
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Wykopane drzwi o mało nie wyleciały z zawiasów.
Do usłanego trupami biura wpadło dwóch ubranych na czarno mężczyzn w hełmach. Wyższy trzymał w rękach strzelbę typu pump action, podczas gdy niższy, lekko otyły mierzył do Szymona z pistoletu maszynowego. Obwieszeni od stóp do głów różnego rodzaju gadżetami intruzi zajęli instynktownie dogodne do walki pozycje.
– Nie ruszaj się, bo zginiesz!
– Rzuć broń!
– Ręce do góry!
Widząc okiem wyobraźni swego zmasakrowanego przez snajperów sobowtóra Szymonowi udało się powstrzymać refleks samoobronny. Zamiast więc zacząć strzelać do komandosów, co odruchowo zamierzał zrobić, powoli uniósł ręce nad głowę.
– Rzuć broń! – rozkazał wyższy mężczyzna ponownie, najwyraźniej przywódca.
Patrząc mężczyźnie w oczy – resztę jego twarzy, podobnie i jak jego towarzysza, skrywała maska narciarska – Szymon rozluźnił chwyt na kolbie Beretty pozwalając pistoletowi upaść na dywan.
Na ten widok uzbrojony w pistolet maszynowy komandos opuścił broń, a następnie sięgnął wolną ręką do przytwierdzonej paskiem do jego piersi krótkofalówki i wdusił przycisk nadawania.
– Spoko… mamy gostka!
Nie doceniłaś mnie…, pomyślał Szymon pod adresem Natalii. Zostałem ostrzeżony!
– Cofnij się do okna i połóż na ziemi. Ręce na kark! – rozkazał pierwszy komandos.
– DON'T SHOOT! – Szymon zamiast cofnąć się w kierunku okna zszedł z podestu. Bał się, że snajperzy mogą się jeszcze rozmyślić.
– Nie! Z powrotem! DO OKNA, powiedziałem!
– I don't speak polish… – wybełkotał. Nie musiał udawać przestraszonego. Przegrałaś. Aresztują mnie, ale w końcu wyjdę…
„Zobaczymy…” – usłyszał w głowie głos Natalii.
Duch czarownicy ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku grubszego komandosa.
– KURWA mać, ani kroku dalej. Kładź się. Twarzą do ziemi… – krzyknął przywódca intruzów. – I żadnych sztuczek, bo cię rozwalę!
Szymon uklęknął. Nie wiedząc, co Natalia zamierza, ale nie przeczuwał, nic dobrego. Sięgnął do umysłu stojącego bliżej mężczyzny, który najwyraźniej był celem czarownicy.
Najpierw poczuł strach. Potem zdecydowanie i wewnętrzną desperację. Bukiet uczuć zaokrąglało niemal seksualne podniecenie komandosa. Nie tracił czasu na czytanie jego myśli. Chciał go za wszelką cenę ostrzec przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Nie wiedział jak na to wpadł, ale zanim zdążył się zastanowić, skoncentrował wzrok na przemierzającej pokój Natalii, po czym przesłał tą projekcję na drodze mentalnej do mózgu swego celu.
Wytężył całą swą moc na transmisję.
Otyły mężczyzna nawet nie drgnął.
Szymon postanowił zmienić cel. Na granicy swej świadomości zarejestrował, że prawdopodobnie właśnie stoi przed nowym wyzwaniem, które – jeśli zda egzamin – pozwoli mu ulepszyć swe umiejętności.
Powtórzył jeszcze raz cały manewr tym razem przesyłając obraz zbliżającej się szybko czarownicy do przywódcy komandosów.
Czuł narastający ból we wnętrzu czaszki.
Pokój zafalował przed jego oczyma rozmazując się tak, jakby patrzał nań przez rozgrzane powietrze tuż nad asfaltem w upalny, letni dzień.
Natalia osiągnęła uzbrojonego w pistolet maszynowy mężczyznę.
Szymon skoncentrował się na mentalnym przekazie mobilizując ostatnie rezerwy sił.
– Co to jest? – wykrzyknął nagle przywódca komandosów pełnym strachu głosem. Odwrócił się w stronę Natalii, która szczerząc resztki zębów w parodii uśmiechu właśnie sięgnęła do pasa grubszego z intruzów i wyciągnęła zawleczkę z wiszącego tam granatu.
Raz, pomyślał bezwiednie nie dając się rozproszyć.
Zaalarmowany krzykiem kolegi otyły komandos także odwrócił się w stronę czarownicy.
Dwa…
Widząc przed sobą wiszącą w powietrzu dłoń czarownicy trzymającą zawleczkę mężczyzna cofnął się instynktownie, potknął i przewrócił.
Szymon tylko na to czekał. Rzucił się, jak mógł najszybciej za sofę.
Trzy! Padł na puszysty dywan, zakrył rękoma uszy i otworzył szeroko usta
Ułamek sekundy później granat eksplodował.
Wybuch o mało nie pozbawił go świadomości.
Potrzebował dobrą chwilę, zanim się nie upewnił, że nie był ranny. W uszach mu dzwoniło, czuł wypływająca z nich lepką ciecz. Jego oczy łzawiły. Zamrugał parę razy zanim odważył się ostrożnie podnieść głowę nad sofę i spojrzeć na skutki wybuchu.
Eksplozja pogrążyła biuro w chaosie. Wszędzie walały się części wyposażenia, kawałki mebli lub ciał ludzkich. Tapety były tak zbryzgane krwią, że Szymon zaczął się zastanawiać ile litrów naprawdę mieści ludzkie ciało. Półnagi psychopata na sofie został niemalże zmasakrowany wybuchem. Szymon oszczędził sobie szczegółów odwracając szybko głowę. Jego spojrzenie odnalazło mimowolnie przepołowiony korpus bez głowy, rąk i nóg po środku pokoju – pozostałości po wysadzonym w powietrze własnym granatem otyłym komandosie. Błądząc wzrokiem po biurze poszukiwaniu Natalii, odnajdywał jedną po drugiej jego nogi i ręce. W prawej dłoni komandosa, leżącej niecałe dwa metry od Szymona, tkwił nadal pistolet maszynowy tak, jakby był częścią ciała swego martwego właściciela.
Właśnie gdy Szymon zaczynał się zastanawiać, co się stało z towarzyszem poległego, zobaczył jak ten wychyla się zza resztek meblościanki. Wysoki mężczyzna nie miał już na głowie hełmu. Wystawiając głowę ze swej prowizorycznej kryjówki ściągnął z twarzy czarną maskę odkrywając tym samym mokre od potu blond włosy i naznaczoną strachem twarz. Lewa nogawka jego spodni była mokra od krwi. Mimo wszystko komandos trzymał mocno w rękach swoją strzelbę.
Szymon nawiązał kontakt wzrokowy.
Gdy blondyn go zobaczył, uniósł broń.
Szymon zamarł w bezruchu.
Po zdawałoby się trwającej wieczność chwili mężczyzna rozmyślił się. Opuścił broń i zaraz zaczął lustrować resztę spustoszonego pokoju.
Przypomniał sobie Natalię, pomyślał Szymon.
Korzystając z okazji, że czarownica zniknęła – nie łudził się, że pozbył się jej raz na zawsze – wyszedł z kryjówki za sofą. Ruszył w kierunku pistoletu maszynowego rozerwanego na strzępy komandosa. Miał nadzieje, że wysoki blondyn zrozumiał, że obaj stoją po tej samej stronie barykady.
Ominął martwą studentkę. Na pierwszy rzut oka brunetka zdawała się w ogóle nie ucierpieć od eksplozji. W końcu dotarł do oderwanej ręki. Okazało się, że musi wyłuskać pistolet maszynowy z palców martwego komandosa, który najwyraźniej nawet po śmierci nie zamierzał dać się rozbroić. Cały czas zastanawiał się, gdzie jest Natalia.
A może naprawdę zginęła?, pomyślał czerpiąc nową odwagę z broni w ręku.
„Mówiłam ci przecież, Szymciu, że trupów nie da się zabić!” – usłyszał prawie natychmiast w myślach.
Panicznie rozejrzał się po pokoju.
Przed jego oczyma Natalia zmaterializowała się na podeście, nieopodal przewróconego siłą wybuchu na bok biurka. Wyglądała dokładnie tak jak w piątkowy wieczór.
Widząc, że ocalały komandos nadal rozgląda się bezradnie po biurze, a potem zabiera do opuszczenia swej kryjówki, Szymon podobnie jak uprzednio spróbował wysłać do mężczyzny mentalny obraz Natalii.
Jednak już na samym początku, gdy się koncentrował, poczuł zawroty głowy i strugę lepkiej cieczy płynącej z nosa. Pokój zaczął się rozmazywać przed jego oczyma.
Zdesperowany sięgnął do kieszeni i wydobył zeń zapalniczkę.
„Daj spokój, Szymciu… to nie ma sensu. Ze mną nie wygrasz!”
Zamiast odpowiedzi Szymon potarł kółkiem o krzemień, a gdy zabłysnął płomień podsunął go sobie pod dłoń.
Ból był nieziemski.
Był pewien, że krzyczał, mimo iż nic nie słyszał.
W końcu musiał się poddać.
Policzka miał mokre od łez, a na wewnętrznej stronie jego dłoni rósł właśnie wielki pęcherz, w ciągu paru sekund osiągając wielkość piłki golfowej.
Mimo wszystko Szymon czuł się dobrze – ból otrzeźwił go, a ogień odnowił jego moc.
Z bronią w ręku – trzymając pistolet maszynowy w obu rękach żałował, że poparzył sobie dłoń a nie przedramię – podniósł się z kucek. Wycelował w Natalię.
„Ty chcesz naprawdę ze mną walczyć…?” Czarownica roześmiała się w głos.
Zamiast odpowiedzi Szymon wysłał obraz Natalii do komandosa. Sam się zdziwił z jaką łatwością udało mu się tego dokonać. Jeszcze dzień wcześniej nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że coś takiego jest możliwe.
Ewolucja…, podsumował w myślach. Zdałem egzamin!
Jakby ktoś dał jakiś niewidzialny sygnał obaj mężczyźni jak jeden otworzyli ogień do czarownicy.
Szymon nie słyszał absolutnie nic, oprócz pisku w uszach – miał nadzieję, że spowodowane wybuchem ogłuszenie nie było nieodwracalne – ale widział jak w ścianie, na tle której stała Natalia pojawiają się małe dziury, tam gdzie on celował, i duże, w miejscach trafianych ze strzelby komandosa.
Obraz Natalii migotał za każdym razem, gdy kule przelatywały przez nią jak przez mgłę, ale poza tym najwyraźniej czarownica w ogóle nie ucierpiała. Jej śmiech stawał się z każdą chwilą coraz donośniejszy mutując w końcu do demonicznego chichotu, jaki nigdy nie mógłby się wydobyć z ludzkiego gardła. Dopiero wtedy Szymon pojął że śmiech Natalii rozbrzmiewa nie w rzeczywistości lecz w jego głowie.
Poczuł, jak pęcherz na jego poparzonej dłoni pęka zalewając broń lekko kleistą cieczą, a pistolet maszynowy w tym samym momencie przestaje podrygiwać w jego rękach.
Kątem oka zobaczył, że wysoki komandos jakby w transie przeładowuje swą strzelbę.
To nie ma sensu!, pomyślał w jego kierunku.
Blondyn spojrzał na niego ze zmarszczonym czołem. Jego usta poruszyły się bezgłośnie.
Nic nie słyszę. Ogłuchłem!, wyjaśnił Szymon w myślach. Chciałem powiedzieć, że tak jej nie zabijemy. Nie ołowiem…
Ducha nie da się zastrzelić! Szymon przerwał więc kontakt z komandosem, który znowu zabrał się za ładowanie broni.
„Wreszcie zrozumiałeś, co?” Głos Natalii rozległ się w jego mózgu.
Jeszcze nie wszystko… Nie rozumie na przykład, czemu mnie sama nie zabijesz, jeśli chcesz mnie martwego? Nie możesz, czy nie umiesz?
„Widzę, że nie jesteś w ciemię bity, Szymciu. To mi się już zawsze w tobie podobało. To prawda: nie możesz zginąć z mojej ręki… bo… bo to niezgodne z regułami!”
Teoria unifikacji?
„Wkrótce się dowiesz, kochanie. Ta tajemnica nie jest przeznaczona dla ludzkich uszu!”
Korzystając z odświeżonych oparzeniem sił – miał wrażenie, jakby ktoś w końcu naładował jego baterie – wysłał sondę mentalną do rannego komandosa.
Myśli mężczyzny przypominały mu zepsutą karuzelę. Ładując broń blondyn powtarzał w kółko: „To nie jest realne… to nie jest realne… to nie jest realne!”
Uspokój się!, odezwał się w myślach Szymon do niego osłaniając w myślach swe słowa tarczą mentalną i kierując je prosto do celu. Liczył, że w ten sposób czarownica nie usłyszy jego myśli. Chyba mam pomysł, jak się do niej dobrać. Posłuchaj…
„Oj, nieładnie, Szymciu.”, usłyszał głos Natalii. „Spiskujesz za moimi plecami?”
Nie ruszając się z miejsca Natalia nagle pojawiła się tuż przed nim.
„Widzę ją… teraz mi już kurwiszon nie ucieknie!” Usłyszał w głowie triumfalną myśl rannego komandosa. Poczuł wzbierającą w mężczyźnie nienawiść.
„Pocałuj mnie”, szepnęła czarownica w jego mózgu.
Panika dodała mu sił. Odrzucił bezużyteczny pistolet maszynowy i schylił się czym prędzej do leżącą u jego stóp martwej studentki. Złapał ją pod ramiona i podniósł zasłaniając się jej nagim ciałem,
Czuł – dzwonienie w uszach nie ustawało – jak trup w jego uścisku tańczy pochłaniając raz za razem wściekłe salwy śrutu ze strzelby komandosa przelatujące przez ducha Natalii jak przez mgłę.
Nie był w stanie skoncentrować się na tyle, by odnowić połączenie ze strzelającym – w obliczu zagrożenia jego koncentracja prysła jak mydlana bańka – i powiedzieć mu by przestał; musiał czekać aż ten opróżni magazynek.
Jego makabryczny taniec z trupem brunetki dobiegł końca, gdy jego partnerka przestała podskakiwać w Szymona objęciach.
Ryk rozczarowania Natalii rozdarł mentalną ciszę. Szymonowi zdawało się, że ktoś wziął jego mózg w imadło i teraz skręcał je coraz mocniej. Czuł krew płynącą z jego uszu.
Gdy mentalny dźwięk w końcu umilkł, Szymon ostrożnie spojrzał nad swą ludzką tarczą na komandosa, licząc na to, że ten nie ładuje na nowo strzelby, aby wznowić kanonadę.
Ranny klęczał na podłodze.
Dopiero teraz Szymon zauważył, że zarówno uszy jak i nos mężczyzny krwawią.
To pewnie po wybuchu…
Nawet z oczu klęczącego płynęła krew mieszając się z jego łzami. Zacięty i równocześnie zrozpaczony wyraz jego twarzy świadczył o tym, że walczy on sam ze sobą.
O krok przed komandosem stała Natalia z podniesionymi w górę rękoma. Przypominała dyrygenta na sekundę przed rozpoczęciem koncertu.
W tym samym momencie, gdy czarownica opuściła ręce, Szymon upuścił trupa brunetki.
Podziurawione jak sito zwłoki osunęły się bezgłośnie na ziemię.
Wiedząc, że nie ma czasu do stracenia skoczył w kierunku rannego, który właśnie przeładowywał strzelbę.
Nie!, krzyknął w myślach.
„TAK…”, usłyszał w odpowiedzi głos Natalii pod adresem komandosa. „To twoje przeznaczenie…”
Jednym zdecydowanym ruchem mężczyzna podłożył sobie strzelbę pod brodę.
NIEEE!!!
Mężczyzna pociągnął za spust.
Szymon szybko zamknął oczy wzmacniając tym samym mimowolnie mentalną więź z komandosem.
Nagle nie słyszał już nic: żadnych uczuć, żadnych pożegnalnych słów – czuł się, jakby ogłuchł po raz drugi. W jego głowie brzęczał monotonny szum zakłóceń, jakby właśnie zgubił stacje w radiu.
Żołądek podszedł mu do gardła.
Szybko otworzył oczy.
Głowa komandosa zniknęła, a korpus właśnie padał u stóp czarownicy jak świeżo ścięte drzewo.
Widok wyzwolił w nim konwulsje od żołądka aż po gardło. Zanim się zorientował, co się dzieje, leżał na dywanie i wymiotował.
Żółć piekła go w przełyku.
W końcu atak przeszedł.
Minął moment – Szymonowi zdawało się, że trwa bez ruchu całą wieczność. Otumaniony uklęknął wpatrując się jak zahipnotyzowany w leżącego między frędzlami puszystego dywanu, samotnego zęba.
Zastanawiał się głupkowato, czy to jego ząb, a jeśli nie, do którego z komandosów należał.
„Widzisz, Szymciu? Nie ma sensu ze mną walczyć!”
Podniósł wzrok.
Natalia – nadal miała na sobie piątkową iluzję – stała teraz na tle otwartych drzwi wejściowych poprawiając lewą ręką włosy i uśmiechając się doń niedwuznacznie.
Zauważył, że brakuje jej prawej dłoni i przypomniał sobie od razu, że to właśnie w tej dłoni duch czarownicy tuż przed wybuchem granatu trzymał zawleczkę.
Przez głowę strzelił mu szalony pomysł. Stłumił jednak od razu w zarodku nie chcąc, by Natalia – był pewien, że podsłuchuje – dowiedziała się, iż właśnie odkrył jej piętę Achillesa.
Ektoplazma…
„Co?”
Wiedział, że Natalia specjalnie pokazała się między nim a drzwiami licząc na posiłki dla martwych komandosów, które prawdopodobnie nie stawiając żadnych pytań od razu otworzą ogień.
Tak więc mam zginąć?, zapytał, aby odwrócić uwagę czarownicy od jego myśli o ektoplazmie.
„To nasz ślub, Szymciu! Powiedz po prostu, że chcesz być ze mną na zawsze…”
Podświadomie podjął w tym samym momencie decyzję, gdy szalona myśl zaświtała w jego głowie. Teraz musiał ją już tylko obrócić w czyn.
Zapomnij! Nieważne czy żywy, czy martwy… nigdy cię nie będę kochał!
„Ale…” Czarownica zmarszczyła brwi zdezorientowana. „ … opór nie ma sensu. Sam wiesz! Jesteśmy sobie przeznaczeni!”
Nie jesteś w moim typie!
„Co to za bzdury? Jako duchy możemy przybrać dowolną postać.”
Tu nie chodzi o wygląd.
„Szymciu, nie drażnij się ze mną! Nie wiesz nawet jak bardzo za tobą tęskniliśmy.”
Potrzebował chwilę zanim zrozumiał.
To nie było moje dziecko. Całe miasto wiedziało, że jesteś puszczalska!
„CO? To nieprawda!”
A poza tym masz jeszcze drugiego bachora, z tym tam! Wskazał palcem w kierunku sofy nie odwracając się. Nadal nic nie słyszał, ale szacował, że w każdej chwili mogą zjawić się w pokoju kolejni komandosi. Postanowił zaostrzyć ton rozmowy. Nie mówiąc już o tym, że nawet nie umiesz dobrze zrobić loda.
„Szymon, nie wkurwiaj mnie! OSTRZEGAM!”
Ta tu umie. Pokazał na zwłoki studentki. Po śmierci z nią się chajtnę!
„TY…” Wściekłość zmieniła twarz czarownicy w upiorną maskę. Najwyraźniej nie panującej więcej nad swymi emocjami popuściła jej koncentracja. Z pod przykrywającej jej twarz iluzji zaczęło wyłaniać się jej prawdziwe oblicze: gnijąca i sucha jak papier skóra opinała okoloną koroną rzadkich, łamliwych włosów czaszkę i puste oczodoły. Szczerząc namiastki zębów jak wściekłe zwierzę Natalia rzuciła się na Szymona.
Cofnął się szybko w kierunku okna wchodząc na podest. Wiedział, że aby go zaatakować czarownica będzie musiała ucieleśnić się w rzeczywistości chociażby na moment za pomocą ektoplazmy, i miał nadzieje – wydedukował to z faktu jej brakującej dłoni –, że wtedy może ona zostać zraniona.
TERAZ! Gdy była tuż przy nim złapał ją za ramiona i poczuł opór.
Zaraz wzmocnił chwyt obracając się przy tym na pięcie i wykorzystując impet Natalii popchnął ją w kierunku okna. Sto osiemdziesiąt stopni dalej puścił ją.
Czarownica rozbiła bezgłośnie szybę i po nieudanej próbie uchwycenia się spuszczonej do połowy żaluzji zniknęła za oknem.
Nie do końca wierząc, że jego plan naprawdę się powiódł, Szymon podszedł bliżej okna i stając pod osłoną bocznej ściany – nie zapomniał ani o czyhających na zewnątrz snajperach ani o losie swego sobowtóra – zerknął na dół.
Na chodniku pod Collegium Novum zbierał się tłum. Studenci, turyści jak i straż miejska, wszyscy gapili się w górę.
Nie zauważył ciała.
Jakiego ciała? Przecież Natalia to duch! Mimo to liczył na jakiś dowód tego, że mu się powiodło.
Rozesłał sondę mentalną po całym budynku napawając się swą nową mocą.
Usłyszał myśli pięciu mężczyzn wspinających się właśnie po schodach. Mieli rozkaz nie brać jeńców.
Właśnie postanowił uciekać, gdy nagle poczuł, że robi się wokół niego bardo zimno.
Włosy na całym ciele stanęły mu dęba.
Powoli odwrócił się.
Tuż przed nim stało podziurawione jak sito, nagie ciało studentki. Brakowało jej bez mała pół twarzy, w tym nosa i prawie całej górnej szczęki, jedno oko dyndało na wysokości policzka trzymając się tylko na nerwach. Mimo to brunetka próbowała się uśmiechać.
Jej ręce chwyciły Szymona za dłonie i przyciągnęły do siebie.
„Pocałuj mnie, Szymciu!”, usłyszał znajomy głos w głowie.
Trup studentki przekrzywił głowę w bok, po czym przycisnął krater zakrwawionych kości i chrząstek do jego twarzy. Szymon poczuł jak zimne pozostałościami języka próbują wtargnąć do jego ust.
Wydał z siebie zduszony krzyk wstrętu i wyrwawszy się z objęć trupa cofnął instynktownie o krok.
Nagle jego stopa nie znalazła oparcia. Rozpaczliwie zamachał rękoma starając złapać się ręką ściany i tak uchronić się przed upadkiem. Mimowolnie pomyślał jeszcze raz o swoim sobowtórze, który zastrzelony przez snajperów również wypadł z okna.
„Swojego przeznaczenia nikt nie jest w stanie odmienić…” Usłyszał głos Natalii. Nienaruszonym okiem trup studentki wpatrywał się weń z miłością. „Jedyne na co człowiek ma wpływ, to jaką drogą dotrze do celu!”
Szymona poparzona ręka nie utrzymała ciężaru jego ciała.
wywaliłem bolda...
"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066
No to gratulacje!