- Opowiadanie: Knight Martius - Odrodzenie

Odrodzenie

Przed­sta­wiam opo­wia­da­nie dzie­ją­ce się w wy­my­ślo­nym prze­ze mnie świe­cie, w któ­rym ro­zum­nym ga­tun­kiem _nie_ są lu­dzie (obec­na nazwa: Or­ni­to­dea). Akcja tej kon­kret­nej opo­wie­ści dzie­je się w cza­sach hi­sto­rycz­nych tego świa­ta.

Tekst wy­sła­łem na nabór do an­to­lo­gii “(nie)Długo i (nie)szczę­śli­wie”, or­ga­ni­zo­wa­ny przez Fan­ta­zma­ty, ale zo­stał od­rzu­co­ny. Nie­mniej jed­nak mam na­dzie­ję, że się spodo­ba. ;)

Miłej – mam na­dzie­ję – lek­tu­ry.

Po­dzię­ko­wa­nia za betę do­sta­je ode mnie mor­te­cius. :)

Au­tor­ką ilu­stra­cji jest La­dy­Fro­mE­ast – https://www.deviantart.com/ladyfromeast

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Użytkownicy, Finkla

Oceny

Odrodzenie

 

 

Ana­sta­zja ziew­nę­ła, sze­ro­ko otwie­ra­jąc dziób. Już trze­ci raz czy­ta­ła ten sam frag­ment rę­ko­pi­su o do­gma­cie, który nie­gdyś prze­ka­za­ła ave­som Fe­niks we wła­snej oso­bie. To, że do­pie­ro nie­daw­no przy­le­cia­ła do domu po ha­rów­ce w świą­ty­ni, do­dat­ko­wo nie po­zwa­la­ło jej się sku­pić. Czuła, iż po pro­stu musi zająć się czymś przy­jem­niej­szym.

Po­czy­ta­ła jesz­cze przez parę chwil, po czym zga­si­ła świe­ce i wsta­ła z krze­sła, roz­kła­da­jąc skrzy­dła do peł­nej roz­pię­to­ści. Roz­cią­gnę­ła się, na­stęp­nie wzbi­ła się w po­wie­trze, w stro­nę ta­ra­su. Gdy wy­lą­do­wa­ła na kra­wę­dzi, za jedną z arkad przy ba­rier­ce stał brat, który ob­ser­wo­wał mia­sto w świe­tle za­cho­dzą­ce­go słoń­ca.

– Ge­ra­ki.

Tam­ten od­wró­cił się w kie­run­ku Ana­sta­zji, nie kry­jąc za­sko­cze­nia. Jak to so­ko­ło­wa­ty męż­czy­zna, cha­rak­te­ry­zo­wał się ciem­nym upie­rze­niem, z wy­jąt­kiem brzu­cha, gdzie do­mi­no­wa­ło białe z ciem­ny­mi prąż­ka­mi. Od razu do­strze­gła złoty me­da­lion z wy­obra­żo­nym nań so­ko­łem, za­wie­szo­ny na szyi.

– Ana? Czy nie mia­łaś się uczyć?

– Wiem… Prze­pra­szam, muszę się na chwi­lę ode­rwać. Mogę do­trzy­mać ci to­wa­rzy­stwa?

Ge­ra­ki z otwar­tym dzio­bem spoj­rzał w bok, ale szyb­ko od­po­wie­dział:

– Jasne.

Po­de­szła bli­żej. Do­pie­ro gdy sta­nę­ła przy bra­cie, dało się do­strzec, że prze­wyż­sza go o głowę.

– Co ro­bisz? – za­py­ta­ła.

Chło­pak po­now­nie od­wró­cił się w stro­nę pa­no­ra­my. Wes­tchnął głę­bo­ko.

– Oglą­dam mia­sto. W końcu… jutro już wy­la­tu­ję i długo mnie nie bę­dzie.

Opar­ła się o ba­rier­kę. Nie chcąc wy­ry­wać brata z za­my­śle­nia, po­sta­no­wi­ła po­pa­trzeć wraz z nim. Miesz­ka­li wy­so­ko, tak jak więk­szość ave­sów, więc z ta­ra­su roz­po­ście­rał się widok na dużą część prze­pięk­nej Pyr­ka­gii. Po­śród wy­so­kich, ko­lo­ro­wych do­mostw zbu­do­wa­nych z mar­mu­ru, ba­zal­tu tu­dzież pia­skow­ca prze­la­ty­wa­li inni miesz­kań­cy. Zgod­nie z lo­kal­ną modą ubie­ra­li się w prze­wiew­ne tu­ni­ki – szyte i ob­wią­zy­wa­ne tak, że nie krę­po­wa­ły ru­chów oraz by da­wa­ło się je łatwo za­ło­żyć po­mi­mo skrzy­deł – albo w krót­kie spodnie, zo­sta­wia­jąc nagie torsy. Przy akwe­duk­tach ba­wi­ły się pod­lo­ty, które or­ga­ni­zo­wa­ły sobie wy­ści­gi z prze­szko­da­mi. Dalej, nad bu­dyn­ka­mi, pysz­ni­ły się: ja­skra­wo ubar­wio­ny pałac Ma­triar­chiń, arena za­wie­szo­na na fun­da­men­tach roz­mia­rów tak du­żych, że aż cho­wa­ła się w chmu­rach, wiel­ka świą­ty­nia Fe­niks wznie­sio­na na wzgó­rzu z dala od domów, jak rów­nież ogrom­ne wieże straż­ni­cze, sto­ją­ce na gra­ni­cy mia­sta. Nie­któ­rzy ave­so­wie ob­ni­ża­li lot, żeby od­wie­dzić szpi­ta­le – je­dy­ne ni­skie bu­dow­le.

Mia­sto to miało się czym po­chwa­lić. Ana­sta­zja tym bar­dziej ża­ło­wa­ła, że Ge­ra­ki wkrót­ce musi je opu­ścić. Nie mogła jed­nak nic po­ra­dzić na to, iż wraz z in­ny­mi żoł­nie­rza­mi jest po­trzeb­ny na fron­cie.

Ellia – kraj ave­sów so­ko­ło­wa­tych – to­czy­ła wojnę z pań­stwem Ke­lagh, za­miesz­ka­łym przez kru­ko­wa­tych. Kiedy dziew­czy­na się wy­klu­ła, kon­flikt ten trwał już od kilku po­ko­leń i nic nie za­po­wia­da­ło jego ry­chłe­go końca. Za­sta­na­wia­ła się, dla­cze­go Ke­la­ghij­czy­kom tak bar­dzo za­le­ża­ło na tym, by pod­bić ten kraj. Kru­ko­wa­ci albo po­trze­bo­wa­li jak naj­bar­dziej roz­le­głe­go te­ry­to­rium, za­rów­no ze wzglę­du na za­so­by, jak i miej­sca do lęgów, albo chcie­li ze­msty przez wzgląd na Roka – ptaka ponoć tak ogrom­nych roz­mia­rów, iż kiedy wzla­ty­wał, za­sła­niał cia­łem słoń­ce. Wie­rzy­li bo­wiem, że gdy na­sta­je noc, zja­wia się ich bóg, a wraz z na­dej­ściem dnia przy­la­tu­je Fe­niks, która „za­bie­ra” go wier­nym wy­znaw­com.

Jed­nak­że Ana­sta­zja uczy­ła się hi­sto­rii, więc wie­dzia­ła, że praw­da może być jesz­cze inna. Kru­ko­wa­ci mogli po pro­stu pra­gnąć zdo­mi­no­wać so­ko­ło­wa­tych, po­nie­waż nie­gdyś pod­bi­li ich zie­mie i przez wiele lat je oku­po­wa­li, a El­lian czy­ni­li nie­wol­ni­ka­mi. Nie za­mie­rza­li wy­ba­czać im tego, że w końcu wy­zwo­li­li się spod jarz­ma opraw­ców.

Dziew­czy­na my­śla­ła, czy po­roz­ma­wiać o tym z Ge­ra­kim. Nie od­wa­ży­ła się jed­nak, gdyż czuła, że wojna to ostat­nie, o czym chciał­by sły­szeć.

– Na­ku­po­wa­łem wcze­śniej tro­chę za­pa­sów i zo­sta­wi­łem oszczęd­no­ści – ode­zwał się brat nagle. – Nie wiem, w czym jesz­cze mogę pomóc.

– Spo­koj­nie, Ge­ra­ki, po­ra­dzę sobie. Ja mam swoje obo­wiąz­ki, ty skup się na swo­ich.

Brat mil­czał. Ana­sta­zja spoj­rza­ła na niego ze zro­zu­mie­niem.

– Chyba już wrócę do lek­tu­ry…

– Jak tam nauka? – wszedł w słowo sio­strze.

– Nawet nie pytaj. Nie wiem, kto spi­sy­wał nauki, któ­ry­mi dzie­li­ła się z nami Fe­niks, ale są kosz­mar­nie nudne.

– Nie chce się? – wtrą­cił Ge­ra­ki z roz­ba­wie­niem.

– Nie, to nie tak! Je­stem ka­płan­ką, więc muszę znać nasz do­gmat! Bar­dzo mnie in­te­re­su­je wszyst­ko, co zwią­za­ne z Fe­niks. Ale kiedy za­bie­ram się do czy­ta­nia, nagle mam ocho­tę zro­bić co­kol­wiek, byle się od tego ode­rwać.

– Czyli nie chce ci się.

– Ge­ra­ki, nie de­ner­wuj mnie.

– Kto kogo tu de­ner­wu­je? – od­rzekł brat jo­wial­nie, szyb­ko jed­nak spo­waż­niał. – Ana, już o tym roz­ma­wia­li­śmy. Nie po­rzu­caj tego. Zo­sta­jesz tutaj, więc jest bar­dzo ważne, żebyś po­zna­ła nauki Fe­niks. I… nie wiem, może wnio­sła do tego kraju coś do­bre­go? Na woj­nie może wy­da­rzyć się wszyst­ko.

– Nawet tak nie mów, Ge­ra­ki. Mu­sisz wró­cić cały i zdro­wy.

Chło­pak wes­tchnął, po czym otwo­rzył dziób. W jego oczach po­ja­wi­ła się iskra.

– Tak bę­dzie! A ty wra­caj do nauki, bo potem już nie bę­dziesz miała tyle czasu.

– Wy­bacz, po­trze­bu­ję jesz­cze chwi­li. Poza tym, Ka­lik­sta i tak po­zwo­li mi gło­sić ka­za­nia nie wcze­śniej niż za kilka lat.

Ge­ra­ki zmru­żył oczy.

– Ka­lik­sta?

– Moja men­tor­ka.

– A, racja.

Uwagę Ana­sta­zji po­now­nie przy­kuł na­szyj­nik.

– Co to za me­da­lion?

– Który? Ten? – spy­tał Ge­ra­ki, pod­no­sząc łań­cuch pa­zu­ra­mi.

– Mhm. Nigdy nie mó­wi­łeś, skąd się wziął, a widzę, że ostat­nio czę­sto go no­sisz.

– Dziw­ne, my­śla­łem, że się nim już chwa­li­łem… No nic. Do­sta­łem go od dziad­ka stry­jecz­ne­go.

Przyj­rza­ła się me­da­lio­no­wi z jesz­cze więk­szym za­cie­ka­wie­niem.

– Prze­cież nie żyje od sze­ściu lat.

– Wiem. To dawny pre­zent. Teraz go noszę, bo przy­po­mi­na mi o sta­rusz­ku. W do­dat­ku… wiem, że ochro­ni mnie przed za­gro­że­niem.

Ana­sta­zja wy­trzesz­czy­ła oczy, pró­bu­jąc zro­zu­mieć, co usły­sza­ła.

– Ale jak…

– Uwierz. Wiem, o czym mówię.

– No… do­brze. – Ana­sta­zja spe­szy­ła się. – W takim razie lecę dalej się uczyć. Mam na­dzie­ję, że jesz­cze jutro rano się zo­ba­czy­my.

– Wy­la­tu­ję o świ­cie. Za­po­mnia­łaś?

– Więc… – Dziew­czy­na przy­tu­li­ła go­rą­co Ge­ra­kie­go. – Uwa­żaj na sie­bie!

– Dzię­ki, Ana. Ty też.

Pod­czas roz­mo­wy z bra­tem tym do­bit­niej zdała sobie spra­wę, ile mu za­wdzię­cza. Kiedy skoń­czy­ła edu­ka­cję, pod­ję­ła de­cy­zję, że chce słu­żyć jako ka­płan­ka Fe­niks. Chło­pak na­to­miast po od­by­ciu szko­le­nia woj­sko­we­go mógł cie­szyć się swo­bo­dą, do­pó­ki nie zo­sta­nie po­wo­ła­ny do służ­by. Oboje jed­nak już w wieku na­sto­let­nim mu­sie­li szyb­ko do­ro­snąć – ojcu pi­sa­ny był udział w woj­nie, zaś matka nie­dłu­go potem zmar­ła, ra­żo­na cho­ro­bą. Ge­ra­ki utrzy­my­wał sie­bie i Ana­sta­zję, a po­nad­to jak naj­wię­cej w domu robił oso­bi­ście, żeby po­świę­ca­ła wię­cej czasu na naukę.

A teraz mu­sie­li się po­że­gnać.

Wie­dzia­ła, że da sobie radę. Ale tę­sk­no­ty za bra­tem nikt jej nie wy­na­gro­dzi.

 

* * *

 

– Nie­gdyś Fe­niks rze­kła: „To, co umie­ra, za­wsze się od­ra­dza” – gło­si­ła ka­za­nie Ka­lik­sta, sto­jąc za am­bo­ną na kon­struk­cji za­wie­szo­nej przy ścia­nie. Wier­ni słu­cha­li w mil­cze­niu; sie­dzie­li w klęku na po­dusz­kach, mając zło­żo­ne skrzy­dła i wy­cią­gnię­te wy­god­nie ogony. Po­wy­żej am­bo­ny wi­sia­ła żerdź, na któ­rej po lewej stro­nie klę­ka­ła Ana­sta­zja, a po pra­wej inna ka­płan­ka, Ni­ka­no­ra. – Za­sta­nów­my się teraz chwi­lę nad tymi sło­wa­mi. Jest to dla nas aż nadto czy­tel­ne, jako że nasza Pani, prze­żyw­szy dość lat, ob­ra­ca się w po­piół, z któ­re­go wraca do życia, na nowo pro­mie­nie­jąc pięk­nem i do­stoj­no­ścią. Można po­wie­dzieć, że jej ogień ga­śnie tylko po to, by pew­ne­go dnia za­pa­lić się znów. Spójrz­my zresz­tą na te po­chod­nie. – Du­chow­na wska­za­ła po kolei czte­ry za­pa­lo­ne łu­czy­wa, za­tknię­te przy ko­lum­nach pod­trzy­mu­ją­cych za­da­sze­nie świą­ty­ni. – Ich ogień pre­zen­tu­je się wspa­nia­le, nie­praw­daż? Jed­nak prę­dzej czy póź­niej musi przyjść czas, gdy ga­śnie, w ten spo­sób ustę­pu­jąc miej­sca pu­st­ce. Nie trwa ona długo, al­bo­wiem kiedy te po­chod­nie za­pa­li­my z po­wro­tem, świe­cą rów­nie mocno i do­stoj­nie, co wcze­śniej.

Ka­lik­sta prze­rwa­ła ka­za­nie. Ana­sta­zja wie­dzia­ła, co to ozna­cza – du­chow­na chcia­ła, aby słu­cha­cze za­sta­no­wi­li się nad jej sło­wa­mi, po­ję­li ich sens, zanim po­sta­no­wi kon­ty­nu­ować. Dzia­ła­ło to tym le­piej, że od­wo­ła­ła się do sym­bo­li­ki nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­nej z Fe­niks.

W końcu pod­ję­ła:

– Je­że­li to świa­dec­two nam nie wy­star­czy, po­pa­trz­my dalej. Nawet na­tu­ra do­star­cza dość do­wo­dów na to, że od­ro­dze­nie ist­nie­je wszę­dzie. Czyż nie wi­dzi­my go w cyklu mi­ja­nia się słoń­ca i księ­ży­ca? Gdy dzień umie­ra, w jego miej­sce wstę­pu­je noc, a póź­niej wi­ta­my ko­lej­ny dzień, pięk­ny tak jak po­przed­ni. A czyż zmia­na pór roku nie jest takim do­wo­dem? Nad­cho­dzi zima, wów­czas ro­śli­ny i zwie­rzę­ta za­pa­da­ją w sen, a na wio­snę wszyst­ko budzi się do życia, od­ra­dza. Nawet to, że my, ko­bie­ty, wy­da­je­my świa­tu nowe życie, jest świa­dec­twem tego cudu. Każde z nas bo­wiem kie­dyś za­koń­czy swój cykl, lecz gdy to się sta­nie, wró­ci­my tutaj jako pi­sklę­ta. Od­mie­nie­ni i go­to­wi na nowe do­świad­cze­nia. Dla­te­go kiedy wi­dzi­my, że coś ma swój ko­niec, nie lę­kaj­my się. Jest to bo­wiem za­le­d­wie ko­niec do­tych­cza­so­we­go, a to za­wsze ozna­cza też po­czą­tek no­we­go. Tak rze­cze Fe­niks. Po­wstań­my.

Wier­ni wsta­li i za­czę­li od­ma­wiać mo­dli­twę, w któ­rej pro­si­li Fe­niks o oka­za­nie łaski oraz sła­wi­li wszel­kie życie. Ana­sta­zji nie po­zo­sta­ło nic in­ne­go, jak od­pra­wić modły wraz z nimi.

W sku­pie­niu, po­ko­rze i na­dziei, że wszyst­ko pój­dzie do­brze.

 

* * *

 

– Jak tam, Ana­sta­zjo, co teraz pla­nu­jesz? – za­py­ta­ła Ni­ka­no­ra, kiedy obie opu­ści­ły świą­ty­nię.

– Muszę po­le­cieć na targ i zro­bić za­ku­py, bo jutro nie mam nic na śnia­da­nie. A ty?

– Jesz­cze nie wiem… ale chyba wy­bio­rę się z tobą. Mia­łam w sumie po­szu­kać sobie ja­kichś bły­sko­tek.

Ana­sta­zja spoj­rza­ła na ko­le­żan­kę z za­sko­cze­niem, ale po chwi­li stwier­dzi­ła szy­der­czo:

– Ej, ale to męż­czyź­ni muszą się przy­po­do­bać tobie, a nie na od­wrót!

– Uwa­żasz, że robię to dla nich? Sama chcę ład­nie wy­glą­dać.

– Dobra, dobra.

Ka­płan­ki roz­ło­ży­ły skrzy­dła, po czym wzbi­ły się w po­wie­trze i udały na mia­sto.

Targi roz­ło­żo­no po jego dru­giej stro­nie, ale nie sta­no­wi­ło to żad­nej prze­szko­dy. Dziew­czy­ny wzno­si­ły się ponad kil­ku­pię­tro­we bu­dow­le, tak jak na­ka­zy­wa­ły przy­ję­te za­sa­dy ruchu – co rusz mi­ja­ły in­nych miesz­kań­ców. Wielu ave­sów od­sła­nia­ło nagie torsy, pysz­niąc się bo­ga­tą pa­le­tą ko­lo­rów piór. Męż­czyź­ni eks­po­no­wa­li mie­nią­ce się prąż­ki, a ko­bie­ty – fan­ta­zyj­nie wy­ma­lo­wa­ne wzory.

Oczy­wi­ście ka­płan­ki nie mogły po­wstrzy­mać się od zło­śli­wych ko­men­ta­rzy ani roz­mów na temat tego, jak do­brze by wy­glą­da­ły, gdyby też zde­cy­do­wa­ły się prze­far­bo­wać pióra.

Przez gwar prze­bił się do­no­śny głos. Kiedy pod­le­cia­ły bli­żej, zo­ba­czy­ły męż­czy­znę – są­dząc po dwor­skim stro­ju, urzęd­ni­ka – który kucał na za­wie­szo­nej wy­so­ko kład­ce, opar­tej o dwie ko­lum­ny. Przed nim na placu stała garst­ka miesz­kań­ców.

– Jutro w po­łu­dnie na are­nie, w imie­niu mi­ło­ści­wie nam pa­nu­ją­cych Ma­triar­chiń – Eu­fra­zji, Try­fe­ny i Ama­ran­ty – od­bę­dzie się eg­ze­ku­cja ave­sów ska­za­nych na karę śmier­ci za zbrod­nię wy­stą­pie­nia prze­ciw Ellii! – oznaj­mił męż­czy­zna, po czym roz­wi­nął per­ga­min. – Ci zdraj­cy to… – Za­czął czy­tać imio­na kil­ku­na­stu oby­wa­te­li, z któ­rych Ana­sta­zji i Ni­ka­no­rze mó­wi­ło coś tylko kilka z nich. Dziew­czy­ny ogar­nę­ła trwo­ga. – Taki sam los czeka wszyst­kich in­nych, któ­rzy ośmie­lą się kon­szach­to­wać z wro­giem!

Stwier­dzi­ły, że nie chcą słu­chać dalej, więc na skrzy­dłach opu­ści­ły plac.

– Prze­ra­ża­ją­ce – rze­kła Ana­sta­zja. – To może do­tknąć każ­de­go.

– Tak… ale obie wiemy, jak jest.

To wy­da­rze­nie przy­po­mnia­ło ka­płan­ce o smut­nej rze­czy­wi­sto­ści. Ke­la­ghij­czy­cy wła­da­li tau­ma­tur­gią umy­słu, dzię­ki któ­rej mogli wpły­wać na in­nych: two­rzy­li ilu­zje, zmu­sza­li ofia­ry do ule­gło­ści, a nawet przej­mo­wa­li kon­tro­lę bądź zmie­nia­li wspo­mnie­nia. Czę­sto zresz­tą mó­wi­ło się o tym, że kru­ko­wa­ci – zanim prze­pę­dzo­no ich z Ellii – w każ­dym mie­ście zdą­ży­li po­zo­sta­wić szpie­gów. Nie mu­sie­li to być oni we wła­snej oso­bie – zbie­rać in­for­ma­cje mogli także so­ko­ło­wa­ci.

Ta świa­do­mość utrzy­my­wa­ła spo­łecz­ność w ry­zach. Miesz­kań­ców pro­szo­no, by spraw­dza­li sie­bie na­wza­jem. Gdy zaś kogoś po­dej­rze­wa­no o współ­pra­cę z kru­ko­wa­ty­mi lub ich szpie­ga­mi, wtrą­ca­no go do lochu i prze­py­ty­wa­no tak długo, aż udało się usta­lić, czy fak­tycz­nie wszedł w taki układ. Wła­dze ni­ko­go nie trak­to­wa­ły lekko – nie­waż­ne, czy so­ko­ło­wa­ci po­ma­ga­li Ke­la­gho­wi z wła­snej woli, czy nie, wszyst­kich ta­kich ave­sów uzna­wa­no za zdraj­ców i ska­zy­wa­no na śmierć.

U Ana­sta­zji cały czas z tyłu głowy po­ja­wia­ły się myśli, czy osoba, z którą roz­ma­wia, ma co­kol­wiek wspól­ne­go z kru­ko­wa­ty­mi. Czuła się zmę­czo­na tym wszyst­kim, ale nie ona jedna. Dla świę­te­go spo­ko­ju uwa­ża­ła, że obec­nie trud­no o lep­sze kroki, by po­ra­dzić sobie z tą sy­tu­acją. Teraz jed­nak nie chcia­ła o tym roz­ma­wiać i wie­dzia­ła, że Ni­ka­no­ra także.

– Słu­chaj, chcesz prze­le­cieć się na arenę? – za­py­ta­ła.

– Po co?

– Chcia­łam po­pa­trzeć. Tylko na chwi­lę.

– No… W sumie mi się nie śpie­szy.

Wzbi­ły się w po­wie­trze jesz­cze wyżej, śle­dząc fun­da­ment o nie­wy­obra­żal­nie wiel­kiej wy­so­ko­ści, który pro­wa­dził do jed­nej z naj­wspa­nial­szych bu­dow­li w mie­ście.

Miesz­czą­cą się ponad chmu­ra­mi arenę zbu­do­wa­no w bar­dzo róż­nych ce­lach: ave­so­wie oma­wia­li tam spra­wy do­ty­czą­ce pań­stwa, wy­sta­wia­li sztu­ki te­atral­ne, or­ga­ni­zo­wa­li walki. Sie­dząc na try­bu­nach, każdy mógł wi­dzieć, co się dzie­je, nawet gdyby uczest­ni­cy wy­da­rze­nia po­sta­no­wi­li zre­zy­gno­wać z po­de­stu usy­tu­owa­ne­go w cen­trum bu­dow­li i prze­nie­śli się w po­wie­trze. W tej chwi­li arena była pusta. Ana­sta­zja ucze­pi­ła się sto­pa­mi kra­wę­dzi nad try­bu­na­mi, po czym w kuc­kach przyj­rza­ła się całej bu­dow­li. Zaraz potem do­łą­czy­ła do niej Ni­ka­no­ra.

Ko­le­żan­ka już otwo­rzy­ła dziób, żeby coś po­wie­dzieć, ale tamta ode­zwa­ła się pierw­sza:

– Ge­ra­ki za­wsze lubił tu przy­la­ty­wać.

Po­pa­trzy­ła na Ana­sta­zję z za­sko­cze­niem. I zro­zu­mie­niem.

– No tak…

– Uwiel­biał przed­sta­wie­nia. Mówił, że to świet­na roz­ryw­ka i że dzię­ki nim uczył się cze­goś no­we­go. A jesz­cze – za­śmia­ła się – za­wsze było na kogo po­pa­trzeć.

– No wiesz co, żeby takie rze­czy mówić! – od­par­ła Ni­ka­no­ra żar­to­bli­wie. – Ale ro­zu­miem, o co cho­dzi. – Wes­tchnę­ła. – Ile to już lat?

– Odkąd wy­ru­szył na wojnę? Dwa.

– Szmat czasu… Nie wiem, co bym zro­bi­ła, gdyby ktoś z moich bli­skich tyle czasu spę­dził poza mia­stem. Jesz­cze nie mając po­ję­cia, co się dzie­je… Prze­pra­szam. To na pewno dla cie­bie trud­ne.

– Nic nie szko­dzi. Można się przy­zwy­cza­ić. – Ana­sta­zja za­wie­si­ła na chwi­lę głos. – Poza tym, rok temu Ge­ra­ki na­pi­sał do mnie list. Wiesz, przy­le­ciał po­sła­niec i roz­no­sił wia­do­mo­ści po całym mie­ście. Py­ta­łam go, co się dzie­je na woj­nie, lecz on od­po­wia­dał zdaw­ko­wo. Ogól­nie nie był zbyt roz­mow­ny.

– A co w tym li­ście?

Dziew­czy­na wes­tchnę­ła głę­bo­ko.

– Ge­ra­ki trzy­ma się świet­nie. Radzą sobie, ale jesz­cze trud­no po­wie­dzieć, czy uda im się po­wstrzy­mać kru­ko­wa­tych.

Ni­ka­no­ra przez mo­ment wpa­try­wa­ła się w ko­le­żan­kę osłu­pia­ła. Szyb­ko się otrzą­snę­ła.

– Prze­pra­szam, Ana­sta­zjo, ale chyba nie po­win­ny­śmy roz­ma­wiać na ten temat. Przy­naj­mniej Ge­ra­kie­mu nic nie jest i tego się trzy­maj­my.

– Masz rację – rze­kła po chwi­li tamta, po czym wsta­ła. – Lećmy już na targ.

– Do­brze.

Roz­ło­ży­ły skrzy­dła i opu­ści­ły arenę.

Kiedy zna­la­zły się nad tar­giem, już z dużej wy­so­ko­ści zo­ba­czy­ły po­ży­wie­nie i bi­żu­te­rię – wszyst­ko to mie­ni­ło się ko­lo­ra­mi tak, że dało się bar­dzo łatwo od­róż­nić od resz­ty oto­cze­nia. Rzecz jasna miej­sce było za­tło­czo­ne jak zwy­kle; bar­dziej na ziemi, jed­nak wielu miesz­kań­ców też prze­la­ty­wa­ło.

Ana­sta­zja chcia­ła zni­żyć lot, gdy Ni­ka­no­ra po­ło­ży­ła jej rękę na ra­mie­niu.

– Po­patrz! – po­le­ci­ła, wska­zu­jąc ho­ry­zont.

– Gdzie? Cze­kaj, pod­leć­my wyżej, bo za dużo tu ave­sów.

Tak zro­bi­ły. Wów­czas zo­ba­czy­ły coś, co nie zda­rza­ło się co­dzien­nie: od­dział uzbro­jo­nych so­ko­ło­wa­tych le­ciał w stro­nę mia­sta.

– To… nasi – za­uwa­ży­ła Ana­sta­zja, nie kry­jąc zdzi­wie­nia. – Ale co tu robią?

– Ja wiem? Pod­leć­my bli­żej.

Ka­płan­ki za­uwa­ży­ły, że za­cie­ka­wie­ni ave­so­wie rów­nież prze­rwa­li to, co do­tych­czas ro­bi­li, aby przyj­rzeć się nie­spo­dzie­wa­nym przy­by­szom. Ana­sta­zja czuła nie­pew­ność.

To mogło ozna­czać wszyst­ko. Wojna się skoń­czy­ła? Czy to były nie­do­bit­ki, które się wy­co­fa­ły, by unik­nąć śmier­ci? A w tej sy­tu­acji Ge­ra­ki…

„Nie! Naj­pierw sprawdź, o co cho­dzi, a potem wy­la­tuj z my­śla­mi dalej”.

Po chwi­li Ana­sta­zja zo­ba­czy­ła, że zbroj­ni cią­gnę­li so­ko­ło­wa­tych za­ku­tych w łań­cu­chy. Przyj­rza­ła się bli­żej syl­wet­kom.

I zdjął ją strach. Mi­mo­wol­nie za­czę­ła pisz­czeć.

– Co się stało? – za­py­ta­ła Ni­ka­no­ra.

Dziew­czy­na z tru­dem mogła wy­do­być głos. W końcu wy­du­si­ła:

– Tam jest… Ge­ra­ki!

Brat le­ciał ze spusz­czo­ną głową wraz z in­ny­mi więź­nia­mi.

 

* * *

 

– Ge­ra­kie­go wraz z po­zo­sta­ły­mi oskar­żo­no o współ­pra­cę z wro­giem – opo­wia­da­ła Ana­sta­zja, jesz­cze roz­trzę­sio­na po tym, co się wy­da­rzy­ło. – Tak po­wie­dział jeden z żoł­nie­rzy.

– Chcia­ła jesz­cze po­mó­wić z bra­tem – wtrą­ci­ła Ni­ka­no­ra – ale nie po­zwo­lo­no jej pod­le­cieć, nawet kiedy bła­ga­ła.

Ka­lik­sta kiw­nę­ła z na­my­słem głową. Spoj­rza­ła smut­no po kolei na obie fe­nik­sjan­ki.

– Po­wiedz­cie tylko, moje dro­gie, o czym trak­to­wa­ło ostat­nie ka­za­nie.

Dziew­czy­ny po­pa­trzy­ły na sie­bie na­wza­jem. Spraw­dza­ła, czy nikt nie zmie­nił im wspo­mnień.

– O tym, że wszyst­ko się od­ra­dza – od­par­ła Ana­sta­zja. – I że nie mu­si­my bać się końca, gdyż to ozna­cza też po­czą­tek cze­goś no­we­go.

– Do­brze – od­rze­kła men­tor­ka. – Chodź­my w bar­dziej ustron­ne miej­sce.

Po spo­tka­niu z żoł­nie­rza­mi dziew­czy­ny stwier­dzi­ły, że muszą jak naj­szyb­ciej po­wia­do­mić o sy­tu­acji star­szą du­chow­ną. Po­nie­waż rzad­ko opusz­cza­ła świą­ty­nię, li­czy­ły, iż wła­śnie tam ją znaj­dą, i nie po­my­li­ły się.

Gdy Ana­sta­zja le­cia­ła wraz z Ni­ka­no­rą, nie mogła od­pę­dzić od sie­bie myśli o Ge­ra­kim. Nawet kiedy żoł­nie­rze za­bro­ni­li się zbli­żać, ich wzrok zdą­żył się ze sobą spo­tkać. Brat wy­glą­dał tak, jakby chciał po­wie­dzieć: „Nie ma dla mnie na­dziei”. To wspo­mnie­nie nie opusz­cza­ło jej aż do teraz.

Ka­lik­sta za­pro­wa­dzi­ła pod­opiecz­ne do za­ple­cza. Stało tam kilka krze­seł z pustą prze­strze­nią tuż nad sie­dze­niem oraz z opar­ciem się­ga­ją­cym po­ni­żej ło­pa­tek. Przy ścia­nie na końcu po­miesz­cze­nia znaj­do­wał się stół, na któ­rym le­ża­ły nie­za­pa­lo­ne łu­czy­wa tu­dzież inne przed­mio­ty zwią­za­ne z ob­rzę­da­mi, a nad nim wi­sia­ło lu­stro opra­wio­ne w ozdob­ną ramę.

Ka­płan­ki za­ję­ły miej­sca. Ana­sta­zja wspól­nie z Ni­ka­no­rą pa­trzy­ła na men­tor­kę wy­cze­ku­ją­co. Ze wszyst­kich sił pró­bo­wa­ła się uspo­ko­ić, ale nie po­tra­fi­ła.

– Po­słu­chaj, słoń­ce – zwró­ci­ła się do niej Ka­lik­sta. – Zdaję sobie spra­wę, że to nie jest dla cie­bie łatwe. Dla­te­go bar­dzo się cie­szę, że przy­le­cia­ły­ście tutaj, gdyż dzię­ki temu mo­że­my wspól­nie prze­my­śleć, co dalej…

– Ale ja nie wie­rzę, żeby Ge­ra­ki to zro­bił! – wy­buch­nę­ła Ana­sta­zja. – Za­wsze de­kla­ro­wał, że kocha swój lud! I on ma za to od­po­wia­dać?

– Pro­si­ła­bym, byś opa­no­wa­ła emo­cje. Ni­g­dzie nie po­wie­dzia­łam, że twój brat istot­nie do­pu­ścił się zdra­dy. Ni­ka­no­ro, a co ty są­dzisz?

– Więc… – Dziew­czy­na za­wa­ha­ła się, szyb­ko jed­nak po­wie­dzia­ła: – Ana­sta­zjo, z całym sza­cun­kiem, ale uwa­żam, że po­win­ny­śmy roz­wa­żyć wszyst­kie moż­li­wo­ści.

Tamta łyp­nę­ła na ko­le­żan­kę po­dejrz­li­wie.

– Co przez to su­ge­ru­jesz?

– Do­brze wiesz, do czego zdol­ni są kru­ko­wa­ci. Mogli prze­jąć nad Ge­ra­kim kon­tro­lę albo wy­do­być od niego ważne in­for­ma­cje, a potem zmie­nić mu wspo­mnie­nia. Mu­siał paść ofia­rą Ke­la­ghij­czy­ków, skoro ma teraz tra­fić do lochu. Skąd wiemy, że nie zdra­dził kraju?

Ana­sta­zja po­krę­ci­ła głową z nie­do­wie­rza­niem. Mimo to po chwi­li po­ka­ja­ła się w duchu.

– Sama nie wiem. Tylko że… to bez sensu. Dla­cze­go ma od­po­wia­dać za to, że nie mógł prze­ciw­sta­wić się kru­ko­wa­tym? Poza tym, po­dob­no wielu nie­win­nych ave­sów zo­sta­ło ska­za­nych na śmierć tylko dla­te­go, że po­dej­rze­wa­no ich o współ­pra­cę z wro­giem.

– Ale nie­któ­rzy nie mu­sie­li nawet być na woj­nie, Ana­sta­zjo. Ktoś może udać się do in­ne­go mia­sta, aby za­ro­bić na han­dlu, a po po­wro­cie wzbu­dzi po­dej­rze­nia, gdyż nie wia­do­mo, z kim mógł mieć stycz­ność. Nie wiem, czy tak za­rzą­dzi­ły same Ma­triar­chi­nie, czy ktoś z urzęd­ni­ków wpadł na taki po­mysł, lecz nie je­ste­śmy w sta­nie nic z tym zro­bić.

– Wy­star­czy! – upo­mnia­ła Ka­lik­sta pod­opiecz­ne. – Weź­cie pod uwagę, o kim w tej chwi­li roz­ma­wia­cie. Nie sądzę, żeby kto­kol­wiek nas pod­słu­chi­wał, jed­nak uwa­żaj­my na to, co mó­wi­my.

– Prze­pra­szam – rze­kła Ana­sta­zja, po czym wes­tchnę­ła. – Ale po­trze­bu­ję roz­wią­zań. Nie mogę tego tak zo­sta­wić.

– Jest to w pełni zro­zu­mia­łe. Uwa­żam, że naj­le­piej po­stą­pi­my, jeśli po pro­stu po­roz­ma­wia­my z twoim bra­tem.

– Tylko czy Ana­sta­zja cze­goś się od niego dowie? – za­py­ta­ła Ni­ka­no­ra. – Usły­szy, co ma do po­wie­dze­nia, ale nie bę­dzie wie­dzia­ła, czy mówi praw­dę.

– W takim razie co pro­po­nu­jesz? – od­par­ła tamta ze zło­ścią. – Mamy spraw­dzać sie­bie na­wza­jem, tak? Więc muszę spró­bo­wać. Tylko do­brze by było, gdy­bym naj­pierw się do niego do­sta­ła, a ci żoł­nie­rze na pewno nie po­zwo­lą mi wejść do lochu.

– Masz rację – wtrą­ci­ła Ka­lik­sta. – Zwy­kle w ta­kich sy­tu­acjach straż otrzy­mu­je roz­kaz, by nie wpusz­czać ni­ko­go. – Za­wie­si­ła głos, po czym do­da­ła ra­do­śnie: – Chyba że za zgodą Ma­triar­chiń.

Ana­sta­zja za­mru­ga­ła kilka razy. Od­nio­sła wra­że­nie, że nie zro­zu­mia­ła.

– W jaki spo­sób…

– Jak wie­cie, mam już swoje lata – we­szło w słowo men­tor­ka. – Nie za­po­mi­naj­cie jed­nak, że też kie­dyś byłam pi­skla­kiem, a potem pod­lo­tem. Uczęsz­cza­łam na nauki, w wa­szym wieku rów­nież peł­ni­łam służ­bę ka­płań­ską na cześć Fe­niks. Za­pew­ne się do­my­śla­cie, że Ma­triar­chi­nie, jako człon­ki­nie na­szej wspól­no­ty, także przez to prze­cho­dzi­ły.

– Czyli…

– Znam wład­czy­nie jak wła­sne sio­stry. A co wię­cej, przy­jaź­nię się z Drugą Ma­triar­chi­nią, Ama­ran­tą.

Ana­sta­zja do­my­śla­ła się, do czego zmie­rza men­tor­ka, jed­nak nie prze­szko­dzi­ło jej to w tym, by wydać z sie­bie pisk po­dzi­wu. Spoj­rza­ła na Ni­ka­no­rę. Ko­le­żan­ka, kiedy usły­sza­ła tę no­wi­nę, wy­trzesz­czy­ła oczy i otwo­rzy­ła dziób.

– Czy to zna­czy, że mo­żesz uwol­nić Ge­ra­kie­go? – Młoda ka­płan­ka nawet nie pró­bo­wa­ła po­wstrzy­my­wać na­ra­sta­ją­ce­go pod­nie­ce­nia.

– Tego nie po­wie­dzia­łam – od­par­ła Ka­lik­sta. – Two­je­mu bratu po­sta­wio­no bar­dzo po­waż­ne za­rzu­ty, nie mogę więc do tego stop­nia wpły­nąć na ową de­cy­zję. Gdy tylko skoń­czy­my roz­mo­wę, za­mie­rzam udać się do pa­ła­cu, po­pro­sić o au­dien­cję i wy­stą­pić o zgodę na to, byś spo­tka­ła się z Ge­ra­kim.

– Po­le­cę z tobą.

– Nie. To zły po­mysł. Chcia­ła­bym, żebyś zo­sta­ła w świą­ty­ni, do­pó­ki nie wrócę. Po­win­nam być póź­nym po­po­łu­dniem, tak aby­śmy razem udały się do lochu, w któ­rym prze­trzy­my­wa­ny jest twój brat.

– Wy­bacz, Ka­lik­sto, ale czy będę do cze­goś po­trzeb­na? – za­py­ta­ła Ni­ka­no­ra. – Bar­dzo wspie­ram spra­wę Ana­sta­zji, ale mam też inne spra­wy, któ­ry­mi chcia­ła­bym się zająć.

– Je­steś wolna. Bar­dzo dzię­ku­ję, że wspo­mo­głaś nas swoim zda­niem. Wi­dzi­my się jutro.

Wsta­ła i skło­ni­ła się nisko, roz­kła­da­jąc skrzy­dła.

– Cała przy­jem­ność po mojej stro­nie. Ana­sta­zjo – zwró­ci­ła się do ko­le­żan­ki – nie martw się, wszyst­ko bę­dzie do­brze.

Tamta wes­tchnę­ła.

– Rów­nież chcia­ła­bym w to wie­rzyć. Trzy­maj się.

– Do zo­ba­cze­nia.

Ni­ka­no­ra opu­ści­ła za­ple­cze, po czym wzbi­ła się w po­wie­trze i wy­le­cia­ła ze świą­ty­ni. W tym cza­sie Ana­sta­zja po­now­nie spoj­rza­ła na men­tor­kę.

– Dla­cze­go nie chcesz, że­by­śmy po­le­cia­ły do pa­ła­cu razem?

Wy­chwy­ci­ła za­tro­ska­ne spoj­rze­nie Ka­lik­sty. Uświa­do­mi­ła sobie, że za­da­ła py­ta­nie, na które nie da się od­po­wie­dzieć w spo­sób za­do­wa­la­ją­cy ani dla py­ta­ją­ce­go, ani dla py­ta­ne­go.

– Nie je­stem pewna, czy wiesz, kim wła­ści­wie są Ma­triar­chi­nie – pod­ję­ła wresz­cie star­sza du­chow­na. – Sama wspo­mnia­łaś o po­li­ty­ce pro­wa­dzo­nej w Ellii. Wiesz o tym z roz­mów z miesz­kań­ca­mi, praw­da?

– No… tak. Trud­no o tym nie sły­szeć.

– W takim razie muszę cię nie­ste­ty za­pew­nić, że te po­gło­ski nie wy­da­ją się ani tro­chę prze­sa­dzo­ne. Ama­ran­ta widzi, że nie­któ­rzy urzęd­ni­cy, ge­ne­ra­ło­wie i inni bez­po­śred­ni pod­wład­ni Ma­triar­chiń wy­sy­ła­ją coraz wię­cej ave­sów na eg­ze­ku­cję. Jej zda­niem istot­nie to wy­glą­da tak, jakby byli ska­zy­wa­ni za same po­dej­rze­nia.

– Jak to „jej zda­niem”? – zdzi­wi­ła się Ana­sta­zja.

– Wład­czy­nie nie zaj­mu­ją się tym oso­bi­ście, więc mogą nie za­uwa­żać, co tak na­praw­dę się dzie­je. Sądzę jed­nak, że mo­że­my w to wie­rzyć.

– Zatem dla­cze­go nic z tym nie zro­bią? Prze­cież to one re­pre­zen­tu­ją nauki Fe­niks! Gdzie się po­dzia­ły mi­ło­sier­dzie i sza­cu­nek dla cu­dze­go życia?

– Pierw­szej Ma­triar­chi­ni, Eu­fra­zji, może na tym wcale nie za­le­żeć. Nawet Ama­ran­ta nie chcia­ła mi mówić wszyst­kie­go. Pa­mię­taj, Ana­sta­zjo. Nasze wład­czy­nie są mści­we i pa­mię­tli­we. Jeśli je w ja­ki­kol­wiek spo­sób ura­zisz, mogą nie cof­nąć się przed ni­czym, by wy­rzą­dzić krzyw­dę. Mo­żesz być pewna, że o na­ukach do­bro­tli­wej Fe­niks łatwo za­po­mną, kiedy uzna­ją to za wy­god­ne. Szcze­gól­nie wy­strze­gaj się Eu­fra­zji, gdyż to do niej za­wsze na­le­ży ostat­nie słowo.

– Będę uwa­ża­ła, oczy­wi­ście. Ale… jak to się ma do Ge­ra­kie­go?

– Uczy­nię, co w mojej mocy, żebyś mogła po­roz­ma­wiać z bra­tem i może nawet zro­bić w jego kwe­stii coś wię­cej, jeśli uznasz to za sto­sow­ne. W żad­nym wy­pad­ku jed­nak nie po­dej­muj ko­lej­nych de­cy­zji sama, a szcze­gól­nie nie pró­buj na wła­sną rękę sta­rać się o au­dien­cję u Ma­triar­chiń. – Ka­lik­sta wsta­ła, po­de­szła do Ana­sta­zji i pa­trząc jej w oczy, rze­kła ci­szej: – Z nimi nie ma żar­tów.

 

* * *

 

Chwi­lę po tym, jak Ana­sta­zja we­szła do pod­ziem­ne­go lochu, zro­bi­ło jej się tak nie­do­brze, że za­pra­gnę­ła jak naj­szyb­ciej stam­tąd wyjść. Gdyby nie obec­ność Ka­lik­sty obok, za­pew­ne tak by po­stą­pi­ła. Star­sza du­chow­na nawet spoj­rza­ła na pod­opiecz­ną z za­tro­ska­niem, ta jed­nak rze­kła:

– Nic mi nie jest.

Po po­wro­cie do świą­ty­ni men­tor­ka ob­wie­ści­ła, że Ma­triar­chi­nie wy­ra­zi­ły zgodę, by Ana­sta­zja spo­tka­ła się z Ge­ra­kim. Prze­trzy­my­wa­ny był w lochu, w głąb któ­re­go obie w tej chwi­li się za­pusz­cza­ły. Gdyby nie za­pa­lo­ne po­chod­nie za­tknię­te przy ka­mien­nych ścia­nach, już po kil­ku­na­stu kro­kach po­wi­ta­ły­by cał­ko­wi­tą ciem­ność.

Młoda fe­nik­sjan­ka wie­dzia­ła, że tylko tak może spo­tkać brata, ale nie mogła nic po­ra­dzić na to, iż za­mknię­te i cia­sne po­miesz­cze­nia ją prze­ra­ża­ją. Oczy ledwo przy­zwy­cza­ja­ły się do pół­mro­ku, nie­ba­wem za­czę­ło śmier­dzieć stę­chli­zną, a co naj­gor­sze – czuła się osa­czo­na. Ogra­ni­czo­na. Chcia­ła­by roz­ło­żyć skrzy­dła i uciec stąd jak naj­da­lej, lecz nie miała ku temu prze­strze­ni. Tym do­bit­niej sobie uświa­do­mi­ła, że dla każ­de­go musi to być naj­gor­sza moż­li­wa tor­tu­ra.

Skoro takie myśli krą­ży­ły po jej gło­wie, co mu­siał czuć Ge­ra­ki?

Szczę­śli­wie nie­dłu­go potem opu­ści­ły ko­ry­tarz i uj­rza­ły męż­czyzn, któ­rzy skie­ro­wa­li w ich stro­nę włócz­nie. Jeden z nich za­wo­łał:

– Stać! Kto idzie?

– Czy nie po­zna­jesz wyż­szej ka­płan­ki? – od­par­ła star­sza du­chow­na. – Chce­my zo­ba­czyć się z bra­tem mojej uczen­ni­cy. Ma na imię Ge­ra­ki.

– Z roz­ka­zu za­rząd­cy nikt nie ma tutaj prawa wstę­pu ani nie może roz­ma­wiać ze ska­za­ny­mi.

– Czyż­by? – Ka­lik­sta wy­ję­ła przy­tro­czo­ny do pasa per­ga­min, po czym roz­wi­nę­ła go i po­ka­za­ła straż­ni­kom. – Umie­ją czy­tać?

Obaj po­pa­trzy­li po sobie zdzi­wie­ni. Gdyby Ana­sta­zji nie ści­skał strach na widok tego po­miesz­cze­nia, po­my­śla­ła­by, że to wy­glą­da ko­micz­nie – lochu pil­no­wa­li ave­so­wie niżsi od niej czy Ka­lik­sty i pró­bo­wa­li stwa­rzać po­zo­ry, że na­le­ży się ich bać. Ro­zu­mia­ła jed­nak, dla­cze­go przy­dzie­lo­no tu męż­czyzn – dla ko­biet prze­wi­dy­wa­no waż­niej­sze za­da­nia.

– A czy wi­dzi­cie te pod­pi­sy i pie­częć? – za­py­ta­ła Ka­lik­sta. – To pismo sa­mych Ma­triar­chiń. Zgod­nie z tym, co jest tu na­pi­sa­ne, nasze panie na­ka­zu­ją, aby­ście za­pro­wa­dzi­li nas do Ge­ra­kie­go. Jeśli się z tym nie zga­dza­cie, mo­że­cie oczy­wi­ście po­le­cieć do nich i zło­żyć skar­gę, ale nie obie­cu­ję, że się uli­tu­ją, gdy dacie do zro­zu­mie­nia, że zła­ma­li­ście roz­kaz. Jak zatem bę­dzie?

– Pro­szę wy­ba­czyć – zre­flek­to­wał się jeden ze straż­ni­ków. – Chodź­cie za mną.

Męż­czy­zna pro­wa­dził fe­nik­sjan­ki w prawą stro­nę, gdzie dało się już do­strzec rzędy krat. W miarę jak szły, mi­ja­ły prze­sia­du­ją­cych w ce­lach więź­niów; nie­któ­rzy wy­glą­da­li zwy­czaj­nie, więk­szość na­to­miast przy­pa­try­wa­ła się z apa­tią czy to od­wie­dza­ją­cym, czy ścia­nom. Wielu spra­wia­ło wra­że­nie wy­chu­dzo­nych nawet jak na ave­sów, ich upie­rze­nie zda­wa­ło się już dawno spło­wieć, in­ny­mi słowy – wy­glą­da­li jak jedno wiel­kie nie­szczę­ście.

Młoda ka­płan­ka z tru­dem po­wstrzy­my­wa­ła od­ru­chy wy­miot­ne. Tę część ko­ry­ta­rza rów­nież oświe­tla­ły po­chod­nie, lecz już wo­la­ła­by, żeby po­miesz­cze­nie spo­wi­jał mrok, niż by miała oglą­dać to wszyst­ko.

Nie­ba­wem straż­nik za­trzy­mał się przy jed­nej z cel i pa­trząc przez kraty, za­wo­łał:

– Ty! – Ana­sta­zja usły­sza­ła stam­tąd krzyk. Bar­dzo zna­jo­my. – Masz gości.

Serce jej za­mar­ło. Mu­sia­ła jed­nak po­dejść. Nie pa­mię­ta­ła, kiedy ostat­nio tak się wa­ha­ła.

– Dasz radę – szep­nę­ła Ka­lik­sta.

Młoda fe­nik­sjan­ka zbli­ży­ła się do krat. Przy ścia­nie stał Ge­ra­ki.

„Na do­stoj­ną Fe­niks” – po­my­śla­ła z prze­ra­że­niem. „Co oni ci zro­bi­li?”.

Brat prze­by­wał w lochu nie dłu­żej niż kilka go­dzin, ale to wy­star­czy­ło, by uczy­nić z niego wrak. Pióra nie zdą­ży­ły jesz­cze wy­pło­wieć, mimo to w kilku miej­scach uka­zy­wa­ła się goła skóra, tak jakby część wy­rwa­no.

– Chcesz wejść do środ­ka? – za­py­tał straż­nik, prze­ry­wa­jąc oglę­dzi­ny. Ana­sta­zja się spe­szy­ła.

– Oczy­wi­ście, że chcę.

– Zgod­nie z pi­smem – rze­kła Ka­lik­sta do męż­czy­zny – mu­si­cie za­pew­nić mojej pod­opiecz­nej, że bę­dzie mogła po­roz­ma­wiać z bra­tem na osob­no­ści. Nie mo­że­my więc się wtrą­cać.

– No do­brze. – Otwo­rzył klu­czem kraty i uchy­lił je na tyle, by dziew­czy­na mogła wejść. – Kiedy skoń­czy­cie, za­wo­łaj nas.

Ana­sta­zja ski­nę­ła głową, po czym spoj­rza­ła na Ka­lik­stę.

– Zo­sta­nę wraz ze straż­ni­ka­mi – rze­kła star­sza du­chow­na. – Nie chcę, żebyś wra­ca­ła sama.

– Dzię­ku­ję, to wiele dla mnie zna­czy.

We­szła do środ­ka, po czym usły­sza­ła szczęk za­my­ka­nych na klucz krat. Straż­nik wraz z men­tor­ką od­da­li­li się.

 Zo­sta­li tylko we dwoje. Ge­ra­ki – smut­ny, za­sko­czo­ny i prze­ra­żo­ny – cały czas wpa­try­wał się tępo w sio­strę.

– Ana?!…

Do­pie­ro teraz mogła przyj­rzeć się do­kład­niej. Tam, gdzie skóra była od­kry­ta, znaj­do­wa­ła się za­krze­pła krew, jakby chło­pa­ka tor­tu­ro­wa­no. Ręce skuto kaj­da­na­mi, na­to­miast skrzy­dła zwią­zy­wał ze sobą łań­cuch wy­ra­sta­ją­cy ze ścia­ny. Pióra spra­wia­ły wra­że­nie roz­trze­pa­nych, nie­rów­no­mier­nie uło­żo­nych. Naj­bar­dziej jed­nak uj­mo­wał wzrok, który jak gdyby za­da­wał jedno py­ta­nie: „Czy mu­sisz mnie ta­kie­go oglą­dać?”. Ana­sta­zja wo­la­ła nie my­śleć, jak be­stial­sko mu­sie­li go trak­to­wać.

– Ge­ra­ki – za­czę­ła. – Spo­koj­nie, to ja. Twoja sio­stra. Je­stem tutaj. Chcę tylko…

– Wiem – uciął. – Nie naj­lep­sze oko­licz­no­ści, co? – Brat sta­rał się, jak mógł, by wy­krze­sać z sie­bie humor, lecz wy­cho­dzi­ło to drę­two.

– Na pewno li­czy­łeś na lep­sze…

– Pewno. Mia­łem wró­cić w chwa­le, a tu się oka­zu­je, że ku chwa­le Ellii mam zo­stać stra­co­ny.

Ana­sta­zji zmro­zi­ło krew w ży­łach.

– Kiedy?!

– Nie po­wie­dzie­li.

Mu­sia­ła po­dejść do ścia­ny i się osu­nąć. Nawet nie zwra­ca­ła uwagi, czy przed­tem wła­ści­wie roz­chy­li­ła skrzy­dła.

– Nie, nie, nie, nie…

Cały czas pa­trzy­ła w pod­ło­gę. Chcia­ła tylko wrzesz­czeć.

– Ana – rzekł Ge­ra­ki nie­prze­ko­nu­ją­co. – Tylko spo­koj­nie. Nadal tu je­stem.

– Cały czas się o cie­bie mar­twi­łam, a ty wra­casz po dwóch la­tach i mó­wisz, że mają cię stra­cić? – Ana­sta­zja nie­udol­nie pró­bo­wa­ła po­wstrzy­my­wać się od łez. – Prze… prze­pra­szam…

Brat spoj­rzał na ka­płan­kę ze współ­czu­ciem.

– Nie mu­sisz. Wy­płacz się.

Dziew­czy­na usi­ło­wa­ła opa­no­wać emo­cje, lecz skoń­czy­ło się to tylko tym, że za­czę­ła łkać. Ge­ra­ki wy­ka­zy­wał się po­go­dą ducha na tyle, na ile po­zwa­la­ła sy­tu­acja. Cały on. Nim jesz­cze wy­ru­szył na wojnę, znaj­do­wa­li się w sy­tu­acji, która na­praw­dę ich nie roz­piesz­cza­ła. Mimo to wy­ka­zy­wał się ogrom­nym dy­stan­sem do wszyst­kie­go do­oko­ła. Ow­szem, teraz cze­kał go nie­uchron­ny ko­niec, jed­nak­że z tej dwój­ki to nie chło­pak po­trze­bo­wał więk­sze­go po­cie­sze­nia.

– Ge­ra­ki… – rze­kła Ana­sta­zja cicho. – Czy ten żoł­nierz mówił praw­dę? Że zo­sta­łeś oskar­żo­ny za współ­pra­cę z Ke­la­ghiem?

Brat smut­no kiw­nął głową.

– Uka­ra­li mnie, bo nasza pani ge­ne­rał jest głu­pia. Ale nie, z kru­ka­mi się nie za­da­wa­łem. Chodź bli­żej.

Po­słu­cha­ła brata i oboje usa­do­wi­li się obok sie­bie, choć Ge­ra­kie­mu przy­szło to z więk­szym tru­dem – łań­cuch wraz z kaj­da­na­mi mocno krę­po­wa­ły jego ruchy. Teraz Ana­sta­zja zdała sobie spra­wę, jak twar­de oraz wil­got­ne jest pod­ło­że, ale to aku­rat sta­no­wi­ło naj­mniej­szy pro­blem.

– Ge­ra­ki… Więc co wła­ści­wie się stało?

Chło­pak za­czął pa­trzeć na ścia­nę.

– Co u cie­bie?

Od­su­nę­ła głowę do tyłu, za­sko­czo­na py­ta­niem. „Spra­wa jest po­waż­na, a ty py­tasz, co u mnie?”. Szyb­ko jed­nak sama sobie od­po­wie­dzia­ła – rów­nie do­brze prze­cież mogli roz­ma­wiać po raz ostat­ni.

– Do­brze. Coraz le­piej opa­no­wu­ję ma­te­riał, lecz nadal nie pro­wa­dzę na­bo­żeństw.

– Ale ra­dzisz sobie w życiu? Beze mnie pew­nie masz cięż­ko, co?

Chrząk­nę­ła smut­no. Zbie­ra­ła się na od­po­wiedź.

– To jak­byś za­py­tał, czy po nocy na­stę­pu­je dzień. Jest mi trud­no, ale jakoś się utrzy­mu­ję z dat­ków. Jesz­cze cza­sa­mi po­ma­ga przy­ja­ciół­ka ze świą­ty­ni.

Ge­ra­ki ode­tchnął z ulgą.

– To świet­nie. Przy­naj­mniej u cie­bie.

Nagle ktoś za­czął wołać na cały loch: „Wy­puść­cie mnie!”, tak że Ana­sta­zję aż prze­szły dresz­cze. Zaraz potem dało się sły­szeć kroki jed­ne­go ze straż­ni­ków, który przy­sta­wił włócz­nię do krat i wy­sy­czał, żeby się uspo­ko­ił.

– Osza­leć można… – rze­kła ka­płan­ka. – Jak mo­żesz wy­trzy­my­wać w takim miej­scu?

Chło­pak wzru­szył ra­mio­na­mi.

– A mam inny wybór?

– Fakt… Ge­ra­ki, muszę wie­dzieć. Co się stało, że wtrą­co­no cię do lochu?

Brat zbie­rał się na od­po­wiedź dłuż­szą chwi­lę.

– Na pewno sły­sza­łaś, do czego zdol­ne są kruki i dla­cze­go pa­nu­je u nas taka pa­ra­no­ja. No… to wie­lo­krot­nie się prze­ko­na­łem, na czym po­le­ga ta cała tau­ma­tur­gia umy­słu.

– Ale prze­ję­li nad tobą kon­tro­lę? Wy­cią­ga­li od cie­bie in­for­ma­cje?

– Nie, nie. Zna­czy… ina­czej. Mia­łem kon­takt krót­ko przed tym, jak tu wy­lą­do­wa­łem, ale nic mi nie mogli zro­bić.

– Jak do­szło do tego spo­tka­nia?

Wes­tchnął.

– Nie wiem, o czym tu opo­wia­dać. Byłem w od­dzia­le z kil­ku­dzie­się­cio­ma in­ny­mi ave­sa­mi, któ­re­mu przy­dzie­la­no różne za­da­nia, głów­nie zwiad. Mie­li­śmy głów­nie ra­por­to­wać, czy wi­dzie­li­śmy więk­szą armię, a jeśli tak, to któ­rę­dy się kie­ru­je, żeby nasi do­wód­cy wie­dzie­li, co robić. Tak się zło­ży­ło, że z jed­ne­go zwia­du długo nie wra­ca­li­śmy, bo za­le­ża­ło nam na tym, żeby zdo­być wię­cej in­for­ma­cji. Wiesz, spo­dzie­wa­li­śmy się, że tam bę­dzie prze­la­ty­wa­ło wiele tych kru­ków. Pil­no­wa­li­śmy się, ale i tak zo­sta­li­śmy osa­cze­ni. Cała hi­sto­ria.

Ana­sta­zja po­krę­ci­ła głową.

– Na pewno nie cała. Mu­sie­li­ście prze­cież jakoś z tego wyjść. Co było dalej?

Ge­ra­ki za­czął się na­my­ślać. W końcu pod­jął:

– Nie, było prze­cież coś jesz­cze. Tak, pil­no­wa­li­śmy się, ale… część z nas odłą­czy­ła się, żeby prze­szu­kać więk­szy ob­szar. Długi czas nie wra­ca­li, więc przed za­cho­dem słoń­ca roz­bi­li­śmy obóz… a kiedy przy­szło co do czego, zo­ba­czy­li­śmy tylko jed­ne­go. Wy­py­ty­wa­li­śmy go, co się stało z resz­tą, a on twier­dził, że na­tknę­li się na kruki i zo­sta­li schwy­ta­ni. Poza nim po­dob­no wszy­scy zo­sta­li za­bi­ci. Oczy­wi­ście na­bra­li­śmy po­dej­rzeń i za­czę­li­śmy za­da­wać py­ta­nia. Bo wiesz, mu­sie­li­śmy po­twier­dzać sie­bie na­wza­jem. Zdzi­wi­li­śmy się, ale na wszyst­kie od­po­wie­dział pra­wi­dło­wo. Nic nie wska­zy­wa­ło na to, że po­mie­sza­no mu w gło­wie… do czasu, aż po­wie­dział, że mamy na­tych­miast opu­ścić obóz, bo mogą na­paść nas w każ­dej chwi­li, i wska­zał nam kie­ru­nek.

Ana­sta­zja prze­krzy­wi­ła głowę.

– Co w tym dziw­ne­go?

– Kazał le­cieć w kon­kret­ną stro­nę. Dla­cze­go tam, nie chciał wy­ja­śnić. Wtedy do­tar­ło do nas, że to pu­łap­ka. Nie za­bi­li­śmy ko­le­gi, ale ka­za­li­śmy mu, żeby się do nas nie zbli­żał. Zwi­nę­li­śmy obóz i na­tych­miast od­le­cie­li­śmy, mimo że zro­bi­ło się już ciem­no. Tak czy ina­czej wie­dzie­li­śmy, dokąd le­cieć, żeby spo­tkać się z armią. To wtedy zo­sta­li­śmy osa­cze­ni. Mie­li­śmy wpraw­dzie w sze­re­gach tau­ma­tur­gów ognia, ale to nie wy­star­czy­ło, bo tych tam było po pro­stu za dużo. Więk­szość zgi­nę­ła, ale nie­któ­rzy zdo­ła­li się oprzeć. Ucie­kli­śmy, bo co in­ne­go mo­gli­śmy zro­bić? A kiedy od­da­li­li­śmy się na tyle, że tamci prze­sta­li nas ści­gać, mie­li­śmy czas, aby prze­my­śleć sy­tu­ację. Jeśli wró­ci­my do armii, to ry­zy­ku­je­my, że wzbu­dzi­my po­dej­rze­nia… ale uzna­li­śmy, że lep­sze­go wyj­ścia nie ma. Z cza­sem szyb­ko wy­pa­trzy­li­śmy żoł­nie­rzy. I oczy­wi­ście za­czę­ło się prze­py­ty­wa­nie, spraw­dza­nie umie­jęt­no­ści…

– No tak, ro­zu­miem. I na tej pod­sta­wie stwier­dzi­li, że szpie­gu­je­cie dla kru­ko­wa­tych? – wtrą­ci­ła się Ana­sta­zja. Po chwi­li jed­nak sama się zo­rien­to­wa­ła, że ode­zwa­ła się na wy­rost – Ge­ra­ki, choć wy­glą­dał fa­tal­nie, sam z sie­bie na­brał chęci na opo­wie­dze­nie ze szcze­gó­ła­mi, co się wy­da­rzy­ło.

– Nie. Cho­dzi o to, że… bałem się po­wro­tu. Armią do­wo­dzi­ła ge­ne­rał Ze­fi­ry­na, która już przez jakiś czas in­te­re­so­wa­ła się tym, co robię. – Ge­ra­ki za­my­ślił się dłuż­szą chwi­lę. – Pa­mię­tasz może me­da­lion? Ten, który ci po­ka­za­łem, zanim opu­ści­łem Pyr­ka­gię?

– Ko­ja­rzę.

Chło­pak na­chy­lił się do sio­stry i szep­nął:

– On chro­ni przed wrogą tau­ma­tur­gią.

Z po­cząt­ku fe­nik­sjan­ka od­nio­sła wra­że­nie, że nie zro­zu­mia­ła.

– Co? Jak?

– Nie każ mi się po­wta­rzać.

– Nie… Żar­tu­jesz sobie. W jaki spo­sób…

– Zo­stał wy­ku­ty pod na­tchnie­niem Fe­niks – od­parł Ge­ra­ki z wy­mu­szo­nym na­masz­cze­niem. – Tak twier­dził dzia­dek stry­jecz­ny.

Sio­stra po­ki­wa­ła z na­my­słem głową.

– No do­brze. Uży­wa­łeś go na woj­nie prze­ciw kru­ko­wa­tym, tak?

– Mhm.

– I kiedy go za­kła­da­łeś, mo­głeś nic sobie nie robić z tej ich tau­ma­tur­gii?

– Tak.

– Ge­ra­ki… – Ana­sta­zja ner­wo­wo po­krę­ci­ła głową. – Nie wie­rzę ci.

Brat spoj­rzał na ka­płan­kę za­sko­czo­ny. Póź­niej w jego wzro­ku po­ja­wi­ło się roz­cza­ro­wa­nie.

– Co mam zro­bić, żebyś mi uwie­rzy­ła?

– Zanim za­czniesz opo­wia­dać dalej… chcę, żebyś opi­sał naszą ostat­nią roz­mo­wę. Przed tym, jak wy­le­cia­łeś na wojnę.

Chło­pak uniósł głowę, uka­zu­jąc spód dzio­ba; jego mi­mi­ka zda­wa­ła się mówić: „Chy­baś zwa­rio­wa­ła”. Po chwi­li jed­nak otwo­rzył sze­ro­ko oczy, jakby zro­zu­miał, w czym rzecz.

– To bę­dzie trud­ne, ale… Hm. Wy­sze­dłem na taras, bo chcia­łem ob­ser­wo­wać mia­sto. Wtedy jakoś ty się po­ja­wi­łaś, bo… chcia­łaś od­po­cząć od nauki, chyba tak to było. Po­ga­da­li­śmy chwi­lę, wtedy za­py­ta­łaś o me­da­lion, po­wie­dzie­li­śmy sobie „do wi­dze­nia”… Nie pa­mię­tam, że­by­śmy jesz­cze póź­niej od­by­wa­li po­ga­węd­kę, bo wy­ru­sza­łem o świ­cie.

Ana­sta­zja wes­tchnę­ła z ulgą.

– Do­kład­nie tak było. Dzię­ku­ję. Nie mam więc in­ne­go wy­bo­ru niż wie­rzyć, że mó­wisz praw­dę.

– Dla­cze­go w to wąt­pi­łaś?

– Wiesz, po­my­śla­łam, że kru­ko­wa­ci mogli ci zmie­nić wspo­mnie­nia. Nie mia­łam nic złego na myśli, to ze zwy­kłej prze­zor­no­ści.

W tym cza­sie inny wię­zień za­czął coś re­cy­to­wać mo­no­ton­nym tonem. Ana­sta­zja nie sły­sza­ła wy­raź­nie, lecz wy­da­wa­ło jej się, że od­ma­wia mo­dli­twę do Fe­niks. Po­czu­ła się nie­swo­jo, lecz jed­no­cze­śnie pod­bu­do­wa­ła się w tym, że wy­bra­ła dobrą drogę, krze­wiąc nauki swej Pani – w życiu nie­któ­rzy mogli li­czyć już tylko na wiarę.

– Dla­cze­go nie po­wie­dzia­łeś, co ten me­da­lion po­tra­fi? – za­py­ta­ła.

– Cóż… – Ge­ra­ki po­now­nie zbie­rał się na od­po­wiedź dłuż­szą chwi­lę. – To dzia­dek stry­jecz­ny pro­sił, żebym za­cho­wał tę ta­jem­ni­cę dla sie­bie.

– Wiesz prze­cież, że ni­ko­mu bym o tym nie po­wie­dzia­ła.

– Twier­dził, że im mniej osób bę­dzie miało po­ję­cie o ist­nie­niu me­da­lio­nu, tym le­piej. Cho­dzi­ło o to, żeby nie ko­rzy­stał z niego nikt nie­po­wo­ła­ny. Wię­cej ta­kich nie ma.

– Oczy­wi­ście – rze­kła dziew­czy­na, nadal jed­nak nie­prze­ko­na­na. – Ale bar­dzo by to po­mo­gło w tej głu­piej woj­nie. I za­po­bie­gło­by za­bi­ja­niu ave­sów tylko dla­te­go, że są „po­dej­rza­ni”.

– Dzia­dek też o tym wie­dział… ale zro­bił go z in­ne­go po­wo­du. Wiesz, jego żona była tau­ma­tur­giem, po­dob­no jed­nym z naj­lep­szych. Tylko pro­blem po­le­gał na tym, że już wtedy trwa­ła wojna, więc pew­ne­go razu Ma­triar­chi­nie chcia­ły po­wo­łać ją do woj­ska. Dzia­dek bar­dzo się tym za­mar­twiał, był prze­ko­na­ny, że musi coś zro­bić, aby to wszyst­ko prze­ży­ła. Długo roz­my­ślał, za­no­sił modły do Fe­niks… Aż pew­ne­go dnia wykuł me­da­lion, a żona dzię­ki swo­jej mocy za­klę­ła go. Wtedy po­pro­sił, żeby rzu­ci­ła w jego stro­nę parę kul ognia. Żadne po­ci­ski się na­sze­go sta­rusz­ka nie imały. Żadne.

– Osta­tecz­nie wy­ru­szy­ła na wojnę i dzia­dek już się nie mar­twił – cią­gnął Ge­ra­ki. – Kilka mie­się­cy póź­niej jed­nak we­zwa­ła go do sie­bie Pierw­sza Ma­triar­chi­ni. Na miej­scu oka­za­ło się, że do wład­czyń do­tar­ły wie­ści na temat tego me­da­lio­nu. Chcia­ły, żeby wykuł wię­cej, za co zo­stał­by wręcz ob­sy­pa­ny zło­tem. Po­wie­dział, że chęt­nie się tym zaj­mie, ale żeby za­kląć ko­lej­ne przed­mio­ty, po­trze­bu­je po­mo­cy tau­ma­tur­gów. I w tym tkwił pro­blem – co sil­niej­szych po­trze­bo­wa­no na fron­cie, a wy­sy­ła­nie tam dziad­ka by­ło­by sza­leń­stwem. W związ­ku z tym wład­czy­nie ścią­gnę­ły kilku… może nie naj­moc­niej­szych, ale na pewno do­brych.

– Tyle że to nie wy­star­czy­ło. Dzia­dek zro­bił ko­lej­ne me­da­lio­ny, a tau­ma­tur­dzy pró­bo­wa­li je za­kli­nać, ale były bez­u­ży­tecz­ne. Ma­triar­chi­nie się nie­cier­pli­wi­ły, ale nie prze­szka­dza­ły w pracy. Kiedy już chciał się za­ła­mać, do­szły do niego słu­chy, że żona wró­ci­ła z wojny cała i zdro­wa. Zdą­ży­li się spo­tkać i zwró­ci­ła me­da­lion, bo uwa­ża­ła, że nie bę­dzie już po­trzeb­ny. Dzia­dek więc opo­wie­dział o wszyst­kim, a po­nad­to po­pro­sił ją o pomoc w za­kli­na­niu ko­lej­nych. Tylko że po­wie­dzia­ła „nie”.

– „Nie”? – zdzi­wi­ła się Ana­sta­zja.

– Wiesz, po­dob­no w trak­cie wojny do­zna­ła olśnie­nia. Ro­zu­mia­ła, co się dzie­je i że jej moce bar­dzo się przy­da­dzą… ale też po­waż­nie trak­to­wa­ła nauki Fe­niks. Do­my­ślam się, że cho­dzi­ło o to całe bez­sen­sow­ne okru­cień­stwo. Po­dob­no twier­dzi­ła, że co by się nie stało i jak Ellia by na tym nie ucier­pia­ła, nie przy­ło­ży już ręki do cze­go­kol­wiek, co po­mo­że w za­bi­ja­niu in­nych, bo to nie ma nic wspól­ne­go z na­szy­mi war­to­ścia­mi.

– W pełni ro­zu­miem… lecz za­sta­na­wiam się nad jed­nym. Dla­cze­go to ona była zdol­na do tego, by za­kląć me­da­lion, a inni tau­ma­tur­dzy już nie?

– Jak wspo­mnia­łem, była jed­nym z naj­moc­niej­szych – rzekł Ge­ra­ki. – Ko­ja­rzysz tę hi­sto­rię, w któ­rej pięć ave­sek tau­ma­tur­gów za­ata­ko­wa­ło mia­sto i spo­pie­li­ło je całe? No więc to jest ten sam po­ziom. Ro­zu­miesz, tak po­tęż­ne wro­dzo­ne moce zda­rza­ją się raz na… W sumie nie pa­mię­tam, jak o tym mó­wi­li. Bar­dzo rzad­ko. Tak czy ina­czej, kiedy wład­czy­nie do­wie­dzia­ły się, że żona dziad­ka wró­ci­ła, ale od­ma­wia pracy nad me­da­lio­na­mi, wtrą­ci­ły ją do lochu. Za­gro­zi­ły jej, że jeśli nadal bę­dzie się sta­wiać, to skoń­czy jako nie­wol­ni­ca. Osta­tecz­nie Ma­triar­chi­nie ka­za­ły za­brać żonę do in­ne­go mia­sta, tak żeby za­czę­ła wieść inne życie, a dzia­dek nic nie mógł z tym zro­bić.

Ana­sta­zja wes­tchnę­ła.

– Przy­kro mi. Ale… o tym dzia­dek też mi nigdy nie opo­wia­dał.

– Pew­nie wi­dział we mnie kogoś, kto dalej może przy­słu­żyć się ro­dzi­nie i lu­do­wi. – Ge­ra­ki za­śmiał się po­nu­ro. – Tro­chę się prze­li­czył.

– Tylko dla­cze­go nie ru­szył żonie na pomoc? I co się stało, że me­da­lion przy­padł tobie?

– A co mógł zro­bić? Nie wie­dział, gdzie ona jest, a nawet gdyby udało mu się do­wie­dzieć, był ob­ser­wo­wa­ny przez straż. Nie wy­ko­nał za­da­nia, więc Ma­triar­chi­nie do­pil­no­wa­ły, by od­czuł karę. Jeśli cho­dzi o me­da­lion, dzia­dek pier­wot­nie chciał go znisz­czyć. Prę­dzej czy póź­niej wład­czy­nie za­uwa­ży­ły­by, że tamta ja­kimś cudem już go nie nosi. Bo wiesz, czemu miał­by dalej po­ma­gać tym, które wy­rzą­dzi­ły mu taką krzyw­dę? Osta­tecz­nie po­sta­no­wił, że go ukry­je. No i prze­czu­cia na­sze­go sta­rusz­ka nie zmy­li­ły, po­nie­waż wkrót­ce potem przy­le­cia­ła straż, py­ta­jąc o me­da­lion. Czego on nie prze­żył! Naj­pierw stwier­dził, że jest znisz­czo­ny, potem jesz­cze wtrą­ci­li do lochu, a nawet wzię­li na tor­tu­ry. I tak się nie przy­znał. Osta­tecz­nie go wy­pusz­czo­no, ale nadal był pod ści­słym nad­zo­rem. Do­pie­ro po dłuż­szym cza­sie stwier­dzi­li, że już nie ma co.

– Potem dzia­dek na wiele lat za­po­mniał o bły­skot­ce – mówił Ge­ra­ki. – Chciał, żeby cała spra­wa uci­chła. Tamte Ma­triar­chi­nie zmar­ły, wła­dzę przej­mo­wa­ły po nich ko­lej­ne. Do­pie­ro ja­kieś dzie­sięć lat temu po­pro­sił, żebym po­le­ciał razem z nim w jedno miej­sce. Zdzi­wi­łem się, ale w sumie nie mia­łem nic prze­ciw­ko. Przy­by­li­śmy wtedy pod kry­jów­kę i otrzy­ma­łem ten na­szyj­nik.

Ana­sta­zja nie ode­zwa­ła się.

– Ro­zu­miem, że czu­jesz się oszu­ka­na – stwier­dził brat. – Po­wi­nie­nem był ci po­wie­dzieć.

– Sam mó­wi­łeś, że obie­ca­łeś – od­par­ła dziew­czy­na.

Ge­ra­ki ode­tchnął z ulgą.

– Dzię­ku­ję.

Mil­cza­ła. Mu­sia­ła wszyst­ko prze­my­śleć. Od­no­si­ła jed­nak wra­że­nie, że umknął jej jeden szcze­gół.

– Ana? – za­in­te­re­so­wał się brat.

– Więc gdzie teraz jest ten me­da­lion?

Chło­pak wes­tchnął.

– Za­bra­ła go ge­ne­rał Ze­fi­ry­na.

Dziew­czy­na za­klę­ła.

– Mia­łem o tym opo­wie­dzieć, ale ze­szli­śmy na temat me­da­lio­nu – cią­gnął Ge­ra­ki de­li­kat­nie roz­ba­wio­nym tonem. – Dzię­ki tobie mo­głem znowu się roz­ga­dać.

– Ona znaj­du­je się teraz na fron­cie, praw­da?

– Nie wiem, moż­li­we. Na­praw­dę, jak roz­wa­ża­li­śmy po­wrót do armii, bar­dzo nie­chęt­nie się na to zgo­dzi­łem…

– Jak to?

– Bo ta głu­pia pta­szy­ca jest chora na wła­dzę, ot co – rzekł chło­pak, nie kry­jąc zło­ści. – Cier­pi na manię wiel­ko­ści. Nie wiem, na­zwij to, jak chcesz. Cho­dzi o to, że kiedy wró­ci­li­śmy i wszy­scy już ra­czej wie­dzie­li, że żaden kruk nie zro­bił nam pra­nia mózgu, ge­ne­ra­ło­wa ka­za­ła mi sta­wić się u sie­bie, bo in­te­re­so­wa­ła się me­da­lio­nem, który no­si­łem. Po­nie­waż sama była tau­ma­tur­giem, rzu­ci­ła we mnie ogniem i nic nie po­czu­łem. Wtedy roz­ka­za­ła mnie schwy­tać, roz­po­wia­da­jąc na prawo i lewo, że szpie­gu­ję dla kru­ków. Bo niby ukry­wam „ele­men­ty ważne pod wzglę­dem stra­te­gicz­nym”, czy jak to tam pró­bo­wa­ła tłu­ma­czyć. Co wię­cej, ka­za­ła zakuć w kaj­da­ny także in­nych ave­sów, z któ­ry­mi le­cia­łem, żeby to wy­glą­da­ło wia­ry­god­niej. Twier­dzi­ła, że po­ma­ga­li mi we współ­pra­cy z wro­giem.

– Na do­bro­tli­wą Fe­niks… – wy­msknę­ło się Ana­sta­zji z obu­rze­nia.

– Tak. Nie dość, że uzy­ska­ła coś, dzię­ki czemu sama jest po­tęż­na, to jesz­cze przy oka­zji pod­li­że się Ma­triar­chi­niom, udo­wad­nia­jąc, jak do­brze dba się o „prze­siew” u nas w kraju. – Ge­ra­ki za­char­czał, wska­zu­jąc dzio­bem pod­ło­gę, po czym na­pluł na nią. – Część więź­niów, któ­rych mu­sia­łaś mijać, to wła­śnie ko­le­dzy z mo­je­go od­dzia­łu.

– Ge­ra­ki… – Ka­płan­ce głos się trząsł. – Muszę cię uwol­nić.

– Tja, przy­da­ło­by mi się. – Brat po­now­nie silił się na humor i po­now­nie wy­szło mu to drę­two. – Ana, wiem, że je­stem nie­win­ny. I że… da się coś z tym zro­bić. Dla­te­go ci o tym wszyst­kim mówię. Ale nie chcę, żebyś zro­bi­ła sobie krzyw­dę, więc… jakby co, wszyst­ko zro­zu­miem.

– Nie opo­wia­daj bzdur, Ge­ra­ki! – od­par­ła Ana­sta­zja, na­bie­ra­jąc nieco od­wa­gi. – Nikt mi cię nie za­stą­pi. Przede wszyst­kim… – Za­my­śli­ła się. – Słu­chaj, ro­zu­miem, że chcia­łeś za­cho­wać ta­jem­ni­cę me­da­lio­nu. Muszę jed­nak po­wie­dzieć Ka­lik­ście. Ona zna się z Drugą Ma­triar­chi­nią, może razem coś wskó­ra­ją.

Chło­pak wes­tchnął.

– Wszyst­ko mi jedno. Jeśli to spra­wi, że unik­nę wy­ro­ku, roz­po­wia­daj o tym nawet wszyst­kim do­oko­ła.

Ana­sta­zja nie chcia­ła tego oka­zy­wać, lecz sama czuła strach. Spraw­dzi­ła Ge­ra­kie­go i miała ra­czej pew­ność co do tego, że kru­ko­wa­ci nie wpły­nę­li na niego w żaden spo­sób. Mimo to udo­wod­nie­nie jego nie­win­no­ści sta­no­wi­ło nie lada wy­zwa­nie. Jak by na to nie pa­trzeć, brat był tylko sze­re­go­wym żoł­nie­rzem, więc nie mógł­by li­czyć na więk­szy po­słuch niż pani ge­ne­rał, którą spo­łe­czeń­stwo mu­sia­ło sza­no­wać, skoro w hie­rar­chii za­szła tak da­le­ko.

Wie­dzia­ła, że – mó­wiąc me­ta­fo­rycz­nie – wcho­dzi w ciem­ną ja­ski­nię. W oczach Ge­ra­kie­go jed­nak wy­czy­ta­ła wo­ła­nie o pomoc.

– Czy dasz radę coś zro­bić? – za­py­tał.

Ka­płan­ka dalej drża­ła. W końcu od­par­ła, siląc się na prze­ko­na­nie:

– Spró­bu­ję.

 

* * *

 

– Nie mogę po­stą­pić ina­czej, Ni­ka­no­ro – opo­wia­da­ła Ana­sta­zja ko­le­żan­ce, kiedy ta samą siłą woli za­pa­la­ła po­chod­nie przed ko­lej­ny­mi mo­dła­mi. – Ge­ra­ki jest nie­win­ny i wie­rzę we wszyst­ko, co po­wie­dział.

Ka­płan­ka od­wró­ci­ła się w stro­nę przy­ja­ciół­ki.

– Czy mogę być szcze­ra?

– Oczy­wi­ście – od­par­ła Ana­sta­zja, choć bez en­tu­zja­zmu. Za­kła­da­ła, że nie spodo­ba jej się to, co usły­szy.

– Gdy­bym cię nie znała, po­my­śla­ła­bym, że do resz­ty po­stra­da­łaś zmy­sły. Prze­cież nikt roz­sąd­ny nie uwie­rzy w to, co po­wie­dział Ge­ra­ki. Czy ktoś kie­dy­kol­wiek wi­dział ten me­da­lion? Czy ty wi­dzia­łaś? Skąd mo­żesz wie­dzieć, że…

– Mówię, że go spraw­dzi­łam! – od­rze­kła Ana­sta­zja ze zło­ścią. – Jak mo­żesz w ogóle po­da­wać to w wąt­pli­wość…?!

– Do cho­le­ry, daj do­koń­czyć! – krzyk­nę­ła Ni­ka­no­ra. – Wiem, że prze­te­sto­wa­łaś Ge­ra­kie­go, nie umknę­ło mi to. Zdo­łał za­pa­mię­tać szcze­gó­ły ze spo­tka­nia sprzed dwóch lat i jesz­cze te wspo­mnie­nia po­kry­wa­ją się z two­imi. Z jed­nej stro­ny nie mam po­ję­cia, czy to wszyst­ko po­mo­że w udo­wod­nie­niu cze­go­kol­wiek, z dru­giej… w tym, co mówi, pew­nie jest ziar­no praw­dy. Prze­pra­szam, jeśli cho­ciaż przez chwi­lę zwąt­pi­łaś, że nie wspie­ram tej spra­wy.

Dziew­czy­na roz­po­go­dzi­ła się, choć nadal czuła smu­tek.

– Dzię­ku­ję.

– I to dla­te­go Ka­lik­sty może nie być w świą­ty­ni nawet cały dzień?

– Zga­dza się. Opo­wie­dzia­łam jej o wszyst­kim, więc stwier­dzi­ła, że musi już z sa­me­go rana udać się na ko­lej­ną au­dien­cję u Ma­triar­chiń.

– Mhm. A ty masz tylko cze­kać?

– No… tak.

Ni­ka­no­ra po­wo­li po­ki­wa­ła głową.

– Do­brze. To le­piej po­myśl, co po­wiesz na ka­za­niu, bo jeśli do­brze pa­mię­tam, to ty mia­łaś wy­gła­szać ko­lej­ne.

– Wiem, wiem. Od lat się do tego przy­go­to­wu­ję. Ale wiesz, muszę mieć po­mysł. Nie ukry­wam, że teraz Ka­lik­sta ka­za­ła mi le­cieć w nie­zna­ne…

– Zatem zrób­my to tak: ty się skup na tym, co po­wie­dzieć, a ja zajmę się po­miesz­cze­niem, am­bo­ną… wszyst­kim innym. Nie tylko po­chod­nia­mi.

Ana­sta­zja po­ki­wa­ła głową.

– Ni­ka­no­ro… Nawet nie wiem, co po­wie­dzieć.

– Naj­le­piej nic. Zrób, co masz zro­bić.

Póź­niej dziew­czy­na zro­zu­mia­ła, jak dużo sza­cun­ku jest winna Ni­ka­no­rze. Tau­ma­turg pra­gnę­ła od­cią­żyć ko­le­żan­kę od pracy, żeby sku­pi­ła się na tym, co dla niej ważne. Tak samo jak nie­gdyś Ge­ra­ki. Jeśli więc jesz­cze miała wąt­pli­wo­ści, czy może po­le­gać na przy­ja­ciół­ce, to teraz roz­wia­ła je cał­ko­wi­cie.

Z dru­giej stro­ny, czuła po tym wy­rzu­ty su­mie­nia. Wszyst­ko, co osią­gnę­ła, za­wdzię­cza­ła tak na­praw­dę innym. Prze­cież nawet to, że mogła w ogóle my­śleć o uwol­nie­niu brata, było za­słu­gą Ka­lik­sty i jej wpły­wów. Sama nie mu­sia­ła robić nic.

„Mam na­dzie­ję, że będę mogła im to jakoś wy­na­gro­dzić!”.

 

* * *

 

Gwar­dzi­ści sto­ją­cy przy wej­ściu okien­nym do pa­ła­cu znali Ka­lik­stę, dla­te­go bez pro­ble­mu zgo­dzi­li się, aby ją i Ana­sta­zję wpu­ścić do środ­ka.

Gdy ka­płan­ki le­cia­ły pro­wa­dzo­ne przez jed­ne­go ze straż­ni­ków, młoda fe­nik­sjan­ka z po­dzi­wem roz­glą­da­ła się wokół. Pierw­szy raz w życiu uda­wa­ła się na au­dien­cję u Ma­triar­chiń, więc nigdy wcze­śniej nie wi­dzia­ła cze­goś tak wspa­nia­łe­go jak wnę­trze ich re­zy­den­cji. Szkar­łat­ny sufit znaj­do­wał się bar­dzo wy­so­ko, a ko­ry­ta­rza nie po­dzie­lo­no na pię­tra, przez co bu­dow­la spra­wia­ła wra­że­nie ogrom­nej, jakby było się w świą­ty­ni. Złote ścia­ny zdo­bi­ły licz­ne ta­pi­se­rie wy­obra­ża­ją­ce różne sceny: wzla­tu­ją­cą Fe­niks, uno­szą­cych się ave­sów, który modlą się do swej bo­gi­ni, czy por­tre­ty wcze­śniej­szych wład­czyń. W kra­wę­dziach tych­że ścian utwo­rzo­no wnęki, które bie­gły od po­ło­wy aż ku su­fi­to­wi, a na po­wsta­łych w ten spo­sób po­wierzch­niach stały duże dzba­ny z oka­za­łą ro­ślin­no­ścią.

– Ana­sta­zjo. Ana­sta­zjo. Ana­sta­zjo!

Młoda ka­płan­ka na­tych­miast się otrzą­snę­ła, gdy Ka­lik­sta za­wo­ła­ła ostrzej.

– Co? Bar­dzo prze­pra­szam.

– Mu­sisz się sku­pić. Pa­mię­taj: kiedy sta­niesz przed Ma­triar­chi­nia­mi, nie od­zy­waj się nie­py­ta­na. Będę prze­ma­wia­ła w na­szym imie­niu. Ro­zu­mie­my się?

– Oczy­wi­ście.

W dniu, w któ­rym Ana­sta­zja opo­wie­dzia­ła Ni­ka­no­rze o roz­mo­wie z Ge­ra­kim, Ka­lik­sta wró­ci­ła do świą­ty­ni do­pie­ro wie­czo­rem. Ob­wie­ści­ła, że chło­pak nie zo­sta­nie stra­co­ny, aż nie za­pad­nie obo­wią­zu­ją­cy wyrok. Żeby to się stało, na­le­ża­ło spro­wa­dzić z po­wro­tem ge­ne­rał Ze­fi­ry­nę, by zło­ży­ła ze­zna­nia. Star­sza du­chow­na prze­ko­na­ła Ama­ran­tę, aby Ma­triar­chi­nie wy­da­ły roz­kaz, do któ­re­go na­le­ża­ło do­sto­so­wać się nie­zwłocz­nie, nie­za­leż­nie od tego, jaka pa­no­wa­ła sy­tu­acja na fron­cie. Je­że­li do­wód­czy­ni fak­tycz­nie po­sia­da­ła me­da­lion, miała za­brać go ze sobą.

Ana­sta­zja – czu­jąc mie­sza­ni­nę pod­nie­ce­nia i stra­chu – z nie­cier­pli­wo­ścią cze­ka­ła na dal­szy roz­wój wy­da­rzeń. Aż kilka dni póź­niej do świą­ty­ni przy­był po­sła­niec, który za­pro­sił ją oraz Ka­lik­stę do pa­ła­cu Ma­triar­chiń. Zdra­dził przy tym, że ge­ne­rał po­ja­wi­ła się w mie­ście. Dziew­czy­na nie po­sia­da­ła się z ra­do­ści.

Lecąc ko­ry­ta­rzem, nie­ba­wem uj­rza­ły ma­syw­ne, szkar­łat­ne drzwi ze wzo­rem ukła­da­ją­cym się w wiel­kie­go ptaka. Przy nich na żer­dziach klę­ka­ło dwóch ko­lej­nych ave­sów.

– Mu­si­cie lą­do­wać – rzekł gwar­dzi­sta, który to­wa­rzy­szył ka­płan­kom. – Po­roz­ma­wiam z nimi i po­pro­szę, żeby wpu­ści­li was do sali au­dien­cyj­nej.

– Do­brze – od­rze­kła Ka­lik­sta.

Po­stą­pi­ły zgod­nie z proś­bą. Męż­czy­zna sta­nął na jed­nej z żer­dzi i Ana­sta­zja sły­sza­ła wy­raź­nie, jak mówi, że star­sza ka­płan­ka Fe­niks przy­by­ła tu wraz z uczen­ni­cą, aby zło­żyć Ma­triar­chi­niom wi­zy­tę. Jeden z gwar­dzi­stów wów­czas bez słowa otwo­rzył drzwi – za­dzi­wia­ją­co łatwo, zwa­żyw­szy na ich roz­miar – i udał się do środ­ka. Gdy wró­cił po chwi­li, rzekł:

– Ma­triar­chi­nie was przyj­mą. Mo­że­cie wejść.

– Dzię­ku­je­my – od­par­ła Ka­lik­sta, po czym otwo­rzy­ła drzwi na oścież.

Ana­sta­zję nagle za­czął zja­dać strach, nie ro­zu­mia­ła dla­cze­go.

Jesz­cze nim we­szły do środ­ka, pod su­fi­tem sali au­dien­cyj­nej na prze­ciw­le­głej ścia­nie uj­rza­ły mie­nią­cy się prze­pięk­ny, zło­to-po­ma­rań­czo­wy wi­traż, przed­sta­wia­ją­cy Fe­niks z sze­ro­ko roz­po­star­ty­mi skrzy­dła­mi i otwar­tym dzio­bem. Widok był tym bar­dziej uj­mu­ją­cy, iż z wi­docz­nych na po­zo­sta­łych ścia­nach okien wy­le­wa­ło się świa­tło, które od­bi­ja­ło się na tymże wi­ze­run­ku. Młoda ka­płan­ka przy­pa­try­wa­ła się temu ar­cy­dzie­łu za­uro­czo­na, a po chwi­li spoj­rza­ła przed sie­bie. Pod wi­tra­żem, wy­so­ko nad pod­ło­gą, stały obok sie­bie trzy trony. Na wiel­kim, błę­kit­nym, za­sia­da­ła po­staw­na ave­ska o czer­wo­nym upie­rze­niu, po­dob­nym do bo­gi­ni. Z dwóch po bo­kach, szkar­łat­nych, spo­glą­da­ły po­zo­sta­łe wład­czy­nie, już w ty­po­wej sza­cie so­ko­ło­wa­tych. Pod nimi znaj­do­wa­ło się sple­cio­ne z ga­łą­zek pod­ło­że, wy­ra­sta­ją­ce z prze­ciw­le­głej ścia­ny. Za­dzi­wia­ło ono Ana­sta­zję o tyle, że choć obej­mo­wa­ło nie­wiel­ki ob­szar, wy­glą­da­ło tak, jakby ani my­śla­ło się za­paść.

Po­środ­ku przez całą sze­ro­kość sali bie­gła gruba żerdź, na któ­rej obie z Ka­lik­stą usia­dły.

– Bądź­cie po­zdro­wio­ne, Wasze Wy­so­ko­ści – za­czę­ła men­tor­ka. – Je­ste­śmy nie­zmier­nie wdzięcz­ne, że nas przy­ję­ły­ście.

– Cała przy­jem­ność po na­szej stro­nie, Ka­lik­sto – od­par­ła uro­czy­ście Pierw­sza Ma­triar­chi­ni, Eu­fra­zja. – Jak mnie­mam, to jest twoja uczen­ni­ca?

– Jak naj­bar­dziej. Oto Ana­sta­zja, sio­stra Ge­ra­kie­go.

Dziew­czy­na skło­ni­ła się, jed­nak przez nerwy uczy­ni­ła to nie­zgrab­nie. Tak jak jej po­ra­dzo­no, nie od­zy­wa­ła się nie­py­ta­na.

– W po­rząd­ku – rze­kła wład­czy­ni, gła­dząc się po żu­chwie. – Lada mo­ment po­win­ni przy­być po­zo­sta­li.

– Wasze Wy­so­ko­ści – po­wie­dział nagle gwar­dzi­sta, który za­mknął za sobą drzwi do sali. – Przy­le­cie­li straż­ni­cy. Przy­pro­wa­dzi­li Ge­ra­kie­go.

Ana­sta­zja znie­ru­cho­mia­ła. „Na­praw­dę?”.

– To są spo­dzie­wa­ni go­ście – od­rze­kła Pierw­sza Ma­triar­chi­ni. – Wpuść­cie ich.

– Roz­kaz.

Gwar­dzi­ści otwo­rzy­li drzwi. Do środ­ka wle­cie­li dwaj straż­ni­cy – po­dob­ni do tych, któ­rych ka­płan­ka wi­dzia­ła w lochu – a przy tym od obu stron trzy­ma­li Ge­ra­kie­go. Jego ręce wciąż były skrę­po­wa­ne kaj­da­na­mi, a skrzy­dła – łań­cu­cha­mi.

– Ge­ra­ki! – wy­rwa­ło się Ana­sta­zji.

– Ana? – od­parł chło­pak zdzi­wio­ny, ale szyb­ko w jego oczach po­ja­wi­ła się iskra ra­do­ści. Ka­płan­ka do­strze­gła na ciele wię­cej za­krwa­wio­nych miejsc z gołą skórą, a pióra już czę­ścio­wo zdą­ży­ły wy­pło­wieć.

– Ocze­ku­je­my jesz­cze jed­nej osoby, więc zaj­mij­cie miej­sce – ode­zwa­ła się Druga Ma­triar­chi­ni, Ama­ran­ta.

Straż­ni­cy za­pro­wa­dzi­li Ge­ra­kie­go do żer­dzi zgod­nie z po­le­ce­niem.

W tym mo­men­cie gwar­dzi­sta orzekł, że wej­ścia do­ma­ga się ko­lej­ny aves. Ge­ne­rał Ze­fi­ry­na.

Prze­kro­czy­ła próg. Wy­glą­da­ła tak, jak mo­gła­by się spo­dzie­wać Ana­sta­zja – dumna, z upie­rze­niem w bar­wach bar­dziej prak­tycz­nych ani­że­li pięk­nych. Ubra­ła się w tu­ni­kę ze zło­ty­mi zdo­bie­nia­mi, się­ga­ją­cą po­ło­wy ud, a przy pasie wi­sia­ła po­chwa z mie­czem. No­si­ła także na­szyj­nik z me­da­lio­nem. Tym samym, który po­ka­zy­wał Ge­ra­ki.

Ge­ne­rał za­ję­ła miej­sce na żer­dzi i rze­kła:

– Przy­by­łam na we­zwa­nie, Wasze Wy­so­ko­ści. Cze­góż ode mnie ocze­ku­je­cie?

– Ze­bra­ły­śmy was tutaj – ode­zwa­ła się Eu­fra­zja – po­nie­waż ostat­nio miały miej­sce wy­da­rze­nia, które oce­ni­ły­śmy jako bę­dą­ce wagi pań­stwo­wej. Po­sta­no­wi­ły­śmy, że tą spra­wą zaj­mie­my się oso­bi­ście. Ge­ne­rał Ze­fi­ry­no, zo­sta­ły wobec cie­bie po­sta­wio­ne bar­dzo po­waż­ne za­rzu­ty. Ponoć za­bra­łaś temu tu żoł­nie­rzo­wi me­da­lion, który rze­ko­mo wspo­ma­gał go na woj­nie z Ke­la­ghiem, i na­ka­za­łaś aresz­to­wa­nie za współ­pra­cę z wro­giem, choć nie ist­nie­ją ku temu żadne pod­sta­wy. Co masz na swoją obro­nę?

Ze­fi­ry­na nawet przez chwi­lę nie re­zy­gno­wa­ła z dum­nej po­sta­wy.

– Wasza Wy­so­kość, mogę po­twier­dzić to, co zo­sta­ło po­wie­dzia­ne na temat mocy me­da­lio­nu. Nie wiem, gdzie tak na­praw­dę się ucho­wał… ale bez­spor­ne jest, że chro­ni przed wrogą tau­ma­tur­gią. Mogę to udo­wod­nić.

– Istot­nie taki me­da­lion kie­dyś ist­niał – rze­kła Trze­cia Ma­triar­chi­ni, Try­fe­na. – Lecz za rzą­dów po­przed­nich Ma­triar­chiń uzna­no go za za­gi­nio­ny. Jak to moż­li­we, że nim dys­po­nu­jesz?

– Tak jak mó­wi­łam, nie mam po­ję­cia. Za­wsze jed­nak…

– Bo na­le­żał do mnie – prze­rwał Ge­ra­ki ze zło­ścią. – Do­sta­łem go w pre­zen­cie od dziad­ka stry­jecz­ne­go, a pani ge­ne­rał przy­własz­czy­ła…

– Masz od­zy­wać się tylko py­ta­ny przez mi­ło­ści­wie nam pa­nu­ją­ce! – skar­cił chło­pa­ka jeden ze straż­ni­ków, ude­rza­jąc łok­ciem w skrzy­dło. Ana­sta­zja czuła się wzbu­rzo­na, ale zda­wa­ła sobie spra­wę, że gdyby się wtrą­ci­ła, mo­gła­by tylko po­gor­szyć spra­wę.

– A więc po­twier­dzasz, chłop­cze, że byłeś wła­ści­cie­lem me­da­lio­nu, zga­dza się? – rze­kła Eu­fra­zja z na­my­słem. – Chcia­ła­bym zatem, byś to ty udo­wod­nił, czy po­gło­ski na temat tych ma­gicz­nych wła­ści­wo­ści są praw­dzi­we.

– Skoro taka wasza wola, o pani… – od­rzekł Ge­ra­ki.

– Stra­że. Pod­leć­cie z nim tutaj.

Ave­so­wie po­słusz­nie wy­peł­ni­li roz­kaz. Chło­pak czuł się nie­kom­for­to­wo, ale wy­ka­zy­wał się za­dzi­wia­ją­cym spo­ko­jem. Ana­sta­zja jego emo­cji nie po­dzie­la­ła – chcia­ła krzy­czeć.

– Wasza Wy­so­kość, pro­szę to jesz­cze prze­my­śleć – po­wie­dzia­ła Ka­lik­sta. – Czy mu­si­my wy­pró­bo­wy­wać moc me­da­lio­nu na jed­nym z żoł­nie­rzy? Każdy jest tutaj ważny.

„Bar­dzo się cie­szę, że ktoś to po­wie­dział” – po­my­śla­ła Ana­sta­zja. „Sza­cu­nek dla cu­dze­go życia? Czy wład­czy­nie sły­sza­ły o czymś takim? Jak to się stało, że to one są naj­wyż­szy­mi ka­płan­ka­mi Fe­niks?”.

– W takim razie na kim, jeśli nie na nim? – od­par­ła Pierw­sza Ma­triar­chi­ni.

– Wasze Wy­so­ko­ści… Jeśli takie bę­dzie wasze ży­cze­nie, zgo­dzę się, aby zdjąć z Ge­ra­kie­go to brze­mię.

– To szla­chet­ne, lecz od­ma­wiam. Jeśli po­gło­ski o mocy na­szyj­ni­ka okażą się kłam­stwem, wolę po­świę­cić sze­re­go­we­go męż­czy­znę. Poza tym, po­nie­sie karę za to, że ukrył przed nami coś, co może być dro­go­cen­ne.

Ostat­nie zda­nie wy­da­ło się Ana­sta­zji ab­sur­dal­ne. Gdyby me­da­lion oka­zał się nie mieć żad­nych mocy, brat by od­po­wia­dał za to, że nie po­ka­zał wład­czy­niom… cze­goś bez­war­to­ścio­we­go?

– Ze­fi­ry­no, prze­każ Ge­ra­kie­mu me­da­lion – po­pro­si­ła Eu­fra­zja.

– Tak jest – od­rze­kła ge­ne­rał, po czym pod­le­cia­ła do niego i za­ło­ży­ła na­szyj­nik na szyi chło­pa­ka. Ten stał nie­wzru­szo­ny, choć pa­trzył na do­wód­czy­nię tak, jakby pra­gnął ją za­mor­do­wać.

Ge­ne­rał wzbi­ła się w po­wie­trze do tyłu, po czym wy­sta­wi­ła dłoń. Utwo­rzy­ła pło­mień, który się po­więk­szał, aż osią­gnął roz­mia­ry kuli lek­ko­atle­tycz­nej.

Od tej chwi­li za­le­ża­ło wszyst­ko. Już nawet nie cho­dzi­ło o to, że to na Ge­ra­kim spo­czął obo­wią­zek udo­wod­nie­nia mocy me­da­lio­nu. Ana­sta­zja zda­wa­ła sobie spra­wę, że takie trak­to­wa­nie wła­sne­go po­bra­tym­ca jest ka­ry­god­ne, lecz mu­sia­ła ufać, że brat nie bez po­wo­du za­cho­wu­je spo­kój. Poza tym, za­le­ża­ło jej, by wie­dzieć. Teraz albo nigdy.

Ze­fi­ry­na rzu­ci­ła ogniem w stro­nę Ge­ra­kie­go. Tra­fi­ła bez­błęd­nie. Przy jego ciele jed­nak pło­mień znik­nął bez śladu.

Utwo­rzy­ła ko­lej­ną kulę i rzu­ci­ła nią jesz­cze raz. Ta przy chło­pa­ku rów­nież znik­nę­ła, nie zo­sta­wia­jąc żad­nych opa­rzeń. To samo z na­stęp­ną. Ge­ra­ki pa­trzył na to wszyst­ko obo­jęt­nie, a w Ana­sta­zji pod­nie­ce­nie już tylko na­ra­sta­ło.

Brat był nie­win­ny.

– Ze­fi­ry­no, mo­żesz za­brać me­da­lion – rze­kła Pierw­sza Ma­triar­chi­ni.

Choć dało się za­uwa­żyć, że Ge­ra­ki pra­gnął po­wie­dzieć coś nie­przy­jem­ne­go, mu­siał oddać ge­ne­rał na­szyj­nik, gdy pod­le­cia­ła bli­żej.

– Wasze Wy­so­ko­ści, jaki jest wyrok w spra­wie Ge­ra­kie­go? – za­py­ta­ła Ka­lik­sta. – Udo­wod­nio­no, że chło­pak po­sia­dał ów me­da­lion w trak­cie wojny i nikt z Ke­la­ghu nie mógł w żaden spo­sób wpły­nąć na jego umysł.

Ana­sta­zja mu­sia­ła po­wstrzy­my­wać się od łez. Wprost nie po­tra­fi­ła uwie­rzyć we wła­sne szczę­ście i w to, że wszyst­ko do­brze się skoń­czy. Brat prze­ży­je i w końcu będą mogli spę­dzić ze sobą wię­cej czasu, pierw­szy raz od chwi­li, gdy wy­ru­szył na wojnę.

„To zbyt pięk­ne, żeby było praw­dzi­we!”.

– Jesz­cze jest za wcze­śnie na wnio­ski. – Eu­fra­zja wzbi­ła się w po­wie­trze i ukuc­nę­ła na szczy­cie opar­cia tronu. – Ge­ne­rał Ze­fi­ry­no. Po­wiedz… jak to się stało, że we­szłaś w po­sia­da­nie me­da­lio­nu?

Kiedy wszy­scy za­ję­li miej­sce z po­wro­tem, do­wód­czy­ni za­czę­ła:

– Me­da­lion cały czas na­le­żał do mnie. A ten pod­lo­tek chciał go ukraść.

Ana­sta­zji gula sko­czy­ła do gar­dła.

– Co?! – krzyk­nął Ge­ra­ki. – To kłam­stwo!

– Za­miast rzu­cać oszczer­stwa­mi, le­piej byś po­wie­dział, co robią kru­ko­wa­ci, któ­rym obie­ca­łeś prze­ka­za­nie na­szyj­ni­ka – od­par­ła ge­ne­rał z peł­nym prze­ko­na­niem.

– Ze­fi­ry­no – wtrą­ci­ła się Eu­fra­zja. – Ra­czysz wy­ja­śnić, o co cho­dzi?

– Ja też są­dzi­łam, że taki przed­miot nigdy nie ist­niał. Któ­re­goś dnia zna­la­złam go ukry­te­go w ja­ski­ni nie­da­le­ko morza i są­dzi­łam, że to zwy­kła bły­skot­ka. Gdy jed­nak uświa­do­mi­łam sobie, że ist­nie­je le­gen­da o przed­mio­cie chro­nią­cym przed wrogą tau­ma­tur­gią, po­sta­no­wi­łam spraw­dzić, ile w niej praw­dy. Rze­czy­wi­ście, wła­snym ogniem nie mo­głam się spa­rzyć. Tych żoł­nie­rzy, któ­rzy też po­tra­fi­li nim ma­ni­pu­lo­wać, po­pro­si­łam, żeby mnie za­ata­ko­wa­li, i wy­da­rzy­ło się to samo. Wtedy zro­zu­mia­łam, jak wspa­nia­łe na­rzę­dzie wpa­dło w moje ręce.

– Ma­gicz­ny me­da­lion ukry­ty nie wia­do­mo gdzie?! – obu­rzył się Ge­ra­ki. – Czy ty sły­szysz sama sie­bie? Nie mo­że­cie w to uwie­rzyć!

– Albo się uspo­ko­isz, albo za­bie­ra­my cię z po­wro­tem do lochu – wark­nął jeden ze straż­ni­ków.

Ana­sta­zja nie mogła winić brata – w niej też się go­to­wa­ło. Co by się jed­nak nie dzia­ło, za­mie­rza­ła wy­słu­chać ge­ne­rał do końca.

– Oczy­wi­ście nie mi­nę­ło wiele czasu, a po­zo­sta­li żoł­nie­rze do­wia­dy­wa­li się o tym, co od­kry­łam – cią­gnę­ła do­wód­czy­ni. – Szcze­gól­nie łasy na tę bły­skot­kę był Ge­ra­ki. Naj­chęt­niej się jej przy­pa­try­wał, jakby za­mie­rzał coś z tym dalej zro­bić. Z pew­no­ścią Wasze Wy­so­ko­ści pa­mię­ta­ją ra­port mo­je­go po­słań­ca na temat od­dzia­łu, który naj­pierw za­gi­nął, potem miał utarcz­kę z Ke­la­ghij­czy­ka­mi, a na ko­niec cu­dow­nie się od­na­lazł.

– Tak było – od­rze­kła Ama­ran­ta.

– W nocy tego sa­me­go dnia, gdy żoł­nie­rze nas zna­leź­li, za­mie­rza­łam już zbie­rać się do snu, kiedy do mo­je­go na­mio­tu pod­kradł się Ge­ra­ki. Udało mu się za­brać me­da­lion i uciec, lecz zdą­ży­łam go za­uwa­żyć, po czym po­le­cia­łam w po­ścig. Ten pod­lo­tek chyba nie po­my­ślał, że po ciem­ku nie ma szans z tau­ma­tur­giem ognia, który może pod­świe­tlić sobie wszyst­ko pło­mie­niem. Oczy­wi­ście do­rwa­łam go bar­dzo szyb­ko. Wtedy jego oraz wielu ko­le­gów z tego od­dzia­łu ka­za­łam zakuć w kaj­da­ny, za­pro­wa­dzić z po­wro­tem do Pyr­ka­gii i wtrą­cić do lochu.

– Nie­praw­da – szep­nął Ge­ra­ki, po czym za­ci­snął dziób z wście­kło­ści.

– Jaka jest zatem twoja wer­sja? – ode­zwa­ła się Eu­fra­zja zimno.

– Pani ge­ne­rał Ze­fi­ry­na – brat wy­po­wie­dział te słowa z prze­ką­sem – we­zwa­ła mnie do sie­bie, bo wie­dzia­ła, że mam ten me­da­lion. Rzu­ci­ła ogniem w moją stro­nę i jak zo­ba­czy­ła, że nic sobie z tego nie robię, ka­za­ła oddać na­szyj­nik, na co się nie zgo­dzi­łem. Z ja­kiej racji miał­bym, skoro to coś, co do­sta­łem w pre­zen­cie? Wtedy ode­bra­ła go siłą, z po­mo­cą in­nych żoł­nie­rzy. Wtrą­ci­li do lochu nas wszyst­kich!

– Ten pod­lo­tek mu­siał współ­pra­co­wać z wro­giem, ina­czej tak bar­dzo by mu na tym nie za­le­ża­ło – wtrą­ci­ła do­wód­czy­ni. – Do czego taki me­da­lion miał­by przy­dać się komuś, kto leci w pierw­szym sze­re­gu? Do­wo­dzę woj­skiem, dys­po­nu­ję du­ży­mi mo­ca­mi tau­ma­tur­gicz­ny­mi. Ze stra­te­gicz­ne­go punk­tu wi­dze­nia by­ło­by Ke­la­gho­wi na rękę, żeby zdjąć mnie w pierw­szej ko­lej­no­ści. Nie dam go ja­kie­muś sze­re­gow­co­wi, szcze­gól­nie ta­kie­mu, na któ­re­go wpły­nę­li kru­ko­wa­ci. A próba kra­dzie­ży to nic in­ne­go jak dzia­ła­nie na szko­dę wła­sne­go kraju.

– Ja go nie ukra­dłem – wy­sy­czał chło­pak.

– Wie­rzę Ge­ra­kie­mu – ode­zwa­ła się nagle Ana­sta­zja.

Ka­lik­sta spoj­rza­ła na nią z prze­ra­że­niem.

– Ana­sta­zjo, za­cho­wuj się! – upo­mnia­ła pod­opiecz­ną.

– Nie będę dalej słu­cha­ła tych oszczerstw. – Dziew­czy­na zi­gno­ro­wa­ła men­tor­kę. Może i po­zwo­li­ła się po­nieść emo­cjom, ale w tej chwi­li jej to nie in­te­re­so­wa­ło. – Roz­ma­wia­łam z Ge­ra­kim po tym, jak tra­fił do lochu. Nie wiem, jak dużo in­for­ma­cji Ka­lik­sta prze­ka­zy­wa­ła Wa­szym Wy­so­ko­ściom, lecz opo­wie­dział mi o wszyst­kim: o me­da­lio­nie i o tym, jak tra­fił do lochu. Spraw­dzi­łam też jego wspo­mnie­nia, by mieć pew­ność, że Ke­la­ghij­czy­cy nie prze­ję­li nad nim kon­tro­li. Na tej pod­sta­wie wiem, że mówi praw­dę. Je­stem jego sio­strą i mogę za­pew­nić, że nigdy nie zdra­dził­by kraju z wła­snej woli. Więc pro­szę, mu­si­cie wziąć pod uwagę jego wer­sję wy­da­rzeń.

– Za­cze­kaj – wtrą­ci­ła Ze­fi­ry­na. – Mó­wisz, że roz­ma­wia­łaś z Ge­ra­kim?

– Tak.

Do­wód­czy­ni wes­tchnę­ła smut­no.

– Cóż. Nie mam pew­no­ści, jak „spraw­dza­łaś” swo­je­go brata, ale… mo­żesz spi­sać go na stra­ty. Okła­mał cię. W tym mo­men­cie tylko szpie­gu­je dla kru­ko­wa­tych, nie­waż­ne, jak bę­dzie się tego wy­pie­rał. A jeśli to ty do­pro­wa­dzi­łaś do tego, że je­stem tutaj, a nie na fron­cie, po­wiem tyle: gdyby to ode mnie za­le­ża­ło, też byś wy­lą­do­wa­ła w lochu. Po­ma­gasz kru­ko­wa­tym, nawet jeśli nie zda­jesz sobie z tego spra­wy.

– Kłam­stwo. – Głos Ana­sta­zji za­czął się za­ła­my­wać. – Gdy­byś nie pró­bo­wa­ła okraść Ge­ra­kie­go, a potem jesz­cze bez­czel­nie twier­dzić, że to on jest winny, nigdy by do tego nie do­szło.

– To jest wojna, dziew­czy­no. Tu nie ma miej­sca na roz­czu­la­nie się nad pod­wład­ny­mi.

– Wasze Wy­so­ko­ści, myślę, że wy­słu­cha­li­śmy wszyst­kich już wy­star­cza­ją­co – wtrą­ci­ła się Ka­lik­sta. Jej głos de­li­kat­nie drżał. – Co po­sta­na­wia­cie?

– Eu­fra­zjo, Try­fe­no – ode­zwa­ła się Ama­ran­ta. – Opu­ść­my na chwi­lę salę, żeby się na­ra­dzić.

– Nie ma ta­kiej po­trze­by – ode­zwa­ła się Eu­fra­zja, wciąż ku­ca­jąc na opar­ciu tronu. – Stra­że. Brać Ana­sta­zję.

Nim dziew­czy­na zdą­ży­ła otrzą­snąć się z szoku, dwóch gwar­dzi­stów chwy­ci­ło ją za ręce i skrzy­dła. Za­uwa­ży­ła, że Ka­lik­stę obez­wład­ni­li ci, któ­rzy pil­no­wa­li Ge­ra­kie­go. Chło­pak nie mógł otrzą­snąć się z szoku.

– Ana­sta­zjo, ka­płan­ko Fe­niks – rze­kła uro­czy­ście Pierw­sza Ma­triar­chi­ni. – My, Ma­triar­chi­nie Ellii, je­ste­śmy zmu­szo­ne, by wtrą­cić cię do lochu pod za­rzu­tem spi­sko­wa­nia prze­ciw­ko kra­jo­wi.

– Nie! – wrza­snął Ge­ra­ki.

– Ale dla­cze­go?! – wrza­snę­ła dziew­czy­na. – Mój brat jest nie­win­ny!

– Ze­zna­nia ge­ne­rał Ze­fi­ry­ny wska­zu­ją na coś cał­kiem prze­ciw­ne­go.

– Jak mo­że­cie jej wie­rzyć, nie spraw­dza­jąc, czy mówi praw­dę?!

– Żoł­nie­rze zo­sta­ną skru­pu­lat­nie prze­py­ta­ni. Jeśli się okaże, że to wy macie rację, wy­pu­ści­my was. Wtedy i tylko wtedy. Nie ma mojej zgody na to, by zdraj­cy po­ru­sza­li się po Ellii swo­bod­nie.

– Wasze Wy­so­ko­ści, nie rób­cie tego! – krzyk­nę­ła Ka­lik­sta. – Wtrąć­cie do lochu mnie, jeśli taka bę­dzie wola, lecz Ana­sta­zji nie wy­rzą­dzaj­cie krzyw­dy!

– Ty rów­nież bę­dziesz mu­sia­ła po­zo­stać w lochu do czasu wy­ja­śnie­nia spra­wy, droga Ka­lik­sto.

– Nie zga­dzam się! – ode­zwa­ła się Ama­ran­ta. – Pra­gnę­ła tylko pomóc swo­jej pod­opiecz­nej. Wy­puść ją!

– Przy­kro mi, jed­nak nie mogę ni­ko­go fa­wo­ry­zo­wać. Za­brać wszyst­kich.

– Nie mo­że­cie tego zro­bić! – wrzesz­cza­ła Ana­sta­zja. – Nie macie prawa! Nieee!

 

* * *

 

Gdy tylko świą­ty­nia opu­sto­sza­ła po ko­lej­nym na­bo­żeń­stwie, Ni­ka­no­ra za­bra­ła się do sprzą­ta­nia am­bo­ny. Póź­niej mu­sia­ła jesz­cze zga­sić po­chod­nie i mogła już koń­czyć na dzi­siaj. Raz za razem wzdy­cha­ła głę­bo­ko.

Mi­nę­ło kilka dni, odkąd Ka­lik­sta z Ana­sta­zją przy­ję­ły za­pro­sze­nie od Ma­triar­chiń, i od tam­te­go czasu ślad po nich za­gi­nął. Nie mogła się od ni­ko­go do­wie­dzieć, co się dzie­je – miesz­kań­cy nic nie wie­dzie­li, a żoł­nie­rze od­ma­wia­li wy­ja­śnień. Jesz­cze to, co spo­tka­ło Ge­ra­kie­go…

Tau­ma­turg nie miała po­wo­dów do ra­do­ści. Żad­nych.

Kiedy skoń­czy­ła gasić łu­czy­wa i chcia­ła opu­ścić świą­ty­nię, nagle usły­sza­ła ło­po­ta­nie skrzy­deł. Spoj­rza­ła do góry.

Serce Ni­ka­no­ry za­bi­ło moc­niej. Wprost nie mogła w to uwie­rzyć.

– Ana­sta­zja!

Ave­ska ku­ca­ła w oknie, po czym bez słowa wsko­czy­ła do środ­ka i wy­lą­do­wa­ła przed ko­le­żan­ką. Była w fa­tal­nym sta­nie – sła­nia­ła się na no­gach, a pióra czę­ścio­wo wy­pło­wia­ły, w do­dat­ku jakby część wy­rwa­no. Pa­trzy­ła na Ni­ka­no­rę nie­obec­nym wzro­kiem.

– Ko­cha­na, kto ci to zro­bił? – za­py­ta­ła tau­ma­turg, ale Ana­sta­zja tylko po­wo­li po­krę­ci­ła głową, mil­cząc. Do­my­śla­ła się, że mu­sie­li ją tor­tu­ro­wać. – Wszyst­ko w po­rząd­ku?

– Nic nie jest w po­rząd­ku. Ge­ra­ki zo­stał stra­co­ny.

Spoj­rza­ła na ko­le­żan­kę ze smut­kiem.

– Czyli to praw­da… Urzęd­nik wy­mie­niał ave­sów, któ­rzy mają zo­stać pod­da­ni eg­ze­ku­cji na are­nie, i wspo­mniał o Ge­ra­kim.

– Byłaś tam?

– Nie. Nie mo­głam zo­sta­wić świą­ty­ni.

Nie zwra­ca­jąc na nic uwagi, Ana­sta­zja opar­ła się o pierw­szy lep­szy słup i zsu­nę­ła na pod­ło­gę.

– Co do­kład­nie się stało? – za­py­ta­ła Ni­ka­no­ra.

Ko­le­żan­ka wes­tchnę­ła.

– Za­słu­gu­jesz, by wie­dzieć. – Opo­wie­dzia­ła szcze­gó­ło­wo o au­dien­cji u wład­czyń. Wspo­mnia­ła, że spraw­dzo­no, czy me­da­lion rze­czy­wi­ście chro­ni przed wrogą tau­ma­tur­gią, oraz że Ze­fi­ry­na za­rzu­ci­ła Ge­ra­kie­mu współ­pra­cę z kru­ko­wa­ty­mi. – Do­kład­nie prze­py­ta­no żoł­nie­rzy, któ­rzy przy­le­cie­li do mia­sta wraz z panią ge­ne­rał. Wszy­scy po­twier­dzi­li jej wer­sję. Me­da­lion za­bra­ły Ma­triar­chi­nie, a mnie po­trak­to­wa­no, jak­bym była nie­speł­na ro­zu­mu. Ska­za­no Ge­ra­kie­go, a tę całą Ze­fi­ry­nę pusz­czo­no wolno na wojnę, ro­zu­miesz?

Tau­ma­turg mil­cza­ła. Nie była pewna, co są­dzić.

– Wy­bacz, Ana­sta­zjo, ale muszę cię spraw­dzić. Dokąd mia­ły­śmy się udać tego dnia, kiedy zo­ba­czy­ły­śmy schwy­ta­ne­go Ge­ra­kie­go?

Ko­le­żan­ka nie­mra­wo po­ki­wa­ła głową, po czym od­par­ła gro­bo­wym tonem:

– By­ły­śmy na targu.

– Bar­dzo do­brze. A po dro­dze chcia­łaś, że­by­śmy za­ha­czy­ły o jedno miej­sce. Jakie?

– To… arena. Bo mó­wi­łam, że Ge­ra­ki lubił tam przy­la­ty­wać.

Ni­ka­no­ra ode­tchnę­ła z ulgą.

– Dzię­ku­ję. Gdzie w ogóle jest Ka­lik­sta?

– W lochu. Mnie też chcia­no ska­zać, lecz bła­ga­ła Ma­triar­chi­nie, by to ją wzię­ły. I… tak się stało. Uzna­no, że Ge­ra­ki pró­bo­wał mną ma­ni­pu­lo­wać, ale nie byłam świa­do­ma tego, co się dzie­je. Zo­sta­łam wy­pusz­czo­na. Tyle że teraz je­stem pod ści­słym nad­zo­rem straż­ni­ków, w do­dat­ku mam zakaz od­pra­wia­nia na­bo­żeństw. – Im dłu­żej Ana­sta­zja mó­wi­ła, tym bar­dziej głos się za­ła­my­wał. To wszyst­ko spra­wia­ło jej duży ból.

– Moja droga. – Ni­ka­no­ra ukuc­nę­ła przy ko­le­żan­ce. – Nie chcę uda­wać, że ro­zu­miem, ile prze­ży­łaś. To były… dłu­gie dni. Chodź­my już. Na pewno jutro bę­dzie le­piej…

– Nie bę­dzie le­piej! – wrza­snę­ła Ana­sta­zja ze łzami w oczach. – Czy na­praw­dę to do cie­bie nie do­cie­ra? Wszyst­ko stra­co­ne! Nic nie mo­głam zro­bić, by go ura­to­wać. Nawet Ka­lik­sta… A to wszyst­ko… prze­ze mnie…

Ni­ka­no­ra ob­ję­ła czule przy­ja­ciół­kę. Po­zwo­li­ła, by wy­pła­ka­ła się na jej ra­mie­niu.

– Ro­bi­li­ście wszyst­ko, żebym miała le­piej – rze­kła Ana­sta­zja po chwi­li, jesz­cze w spa­zmach. – Ge­ra­ki, Ka­lik­sta… nawet ty. Nic ode mnie nie za­le­ży. Je­stem nikim…

Tau­ma­turg od­trą­ci­ła ko­le­żan­kę. Spoj­rza­ła na nią z wy­rzu­tem.

– Nie­praw­da – od­par­ła sta­now­czo. – Dziew­czy­no, ogar­nij się. Wy­rę­cza­li­śmy cię we wszyst­kim? A kto się uczył tyle czasu, by do­brze słu­żyć Fe­niks? Wielu ave­sów może ci za­zdro­ścić wie­dzy!

– Nie byłam w sta­nie uwol­nić Ge­ra­kie­go…

– Co z tego? Ro­zu­miem, mnie też jest smut­no… ale na pewne spra­wy nie mamy wpły­wu, choć­by­śmy bar­dzo chcie­li, żeby było ina­czej. Daj sobie tro­chę czasu, od­pocz­nij. Na­praw­dę, sama po­cią­gnę na­bo­żeń­stwa jakiś czas.

– Ale… ale…

Ni­ka­no­ra usły­sza­ła ło­po­ta­nie ko­lej­nych skrzy­deł. Do środ­ka wkro­czy­li trzej ave­so­wie – są­dząc po skó­rza­nych zbro­jach, żoł­nie­rze. Czy może ra­czej straż­ni­cy.

Kiedy tylko wy­lą­do­wa­li przed ka­płan­ka­mi, jeden z nich za­czął:

– Szu­ka­my Ana­sta­zji. Po­dob­no służy w tej świą­ty­ni.

– Czego chce­cie? – za­py­ta­ła Ni­ka­no­ra, tłu­miąc w sobie złość.

– Je­ste­śmy tutaj z roz­ka­zu Dru­giej Ma­triar­chi­ni, Ama­ran­ty.

– To ja – rze­kła Ana­sta­zja, wsta­jąc. – Nie dość już wy­cier­pia­łam?

– Nie przy­by­li­śmy tu po to, żeby was za­bie­rać – od­parł zbroj­ny. – Ama­ran­ta pro­si­ła, aby­śmy prze­ka­za­li wia­do­mość. Do­sko­na­le wie, co się dzie­je, i sama pra­gnie skoń­czyć z rzą­da­mi ter­ro­ru.

Ni­ka­no­ra otwo­rzy­ła dziób z za­sko­cze­nia.

– Do czego mia­ła­bym być po­trzeb­na? – za­py­ta­ła ko­le­żan­ka bez en­tu­zja­zmu. – Je­stem pod nad­zo­rem wa­szych straż­ni­ków i nie mogę gło­sić kazań. Nie uczy­łam się wal­czyć. Nie przy­dam się wam w żaden spo­sób.

– Druga Ma­triar­chi­ni nie ocze­ku­je, żebyś ro­bi­ła co­kol­wiek – od­rzekł żoł­nierz. – To, co uczy­ni w kwe­stii resz­ty wład­czyń, po­zo­sta­je tylko w jej ge­stii. Chcia­ła je­dy­nie prze­ka­zać, że tak długo jak żyje, znaj­du­jesz się pod naszą ochro­ną. Jeśli tylko gwar­dzi­ści Eu­fra­zji i Try­fe­ny ośmie­lą się za­ata­ko­wać, będą mieli z nami do czy­nie­nia.

Ka­płan­ki prze­tra­wia­ły to, czego się do­wie­dzia­ły. Z jed­nej stro­ny wy­glą­da­ło na to, że fak­tycz­nie Ma­triar­chi­ni chce pomóc. Z dru­giej, Ni­ka­no­ra nie czuła się prze­ko­na­na.

– Jaką mamy gwa­ran­cję, że nie rzu­ci­cie się na nas, gdy uzna­cie to za wy­god­ne?

Zbroj­ny wyjął przy­tro­czo­ny do pasa per­ga­min i prze­ka­zał Ana­sta­zji. Po­wo­li go roz­wi­nę­ła, po czym za­czę­ła czy­tać. Z każdą chwi­lą coraz bar­dziej wy­trzesz­cza­ła oczy.

– Co tam jest na­pi­sa­ne? – za­py­ta­ła tau­ma­turg.

– Ama­ran­ta ofi­cjal­nie zdej­mu­je ze mnie nad­zór – od­par­ła tamta. – I mam pełną swo­bo­dę w or­ga­ni­za­cji ob­rzę­dów fe­nik­sjań­skich.

– Do­kład­nie tak – ode­zwał się żoł­nierz. – Jak mó­wi­łem, od na­szej pani macie pełne wspar­cie. Co po­sta­no­wi­cie z tym zro­bić, za­le­ży już tylko od was.

– W po­rząd­ku – rze­kła Ana­sta­zja. – A co z Ka­lik­stą?

– Nadal jest prze­trzy­my­wa­na w lochu, ale pra­cu­je­my nad tym, żeby ją uwol­nić.

Dziew­czy­na ode­tchnę­ła z ulgą.

– Prze­każ­cie wład­czy­ni, pro­szę, że je­ste­śmy jej wdzięcz­ne.

– Tak zro­bi­my. Jeśli bę­dzie­cie cze­goś po­trze­bo­wa­ły, szu­kaj­cie nas w po­bli­żu.

Zbroj­ni roz­ło­ży­li skrzy­dła, po czym opu­ści­li świą­ty­nię w taki sam spo­sób, jak we­szli.

– Ana­sta­zjo… wiesz, co to ozna­cza? – rze­kła Ni­ka­no­ra ura­do­wa­na.

– Tak – od­par­ła tamta smut­no. – Tylko że znowu to jest coś, co za­wdzię­czam innym, a nie sobie…

Tau­ma­turg prze­wró­ci­ła ocza­mi.

– Czy mogę ci coś do­ra­dzić?

– Oczy­wi­ście.

Po­de­szła do ko­le­żan­ki i po­wie­dzia­ła, pa­trząc jej pro­sto w oczy:

– Nie myśl o tym, na co nie masz wpły­wu. Nigdy.

Ana­sta­zja po­wo­li kiw­nę­ła głową.

– Ni­ka­no­ro?

– Słu­cham cię.

– Myślę, że mam pe­wien po­mysł. Po­trze­bu­ję… trzech dni. Do tego czasu po­ra­dzisz sobie beze mnie?

Przy­ja­ciół­ka nie za­sta­na­wia­ła się długo nad od­po­wie­dzią:

– Nawet dłu­żej, jeśli zaj­dzie taka po­trze­ba.

– Tylko trzy dni, Ni­ka­no­ro. Nie wię­cej.

 

* * *

 

Ko­lej­ni ave­so­wie zla­ty­wa­li się i sia­da­li w klęku na po­dusz­kach. Ana­sta­zja stała za am­bo­ną, przy­glą­da­jąc się temu wszyst­kie­mu. Choć po boku na żer­dzi klę­ka­ła Ni­ka­no­ra, zże­rał ją stres. Mimo że jesz­cze przed au­dien­cją u Ma­triar­chiń pro­wa­dzi­ła na­bo­żeń­stwa, zaj­mo­wa­ła się tym do­pie­ro od nie­daw­na i nadal bra­ko­wa­ło jej pew­no­ści sie­bie. W do­dat­ku bio­rąc pod uwagę to, o czym za­mie­rza­ła gło­sić ka­za­nie…

Czuła jed­nak, że musi o tym po­wie­dzieć. Tych mo­dłów nikt nie za­po­mni.

Gdy wier­ni za­ję­li miej­sca, Ana­sta­zja do­no­śnym gło­sem prze­rwa­ła gwar:

– Nie­chaj do­bro­tli­wa Fe­niks pło­nie nad nami!

– I tak po wieki wie­ków – od­rze­kli ave­so­wie uni­so­no.

Młoda ka­płan­ka po­wio­dła wzro­kiem po zgro­ma­dzo­nych. Po chwi­li za­czę­ła:

– Jak wie­cie, nasza Pani na­ka­zu­je, byśmy oka­zy­wa­li sza­cu­nek dla cu­dze­go życia. Z pew­no­ścią jest to trud­ne w dzi­siej­szych cza­sach, gdy mamy wojnę; gdy nie wiemy, czy czło­nek na­szej ro­dzi­ny lub przy­ja­ciel tak na­praw­dę nie wspie­ra wroga… Ow­szem, wszy­scy je­ste­śmy zmę­cze­ni. Mamy ocho­tę za­po­mnieć o tym, w ja­kich oko­licz­no­ściach przy­szło nam żyć. To spra­wia, że usy­pia­my naszą czuj­ność. Z pew­no­ścią nie­raz my­śli­my, że może i gdzieś dalej to jest pro­blem, ale „nas to nie do­tknie”. Trud­no, że­by­śmy po­są­dza­li wła­snych bli­skich o współ­pra­cę z Ke­la­ghiem.

– To jedna skraj­ność – cią­gnę­ła Ana­sta­zja. – Jed­nak­że ist­nie­je też druga: ta, w któ­rej za­po­mi­na­my, czego uczy nas Fe­niks. Dzie­je się tak, kiedy ostra­cy­zu­je­my po­bra­tym­ców wy­łącz­nie za po­dej­rze­nia, że mogą sprzy­jać kru­ko­wa­tym. Kiedy z ty­tu­łu tych sa­mych po­dej­rzeń ska­zu­je­my ich na śmierć, nawet jeśli udo­wod­nią, że chcą czy­nić dla Ellii do­brze. Kiedy de­cy­du­je­my się na takie środ­ki nie ze wzglę­du na bez­pie­czeń­stwo miesz­kań­ców, lecz dla­te­go, że pra­gnie­my utrzy­mać wła­sne sta­no­wi­ska. Utrzy­mać się przy wła­dzy.

Dziew­czy­na prze­rwa­ła. Tak jak uczy­ła ją Ka­lik­sta, dała słu­cha­czom czas, by prze­my­śle­li jej słowa. Wy­ko­rzy­sta­ła tę chwi­lę, by przyj­rzeć się Ni­ka­no­rze. Ko­le­żan­ka pa­trzy­ła na nią z uzna­niem.

Ana­sta­zja kon­ty­nu­owa­ła za­chę­co­na:

– Z pew­no­ścią zna­cie osoby, które do­tknął ten ter­ror. To, co robią urzęd­ni­cy, do­wód­cy… To wszyst­ko od­by­wa się za wie­dzą i przy­zwo­le­niem Ma­triar­chiń. Zwłasz­cza Pierw­szej, Eu­fra­zji. Jej nie ob­cho­dzą nauki Fe­niks. W cza­sach, w któ­rych po­trze­bu­je­my jak naj­wię­cej ave­sów, pcha nas ku za­gła­dzie. Choć praw­dą jest, że mu­si­my na sie­bie uwa­żać, my jako wier­ni wy­znaw­cy pa­mię­taj­my, co prze­ka­zu­je do­gmat na­szej wiary. Marzę o tym, by obec­na Ellia umar­ła. By się od­ro­dzi­ła, z mo­ral­nym spo­łe­czeń­stwem, które opra­cu­je nowe me­to­dy, nie­pro­wa­dzą­ce do jego bez­sen­sow­ne­go prze­trze­bia­nia.

Ka­płan­ka czuła się już tak pew­nie jak nigdy wcze­śniej, jakby Fe­niks we wła­snej oso­bie ją na­ma­ści­ła, by wy­po­wie­dzia­ła te słowa.

– Ter­ror mógł do­tknąć wa­szych bli­skich, a wkrót­ce ofia­rą mo­że­cie paść także wy sami. Dla­te­go wzy­wam was, by­ście pod­ję­li dzia­ła­nia! Oka­zuj­cie nie­za­do­wo­le­nie. Po­każ­cie, że można, a nawet na­le­ży rzą­dzić ina­czej. Ma­triar­chi­nie nie są na­szy­mi wła­ści­ciel­ka­mi, mają nas tylko re­pre­zen­to­wać. Jeśli nie czy­nią tego na­le­ży­cie, rzą­dzić muszą te ave­ski, które za­dba­ją o lud. Zwy­cię­ży­my w tej woj­nie, lecz tylko wtedy, gdy się zjed­no­czy­my.

– I co by się nie stało, za­pa­mię­taj­my: to, co umie­ra, za­wsze się od­ra­dza. Tak rze­cze Fe­niks. Po­wstań­my.

Wier­ni po­stą­pi­li zgod­nie z po­le­ce­niem i za­czę­li od­ma­wiać modły do bo­gi­ni, a wraz z nimi – ka­płan­ki.

To był dobry po­czą­tek. Do tej pory Ana­sta­zja trzy­ma­ła się na ubo­czu i zaj­mo­wa­ła swoją dział­ką, po­zwa­la­jąc, by inni ro­bi­li wszyst­ko za nią. Może słusz­nie, gdyż sama nie udźwi­gnę­ła­by tak ogrom­nej od­po­wie­dzial­no­ści. Nie czuła jed­nak, że co­kol­wiek wy­ni­ka z jej za­sług.

Nie za­mie­rza­ła ni­g­dzie ucie­kać. Gdyby po­stą­pi­ła ina­czej, to po­świę­ce­nie Ge­ra­kie­go, Ka­lik­sty, a nawet Ni­ka­no­ry po­szło­by na marne. Nie było już od­wro­tu. Nie spo­cznie, do­pó­ki kraj nie do­cze­ka się zmian.

 

* * *

 

Ko­lej­ne jej ka­za­nia pod­bu­rza­ły lud prze­ciw­ko Ma­triar­chi­niom. Choć straż­ni­cy jak naj­bar­dziej in­te­re­so­wa­li się młodą ka­płan­ką, a nawet pró­bo­wa­li ją poj­mać po­mi­mo ofi­cjal­ne­go pisma, zbroj­ni z ra­mie­nia Ama­ran­ty szyb­ko roz­pra­wia­li się z in­tru­za­mi.

Z cza­sem do świą­ty­ni wró­ci­ła Ka­lik­sta. Ana­sta­zja cie­szy­ła się, że żoł­nie­rze zdo­ła­li ją uwol­nić, a sama men­tor­ka – że pod­opiecz­na była cała i zdro­wa.

Kiedy dziew­czy­na prze­la­ty­wa­ła przez mia­sto, wi­dzia­ła efek­ty swo­ich dzia­łań. Miesz­kań­cy pro­te­sto­wa­li, żą­da­jąc od­su­nię­cia Ma­triar­chiń od wła­dzy. Żoł­nie­rze pró­bo­wa­li się z nimi roz­pra­wiać, lecz w ta­kich sy­tu­acjach rów­nież za­wsze wkra­cza­li gwar­dzi­ści Ama­ran­ty. Do­cho­dzi­ło nawet do za­mie­szek. W końcu Ka­lik­sta do­wie­dzia­ła się z pierw­szej ręki, że w pa­ła­cu zda­rzył się za­mach stanu, w wy­ni­ku któ­re­go wy­łącz­ną wła­dzę prze­ję­ła Druga Ma­triar­chi­ni. Świa­do­ma wszel­kich błę­dów po­peł­nio­nych przez po­przed­nicz­kę, mu­sia­ła uczy­nić wszyst­ko, by lud po­now­nie za­ufał wład­czy­ni.

Młoda ka­płan­ka nie brała udzia­łu w żad­nych kon­flik­tach. Czuła się do­brze tam, gdzie była. Wpły­wa­ła na wy­da­rze­nia w spo­sób, do któ­re­go przy­ucza­no ją od dawna: zza am­bo­ny, wy­ko­rzy­stu­jąc na­by­tą wie­dzę. Zna­la­zła swoje po­wo­ła­nie.

Tamta stra­chli­wa Ana­sta­zja prze­sta­ła ist­nieć. Od­ro­dzi­ła się nowa, go­to­wa na wszyst­ko.

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Opo­wia­da­nie nie jest na­pi­sa­na źle tech­nicz­nie, a kre­acja świa­ta jest cie­ka­wa, ale za dużo tu scen opar­tych na kon­struk­cji, w któ­rej po­sta­ci wy­ja­śnia­ją sobie sy­tu­ację. Mimo że wątek uwię­zio­ne­go brata po­wi­nien być emo­cjo­nu­ją­cy, za nic na świe­cie nie mo­głam wy­krze­sać z sie­bie cie­ka­wo­ści. Za­bra­kło mi w tym wszyst­kim dra­ma­ty­zmu. Mam wra­że­nie, że wszyst­kie in­te­re­su­ją­ce wy­da­rze­nia od­by­ły się “za ku­li­sa­mi”, a czy­tel­nik do­sta­je tylko stresz­cze­nie w roz­mo­wach. Głów­nej bo­ha­ter­ce tro­chę brak cha­ry­zmy albo ja­kiejś cechy wy­róż­nia­ją­cej ją z tłumu. Myślę, że opo­wia­da­niu na dobre wy­szło­by po­rząd­ne skró­ce­nie i zmian pro­por­cji mię­dzy opi­sy­wa­niem a po­ka­zy­wa­niem. Na przy­kład scena z ka­za­niem jest moim zda­niem zbęd­na, prze­sła­nie Fe­niks można w jed­nym krót­kim zda­niu za­sy­gna­li­zo­wać. 

Gdy roz­ma­wia­ła z bra­tem, tym do­bit­niej zdała sobie spra­wę, ile mu za­wdzię­cza.

Kon­flikt formy do­ko­na­nej i nie­do­ko­na­nej.

Po spo­tka­niu z żoł­nie­rza­mi dziew­czy­ny stwier­dzi­ły, że muszą jak naj­szyb­ciej po­wia­do­mić o sy­tu­acji star­szą du­chow­ną. Po­nie­waż rzad­ko opusz­cza­ła świą­ty­nię, li­czy­ły, iż wła­śnie tam ją znaj­dą, i nie po­my­li­ły się.

Ten aka­pit moim zda­niem jest zbęd­ny, bo wy­ja­śniasz coś, co już czy­tel­nik wie.

– Jak wie­cie, mam już swoje lata – we­szło w słowo men­tor­ka. – Nie za­po­mi­naj­cie jed­nak, że też kie­dyś byłam pi­skla­kiem, a potem pod­lo­tem. Uczęsz­cza­łam na nauki, w wa­szym wieku rów­nież peł­ni­łam służ­bę ka­płań­ską na cześć Fe­niks. Za­pew­ne się do­my­śla­cie, że Ma­triar­chi­nie, jako człon­ki­nie na­szej wspól­no­ty, także przez to prze­cho­dzi­ły.

– Czyli…

– Znam wład­czy­nie jak wła­sne sio­stry. A co wię­cej, przy­jaź­nię się z Drugą Ma­triar­chi­nią, Ama­ran­tą.

Ana­sta­zja do­my­śla­ła się, do czego zmie­rza men­tor­ka, jed­nak nie prze­szko­dzi­ło jej to w tym, by wydać z sie­bie pisk po­dzi­wu. Spoj­rza­ła na Ni­ka­no­rę. Ko­le­żan­ka, kiedy usły­sza­ła tę no­wi­nę, wy­trzesz­czy­ła oczy i otwo­rzy­ła dziób.

Tutaj mi zgrzyt­nę­ło, bo men­tor­ka mówi coś, co dla bo­ha­ter­ki po­win­no być oczy­wi­ste, a do tego do­cho­dzi jesz­cze ten pisk po­dzi­wu.

Ni­ka­no­ra opu­ści­ła za­ple­cze, po czym wzbi­ła się w po­wie­trze i wy­szła ze świą­ty­ni.

wy­le­cia­ła

Po po­wro­cie do świą­ty­ni men­tor­ka ob­wie­ści­ła, że Ma­triar­chi­nie wy­ra­zi­ły zgodę, by Ana­sta­zja spo­tka­ła się z Ge­ra­kim. Prze­trzy­my­wa­ny był w lochu, w głąb któ­re­go obie w tej chwi­li się za­pusz­cza­ły.

I to jest po­now­nie kon­struk­cja, w któ­rej wy­ja­śniasz oczy­wi­ste zda­rze­nie, które do­pro­wa­dzi­ło do wy­da­rzeń obec­nych. 

Hej, Ali­cel­la, dzię­ki wiel­kie za ko­men­tarz. :) Pierw­szą i przed­ostat­nią po­praw­kę wpro­wa­dzi­łem już od razu.

Ogól­nie muszę się szcze­rze przy­znać – sam nie je­stem za­do­wo­lo­ny z tego, że dużo sy­tu­acji w hi­sto­rii roz­wią­za­łem, ła­miąc za­sa­dę “show, don’t tell”. Sądzę, że to wy­ni­ka ze złego roz­pla­no­wa­nia fa­bu­ły, przez które chcia­łem w tak krót­kiej for­mie jak opo­wia­da­nie zmie­ścić jak naj­wię­cej, a wy­da­je mi się, że przy­da­ło­by się fak­tycz­nie po­ka­zać np. pa­ra­no­ję wśród ave­sów czy wy­da­rze­nia, o któ­rych opo­wia­da Ge­ra­ki. Gdy­bym więc miał któ­re­goś dnia jesz­cze serio usiąść do tego opo­wia­da­nia, po­wi­nie­nem jesz­cze się po­za­sta­na­wiać, co mogę do­pi­sać, a z czego mogę spo­koj­nie zre­zy­gno­wać.

Jesz­cze raz dzię­ku­ję!

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w któ­rym chwa­lę się swoją twór­czo­ścią. Za­pra­szam!

Sądzę, że to wy­ni­ka ze złego roz­pla­no­wa­nia fa­bu­ły, przez które chcia­łem w tak krót­kiej for­mie jak opo­wia­da­nie zmie­ścić jak naj­wię­cej, a wy­da­je mi się, że przy­da­ło­by się fak­tycz­nie po­ka­zać np. pa­ra­no­ję wśród ave­sów czy wy­da­rze­nia, o któ­rych opo­wia­da Ge­ra­ki.

Może to być wła­śnie ten pro­blem. Ogól­nie per­spek­ty­wa Ge­ra­kie­go wy­da­je mi się cie­kaw­sza niż Ana­sta­zji, bo to on był w cen­trum wy­da­rzeń.

Kni­ght Mar­tiu­sie, stwo­rzy­łeś wła­sny świat, dla mnie nie cał­kiem nowy, bo kilka lat temu, jeśli mnie pa­mięć nie myli, za­miesz­cza­łeś już opo­wia­da­nia o ave­sach.

Od­ro­dze­nie czy­ta­ło się cał­kiem nie­źle, choć opi­sa­na hi­sto­ria oka­za­ła się dla mnie śred­nio zaj­mu­ją­ca,  głów­nie dla­te­go, że przed­sta­wio­ne wy­pad­ki zna­la­złam jako mało od­kryw­cze – fał­szy­we oskar­że­nie żoł­nie­rza o zdra­dę i przy­własz­cze­nie jego cen­ne­go me­da­lio­nu przez panią ge­ne­rał, dą­że­nie Ana­sta­zji do uwol­nie­nia brata, sąd, a na ko­niec na­wo­ły­wa­nie do prze­wro­tu – wy­da­ją się nie być ni­czym nowym, a bo­ha­te­ro­wie, choć to la­ta­ją­ce ptaki, jako żywo przy­po­mi­na­ją ludzi.

Muszę jed­nak przy­znać, że da się za­uwa­żyć, iż ro­bi­łeś wszyst­ko, aby przed­sta­wić rzecz jak naj­le­piej i mam na­dzie­ję, że ko­lej­ni czy­tel­ni­cy będą bar­dziej za­do­wo­le­ni z lek­tu­ry.  

 

na­stęp­nie wzle­cia­ła do góry, w stro­nę ta­ra­su. → Masło ma­śla­ne – czy można wzle­cieć do dołu?

 

Ale kiedy za­bie­ram się za czy­ta­nie… → Ale kiedy za­bie­ram się do czy­ta­nia

 

W końcu pod­ję­ła dalej: → Pod­jąć to kon­ty­nu­ować, więc wy­star­czy: W końcu pod­ję­ła:

 

uno­szą­cych się ave­sów, który za­no­szą swej bo­gi­ni modły… → Nie brzmi to naj­le­piej.

Modły za­no­si do bó­stwa, nie bó­stwu.

 

W kra­wę­dziach tych­że ścian utwo­rzo­no wnęki, które bie­gły od po­ło­wy ścian aż ku su­fi­to­wi… → Po­wtó­rze­nie.

 

Pod nimi znaj­do­wa­ło się sple­cio­ne z ga­łą­zek pod­ło­że, wy­sta­ją­ce z prze­ciw­le­głej ścia­ny. → Pod­ło­że czego? I co to zna­czy, że wy­sta­wa­ło ze ścia­ny?

 

Dziew­czy­na skło­ni­ła się, jed­nak przez nerwy uczy­ni­ła to nie­dba­le. → Mam wra­że­nie, że Ana­sta­zja nie po­wa­ży­ła­by się na nie­dba­ły ukłon.

Pro­po­nu­ję: Dziew­czy­na skło­ni­ła się, jed­nak przez nerwy uczy­ni­ła to nie­zgrab­nie.

 

Do środ­ka wle­cie­li dwaj straż­ni­cy – po­dob­ni do tych, któ­rych ka­płan­ka wi­dzia­ła w lochu – a wraz z nimi Ge­ra­ki. Jego ręce wciąż były skrę­po­wa­ne kaj­da­na­mi, a skrzy­dła – łań­cu­cha­mi. → Jak wle­ciał Ge­ra­ki, skoro miał skrzy­dła skrę­po­wa­ne łań­cu­cha­mi?

 

pod­le­cia­ła do niego i za­ło­ży­ła na­szyj­nik na chło­pa­ku. → …pod­le­cia­ła do niego i za­ło­ży­ła na­szyj­nik chło­pa­ko­wi. Lub: …pod­le­cia­ła do niego i za­wie­si­ła na­szyj­nik na szyi chło­pa­ka.

 

Zdą­żył za­brać me­da­lion i uciec, lecz zdą­ży­łam go za­uwa­żyć… → Po­wtó­rze­nie.

Pro­po­nu­ję: Udało mu się za­brać me­da­lion i uciec, lecz zdą­ży­łam go za­uwa­żyć

 

Ten pod­lo­tek chyba nie do­szedł do wnio­sku, że po ciem­ku… → A może: Ten pod­lo­tek chyba nie wie­dział, że po ciem­ku…

 

nie ma szans z tau­ma­tur­giem ognia, któ­rzy może pod­świe­tlić sobie… → Li­te­rów­ka.

 

Ni­ka­no­ra za­bra­ła się za sprzą­ta­nie am­bo­ny. → Ni­ka­no­ra za­bra­ła się do sprzą­ta­nia am­bo­ny.

 

Co po­sta­no­wi­cie z tym zro­bić, to jest już po wa­szej stro­nie. → Brzmi to dość oso­bli­wie

A może: Co po­sta­no­wi­cie z tym zro­bić, za­le­ży tylko od was.

 

dała słu­cha­czom prze­strzeń, by prze­my­śle­li jej słowa. → Prze­strzeń, czy ra­czej czas?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz. :) Rze­czy­wi­ście już kilka lat temu za­miesz­cza­łem opo­wia­da­nia z po­sta­cia­mi ave­sów, acz­kol­wiek teraz tak na­praw­dę je­dy­ne, co to opo­wia­da­nie ma wspól­ne­go z tam­ty­mi, to nazwa ga­tun­ku i fakt, że opi­su­je ona an­tro­po­mor­ficz­ne ptaki.

Przyj­mu­ję uwagi do wia­do­mo­ści i cie­szę się, że w opo­wia­da­niu zna­la­złaś także po­zy­ty­wy. Mogę tylko za­pew­nić, że po­sta­ram się, aby na­stęp­ne były tylko lep­sze. ;) Jeśli cho­dzi o po­praw­ki, do­kład­niej przyj­rzę się im pew­nie do­pie­ro za ty­dzień, bo jutro wy­la­tu­ję na urlop i się już nie wy­ro­bię.

Po­zdra­wiam. :)

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w któ­rym chwa­lę się swoją twór­czo­ścią. Za­pra­szam!

Je­stem prze­ko­na­na, Mar­tiu­sie, że twoje sta­ra­nia za­owo­cu­ją coraz lep­szy­mi opo­wia­da­nia­mi. :)

Życzę uda­ne­go, faj­ne­go urlo­pu. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Szcze­rze mó­wiąc nie do­tar­łam do końca. Rację mają przed­piść­czy­nie, że za dużo tu ga­da­nia, a za mało po­ka­zy­wa­nia. Oso­bi­ście nie biję po­kło­nów za­sa­dzie show, don’t tell, i czę­sto się prze­ciw niej bun­tu­ję, ale tutaj na­praw­dę przy­da­ło­by się pewne rze­czy ina­czej roz­wią­zać. Nie mo­głeś nas za­brać na wojnę i po­ka­zać tego, co się tam dzia­ło?

A przy tym od­bi­łam się od sa­mych ave­sów. Kim oni wła­ści­wie są. Z jed­nej stro­ny opi­su­jesz ich jako ptaki – mają żer­dzie do sia­da­nia i takie tam, ale z dru­giej stro­ny po­ja­wia­ją się w tek­ście sfor­mu­ło­wa­nia typu: po­ło­ży­ła jej rękę na ra­mie­niu, czy: za­ci­snę­ła żu­chwę. No, rybka albo akwa­rium.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Ir­ka­_Luz – dzię­ku­ję za ko­men­tarz. Szko­da, że opo­wia­da­nie nie przy­pa­dło Ci do gustu, ale może na­stęp­nym razem będę w sta­nie wy­na­gro­dzić to lep­szym tek­stem.

Jeśli cho­dzi o sa­mych ave­sów, nie ma sprzecz­no­ści w tym, co po­da­łaś, po­nie­waż są to an­tro­po­mor­ficz­ne ptaki. Z jed­nej stro­ny więc mają bar­dzo dużo cech pta­siej ana­to­mii, ze szpo­nia­sty­mi no­ga­mi włącz­nie, z dru­giej są to hu­ma­no­idy z trze­ma pa­ra­mi koń­czyn (skrzy­dła wy­ra­sta­ją z ple­ców). Żu­chwą z kolei jak naj­bar­dziej można okre­ślić też dolną część dzio­ba.

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w któ­rym chwa­lę się swoją twór­czo­ścią. Za­pra­szam!

No, nie jest źle, ale szału też nie ma.

Fak­tycz­nie, skró­ty chyba do­brze by zro­bi­ły temu tek­stu. Cho­ciaż skła­da się głów­nie z dia­lo­gów…

Ma­triar­chi­nie (przy­naj­mniej dwie) są przed­sta­wio­ne ka­ry­ka­tu­ral­nie. Takie złe, że aż głu­pie. Kto chciał­by mieć ge­ne­ra­łów łżą­cych prze­ło­żo­nej? Tak trud­no było spraw­dzić, że me­da­lion stwo­rzył krew­ny chło­pa­ka? To po­wi­nien być ar­gu­ment po­waż­niej­szy niż ze­zna­nia żoł­nie­rzy. I nie dało się ich zła­pać na ja­kimś szcze­gó­le?

 wsta­ła z krze­sła

Póź­niej to krze­sło wy­ja­śniasz, ale naj­pierw mi za­zgrzy­ta­ło. Na­praw­dę to wy­god­ny mebel dla kogoś, kto ma skrzy­dła na ple­cach? Wy­da­je mi się, że lep­szy byłby sto­łek. I z po­dob­nej becz­ki – jak ubra­nia wpły­wa­ją na ae­ro­dy­na­mi­kę lotu? Ewo­lu­cja się nad tym na­pra­co­wa­ła…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz. :) Prze­pra­szam, że od­pi­su­ję do­pie­ro teraz – wczo­raj wsze­dłem na forum i za­uwa­ży­łem wia­do­mość, a wtedy już nie mia­łem siły, żeby się usto­sun­ko­wać.

 

Ma­triar­chi­nie (przy­naj­mniej dwie) są przed­sta­wio­ne ka­ry­ka­tu­ral­nie. Takie złe, że aż głu­pie. Kto chciał­by mieć ge­ne­ra­łów łżą­cych prze­ło­żo­nej? Tak trud­no było spraw­dzić, że me­da­lion stwo­rzył krew­ny chło­pa­ka? To po­wi­nien być ar­gu­ment po­waż­niej­szy niż ze­zna­nia żoł­nie­rzy. I nie dało się ich zła­pać na ja­kimś szcze­gó­le?

Choć ro­zu­miem, że za­cho­wa­nie Ma­triar­chiń w tej sy­tu­acji może być sprzecz­ne ze zdro­wym roz­sąd­kiem, sądzę, że przy­naj­mniej w pew­nym stop­niu można je wy­ja­śnić. Ze­fi­ry­na była za­ufa­nym ge­ne­ra­łem z umie­jęt­no­ścia­mi waż­ny­mi ze stra­te­gicz­ne­go punk­tu wi­dze­nia, z kolei Ge­ra­ki był tylko pro­stym żoł­nie­rzem, któ­re­go można bez żalu po­świę­cić, jeśli zaj­dzie taka po­trze­ba. To wy­star­czy­ło, by Ma­triar­chi­nie szyb­ko uwie­rzy­ły w wer­sję Ze­fi­ry­ny bez aż tak do­kład­ne­go spraw­dza­nia. Spraw­dze­nie na­to­miast tego, że fak­tycz­nie me­da­lion stwo­rzył dzia­dek stry­jecz­ny, by­ło­by o tyle trud­ne, że ów dzia­dek nie żyje (wi­dział­bym ja­kieś furt­ki, dzię­ki któ­rym jed­nak by­ło­by to moż­li­we, ale po­now­nie – wład­czy­nie mogły po pro­stu nie być tym za­in­te­re­so­wa­ne, skoro po­ten­cjal­nie do od­strza­łu idzie tylko jakiś żoł­nierz).

 

Póź­niej to krze­sło wy­ja­śniasz, ale naj­pierw mi za­zgrzy­ta­ło. Na­praw­dę to wy­god­ny mebel dla kogoś, kto ma skrzy­dła na ple­cach? Wy­da­je mi się, że lep­szy byłby sto­łek.

Wy­da­je mi się, że nawet po­mi­mo skrzy­deł przy­da­ło­by się ja­kie­kol­wiek opar­cie dla ple­ców, tak jak opi­sy­wa­łem póź­niej.

 

I z po­dob­nej becz­ki – jak ubra­nia wpły­wa­ją na ae­ro­dy­na­mi­kę lotu? Ewo­lu­cja się nad tym na­pra­co­wa­ła…

Po­wiem szcze­rze, że w te­ma­cie nie czuję się mocny, ale ja­kieś lek­kie ubra­nia chyba nie będą od­dzia­ły­wa­ły zbyt­nio na umie­jęt­ność lotu? Poza tym, tak czy ina­czej ze wzglę­du na ana­to­mię ave­so­wie za­kła­da­ją na sie­bie ubra­nia mniej chęt­nie niż my.

 

Za­uwa­ży­łem przy tym, że klik­nę­łaś bi­blio­te­kę. Oczy­wi­ście dzię­ku­ję, przy czym za­sta­na­wiam się, na ile taka de­cy­zja jest spój­na z tre­ścią ko­men­ta­rza. ;)

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w któ­rym chwa­lę się swoją twór­czo­ścią. Za­pra­szam!

No, ja bym wo­la­ła spraw­dzić, czy cza­sem za­ufa­ny pod­wład­ny mnie nie oszu­ku­je i czy nie okradł swo­je­go pod­wład­ne­go dla zdo­by­cia wła­dzy (czy pani ge­ne­rał na­pi­sa­ła wcze­śniej jakiś ra­port o amu­le­cie? Dla­cze­go sama nie do­nio­sła o jego wła­ści­wo­ściach wład­czy­niom?). A dzia­dek za spra­wę sie­dział, więc jeśli mają ja­kie­kol­wiek ar­chi­wum, to spra­wa jest ba­nal­na do spraw­dze­nia.

Opar­cie. A czy my z lu­bo­ścią kon­stru­uje­my meble z opar­cia­mi, na któ­rych trze­ba sobie przy­gnia­tać ręce? A nawet nie mamy piór, które są cho­ler­nie ważne przy la­ta­niu i nisz­czą się przy opie­ra­niu.

Ubra­nia. Też nie czuję się mocna. Ale lek­kie ko­ja­rzą mi się z luź­ny­mi, zwiew­ny­mi. A te z kolei będą miały mor­der­czy opór po­wie­trza.

Klik. Oj tam, na nie­któ­re rze­czy po­ma­ru­dzi­łam, ale resz­ta była w po­rząd­ku.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Na kwe­stię do­ty­czą­cą lep­sze­go spraw­dze­nia ge­ne­rał Ze­fi­ry­ny nie mam ar­gu­men­tów, więc przyj­mu­ję, że masz rację. :) Co do opar­cia, w tek­ście jest na­pi­sa­ne, że koń­czy­ło się ono pod ło­pat­ka­mi, ale w za­sa­dzie nic nie stoi na prze­szko­dzie, żebym prze­my­ślał to jesz­cze raz…

Cie­szę się, że summa sum­ma­rum opo­wia­da­nie nie oka­za­ło się złe. :)

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w któ­rym chwa­lę się swoją twór­czo­ścią. Za­pra­szam!

Gdzie sze­ścio­koń­czy­no­we stwo­rzon­ko ma ło­pat­ki, to już insza in­szość. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tro­chę mnie zmę­czył ten tekst. Może skon­den­suj

Myślę, że temu tek­sto­wi po­mo­gła­by nie tyle kon­den­sa­cja (czego jed­nak tez nie wy­klu­czam), co wy­mie­nie­nie więk­szo­ści scen, żeby fa­bu­ła sku­pia­ła się na czym innym… Dzię­ki za ko­men­tarz.

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w któ­rym chwa­lę się swoją twór­czo­ścią. Za­pra­szam!

Nowa Fantastyka