- Opowiadanie: MPJ 78 - Prezent na miarę czasów

Prezent na miarę czasów

Hasło “Duch przy­szłych świąt”,  pre­mie­ra Cy­be­pun­ka 2077, to spra­wi­ło  że się­gam po bo­ha­te­ra na miarę wy­zwań przy­szło­ści  ;) 

Inne moje opo­wia­da­nia w tym świe­cie to np C4K9 

Zaś głów­ny bo­ha­ter po­ja­wił się np w Po­ła­bie ,  Li­sow­czyk

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy, Finkla

Oceny

Prezent na miarę czasów

Czwar­tek 24 grud­nia 2076 roku.

– Chcesz po­czuć się jak mu­ezin?

– Tak.

– Sko­rzy­staj z oka­zji i wykup bilet wjaz­du na mi­na­ret al Feila.

 

Siat­ków­ko­wy wy­świe­tlacz mo­le­stu­je mnie re­kla­ma­mi. Wy­star­czy­ło, że rzu­ci­łem okiem na sta­lo­wą kon­struk­cję, którą nie­gdyś, kiedy to mia­sto na­zy­wa­no Pa­ry­żem, znano jako wieżę Eif­fe­la. Krążę po pla­cach i ulicz­kach ni­czym ty­po­wy bi­sur­mań­ski biz­nes­men pod­czas po­dró­ży służ­bo­wej. Sta­lo­wa wieża przy­cią­ga ni­czym gwiaz­da pla­ne­ty. Uni­kam jed­nak wcho­dze­nia na Plac Fe­da­inów wokół jej pod­sta­wy, roi się tam od pa­tro­li Scha­riat­po­li­zei, wokół sa­me­go mi­na­re­tu usta­wi­ły się czoł­gi Pan­zer­spa­hi­si, a po­mię­dzy nimi stoją warty za­ku­tych w zbro­je wspo­ma­ga­ne żoł­nie­rzy Pan­zer­gre­na­die­re. Nawet tu na bocz­nych ulicz­kach kręcą się taj­nia­cy i pa­tro­le Jan­cza­rów. Nie mam złu­dzeń, że to wszyst­ko zgro­ma­dzo­no by nie do­pu­ścić do po­ja­wie­nia się te­go­rocz­ne­go pre­zen­tu gwiazd­ko­we­go. Nic to! I tak zro­bi­my swoje. Na myśl o tym, co tu się sta­nie, jak się bi­sur­ma­ni wściek­ną na ustach po­ja­wia mi się szcze­ry sło­wiań­ski uśmiech, tylko gdzieś tam w środ­ku tli się żal, że je­stem tu, za­miast w domu gdzie czeka Ma­ry­sia i Ma­ciuś.

 

Pół­to­ra mie­sią­ca wcze­śniej

– Po­rucz­ni­ku Sien­nic­ki, co pan wie o ope­ra­cji „Pre­zent”?

– Tyle, co z le­gend opo­wia­da­nych po cho­rą­gwiach. Do tego ostat­nio ofi­cjal­na ho­lo­wi­zja Ka­li­fa­tu in­for­mu­je, że udało się jej schwy­tać na­szych agen­tów, pró­bu­ją­cych cy­tu­ję „Sze­rzyć wśród wier­nych gusła fał­szy­wej wiary”.

– To ostat­nie, nie­ste­ty jest praw­dą.

– Po­mści­my ich przy pierw­szej oka­zji. – Za­de­kla­ro­wa­łem am­bit­nie.

– Nie ma ta­kiej po­trze­by, wy­mie­ni­my ich na grupę fe­da­inów, zde­ma­sko­wa­nych w Czę­sto­cho­wie. – Major Wi­leń­ski po­zwo­lił sobie na lek­ce­wa­żą­cy gry­mas twa­rzy. – Przejdź­my do me­ri­tum. Z uwagi na do­świad­cze­nie w ope­ra­cjach za Łabą, zo­stał pan wy­zna­czo­ny do prze­pro­wa­dze­nia te­go­rocz­nej ope­ra­cji „Szop­ka”.

– Tak jest.

 

Czwar­tek 24 grud­nia 2076 roku.

Tym spo­so­bem zna­la­złem się w środ­ku sza­leń­stwa cią­gną­ce­go się od mniej wię­cej pół wieku. Wszyst­ko za­czę­ło się gdy Ka­li­fat i Kon­fe­de­ra­cja do­pie­ro po­wsta­ły. Świę­ta wojna, która zmie­ni­ła mapę Eu­ro­py sta­nę­ła w miej­scu. Oni nie mieli sił i za­so­bów, by roz­lać swe po­wsta­nie na wschód od linii Łaby, my chęci by pła­cić krwią przy tłu­mie­niu go na za­cho­dzie Eu­ro­py. Pod­pi­sa­no za­wie­sze­nie broni, a potem pakt po­ko­jo­wy. Nie czas jed­nak na roz­pa­mię­ty­wa­nie prze­szło­ści, je­stem tu by ko­or­dy­no­wać dzia­ła­nia ze­spo­łów, które in­sta­lu­ją pro­jek­to­ry. Czas dzia­ła na naszą nie­ko­rzyść. Trzy zro­bi­ły swoje, czwar­ty ma pro­blem. Musze mu pomóc i ścią­gnąć na sie­bie uwagę al­go­ryt­mów pod­pię­tych pod sieć mo­ni­to­rin­gu. Rzu­cam okiem na po­bli­skie skle­py, a skryp­ty re­kla­mo­we za­sy­pu­ją mnie szyl­da­mi, ani­ma­cja­mi 3D i innym ba­dzie­wiem. Wy­ła­pu­ję jedną z nich.

– Czy chcesz już dziś po­czuć za­pa­chy raju? – Wir­tu­al­ny sta­rzec o wy­glą­dzie egip­skiej mumii po przej­ściach, wy­ko­nu­je za­pra­sza­ją­cy gest.

– Dziś? – Klient o wy­glą­dzie ja­poń­skie­go biz­nes­me­na wy­da­je się być nie­prze­ko­na­ny.

– Tak, al­bo­wiem w skle­pie Ah­me­da znaj­dziesz za­pa­chy raj­skich kwia­tów, jak rów­nież mor­skie­go po­ran­ka, lasu w sło­necz­ny dzień i wiele in­nych.

– Czy tylko?

– Mamy rów­nież sze­ro­ką gamę ko­sme­ty­ków, które spra­wią ze skóra twej żony bę­dzie gład­ka ni­czym ciało raj­skich hurys.

– A co kiedy mał­żon­ka nie za­słu­gu­je na taki pre­zent?

– Ofe­ru­je­my sze­ro­ką gamę szpi­crut i batów słu­żą­cych do dys­cy­pli­no­wa­nia nie­po­słusz­nych żon.

A więc może tu. Wcho­dzę do dro­ge­rii. We­wnątrz, jak to w Ka­li­fa­cie, spa­sio­ny sprze­daw­ca pa­lą­cy fajkę, kilka wspo­ma­ga­ją­cych go ro­bo­tów. Klien­tów za to jak na le­kar­stwo.

– W czym mogę słu­żyć. – Robot spie­szy mi z po­mo­cą.

– Po­trze­bu­je jakiś do­brych per­fum na wy­jąt­ko­wy pre­zent dla żony.

– Pro­szę za mną. – Robot sunie wolno w stro­nę półek, na­so­czew­ko­wy wy­świe­tlacz in­for­mu­je, że ma­szy­na po­sła­ła we­zwa­nie o po­dej­rza­nym klien­cie, chcą­cym przed chrze­ści­jań­ski­mi świę­ta­mi kupić pre­zent, do cen­tra­li Scha­riat­po­li­zei.

– Po­trze­bu­ję cze­goś wy­jąt­ko­we­go, bo i oka­zja jest spe­cjal­na.

– Mamy tu naj­szer­szy w Ka­li­fa­cie wybór wszel­kich pach­ni­deł o bo­ga­tej pa­le­cie za­pa­chów….

Robot ter­ko­cze jak na­krę­co­ny wy­raź­nie gra­jąc na czas. Dzwo­ne­czek przy drzwiach daje znać, iż w lo­ka­lu po­ja­wił się ktoś jesz­cze. Scha­riat­po­li­zei? Jan­cza­rzy? Za chwi­le się okaże. Pod­pię­te do so­czew­ko­we­go wy­świe­tla­cza sys­te­my wspar­cia su­ge­ru­ją, że przy­by­szy jest pię­ciu i ota­cza­ją mnie pół­ko­lem. Prze­ry­wam pa­pla­ni­nę bla­sza­ka.

– To musi być coś – za­wie­szam na chwi­lę głos – pa­su­ją­ce­go do wiel­kie­go świę­ta.

– A co chcesz świę­to­wać? – Pyta mnie ofi­cer Scha­riat­po­li­zei w stop­niu yuzbe­ja.

– Nie­daw­no uro­dził mi się syn, muszę żonę na­gro­dzić za to, że się po­sta­ra­ła.

– Czy to powód do świę­to­wa­nia?

– Kimże bym był, gdy­bym nie świę­to­wał na­ro­dzin pier­wo­rod­ne­go.

– Ofi­cer pa­trzy na mnie uważ­nie, przez szkła hełmu. Je­stem pe­wien, że wspo­ma­ga­ją­ca go sztucz­na in­te­li­gen­cja i sys­te­my czuj­ni­ków ska­nu­ją moje re­ak­cje, by usta­lić czy mówię praw­dę. Na szczę­ście nie­daw­no uro­dził mi się Ma­ciuś, więc nawet nie muszę silić się na kłam­stwo.

– No tak, to dobry powód. – Ofi­cer chyba cią­gle jest nie­prze­ko­na­ny.

– Mam tylko na­dzie­ję, że uda mi się tu wy­tar­go­wać dobrą cenę.

– Życzę po­wo­dze­nia.

 

Gli­niarz daje ręką znak swoim lu­dziom by spraw­dzi­li moją toż­sa­mość. Wszyst­ko jest w po­rząd­ku. Nic dziw­ne­go, prze­cież za­dba­li o to nasi ha­ke­rzy. Chwi­lę póź­niej Scha­riat­po­li­zei opusz­cza sklep. Uf, udało się. Przez wi­try­nę widać, że na ulicy w cha­rak­te­rze wspar­cia cze­ka­ło kilku jan­cza­rów. Ktoś nie­zo­rien­to­wa­ny mógł­by się za­sta­na­wiać skąd ta nagła czuj­ność bi­sur­ma­nów? Od­po­wie­dzi kryją się w da­le­kiej prze­szło­ści. W cza­sie pierw­sze­go Bo­że­go Na­ro­dze­nia po za­koń­cze­niu świę­tej wojny, fe­daj­ni prze­pro­wa­dzi­li czte­ry sa­mo­bój­cze za­ma­chy w na­szych ko­ścio­łach, na­zy­wa­jąc to pre­zen­tem gwiazd­ko­wym. W od­we­cie pod­czas naj­bliż­sze­go piąt­ku, kon­fe­de­rac­ka ar­ty­le­ria roz­nio­sła w drob­ny mak me­cze­ty z wier­ny­mi: w Aken, Des­sau-Ros­slau, Scho­ne­beck, Mag­de­bur­gu Obie stro­ny miały jed­nak świa­do­mość, że nie mogą tego cią­gnąć w ten spo­sób. Rok póź­niej, nasi ha­ke­rzy 25 grud­nia w głów­nym wy­da­niu ser­wi­su in­for­ma­tycz­ne­go Ka­li­fa­tu za­mie­ści­li ży­cze­nia świą­tecz­ne. To okre­śli­ło płasz­czy­znę świą­tecz­nej ry­wa­li­za­cji.

 

Za­ku­py zro­bio­ne, czas ru­szać dalej. Na ulicy do­strze­gam wą­sa­te­go męż­czy­znę, za któ­rym kro­czą czte­ry lśnią­ce pi­san­ki. Wy­glą­da­ją jak ty­po­wa ro­dzi­na Ka­li­fa­tu, mąż i jego żony ukry­te w ko­ko­nach cy­ber­ni­ka­bów. Na lu­strza­nej po­wierzch­ni tych ostat­nich są wy­świe­tlo­ne ozdob­ne or­na­men­ty. Rzu­cam na nie okiem i od­czy­tu­ję za­ko­do­wa­ną in­for­ma­cję. Grupa wach­mi­strza Ko­wal­skie­go, wy­ko­na­ła za­da­nie. Czas na od­wrót.

 

Pod­czas mar­szu w stro­nę daw­ne­go parku Andre Ci­tro­ena, a obec­nie Sza­chi­dów przy­łą­czy­ły się do nas ko­lej­ne ze­spo­ły. Za­pa­da­ją­cy zmierzch oraz po­czu­cie, że je­ste­śmy już pra­wie na miej­scu wpły­nę­ło na naszą pod­świa­do­mość. Od­ru­cho­wo przy­spie­szy­li­śmy tempo mar­szu. Wresz­cie do­tar­li­śmy do trapu na­sze­go sta­tecz­ku wy­ciecz­ko­we­go.

– Wy tam! Stać !

– Tak. – Od­wra­cam się by zo­ba­czyć, kto nam bruź­dzi.

– Ręce na wi­do­ki i ani kroku! – Dwóch gli­nia­rzy z wy­cią­gnię­tą bro­nią zbli­ża się do na­szej grupy.

– Cze­muż to Scha­riat­po­li­zei nas za­trzy­mu­je?

– Do­sko­na­le wiemy, co się bę­dzie dzia­ło na tym stat­ku – Rzu­cił jeden ze stró­żów prawa. – Nie je­ste­ście pierw­szy­mi, któ­rym się za­chcie­wa orgii na rzece.

– Czego? – Moje zdzi­wie­nie jest ab­so­lut­nie au­ten­tycz­ne.

– Nie­le­gal­ne­go seksu, za­ka­za­ne­go fatwą ka­li­fa.

– Je­ste­śmy tu­ry­sta­mi, któ­rzy chcą po­dzi­wiać to wspa­nia­łe mia­sto nocą z rzeki. – Usi­łu­je się bro­nić.

– Ile razy to sły­sza­łem. Czło­wie­ku, znam na pa­mięć krypę, na którą się chce­cie za­pa­ko­wać. Nie raz i nie dwa jej wła­ści­ciel opusz­czał na rzece za­sło­ny, a pa­sa­że­ro­wie od­da­wa­li się zdroż­nym przy­jem­no­ściom.

– Przy­się­gam na Koran, że nic ta­kie­go nie pla­nu­je­my.

– Czyli do za­rzu­tów o nie­le­gal­ny seks trze­ba bę­dzie dodać ob­ra­zę, pisma przez krzy­wo­przy­się­stwo. – Wy­ro­ku­je star­szy z gli­nia­rzy.

– Może się jakoś do­ga­da­my? – Ko­wal­ski pró­bu­je pomóc.

– Żad­nych ta­kich. Aresz­tu­je­my was wszyst­kich.

– Ale tu są ko­bie­ty. Koran za­bra­nia im prze­by­wa­nia z ob­cy­mi męż­czy­zna­mi. – Się­gną­łem po naj­cięż­szy ar­gu­ment.

– Już we­zwa­li­śmy spe­cjal­ne au­to­no­micz­ne ra­dio­wo­zy, któ­ry­mi wasze żony zo­sta­ną do­wie­zio­ne do ko­mi­sa­ria­tu dla ko­biet.

 

To tłu­ma­czy­ło dla­cze­go łódź była tak tania, po pro­stu jej wła­ści­ciel usi­ło­wał się jej po­zbyć. Gdyby za­trzy­ma­nie miało się skoń­czyć man­da­ta­mi, by­ło­by to do przy­ję­cia, ale areszt ozna­czał ka­ta­stro­fę. Pod pięt­na­sto­ma cy­ber­ni­ka­ba­mi były tylko dwie dziew­czy­ny, a resz­tę sta­no­wi­li fa­ce­ci. Wszy­scy to ro­zu­mie­li­śmy, w końcu je­ste­śmy Li­sow­czy­ka­mi, a nie za­ku­ty­mi głą­ba­mi z pie­cho­ty zauto­ma­ty­zo­wa­nej. Bez roz­ka­zu padły strza­ły. Gli­nia­rze obe­rwa­li, ale nie mia­łem wąt­pli­wo­ści, że za chwi­lę zaroi się tu od żoł­nie­rzy Ka­li­fa­tu. Bie­giem rzu­ci­li­śmy się do łodzi. Udało się do­pły­nąć na śro­dek Se­kwa­ny, gdy z brze­gu po­sy­pał się grad kul. Kto żyw rzu­cił się do wody, a sta­te­czek kie­ro­wa­ny sztucz­ną in­te­li­gen­cją ru­szył pełną parą w górę rzeki.

 

Za­nu­rza­jąc się w od­mę­tach mo­gli­śmy się po­cie­szać, że od czasu pierw­szych wy­mian świą­tecz­nych „pre­zen­tów” mię­dzy Ka­li­fa­tem a Kon­fe­de­ra­cją ofiar było nie­wie­le. Nie­ste­ty, gdy już ktoś ginął, to za­zwy­czaj: agen­ci, żoł­nie­rze jed­no­stek spe­cjal­nych i po­li­cjan­ci. Mrocz­ny cień w głę­bi­nach rzeki przy­cią­gał nas ni­czym ma­gnes.

 

Ma­ry­sia Sien­nic­ka po­dob­nie jak kil­ka­dzie­siąt in­nych osób ze­bra­nych w prze­szklo­nym holu ko­szar 7 Cho­rą­gwi Li­sow­czy­ków, z nie­po­ko­jem wpa­try­wa­ła się w niebo. Ma­leń­ki Ma­ciuś, któ­re­go trzy­ma­ła na re­kach spał smacz­nie igno­ru­jąc jej na­strój. W pew­nym mo­men­cie na za­chod­nim ho­ry­zon­cie uka­za­ła się nowa gwiaz­da. Po­ru­sza­ła się po nie­bo­skło­nie aż sta­nę­ła w ze­ni­cie nie­mal nad pa­trzą­cy­mi, wów­czas za­czę­ła ro­snąć prze­cho­dząc z ma­leń­kie­go świe­tli­ste­go punk­tu w ogni­stą kulę wiel­ko­ści man­da­ryn­ki, by nagle zga­snąć. W holu pa­no­wa­ła cisza ab­so­lut­na, zda­wa­ło się, iż nikt nie śmie nawet gło­śniej od­dy­chać. Po dłuż­szej chwi­li na nie­bie uka­za­ły się białe skrzy­dła roz­po­star­te nad opa­da­ją­cy­mi po­sta­cia­mi, a z pier­si zgro­ma­dzo­nych wy­rwa­ły się wes­tchnie­nia ulgi. Chwi­lę póź­niej na placu ape­lo­wym wy­lą­do­wa­ło dwu­dzie­stu jeden żoł­nie­rzy cho­rą­gwi po­wra­ca­ją­cych z misji w Pa­ry­żu. Le­d­wie do­tknę­li ziemi, a sys­te­my ich lek­kich pan­ce­rzy roz­po­czę­ły zwi­ja­nie spa­do­chro­nów. Jesz­cze tylko obo­wiąz­ko­wa zbiór­ka, mel­du­nek zdany przez po­rucz­ni­ka Bła­że­ja Sien­nic­kie­go puł­kow­ni­ko­wi i Li­sow­czy­cy mogli po­łą­czyć się z ro­dzi­na­mi.

 

– Mar­twia­łam się – wy­szep­ta­ła Ma­ry­sia, tuląc się do mnie.

– Nie­po­trzeb­nie – od­rze­kłem. – Wszyst­ko po­szło mniej wię­cej z pla­nem.

– Mniej wię­cej?

– No bo wi­dzisz, mia­łem kupić ci w Pa­ry­żu apasz­kę na świą­tecz­ny pre­zent, a mam tylko to. – Wrę­czy­łem jej fla­ko­nik per­fum.

– Wa­riat. – Uśmiech­nę­ła się lekko – Na al Ja­ze­erze mó­wi­li, że była strze­la­ni­na i agen­tów Kon­fe­de­ra­cji znisz­czo­no wraz z ło­dzią.

– Jak wi­dzisz po­gło­ski o na­szej śmier­ci były prze­sa­dzo­ne.

– To co teraz zro­bi­my? – uśmiech­nę­ła się za­lot­nie.

– Teraz, to pój­dzie­my na pa­ster­kę, a potem się zo­ba­czy. – Wy­szep­ta­łem żonie do ucha.

 

Pią­tek 25 grud­nia 2076 roku

Ran­kiem gdy oglą­da­li­śmy z Ma­ry­sią po­wtór­kę „Ke­vi­na sa­me­go w domu” na pasku wy­świe­tli­ła się in­for­ma­cja, że w ra­mach te­go­rocz­ne­go świą­tecz­ne­go pre­zen­tu, tuż po we­zwa­niu przez mu­ezi­na wier­nych na mo­dli­twę, Kon­fe­de­ra­cja za­mie­ni­ła ho­lo­gra­ficz­nie wieżę Eif­fe­la w cho­in­kę, na środ­ku, któ­rej była szop­ka be­tle­jem­ska. Mio­ta­ją­cy się pod nią bi­sur­ma­nie wy­glą­da­li ni­czym dzie­cię­ce za­baw­ki. Przy­po­mnia­no też co bar­dziej wi­do­wi­sko­we akcje z pół­wiecz­nej ry­wa­li­za­cji obu stron: śpiew mu­ezi­na za­miast hej­na­łu ma­riac­kie­go, żywa cho­in­ka w pa­ła­cu ka­li­fa, ho­lo­gra­ficz­ny pół­księ­życ z is­lam­skim wy­zna­niem wiary nad War­sza­wą, szop­ka bo­żo­na­ro­dze­nio­wa w naj­więk­szym me­cze­cie al Mo­len­bek. Ko­men­ta­to­rzy zgod­nie twier­dzi­li, że te­go­rocz­ny pre­zent, a zwłasz­cza uciecz­ka ukry­tą w Se­kwa­nie ra­kie­tą, pla­su­je się w ści­słej czo­łów­ce. 

Koniec

Komentarze

Cześć, cał­kiem fajny po­mysł z tą ry­wa­li­za­cją na sym­bo­le, do tego zgrab­nie zre­ali­zo­wa­ny! Po­czy­tam inne Twoje opo­wia­da­nia.

 

Jest też parę drob­nych błę­dów:

 

 

 ani­ma­cja­mi 3D i in­ny­mi ba­dzie­wia­mi

innym ba­dzie­wiem.

Wy­ła­pu­ję z nich, jedną

 

Z kon­tek­stu po­przed­nie­go zda­nia nie wia­do­mo, “jedną” z do­kład­nie czego? Bra­ku­je krop­ki i szyk zda­nia jest dziw­ny. Można je w ogóle wy­rzu­cić bez szko­dy dla ca­ło­ści, wszyst­ko i tak bę­dzie zro­zu­mia­łe.

 

 

– Czy chcesz już dziś po­czuć za­pa­chy raju? – Wir­tu­al­ny sta­rzec o wy­glą­dzie egip­skiej mumii po przej­ściach, wy­ko­nu­je za­pra­sza­ją­cy gest.

Druga część bez kur­sy­wy. Tak samo w ko­lej­nym zda­niu.

 

Na ulicy do­strze­gam wą­sa­te­go męż­czy­znę, za któ­rym kro­czą czte­ry lśnią­ce pi­sa­nek.

Chyba pi­san­ki?

 

– Ofi­cer pa­trzy na mnie uważ­nie, przez szkła hełmu. Je­stem pe­wien+, że wspo­ma­ga­ją­ca go sztucz­na in­te­li­gen­cja i sys­te­my czuj­ni­ków ska­nu­ją moje re­ak­cje, by usta­lić czy mówię praw­dę.

 

W przy­pad­ku stat­ku wy­ciecz­ko­we­go nikt ni­ko­go nie ska­no­wał? Tamci po­li­cjan­ci za­ło­zy­li, że grupa bę­dzie od­da­wać się roz­pu­ście, po­mi­mo szcze­re­go zdzi­wie­nia bo­ha­te­ra wy­ka­za­ne­go przez czuj­ni­ki? Czy nie wszy­scy po­li­cjan­ci Ka­li­fa­tu takie mają na sta­nie?

 

– Mar­twia­łam się – wy­szep­ta­ła Ma­ry­sia, tuląc się do męża.

– Nie­po­trzeb­nie – od­rze­kłem. – Wszyst­ko po­szło mniej wię­cej z pla­nem.

Raz pisze w trze­ciej oso­bie, a raz w pierw­szej?

 

– Teraz, to pój­dzie­my na pa­ster­kę, apo­tem się zo­ba­czy.

Bra­ku­je spa­cji

 

I raz masz w tek­ście "cyc­ber­ni­ka­by" a raz “cy­ber­ni­ka­by” – swoją drogą, co to ta­kie­go? ;)

www.popetersburgu.pl

zaraz na­nio­sę po­praw­ki :)

 

Po­praw­ki na­nio­słem .

 

Uwagi i ob­ja­śnie­nia. 

 

Re­kla­my oglą­da­ne przez bo­ha­te­ra dałem kur­sy­wą, z tego co pa­mię­tam głow­nie dla tego, że tak zro­bi­łem w po­przed­nich opo­wia­da­niach. Z za­ło­że­nia re­kla­my miały two­rzyć spe­cy­ficz­ny kli­mat tam­te­go świa­ta. 

 

W skle­pie był ofi­cer Scha­riat­po­li­zei, a w parku zwy­kłe kra­węż­ni­ki. Nie­ja­ko z au­to­ma­tu za­ło­ży­łem, że ofi­cer ma lep­sze wy­po­sa­że­nie. 

 

cyc­ber­ni­ka­by wy­szły przy­pad­kiem. Kto wie może to znak by je wy­ko­rzy­stać w in­nych opo­wia­da­niach ;)

W cza­sie pierw­szych świąt po za­koń­cze­niu świę­tej wojny, fe­daj­ni prze­pro­wa­dzi­li czte­ry sa­mo­bój­cze za­ma­chy w na­szych ko­ścio­łach, na­zy­wa­jąc to pre­zen­tem świą­tecz­nym

Po­wtó­rze­nia. 

 

Rok póź­niej nasi ha­ke­rzy 25 grud­nia w głów­nym wy­da­niu ser­wi­su in­for­ma­tycz­ne­go Ka­li­fa­tu za­mie­ści­li ży­cze­nia świą­tecz­ne.

Rok póź­niej, 25 grud­nia, nasi ha­ke­rzy… 

Ogól­nie w tek­ście jest kilka miejsc z bra­ku­ją­cy­mi prze­cin­ka­mi.

 

Na ulicy do­strze­gam wą­sa­te­go męż­czy­znę, za któ­rym kro­czą czte­ry lśnią­ce pi­sa­nek

Czte­ry lśnią­ce pi­san­ki. 

 

Pod­czas mar­szu w stro­nę daw­ne­go parku Andre Ci­tro­ena, a obec­nie Sza­chi­dów przy­łą­cza­ły się do nas ko­lej­ne ze­spo­ły

Przy­łą­czy­ły. 

 

 

Za­da­ją­cy zmierzch

Za­pa­da­ją­cy 

 

– Tak – Od­wra­cam się by zo­ba­czyć, kto nam bruź­dzi.

Brak krop­ki po tak. 

 

grad strza­łów

Grad kul. Strzał to dźwięk, trud­no by padał grad dźwię­ku… cho­ciaż w sumie mo­gło­by to być faj­nym sfor­mu­ło­wa­niem, ale nie o to chyba ci cho­dzi­ło. 

 

od czasu pierw­szych wy­mian świą­tecz­nych „pre­zen­tów” mię­dzy Ka­li­fa­tem a Kon­fe­de­ra­cją, ofiar było nie­wie­le

Moim zda­niem prze­ci­nek zbęd­ny. 

 

Nie­ste­ty, że gdy już ktoś ginął, to za­zwy­czaj

 

W pew­nym mo­men­cie od za­cho­du uka­za­ła się nowa gwiaz­da

Nie można uka­zać się od za­cho­du. Można nad­cią­gać od za­cho­du, albo uka­zać się na za­cho­dzie (cho­ciaż to też nie brzmi mi do­brze). 

 

Wy­ła­pa­łem parę drob­no­stek, ale nie prze­szko­dzi­ły mi one w czer­pa­niu przy­jem­no­ści z lek­tu­ry. 

Fajne opo­wia­da­nie. Bar­dzo mi się spodo­bał po­mysł na akcje świą­tecz­ne, coś jak Zimna Wojna, tylko w świą­tecz­nym wy­da­niu i bez widma ato­mo­wej za­gła­dy wi­szą­cej nad gło­wa­mi. :) 

Spraw­nie przed­sta­wi­łeś ten świat, opro­wa­dzi­les mnie po nim i – sam nie wiem dla­cze­go – za­cza­ro­wa­łeś tak, że przy­wią­za­łem się do bo­ha­te­ra i nie chcia­łem, by zgi­nął, więc do­dat­ko­wo po­do­bał mi się happy end, a to się zda­rza nie­czę­sto. 

 

Spo­koj­nie. Tak na­praw­dę mnie tu nie ma.

Za uwagi dzię­ku­ję, :) po­praw­ki na­nio­sę dziś po po­łu­dniu (mam na­dzie­ję)  

 

Ge­ki­ka­ra no wiesz świą­tecz­ne opo­wia­da­nie w moim pry­wat­nym od­czu­ciu musi mieć szczę­śli­we za­koń­cze­nie ;) 

Och, gdy­byż wszyst­kie wojny pro­wa­dzo­no w ten spo­sób, świat byłby lep­szym miej­scem, a ludzi gi­nę­ło mniej.

Uwie­ra jed­nak na­szpi­ko­wa­na pe­jo­ra­tyw­ny­mi ste­reo­ty­pa­mi pre­zen­ta­cja Ka­li­fa­tu w ze­sta­wie­niu z "bo­ha­ter­ski­mi" Li­sow­czy­ka­mi. Cu­dzy­słów nie­przy­pad­ko­wy. Oce­niam ten za­bieg słabo.

Sam po­mysł na ry­wa­li­za­cję i ubra­nie go w ko­stium akcji sił spe­cjal­nych jest jed­nak­że ory­gi­nal­ny i od­świe­ża­ją­cy, a czy­ta­ło się płyn­nie, wła­śnie jak przy­go­do­wą opo­wiast­kę :-)

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Psy­cho­Fish to opo­wia­da­nie świą­tecz­ne, więc nie­ja­ko z za­ło­że­nia miał być szczę­śli­wy ko­niec, i sym­pa­tycz­ne po­sta­cie. 

Co do bo­ha­ter­sko­ści to po­wiedz­my, że w in­nych opo­wia­da­niach z cyklu nie jest już tak miło, choć nawet tutaj jest wzmian­ka o tym, że w od­we­cie za pierw­sze za­ma­chy zma­sa­kro­wa­no ludzi mo­dlą­cych się w me­cze­tach. W in­nych opo­wia­da­niach z cyklu Li­sow­czy­cy i inne for­ma­cje Kon­fe­de­ra­cji nie ją już aż tak jed­no­wy­mia­ro­we.

A co do ste­reo­ty­pów Ka­li­fa­tu, opi­su­je go wzo­ru­jąc na ory­gi­na­le, który kilka lat temu po­ja­wił się na czę­ści te­ry­to­riów Syrii i Iraku. Mia­łeś tam nawet wię­cej niż w moim opo­wia­da­niu i bru­tal­niej: roz­strze­li­wa­nia jeń­ców, han­del ko­bie­ta­mi (swego czasu oglą­da­łem na youtu­bie jak dwóch gost­ków, któ­rzy wy­mie­nia­li ko­bie­tę na uży­wa­ne­go gloc­ka), wy­mu­sza­nie po­słu­szeń­stwa przy­mu­so­wych żon i nie­wol­nic bi­ciem (ze­zna­nia uwol­nio­nych Kur­dy­jek, Ja­zy­dek, Szy­ik­tek, a nawet Sun­ni­tek).

Zbrod­nie ka­li­fa­tu są po­dob­ne jak zbrod­nie np. krzy­żow­ców i in­kwi­zy­cji: zby­dlę­ce­nie i brak kary za świń­stwa i okru­cień­stwo, re­li­gia jest tylko do­brym pre­tek­stem. Po­dob­nie jak zbrod­nie Li­sow­czy­ków, ską­d­inąd cho­ler­nie sku­tecz­nych. Taka pro­sta aprok­sy­ma­cja jest dla mnie wy­bit­nie nie­smacz­na, bo trąci ka­ry­ka­tu­rą ob­li­czo­ną na utrwa­le­nie okre­ślo­nych ste­reo­ty­pów (tak samo jak ich wy­bie­la­nie jako ofiar). Po­nad­to na­wią­za­nie do Li­sow­czy­ków w spo­sób przed­sta­wia­ją­cy ich bar­dzo jed­no­wy­mia­ro­wo (nie na­jem­ni­cy, a pa­trio­ci, na chrze­ści­jań­skiej misji) to wra­że­nie po­głę­bia w tym kon­tek­ście, stąd moja opi­nia, że jest to słaby za­bieg. Z ww. po­wo­dów opi­nię pod­trzy­mu­ję w tej czę­ści. Kon­flikt kul­tur/re­li­gii jest fak­tem, ale ja lubię, gdy po­ja­wia­ją się wąt­pli­wo­ści i od­cie­nie sza­ro­ści, a nie jed­no­stron­na pre­zen­ta­cja ro­man­su­ją­ca z pro­pa­git­ką.

Resz­tę opi­nii też pod­trzy­mu­ję. Ogól­nie: in plus. Chcia­łem po pro­stu wy­ja­śnić tę kon­kret­ną uwagę. Miłej nocy!

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

W cyklu opo­wia­dań Li­sow­czy­cy to ro­dzaj wojsk spe­cjal­nych od­wo­łu­ją­cych się do tra­dy­cji tego, co było kie­dyś, tak jak teraz np. Ka­wa­le­ria Po­wietrz­na. Dziś ozna­cza to mię­dzy in­ny­mi, że żoł­nie­rze na be­re­tach mają pro­por­czy­ki przed­wo­jen­nych puł­ków ka­wa­le­rii. W kre­owa­nym świe­cie po­sze­dłem krok dalej i ba­ta­lio­ny noszą nazwę cho­rą­gwi. 

 

 Ktoś kie­dyś po­wie­dział “na woj­nie nie ma ate­istów” nawet we wspo­mnie­niach Ro­sjan o ile pu­bli­ko­wa­no je po 1991 po­ja­wia­ją się do niego od­nie­sie­nia. Akcja po­wo­du­je re­ak­cję, skoro za gra­ni­cą jest wo­jow­ni­cza teo­kra­cja, to od­dzia­łu­je ona na Kon­fe­de­ra­cję. Rów­no­wa­ga tech­no­lo­gicz­na po­mię­dzy stro­na­mi spra­wia, że czło­wiek prze­sta­je wie­rzyć w ma­szy­nę a za­czy­na w Boga, jako tego który po­mo­że. W cza­sie misji, głę­bo­ko na wro­gim te­ry­to­rium nie bar­dzo jest czas na wąt­pli­wo­ści. We wspo­mnie­niach żoł­nie­rza ma­rins “Pa­cy­fik w ogniu” po­ja­wi­ła się nawet su­ge­stia, że na wąt­pli­wo­ści mogą sobie po­zwo­lić żoł­nie­rze jed­no­stek ty­ło­wych a nie ci z pierw­szej linii. 

Prze­czy­ta­łam.

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Nie ro­zu­mie­my się, mjp 78.

Ja ci prze­ka­zu­ję uwagę do­ty­czą­cą tego, w jaki spo­sób coś pre­zen­tu­jesz jako autor (za po­mo­cą opi­sów i scen w świe­cie przed­sta­wia­nym, po­zo­sta­ją­cy­mi pod twoją pełną pi­sar­ską kon­tro­lą) i dla­cze­go oce­niam to ne­ga­tyw­nie, a ty mi opo­wia­dasz o frag­men­cie kon­struk­cji po­ten­cjal­nych po­sta­ci, ską­d­inąd lo­gicz­nym (w sy­tu­acji kon­flik­tu in­stynkt prze­trwa­nia plus ra­cjo­na­li­za­cja, by za­cho­wać zdro­wie psy­chicz­ne). Jedno z dru­gim ma nie­wie­le wspól­ne­go.

Po­zdra­wiam

 

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Po pro­stu sta­ram się wy­tłu­ma­czyć z przy­czyn dla któ­rych wy­kre­owa­ny świat jest taki a nie inny. 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Ogol­nie po­mysł na ry­wa­li­za­cje cał­kiem fajny, choć muszę się zgo­dzić z Rybą, że tro­chę nie­re­al­ny, zbyt grzecz­nie i miło. Może gdyby kon­ku­ren­cją chrze­ści­jań­stwa było coś in­ne­go wy­szło­by bar­dziej wia­ry­god­nie. Jed­nak mu­zuł­ma­nie w swo­ich po­czy­na­niach nie szczy­pią się i są zde­cy­do­wa­nie bar­dziej bru­tal­ni. Tym bar­dziej, że w Two­jej wizji chrze­ści­jań­stwo zo­sta­ło przed­sta­wio­ne jako wrzut na tyłku i ze­pchnię­te do pod­zie­mia. W pierw­szej chwi­li też czu­łam się nieco za­gu­bio­na, bo nie znam in­nych tek­stów, a nie do­sta­łam zbyt wielu wska­zó­wek kim są Li­sow­czy­cy.

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Za­ło­że­nie jest takie że gra­ni­ca Ka­li­fa­tu jest na Łabie na wschód jest Kon­fe­de­ra­cja 12 Na­ro­dów . Stąd też info, że w pierw­szych po­wo­jen­nych świę­tach ar­ty­le­ria roz­wa­li­ła me­cze­ty w kilku mia­stach na za­chód od tej rzeki. Chrze­ści­jań­stwo jest więc nie tyle w po pod­zie­miu, co po kon­fe­de­rac­kiej stro­nie gra­ni­cy. Jed­nost­ki spe­cjal­ne jed­nej i dru­giej stro­ny tzn Li­sow­czy­cy i Fe­da­ini ope­ru­ją na te­re­nie wroga. 

 

 

Fajna ry­wa­li­za­cja na świą­tecz­ne ka­wa­ły. Widok tej cho­in­ki mu­siał być im­po­nu­ją­cy. :-)

Cie­ka­wie prze­ro­bi­łeś Paryż. Cy­ber­ni­ka­by też mi się po­do­ba­ły. W sumie lo­gicz­ne.

Nadal po­zo­sta­ło Ci zbyt wiele li­te­ró­wek.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Co do li­te­ró­wek, prze­glą­dam moje opo­wia­da­nia sprzed lat i mimo wielu oczu które je spraw­dza­ły cią­gle ja­kieś cho­chli­ki w nich sie­dzą. 

 

Co do po­my­słu świą­tecz­ne opo­wia­da­nia, za­wsze ro­zu­miem je jako coś w czym jest cie­pło, szczę­śli­we za­koń­cze­nie, szczyp­ta hu­mo­ru. Ku swo­je­mu za­sko­cze­niu od­kry­łem, że więk­szość świą­tecz­nych opo­wia­dań na ten kon­kurs jest inna. Do­mi­nu­je w nich de­pre­sja, cza­sem wy­świech­ta­ne hasła, że w świę­ta naj­waż­niej­sze jest być razem, ale po­dej­rze­wam, że jak­bym za­py­tał au­to­ra/au­tor­kę czym w takim razie świę­ta róż­nią się od week­en­do­we­go gril­la ze zna­jo­my­mi, albo oglą­da­nia meczu w pubie to ra­czej nie usły­szał­bym lo­gicz­nej od­po­wie­dzi. 

Może le­piej nie będę się roz­pi­sy­wał na ten temat, bo znów po­czu­ję się jako re­likt ja­kiejś za­po­mnia­nej epoki, w któ­rej świat co praw­da nie był lep­szy, ale lo­gicz­niej­szy. 

Przyj­rza­ła­bym się prze­cin­kom, ale przy­jem­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka