- Opowiadanie: danka - Wydział IV

Wydział IV

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Wydział IV

Słowa, jak z głę­bo­kiej wody, do­tar­ły do niej po cza­sie. Ktoś tar­mo­sił ją za lewe ramię. Otwo­rzy­ła oczy. Za­mru­ga­ła. Sa­mo­chód stał za­par­ko­wa­ny przed znisz­czo­nym domem. Po be­to­no­wej ścia­nie się­ga­ją­cej dru­gie­go pię­tra piął się wi­no­bluszcz, o tej porze roku zu­peł­nie nagi. W nie­któ­rych oknach bra­ko­wa­ło szyb, a zimna wil­goć czar­ny­mi śla­da­mi wdzie­ra­ła się do środ­ka. Z dachu wy­sta­wa­ła okrą­gła wieża, do­da­ją­ca bu­dyn­ko­wi jesz­cze jedno pię­tro. Wokół gęst­niał póź­no­je­sien­ny las.

Ktoś znowu nią po­trzą­snął. Skrzy­wi­ła się i spoj­rza­ła w bok.

– Zenka, bu­dzi­my się!

Krzy­siek, ich kie­row­nik, gła­dził jej zmię­ty ma­te­riał płasz­cza. Do­pie­ro jak po­ki­wa­ła ener­gicz­nie głową dał jej spo­kój. Zer­k­nął na tylne sie­dze­nie.

– Ko­niec spa­nia! Wy­sia­dać i do ro­bo­ty!

Zenia po­chy­li­ła się do przo­du i spoj­rza­ła uważ­nie na dom. Nie chcia­ła tu być. Ostat­nio miała swoje pro­ble­my, któ­ry­mi z nikim się nie po­dzie­li­ła. Do­pie­ro wró­ci­ła z dłu­gie­go L4. Cze­ka­ła ją po­waż­na roz­mo­wa z Krzyś­kiem. Ale on upie­rał się, że ma z nimi je­chać. Po­ga­da­ją póź­niej.

Zimny dreszcz prze­biegł jej po ple­cach. Wo­la­ła­by sie­dzieć w cie­płym biu­rze, z kawą w ręku i ko­ją­cym świa­tłem mo­ni­to­ra oświe­tla­ją­cym jej bladą twarz. I słu­chaw­kach na uszach, by nikt nic do niej nie mówił. Tym­cza­sem wy­lą­do­wa­ła na tym bez­lu­dziu. Dom stał pusty od wielu lat, a naj­bliż­szy są­siad znaj­do­wał się dwa­dzie­ścia minut drogi sa­mo­cho­dem stąd. Zimny dreszcz prze­biegł jej po ple­cach.

Po­szu­ka­ła ręką klam­ki. Wy­sia­dła i po­tknę­ła się o wy­sta­ją­cy konar. Suche, brą­zo­we li­ście le­ża­ły jak gruby koc na ziemi. Bro­dzi­ła w nich po same kost­ki. Szko­da, że nie zła­ma­ła nogi.

Drob­ne palce do­tknę­ły ją po­wy­żej łok­cia. Od­wró­ci­ła się.

– Pani Zeniu, jest auto do wy­pa­ko­wa­nia – po­wie­dzia­ła niska ko­bie­ta.

Pani Hen­ry­ka była naj­star­szą z ich ekipy i miała jesz­cze dawne ma­nie­ry. Jako je­dy­na przy­cho­dzi­ła do biura w gar­son­kach i za­wsze wy­glą­da­ła, jakby za chwi­lę miał do nich wpaść mi­ni­ster. Nigdy nie jadła przy biur­ku, po po­sił­ku myła zęby. Zenia dzi­wi­ła się, że to nie ona zo­sta­ła dy­rek­tor­ką, tylko młod­szy i mniej do­świad­czo­ny Krzy­siek. Ale cóż, taka po­li­ty­ka. On na­le­żał do par­tii, która w ze­szłym roku wy­gra­ła wy­bo­ry, a Hen­ry­ka za­czę­ła pracę przed ’89.

Po­de­szły do bia­łej skody. Przez tylne drzwi gra­mo­li­ła się Wicia. Sze­ro­ko otwar­te skrzy­dło za­gi­na­ło li­te­ry IPN w logo in­sty­tu­tu, któ­rym wy­kle­jo­ny był bok sa­mo­cho­du. Co­kol­wiek nie mówić o Krzyś­ku, przy­naj­mniej umiał za­ła­twić wiele rze­czy. Gdyby to pani Hen­ry­ka rzą­dzi­ła, pew­nie na miej­sce przy­je­cha­li­by po­cią­giem.

Teraz Krzy­siek żywo ge­sty­ku­lo­wał w stro­nę Wici, która po­wo­li wy­cho­dzi­ła z auta. Sie­dzia­ła po jego stro­nie, a że był to wy­so­ki męż­czy­zna, mu­sia­ła wci­snąć się w tę reszt­kę miej­sca, jaki zo­sta­wił dla niej po od­su­nię­ciu fo­te­lu.

Wicia wy­pchnę­ła się na ze­wnątrz. Zło­ży­ła dło­nie w ko­szyk i po­tęż­nie kich­nę­ła. Chłód cią­gną­cy od ziemi mu­sia­ło zię­bić jej krót­kie, pulch­ne nogi, na któ­rych miała tramp­ki od­sła­nia­ją­ce nagie kost­ki i leg­gin­sy.

Od dru­giej stro­ny wy­szedł Zyg­muś. Zdjął bez­prze­wo­do­we słu­chaw­ki i prze­cze­sał ręką włosy. Nawet nie spoj­rzał na dom. Od razu wyjął ko­mór­kę i za­czął w nią stu­kać. Zenia ob­ser­wo­wa­ła go bez słowa. Po­dzi­wia­ła, jak po­tra­fił od­ciąć się od ze­spo­łu. Nikt nigdy nie za­wra­cał mu głowy, cho­ciaż jego biur­ko stało pierw­sze od wej­ścia. Bę­dzie mu­sia­ła się tego od niego na­uczyć.

Nie od­kła­da­jąc ko­mór­ki pod­szedł do ba­gaż­ni­ka. Po­cze­kał, aż Krzy­siek otwo­rzy klapę. Wciąż trzy­ma­jąc te­le­fon wy­cią­gnął puste pudło. Od­szedł w stro­nę bu­dyn­ku cały czas pa­trząc na ekran. Zenia od­pro­wa­dzi­ła go wzro­kiem.

Ruch od stro­ny sa­mo­cho­dy na po­wrót od­wró­cił jej uwagę.

– Ko­bie­ty, ruchy ruchy! – Krzy­siek wy­ma­chi­wał rę­ka­mi.

Ce­ni­ła go za tę jego eks­pre­sję. Wiele to uła­twia­ło.

– Pani Zeniu, pro­szę wziąć moje ze­szy­ty. – Star­sza pani po­pra­wi­ła oku­la­ry w zło­co­nych opraw­kach.

Zenia wsa­dzi­ła głowę do ba­gaż­ni­ka. W fir­mo­wych pu­dłach znaj­do­wa­ło się mnó­stwo pu­stych te­czek i sko­ro­szy­tów go­to­wych do wy­peł­nie­nia. Było też parę apa­ra­tów wy­so­kiej ja­ko­ści oraz jeden prze­no­śny ska­ner.

Zenia wzię­ła lek­kie pudło pod­pi­sa­ne z boku ini­cja­ła­mi H.P. Tuż za nią Wicia pa­ko­wa­ła na sie­bie cały drogi sprzęt. Nikt jej nie po­mógł. Szef po­biegł do fron­to­wych drzwi i wiel­kim klu­czem otwo­rzył po­rdze­wia­ły zamek, który i tak wy­glą­dał na dawno wy­rwa­ny.

Razem z panią Henią prze­kro­czy­ły próg zruj­no­wa­ne­go domu. Star­sza pani chyba coś do niej po­wie­dzia­ła, ale Zenia nie zwró­ci­ła uwagi. Ro­zej­rza­ła się. Stała w po­dłuż­nym holu daw­ne­go pen­sjo­na­tu. Spoj­rza­ła przed sie­bie, na kon­tu­ar re­cep­cji z nie­la­kie­ro­wa­nej sklej­ki, na któ­rym Zyg­muś po­sta­wił swoje pudło. Stół wy­glą­dał, jakby zaraz miał się prze­wró­cić i aż dziw­ne, że wy­trzy­mał w tym miej­scu tyle lat. Na za­śmie­co­nym ze­schły­mi li­ść­mi bla­cie stał stary te­le­fon typu aster z tar­czą do wy­krę­ca­nia nu­me­rów. Jego kolor dawno uległ za­po­mnie­niu.

Za re­cep­cją wi­sia­ła prze­krzy­wio­na szaf­ka na klu­cze. Krzy­siek prze­glą­dał po­zo­sta­wio­ne klu­cze. Stare, po­dar­te pa­pie­ry sze­le­ści­ły pod jego sto­pa­mi.

Nagle od­wró­cił się i zmarsz­czył brwi. Za­ma­chał w stro­nę wej­ścia, gdzie stała Zenia. Ko­bie­ta otwo­rzy­ła sze­ro­ko oczy.

– Nie sia­da­my na me­blach! – mówił. – Nic nie nisz­czy­my!

Zenia spoj­rza­ła za sie­bie. Wicia po­de­rwa­ła się z za­rwa­ne­go fo­te­la. Chwi­lę wcze­śniej mu­sia­ła na nim przy­siąść, wy­mę­czo­na tar­ga­niem sprzę­tu. Apa­ra­ty i ska­ner wa­la­ły się pod jej no­ga­mi.

– Czy to był hotel dla agen­tów? – Zenia we­szła w linię wzro­ku Krzyś­ka.

– Nie, pen­sjo­nat to tylko przy­kryw­ka. – Krzy­siek spoj­rzał na nią.

Jego wzrok zła­god­niał.

– Tak na­praw­dę to była sie­dzi­ba SB. – Prych­nął. – Zbie­ra­no haki i pod­słu­chy, a nie­któ­rych za­my­ka­no na dłu­gie mie­sią­ce i nie wy­pusz­cza­no.

– Chyba wo­la­ła­bym sie­dzieć tutaj niż w ja­kimś okrop­nym, zim­nym aresz­cie. – Zenia pa­trzy­ła uważ­nie na szefa. – Mu­sia­ło tu być cał­kiem miło te trzy­dzie­ści lat temu.

– Nie, nie wo­la­ła­byś. – Skrzy­wił się. – Tutaj dzia­łał de­par­ta­ment IV

– Ten od ko­ścio­ła?

– Naj­gor­szy z nich wszyst­kich. – Oparł ręce na bio­drach i ro­zej­rzał się. –  Z moim źró­deł wy­ni­ka, że mie­ścił się tu wy­dział e.

– Nie sły­sza­łam o takim

– Ja też nie. – Prze­je­chał ręką po bro­dzie.

Cze­ka­ła. Może doda coś wię­cej o ta­jem­ni­czym wy­dzia­le, ale on znowu za­czął wy­krzy­ki­wać roz­ka­zy. Wicia uwi­ja­ła się wokół niego roz­sta­wia­jąc pudła i wyj­mu­jąc ja­kieś ze­szy­ty i tecz­ki. Zyg­muś za­ło­żył bez­prze­wo­do­we słu­chaw­ki i za­czął kli­kać na te­le­fo­nie. W pew­nej chwi­li cała trój­ka pod­nio­sła głowy i spoj­rza­ła wy­cze­ku­ją­co na Zenię. Ko­bie­ta zmarsz­czy­ła brwi. Co się znowu stało?

– Zenka, nie sły­szysz, Henia cię woła. – Krzy­siek ski­nął pal­cem.

Od­wró­ci­ła się. Pani Hen­ry­ka trzy­ma­ła w ra­mio­nach górę sko­ro­szy­tów.

– Pani Zeniu, pro­szę mi pomóc. – Wska­za­ła pod­bród­kiem na drzwi z dykty.

Po środ­ku wid­nia­ła dziu­ra, przez którą widać było przy­gnę­bia­ją­ce po­zo­sta­ło­ści ko­mu­ni­stycz­nej sto­łów­ki.

Zenia wzię­ła część sko­ro­szy­tów. We­szły do znisz­czo­ne­go po­miesz­cze­nia. Jego śro­dek zdo­bi­ła czar­na dziu­ra po im­pro­wi­zo­wa­nym pa­le­ni­sku. Wiatr hu­la­ją­cy przez wy­bi­te okna roz­rzu­cił sadzę na reszt­ki pla­sti­ko­wych bla­tów i ścia­ny w żół­ta­wym ko­lo­rze wy­mio­cin. Wszyst­kie drew­nia­ne sprzę­ty znik­nę­ły. Pew­nie spło­nę­ły w tym ogni­sku na środ­ku.

Zenia była prze­ko­na­na, że sto­łów­ka mu­sia­ła wy­glą­dać rów­nie smęt­nie te pa­rę­dzie­siąt lat temu. Ja­dło­daj­nie w PRLu za­wsze wy­glą­da­ły okrop­nie. Pa­mię­ta­ła z dzie­ciń­stwa.

– Bez­dom­ni. – Pani Hen­ry­ka unio­sła wargę.

Ka­za­ła usta­wić je­dy­ny stół na środ­ku, tuż nad pa­le­ni­skiem. Zenia przy­nio­sła jej skła­da­ne krze­sło z opar­ciem. Usta­wi­ła lamp­kę, która pod­łą­czy­ła do prze­dłu­ża­cza po­cią­gnię­te­go z holu, gdzie Wicia roz­sta­wi­ła ge­ne­ra­tor.

Pani Hen­ry­ka prze­tar­ła blat i sie­dze­nie chu­s­tecz­ka­mi. Na krze­sło na­rzu­ci­ła do­dat­ko­wą szmat­kę, na pla­sti­ko­wym stole po­ło­ży­ła ce­ra­tę.

– Brud­no tu – po­wie­dzia­ła. – To skan­dal, że pan Krzysz­tof mnie z wami przy­wiózł!

Zer­k­nę­ła na Zenię.

– Prze­ka­że mu pani, że będę sie­dzieć tutaj. Niech naj­młod­si przy­nio­są mi zna­le­zio­ne pa­pie­ry. Cho­dze­nie po tym domu to nie jest za­ję­cie dla star­szych osób jak ja.

Zenia wró­ci­ła do holu. Wicia i Zyg­muś gdzieś znik­nę­li. Pew­nie Krzy­siek wy­słał ich na re­ko­ne­sans. Dla nich urbex w takim pu­sto­sta­nie to była nie lada grat­ka. Oboje mieli nie­wie­le ponad dwa­dzie­ścia lat, wy­cho­wa­li się w wol­nej Pol­sce, a po­zo­sta­ło­ści po daw­nym ustro­ju trak­to­wa­li jak cie­ka­we zna­le­zi­ska ar­che­olo­gicz­ne niż ślady bo­le­snej i nie tak daw­nej hi­sto­rii.

Szef kiw­nął na nią.

– Dla cie­bie mam coś spe­cjal­ne­go. – Mru­gnął. – Idzie­my do piw­ni­cy.

Za­pro­wa­dził ją w głąb ko­ry­ta­rza za re­cep­cją. Otwo­rzył zna­le­zio­ny­mi klu­cza­mi so­lid­ne drzwi, od­pa­lił la­tar­kę i wszedł na scho­dy w dół. Zenia po­dą­ży­ła za nim.

Stą­pa­ła ostroż­nie, dep­cząc po wkle­pa­nym w stop­nie bru­dzie. Nad jej głową wi­sia­ły pa­ję­czy­ny. Bała się do­tknąć ścian, aby nie po­bru­dzić rąk. Ze­szli do ho­te­lo­wej piw­ni­cy. Ude­rzył ich za­duch i smród ludz­kich fe­ka­liów. Pew­nie ci sami bez­dom­ni, co ogrze­wa­li się me­bla­mi w ja­dal­ni, w piw­ni­cy urzą­dzi­li sobie to­a­le­tę. Może nawet któ­ryś z nich tu zmarł, kto wie. Wzdry­gnę­ła się na samą myśl o od­kry­ciu zwłok. Była hi­sto­rycz­ką, tylko czy­ta­ła o tru­pach. Nigdy żad­ne­go nie wi­dzia­ła.

Spraw­dzi­ła włącz­ni­ki prądu. Iskry prze­sko­czy­ły pod przy­ci­skiem, ale poza tym nic się nie stało. Wy­cią­gnę­ła z kie­sze­ni te­le­fon i oświe­tli­ła sufit. Gwin­ty na ża­rów­ki były puste.

Szła za Krzyś­kiem w mil­cze­niu, uważ­nie go ob­ser­wu­jąc. Sta­ra­ła się do­strzec jakiś ruch, ale on chyba też się nie od­zy­wał. Oświe­tlał mi­ja­ne ko­mór­ki, spraw­dzał klam­ki, za­glą­dał do środ­ka i szedł dalej. Chyba cze­goś szu­kał.

Za­rdze­wia­łym klu­czem otwo­rzył ko­lej­ne drzwi. Za nimi znaj­do­wa­ło się duże po­miesz­cze­nie. Po­je­dyn­cze pro­mie­nie świa­tła prze­do­sta­wa­ły się przez dziu­ry w su­fi­cie. Zenia po­dej­rze­wa­ła, że znaj­du­ją się pod sto­łów­ką. Kurz sypał się przez otwo­ry za każ­dym razem, gdy pani Hen­ry­ka za­szu­ra­ła no­ga­mi. Część sadzy ze spa­lo­nych mebli prze­do­sta­ła się tutaj i osia­dła na pod­ło­dze.

Krzy­siek po­ki­wał głową i wszedł do środ­ka. W cen­tral­nym miej­scu stał drew­nia­ny stół ze ma­gne­to­fo­nem uni­tra. Obok le­ża­ło prze­wró­co­ne krze­sło. Na jed­nej z drew­nia­nych nóg wi­sia­ły wiel­kie słu­chaw­ki. Nad sprzę­tem, z ni­skie­go su­fi­tu zwi­sa­ła po­je­dyn­cza ża­rów­ka.

Zenia spraw­dzi­ła włącz­nik przy drzwiach. Dusz­ny pokój wy­peł­ni­ło żół­ta­we świa­tło. Szef od­wró­cił się w jej stro­nę. Mru­gał ocza­mi, bo zdą­żył się przy­zwy­cza­ić do ciem­no­ści. Coś po­wie­dział, ale go nie zro­zu­mia­ła. Jej wzrok przy­ku­ły szaf­ki pod ścia­ną. Wy­sy­py­wa­ły się z nich małe ka­se­ty. Po­de­szła bli­żej. Przy­klę­kła i wzię­ła do ręki jedną z nich. Na za­ku­rzo­nej po­wierzch­ni nie było żad­nych na­pi­sów.

Krzy­siek drgnął. Maj­stro­wał przy wiel­kim od­twa­rza­czu.

– Dzia­ła – po­wie­dział.

Zer­k­nął na nią.

– Oto twoje spe­cjal­ne za­da­nie. – Uśmiech­nął się. – Nie mó­wi­łem tego ni­ko­mu, ale po­dob­no tutaj prze­słu­chi­wa­no człon­ków chrze­ści­jań­skiej sekty. Wiele ma­te­ria­łów za­gi­nę­ło, ale jeśli uda nam się coś od­na­leźć, to bę­dzie praw­dzi­wy suk­ces! Zaj­miesz się tym, praw­da?

Po­ki­wa­ła po­wo­li głową. Zgar­nę­ła le­żą­ce ka­se­ty i ostroż­nie po­de­szła do biur­ka.

– Co to może być? – za­py­ta­ła.

– Nie wiem. – Po­krę­cił głową. – Ale liczę na cie­bie. Przej­rzyj ka­se­ty, zanim za­bie­rze­my je do in­sty­tu­tu. Chcę mieć już coś w ra­por­cie na ich temat, zanim góra zwę­szy temat i nam to za­bie­rze.

Po­ki­wa­ła ze zro­zu­mie­niem. Walka o naj­lep­sze pro­jek­ty to był prio­ry­tet dla każ­de­go szefa grupy ro­bi­czej.

– Mogę cię tu zo­sta­wić? Nie bę­dziesz się bała?

– Czego? – Zmarsz­czy­ła brwi.

– Bę­dziesz sama w piw­ni­cy. Nie­któ­re ko­bie­ty mo­gły­by być prze­ra­żo­ne.

– Nie ja. – Po­trzą­snę­ła głową.

Wy­cią­gnął rękę i po­kle­pał jej ramię.

– Cie­szę się, że wró­ci­łaś – po­wie­dział. – Tę­sk­ni­łem za tobą. Z Heńką nie da rady się do­ga­dać, a mło­dzi są… no cóż, za mło­dzi… bra­ko­wa­ło mi cie­bie…

Znowu kiw­nę­ła, że ro­zu­mie. Uśmiech­nę­ła się do niego. Ści­snął ją lekko. Wy­mi­nął i po­szedł do drzwi.

– Jakby były pro­ble­my to wołaj! – od­wró­cił się w progu.

Wy­szedł. Zenia ode­tchnę­ła. Pod­nio­sła rękę i po­tar­ła oczy. Od­wró­ci­ła się i przyj­rza­ła się biur­ku z ma­gne­to­fo­nem. Diody mru­ga­ły dając znać, że wszyst­ko dzia­ła. Wes­tchnę­ła. Odło­ży­ła brud­ne ka­se­ty i się­gnę­ła po ko­mór­kę. Po­szu­ka­ła dyk­ta­fo­nu. Pod­nio­sła krze­sło, słu­chaw­ki po­ło­ży­ła na bla­cie. Usia­dła i chwi­lę prze­glą­da­ła przy­nie­sio­ne ka­se­ty. Wszyst­kie wy­glą­da­ły tak samo. Ku­pio­ne pew­nie hur­tem, miały czer­wo­ne na­lep­ki z in­for­ma­cją, że trwa­ją 60 minut i zo­sta­ły wy­pro­du­ko­wa­ne w Szcze­ci­nie. Żadna nie była pod­pi­sa­na.

Wsa­dzi­ła pierw­szą do czar­ne­go od­twa­rza­cza. Wci­snę­ła do dołu wy­sta­ją­cy jak ząb duży przy­cisk „start”. Ko­mór­kę po­ło­ży­ła po­mię­dzy słu­chaw­ki. Cien­kie jak rzęsy pa­tycz­ki po­ru­szy­ły się po wy­ry­so­wa­nych wskaź­ni­kach wy­ste­ro­wa­nia. Roz­krę­ci­ła dźwięk do oporu. Od­wró­ci­ła się i za­czę­ła cho­dzić po po­miesz­cze­niu. Poza ka­se­ta­mi, na pod­ło­dze walał się wiel­ki mi­kro­fon. Cie­ka­we, jak bar­dzo był czuły? Po­chy­li­ła się i po­pu­ka­ła siat­ko­wa­te wy­brzu­sze­nie. Pod pa­znok­cia­mi zo­stał brud. Z obrzy­dze­niem otar­ła rękę w spodnie. Wsta­ła i dalej krą­ży­ła po po­ko­ju.

Po­de­szła do go­łych ścian z bru­nat­nej cegły. Przyj­rza­ła się idą­cym w górę ka­blom. Pew­nie w ten spo­sób pod­słu­chi­wa­no gości pen­sjo­na­tu. Zenia wy­krę­ca­ła głowę, by przez dziu­ry w su­fi­cie zo­ba­czyć panią Hen­ry­kę. W jed­nym z otwo­rów wi­dzia­ła jej syl­wet­kę. Mo­gła­by spró­bo­wać ją na­stra­szyć, coś wsa­dzić w dziu­rę, czymś za­stu­kać. Albo krzyk­nąć, ale to pew­nie było bez­ce­lo­we.

Wró­ci­ła do biur­ka. Uło­ży­ła ka­se­ty w chy­bo­tli­wy wieżę. Swo­ista za­ba­wa w jengę po­chło­nę­ła ją cał­ko­wi­cie, że nie za­uwa­ży­ła, że prze­sta­ła być w po­ko­ju sama. Pod­sko­czy­ła, a ka­se­ty roz­sy­pa­ły się na pod­ło­gę, kiedy wy­rósł przed nią Krzy­siek.

– Co ro­bisz? – za­py­tał.

– Prze­pra­szam, ja… – Schy­li­ła się po ka­se­ty jed­no­cze­śnie się­ga­jąc po te­le­fon.

Szef na nią nie pa­trzył. Miał nie­obec­ny wzrok. Ręce wsparł na bio­drach i za­stygł w bez­ru­chu. Słu­chał na­gra­nia.

– Sły­szysz to? – Wska­zał na ma­gne­to­fon.

– T–tak. – Ukrad­kiem wy­łą­czy­ła dyk­ta­fon.

Wciąż stał nad nią, ale nie po­ru­szał się. Wy­glą­dał jak w tran­sie. Po­wo­li pod­nio­sła się z krze­sła.

– Krzy­siek? – Wy­cią­gnę­ła rękę.

– Ja się tym zajmę – Od­parł wresz­cie.

Ob­szedł stół i usiadł na jej miej­scu. Ani na chwi­lę nie spu­ścił wzro­ku z ma­gne­to­fo­nu. Po­krę­cił gło­śność i za­ło­żył słu­chaw­ki na uszy.

Był zbyt za­ję­ty, by zwró­cić na co­kol­wiek in­ne­go uwagę. Zenia wzru­szy­ła ra­mio­na­mi i wy­szła. Była nawet za­do­wo­lo­na. Wró­ci­ła na par­ter. W holu, na la­dzie leżał ska­ner. Wokół niego przy­go­to­wa­no ja­kieś pa­pie­ry. Pew­nie Zyg­muś i Wicia zno­si­li swoje zna­le­zi­ska. Apa­ra­ty fo­to­gra­ficz­ne znik­nę­ły. Mogła tylko przy­pusz­czać, że mło­dzi gdzieś je za­bra­li. Zenia mo­gła­by za­cząć ska­no­wać, ale po pra­wie go­dzin­nym sie­dze­niu w lochu miała ocho­tę się przejść.

Po­de­szła do drzwi fron­to­wych i wyj­rza­ła na po­dwó­rze. Nad lasem za­padł już zmrok. Ich sa­mo­chód był ledwo wi­docz­ny. Ża­ło­wa­ła, że nie wzię­ła la­tar­ki czo­ło­wej. W ostat­nich dniach miała dużo waż­niej­szych pro­ble­mów niż takie za­ku­py.

Od­wró­ci­ła się i po­szła do sto­łów­ki. Może ona i pani Hen­ry­ka chwi­lę po­roz­ma­wia­ją, Zenia dowie się, co stra­ci­ła z pracy biura wtedy, kiedy jej nie było. Star­sza pani na pewno ze­chce udzie­lić jej paru porad. Otwo­rzy­ła znisz­czo­ne drzwi z dykty.

– Dobry wie­czór, przy­szłam za­py­tać…

Za­trzy­ma­ła się w pół zda­nia.

Ciało star­szej pani le­ża­ło bez­wład­nie na krze­śle, z głową od­rzu­co­ną do tyłu. Szkli­ste spoj­rze­nie skie­ro­wa­ne było do su­fi­tu. Z nosa szła stru­ga skrze­płej już krwi, a z ust: szara piana. Ręce zwi­sa­ły wzdłuż tu­ło­wia. Reszt­ki pa­pie­rów, nad któ­ry­mi pra­co­wa­ła, le­ża­ły po­roz­rzu­ca­ne wokół niej na pod­ło­dze. Część z nich miała na sobie krew.

Zenia za­czę­ła krzy­czeć.

Czy­jeś dło­nie za­ci­snę­ły się wokół niej. Ktoś wy­cią­gnął ją z po­ko­ju i ob­ró­cił ku sobie. Zo­ba­czy­ła twarz Zyg­mu­sia.

– Zenka, co się stało? – za­py­tał.

Mocno nią po­trzą­snął, bo chyba wciąż krzy­cza­ła. Wy­beł­ko­ta­ła coś i pod­nio­sła rękę za sie­bie. Wicia, która wła­śnie przy­bie­gła, mi­nę­ła ją i zaj­rza­ła do po­ko­ju. Szyb­ko cof­nę­ła się. Opar­ła ręce na udach, po­chy­li­ła głowę i zwy­mio­to­wa­ła.

Pod Zenią ugię­ły się ko­la­na. Usia­dła na pod­ło­dze i za­kry­ła twarz rę­ko­ma. Czuła, jak wokół niej krąży Zyg­muś, pró­bu­jąc jed­no­cze­śnie uspo­ko­ić ją i Wicię. Miała na­dzie­ję, że przy­naj­mniej on nie wej­dzie do sto­łów­ki. To puste spoj­rze­nie, ta szara piana… po­trzą­snę­ła głową. Mocno za­ci­snę­ła po­wie­ki. Po­czu­ła, że ktoś ją do­ty­ka. To Wicia przy­czoł­ga­ła się do niej po pod­ło­dze. Zyg­muś klę­czał koło nich, wiel­kie ze stra­chu oczy wle­piał w twarz star­szej ko­le­żan­ki.

– Wiesz, co się stało? – za­py­ta­ła dziew­czy­na.

Zenia po­trzą­snę­ła głową. Po­tar­ła ręką po­wie­ki.

– Czy to wylew? – Wicia miała łzy w oczach. – Albo zawał? Pani Hen­ry­ka na coś cho­ro­wa­ła?

– N-nie wiem – Zenia gwał­tow­nie krę­ci­ła głową.

Głę­bo­ko od­dy­cha­ła, by się uspo­ko­ić. Takie rze­czy mogą się zda­rzyć, jak jest się star­szym. Może Hen­ry­ka nie wzię­ła leków. Może w domu był grzyb, który jej za­szko­dził. Może jesz­cze żyje, tylko stra­ci­ła przy­tom­ność. Trze­ba na­tych­miast spro­wa­dzić pomoc! Wy­cią­gnę­ła rękę i opie­ra­jąc się na Zyg­mu­siu wsta­ła.

– Mu­si­my po­wie­dzieć Krzyś­ko­wi – po­wie­dzia­ła. – Jest w piw­ni­cy.

Mło­dzi po­słusz­nie ze­bra­li się z pod­ło­gi i po­dą­ży­li za nią. Zenia wo­la­ła­by nie iść pierw­sza, ale tamci ku­li­li się za nią jak prze­ra­żo­ne szcze­nia­ki.

Znowu zna­la­zła się w piw­ni­cy. Oto­czył ich po­nu­ry za­duch i przy­kry za­pach. Je­dy­ne świa­tło pa­da­ło przez pół­przy­mknię­te drzwi do sali prze­słu­chań, gdzie sie­dział Krzy­siek. Zenia szyb­ko prze­bie­gła ko­ry­tarz. Otwo­rzy­ła drzwi na oścież. Serce w niej za­mar­ło.

Krzy­siek leżał twa­rzą na bla­cie. Oczy miał cały czas otwar­te, szkli­ste i nie­wi­dzą­ce. Słu­chaw­ki wciąż miał na gło­wie, ale od uszu przez po­licz­ki szła struż­ka krwi. Z ust wy­pły­wa­ła szara piana.

Do­sko­czy­ła do niego. Po­trzą­snę­ła bez­wład­ne ra­mio­na. Zdję­ła z uszu słu­chaw­ki, ciało od­chy­li­ła do tyłu. Męż­czy­zna nie re­ago­wał. Cały czas po­wta­rza­ła jego imię. Wy­śli­zgnął się i upadł na pod­ło­gę. Uło­ży­ła na boku. Łzy ci­snę­ły jej się do oczu. Nie wie­dzia­ła, czy coś jej mówi, ale jego usta nie po­ru­sza­ły się. Do­ty­ka­ła pal­ca­mi jego szyi, ale nie wy­czu­wa­ła pulsu.

Pod­nio­sła głowę. Zo­ba­czy­ła, jak Zyg­muś pod­niósł słu­chaw­ki i przy­ło­żył do nich ucho. Zmarsz­czył brwi. Po­je­dyn­cza struż­ka krwi po­ja­wi­ła się w ką­ci­ku jego nosa i za­czę­ła spły­wać w dół. Zenia krzyk­nę­ła i rzu­ci­ła się na niego. Po­cią­gnę­ła za kabel. Ze­rwa­ła mu słu­chaw­ki, ale jed­no­cze­śnie wy­rwa­ła z gniazd­ka ma­gne­to­fo­nu. Młody męż­czy­zna za­mru­gał ocza­mi.

– C-co to? – wy­beł­ko­tał.

Po­czuł krew na war­gach. Pod­niósł rękę i ze zdzi­wie­niem do­tknął ust.

– Nie słu­chaj tego!

Zenia drżą­cy­mi pal­ca­mi wa­li­ła w przzy­ci­ski. Wy­szarp­nę­ła ka­se­tę z kie­sze­ni i rzu­ci­ła ją w kąt po­ko­ju.

Zyg­muś za­chwiał się. Oparł się cięż­ko o biur­ko. Jego oczy za­szły mgłą.

– Mu­si­my go wy­pro­wa­dzić! – Zenia po­szu­ka­ła wzro­kiem Wici, która stała w progu.

Chwy­ci­ły męż­czy­znę pod ra­mio­na i wy­wle­kły z piw­ni­cy. Był cięż­ki i kiedy do­tar­ły do scho­dów, za­czął się trząść. Po­ło­ży­ły go przy re­cep­cji.

– O co cho­dzi? – Wicia pła­ka­ła. – To na­gra­nie… ten głos… o mój Boże!

Ukuc­nę­ła przy Zyg­mu­siu, który za­niósł się kasz­lem.

– Czy to… to jakiś ry­tu­ał? – py­ta­ła ły­ka­jąc łzy.

– Nie wiem! – Zenia krę­ci­ła głową.

Drżą­cą ręką się­gnę­ła do kie­sze­ni po ko­mór­kę. Śli­ski­mi od zim­ne­go potu dłoń­mi wy­stu­ka­ła kod. Zo­ba­czy­ła in­ter­fejs dyk­ta­fo­nu. Te­le­fon wy­su­nął się z ręki.

Wicia sku­li­ła się.

– To jest to! – krzyk­nę­ła wska­zu­jąc pal­cem na ko­mór­kę. – To ten sam głos! Jezus Maria, co to jest?!

Męż­czy­zną tar­gnę­ły kon­wul­sje. Pluł i wy­ka­sły­wał szarą pianę, która na pod­ło­dze mie­sza­ła się z jego krwią. Zenia do­pa­dła Wici.

– Nie słu­chaj tego! – za­kry­ła jej uszy.

– Nie słu­chaj! Nie słu­chaj! Nie słu­chaj! – Wciąż po­wta­rza­ła, cią­gnąc dziew­czy­nę w stro­nę wyj­ścia.

Wicia była zdez­o­rien­to­wa­na, ale szła za nią. Wy­szły przed bu­dy­nek. Do­pie­ro wtedy Zenia ją pu­ści­ła. Po­bie­gły do sa­mo­cho­du. Ko­bie­ta opar­ła się o dach i ode­tchnę­ła. Roz­kasz­la­ła się. Wicia tar­mo­si­ła ją za ramię.

– Co to było?

Zenia po­krę­ci­ła głową.

– Mu­si­my we­zwać pomoc – po­wie­dzia­ła. – Masz ko­mór­kę?

– Zo­sta­ła w mojej to­reb­ce na górze.

– Kurde! – Zenia ude­rzy­ła pię­ścią w bla­sza­ny dach. – Klu­czy­ki do wozu pew­nie ma Krzy­siek.

– Oni… oni… – Wicia osu­nę­ła się na zie­mię.

Ukry­ła twarz w dło­niach i się roz­pła­ka­ła. Zenia spoj­rza­ła na dom. Nie ma rady, musi tam wró­cić. Po swój te­le­fon i klu­cze.

– Nie ru­szaj się! – rzu­ci­ła i po­szła w stro­nę pen­sjo­na­tu.

Zyg­muś wciąż leżał na pod­ło­dze. Nie spraw­dzi­ła, czy żyje. Prze­stą­pi­ła nad cia­łem i po­bie­gła do piw­ni­cy. Co chwi­la oglą­da­ła się za sie­bie. Drżą­cy­mi rę­ka­mi wy­cią­gnę­ła pęk klu­czy wy­sta­ją­cych z płasz­cza Krzyś­ka. Po­spiesz­nie wró­ci­ła na górę. Koło ko­le­gi leżał jej te­le­fon. Pod­nio­sła go z ziemi. Dyk­ta­fon wciąż dzia­łał. Wy­łą­czy­ła go. Wy­bra­ła numer alar­mo­wy i wy­sła­ła wia­do­mość. Pod­nio­sła głowę.

Na progu domu le­ża­ła Wicia. Twarz miała zwró­co­ną w stro­nę re­cep­cji. Pew­nie po­szła po Zenię. Nie zdą­ży­ła przejść przez hol. Padła koło fo­te­la, na któ­rym parę go­dzin wcze­śniej pró­bo­wa­ła od­po­czy­wać.

Te­le­fon za­wi­bro­wał. Zenia wy­łą­czy­ła roz­mo­wę. Wy­bra­ła smsa.

– Je­stem głu­cha – od­pi­sa­ła. 

Koniec

Komentarze

Cześć, Danko!

 

Muszę przy­znać, że ten tekst kupił mnie umie­jęt­nie bu­do­wa­ną at­mos­fe­rą ta­jem­ni­cy i bar­dzo faj­nym od­da­niem kli­ma­tu miej­sca z po­przed­niej epoki. Dy­na­mi­ka mię­dzy bo­ha­te­ra­mi też super się klei jak na tak krót­ką formę, więc brawa za to.

Z dru­giej stro­ny mam tu parę rze­czy, które mnie mi nie do końca grały, cho­ciaż na dłuż­szą metę nie ze­psu­ły ogól­nie do­bre­go wra­że­nia. Na przy­kład motyw ta­jem­ni­czych taśm, hm, mrozi krew w ży­łach, ale jed­nak chcia­ło­by się wie­dzieć, co tam tak na­praw­dę jest albo do­stać jakąś wska­zów­kę, która jesz­cze bar­dziej wy­trą­ci czy­tel­ni­ka z rów­no­wa­gi.

Ale pod­su­mo­wu­jąc, bo nie mam czasu się bar­dziej roz­wo­dzić, nie widzę tu więk­szych zgrzy­tów ję­zy­ko­wych i czy­ta­ło się przy­jem­nie, więc idę do kli­kar­ni.

Po­zdra­wiam

 

Owww, Oidrin, nie mogę prze­stać się czer­wie­nić blush

Danka

Hej,

 

tekst nie­wąt­pli­wie z po­ten­cja­łem, gdyby nad nim jesz­cze po­pra­co­wać ;) Ja mia­łem kilka pro­ble­mów, o czym po­ni­żej.

 

Twist na końcu fajny, acz­kol­wiek kłóci się dla mnie bar­dzo z pierw­szym zda­niem – no bo jak słowa do­cie­ra­ły po­przez to “akwa­rium” skoro nie do­cie­ra­ły… W ogóle mam sporo pro­ble­mów z lo­gi­ką dzia­ła­nia bo­ha­te­rów.

 

Ge­ne­ral­nie mi się po­do­ba, motyw ka­se­ty, znany, ale jed­nak faj­nie za­pre­zen­to­wa­ny, ko­lej­na ka­se­ta w Two­jej twór­czo­ści zresz­tą :)

 

Jesz­cze kilka uwag:

 

Słowa, jak z głę­bo­kie­go akwa­rium, do­tar­ły do niej po cza­sie.

 

Hmmm, hmmm, hmmm…. Czu akwa­rium może być głę­bo­kie, czy ra­czej po­jem­ne, duże? Nigdy nie mia­łem rybek. No i nie wiem, jak głos roz­cho­dzi się w akwa­rium…

 

Sa­mo­chód stał za­par­ko­wa­ny przed ru­ina­mi wy­so­kie­go domu.

Ruina, to wg mnie zbyt mocne słowo. Po­szedł­bym w stro­nę “znisz­czo­ne­go domu”, “za­nie­dba­ne­go domu”.

W nie­któ­rych oknach bra­ko­wa­ło szyb, a zimna wil­goć czar­ny­mi śla­da­mi wdzie­ra­ła się do środ­ka.

Aż się prosi o ja­kieś zgrab­ne po­rów­na­nie, np. “zimna wil­goć czar­ny­mi śla­da­mi od­mro­żeń zna­czy­ła ścia­ny pokoi”.

 

Na par­te­rze były kraty w stylu tych sto­so­wa­nych w szko­łach w la­tach osiem­dzie­sią­tych. 

Po co były kraty w oknach szkół w la­tach 80? Masz ja­kieś źró­dła? Z do­świad­cze­nia wiem, że mon­to­wa­no kraty w oknach szkół w la­tach 90 w sa­lach in­for­ma­tycz­nych, żeby nie kra­dli kom­pu­te­rów ;)

 

Wokół gęst­niał bez­list­ny las.

Dla­cze­go las był bez­list­ny? Czy był to las cho­inek? Jak las mógł gęst­nieć bez liści, igieł? Same łyse ki­ku­ty ra­czej nie po­wo­do­wa­ły­by wra­że­nia gęst­nie­nia. Czy las ozna­cza pust­ko­wie, głu­szę? W kon­tek­ście koń­ców­ki warto by­ło­by takie info dodać.

Bra­ku­je mi także info, co to była za akcja – jak ro­zu­miem dzia­ła­nia w te­re­nie, ale ja przez sporą część tek­stu my­śla­łem, że się prze­pro­wa­dza­ją do nowej sie­dzi­by :D

 

z kawą w ręką i ko­ją­cym świa­tłem mo­ni­to­ra opa­la­ją­cym jej bladą twarz.

“ręku”.

Czy świa­tło mo­ni­to­ra opala? Ra­czej rzuca po­świa­tę…

 

przy­kry­wa­ły ukry­te pu­łap­ki.

Przy­kry­wać, ukry­wać – sama ro­zu­miesz ;)

 

Jako je­dy­na przy­cho­dzi­ła do biura w gar­son­kach

No dobra, a resz­ta jak przy­cho­dzi­ła? W dżin­sach? Gar­son­ka czy gar­ni­tur wy­da­ją mi się okej (tak, może je­stem lekko sta­ro­świec­ki).

 

 

Zimno cią­gną­ce od ziemi mu­sia­ło pod­wie­wać jej krót­kie, pulch­ne nogi, na któ­rych miała tramp­ki od­sła­nia­ją­ce nagie kost­ki i leg­gin­sy. 

Je­że­li coś pod­wie­wa to ra­czej zimny wiatr nie samo zimno. No i pierw­sze sły­szę, żeby pod­wie­wać nogi, ra­czej su­kien­kę, płaszcz, kurt­kę. Zna­cze­nie słowa pod­wiać.

No i jak ona do pracy przy­szła ubra­na, je­stem w szoku :)

 

 

Zdjął bez­prze­wo­do­we słu­chaw­ki i prze­cze­sał grze­by­kiem włosy. Nawet nie rzu­cił okiem na dom. Od razu wyjął ko­mór­kę i za­czął w nią stu­kać.

Grze­by­ka nie wyjął, a ko­mór­kę wyjął – czyli cho­dzi z grze­bie­niem przy­kle­jo­nym do łapy, a ko­mór­kę od czasu do czasu wyj­mu­je? ;) Chyba ra­czej od­wrot­nie.

 

– Ko­bie­ty, ruchy ruchy! – po­ga­niał Krzy­siek wy­ma­chu­jąc rę­ka­mi.

Ce­ni­ła go za tę jego eks­pre­sję. Wiele to uła­twia­ło. 

Tak szo­wi­ni­stycz­nie tro­chę…

 

Nagle od­wró­cił się i zmarsz­czył groź­nie brwi. Za­czął ma­chać w stro­nę wej­ścia, gdzie stała Zenia. Ko­bie­ta otwo­rzy­ła sze­ro­ko oczy. 

– Nie sia­da­my na me­blach! – mówił. – Nic nie nisz­czy­my! 

Zenia spoj­rza­ła za sie­bie. Wicia po­de­rwa­ła się z za­rwa­ne­go fo­te­la. Chwi­lę wcze­śniej mu­sia­ła na nim przy­siąść, wy­mę­czo­na tar­ga­niem sprzę­tu. Apa­ra­ty i ska­ner wa­la­ły się pod jej no­ga­mi. 

 

Wg mnie huk za­rwa­nia fo­te­la, plas Wici spa­da­ją­cej na pod­ło­gę + upa­dek apa­ra­tów i ska­ne­rów, zwró­ci­ły­by uwagę wszyst­kich bar­dziej nim ma­cha­nie rę­ka­mi Krzyś­ka i jego sucha uwaga o nie­nisz­cze­niu “me­bel­ków”. Je­że­li Zenia nie sły­sza­ła tego, po­win­no być to pod­kre­ślo­ne w tek­ście, wg mnie. Okej, koń­ców­ka nieco wy­ja­śnia, kłóci się jed­nak dla mnie z pierw­szym zda­niem z akwa­rium.

 

– Dla cie­bie mam coś spe­cjal­ne­go. – Mru­gnął. – Zej­dziesz ze mną do piw­ni­cy.

Uuuu, 50 sha­des of Grey? ;)

 

Po­dob­ne do tych, które sto­su­ją pra­cow­ni­cy gło­śnych za­kła­dów.

Nie­zręcz­ne wg mnie to sfor­mu­ło­wa­nie.

 

Wy­sy­py­wa­ły się z nich małe ka­se­ty. Po­de­szła bli­żej, przy­klę­kła i wzię­ła do ręki jedną z nich

Ka­se­ta! Dan­ko­wy motyw :)

 

Nie mó­wi­łem tego ni­ko­mu, ale po­dob­no tutaj prze­słu­chi­wa­no człon­ków ka­to­lic­kiej sekty

Ka­to­lic­ka sekta? Wie­rzą w Je­zu­sa, mają księ­ży i pa­pie­ża w Rzy­mie? :D

A tak serio, może le­piej, żeby to była inna niż ka­to­lic­ka ta sekta, no i przy­da­ły­by się dwa słowa, co to była za sekta.

 

– Bę­dziesz sama w piw­ni­cy. Nie­któ­re ko­bie­ty mo­gły­by być prze­ra­żo­ne. 

Szo­wi­ni­sta!

 

– Jakby były pro­ble­my to wołaj! – od­wró­cił się w progu. 

Nie­pasz­czo­we opisy w dia­lo­gach z dużej li­te­ry, po­rad­nik dia­lo­go­wy.

 

Po­chy­li­ła się i po­pu­ka­ła siat­ko­wa­te wy­brzu­sze­nie. Pod pa­znok­cia­mi zo­stał brud. Z obrzy­dze­niem otar­ła rękę w spodnie.

Fajne to z tym bru­dem :)

 

Szkla­ne oczy skie­ro­wa­ne były do su­fi­tu.

Ra­czej: “Szkli­ste spoj­rze­nie skie­ro­wa­ne było na sufit”.

 

– Mu­si­my po­wie­dzieć Krzyś­ko­wi – oznaj­mi­ła. – Jest w piw­ni­cy. 

Dzwo­nić na 112 od razu, po co do Krzyś­ka le­cieć? Prze­cież młody ma ko­mór­kę przy­kle­jo­ną do łapy…

 

Zenia drżą­cy­mi pal­ca­mi wa­li­ła w zę­bo­we przy­ci­ski.

Zę­bo­we? Aż się prosi o roz­wi­nię­cie tego po­rów­na­nia, bo wy­cho­dzi dla mnie dość to­por­nie.

 

Zenia spoj­rza­ła na dom. Nie ma rady, musi tam wró­cić. Po swój te­le­fon i klu­cze. 

Dom był na od­lu­dziu? W pusz­czy, na pu­sty­ni? Od­da­lo­ny o dzie­siąt­ki ki­lo­me­trów od cy­wi­li­za­cji? Ja wiem, że las gęst­niał, ale brak mi ta­kie­go info. Cze­eeeepiam się :P

 

Po­zdra­wiam!

 

Che mi sento di morir

Cześć, Danko!

Kon­cept bar­dzo dobry, su­spens za słaby, fan­ta­sty­ki (hor­ro­ru) trosz­kę. Brawa za wybór bo­ha­te­ra, ale nad nim trze­ba by­ło­by jesz­cze po­pra­co­wać, spró­bu­ję tro­chę na­pi­sać o tym pod ko­niec, tak aby coś na­pi­sać i nic nie na­pi­sać, bo sama wiesz dla­cze­go. ;-)

Mam ma­ru­dze­nia do opo­wia­da­nia:

*re­alizm cza­sów, które opi­su­jesz. Jaki mamy rok akcji (lek­kie te­le­fo­ny, słu­chaw­ki bez­prze­wo­do­we, prze­no­śny ska­ner, pani w IPN z ubie­głej epoki, wspo­mnie­nie że kie­row­nik nim zo­stał, po­nie­waż za­pi­sał się do par­tii. Sprawdź, kiedy IPN zo­stał na­zwa­ny IPNem oraz jakie ma ofi­cjal­ne logo – za­gi­na­ją­ca się li­ter­ka I.

*Brak re­al­no­ści kła­nia się, rów­nież w in­nych aspek­tach. Nie­ste­ty, dużo tego.

*opi­sy­wa­nie z de­ta­la­mi czyn­no­ści/za­cho­wań, które nie­wie­le, choć z pew­ny­mi wy­jąt­ka­mi, wno­szą do hi­sto­rii.

*zde­cy­do­wa­nie ogra­ni­czy­ła­bym licz­bę uży­wa­nych przy­słów­ków i przy­miot­ni­ków. Nie bar­dzo wiem, dla­cze­go za­py­chasz nimi tekst.

Słowa, jak z głę­bo­kie­go akwa­rium, do­tar­ły do niej po cza­sie.

Z akwa­rium nic by nie do­szło, poza tym słowa.

Po be­to­no­wej ścia­nie się­ga­ją­cej dru­gie­go pię­tra piął się bluszcz, o tej porze roku zu­peł­nie nagi. 

Bluszcz w od­róż­nie­niu od wi­no­blusz­czu jest zi­mo­zie­lo­ny. Pew­nie my­śla­łaś o wi­no­blusz­czu, trzy lub pię­cio­list­ko­wym. Jeśli cho­dzi o bluszcz tylko młode pędy mogą prze­ma­rzać. Jeśli dru­gie pię­tro to ra­czej nie jed­no­rocz­ny pęd, gdyż przy­ra­sta max do dwóch me­trów.

W nie­któ­rych oknach bra­ko­wa­ło szyb, a zimna wil­goć czar­ny­mi śla­da­mi wdzie­ra­ła się do środ­ka.

Wil­goć, czar­ny­mi śla­da­mi się wdzie­ra­ła? O czym my­śla­łaś, pleśń, grzyb?

Z dachu wy­sta­wa­ła okrą­gła wieża, do­da­ją­ca bu­dyn­ko­wi jesz­cze jedno pię­tro. Na par­te­rze były kraty w stylu tych sto­so­wa­nych w szko­łach w la­tach osiem­dzie­sią­tych. Drzwi wej­ścio­we rów­nież okra­to­wa­no, ale pręty wy­gi­na­ły się na wszyst­kie stro­ny, a czę­ści nawet bra­ko­wa­ło. Wokół gęst­niał bez­list­ny las.

Okna były za­kra­to­wa­ne?

Co to zna­czy w stylu lat osiem­dzie­sią­tych? Prę­tów wy­gi­na­ją­cych się na wszyst­kie stro­ny też nie ro­zu­miem. Dziew­czy­ny i chło­pa­ki mogą wy­gi­nać swoje ciała w różne stro­ny, a pręty? Sło­wem opis so-so.

Skre­śle­nia – imho, do roz­wa­że­nia do usu­nię­cia.

Jak to gęst­niał, jeśli był bez liści?

Krzy­siek, ich kie­row­nik, wy­gła­dził jej zmię­ty ma­te­riał płasz­cza. Do­pie­ro jak po­ki­wa­ła ener­gicz­nie głową dał jej spo­kój. 

Gła­dził, dałaś czyn­ność skoń­czo­ną(?), a on prze­stał to robić do­pie­ro, gdy po­ki­wa­ła głową.

Wo­la­ła­by sie­dzieć w cie­płym biu­rze, z kawą w ręką i ko­ją­cym świa­tłem mo­ni­to­ra opa­la­ją­cym jej bladą twarz. I słu­chaw­kach na uszach, by nikt do niej nic nie mówił. 

Li­te­rów­ka.

Pod­kre­śle­nie – ciut nie­zgrab­ne. Może, ale to na szyb­ko: "przed mo­ni­to­rem, któ­re­go świa­tło do­się­ga­ło jej twa­rzy i w słu­chaw­kach, aby nikt do niej nie mówił". 

Suche, po­zba­wio­ne ko­lo­ru li­ście le­ża­ły jak gruby koc na ziemi i przy­kry­wa­ły ukry­te pu­łap­ki. 

Suche li­ście mają barwę.

– Pani Zeniu, jest auto do wy­pa­ko­wa­nia – po­wie­dzia­ła niska, star­sza pani. 

Pani Hen­ry­ka była naj­star­szą z ich ekipy i miała jesz­cze stare ma­nie­ry. Jako je­dy­na przy­cho­dzi­ła do biura w gar­son­kach i za­wsze wy­glą­da­ła, jakby za chwi­lę miał do nich wpaść mi­ni­ster. Nigdy nie jadła przy biur­ku, a po każ­dym po­sił­ku myła zęby. Zenia dzi­wi­ła się, że to nie ona zo­sta­ła dy­rek­tor­ką, tylko młod­szy i mniej do­świad­czo­ny Krzy­siek. Ale cóż, taka po­li­ty­ka. On na­le­żał do par­tii, która w ze­szłym roku wy­gra­ła wy­bo­ry, a Hen­ry­ka za­czę­ła pracę przed ’89. 

 

Przed­sta­wiasz nową po­stać. Spró­buj to skon­den­so­wać i podać to, co jest ko­niecz­ne, nie wszyst­ko na raz, nie po­wie­lać.

Po­wtó­rze­nia. 

Sze­ro­ko otwar­te skrzy­dło za­gi­na­ło li­te­rę I w na­pi­sie IPN, któ­rym wy­kle­jo­ny był bok sa­mo­cho­du.

Hmm, jak to moż­li­we, wi­dzia­łaś logo?

Bie­dacz­ka sie­dzia­ła po jego stro­nie, a że był to wy­so­ki męż­czy­zna, mu­sia­ła wci­snąć się w tę reszt­kę miej­sca, jaki zo­sta­wił dla niej po od­su­nię­ciu fo­te­lu do tyłu. 

Jak ro­zu­miem, sie­dzia­ła za nim. Dwie rze­czy: nie pod­kre­śla­ła­bym, że bie­dacz­ka, mu­sia­ła się wci­snąć, reszt­ka; kró­cej, bar­dziej w punkt.

Wicia wy­pchnę­ła się na ze­wnątrz. Wy­szarp­nę­ła i po­pra­wi­ła zmię­ty płaszcz. 

Po­wta­rzasz info i znowu zmię­ty płaszcz.

Zimno cią­gną­ce od ziemi mu­sia­ło pod­wie­wać jej krót­kie, pulch­ne nogi, na któ­rych miała tramp­ki od­sła­nia­ją­ce nagie kost­ki i leg­gin­sy. 

Samo zimno nie pod­wie­wa. xd

Zdjął bez­prze­wo­do­we słu­chaw­ki

Jaki jest czas akcji, bo jeśli to lata dzie­więć­dzie­sią­te to…

Od razu wyjął ko­mór­kę i za­czął w nią stu­kać.

Jw.

Po­dzi­wia­ła, jak po­tra­fił od­ciąć się od spo­łe­czeń­stwa. Nikt nigdy nie za­wra­cał mu głowy, cho­ciaż jego biur­ko stało pierw­sze od wej­ścia. 

Dla­cze­go od spo­łe­czeń­stwa? Chyba od ze­spo­łu, ludzi z nim pra­cu­ją­cych. Poza tym ona była w tym lep­sza.

,Wciąż trzy­ma­jąc te­le­fon wy­cią­gnął puste pudło. Od­szedł w stro­nę bu­dyn­ku cały czas pa­trząc na ekran.

I dalej, jakie to czasy – cię­żar te­le­fo­nu.

Wy­cią­gnął (?), za co „cią­gnął” pu­deł­ko? może wyjął.

oraz jeden prze­no­śny ska­ner.

jw, czas akcji.

Tuż za nią Wicia pa­ko­wa­ła na sie­bie cały drogi sprzęt. Nikt jej nie po­mógł. Szef po­biegł do fron­to­wych drzwi i wiel­kim klu­czem otwo­rzył po­rdze­wia­ły zamek, który i tak wy­glą­dał na dawno wy­rwa­ny. 

Jak to na sie­bie?

Dru­gie pod­kre­śle­nie – jeśli zamek był wy­rwa­ny, po co klucz?

Spoj­rza­ła przed sie­bie, na długą ladę z nie­la­kie­ro­wa­nej sklej­ki, na któ­rej Zyg­muś po­sta­wił swoje pudło. Biur­ko wy­glą­da­ło, jakby zaraz się miało prze­wró­cić i aż dziw­ne, że wy­trzy­ma­ło w tym miej­scu tyle lat. 

Hola, albo lada, albo biur­ko. A jeśli cho­dzi o nie­la­kie­ro­wa­ną sklej­kę, no weź! ;-)

Za ladą, trzy­ma­ją­ca się na ostat­nim haku i prze­chy­lo­na w bok, wi­sia­ła szaf­ka z mnó­stwem ma­leń­kich prze­gró­dek. W nie­któ­rych z nich le­ża­ły jesz­cze po­rdze­wia­łe klu­cze.

Prze­dłu­żasz, ho­te­lu nie wi­dzia­ła, czy co?

Apa­ra­ty i ska­ner wa­la­ły się pod jej no­ga­mi. 

Veto, wi­dzia­łaś kie­dyś fo­to­gra­fa, który kła­dzie swoje apa­ra­ty na brud­nej, za­śmie­co­nej pod­ło­dze i one się „wa­la­ją”?

Niech da chwi­lę od­po­cząć Wici, i tak mu­sia­ła wy­gnieść się w sa­mo­cho­dzie, wci­śnię­ta mię­dzy fotel a dwój­kę po­zo­sta­łych pa­sa­że­rów.

Po pierw­sze Wicia już się ze­rwa­ła, jak na­pi­sa­łaś; po dru­gie po­wta­rzasz in­for­ma­cję o sie­dze­niu Wici za mocno cof­nię­tym fo­te­lem. Czy­tel­nik jest uważ­ny i śle­dzi akcję. 

– Tutaj dzia­łał de­par­ta­ment IV 

Hmm, w pen­sjo­na­cie? Może Sa­mo­dziel­na Grupa Ope­ra­cyj­na „D”, prze­kształ­co­na póź­niej w Wy­dział VI. Znowu kła­nia się czas akcji. Sprawdź. 

– Ja też nie. – Prze­je­chał ręką po bro­dzie. – Dla­te­go tu je­ste­śmy. 

Gest nie­zro­zu­mia­ły.

Pa­trzy­ła się na niego jakąś chwi­lę. Może coś jesz­cze powie o tym ta­jem­ni­czym wy­dzia­le, o któ­rym nikt nic nie wie­dział. Ale on znowu za­czął wy­krzy­ki­wać roz­ka­zy do Wici. 

Pro­po­zy­cja: "Cze­ka­ła. Może doda coś wię­cej, o ta­jem­ni­czym wy­dzia­le, ale…

Wy­da­je mi się, że to ona mogła wie­dzieć wię­cej i była głod­na do­dat­ko­wych usta­leń.

Dziew­czy­na uwi­ja­ła się wokół niego(+,) roz­sta­wia­jąc pudła i wyj­mu­jąc z nich ja­kieś ze­szy­ty i tecz­ki.

Kto przy­niósł te pudła? Przy czym się Wicia uwi­ja­ła?

W pew­nej chwi­li cała trój­ka pod­nio­sła głowy i spoj­rza­ła wy­cze­ku­ją­co na Zenię. Ko­bie­ta zmarsz­czy­ła brwi. Co się stało? 

Zenia to ta ko­bie­ta? Nie­ja­sne, bo za­mien­nik, w do­dat­ku pro­wa­dzisz nar­ra­cję z jej (Zeni) punk­tu wi­dze­nia non stop.

Wska­za­ła pod­bród­kiem na drzwi z dykty za sobą

Po środ­ku nich wid­nia­ła dziu­ra, przez którą widać było przy­gnę­bia­ją­ce po­zo­sta­ło­ści ko­mu­ni­stycz­nej sto­łów­ki.

Drzwi z dykty, kon­tu­ar ze sklej­ki. Wi­dzia­łaś ja­kieś lokum SB?

Po­środ­ku – razem; ra­czej ich sto­łów­ki nie wy­glą­da­ły „ko­mu­ni­stycz­nie”.

Wszyst­ko, co było drew­nia­ne, zo­sta­ło wy­rwa­ne i spa­lo­ne na im­pro­wi­zo­wa­nym pa­le­ni­sku na środ­ku.

Ja­dło­daj­nie w PRLu za­wsze wy­glą­da­ły okrop­nie. Pa­mię­ta­ła to z dzie­ciń­stwa.

Je­steś pewna. ;-)

Zenia nie wró­ży­ła im po­wo­dze­nia, bo chło­pak miał na sobie drogi płaszcz, a dziew­czy­na leg­gin­sy. 

Co mają leg­gin­sy i drogi płaszcz do po­wo­dze­nia? Oto jest py­ta­nie. :DDD

a po­zo­sta­ło­ści po daw­nym ustro­ju trak­to­wa­li bar­dziej jak cie­ka­we zna­le­zi­ska ar­che­olo­gicz­ne  

Stą­pa­ła ostroż­nie, dep­cząc po wkle­pa­nym w stop­nie bru­dzie.

Ry­zy­kow­ne po­rów­na­nie. A scho­dy z czego były i jak się ten brud ob­ja­wiał?

Szła za Krzyś­kiem w mil­cze­niu, uważ­nie go ob­ser­wu­jąc. Sta­ra­ła się do­strzec jakiś ruch na jego twa­rzy, ale on chyba też się nie od­zy­wał.

Hmm, szła za Krzyś­kiem i ob­ser­wo­wa­ła jego twarz? Tyłem szła, czy co? xd 

Za­rdze­wia­łym klu­czem otwo­rzył ko­lej­ne drzwi. 

Spory kom­ple­cik za­rdze­wia­łych klu­czy miał, a nie mogli ich wcze­śniej oczy­ścić, prze­cież to stan­dard, jeśli akcja była przy­go­to­wa­na, a na taką wy­glą­da­ła. Oczysz­czo­ne klu­cze by­ły­by ła­twiej­sze do uży­cia. ;-)

Po­je­dyn­cze pro­mie­nie świa­tła prze­do­sta­wa­ły się przez dziu­ry w su­fi­cie. Zenia śred­nio orien­to­wa­ła się w ar­chi­tek­tu­rze

Tu mnie roz­ba­wi­łaś: dziu­ry w su­fi­cie, po­je­dyn­cze pro­mie­nie, sypie się gruz, a oni sobie cho­dzą. Cie­ka­we, jaki tam był strop i kon­struk­cja, że im na głowy nie spa­dła. Mu­sia­łam wró­cić do po­cząt­ku opo­wia­da­nia i spraw­dzić tagi, gdyż wy­da­wa­ło mi się, że miał być hor­ror, a nie humor i pa­stisz na IPN. 

Chyba prze­strze­ni? 

Część sadzy ze spa­lo­nych mebli prze­do­sta­ła się też tutaj i za­sia­dła na pod­ło­dze i me­blach. 

Osia­dła?

W cen­tral­nym miej­scu stał drew­nia­ny stół ze skom­pli­ko­wa­ną apa­ra­tu­rą ma­gne­to­fo­no­wą.

W kon­tek­ście tego, o czym pi­szesz póź­niej, nie wy­glą­da na zło­żo­ny "dzynks".

Nad sprzę­tem, z ni­skie­go su­fi­tu zwi­sa­ła po­je­dyn­cza ża­rów­ka. Z nie­wia­do­me­go

Powód nie­wy­krę­ce­nia ża­rów­ki jest jasny – drzwi były za­mknię­te.

Mru­gał ocza­mi, bo zdą­żył już się przy­zwy­cza­ić do ciem­no­ści.

Wy­sy­py­wa­ły się z nich małe ka­se­ty.

Czas, czy w tym mo­men­cie się wy­sy­py­wa­ły z sza­fek, ciur­kiem jak woda z ze­psu­te­go kranu?

Na mocno za­ku­rzo­nej po­wierzch­ni nie było żad­nych na­pi­sów. 

Dwie rze­czy: jeden przy­miot­nik do usu­nię­cia i nie­moż­li­wość – ja­kieś ozna­cze­nie mu­sia­ło być, nie „ogar­nę­li­by się” przy tej licz­bie kaset.

Kątem oka zo­ba­czy­ła, jak Krzy­siek nagle drgnął. Zer­k­nę­ła w jego stro­nę. Wła­śnie maj­stro­wał przy wiel­kim od­twa­rza­czu.

Zwra­caj uwagę na ko­lej­ność zda­rzeń. Zo­ba­czy­ła, że drgnął, zer­k­nę­ła w jego stro­nę. maj­stro­wał

– Ale liczę na to, że ty to od­gad­niesz. Mogę cię tu zo­sta­wić? Nie bę­dziesz się bała? 

Dla­cze­go mu­sia­ła od­twa­rzać ka­se­ty w piw­ni­cy na nie­pew­nym brud­nym sprzę­cie? Krzy­siek chciał, aby znisz­czy­ła na­gra­nia? Roz­sąd­niej­sze by­ło­by ze­bra­nie i kaset i sprzę­tu do ich sie­dzi­by.

Wsa­dzi­ła pierw­szą do czar­ne­go od­twa­rza­cza Uni­tra.

To jest ten zło­żo­ny ma­gne­to­fo­no­wy sprzęt?

Zenia dowie się, co stra­ci­ła z pracy biura wtedy, kiedy jej nie było

Szkla­ne oczy skie­ro­wa­ne były do su­fi­tu.

Słabo brzmi, jakby pani Henia miała oczy ze szkła.

Te puste spoj­rze­nie, ta szara piana… po­trzą­snę­ła głową. 

Li­te­rów­ka – "to", lecz mo­żesz usu­nąć bez szko­dy.

Takie rze­czy mogą się zda­rzyć jak jest się star­szym. Może Hen­ry­ka nie wzię­ła leków. Może w domu jest grzyb, który jej za­szko­dził. Może jesz­cze żyje, tylko stra­ci­ła przy­tom­ność. 

Nie­re­al­ne roz­wa­ża­nia, jest hi­sto­ry­kiem, pra­cu­je w IPN od lat.

 

Pod­su­mo­wu­jąc: po­mysł na bo­ha­te­ra dobry, taki z Hitch­coc­ka; lecz hi­sto­ria nie­wy­ja­śnio­na, więc hor­ror – nie­ko­niecz­nie. Warsz­ta­to­wo – dużo po­wtó­rzeń i jed­nak trze­ba za­dbać o re­alia. I po­wra­cam do bo­ha­ter­ki: za dużo wzro­ku w tym tek­ście, a za mało in­nych zmy­słów z róż­nych wzglę­dów (po­czy­taj mity "o"), a z in­nych po­le­cam film "Do­cze­kać zmro­ku" (Young) z Au­drey Hep­burn i opo­wia­da­nia Bo­gu­szew­skiej. 

pzd srd :-)

nie­dziel­ne, choć do piąt­ko­wych tek­stów, ko­men­ty, a

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Hej Ba­se­ment­Key :) Tak, ka­se­ty są strasz­ne, zwłasz­cza jak się wkrę­ca­ły w ma­gne­to­fon albo jak w walk­ma­nie pa­da­ła ba­te­ria i dźwięk zwal­niał. Cre­epy. 

 

Dzię­ki za uwagi. Tak się sku­pi­łam na opi­sie domu że za­po­mnia­łam opi­sać oto­cze­nia XD Dzię­ku­ję że to wy­tkną­łeś, zaraz po­pra­wię.

 

Co do ubrań do biura to przy­znam się, że w IPNie nigdy nie byłam więc nie wiem, jak tam wy­glą­da­ją sze­re­go­wi pra­cow­ni­cy. Na­to­miast w kor­po­ra­cjach obec­nie (tzn przed pan­de­mią) na ogół pa­nu­je luźny dress code i w sumie dziew­czy­ny w leg­gin­sach też się zda­rza­ją. Tam gdzie ja pra­cu­ję czło­wie­ka w gar­ni­tu­rze by wy­śmia­no. Ale to wła­śnie kwe­stia po­ko­le­nio­wa. Moja matka nie wy­obra­ża­ła sobie nie iść do pracy w schlud­nym ko­stiu­mie ma­ry­nar­ka + spód­ni­ca, cho­ciaż pra­co­wa­ła w ap­te­ce więc i tak na to za­rzu­ca­ła far­tuch.

Danka

Hej Asy­lum, dzię­ki za takie do­kład­ne przej­rze­nie tek­stu i wy­pi­sa­nie wszyst­kich uwag :) Bar­dzo mi to po­mo­że.

 

Co do cza­sów to są to lata dwu­ty­sięcz­ne, tak po 2010. Wspo­mnie­nie o pani Hen­ry­ce ma ozna­czać, że ona była ak­tyw­na za­wo­do­wo przed ‘89, a nie że pra­co­wa­ła w IPN. A przy­na­leż­ność do wy­gra­nej par­tii jest ważna na pań­stwo­wych sta­no­wi­skach nawet dzi­siaj, nie oszu­kuj­my się :D Stąd uwaga o Krzyś­ku. Jeśli masz jesz­cze ja­kieś uwagi o IPN to bar­dzo chęt­nie po­słu­cham, bo przy­znam, że w re­aser­chu bar­dziej sku­pia­łam się na SB i ich ta­śmach. Omó­wio­nych swoją drogą na yt IPN co jest super spra­wą! Wy­obra­żam sobie, że pra­cow­ni­cy IPNu nie ru­sza­ją w teren jak In­dia­na Jones, no ale praw­dzi­wi ar­che­olo­dzy nie są jak on więc tutaj mu­sisz mi wy­ba­czyć brak re­ali­zmu.

 

 

Danka

Dzię­ki, Danko, za od­po­wiedź!

Jeśli w 2010, w takim razie ze ska­ne­rem i te­le­fo­na­mi jest ok. Co do przy­na­leż­no­ści do par­tii, ra­czej ste­reo­typ, bo za­le­ży która i jak bar­dzo. Ri­sercz nt. IPN – wy­da­je mi się ko­niecz­ny, tym przy­pad­ku. Taśmy SB są cho­ler­nie pry­mi­tyw­ne, albo tylko za­pi­ski: wy­my­ślan­ki na bazie stra­chu prze­słu­chu­ją­ce­go lub prze­słu­chi­wa­ne­go. 

Fe­no­men przez Cie­bie opi­sa­ny, przy­wo­ła­ny jest trosz­kę zni­kąd. Bra­ku­je umo­co­wa­nia.

A poza tym nie ma nic do wy­ba­cza­nia! :-) Pisz!

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Hmm, skoro szef kazał jej się zająć ka­set­mi, to nie wie­dział o jej głu­cho­cie. Jak to moż­li­we? Do­my­ślam się, że czy­ta­ła z ruchu ust, ale kiedy Krzy­siek ją bu­dził, coś tam jed­nak usły­sza­ła. Dalej, na ich miej­scu pew­nie wpa­dła­bym tam, zgar­nę­ła, co było do zgar­nię­cia i wra­ca­ła. Po takim cza­sie, w ta­kich wa­run­kach do­ku­men­ty, a już w szcze­gól­no­ści ka­se­ty mogą wy­ma­gać spe­cja­li­stycz­nej ob­rób­ki.

Po­mysł fajny, ale IMO wy­ma­ga do­pra­co­wa­nia.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hej Irka, dzię­ki za ko­men­tarz.

 

Co do szefa, że nie wie­dział o głu­cho­cie to dla­te­go, że wła­śnie wró­ci­ła z L4 i była przed roz­mo­wą:

Ostat­nio miała swoje pro­ble­my, któ­ry­mi z nikim się nie po­dzie­li­ła. Do­pie­ro wró­ci­ła z dłu­gie­go L4. Cze­ka­ła ją po­waż­na roz­mo­wa z Krzyś­kiem. Ale on upie­rał się, że ma z nimi je­chać. Po­ga­da­ją póź­niej.

Ro­zu­miem, że ko­lej­nym za­rzu­tem jest to, czemu nie ze­bra­li ze sobą rze­czy i nie spa­da­li, tylko zo­sta­li i ba­da­li na miej­scu.

 

Jakie jesz­cze wg Cie­bie rze­czy wy­ma­ga­ją do­pra­co­wa­nia? :) Chęt­nie się nad tym po­chy­lę.

 

Po­zdra­wiam

Danka

“Z ar­chi­wum X” wer­sja pol­ska? Czemu nie? :)

Tak więc kon­cept masz, bar­dzo zresz­tą fajny. Roz­pi­skę na to, co się dzie­je także oraz koń­co­wy twist także. To fajne po­my­sły, wy­ma­ga­ją jed­nak w samym tek­ście do­szli­fo­wa­nia.

Naj­bar­dziej rzuca się w oczy twist, który parę razy jest su­ge­ro­wa­ny w tek­ście, ale za­ra­zem zda­rza­ją się zda­nia, po któ­rych można wnio­sko­wać coś prze­ciw­ne­go (jak np. to prze­bu­dze­nie przy Krzyś­ku).

Po­dob­nie jest z tem­pem. Z jed­nej stro­ny hor­ror to nie­śpiesz­ny ga­tu­nek, ba­zu­ją­cy na kli­ma­tycz­nych opi­sach. Z dru­giej – prze­cią­gnij akcję zbyt wiel­ką ich ilo­ścią, a za­bi­jesz na­pię­cie, tak nie­odzow­ne w tym ga­tun­ku. U Cie­bie mam wra­że­nie prze­sy­tu, zwłasz­cza na po­cząt­ku, gdy dro­bia­zgo­wo opi­su­jesz mi każ­de­go człon­ka ekipy w każ­dym szcze­gó­le. Z tego za­pa­mię­ta­łem, że Hen­ry­ka to star­sza pani, Krzy­siek to szef z kon­tak­ta­mi w od­po­wied­niej par­tii, a sama bo­ha­ter­ka była na L4. Resz­ta in­for­ma­cji ucie­kła nie­ste­ty. Stąd le­piej po­da­wać ko­lej­ne dane po kolei, stop­nio­wo, by był czas je przy­swo­ić. A inne wy­ciąć, bo może nie są po­trzeb­ne dla sa­me­go tek­stu.

W samym opo­wia­da­niu cza­sa­mi coś mi chro­bo­ta­ło od stro­ny tech­nicz­nej, ale czy­ta­ło się nie­źle.

Tak więc taki to kon­cert fa­jer­wer­ków: fajny po­mysł wyj­ścio­wy, ale wy­ko­na­nie wy­ma­ga do­pra­co­wa­nia.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Hej No­Whe­re­Man dzię­ki za ko­men­tarz :) Masz rację z tym hor­ro­rem, to trud­ny ga­tu­nek pod wzglę­dem pa­cin­gu. Samej mi się zda­rza­ło prze­wi­jać po­cząt­ki nie­któ­rych hor­ro­rów żeby wresz­cie za­czę­ło się coś dziać :) W takim razie spoj­rzę jesz­cze raz na po­czą­tek i po­wy­ci­nam zbęd­ne ozda­bia­cze.

I dzię­ki za to “Z ar­chi­wum X” wła­śnie taki efekt chcia­łam uzy­skać <3

Danka

Słowa, jak z głę­bo­kiej wody, do­tar­ły do niej po cza­sie. Ktoś tar­mo­sił ją za lewe ramię. Otwo­rzy­ła oczy. Za­mru­ga­ła. Sa­mo­chód stał za­par­ko­wa­ny przed znisz­czo­nym domem. Po be­to­no­wej ścia­nie się­ga­ją­cej dru­gie­go pię­tra piął się wi­no­bluszcz, o tej porze roku zu­peł­nie nagi.

Dla­cze­go z głę­bo­kiej wody? Do czego to się od­no­si? Po­rów­na­nia po­win­ny mieć od­bi­cie w tek­ście. O nar­ra­to­rze bę­dzie niżej, ale już tu sy­gna­li­zu­ję: jeśli nar­ra­tor wszech­wie­dzą­cy, to wie, kto tar­mo­sił. Jeśli pa­trzy oczy­ma bo­ha­te­ra, to te są za­mknię­te. Zenka mogła czuć.

Otwo­rzy­ła oczy. Za­mru­ga­ła. Potem sa­mo­chód. Za duży prze­skok. Jako czy­tel­nik do­my­ślam się, że skoro otwo­rzy­ła oczy, to wi­dzia­ła sa­mo­chód. A tu nie. Ona spała w sa­mo­cho­dzie. Więc: otwo­rzy­ła oczy. Przez szybę sa­mo­cho­du zo­ba­czy­ła znisz­czo­ny dom.

 

Ktoś znowu nią po­trzą­snął. Skrzy­wi­ła się i spoj­rza­ła w bok.

Określ jasno nar­ra­to­ra. Tutaj nar­ra­tor nie wie kim jest po­trzą­sa­ją­cy, a za chwi­lę oznaj­mia, że to Krzy­siek. Z kolei, jeśli nar­ra­tor pro­wa­dzi fa­bu­łę z per­spek­ty­wy bo­ha­ter­ki, to po pierw­sze albo wi­dzia­ła „kto­sia” (wów­czas od razu by go roz­po­zna­ła), albo czuła szar­pa­nie.

 

Zimny dreszcz prze­biegł jej po ple­cach.

Czy to po­wtó­rze­nie jest ce­lo­we?

 

wy­sta­ją­cy konar

Chyba ko­rzeń. :-)

 

le­ża­ły jak gruby koc na ziemi.

Le­ża­ły na ziemi jak koc na ziemi. (A przy­naj­mniej tak mi się wy­da­je. :-))

 

Drob­ne palce do­tknę­ły ją po­wy­żej łok­cia.

Dalej mam pro­blem z nar­ra­to­rem. Teraz jest to wszech­wie­dzą­cy, bo prze­cież gdyby opi­sy­wał świat z per­spek­ty­wy bo­ha­ter­ki, mu­sia­ła­by pa­trzeć w miej­sce do­tknię­cia, by stwier­dzić, że palce są drob­ne.

Nie będę już wspo­mi­nał o nar­ra­to­rze. :-)

 

po po­sił­ku myła zęby.

To cze­pial­stwo, ale czy to ozna­ka sta­rych ma­nier?

 

zo­sta­ła dy­rek­tor­ką, tylko młod­szy i mniej do­świad­czo­ny Krzy­siek.

Dy­rek­tor, czy kie­row­nik? Wcze­śniej pi­szesz, że Krzy­siek jest kie­row­ni­kiem.

 

’89.

Słow­nie.

 

Wici, która po­wo­li wy­cho­dzi­ła z auta. Sie­dzia­ła po jego stro­nie,

Wy­cho­dzi­ła a potem sie­dzia­ła. Niby można się do­my­ślić o co biega, ale tro­chę nie­zręcz­nie IMO. Pro­po­nu­ję w ten spo­sób. Spoj­rzał w stro­nę Wici, która gra­mo­li­ła się na tyl­nym sie­dze­niu. Zaj­mo­wa­ła miej­sce za fo­te­lem kie­row­cy, itd.

 

Ruch od stro­ny sa­mo­chody u

 

Ce­ni­ła go za tę jego eks­pre­sję

„Nie­le­gal­ne” zgro­ma­dze­nie za­im­ków.

 

Za re­cep­cją wi­sia­ła prze­krzy­wio­na szaf­ka na klu­cze. Krzy­siek prze­glą­dał po­zo­sta­wio­ne klu­cze.

Za bli­sko.

że mie­ścił się tu wy­dział e.

Po pierw­sze „E”. Mała li­te­ra su­ge­ru­je, że to li­te­rów­ka. Po dru­gie De­par­ta­men­ty miały piony, a wy­dzia­ły znaj­do­wa­ły się w Ko­men­dach Wo­je­wódz­kich Urzę­du Spraw We­wnętrz­nych.

 

 wyj­mu­jąc ja­kieś ze­szy­ty i tecz­ki.

I też bę­dzie do­brze. :-)

 

Teraz lekki za­rzut do fa­bu­ły. Cho­dzą, noszą tecz­ki, cho­dzą, sie­dzą. Jakaś akcja już by się przy­da­ła.

 

gdzie Wicia roz­sta­wi­ła ge­ne­ra­tor.

Cie­ka­we kto przy­tasz­czył ge­ne­ra­tor. Sku­pi­łaś się na tecz­kach, pu­stych pu­dłach, a to był naj­więk­szy kla­mor. Do tego pa­li­wo w bań­kach. IMO, fajny motyw do pod­bi­cia przy po­cząt­ko­wym opi­sie.

 

– Brud­no tu – po­wie­dzia­ła. – To skan­dal, że pan Krzysz­tof mnie z wami przy­wiózł!

Nie ro­zu­miem mo­ty­wa­cji bo­ha­ter­ki do ta­kie­go wy­bu­chu.

 

Oboje mieli nie­wie­le ponad dwa­dzie­ścia lat,

Tacy mło­dzi śled­czy IPN. Nie­wie­le ponad dwa­dzie­ścia lat, toż to jesz­cze stu­den­ci.

 

od­pa­lił la­tar­kę

Ra­czej włą­czył, chyba że miała sil­nik spa­li­no­wy.

 

dep­cząc po wkle­pa­nym w stop­nie bru­dzie

Kle­pać można dło­nią. Ra­czej wtar­tym.

 

Iskry prze­sko­czy­ły pod przy­ci­skiem

Opraw­ki ża­ró­wek były puste. Skąd iskry, skoro obwód się nie za­mknął?

 

drew­nia­ny stół ze ma­gne­to­fo­nem uni­tra.

 

szefa grupy ro­bi­czej.

Coś tu zja­dło.

 

trwa­ją 60 minut

Krót­ki ten ich żywot. A serio. In­for­ma­cja, że na ta­śmie można za­pi­sać sześć­dzie­siąt minut dźwię­ku.

 

zo­sta­ły wy­pro­du­ko­wa­ne w Szcze­ci­nie.

Wi­skord ka­se­ty pro­du­ko­wał od 76. To oczy­wi­ście detal, ale oso­bi­ście bar­dziej ob­sta­wiał­bym Sti­lon z Go­rzo­wa, który był głów­nym pro­du­cen­tem kaset i wła­ści­wie jest naj­le­piej roz­po­zna­wal­ny. Sti­lon był też pro­du­cen­tem taśm szpu­lo­wych uży­wa­nych przed ka­se­ta­mi.

 

gości pen­sjo­na­tu

Sie­dzi­ba ja­kie­goś pionu SB. Jeśli dzia­łał nor­mal­nie, to chciał­bym wie­dzieć jaki był me­cha­nizm dzia­ła­nia, który po­wo­do­wał, że go­ście byli tu kie­ro­wa­ni we­dług ja­kie­goś klu­cza.

 

W jed­nym z otwo­rów wi­dzia­ła jej syl­wet­kę.

Z ja­kie­go ma­te­ria­łu był wy­ko­na­ny strop? Jeśli beton, to trze­ba się na­tru­dzić, by wybić dziu­ry. Jeśli drew­no, to żaden z tego pokój prze­słu­chań.

 

Pod­sko­czy­ła, a ka­se­ty roz­sy­pa­ły się na pod­ło­gę,

Wy­jąt­ko­wo nie­pro­fe­sjo­nal­ne za­cho­wa­nie zwa­żyw­szy na wagę ma­te­ria­łu do­wo­do­we­go.

Ob­szedł stół i usiadł na jej miej­scu.

W takim razie uczy­nił to dwu­krot­nie. Wcze­śniej stał nad nią.

 

Czy­jeś dło­nie za­ci­snę­ły się wokół niej. Ktoś wy­cią­gnął ją z po­ko­ju i ob­ró­cił ku sobie. Zo­ba­czy­ła twarz Zyg­mu­sia.

Po­na­wiam apel o okre­śle­nie jed­nej, spój­nej roli nar­ra­to­ra.

 

Oczy miał cały czas otwar­te

 

Uło­ży­ła na boku.

Co uło­ży­ła.

 

Nie wie­dzia­ła, czy coś jej mówi, ale jego usta nie po­ru­sza­ły się.

Nie ro­zu­miem.

 

Pod­nio­sła głowę. Zo­ba­czy­ła, jak Zyg­muś pod­niósł słu­chaw­ki i przy­ło­żył do nich ucho.

 

Wicia była zdez­o­rien­to­wa­na, ale szła za nią. Wy­szły przed bu­dy­nek. Do­pie­ro wtedy Zenia ją pu­ści­ła. Po­bie­gły do sa­mo­cho­du. Ko­bie­ta opar­ła się o dach i ode­tchnę­ła. Roz­kasz­la­ła się. Wicia tar­mo­si­ła ją za ramię.

IMO, ba­ła­gan się zro­bił.

 

– Zo­sta­ła w mojej to­reb­ce na górze.

Tak od razu to stwier­dzi­ła? Ja bym po­szu­kał po kie­sze­niach.

 

Drżą­cy­mi rę­ka­mi wy­cią­gnę­ła pęk klu­czy wy­sta­ją­cych z płasz­cza Krzyś­ka.

Jeśli to był sa­mo­chód służ­bo­wy to ra­czej jeden klu­czyk.

 

– Je­stem głu­cha – od­pi­sa­ła. 

Kiedy ogłu­chła?

 

Pod­su­mo­wu­jąc. Bar­dzo po­le­cam be­to­wa­nie tek­stu przed pu­bli­ka­cją.

Głowa do góry. Nie mę­czy­ło mnie czy­ta­nie, nic a nic.

Hej Ma­ne­Te­kel­Fa­res dzię­ki za ob­szer­ne spraw­dze­nie tek­stu.

 

Co do kaset to ja mia­łam przed oczy­ma te takie czer­wo­ne pro­du­ko­wa­ne przez Wi­skord. Nie wiem, czy jest po­trze­ba zmia­ny na Sti­lon, ale dzię­ki za po­dzie­le­nie się tym szcze­gó­łem :) Jak będę chcia­ła akcję umie­ścić przez ‘76 wezmę to pod uwagę.

 

Po dru­gie De­par­ta­men­ty miały piony, a wy­dzia­ły znaj­do­wa­ły się w Ko­men­dach Wo­je­wódz­kich Urzę­du Spraw We­wnętrz­nych.

Co do tego to po­słu­gi­wa­łam się wi­ki­pe­dią do usta­le­nia, kto komu pod­le­gał. Z tego zro­zu­mia­łam, że de­par­ta­ment był po­dzie­lo­ny na wy­dzia­ły. A wy­dzia­ły jesz­cze dzie­li­ły się na piony, tak? Dzia­ła­nie Służb Bez­pie­czeń­stwa bar­dzo mnie in­te­re­su­je więc jeśli masz li­te­ra­tu­rę do ple­ce­nia, to bar­dzo chęt­nie zaj­rzę (no bo ile razy można oglą­dać “Psy” ;) )

 

Po­zdra­wiam

Danka

Li­te­ra­tu­ry nie po­le­cę. Też ko­rzy­sta­łem z ogól­no­do­stęp­nych źró­deł. Świa­teł­ko mi się za­pa­li­ło, bo pa­mię­tam re­for­mę po­li­cji po ‘98 i wtedy wy­dzia­ły w ko­men­dach po­wia­to­wych za­mie­nio­no na sek­cje (wy­dzia­ły wciąż w tra­dy­cji “przy­słu­gi­wa­ły” wo­je­wódz­twom). Zatem, przyj­mu­ję z dużą dozą praw­do­po­do­bień­stwa: de­par­ta­ment -pion, a wy­dział de­par­ta­men­tu – pion.

 

Cześć, danka!

Dobre opo­wia­da­nie, na po­cząt­ku akcja pły­nie, póź­niej wszyst­ko strze­la jak z bicza, aż by się chcia­ło czy­tać dalej. I tego dalej mi tutaj trosz­kę za­bra­kło. Jak nie do końca wy­ja­śnio­na za­gad­ka w po­wie­ści de­tek­ty­wi­stycz­nej – z dru­giej stro­ny łatwo by było prze­sa­dzić gdyby po­mysł eks­plo­ro­wać za bar­dzo, a sam po­mysł wydał mi się cie­ka­wy. Po­rząd­ny twist na końcu faj­nie za­my­ka ca­łość.

Po­zdro­wie­nia!

No cóż, przy­kro mi to mówić, ale lek­tu­ry Wy­dzia­łu IV nie mogę uznać za sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cą.

Nic mi się w tym opo­wia­da­niu kupy nie trzy­ma. Nie wiem dla­cze­go ekipa po­je­cha­ła do bu­dyn­ku opusz­czo­ne­go od ponad dwu­dzie­stu lat, zruj­no­wa­ne­go i splą­dro­wa­ne­go. Co miała na­dzie­ję tam zna­leźć? Co chcia­ła fo­to­gra­fo­wać? Co ska­no­wać?

Nie wie­rzę, że w bu­dyn­ku osta­ły się ja­kieś taśmy i spraw­ny sprzęt do ich od­twa­rza­nia – ci któ­rzy zde­mo­lo­wa­li wnę­trza z ła­two­ścią  upo­ra­li­by się z drzwia­mi z dykty i wy­nie­śli wszyst­ko, co da­ło­by się wy­nieść.

Bra­ku­je mi ja­kie­go­kol­wiek wy­tłu­ma­cze­nia, co tam się stało, dla­cze­go do­szło do śmier­ci Hen­ry­ki i Krzysz­to­fa?

Hor­ro­ru tu tyle, co kot na­pła­kał – znisz­czo­ny bu­dy­nek, brud­ny i za­pusz­czo­ny mógł­by stać się nie­złą sceną dla nie­co­dzien­nych i prze­ra­ża­ją­cych wy­da­rzeń, ale same opisy zmar­łych bo­ha­te­rów nie zro­bi­ły na mnie szcze­gól­ne­go wra­że­nia. Nie za­uwa­ży­łam też, aby była tu choć­by odro­bi­na fan­ta­sty­ki.

Iry­tu­ją­ce jest, moim zda­niem, pi­sa­nie o do­ro­słych lu­dziach tak, jakby byli dzieć­mi – Zenia, Henia, Wicia, Zyg­muś.

Wy­ko­na­nie, co stwier­dzam z ogrom­nym smut­kiem, po­zo­sta­wia bar­dzo wiele do ży­cze­nia.

 

Sa­mo­chód stał za­par­ko­wa­ny przed znisz­czo­nym domem. ―> Skoro był za­par­ko­wa­ny, to chyba zro­zu­mia­łe, że stał.

 

Wokół gęst­niał póź­no­je­sien­ny las. ―> Co spra­wia­ło, że las gęst­niał i jak to się od­by­wa­ło?

 

Krzy­siek, ich kie­row­nik, gła­dził jej zmię­ty ma­te­riał płasz­cza. ―> Pro­po­nu­je zwy­czaj­nie: Krzy­siek, ich kie­row­nik, gła­dził jej zmię­ty płasz­cz.

 

i ko­ją­cym świa­tłem mo­ni­to­ra oświe­tla­ją­cym jej bladą twarz. ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

Zimny dreszcz prze­biegł jej po ple­cach. ―> Drugi dreszcz? Bo trzy zda­nia wcze­śniej masz iden­tycz­ne zda­nie.

 

Jako je­dy­na przy­cho­dzi­ła do biura w gar­son­kach… ―> Jako je­dy­na przy­cho­dzi­ła do biura w gar­son­ce

Chyba że miała na sobie kilka gar­so­nek.

 

Teraz Krzy­siek żywo ge­sty­ku­lo­wał w stro­nę Wici… ―> Na czym po­le­ga ge­sty­ku­lo­wa­nie w czy­jąś stro­nę?

 

mu­sia­ła wci­snąć się w tę reszt­kę miej­sca, jaki zo­sta­wił… ―> Li­te­rów­ka.

 

pulch­ne nogi, na któ­rych miała tramp­ki od­sła­nia­ją­ce nagie kost­ki i leg­gin­sy. ―> Czy by­wa­ją tramp­ki za­sła­nia­ją­ce leg­gin­sy?

 

na kon­tu­ar re­cep­cji z nie­la­kie­ro­wa­nej sklej­ki, na któ­rym Zyg­muś po­sta­wił swoje pudło. Stół wy­glą­dał, jakby zaraz miał się prze­wró­cić… ―> Kon­tu­ar nie jest sto­łem.

 

Za re­cep­cją wi­sia­ła prze­krzy­wio­na szaf­ka na klu­cze. ―> Je­stem pewna, że szaf­ka na klu­cze wi­sia­ła w re­cep­cji, nie za nią.

 

– Tak na­praw­dę to była sie­dzi­ba SB.Prych­nął. ―> – Tak na­praw­dę to była sie­dzi­ba SB – prych­nął.

Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać dia­lo­gi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Po środ­ku wid­nia­ła dziu­ra… ―> Pośrod­ku wid­nia­ła dziu­ra

 

Ja­dło­daj­nie w PRLu za­wsze… ―> Ja­dło­daj­nie w PRL-u za­wsze

 

Ka­za­ła usta­wić je­dy­ny stół na środ­ku, tuż nad pa­le­ni­skiem. ―> Nie wie­rzę, aby w dość dużym po­miesz­cze­niu, za­miast w miej­scu, gdzie pod­ło­ga nie jest znisz­czo­na, ktoś usta­wił sto­łów­ko­wy sto­lik nad dziu­rą w pod­ło­dze i za­siadł przy nim do pracy – to jest wbrew zdro­we­mu roz­sąd­ko­wi, a pani Hen­ry­ka na głu­pią nie wy­glą­da.

 

po­zo­sta­ło­ści po daw­nym ustro­ju trak­to­wa­li jak cie­ka­we zna­le­zi­ska ar­che­olo­gicz­ne niż ślady bo­le­snej i nie tak daw­nej hi­sto­rii. ―> Tu chyba miało być: …po­zo­sta­ło­ści po daw­nym ustro­ju trak­to­wa­li bar­dziej/ ra­czej jak cie­ka­we zna­le­zi­ska ar­che­olo­gicz­ne, niż ślady bo­le­snej i nie tak daw­nej hi­sto­rii.

 

Otwo­rzył zna­le­zio­ny­mi klu­cza­mi so­lid­ne drzwi… ―> Nie wie­rzę, że w tym bu­dyn­ku były ja­kie­kol­wiek drzwi za­mknię­te na klucz. Nie wie­rzę, że bez­dom­ni ich nie otwo­rzy­li/ wy­ła­ma­li.

 

od­pa­lił la­tar­kę i wszedł… ―> …zapa­lił/ włą­czył la­tar­kę i wszedł

 

dep­cząc po wkle­pa­nym w stop­nie bru­dzie. ―> Kto wkle­py­wał brud w stop­nie?

 

Pew­nie ci sami bez­dom­ni, co ogrze­wa­li się… ―> Pew­nie ci sami bez­dom­ni, któ­rzy ogrze­wa­li się

 

Sta­ra­ła się do­strzec jakiś ruch, ale on chyba też się nie od­zy­wał. ―> Czy do­brze ro­zu­miem, że ruch praw­do­po­dob­nie mil­czał?

 

stał drew­nia­ny stół ze ma­gne­to­fo­nem uni­tra. ―> …stał drew­nia­ny stół z ma­gne­to­fo­nem Uni­tra.

 

z ni­skie­go su­fi­tu zwi­sa­ła po­je­dyn­cza ża­rów­ka. Zenia spraw­dzi­ła włącz­nik przy drzwiach. Dusz­ny pokój wy­peł­ni­ło żół­ta­we świa­tło. ―> Kto przez te dzie­siąt­ki lat pła­cił za prąd do­pro­wa­dza­ny do zruj­no­wa­ne­go bu­dyn­ku?

 

to był prio­ry­tet dla każ­de­go szefa grupy ro­bi­czej. ―> Li­te­rów­ka.

 

Od­wró­ci­ła się i przyj­rza­ła się biur­ku… ―> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

z in­for­ma­cją, że trwa­ją 60 minut… ―> …z in­for­ma­cją, że trwa­ją sześć­dzie­siąt minut

Li­czeb­ni­ki za­pi­su­je­my słow­nie.

 

Uło­ży­ła ka­se­ty w chy­bo­tli­wy wieżę. ―> Li­te­rów­ka.

 

Swo­ista za­ba­wa w jengę po­chło­nę­ła ją cał­ko­wi­cie, że nie za­uwa­ży­ła… ―> Swo­ista za­ba­wa w jengę po­chło­nę­ła ją cał­ko­wi­cie i nie za­uwa­ży­ła… Lub: Swo­ista za­ba­wa w jengę po­chło­nę­ła ją tak bar­dzo, że nie za­uwa­ży­ła

 

T–tak. ―> T-tak.

W tego typu za­pi­sie uży­wa­my dy­wi­zu, nie pół­pau­zy.

 

– Ja się tym zajmę – Od­parł wresz­cie. ―> – Ja się tym zajmę – od­parł wresz­cie.

 

Po­krę­cił gło­śność i za­ło­żył słu­chaw­ki na uszy. ―> Li­te­rów­ka.

 

Szkli­ste spoj­rze­nie skie­ro­wa­ne było do su­fi­tu. ―> Szkli­ste spoj­rze­nie skie­ro­wa­ne było na sufit/ ku su­fi­to­wi.

 

Z nosa szła stru­ga skrze­płej już krwi… ―> Skoro krew skrze­pła to chyba już nie szła.

 

To Wicia przy­czoł­ga­ła się do niej po pod­ło­dze. ―> Zbęd­ne do­po­wie­dze­nie – czy Wicia mogła przy­czoł­gać się ina­czej, nie po pod­ło­dze?

 

Krzy­siek leżał twa­rzą na bla­cie. Oczy miał cały czas otwar­te, szkli­ste i nie­wi­dzą­ce. ―> Skoro leżał twa­rzą na bla­cie, to oczy nie po­win­ny być wi­docz­ne.

 

Z ust wy­pły­wa­ła szara piana. ―> Ust też nie po­win­no być widać.

 

Po­je­dyn­cza struż­ka krwi po­ja­wi­ła się w ką­ci­ku jego nosa i za­czę­ła spły­wać w dół. ―> Masło ma­śla­ne – czy coś może spły­wać w górę?

Gdzie znaj­du­je się kącik nosa?

 

Zenia drżą­cy­mi pal­ca­mi wa­li­ła w przzy­ci­ski. ―> Li­te­rów­ka.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Jest jakiś po­mysł na hor­ror, ale szcze­gó­ły do mnie nie prze­mó­wi­ły.

Na przy­kład nie wie­rzę, że szef nie ma po­ję­cia o głu­cho­cie pod­wład­nej. OK, niby była na L4, ale o ta­kich rze­czach w każ­dej fir­mie się plot­ku­je, aż trzesz­czy. A poza tym spę­dzi­li drogę w jed­nym sa­mo­cho­dzie, była scena, jak to bo­ha­ter­ka nie usły­sza­ła, że Hen­ry­ka ją woła… Po tym wszyst­kim zle­ce­nie nie­sły­szą­cej oso­bie od­słu­cha­nia nie­opi­sa­nych taśm wy­da­je się strasz­nie na­cią­ga­ne. Ale niech­by. Dla­cze­go Zenia nie za­pro­te­sto­wa­ła?

a naj­bliż­szy są­siad znaj­do­wał się dwa­dzie­ścia minut drogi sa­mo­cho­dem stąd.

To by było co naj­mniej dwa­dzie­ścia ki­lo­me­trów. Gdzie w Pol­sce jest tak do­sko­na­le izo­lo­wa­ne miej­sce?

 

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka