiem udatne te strofy, zawierające nawiązania do zmarłych.

A takie teksty chyba są dopuszczalne, bo niby czemu miałyby nie być?

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Bardzo dziękuję za pierwsze komentarze!

 

Tyranotytanie, rzeczywiście nadzwyczajny zbieg okoliczności, Kryl raczej się z fantastyką nie kojarzy, jego twórczością interesuje się coraz mniej osób. Masz rację, że najtrudniejszą częścią pisania tego tekstu było utrzymanie rytmu ściśle opartego na członach trójzgłoskowych (aby ktoś, jeżeli będzie miał ochotę, mógł to zaśpiewać do oryginalnej melodii). Chociaż… należy zdawać sobie sprawę, że Czesi mają akcent inicjalny, więc w każdym takim członie – odmiennie od nas – kładą największy nacisk na pierwszą, a nie drugą sylabę. Tego jednak fizycznie nie da się obejść.

Język oryginału? Wiadomo, czeski jest zupełnie zbliżony do polskiego (w innych okolicznościach geopolitycznych mogłyby być uznawane za warianty jednego języka, jak górno– i dolnoniemiecki), ale to nie tak, że można kopiować frazy słowo w słowo, chociażby ze względu na różne wymiany samogłosek (przykładowo: scenu – satenu rymuje się znakomicie, scenę – satynę nie za bardzo).

Dziękuję za zachętę – kiedyś, gdy najdzie mnie odpowiednia wena, z pewnością podzielę się też jakimś wierszem od A do Z własnym.

Odwzajemniam ukłony!

 

Sewerze, tym bardziej jest mi naprawdę miło, że miałeś ochotę skomentować ten utwór, chociaż na ogół nie interesujesz się poezją! Istotnie, różnorodne nawiązania do zmarłych (pośrednio zwracające uwagę też na nieśmiertelność ich osiągnięć) były tym, co ujęło mnie w wierszu i zachęciło do nadania mu polskiego kształtu.

A takie teksty chyba są dopuszczalne, bo niby czemu miałyby nie być?

Zwyczajnie nie wiedziałem, czy zasady serwisu pozwalają na publikację utworów “na motywach”, zbliżonych do przekładów. Zapisy prawa autorskiego w tym względzie wydają się wysoce niejasne.

Pozdrawiam,

Ś

Jak widzę “wiersz”, to odruchowo zaczynam ziać ogniem ;) Skusił mnie jednakowoż, ofkors, tytuł, bo to na mnie stuprocentowa przynęta, choć nie przez Kryla… No i widzę, że tu całkiem udatny (na ile potrafię sobie przeczytać oryginał) przekład!

 

należy zdawać sobie sprawę, że Czesi mają akcent inicjalny, więc w każdym takim członie – odmiennie od nas – kładą największy nacisk na pierwszą, a nie drugą sylabę. Tego jednak fizycznie nie da się obejść.

Pozwolę sobie na nieco dłuższy komentarz z punktu widzenia publikującej tłumaczki poezji (angielski, francuski, grecki). (Prawie) wszystko da się obejść, pytanie tylko, czy warto. Tu, ponieważ to jest piosenka, to na akcent wyrazowy nakłada się muzyczny i pytanie, czy Twój tekst da się zaśpiewać z tym samym efektem, co czeski. No więc przesłuchałam (przyznaję, że to nie do końca moje klimaty muzyczne, więc moja znajomość Kryla jest marna), to w sumie bardziej melorecytacja, więc pewnie przesunięcia akcentowe strasznego zamieszania nie narobią, da się i melodię zaadaptować, ergo sama też chyba nie umierałabym za to, żeby te akcenty wypadły tam, gdzie w oryginale – choć teoretycznie można by się pokusić przynajmniej o umieszczenie akcentowanych sylab w nagłosie. (Dygresja nr 1, skąd akurat te przemyślenia się biorą: ostatnio w związku z zamieszczaniem przez pewną osobę w necie upiornie złych pod każdym względem “tłumaczeń” Dylana podjęłam wyzwanie rzucone mi przez przyjaciółkę i przełożyłam dwa teksty tak, żeby dały się śpiewać, siedząc praktycznie nad każdym zestrojem akcentowym – to był koszmar, ale u Dylana, skądinąd też nie do końca w moich klimatach, jest znacznie bardziej wyrazista linia melodyczna). Argument przeciw: nawet jeśli postawi się na słowa jednosylabowe, które wypadną w odpowiedniej pozycji i logicznie będą akcentowane, nie będzie to brzmiało jak inicjalny akcent czeski. (Dygresja nr 2: analogiczny, choć odwrotny problem daje francuski i tam się pogodziłam, że akcentu na ostatniej sylabie po polsku się nie odda i już, czasem trochę można ratować rymami męskimi, ale to też nie to samo).

Podsumowując: wydaje mi się, że nieźle wybrałeś dominantę tego wiersza, konstrukcję tych refrenicznych wersów kolejnych strof itd. Rytmicznie nieco gubię się w tym powtarzającym się refrenie, po części dlatego, że długie wersy po polsku zazwyczaj się sypią rytmicznie, po czesku są one nieco płynniejsze, jak słuchałam. Ale ogólnie – jestem pod wrażeniem :)

 

Jedno mnie natomiast zastanawia, już nie z technikaliów. Dobór postaci w przypisie. Bo podejrzewałabym, że Joanna d’Arc jest bardziej w naszym kraju znana niż taki choćby obywatel Przyjaciel Ludu ;)

 

W dowód uznania – ślimak zagłady znad Štrbskego Plesa ;)

 

 

PS. Tu w zasadzie wolno publikować, co dusza zapragnie, niemniej oczywiście fantastyka jest milej widziana niż brak fantastyki. Osoby, które publikują wyłącznie rzeczy niefantastyczne, zazwyczaj wielkiego poklasku nie zyskują (ale autorzy fragmentów fantasy w sumie też nie), niemniej nie gonimy z paragrafami regulaminu ani obyczajówek, ani żadnej innej niefantastycznej twórczości ;)

http://altronapoleone.home.blog

Najmocniej dziękuję za obszerny, szczegółowy i – jak widzę – ekspercki komentarz!

Jak widzę “wiersz”, to odruchowo zaczynam ziać ogniem ;) (…) z punktu widzenia publikującej tłumaczki poezji

A to ciekawe. Czy chodzi o to, że – jako aktywną poetkę – większość wierszy odrzuca Cię amatorszczyzną, czy o to, że nie masz ochoty zanurzać się jeszcze dla rozrywki w to, czym zajmujesz się zarobkowo, czy jeszcze o coś innego?

jednakowoż, ofkors, tytuł

Zabrzmiało uroczo – kontrast niesamowity.

 

Wywód o zestrojach akcentowych bardzo ciekawy. Umysł mam jednak przede wszystkim ścisły i szczegółowe badanie metrum to zagadnienie, które jak najbardziej mi odpowiada. Wielką zaletą czeskiego daktyla jest pokrywanie się granic zestrojów z granicami wyrazów – po polsku takim naturalnym wzorcem dla trójzgłosek jest amfibrach. Tutaj, właśnie ze względu na walory recytacyjne, owo pokrywanie się wydało mi się istotne, więc tłumaczyłem amfibrachem 6+6.

Oczywiście, dałoby się to przełożyć daktylem (5+6 z kataleksą), tylko bardzo wątpię, czy brzmiałoby to równie dobrze, a przy okazji wystąpiłby niemały kłopot przy mniejszych refrenach, gdzie część pośredniówkowa przechodzi na początek wersu. Ostatecznie zgadzam się więc całkowicie z Twoim komentarzem:

(Prawie) wszystko da się obejść, pytanie tylko, czy warto. (…) Rytmicznie nieco gubię się w tym powtarzającym się refrenie

Przyznaję też chętnie, że w długim refrenie sam się w pewnym sensie pogubiłem metrycznie. Wersy parzyste to jeszcze – w miarę zwyczajny daktyl pięciostopowy z hiperkataleksą, który oddałem swoim 6+6+4 chyba najbliżej, jak się sensownie dało. Wersy nieparzyste – o ile się nie mylę – też oparte na daktylu pięciostopowym, ale wyraźnie zniekształcone. Można by od biedy uznać, że dwa ostatnie daktyle przeszły w peon pierwszy i trochej, co byłoby jeszcze niewielką deformacją – szkoda tylko, że wówczas zestroje przekraczają granice średniówek. Jeżeli dzielić wers, respektując te granice, mamy kolejno daktyl, trochej, peon drugi, pojedynczą mocną sylabę i wreszcie zestrój pięciozgłoskowy z akcentem na przedostatniej i nigdzie indziej (na to nawet nie ma nazwy). Nie miałem na oddanie tego po polsku lepszego pomysłu niż 5+5m+5, ale do końca zadowolony nie jestem. Przy tym utrzymywanie w refrenie wszystkich rymów pomiędzy średniówkami też było poważnym wyzwaniem. Możliwe, że polska poezja rzeczywiście jest słabo dostosowana do tworzenia tak długich wersów.

Dobór postaci w przypisie.

Joanna d’Arc jest dobrze znana, kiedy występuje jako Joanna d’Arc, od biedy może Darczanka. W tym wierszu mamy ją wyłącznie jako Joasię. Po czesku Johanka jest zdrobnieniem interpretowanym jednoznacznie, tutaj Joasia chyba wymagała przypisu. Marat i Jesienin, jeżeli nawet wiedza o nich nie jest już całkiem powszechna, pozostają chyba znacznie bardziej rozpoznawalni niż postaci wymienione w przypisach? A może to tylko mój subiektywny osąd?

W dowód uznania – ślimak zagłady znad Štrbskego Plesa ;)

Jest bezwarunkowo prześli(ma)czny; sama sfotografowałaś ten okaz, czy jednak pochodzi z Internetu? Nie wiem tylko, czy słowacki ślimak dobrze zareaguje na czeską poezję.

No i widzę, że tu całkiem udatny (…) przekład (…) ogólnie – jestem pod wrażeniem :)

Jeszcze raz dziękuję za miły i rzetelny komentarz oraz pozdrawiam!

jako aktywną poetkę

A, brońcie, wszyscy bogowie Wszechświata! Nie jestem poetką (choć niestety na etapie młodości durnej i chmurnej napisałam całkiem sporo wierszy), jestem jedynie tłumaczką cudzej poezji (za to tej z najwyższej półki), skromnie starającą się oddać w obcym języku jak najwięcej z geniuszu albo przynajmniej talentu innych XD

 

nie masz ochoty zanurzać się jeszcze dla rozrywki w to, czym zajmujesz się zarobkowo, czy jeszcze o coś innego?

Coś innego – wiersze na portalu zasadniczo spełniają rozkład Pareto ;)

Natomiast koryguję: zarobkowo to tłumaczę prozę, a konkretnie fantastykę młodzieżową, i szczerze mam nadzieję, że będę mogła z tym wreszcie kiedyś skończyć. Na tłumaczeniach poezji, owszem, parę groszy zarobiłam, bo Literatura na Świecie akurat płaci, niemniej to jest hobby, a nawet, mówiąc górnolotnie, wielka miłość, a nie praca zarobkowa :) Za tomik angielskich romantyków, który mam nadzieję wydać w najbliższej przyszłości, pewnie w najlepszym razie dostanę groszowe tantiemy, ale zależy mi na jeszcze szerszym zaistnieniu bardziej niż na kasie. Choć, nie chwalęcy się, mój przekład “Ody do urny greckiej” Keatsa wyparł w cytowaniach wszystkie poprzednie, włącznie z Barańczakiem.

 

w miarę zwyczajny daktyl pięciostopowy z hiperkataleksą

Widzę, że będzie z kim porozmawiać o poezji XD

Skądinąd jak sobie po Twoich uwagach przeczytałam jeszcze raz te długie wersy, to brzmią lepiej, bo wiem, czego szukać w rytmie. Dobra robota :)

 

Dobór postaci w przypisie.

No widzisz, Jeanne była dla mnie tak oczywista, że nawet nie zwróciłam uwagi na to, jak jest nazwana :/ Natomiast publikowanie na tym forum opowiadań z osiemnasto– i dziewiętnastowiecznym tłem historycznym (Nikt nie zaśnie jest bardzo nietypowe, związane z innym moim fetyszem, czyli operą) skłania mnie ku pesymizmowi w kwestii Marata ;)

 

sama sfotografowałaś ten okaz, czy jednak pochodzi z Internetu?

Mój ci jest!

 

Nie wiem tylko, czy słowacki ślimak dobrze zareaguje na czeską poezję.

Też mnie to trochę zastanawiało. Niemniej przecież Czechosłowacja nie była podrugowojennym wymysłem komunistycznym, narzuconym obu nacjom, ale dobrowolnym tworem popierwszowojennym. Ba, podobno nawet, ale tu relata refero, nie znam się na historii najnowszej, niedawny podział był wynikiem ambicji poszczególnych polityków, a nie powszechnej woli.

A poza tym może ślimaki są ponad takimi podziałami?

 

Pozdrawiam!

http://altronapoleone.home.blog

W takim razie dodałem przypisy o Maracie i Jesieninie. Rozumiem Cię doskonale, sam nieraz próbuję pisać wiersze (jeszcze się z tego nie wyleczyłem, a może i nie chcę), potem zastanawiając się, czego mi właściwie brakuje, a nie brakowało tak wielu poetom w historii. Nie mam nawet na myśli absolutnego crème de la crème, nie każdy może być Słowackim, ale nawet twórcy trochę drugorzędni, taki na przykład Oppman:

Teraz ukradkiem przeżegnaj się, dziecko,

Bo tu otwarcie żegnać się nie wolno…

Po prostu nie udają mi się frazy o takiej sile rażenia, nie tylko wystudiowane technicznie piękno, budzące u czytelnika prawdziwe uczucia. Zbyt często nie ma nawet żadnej głębszej myśli do przekazania odbiorcy, a jeżeli już jest – to stawiam swoim tekstem zupełnie dobrą fabrykę narzędzi precyzyjnych, w której wszakże “nie ma ani Boga, ani nawet Kościoła”.

wiersze na portalu zasadniczo spełniają rozkład Pareto ;)

Obejrzałem kilka – trudno zaprzeczyć.

tomik angielskich romantyków, który mam nadzieję wydać w najbliższej przyszłości

Brzmi bardzo obiecująco, ogromnie szanuję taką pasję! Z angielskiego też czasem próbuję tłumaczyć dla zabawy fragmenty poezji, konkretnie z romantyzmu wziąłem się kiedyś za Annabel Lee – nie jestem zadowolony z efektu, ale gdyby Cię to interesowało, mogę kiedyś osobno podesłać.

W zeszłym roku, pamiętam, zainteresował mnie Alfred Noyes. Po polsku skończyło się jednak na króciutkim urywku:

Zjedź pan do Kew w kwitnienie bzu, w kwitnienie bzu, w kwitnienie bzu,

Zjedź pan do Kew w kwitnienie bzu (to kilka mil z Londynu)!

I będziesz błądził w takim razie z miłością w letnim krajobrazie,

Zjedź pan do Kew w kwitnienie bzu (to kilka mil z Londynu)!

Zamyślałem przekład The Highwaymana, ale mnie na razie przerósł. Wyjątkowo złożony technicznie.

Skądinąd jak sobie po Twoich uwagach przeczytałam jeszcze raz te długie wersy, to brzmią lepiej, bo wiem, czego szukać w rytmie. Dobra robota :)

Rozkładanie metrum na czynniki pierwsze ćwiczyłem kiedyś na utworach Kaczmarskiego, po takiej zaprawie mało już człowieka zaskoczy. Jestem dosyć dumny z rozpracowania Epitafium, ale na przykład Starość Piotra Wysockiego pozostaje zagadką. Cóż, nie mam tak znów wiele czasu, aby z tym walczyć jakoś intensywniej.

niedawny podział był wynikiem ambicji poszczególnych polityków, a nie powszechnej woli.

Też nie czuję się specjalistą, ale zdaje się, że dużo w tym prawdy. O ile wiem, większość Czechów opowiadała się za kontynuacją państwa w niezmienionej formie, natomiast Słowacy pragnęli wprawdzie jego trwania, ale pod warunkiem decentralizacji i otrzymania bardzo znacznej autonomii – i różnice na tym tle w końcu doprowadziły do negocjacji podziału, choć dla nikogo nie było to optymalne rozwiązanie. Rzeczywiście mam wrażenie, że Słowacy w znacznym stopniu są skłonni przyjmować czeskie dziedzictwo kulturowe jako część swojego, ale na dobrą sprawę dla uzyskania wiarygodnej opinii trzeba by o to popytać przedstawicieli tego narodu.

Widzę, że będzie z kim porozmawiać o poezji (…) Mój ci jest!

Twój Ci jest tatrzański ślimak? Jeżeli w takim razie nie tylko o poezji, ale i o Tatrach, to już całkiem sporo wspólnych tematów…

Życzę rychłego powodzenia w dalszym rozwijaniu pasji oraz rozstawaniu się z (jak rozumiem) mało interesującą fantastyką młodzieżową!

Cześć. Nie powiem, nie łatwo mnie skusić poezją. Zdarzały mi się drobne próby pisania raczej tekstów jako utworów folkowych, ale zwykle ich jakość strasznie leży. Moim odniesieniem jest Percival, a ich "Pocałunek", albo "Oczy Wiedźmina" sprawiają, że rzucam ten fach, gdyż przy nich widzę, jak bardzo brak mi poetyckości. Ale Ty nie rzucaj. Pozdrawiam!

Cześć. Właśnie widzę, że niewiele osób tutaj daje się skusić poezją. Zauważyłem, że wzorowanie się na utworach innych poetów (w tym obcojęzycznych) przeważnie korzystnie wpływa na poziom poetyckości, z którym w tekstach całkowicie własnych też często miewam kłopot. Dziękuję za zachętę do kontynuowania starań. Pozdrawiam!

Witaj.

Dziękuję za link. ;)

GENIALNE!

Punktów “gwiaździstych” nie daję, bo obiecałam wstrzemięźliwość. 

Dla mnie szóstka z plusem. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Dziękuję za miły komentarz, choć zdaje mi się, że niemało można by tutaj dopracować.

Odwzajemniam serdeczne pozdrowienia!

:) Dzięki :)

Pecunia non olet

Ech, bardzo lubię Kryla, ale poza utworami, które śpiewał po polsku, niewiele z niego rozumiem językowo (a niby mowy takie podobne), a tym bardziej nie jestem w stanie rozpracować wszystkich jego metafor. Tym bardziej jednak się cieszę, że zajrzałem na Twój profil i znalazłem tak wyśmienity przekład!

Odnośnie samego Marata, jego śmierć jest dla mnie o tyle ciekawym zdarzeniem, że umarł tuż przed Wielkim Terrorem. Niewykluczone, że gdyby pożył dłużej, zostałby nagle “wrogiem ludu”, a tak stał się świeckim świętym i męczennikiem rewolucji. Podobnie zresztą skończył w Hiszpanii Jose Antonio, który z pewnością byłby groźnym rywalem dla Franco, ale ponieważ rewolucjoniści go usłużnie zamordowali, można było zrobić zeń ikonę powstania.

Co do Słowaków, przedwojenne połączenie w Czechosłowację nie było bynajmniej dobrowolne. Istniała głęboka różnica między w większości antyklerykalnymi Czechami (symbolem odzyskania niepodległości było obalenie w Pradze kolumny z figurą Matki Boskiej postawionej przez cesarza w dziękczynieniu za Białą Górę), a elitą słowacką, która składała się wtedy przede wszystkim z księży. Wyjątkiem był oczywiście Masaryk (Słowak po ojcu), ale ten sam dystansował się od swego pochodzenia, określając się właśnie jako “Czechosłowak”. Reprezentanci Słowacji, co ciekawe, znaleźli się w Wersalu dzięki temu, że Piłsudzki zapewnił im przykrywkę polskich dyplomatów, ale zostali szybko zdemaskowani i na żądanie Czechów wyproszeni. Potem zresztą sanacja bardzo liczyła na to, że w rozbiorze Czechosłowacji Słowacja przypadnie nam, ostatecznie niestety skończyło się na śpiewie wojsk słowackich wkraczających do Polski:

Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi.

Jeśli Hitler nie da rady, Słowak ją zadusi!

Jak miło widzieć, że odgrzebałeś ten przekład!

Ech, bardzo lubię Kryla, ale poza utworami, które śpiewał po polsku, niewiele z niego rozumiem językowo (a niby mowy takie podobne), a tym bardziej nie jestem w stanie rozpracować wszystkich jego metafor.

Właśnie taka jest geneza tej próby – siostra powiedziała “nawet mi się podoba, tylko nic nie rozumiem”, więc uznałem, że mogę przetłumaczyć. Wspomagałem się też trochę słownikiem, a co do metafor – niektóre zrozumiałem lub zgadłem, niektóre postarałem się podłożyć własne.

Podobieństwo języków… poszczególne warianty niemieckiego są chyba od siebie porównywalnie odległe. To bardzo zależy od wychowania i przyzwyczajenia; gdybyśmy żyli we wspólnym państwie i przywykli do tego, że jedni mówią po polsku, a drudzy po czesku, wzajemne zrozumienie byłoby dużo łatwiejsze. Przypomina mi się przy okazji anegdota o gestapowcu i fińskim Żydzie (podczas wojny kontynuacyjnej, gdy Niemcy hitlerowskie wysyłały wsparcie wojskowe do Finlandii). Jechali razem pociągiem, konwersowali – jeden mówił po niemiecku, drugi w jidysz – a po jakimś czasie gestapowiec powiada: Znakomicie mówi pan po niemiecku, choć akcent ma pan nader oryginalny. Czy pan może pochodzi z Tyrolu?

I jeszcze druga, podobna anegdota, o świetnym polskim chirurgu z przełomu wieków, profesorze Mikuliczu-Radeckim. Pracował we Wrocławiu, wówczas drugim co do wielkości mieście Niemiec, i zjeżdżali do niego chorzy z całej Europy, bo rzeczywiście wyprzedzał swoją epokę o kilkadziesiąt lat. Raz więc przyjechał bogaty galicyjski Żyd z jakimś nowotworem skóry, a ponieważ wiedział, że to polski lekarz – przywiózł ze sobą tłumacza. Mikulicz-Radecki, poliglota, odzywa się do niego w najczystszym jidysz “I cóż to za choroba na twarzy?”, a na to pacjent: Szmul, możesz już jechać do domu – pan profesor mówi po niemiecku!

 

Co do Słowaków… Pierwsza fala budzicieli narodu, szturowcy, próbowała sprzymierzyć się z Austriakami przeciw Węgrom. Potem, w drugiej połowie XIX wieku, powszechniejsze stały się tendencje budowy świadomości narodowej w oparciu o Węgry. Na początku XX wieku Słowacy stracili chyba resztkę iluzji w tym zakresie (lex Apponyi), więc nie mam żadnych wątpliwości, że z dwojga złego woleli wbudowanie w struktury Czech raczej niż Węgier – jak słusznie przypominasz, na budowę własnego państwa nie mieli podczas rokowań wersalskich żadnych szans.

Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi.

Jeśli Hitler nie da rady, Słowak ją zadusi!

Zabawna rzecz (jeżeli można ją nazwać zabawną), ale jestem prawie pewien, że to musiała być przeróbka piosenki nikogo innego jak Sabały, który po usłyszeniu wiadomości o powstaniu styczniowym ułożył śpiewkę:

Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi –

porwało się stu Polaków na miliony Rusi!

A jak to o nim świadczy?… Dawno już doszedłem do wniosku, że rozpatrywanie postawy Sabały w kategoriach współczesnego rozumienia patriotyzmu jest pomieszaniem pojęć i nie ma racji bytu.

 

Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka