- Opowiadanie: Outta Sewer - Abrakadabra

Abrakadabra

Ser­decz­ne po­dzię­ko­wa­nia dla dwój­ki do­cie­kli­wych be­tu­ją­cych, któ­rzy po­mo­gli do­pro­wa­dzić do po­rząd­ku po­mysł i do­szli­fo­wać spo­sób jego opo­wie­dze­nia. A mowa o uzyt­kow­ni­kach ukry­wa­ją­cych się pod nic­ka­mi Sa­gitt oraz Mor­der­ca­Bez­Ser­ca. Dzię­ki, pa­no­wie.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Abrakadabra

Nad­cho­dzi pierw­sze, wy­raź­ne.

Więc jest tak, jak mówią. Cho­ciaż nie do końca. To w sumie za­baw­ne, bo kto niby miał szan­sę o tym opo­wie­dzieć? Jed­no­cze­śnie jest to rów­nież zna­mien­ne, po­nie­waż teo­re­tycz­nie mam jesz­cze chwi­lę żeby się roz­my­ślić. Wy­glą­da jed­nak na to, że de­cy­zja zo­sta­ła już pod­ję­ta.

 

***

 

Moje nowe życie za­czę­ło się sie­dem lat temu, pew­ne­go wio­sen­ne­go po­ran­ka.

Nie piłem od mie­sią­ca. Silna wola wy­star­czy­ła. Obyło się bez spo­tkań, roz­mów z ludź­mi od uza­leż­nień, mo­dlitw, czy­ta­nia bro­szu­rek i wy­słu­chi­wa­nia hi­sto­rii wal­czą­cych z na­ło­giem al­ko­ho­li­ków, nie­śmia­ło opo­wia­da­ją­cych o swo­ich de­mo­nach pod­czas co­ty­go­dnio­wych mi­tin­gów.

Mówią, że al­ko­ho­li­kiem jest się całe życie, więc trze­ba na sie­bie uwa­żać. Wie­rzy­łem, że to praw­da, więc od dnia, w któ­rym po­sta­no­wi­łem rzu­cić ten syf w dia­bły nie wzią­łem do ust nawet kro­pli. Silna wola na­pę­dza­na stra­chem, że na­stęp­nym razem już z tego nie wyjdę.

Dzień był pra­wie jak każdy inny. Może poza tym, że nie śmier­dzia­łem, bo pan Edek, je­dy­ny stróż, któ­re­go mo­głem okre­ślić mia­nem faj­ne­go go­ścia, przy­niósł mi ubra­nia po swoim synu. Po­zo­sta­li straż­ni­cy z noc­le­gow­ni byli dup­ka­mi, ale z nim można było po­ga­dać. Lu­bi­li­śmy się i czę­sto pod­czas dłu­gich nocy opo­wia­da­li­śmy sobie nie­we­so­łe hi­sto­rie. Sa­mot­ne życie ko­pal­nia­ne­go eme­ry­ta, z któ­rym wła­sne dzie­ci nie utrzy­my­wa­ły kon­tak­tu od kiedy wy­je­cha­ły za gra­ni­cę, a w za­mian hi­sto­rie dwu­dzie­sto­pa­ro­let­nie­go cwa­niacz­ka, wy­rzu­co­ne­go z sie­ro­ciń­ca po osią­gnię­ciu peł­no­let­nio­ści, miesz­ka­ją­ce­go na ulicy i wal­czą­ce­go o prawo do życia w zo­bo­jęt­nia­łym spo­łe­czeń­stwie.

Uczci­wa wy­mia­na.

W kie­sze­ni mia­łem kilka zło­tych – resz­ta, która zo­sta­ła po ku­pie­niu hot­do­ga w jed­nym ze skle­pów sieci re­kla­mu­ją­cej się wi­ze­run­kiem uśmiech­nię­te­go płaza. Eks­tra­wa­gan­cja na miarę bez­dom­ne­go, spon­so­ro­wa­na przez gest pana Edka. Tego ranka kiedy opusz­cza­łem noc­le­gow­nię wci­snął mi w dłoń dychę i po­wie­dział, żebym kupił sobie coś nor­mal­ne­go do je­dze­nia, za­miast znów grze­bać po śmiet­ni­kach.

Złoty czło­wiek.

Świeć panie nad jego duszą.

Na­prze­ciw ła­wecz­ki, na któ­rej koń­czy­łem mój wy­kwint­ny po­si­łek, stał bank. Ten z po­ma­rań­czo­wy­mi ak­cen­ta­mi, re­kla­mo­wa­ny w te­le­wi­zji przez by­łe­go ak­to­ra, który kilka lat wcze­śniej za­grał w fil­mie mo­ra­li­zu­ją­cym o tym, że pie­nią­dze to nie wszyst­ko. Wtedy wie­rzy­łem, że to bzdu­ra. Jedna z tych, na któ­rych wy­po­wia­da­nie stać ludzi zna­ją­cych smak ka­wio­ru, widok wscho­du słoń­ca na Fidżi i przy­jem­ność pro­wa­dze­nia fa­brycz­nie no­we­go sa­mo­cho­du. Ja zna­łem smak nie­do­je­dzo­ne­go, lekko uty­tła­ne­go ke­ba­ba wy­rzu­co­ne­go do śmiet­ni­ka przez pi­ja­ne­go im­pre­zo­wi­cza, a także nie­pew­ność jazdy au­to­bu­sem bez bi­le­tu i mrok roz­ja­śnia­ny pierw­szy­mi pro­mie­nia­mi słoń­ca, wpa­da­ją­cy­mi przez za­bru­dzo­ne szyby do piw­ni­cy sta­re­go bu­dyn­ku noc­le­gow­ni.

Teraz wiem, że to praw­da – pie­nią­dze to nie wszyst­ko. Ale wtedy…

I jesz­cze długo póź­niej.

Na par­king pod ban­kiem za­je­chał srebr­ny sedan, nie pa­mię­tam marki, ale to było jedno z tych droż­szych aut, które więk­szość ludzi z po­żą­da­niem oglą­da w re­kla­mach. Wy­siadł z niego ja­pi­szon w ga­je­rze, pod­szedł do ban­ko­ma­tu raź­nym kro­kiem nu­wo­ry­sza i za­czął kli­kać na pin­pa­dzie, zer­ka­jąc przez ramię czy ktoś nie pró­bu­je doj­rzeć ko­lej­no­ści wkle­py­wa­nych cy­fe­rek.

Skoń­czy­łem wła­śnie jeść, wy­tar­łem ręce o spodnie i po­my­śla­łem, że chciał­bym być na jego miej­scu. Mieć to, co on ma. Jeź­dzić jego sa­mo­cho­dem. Pod­ry­wać laski, które pod­ry­wa. Za­przą­tać sobie głowę jego pro­ble­ma­mi.

Sie­dzia­łem na ławce bo­le­śnie świa­do­my tego, że życie jest cho­ler­nie nie­spra­wie­dli­we. Pa­trzy­łem z za­zdro­ścią na ob­ce­go męż­czy­znę, ma­rząc o tym, że faj­nie by­ło­by móc się z nim za­mie­nić. Po­wie­dzieć Abra­ka­da­bra i prze­stać się mar­twić.

Abra­ka­da­bra.

Chwi­lę póź­niej spo­glą­da­łem na plik dwu­se­tek wy­jeż­dża­ją­cy ze szcze­li­ny ban­ko­ma­tu. Sta­łem przed ter­mi­na­lem, nie wie­dząc co się stało. Do­pie­ro na­tar­czy­wy sy­gnał, wraz z wy­świe­tla­nym na ekra­nie po­na­gle­niem o ko­niecz­no­ści ode­bra­nia go­tów­ki, wy­rwał mnie ze stu­po­ru.

Spoj­rza­łem za sie­bie. Facet w gar­ni­tu­rze sie­dział na ławce, wy­glą­da­jąc na rów­nie zdzi­wio­ne­go co ja. Mie­rzy­li­śmy się wzro­kiem przez kilka dłu­gich se­kund, kiedy nagle męż­czy­zna ze­rwał się i po­biegł w moją stro­nę. Wołał coś po dro­dze, nie sły­sza­łem do­kład­nie co, po­nie­waż po­rwa­łem łap­czy­wie bank­no­ty i ucie­kłem, zni­ka­jąc w wą­skich ulicz­kach, wśród gę­stych za­bu­do­wań kła­dą­cych po­ran­ne cie­nie na puste jesz­cze o tej go­dzi­nie cen­trum.

To był pierw­szy raz kiedy uży­łem tego, co póź­niej zwy­kłem na­zy­wać mocą.

Nie wiem skąd się wzię­ła. Może był to dar od Boga, może dia­bła, a może od kogoś zu­peł­nie in­ne­go. Nie za­sta­na­wia­łem się nad tym zbyt głę­bo­ko.

Ważne, że moc była i dzia­ła­ła.

Przez ko­lej­ne dni ćwi­czy­łem na pi­ja­kach oraz ćpu­nach, zbyt ode­rwa­nych od rze­czy­wi­sto­ści, żeby za­sta­na­wiać się nad tym co ich spo­ty­ka. Oka­za­ło się, że muszę mieć ofia­rę za­mia­ny w za­się­gu wzro­ku. Potem wy­star­czy się sku­pić i tyle – nie­moż­li­we, prze­czą­ce lo­gi­ce oraz pra­wom fi­zy­ki zja­wi­sko staje się fak­tem. Nie po­trze­bo­wa­łem ni­cze­go mówić aby ak­ty­wo­wać moc, uzna­łem jed­nak, że przy­da mi się ja­kieś sło­wo-wy­zwa­lacz. To była czy­sta, nie­zro­zu­mia­ła magia, więc Abra­ka­da­bra wy­da­wa­ła się od­po­wied­nia.

 

***

 

Jest i dru­gie.

Przez noc­le­gow­nię prze­wi­ja­li się różni lu­dzie. Wśród tej me­na­że­rii byli za­rów­no głup­cy, któ­rzy zna­leź­li się na ulicy ze swo­jej winy, jak i tacy, któ­rym za­bra­kło w życiu szczę­ścia. Ci dru­dzy byli mi bar­dziej bli­scy, po­nie­waż sam się do nich za­li­cza­łem.

Wielu po­dej­mo­wa­ło różne se­zo­no­we prace i jeden taki opo­wie­dział mi, że kiedy był za­trud­nio­ny w ob­słu­dze par­kin­gu su­per­mar­ke­tu, wi­dy­wał jak w po­nie­dział­ki o pią­tej rano firma ochro­niar­ska od­bie­ra worki pie­nię­dzy z week­en­do­we­go utar­gu. Wtedy mnie to za­cie­ka­wi­ło, jed­nak szyb­ko za­po­mnia­łem o tam­tej roz­mo­wie.

Przy­po­mnia­łem sobie o niej, gdy byłem już pe­wien kon­tro­li nad mocą i kom­bi­no­wa­łem jak ją wy­ko­rzy­stać do po­pra­wie­nia swo­jej sy­tu­acji.

Piąta rano to taka go­dzi­na, kiedy mia­sto za­czy­na się bu­dzić, ale prze­cią­ga się jesz­cze przed na­sta­niem ko­lej­ne­go gwar­ne­go dnia. Świe­ci już set­ka­mi okien, za któ­ry­mi lu­dzie pracy zbie­ra­ją się nie­mra­wo do swo­ich obo­wiąz­ków, jed­nak ulice jesz­cze nie szu­mią ko­ła­mi sa­mo­cho­dów, a par­kin­gi pod skle­pa­mi nie trza­ska­ją za­my­ka­ny­mi drzwia­mi i nie kle­ko­czą me­ta­licz­nie, pcha­ny­mi po nie­rów­no­ściach as­fal­tu wóz­ka­mi. Jest cicho.

Mia­łem świet­ny widok na wej­ście do mar­ke­tu. Pod głów­ny­mi drzwia­mi par­ko­wał biały van z logo firmy ochro­niar­skiej, tylne drzwi były otwar­te, sil­nik na cho­dzie. W szo­fer­ce cze­kał kie­row­ca. Sta­łem ponad sto me­trów dalej, na wznie­sie­niu za od­gro­dzo­ną ba­rier­ka­mi jezd­nią głów­nej prze­lo­tów­ki po­mię­dzy dwoma są­sied­ni­mi mia­sta­mi.

Cze­ka­łem do­brych dzie­sięć minut, aż w końcu trzech wiel­kich chło­pów w czar­nych mun­du­rach, ka­mi­zel­kach i pod bro­nią wy­szło ze skle­pu, nio­sąc worki z pie­niędz­mi. W środ­ku umie­ra­łem ze stra­chu oraz nie­pew­no­ści, przez głowę prze­la­ty­wa­ły mi myśli: a jeśli któ­ryś zdąży mnie zła­pać? Co wtedy? Czy zdo­łam użyć mocy, będąc trzy­ma­nym przez kogoś in­ne­go?

Teraz już wiem, że nie zdo­łał­bym, ale wtedy plu­łem sobie w brodę, że nie prze­te­sto­wa­łem wcze­śniej ta­kiej ewen­tu­al­no­ści. Byłem jed­nak do­sta­tecz­nie zde­ter­mi­no­wa­ny aby za­ry­zy­ko­wać.

Ostat­ni ochro­niarz za­pa­ko­wał worki do fur­go­net­ki.

Abra­ka­da­bra.

Za­mie­ni­łem się z nim miej­sca­mi, po­rwa­łem łup i zanim osłu­pia­li ko­le­dzy mojej ofia­ry zdą­ży­li za­re­ago­wać, spoj­rza­łem ku prze­lo­tów­ce. Ochro­niarz stał tam, po dru­giej stro­nie na wznie­sie­niu, rów­nie zdez­o­rien­to­wa­ny jak jego kum­ple.

Abra­ka­da­bra.

Zmia­na po­wrot­na. Tyle, że ja byłem bo­gat­szy o dwa worki pie­nię­dzy, a on miał prze­sra­ne.

Wtedy za­czą­łem żyć lep­szym ży­ciem już na dobre. To był ko­niec noc­le­gow­ni i spo­nie­wie­ra­nych przez los współ­to­wa­rzy­szy, a przede wszyst­kim ko­niec biedy.

Ten suk­ces mnie roz­zu­chwa­lił. Za­czą­łem kraść coraz czę­ściej i wię­cej, ale za­wsze uwa­ża­łem, żeby nie prze­sa­dzić, nie sku­piać się na jed­nym mie­ście. Jeź­dzi­łem re­gu­lar­nie po kraju, ob­ra­bia­jąc róż­nych ludzi z go­tów­ki oraz wszel­kich dóbr do­cze­snych. Na­ro­bi­łem sobie kon­tak­tów, więc raz za­mie­nia­łem się z ba­na­no­wym gów­nia­rzem w Ma­se­ra­ti, które póź­niej opy­cha­łem w zna­nej mi dziu­pli, a kiedy in­dziej z ju­bi­le­rem i zgar­nię­ty towar spie­nię­ża­łem u za­przy­jaź­nio­ne­go pa­se­ra.

Stać mnie było na wszyst­ko, ale kum­pli jakoś nie mia­łem. Zna­jo­mych ow­szem, ale nie ko­le­gów. Nie po­trze­bo­wa­łem ich. Nie po­trze­bo­wa­łem ni­ko­go.

Do czasu.

 

***

 

Trze­cie.

Nie ma brzyd­kich mło­dych ludzi. Są tylko tacy, któ­rych nie stać na to, żeby do­brze wy­glą­dać. Pie­nią­dze mogą wiele i na przy­kład kogoś o apa­ry­cji bliż­szej za­bie­dzo­ne­mu szym­pan­so­wi za­mie­nić w roz­chwy­ty­wa­ne­go dan­dy­sa. 

Nie byłem brzyd­ki, ra­czej prze­cięt­ny, ale dobre, re­gu­lar­ne po­sił­ki, gar­niak szyty na miarę, złoty rolex, dro­gie buty i sta­ran­nie uło­żo­na fry­zu­ra po­łą­czo­na z brodą, wy­mo­de­lo­wa­ną na po­zor­nie nie­wy­sty­li­zo­wa­ny, kil­ku­dnio­wy za­rost, wy­cią­gnę­ły na wierzch moje za­le­ty, jed­no­cze­śnie skrzęt­nie ukry­wa­jąc nie­do­bo­ry. Krę­ci­łem się po klu­bach, pod­ry­wa­łem dzie­siąt­ki pa­nie­nek, za­wsze fi­na­li­zu­jąc zna­jo­mość w łóżku. Wy­star­czy­ło strze­lić uśmie­chem, bły­snąć ze­gar­kiem, mi­gnąć naj­now­szym smart­fo­nem, a ko­lej­na po­szu­ki­wacz­ka złota sama pcha­ła się przed oczy.

Nie szu­ka­łem sta­łe­go związ­ku – te pa­niu­sie, rosz­cze­nio­we bar­dziej niż roz­ka­pry­szo­ne księż­nicz­ki, nu­dzi­ły mnie swoją płyt­ką oso­bo­wo­ścią. Sam nie byłem wtedy jesz­cze zbyt by­stry, ale gdzieś we­wnątrz wie­dzia­łem, że uwią­zy­wa­nie się do ka­wał­ka ład­nie wy­glą­da­ją­ce­go pu­sta­ka nie jest tym, czego w życiu pra­gnę. Na tam­tym eta­pie szu­ka­łem wy­łącz­nie oka­zji do roz­ła­do­wa­nia na­pię­cia sek­su­al­ne­go i pod­bu­do­wa­nia ego, które w okre­sie życia na ulicy zde­gra­do­wa­ło się do po­zio­mu za­bru­dzo­nej, rzu­co­nej w kąt szma­ty. To się jed­nak zmie­ni­ło w dniu, w któ­rym uj­rza­łem Anię.

Nie pa­so­wa­ła do mod­ne­go klubu gdzie ją wy­pa­trzy­łem. Sie­dzia­ła w loży z grup­ką dziew­czyn, ale od­sta­wa­ła od nich wy­glą­dem. Była ubra­na ład­nie, lecz jej strój dia­me­tral­nie od­bie­gał od tego co miały na sobie jej to­wa­rzysz­ki – wy­glą­da­ła wśród nich jak słod­ka bi­blio­te­kar­ka, która przez przy­pa­dek tra­fi­ła na bran­żo­wą im­pre­zę dla ak­to­rek porno.

Pod­czas gdy roz­ocho­co­ne la­lecz­ki z pier­sia­mi le­d­wie ujarz­mia­ny­mi przez zbyt ob­ci­słe su­kien­ki wzno­si­ły to­a­sty, krzy­cząc Uuuuu!, za­rów­no przed, jak i po wy­pi­ciu ko­lej­ne­go szota, ona nie­śmia­ło opusz­cza­ła wzrok, za­że­no­wa­na ich za­cho­wa­niem, zwra­ca­ją­cym uwagę po­zo­sta­łych gości lo­ka­lu. Uśmie­cha­ła się nie­pew­nie, naj­praw­do­po­dob­niej ma­rząc o tym, żeby stać się nie­wi­dzial­na. Miała uśmiech anio­ła. Tak, wiem, to cho­ler­nie pre­ten­sjo­nal­ne, ale tak wła­śnie wtedy po­my­śla­łem.

Krę­ci­łem się w po­bli­żu loży tego roju escort girls, cze­ka­jąc na mo­ment, w któ­rym dziew­czy­na zo­sta­nie sama. A kiedy jej ko­le­ża­necz­ki ru­szy­ły stad­nie w kie­run­ku par­kie­tu, by ocho­czo po­krę­cić bio­dra­mi w takt ko­lej­ne­go la­ty­no­skie­go prze­bo­ju, przy­sia­dłem się i przed­sta­wi­łem naj­ład­niej jak umia­łem. Była prze­ra­żo­na, pewna, że z całej grup­ki dziew­czyn to ona zo­sta­nie tą, na którą nikt nie zwró­ci uwagi. Była słod­ka, ucie­ka­jąc wzro­kiem, pe­sząc się samą moją obec­no­ścią. Była pięk­na, prze­chy­la­jąc głowę w taki spo­sób, aby ka­ska­dą roz­pusz­czo­nych kasz­ta­no­wych wło­sów ukryć twarz przed moim spoj­rze­niem. A kiedy usły­sza­łem jej głos… Za­ko­cha­łem się.

Tak po pro­stu.

Za­pro­po­no­wa­łem kawę w spo­koj­nej knajp­ce na­prze­ciw. Zgo­dzi­ła się chyba dla­te­go, że sama miała ocho­tę na opusz­cze­nie klubu i tylko cze­ka­ła na jakiś pre­tekst. Z na­szej pierw­szej roz­mo­wy do­wie­dzia­łem się, że pra­cu­je jako wi­za­żyst­ka w agen­cji mo­de­lin­go­wej. Tego wie­czo­ru ko­le­żan­ki mo­del­ki zdo­ła­ły wy­cią­gnąć ją do klubu po uda­nym po­ka­zie, choć miała pew­ność, że bę­dzie się źle bawić. Po­szła z grzecz­no­ści. Cała ona. Ania.

Zdo­by­wa­nie jej nie było szyb­ką akcją za­ini­cjo­wa­ną drin­kiem, po­cią­gnię­tą w kie­run­ku jazdy pan­ame­rą do luk­su­so­we­go apar­ta­men­tow­ca i za­koń­czo­ną sek­sem w atła­so­wej, cho­ler­nie nie­prak­tycz­nej po­ście­li. W jej przy­pad­ku wszyst­ko wy­ma­ga­ło czasu, jak w ame­ry­kań­skich fil­mach ro­man­tycz­nych, któ­rych razem obej­rze­li­śmy co naj­mniej kil­ka­dzie­siąt. Rand­ki, kwia­ty, wy­cze­ki­wa­nie na te­le­fon. W końcu pierw­szy, nie­śmia­ły po­ca­łu­nek – tak, jak po­win­no to chyba wy­glą­dać.

Nie wiem, co we mnie zo­ba­czy­ła, że nie ucie­kła, prze­ra­żo­na moją ów­cze­sną głu­po­tą. Zo­sta­li­śmy parą. To ona za­in­te­re­so­wa­ła mnie sztu­ką, li­te­ra­tu­rą, fil­mem i tymi wszyst­ki­mi cu­dow­ny­mi rze­cza­mi, które my, lu­dzie, po­tra­fi­my two­rzyć, jeśli aku­rat nie je­ste­śmy za­ję­ci woj­na­mi i ska­ka­niem sobie do gar­deł.

Ania była in­te­li­gent­na, więc za­słu­gi­wa­ła na in­te­li­gent­ne­go fa­ce­ta. A ja zro­bił­bym wszyst­ko, żeby jej nie stra­cić. Dzię­ki niej sta­wa­łem się kimś innym, lep­szym.

I ko­cha­łem ją za to coraz bar­dziej.

 

***

 

Po­ja­wia się czwar­te.

Ania nie wie­dzia­ła czym się zaj­mu­ję, skąd mam pie­nią­dze. Po­wie­dzia­łem jej o sie­ro­ciń­cu, życiu na ulicy, piciu do nie­przy­tom­no­ści i noc­le­gow­ni. Nie py­ta­ła o szcze­gó­ły, ro­zu­mia­ła oraz współ­czu­ła.

Jed­nak cał­kiem szcze­ry też nie byłem.

Wy­my­śli­łem ba­jecz­kę o cu­dow­nej szan­sie od losu, wy­gra­nej na lo­te­rii, wła­snym biz­ne­sie, zmu­sza­ją­cym mnie do czę­stych wy­jaz­dów oraz przy­cho­dach z ty­tu­łu fik­cyj­nych kon­trak­tów na fik­cyj­ne usłu­gi, świad­czo­ne na rzecz rów­nie fik­cyj­nych kon­tra­hen­tów. Oczy­wi­ście o Abra­ka­da­brze nie pi­sną­łem ani słowa.

Każ­de­go dnia bu­dzi­łem się pełen stra­chu, że Ania przej­rzy moje kłam­stwa i odej­dzie. Mu­sia­łem jej w końcu po­wie­dzieć.

By­li­śmy wtedy na Fidżi. Upar­łem się na tę wyspę, po­nie­waż chcia­łem zo­ba­czyć jak wy­glą­da wschód słoń­ca nad Pa­cy­fi­kiem. Mi­nę­ły pra­wie dwa lata od na­sze­go pierw­sze­go spo­tka­nia i nie­wie­le we mnie zo­sta­ło z głu­pa­wej ofia­ry losu, którą byłem przed po­ja­wie­niem się mocy. Wtedy już wie­dzia­łem, że pie­nią­dze to nie wszyst­ko, ale mimo wszyst­ko warto je mieć.

Tego dnia, po ro­man­tycz­nej ko­la­cji przy świe­cach na ta­ra­sie ho­te­lo­we­go apar­ta­men­tu, po­pro­si­łem Anię o rękę. Ogra­ny sche­mat, wiem, jed­nak on na­praw­dę ma swój nie­po­wta­rzal­ny kli­mat. Byłem pe­wien, że coś po­dej­rze­wa­ła, ale w jej oczach i tak po­ja­wi­ły się łzy. Zgo­dzi­ła się.

Po­pro­si­łem póź­niej, żeby usia­dła i opo­wie­dzia­łem jej wszyst­ko, co do tej pory prze­mil­cza­łem. Całą praw­dę. Z każdą mi­nu­tą mo­je­go nie do końca skład­ne­go mo­no­lo­gu bałem się coraz bar­dziej jej re­ak­cji, a kiedy skoń­czy­łem Ania pa­trzy­ła na mnie jak na wa­ria­ta. Nie wie­dzia­ła o co mi cho­dzi – czy się na­igry­wam, czy chcę ją prze­stra­szyć.

Więc nie kło­po­cząc się ścią­ga­niem ubrań zo­sta­wi­łem uko­cha­ną przy sto­li­ku, a sam wsze­dłem do jac­cu­zi bul­go­czą­ce­go na końcu pry­wat­ne­go ta­ra­su.

Abra­ka­da­bra.

Teraz to Ania była w wo­dzie, a ja sie­dzia­łem na krze­śle, wpa­trzo­ny w za­sko­czo­ną twarz uko­cha­nej.

Abra­ka­da­bra.

I znów wokół mnie ko­tło­wa­ły się bą­bel­ki, a Ania – zdu­mio­na, w ocie­ka­ją­cej wodą su­kien­ce – zaj­mo­wa­ła krze­sło przy sto­li­ku. Nie mogła uwie­rzyć, krę­ci­ła głową i szep­ta­ła, że to się nie miało prawa stać. Póź­niej ze­rwa­ła się z miej­sca i bez żad­nych wy­ja­śnień znik­nę­ła w to­a­le­cie. Gdy po kilku mi­nu­tach otwar­ła drzwi, miała na sobie suche ubra­nie. Wy­szła po­śpiesz­nie z apar­ta­men­tu, rzu­ca­jąc na od­chod­nym, że musi się przejść. Sama.

Wró­ci­ła przed pół­no­cą, za­sta­jąc mnie sie­dzą­ce­go na łóżku, ze wzro­kiem wle­pio­nym w drzwi. Cze­ka­łem na jej po­wrót, wier­ny jak pies.

Usia­dła obok, a póź­niej od­by­li­śmy długą i trud­ną roz­mo­wę, w trak­cie któ­rej obie­ca­łem już nigdy nie uży­wać mocy w złej wie­rze. Za­ska­ku­ją­ce było nie to, że wy­ba­czy­ła mi kłam­stwa, ale to, że nie za­da­wa­ła zbyt wielu pytań na temat mojej nie­praw­do­po­dob­nej umie­jęt­no­ści. Nie in­te­re­so­wa­ło jej skąd się wzię­ła, czym jest, jak dzia­ła. Chcia­ła je­dy­nie, bym nie uży­wał mocy do ro­bie­nia rze­czy, które ro­bi­łem do tej pory.

Dla niej byłem gotów na wszyst­ko. Zgo­dzi­łem się na po­sta­wio­ne wa­run­ki, uświa­da­mia­jąc uko­cha­ną, że nie mam sta­łe­go źró­dła do­cho­du i nasze wy­god­ne życie się skoń­czy.

To nie pie­nią­dze są naj­waż­niej­sze – tak wtedy po­wie­dzia­ła.

Ko­niec koń­ców, nie mu­sie­li­śmy re­zy­gno­wać z wygód. Z tego co mia­łem udało się roz­krę­cić sen­sow­ny biz­nes. Prze­sta­łem kraść, a sta­łem się przed­się­bior­cą za­ra­bia­ją­cym na tyle dużo, by wieść spo­koj­ne i do­stat­nie życie. To była za­słu­ga Ani. Ko­cha­łem ją moc­niej niż kie­dy­kol­wiek.

Abra­ka­da­bra po­szła w od­staw­kę.

 

***

 

Piąte. Świe­że.

Czyli to już chyba ostat­nie.

Obu­dzi­ła mnie przed dzie­wią­tą, szcze­bio­cząc jak skow­ro­nek o tym, jaka pięk­na jest dzi­siaj po­go­da. Rze­czy­wi­ście, aura była wy­jąt­ko­wa – sło­necz­na i cie­pła, zu­peł­nie inna niż ta, do ja­kiej przy­zwy­cza­iło nas te­go­rocz­ne lato.

Chcia­ła wy­pró­bo­wać nasz naj­now­szy zakup mo­to­ry­za­cyj­ny, któ­rym był ka­brio­let Ben­tley Con­ti­nen­tal. Też mia­łem na to ocho­tę, więc po śnia­da­niu wy­bra­li­śmy się na prze­jażdż­kę. Długa, pro­sta droga, wiatr szu­mią­cy w uszach i jej pro­mien­ny uśmiech pod fi­ku­śny­mi oku­la­ra­mi prze­ciw­sło­necz­ny­mi. W gło­wie świa­do­mość, że już za ty­dzień jest nasz długo wy­cze­ki­wa­ny i sta­ran­nie pla­no­wa­ny ślub.

Letni dzień, któ­re­go pięk­no po­sta­no­wił znisz­czyć idio­ta w sta­rym BMW, wy­prze­dza­ją­cy bez wy­obraź­ni ko­lum­nę sa­mo­cho­dów wle­ką­cych się za ja­dą­cym z na­prze­ciw­ka cią­gni­kiem.

Pisk opon. Szarp­nię­cie kie­row­ni­cą.

Ude­rze­nie w twarz ba­lo­nem po­dusz­ki po­wietrz­nej.

Uczu­cie bez­wład­no­ści pod­czas krót­kie­go lotu ze skar­py.

Ko­lej­ne ude­rze­nie, gdy przód Ben­tleya na­po­tkał lu­stro wody stawu.

Mokry chłód bły­ska­wicz­nie obej­mu­ją­cy całe ciało.

Prze­ra­żo­nym wzro­kiem, z usta­mi  za­mknię­ty­mi, by nie uro­nić choć­by jed­nej bańki ży­cio­daj­ne­go po­wie­trza, spoj­rza­łem na miej­sce pa­sa­że­ra. Ania była przy­tom­na, oczy miała otwar­te, wargi za­ci­śnię­te rów­nie mocno jak moje.

Ka­brio­le­ty mają to do sie­bie, że opu­ścić jest je ła­twiej niż inne sa­mo­cho­dy. Zła­pa­łem Anię za rękę, po­cią­gną­łem ku po­wierzch­ni.

Coś nas za­trzy­ma­ło. Pas bez­pie­czeń­stwa, który za­wsze za­pi­na­ła, stro­fu­jąc mnie, że też po­wi­nie­nem go uży­wać, za­miast igno­ro­wać jego ist­nie­nie. Chcia­łem pomóc, się­gną­łem do klam­ry, szar­pa­łem, pró­bu­jąc go roz­piąć. Nic z tego. Za­trzask się za­ciął i nie chciał pu­ścić.

W jej oczach były proś­ba o ra­tu­nek oraz pa­ni­ka.

 

***

 

I do­cho­dzi­my do tej chwi­li. Nie ma wię­cej wspo­mnień.

Jest tu i teraz.

Ja i Ania.

Je­stem cie­kaw co widzi w moich oczach, bo kiedy spo­glą­da­my tak na sie­bie z od­le­gło­ści kil­ku­dzie­się­ciu cen­ty­me­trów, od­dzie­le­ni je­dy­nie wy­peł­nio­ną wodą prze­strze­nią, jej wzrok się zmie­nia.

Proś­bę za­stę­pu­je obawa, pa­ni­kę sprze­ciw.

Wy­bacz mi, Aniu. Tym razem cię nie po­słu­cham i bę­dzie po mo­je­mu. De­cy­zja zo­sta­ła pod­ję­ta, a nam brak już tlenu na jej nieme roz­trzą­sa­nie.

Otwie­ram usta:

Abra­ka­da­bra

Koniec

Komentarze

Witaj Outta!

Na po­cząt­ku my­śla­łem, że wątek Abra­ka­da­bry bę­dzie cią­gnię­ty na wzór de­struk­cyj­ne­go uza­leż­nie­nia od al­ko­ho­lu, od któ­re­go za­czą­łeś opo­wieść. Jed­nak Ty po­sta­wi­łeś na hi­sto­rię o mi­ło­ści i po­świę­ce­niu (czy ja bym tak zro­bił – tego nie wiem), lecz Twoja wer­sja po­do­ba mi się.

Fa­bu­ła jest pro­sta, bez zbęd­nych kom­pli­ka­cji, wie­lo­wąt­ko­wo­ści – ot męż­czy­zna z ma­gicz­na mocą ucie­ka z biedy, wzbo­ga­ca się i za­ko­chu­je, a na końcu od­da­je życie za uko­cha­ną. Jed­nak na­pi­sa­łeś to tak do­brze, lekko i cie­ka­wie, że lek­tu­ra spra­wi­ła mi przy­jem­ność. Po­stać jest na tyle prze­ko­nu­ją­ca, że dało się ją po­lu­bić, a jej losy fak­tycz­nie mnie ob­cho­dzi­ły.

Czy ostat­nie słowa opo­wia­da­nia są ckli­we czy ro­man­tycz­ne/wzru­sza­ją­ce? To zo­sta­wię eks­per­tom, jed­nak w mojej oce­nie bar­dzo faj­nie to ro­ze­gra­łeś, można się uśmiech­nąć i po­czuć to ‘aww’.

Ogól­nie rzecz bio­rąc – po­do­ba­ło mi się. Przy­jem­na lek­tu­ra, wy­da­je mi się, że warta głosu w bi­blio­te­ce.

Gra­tu­lu­ję i po­zdra­wiam ;)

,,Celuj w księ­życ, bo nawet jeśli nie tra­fisz, bę­dziesz mię­dzy gwiaz­da­mi,, ~ Pa­trick Süskind

Ojjj, strasz­nie po­sze­dłeś w ro­mans. Ale niech Ci bę­dzie.

Nie chce mi się wie­rzyć w taką prze­mia­nę bo­ha­te­ra pod wpły­wem Wiel­kiej Mi­ło­ści Od Pierw­sze­go Wej­rze­nia. Cóż, uznaj­my to za ele­ment fan­ta­stycz­ny.

Nie rzu­ci­ło na ko­la­na (mnie ro­man­si­dłem nie pod­bi­jesz), ale na­pi­sa­ne przy­zwo­icie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cześć.

Z drob­no­stek, jakie rzu­ci­ły mi się w oczy:

 

Na par­king pod ban­kiem za­je­chał srebr­ny sedan, nie pa­mię­tam marki, ale to było jedno z tych droż­szych aut, które więk­szość ludzi z za­zdro­ścią oglą­da w re­kla­mach.

Czy można za­zdro­ścić cze­goś po­ka­zy­wa­ne­go w re­kla­mie? Czy to nie tak, że za­zdrosz­czę ewen­tu­al­nie “som­sia­do­wi”?

Jeśli ja pa­trzę na fajne auto w re­kla­mie, to z pew­no­ścią nie to­wa­rzy­szy mi za­zdrość (bra­ku­je obiek­tu, któ­re­mu mam za­zdro­ścić. Kon­cer­no­wi sa­mo­cho­do­we­mu?). Prę­dzej po­żą­da­nie (myślę, że to dobre słowo), albo smu­tek / roz­cza­ro­wa­nie, że nie­osią­gal­ne.

 

Po­wie­dzieć Abra­ka­da­bra i prze­stać się mar­twić

A skąd ta duża li­te­ra? Może przy­da­ła­by się tam kur­sy­wa, albo ,,”?

 

 

Może był to dar od Boga, może dia­bła

Tu pewny nie je­stem – bar­dziej za­py­tam gło­śno: nie po­win­no być także “od dia­bła”?

 

 

Bar­dzo fajny po­mysł. Sia­dło mi to opo­wia­da­nie, choć może, po­dob­nie jak Fin­kla, cięż­ko uwie­rzyć w taką prze­mia­nę. Z dru­giej stro­ny, czego się nie robi dla uko­cha­nej osoby? :) Jeśli Ania przy­ję­ła jego opo­wieść, wy­ba­czy­ła kra­dzie­że i nad­uży­wa­nie mocy, to pra­gną­cy mi­ło­ści bo­ha­ter mógł po­ko­chać ją jesz­cze bar­dziej.

Dla­te­go chyba to ku­pu­ję.

Faj­nie tech­nicz­nie, cięż­ko się do cze­goś przy­cze­pić.

Koń­ców­ka nawet wzru­sza­ją­ca, choć na­pi­sa­na dość “sucho” – do­kład­nie w stylu ca­łe­go opka, bez zbęd­nych wo­do­try­sków (kurde, “sucho”, “wo­do­try­ski”, a bo­ha­te­ro­wie się topią. Ale ze mnie drań).

 

Daję okej­kę :)

Hej, Q!

 

Cie­ka­wy tekst, tro­chę inny od Two­ich po­przed­nich. Chyba wszy­scy za­czy­na­my mieć lek­kie zbo­cze­nie w kie­run­ku oby­cza­jów­ki, ale to dobra rzecz, żeby od­kry­wać nowe ga­tun­ki i środ­ki wy­ra­zu. Z tym, że wątek ro­man­tycz­ny kupił mnie śred­nio(mi­łość od pierw­sze­go wej­rze­nia, hmmm, w che­mię i fi­zy­kę wie­rzę tro­chę bar­dziej XD), jakoś tam­ten po­cząt­ko­wy o byciu bid­nym sie­ro­tą ży­ją­cym w noc­le­gow­ni prze­mó­wił do mnie moc­niej. I niby to cięż­kie te­ma­ty, ale szko­da mi było, że nie po­cią­gną­łeś tego dalej.

No, bo po paru abra­ka­da­bra niby na ze­wnątrz można się zmie­nić, ale w środ­ku już nie do końca. I niby jest ja­kieś tego echo w po­sta­ci na przy­kład ob­no­sze­nia się z no­wo­na­by­tym sta­tu­sem ma­te­rial­nym, ale mało mi tego. Ale w krót­kim tek­ście do­ko­nu­je­my wy­bo­rów, Ty do­ko­na­łeś ta­kie­go. I nie, że jest on zły, ma tutaj fa­bu­lar­nie sens, ale to ko­men­tarz, więc mogę sobie po­ga­dać.

Jeśli cho­dzi o formę, po­do­ba mi się. Nie widzę żad­nych ra­żą­cych rze­czy, może nie­któ­re aka­pi­ty da­ło­by się roz­bić czy skró­cić, ale nie jest to ko­niecz­ne. I bar­dzo do­brze grasz tu ukła­dem gra­ficz­nym, współ­gra faj­nie ze sty­lem nar­ra­cji. Ogól­nie może to nie jest ewi­dent­ne od pierw­szych li­ni­jek, ale je­stem na tak.wink

Po­zdra­wiam

No siema :)

 

Po­zwól­cie, że naj­pierw od­nio­sę się w ob­szer­niej­szy spo­sób do po­wta­rza­ne­go przez Was za­rzu­tu, a mia­no­wi­cie:

 

Fin­kla

Nie chce mi się wie­rzyć w taką prze­mia­nę bo­ha­te­ra pod wpły­wem Wiel­kiej Mi­ło­ści Od Pierw­sze­go Wej­rze­nia. Cóż, uznaj­my to za ele­ment fan­ta­stycz­ny.

 

si­lvan

choć może, po­dob­nie jak Fin­kla, cięż­ko uwie­rzyć w taką prze­mia­nę.

 

oidrin

Z tym, że wątek ro­man­tycz­ny kupił mnie śred­nio(mi­łość od pierw­sze­go wej­rze­nia, hmmm, w che­mię i fi­zy­kę wie­rzę tro­chę bar­dziej XD),

 

Czy­ta­jąc tak Wasze wąt­pli­wo­ści, za­sta­na­wiam się, czy to ja je­stem dziw­ny, czy Wy. Nie chcę Was ura­zić, ale na­praw­dę w Wa­szym oto­cze­niu nie przy­da­rza­ją się takie hi­sto­rie? Kie­dyś też my­śla­łem, że taka me­ta­mor­fo­za nie jest moż­li­wa ni­g­dzie, poza fil­ma­mi i książ­ka­mi. Ale żyję już tro­chę czasu, po­ru­szam się w róż­nych śro­do­wi­skach i mam kon­takt z róż­ny­mi ludź­mi, od osób z pa­to­lo­gicz­nych, bied­nych ro­dzin, przez przed­sta­wi­cie­li klasy śred­niej, po cał­kiem ma­jęt­ne, po­sia­da­ją­ce wła­sne, nie­źle pro­spe­ru­ją­ce firmy. I od lat ob­ser­wu­ję, że takie hi­sto­rie to nie wy­ssa­ne z palca bzde­ty, ale, że one są czę­ścią życia, które toczy się obok mnie, a cza­sem nawet przy moim udzia­le. Jeśli po­czy­ta­my je za fan­ta­sty­kę, to ozna­czać to bę­dzie, że żyję w cał­kiem fan­ta­stycz­nym świe­cie, w któ­rym zda­rza­ją się fan­ta­stycz­ne rze­czy. Żeby nie być go­ło­słow­nym, trzy szyb­kie przy­kła­dy:

A., ko­le­ga z pracy. Po tym jak zo­sta­wi­ła go żona prze­stał palić, pić, za­ży­wać. Za­czął uczęsz­czać na mi­tin­gi AA, po­ma­gać oso­bom w swoim oto­cze­niu upo­rać się z pro­ble­ma­mi al­ko­ho­lo­wy­mi. Wy­jaz­dy na mecze pił­kar­skie za­mie­nił na bie­ga­nie i cross­fit, dziś jeź­dzi robić ma­ra­to­ny. Od ja­kie­goś czasu, po pracy, w ra­mach wo­lon­ta­ria­tu, pra­cu­je w skle­pie dla ubo­gich, gdzie lu­dzie bied­ni mogą kupić ar­ty­ku­ły spo­żyw­cze za uła­mek ceny. Czas me­ta­mo­fro­zy: nie­ca­ły rok.

D., inny kum­pel. Przez dwa lata po roz­wo­dzie uma­wiał się z kil­ko­ma ko­bie­ta­mi. Żona miała sa­mot­ną ko­le­żan­kę w pracy i za­py­ta­ła, czy nie da­li­by­śmy rady ich spik­nąć, może cos z tego bę­dzie. Oboje przed czter­dziest­ką. To było w ze­szłym roku. W tym roku re­mon­tu­ją wspól­ne miesz­ka­nie, spo­dzie­wa­ją się dziec­ka i pla­nu­ją ślub.

R., wy­cho­wy­wał się w sie­ro­ciń­cu, zo­sta­wio­ny przez matkę, kiedy był nie­mow­lę­ciem. Od tam­te­go czasu jej nie wi­dział. Po ponad trzy­dzie­stu la­tach do­stał te­le­fon z kan­ce­la­rii ad­wo­kac­kiej. Jego bio­lo­gicz­na matka zgi­nę­ła w wy­pad­ku i to jemu zo­sta­wi­ła spa­dek: sto osiem­dzie­siąt mi­lio­nów pe­ele­nów. Nie po­rzu­cił pracy ra­tow­ni­ka me­dycz­ne­go, bo lubi po­ma­gać lu­dziom.

I to nie są hi­sto­rie za­sły­sza­ne, prze­czy­ta­ne czy obej­rza­ne w te­le­wi­zji. To są hi­sto­rie z mo­je­go po­dwór­ka i oko­lic. A mam ta­kich co naj­mniej kil­ka­na­ście, za­rów­no tych o mi­ło­ści od pierw­sze­go spoj­rze­nia, jak i ta­kich o nie­sa­mo­wi­tych prze­mia­nach ludzi, któ­rzy ro­ko­wa­li naj­le­piej na trzy­dzie­sto­pa­ro­let­nie ofia­ry na­ło­gów. To są żywi lu­dzie, z więk­szo­ścią któ­rych utrzy­mu­je kon­tak­ty.

Ale koń­cząc już tę kwe­stię, dałem bo­ha­te­ro­wi sie­dem lat na te me­ta­mor­fo­zy. Czte­ry lata na za­mia­nę z bez­dom­ne­go w do­brze sy­tu­owa­ne­go, cał­kiem ma­jęt­ne­go mło­de­go czło­wie­ka. Ko­lej­ne dwa na za­mia­nę w ko­cha­ją­ce­go szcze­rze i świa­do­mie czło­wie­ka, który pier­wot­ne za­uro­cze­nie prze­kuł w do­ro­słe uczu­cie. A póź­niej jesz­cze mniej wię­cej rok, na prze­po­czwa­rze­nie w szczę­śli­we­go przed­się­bior­cę, ma­ją­ce­go za ty­dzień, dwa, wziąć ślub z uko­cha­na ko­bie­tą. Sie­dem lat, żeby od­su­nąć te ewen­tu­al­ne wąt­pli­wo­ści co do ma­łe­go praw­do­po­do­bień­stwa me­ta­mor­fo­zy bo­ha­te­ra. Sie­dem lat, kiedy wokół mnie lu­dzie dia­me­tral­nie zmie­nia­ją swoje życie po­stę­po­wa­nie w o wiele krót­szym cza­sie.

Żyję w ułu­dzie? Niech bę­dzie. Za­py­tam jed­nak: gdzie Wy ży­je­cie?

 

@Da­niel

 

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny i czas po­świę­co­ny na lek­tu­rę oraz na­pi­sa­nie ko­men­ta­rza :) Czy koń­ców­ka jest ckli­wa? Może. Ale chyba o to mi tutaj cho­dzi­ło.

 

@Fin­kla

 

Abs­tra­hu­jąc od kwe­stii nie­wia­ry w cu­dow­ne prze­mia­ny, to uwiel­biam Te Twoje ko­men­ta­rze. Liść z pra­wej, kop w jaja, łup w łeb i nagle Bach! Klik bi­blio­tecz­ny XDXD

Dzię­ki wiel­kie za prze­czy­ta­nie i sko­men­to­wa­nie tek­stu :)

 

@si­lvan

 

Słusz­na uwaga z tą za­zdro­ścią/po­żą­da­niem. Już po­pra­wiam.

choć na­pi­sa­na dość “sucho” – do­kład­nie w stylu ca­łe­go opka, bez zbęd­nych wo­do­try­sków

Sucho. Tak, chyba masz rację. Ale chcia­łem po­le­cieć kon­se­kwent­nie w spo­sób, w jaki we­dług mnie mógł­by coś wspo­mi­nać osob­nik po­kro­ju głów­ne­go bo­ha­te­ra. Bez bo­ga­tych opi­sów, po­etyc­kich wtrą­ceń i in­nych ta­kich. Re­alizm opo­wia­da­ny usta­mi re­ali­sty. Dla­te­go dość sucho.

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i po­dzie­le­nie się opi­nią :)

 

@o­idrin

 

Cie­ka­wy tekst, tro­chę inny od Two­ich po­przed­nich.

Czło­wiek eks­pe­ry­men­tu­je, c’nie? ;) Raz cy­ber­punk, raz śmie­cho­wo, raz po­etyc­ko a teraz ro­man­si­dło z mo­ty­wem fan­ta­stycz­nym. Cały czas szu­kam tej kon­wen­cji, która mi naj­bar­dziej sią­dzie. I muszę przy­znać, że ten tekst dał mi wię­cej fraj­dy przy pi­sa­niu niż cy­ber­pun­ko­wy na przy­kład. Wy­cho­dzi chyba ze mnie za­mi­ło­wa­nie do hi­sto­rii pod­la­nych sosem ckli­wo­ści ;)

 

I bar­dzo do­brze grasz tu ukła­dem gra­ficz­nym, współ­gra faj­nie ze sty­lem nar­ra­cji.

Ta uwaga bar­dzo mnie cie­szy. Mia­łem sporo wąt­pli­wo­ści co do tego ukła­du. Czy nie bę­dzie mę­czył, czy bę­dzie spój­ny z hi­sto­rią i za­ak­cen­tu­je te frag­men­ty, na któ­rych za­le­ża­ło mnie, wcho­dzą­ce­mu w skórę bo­ha­te­ra. Faj­nie, że w Twoim osą­dzie to się udało :)

 

Dzię­ki za po­świę­ce­nie chwi­li na prze­czy­ta­nie i zo­sta­wie­nie fe­ed­bac­ku :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Żyję w ułu­dzie? Niech bę­dzie. Za­py­tam jed­nak: gdzie Wy ży­je­cie?

Nah, mnie cho­dzi­ło bar­dziej o to, że takie prze­mia­ny mało wy­brzmie­wa­ją w krót­kich tek­stach – sło­wem wzią­łeś tro­chę na warsz­tat coś, z czego można i no­wel­kę i po­wieść. Na pewno po­ka­zy­wa­nie ta­kich prze­mian w dłuż­szych stop­nio­wa­nych tek­stach wy­cho­dzi na plus, w krót­kim bar­dzo za­le­ży od tego, co do­strze­że od­bior­ca. Sądzę, że to cie­ka­wy eks­pe­ry­ment i cie­ka­wi mnie dokąd Cię to za­pro­wa­dzi.

 

Za­py­tam jed­nak: gdzie Wy ży­je­cie?

W Łodzi. ;-p Może nie zwra­cam na to uwagi, ale jesz­cze w realu nie wi­dzia­łam mi­ło­ści od pierw­sze­go wej­rze­nia.

Liść z pra­wej, kop w jaja, łup w łeb

Za­po­mnie­li­śmy o lewym pro­stym. Nie je­stem pewna, na czym po­le­ga prze­mia­na; ciało A prze­no­si się do punk­tu zaj­mo­wa­ne­go przed chwi­lą przez ciało B, czy ciała zo­sta­ją na miej­scach, a ska­cze świa­do­mość?

Bar­dzo długo byłam prze­ko­na­na, że to dru­gie, a tu nagle wy­sko­czy­ła Ania w mo­krej su­kien­ce. Dla­cze­go woda też się prze­nio­sła?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cześć, Outta!

Choć, po­dob­nie jak przed­mów­cy, nie je­stem wiel­kim fanem ro­man­tycz­nych hi­sto­rii, to tekst prze­czy­ta­łem na raz, jed­nym tchem. I po­do­bał mi się. Zwłasz­cza forma, w jaką ubra­łeś tę opo­wieść. Moc głów­ne­go bo­ha­te­ra, czy może ra­czej spo­sób, w jaki ją wy­ko­rzy­sty­wał, bu­dzi­ła we mnie sko­ja­rze­nia z fil­mem Jum­per. Wiem, że jest tam kilka zna­czą­cych róż­nic, cho­dzi bo­wiem o za­mia­nę ciał, a nie o skok w do­wol­ne miej­sce w świe­cie. Ale mój mózg, wi­zu­ali­zu­jąc dzia­ła­nie “abra­ka­da­bry” usil­nie pod­su­wał im sceny z Jum­pe­ra wła­śnie.

Uwag nie bę­dzie, po ko­le­dzy i ko­le­żan­ki wyżej wy­mie­ni­li już wszyst­ko, co sam chciał­bym na­pi­sać, a Ty na za­rzu­ty od­po­wie­dzia­łeś, nie ma więc sensu się po­wta­rzać. Kawał do­brej ro­bo­ty.

Po­zdra­wiam!

YO!

 

@o­idrin

Nah, mnie cho­dzi­ło bar­dziej o to, że takie prze­mia­ny mało wy­brzmie­wa­ją w krót­kich tek­stach – sło­wem wzią­łeś tro­chę na warsz­tat coś, z czego można i no­wel­kę i po­wieść.

A, w takim razie muszę się zgo­dzić. Rze­czy­wi­ście są to hi­sto­rie, ktore można roz­wle­kać. Kon­cep­cja, jak zwy­kle ostat­nio umnie, za­czę­ła się od pu­en­ty, potem mu­sia­łem do­ro­bić do niej jakąś hi­sto­rię. W za­sa­dzie to miał być szort, pi­sa­ny w nar­ra­cji pierw­szo­oso­bo­wej w cza­sie rze­czy­wi­stym, ale pod­czas pi­sa­nia pierw­szych słów, nagle, nie wie­dzieć kiedy, wy­kla­ro­wa­ła się kon­cep­cja oso­bi­stych wspo­mnień. I tak to po­szło o sie­dem tysi zna­ków za dużo, jak na szor­ta ;)

 

@Fin­kla

W Łodzi. ;-p Może nie zwra­cam na to uwagi, ale jesz­cze w realu nie wi­dzia­łam mi­ło­ści od pierw­sze­go wej­rze­nia.

To może, mając juz pewne suk­ce­sy na tym polu, po­de­ślę do Łodzi ja­kie­goś sa­mot­ne­go kum­pla? ;-P

 

Nie je­stem pewna, na czym po­le­ga prze­mia­na; ciało A prze­no­si się do punk­tu zaj­mo­wa­ne­go przed chwi­lą przez ciało B, czy ciała zo­sta­ją na miej­scach, a ska­cze świa­do­mość?

Bar­dzo długo byłam prze­ko­na­na, że to dru­gie, a tu nagle wy­sko­czy­ła Ania w mo­krej su­kien­ce. Dla­cze­go woda też się prze­nio­sła?

Ska­czą ciała, a nie świa­do­mość. Za­mie­niasz się z druga osobą miej­sca­mi, fi­zycz­nie. Su­kien­ka Ani była mokra, po­nie­waż bo­ha­ter wszedł do jac­cu­zi, za­mie­nił się z Anią, która po­ja­wi­ła się w wo­dzie, zaj­mu­jąc miej­sce bo­ha­te­ra. Była w wo­dzie przez chwi­lę, su­kien­ka zmo­kła, bo­ha­ter znów za­mie­nił ich miej­sca­mi. I teraz mokra, bo sie­dzą­ca przed chwi­lą w wo­dzie, Ania, sie­dzi na krze­śle przy sto­li­ku. Ot, cała za­gad­ka.

My­śla­łem, że dość do­brze to za­zna­czy­łem w tek­ście. Poza tym gdyby prze­no­si­ła się sama świa­do­mość, wtedy bo­ha­ter nie mógł­by zro­bić tego nu­me­ru z go­tów­ką z su­per­mar­ke­tu. Po za­mia­nie z ochro­nia­rzem mu­siał­by ucie­kać w jego ciele, po­nie­waż worki z pie­niędz­mi nie prze­nio­sły­by się razem ze świa­do­mo­ścią.

 

@A­dek_W

 

Dzię­ki wiel­kie za od­wie­dzi­ny i miłe słowa. Cie­szę się, że tekst przy­padł Ci do gustu :)

bu­dzi­ła we mnie sko­ja­rze­nia z fil­mem Jum­per.

Nie­ste­ty, nie oglą­da­łem tego filmu. Wzo­ro­wa­łem się bar­dziej na su­per­bo­ha­ter­skich mo­cach z ko­mik­sów :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

To może, mając juz pewne suk­ce­sy na tym polu, po­de­ślę do Łodzi ja­kie­goś sa­mot­ne­go kum­pla? ;-P

Ale licz­cie się z tym, że jed­nak bę­dzie mu­siał przy­je­chać dwa razy. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Outta, ja wie­rzę :) Mówię, że cięż­ko uwie­rzyć, ale póź­niej na­pi­sa­łem, że mnie prze­ko­na­łeś :) Też znam takie hi­sto­rie, choć na tle obec­nej ilo­ści roz­wo­dów, to staje się wy­jąt­kiem od re­gu­ły :)

@Fin­kla – spoko, się ogar­nie :D

@si­lvan – wiem, wiem. I masz rację z tymi roz­wo­da­mi, bo hi­sto­rii roz­wo­do­wych zna­jo­mych po­zna­łem ze trzy razy wię­cej niż tych po­zy­tyw­nych.

Known some call is air am

A co Ty tak, w dzień swo­je­go dy­żu­ru opko wrzu­casz? :D

Che mi sento di morir

Hej Outta Sewer, po­dob­nie jak resz­ta, nie ku­pu­ję tego na­głe­go ro­man­su, który jest le­kiem na wszyst­ko i wszyst­ko zmie­nia. To takie na­iw­ne że aż zęby bolą. I nie, to się nie przy­tra­fia lu­dziom. Ze zło­dzie­ja i krę­ta­cza, co wy­ry­wa laski na seks w ciągu jed­nej nocy zmie­nił się w ro­man­tycz­ne­go mo­no­ga­mi­stę? Żaden z Two­ich przy­kła­dów z ko­men­ta­rzy tego nie za­kła­dał. Bo lu­dzie się nie zmie­nia­ją pod wpły­wem Wiel­kiej Mi­ło­ści. A ta Wiel­ka Mi­łość to też nie jest za­uro­cze­nie czy­imś wsty­dli­wy­mi ocza­mi w za­dy­mio­nym klu­bie, w do­dat­ku po paru drin­kach.

 

Mam poza tym parę uwag:

  1. Z sierocińca nie wyrzucają ludzi jak Anastazję w tej starej animacji, wprost na bruk. Osoby, które kończą osiemnaście lat, są przygotowywane do życia samodzielnego, a nie w urodziny dostają kopa w tyłek.
  2. Postać Ani stereotypowa do bólu. Cały czas miałam nadzieję, że mnie zaskoczysz, robiąc nagły zwrot akcji w którym ta nudna i bezbarwna postać okaże się tajną agentką, która dawno przejrzała jego nielegalne biznesy i go za to aresztuje. Niestety, bardzo się rozczarowałam. 
  3. Totalnie zgubił ci się wątek alkoholizmu bohatera. Liczyłam na to, że skoro od tego zacząłeś, to jakoś ten temat będzie wracać jako ważny dla bohatera, jakaś jego poważna wada. Tymczasem okazało się to nieistotne. Nie rozumiem, skąd ten zabieg.

Danka

@BK Żebyś mu­siał prze­czy­tać :P @Dan­ka Wy­bacz, ale czę­ści Two­ich za­rzu­tów nie ro­zu­miem. Czyli we­dług Cie­bie każdy facet, który za­li­czał ko­lej­ne ko­bie­ty nie ma szans się za­ko­chać i stać mo­no­ga­mi­stą? Chcesz mi po­wie­dzieć, że szczę­śli­wą mi­łość znaj­du­ją wy­łącz­nie męż­czyź­ni, któ­rzy przed po­zna­niem tej je­dy­nej, nie mieli wcze­śniej wielu part­ne­rek sek­su­al­nych? Prze­cież to bzdu­ra. I skąd Twoje prze­ko­na­nie, że za­mia­na na­stą­pi­ła w ciągu jed­nej nocy? I skąd tekst o za­uro­cze­niu po paru drin­kach, skoro wcze­śniej w tek­ście masz jasno na­pi­sa­ne, że bo­ha­ter nie piję już wcale. Zo­ba­czył Anię, za­ko­chał się. Takie rze­czy to norma, bo jak niby we­dług Cie­bie prze­bie­ga pro­ces za­ko­chi­wa­nia się? W bó­lach i cier­pie­niu? Czy może za­czy­na się za­uro­cze­niem, które z cza­sem za­mie­nia się w pew­ność głęb­szych uczuć, po ja­kimś cza­sie bycia razem. Ale wy­tłu­ma­czę to, czego nie do­czy­ta­łaś: bo­ha­ter po­znał Anię, za­ko­chał się i przez DWA lata był z nią, nadal krę­cąc (co jest prze­cież za­zna­czo­ne w tek­ście) i krad­nąc. Do­pie­ro po oświad­czy­nach i przy­zna­niu się, obie­cu­je się zmie­nić i prze­stać kraść. Ma środ­ki do roz­krę­ce­nia biz­ne­su, więc za­kła­da dzia­łal­ność. Wcze­śniej tego ni zro­bił, bo kraść było ła­twiej a moc po­zwa­la­ła mu bez­kar­nie za­pew­niać sobie pie­nią­dze wtedy, gdy ich po­trze­bo­wał. Ale od oświad­czyn mija mniej wię­cej rok, więc to też nie dzie­je się jed­nej nocy. W kwe­stii tego, czym jest mi­łość spie­rał się nie będę, ale każde uczu­cie za­czy­na się od za­uro­cze­nia i póź­niej może roz­kwit­nąć lub tym za­uro­cze­niem się skoń­czyć. Jed­nak, żebym nie czuł się besz­ta­ny dla za­sa­dy, chciał­bym żebyś mi po­wie­dzia­ła czym we­dług Cie­bie jes wiel­ka mi­łość i czym się za­czy­na, skoro twier­dzisz, że nie za­uro­cze­niem? W kwe­stii uwag do­ty­czą­cych wy­rzu­ca­nia z sie­ro­cin­ca – mu­sisz mnie uwa­żać za ode­rwa­ne­go od rze­czy­wi­sto­ści, skoro za­kła­dasz, że ja tak myślę i za­sto­so­wa­łem to w opo­wia­da­niu. To po pro­stu sobie na­pi­sa­łaś pod swój scep­ty­cyzm, bo ni­g­dzie takie zda­nie nie pada, że po ukoń­cze­niu 18 lat, wy­wa­lo­no go na bruk. Piszę, że wy­wa­lo­no go na bruk, a dla­cze­go, niech bę­dzie pod­po­wie­dzią ten za­uwa­żo­ny przez Cie­bie motyw al­ko­ho­li­zmu, dla któ­re­go nie zna­la­złaś za­sto­so­wa­nia. Teraz jest już chyba jasne skąd ten wątek i jak zo­stał za­sto­so­wa­ny do lo­gicz­ne­go skle­je­nia mo­ty­wu, do któ­re­go masz uwagę, że tak to nie dzia­ła z sie­ro­ciń­ca­mi. Je­dy­na uwaga z którą się zgo­dzę i nie będę kru­szył kopii, to ta, że Ania wy­szła ste­reo­ty­po­wa. Racja. Po praw­dzie to za­le­d­wie szkic po­sta­ci, ty­po­wej dla ro­man­si­deł. Jed­nak po­da­ny przez Cie­bie przy­kład, który byłby za­sko­cze­niem jest rów­nież do bólu ogra­ny i po­wo­du­je zgrzy­ta­nie zę­ba­mi – agent­ka uwo­dzą­cą cwa­niacz­ka, żeby do­brać się mu do skóry i aresz­to­wać. Z – wy­cho­dzi na to że mało praw­do­po­dob­ne­go – ro­man­su z mo­ty­wem fan­ta­stycz­nym w tle zmie­ni­ła­by się ta hi­sto­ria w mało praw­do­po­dob­ną sen­sa­cję z ro­man­sem i fan­ta­sty­ką.

Known some call is air am

Ok, wy­ja­śnię, czemu moim zda­niem to mało wia­ry­god­ne, że facet który miał styl życia one-ni­ght-stand nagle za­mie­nił się w ro­man­tycz­ne­go mo­no­ga­mi­stę:

  1. Ludzie, którzy prowadzą ten styl życia, często mają określone apetyty i potrzeby seksualne. Podoba im się szybki seks z nieznajomą osobą.
  2. Ok, bohater nagle się zakochał, jak zobaczył wystraszoną myszkę, która była inna niż jego dotychczasowe podboje. To może być zrozumiałe, bo osoby o takim stylu życia lubią zmiany i dynamikę. Więc mógł nagle zapałać chęcią wyruchania kogoś innego.
  3. Kupuję to, że przez pewien czas grał w tę grę Ani, że ma być romantyczny, a seks przyjdzie potem.
  4. Nie kupuję tego, że jego natura i potrzeby w końcu się nie odezwały. Jest powód, dla którego żył jako one-night-stand. Jest powód, dla którego kręciły go puste laski. 
  5. Przedstawiłeś go jako kolesia, który przez całe życie miał tylko siebie i o siebie tylko dbał. Spoko. I właśnie dlatego powinien swoje potrzeby wysuwać na górę priorytetów. Owszem, może na początku, w okresie pierwszej fascynacji, chciał wszystko poświęcić dla Ani. Ale potem ta fascynacja mija i to jest naturalny proces. Ktoś tu wspomniał o rozwodach: one zdarzają się bardzo często właśnie dlatego, że osoby za bardzo opierają swoją relacje na tym pierwszym zauroczeniu, a gdy ono znika okazuje się, że jesteś z osobą, której w sumie nie znasz i nie lubisz. 
  6. Zauroczenie Anią zniknęło i co? Ty napisałeś, że dzięki niemu on zrozumiał, że jest zły, że zaliczanie lasek było złe i teraz tylko Ania, na dobre i na złe. I o to jest właśnie ten moment naiwny, rodem z harlequinow. Bad guy zostaje magicznie wyleczony miłością good girl. Ludzie mają swoje potrzeby i przyzwyczajenia. Swoje fetysze. Nie opisałeś Ani tak, aby było to wiarygodne, że ona go faktycznie zmieniła. Właściwie jest bierna, cicha i potulna. Nic sobą nie reprezentuje. W jaki sposób zmieniła głównego bohatera? Sama jego miłość do niej wystarczyła, że się zmienił? A co z jego egoizmem i miłością własną? Ten człowiek kradł i ruchał przypadkowe laski w klubie. Gdzie się to podziało?

Koń­cząc po­wiem, że moje uwagi do­ty­czą wia­ry­god­nych ro­man­sów. Ale jest cała masa nie­wia­ry­god­nych ro­man­sów, które za­ra­bia­ją for­tu­ny, a lu­dzie chcą je czy­tać, bo lubią wie­rzyć w bajki. I to też jest ok, jeśli tak chcesz pisać to spoko. 

Danka

Lu­dzie, któ­rzy pro­wa­dzą ten styl życia, czę­sto mają okre­ślo­ne ape­ty­ty i po­trze­by sek­su­al­ne. Po­do­ba im się szyb­ki seks z nie­zna­jo­mą osobą.

Facet, który nie miał moż­li­wo­ści i per­spek­tyw, żeby wy­rwać ja­ką­kol­wiek ko­bie­tę, nagle ma do­stęp do kupy pie­nię­dzy. Łatwo się za­chły­snąć moż­li­wo­ścia­mi i je eks­plo­ro­wać dla za­ba­wy. Ale jed­no­cze­śnie cały czas można szu­kać cze­goś wię­cej. Bo­ha­ter nie ma stylu życia one-ni­ght-stand, on po pro­stu ten styl zycia pro­wa­dzi, bo ma takie moż­li­wo­ści i je wy­ko­rzy­stu­je. A za­ło­że­niu bo­ha­ter cały czas szu­kał cze­goś wię­cej, chcąc stać się kimś lep­szym. Motyw al­ko­ho­li­zmu i po­rzu­ce­nia go, to pierw­szy objaw dą­że­nia do ja­kie­goś celu, próba po­pra­wy swo­je­go życia.

 

Jest powód, dla któ­re­go żył jako one-ni­ght-stand. Jest powód, dla któ­re­go krę­ci­ły go puste laski. 

Tak, tym po­wo­dem była uzy­ska­na moż­li­wość pro­wa­dze­nia ta­kie­go życia. A puste laski to szyb­kie laski. Nie wy­klu­cza to wcale chęci zna­le­zie­nia uczu­cia. I tutaj znów mógł­by po­sy­pać przy­kła­da­mi kum­pli, któ­rzy co im­pre­zę za­li­cza­li nową pa­nien­kę, a od kilku/kil­ku­na­stu lat są przy­kład­ny­mi mę­ża­mi i oj­ca­mi. Za­czy­nam my­śleć, że ja żyję w ja­kimś dziw­nym świe­cie, w któ­rym po­ja­wia­ją się skraj­no­ści z obu koń­ców skali, kiedy resz­ta po­sta­na­wia do­strze­gać tylko jeden ich ro­dzaj.

Je­stem prze­ko­na­ny, że gdyby droga bo­ha­te­ra pro­wa­dzi­ła od bo­ga­te­go przed­się­bior­cy, przez zdra­dza­ją­ce­go żonę krę­ta­cza, za­spo­ka­ja­ją­ce­go swoje żądze, na­stęp­nie do sa­mot­ne­go al­ko­ho­li­ka i na końcu zmie­nia­ją­ce­go się w bez­dom­ne­go, który spa­prał sobie życie, to nie by­ło­by uwag o małą wia­ry­god­ność po­sta­ci. Z ja­kie­goś po­wo­du ta zmia­na (rów­nie duża jak ta z opo­wia­da­nia) ni­ko­go nie dziwi, bo ła­twiej jest lu­dziom uwie­rzyć w to, że ktoś się ze­szma­cił, niż w to, że stał się kimś lep­szym.

Ogrom­na zmia­na na gor­sze – patrz pan! Praw­dzi­wa na­tu­ra z niego wy­la­zła. Można się było tego spo­dzie­wać. Lu­dzie to są ża­ło­śni. Za­wsze po­dej­rze­wa­łęm, że tak skoń­czy.

Ogrom­na zmia­na na lep­sze – co za bzdu­ra! Takie sy­tu­acje się nie zda­rza­ją. Bajka i bzdu­ra. Partrz pan, kurna, jed­no­ro­żec.

Smut­ne to.

 

Ktoś tu wspo­mniał o roz­wo­dach: one zda­rza­ją się bar­dzo czę­sto wła­śnie dla­te­go, że osoby za bar­dzo opie­ra­ją swoją re­la­cje na tym pierw­szym za­uro­cze­niu, a gdy ono znika oka­zu­je się, że je­steś z osobą, któ­rej w sumie nie znasz i nie lu­bisz. 

Roz­wo­dy wśród moich zna­jo­mych naj­czę­ściej zda­rza­ją się, kiedy ślub na­stę­po­wał po mniej niż dwóch la­tach zna­jo­mo­ści. Dla­te­go bo­ha­te­ro­wi i Ani dałem trzy lata. Po takim cza­sie już chyba trud­no mówić o pierw­szym za­uro­cze­niu, a ra­czej o głę­bo­kim i świa­do­mym uczu­ciu.

 

Nie opi­sa­łeś Ani tak, aby było to wia­ry­god­ne, że ona go fak­tycz­nie zmie­ni­ła. Wła­ści­wie jest bier­na, cicha i po­tul­na. Nic sobą nie re­pre­zen­tu­je. W jaki spo­sób zmie­ni­ła głów­ne­go bo­ha­te­ra? Sama jego mi­łość do niej wy­star­czy­ła, że się zmie­nił?

Tutaj racja. Ale to nie na Ani się tutaj sku­pi­łem, tylko na bo­ha­te­rze. I dla­cze­go nie mia­ła­by wy­star­czyć? Tym bar­dziej, że (to też jest w tek­ście) wcze­śniej wspo­mi­nał, że szu­kał w życiu cze­goś wię­cej.

 

I nie , nie­ko­niecz­nie chcę tak pisać. Chcia­łem to opo­wia­da­nie tak na­pi­sać. A że Ty uwa­żasz za­cho­wa­nie bo­ha­te­ra za bajkę? Cóż, chyba jed­nak żyję w we­sel­szym świe­cie, w któ­rym takie rze­czy się zda­rza­ją i mogę z ludź­mi zmie­nia­ją­cy­mi swoje życia sobie po­ga­dać w realu.

 

Known some call is air am

Hej, Outta, mia­łam wczo­raj już na­pi­sać ko­men­tarz, ale w końcu mi głu­pio było, że wy­szło­by, że się re­wan­żu­ję czy coś, a mnie ubie­głeś :’D i odło­ży­łam na dzi­siaj.

A opo­wia­da­nie prze­czy­ta­łam jed­nym tchem. Jest lek­kie, przy­jem­ne, z mo­ra­łem, a ja mo­ra­ły lubię, szcze­gól­nie te, które na morał, się nie cha­rak­te­ry­zu­ją. Widzę tutaj dużo za­rzu­tów, że bo­ha­ter nie­rze­czy­wi­sty i po­dej­rze­wam, że wiąże się to z pew­ne­go ro­dza­ju kwe­stią, że jego prze­mia­nę opo­wie­dzia­łeś czy­tel­ni­ko­wi, a nie po­ka­za­łeś np. kro­ków. I nie jest to za­rzut, po pro­stu tego ro­dza­ju roz­wój cha­rak­te­ru za­jął­by z pew­nie 40 000 zna­ków, jak nie le­piej do wia­ry­god­ne­go opi­sa­nia, a nie o to tu cho­dzi.

Po­wie­dzia­łeś mi, że tak jest, jako czy­tel­ni­ko­wi i jako czy­tel­nik się nie kłócę. Rzad­ko się zda­rza, że lu­dzie ucze­pia­ją się pew­nych po­sta­no­wień i je speł­nia­ją. Pierw­szą in­for­ma­cję, którą da­jesz – to tak, twój bo­ha­ter taki jest. Za­wzię­ty i gwał­tow­ny w swo­ich po­sta­no­wie­niach. Ja za to go po­lu­bi­łam, bo opi­su­jesz, że ta gwał­tow­ność jest na­sy­ca­na stra­chem – i to wy­star­czy.

Do­dat­ko­wo, lu­dzie w na­ło­gach czę­sto wpa­da­ją w taki chwyt, że robią sobie nagle prze­rwy, by po­ka­zać sobie, że po­tra­fią. Może łut szczę­ścia, że kiedy bo­ha­ter to zro­bił, to po pro­stu już wy­trwał, może trosz­kę zwią­za­ne jest to z jego mocą? Może upa­jał się nie dla sa­me­go faktu upa­ja­nia. Nie picie spra­wia­ło mu przy­jem­ność, a ra­czej za­bi­cie tej sta­gna­cji, w któ­rej się zna­lazł?

Trosz­kę się zgu­bi­łam z tym, co się po­dzia­ło na tym par­kin­gu pod ban­kiem. Może za szyb­ko prze­le­cia­łam tekst wzro­kiem i nie uchwy­ci­łam tego jed­ne­go słowa, która zro­bi­ło­by we mnie to kla­sycz­ne Aha!, ale póź­niej czy­ta­jąc fa­bu­łę, wszyst­ko było już jasne. Bar­dzo mi się spodo­bał kon­cept mocy, niby nawet ba­nal­na, ale kur­czę ile moż­li­wo­ści! Prze­cież go­ściu byłby ide­al­ny do np. ra­to­wa­nia sa­mo­bój­ców, albo za­kład­ni­ków :’D Za­mie­nić się z po­ry­wa­czem, w środ­ku szwa­dro­nu po­li­cyj­ne­go, je­że­li miał­by go na oku. No i sam fakt, że dałeś mocy duże ogra­ni­cze­nie. Bar­dzo fajne :>

Ania, była cha­rak­te­ry­zo­wa­na przez niego – i była zwy­kłą, dobrą ko­bie­tą. Mi­łość to co­dzien­no­ści, a bo­ha­ter spo­koj­nie prze­cież te co­dzien­no­ści w sobie nosił i to one stop­nio­wo go zmie­nia­ły. Nie wiel­kie słowa, nie jej he­ro­icz­ne czyny, tylko trwa­nie razem i w końcu ta cią­głość trwa­nia razem go zmie­ni­ła. Lo­gicz­nie, ja tutaj nie mam za­strze­żeń. Ja nie czu­łam mi­ło­ści do Ani, bo nie mo­głam, bo byś mu­siał ko­lej­ne ty­sią­ce zna­ków po­świę­cić na wcią­ga­nie mnie w ich zwią­zek i po­ka­zy­wa­nie dla­cze­go się ko­cha­ją. Nie po­trze­bu­ję od­po­wie­dzi, dla­cze­go się ko­cha­ją, bo po pro­stu mi to mó­wisz. Taki za­mysł opo­wia­da­nia i tutaj nie jest kwe­stią dys­pu­ty. Można by to roz­cią­gnąć i wy­wlec na świa­tło dzien­ne ich pe­ry­pe­tie, ale też po co? Kla­sy­kiem, ko­cha­ją się to się ko­cha­ją na … drą­żyć temat. I mają prawo. Nie jest to dla mnie ani na­iw­ne, ani tan­det­ne, ale ja lubię rze­czy tak sto­no­wa­ne ży­cio­wo i nawet cli­che, więc pew­nie do mnie to tra­fi­ło.

Faj­nie, że bo­ha­ter sam się przy­znał przed nią. Drę­czą­ce są te ta­jem­ni­ce, które lu­dzie ki­tra­ją la­ta­mi i czło­wiek wie już w fil­mie, oho, zaraz się dowie i bę­dzie po pto­kach. A tutaj, roz­mo­wa. Ot, ludz­ka rzecz. Prze­cież ję­zo­ry mamy, to roz­ma­wiaj­my, a bo­ha­ter – szcze­gól­nie, ze to męż­czy­zna – sam z tą roz­mo­wą wy­szedł, bo od po­cząt­ku go na­kre­śli­łeś jako czło­wie­ka, który jest kon­kret­ny.

Za­rzut mia­ła­bym do za­koń­cze­nia tylko :) Pierw­sze, szko­da, że go uśmier­ci­łeś. W sen­sie, nie to, że źle fa­bu­lar­nie, tylko mi szko­da. Ale za­rzut lo­gicz­ny mam taki, że skoro on za­pię­ty nie był, a spa­dli do wody w ka­brio­le­cie, to ra­czej by go po pro­stu po­cią­gnę­ło fruu da­le­ko. A on zo­stał na miej­scu przy niej. Nie je­stem fi­zy­kiem i nie wiem czy to moż­li­we? Do­dat­ko­wo w ta­kiej toni i szoku by­ło­by mu bar­dzo cięż­ko nawet do niej pod­pły­nąć. A już zu­peł­nie by nie wi­dział w jej oczach pa­ni­ki, bo pod wodą tro­chę gówno się widzi. Jakby go chwy­ci­ła i wcze­pi­ła palce, żeby po­ka­zać strach? Coś bar­dziej w ten deseń.

Tytuł fajny i od razu na­kre­śla w jaki spo­sób opo­wia­da­nie funk­cjo­nu­je. Jest tu parę abra­ka­dabr, ale ja to ku­pu­ję :)

(Znowu kurde się roz­pi­sa­łam XD)

 

Hm. Ja wie­rzę, bo chcę wie­rzyć.

Nie chcę się zgo­dzić z tym, że świat tak się ze­szma­cił, że już tylko wy­zysk, zło, wy­ko­rzy­sty­wa­nie.

Sta­ram się w lu­dziach wi­dzieć dobro i daję im szan­sę – choć nie je­stem po­zba­wio­ny pew­nej ostroż­no­ści. Zda­rza­ło mi się prze­je­chać (np. na bu­dow­lań­cach, któ­rym za­ufa­łem), ale rów­nie czę­sto, albo i czę­ściej by­wa­łem po­zy­tyw­nie za­ska­ki­wa­ny.

Razem z żoną (zna­jo­mość (wa­ka­cyj­ne za­uro­cze­nie od pierw­sze­go wej­rze­nia :)) od 2010, mał­żeń­stwo od 2014) ze zgro­zą ob­ser­wu­je­my, jak zde­cy­do­wa­na więk­szość ota­cza­ją­cych nas par roz­pa­da się (cza­sem biorą roz­wód już nawet po roku!!!) – i aby nie było – nie cho­dzi mi o kwe­stie ślubu ko­ściel­ne­go, wiary, itd. To spra­wa za­in­te­re­so­wa­nych.

Nie­mniej jed­nak tra­fia­my na pary, które od­no­szą się do sie­bie z mi­ło­ścią, gdzie facet jest fa­ce­tem i po­tra­fi być uprzej­my i szar­manc­ki wobec ko­bie­ty (co wcale – wg mnie – jej nie ubli­ża. Kie­dyś pewna dziew­czy­na na­sko­czy­ła na mnie, że jej przy­trzy­ma­łem otwar­te drzwi :D Że ona nie po­trze­bu­je łaski fa­ce­tów i da sobie z drzwia­mi radę :D). Znam fa­ce­ta, który był ko­smicz­nym roz­trze­pań­cem, cha­mem, a po po­zna­niu ko­bie­ty swego życia stał się mega nor­mal­ny, za­czę­ło mu za­le­żeć na pracy i w ogóle do­brze się zmie­nił.

Znam ludzi wy­cho­dzą­cych ze do­brych, “świę­tych” nie­mal ro­dzin, gdzie po wyj­ściu “na wol­ność” od­jeż­dża­li, pusz­cza­li się w tango. Znam i in­nych, gdzie drogi ży­cio­we mieli różne.

Pod­su­mo­wu­jąc – przy­pad­ki są różne.

I wie­rzę, że ktoś może zmie­nić się na lep­sze, przez wzgląd na różne prze­ży­cia, w tym także przez wzgląd na mi­łość.

I kurde, może je­stem sta­ro­mod­ny i kon­ser­wa­tyw­ny, może nawet na­iw­ny, ale wie­rzę, że dobro się zwra­ca.

 

Ale się roz­pi­sa­łem.

 

Do­da­ję drugi ko­men­tarz, gdyż nie jest zwią­za­ny z wcze­śniej­szym.

 

 

@A­les­sia­222

A już zu­peł­nie by nie wi­dział w jej oczach pa­ni­ki, bo pod wodą tro­chę gówno się widzi.

Uśmia­łem się :P

 

Ale za­rzut lo­gicz­ny mam taki, że skoro on za­pię­ty nie był, a spa­dli do wody w ka­brio­le­cie, to ra­czej by go po pro­stu po­cią­gnę­ło fruu da­le­ko. A on zo­stał na miej­scu przy niej. Nie je­stem fi­zy­kiem i nie wiem czy to moż­li­we? Do­dat­ko­wo w ta­kiej toni i szoku by­ło­by mu bar­dzo cięż­ko nawet do niej pod­pły­nąć.

Coś w tym jest, co pi­szesz, choć utknąć można na kilka spo­so­bów, nie tylko w pa­sach.

Aby nie drą­żyć, może niech bo­ha­ter też się za­pnie, ale jego klam­ra zwy­czaj­nie da się od­piąć?

Hej,

 

wra­cam z bar­dziej me­ry­to­rycz­nym ko­men­ta­rzem.

Bra­ku­je mi ja­kie­goś pa­zu­ra w tej hi­sto­rii, wszyst­ko toczy się, w moim prze­ko­na­niu, nieco zbyt gład­ko. Bra­ku­je mi na­pię­cia, kon­flik­tu, emo­cji.

Bo­ha­ter: al­ko­ho­lizm rzuca wy­łącz­nie siłą woli; re­zy­gnu­je z przy­god­ne­go seksu dla uko­cha­nej; wy­zna­je swoje grze­chy Annie, a ona ak­cep­tu­je tę sy­tu­ację; re­zy­gnu­je z ko­rzy­sta­nia z mocy, a mimo to dalej ma pie­nią­dze i stać go nawet na ben­tleya; na ko­niec uczest­ni­czy w wy­pad­ku i po­świę­ca się dla na­rze­czo­nej (tak jak chce). Mam z tym kło­pot, za łatwo wszyst­ko idzie, zbyt mało prze­ciw­no­ści musi bo­ha­ter prze­zwy­cię­żyć, a przez to rów­nież nie żywię do bo­ha­te­ra ja­kichś po­zy­tyw­nych uczuć, nie po­dzi­wiam go za wy­trwa­łość, siłę, od­wa­gę, bo nie widzę jak ko­rzy­sta z tych przy­mio­tów. Nawet moc, z któ­rej ko­rzy­sta, przy­szła do niego nie wia­do­mo od kogo i po co.

 

nie wzią­łem w usta nawet kro­pli.

“do ust” ra­czej.

 

Za­przą­tać głowę jego pro­ble­ma­mi.

 

“Za­przą­tać sobie głowę”, bo czy to nie zwią­zek fra­ze­olo­gicz­ny? Do­dał­bym to “sobie”.

 

wy­cią­gnę­ły na wierzch moje za­le­ty, jed­no­cze­śnie skrzęt­nie ukry­wa­jąc nie­do­bo­ry.

A co to były za nie­do­bo­ry?

 

Wy­glą­da­ła wśród nich jak słod­ka bi­blio­te­kar­ka, która przez przy­pa­dek tra­fi­ła na kon­went mi­ło­śni­ków porno.

No chyba, że cho­dzi o porno krę­co­ne w bi­blio­te­ce, wtedy pa­so­wa­ła­by :P

 

To ona za­in­te­re­so­wa­ła mnie sztu­ką, li­te­ra­tu­rą, fil­mem i tymi wszyst­ki­mi cu­dow­ny­mi rze­cza­mi, które my, lu­dzie, po­tra­fi­my two­rzyć, jeśli aku­rat nie je­ste­śmy za­ję­ci woj­na­mi i ska­ka­niem sobie do gar­deł.

Ania była in­te­li­gent­na, więc za­słu­gi­wa­ła na in­te­li­gent­ne­go fa­ce­ta. A ja byłem w sta­nie zro­bić wszyst­ko, żeby jej nie stra­cić. Dzię­ki niej sta­wa­łem się kimś innym, jesz­cze lep­szym.

Taki Mar­tin Eden tro­chę…

 

Zgo­dzi­ła się.

Byłem prze­szczę­śli­wy.

Po­pro­si­łem póź­niej, żeby usia­dła i opo­wie­dzia­łem wszyst­ko, co do tej pory prze­mil­cza­łem. Całą praw­dę.

Tro­chę oszu­ka­na ko­lej­ność – po­wi­nien naj­pierw wy­znać praw­dę, a potem pro­sić o rękę. A to krę­tacz :)

 

Długa, pro­sta droga, wiatr szu­mią­cy w uszach i jej pro­mien­ny uśmiech pod fi­ku­śny­mi oku­la­ra­mi prze­ciw­sło­necz­ny­mi. W gło­wie świa­do­mość, że już za ty­dzień jest nasz długo wy­cze­ki­wa­ny i sta­ran­nie pla­no­wa­ny ślub.

Letni dzień, któ­re­go pięk­no po­sta­no­wił znisz­czyć idio­ta w sta­rym BMW, wy­prze­dza­ją­cy bez wy­obraź­ni ko­lum­nę sa­mo­cho­dów wle­ką­cych się za ja­dą­cym z na­prze­ciw­ka cią­gni­kiem.

Pisk opon. Szarp­nię­cie kie­row­ni­cą.

No dobra, Panie, a ile on miał na licz­ni­ku tego Ben­tleya? Nie ku­pu­ję wy­łącz­nej winy idio­ty w BMW.

 

Po­zdra­wiam!

Che mi sento di morir

@Si­lvan

Myślę, że za­pię­cie bo­ha­te­ra roz­wią­za­ło­by fak­tycz­nie kwe­stię lo­gicz­ną :) Ale wy­da­wa­ło mi się, że Outta tam spe­cjal­nie dodał, że ona go ga­ni­ła za brak pasów, tożem wy­wnio­sko­wa­ła, że tych pasów za­pię­tych nie miał.

Ogól­nie sceny w wo­dzie są za­wsze trud­ne do opi­sa­nia. Dla mnie, jako osoby, która w wo­dzie za­cho­wu­je się jak to­pio­na kura, wszel­kie ma­new­ry na­pę­dza­ją stra­cha :D A tutaj jesz­cze komuś pomóc. Za­chły­snę­ła­bym się i nawet od­pię­ta bym na dno po­szła. Myślę, że trze­ba było ich spa­lić. Sil­nik za­pło­nął, ona za­blo­ko­wa­na. Dra­mat i tra­ge­dia. Jesz­cze tego go­ścia co z bmw by wy­lazł można by tam pod­mie­nić, że Ania → bo­ha­ter → du­pekBMW, i bie­da­czy­sko moje by prze­trwa­ło opo­wia­da­nie :> Ale już prze­sta­ję od­pły­wać. A już bez żar­tów, woda i toń są za­wsze kli­ma­tycz­ne i śmierć w ot­chła­ni jest jedną z bar­dziej “ro­man­tycz­nych”, to bym w życiu tego nie za­mie­nia­ła. Po pro­stu fak­tycz­nie za­pię­cie tych pasów u bo­ha­te­ra by mi ćwie­ka za­bi­ło.

Tak, Outta pisał, że bo­ha­ter był za to ga­nio­ny, ale i to można zmie­nić ;)

Ja z kolei w wo­dzie czuję się do­brze, ale masz rację, że pod wodą (nie mówię o Ad­ria­ty­ku, czy in­nych oce­anach, ale takie je­zior­ka, stawy, rzeki) nie­wie­le widać i cięż­ko o sen­sow­ne dzia­ła­nia. Mimo to, wy­da­je mi się, że był­bym w sta­nie do kogoś pod­pły­nąć i ze trzy­dzie­ści se­kund po­wal­czyć.

 

BTW: nie­źle od­je­cha­łaś :D

@A­les­sia­222, haha :)

 

Ogól­nie cie­ka­we dys­ku­sje pod tek­stem się od­by­wa­ją.

Che mi sento di morir

Może jest w tym wię­cej emo­cji, niż się wszyst­kim wy­da­wa­ło? ;)

Ło­he­su­sma­riya! Się ko­men­ta­rzy na­ro­bi­ło :)

 

@A­les­sia

 

że jego prze­mia­nę opo­wie­dzia­łeś czy­tel­ni­ko­wi, a nie po­ka­za­łeś np. kro­ków. I nie jest to za­rzut, po pro­stu tego ro­dza­ju roz­wój cha­rak­te­ru za­jął­by z pew­nie 40 000 zna­ków, jak nie le­piej do wia­ry­god­ne­go opi­sa­nia, a nie o to tu cho­dzi.

Nie chcia­łem tego roz­wle­kać. Ale skoro już tutaj mamy takie dys­ku­sje, to po­zwól­cie, że roz­bio­rę na czyn­ni­ki to opo­wia­da­nie, żeby po­ka­zać Wam kon­cept jaki za nim stał, a któ­re­go mo­gli­ście nie za­uwa­żyć.

 

 

Za­cznij­my od tego, że nie jest to opo­wia­da­nie, w któ­rym bo­ha­ter pro­wa­dzi nar­ra­cję pierw­szo­oso­bo­wą w cza­sie rze­czy­wi­stym opi­su­jąc co mu się przy­tra­fia. To co do­sta­je czy­tel­ni, to pięć wspo­mnień. Wspo­mnień czło­wie­ka, który ma świa­do­mośc tego, że zaraz umrze, po­świę­ca­jąc się dla innej osoby. Ko­ja­rzy­cie ten motyw z całym ży­ciem prze­la­tu­ją­cym przed ocza­mi tuż przed śmier­cią? Na pewno, bo kto nie ko­ja­rzy. Bo­ha­ter widzi tylko pięć ta­kich wspo­mnień. Każde z nich po­ka­zu­je mo­men­ty szczę­ścia (oprócz koń­ców­ki pią­te­go), bę­dą­ce jed­no­cze­śnie punk­ta­mi zwrot­ny­mi, które do­pro­wa­dzi­ły go do teraz, do mo­men­tu przed śmier­cią. Za­py­taj­cie na po­czą­tek sami sie­bie, czy wspo­mi­na­li­by­ście rze­czy złe i nie­faj­ne z Wa­sze­go życia, gdy­by­ście mieli świa­do­mość bli­skiej i nie­chyb­nej śmier­ci? Czy ła­pa­li­by­ście ra­czej to, co w Wa­szym życiu było dobre? Ja wy­sze­dłem z za­ło­że­nia, że to dru­gie.

Ale mia­łem roz­bi­jać na czyn­ni­ki, więc OK.

Pierw­sze wspo­mnie­nie: bo­ha­ter skoń­czył z al­ko­ho­lem, po­znał pierw­szą w życiu, życz­li­wą mu osobę (Edka) i po­sta­no­wił spró­bo­wać od­mie­nić swój los. Do­sta­je moc. Szczę­ście.

Dru­gie: bo­ha­ter za­czy­na uży­wac mocy do zdo­by­wa­nia w nie­le­gal­ny spo­sób pie­nię­dzy. Udaje mu się, więc za­czy­na nowe, bo­gat­sze życie – za­rów­no ma­te­rial­nie jak i spo­łecz­nie bo­gat­sze. Szczę­ście. Gdyby nie moc nie do­szedł­by do tego mo­men­tu, więc dru­gie jest im­pli­ka­cją pierw­sze­go.

Trze­cie: bo­ha­ter po kilku la­tach po­zna­je Anię. Za­czy­na się z nią spo­ty­kać, dziew­czy­na jest mu życz­li­wa i nie chce jego pie­nię­dzy, tylko jego sa­me­go. Bo­ha­ter za­czy­na ro­zu­mieć, że są rze­czy waż­niej­sze od kasy, że są lu­dzie życz­li­wi, dla któ­rych warto pró­bo­wać. Szczę­ście. Gdyby nie moc i pie­nią­dze, nigdy nie zna­lazł by się w tym klu­bie i nie po­znał uko­cha­nej. Trze­cie jest im­pli­ka­cją pierw­szych dwóch.

Czwar­te: bo­ha­ter po dwóch la­tach z Anią jest czło­wie­kiem bo­gat­szym także we­wnętrz­nie, za­czy­na gryźć go to, że Ania nie za­ak­cep­tu­je praw­dy o nim. Oświad­cza się naj­pierw, a póź­niej opo­wia­da jej wszyst­ko. Jest lep­szym czło­wie­kiem, ale nadal tro­chę cwa­niacz­ka w nim sie­dzi. Gdyby nie sie­dzia­ło, naj­pierw wszyst­ko by opo­wie­dział a póź­niej się oświad­czył – jed­nak ta ko­lej­ność jest w pew­nym stop­niu próbą szan­ta­żu emo­cjo­nal­ne­go. Ania zga­dza się, wy­ba­cza, prosi go o to, by już nie kradł. Bo­ha­ter jest już o wiele doj­rzal­szy i widzi roz­ter­ki Ani, która osta­tecz­nie wy­ba­cza i wska­zu­je lep­sza drogę do bycia czło­wie­kiem. Za­ło­ży­łem, że bo­ha­ter kradł na po­tę­gę i na kon­cie może mieć kilka ba­niek, więc roz­krę­ca biz­nes, koń­cząc z kra­dzie­ża­mi. Szczę­ście. Gdyby nie moc, pie­nią­dze i po­zna­na w klu­bie dziew­czy­na, nie do­tarł­by na Fidżi nie oświad­czył­by się. Czwar­te jest im­pli­ka­cja po­przed­nich.

Piąte: nie­dłu­go ślub. Bo­ha­ter jest szczę­śli­wy, jest lep­szym czło­wie­kiem, uczci­wym. Bo­gat­szym fi­zycz­nie, spo­łecz­nie, emo­cjo­nal­nie. Wy­bie­ra się na prze­jażdż­kę z uko­cha­ną. Szczę­ście. Wy­pa­dek, uko­cha­na uwię­zio­na w pa­sach bez­pie­czeń­stwa i pod­ję­cie de­cy­zji o po­świę­ce­niu swo­je­go życia dla niej. Szczę­scia już tutaj nie ma, ale gdyby nie moc, pie­nią­dze, uko­cha­na, z którą ma wziąć ślub i uczci­we zycie bez stra­chu o jutro, nie zna­la­zł­by się w tej sy­tu­acji. Piąte jest im­pli­ka­cją czte­rech po­przed­nich.

Każde ze wspo­mnień za­wie­ra ka­mie­nie mi­lo­we jego prze­mia­ny. Ow­szem, mógł­bym to roz­cią­gnąć na 40k zna­ków. Mógł­bym do­rzu­cić ja­kieś na­wra­ca­ją­ce pro­ble­my al­ko­ho­lo­we, które po­now­nie zwal­czył, mógł­bym do­pi­sać frag­ment o tym jak ob­ra­biał ludzi w dru­gim wspo­mnie­niu, mógł­bym dodać cały pro­ces zdo­by­wa­nia Ani i jego roz­ter­ki, czy to ma sens i jest warte jego czasu; mógł­bym do­rzu­cić w czwar­tym wku­rzo­ną Anię, która zo­sta­wia bo­ha­te­ra i wraca do kraju, potem frag­ment o tym jak po­sta­na­wia jej udo­wod­nić, że jest szczer w uczu­ciach, po­rzu­ca złą ścież­kę, za­kła­da firmę i stara się by dziew­czy­na do niego wró­ci­ła, co też fi­nal­nie się zda­rzy­ło­by. Ale po co? Prze­my­śl­cie sobie, czy te frag­men­ty, które by­ły­by stric­te oby­cza­jo­we, aż tak uwia­ry­god­ni­ły­by bo­ha­te­ra? Pew­nie tak, ale czy nie roz­my­ły­by głów­ne­go clou tego opo­wia­da­nia, któ­rym jest po­szu­ki­wa­nie szczę­ścia i mi­ło­ści, oraz zmia­na po­stę­po­wa­nia czło­wie­ka, nie­gdyś ży­ją­ce­go dla sa­me­go sie­bie, a na końcu od­da­ją­ce­go za kogoś życie?

Wasze uwagi są dla mnie cenne, jed­nak czę­ści z nich po­zwa­lam sobie nie uwzględ­niać, po­nie­waż ba­zu­ją na Wa­szych prze­ko­na­niach co do sza­ro­ści świa­ta i su­biek­tyw­nych od­czu­ciach co do na­tu­ry ludz­kiej. Nie wiem, czy prze­ma­wia za Wami cy­nizm i brak wiary w ludzi, czy ba­zu­je­cie na wła­snych do­świad­cze­niach i prze­ko­na­niu, że Wam zda­rza się wię­cej rze­czy strasz­nych niż cu­dow­nych i o ten fakt opie­ra­cie nie­wia­rę, że nasz ga­tu­nek stać na coś wię­cej. Ja nie je­stem nie­po­praw­nym opty­mi­stą, ra­czej re­ali­stą, a jakoś umiem spoj­rzeć na świat poza pry­zma­tem wła­snych uprze­dzeń i do­strzec w nim po­zy­ty­wy.

 

@A­les­sia

 

Prze­cież go­ściu byłby ide­al­ny do np. ra­to­wa­nia sa­mo­bój­ców, albo za­kład­ni­ków :’D Za­mie­nić się z po­ry­wa­czem, w środ­ku szwa­dro­nu po­li­cyj­ne­go, je­że­li miał­by go na oku.

A, no wła­śnie, faj­nie, że spe­ku­lu­jesz sobie z tym, jak tę moc można by wy­ko­rzy­stać w dobry spo­sób. A można na wiele :)

 

Drę­czą­ce są te ta­jem­ni­ce, które lu­dzie ki­tra­ją la­ta­mi i czło­wiek wie już w fil­mie, oho, zaraz się dowie i bę­dzie po pto­kach. A tutaj, roz­mo­wa. Ot, ludz­ka rzecz. Prze­cież ję­zo­ry mamy, to roz­ma­wiaj­my, a bo­ha­ter – szcze­gól­nie, ze to męż­czy­zna – sam z tą roz­mo­wą wy­szedł, bo od po­cząt­ku go na­kre­śli­łeś jako czło­wie­ka, który jest kon­kret­ny.

To też jest ważny aspekt. Roz­mo­wa to je­dy­ne, co może za­że­gnać kon­flikt, bez dal­szych ne­ga­tyw­nych im­pli­ka­cji. Lu­dzie czę­sto jed­nak o tym za­po­mi­na­ją, cho­wa­jąc la­ta­mi urazy i roz­dra­pu­jąc rany. A roz­mo­wa może wiele, czę­sto się o tym prze­ko­nu­ję :)

 

Ale za­rzut lo­gicz­ny mam taki, że skoro on za­pię­ty nie był, a spa­dli do wody w ka­brio­le­cie, to ra­czej by go po pro­stu po­cią­gnę­ło fruu da­le­ko.

Na­pom­po­wa­ny balon po­dusz­ki po­wietrz­nej sku­tecz­nie przy­trzy­mał­by go na miej­scu. Inna spra­wa, że to nie było ja­kieś je­zio­ro, ale przy­droż­ny staw. Wy­obra­za­łem sobie te, jakie czę­sto mijam, prze­jeż­dża­jąc przez Ocha­by w stro­nę Wisły albo Szczyr­ku. Są przy samej dro­dze, za ba­rier­ka­mi, dośc płyt­kie. Skar­pa to też max jeden metr. Przy takim ude­rze­niu jest wstrząs, ale nie­wiel­ki. Sa­mo­chód nie wpada pio­no­wo w dół, tonąc kilka me­trów po­ni­żej. Ra­czej wpada tak, jak wje­chał, szyb­ko tonąc i opa­da­jąc na dno od­da­lo­ne od tafli na głę­bo­kość ja­kichś dwóch me­trów.

 

A już zu­peł­nie by nie wi­dział w jej oczach pa­ni­ki, bo pod wodą tro­chę gówno się widzi.

Za­sad­ni­czo masz rację. Ale tutaj z wła­sne­go do­świad­cze­nia piszę, bo czę­sto pły­wa­łem w le­śnych je­zior­kach pod Ty­cha­mi, albo w oko­licz­nych sta­wach ho­dow­la­nych. Na kil­ka­dzie­siąt cen­ty­me­trów widać, co jest przed tobą, nawet jeśli woda jest zie­lo­na. Pod wa­run­kiem, że nie jest głę­bo­ko i słoń­ce stoi wy­so­ko na nie­bie.

 

@si­lvan

 

Razem z żoną (zna­jo­mość (wa­ka­cyj­ne za­uro­cze­nie od pierw­sze­go wej­rze­nia :)) od 2010, mał­żeń­stwo od 2014) ze zgro­zą ob­ser­wu­je­my, jak zde­cy­do­wa­na więk­szość ota­cza­ją­cych nas par roz­pa­da się (cza­sem biorą roz­wód już nawet po roku!!!) – i aby nie było – nie cho­dzi mi o kwe­stie ślubu ko­ściel­ne­go, wiary, itd.

Ja moją żonę po­zna­łem na stu­diach. Byłem wtedy z inną ko­bie­tą, ona z innym fa­ce­tem. Nie trwa­ło długo, a rzu­ci­li­śmy swo­ich po­przed­nich part­ne­rów i od 2008 je­ste­śmy mał­żeń­stwem. A co do roz­wo­dów, to re­kor­dzi­stą w moim oto­cze­niu jest mój kuzyn. Ślub po roku zna­jo­mo­ści, roz­wód nie­ca­łe pół roku po ślu­bie. Nuff said.

 

Kie­dyś pewna dziew­czy­na na­sko­czy­ła na mnie, że jej przy­trzy­ma­łem otwar­te drzwi :D Że ona nie po­trze­bu­je łaski fa­ce­tów i da sobie z drzwia­mi radę :D

Za­wsze przy­trzy­mu­ję drzwi ko­bie­cie. I to nie jest żaden wyraz wyż­szo­ści, ale uprzej­mo­ści, za­ko­rze­nio­nej w na­szej kul­tu­rze, jed­nak wie­rzę, że są wa­riat­ki, które uzna­ją, że im to ubli­ża. Sam nie spo­tka­łem, ale jesz­cze wiele przede mną ;)

 

Znam ludzi wy­cho­dzą­cych ze do­brych, “świę­tych” nie­mal ro­dzin, gdzie po wyj­ściu “na wol­ność” od­jeż­dża­li, pusz­cza­li się w tango. Znam i in­nych, gdzie drogi ży­cio­we mieli różne.

Też ta­kich znam. Ale znam tez jed­ne­go, który jest praw­dzi­wą hy­bry­dą. Koleś jest praw­dzi­wym gang­ste­rem, sie­dział już nie raz. Ale bab­cią opie­ko­wał się do końca, utrzy­mu­jąc ją w prze­ko­na­niu, że jest prze­cięt­nia­kiem z nor­mal­na pracą. Hitem było to, jak do jego babci przy­jeż­dża­li go­ście w dro­gich fu­rach, żeby jej drew na­rą­bać albo trawę sko­sić, bo on aku­rat sie­dział i pod­sy­łał swo­ich szem­ra­nych ko­le­gów. Go­ście za­wsze byli cho­ler­nie mili i wkrę­ca­li babci, że K. ich pro­sił, żeby jej po­mo­gli a on jest teraz w An­glii albo gdzieś­tam in­dziej i nie ma czasu wró­cić do kraju. Bab­cia wie­rzy­ła, a my nie wy­pro­wa­dza­li­śmy ko­bie­ci­ny z błędu, bo po co jej na sta­rość takie re­we­la­cje by były. True story, z par­te­ru fa­mi­lo­ka, w któ­rym miesz­ka­łem na pię­trze.

 

@BK

 

Bra­ku­je mi ja­kie­goś pa­zu­ra w tej hi­sto­rii, wszyst­ko toczy się, w moim prze­ko­na­niu, nieco zbyt gład­ko. Bra­ku­je mi na­pię­cia, kon­flik­tu, emo­cji.

Ro­zu­mie za­rzut. Ale nie dałem tutaj ni­cze­go ta­kie­go z pełną pre­me­dy­ta­cją. To miała być spo­koj­na hi­sto­ria, bez fa­jer­wer­ków od­wra­ca­ją­cych uwagę od tego, co uwa­żam w tym opo­wia­da­niu za naj­waż­niej­sze, a do czego wszy­scy (pra­wie;)) po­sta­no­wi­li się przy­cze­pić :D

 

Bo­ha­ter: al­ko­ho­lizm rzuca wy­łącz­nie siłą woli; re­zy­gnu­je z przy­god­ne­go seksu dla uko­cha­nej; wy­zna­je swoje grze­chy Annie, a ona ak­cep­tu­je tę sy­tu­ację; re­zy­gnu­je z ko­rzy­sta­nia z mocy, a mimo to dalej ma pie­nią­dze i stać go nawet na ben­tleya; na ko­niec uczest­ni­czy w wy­pad­ku i po­świę­ca się dla na­rze­czo­nej (tak jak chce). Mam z tym kło­pot, za łatwo wszyst­ko idzie, zbyt mało prze­ciw­no­ści musi bo­ha­ter prze­zwy­cię­żyć, a przez to rów­nież nie żywię do bo­ha­te­ra ja­kichś po­zy­tyw­nych uczuć, nie po­dzi­wiam go za wy­trwa­łość, siłę, od­wa­gę, bo nie widzę jak ko­rzy­sta z tych przy­mio­tów. Nawet moc, z któ­rej ko­rzy­sta, przy­szła do niego nie wia­do­mo od kogo i po co.

OK. Czyli po pro­stu nie sia­dło. Ale te wszyst­kie punk­tu, które roz­dzie­li­łeś śred­ni­ka­mi nie zda­rzy­ły się nagle. To były sy­tu­acje z sied­miu lat. Dla­cze­go nie ma tutaj trud­no­ści i prze­ciw­no­ści losu na­pi­sa­łem już po­wy­żej.

 

“do ust” ra­czej.

Dla­cze­mu? A kiedy nie chcesz ni­cze­go po­wie­dzieć, to wody na­bie­rasz w usta, czy do ust?

 

A co to były za nie­do­bo­ry?

Ano, różne man­ka­men­ty urody mozna ukryć pod brodą na przy­kład ;-P

 

Taki Mar­tin Eden tro­chę…

Nie czy­ta­łem, nie wi­dzia­łem ad­ap­ta­cji.

 

Tro­chę oszu­ka­na ko­lej­ność – po­wi­nien naj­pierw wy­znać praw­dę, a potem pro­sić o rękę. A to krę­tacz :)

No! I to jest wła­śnie ta część jego na­tu­ry, która ni­g­dzie się nie zgu­bi­ła, tylko zo­sta­ła po­grze­ba­na. Jed­nak wy­cho­dzi z niego cza­sa­mi. Wła­snie w tym mo­men­cie na przy­kład.

 

No dobra, Panie, a ile on miał na licz­ni­ku tego Ben­tleya? Nie ku­pu­ję wy­łącz­nej winy idio­ty w BMW.

I nie mu­sisz. Idio­ta w BMW był winny z per­spek­ty­wy bo­ha­te­ra. Ale czy sam bo­ha­ter też nie był tro­chę wi­nien, to juz sobie do­po­wiedz sam, BK.

 

@A­les­sia

 

Ale wy­da­wa­ło mi się, że Outta tam spe­cjal­nie dodał, że ona go ga­ni­ła za brak pasów, tożem wy­wnio­sko­wa­ła, że tych pasów za­pię­tych nie miał.

Do­kład­nie. To nie­za­pię­cie pasów, ktore w żaden spo­sób nie ko­li­du­je z tym, że nie wy­padł z wozu, po­zwa­la uwia­ry­god­nić cza­so­wo dra­mat roz­gry­wa­ją­cy się pod wodą. Dzię­ki temu bo­ha­ter nie musi się szar­pać ze swoim pasem i ku­pi­łem mu kilka se­kund wię­cej na dzia­ła­nia zwią­za­ne z wy­swo­ba­dza­niem Ani.

 

Dla mnie, jako osoby, która w wo­dzie za­cho­wu­je się jak to­pio­na kura, wszel­kie ma­new­ry na­pę­dza­ją stra­cha :D A tutaj jesz­cze komuś pomóc. Za­chły­snę­ła­bym się i nawet od­pię­ta bym na dno po­szła.

Ja pły­wam cał­kiem nie­źle. Dwa razy udało mi się ura­to­wać czło­wie­ka spod wody. Raz dziew­czyn­kę, ale to było łatwe, bo ona była mała. A raz, razem z kum­plem na­sto­lat­ka, któ­re­go od­pływ od­da­lał od pirsu i nie miał siły do­pły­nąć do brze­gu. Wiem, że to wy­czer­pu­ją­ce dzia­ła­nie, ra­to­wa­nie kogoś pod wodą, ale mając to na wzglę­dzie, nie prze­cią­ga­łem dzia­łań bo­ha­te­ra, dając mu mak­sy­mal­nie dużo czasu na ra­to­wa­nie Ani. Stąd ka­brio­let, przy­droż­ny, nie­głę­bo­ki staw, nie­za­pię­te pasy.

 

Sil­nik za­pło­nął, ona za­blo­ko­wa­na. Dra­mat i tra­ge­dia. Jesz­cze tego go­ścia co z bmw by wy­lazł można by tam pod­mie­nić, że Ania → bo­ha­ter → du­pekBMW, i bie­da­czy­sko moje by prze­trwa­ło opo­wia­da­nie :>

Świet­ny po­mysł :D Mo­głem to w taki spo­sób po­pro­wa­dzić, ale wów­czas bo­ha­ter zro­bił­by coś mo­ral­nie wąt­pli­we­go, a mnie za­le­ża­ło na po­ka­za­niu jego prze­mia­ny w dobrą stro­nę.

 

@si­lvan

 

Mimo to, wy­da­je mi się, że był­bym w sta­nie do kogoś pod­pły­nąć i ze trzy­dzie­ści se­kund po­wal­czyć.

Mnie się też wy­da­je, że te 30 se­kund dał­bym radę. I dla­te­go bo­ha­ter też ma nie­wie­le czasu, ale jest go na tyle, żeby te kilka dzia­łań wy­ko­nać.

 

Dzię­ku­ję Wam wszyst­kim za ko­men­ta­rze i po­dzie­le­nie się wąt­pli­wo­ścia­mi, a także za całą tę cie­ka­wą dys­ku­sję.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

 

 

 

Known some call is air am

Tro­chę się po­wtó­rzę wzglę­dem ko­men­ta­rza z bety i dodam co nieco, wi­dząc ko­men­ta­rze.

Naj­więk­szym plu­sem jak dla mnie jest po­mysł z wy­po­wia­da­niem za­klę­cia i kon­se­kwen­cja w hi­sto­rii. Trud­no jest po­ka­zać wie­lo­let­nie zmia­ny w tek­ście o ta­kiej dłu­go­ści, acz­kol­wiek te zmia­ny w nar­ra­cji bo­ha­te­ra czu­łem. Nie było to opi­sa­ne tak szcze­gó­ło­wo jakby się chcia­ło, ale tak jak zo­sta­ło to wspo­mnia­ne, szcze­gó­ło­we prze­mia­ny bo­ha­te­rów to ra­czej temat „pod­książ­ko­wy”.

Jak dla mnie mo­gło­by być wię­cej dia­lo­gów, ale ro­zu­miem, że taki był za­mysł. Ge­ne­ral­nie to przy­jem­ny tekst, bo­ha­ter na ko­niec oka­zu­je się dobry.

Coś, czego nie ro­zu­miem, to nie­któ­re ar­gu­men­ty w ko­men­ta­rzach. Jasne, może nie ma mi­ło­ści od pierw­sze­go wej­rze­nia, lecz czy nie ma przy­pad­ków du­żych zmian?

Outta, wy­mie­ni­łeś parę i nie wiem czemu miał­bym nie wie­rzyć, że tak może być. Może aż ta­kich przy­pad­ków (w ta­kiej skali) nie znam, ale znam osoby które się na­praw­dę zmie­ni­ły lub zmie­ni­ły ich związ­ki. Ni­g­dzie nie jest na­pi­sa­ne, że bo­ha­ter lubił tylko takie pa­nien­ki. A może lubił na po­cząt­ku, lecz z cza­sem stwier­dził, że chce cze­goś wię­cej?

Nie roz­pa­try­wał­bym też bo­ha­te­ra jako skraj­nie ze­psu­te­go i pu­ste­go – rów­nie do­brze mógł być za grubą war­stwą me­cha­ni­zmów obron­nych i wy­uczo­nych na­wy­ków.

Także mi się po­do­ba, więc dam klika do bi­blio­te­ki.

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Hej Sa­gitt :)

 

Outta, wy­mie­ni­łeś parę i nie wiem czemu miał­bym nie wie­rzyć, że tak może być. Może aż ta­kich przy­pad­ków (w ta­kiej skali) nie znam, ale znam osoby które się na­praw­dę zmie­ni­ły lub zmie­ni­ły ich związ­ki. Ni­g­dzie nie jest na­pi­sa­ne, że bo­ha­ter lubił tylko takie pa­nien­ki. A może lubił na po­cząt­ku, lecz z cza­sem stwier­dził, że chce cze­goś wię­cej?

No i o tym mówię, lu­dzie się zmie­nia­ją i nie tylko na gor­sze. A bo­ha­ter chciał się zmie­nić i tym zmia­nom nada­wał kie­ru­nek, zgod­ny z ak­tu­al­ny­mi pra­gnie­nia­mi. A pra­gnie­nia się zmie­nia­ją, jed­nak od za­wsze za nimi po­dą­żał do końca.

 

Nie roz­pa­try­wał­bym też bo­ha­te­ra jako skraj­nie ze­psu­te­go i pu­ste­go – rów­nie do­brze mógł być za grubą war­stwą me­cha­ni­zmów obron­nych i wy­uczo­nych na­wy­ków.

To też dobre wy­tłu­ma­cze­nie jest. Osoba ży­ją­ca na ulicy, wy­da­je mi się, musi wy­ro­bić w sobie sze­reg me­cha­ni­zmów obron­nych, które po­zwo­lą jej prze­trwać. Każdy dzień jest walką o prze­trwa­nie, więc czę­sto trze­ba zda­wać się na in­stynkt. Kiedy za­gro­że­nie znika, in­stynkt ustę­pu­je miej­sca bar­dziej prze­my­śla­nym dzia­ła­niom.

 

Dzię­ki, że wpa­dłeś z ko­men­ta­rzem i raz jesz­cze dzię­ki za betę :)

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

Cie­szę się, że mo­głem pomóc i po­le­cam się na przy­szłość. :)

Po­zdra­wiam!

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

@O­ut­ta

Ja moją żonę po­zna­łem na stu­diach. Byłem wtedy z inną ko­bie­tą, ona z innym fa­ce­tem. Nie trwa­ło długo, a rzu­ci­li­śmy swo­ich po­przed­nich part­ne­rów i od 2008 je­ste­śmy mał­żeń­stwem. A co do roz­wo­dów, to re­kor­dzi­stą w moim oto­cze­niu jest mój kuzyn. Ślub po roku zna­jo­mo­ści, roz­wód nie­ca­łe pół roku po ślu­bie. Nuff said.

Gra­tu­lu­ję :)

Oczy­wi­ście Tobie, nie ku­zy­no­wi ;)

Nasza zna­jo­ma, która po roku wzię­ła roz­wód, jak ją py­ta­li­śmy, czemu, to mówi, że jesz­cze przed ślu­bem za­czę­ła wąt­pić w ten zwią­zek, no ale sala, ksiądz i wszyst­ko było już opła­co­ne……….

xD

 

Za­wsze przy­trzy­mu­ję drzwi ko­bie­cie.

Do­sta­jesz ode mnie klika. Nie do Bi­blio, bo nie mogę for­mal­nie.

Ale do grupy ludzi, któ­rych cenię :)

Cza­sa­mi zda­rza mi się czy­tać ko­men­ta­rze pod me­ma­mi, gdzie w więk­szo­ści swoje żale i złość na ko­bie­ty wy­le­wa­ją ty­po­we piw­ni­cza­ki. Co tam się od­wa­la… Dla nich cały zwią­zek to jasny po­dział obo­wiąz­ków, fi­nan­sów, na­gród i wszyst­kie­go, o ma­sa­kra. Wiecz­na jazda, jakie to dziew­czy­ny złe (przy­kry­wa­ją­ca go­rycz, że żadna nie ze­chcia­ła ich), jakie pa­zer­ne, że tylko szu­ka­ją bo­ga­te­go fra­je­ra, cały roz­kład wa­run­ków, jakie mu­siał­by speł­nić, aby zo­stać ICH part­ner­ka­mi – a tak mało w tym miej­sca na uczu­cie i szar­man­cję :)

 

Pzdr!

Dla­cze­mu? A kiedy nie chcesz ni­cze­go po­wie­dzieć, to wody na­bie­rasz w usta, czy do ust?

Tutaj, to zwią­zek fra­ze­olo­gicz­ny :P

No mi to nie pa­su­je, ale de­cy­zja Twoja.

Che mi sento di morir

@si­lvan

 

Gra­tu­lu­ję :)

Oczy­wi­ście Tobie, nie ku­zy­no­wi ;)

Thx :)

A z ku­zy­nem to był taki motyw, że w trak­cie we­se­la ro­bi­li­śmy z żoną, sio­stra­mi i szwa­gra­mi za­kła­dy, kiedy to mał­żeń­stwo szlag trafi. Wy­gra­łem, bo byłem naj­bli­żej, ob­sta­wia­jąc nie­ca­ły rok XD

 

Cza­sa­mi zda­rza mi się czy­tać ko­men­ta­rze pod me­ma­mi, gdzie w więk­szo­ści swoje żale i złość na ko­bie­ty wy­le­wa­ją ty­po­we piw­ni­cza­ki.

Tak, znam ten typ. Za­rów­no fa­ce­tów jak i ko­bie­ty. Lu­dzie, któ­rzy w życiu part­ne­ra nie mieli, ale wy­ma­ga­nia z ko­smo­su, a potem zdzi­wie­ni, że każda ewen­tu­al­na re­la­cja szyb­ko się koń­czy. Choć znam ze dwóch/trzech ta­kich, co ob­ni­ży­li stan­dar­dy, uczło­wie­czy­li się w wy­ma­ga­niach i teraz żyją w szczę­śli­wych związ­kach.

 

@BK – niech Ci bem­dzie, ma­ru­do :) Zara zmie­niam.

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

Cześć!

Cie­ka­wy po­mysł na opo­wia­da­nie, nie­czę­sto na takie tu tra­fiam. Fan­ta­sty­ka z hi­sto­rią mi­ło­sną w tle. A przy oka­zji mo­że­my po­ob­ser­wo­wać prze­mia­nę bo­ha­te­ra. Czło­wiek z dołku do­sta­je pre­zent od losu, i uczy się go wy­ko­rzy­sty­wać, przy oka­zji za­spo­ka­ja­jąc ko­lej­ne po­trze­by z pi­ra­mi­dy. I w końcu nawet po­sta­na­wia żyć uczci­wie, w imię mi­ło­ści, którą też po­wo­li od­kry­wa… Choć z owo­ców po­przed­nie­go życia nie re­zy­gnu­je. Ot, taka wy­wa­żo­na prze­mia­na, taka ludz­ka, bez sur­re­ali­stycz­nej na­pin­ki, za to z za­gła­ska­niem su­mie­nia.

Po­mysł świet­ny, wy­ko­na­nie nie­złe. Płyn­ne to to i bez zgrzy­tów. Do końca nie wie­dzia­łem, jak się to wszyst­ko skoń­czy, choć po­czą­tek nie za­po­wia­dał, że ktoś tam bę­dzie żył długo i szczę­śli­wie. Bu­du­ją­ce i smut­ne, oraz da­ją­ce na­dzie­ję, że lu­dzie się zmie­nia­ją. Po­trze­bu­ją tylko czasu i po­czu­cia bez­pie­czeń­stwa.

Po­zdra­wiam i po­le­cam do bi­blio­te­ki!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Cześć, Outta!

Nie­ste­ty tym razem mnie nie ku­pi­łeś :( Tekst kom­plet­nie nie przy­padł mi do gustu, choć jest po­praw­ny, zwię­zły i pro­sty. Sam po­mysł na moc bo­ha­te­ra jest cie­ka­wy, to na pewno naj­moc­niej­szy ele­ment tek­stu, ale, imho, po­da­ny na złym ta­le­rzu. Nie gra mi tu nar­ra­cja pierw­szo­oso­bo­wa, bo za­bra­ła ona sporą część kli­ma­tu i na­pię­cia. Ca­łość zdaje się do­słow­nie opo­wia­da­na przez bo­ha­te­ra, a prze­cież nie oto cho­dzi. Tak jakby na­praw­dę sie­dział i opo­wia­dał, a więc przez to nie pa­mię­ta “dia­lo­gów” (bo nor­mal­nie nie pa­mię­ta­my ca­łych roz­mów), wszyst­ko idzie gład­ko, bo chce się po­ka­zać od lep­szej stro­ny, a pa­mięć za­cie­ra też nie­przy­jem­no­ści. Po pro­stu opo­wia­da hi­sto­rię z życia bez tych ozdob­ni­ków, które ja lubię – jak do­kład­nie czuł się w danym mo­men­cie, co my­ślał – wy­szło więc… pła­sko.

Ro­zu­miem, jeśli tak był/nie był twój za­miar, ale ja to tak widzę ;) Po ko­men­ta­rzach do­strze­gam, że więk­szo­ści taka forma przy­pa­dła do gustu, lecz ja, i po­czu­ję się teraz jak zdar­ta płyta, uwiel­biam wgłę­bia­nie się w głowę i psy­chi­kę bo­ha­te­rów. Emo­cje, nie prze­ży­cia two­rzą… życie wła­śnie :) Od­nio­słam wra­że­nie, że bo­ha­ter miał je bar­dzo nudne (ale chyba oto wła­śnie cho­dzi­ło, bo stał się szczę­śli­wy dzię­ki mi­ło­ści).

 

 

Jed­no­cze­śnie jest to rów­nież zna­mien­ne, po­nie­waż teo­re­tycz­nie mam jesz­cze chwi­lę[+,] żeby się roz­my­ślić, ale wy­glą­da na to, że de­cy­zja zo­sta­ła już pod­ję­ta.

 

Ania nie wie­dzia­ła[+,] czym się zaj­mu­ję, skąd mam pie­nią­dze.

 

Sta­łem przed ter­mi­na­lem, nie wie­dząc[+,] co się stało.

 

Nie po­trze­bo­wa­łem ni­cze­go mówić[+,] aby ak­ty­wo­wać moc, uzna­łem jed­nak, że przy­da mi się ja­kieś sło­wo-wy­zwa­lacz. To była czy­sta, nie­zro­zu­mia­ła magia, więc Abra­ka­da­bra wy­da­wa­ła się być od­po­wied­nia.

 

Przy­po­mnia­łem sobie o niej[+,] gdy byłem już pe­wien kon­tro­li nad mocą i kom­bi­no­wa­łem jak ją wy­ko­rzy­stać do po­pra­wie­nia swo­jej sy­tu­acji.

 

Tyle,[-,] że ja byłem bo­gat­szy o dwa worki pie­nię­dzy, a on miał prze­sra­ne.

 

Nie wiem[+,] co we mnie zo­ba­czy­ła, że nie ucie­kła wtedy, prze­ra­żo­na moją ów­cze­sną głu­po­tą.

 

 

Opo­wia­da­nie jest po­praw­ne i na pewno wielu się spodo­ba, ale ja nie je­stem zbyt­nio sen­ty­men­tal­na, choć za­koń­cze­nie bar­dzo fajne, ale nie­za­ska­ku­ją­ce. 

 

Po­wo­dze­nia w dal­szym pi­sa­niu! :)

Nie wy­sy­łaj kra­sno­lu­da do ro­bo­ty dla elfa!

Hej :)

 

@krar

Ot, taka wy­wa­żo­na prze­mia­na, taka ludz­ka, bez sur­re­ali­stycz­nej na­pin­ki, za to z za­gła­ska­niem su­mie­nia.

I o to szło. Bo wła­śnie nie miało być cu­dow­nej prze­mia­ny, tylko pro­ces który do­ko­ny­wał się przez lata. A kiedy bo­ha­ter staje się dobry, to wcale nie pró­bu­je od­ku­pić zła, które do tej pory robił. Po pro­stu za­po­mi­na o tym co złe, bo zmie­nił się na lep­sze, jed­nak nie ma na­głe­go po­ma­ga­nia innym. Jego uko­cha­na jest teraz na pierw­szym miej­scu, jed­nak on jest na dru­gim, bez czy­ste­go su­mie­nia.

 

Dzię­ki za czas, ko­men­tarz i klika :)

 

@Lana

 

Tekst kom­plet­nie nie przy­padł mi do gustu, choć jest po­praw­ny, zwię­zły i pro­sty. Sam po­mysł na moc bo­ha­te­ra jest cie­ka­wy, to na pewno naj­moc­niej­szy ele­ment tek­stu, ale, imho, po­da­ny na złym ta­le­rzu.

Czyli nie sia­dło :) Ro­zu­miem.

 

Nie gra mi tu nar­ra­cja pierw­szo­oso­bo­wa, bo za­bra­ła ona sporą część kli­ma­tu i na­pię­cia. Ca­łość zdaje się do­słow­nie opo­wia­da­na przez bo­ha­te­ra, a prze­cież nie oto cho­dzi.

Ro­zu­miem. Jed­nak nar­ra­cja pierw­szo­oso­bo­wa mnie aku­rat naj­le­piej pa­so­wa­ła do tego tek­stu. Czło­wiek zaraz umrze i przed ocza­mi stają mu ob­ra­zy z życia. Jak pi­sa­łem wcze­śniej, to wy­da­rze­nia, które do­pro­wa­dzi­ły bo­ha­te­ra do tego miej­sca.

 

Po pro­stu opo­wia­da hi­sto­rię z życia bez tych ozdob­ni­ków, które ja lubię – jak do­kład­nie czuł się w danym mo­men­cie, co my­ślał – wy­szło więc… pła­sko.

Tak. Przy­zna­ję Ci rację. Od­czuć i emo­cji tutaj nie­wie­le, a te, które są, zdają się nie­ostre. Są za­le­d­wie wspo­mnie­nia­mi nie sa­mych uczuć, ale wra­że­niem bo­ha­te­ra na temat tego co wtedy czuł, prze­fil­tro­wa­nym przez czas. My mamy tak samo. Po­myśl o ja­kimś wy­da­rze­niu z prze­szło­ści, kiedy czu­łaś się ogrom­nie szczę­śli­wa. Czy my­śląc o tym od­czu­wasz to szczę­ście, czy może pa­mię­tasz je­dy­nie, że je czu­łaś? Wspo­mnie­nia rzad­ko po­tra­fią przy­wo­łać emo­cje, jakie czu­li­śmy we wspo­mi­na­nym cza­sie.

 

Od­nio­słam wra­że­nie, że bo­ha­ter miał je bar­dzo nudne

Może nie nudne, ale mo­no­ton­ne. Nawet cie­ka­we życie po­tra­fi zmę­czyć mo­no­to­nią dni, wy­peł­nio­nych wra­że­nia­mi i czło­wiek chce od tego cza­sem od­po­cząć.

 

Opo­wia­da­nie jest po­praw­ne i na pewno wielu się spodo­ba, ale ja nie je­stem zbyt­nio sen­ty­men­tal­na, choć za­koń­cze­nie bar­dzo fajne, ale nie­za­ska­ku­ją­ce. 

No, przy­naj­mniej tyle :)

 

Dzię­ki za po­dzie­le­nie się wra­że­nia­mi z lek­tu­ry.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Po­do­ba­ło mi się. Jakże mo­gło­by być ina­czej, skoro po­trze­ba prze­czy­ta­nia cze­goś po­zy­tyw­ne­go jesz­cze mi nie prze­szła ;)

Bo­ha­ter wy­da­je mi się wia­ry­god­ny, choć nie po­wie­dzia­ła­bym, że prze­szedł jakąś wiel­ką prze­mia­nę. To ra­czej był roz­wój, bo on mi się od po­cząt­ku wy­da­wał nie­głu­pi i śred­nio pa­so­wał do to­wa­rzy­stwa z noc­le­gow­ni. Miał fa­tal­ny start, choć pew­nie po czę­ści na wła­sne ży­cze­nie. Gdyby się uczył, albo przy­naj­mniej zdo­był jakiś kon­kret­ny fach, nie wy­lą­do­wał­by na bruku. Po­tra­fię jed­nak zro­zu­mieć na­sto­lat­ka, któ­re­mu życie dało po dupie i który się prze­ciw temu bun­tu­je, a bunt w takim wy­pad­ku ozna­cza naj­czę­ściej ole­wa­nie tego, co mówią do­ro­śli.

Wiem, że można z dnia na dzień rzu­cić picie, bo znam kogoś, komu się to udało i – po­dob­nie jak Two­je­mu bo­ha­te­ro­wi – bez wspar­cia. Nawet potem Mat­ter­horn zdo­był. To też świad­czy o tym, że facet głupi nie był. Ro­zu­miem po­ku­sę ła­twych pie­nię­dzy i ła­twe­go seksu, ale mam wra­że­nie, że on od po­cząt­ku szu­kał ja­kiejś bez­piecz­nej przy­sta­ni. Nie dziwi mnie więc, że zwią­zał się z Anią.

Kwe­stię mi­ło­ści od pierw­sze­go spoj­rze­nia skła­dam na karb lek­kie­go już nie­do­tle­nie­nia mózgu, w końcu wspo­mi­na to na krót­ko przed śmier­cią ;) On ten zwią­zek pięk­nie bu­do­wał, po­wo­li, cier­pli­wie. Re­ali­zo­wał swoje ma­rze­nie o nor­mal­nym życiu, u boku zwy­czaj­nej ko­bie­ty.

Koń­ców­ka pięk­na, nie prze­do­brzy­łeś, opi­sa­łeś tę scenę jakoś tak po pro­stu po ludz­ku. I to jest kom­ple­ment, żeby nie było wąt­pli­wo­ści ;)

Wła­ści­wie je­dy­ne, czego mogę się czep­nąć, i co jest w Twoim opku do­dat­ko­wym ele­men­tem fan­ta­stycz­nym, to fakt, że mu się skar­bów­ka do tyłka nie do­bra­ła ;)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Po­mysł na ob­da­rze­nie nie­zwy­kłą mocą pro­sty, ale sama opo­wieść bar­dzo cie­ka­wa i spraw­nie na­pi­sa­na. Zaj­mu­ją­ca… Wcią­ga, jak to się zwy­kle slo­ga­no­wo okre­śla.

Bar­dzo dobra ro­bo­ta.

Po­zdrów­ka.

Hej :)

 

@Irka

 

To ra­czej był roz­wój, bo on mi się od po­cząt­ku wy­da­wał nie­głu­pi i śred­nio pa­so­wał do to­wa­rzy­stwa z noc­le­gow­ni. Miał fa­tal­ny start, choć pew­nie po czę­ści na wła­sne ży­cze­nie. Gdyby się uczył, albo przy­naj­mniej zdo­był jakiś kon­kret­ny fach, nie wy­lą­do­wał­by na bruku.

Takim wła­śnie sobie go wy­obra­zi­łem, kiedy za­czą­łem pisać. Może zbyt do­kład­nie tego nie widać w tek­ście, ale chyba jed­nak widać co­kol­wiek, skoro Tobie takim się on wydał.

 

Kwe­stię mi­ło­ści od pierw­sze­go spoj­rze­nia skła­dam na karb lek­kie­go już nie­do­tle­nie­nia mózgu, w końcu wspo­mi­na to na krót­ko przed śmier­cią ;)

Jedna z naj­ład­niej­szych szpi­lek jaka kie­dy­kol­wiek wbiła się w moje oko :) Je­stem pod wra­że­niem, bo ogrom­nie mnie ta uwaga roz­ba­wi­ła. Serio :)

 

Koń­ców­ka pięk­na, nie prze­do­brzy­łeś, opi­sa­łeś tę scenę jakoś tak po pro­stu po ludz­ku. I to jest kom­ple­ment, żeby nie było wąt­pli­wo­ści ;)

Jasne, że od­bie­ram to jako kom­ple­ment. Nie chcia­łem, żeby ta koń­ców­ka była jakoś nad­mier­nie ckli­wa, tylko taka pro­sta, ludz­ka. Pod­jął de­cy­zję, być może błęd­ną, ale pod­jął. Może przez nie­do­tle­nie­nie, może z mi­ło­ści, może chciał choć raz zo­stać bo­ha­te­rem, któ­rym mógł być, gdyby uży­wał swo­jej mocy do czy­nie­nia dobra. Ale pod­jął de­cy­zję i zgi­nął, ra­tu­jąc osobę na któ­rej mu za­le­ża­ło. I tyle, bo wię­cej chyba nie po­trze­ba.

 

Wła­ści­wie je­dy­ne, czego mogę się czep­nąć, i co jest w Twoim opku do­dat­ko­wym ele­men­tem fan­ta­stycz­nym, to fakt, że mu się skar­bów­ka do tyłka nie do­bra­ła ;)

A to bar­dzo cenna uwaga. Gdy­bym się zde­cy­do­wał na jakiś dłuż­szy tekst, nie bę­dą­cy zbio­rem wspo­mnień, ale cią­głą fa­bu­łą, to pew­nie za­sta­no­wił­bym się nad tą kwe­stią i ją jakoś roz­wią­zał ;)

 

Dzię­ki za miłe słowa, czas po­świę­co­ny na prze­czy­ta­nie i zo­sta­wie­nie po sobie ko­men­ta­rza :)

 

@Ro­ger

 

Cie­szę się, że uwa­żasz opo­wieść za wcią­ga­ją­cą. To dla mnie jeden z naj­waż­niej­szych kom­ple­men­tów, po­nie­waż za­wsze mam wąt­pli­wo­ści do do tego, czy moje po­my­sły są in­te­re­su­ją­ce dla czy­tel­ni­ka.

 

Tobie, tak jak Irce, rów­nież bar­dzo dzię­ku­ję :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Cześć Outta!

Mówią, że al­ko­ho­li­kiem jest się całe życie, więc trze­ba się pil­no­wać.

po­wtó­rze­nie

 

Skoń­czy­łem wła­śnie jeść, wy­tar­łem ręce o spodnie i po­my­śla­łem, że chciał­bym być na jego miej­scu. Mieć to, co on ma. Jeź­dzić jego sa­mo­cho­dem. Pod­ry­wać laski, które pod­ry­wa. Za­przą­tać głowę jego pro­ble­ma­mi.

coś tu nie gra:-( 

 

Pa­trzy­łem z za­zdro­ścią na ob­ce­go męż­czy­znę, ma­rząc o tym, że faj­nie by­ło­by móc się z nim za­mie­nić.

su­ge­stia: ma­rząc o tym, by móc się z nim za­mie­nić.

 

 

Wołał coś po dro­dze, nie sły­sza­łem do­kład­nie co, po­nie­waż po­rwa­łem łap­czy­wie bank­no­ty i ucie­kłem, zni­ka­jąc w wą­skich ulicz­kach,

Nie brzmi to do­brze.

 

Przez noc­le­gow­nię prze­wi­ja­li się różni lu­dzie. Wśród tej me­na­że­rii byli za­rów­no głup­cy, któ­rzy zna­leź­li się na ulicy ze swo­jej winy, jak i tacy, któ­rym za­bra­kło w życiu szczę­ścia. Ci dru­dzy byli mi bar­dziej bli­scy, po­nie­waż byłem jed­nym z nich.

po­wtó­rze­nia

 

Krę­ci­łem się po klu­bach, pod­ry­wa­łem dzie­siąt­ki pa­nie­nek, za­wsze fi­na­li­zu­jąc zna­jo­mość w łóżku. Wy­star­czy­ło strze­lić uśmie­chem, bły­snąć ze­gar­kiem, mi­gnąć naj­now­szym smart­fo­nem, a ko­lej­na po­szu­ki­wacz­ka złota sama pcha­ła się przed oczy.

spusz­czę na to za­sło­nę mil­cze­nia.

 

Sam nie byłem wtedy jesz­cze zbyt by­stry, ale gdzieś we­wnątrz wie­dzia­łem, że uwią­zy­wa­nie się do ka­wał­ka ładnie wy­glą­da­ją­ce­go pu­sta­ka nie jest tym, czego w życiu pra­gnę

Outta, na mi­łość boską!

 

Wy­glą­da­ła wśród nich jak słod­ka bi­blio­te­kar­ka, która przez przy­pa­dek tra­fi­ła na kon­went mi­ło­śni­ków porno.

:-)

 

Tego wie­czo­ru ko­le­żan­ki mo­del­ki zdo­ła­ły wy­cią­gnąć ją do klubu po uda­nym po­ka­zie, choć była pewna, że bę­dzie się źle bawić.

po­wtó­rze­nie

 

Ania była in­te­li­gent­na, więc za­słu­gi­wa­ła na in­te­li­gent­ne­go fa­ce­ta. A ja byłem w sta­nie zro­bić wszyst­ko, żeby jej nie stra­cić.

po­wtó­rze­nie

 

A kiedy usły­sza­łem jej głos… Za­ko­cha­łem się.

Tak po pro­stu.

oczy­wi­ście, że za­ko­chu­je­my się tak po pro­stu!:-) Prze­cież nie pod­czas dłu­gich ka­tu­szy usil­nie do­pa­tru­jąc się w dru­giej oso­bie cze­goś war­te­go na­sze­go uczu­cia:-)

Widzę, że Twój tekst wy­wo­łał sporo emo­cji:-) 

Po­do­ba­ło mi się, Outta. Po­czą­tek in­try­gu­je, fajny po­mysł z wy­li­czan­ką, która wpro­wa­dza pe­wien rytm. Bo­ha­ter wia­ry­god­ny, był na dnie, nie miał nic do stra­ce­nia, więc ko­rzy­stał z szan­sy, jaką da­wa­ła mu moc. 

Mi­łość i po­świę­ce­nie dla dru­giej osoby rów­nież ku­pu­ję. Nie po­do­ba mi się za to Ania w swo­jej skraj­nej nie­śmia­ło­ści. Scena w klu­bie i po­rów­na­nie jej do bi­blio­te­kar­ki wśród cy­ca­stych mo­de­lek wy­pa­dło tro­chę gro­te­sko­wo. Ro­zu­miem, że chcia­łeś, by wy­róż­nia­ła się wśród pu­sta­ków (:-) ale wy­da­je mi się, że tro­chę prze­sa­dzi­łeś z jej skrom­no­ścią. Oczy­wi­ście to tylko moje spo­strze­że­nie.

Czy­ta­ło się płyn­nie, nic się nie dłu­ży­ło.

Po­czą­tek świet­ny, emo­cjo­nal­ny jak dla mnie.

po­zdra­wiam ser­decz­nie:-)

Jedna z naj­ład­niej­szych szpi­lek jaka kie­dy­kol­wiek wbiła się w moje oko :) Je­stem pod wra­że­niem, bo ogrom­nie mnie ta uwaga roz­ba­wi­ła. Serio :)

Cie­szę się, że roz­ba­wi­ło ;) Nie wie­rzę w mi­łość od pierw­sze­go wej­rze­nia, a nawet jeśli ist­nie­je, to szyb­ko się koń­czy. Mi­łość to coś, co wy­ma­ga na­kła­du pracy, jak wszyst­ko co dobre :)

 

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Mnie też się po­do­ba­ło, i po­dob­nie ja Irka ku­pu­ję prze­mia­nę bo­ha­te­ra. Dałeś mu IMHO dość czasu i na­szki­co­wa­łeś taki cha­rak­ter, że ta prze­mia­na wy­da­wa­ła się wia­ry­god­na. 

Zga­dzam się na­to­miast z za­rzu­tem Ol­ciat­ki co do jed­ne­go dro­bia­zgu: cha­rak­te­ru Ani. Mnie też to de­li­kat­ne, nie­śmia­łe dziew­czę w to­wa­rzy­stwie wy­fio­ko­wa­nych pu­sta­ków wy­da­ło się nie­zno­śnie ste­reo­ty­po­wym roz­wią­za­niem, a Ania jako je­dy­na “świę­ta” wśród “dzi­wek” wzbu­dzi­ła ra­czej moją iry­ta­cję niż sym­pa­tię, wła­śnie ze wzglę­du na to, w jak jed­no­znacz­nych ko­lo­rach czer­ni i bieli są te dwie grupy ry­so­wa­ne. Gdyby to był mój tekst, pew­nie sto­no­wa­ła­bym ten kon­trast, zro­bi­ła z Ani kogoś, kto się, ow­szem, wy­róż­nia w im­pre­zo­wej gru­pie, ale nie aż tak ra­dy­kal­nie – bo, za­zna­czam, kom­plet­nie nie mam pro­ble­mu z roz­wo­jem hi­sto­rii Ani i nar­ra­to­ra, cał­ko­wi­cie ku­pu­ję rolę ich wza­jem­ne­go uczu­cia w życiu i to, że bo­ha­ter był dla niej gotów na wszyst­ko. Nie­mniej, mimo tego jed­ne­go za­rzu­tu, tekst oce­niam zde­cy­do­wa­nie po­zy­tyw­nie.

ninedin.home.blog

Hej :)

 

@Ol­ciat­ka

 

oczy­wi­ście, że za­ko­chu­je­my się tak po pro­stu!:-) Prze­cież nie pod­czas dłu­gich ka­tu­szy usil­nie do­pa­tru­jąc się w dru­giej oso­bie cze­goś war­te­go na­sze­go uczu­cia

Niby tak, ale znam jeden czy dwa związ­ki, które przez lata były przy­jaź­nia­mi a potem prze­ro­dzi­ły się w coś wię­cej. Czy te osoby od po­cząt­ku czuły do sie­bie coś wię­cej, ale nie miały od­wa­gi tego przy­znać? Nie wiem, nie wy­klu­czam :)

 

Nie po­do­ba mi się za to Ania w swo­jej skraj­nej nie­śmia­ło­ści. Scena w klu­bie i po­rów­na­nie jej do bi­blio­te­kar­ki wśród cy­ca­stych mo­de­lek wy­pa­dło tro­chę gro­te­sko­wo. Ro­zu­miem, że chcia­łeś, by wy­róż­nia­ła się wśród pu­sta­ków (:-) ale wy­da­je mi się, że tro­chę prze­sa­dzi­łeś z jej skrom­no­ścią.

Myślę, że macie sporo racji. Teraz, po ja­kimś cza­sie od pu­bli­ka­cji widzę, że Ania w za­sa­dzie jest wy­łącz­nie ele­men­tem tła, waż­nym dla bo­ha­te­ra, ale nie od­gry­wa­ją­cym fa­bu­lar­nie więk­szej roli. Od pew­ne­go mo­men­tu jest mo­to­rem na­pę­do­wym jego dzia­ła­nia, ale sama jest le­d­wie za­ry­so­wa­na i dość pła­ska. Złóż­my to na karb tego, jak po­strze­gał ją bo­ha­ter ;) A tak serio, to mea culpa, po­sta­ram się bar­dziej na­stęp­nym razem.

 

@Irka

Mi­łość to coś, co wy­ma­ga na­kła­du pracy, jak wszyst­ko co dobre :)

Zga­dzam się. Ale od cze­goś musi się za­cząć. Od za­uro­cze­nia, przez utwier­dze­nie się w uczu­ciu, po w pełni świa­do­mą, doj­rza­łą mi­łość i świa­do­mość jej ulot­no­ści, jeśli nie bę­dzie się o nią dbało.

 

@ni­ne­din

 

Dałeś mu IMHO dość czasu i na­szki­co­wa­łeś taki cha­rak­ter, że ta prze­mia­na wy­da­wa­ła się wia­ry­god­na. 

Cie­szę się, że tak uwa­żasz :)

 

Zga­dzam się na­to­miast z za­rzu­tem Ol­ciat­ki co do jed­ne­go dro­bia­zgu: cha­rak­te­ru Ani.

Tak. Macie rację, Ania jest zbyt pła­ska. Gdy­bym kie­dyś zde­cy­do­wał się przy­siąść do tego tek­stu i coś w nim zmie­nić, z pew­no­ścią by­ła­by to Ania, która jest zbyt wy­ide­ali­zo­wa­na.

 

Nie­mniej, mimo tego jed­ne­go za­rzu­tu, tekst oce­niam zde­cy­do­wa­nie po­zy­tyw­nie.

Z tego cie­szę się jesz­cze bar­dziej :)

 

Dzię­ku­ję Wam za czas po­świę­co­ny na prze­czy­ta­nie i po­dzie­le­nie się wra­że­nia­mi z od­bio­ru.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie :)

Q

Known some call is air am

Cześć!

 

Ogól­nie rzecz bio­rąc, moje wra­że­nia z lek­tu­ry są po­zy­tyw­ne. Nie do końca prze­pa­dam za wąt­ka­mi ro­man­tycz­ny­mi, tutaj na­to­miast jest on po­pro­wa­dzo­ny dosyć kla­sycz­nie: bo­ha­ter za­li­cza po­zy­tyw­ną prze­mia­nę pod wpły­wem szczę­śli­wej mi­ło­ści. Po­do­ba mi się na­to­miast to, dokąd ów wątek pro­wa­dzi – koń­ców­ka utrzy­mu­ję czy­tel­ni­ka w za­wie­sze­niu. Nie do­sta­je­my pro­stych od­po­wie­dzi i to zde­cy­do­wa­ny plus. Ele­ment fan­ta­stycz­ny w po­sta­ci za­klę­cia robi swoje. Spo­dzie­wa­łem się dal­sze­go po­cią­gnię­cia wątku al­ko­ho­li­zmu, ale i bez tego nie jest źle.

 

Po­zdro­wie­nia!

Witaj.

W za­sa­dzie roz­pi­sy­wać się nie będę. Tym trud­niej coś ko­men­to­wać, że oczy­wi­ście (swoim zwy­cza­jem) ryczę, jak bóbr. :cry:

BRAWA! BRAWA! BRAWA!

Mi­strzo­stwo świa­ta! 

Ja takie tek­sty po prosu uwiel­biam. heart

Do­dat­ko­wo plus za moje uko­cha­ne imię. Nie chcę ni­ko­go ura­zić, ale uwa­ża­łam, że nie ma pięk­niej­sze­go imie­nia na świe­cie, dla­te­go z nie­cier­pli­wo­ścią cze­ka­łam na swoje bierz­mo­wa­nie. :)

W punk­ta­cji na max 6 pkt daję … 100! :brawo:

Po­zdra­wiam. 

Pe­cu­nia non olet

Hej :)

 

@Cru­cis

 

Spo­dzie­wa­łem się dal­sze­go po­cią­gnię­cia wątku al­ko­ho­li­zmu, ale i bez tego nie jest źle.

Ja nie wiem, czemu wszy­scy spo­dzie­wa­li się po­cią­gnię­cia wątku al­ko­ho­li­zmu, skoro już na wstę­pie za­zna­czy­łem, że bo­ha­ter z tego wy­szedł i nie ma za­mia­ru wra­cać. Kurde, aż takie par­cie na pi­sa­nie o pro­ble­mach al­ko­ho­lo­wych jest? ;)

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i po­dzie­le­nie się opi­nią :)

 

@bru­ce

 

Ja takie tek­sty po prosu uwiel­biam.

Twój en­tu­zjazm, bruce, mnie prze­ra­ża ;) Cie­szę się, że ta pro­sta hi­sto­ryj­ka przy­pa­dła Ci do gustu, ale nie prze­sa­dzaj­my, bo aż tak dobra nie jest, skoro kilka osób mi tutaj pewne rze­czy wy­tknę­ło i z nie­któ­ry­mi muszę się zgo­dzić, a tym samym w przy­szłych opo­wia­da­niach na nie uwa­żać. Faj­nie, że ro­bisz takie rajdy po opo­wia­da­niach i ko­men­tu­jesz, bo to do­brze wróży na przy­szłość i daje szan­sę, że zo­sta­niesz z nami na dłu­żej :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

@O­ut­ta Sewer,

Dzię­ku­ję. Po­słusz­na do­brym radom, czy­tam Wasze tek­sty i je­stem pod ich ogrom­nym wra­że­niem (tym bar­dziej z za­że­no­wa­niem my­śląc o moich… :wstyd: ). :)

Prze­lot­nie spoj­rza­łam na kilka ko­men­ta­rzy, jakie mia­łeś pew­nie na myśli, i ro­zu­miem oczy­wi­ście sta­no­wi­sko Ko­men­tu­ją­cych (wy­zna­ję ży­cio­wą za­sa­dę, że za­wsze na­le­ży sza­no­wać zda­nie in­nych, bo choć­by zwy­kła lo­gi­ka na­ka­zu­je wy­słu­chać ich ar­gu­men­ta­cji, by roz­sze­rzyć swoje, za­wę­żo­ne za­ścian­ko­wo, ho­ry­zon­ty :) ), bo ci, któ­rzy ro­man­si­deł nie lubią, mogą czuć się za­wie­dze­ni, jasne. 

Ja je jed­nak ubó­stwiam. Im moc­niej łzy wy­ci­ska­ją­ce, tym le­piej. heart

Mam taką ka­te­go­rię fil­mów i opo­wie­ści, które (jak je sama na­zy­wam) “bolą”, obej­rza­łam/prze­czy­ta­łam raz, cza­sem wię­cej nie wra­cam, ce­lo­wo i zdro­wo­ro­sąd­ko­wo, bo i tak mam je wy­ry­te na za­wsze w pa­mię­ci, gdyż są po pro­stu NAD. :)

Dzię­ku­ję raz jesz­cze za wra­że­nia. :) Opo­wia­da­nie dla mnie to maj­stersz­tyk. heart :brawo: 

Po­zdra­wiam. :)

 

Pe­cu­nia non olet

Outto, uwie­rzy­łam w nie­co­dzien­ną hi­sto­rię bo­ha­te­ra, jego moc, prze­mia­nę i wiel­ką mi­łość do Ani. Uwie­rzy­łam, że wszyst­ko za­wsze bę­dzie do­brze, choć tlił się we mnie cień nie­po­ko­ju, że to chyba zbyt wiele szczę­ścia naraz. Nie­po­kój oka­zał się, nie­ste­ty, uza­sad­nio­ny.

 

Resz­ta, jaka zo­sta­ła po ku­pie­niu hot­do­ga… –> Resz­ta, jaka zo­sta­ła po ku­pie­niu hot­ do­ga

 

z ba­na­no­wym gów­nia­rzem w Ma­se­ra­ti… –> …z ba­na­no­wym gów­nia­rzem w ma­se­ra­ti

Nazwy po­jaz­dów pi­sze­my małą li­te­rą. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

wzno­si­ły to­a­sty, krzy­cząc Uuuuu!, za­rów­no… –> Po wy­krzyk­ni­ku nie sta­wia się prze­cin­ka.

 

Więc nie kło­po­cząc się ścią­ga­niem ubrań… –> Więc nie kło­po­cząc się ścią­ga­niem ubra­nia

Ubra­nia wiszą w sza­fie, leżą na pół­kach i w szu­fla­dach. Odzież, którą mamy na sobie to ubra­nie.

 

jakim był ka­brio­let Ben­tley Con­ti­nen­tal. –> …jakim był ka­brio­let ben­tley con­ti­nen­tal.

 

gdy przód Ben­tleya na­po­tkał… –> …gdy przód ben­tleya na­po­tkał

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Bruce, nie pa­ni­kuj. Nikt nie za­czy­na od po­zio­mu eks­per­ta.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla: Bruce, nie pa­ni­kuj. Nikt nie za­czy­na od po­zio­mu eks­per­ta.

Wiesz, dzię­ki, ale kiedy czy­tam Wasze tek­sty… Trud­no nawet zna­leźć słowa. :)

W każ­dym bądź razie: BRAWA dla Was! :)

Pe­cu­nia non olet

Cześć!

Na po­cząt­ku opo­wia­da­nie daje do my­śle­nia i za­po­wia­da się bar­dzo in­te­re­su­ją­co, ale potem jest już śred­nio. Po­do­ba­ła mi się scena opi­su­ją­ca to, jak widzi świat osoba bez­dom­na, która dla więk­szo­ści po­zo­sta­je nie­wi­dzial­na.

Po­mi­mo nar­ra­cji pierw­szo­oso­bo­wej bo­ha­ter wy­da­je się wy­pra­ny z emo­cji, nie wiem czy to ce­lo­wy za­bieg, czy po pro­stu tak wy­szło. Po­stać Ani jest tak bar­dzo wy­ide­ali­zo­wa­na, że trud­no uwie­rzyć w uczu­cia ja­ki­mi darzy ją bo­ha­ter. Za­bra­kło mi też in­for­ma­cji, co spra­wi­ło, iż bo­ha­ter ze­rwał z na­ło­giem. Wła­ści­wie fakt, że był al­ko­ho­li­kiem nie ma żad­ne­go wpły­wu na fa­bu­łę. Ma­gicz­ne moce też po­zo­sta­wia­ją wiele do ży­cze­nia. Myślę, że hi­sto­ria zy­ska­ła­by, gdyby jed­nak tę moc coś za­po­cząt­ko­wa­ło. Lubię tek­sty opi­su­ją­ce prze­mia­ny bo­ha­te­rów, ale tutaj za­bra­kło emo­cji.

Opo­wia­da­nie jest oczy­wi­ście do­brze na­pi­sa­ne i czyta się je bar­dzo przy­jem­nie. 

Yo!

 

A więc Cię mój gif z Mor­fe­uszem spro­wo­ko­wał, żeby zaj­rzeć do in­nych moich opo­wia­dań? Nice :D

 

Po­mi­mo nar­ra­cji pierw­szo­oso­bo­wej bo­ha­ter wy­da­je się wy­pra­ny z emo­cji, nie wiem czy to ce­lo­wy za­bieg, czy po pro­stu tak wy­szło.

Tak miało być, on wspo­mi­na, na chłod­no, już bez emo­cji, bo wie, jak się za­koń­czy jego zycie. Od sa­me­go po­cząt­ku wie, ja­kie­go do­ko­na wy­bo­ru i że po­świę­ci się w imie mi­ło­ści, stąd ten brak emo­cji – na nie nie ma już miej­sca, są tylko ob­ra­zy prze­la­tu­ją­ce przed ocza­mi.

 

Po­stać Ani jest tak bar­dzo wy­ide­ali­zo­wa­na, że trud­no uwie­rzyć w uczu­cia ja­ki­mi darzy ją bo­ha­ter.

Ano, jest. i tak też miało być. On zaraz umrze, czemu miał­by roz­pa­mię­ty­wać to co było złe? Raz jesz­cze – on zaraz umrze, nie ob­cho­dzą go już smut­ki, po­raż­ki, chce cze­goś do­bre­go na ko­niec. Ide­ali­zu­jąc Anię utwier­dza się w prze­ko­na­niu, że jego wybór jest słusz­ny.

 

Za­bra­kło mi też in­for­ma­cji, co spra­wi­ło, iż bo­ha­ter ze­rwał z na­ło­giem. Wła­ści­wie fakt, że był al­ko­ho­li­kiem nie ma żad­ne­go wpły­wu na fa­bu­łę.

Nie ma. A czemu miał­by mieć? To jeden ze wzmian­ko­wa­nych mo­ty­wów, ni­g­dzie nie roz­wi­nię­tych, w żaden spo­sób nie wy­eks­po­no­wa­nych w tek­ście – za­le­d­wie wzmian­ka, taka sama jak ta, że Ania to wi­za­żyst­ka, co też nie ma wpły­wu na fa­bu­łę, ale do tego nikt się nie przy­cze­pia. Po­wiem Ci dla­cze­go – dla­te­go, że lu­dzie uwa­ża­ją takie mo­ty­wy jak nie­gdy­siej­szy al­ko­ho­lizm za strzel­bę Cze­cho­wa, która wy­pa­li i po­ja­wią się gdzieś jej kon­se­kwen­cje, myślą, że na tym mo­ty­wie zbu­do­wa­ny zo­sta­nie dra­mat, ale nie tędy droga w tym przy­pad­ku. Za­sta­nów się, czy gdy­bym na­pi­sał, że gość był kie­dyś tre­se­rem lwów w cyrku, ale rzu­cił tę ro­bo­tę, to też chcia­ła­byś aby ten fakt miał wpływ na osta­tecz­ną fa­bu­łę? I don’t think so, ale znów mamy pole do pod­gry­za­nia się ko­men­ta­rza­mi :D ;)

A co spra­wi­ło, że ze­rwał z na­ło­giem? Pod­par­ta silną wolą chęć życia le­piej.

 

Ma­gicz­ne moce też po­zo­sta­wia­ją wiele do ży­cze­nia. Myślę, że hi­sto­ria zy­ska­ła­by, gdyby jed­nak tę moc coś za­po­cząt­ko­wa­ło.

Pewne rze­czy się po pro­stu dzie­ją, bez przy­czy­ny. Nie wie­dzia­łem, co mo­gło­by za­po­cząt­ko­wać po­ja­wie­nie się tej mocy, a nie chcia­łem iśc w sztam­pę. Bo może ar­te­fakt, może mu­ta­cja ge­ne­tycz­na, ko­smi­ci, wy­pa­dek z ra­dio­ak­tyw­ną szcze­żu­ją, eks­po­zy­cja na pro­mie­nio­wa­nie gamma, se­kret prze­ka­za­ny przez sta­ro­zyt­ne­go mę­dr­ca, a może woj­sko­wy eks­pe­ry­ment pro­wa­dzo­ny na bez­dom­nych? To wszyst­ko było, jest sztam­po­we i się prze­ja­dło. Dla­te­go tutaj się po pro­stu staje. Ale jak mi pod­rzu­cisz jakiś ory­gi­nal­ny po­mysł na to, co mogło za­po­cząt­ko­wać po­ja­iwe­nie się mocy, uznam Twoje obiek­cje i po­ka­jam się, że ola­łem ten motyw ;)

 

Dzię­ku­ję Ci bar­dzo za to, że chcia­ło Ci się mnie od­wie­dzić i po­dzie­lić opi­nią :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

 

Q.

 

A więc Cię mój gif z Mor­fe­uszem spro­wo­ko­wał, żeby zaj­rzeć do in­nych moich opo­wia­dań? Nice :D

A gdzie tam gif, ra­czej twoja wspa­nia­ła oso­bo­wość. 

 

Tak miało być, on wspo­mi­na, na chłod­no, już bez emo­cji, bo wie, jak się za­koń­czy jego zycie. Od sa­me­go po­cząt­ku wie, ja­kie­go do­ko­na wy­bo­ru i że po­świę­ci się w imie mi­ło­ści, stąd ten brak emo­cji – na nie nie ma już miej­sca, są tylko ob­ra­zy prze­la­tu­ją­ce przed ocza­mi.

To ma sens, ale po­wiem Ci, że oso­bi­ście wo­la­ła­bym za­koń­cze­nie, w któ­rym jed­nak zwie­wa i po­zwa­la jej uto­nąć, to by­ło­by przy­naj­mniej za­ska­ku­ją­ce.

 

Ano, jest. i tak też miało być. On zaraz umrze, czemu miał­by roz­pa­mię­ty­wać to co było złe? Raz jesz­cze – on zaraz umrze, nie ob­cho­dzą go już smut­ki, po­raż­ki, chce cze­goś do­bre­go na ko­niec. Ide­ali­zu­jąc Anię utwier­dza się w prze­ko­na­niu, że jego wybór jest słusz­ny.

No cóż, skoro miała być ni­ja­ka to Ci się udało. 

 

Nie ma. A czemu miał­by mieć? To jeden ze wzmian­ko­wa­nych mo­ty­wów, ni­g­dzie nie roz­wi­nię­tych, w żaden spo­sób nie wy­eks­po­no­wa­nych w tek­ście – za­le­d­wie wzmian­ka, taka sama jak ta, że Ania to wi­za­żyst­ka, co też nie ma wpły­wu na fa­bu­łę, ale do tego nikt się nie przy­cze­pia. Po­wiem Ci dla­cze­go – dla­te­go, że lu­dzie uwa­ża­ją takie mo­ty­wy jak nie­gdy­siej­szy al­ko­ho­lizm za strzel­bę Cze­cho­wa, która wy­pa­li i po­ja­wią się gdzieś jej kon­se­kwen­cje, myślą, że na tym mo­ty­wie zbu­do­wa­ny zo­sta­nie dra­mat, ale nie tędy droga w tym przy­pad­ku. Za­sta­nów się, czy gdy­bym na­pi­sał, że gość był kie­dyś tre­se­rem lwów w cyrku, ale rzu­cił tę ro­bo­tę, to też chcia­ła­byś aby ten fakt miał wpływ na osta­tecz­ną fa­bu­łę? I don’t think so, ale znów mamy pole do pod­gry­za­nia się ko­men­ta­rza­mi :D ;)

A co spra­wi­ło, że ze­rwał z na­ło­giem? Pod­par­ta silną wolą chęć życia le­piej.

No to po­pod­gry­zam, bo zde­cy­do­wa­nie się nie zga­dzam. Al­ko­ho­lizm to nie jest taka sama cecha bo­ha­te­ra jak wy­ko­ny­wa­ny zawód, nie ważne czy wi­za­żyst­ka czy tre­ser lwów. Strzel­ba Cze­cho­wa nie wzię­ła się zni­kąd. Dobra opo­wieść nie za­wie­ra ele­men­tów zbęd­nych. Po­trak­to­wa­nie te­ma­tu wy­cho­dze­nia z na­ło­gu lek­ce­wa­żą­co prze­szka­dza w od­bio­rze, bo już na samym wstę­pie spra­wiasz, że bo­ha­ter jest nie­wia­ry­god­ny. 

 

Pewne rze­czy się po pro­stu dzie­ją, bez przy­czy­ny. Nie wie­dzia­łem, co mo­gło­by za­po­cząt­ko­wać po­ja­wie­nie się tej mocy, a nie chcia­łem iśc w sztam­pę. Bo może ar­te­fakt, może mu­ta­cja ge­ne­tycz­na, ko­smi­ci, wy­pa­dek z ra­dio­ak­tyw­ną szcze­żu­ją, eks­po­zy­cja na pro­mie­nio­wa­nie gamma, se­kret prze­ka­za­ny przez sta­ro­zyt­ne­go mę­dr­ca, a może woj­sko­wy eks­pe­ry­ment pro­wa­dzo­ny na bez­dom­nych? To wszyst­ko było, jest sztam­po­we i się prze­ja­dło. Dla­te­go tutaj się po pro­stu staje. Ale jak mi pod­rzu­cisz jakiś ory­gi­nal­ny po­mysł na to, co mogło za­po­cząt­ko­wać po­ja­iwe­nie się mocy, uznam Twoje obiek­cje i po­ka­jam się, że ola­łem ten motyw ;)

Myślę, że sztam­pa już by­ła­by lep­sza. Nawet jakby to miał być ar­te­fakt zna­le­zio­ny w śmie­ciach, to by­ło­by lep­sze.

Można by to nawet po­łą­czyć z al­ko­ho­li­zmem. Po­wiedz­my, że pew­nej nocy nasz bo­ha­ter, na­wa­lo­ny jak sto­do­ła, spo­tkał dwóch gości w gar­ni­tu­rach, któ­rzy mieli koń­skie łby za­miast głów i ogony wy­glą­da­ją­ce jak trzy­gło­we węże. Za­wzię­cie się o coś kłó­ci­li i jeden wcią­gnął splu­wę, po czym za­strze­lił dru­gie­go, ale nie tak zwy­czaj­nie. Ten drugi za­mie­nił się w szkla­ną rzeź­bę, a potem eks­plo­do­wał. Pierw­szy otwie­ra por­tal i znika. Nasz le­d­wie trzy­ma­ją­cy się na no­gach bo­ha­ter pod­cho­dzi bli­żej i ka­le­czy się frag­men­tem szkła, zdo­by­wa­jąc w ten spo­sób ma­gicz­ną moc z czego długo nie zdaje sobie spra­wy. To od razu daje też powód, żeby wy­trzeź­wiał, bo oczy­wi­ście całe zaj­ście uważa za ma­ja­ki. 

A gdzie tam gif, ra­czej twoja wspa­nia­ła oso­bo­wość. 

To­uche.

 

To ma sens, ale po­wiem Ci, że oso­bi­ście wo­la­ła­bym za­koń­cze­nie, w któ­rym jed­nak zwie­wa i po­zwa­la jej uto­nąć, to by­ło­by przy­naj­mniej za­ska­ku­ją­ce.

A nie jest do­sta­tecz­nie za­ska­ku­ją­ce samo to, że na końcu oka­zu­je się, że bo­ha­ter stoi przed takim wy­bo­rem? Do­my­śla­łaś się wcze­śniej, że to wspo­mnie­nia czło­wie­ka, który zaraz umrze, bo za­mie­ni się miej­sca­mi z uko­cha­ną?

 

No cóż, skoro miała być ni­ja­ka to Ci się udało. 

Świet­nie :) Mu­sia­łem stwo­rzyć taką po­stać, żeby móc wyjść ze stre­fy kom­for­tu i prze­stać prze­no­sić na po­sta­cie moją wspa­nia­łą oso­bo­wość :P

 

Al­ko­ho­lizm to nie jest taka sama cecha bo­ha­te­ra jak wy­ko­ny­wa­ny zawód, nie ważne czy wi­za­żyst­ka czy tre­ser lwów.

Masz rację, nie jest taka sama, tyle, że tutaj… jest. Za­uważ, że nie po­zna­jesz bo­ha­te­ra w mo­men­cie, w któ­rym za­czy­na walkę z na­ło­giem, lub z niego wy­cho­dzi. On po pro­stu wspo­mi­na, że nie­daw­no rzu­cił picie i tak, to ma zna­cze­nie fa­bu­lar­ne. Po­ka­zu­je kon­trast po­mię­dzy tym kim był, tym kim się stał i tym, w kogo się zmie­nił dzię­ki Ani. IMHO to uwia­ry­gad­nia po­stać – trzy­ma­nie się z dala od al­ko­ho­lu to cecha, która wiele mówi o bo­ha­te­rze, który od mo­men­tu zdo­by­cia mocy za­czy­na cią­gle kal­ku­lo­wać co się opła­ca i co może zro­bić. Nie robi już żad­nych głu­pot albo krzy­wych akcji pod wpły­wem, więc przez tyle lat udaje mu się ukry­wać swój se­kret – mysli trzeź­wo i chłod­no. To nie jest strzel­ba Cze­cho­wa, która ma wy­pa­lić, a ra­czej fun­da­ment, który ma utrzy­mać po­sta­wę bo­ha­te­ra, nie po­zwa­la­jąc jego życiu znów runąć.

 

Po­trak­to­wa­nie te­ma­tu wy­cho­dze­nia z na­ło­gu lek­ce­wa­żą­co prze­szka­dza w od­bio­rze, bo już na samym wstę­pie spra­wiasz, że bo­ha­ter jest nie­wia­ry­god­ny. 

Z po­wyż­sze­go już pew­nie wiesz, że po­zwa­lam sobie nie zgo­dzić się. Ten temat nie jest po­trak­to­wa­ny lek­ce­wa­żą­co – tego te­ma­tu w ogóle nie ma, jest wzmian­ko­wa­ny, więc to wy­łącz­nie motyw , nie temat. Do rangi te­ma­tu urósł w Two­ich oczach, po­nie­waż ocze­ki­wa­łaś roz­wi­nię­cia tej wzmian­ki, a tak się nie stało. Twoje ocze­ki­wa­nia wzglę­dem za­my­słu roz­bi­ły się o fak­tycz­ny za­mysł.

 

Myślę, że sztam­pa już by­ła­by lep­sza. Nawet jakby to miał być ar­te­fakt zna­le­zio­ny w śmie­ciach, to by­ło­by lep­sze.

I tutaj znów sie nie zgo­dzę. To pew­nie wy­ni­ka z od­mien­nych tre­ści, ja­kich szu­ka­my w li­te­ra­tu­rze – ja wolę ta­jem­ni­ce, nie­do­po­wie­dze­nia, cały ob­szar wokół tek­stu, po­dat­ny na kształ­to­wa­nie przez in­ter­pre­ta­cję od­bior­cy. Ty naj­wy­raź­niej wo­lisz grać w otwar­te karty. De gu­sti­bus i tak dalej, więc nie ma o co kru­szyć kopii.

Po­da­ny przez Cie­bie przy­kład, rów­nie sur­re­ali­stycz­ny, co ab­sur­dal­ny, to zbyt gruby ka­li­ber na to opo­wia­da­nie. Zo­bacz w którą stro­nę skrę­cił­by od­biór przy takim tek­ście: miała być skrom­na, me­lan­cho­lij­na, pod­szy­ta dra­ma­tem suk­nia, a po ta­kiej ge­ne­zie mocy wy­szło­by coś po­dob­ne­go, ale po­sy­pa­ne­go ce­ki­na­mi ab­sur­du, z ko­ty­lio­nem pseu­do scien­ce-fic­tion na pier­si i cią­gną­cym się za nią, uty­tła­nym w ba­gnie nie­do­rzecz­no­ści tre­nem. Nie spo­sób by­ło­by po­trak­to­wać serio ta­kiej kre­acji, chyba, że ktoś lubi modę spod znaku WTF? ;)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

 

 

 

Known some call is air am

A nie jest do­sta­tecz­nie za­ska­ku­ją­ce samo to, że na końcu oka­zu­je się, że bo­ha­ter stoi przed takim wy­bo­rem? Do­my­śla­łaś się wcze­śniej, że to wspo­mnie­nia czło­wie­ka, który zaraz umrze, bo za­mie­ni się miej­sca­mi z uko­cha­ną?

Na samym po­cząt­ku nie, ale jak po­ja­wił się wątek ro­man­so­wy, to motyw po­świę­ce­nia przy­cho­dzi od razu na myśl. Zwłasz­cza po tej wzmian­ce na po­cząt­ku, że nie może uciec, gdy jest przez kogoś trzy­ma­ny. 

 

Masz rację, nie jest taka sama, tyle, że tutaj… jest. 

No z tym trud­no dys­ku­to­wać ;)

 

Z po­wyż­sze­go już pew­nie wiesz, że po­zwa­lam sobie nie zgo­dzić się. Ten temat nie jest po­trak­to­wa­ny lek­ce­wa­żą­co – tego te­ma­tu w ogóle nie ma, jest wzmian­ko­wa­ny, więc to wy­łącz­nie motyw , nie temat. Do rangi te­ma­tu urósł w Two­ich oczach, po­nie­waż ocze­ki­wa­łaś roz­wi­nię­cia tej wzmian­ki, a tak się nie stało. Twoje ocze­ki­wa­nia wzglę­dem za­my­słu roz­bi­ły się o fak­tycz­ny za­mysł.

Nie sądzę, aby temat urósł. Po pro­stu bez­dom­ny, który od tak po­sta­na­wia ze­rwać z na­ło­giem bez żad­ne­go bodź­ca, mnie nie prze­ko­nu­je. Nie mówię, że co drugi aka­pit po­win­na być jakaś wzmian­ka o tym, jak wal­czy z po­ku­są, ale jego ulu­bio­ną roz­ryw­ką jest cho­dze­nie po klu­bach, co dla by­łe­go al­ko­ho­li­ka na pewno by­ło­by wy­zwa­niem. 

I tutaj znów sie nie zgo­dzę. To pew­nie wy­ni­ka z od­mien­nych tre­ści, ja­kich szu­ka­my w li­te­ra­tu­rze – ja wolę ta­jem­ni­ce, nie­do­po­wie­dze­nia, cały ob­szar wokół tek­stu, po­dat­ny na kształ­to­wa­nie przez in­ter­pre­ta­cję od­bior­cy. Ty naj­wy­raź­niej wo­lisz grać w otwar­te karty. De gu­sti­bus i tak dalej, więc nie ma o co kru­szyć kopii.

Tro­chę nad­in­ter­pre­tu­jesz, twier­dząc, że wiesz czego szu­kam w li­te­ra­tu­rze. 

 

Po­da­ny przez Cie­bie przy­kład, rów­nie sur­re­ali­stycz­ny, co ab­sur­dal­ny, to zbyt gruby ka­li­ber na to opo­wia­da­nie. Zo­bacz w którą stro­nę skrę­cił­by od­biór przy takim tek­ście: miała być skrom­na, me­lan­cho­lij­na, pod­szy­ta dra­ma­tem suk­nia, a po ta­kiej ge­ne­zie mocy wy­szło­by coś po­dob­ne­go, ale po­sy­pa­ne­go ce­ki­na­mi ab­sur­du, z ko­ty­lio­nem pseu­do scien­ce-fic­tion na pier­si i cią­gną­cym się za nią, uty­tła­nym w ba­gnie nie­do­rzecz­no­ści tre­nem. Nie spo­sób by­ło­by po­trak­to­wać serio ta­kiej kre­acji, chyba, że ktoś lubi modę spod znaku WTF? ;)

Tak, jest to przy­kład ab­sur­dal­ny, ale po­ka­zu­je je­dy­nie, że jest nie­ogra­ni­czo­na ilość moż­li­wo­ści. Wy­bra­łeś roz­wią­za­nie, w któ­rym ma­gicz­na moc po­ja­wia się zni­kąd, ar­gu­men­tu­jąc, że inne wyj­ścia by­ły­by sztam­po­we, a ja twier­dzę, że to nie są je­dy­ne opcje. Myślę, że tro­chę po­sze­dłeś na ła­twi­znę i tyle, ale masz do tego prawo, bo to prze­cież Twoje opo­wia­da­nie, ja tu tylko czy­tam ;)

 

Po pro­stu bez­dom­ny, który od tak po­sta­na­wia ze­rwać z na­ło­giem bez żad­ne­go bodź­ca, mnie nie prze­ko­nu­je.

Ta wzmian­ka nie za­wie­ra żad­nej in­for­ma­cji o ja­kim­kol­wiek bodź­cu, bo i byłby to ele­ment wła­snie zbęd­ny. Ale może jakiś był, a może jed­nak nie było. To już można sobie do­po­wie­dzieć, we­dług wła­sne­go wi­dzi­mi­się. Znam kilku bez­dom­nych, któ­rzy nie piją – jed­ne­mu czę­sto ku­pu­ję coś do je­dze­nia albo fajki, znam też kilku al­ko­ho­li­ków, któ­rzy prze­sta­li pić (nie wiem czemu, czy był jakiś bo­dziec, ale to ich spra­wa, więc nie do­py­ty­wa­łem). I tutaj jest tak samo, bo­ha­ter wspo­mi­na, że prze­stał pić i… tyle. Nie ma sensu do­szu­ki­wać się pod­ło­ża tej de­cy­zji, bo to nie jest ważne. Co zaś do klu­bin­gu, który upra­wia, to upra­wia go już po tym, jak zy­skał moc – a z wiel­ka moca przy­cho­dzi wiel­ka od­po­wie­dzial­ność, że tak za­su­nę cy­ta­tem ze spi­der mana. On już ma inne prio­ry­te­ty, wie, że ta moc to szan­sa i nie chce tego ze­psuć – na po­cząt­ku chce się do­brze bawić, żyć le­piej i po­zwa­lać sobie na wię­cej, ale jest świa­dom, że to szyb­ko można za­wa­lić. Skąd wie? Bo był al­ko­ho­li­kiem i ro­zu­mie, że brak umia­ru może do­pro­wa­dzić do ka­ta­stro­fy. Dla­te­go ten motyw jest wzmian­ko­wa­ny, ale nie jest ważne, że był al­ko­ho­li­kiem, ale że ro­zu­mie kon­se­kwen­cje i musi się pil­no­wać. Nuff said :)

 

Tro­chę nad­in­ter­pre­tu­jesz, twier­dząc, że wiesz czego szu­kam w li­te­ra­tu­rze. 

Ra­czej eks­tra­po­lu­ję, na pod­sta­wie Two­ich ko­men­ta­rzy tutaj i pod Twoim opo­wia­da­niem. Jesli chy­bi­łem, to wy­bacz, to tylko do­my­sły, nie pró­bu­ję Ci wci­snąć w brzuch żad­ne­go dziec­ka.

 

Tak, jest to przy­kład ab­sur­dal­ny, ale po­ka­zu­je je­dy­nie, że jest nie­ogra­ni­czo­na ilość moż­li­wo­ści.

Nie nie­ogra­ni­czo­na. Jedną z moż­li­wo­ści jest po pro­stu po­ja­wie­nie się tej mocy i tak się dzie­je. A co do tych nie­ogra­ni­czo­nych, to pro­szę, podaj mi jakąś sen­sow­ną, nie ogra­ną juz do bólu, pa­su­ją­ca do resz­ty kli­ma­tu opo­wia­da­nia, wtedy uznam ar­gu­ment ;)

 

Myślę, że tro­chę po­sze­dłeś na ła­twi­znę i tyle

Przy­zna­ję, że może to tak wy­glą­dać. Tyle że nie­wy­bra­nie żad­nej drogi tez jest wy­bo­rem i nie­ko­niecz­nie wy­bo­rem naj­ła­twiej­szym. Wpro­wa­dze­nie ja­kie­go­kol­wiek wy­ja­śnie­nia im­pli­ko­wa­ło­by albo roz­wi­nię­cie tego wy­ja­śnie­nia i wy­eks­po­no­wa­nie go gdzieś póź­niej, a tego nie chcia­lem, bo nie taki był za­mysł, albo mu­siał­bym to wy­ja­snie­nie po­trak­to­wać po ma­co­sze­mu i po­rzu­cić, co znów spra­wi­ło­by, że w tek­ście po­ja­wił­by się ele­ment w za­sa­dzie zbęd­ny, ma­ją­cy tylko jeden cel. Wo­la­łem więc bez ;)

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

Hej,

Co zaś do klu­bin­gu, który upra­wia, to upra­wia go już po tym, jak zy­skał moc – a z wiel­ka moca przy­cho­dzi wiel­ka od­po­wie­dzial­ność, że tak za­su­nę cy­ta­tem ze spi­der mana.

No tym cy­ta­tem ze spi­der­ma­na to mnie prze­ko­na­łeś. Nie śmiem już dalej dys­ku­to­wać ;). A tak na po­waż­nie to je­stem skłon­na tę Twoją kon­cep­cję uznać i jest to nawet lo­gicz­ne.

Nie nie­ogra­ni­czo­na. Jedną z moż­li­wo­ści jest po pro­stu po­ja­wie­nie się tej mocy i tak się dzie­je. A co do tych nie­ogra­ni­czo­nych, to pro­szę, podaj mi jakąś sen­sow­ną, nie ogra­ną juz do bólu, pa­su­ją­ca do resz­ty kli­ma­tu opo­wia­da­nia, wtedy uznam ar­gu­ment ;)

Myślę, że nic co za­pro­po­nu­ję Cię nie prze­ko­na, bo tak już jest, że wizja au­to­ra jest je­dy­na w swoim ro­dza­ju. Gdyby to było moje opo­wia­da­nie, to pew­nie po­ku­si­ła­bym się o jakąś scenę, w któ­rej bo­ha­ter przy­pad­kiem po­ma­ga ta­jem­ni­czej po­sta­ci i w ra­mach wdzięcz­no­ści otrzy­mu­je tę moc. Czy by­ło­by to lep­sze? Trud­no po­wie­dzieć, by­ło­by inne i tyle. 

Przy­zna­ję, że może to tak wy­glą­dać. Tyle że nie­wy­bra­nie żad­nej drogi tez jest wy­bo­rem i nie­ko­niecz­nie wy­bo­rem naj­ła­twiej­szym. Wpro­wa­dze­nie ja­kie­go­kol­wiek wy­ja­śnie­nia im­pli­ko­wa­ło­by albo roz­wi­nię­cie tego wy­ja­śnie­nia i wy­eks­po­no­wa­nie go gdzieś póź­niej, a tego nie chcia­lem, bo nie taki był za­mysł, albo mu­siał­bym to wy­ja­snie­nie po­trak­to­wać po ma­co­sze­mu i po­rzu­cić, co znów spra­wi­ło­by, że w tek­ście po­ja­wił­by się ele­ment w za­sa­dzie zbęd­ny, ma­ją­cy tylko jeden cel. Wo­la­łem więc bez ;)

I z tym się wła­ści­wie zgo­dzę, bo skoro chcia­łeś się sku­pić na sa­mych ostat­nich chwi­lach życia bo­ha­te­ra i jego uczu­ciu do Ani, to racja, że każdy do­dat­ko­wy wątek roz­mył­by ten efekt. 

 

Po­wiem Ci, że faj­nie się z Tobą dys­ku­tu­je i żeby było jasne opo­wia­da­nie uwa­żam za cał­kiem dobre, po­mi­mo tych paru kwe­stii, które mi tro­chę zgrzyt­nę­ły.

Czy by­ło­by to lep­sze? Trud­no po­wie­dzieć, by­ło­by inne i tyle. 

O, to, to :) Każdy z nas ma swoje wizje, swoją wraż­li­wość, rze­czy które go ru­sza­ją i te, któ­rych szuka w li­te­ra­tu­rze. I choć wiem, że gusta są różne i wszyst­kim nie do­go­dzę, to trzy­mam się swo­je­go, jed­nak z przy­jem­no­ścią po­zna­ję czy­jeś za­pa­try­wa­nia :)

 

Po­wiem Ci, że faj­nie się z Tobą dys­ku­tu­je

To pew­nie przez tę wspa­nia­łą oso­bo­wość ;) A tak na serio, to mnie rów­nież do­brze się z Tobą dys­ku­tu­je. Zresz­tą sporo tutaj osób, z któ­ry­mi faj­nie się dys­ku­tu­je, mam więc na­dzie­ję, że za­ba­wisz tutaj na dłu­żej, że­by­śmy mogli sobie jesz­cze po­dy­sku­to­wać, może nawet w szer­szym gro­nie :)

 

Po­zdra­wiam

Q

Known some call is air am

Fajne :) (na lic. Anet)

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz :)

Known some call is air am

Nie po­rwa­ło mnie. Ale czy­ta­ło się przy­jem­nie :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki, Anet :)

Known some call is air am

My­śla­łeś, że masz spo­kój, co? ^^

 mo­głem okre­ślić mia­nem faj­ne­go go­ścia

Tro­chę to wy­si­lo­ne, to "okre­śla­nie mia­nem".

 nie utrzy­my­wa­ły kon­tak­tu od kiedy wy­je­cha­ły

Nie utrzy­my­wa­ły kon­tak­tu, od kiedy wy­je­cha­ły.

 Resz­ta, jaka zo­sta­ła

Która!

 żebym kupił sobie coś

Szyk: żebym sobie kupił coś.

 Świeć panie nad jego duszą.

Wo­łacz: Świeć, Panie, nad jego duszą.

 w fil­mie mo­ra­li­zu­ją­cym o tym, że pie­nią­dze to nie wszyst­ko

Hmmmmmmmm.

Za­przą­tać sobie głowę jego pro­ble­ma­mi.

Hmmmmmmmmmmmmm. Za­przą­ta­nie sobie głowy zwy­kle widzi się za­prze­czo­ne.

 na rów­nie zdzi­wio­ne­go co ja

Na rów­nie zdzi­wio­ne­go, jak ja. Nie wpro­wa­dza­ła­bym tego imie­sło­wem, ale nie jest to błąd.

 nie sły­sza­łem do­kład­nie co

Nie sły­sza­łem do­kład­nie, co.

 po­nie­waż po­rwa­łem łap­czy­wie bank­no­ty

Prze­dłu­żo­ne, ali­te­ru­ją­ce, "łap­czy­wie" zbęd­ne i wy­trą­ca z rytmu.

 póź­niej zwy­kłem na­zy­wać mocą

Wib­bly-wob­bly, ti­mey-wi­mey.

 Nie wiem skąd się wzię­ła

Nie wiem, skąd się wzię­ła.

 żeby za­sta­na­wiać się nad tym co ich spo­ty­ka

Żeby się za­sta­na­wiać nad tym, co ich spo­ty­ka.

 prze­czą­ce lo­gi­ce

Lo­gi­ce w za­sa­dzie nie prze­czy. Za­mie­nia­ją się miej­sca­mi, nie są obaj naraz w jed­nym, tak? I to nawet nie cia­ła­mi, tylko miej­scem w prze­strze­ni? Więc nie ma pro­ble­mu lo­gicz­ne­go, choć fi­zycz­ny oczy­wi­ście jest.

 Abra­ka­da­bra

Su­po­zy­cję ma­te­rial­ną za­zna­cza­my cu­dzy­sło­wem, nie dużą li­te­rą.

 Ci dru­dzy byli mi bar­dziej bli­scy, po­nie­waż sam się do nich za­li­cza­łem.

Trosz­kę ło­pa­ta.

 wi­dy­wał jak

Wi­dy­wał, jak.

 Wtedy mnie to za­cie­ka­wi­ło, jed­nak szyb­ko za­po­mnia­łem o tam­tej roz­mo­wie.

"Jed­nak" jest za wy­so­kie.

 kom­bi­no­wa­łem jak

Kom­bi­no­wa­łem, jak.

 kle­ko­czą me­ta­licz­nie, pcha­ny­mi po nie­rów­no­ściach as­fal­tu wóz­ka­mi

Nie da­wa­ła­bym tu prze­cin­ka.

umie­ra­łem ze stra­chu oraz nie­pew­no­ści

Strach jest moc­niej­szy. Sta­wia­jąc nie­pew­ność za nim, stwa­rzasz efekt ko­micz­ny.

 Przez głowę prze­la­ty­wa­ły mi myśli

Zbęd­ne, mowa po­zor­nie za­leż­na rzą­dzi ;)

 Czy zdo­łam użyć mocy, będąc trzy­ma­nym przez kogoś in­ne­go?

Zda­nie tak wy­oblo­ne, że nie­na­tu­ral­ne. Kto tak mówi?

że nie prze­te­sto­wa­łem wcze­śniej ta­kiej ewen­tu­al­no­ści

Jak wyżej.

Byłem jed­nak do­sta­tecz­nie zde­ter­mi­no­wa­ny aby za­ry­zy­ko­wać.

I tu: Byłem jed­nak zde­cy­do­wa­ny za­ry­zy­ko­wać.

 zanim osłu­pia­li ko­le­dzy mojej ofia­ry zdą­ży­li za­re­ago­wać spoj­rza­łem ku prze­lo­tów­ce

Zanim osłu­pia­li ko­le­dzy mojej ofia­ry zdą­ży­li za­re­ago­wać, spoj­rza­łem ku prze­lo­tów­ce.

 rów­nie zdez­o­rien­to­wa­ny jak jego kum­ple

Rów­nie zdez­o­rien­to­wa­ny, jak jego kum­ple.

 Na­ro­bi­łem sobie kon­tak­tów

Hmm. Po­nad­to – a mo­ni­to­rin­gu tam ni­g­dzie nie ma?

 apa­ry­cji bliż­szej za­bie­dzo­ne­mu szym­pan­so­wi

Bliż­szej szym­pan­so­wi niż?

 skrzęt­nie ukry­wa­jąc nie­do­bo­ry

Czło­wiek może coś zro­bić skrzęt­nie, ale gar­ni­tur chyba nie.

 rosz­cze­nio­we bar­dziej niż roz­ka­pry­szo­ne księż­nicz­ki

Hmm.

 nu­dzi­ły mnie swoją płyt­ką oso­bo­wo­ścią

Za­brzmia­ło to jak pismo ko­bie­ce…

 Była ubra­na ład­nie, lecz jej strój dia­me­tral­nie od­bie­gał od tego, co miały na sobie jej to­wa­rzysz­ki.

To tro­chę też.

 z pier­sia­mi le­d­wie ujarz­mia­ny­mi przez zbyt ob­ci­słe su­kien­ki

Hmmm…

 za­że­no­wa­na ich za­cho­wa­niem

Ali­te­ra­cja.

 zwra­ca­ją­cym uwagę po­zo­sta­łych gości lo­ka­lu

Do­my­śli­łam się. Uwa­żaj z tymi ło­pa­ta­mi.

 Tak, wiem, to cho­ler­nie pre­ten­sjo­nal­ne, ale tak wła­śnie wtedy po­my­śla­łem.

Lamp­sha­de. No, weź :P

 cze­ka­jąc na mo­ment, w któ­rym dziew­czy­na zo­sta­nie sama

Roz­wle­kasz: cze­ka­jąc, aż dziew­czy­na zo­sta­nie sama.

 miała pew­ność, że bę­dzie się źle bawić

Hmm.

 Tak, jak po­win­no to wy­glą­dać.

Szyk: Tak, jak to po­win­no wy­glą­dać.

 Nie­za­leż­nie jed­nak od tego

Hmmmmmmmmmmm.

bu­dzi­łem się, pełen stra­chu

Ten prze­ci­nek… sama nie wiem.

 Ogra­ny sche­mat, wiem, jed­nak on na­praw­dę ma swój nie­po­wta­rzal­ny kli­mat.

Hmmm.

 Z każdą mi­nu­tą mo­je­go nie do końca skład­ne­go mo­no­lo­gu, bałem

Tu bez prze­cin­ka.

 kiedy skoń­czy­łem Ania pa­trzy­ła

Kiedy skoń­czy­łem, Ania pa­trzy­ła.

 Nie wie­dzia­ła o co mi cho­dzi

Nie wie­dzia­ła, o co mi cho­dzi.

 Wró­ci­ła po kilku go­dzi­nach, za­sta­jąc

An­gli­cyzm.

 Nie in­te­re­so­wa­ło jej skąd się wzię­ła

Nie in­te­re­so­wa­ło jej, skąd się wzię­ła.

 uświa­da­mia­jąc uko­cha­ną

Nie brzmi to do­brze.

 Z tego co mia­łem udało się

Z tego, co mia­łem, udało się.

 aura była wy­jąt­ko­wa

Aura? Nie prze­sa­dzasz?

 do ja­kiej przy­zwy­cza­iło

Może ra­czej: do któ­rej.

 nasz naj­now­szy zakup mo­to­ry­za­cyj­ny, jakim był ka­brio­let

Prze­dłu­żo­ne: nasz naj­now­szy zakup mo­to­ry­za­cyj­ny, ka­brio­let.

 już za ty­dzień jest nasz

"Jest" zbęd­ne.

 wy­prze­dza­ją­cy bez wy­obraź­ni ko­lum­nę sa­mo­cho­dów wle­ką­cych się za ja­dą­cym

Tro­chę dużo tych imie­sło­wów.

 Prze­ra­żo­nym wzro­kiem

An­tro­po­mor­fizm.

 opu­ścić jest je ła­twiej

Hmm.

 za­miast igno­ro­wać jego ist­nie­nie

An­giel­ska­we i zbęd­ne.

 W jej oczach były proś­ba o ra­tu­nek oraz pa­ni­ka.

Hmm. Po­wie­dzia­ła­bym, że prze­dłu­żasz, ale…

 Je­stem cie­kaw co widzi

Je­stem cie­kaw, co widzi.

 od­dzie­le­ni je­dy­nie wy­peł­nio­ną wodą prze­strze­nią

Hmm.

 jej wzrok się zmie­nia

Spoj­rze­nie.

 brak już tlenu

Wy­cię­ła­bym "już".

 

 

Oooo… ładne, po­rząd­nie na­pi­sa­ne i sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce, tylko… o tym za chwil­kę.

Tro­chę zbyt okrą­gły­mi zda­nia­mi wy­ra­ża się Twój bo­ha­ter. Ale z dru­giej stro­ny, bieda – to nie zna­czy cham­stwo ;) a on się z niej wy­rwał i może chce to pod­kre­ślić. Tylko na po­cząt­ku tro­chę to nie gra. Poza tym nie mam za­strze­żeń do stylu. Kon­struk­cja jest ele­ganc­ka, lo­gicz­na. Ca­łość ani odro­bi­nę dłuż­sza, niż trze­ba. Po­rząd­nie to od­ro­bi­łeś.

W sumie je­dy­ne moje za­strze­że­nie jest na­tu­ry fi­lo­zo­ficz­no – etycz­nej. I nie, nie cho­dzi mi o to, że bo­ha­ter kradł, że uko­cha­na prze­szła nad tym do po­rząd­ku dzien­ne­go i bez sprze­ci­wu ko­rzy­sta­ła z owo­ców tej kra­dzie­ży. Roz­pra­wie­nie się z tym pro­ble­mem za­ję­ło­by Ci dwa razy tyle pi­sa­ni­ny, i nie wiem, czy Cię on w ogóle in­te­re­so­wał. Nie mu­siał prze­cież.

Py­ta­nie brzmi: czy on umie­ra z mi­ło­ści do Ani, czy z nie­na­wi­ści do sie­bie? A jeśli z nie­na­wi­ści, to dla­cze­go sie­bie nie­na­wi­dzi? Od­po­wiesz, że opi­sa­łeś przy­czy­ny wy­star­cza­ją­co szcze­gó­ło­wo, a ja po­wiem – do­brze. Opi­sa­łeś. I może mi­łość do Ani, śmierć za nią od­czu­wa jako oczysz­cze­nie, zba­wie­nie (a może jako po­twier­dze­nie, że ta mi­łość jest praw­dzi­wa, oczy­wi­ście). Ale… mam tu pro­blem. Wy­bacz na­wią­za­nie do ostat­nich wy­da­rzeń, uni­kam ich, jak mogę, ale eks­pe­ry­men­tu Fi­lip­py Foot ze skrzyp­kiem pew­nie nie znasz, a wła­śnie przy oma­wia­niu tego eks­pe­ry­men­tu na za­ję­ciach z etyki zda­łam sobie spra­wę z ist­nie­nia pro­ble­mu w zbio­ro­wej świa­do­mo­ści. I mam za­miar o tym na­pi­sać, choć pew­nie nie w tym roku (kró­le­stwo za TAR­DIS!). Otóż: dla­cze­go skrzy­pek, poeta, le­karz et ca­ete­ra ma bar­dziej za­słu­gi­wać na życie, niż ktoś inny? A al­ko­ho­lik, sie­ro­ta, schi­zo­fre­nik, ka­le­ka – mniej?

Nie mówię tu o karze śmier­ci, która za­ha­cza o to za­gad­nie­nie (dosyć dużym ha­kiem), ale tak w ogóle. Jakie jest kry­te­rium war­to­ści ludz­kie­go życia? I dla­cze­go ma nim być (bo tak chyba twier­dzą Foot et con­sor­tes) jego po­ży­tecz­ność? Po­ży­tecz­ność dla kogo? Czy skrzy­pek jest po­ży­tecz­ny dla ogółu? Czy cho­dzi o jakąś eko­no­mię, zu­ży­wa­nie jak naj­mniej­szej ilo­ści za­so­bów i cu­dze­go czasu, a da­wa­nie jak naj­więk­szej ilo­ści pro­duk­tów? Ja­kich pro­duk­tów? Czy może o es­te­ty­kę? Nie wiem.

Może grze­bię tutaj za cze­ko­la­dą, któ­rej do cia­sta nie do­rzu­ci­łeś…

 Nie chce mi się wie­rzyć w taką prze­mia­nę bo­ha­te­ra pod wpły­wem Wiel­kiej Mi­ło­ści Od Pierw­sze­go Wej­rze­nia

Niee, on się już wcze­śniej zmie­nił. A przy­naj­mniej za­czął. Ania jest dla niego sym­bo­lem cze­goś Lep­sze­go, chyba.

I od lat ob­ser­wu­ję, że takie hi­sto­rie to nie wy­ssa­ne z palca bzde­ty, ale, że one są czę­ścią życia, które toczy się obok mnie, a cza­sem nawet przy moim udzia­le.

But the mo­dern thing that I mean car­ries with it quite a dif­fe­rent im­pli­ca­tion. It im­plies not that the fruit is so­me­ti­mes rot­ten, but that the root is al­ways rot­ten; and the fur­ther that fe­eling goes, the more it works bac­kwards to the rot­ten­ness in the very roots of the tree of life.

G.K. Che­ster­ton, “On the To­uchy Re­alist”.

A czemu tak jest? Może temu, że więk­szość ludzi nie prze­ży­wa ta­kich hi­sto­rii i nie po­tra­fi ich sobie wy­obra­zić? A może to prze­syt z winy Hol­ly­wo­od? Nie wiem.

Żyję w ułu­dzie? Niech bę­dzie. Za­py­tam jed­nak: gdzie Wy ży­je­cie?

Ja chyba na Księ­ży­cu :)

 Cały czas szu­kam tej kon­wen­cji, która mi naj­bar­dziej sią­dzie.

A czy to musi być jedna kon­wen­cja? :)

 Mia­łem sporo wąt­pli­wo­ści co do tego ukła­du. Czy nie bę­dzie mę­czył, czy bę­dzie spój­ny z hi­sto­rią i za­ak­cen­tu­je te frag­men­ty, na któ­rych za­le­ża­ło mnie, wcho­dzą­ce­mu w skórę bo­ha­te­ra.

Nie męczy ani tro­chę, jest krysz­ta­ło­wo przej­rzy­sty.

 Może nie zwra­cam na to uwagi, ale jesz­cze w realu nie wi­dzia­łam mi­ło­ści od pierw­sze­go wej­rze­nia.

Ja też nie. Ale nie wi­dzia­łam także al­pa­ki, mi­lio­ne­ra ani żeby mój brat mył okna :)

Poza tym gdyby prze­no­si­ła się sama świa­do­mość, wtedy bo­ha­ter nie mógł­by zro­bić tego nu­me­ru z go­tów­ką z su­per­mar­ke­tu.

Wła­śnie.

 Nic sobą nie re­pre­zen­tu­je. W jaki spo­sób zmie­ni­ła głów­ne­go bo­ha­te­ra? Sama jego mi­łość do niej wy­star­czy­ła, że się zmie­nił?

A dla­cze­go nie? Mia­łam w szko­le ko­le­gę, któ­re­go matka wsła­wi­ła się mię­dzy in­ny­mi ge­nial­ną uwagą, że "pani M. nie na­uczy­ła go an­giel­skie­go". Pani M. nie może ni­ko­go na­uczyć an­giel­skie­go, i to nie jest jej ocena jako na­uczy­ciel­ki. Nie można ni­ko­go ni­cze­go na­uczyć, nie można ni­ko­go zmie­nić bez jego udzia­łu. Ania może tu być naj­wy­żej ka­ta­li­za­to­rem. Pod­po­wia­dać drogę, ale nie cią­gnąć. Gdyby cią­gnę­ła, wtedy wy­czu­ła­bym szczu­ra. Więc mu­sisz wy­brać, OS, danka albo ja :D

 Z ja­kie­goś po­wo­du ta zmia­na (rów­nie duża jak ta z opo­wia­da­nia) ni­ko­go nie dziwi, bo ła­twiej jest lu­dziom uwie­rzyć w to, że ktoś się ze­szma­cił, niż w to, że stał się kimś lep­szym.

Ano, ła­twiej. Bo też ła­twiej spaść, niż się wdra­pać. A może po pro­stu…

Czło­wiek po­tra­fi strasz­nie wy­brzy­dzać w kwe­stii speł­nie­nia ma­rzeń ;)

 Ania, była cha­rak­te­ry­zo­wa­na przez niego

Uhm.

 co wcale – wg mnie – jej nie ubli­ża. Kie­dyś pewna dziew­czy­na na­sko­czy­ła na mnie, że jej przy­trzy­ma­łem otwar­te drzwi :D Że ona nie po­trze­bu­je łaski fa­ce­tów i da sobie z drzwia­mi radę :D

Bo nie ubli­ża, ale naucz taką, że mę­skie szo­wi­ni­stycz­ne świ­nie tylko cze­ka­ją, żeby ją znie­wo­lić, i takie są skut­ki ;)

 Za­py­taj­cie na po­czą­tek sami sie­bie, czy wspo­mi­na­li­by­ście rze­czy złe i nie­faj­ne z Wa­sze­go życia, gdy­by­ście mieli świa­do­mość bli­skiej i nie­chyb­nej śmier­ci?

Gdy­by­śmy wszyst­ko wspo­mi­na­li, jak było, nie wy­szli­by­śmy poza pod­sta­wów­kę :)

 czy nie roz­my­ły­by głów­ne­go clou tego opo­wia­da­nia

Może, może. Nie wiem, czy prze­dłu­ża­nie go i roz­bu­do­wy­wa­nie mia­ło­by sens, szcze­rze mó­wiąc, wła­śnie dla­te­go, że motyw jest jeden i dość pro­sty oraz jed­no­znacz­ny.

A kiedy nie chcesz ni­cze­go po­wie­dzieć, to wody na­bie­rasz w usta, czy do ust?

"Na­bie­ra­nie wody w usta" to idiom, one by­wa­ją ar­cha­icz­ne pod wzglę­dem gra­ma­ty­ki ("Mą­drej gło­wie dość dwie sło­wie" prze­cho­wa­ło nie­uży­wa­ną już licz­bę po­dwój­ną).

 bo nor­mal­nie nie pa­mię­ta­my ca­łych roz­mów

Ja pa­mię­tam strzęp­ki! Cza­sem mocno ode­rwa­ne ^^

 Wspo­mnie­nia rzad­ko po­tra­fią przy­wo­łać emo­cje, jakie czu­li­śmy we wspo­mi­na­nym cza­sie.

Uch, weź­cie tego Hus­ser­la, gdzie nie wejdę, musi być Hus­serl XD

 Wła­ści­wie je­dy­ne, czego mogę się czep­nąć, i co jest w Twoim opku do­dat­ko­wym ele­men­tem fan­ta­stycz­nym, to fakt, że mu się skar­bów­ka do tyłka nie do­bra­ła ;)

Tjaa… oni po trzech la­tach do czło­wie­ka do­cie­ra­ją XD

Za­sta­nów się, czy gdy­bym na­pi­sał, że gość był kie­dyś tre­se­rem lwów w cyrku, ale rzu­cił tę ro­bo­tę, to też chcia­ła­byś aby ten fakt miał wpływ na osta­tecz­ną fa­bu­łę?

A czemu nie? XD

 Ale jak mi pod­rzu­cisz jakiś ory­gi­nal­ny po­mysł na to, co mogło za­po­cząt­ko­wać po­ja­iwe­nie się mocy, uznam Twoje obiek­cje i po­ka­jam się, że ola­łem ten motyw ;)

Wiesz, z dwoj­ga złego wolę moc nie­wy­ja­śnio­ną od wy­du­ma­ne­go planu le­śnych dusz­ków, które chcia­ły, żeby pro­ta­go­ni­sta za dwa­dzie­ścia lat zjed­no­czył kra­inę magii… ;)

 Można by to nawet po­łą­czyć z al­ko­ho­li­zmem. Po­wiedz­my, że pew­nej nocy nasz bo­ha­ter, na­wa­lo­ny jak sto­do­ła, spo­tkał dwóch gości w gar­ni­tu­rach, któ­rzy mieli koń­skie łby za­miast głów i ogony wy­glą­da­ją­ce jak trzy­gło­we węże. Za­wzię­cie się o coś kłó­ci­li i jeden wcią­gnął splu­wę, po czym za­strze­lił dru­gie­go, ale nie tak zwy­czaj­nie. Ten drugi za­mie­nił się w szkla­ną rzeź­bę, a potem eks­plo­do­wał. Pierw­szy otwie­ra por­tal i znika. Nasz le­d­wie trzy­ma­ją­cy się na no­gach bo­ha­ter pod­cho­dzi bli­żej i ka­le­czy się frag­men­tem szkła, zdo­by­wa­jąc w ten spo­sób ma­gicz­ną moc z czego długo nie zdaje sobie spra­wy. To od razu daje też powód, żeby wy­trzeź­wiał, bo oczy­wi­ście całe zaj­ście uważa za ma­ja­ki.

Ale to jest ma­te­riał na zu­peł­nie inny tekst. Zu­peł­nie inny. Może fajny. Tylko zu­peł­nie inny.

 po­wiem Ci, że oso­bi­ście wo­la­ła­bym za­koń­cze­nie, w któ­rym jed­nak zwie­wa i po­zwa­la jej uto­nąć, to by­ło­by przy­naj­mniej za­ska­ku­ją­ce

Nie, nie by­ło­by. Dla mnie ze­psu­ło­by tekst, bo nie by­ło­by nawet po­raż­ką, tylko prze­kre­śle­niem wszyst­kie­go, co bo­ha­ter usi­ło­wał zro­bić. Ode­bra­ło­by mu sens. Mnie by wku­rzy­ło, po­czu­ła­bym się olana przez zło­śli­we­go au­to­ra.

 Po­ka­zu­je kon­trast po­mię­dzy tym kim był, tym kim się stał i tym, w kogo się zmie­nił dzię­ki Ani. IMHO to uwia­ry­gad­nia po­stać – trzy­ma­nie się z dala od al­ko­ho­lu to cecha, która wiele mówi o bo­ha­te­rze, który od mo­men­tu zdo­by­cia mocy za­czy­na cią­gle kal­ku­lo­wać co się opła­ca i co może zro­bić.

Hmm. To ma sens.

 Twoje ocze­ki­wa­nia wzglę­dem za­my­słu roz­bi­ły się o fak­tycz­ny za­mysł.

I dla­te­go do tek­stów na­le­ży pod­cho­dzić bez przed­za­ło­żeń (co jest nie­moż­li­we…) z mi­ni­mum przed­za­ło­żeń.

 Zwłasz­cza po tej wzmian­ce na po­cząt­ku, że nie może uciec, gdy jest przez kogoś trzy­ma­ny.

Hmm. W sumie nie zwró­ci­łam na to więk­szej uwagi, a prze­cież ma pe­wien wy­dźwięk sym­bo­licz­ny…

 któ­rym ma­gicz­na moc po­ja­wia się zni­kąd, ar­gu­men­tu­jąc, że inne wyj­ścia by­ły­by sztam­po­we, a ja twier­dzę, że to nie są je­dy­ne opcje

Zaraz, zaraz, wtrą­ca logik: "Inne" do­peł­nia uni­wer­sum (tj. za­sto­so­wa­ne roz­wią­za­nie + wszyst­kie inne roz­wią­za­nia = wszyst­kie moż­li­we roz­wią­za­nia). To jak to mogą nie być "je­dy­ne opcje"? Jasne, jest tych in­nych dużo, ale chyba prze­li­czal­na licz­ba.

 Wpro­wa­dze­nie ja­kie­go­kol­wiek wy­ja­śnie­nia im­pli­ko­wa­ło­by albo roz­wi­nię­cie tego wy­ja­śnie­nia i wy­eks­po­no­wa­nie go gdzieś póź­niej, a tego nie chcia­lem, bo nie taki był za­mysł, albo mu­siał­bym to wy­ja­snie­nie po­trak­to­wać po ma­co­sze­mu i po­rzu­cić, co znów spra­wi­ło­by, że w tek­ście po­ja­wił­by się ele­ment w za­sa­dzie zbęd­ny, ma­ją­cy tylko jeden cel

Ano.

 scenę, w któ­rej bo­ha­ter przy­pad­kiem po­ma­ga ta­jem­ni­czej po­sta­ci i w ra­mach wdzięcz­no­ści otrzy­mu­je tę moc. Czy by­ło­by to lep­sze? Trud­no po­wie­dzieć, by­ło­by inne i tyle

Mia­ło­by jed­nak tro­chę han­dlo­wą wy­mo­wę. Nie za­wsze do­sta­je­my to, na co za­słu­ży­li­śmy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie dało rady tam, to je­steś tutaj :) Cześć raz jesz­cze, Tar­ni­no :)

 

Za ła­pan­kę i po­ka­za­nie ba­bo­li dzię­ku­ję bar­dzo, po­praw­ki na­nio­sę, kiedy będę miał spo­koj­niej w życiu, co nie­ste­ty nie za­po­wia­da się za szyb­ko, ale na usu­nię­cie po­tknięć chwi­lę chyba znaj­dę w oko­li­cach week­en­du.

 

Py­ta­nie brzmi: czy on umie­ra z mi­ło­ści do Ani, czy z nie­na­wi­ści do sie­bie? A jeśli z nie­na­wi­ści, to dla­cze­go sie­bie nie­na­wi­dzi? Od­po­wiesz, że opi­sa­łeś przy­czy­ny wy­star­cza­ją­co szcze­gó­ło­wo, a ja po­wiem – do­brze. Opi­sa­łeś. I może mi­łość do Ani, śmierć za nią od­czu­wa jako oczysz­cze­nie, zba­wie­nie (a może jako po­twier­dze­nie, że ta mi­łość jest praw­dzi­wa, oczy­wi­ście). Ale… mam tu pro­blem.

W za­my­śle, to wła­śnie taki akt oczysz­cze­nia – oddać życie za kogoś, kogo się kocha, a jed­no­cze­śnie uważa za bar­dziej war­to­ścio­we­go od sie­bie. Czy on od­czu­wa wzglę­dem sie­bie nie­na­wiść? Chyba nie. To ra­czej roz­cza­ro­wa­nie sobą, takim, jakim był kie­dyś, zanim wy­rwa­nie z biedy dało mu nowy start. Gdyby nie te złe rze­czy, ktore robił, nie wy­rwał­by się z dołów spo­łecz­nych i on zdaje sobie z tego spra­wę. A jed­no­cze­śnie od­czu­wa wstyd z po­wo­du tego, co robił.

 

Nie mówię tu o karze śmier­ci, która za­ha­cza o to za­gad­nie­nie (dosyć dużym ha­kiem), ale tak w ogóle. Jakie jest kry­te­rium war­to­ści ludz­kie­go życia? I dla­cze­go ma nim być (bo tak chyba twier­dzą Foot et con­sor­tes) jego po­ży­tecz­ność? Po­ży­tecz­ność dla kogo? Czy skrzy­pek jest po­ży­tecz­ny dla ogółu? Czy cho­dzi o jakąś eko­no­mię, zu­ży­wa­nie jak naj­mniej­szej ilo­ści za­so­bów i cu­dze­go czasu, a da­wa­nie jak naj­więk­szej ilo­ści pro­duk­tów? Ja­kich pro­duk­tów? Czy może o es­te­ty­kę? Nie wiem.

Tego rze­czy­wi­ście tutaj nie do­rzu­ci­łem. Ale skoro py­tasz o kry­te­ria przy­dat­no­ści czło­wie­ka, to od­po­wiem ja, tak jak to widzę. To może za­brzmi tro­chę cham­sko i ob­ce­so­wo, ale są lu­dzie, któ­rych uwa­żam za spo­łecz­ne pa­so­ży­ty. To lu­dzie, któ­rzy ocze­ku­ją od in­nych cze­goś, są rosz­cze­nio­wi i są z tego, jeśli nie dumni i za­do­wo­le­ni, to przy­naj­mniej nie od­czu­wa­ją z tego po­wo­du wsty­du.

Po­da­łaś przy­kła­dy al­ko­ho­li­ka, sie­ro­ty, ka­le­ki, schi­zo­fre­ni­ka, więc po kolei: sie­ro­ta jest sie­ro­tą nie przez wła­sny wybór lub po­peł­nia­ne błędy, schi­zo­fre­nik jest chory – to w moich oczach nie czyni ich gor­szy­mi. Po­dob­nie z ka­le­ką, jego ka­lec­two nie czyni go gor­szym. Al­ko­ho­lik to już inna para ka­lo­szy dla mnie, bo do al­ko­ho­li­zmu coś mu­sia­ło czło­wie­ka do­pro­wa­dzić, to mogła być głu­po­ta, po­dat­ność, pro­ble­my oso­bi­ste etc. i to rów­nież nie skre­śla czło­wie­ka w moich oczach.

Więc kim jest spo­łecz­ny pa­so­żyt? Dla mnie to mał­żeń­stwo zy­ją­ce z za­sił­ków, chle­ją­ce piw­sko pod blo­kiem i trak­tu­ją­ce swoje dzie­ci, jakby były prze­szko­dą; to cwa­nia­czek, który kom­bi­nu­je, wiecz­nie sie­dząc na L4 i do­sta­jąc pie­nią­dze za nic, bo ma taką moż­li­wość; to nu­wo­rysz, który do­ro­bił się na swoim biz­ne­sie, bo pra­cow­ni­ków trak­tu­je jak śmie­ci; to zło­dziej że­ru­ją­cy na uczci­wych lu­dziach. Oczy­wi­ście każdy przy­pa­dek roz­pa­tru­ję in­dy­wi­du­al­nie, ale są pewne za­cho­wa­nia, które nie tylko mnie mier­żą, ale po­wo­du­ją mój czyn­ny sprze­ciw, co z wie­kiem staje się coraz częst­sze i od pew­ne­go czasu lu­dzie, któ­rzy do­brze mnie znają, mówią mi, że je­stem ner­wo­wy i zgorzk­nia­ły. Sta­ram się żyć uczci­wie, na wła­sny ra­chu­nek, za to co uczci­wie za­ro­bię, nie robić ni­ko­mu krzyw­dy i nie spra­wiać przy­kro­ści, jeśli nie ma ta­kiej po­trze­by. Żyjąc w ten spo­sób, uzna­ję, co jest oczy­wi­ście ego­istycz­ne, że moje za­cho­wa­nie jest wzor­co­we i od in­nych wy­ma­gam, że cho­ciaż będą chcie­li zro­zu­mieć mój punkt wi­dze­nia i go usza­no­wać. Jesli ktoś po­trze­bu­je po­mo­cy, a ja mam czas – po­ma­gam (dla­te­go nie mam wiecz­nie czasu). Osoby, które uwa­żam za spo­łecz­ne pa­so­zy­ty nie po­ma­ga­ją, nie pa­trzą na in­nych, czy ich nie krzyw­dzą, nie chcą się zmie­nić, bo uwa­ża­ją, że ich spo­sób życia jest dobry, nawet jeśli krzyw­dzą in­nych ludzi. Czy moje po­dej­ście jest dobre? Pew­nie nie, bo widzę, że do­bre­go po­dej­ścia, które sa­tys­fak­cjo­no­wa­ło­by wszyst­kich, nie ma. Ale to jest moje, może nie­etycz­ne, może nie­przy­sta­ją­ce do co­dzien­ne­go życia, może głu­pie, ale jed­nak moje, po­dej­ście do kwe­stii, którą po­ru­szy­łaś.

 

A czemu tak jest? Może temu, że więk­szość ludzi nie prze­ży­wa ta­kich hi­sto­rii i nie po­tra­fi ich sobie wy­obra­zić? A może to prze­syt z winy Hol­ly­wo­od? Nie wiem.

Wy­da­je mi się, że to też spra­wa śro­do­wisk, w ja­kich czło­wiek się po­ru­sza. Przez ostat­nie kil­ka­na­ście lat za­li­czy­łem wiele róż­nych śro­do­wisk, nie­rzad­ko od sie­bie bar­dzo od­le­głych, i to, co wi­dy­wa­łem (wi­du­ję) w jed­nym, w dru­gim się nie zda­rza, w trze­cim rzad­ko, a w czwar­tym po­tra­fi być re­gu­łą. Jakiś rok z ha­kiem temu z żoną do­pro­wa­dzi­li­śmy do po­zna­nia się dwóch sa­mot­nych osób, z dwóch róż­nych śro­do­wisk – dziś mają dziec­ko i pla­nu­ją wspól­ne życie. W tym pro­ce­sie za­zna­ja­mia­nia się bra­łem czyn­ny udział i wi­dzia­łem na żywo jak ta re­la­cja szyb­ko roz­wi­ja się w kie­run­ku, w któ­rym teraz zmie­rza pew­nie. Ale po­dob­nych hi­sto­rii tez tro­chę sły­sza­łem, albo byłem gdzieś z boku, poza nimi, ale do­sta­tecz­nie bli­sko, żeby je za­uwa­żyć. Jeśli ktoś w takie rze­czy nie wie­rzy, to jego spra­wa, ale to na­praw­dę nie jest kwe­stia wiary, tylko uważ­ne­go ro­zej­rze­nia się wokół, bo skoro ja do­sta­ję pod oczy twar­de dane, przy­kła­dy, to zna­czy, że to chyba nie są ja­kieś nie­sa­mo­wi­te wy­jąt­ko­we hi­sto­rie, które zda­rza­ją sie tylko na kar­tach po­wie­ści lub na ekra­nach.

 

A czy to musi być jedna kon­wen­cja? :)

Nie musi. Ale ostat­nio się prze­ko­na­łem, że hor­ror jakoś mi nie leży :)

 

Więc mu­sisz wy­brać, OS, danka albo ja :D

Nie znam żad­nej Danki, więc wy­bie­ram Cie­bie :D Ale to nie je­dy­ny powód… ;)

 

Uch, weź­cie tego Hus­ser­la, gdzie nie wejdę, musi być Hus­serl XD

To nie­in­ten­cjo­nal­ny akt Hus­ser­ly­zmu :P

 

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny, Tar­ni­no. Za­wsze gdy widzę ko­men­tarz od Cie­bie, mam ocho­tę nie kli­kac tej gwiazd­ki. To nie­lo­gicz­ne jak jasna cho­le­ra, bo jest taki mo­ment, w któ­rym wo­lał­bym nie czy­tać Two­je­go ko­men­ta­rza, w oba­wie o moje wła­sne po­czu­cie war­to­ści :) Ale potem mi prze­cho­dzi, bo Twoje ko­men­ta­rze są naj­bar­dziej wni­kli­we i po­ka­zu­ją w spo­sób su­ro­wy, bez owi­ja­nia w ba­weł­ne, co jest źle, gdzie jesz­cze po­pra­co­wać, a to jedna z naj­wiek­szych war­to­ści forum. Jeśli w tym tek­ście wi­dzisz jakąś po­pra­wę w mojej pi­sa­ni­nie, a tak od­bie­ram Twój ko­men­tarz, to ja się cho­ler­nie cie­szę :) (Wi­dzisz więc, że to na­praw­dę nie­lo­gicz­ne, że boję się kli­kać tej gwiazd­ki ;))

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

 Pew­nie nie, bo widzę, że do­bre­go po­dej­ścia, które sa­tys­fak­cjo­no­wa­ło­by wszyst­kich, nie ma. Ale to jest moje, może nie­etycz­ne, może nie­przy­sta­ją­ce do co­dzien­ne­go życia, może głu­pie, ale jed­nak moje, po­dej­ście do kwe­stii, którą po­ru­szy­łaś.

Jest to w za­sa­dzie po­dej­ście zdro­wo­roz­sąd­ko­we, pro­blem nie na tym po­le­ga. Ale to ma­te­riał na dłuż­szą roz­mo­wę przy na­po­jach o dużej licz­bie gra­du­sów :)

 Wy­da­je mi się, że to też spra­wa śro­do­wisk, w ja­kich czło­wiek się po­ru­sza.

Bar­dzo moż­li­we. Ale nie za­po­mi­naj­my o Pol­ly­an­nie, która to książ­ka wy­wo­łu­je cu­krzy­cę ;) a chyba był i film.

 Nie znam żad­nej Danki, więc wy­bie­ram Cie­bie :D Ale to nie je­dy­ny powód… ;)

 To nie­in­ten­cjo­nal­ny akt Hus­ser­ly­zmu :P

Wrrrrr… :P

 To nie­lo­gicz­ne jak jasna cho­le­ra, bo jest taki mo­ment, w któ­rym wo­lał­bym nie czy­tać Two­je­go ko­men­ta­rza, w oba­wie o moje wła­sne po­czu­cie war­to­ści :)

Też tak mam XD

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Au­to­rze, miś zwa­bio­ny rano złotą gwiazd­ką przy ko­men­ta­rzu od Tar­ni­ny, li­cząc na cie­ka­we gify, prze­czy­tał po­wtór­nie Twój tekst z przy­jem­no­ścią. Po­nad­to, cho­ciaż zwy­kle tego nie robi, prze­czy­tał wszyst­kie ko­men­ta­rze. Cie­ka­wa dys­ku­sja. Miś zga­dza się w pełni z Two­imi od­po­wie­dzia­mi. Dziwi się wy­po­wie­dziom oce­nia­ją­cym ujem­nie treść opo­wia­da­nia, wia­ry­god­ność itp. Cie­szy się, że tekst już jest w bi­blio­te­ce i nie kurzy się, lecz cią­gle jest czy­ta­ny. smiley

Jest to w za­sa­dzie po­dej­ście zdro­wo­roz­sąd­ko­we, pro­blem nie na tym po­le­ga. Ale to ma­te­riał na dłuż­szą roz­mo­wę przy na­po­jach o dużej licz­bie gra­du­sów :)

Jak kie­dyś będę w Two­ich oko­li­cach, to mo­że­my się uga­dać na picie na­po­jów ze sfer­men­to­wa­nych owo­ców ;)

 

Bar­dzo moż­li­we. Ale nie za­po­mi­naj­my o Pol­ly­an­nie, która to książ­ka wy­wo­łu­je cu­krzy­cę ;) a chyba był i film.

Był. Wi­dzia­łem ten z 1960 roku, kiedy byłem dziec­kiem. Do dziś źle mi się ko­ja­rzy.

 

Też tak mam XD

heart

 

@Ko­ala

 

Dzię­ki za po­now­ne od­wie­dzi­ny i cie­szę się, że zga­dza się miś z moimi od­po­wie­dzia­mi :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zo­sta­łem tu przy­gna­ny re­kla­mą od bruce i słusz­nie!

Sa­mot­ne życie ko­pal­nia­ne­go eme­ry­ta, z któ­rym wła­sne dzie­ci nie utrzy­my­wa­ły kon­tak­tu od kiedy wy­je­cha­ły za gra­ni­cę, w za­mian za hi­sto­rie dwu­dzie­sto­pa­ro­let­nie­go cwa­niacz­ka, wy­rzu­co­ne­go z sie­ro­ciń­ca po osią­gnię­ciu peł­no­let­nio­ści, miesz­ka­ją­ce­go na ulicy i wal­czą­ce­go o prawo do życia w zo­bo­jęt­nia­łym spo­łe­czeń­stwie.

Dobre! Na­to­miast ułam­ko­wo­li­nij­ko­we aka­pi­ty po­ni­żej wy­da­ją mi się nie mieć uza­sad­nie­nia.

Na­prze­ciw ła­wecz­ki, na któ­rej koń­czy­łem mój wy­kwint­ny po­si­łek, stał bank. Ten z po­ma­rań­czo­wy­mi ak­cen­ta­mi, re­kla­mo­wa­ny w te­le­wi­zji przez by­łe­go ak­to­ra, który kilka lat wcze­śniej za­grał w fil­mie mo­ra­li­zu­ją­cym o tym, że pie­nią­dze to nie wszyst­ko.

Ro­zu­miem za­mysł, ale nie umiem zna­leźć celu, bo i tak wia­do­mo, o co cho­dzi. Uży­cie omó­wień ma sens, jeśli chcesz za­pew­nić sobie “ostroż­ność pro­ce­so­wą” albo za­gwa­ran­to­wa­nie wpły­wów z re­klam, ale po co tu.

Wy­siadł z niego ja­pi­szon w ga­je­rze, pod­szedł do ban­ko­ma­tu raź­nym kro­kiem nu­wo­ry­sza i za­czął kli­kać na pin­pa­dzie, zer­ka­jąc przez ramię, czy ktoś nie pró­bu­je doj­rzeć ko­lej­no­ści wkle­py­wa­nych cy­fe­rek.

Czło­wiek, który się do­ro­bił, cho­dzi ina­czej niż taki, który do­stał ma­ją­tek po wujku? W tym miej­scu za­czą­łem się za­sta­na­wiać – nie­po­trzeb­nie.

[…] Po­wie­dzieć Abra­ka­da­bra i prze­stać się mar­twić.

Abra­ka­da­bra.

Tu chyba “–” na po­cząt­ku linii, bo kwe­stia wy­po­wie­dzia­na usta­mi, albo ina­czej, jeśli za­klę­cie myślą.

 

Tu jest pro­blem, a może ra­czej za­gad­nie­nie fa­bu­lar­ne, czy ta za­mia­na jest na chwi­lę i jakoś sama się od­wra­ca, czy coś zu­peł­nie in­ne­go.

Jest i dru­gie.

Nie zro­zu­mia­łem :-(

Po­dej­rze­wał­bym kogoś in­ne­go (szcze­gól­nie w becie), że zda­nie się urwa­ło (albo i cały aka­pit).

 

Po­ja­wia się czwar­te.

Za­czy­na brzmieć jak nu­me­ra­cja sek­cji opo­wia­da­nia: “do­stoj­ny Teo­fi­lu, a to czwar­te, co chcia­łem Ci po­wie­dzieć, jak wy­zna­łem praw­dę Annie”. ;-)

Abra­ka­da­bra.

Teraz to Ania była w wo­dzie, a ja sie­dzia­łem na krze­śle, wpa­trzo­ny w za­sko­czo­ną twarz uko­cha­nej.

Abra­ka­da­bra.

Do­pie­ro w tym miej­scu widać jak to dzia­ła (zapis dia­lo­gu/zapis myśli?). Prze­skok w obie stro­ny jest kon­tro­lo­wa­ny za­klę­ciem. Dla­cze­go pan bez­dom­ny (w takim razie) nie po­zo­stał w ciele pierw­sze­go nu­wo­ry­sza, potem nie prze­sko­czył w ciało pre­zy­den­ta (why not?) a dalej nie wiem…

 

Świet­ny plot-twist i na końcu już jest kwe­stia dia­lo­go­wa:

Wy­bacz mi, Aniu. Tym razem cię nie po­słu­cham i bę­dzie po mo­je­mu. De­cy­zja zo­sta­ła pod­ję­ta, a nam brak już tlenu na jej nieme roz­trzą­sa­nie.

Otwie­ram usta.

– Abra­ka­da­bra.

 

Gdzie aku­rat wy­po­wie­dze­nie za­klę­cia myślą bar­dziej by pa­so­wa­ło :-)

Dalej rażą mnie te za krót­kie aka­pi­ty :-(

 

Ogól­nie przy­chy­lam się do ostat­nie­go ko­men­ta­rza Tar­ni­ny, który ośmie­lę się za­cy­to­wał w ca­ło­ści:

 

 

Pięk­na opo­wieść o mi­ło­ści:

“Nikt nie ma więk­szej mi­ło­ści od tej, gdy ktoś życie swoje od­da­je za przy­ja­ciół swo­ich. “ (J 15,13)

 

 

Pokój – szczę­śli­wość; ale bo­jo­wa­nie Byt nasz pod­nieb­ny

Cześć, Radku, miło, że wpa­dłeś z wi­zy­tą pod ten sta­roć :)

 

Ro­zu­miem za­mysł, ale nie umiem zna­leźć celu, bo i tak wia­do­mo, o co cho­dzi. Uży­cie omó­wień ma sens, jeśli chcesz za­pew­nić sobie “ostroż­ność pro­ce­so­wą” albo za­gwa­ran­to­wa­nie wpły­wów z re­klam, ale po co tu.

Bo lubię Marka Kon­dra­ta :) Jego po­stać jest w jesz­cze jed­nym moim tek­ście wspo­mi­na­na.

 

Czło­wiek, który się do­ro­bił, cho­dzi ina­czej niż taki, który do­stał ma­ją­tek po wujku? W tym miej­scu za­czą­łem się za­sta­na­wiać – nie­po­trzeb­nie.

Cho­dzi­ło mi o pew­nośc sie­bie, świe­żo na­by­tą. Znam kilku szczę­ścia­rzy, któ­rzy się do­ro­bi­li i teraz sa in­ny­mi ludź­mi niż kie­dyś. I tu nie cho­dzi tylko o ogol­ne za­cho­wa­nie – ich spo­sób po­ru­sza­nia się wśród ludzi też się zmie­nił, głowa wyżej, wzrok przed sie­bie. Nie wiem, może to ja, a może nie, a może po pro­stu nie po­tra­fi­łem tego ład­niej i cel­niej oddać.

 

Za­czy­na brzmieć jak nu­me­ra­cja sek­cji opo­wia­da­nia: “do­stoj­ny Teo­fi­lu, a to czwar­te, co chcia­łem Ci po­wie­dzieć, jak wy­zna­łem praw­dę Annie”. ;-)

Bo i tak jest, Radku. To nu­me­ra­cja sek­cji opo­wia­da­nia :)

 

Dla­cze­go pan bez­dom­ny (w takim razie) nie po­zo­stał w ciele pierw­sze­go nu­wo­ry­sza, potem nie prze­sko­czył w ciało pre­zy­den­ta (why not?) a dalej nie wiem…

Łoj, to nie tak. On za­mie­nia się miej­sca­mi z tą osobą, nie wcho­dzi w jej ciało, po pro­stu za­mie­nia się z nią miej­scem w prze­strze­ni.

 

Cie­szę się, że uzna­łes opo­wia­da­nie za cie­ka­we. Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i ko­men­tarz. I chyba rze­czy­wi­ście prze­gią­łem z tą krót­ko­aka­pi­to­wą kom­po­zy­cją :0

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie

Q

Known some call is air am

Łoj, to nie tak. On za­mie­nia się miej­sca­mi z tą osobą, nie wcho­dzi w jej ciało, po pro­stu za­mie­nia się z nią miej­scem w prze­strze­ni.

Czyli chcąc ob­ro­bić kogoś przy ban­ko­ma­cie, tak­tycz­nie jest naj­pierw biec w drugą stro­nę, żeby zwięk­szyć dy­stans? Na­to­miast jeśli ktoś po pro­stu biega szyb­ciej, to zła­pie bo­ha­te­ra i tak?

Po­ścig jest pro­ce­sem zbież­nym :-)

Pokój – szczę­śli­wość; ale bo­jo­wa­nie Byt nasz pod­nieb­ny

Py­ta­nie pierw­sze – tak. Py­ta­nie dru­gie – jeśli bo­ha­ter widzi in­nych ludzi to może ucie­kać sko­ko­wo, za­mie­nia­jąc się miej­sca­mi z ko­lej­ny­mi oso­ba­mi.

Known some call is air am

Czyli jeśli by­ło­by pusto na ulicy, to byłby łatwo zła­pa­ny przez szyb­ko­bie­ga­cza :-)

 

Męczę dla­te­go, że jest to świet­ne opo­wia­da­nie i tylko w tym miej­scu lek­kie ce­ro­wa­nie by się przy­da­ło.

Pokój – szczę­śli­wość; ale bo­jo­wa­nie Byt nasz pod­nieb­ny

Nowa Fantastyka