- Opowiadanie: Miłosz Bagiński - Dzień zmęczonej wiosny

Dzień zmęczonej wiosny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dzień zmęczonej wiosny

Ponury Kosiarz przewidział apokalipsę na pierwszy dzień zmęczonej wiosny. Niczego nie rozumiałem. – Czym jest zmęczona wiosna? – pytałem. – I kiedy nadejdzie?

Ponury nie odpowiadał. Później, kiedy już trochę podpił, zdarzało się, że powiedział to i owo, jednak zawsze, nie wiedząc czemu, swoje tajemnice przedstawiał zdawkowo. Wielce dziwiły nas te jego zagrywki, bowiem nie zdawaliśmy sobie sprawy, że może go obowiązywać przysięga. Wygadał się przypadkiem, kiedy odprowadzał duszę jakiejś ślicznoty. Natknęliśmy się wówczas na siebie przed bramą cmentarza. A ja, ot tak, dla żartu, rzuciłem:

– Ej, Ponury, co dzisiaj powiesz?

Uśmiechnąłem się przy tym szeroko. Wtedy Ponury, jakby bez zastanowienia, wypalił:

– Zabiliby mnie za zdradę, daj spokój…

Wzdrygnąłem się. – A jednak – rzekłem – a jednak jest ktoś nad tobą. Ale kto? Bóg?

Machnął ręką. – Z Bogiem jestem na ty.

I stałem tak nieruchomo, dopóki nie zniknął za furtką wraz ze swoją blondyną.

 

***

 

Kolejnym z niematerialnych przyjaciół był Ponury Karzeł, nieudana kopia Kosiarza. Mógł mieć co najwyżej niecałe półtora metra. Jego stopy i dłonie, choć nieproporcjonalnie duże, były niezwykle sprawne, dzięki czemu przebiegnięcie drogi z cmentarza do mojego mieszkania zajmowało mu niecały kwadrans.

– Masz coś smacznego? – pytał. – Ale nie salami, dla mnie za ostre, żołądek się męczy – pogładził się po brzuchu. – Byle szybko, bo wolałbym się na nikogo nie natknąć.

Sądziłem, że miał na myśli ludzi. – Więc w czym problem? Zjesz, napijesz się, odpoczniesz i wrócisz, kiedy wszyscy będą już spali.

– Jacy wszyscy? – zapytał.

– No, sąsiedzi i tak dalej.

Spojrzał na mnie obojętnie. – Oni i tak by nie uwierzyli, że mnie spotkali. Bardziej boję się Prochowca.

Prochowcem nazywał Kosiarza.

– Jak wolisz – odparłem. – Zajrzyj do lodówki i do barku, częstuj się czym chcesz.

Podziękował skinieniem głowy i pognał w stronę kuchni. Zawsze przychodził się tylko najeść, ale to mnie nawet cieszyło, bo o czym rozmawiać ze źle przekalkowanym stworem? Nie było mi dane zrozumieć jego lęku przed Prochowcem. Mimo ciągłego rozmyślania nad sensem skrywania się przed kimś tak bliskim, pojąłem, że strach trwa dłużej od miłości i Kosiarz zdaje sobie z tego sprawę. Między nim a Karłem coś musiało się zmienić, przecież przyjaźń nie może być wieczna.

 

***

 

Ponury zawsze wiedział więcej. Zadawał mnóstwo pytań, chociaż znał odpowiedzi.

– Rozmawiałeś z nim? Był u ciebie wczoraj? – wypytywał, mając na myśli Karła. – Niech go szlag, gdzieś zniknął.

– Ale gdzie?

– Gdybym wiedział. Tak to jest, kiedy na świat posyła się kogoś, kto nie potrafi zapanować nad własnym tyłkiem.

Wzruszyłem ramionami. – Prędzej czy później wróci, przecież wiesz. Nie pierwszy i nie ostatni raz się ulotnił.

– Co racja to racja – przyznał – ale zaczyna mnie drażnić. Wszyscy się na mnie wściekają, jakby to była moja wina, że puszcza się na lewo i prawo.

– Puszcza się? – i tu wygiąłem wargi w lekkim uśmiechu. – Co chcesz przez to powiedzieć? Spotyka się z kimś?

– Taa… – odburknął. – Z własnym cieniem.

Zastanowiłem się chwilę. – Skoro jest niegroźny, zapomnij o nim. Jednego możemy być pewni: wróci. To kwestia czasu.

Pokiwał głową.

– Ale ten czas jest, cholera, ważniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

Byłem zaskoczony. Zapytałem, co jest tego powodem, ale Ponury, zgodnie ze swoim zwyczajem, syknął coś pod nosem i odszedł. Przyzwyczaiłem się do jego humorów, więc nie zrobiły na mnie wrażenia.

 

***

 

Zdążyłem zasnąć, gdy z parapetu wyrosła znajoma postać. – Otworzysz? – zapytała. To Ponury Karzeł. Z miejsca przyjrzałem mu się uważnie.

Rozejrzał się wkoło, po czym wyszeptał:

– Prochowiec cię szuka.

Zaśmiałem się. – Ma ochotę na coś mocniejszego? Niech wpadnie. Dostałem koniak.

Twarz Karła pobladła. – Jemu chodzi o twoją duszę. No, o twoją śmierć.

Zesztywniałem. – O czym ty mówisz? Ponuremu? Przecież jesteśmy kumplami.

– Ale nie żyjecie na dzikim zachodzie, gdzie facet w czarnym płaszczyku o wszystkim decyduje. Zapamiętaj moje przestrogi – i momentalnie dopadł do okna.

 

***

 

Karzeł to wariat, mówiłem w duchu. Las budził się. Zaśnieżone alejki ożyły głosami ptaków, przymrożony puch pękał pod butami. Jedynie jakiś kot wciąż wylegiwał się w cieniu.

– To już marzec, a wszystko jest jak było.

Miałem rację, nie zmieniło się nic. Z wyjątkiem niespodziewanej śmierci Ponurego Karła. Zgasł z niewiadomych przyczyn w piątek trzynastego.

– Oj, gdybyś to widział – mruknąłem. – Chyba byłbyś zadowolony: brudny śnieg, brzydki zapach. Raj w sam raz dla ciebie… jaki raj, skoro nie odpowiada każdemu?

Przypomniałem sobie jego słowa: „Ponury cię szuka". Pewnie zwariował, biedaczek, na stare lata. Prochowiec był naszym najlepszym kumplem, znaliśmy się od dawna. Ledwie nauczyłem się mówić, a już wpadali do prababci na pogawędki. Pamiętam, że zawsze się uśmiechali i przynosili jakieś upominki. A kiedy mama pytała, od kogo są te bombonierki, babcia zmuszona była dopuszczać się kłamstwa. I dopiero teraz, po latach, zrozumiałem, iż skazywali ją na grzech. Zmarła krótko po moich szóstych urodzinach.

Zatrzymałem się. Berghaus, ulubiona kryjówka obu Ponurych. Szkoda, że już nigdy nie spotkamy się tam w trójkę.

Wróciłem na ścieżkę, przecież czas upływał. Lecz odwróciłem się ten jeden jedyny raz, by rzucić okiem na ruiny.

– Pragnę, byś miał samego siebie w opiece – doszło do moich uszu, nim zanurzyłem się w śniegu. Dopiero po paru dniach w lokalnej gazecie pojawiła się wzmianka o morderstwie na tle rabunkowym. Zrozumiałem przepowiednię apokalipsy. Była skierowana w stronę zatraconego przyjaciela – we mnie. Nie musiała dotyczyć nikogo poza mną. Patrząc z góry odnosiłem wrażenie, iż wszystko, co widzę, jest mi dziwnie dalekie. Pewnie za sprawą dłużącej się zimy i zmęczonej wiosny.

 

 

Koniec

Komentarze

Kosiarz dosiągł najwierniejszych - "dosięgnął" lub "sięgnął po".

Czyta się lekko i szybko. Zdecydowanie mniej chaotyczne niż poprzedni twój tekst, ale i tak można by je nieco poprawić w tym zakresie. Momentami zupełnie nie wiadomo, o czym postaci gadają. Jeśli zamierzasz pozostawiać niedomówienia bez żadnego wyjaśnienia, to czasem lepiej w ogóle je pomijać.

Podobało mi się bardziej niż poprzednie, choć bez rewelacji. Chętnie przeczytałbym coś dłuższego twojego pióra.
Pozdrawiam

Czyta się rzeczywiście lekko i z zainteresowaniem. Tylko jakoś zgubiłam się pod sam koniec. Ale to może wina dzisiejszego dnia. To nie jest dobry dzień dla naukowca.

Cześć,

dziękuję za uwagę Rhei.

Eferelin - chętnie poprawię, ale może powiedz konkretnie, które momenty są dla Ciebie niezrozumiałe. Ja zbyt długo gapię się w ten tekst, żeby cokolwiek zauważyć. W ogóle wydaje mi się, że większych niedomówień nie ma, ale mogę być w błędzie.

Tak czy owak, cieszę się, że Waszym zdaniem tekst jest lepszy od poprzedniego. Teraz muszę się postarać.

A co do "dosiągł":

http://www.sjp.pl/co/dosi%C4%99gn%C4%85%C4%87

Tak, czyta się leciutko, tekst przed oczami mija szybko, na większe błędy nie zwraca się uwagi, ale samo opowiadanie, mnie osobiście, jakoś nie wciąga - jakby czegoś mu brakowało. Może to tylko moje odczucie, ale jakoś mnie nie przekonuje.
Pozdrawiam.

Ze sformułowaniem "dosiągł" się do tej pory nie spotkałem, dlatego zwróciłem na nie uwagę. Jeśli chodzi o niezrozumiałe momenty to:
- nie rozumiem o czym jest rozmowa w pierwszym fragmencie i jaki ma związek z resztą tekstu,
- dlaczego Ponury Karzeł w drugim fragmencie nie chce się na nikogo natknąć?
- po przeczytaniu nie wiem, czym jest zmęczona wiosna.
Być może powyższe kwestie są oczywiste, ale ja po całym dniu ich po prostu nie zrozumiałem.

Dziękuję, Eferelin, tekst zabieram, ale niedługo wrócę z powrotem.

W takim bądź razie życzę miłego wypoczunku! ;)

Niedopowiedzenia umiejetnie użyte budują nastrój, ale kiedy jest ich za dużo - meczą. Niestety tak jest w tym tekście. Chociaż teoretycznie ostatni fragment wyjaśnia początek, ja go nie zrozumiałam. Oczywiscie w takich sytuacjach niekoniecznie cos nie tak musi być z tekstem, równie dobrze może być problem z nieuwaznym czytelnikiem ;) Dlatego nie wiem jak tekst ocenić.

Nowa Fantastyka